Rozwód po polsku. Strach i nadzieje - Izabela Komendołowicz - ebook

Rozwód po polsku. Strach i nadzieje ebook

Izabela Komendołowicz

4,1
31,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Główną przyczyną rozwodów jest małżeństwo.

Rozwody współczesnych Polaków na tle przemian społecznych, ukazane poprzez szokujące studia przypadków, opowieści adwokatów i opinie terapeutów.

Autorka przytacza dziesiątki osobistych wypowiedzi osób w trakcie i po rozwodzie, tekstów bulwersujących, które wzbudzają grozę i śmiech. Konfrontuje je z szokującymi opowieściami adwokatów oraz przypadkami z gabinetów psychoterapeutów. Wszystkie tworzą razem mieszankę piorunującą i pouczającą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 355

Oceny
4,1 (79 ocen)
33
27
15
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Iza Komendołowicz

ROZWÓD PO POLSKU

Tajemnice gabinetów

Projekt okładki: Joanna Strękowska

Ilustracja na okładce: © shutterstock.com

Redakcja: Monika Buraczyńska / Kropki Kreski

Korekta: Julia Topolska

© Izabela Komendołowicz-Lemańska, 2019

Copyright for the Polish edition © Grupa Wydawnicza Foksal, 2019

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Projekt wnętrza, skład i łamanie: TYPO Marek Ugorowski

Grupa Wydawnicza Foksal sp. z o.o.

ul. Domaniewska 48, 02-672 Warszawa

tel. 22 828 98 08

fax 22 395 75 78

[email protected], www.gwfoksal.pl

ISBN 978-83-280-7406-4

Skład wersji elektronicznej: Michał Olewnik / Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.i Michał Latusek / Virtualo Sp. z o.o.

Warszawa 2019

Główną przyczyną rozwodów jest małżeństwo

(znane)

Wstęp

To było trzydzieści kilka lat temu – miasto wojewódzkie średniej wielkości, zwyczajna osiedlowa podstawówka. Pewnego dnia po szkole rozeszła się wiadomość, że rodzice Basi z 6a biorą rozwód. W ciągu kilku następnych dni plotek było coraz więcej. Podobno tata Basi wyprowadził się z domu i zamieszkał z jakąś inną panią; podobno mama Basi rozchorowała się ze zmartwienia. Wszyscy zastanawiali się, co się stanie z biedną Basią. Rozwód to katastrofa. Może zabiorą ją do domu dziecka? Niektórzy Basi współczuli, inni zastanawiali się, co takiego wydarzyło się w jej domu. Przecież nikt „normalny” się nie rozwodzi. Takie rzeczy zdarzają się za granicą. U nas tylko wśród pijaków albo artystów. Z przejęcia nie mogłam spać, zastanawiałam się, co by było, gdyby nagle moi rodzice postanowili się rozwieść…

Dziś w wielu warszawskich szkołach ponad połowa dzieci pochodzi z rozbitych rodzin. Rozwodzą się wszyscy. Młodzi i starzy. Bogaci i biedni. Ludzie wykształceni i prości. Z dużych miast i ze wsi. Politycy (zwłaszcza ci z prawej strony, którzy w trakcie kampanii wyborczych mówią o swoim przywiązaniu do wartości rodzinnych), aktorzy, sportowcy. Anonimowi Kowalscy i celebryci. Rozwód jest dostępny. Rozwód dawno przestał kogokolwiek dziwić. Za rozwód już nikt nie jest potępiany. Wręcz przeciwnie.

Psychologowie w mediach radzą: „Walcz o swoje szczęście, postaw na siebie”, „Lepiej być samotnym niż w nieszczęśliwym związku”, „Twoje życie należy tylko do ciebie, skończ z poświęcaniem się, bądź egoistą”. Każdy ma prawo się rozwieść. No, może z wyjątkiem singli. Bo, jak lubi mówić moja znajoma, trzykrotna rozwódka: „Rozwody są dla ludzi… tylko nie dla samotnych!”.

W ciągu ostatnich dwóch lat rozwiodły się moje trzy przyjaciółki (wszystkie małżeństwa miały ponaddwudziestoletni staż) i dwóch kolegów mojego męża (staże ponaddwudziestopięcioletnie), rozpadły się małżeństwa kilku koleżanek i kolegów z pracy, córki sąsiadów (po trzech latach), znajomych rodziców (45 lat stażu) i wiele innych. Zauważyłam, że bardziej jesteśmy zaskoczeni, kiedy słyszymy, że jakieś małżeństwo szczęśliwie trwa od lat, niż kiedy się rozpada. Co się z nami stało?

Zdarzają się sytuacje, kiedy rozwód jest najlepszym rozwiązaniem. Nie ma żadnego powodu, żeby ktoś trwał w małżeństwie, w którym cierpi, czuje się wykorzystywany, nieszanowany lub po prostu niekochany. Ale często rozwód to kaprys, przejaw egoizmu czy wręcz bezmyślności. I coraz częściej – rozwód to brutalna walka, w której wszystkie chwyty są dozwolone. Kompromisy nie są w modzie.

Jest taki amerykański film sprzed trzydziestu lat Wojna państwa Rose z Michaelem Douglasem i Kathleen Turner. Zamożne małżeństwo w średnim wieku postanawia wziąć rozwód. Wydaje się, że wszystko szybko się potoczy, ale okazuje się, że nie są w stanie dogadać się, które z nich ma przejąć wspólną posiadłość. Konflikt szybko przeradza się w bezwzględną walkę. Zbierając materiał do tej książki, przekonałam się, że w prawdziwym życiu zdarzają się o niebo (o piekło!) dramatyczniejsze scenariusze. Filmowych małżonków ogarniały czasem wątpliwości, miewali jakieś skrupuły. Współcześni rozwodnicy nie mają ich za grosz.

Sądy i kancelarie adwokackie mają pełne ręce roboty. Jak grzyby po deszczu powstają kolejne biura detektywistyczne, bo przecież trzeba zebrać haki na współmałżonka. Miesiącami, a często latami toczy się bezpardonowa walka – wysyłanie zawiadomień do prokuratury, preparowanie fałszywych oskarżeń, nasyłanie bandytów na znienawidzonego współmałżonka, celowe doprowadzanie do bankructwa. I tylko biednych dzieci żal…

O rozwodach rozmawiałam z ponad setką osób: sędziami, adwokatami, detektywami, psychoterapeutami, mediatorami i przede wszystkim ludźmi, którzy przeszli przez rozwód. Z wielu spotkań wychodziłam wstrząśnięta, zbulwersowana, długo nie mogłam dojść do siebie. Wielu tych rozmów nigdy nie zapomnę.

Krótka historia pewnego rozwodu

Historia pierwsza. Na śmierć i życie

Kilkanaście lat temu robiłam z nią wywiad do jednego z kolorowych pism people. Młoda, śliczna, promieniała szczęściem. W wywiadzie opowiadała o swoim cudownym małżeństwie. Jej mąż robił karierę w polityce. Przystojny, zamożny, wpływowy i zakochany w niej do szaleństwa. Pamiętam bilbordy, na których pozował razem z nią i dwójką ich dzieci. Potem zrobiło się o nich obojgu cicho. On najpierw zniknął z polityki, potem także z warszawskich salonów. Plotkowano, że pije, że podobno bije swoją piękną żonę. Umówiłam się z nią w jednej z warszawskich galerii handlowej. Ujrzałam kobietę 46-letnią – zmęczoną, zagubioną, samotną.

