Royal. Tom 2. Kraina z jedwabiu - Valentina Fast - ebook

Royal. Tom 2. Kraina z jedwabiu ebook

Valentina Fast

4,1

Opis

Drugi tom fascynującej serii o królestwie Viterry. Walka o względy czterech przystojnych młodzieńców trwa w najlepsze. Przed Tatianą i innymi pretendentkami do korony pierwsze zadanie, które wymaga szczególnej zręczności i kreatywności. Chłopcy zaczynają także zapraszać kandydatki na pierwsze randki… Atmosfera staje się coraz bardziej napięta. Pewnej nocy wydarzy się coś, co wstrząśnie całą Viterrą i wywróci życie dziewczyny do góry nogami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 252

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (212 oceny)
101
56
38
14
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gabek123456789

Dobrze spędzony czas

Świetna kontynuacja, nie mogłam się oderwać.
00
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

cudo 💙
00
Elwira1980

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
LichoAsh

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna część serii wnosi wiele nowych odsłon i zdecydowanie ma się ochotę sięgnąć po następną pozycję.
00
AgnieszkaBogucka

Nie oderwiesz się od lektury

Równie fajna jak pierwsza część
00

Popularność




CZĘŚĆ DRUGA

PROLOG

Kiedy dziś myślę o samym początku Wyboru, o pierwszych dniach spędzonych w pałacu, nie mogę uwierzyć w swoją nieprawdopodobną naiwność. I jednocześnie ogarnia mnie współczucie dla ograniczonej i niedoświadczonej dziewczyny, którą wtedy byłam. Jak i skąd mogłam wiedzieć, w co się właściwie pakuję?

W głowie miałam jedynie Wybór – a mimo to lekceważyłam swój udział w nim. Chciałam jak najszybciej wrócić do naszego miasteczka i zamieszkać z siostrą i jej mężem.

Mimo to wciąż nie mam pewności, czy będąc wówczas świadoma tego, co wiem dzisiaj, zachowałabym się inaczej. Być może. Ale nie mogę wykluczyć, że tym bardziej rzuciłabym wyzwanie przeznaczeniu.

Po starciu z Alissą, która w czasie treningu postawy celowo podłożyła mi nogę, przez co upadłam, uszkodziłam sobie nadgarstek i zbłaźniłam się przed wszystkimi, znalazłam się na bardzo grząskim gruncie. Choć oczywiście wówczas nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Chyba głównie dlatego, że w moim życiu pojawiło się jeszcze coś, co nieubłaganie pochłaniało coraz więcej uwagi, a przed czym nie mogłam się obronić: przerażająco piękne i przerażająco straszne uczucie pierwszego zakochania. Nigdy jeszcze nie byłam siebie tak niepewna i zrezygnowana, jak właśnie wtedy.

Kiedy poznałam czterech młodzieńców, dotarło do mnie, że przez sposoby wychowawcze ciotki Danielle wzrastałam w oderwaniu od rzeczywistości i zupełnie nie znam otaczającego mnie świata. Ironia losu, biorąc pod uwagę, że wszyscy w Królestwie Viterry mieszkaliśmy przecież pod szklanym kloszem.

Nie miałam zielonego pojęcia o chłopakach, więc nic dziwnego, że zachowywałam się jak wariatka. Kiedy dziś o tym myślę, chce mi się wrzeszczeć i jednocześnie płakać ze śmiechu. Byłam wtedy strasznie nerwowa i zdezorientowana. Nie miałam jeszcze pojęcia, że to dopiero początek całego orkanu uczuć.

Całe szczęście, że miałam przy sobie Claire. Pozostałe kandydatki nie pałały do mnie sympatią.

Był jeszcze tajemniczy strażnik, którego spotkałam w ciemności. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, dzięki jego obecności czułam się bezpieczna i chroniona.

Gdybym tylko miała wówczas pojęcie, jak bardzo będę potrzebować ochrony!

Ale nie uprzedzajmy faktów. Wracam teraz do wieczoru, kiedy ogłoszono pierwszą konkurencję Wyboru.

Rozdział 1

WSZYSCY MAMY W ŻYCIU COŚ DO ZROBIENIA

Kiedy wracałam do wieży, przez uchylone okna mieszkań pozostałych dziewcząt dochodził mnie gwar podekscytowanych rozmów. Atmosfera ta szybko mi się udzieliła i poczułam rosnącą ciekawość, jakie zadanie nas czeka. Jednocześnie zadrżałam na myśl o tym, że całe Królestwo będzie świadkiem naszych zmagań.

