Rozwój taktyki w ciągu Wielkiej Wojny - William Balck - ebook

Rozwój taktyki w ciągu Wielkiej Wojny ebook

William Balck

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Generał porucznik William Balck (1858–1924) był niekwestionowanym autorytetem w sprawach taktyki jeszcze przed I wojną światową – nie tylko w Niemczech ale i w całym ówczesnym świecie. Jego książki – a przede wszystkim wielotomowa „Taktyka”, wydawana wielokrotnie do 1915 r. – cieszyły się dużą popularnością wśród oficerów i tłumaczone były na wiele języków. W czasie Wielkiej Wojny Balck dowodził najpierw brygadą na froncie wschodnim, a potem różnymi dywizjami na froncie zachodnim. Wielokrotnie wyróżnił się w walce i odznaczony został najwyższym niemieckim orderem Pour le Mérite.

Po zakończeniu wojny generał Balck postanowił opisać to co wydarzyło się w sferze taktycznej w latach 1914–1918. „Rozwój taktyki w ciągu Wielkiej Wojny”, po raz pierwszy wydany w 1920 r., okazał się bestsellerem. Świetny znawca zagadnień taktycznych, ale przecież i praktyk, napisał książkę, którą błyskawicznie przetłumaczono na hiszpański, rosyjski, polski, angielski i grecki.

Na tle coraz obszerniejszej literatury poświęconej I wojnie światowej, książka generała Balcka prezentuje się jako dzieło szczególne. Po dziś dzień pozostaje jedną z najlepszych analiz zmian taktycznych w ciągu Wielkiej Wojny, wciąż wywierając swój wpływ, choć już nie na wojskowych, a na historyków i osoby zainteresowane I wojną światową. Dzięki lekturze „Rozwoju taktyki…” możliwe jest lepsze zrozumienie przebiegu tego konfliktu, a także przyczyn, dla których pochłonął on taki ogrom ofiar.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 523

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału:Entwickelung der Taktik im Weltkriege
Reedycja wydania polskiego z 1921 r.
Tłumaczenie:Tadeusz Różycki
Redakcja:Tadeusz Zawadzki
Współpraca redakcyjna i korekta:Jolanta Wierzchowska
Projekt graficzny serii i okładki:Teresa Oleszczuk
DTP, szkice, mapy:Tadeusz Zawadzki
Copyright © 2012 by Tetragon sp. z o.o.
Fotografia na okładce i na stronie tytułowej:Piechota niemiecka na podczas walk o wzgórze Le mort homme pod Verdun, 15 III 1916 r.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Wydawca: Wydawnictwo Tetragon Sp. z o.o. 00-836 Warszawa, ul. Żelazna 41 lok. 21 e-mail:[email protected]
Książki można zamówić na:www.tetragon.com.pl
ISBN 978-83-63374-72-3
Konwersja:eLitera s.c.
.

Książki Wydawnictwa Tetragon

Seria „Monografie”:

Jarosław Centek, Reichsheer ery Seeckta (1921–1926)

Jarosław Centek, Korpus Gwardii w bitwie pod Gorlicami

Waldemar Rezmer, Operacyjna służba sztabów Wojska Polskiego w 1939 roku

Robert Citino, Ewolucja taktyki Blitzkriegu. Niemcy bronią się przed Polską 1918–1939

Przemysław Benken, Ap Bac 1963

Przemysław Benken, Hamburger Hill 1969

Emile Allehaut, Walka piechoty. Studium ilustrowane konkretnymi wypadkami z wojny 1914–1918 roku

William Balck, Rozwój taktyki w ciągu Wielkiej Wojny

Frédéric-Georges Herr, Artyleria. jaka była, jaka jest i jaka powinna być

Pascal-Marie-Henri Lucas, Rozwój myśli taktycznej we Francji i w Niemczech podczas wojny 1914−1918 r.

Giulio Douhet, Panowanie w powietrzu. Przypuszczalne formy przyszłej wojny oraz ostatnie artykuły

Kamil Anduła, 1. Warszawska Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte

Klemens Nussbaum, Historia złudzenia. Żydzi w Armii Polskiej w ZSRR 1943–1945

Juliusz S. Tym, Pancerni i ułani generała Andersa. Broń pancerna i kawaleria pancerna Polskich Sił Zbrojnych na Środkowym Wschodzie i we Włoszech 1941–1946

Juliusz S. Tym, Szkolić…, Doskonalić…, Być w gotowości do…

Juliusz S. Tym, Wielkopolska Brygada Kawalerii w kampanii 1939 roku

Juliusz S. Tym, Najnowocześniejsza armia II Rzeczypospolitej. Rzecz o motoryzacji wojska Polskich Sił Zbrojnych

Łukasz Przybyło, Doktryny wojnne. Historia i ocena

Seria „Morska”:

Michał Glock, Flota Czerwona na Morzu Czarnym, t. 1: Wielka improwizacja 1941–1942

Michał Glock, Flota Czerwona na Morzu Czarnym, t. 2: Wymęczone zwycięstwo 1943–1944

Michał Glock, Flotylla Kaspijska 1722–1945. Zarys dziejów

Krzysztof Kubiak, Rajd na St. Nazaire. Między strategią a taktyką

Krzysztof Kubiak, W rytmie monsunu. Indyjsko-pakistańska rywalizacja na morzu 1947–1971

Ziw Almog, 13 Flotylla. Komandosi izraelskiej marynarki wojennej na Morzu Czerwonym 1967–1973

Seria „Żołnierze”:

Piotr Jaźwiński, Koń, koniak i kobiety. Tradycje i zwyczaje oficerów kawalerii II Rzeczpospolitej

Erich Ludendorff, Moje wojenne wspomnienia, cz. 1: 1914–1916

Erich Ludendorff, Moje wojenne wspomnienia, cz. 2: sierpień 1916–1917

Erich Ludendorff, Moje wojenne wspomnienia, cz. 3: sierpień 1917–październik 1918

Teodor Cetys, Z Warszawy do Warszawy. Zapiski cichociemnego

Paweł Sztama, Generał August Emil Fieldorf – biografia wojskowa

Awigdor Kahalani, Wyżyny odwagi

Seria „Dokumenty i Relacje”:

Andrzej Wesołowski (red.), Obrona Lwowa. Tom 1: Dokumenty 1–16 września

Andrzej Wesołowski (red.), Obrona Lwowa. Tom 2: Dokumenty 17–22 września

Andrzej Wesołowski (red.), 14. Wielkopolska Dywizja Piechoty. Relacje i wspomnienia

WSTĘP DO WYDANIA 2012 R.

Generał William Balck i jego analizarozwoju taktyki w I wojnie światowej

William Henry August Friedrich Konrad Balck urodził się 19 października 1858 r. w Osnabrück w Dolnej Saksonii. Jego dziadek w czasie wojen napoleońskich rzucił studia w Getyndze i udał się do Wielkiej Brytanii, gdzie wstąpił w szeregi Królewskiego Legionu Niemieckiego. Wkrótce został oficerem, a nawet trafił do sztabu Arthura Wellesleya, późniejszego księcia Wellington. Ożenił się z przyjaciółką żony głównego lekarza armii brytyjskiej w Hiszpanii, która jeszcze w trakcie tej kampanii urodziła mu dwóch synów[1].

Dziadek Balcka zmarł w 1812 r., a po zakończeniu wojen napoleońskich wdowa po nim wróciła do Niemiec do swej siostry, gdzie niedługo poźniej zmarła. Osierocony ojciec generała dzięki wsparciu wicekróla Hanoweru, Adolpha Friedricha, księcia Cambridge, został wkrótce adoptowany przez nadwornego kapelana króla Jerzego IV. Otrzymał również patent oficerski w 93rd (Sutherland Highlanders) Regiment. Jego brat również został oficerem, ale w armii hanowerskiej, zginął jednak w wypadku. Wówczas podpułkownik Georg Philipp Balck, który wskutek udaru stracił wzrok, wrócił do Niemiec i poślubił narzeczoną swego zmarłego brata[2]. Była nią Sophie Charlotte Elise Lütgen, która również wywodziła się z rodziny oficerskiej – była córką hanowerskiego generała majora[3].

Z takimi korzeniami los Williama Balcka w zasadzie był przesądzony – w grę wchodziła jedynie kariera wojskowa. Tak się też stało i jako młody nastolatek został skierowany do Korpusu Kadetów w Plön. Po jego ukończeniu w 1876 r. trafił jako chorąży (Fähnrich) do 78. (Wschodniofryzyjskiego) Regimentu Piechoty Księcia Wilhelma Brunszwickiego [Infanterie-Regiment Herzog Friedrich Wilhelm von Braunschweig (Ostfriesisches) Nr. 78], który stacjonował w większości w rodzinnym Osnabrück. Rok później otrzymał stopień podporucznika (Sekondeleutnant). 1 października 1889 r. został odkomenderowany na studia na Akademii Wojennej (Kriegsakademie), które odbywał do lutego 1892 r. Ukończenie tej prestiżowej uczelni było swoistą przepustką do najwyższych stanowisk w armii[4].

Po studiach na Akademii Wojennej, awansowany do stopnia kapitana, objął dowództwo kompanii w swoim macierzystym regimencie. Nie zabawił na tym stanowisku zbyt długo, gdyż już we wrześniu 1893 r. skierowano Balcka do Szkoły Wojennej (Kriegsschule) w Gdańsku, a następnie w lipcu 1895 r. do Engers nad środkowym Renem, gdzie był wykładowcą taktyki[5]. Szkoły wojenne kształciły kandydatów na oficerów, którzy trafiali do nich po odbyciu służby w linii i przygotowywali się w nich do złożenia egzaminu oficerskiego.

W lipcu 1898 r. został ponownie dowódcą kompanii, tym razem jednak w 56. (7. Westfalskim) Regimencie Piechoty Vogel von Falckenstein [Infanterie-Regiment Vogel von Falckenstein (7. Westfälisches) Nr. 56]. Pozostał na tym stanowisku nieco ponad rok[6].

W latach 1899–1904 już w stopniu majora Balck służył w „mózgu armii” – czyli w Sztabie Generalnym[7]. W 1901 r. został członkiem Komisji ds. Szkół Wojennych (Studienkommission für die Kriegsschulen) nadzorującej te uczelnie[8].

Po tym okresie został dowódcą batalionu w 19. (2. Poznańskim) Regimencie Piechoty „von Courbiére” [Infanterie-Regiments „von Courbiére“ (2. Posensches) Nr. 19]. Była to standardowa praktyka w przypadku oficerów Sztabu Generalnego, polegająca na rotacyjnej zamianie służby „sztabowej” na „frontową”. Ta ostatnia miała dać im nieco odpoczynku, a także utrzymać więź z oddziałami i zapobiec wyobcowaniu[9].

Kolejnym przydziałem dla majora Balcka było stanowisko „oficera przy sztabie” 46. (1. Dolnośląskiego) Regimentu Piechoty Hrabiego Kirchbacha [Infanterie-Regiment Graf Kirchbach (1. Niederschlesisches) Nr. 46], które objął w styczniu 1906 r. W trakcie służby w tym regimencie, z okazji urodzin cesarza Wilhelma II William Balck został 27 stycznia 1907 r. awansowany do stopnia podpułkownika[10]. Jego kariera rozwijała się dalej i w 1910 r., w dzień kolejnych urodzin monarchy, został pułkownikiem, a następnie mianowano go dowódcą 61. (8. Pomorskiego) Regimentu Piechoty von der Marwitza [Infanterie-Regiment von der Marwitz (8. Pommersches) Nr. 61], który wówczas w całości stacjonował w Toruniu[11].