Kiedy dostałaś rozwód?

Kilka miesięcy temu. Po 10 latach szarpaniny, wydaniu kilkudziesięciu tysięcy złotych na adwokatów. Cztery lata temu był wyrok w pierwszej instancji. Orzeczenie o winie z obu stron. Pani sędzia napisała w uzasadnieniu, że wprawdzie mąż nie miał prawa używać wobec mnie przemocy, ale moją winą było to, że byłam wobec niego nielojalna.

Co robiłaś?

Złożyłam zawiadomienie na policję, kiedy zostałam pobita, skarżyłam się naszym wspólnym znajomym.

To jakiś żart ze strony sędzi?

Niestety nie. Sędzia w pierwszej instancji odrzuciła wszystkie moje trzydzieści cztery wnioski dowodowe. Tam były także nagrania z awantur, bo w pewnym momencie zamontowałam w domu kamery. Sąd w ogóle nie chciał się tym zajmować. Zostało za to przesłuchanych 10 świadków mojego męża. Przedstawiali mnie w sądzie jako pazerną kobietę, która była z tym wspaniałym mężczyzną wyłącznie dla pieniędzy.

A twoi świadkowie? Miałaś przecież wielu przyjaciół?

Zapadli się pod ziemię. Kiedy jesteś na szczycie, wielu ludzi się koło ciebie kręci. Liczą, że mogą coś zyskać. Ale gdy lądujesz na dnie i sama potrzebujesz pomocy, nikomu do niczego nie jesteś potrzebna. Jeszcze możesz narobić im kłopotów. Niektórzy nie chcieli być zamieszani w konflikt, inni stawali po stronie męża, kalkulując, że wprawdzie dziś nie ma on takich możliwości jak dawniej, ale przecież nie wiadomo, co będzie w przyszłości. A co im przyjdzie ze wspierania mnie?

Na kogo mogłaś liczyć?

Prawie na nikogo. Zeznawały tylko mama, jedna przyjaciółka i była żona mojego męża. Sama się ze mną skontaktowała. W sądzie mówiła, że też była przez niego bita. Ale sędzia uznała, że to żaden dowód w sprawie. Bo nawet jeśli faktycznie bił pierwszą żonę, to wcale nie znaczy, że drugą też. A może pierwsza żona się mści? Wyrok poszedł do apelacji. Sprawa była ponownie rozpatrywana i wreszcie dostałam orzeczenie o jego wyłącznej winie.

Dlaczego sędzia z pierwszej instancji sprzyjała twojemu mężowi?

Mogę się tylko domyślać. W trakcie rozpraw było widać, że jego adwokat dobrze się z nią zna. Może mój były mąż coś zaoferował pani sędzi? Jest zamożnym człowiekiem. Może chodziło o jakieś układy? Ta sędzia po mojej sprawie poszła na emeryturę. Zresztą i tak przecież nic nie można byłoby jej zrobić. Sędzia jest niezawisły i ma prawo wydać taki wyrok, jaki chce.

Co ci dało orzeczenie o jego winie?

Mogę wystąpić o alimenty dla siebie, ale nie chcę. Chcę tylko środki dla dzieci. On od dwóch lat nie płaci mi alimentów. Teraz jego dług wynosi ponad 100 tys. zł, a on śmieje się wszystkim w twarz.

Nie można go zmusić do płacenia?

Wie, jak tego unikać. Wiele razy składałam do prokuratury wniosek o ściganie go za niepłacenie alimentów. W czerwcu 2018 r. otrzymałam informację od trzeciego już prokuratora prowadzącego tę sprawę, że zawieszają sprawę z powodu niemożności prawidłowego poinformowania mojego byłego męża o postępowaniu. Policja nie mogła ustalić, czy on mieszka w domu, w którym mieszka.

Naprawdę?!

Moim zdaniem specjalnie robiła to nieudolnie. Kiedy jeszcze mieszkałam z mężem i regularnie byłam przez niego bita, wiele razy robiłam obdukcję i składałam zawiadomienie do prokuratury. Za każdym razem dostawałam odpowiedź, że jest niska szkodliwość społeczna i umarzano sprawę.

Dlaczego?

Mój mąż potrafi dobrze manipulować ludźmi. Zawsze budował wokół siebie atmosferę człowieka, który dużo może. Chwalił się, że jest ze służb albo że ma dostęp do mafii włoskiej, rosyjskiej i kogo tam jeszcze. Nieraz mi groził, że jak będę podskakiwała, to pewnego dnia zniknę. Wiele osób się na to nabrało i na wszelki wypadek wolało mu się nie narażać. Ja też długo się bałam. W końcu jednak doszłam do ściany. Zrozumiałam, że jak nie zacznę walczyć, to wcześniej czy później mnie zabije albo zrobi ze mnie kalekę.

Kiedy po raz pierwszy cię pobił?

Byłam w drugim miesiącu ciąży z młodszą córką. Przez przypadek zobaczyłam w jego telefonie zdjęcie gołej panny w wannie z podpisem: „Czekam na ciebie, kotku”. To był jego kolejny romans. Już wcześniej wiedziałam, że mnie zdradza. Zawsze obiecywał, że to ostatni raz, że się zapomniał. Wtedy zrobiłam awanturę, powiedziałam mu, że chcę odejść. Kopał mnie po brzuchu i wrzeszczał, że tego bachora ze mnie wykopie. Wcześniej były kłótnie, szarpaniny, wyzwiska, ale tym razem zrobiło się naprawdę groźnie. Był pijany. Przestraszyłam się. Wtedy po raz pierwszy złożyłam pozew o rozwód. Ale zdecydowałam się go wycofać.

Dlaczego?

Znowu obiecywał, że się poprawi, pójdzie na terapię. Chciałam mieć rodzinę, bałam się, że sama nie dam sobie rady. Miałam malutkie dziecko, byłam w kolejnej ciąży, żadnych dochodów, oszczędności. Jak miałam żyć? Dzień przed ślubem zawarliśmy rozdzielność majątkową. Przekonał mnie, że prowadzi różne interesy i nie będzie mnie ciągnął po każdy podpis. A ja, wchodząc w małżeństwo, miałam swój samochód, mieszkanie, swoją pracę. Zakładałam, że ten status quo utrzymam.

I co się stało?

Najpierw mnie namówił, żebym sprzedała swoje mieszkanie. Pieniądze ze sprzedaży zainwestowałam w nasz wspólny dom, który tak naprawdę pozostał jego domem. Czyli po kilku latach małżeństwa nie miałam nic. Coraz częściej w awanturach słyszałam, że jak mi się nie podoba, to mogę wyp… Kiedy wszystko już się psuło, kiedyś po kolejnej awanturze zaproponował, że kupi dla mnie mieszkanie. Kupił, tyle że na kredyt we frankach. Miałam 50 proc. własności, resztę on. Zaoferował się płacić raty. Na początku płacił, potem przestał. Teraz mam trzy miliony kredytu do spłacenia.

On też ma komornika!

I co z tego? To przecież niejedyny komornik, który siedzi mu na głowie. Nic sobie z tego nie robi.