Zanim świadomość tego zdążyła mnie na dobre przytłoczyć, drzwi naszej wieży odskoczyły i ze środka wypadła Claire.

– Och, Taniu! Słyszałaś już, jakie zadanie mamy wykonać? – pisnęła, chwyciła mnie za ramię i pociągnęła za sobą w stronę wejścia.

Skrzywiłam się z bólu i uwolniłam delikatnie z jej uścisku.

– Nie, bo i skąd. Ale pewnie zaraz się dowiem?

– Nie uwierzysz! – wyrzuciła z siebie. – Zresztą, najlepiej sama zobacz. Ja po prostu nie wiem, co powiedzieć. Jestem w szoku. Nie mogę się otrząsnąć! – przerwała na chwilę i westchnęła ciężko. – Rose mi wszystko pokazała, więc naszą paczuszkę z zadaniem zostawiłam dla ciebie, żebyś sama ją otworzyła – mówiła coraz głośniej i szybciej, aż w końcu i ja poczułam ekscytację i przyspieszone bicie serca.

Przyjaciółka popchnęła mnie w głąb wieży, bez pytania odebrała mi kosz z jedzeniem i ruchem głowy wskazała na moje łóżko. Potem stanęła obok, zacisnęła usta i z szeroko otwartymi oczyma przyglądała się, co zrobię.

Bez wahania podążyłam za jej gestem i zobaczyłam paczuszkę owiniętą w złoty papier i przewiązaną czarną wstążką. Przez chwilę przyglądałam się jej zaskoczona. Jak coś tak małego mogło wywołać takie poruszenie?

Zanim zdążyłam się ruszyć, niecierpliwość Claire wzięła górę. Dziewczyna rzuciła się w stronę łóżka, chwyciła przesyłkę i wcisnęła mi ją w dłoń.

– Proszę, proszę, proszę! No otwieraj! To się po prostu nie mieści w głowie. Nie mogę pojąć, że ktoś każe mi robić coś takiego! Rodzice do końca życia będą się ze mnie naśmiewać, jeśli zobaczą, że musiałam... majsterkować! – wypaliła niemal z pogardą. – Nawet jako dziecko nie miałam ochoty na takie zabawy!

Z wielkim trudem udało mi się ukryć rozbawienie, kiedy zobaczyłam jej zaczerwienione z oburzenia policzki i tańczące od potrząsania głową ogniście czerwone loki. O co mogło jej chodzić?

Szybko szarpnęłam za wstążkę i rozwiązałam kokardę. Potem ostrożnie rozwinęłam piękny papier, w który zapakowano przesyłkę. Naszym oczom ukazało się proste czarne pudełeczko, niewiele większe niż pięść. Powoli uniosłam wieczko i... znieruchomiałam.

Wewnątrz, na czarnej aksamitnej poduszce, leżał drobny złoty klucz. I to wszystko. Jeden kluczyk i nic więcej.

– Widzisz?! – zapiszczała Claire i niemal z odrazą wskazała na złoty przedmiot.

Zignorowałam ją i wyjęłam kluczyk. Obracałam go na wszystkie strony, żeby dobrze mu się przyjrzeć, lecz niezależnie od tego, jak starannie to robiłam, nie dostrzegłam w nim niczego nadzwyczajnego. Za to w wieczku odnalazłam ukrytą karteczkę. Wyjęłam ją, rozprostowałam i przeczytałam:

Skopiuj klucz do serca księcia.

– Co to w ogóle ma być? Jak można było wpaść na coś równie kiczowatego? Nie wiem, co oni sobie wyobrażają, że jak mamy to zrobić? Odrysować ten klucz i wyciąć czy co? – Claire rzuciła się na moje łóżko, westchnęła głośno i teatralnym gestem uderzyła się dłonią w czoło.

Nie mogłam się powstrzymać i pokręciłam głową, lecz zastanowiło mnie coś innego niż moją przyjaciółkę.

– Właściwie to co w tym takiego strasznego? Chyba trochę przesadzasz, nie sądzisz? – zapytałam i usiadłam obok niej na łóżku. Cały czas miałam w dłoni kluczyk z pudełka i przyglądałam mu się z zaciekawieniem.