18 kwietnia 1913 r. został awansowany do stopnia generała majora i przeniesiony na stanowisko dowódcy LXXXII Brygady Piechoty w Colmarze[12]. Ostatnim przydziałem w czasie pokoju było stanowisko Inspektora Telegrafii Polowej [Inspekteur der Feldtelegraphie], które objął z dniem 9 maja 1914 r.[13].

Zaraz po wybuchu wojny, 2 sierpnia 1914 r., został Szefem Telegrafii Polowej w Wielkiej Kwaterze Głównej [Chef der Feldtelegraphie im Großen Hauptquartier], a 7 grudnia mianowano go dowódcą IC Rezerwowej Brygady Piechoty[14], jednak spędził na tym stanowisku zaledwie 12 dni, gdyż został ranny w pierwszych dniach bitwy nad Bzurą–Rawką.

W sierpniu 1915 r., po okresie rekonwalescencji, otrzymał dowództwo 13 Dywizji Landwehry[15], która toczyła wówczas walki pozycyjne na spokojnym odcinku frontu zachodniego w Lotaryngii[16]. Pozostał na tym stanowisku do początku września 1916 r., kiedy to objął dowodzenie 51. Dywizji Rezerwowej, którą w drugiej połowie września przerzucono do bitwy nad Sommą w rejon styku pomiędzy siłami brytyjskimi a francuskimi. Od razu musiała stawiać czoło silnym uderzeniom nieprzyjaciela, tracąc w tych walkach nieco ponad 3000 oficerów i żołnierzy[17]. Generał Balck za swoją postawę w trakcie tej wielkiej bitwy materiałowej otrzymał miecze do Orderu Czerwonego Orła II Klasy z Liśćmi Dębu (Schwerten zum Roten Adler-Orden 2 Klasse mit Eichenlaub). Po bitwie nad Sommą dywizja Balcka trafiła do Szampanii, gdzie 15 lutego 1917 r. wzmocniona elementami 52. DRez. zdobyła wzgórze 185, ważny punkt obserwacyjny położony na południowy wschód od Ripont, Niemcy dokonali wyłomu szerokości 2500 m na głębokość 800 m. Do niewoli wzięto 900 żołnierzy nieprzyjaciela, a w ręce atakujących wpadły także instrukcje francuskiego generała Roberta Nivelle’a dotyczące planowanej przez niego wielkiej ofensywy wiosennej[18].

Balck został w marcu 1917 r. awansowany do stopnia generała porucznika, a w ciągu roku również odznaczony Orderem Korony II Klasy z Gwiazdą i Mieczami (Kronenorden 2. Klasse mit Stern und Schwerten). Najwyższe pruskie odznaczenie, order Pour le mérite, otrzymał 9 marca 1918 r. W uzasadnieniu pisano, że generał porucznik Balck wspaniale sprawdził się jako dowódca 51. Dywizji Rezerwowej. Osobiście wzór dzielności i nieustraszoności. Odznaczenie zostało przyznane za całokształt dowodzenia dywizją i niejako na pożegnanie ze służbą frontową, gdyż w chwili jego otrzymania był już gubernatorem wysp Hiumy, Saremy i Muhu i na tym stanowisku zastał go koniec I wojny światowej[19].

Ostatnim wysokim odznaczeniem nadanym Balckowi była Gwiazda do Orderu Czerwonego Orła (Stern zum Rotern-Adler-Orden mit Eichenlaub und Schwerten). W 1919 r. Balck został zdemobilizowany i przeszedł w stan spoczynku. Zmarł 15 czerwca 1924 r. w Aurich we Wschodniej Fryzji[20].

Warto nadmienić, że w 1892 r. ożenił się z Mathilde Jensen, córką szlezwicko-holsztyńskiego polityka. Miał z nią dwoje dzieci, w tym późniejszego generała wojsk pancernych Hermanna Balcka, urodzonego w 1893 r.[21].

William Balck napisał dzieło swojego życia jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. W oryginale nosiło ono tytuł Lehrbuch der Taktik (Podręcznik taktyki) i liczyło aż 6 tomów. Zostało przetłumaczone na angielski, hiszpański, grecki, turecki, włoski, japoński i rosyjski[22]. Tłumaczenie na język angielski powstało z chęci wykorzystania go jako podręcznika w nauczaniu taktyki. We wstępie do tego wydania dzieło zostało określone jako streszczenie zasad taktycznych, ich interpretacji oraz stosowania w różnych armiach, rozważane w świetle poglądów taktycznych oraz metod panujących w Niemczech i rozwinięte licznymi przykładami z historii wojskowej. W ocenie tłumacza wartość tej pracy była tak oczywista, że jakikolwiek komentarz byłby zbyteczny[23].

William Balck pracował nad swoim dziełem przez dziesięć lat, zanim w 1897 r. ukazał się pierwszy tom pierwszego wydania. Poszczególne woluminy tego podręcznika poświęcone były formalnej taktyce piechoty; formalnej taktyce kawalerii i artylerii polowej; taktyce stosowanej; kawalerii i artylerii polowej oraz pieszej w polu; organizacji wojska, łączności, rozkazom marszom; kolejom, transportom morskim, czatom, kwaterom, rozpoznaniu, wyżywieniu oraz nauce o boju (ogólnej, bitwie, odwrotowi i pościgowi, walkom w nocy, walkom w lasach i miejscowościach, walkach o ciaśniny i linie rzek, walkach w górach, wojnie partyzanckiej i służbie etapowej.

W czwartym wydaniu swego podręcznika Balck zdołał wykorzystać nowe regulaminy francuskie, włoskie, belgijskie, amerykańskie, brytyjskie, a nawet szwajcarskie, wydane w pierwszej dekadzie XX w.[24]. Tym samym streścił poglądy taktyczne obowiązujące w chwili wybuchu I wojny światowej.

Dzięki swojemu Lehrbuch der Taktik Balck stał się znanym pisarzem wojskowym. Nie został jednak autorem jednego tylko dzieła. Jeszcze przed 1914 r. wydał wiele innych publikacji, jak choćby studia nad taktyką francuską[25], armią brytyjską[26] czy prac dotyczących zagadnień historycznowojskowych[27]. Nie bez znaczenia są jego rozważania poświęcone szkoleniu armii czy sztuce wojennej[28].

Po zakończeniu I wojny światowej, pod koniec swojego życia, opublikował jeszcze Kriegserfahrungen (Doświadczenia wojenne) wydane w 1921 r., Kleiner Krieg (Wojna partyzancka) z 1923, historię 10. (Hanowerskiego) Batalionu Strzelców (Hannoversches Jäger-Bataillon Nr. 10), opublikowaną w 1924 r., oraz słynny Rozwój taktyki w czasie Wielkiej Wojny (Entwickelung der Taktik im Weltkriege), którego pierwsze wydanie ukazało się w 1920 r. Bardzo szybko została ona przetłumaczona na hiszpański, rosyjski, polski, angielski i grecki[29].

W Niemczech książka Balcka stała się bardzo poczytną lekturą i w nieco ponad rok cały nakład został wykupiony[30], co stało się przyczyną opublikowania w 1922 r. drugiego, poprawionego i rozszerzonego wydania.

Praca Balcka nie jest pozbawiona wymowy patriotycznej, gdyż jak sam pisał w przedmowie do wydania drugiego, jego celem było pokazać, bez naruszania dydaktycznej istoty książki, co wobec przewagi wrogów osiągnęły niemieckie bohaterstwo, ofiarność i poświęcenie, a także napisać, jak niemieckie wychowanie w czasie pokoju umożliwiło takie czyny[31]. Nie omieszkał także stwierdzić, że mogliśmy mieć przynajmniej pokój kompromisowy, gdybyśmy tego chcieli. Gorzka lekcja dla naszego narodu[32], co wydaje się świadczyć o tym, iż Balck wierzył w legendę o „ciosie w plecy”.

William Balck podzielił Rozwój taktyki... na dwanaście rozdziałów, częściowo ułożonych chronologicznie, a częściowo problemowo. Streszczanie ich w tym miejscu nie wydaje się celowe, warto jednak podkreślić kilka kwestii, które rzucają światło na to, jak poglądy generała przedstawiały się na tle innych niemieckich teoretyków, a także jak wyglądały w świetle obowiązujących wówczas regulaminów.

Balck w niniejszej książce dokonał analizy ostatniego projektu regulaminu wyszkolenia piechoty niemieckiej, którego pierwsza wersja ukazała się w styczniu 1917 r.[33], a druga rok później[34]. Należy przy tym podkreślić, że w czasie, gdy pisał on swe dzieło, był to obowiązujący regulamin wyszkolenia dla piechoty niemieckiej[35].

Omawiając bój nocny, stwierdzał, że lepiej nie strzelać, lecz szturmować z nienaładowaną bronią. Takie same stanowisko reprezentował podstawowy regulamin niemiecki Dowodzenie i walka broni połączonych (Führung und Gefecht der verbundenen Waffen). Według tej instrukcji, niezależnie czy nastąpiło przygotowanie artyleryjskie czy nie, należało wedrzeć się w szyki nieprzyjaciela z białą bronią[36]. Było to odbiciem panującego ówcześnie poglądu, iż w boju nocnym zwycięża ten oddział, którego porucznicy potrafią najgłośniej krzyczeć „hurraaa”[37].

Jednym z najistotniejszych fragmentów książki jest rozdział poświęcony wojnie pozycyjnej na froncie zachodnim w latach 1914–1917. Autor wyjaśnia genezę takiego sposobu prowadzenia działań wojennych, do którego dochodzi jego zdaniem, jeżeli żaden z obu przeciwników nie ma dostatecznych sił do złamania oporu strony przeciwnej [s. 36]. Jednocześnie zadeklarował się jako jego przeciwnik, stwierdzając wręcz, iż dobrowolne stosowanie metod walki pozycyjnej jest wyrzeczeniem się wszelkich pozytywnych celów wojennych, odsunięciem rozstrzygnięcia w nieskończoność i narzuceniem olbrzymich ciężarów na własny naród [s. 37]. Niemcy zdawali sobie doskonale sprawę z faktu, że dla nich wojna pozycyjna oznaczać będzie katastrofę, gdyż potencjalni przeciwnicy dysponowali przewagą materiałową[38]. Od tej konstatacji prowadzi prosta droga do poszukiwania zwycięstwa w działaniach manewrowych, podobnie jak to miało miejsce przed I wojną światową[39]. To zaś, w toku późniejszego rozwoju zarówno sztuki wojennej, jak i techniki, zaowocowało narodzinami koncepcji wojny błyskawicznej.