Od dwóch lat nie dostajesz alimentów, nie pracujesz. Z czego żyjesz?

Sprzedałam, co się dało. Pomaga mi mama, sprzedała swoją kawalerkę i zamieszkała ze mną. Wynajmuję mieszkanie pod Warszawą od bardzo cierpliwej kobiety, której jestem winna za czynsz. Kiedy uda mi się odzyskać alimenty, wszystko od razu zapłacę. Od niedawna moimi sprawami zajmuje się nowa prokurator, napisałam odwołanie, powołując się na dokumenty aktualnych spraw. Mam nadzieję, że teraz sprawa będzie wznowiona. Wkrótce czekają mnie kolejne, m.in. o brak kontaktów z dziećmi. Adam ma zasądzone 1000 zł za każdy niewypełniony termin.

Ma ustalone kontakty?

Powinien spotykać się z córkami co drugi tydzień. Ale tego nie robi od dwóch lat. Podziel sobie 52 tygodnie na pół, pomnóż przez tysiąc i przez dwa. To są pieniądze dla dzieci, nie dla mnie. Będę o nie walczyć.

Z wyrokiem pójdziesz do komornika? A on znowu rozłoży ręce.

Dołożą mu do zadłużenia, które mój były mąż już ma. W Polsce ma puste konta. Liczę, że w końcu zapłaci… albo pójdzie do więzienia. Staram się nie myśleć o przyszłości, żyję tu i teraz.

Ile wynoszą alimenty?

5000 zł na dwoje dzieci. Wcześniej było zasądzone siedem, ale sędzia je obniżyła. Mówiła, że mam dwie ręce, mogę pracować. Chciałabym, ale niestety, nie bardzo mogę. Ta sprawa mnie wykończyła. Miałam głęboką depresję, całymi dniami nie mogłam podnieść się z łóżka. Poza tym mam dwoje dzieci, które wymagają opieki. Jedna córka ma poważne problemy psychiczne, wymaga terapii. Druga jest niepełnosprawna fizycznie, trzeba ją rehabilitować. Zresztą nawet gdybym cudem znalazła jakąś pracę, ogromną część zabierze komornik. Na dziś mam ponad trzy miliony długu. Nie mam zawodu, wypadłam z rynku pracy. Mam 46 lat, z czego 12 spędziłam na użeraniu się w sądach.

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Wtedy wydawało się, że twoje życie to bajka.

Na początku tak było. Poznaliśmy się z Adamem w 1998 r., pół roku po tym, jak rozstał się ze swoją poprzednią żoną. Była wielka impreza na trzysta osób i chyba wpadłam mu w oko, zaczął o mnie zabiegać. Elegancki, mądry, erudyta. Miałam wtedy dwadzieścia pięć lat, on był jedenaście lat starszy. Sprawiał wrażenie osoby bardzo rodzinnej, więc perspektywa wspólnej przyszłości wydawała się naprawdę fajna.

Nic cię nie zaniepokoiło?

Przez dwa lata narzeczeństwa zachowywał się bez zarzutu. Nikt nie powiedział mi o nim złego słowa. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że Adam powoli uzależniał mnie od siebie. Mówił: „Po co masz pracować, skoro za chwilę będziemy mieli dzieci”. Wzięliśmy ślub, rok później on wystartował w kampanii, został posłem. Wejście do polityki dało mu poczucie, że jest półbogiem, że nie dotyczą go żadne zasady moralne. Zaczęły się balangi w hotelu poselskim, panienki. Ale pierwsze, poważne rysy w naszym małżeństwie pojawiły się trzy lata wcześniej, po urodzeniu starszej córki. Do tej pory byłam na piedestale, najważniejsza, najmądrzejsza. Teraz w jednej chwili stałam się idiotką.

Kiedy zdecydowałaś się złożyć pozew o rozwód?

Dwanaście lat temu. Byłam z dziećmi na wakacjach. On przyjechał w odwiedziny. Poszedł do knajpy, upił się i zaczął być bardzo agresywny. Leciały okropne wyzwiska, bił mnie pięściami, kopał. W końcu nadział się na szklane drzwi, rozwalił sobie nos i na koniec zarzygał mieszkanie, które wynajmowaliśmy. Spakowałam się, zabrałam córki i wyprowadziłam się do tego mieszkania na kredyt. Złożyłam pozew o rozwód bez orzekania o winie. Cały czas liczyłam, że uda nam się dogadać. Znów wróciłam do domu, ale po pół roku wszystko zaczęło się od nowa. Pił coraz więcej. Kiedyś zrobił straszną awanturę w samolocie, pilot zagroził mu, że natychmiast wyląduje i wysadzi go gdzie bądź.

Był agresywny w stosunku do dzieci?

Nie, ale bałam się, że wcześniej czy później do tego dojdzie. Nie lubił córek. Nasze dzieci są z in vitro. Po ślubie stało się jasne, że on nie może mieć dzieci, ukrył to przede mną. Adam niby chciał mieć dzieci, ale tak naprawdę nigdy ich nie zaakceptował. Potrafił wykrzykiwać: „Wynocha, znajdź sobie tatusia dla tych bachorów, nie chcę mieć z nimi nic wspólnego”. Przez jakiś czas po naszej wyprowadzce zachowywał jakieś pozory. Czasem się spotykał z dziewczynkami, gdzieś je zabierał. Teraz nie odpowiada nawet na ich esemesy. One strasznie to przeżywają.

Dlaczego aż tak z tobą walczy?

Jest socjopatą. Mści się, bo od niego odeszłam, przeciwstawiłam się. Od początku powtarzał, że mnie zniszczy, i nie odpuszcza. Mówił, że straci wiele pieniędzy, ale ja już nigdy się nie podniosę. Boję się, że nigdy się od niego nie uwolnię.

W 2018 r. zawarto w Polsce prawie 193 tysiące małżeństw, a rozwiodło się ponad 65 tysięcy par. To 2 tysiące więcej niż rok wcześniej. Najwięcej rozwodów stanowią te bez orzekania o winie (74 proc.). W pozostałych wypadkach częściej wyłącznie winni są mężowie (17 proc.) niż kobiety (4 proc.). Wina obu stron zdarzyła się tylko w 5 proc. spraw rozwodowych. Najczęściej sprawę o rozwód wnoszą kobiety (66 proc.). W około 15 proc. spraw przewód trwa dłużej niż rok, pozostałe kończą się szybciej.

Najczęściej Polacy rozstają się z powodu niezgodności charakterów (29 proc.), zdrady (7 proc.), dłuższej nieobecności (2 proc.), a ponadto także: nagannego stosunku do rodziny, nieporozumień na tle finansowym, różnic światopoglądowych oraz problemów seksualnych.

Najwięcej rozwodów orzeczono w województwie mazowieckiem i śląskim.

Po 50. roku życia prawdopodobieństwo rozwodów maleje. Rozwodzący się małżonkowie w wieku 40–49 lat stanowią 27 proc., w wieku 30–34 lat – 20 proc., tyle samo w wieku 35–39 lat.