– Co w tym strasznego? Chyba żartujesz! To zadanie jest poniżające i niegodne przyszłej księżnej! Nie mogli nam zlecić czegoś przydatniejszego? Ułożenia bukietu na przykład? Albo zaprojektowania sukni? Takie zadania byłyby znacznie lepsze. W końcu to nie jest przedszkole! – Przyjaciółka westchnęła i przewróciła się na brzuch, a jej ciemnoniebieska suknia zaszeleściła.

Nie miałam ochoty dyskutować z Claire na temat przydatnych i mniej przydatnych umiejętności w życiu, nie wspominając o czynnościach godnych księżnej, więc odpowiedziałam bardzo krótko:

– Moim zdaniem to wcale nie jest takie straszne. – I byłam zupełnie szczera, bo już obmyślałam, jak wypełnić zadanie.

– Co?! Ty chyba żartujesz! – Popatrzyła na mnie przerażona i uniosła brwi.

– Jestem śmiertelnie poważna. Prawdę mówiąc, to zadanie jest całkiem ciekawe.

– Naprawdę jesteś dziwna, bo wszystkie dziewczyny zgodnie uznały kopiowanie kluczy za idiotyczny pomysł.

– Serio? To przecież bardzo proste. Dostałyśmy jakieś materiały i narzędzia? – Poczułam się uskrzydlona niespodziewanym wyzwaniem. Pełna entuzjazmu zerwałam się z łóżka i zaczęłam ściągać z siebie szpitalne ubranie. Natychmiast zakręciło mi się w głowie i przez kilka sekund stałam nieruchomo, by odzyskać równowagę.

– Pewnie tak – odparła Claire zamyślona. – Ale, prawdę mówiąc, nie mam pojęcia jakie. Hej, a ty tak na serio? Myślisz, że mogłybyśmy dobrze wypaść?

Wstała i pomogła mi się uwolnić z białego płaszcza. Skinęłam jej w podziękowaniu głową i przyglądałam się, z jaką wprawą wiesza go w szafie. Po chwili wróciła i pomogła mi zdjąć koszulę nocną.

– Tak, myślę, że tak. Czasem wolno mi było pomagać siostrze i szwagrowi w ich warsztacie jubilerskim. Dlatego uważam, że poradzimy sobie lepiej niż pozostałe. Zapomnij o odrysowywaniu i wycinaniu! – Zaczęłam odczuwać ekscytację i zdrową ręką szybko włożyłam spodnie i sweter. Na koniec wsunęłam stopy w pantofle, które Claire wyjęła dla mnie z szafy.

– Robiłaś już takie rzeczy wcześniej? Niesamowite!

Niedowierzanie Claire bardzo mi schlebiało, jednak tylko się uśmiechnęłam i puściłam do niej oko, po czym siląc się na niedbały luz, rzuciłam jej klucz. W ostatniej chwili udało jej się go złapać, na co wybuchnęła śmiechem.

– Dobra, to co robimy? – Moja przyjaciółka poczuła przypływ energii i niczym mała dziewczynka zaczęła skakać dookoła mnie, a w jej oczach widziałam nieme uznanie. Już zapomniała o rezygnacji i przepełniał ją duch walki.

– Teraz? Nic. Zupełnie nic. Ale spokojnie, wiem, od czego trzeba zacząć i wszystko ci zaraz wytłumaczę. – Z szerokim uśmiechem usiadłam na brzegu łóżka, aż nagle o czymś sobie przypomniałam. – Claire? A czy ty nie jesteś przypadkiem dzisiaj umówiona? Przygotowałaś się?

Dziewczyna momentalnie zbladła. Spojrzała na zegar ścienny, a potem na mnie.

– O cholera! Jak mogłam o tym zapomnieć? On za chwilę tu będzie, a ja jeszcze nie wybrałam sukni! – pisnęła spanikowana i rzuciła się w stronę szafy.

Uśmiechnęłam się szeroko, wstałam i ruszyłam za nią. Wyjęła trzy różne suknie i przyłożyła do piersi.

– Weź zieloną – podpowiedziałam.

– Kocham cię! – jęknęła Claire, uścisnęła mnie w biegu i rzuciła pozostałe ubrania na łóżko. W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.