Balck scharakteryzował doświadczenia z wielkich bitew materialnych 1916 r. – Verdun i Sommy. Zwłaszcza w przypadku drugiej z nich pojawiły się pierwsze symptomy tego, co później nazwano obroną elastyczną – im lepiej przygotowano zaczepne prowadzenie obrony, im bardziej ogień przeciwnika skupia się na rowach czołowych, tym słabszą może być załoga przednich okopów [s. 57]. Nie mniej jednak należy zauważyć, że Falkenhayn wydał dyspozycję pozostawienia na pierwszej linii tylko słabej obsady w momencie, gdy przeciwnik rozpocznie wstrzeliwanie się. Z drugiej strony jednak ta koncepcja jeszcze nie wszędzie znajdowała zwolenników, gdyż – jak pisał książę Rupprecht – wówczas pierwsza linia zostaje zbyt łatwo stracona. Walki o jej odzyskanie powodują potem straty co najmniej tak duże, jak zaoszczędzono przez rzadszą obsadę podczas ostrzału[40].

Zagadnieniem wartym skomentowania są również poglądy generała Balcka na temat użycia czołgów. Przy omawianiu bitwy pod Cambrai stwierdził, iż nie można zaprzeczyć, że czołgi początkowo silnie niedoceniane okazały się bardzo skutecznym środkiem zaczepnym [s. 75]. Znaczenie tej bitwy dla rozwoju broni pancernej docenili później również tacy teoretycy jak Heinz Guderian[41] oraz Ludwig Ritter von Eimannsberger[42]. Należy jednak przy tym pamiętać, że w czasie, gdy Balck pisał swoje dzieło, w Niemczech panował pogląd, iż wozy bojowe są bronią głównie wojny pozycyjnej, a jedynie lekkie czołgi mogły znaleźć zastosowanie w działaniach manewrowych[43]. Zmiana nastąpiła dopiero w drugiej połowie lat dwudziestych pod wrażeniem manewrów odbywanych w Wielkiej Brytanii. Ówczesny szef Kierownictwa Wojsk Lądowych, generał Wilhelm Heye, nakazał prowadzenie ćwiczeń z atrapami czołgów nie tylko, jak dotychczas, w przerywaniu linii obronnych, ale również wychodzenia w przestrzeń operacyjną czy przewożenia makiet samochodami, by markować szybkie przegrupowywanie czołgów na kluczowe odcinki pola walki[44].

Wart przywołania w tym miejscu jest również rozdział „Natarcie piechoty w wojnie ruchowej”, gdzie generał Balck przeanalizował kolejno wszystkie aspekty i etapy działań tego typu. Najpierw omówił zagadnienie warunków natarcia, a następnie jego metodę. Nie omieszkał przy tym stwierdzić, iż armia niemiecka zawsze ze szczególnym upodobaniem uprawiała natarcie, w słusznym przekonaniu, że natarcie, narzucające przeciwnikowi prawo działania, jest silniejszą postacią walki [s. 142]. Co w zasadzie pokrywa się z obowiązującą także i w okresie międzywojennym doktryną niemiecką. Wówczas również twierdzono, że obrona – jeżeli ma przynieść pełen sukces – musi być jedynie stanem przejściowym[45].

Wspomnieć należy jeszcze o rozdziale dziesiątym dzieła generała Balcka, który został poświęcony omówieniu kwestii związanych z działaniami kawalerii na polu walki – broni wydawałoby się już przestarzałej. Wskazał, że przed Wielką Wojną zarówno Niemcy, jak i Francuzi uważali, że kawaleria powinna walczyć głównie konno, a walka pieszo miała być jedynie uzupełnieniem. Nakreślił także zadania, jakie stoją przed kawalerią podczas wojny – miała ona prowadzić rozpoznanie, osłaniać własne wojska oddziaływać na flanki i tyły nieprzyjaciela, utrzymywać łączność między poszczególnymi związkami operacyjnymi oraz być traktowana jako ruchomy odwód, używający koni jedynie do transportu. Te poglądy Balcka w znacznej mierze pokrywały się z paragrafami obowiązującego wówczas w Niemczech projektu regulaminu wyszkolenia kawalerii, który zalecał maksymalne wykorzystanie ruchliwości koni i spieszanie się nawet pod ogniem nieprzyjaciela[46]. Podobne stanowisko prezentował kilka lat później również generał kawalerii Max von Poseck, były inspektor kawalerii Reichsheer[47].

Przez karty Rozwoju taktyki w czasie Wielkiej Wojny przebija znawstwo tematu, które można osiągnąć jedynie przez wieloletnie studia. Generał William Balck dzięki pracy nad swym podręcznikiem taktyki poznał dogłębnie doktrynę najważniejszych armii, które później wzięły udział w Wielkiej Wojnie. Dzięki temu był w stanie dokonać syntezy przekształceń taktyki w czasie I wojny światowej, niejednokrotnie podpierając swoje przemyślenia doświadczeniami z wcześniejszych wojen, zwłaszcza wojny francusko-pruskiej.

Na tle coraz obszerniejszej literatury poświęconej I wojnie światowej, książka generała Balcka prezentuje się jako dzieło szczególne. Na przestrzeni tych 90 lat funkcjonowania w obiegu naukowym zatraciła wprawdzie swoje znaczenie jako materiał szkoleniowy z zakresu taktyki dla oficerów, niemniej jednak po dziś dzień pozostaje jedną z najlepszych analiz zmian taktycznych w ciągu Wielkiej Wojny, wciąż wywierając swój wpływ, choć już nie na wojskowych, to na historyków i osoby zainteresowanye I wojną światową. Dzięki lekturze Rozwoju taktyki w czasie Wielkiej Wojny możliwe jest lepsze zrozumienie przebiegu tego konfliktu, a także przyczyn, dla których pochłonął on taki ogrom ofiar.

Jarosław Centek

Żołnierze niemieckiego oddziału szturmowego ruszają do ataku(Bundesarchiv Bild 146-1974-132-26A)

Słowo wstępne

Generał Balck znany jest kołom wojskowym już sprzed wojny światowej ze swych prac taktycznych. Jego ostatnie dzieło Die Entwicklung der Taktik im Weltkriege jest jakby dalszym ciągiem tych przedwojennych prac i przedstawia nam ewolucją taktyki od 1914 do 1918 r., od zasad regulaminów przedwojennych przez wszystkie zmiany zapatrywań aż do zasad wynikłych z doświadczeń wojny światowej i stanowiących podstawę nowoczesnych powojennych regulaminów. Dla wszystkich wojskowych, którzy podczas wojny światowej nie walcząc na najcięższym froncie – jakim był bezsprzecznie front francusko-niemiecki – nie mieli sposobności naocznie obserwować ostatecznej i całkowitej ewolucji taktyki, oraz dla tych, których nie doszły do wiadomości instrukcje wielkich zachodnich mocarstw, wydane podczas wojny światowej, stanowi dzieło Balcka bardzo wartościowe kompendium, gdyż nie zadawala się tylko samym scharakteryzowaniem form nowoczesnej walki, lecz uzasadnia je, przytacza przykłady i często porównuje z walką określoną w regulaminach przedwojennych.

Dzieło Balcka odznacza się obfitością poruszanych kwestii oraz fachową bezstronnością, niewahającą się parokrotnie przed przyznaniem wyższości doktrynie francuskiej, mimo że praca tchnie nacjonalizmem niemieckim.

Wojskowość polska, zapoznawszy się bądź w drodze wyszkolenia, bądź przez studium nowoczesnych regulaminów polskich z taktyką potęg koalicyjnych, a przede wszystkim zwycięskiej Francji, znajdzie w dziele gen. Balcka te poglądy strony zwyciężonej, które stanowią doświadczenia jej krwawej klęski i na podstawie których Niemcy rozbudują swój przyszły sposób walki.

Tadeusz Kutrzeba

Podpułkownik Sztabu Generalnego.

Przedmowa autora

Tuż bezpośrednio przed wielką wojną miałem przygotować nowe wydanie mego sześciotomowego dzieła o taktyce, którego poszczególne tomy doczekały się już czwartego wydania. Porobiłem obszerne przygotowania, zgromadziłem cenny materiał w redagowanych przeze mnie sprawozdaniach o taktyce piechoty i broni połączonych w Löbell’s Jahresberichte. Już od pierwszego wydania mej książki przemawiałem za większym uwzględnieniem techniki i psychologii kierownictwa wojsk. Konieczność tę potwierdziła wojna światowa. Moja praca o taktyce uwzględniała taktyczne poglądy wszystkich wielkich potęg wojskowych przed wojną i z pewnością zawsze jeszcze będzie posiadała wartość w zagadnieniach natury ogólnej. Wielka wojna sprowadziła olbrzymie przemiany: przede wszystkim obok manewru okrążającego uwydatniła znaczenie walki o przełamanie frontu wojsk milionowych.

Dawno już zwracałem uwagę na nieuniknioną konieczność bitwy o przełamanie frontu, chociaż zdawałem sobie sprawę, że bitwa okrążająca „Cannae” jest łatwiejsza, prowadzi do większych powodzeń i prawdopodobnie będzie miała znaczenie rozstrzygające. Wiedziałem, że stawiało to mnie w sprzeczności z czynnikami miarodajnymi, chociaż nie zaprzeczałem korzyści, jakie daje bitwa okrążająca, a tylko podkreślałem konieczność przygotowania się do walki o przełamanie frontu. Wielka wojna potwierdziła słuszność mych poglądów. Od pierwszego dnia wojny starałem się zapoznać z nowymi zjawiskami i zebrane doświadczenie wyzyskać do wyszkolenia. Jeżeli teraz próbuję przedstawić rozwój taktyki w ciągu wielkiej wojny, to zdaję sobie sprawę z trudności, wobec braku autentycznych danych, jako podstawy do oceny. Z tych względów nałożyłem sobie duże ograniczenia przy omawianiu wydarzeń wojennych, od których stałem dalej i przede wszystkim uwzględniłem stosunki na zachodzie z punktu widzenia dowódcy oddziału. Jako metodę przedstawienia wybrałem opis rozwoju, ponieważ wyjaśni to nam, w jaki sposób doszliśmy do dzisiejszych poglądów, które inaczej, wobec poglądów z początku wielkiej wojny stanęłyby bez żadnych form przejściowych.

Może praca ta przyczyni się do utrwalenia doświadczeń, drogo okupionych krwią, które mogą być z łatwością zagubione, wobec rozwiązania naszej starej wypróbowanej armii. Niechaj stronice te przypomną, co zdziałały nasze wojska w walce z przeciwnikiem przeważającym liczbą i materiałem. Tak bohaterskie czyny były możliwe tylko dlatego, że należący do wojska w niezmordowanej pracy pokojowej zrobili wszystko, co było można uczynić dla wychowania obowiązkowości, ducha odpowiedzialności i śmiałości. Tylko pokrótce wspomniałem o rozwiązaniu wojska i mój temat kończy się na polu bitwy, a smutny obraz procesu rozkładowego i niedopisanie kraju, leży poza ramami taktyki.

Celowo unikałem omawiania przykrych walk wewnętrznych. Książka moja nie będzie ani oskarżała, ani też upiększała, a popełnionych błędów dotykałem tylko tam, gdzie było to koniecznością. Chodzi mi wyłącznie o przedstawienie, jak powstała nasza taktyka dzisiejsza, jak, opierając się na dobrym wyszkoleniu pokojowym, dostosowała się do coraz trudniejszych wymagań walki. Jeżeli wojna nie zakończyła się zwycięstwem na polu bitwy, to doprawdy nie jest to wina wojska i jego wodzów.