Historia druga. Nigdy cię nie zdradziłem

Ona: kosmetyczka, 36 lat

On: pracownik hurtowni AGD, 38 lat

Dzieci: syn, 4 lata, mieszka z matką u kuzynki

Miejsce zamieszkania: miejscowość podwarszawska

Zabezpieczenie na czas trwania procesu rozwodowego – 800 zł

Sprawa rozwodowa w toku. Pozew złożyła ona z wyłącznej winy męża. Powód – zdrady, rozwiązłość seksualna. Na dwa kolejne terminy on się nie stawił, jego adwokat dostarczył zwolnienie lekarskie.

Mąż panią zdradzał. Ale to nie były „zwyczajne” zdrady.

Zdradzał mnie z transseksualistami. Byliśmy małżeństwem od sześciu lat, znamy się osiem. Wydawało mi się, że żyjemy normalnie. Coś takiego nigdy nie przyszłoby mi do głowy. Ja wcześniej nie wiedziałam dokładnie, kim są transseksualiści. Kiedy detektyw dostarczył mi dowody jego zboczeń, byłam w szoku.

Dlaczego wynajęła pani detektywa?

Od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie. Nocami przesiadywał w internecie, wychodził z komórką przed blok, żeby zadzwonić. Myślałam, że znalazł sobie jakąś babę. Rok wcześniej nasz sąsiad, z którym Radek się kumplował, miał romans. Jego żona miała jakieś podejrzenia i wynajęła detektywa. W dwa dni wszystko wyszło. Jaki Radek był oburzony! Mówił o tym sąsiedzie, że to oszust, łajdak, świnia. Kiedy zaniepokoiło mnie zachowanie Radka, powiedziałam o swoich podejrzeniach sąsiadce, tej, która była zdradzana. To ona dała mi namiar na tego detektywa. Poradził mi, że najlepiej będzie, jak na kilka dni wyjadę gdzieś z dzieckiem, a on go wtedy poobserwuje.

Ile chciał za obserwację?

Umówiliśmy się, że zapłacę mu 1500 zł. Szkoda było mi kasy, ale tak się nakręciłam, że zdecydowałam się to zrobić. Wyjechałam do rodziców na wieś. W poniedziałek rano wróciłam do domu, poszłam do pracy, zadzwonił detektyw. Powiedział, że musimy się spotkać, że ma już komplet dowodów. Myślałam, że zemdleję. Szefowa sama kazała mi iść do domu, bo byłam blada jak ściana. Umówiliśmy się w pubie.

Jakie miał dowody?

Pokazał zdjęcia, na których było widać, że Radek wchodzi do jakiejś kamienicy, na innych się rozbiera, leży na łóżku z dwiema paniami. Zdjęcia były niewyraźne, ale własnego męża rozpoznałam. Detektyw powiedział, że Radek w piątek wieczorem pojechał do centrum miasta, wszedł do nieoznakowanej kamienicy. Ten detektyw za nim. To był klub erotyczny. Na początku detektyw myślał, że mąż całuje się z dwiema kobietami, ale okazało się, że byli to faceci przebrani za kobiety. Podobno był w tym klubie do czwartej nad ranem. Następnego dnia pojechał tam znowu.

Pani mąż miewał wcześniej jakieś nietypowe zainteresowania seksualne?

Nigdy, zawsze zachowywał się jak typowy facet. Zresztą on przecież wygląda jak macho, chodzi na siłownię. Nigdy nie widziałam, żeby oglądał filmy pornograficzne, nie miał żadnych wyuzdanych potrzeb. Uprawialiśmy normalny seks.

Wykrzyczała pani mężowi o jego ekscesach?

Wytrzymałam trzy dni. Detektyw poradził mi, że warto byłoby włamać się na jego konto w komputerze. Przyszedł do mnie do domu, sprawdził i okazało się, że Radek wszędzie ma takie same proste hasło. Miałam jakąś nadzieję, że może ten detektyw się pomylił, bo zdjęcia były zamazane… Mój mąż był zalogowany na wielu portalach erotycznych, umawiał się na orgie, zamawiał dla siebie lateksowe ubrania, buty. Nie jestem w stanie powiedzieć, co czułam, jak czytałam, co on pisał do różnych typów, opisywał, ile centymetrów ma jego penis i co może zrobić… Obrzydliwość. Nienawidzę go.

Co pani zrobiła?

Przede wszystkim znalazłam dla siebie i synka miejsce, gdzie mogłam się zatrzymać. Na szczęście kuzynka, która mieszka sama, pozwoliła mi się do siebie na jakiś czas wprowadzić. Poszłam do adwokata, złożyłam pozew o rozwód z jego winy, dostałam alimenty. Na razie tak naprawdę odbyła się jedna sprawa, na dwóch kolejnych Radek się nie pojawił. Moim zdaniem wstydzi się.

Jak on zareagował, kiedy dowiedział się, że pani wie?

To było żałosne. Jeszcze zanim powiedziałam, że wiem o tych zboczeniach, zaczęłam go dociskać, czy mnie zdradza. Kategorycznie zaprzeczał: „Nigdy cię nie zdradziłem. Z żadną kobietą ani z żadnym mężczyzną”.

Zobaczył zdjęcia?

Mówi, że to nie on. Potem przyznał, że jednak to on, ale seksu nie uprawiał, tylko rozmawiał. Jego adwokat w odpowiedzi na mój pozew napisał, że byłam nieczułą żoną i dlatego mąż szukał pocieszenia u obcych ludzi. Tak się złożyło, że znalazł ich w klubie erotycznym.

Spotyka się z dzieckiem?

Na razie nie. Nie wyobrażam sobie, żeby mały został z nim sam na sam. To przecież zboczeniec. Mama namawia mnie, żeby mu zabrać prawa rodzicielskie. Nie wiem, co będzie dalej, gdzie będę mieszkać. Nie stać mnie na wynajęcie mieszkania.

Historia trzecia. Małomiasteczkowy

On: rolnik, prowadzi gospodarstwo rolne pod Lublinem, 39 lat

Ona: wykształcenie zawodowe, w trakcie małżeństwa nie pracowała, obecnie jest recepcjonistką w przychodni w pobliskim miasteczku, 35 lat

Dzieci: dwóch synów w wieku 15 i 13 lat, mieszkają z matką w wynajętym mieszkaniu

Wyrok sprawy rozwodowej: bez orzekania o winie i bez orzekania o kontaktach z dziećmi. Pozew wniosła ona.

Dlaczego żona pana zostawiła?

Długo się nad tym zastanawiałem. Wydawało mi się, że jesteśmy dobrym małżeństwem. Żonę poznałem w zawodówce, zaszła w ciążę, wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w domu moich rodziców. Po dwóch latach na świat przyszedł drugi syn. Wybudowałem dom obok, wszystko nowe – kuchnia, łazienka, meble. Żona zajmowała się domem, dziećmi, a ja pracowałem na gospodarstwie. Nigdy się nie skarżyła, w wakacje jeździliśmy nad morze, niczego jej nie żałowałem.

A jednak czegoś jej brakowało.

Moim zdaniem to był wpływ jej głupich koleżanek ze szkoły. Obie panienki wyjeżdżały na saksy do Włoch, gdzie podobno opiekowały się starymi ludźmi, ale moim zdaniem po prostu dawały dupy. Przepraszam, że jestem wulgarny. Taka jest prawda. Stroiły się, opowiadały banialuki i namąciły mojej żonie w głowie. Zaczęły zabierać ją na zakupy do Lublina, tam poznała jakiegoś palanta i kompletnie zgłupiała. Uroiła sobie, że ona też będzie wygodnie żyć jak dama. Kiedyś w awanturze wykrzyczała mi, że ona by chciała mieć takie życie jak w filmie 50 twarzy Greya. Nawet pojechałem do kina do Lublina, żeby to zobaczyć. Brednie jakieś.

Może żona czuła się przez pana niedoceniona?

A co niby miałem robić? Na łóżku rozrzucać płatki róż? Pracuję od piątej rano do dwudziestej. Jestem tak skonany, że padam na twarz. Jej się z nudów w głowie poprzestawiało. To teraz ma, co chciała.

A co ma?

Nic. Nie wiem, czy sama to wymyśliła, czy ten fircyk z Lublina, że na rozwodzie podzielimy majątek i ona dostanie jakieś ogromne pieniądze. Chyba to go do niej przyciągnęło. Bo po dzieciach przytyła. Ale z tym podziałem majątku nie poszło łatwo. Owszem, prowadzę duże gospodarstwo, ale ziemia jest ojca, a ja mam kredyty. Inaczej w rolnictwie się nie da. Niczego nie dostała, tylko alimenty na synów, 1500 zł. Tyle sąd zasądził i tyle płacę. Teraz ona pracuje na recepcji, mieszka w wynajętym pokoju, a kochanek zniknął. Bo po co mu baba z problemami? No więc wymyśliła sobie, że do mnie wróci, ale ja już jej nie chcę.

Dzieci panu nie żal?

Żal, nawet bym chętnie chłopaków do siebie zabrał. Ale ona nie ma powrotu. Proszę pani, ile ja się wstydu przez nią najadłem. Na wsi rozwód to ciągle jest sensacja, a jeszcze jak kobieta odchodzi, to wszyscy zastanawiają się, dlaczego. Plotki różne były, że ją w piwnicy trzymałem, gwałciłem – straszne głupoty ludzie wymyślają. Przez ten rozwód na burmistrza startować nie mogłem, a wcześniej miałem szansę, bo ludzie mnie szanowali. Dopiero teraz do niektórych dotarło, że to ja zostałem skrzywdzony.

Na skrzywdzonego pan nie wygląda.

Na początku byłem załamany. Nawet sobie obiecałem, że już z żadną kobietą się nie zwiążę, ale mężczyzna ma swoje potrzeby. Przecież do burdelu do Lublina jeździć nie będę. Koledzy mi podpowiedzieli, że jest taka ładna, samotna lekarka z naszego ośrodka zdrowia. Odważyłem się, zaprosiłem na spacer, potem na kolację do Lublina. Niedawno wprowadziła się do mnie, chłopcy ją polubili. Wszystko dobrze się układa.

Historia czwarta. Królik mówi „dość”

Ona: z wykształcenia anglistka, obecnie pracuje w marketingu, 48 lat

On: biznesmen, obywatel Rosji, 42 lata

Dzieci: dwóch synów, 11 i 9 lat, córka z poprzedniego małżeństwa, 20 lat

Miejsce zamieszkania: Gdańsk

Sprawa rozwodowa w toku, pozew wniesiony w lutym 2017 r., do kwietnia 2019 r. odbyły się trzy rozprawy. Ona stara się o rozwód z orzeczeniem o winie.

Zabezpieczenie na czas trwania procesu rozwodowego – 10 000 zł na dwóch synów uczących się w prywatnej szkole, w której czesne za jedno dziecko wynosi 2500 zł.

W aktach pani sprawy są dowody, że mąż sprowadza do domu prostytutki, urządza orgie.

Nic mnie już z jego strony nie zaskoczy. Latem zabrałam dzieci na Mazury, popsuła się pogoda, więc wróciliśmy dzień wcześniej. Wchodzimy do domu koło południa, a mój mąż w szlafroku siedzi przy stole z panią odzianą w mój szlafrok, piją sobie kawę. Chłopcy są już duzi, zorientowali się, co się dzieje, szok. Grzecznie poprosiłam, żeby pani się ubrała i wyszła. Potem mąż zrobił mi awanturę, że pojawiam się bez uprzedzenia. Powiedziałam mu, że nie muszę uprzedzać, że przyjeżdżam do swojego domu. Często, kiedy jestem w pracy, a dzieci w szkole, mąż sprasza sobie dziwki. Mówiła mi o tym ochrona naszego osiedla, sąsiedzi. No ale on nic sobie z tego nie robi.

Wspólne mieszkanie musi być trudne. Dlaczego się pani nie wyprowadzi?

Po pierwsze, nie mam dokąd, a po drugie, gdybym to zrobiła, to mąż zabierze mi dzieci. Mówi, że bardzo je kocha. Starszy syn stoi co prawda po mojej stronie, ale młodszy jest niezdecydowany. Ich ojciec to mistrz manipulacji.

W pozwie napisała pani, że mąż zdradzał panią od początku małżeństwa. A jednak pani z nim była.

On jest Rosjaninem, poznaliśmy się przez internet, widywaliśmy się sporadycznie i były to bardzo emocjonalne spotkania. Miałam 36 lat, córkę, za sobą nieudane małżeństwo. Czułam się samotna, więc on trafił na bardzo podatny grunt. To był dla mnie trudny czas, zaczęłam pracę w nowej firmie, dopadł mnie kryzys. On roztoczył przede mną wizje wspaniałej wspólnej przyszłości. Dokładnie w dniu naszego ślubu złożyłam w firmie wypowiedzenie.

Dlaczego?

Do tej pory wszystko było na mojej głowie, chciałam odpocząć. Gdybym wątpiła, że on się mną zaopiekuje, to nigdy w życiu nie rzuciłabym pracy i nie sprzedałabym swojego mieszkania. Na początku byłam przez niego obsypywana kwiatami i prezentami. Chociaż z prezentami bywały problemy. Kiedyś przywiózł mi z Rosji futro, a ja nie noszę naturalnych futer. Nie wykazałam entuzjazmu, no i on wpadł w furię. Jest bardzo samolubny – ma być tak, jak on chce.

Pani zgadzała się na wszystko.

Do tej pory nie rozumiem, dlaczego tak ślepo mu ufałam. Przecież właściwie od początku różne zachowania mi się nie podobały. On jednak zawsze odwracał kota ogonem, a ja wychodziłam na znerwicowaną wariatkę. Dlaczego się nie wycofałam? Nie wiem. Kiedyś mąż był w łazience, zostawił komórkę na stole, usłyszałam sygnał esemesa, spojrzałam odruchowo i przeczytałam: „Czy jedziesz już do mnie, kotku”. Tak dowiedziałam się o tej pierwszej zdradzie. No i na drugi dzień pojechał z kochanką na wakacje, a mnie powiedział, że na jakieś targi do Niemiec. Wtedy już myślałam, żeby odejść.

Ale pani tego nie zrobiła.

Bo miałam nadzieję, że on się zmieni. Zaszłam w kolejną ciążę, nieplanowaną. Ciągle myślałam o odejściu, ale teraz miałam już trójkę dzieci, zero pracy, zero miejsca, do którego mogłabym się z nimi przenieść, i zero możliwości, żeby się utrzymać. Poszłam do prawniczki, która uświadomiła mi, że ponieważ mąż w Polsce nie pracował zarobkowo, to nie mam żadnych szans na alimenty. Przestraszyłam się.