Będę szczególnie wdzięczny za wszystkie nadesłane mi poprawki i uzupełnienia.

Aurich (Fryzja Wschodnia).

Balck

generał-podporucznik

w polu dowódca 51. dywizji rezerwowej b. armii niemieckiej

ROZDZIAŁ I

Wyszkolenie pokojowi rzeczywistość wojenna

Zepsuło nas długie życie garnizonowe, a zniewieściałość, żądza zabaw i wygód osłabiły cnoty żołnierskie. Cały naród musi przejść szkołę nieszczęścia i albo zginiemy w czasie tego przesilenia, albo wyjdzie z tego coś lepszego, gdy zaznamy goryczy upadku. Tak pisał późniejszy marszałek polny v. Gneisenau pod wrażeniem pierwszych wypadków wojennych roku 1806. Tylko krwawa powaga wojny daje dostateczne świadectwo wartości pracy pokojowej; wówczas wychodzi na jaw, czy szkolenie wojska odbywało się według słusznych zasad, czy wojsko odpowiada wymaganiom wojny, czy na polu bitwy nie trzeba odrzucać nic z tego, czego uczono w czasie pokoju, albo też niczego istotnego nie douczać. Kto posiada rzeczywiste doświadczenie wojenne, ten prędzej zdobędzie powyższe wyszkolenie od tego, który wojnę poznał tylko z książek albo komu długotrwały pokój przysłonił wartość ostatnich doświadczeń wojennych. Austriacy w roku 1866, Anglicy w wojnie burskiej przewyższali swych przeciwników pod względem doświadczenia bojowego, a jednak nie brakło rozczarowań, już to dzięki temu, że wyprowadzono fałszywe wnioski z dawniejszych doświadczeń albo też wojnę kolonialną wzięto za wojnę rzeczywistą. La petite guerre gâte le militaire.

Austriacy, pisał marszałek Foch, jako dyrektor akademii wojennej, prowadzili dotąd wojnę nie rozumiejąc jej, gdy Prusacy wojnę studiowali i zrozumieli, nie prowadząc jej.

Równie niebezpiecznym, jak zniewieściałość, jest panoszenie się przyzwyczajeń[1], co się zdarza często przy bezmyślnym powtarzaniu jakiegoś sposobu, przerabianego na ćwiczeniach, albo też stosowanego przez przeciwnika.

Armia 1806 – jak ją v. Goltz nazywa – na ogół pilne, porządne i posłuszne wojsko zasnęła na wawrzynach Fryderyka Wielkiego.

Z obawy, by nie naruszyć tworów Fryderyka, w zasadniczych rzeczach dopuszczono do ich przestarzałości, zatrzymując dużą ilość niepewnych cudzoziemców, a wskutek tego także taktykę linearną i system magazynów. Pierwsza robi wojsko taktycznie ociężałym, a drugie operacyjnie, co było niesłychanym brakiem wobec armii francuskiej, niezwiązanej pod obu względami. Niedoświadczenie i niezręczność dowódców i wojska było przyczyną klęsk na polu bitwy, a nie linearna forma walki, bo jednocześnie armia angielska tą taktyką zwyciężała francuską taktykę kolumn. W natarciu rzutami, ćwiczonym przy każdej sposobności w czasie pokoju, upatrywano jedyną rękojmię zwycięstwa[2]. Aż do ukazania się regulaminu 1887 i w Niemczech przerabiano w batalionach, pułkach i brygadach natarcie szkolne, którego formy odpowiadały wymaganiom sztuki wojennej z początku szóstego dziesiątka lat i które było natarciem źle przygotowanym ogniowo. Bez dostatecznych środków ćwiczenie kończyło się odwrotem i obroną czworoboku batalionu przed natarciem jazdy. Również tzw. siedem cudów Schlichtinga wyrabiało fatalną taktykę przyzwyczajeń, dopóki nowy regulamin gruntownie ich nie usunął. Jakkolwiek postępowy był ten regulamin, to jednak przyzwyczajenia dawniejszych czasów długo jeszcze zachowały swą moc, osłabiając przez to wyszkolenie bojowe (na przykład zbytni nacisk na utrzymanie odstępów[3]).

Z „przyzwyczajeniami” nie ma nic wspólnego pielęgnowanie tradycji, której duch, a nie forma, musi być uszanowany; tylko wówczas, gdy forma tradycji będzie przeceniona, staje się ona przyzwyczajeniem przynoszącym szkodę wojsku.

Armia niemiecka przed wielką wojną pilnie pracowała i była daleka od popełnienia błędów, które armii 1806 wytykał Gneisenau. W imię ujednostajnienia nie była jednak i ona wolna od formalizmu, co już w roku 1892 major v. Małachowski w pięknym studium nazwał „taktyką przeglądów”. Major v. Małachowski zwrócił uwagę na różnicę między walką w pokoju i na wojnie, a taktykę przeglądów uznał za szkodliwą dla bojowego wyszkolenia wojska. Staranie o to, by wojsko dobrze wyglądało w dniu wielkich przeglądów i parad, przynosi mu ogromną szkodę, pisze Małachowski za gen. Gneisenau, a dalej mówi: taktyka, która opiera wszystko na regulaminowej równomierności, skomponowanej na placu ćwiczeń albo przy zielonym stoliku i zupełnie zbytecznej w czasie wojny, daje tylko widowisko i jest właśnie tą Revuetaktik. Podczas długich okresów pokoju taktyka przeglądów staje się najpoważniejszym wrogiem taktyki rzeczywistej, spychanej bez ustanku we wszystkich punktach na dalszy plan.

W końcu autor dodaje ostrzegająco: Maska taktyki przeglądów jest ciągle inna, istota rzeczy pozostaje ta sama. Następnie Małachowski zwraca się przeciw dążeniom w wojsku, mającym na celu zabezpieczenie sprawnego przebiegu ćwiczeń. Bojowych cnót i taktycznego zrozumienia dowódcy nie zastąpi żadna taktyka normalna, przynosząca rzeczywistej taktyce (scharfe Taktik) szkodę, gdyż odprowadza ją od prostoty i rzeczywistości. Niedomaganie tego rodzaju można usunąć tylko, opierając się mocno na doświadczeniach historii wojen. Taktyka przeglądów zadowala się formą zewnętrzną i zapomina zazwyczaj, że wojnę prowadzą ludzie przeciw ludziom i że na wojnie przede wszystkim wpływy duchowe posiadają znaczenie rozstrzygające.

Taktyka przeglądów może najbardziej zaszkodziła jeździe, jeszcze na manewrach jesiennych bezpośrednio przed wojną wykonującej szarże, którymi cieszył się wzrok każdego wojskowego, ale które w taki sposób w ostrym ogniu nie dały się nigdy przeprowadzić.

Z drugiej strony za wzór nie można brać jazdy angielskiej, która podczas wojny z Burami była tylko piechotą na koniach.

Jeszcze mniejszą rolę w ćwiczeniach miała artyleria, o ile naturalnie nie położono nacisku na zewnętrzną formę, gdyż wyniki strzelania nie były dla oka zbyt widoczne.

Doświadczenia wojenne, które każdy tylko w ograniczonym zakresie zdobyć może, posiadają wartość nieocenioną; mogą one jednak tylko wówczas przynieść rzetelną korzyść, jeżeli będą kontrolowane i oceniane na podstawie historii wojen. Jakże szybko doświadczenia wojenne idą w zapomnienie! W armii niemieckiej prędko zapomniano w czasie wybuchu wojny 1864 r. o tym wszystkim, co z takim trudem i krwawymi ofiarami zdobyto w okresie wojen wolnościowych; doświadczenia spod Worth i St. Privat były wystarczające, by nauczyć armię tego, co dopiero po wojnie rosyjsko-japońskiej uznano za nowość. Na przykład w roku 1916 pod Verdun porobiono w armii niemieckiej liczne doświadczenia, co do możliwości maszerowania baterii zaprzężonych tuż za piechotą; przed działaniami zaczepnymi wiosną 1918 r. przeprowadzono jeszcze raz obszerne próby, by dojść do tych samych wyników[4].

Z łatwością znajdziemy dla każdego taktycznego pomysłu odpowiedni przykład w historii: Szczególniej trudno jest zdobyć się na jasny, obiektywny sąd, jeżeli chodzi o nieszczęśliwe doświadczenia armii własnej. W tych wypadkach ogólne zastosowanie prowadzi do bardzo ciężkich błędów, które ujęte w hasła, działają jak zaraźliwa choroba, opanowują nawet myślące głowy i nie pozwalają na ujawnienie im własnego zdania[5].

W taki sposób możemy sobie wytłumaczyć rozmaite fałszywe wnioski wyciągnięte z rzeczywistości wojennej.

Na podstawie doświadczeń z kampanii roku 1859 we Włoszech północnych Austriacy wyciągnęli wniosek o konieczności jak najbardziej brutalnej taktyki uderzeniowej, a po wojnie burskiej czynniki wojskowe Anglii niedalekie były od zaprzeczenia wszelkiej możliwości natarcia; dążenie do uniknięcia strat było silniejsze od chęci zniszczenia wroga. Wreszcie Rosjanie w Azji Wschodniej zebrali również gorzkie doświadczenie jak pod Plewną. Tylko gruntowna znajomość zjawisk historii wojen, przy jednoczesnym usunięciu szczególnych właściwości danego teatru wojny, może zapobiec, by po długim okresie pokoju dowódcy nie poszli na nową wojnę z błędnymi poglądami o istocie działania dzisiejszego ognia. Każda wojna dostarcza nam niespodzianek; wojsko będzie je mogło opanować nie przez formę, ale przez sposób wychowania pokojowego; z tymi faktami musi się liczyć wyszkolenie wojskowe w czasie pokoju. Tylko nieugięta wola do zwycięstwa, bez względu na wymagane przez walkę ofiary, może pokonać wszystkie trudności. Przez to unikniemy niebezpieczeństw natychmiastowego przyswajania każdej nowości obcego teatru wojny i uświęcenia jej jako jedynego warunku powodzenia. Z drugiej strony na uwagę zasługuje ostrzeżenie gen. por. Sir Jamesa Hamiltona z wrażeń walk na Dalekim Wschodzie: Im potężniejszą i dumniejszą jest armia, tym silniej utrwala się we własnym bezwładzie, tak, że wreszcie jako całość staje się niezdolną do przyswajania doświadczeń innych armii. Rtfiache wojskowi mogą dostrzec ważniejsze rzeczy w wyszkoleniu obcej armii i gorąco je polecić do naśladowania. Większość jednak ich kolegów nie zwraca uwagi na te wskazówki, podobnie jak Napoleon III nie uwzględnił raportu Stoffela o armii pruskiej w przededniu wojny niemiecko-francuskiej.