Ale przecież dostała pani alimenty?

Na szczęście tak, połowa idzie na szkołę. No i znalazłam pracę na pół etatu. Zarabiam niewiele, około 2000 zł, ale w tej chwili sama płacę wszystkie rachunki. On traktuje dom jak darmowy hotel – wchodzi i wychodzi, kiedy chce. Żyje według swoich zasad: „Co chcę, to będę miał, zdobędę każdą, którą zechcę”. Przeczytała pani w aktach, jak lekceważąco się do mnie zwraca. Dla niego od początku jestem „królikiem”. Królik pójdzie na zakupy, królik sprząta dom, królik odrabia lekcje z dziećmi. Wiele razy prosiłam go, żeby tak mnie nie nazywał, ale on ma to gdzieś. Jestem królikiem. Koniec, kropka. Ale królik ma już dość.

Dlaczego w końcu zdecydowała się pani na rozwód?

Mąż nakłonił mnie do podpisania umowy kredytu pod zastaw domu na Mazurach, którego byłam właścicielką. To było pół miliona. Kiedy wracaliśmy z banku, namawiał mnie, żebyśmy poszli do klubu dla swingersów, bo on potrzebuje nowych doznań. Nie zgodziłam się. Kilka dni później zadzwonił, że idzie z klientem na kolację. Wrócił nad ranem, potem znowu wyszedł na noc. To trwało dwa tygodnie, wszystko za pieniądze z tego kredytu.

Narkotyki to kolejny wątek w waszym małżeństwie.

Dosypywał mi kokainy do wina. Wiem o tym, bo za pierwszym razem, kiedy jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy, zaciągnął mnie do łóżka i gwałcił całą noc. Byłam przytomna, ale nie byłam w stanie się opierać. Rano, po nieprzespanej nocy, wstałam bez żadnych problemów i funkcjonowałam na maksa. Zastanawiałam się, dlaczego mój organizm tak dziwnie reaguje. Przyjaciółka powiedziała, że musiałam mieć dosypane narkotyki. Kupiłam w aptece odpowiedni test i kiedy następnym razem otworzył butelkę wina, wzięłam kieliszek i poszłam do łazienki. Faktycznie były tam narkotyki. Nigdy mu tego nie wybaczę. On mnie sponiewierał, upokorzył. Sam regularnie bierze.

Dlaczego nie chce zgodzić się na rozwód?

Ma darmową służącą. Dzieci są zaopiekowane, nakarmione. W relacjach z dziećmi on jest bardziej ich kumplem niż ojcem, ale jeżeli coś mu się nie spodoba, to chłopcy mają natychmiast zniknąć. Są nauczeni, żeby taty nie denerwować. Starszy syn zamknął się w sobie. Boi się ojca. Mam założoną niebieską kartę. W listopadzie zeszłego roku córka wezwała policję, bo mnie uderzył. Wcześniej dwa razy mnie dusił.

Historia piąta. Nie wiem, dlaczego za niego wyszłam

Ona: ekspedientka, 27 lat

On: ochroniarz w supermarkecie, 30 lat

Dziecko: córka, 3 lata

Miejsce zamieszkania: średniej wielkości miasto na Mazowszu

Sprawa rozwodowa trwała dwa lata. Pozew złożyła ona. Wyrok – orzeczenie o jego wyłącznej winie. Powody: przemoc, zdrada, alkoholizm, hazard. W trakcie sprawy zostało przesłuchanych trzech świadków.

Pani małżeństwo trwało zaledwie rok. Mąż okazał się alkoholikiem, hazardzistą, bił panią. Czy przed ślubem nic pani nie zaniepokoiło?

Znaliśmy się krótko, kilka miesięcy. Nie wiem, dlaczego za niego wyszłam. Chyba chciałam wyprowadzić się z domu, zacząć dorosłe życie. Uważałam, że jestem brzydka, mała, gruba. Kto by mnie chciał? Kiedy on się trafił, długo się nie zastanawiałam. Mama mówiła mi, że źle mu z oczu patrzy, ale nie słuchałam jej. Na ślubie było tylko kilka osób, moja rodzina i jego dwóch braci. Upili się, zaczęli mnie obściskiwać, mówić jakieś obleśne rzeczy. Poskarżyłam się Damianowi, ale on to zlekceważył. Mówił, że oni tak zawsze.

Po ślubie zamieszkała pani u męża.

On miał kawalerkę po babci – mała, brudna, ale własna. Cieszyłam się, wysprzątałam, namówiłam Damiana, żeby odmalować. Zrobił to, ale potem otworzył butelkę wódki, mówił, że należy mu się nagroda. Upił się.

Często pił?

Kilka razy w tygodniu, ale nie zawsze się upijał. Mówiłam mu, że szkoda kasy na wódkę, ale śmiał się, że zarabia, to go stać. Mnie wydzielał jakieś drobne kwoty na życie. Co kilka dni dawał 20–30 zł. Miałam zrobić zakupy i ugotować obiad.

Bił panią?

Wtedy jeszcze nie. Byłam już w ciąży. Cieszyłam się, ale on niespecjalnie, mówił, że dzieci kosztują. Kiedyś się wściekł i krzyczał, że to na pewno nie jego bachor. Na kolanach przysięgałam, że jego. Pewnego dnia przeczytałam esemes w jego telefonie, strasznie wulgarny. Pisała dziewczyna, z którą się umawiał na seks. Zapytałam go, co to ma znaczyć. Zdenerwował się, że go sprawdzam, a on z policjantem żyć nie będzie. Potem śmiał się, że to sprawa bez znaczenia. Ja jestem w ciąży i trzeba mnie oszczędzać, a on sobie ręką robić nie będzie. Tak mną zakręcił, że sama go przepraszałam, że przeczytałam ten esemes. To ja byłam winna. Nie on. Wylądowałam w szpitalu, ciąża była zagrożona. Przez tydzień ani razu mnie nie odwiedził. Mama po mnie przyjechała. Kiedy dotarłyśmy pod blok, nie chciałam, żeby ze mną wchodziła.

Dlaczego?

Miałam złe przeczucia. Ale matka się uparła. W domu chlew, stosy brudnych naczyń, pusta lodówka, a on leży na kanapie i pije piwo. Kiedy mnie zobaczył, nawet nie wstał. „O, dobrze, że jesteś, posprzątaj i ugotuj obiad”. A mnie lekarz kazał się nie przemęczać i leżeć. Matka zwróciła mu uwagę, wściekł się i wyrzucił ją z domu. Krzyczał, że stara baba nie będzie się rządzić. Mama wyszła, a ja zabrałam się za porządki. Miesiąc później urodziła się Emilka. Na szczęście zdrowa. Ale to był już początek końca tego małżeństwa.

Co się wydarzyło?

Nie przyjechał po nas do szpitala. Znowu musiałam prosić mamę. Tym razem nie weszła na górę. W domu syf, rozpłakałam się z nerwów. Damian przyjechał kilka godzin później, po alkoholu. Nawet na Emilkę nie spojrzał. Powiedział, że chciał syna, a żaden dziurawiec go nie interesuje. I znowu wyszedł, wrócił nad ranem. Pijany. Poszedł spać. Emilka płakała. Obudził się i wrzeszczał, żebym wypier… Wtedy zaczął mnie szturchać, kopnął, uderzył w twarz, rzucił na podłogę.

Miała pani dokąd pójść po pomoc?

Nie bardzo. Do mamy się wstydziłam, przecież mnie ostrzegała. Miała też żal, że nie stanęłam po jej stronie, kiedy ją obrażał. Byłam na macierzyńskim, dostawałam grosze. Gdyby nie 500 plus, nie miałabym na chleb. Damian pił i grał na automatach. Już wiedziałam, na co przepuszcza pensję. Pewnego dnia znów wrócił pijany. Byłam z Emilką w kuchni. Mała zaczęła płakać. Wpadł do kuchni, zamachnął się i uderzył małą w główkę. Krew. Damian poszedł spać, a ja spakowałam torbę z rzeczami, wzięłam dziecko i zamknęłam za sobą drzwi. Obiecałam sobie, że więcej do niego nie wrócę.

Dokąd pani poszła?

Do matki. Gdyby mnie nie przyjęła, nie wiem, co bym zrobiła. Podobno jest w okolicy jakiś dom samotnej matki. W ostateczności tam bym się zgłosiła.

Mąż chciał, żeby pani wróciła?

Chciał, ale ja się bałam. Poszłam do adwokata, który napisał mi pozew, ale potem, już w sądzie, byłam sama, nie stać mnie było na „papugę”. Trafiłam na fajną sędzię, od razu przejrzała Damiana na wylot. Zresztą po tamtym wydarzeniu matka zawiozła mnie z małą do szpitala na obdukcję. Damian miał sprawę za znęcanie, dostał zawiasy.

Płaci alimenty?

Mam zasądzone 400 zł, ale nawet tego nie płaci, bo nie pracuje. Dostaję 500 plus i wróciłam do sklepu. Na życie mi starcza.

Historia szósta. Jak cię nie stać, to siedź w domu

Ona: dyrektor w korporacji, 50 lat

On: pośrednik w handlu nieruchomości, pracuje dorywczo, 60 lat

Dzieci: córka, 16 lat

Miejsce zamieszkania: Wrocław

Czas trwania procesu rozwodowego – od 2014 do 2017 r. Wyrok w pierwszej instancji – z winy wyłącznej żony, w apelacji – utrzymany. Alimenty na córkę w wysokości 1500 zł, on nie wystąpił o alimenty dla siebie.

Pana sprawa jest nietypowa, bo sąd uznał wyłączną winę pana żony.

To się podobno rzadko zdarza. Żona była stroną atakującą, pierwsza złożyła pozew z orzeczeniem o mojej winie. Małżeństwem byliśmy 19 lat. Ona ma bardzo wysokie stanowisko, w swojej firmie jest członkiem zarządu. Nasze małżeństwo zniszczyła kariera żony.

Dlaczego?

Kiedy się poznaliśmy, nasze dochody były zbliżone. Od zawsze zajmowałem się nieruchomościami. Dorota przyszła do mojej firmy jako tłumacz języka niemieckiego. Potem dostała pracę w jednej z największych firm deweloperskich i zaczęła robić karierę, opartą zresztą na moich doświadczeniach, z czego jednak nigdy nie robiłem wielkiej sprawy. Jest inteligentna i pracowita. Z czasem moja firma zaczęła się kurczyć, a Dorota miała coraz lepsze stanowiska. Wzięliśmy ślub, Dorota zaszła w ciążę, urodziła się Helenka. Już wtedy moje dochody starczały na sprawy podstawowe. W pewnym momencie żona zażądała, żebym się zaczął bardziej dokładać do wspólnego budżetu. Wtedy zaproponowałem, żeby ona się uczyła, rozwijała karierę, a ja z racji ograniczonych możliwości zarobkowych zajmę się domem i opieką nad córką.

Zgodziła się?

Tak, miałem wrażenie, że wręcz była zadowolona. Skoncentrowała się na pracy. Wychodziła po ósmej, wracała po dwudziestej, często wyjeżdżała służbowo na kilka dni, czasem z koleżankami jechała do spa, żeby się zrelaksować. Nie protestowałem. Mieliśmy osobne dochody i osobne konta.

Dlaczego?

Żona przed ślubem miała razem z bratem mieszkanie, a ja akurat kupowałem swoje mieszkanie. Sam jej zaproponowałem, że to nowe mieszkanie w jednej czwartej będzie moje, a reszta pójdzie na jej konto, żeby mogła mieć ulgę podatkową przy sprzedaży swojego mieszkania. Po kilku latach sprzedaliśmy je z dużym zyskiem. Od początku mieliśmy rozdzielność majątkową i żona kolejne mieszkanie kupiła już za swoje pieniądze, a pieniądze ze starego poszły na remont i na kawalerkę, która miała być dla córki. Oczywiście też była zapisana na żonę. Przy rozwodzie okazało się, że Dorota zapomniała, że pierwsze mieszkanie kupiliśmy za moje pieniądze.

Wiedział pan, ile żona zarabia?

Nie, nigdy mnie to nie interesowało. Ale mogłem się domyślać, że są to duże kwoty. W ciągu ostatnich kilku lat kupiła osiem mieszkań na wynajem, wszystkie oczywiście na siebie.

Jak dzieliliście się codziennymi wydatkami?

Nie było z tym problemu – ona płaciła rachunki, ja robiłem zakupy. Te większe wydatki były związane z wyjazdami wakacyjnymi. Dorota kupowała bilety i płaciła za hotel, a ja załatwiałem na miejscu wynajem samochodu, płaciłem za restauracje i ponosiłem różne inne koszty. Mój wkład to nie było sto złotych, tylko na przykład w czasie wakacji na Kubie półtora tysiąca dolarów. Wydawało mi się, że to jest sprawiedliwe. Nasze małżeństwo wydawało się takim nowoczesnym związkiem, gdzie kobieta zarabia pieniądze, a mąż zajmuje się domem. Poza tym mieszkania, które kupowała Dorota, trzeba było wyremontować, znaleźć najemców, podpisać z nimi umowy, w razie czego coś naprawić. To było na mojej głowie.

Kiedy pojawiły się pierwsze sygnały, że z waszym małżeństwem jest coś nie tak?

Kiedyś pojechaliśmy z jej znajomymi na wycieczkę. Tylko ja miałem w aucie GPS, więc Dorota powiedziała, że to my będziemy prowadzić. Niestety w GPS nie mogłem znaleźć ruin jakiegoś zamku. Dorota zaczęła na mnie strasznie krzyczeć, że przynoszę jej wstyd, że przeze mnie nie mamy drugiego dziecka – wszystko naraz. Zapytałem, o co jej tak naprawdę chodzi. No i wtedy powiedziała mi, że dwa miesiące wcześniej zdradziła mnie z jakimś facetem.

Kiedy to się wydarzyło?

Cztery lata przed rozwodem. Wtedy już różni ludzie mówili mi źle o mojej żonie, ale ja jej zawsze broniłem.

Co mówili?