Podobne uwagi znajdujemy w drugim wydaniu dzieła gen. piechoty v. d. Goltza Rossbach und Jena: Nawet wojna południowoafrykańska nasunęła wątpliwości, czy w prowadzeniu walki piechoty jesteśmy na właściwej drodze, czy długie i gęste łańcuchy strzelców z maszerującymi w pobliżu oddziałami wspierającymi nie załamią się w samoczynnym ogniu ukrytych w terenie strzelców, jak niegdyś pruskie linie w ogniu francuskich tyralierów. Chodziło tu o podkreślenie tych dążeń taktyki przeglądów, grożących ograniczeniem swobody przepisów o szkoleniu. Niemiecka piechota z zadowoleniem mogła patrzeć na wydarzenia wojenne w Azji Wschodniej, przecież tam w najcięższych warunkach walczyła zwycięsko piechota japońska, wyszkolona na sposób niemiecki. Wojna rosyjsko-japońska usunęła te niepewności w taktycznych poglądach, jakie powstały po wojnie burskiej, przede wszystkim wszelkie powątpiewania co do możliwości przeprowadzenia natarcia piechoty. Zniknęło przecenianie formy i nadmierne uznanie dla potęgi ogniowej przeciwnika. Wyższość niemieckiego kierownictwa wojskowego i bierność Turków nie pozwoliły na podobne wyraźne uwypuklenie obu faktów, jak to było w walkach Anglików i Japończyków. Wojny te nie nauczyły niczego nowego, poza tym, co już wiedziano z doświadczeń wojny niemiecko-francuskiej i rosyjsko-tureckiej. Prowadzić wojnę to znaczy nacierać; nacierać to znaczy nieść ogień naprzód!

Natarcie i obrona są równouprawnione. Kto chce zwyciężyć i nie ulec przemocy wroga, ten musi nacierać. Jeżeli chcemy nacierać, to musimy wychować wojsko do walki zaczepnej. Zachwalane przez Dragomirowa szkolenie w walce na bagnety dałoby dobre wyniki w Azji Wschodniej, gdyby je połączono z gruntowną szkołą walki ogniowej. Forma tylko wówczas posiada znaczenie, gdy powoduje zwiększenie strat. Wola zwyciężania może wyrównać różnicę liczebną; bynajmniej nie silniejszy liczbą, a tylko bardziej energiczny ma większe szanse powodzenia w długo trwającym okresie pokoju, prowadzącym do zbytniego przeceniania czynników materialnych, nie dość jest często przypominać, że decyzja do natarcia zależy od zadania, a nie od stosunku liczbowego. Pominąwszy już to, że siły przeciwnika możemy ocenić dopiero po bitwie albo po wojnie, wszystkie wojska stojące wobec wroga zawsze go przecenią, dalej, że szybkie natarcie osłabia, paraliżuje przeciwnika i czyni go zależnym od naszych postanowień. Wreszcie nikt nie wie, czy nieprzyjaciel rzeczywiście może zrobić użytek ze swoich sił.

Zasady te przyswoiła sobie armia niemiecka. Jej położenie między dwoma największymi potęgami militarnymi Europy i przymierze z armią, która wobec spodziewanej walki rozstrzygającej zaniedbała wyzyskania do granic możliwości wszystkich sił narodu, zmuszało niemieckie naczelne dowództwo do zwrócenia szczególnej uwagi na walkę zaczepną z przeciwnikiem liczebnie silniejszym W braku własnego doświadczenia wojennego, wytyczne co do szkolenia wojskowego trzeba było zaczerpnąć z historii wojen, co też udało się w zupełności. Historia wojen umożliwia nam ocenę wpływu czynników zasadniczych, które w zadaniach na mapie wcale nie są widoczne, a podczas ćwiczeń słabo się uwydatniają. W prowadzeniu wojny trzeba korzystać z cudzego doświadczenia, gdyż własne kosztuje zbyt drogo i przychodzi zawsze za późno. Historia wojen nie jest podręcznikiem teorii dobrze skonstruowanej, ani też książką dla rozrywki, ale sumiennym przewodnikiem, ułatwiającym nam dostrzeżenie rzeczy i zjawisk zazwyczaj w życiu niespotykanych, z którymi jednak w każdej chwili zetknąć się możemy, w postaci zmienionej albo pokrewnej, z nakazem do czynu nieprzygotowanego, nieobmyślanego przedtem, wysoce odpowiedzialnego, rozstrzygającego, a nagłego. Historia wojen w pierwszym rzędzie pokaże nam tylko pewne wydarzenia i formę ich występowania, warunki i zjawiska, poza tym daje obraz tarć na wojnie, wpływów, zwątpień, nieprzewidzianych wypadków, niespodzianek, przeszkód, opisuje nam drogę, po której poszedł dowódca i praktyczny umysł żołnierza, by pokonać wszystkie te trudności, przygotowuje duchową równowagę na moment czynu, uprzedza o niespodziankach. Zastępuje ona doświadczenie wojenne, na gromadzenie, którego nie wystarczy własnego życia do chwili, kiedy trzeba będzie przystąpić do czynu. Nie zrobimy wszystkiego tylko przez ścisłe wykonanie przepisów, będących streszczeniem doświadczeń pewnego okresu, a które inaczej ocenia zwycięzca, a inaczej zwyciężony. Regulaminy nie mogą być nigdy traktowane jako kodeks karny, ani też przez drobnostkową interpretację wyzyskane do nakładania więzów swobodzie działania. Przepisy służbowe mają pobudzać do samodzielnego myślenia, trzeba je jednak studiować łącznie z historią wojen i dopiero przez to, co z woli i czynu włoży w nie dowódca, stają się przewodnikami w boju. Nowe bronie, wprowadzone koło roku sześćdziesiątego do armii, które we Francji sprzyjały powstaniu taktyki pozycyjnej, nasunęły Moltkemu pomysł łączenia działań zaczepnych z taktyką działań obronnych. Austriacy zaś przez jednostronną i w dodatku fałszywą ocenę francuskiego sposobu natarcia z roku 1859 na próżno starali się brutalną taktyką uderzeniową przechylić szczęście wojny na swoją stronę. Pod Custozzą, w walce z wrogiem źle uzbrojonym i mało wartościowym, taktyka ta dała dobre wyniki. Taktyczne teorie stają się dziwactwami, gdy wpływają na decyzje wodza bez względu na położenie.

Mahan w swoim dziele Einfluss der Seemacht auf die Geschichte pisze: Można zauważyć, że zmiany w taktyce następują nie tylko po wprowadzeniu nowej broni, co jest zresztą nieuniknione, ale i że okres czasu między obu zmianami jest niepomiernie długi. Pozostaje to w związku z faktem, że ulepszenie broni jest dziełem jednego lub dwóch ludzi, gdy zmiany w taktyce wymagają przełamania bezwładu całej masy, dążącej do utrzymania tego, co już jest. Jest to wielkie zło; można mu zaradzić tylko przez wolnomyślne uznanie każdej zmiany. Historia taktyki w 19. wieku podaje mnóstwo pouczających przykładów tej „bezwładności” walki między taktyką ostrą i taktyką przeglądów, utożsamianie taktyki uderzeniowej ze skłonnością do natarcia.

Z powyżej określonej istoty przepisów szkolenia wynika, że jakkolwiek dany regulamin podczas ogłoszenia mógłby być przewidujący, to jednak po pewnym okresie czasu ulega przedawnieniu. Cesarz Napoleon ten okres czasu obliczał na 10 lat. Częstsze zmiany nie są wskazane, jeżeli spokój rozwoju taktycznego nie ma być zachwiany i wprowadzony zamęt wobec obecnego składu wojska z żołnierzy kadrowych, rezerwistów i obrony krajowej. Z drugiej strony przepisy muszą być zmienione, jeżeli zmienią się warunki, którym zawdzięczają swoje powstanie.

W swych fantazjach wojskowych książę de Ligne pisał: Artykuł, jaki by należało dodać do każdego regulaminu, a nie wiem, dlaczego opuszczają go, byłby ten, który zaleca postępowanie przeciw regulaminowi. Trzeba się tak samo uczyć działać przeciw regulaminowi, jak należy zapoznać się z nieładem, jaki powstaje w wojsku w czasie bitwy.

Niedostosowanie się do wymagań czasu jest zawsze niebezpieczne, przez to bowiem wojsko traci wyższość dawniej posiadaną na korzyść innego, a z drugiej strony wiadomości zdobyte pod kulami wroga okupuje strumieniami krwi. Na co się zdały Austriakom w 1866 r. wszystkie natarcia pełne pogardy śmierci, wykonywane z silną wolą zwycięstwa, a w formach taktycznych przestarzałych wobec nowej broni. Poświęcenie wojska i zwarta karność trafiły na nieprzebytą granicę samoczynnego ognia nieugiętej piechoty. Doświadczenia niemieckich pułków stwierdzają, że kule bardzo prędko piszą nową taktykę, niszczą stare formy i tworzą inne. Ale za cenę jakich ofiar! Podczas wojny 1870/1871 dzięki wyższości kierownictwa i lepszej artylerii Niemcy mogli opłacić ten podatek.

Rozpowszechniony jest zwyczaj, że wojsko, szkolone według przedawnionych przepisów, na początku wojny przysposabia się do walki na nieznanym teatrze wojny tak zwanymi przepisami polowymi. Po bitwie pod Montebello 1859 r. Napoleon natychmiast zapoznał swą armię z właściwościami terenu i sposobem walki swych przeciwników, gdy Austriacy tego nie uczynili. W roku 1866 Benedek był zmuszony do zmiany taktyki, zawartej w instrukcjach polowych, chociaż jego trafne poglądy nie stały się ogólną właściwością wojska. W wojnie rosyjsko-japońskiej żadnego skutku nie odniosły taktyczne wskazania Kuropatkina, które uogólniały poszczególne doświadczenia. Bardzo pożądanym jest, by pierwsze doświadczenia możliwie prędko stały się ogólną własnością wojska[6].

W roku 1870 dowództwo niemieckie dopuściło się pod tym względem zaniedbania i wszystkie oddziały musiały na własną rękę robić też same doświadczenia. Podczas wojny światowej doświadczenia porobione w jednym miejscu natychmiast ogłoszono drukiem i udostępniono je całemu wojsku. Korzystały z tego przede wszystkim tak zwane odcinki spokojne. Olbrzymie usługi oddały kursy rozmaitego rodzaju dla oficerów wszystkich stopni, później dla broni specjalnych; uczestnicy kursów zapoznawali się z najnowszymi doświadczeniami. Dobre wyniki można osiągnąć tylko z wojskiem, które dzięki swemu szkoleniu pokojowemu posiada wielką zdolność przystosowania się. Przepisy szkolenia powinny wszystkich zachęcać do duchowego współdziałania, a nie dążyć tylko do wyrabiania formy.

Tak wychowane i przygotowane wojsko, nieobawiające się strat, odnajdzie nową taktykę. Jakże wielka jest różnica w sposobie natarcia gwardii pod St. Privat i pod Le Bourget, w szturmie grenadierów królewskich na zamek Geisberg i badeńskich grenadierów przybocznych na odcinek kolei żelaznej pod Nuits. Doświadczenia rosyjskie pod Plewną były podobne do porobionych przez Niemców w sierpniu 1870 r.; u Rosjan jednak góruje obawa strat, działanie ogniowe Turków uważane jest za wielkość nieulegającą zmianom, rezygnuje się wtedy ze swobody działania i szuka środków do zmniejszenia strat. Wojsko nigdy nie powinno brać za coś stałego pierwszego niespodziewanego wrażenia, spowodowanego działaniem ognia nieprzyjacielskiego, biernie się z nim pogodzić i myśleć tylko o zmniejszeniu strat. Tak samo później w Azji Wschodniej Rosjanie próbowali wyprowadzać wnioski co do mechanicznego sposobu prowadzenia walki; ale właśnie współdziałają tu rozstrzygające inne czynniki i zastosowanie najlepszych przepisów nic nie pomoże, jeżeli nie wyzyskamy własnej siły ogniowej i nie opanujemy wpływu czynników moralnych jako prawa i obowiązującej zasady działania. Sposobu, który na jednej wojnie albo w niektórych bitwach okazał się celowym i zapewniającym zwycięstwo, nigdy nie powinniśmy ustanawiać jako prawa i obowiązującej zasady działania. Zbyt wielką rolę odgrywają inne okoliczności, warunkujące powodzenie danej metody, a wśród tych rozmaitych okoliczności pierwszorzędną rolę odgrywa istota wojska i dowództwa.

To, na co jeden sobie pozwolił i dlatego, że sobie pozwolił, uzyska powodzenie, to dla innego, naśladującego, toż samo może skończyć się nieszczęśliwie. Studiowanie wojen i bitew nie daje nam recepty na zwycięstwo; dowódca oddziału odniesie z tego tylko wówczas korzyść, jeśli nauczy się rozpoznawać związek między przyczyną i skutkiem. Rozpoznanie skutków działania nie jest trudne, gdyż można je zobaczyć; ale wydobycie istotnej przyczyny wymaga nie tylko patrzenia i studiowania, ale zastanawiania się nad istotą wojny i poznania jej. Poznanie to uczy nas, że przypadek we wszystkich działaniach wojskowych odgrywa wielką rolę, i że przez dłuższy czas przypadek jest pomyślny tylko dla tego, który na to zasłużył. Błędem jest potępianie pewnego działania, dlatego że bez „szczęścia” powodzenie nie było możliwe. Tego rodzaju stan rzeczy prowadzi do wniosku, że musimy wyrobić w sobie przekonanie, iż szczęście chętnie koło każdego przechodzi i że jest się wówczas dość mocnym, by go schwycić.

Śmiało poszli Anglicy na wojnę z Burami: mieli przewagę karabinów i dział i byli wyszkoleni w walce z góralami indyjskich gór granicznych i w odpieraniu niezliczonych hord fałszywego Mahdiego. Nikt nie wątpił w świetne zwycięstwo, ale wówczas w szare dni grudniowe 1899 niepowodzenia następowały za niepowodzeniami, nie tylko nieudane natarcia, ale i składanie broni w otwartym polu, co dla serca żołnierskiego jest najbardziej bolesne. Było to niesłychane w dziejach angielskiej historii wojen, że w pierwszych 6 miesiącach wojny poddało się 182 oficerów i 4984 szeregowych, na 168 oficerów i 2124 zabitych i rannych. Stosowana przez Anglików taktyka miała być pochodzenia niemieckiego. Niemieckie wojska niemiecką taktyką pobiły w Afryce południowej wroga, którego można uważać za równowartościowego z Burami, gdyż niemieckie oddziały kolonialne bardzo szybko przystosowały się do nowych warunków. Wojny kolonialne i nieodpowiednie szkolenie w kraju sprowadziły angielskich przywódców na fałszywe drogi.

Istotnymi przyczynami angielskich niepowodzeń był brak silnej woli rzucenia ostatniego żołnierza do walki, by zwyciężyć, mało śmiałości u wyższych dowódców, a u niższych samodzielności, niezdolności do przeprowadzenia jednolitych natarć popartych artylerią. Ciężar tych braków był tym większy, że z początku niedoceniano Burów. Za niedocenianiem wroga poszło jego przecenienie. W Anglii posunięto się aż tak daleko, że nawet zaprzeczono możliwości natarcia 1[7]. Dopiero później nastąpiło uspokojenie umysłów i trzeba stwierdzić, że podczas wojny światowej angielska armia nacierała bardzo energicznie. Nie uwzględniając szczególnych warunków wojny burskiej, w Niemczech przez pewien czas naśladowano formę natarcia burskiego (Burowie właściwie nigdy nie nacierali), dopóki nie zwrócono się do własnych nowych doświadczeń i nie wyzyskano dobrych stron z kampanii południowoafrykańskiej.

W wojnie rosyjsko-japońskiej zdarzyło się coś podobnego. Faktycznie przyczyny niepowodzeń były te same, co i w wojnie burskiej; dołączyły się do tego braki tkwiące w rosyjskim charakterze narodowym. Smutnie skończyło się niedocenianie wroga. Wada ta szczególniej trudna jest do wytępienia, ponieważ dowódcy i wojsko za skalę wszystkiego biorą własne czyny. Tylko surowa krytyka własnego działania może nas zabezpieczyć przed niedocenianiem wroga.

Ze strony japońskiej pierwsze powodzenia również okupiono znacznymi stratami; podobnie jak w wojnie francusko-niemieckiej Japończycy zmienili sposób nacierania, co najlepiej możemy wystudiować na walkach I. armii. Tak samo jak w armii niemieckiej 1870 i tu przede wszystkim dążono do luźnego ugrupowania. Ale istota wojny, nieznosząca reguł, zmusiła do zarzucenia wszystkich taktycznych norm przepisów. Podobnie jak u Niemców roku 1870 działania wojenne Japończyków straciły swój jednolity charakter i coraz lepiej i sprawniej dostosowały się do zmiennego położenia w rozmiarach mniejszych i większych, aż do najmniejszej jednostki bojowej. Taktyka japońska stawała się coraz bardziej działaniem zależnym od okoliczności, bez form regulaminowych i zasad oficjalnych odpowiednio do charakteru poszczególnych dowódców[8]. Dla każdego dowódcy niezbędne jest poznanie charakteru narodu nieprzyjacielskiego, jego organizacji wojskowej i taktycznych poglądów. I tak na przykład dla Niemców nie była niespodzianką taktyka I francuskiego korpusu pod Wörth: omówiono ją dokładnie w niemieckiej literaturze wojskowej przed wojną, również i sprawność karabinów Chassepota nie była wojsku nieznana, choć zdaje się ze względów wychowawczych oceniano ją ujemnie. Właśnie działanie broni przeciwnika nie powinno wojsku przynosić nic nowego. Na ćwiczeniach strzeleckich wojsko musi poznać działanie broni i przyzwyczaić do przestrzeliwania. Wrażenie pierwszego boju, o ile jest to możliwe, nie powinno być wojsku obce.

Bardzo zdrowa była metoda wychowawcza Dragomirowa hartowania woli i serc; w Rosji źle ją jednak zrozumiano. Dowódca musi widzieć swe wojska krwawiące się w boju, ale winien również uchronić je od niespodziewanie nagłych strat. lm bardziej zindywidualizowane będzie wyszkolenie pokojowe, im bardziej przez wychowanie spotęgowana będzie wola zwyciężenia, im mocniej rozbudzona samorzutność, samodzielność działania i brak obawy przed odpowiedzialnością, tym lepiej wojsko opanuje pierwsze wrażenia bojowe. Sprawność żołnierza będzie tym większa, im lepiej potrafi obchodzić się ze swą bronią, im mocniej przeniknięty jest poczuciem o wyższości działania swej broni nad wrogiem. W dawniejszych wojnach chwalili się Anglicy, Francuzi i Rosjanie, że w walce na bagnety posiadają wyższość nad wszystkimi innymi armiami. Przekonanie to w żadnym wypadku nie zaszkodziło, a raczej prowadziło do szukania rozstrzygnięcia w walce wręcz. Również przekonanie o wyższości piechoty, wypróbowane już w pierwszych bitwach, co po tym się rozpowszechniło w całej armii, przyczyniło się bardzo znacznie do powiększenia uporu i energii w natarciu. Pod niespodziewanym wrażeniem działań broni nieprzyjacielskiej, działanie własnej broni nie jest docenione, zwłaszcza wówczas, gdy staje się „klapą bezpieczeństwa” dla własnego podrażnienia, gdy żołnierz strzela po to, aby się ogłuszyć, byle coś robić. W tym wypadku dużą rolę odegra wpływ niższych dowódców i spokojnych, rozumnych strzelców, co umożliwia powolny i celowy ogień. Duchowa wartość człowieka rozstrzyga.

Dalej nie możemy również zapomnieć o znaczeniu „drillu”. Być może inne narody nie mogą w tym samym stopniu dać odczuć jego dobroczynnego wpływu. Armia niemiecka musi go mieć. Nigdy nie zapomnimy, że pod St. Privat tylko dzięki „drillowi” i pomimo wielkich strat gwardia zwyciężyła, nacierając według wzorów przestarzałych[9].

Gdy nagłe niebezpieczeństwo budzi popęd samozachowawczy, gdy straszne wrażenia bitwy zaciemniają jasną świadomość, wówczas podnieci żołnierza słowo komendy i uczyni go zdolnym do wypełnienia swego obowiązku. Dlatego też podczas pokoju w wymaganiu najwyższego napięcia nigdy nie zajdziemy zbyt daleko, naturalnie nie w formie bezmyślnej i ogłupiającej. Dla walki, a nie dla przeglądów uprawiamy „drill”.

Wojsko nie jest bynajmniej odosobnionym organizmem; przed wojną światową wojsko było szkołą, przez którą przechodziła znaczna część narodu. Wojsko i naród są i muszą stanowić jedną całość. Wychowanie w całym narodzie dzielności bojowej, silnego poczucia obywatelskiego i ducha ofiarności są politycznymi i narodowymi koniecznościami, będą to również podstawy skutecznego wyszkolenia wojska, odpowiadające wszystkim wymaganiom wojny nowoczesnej.

Wojna światowa armii niemieckiej nie oszczędziła niespodzianek, o czym dalej jeszcze będzie mowa. Armia niemiecka nie tylko biernie się do nich zastosowała, ale je opanowała i uczyniła dla siebie korzystnymi.

Było to możliwe tylko dzięki odpowiedniemu wyszkoleniu w czasach pokojowych, szybkiemu rozpowszechnianiu wszystkich doświadczeń i nieprzerwanej pracy w okresie zastoju i względnej ciszy na polach walki. Moralne czynniki od dawna rozstrzygały o losach wojny, nieraz jeszcze przedtem, nim się ona zaczęła i zawsze rozstrzygać będą. Wobec nich organizacja, liczba, uzbrojenie, a nawet kierownictwo odgrywają tylko rolę drugorzędną. Tak, nawet dowództwo, ponieważ w wojsku, gdzie każdy, dzięki wychowaniu, dąży do spełnienia swego najwyższego obowiązku, i kierownictwo nie może być złe! A nawet gdy popełnia błędy, co jest rzeczą ludzką, cóż znaczą te błędy wobec wewnętrznej tężyzny i siły moralnej, która góruje nad wszystkim?

Błędne byłoby przekonanie, że jakiekolwiek wynalazki techniczne, nawet nadzwyczajne, potrafią zmienić naturę wojny. Mogą one przeobrazić formę, jednak najbardziej wewnętrzna istota wojny pozostanie taka sama. Zdolność do zwyciężania nie jest wrodzona żadnemu narodowi. Nie może być również przez pewien naród wydzierżawiona po wieczne czasy. Nie, zdolność do zwycięstw musi być w każdym narodzie i w każdej armii wychowana, a wychować jest trudniej niż nabyć! Dwie rasy, dwie narodowości mogą być fizycznie jednakowo zdrowe i jednakowo inteligentne, ale, gdy w jednej ofiarność jednostki, a więc i całego narodu, będzie mniejsza, z taką pewnością jako to, że rano słońce wschodzi, a wieczorem zachodzi, wojna ukarze mniejszą ofiarność[10].