Że daję się lekceważyć, że ona nie zawsze jest uczciwa w stosunku do mnie. Po tej historii na wycieczce Dorota oświadczyła, że ma dość życia ze mną. Poszliśmy do psychologa. Dorota cały czas mnie atakowała, a psycholog na to: „Mogę państwa rozwieść”. Okazało się, że to była psycholog polecona jej przez koleżankę. Jednak sprawa rozwodu jakoś ucichła, nasz związek funkcjonował w miarę normalnie. To znaczy mnie się tak wydawało, bo potem wyszło, że ona przez cały czas miała kontakt ze swoim kochankiem. To był jej były szef, Holender na trzyletnim kontrakcie w Polsce. We wrześniu mieliśmy dziewiętnastą rocznicę ślubu. Namawiałem żonę, żebyśmy gdzieś wyjechali razem z Helenką i spędzili miło czas. Dorota powiedziała, że nie może, bo ma dużo pracy, ale sama wyjeżdża na weekend do Sopotu, bo musi od nas odpocząć. Wtedy zacząłem podejrzewać, że coś się dzieje. Przejrzałem jej biurko w domu i znalazłem list od tego jej szefa. Zaniosłem do tłumacza. Facet pisał, że też chciałby pojechać z nią nad polskie morze. Od razu skojarzyłem jej wyjazd do Sopotu. Powoli wszystko zaczęło mi się układać w całość, te niby jej samotne wyjazdy, strojenie się, pretensje o wszystko. Już dwa lata wcześniej praktycznie przestaliśmy razem wyjeżdżać na wakacje.

Dlaczego?

Dorota wyszukiwała tak drogie hotele, że mnie nie było na nie stać. Wtedy ona mówiła, że skoro mnie nie stać, to mogę siedzieć w domu, bo i tak nie mam po czym odpoczywać, za to ona potrzebuje komfortowych warunków, a za mnie płacić nie będzie. Kiedy pojechała do tego Sopotu, usiadłem do komputera, pomyślałem, że każdy, kto tam przyjedzie, musi pójść w jedno miejsce. Wie pani, gdzie?

No nie wiem? Na molo?

No właśnie, a w internecie można to molo oglądać przez kamerki. Wyliczyłem, kiedy mniej więcej dotrą do Sopotu i zasiadłem przy komputerze. Po około czterech godzinach zobaczyłem jej sylwetkę z jakimś facetem. Teraz wydaje mi się to żenujące, że tak się wpatrywałem w ten komputer. Sam się dręczyłem.

Był pan już pewny, że pana zdradza. Co dalej?

Byłem totalnie zagubiony. Zapytałem kolegę, którego też żona zdradzała, jak mam postąpić, a on mi poradził: „Zbieraj dowody”. W internecie znalazłem telefon do detektywa w Sopocie. Zadzwoniłem, żeby pomógł mi ustalić, w którym są hotelu, i zrobił im zdjęcia, ale on odparł: „Panie, tutaj 80 proc. par w hotelach to są cudze żony i cudzy mężowie! To będzie szukanie igły w stogu siana”. Sam więc szukałem ich po hotelach. Zakładałem, że zatrzymają się w jednym z najlepszych. Szybko ustaliłem, że zatrzymali się w Grand Hotelu. Dorota wróciła z tego wyjazdu, a ja wtedy niczego nie dałem po sobie poznać.

Dlaczego?

Bałem się rozwodu, miałem nadzieję, że żona się opamięta. Któregoś dnia, kiedy ona poszła do pracy, zacząłem przeglądać zawartość jej laptopa. Hasło znałem, sama mi kiedyś podała, chciała, żebym jej przesłał jakieś dokumenty. Znalazłem dużo dowodów jej zdrady. Ich wspólne zdjęcia, mejle. Dorota opisywała ze szczegółami, co mu zrobi w łóżku i co on zrobi jej. Padały okropnie wulgarne słowa, nie znałem jej od tej strony. Przekopiowałem wszystko do jednego katalogu na pulpicie. Kiedyś w nocy przejrzałem jej służbowy telefon, a tam były jeszcze lepsze kwiatki, bo ona mu wysyłała swoje nagie zdjęcia i opisy orgii, w których chciałaby uczestniczyć. Ponieważ czekałem na operację onkologiczną, postanowiłem odłożyć ważne decyzje na potem. Ale ona dokładnie w dniu mojej operacji złożyła pozew rozwodowy z mojej winy. Dostałem go miesiąc później.

Co napisała w pozwie?

Całkowity rozkład więzów małżeńskich. Dodatkowo oskarżyła mnie o pedofilskie zachowania w stosunku do córki. Potem się z tego wycofała.

Mieszkaliście razem w czasie trwania procesu rozwodowego?

Tak, aż do uprawomocnienia się wyroku rozwodowego. Trzy lata z apelacją. Najpierw moja odpowiedź na pozew była taka, że nie zgadzam się na rozwód. Chciałem jej zrobić na złość. Ale potem moja pani mecenas przekonała mnie, że to nic nie da, bo żona dołączyła do pozwu setki wyciągów bankowych. Chciała w ten sposób pokazać, że się nie dokładałem do życia.

Pan udowadniał jej winę, mówiąc o zdradach?

Głównie. Ale jak jej świadkowie zaczęli zeznawać, to zacząłem się bronić. Według nich byłem nieudacznikiem, pasożytem i leniem. Na drugiej rozprawie zmieniłem kwalifikację i napisałem, że chcę rozwodu z orzeczeniem o jej winie.

Sędzia przychylił się do pana wniosku.

Do sądu nie mam zastrzeżeń, naprawdę przejrzeli moją żonę. W uzasadnieniu mam, że żona bardzo źle mnie traktowała, lekceważyła, że małżeństwo to nie spółka, tylko związek ludzi, którzy powinni się wzajemnie wspierać. Moja żona była wściekła na sąd, pokrzykiwała. To było dla mnie bardzo upokarzające.

Gdzie mieszka wasza córka?

Z Dorotą. Helenka jest w trudnym wieku. W ostatnie wakacje zabrałem ją do Jastarni, cały czas narzekała, jak tam jest beznadziejnie. Nie jestem dla Helenki atrakcyjny. Ostatnio była u mnie w weekend i poprosiła, żebym wykupił receptę. W aptece usłyszałem, że leki kosztują 200 zł. Powiedziałem Helci, że płacę mamie alimenty i nie mogę dodatkowo wydawać pieniędzy na jej leki. Obraziła się na mnie, a mnie przecież naprawdę nie stać. Dorota spłaciła mój udział w mieszkaniu, zgodziłem się na 100 tys. Tyle co jej jedna pensja. Wystarczyło na spłatę zadłużonych kart kredytowych, bo ja za te zagraniczne wojaże płaciłem kartami. Teraz Dorota ma wszystkie mieszkania, a ja mieszkam u swojej mamy. Prosiłem, żeby zostawiła mi chociaż kawalerkę, żebym miał, gdzie Helenkę przyjąć, ale powiedziała, że gów… ją to obchodzi, co ze mną będzie.

Co panu dał wyrok rozwodowy?

Poza satysfakcją? Nic. Ale istnieje możliwość, że po orzeczeniu rozwodu z jej winy mogę zgłosić się do niej po alimenty. Ona się tego boi. Nawet proponowała, żebym się zgodził na rozwód bez winy, a w zamian za to dogadamy się w sprawie alimentów. Ale nie chciałem. Nie chodzi o te alimenty. Tylko o moją godność. Tylko to mi zostało.