ROZDZIAŁ II

Wojna ruchowa

1. Wyszkolenie i skład bojowy

Naczelne dowództwo armii niemieckiej dążyło do jak najszybszego stoczenia walnej bitwy (Vernichtungschlacht); aby ją wywalczyć w miejscu rozstrzygającym, na frontach drugorzędnych ograniczano się do obrony albo zgoła do unikania walk rozstrzygających.

Wyszkolenie piechoty w zupełności odpowiadało tym zamiarom. Wyszkolenie pokojowe, opierające się na regulaminie pochodzącym jeszcze z 1888 r. i kilkakrotnie uzupełnianym, zatwierdzonym 29.V.1906 r., ze szczególnym upodobaniem uprawiało spotkanie (rencontre – Begegnungsgefecht) i wszelkimi sposobami dążyło do spotęgowania ducha zaczepnego w piechocie. Za podstawę wszystkich powodzeń wojskowych uważano samorzutność działania, opanowaną wyszkoleniem taktycznym, dużą sprawność w strzelaniu i maszerowaniu, jak również „drill” rozumnie uprawiany. Przy wykonywaniu natarcia wojsko nie było wolne od zarzutu urządzania tzw. Angriffshetze, przeszkadzającej współdziałaniu piechoty i artylerii, bo nie starczało czasu na zwiady bojowe i wyzyskanie środków łączności – a także niezaprzeczalna była również skłonność do tworzenia wyrównanych gęstych linii tyralierskich[11]. Jednakże to wyszkolenie pokojowi dawało w każdym razie bardzo poważne i długotrwałe wyniki, gdyż po kilku dniach sprawność rezerwistów nie różniła się niczym od sprawności żołnierza kadrowego. Oficerowie rezerwowi wyróżniali się swą rozwagą i oddaniem sprawie. Widoczny był korzystny wpływ kursów wyszkolenia, odbywających się już przed wojną na wojskowych polach ćwiczeń. Jeżeli oficerowie, awansowani w czasie wojny, nie zawsze potrafili zdobyć się na odpowiedni ton w stosunku do znacznie od nich starszych szeregowych, należy położyć to na karb ich młodości i niezakończonego wyszkolenia wojskowego. Do niedawna oficer ten stał z nimi w jednym szeregu, a później zostawał przełożonym. Trudność w zachowaniu autorytetu przełożonego prowadziła do zbyt widocznej powściągliwości, którą uważano za dowód zarozumiałości albo pyszałkowatości. Daleko bardziej odpowiednim byłoby przeniesienie po awansie oficera do innego oddziału.

Oficerowie, z którymi rozpoczęto kampanię 1914 r., byli dalecy od trzymania się na dużej odległości od podwładnych, chociaż nie oszczędzano im tego zarzutu. Wielu z nowo mianowanych oficerów okazało się nieodpowiednimi; nie byli wzorem do naśladowania dla swych podwładnych, za dużo myśleli o wygodzie i użyciu, co ułatwiała im dostateczna ilość pieniędzy. Podwładny zawsze ma ostrzejszy wzrok od przełożonego, co ten ostatni dostrzega dopiero po pewnym czasie. Bliskie jednak było niebezpieczeństwo uogólnienia wypadków pojedynczych. Nie ulega wątpliwości, że w wyborze kandydatów do stanu oficerskiego nie przebierano zbytnio, a z drugiej strony okazywano za dużą małoduszność w awansowaniu zastępców oficerskich. Jakże często się to zdarzało, że w walce szeregowi szli chętniej za najmłodszym podporucznikiem niż za starym, wypróbowanym podoficerem.

Konieczność oszczędzania oficerów i wydzielenia tak zwanej rezerwy dowódców przed walką, nie cieszyła się zbytnim zrozumieniem; znaczne straty w oficerach są zresztą bardzo wymowne.

Z 34 351 czynnych oficerów 13 940 albo poległo, albo zaginęło (prawdopodobnie także zabici), tj. 39%; w ciągu wielkiej wojny tylko 5 nie było rannych. Liczby dotyczące oficerów rezerwowych nie dadzą się porównać, ponieważ znaczna ich część znajdowała się na etapach i w kraju, pomimo tego straty w zabitych i zaginionych dosięgły 24 124 na 166 930 oficerów rezerwowych będących w polu, to procent ten nie będzie się wiele różnił od podobnego procentu oficerów zawodowych. W porównaniu z tymi liczbami straty w szeregowych są znacznie mniejsze, a dla armii walczące; można je ocenić na 25% (patrz str. 33).

Stosunki pod względem uzupełnienia w ciągu wielkiej wojny stawały się coraz gorsze. Młodsze roczniki pozostawały w kraju bez wpływu ze strony starszych ludzi, bezkarność młodzieży rozpanoszyła się w Niemczech; zbyt krótki czas wyszkolenia w kraju pod kierunkiem przełożonych, nie zawsze stojących na wysokości zadania, nie dawał dostatecznej przeciwwagi. Dołączały do tego trudności w wyżywieniu, podwyżka płac, zaostrzająca przedział między pracodawcą i robotnikiem, przełożonym i podwładnym. Za pośrednictwem tych uzupełnień, później przez szeregowych na urlopie, próbowano zaszczepić niechęć szeregowych do oficerów, co w pierwszych dwóch latach wojny było zjawiskiem zupełnie nieznanym. Dziwne mogło się wydać, że w oficerach upatrywano „przedłużaczy wojny”, oczekujących od dłuższego prowadzenia wojny lepszych awansów, gdy podczas wojny generał-major rok dłużej musiał czekać na awans na generała-porucznika niż w czasach pokojowych. Chętnie wierzono pogłoskom, że oficerowie kosztem szeregowych osiągali korzyści niedostępne tym ostatnim. Nie ulega wątpliwości, że zdarzały się nadużycia, że wiele rzeczy ułatwiał oficerom rodzaj stosunku zwierzchności. Na ogół oficer zasłużył sobie na pełne uznanie co do troskliwości i dbałości o szeregowych. Raz zaszczepiona nieufność i niezadowolenie pociągały za sobą inne zła: robotnicy fabryczni w urlopowaniu robotników rolnych upatrywali niesprawiedliwe uprzywilejowanie, gdy tych znowu i innych rozgoryczały liczne reklamacje dobrze wynagradzanych robotników przemysłowych. Zaostrzała sytuację ogólną wzrastająca ciągle w kraju drożyzna i ludzie stale niezadowoleni wracali z kraju w pole.

W pierwszych bitwach podobnie jak w wojnie niemiecko-francuskiej straty w oficerach były szczególnie wielkie, tak że młodzi oficerowie szybko zostawali dowódcami kompanii i batalionów. Bardzo prędko spostrzeżono, że właściwie już w czasie pokoju należało wykształcić każdego dowódcę w dowodzeniu jednostką wyższą. Mocno zaszczepiona skłonność w żołnierzu do walki zaczepnej i śmiałość dowódców bezwzględnie narażających swe życie, pozwalały wojsku na opanowanie wielu bardzo ciężkich sytuacji. Chwała temu wojsku, gdzie przedwczesna śmiałość jest częstą; bujna to przywara, jednak latorośl urodzajnej gleby[12].

Obrona w armii niemieckiej była prowadzona na jednej umocnionej i bardzo silnie obsadzonej linii, a natarcie rezerw głównych miało przynieść rozstrzygnięcie. Pod wpływem doświadczeń wojny oblężniczej (K.u.F. 123 i n.) stanowiska wysunięte, dawniej zasadniczo odrzucane, doznały innej oceny; poruszono nawet pytanie, czy wobec udoskonalenia rozpoznania lotniczego nie można by było ich zastąpić urządzeniami pozornymi (I.R. 407, F.Pi.D. 217). W przekonaniu, że piechota, która umie dobrze nacierać, równie dobrze potrafi się bronić, zaniechano ćwiczeń w walce obronnej. Dowództwo i wojsko mało interesowało się obroną, tym bardziej że żołnierz niechętnie brał łopatę do ręki. Wojska, które brały udział w ćwiczeniach w walce fortecznej, były lepiej wyszkolone do walki z bliska z zastosowaniem granatów ręcznych i miotaczy bomb.

Piechota była uzbrojona w karabin wz. 98 (magazyn pod lufą i pocisk z końcem zaostrzonym)[13].

Wyposażenie w karabiny maszynowe nie było zbyt obfite, 6 karabinów na pułk. Sprawność ogniowa nie pozostawiała nic do życzenia, tylko podstawa saneczkowa była zbyt ciężka, tarcza ochronna mająca dawać obsłudze zakrycie w czasie walki ogniowej, swymi znacznymi rozmiarami często zdradzała stanowisko karabinów maszynowych.

Wyposażenie w sprzęt saperski powiększono tuż przed wojną, przydzielając do każdego pułku jeden wóz z narzędziami (w taborze bagażowym), na którym znajdowało się 230 długich łopat. W ten sposób jedna kompania również i przy pomocy małych łopatek mogła kopać jednocześnie rów strzelecki 150 metrów długości. Niedostateczne było wyposażenie w nożyce do przecinania drutu i w narzędzia do obrabiania drzewa.

Granaty ręczne, wprowadzone już do piechoty rosyjskiej, naprędce sporządzone, używane były tylko przez pionierów (F.Pi.D. 249).

„Barwa ochronna” ubioru polowego w przeciwieństwie do angielskiego ubioru nie była konsekwentnie zastosowana. Rodzaje broni różniły się barwnymi znakami. Dowódcy zwracali uwagę swymi odznakami.

Pułki piechoty[14] posiadały oddziały telefoniczne z 6 sekcji telefonicznych wyposażone w 18 km kabla stałego (Armee-kabel nie kabel polowy, jak w oddziałach telefonicznych), jako uzupełnienie na wózkach amunicyjnych piechoty znajdowało się jeszcze 12 km kabla. Niezmierną doniosłość dla wojny ruchowej posiadały kuchnie polowe używane także przez armię rosyjską; brakowało ich natomiast Anglikom i Francuzom.

Bataliony strzelców, formowane z doborowych żołnierzy, przeznaczone do wspierania jazdy samodzielnej, wzmacniano oddziałami kolarzy i kompanią karabinów maszynowych. Odpowiednio do ich starannego wyszkolenia strzeleckiego bataliony te oddawały znakomite usługi[15].

Niemiecka jazda była wyposażona w dobry i wytresowany materiał koński, może zbyt czuły na zmiany pogody. Kawalerzyści szkoleni w ciągu trzyletniej służby, byli uzbrojeni w uprzywilejowaną broń – w karabinki[16] i stalową lancę, gdyż szpada (Stichdegen) przyczepiona do siodła niezbyt odpowiadała żołnierzowi niemieckiemu posiadającemu skłonność do rąbania. Z całym zaufaniem jazda ta poszła na spotkanie z angielskimi i francuskimi jeźdźcami. We Francji posądzano jazdę niemiecką o zbytnie skłonności do walki pieszej. Regulamin z dn. 3.1V.1909 z całą słusznością przestrzegał, by na walkę pieszą decydowano się tylko w ostateczności (K.R. 452), wspominał o możliwości wykonania większych starć zaczepnych (K.R. 456) i podkreślał zasadę, że walka na koniu ma być najważniejszym sposobem walki jazdy (K.R. 389), prowadzonej zawsze zaczepnie.

Tylko tam, gdzie nie można użyć lancy, chwytamy za karabin... W walce wszystkich broni nawet mniejsze oddziały w odpowiedniej chwili mogą uzyskać powodzenie. Tylko większe masy jazdy wpływają rozstrzygająco na przebieg bitwy, czy to będzie bój obronny, czy też chodzi o poparcie własnego natarcia. Skrzydła i tyły będą zawsze najczulszymi punktami przeciwnika. Jazda nie może się ograniczać tylko do groźby. Zagony na tyłowe urządzenia przeciwnika mogą dać doskonałe wyniki; nie powinny jednak odciągać zbytnio jazdy od właściwych zadań bojowych. Jeżeli przyjdzie do walki, to hasłem każdego oddziału mniejszego czy większego będzie współdziałanie przy wywalczeniu zwycięstwa (K.R. 393–395). Powodzenie w walce z piechotą niezdemoralizowaną uważano za możliwe tylko w tych wypadkach, jeżeli jazda podjechała blisko i mogła natrzeć niespodzianie (K.R. 441). Szarża na zdemoralizowaną piechotę zawsze będzie miała duży skutek. Kierunek natarcia i rodzaj szarży nie odgrywają w danym wypadku większej roli (K.R. 443). O ile było to możliwe, nacierano na piechotę z wielu stron i w ugrupowaniu głębokim, przy czym fale czołowe nacierały w szyku luźnym. W natarciu na artylerię zalecano raczej uderzenie na boki, a nie na tyły; artyleria, stojąca w ukryciu, może być w pewnych okolicznościach atakowana z czoła, zwłaszcza ciężką artylerię uważano za dogodny cel szarży (K.R. 448). W służbie rozpoznawczej szczególniej uwydatniała się skłonność natarcia; kładziono zwłaszcza nacisk na zaczepną działalność patroli i oddziałów rozpoznawczych i nie przypuszczano, by przez ustępowanie i unikanie starcia można było uzyskać cenniejsze wiadomości, ponieważ nieprzyjaciel stara się osłonić ważniejsze zarządzenia ubezpieczeniami, które można usunąć tylko siłą. W tym wypadku zwracano uwagę, że dopiero po przepędzeniu zwiadowców strony przeciwnej właśni jeźdźcy będą mogli odszukać drogę powrotną.

Skład wyższych jednostek (jazda samodzielna) odpowiadał wymaganiom walki i zwiadów; wyższym dowódcom jazdy zalecano, by na polu walki łączyli dywizje w korpusy jazdy (K.R. 523), jeżeli tego już nie uczyniono w czasie działań (K.R. 229).

Dywizje jazdy składają się z 3 brygad jazdy po 2 pułki, z oddziału karabinów maszynowych, pionierów i wojsk łączności, wreszcie z oddziału kolarzy i batalionów strzelców.

Armata polowa 96

Lekka haubica polowa 98/99

Ciężka haubica polowa

Moździerz

Ciężar ciągniony przez konia (kg)

380

390

456

700

Ciężar działa odprzodkowanego (kg)

1020

1200

2100

6000

Głębokość marszowa baterii z kol. amun. w m

260 (konna 290)

360

300

360

Amunicja

Szrapnel Bz 200 do 5300. Az do 8000.

BZ do 5300. Az do 7000

Granat Az i Az z o. do 6870

Granat Az do 9000

Ciężar pocisku kg

6,85

15,8

30,5

120

Szybkość ognia na minutę

do 20 strzał.

ogień norm. 4 strzały

3–6 strzał.

około 2

W latach przed wojną artylerię niemiecką[17] powiększono tak, że każda dywizja piechoty posiadała po dwa pułki po 6 baterii, 2 lekkie kolumny amunicyjne; jeden dywizjon uzbrojony był w lekkie haubice polowe. Korpus posiadał jeden batalion haubic ciężkich o 4 bateriach. Liczono się z użyciem moździerzy (21 cent.) i ciężkich armat w walce ruchowej. Baterie polowe liczyły początkowo 6 dział z 6 jaszczami amunicyjnymi, baterie konne – 4 działa i 4 jaszcze, baterie haubic ciężkich – 4 haubice i 8 jaszczy, baterie moździerzy – 4 moździerze i 4 jaszcze. W ciągu wojny ilość dział w każdej baterii polowej zmniejszono do czterech, co nie spowodowało żadnych niedogodności, o których wiele pisano w swoim czasie. Bateria 6-działowa posiadała 136 pocisków na działo, gdy francuska 4-działowa bateria rozporządzała 316 pociskami na działo. Armatę połową 96, strzelającą bardzo skutecznie szrapnelem, uważano za główne narzędzie walki artyleryjskiej; granatom przypisywano mniejsze znaczenie, co widać było w wyposażeniu baterii w amunicję[18]. Lekkie haubice polowe zaopatrzone w pocisk jednostkowy służyły do zwalczania artylerii w ukryciu, ostrzeliwania miejscowości i wojsk w lasach wysokopiennych. Przebija ona większość zasłon stosowanych w polu i nadaje się do ostrzeliwania balonów na uwięzi i sterowców wysoko wzniesionych (Fssa.R. 356). Ciężkie haubice polowe zaprzężone w konie ciężkie uważano za działa szczególnie nadające się do zwalczania artylerii w ukryciu i ostrzeliwania silnie umocnionych stanowisk; o ile tego wymagał cel walki, ciężkie baterie haubic mogły być podciągane kłusem. Jako główny pocisk stosowano granat (Az i Az z opóźnieniem). Użycie baterii moździerzy utrudniała ta okoliczność, że części moździerza w czasie marszu jechały na trzech wozach oddzielnie. Założenie lufy trwało 5 minut. Armia niemiecka wyposażona w ruchliwą i sprawną ciężką artylerię posiadała szczególną przewagę nad ewentualnymi przeciwnikami. Dalekonośna ciężka artyleria mogła opóźnić marsz przeciwnika naprzód, zmusić go do obchodzenia, jak również zamykać albo otwierać wszelkie przejścia. Również mogła walczyć z przewagą artyleryjską i dzięki temu w pewnych okolicznościach ułatwić pozostałej artylerii podejście na odległość skutecznego strzału (Fssa.R. 388). Ponieważ artylerię widzialną łatwo można zniszczyć, więc i artyleria polowa musiała walczyć ze stanowisk ukrytych, co było znacznie ułatwione przez udoskonalenie sprzętu telefonicznego i pośrednich metod celowania[19]. Wyznaczanie oficerów rezerwowych na kursy do artyleryjskich szkół strzelania przyczyniało się do rozpowszechniania znajomości narzędzi celowniczych i nowych metod strzelania. Przepisy jednak żądały, aby artyleria polowa w pewnych wypadkach, gdy chodzi o rozstrzygnięcie walk piechoty, wyrzekała się korzyści, jakie dają stanowiska zakryte i strzelała wprost, nie lękając się nawet najcięższego ognia piechoty. Z całym naciskiem podkreślono, że działalność bojowa piechoty i artylerii jest nierozdzielna i głównym zadaniem tej ostatniej będzie bezwzględne wspieranie własnej piechoty (J.R. 444, 446, Fa.R. 367). Żądano współdziałania obu broni, praktyce pozostawiono jednak wynalezienie odpowiednich do tego sposobów (J.R. 447, Fssa.R. 368), które na nieszczęście wiele pozostawiały do życzenia. Przez podsuwanie się własnej piechoty chciano zmusić obronę przeciwnika do obsadzenia stanowisk i pokazania swych oddziałów (Fa.R. 494, Fssa.R. 454). Zadaniem artylerii będzie niszczenie obrońców działaniem pocisków; w przeciwstawieniu do tego przepisy francuskie nakazywały, by tylko część ukrytej własnej artylerii osłaniała nacierającą piechotę, a reszta zwalczała artylerię przeciwnika. Kierownictwo walki artyleryjskiej powierzono dowódcy artylerii. Regułą było użycie artylerii pułkami i dywizjonami, co nie wykluczało rzucania w bój pojedynczych baterii i plutonów. W przeciwieństwie do długich, ciągłych linii zalecano ustawienie grupowe, celem lepszego wyzyskania terenu i ułatwienia kierownictwa ogniem (Fa.R. 366). Artyleria polowa łącznie z artylerią ciężką miały zwalczać artylerię przeciwnika, przy czym nie ukrywano trudności, jakie napotykało wyszukanie baterii stojących w ukryciu; jeżeli nie udało się wykryć baterii strzelających, to dużą korzyść mogło dać ostrzelanie rozpoznanych punktów obserwacyjnych (Fa.R. 438). Piechota musiała się jednak oswoić z myślą, że można będzie przeprowadzić natarcie nawet w tym wypadku, kiedy artylerii nie udało się uzyskać przewagi ogniowej.

Jednostkę wielkiej bitwy (Schlachteneinheit) stanowiła dywizja piechoty; po kilka (2–6) łączono je w korpusy (grupy); poza tym zależnie od warunków dywizje wzmacniano przydzieloną artylerią. W dywizji piechoty znajdowały się wszystkie bronie walczące, gdy dowództwo korpusu rozporządzało tylko ciężką artylerią, oddziałami wojsk łączności, kolumnami i taborami. Dwójkowy podział dywizji piechoty na 2 dwupułkowe brygady piechoty i jedną brygadę artylerii z dwu pułków artylerii, a więc odpowiednią ilość dywizjonów do ilości pułków, organizacyjnie prowadził do taktyki dwóch broni: piechoty i artylerii, czemu przeciwdziałało przydzielenie dywizjonu lekkich haubic polowych[20]. Podział piechoty na 2 brygady miał tę niedogodną stronę, że przy rozwijaniu się z kolumny marszowej do boju związek brygad nie mógł być utrzymany i jeden dowódca brygady stawał się zbędny. Bardziej celowym i lepiej odpowiadającym warunkom boju było zredukowanie jednostek do 3 pułków piechoty i 3 dywizjonów (z tego 1 lekkich haubic polowych), co zresztą pod wpływem doświadczeń kampanii musiano zaprowadzić, choć wskutek tego aparat administracyjny był zbyt duży w stosunku do siły liczebnej oddziału. Niejednokrotnie już w dywizjonach artylerii łączono armaty polowe i lekkie haubice polowe. Było to grubym błędem, że korpusy rezerwowe (XXII–XXVII), sformowane na początku wojny, po krótkim okresie wyszkolenia już w listopadzie 1914 rzucono we Flandrii i w Polsce na front, nie dając im dostatecznego wyposażenia artyleryjskiego. Tylko niewielką ilość dowódców doświadczonych w bojach w ostatniej chwili zdołano wydostać dla tych nowych formacji przez wymianę; również procentowa ilość starszych wyszkolonych żołnierzy była nieznaczna.