– Niech to diabli! – Była naprawdę przerażona. – Błagam! Zrób coś! Nie może mnie tak zobaczyć! Jeszcze nie jestem gotowa. O nie, przez to spóźnienie na pewno już nigdy więcej się ze mną nie umówi! – znów jęknęła, przyciskając do siebie suknię z przejęciem.

– Ubierz się spokojnie, a ja wyjdę na dwór i zajmę go rozmową. Lubię Fernanda. Jest całkiem w porządku. Choć oczywiście zupełnie nie w moim typie! – dodałam szybko, żeby się nie denerwowała. Mimo to na widok jej przerażonej miny nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. – No już, znikaj!

– Dziękuję! Jesteś kochana! – Przytuliła mnie z emfazą i cmoknęła w policzek.

– Tylko nie marnuj czasu, bo już teraz wyglądasz bosko!

Uwolniłam się z jej objęć i podeszłam do drzwi. W progu rzeczywiście stał Fernand. Miał na sobie mniej oficjalny strój, który jednak nie ujmował nic z promieniującej od niego godności. Uśmiechnął się na mój widok, a w jego oczach pojawił się błysk radości. Ciemne włosy, które miał lekko rozczochrane, błyszczały rudawo w promieniach zachodzącego słońca. Świetnie wyglądał w takiej fryzurze, bo nadawała mu chłopięcy wygląd.

Pospiesznie zamknęłam za sobą drzwi.

– Z największą przyjemnością bym się z tobą umówił, ale dzisiejszy wieczór zarezerwowałem dla twojej fascynującej współlokatorki. – Jego rozbrajający uśmiech zrekompensował mi w całości tego „kosza”.

– Łamiesz mi serce. – Westchnęłam ciężko i potrząsnęłam głową. A potem wzruszyłam ramionami i ujęłam go pod rękę. – Niestety, moja współlokatorka nie jest jeszcze gotowa. Ale nie bierz jej tego za złe, bo z wielkim oddaniem zajęła się mną, kiedy wróciłam. Całkowicie straciłyśmy przy tym poczucie czasu.

Usiadłam na ławeczce naprzeciwko naszej wieży i pociągnęłam go za sobą.

– To by znaczyło, że medyk Larsson wypuścił cię ze swoich szponów, czy tak? – Fernand puścił do mnie oko i uśmiechnął się radośnie. Potem przez dłuższą chwilę milczeliśmy. To była jednak bardzo przyjemna cisza, która panuje tylko między przyjaciółmi. W końcu chłopak ją przerwał. – Co sądzisz o pierwszym zadaniu?

– Myślę, że to jest do zrobienia – odparłam zadowolona z siebie.

– Masz dość podejrzany uśmiech, zdradzisz coś? – Rozbawiony dał mi kuksańca w ramię i się roześmiał.

– Daj się zaskoczyć. – Nie potrafiłam powstrzymać chichotu. Przez chwilę sposobem bycia przypominał mi Markusa, za którym nagle strasznie zatęskniłam.

– Ciekawe, co ty tam knujesz? Teraz to mnie naprawdę zaintrygowałaś; nie wiem, jak wytrzymam do niedzieli.

– Trochę cierpliwości, wszystko w swoim czasie!

– Oj, już nie bądź taka tajemnicza. Przecież jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

No proszę, co za sprytna bestia, bierze mnie pod włos. Ale się nie dam.

– Racja. W takim razie zdradź mi, proszę, który z was jest księciem, a ja ci powiem, jak zamierzam uporać się z waszym zadaniem. Przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic i wszystko sobie mówią, prawda? – Spojrzałam na niego niewinnie i zatrzepotałam rzęsami.

– Ej, to nie to samo! – Wybuchnął śmiechem.

– Ach, doprawdy? – Uniosłam znacząco brwi.

– Żebyś wiedziała. – Pokiwał głową i zmienił temat. – Lepiej się już czujesz?

Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, gdy dostrzegłam Henry’ego i Charlesa, którzy zmierzali w stronę wież. Chwilę później rozdzielili się i podeszli do drzwi dziewcząt, które zaprosili na dzisiejszą randkę. Henry nie musiał długo czekać – Emilia – że też wybrał akurat Emilię! – od razu wyszła go przywitać. Wyglądała, jakby wiele sobie obiecywała po tym wieczorze. A jej dekolt! Skandaliczny! Z odrazą odwróciłam wzrok.

– Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś znów miała mdłości. – Fernand uśmiechnął się ciepło, żeby dodać mi otuchy. Jemu również nie umknęła scena z Emilią.

Musiałam przyznać sama przed sobą, że coraz bardziej go lubię. Nie wiedziałam jednak, co sądzić o tym, co się między nami działo. Czy w ogóle to, że z nim rozmawiałam, było w porządku? Czy raczej nadużywałam zaufania przyjaciółki, choć przecież tylko miło spędzałam z nim czas?

– Lada chwila przyjdzie Erica, by zjeść ze mną kolację – powiedziałam wymijająco. Nie odważyłam się przy tym spojrzeć mu w oczy.

– Hm. – Oczywiście natychmiast się zorientował, że nie jestem z nim szczera, jednak był dość taktowny, żeby nie drążyć tematu.

Nagle otworzyły się drzwi naszej wieży. W progu stanęła Claire i podekscytowana splotła palce. Fernand natychmiast zerwał się z ławki i się ukłonił.

– Dobry wieczór, panno Claire!

Przyjaciółka dygnęła elegancko, zeszła na ścieżkę i skorzystała z zaoferowanego ramienia. Dopiero wtedy uznałam, że pora wstać, i stanęłam wyprostowana naprzeciwko nich. Co przy moim wzroście nie zrobiło pewnie zbyt wielkiego wrażenia.

– Tylko żeby mi to dziecko całe i zdrowe wróciło do domu. Nie chcę widzieć żadnych zadrapań ani innych nieprzystojnych śladów, zrozumiano? – Pogroziłam im palcem, na co Fernand wybuchnął śmiechem. Również Claire uśmiechnęła się nieśmiało i z wdzięcznością pokiwała głową.

– Jak pani sobie życzy, madame Tatiano. Będę jej bronił własną piersią – powiedział, po czym zwrócił się do mojej przyjaciółki: – Czy możemy ruszać?

– Oczywiście – odparła Claire i uśmiechnęła się radośnie.

Fernand puścił do mnie oko i zostałam sama.

Zamyślona lecz szczęśliwa odprowadziłam ich wzrokiem, by po chwili usiąść na ławeczce. Cieszyłam się z ich wspólnego wyjścia i życzyłam im jak najlepiej.

Przez jakiś czas po prostu siedziałam, ciesząc się całkowicie irracjonalnym poczuciem szczęścia. Aż do chwili, kiedy z cienia pałacu wyłoniła się męska postać – przy czym słowo „wyłoniła się” niezbyt trafnie oddaje pośpiech widoczny w ruchach tej osoby. To był Phillip. Nie zauważył mnie, choć zatrzymał się przy sąsiedniej wieży, po prawej od naszej. Zapukał do drzwi tak głośno, że zabolały mnie uszy. Chwilę później w progu stanęła kandydatka, z którą się umówił. Charlotte.

Poczułam bolesny ucisk w żołądku, kiedy patrzyłam, jak ta dwójka w pozornie świetnej komitywie zmierza z powrotem w stronę pałacu. Moją krótką chwilę szczęśliwości i zadowolenia diabli wzięli. Czułam się tak, jakby moje ciało pożerały płomienie, a mimo to nie potrafiłam odwrócić wzroku i jak zaczarowana patrzyłam w ich stronę.

Jakiś czas później zza zakrętu wyszła Erica, kierując się w moją stronę. Patrząc na nią, równocześnie usiłowałam zobaczyć nad jej ramieniem oddalających się Phillipa i Charlotte.

– Wybacz, proszę. Miałam pilną sprawę do załatwienia. – Sapnęła ciężko. – Chodź do środka coś zjeść. Umieram z głodu. – Energicznym ruchem podniosła mnie z ławki i pociągnęła za sobą do wieży. W środku od razu dopadła do koszyka i otworzyła go. Wypełniały go plastikowe miseczki ze świeżymi owocami i kanapkami. Nie chciałyśmy jeść przy toaletce, więc ułożyła wszystko na moim łóżku.

Usiadłam na kołdrze po turecku przed tymi wszystkimi pysznościami, a Erica przyniosła sobie krzesło i postawiła je obok łóżka.

Jadłyśmy w milczeniu. Starałam się nie okazać, że trzęsę się z zazdrości. A przecież niczego innego nie mogłam się spodziewać: od samego początku powinnam była wiedzieć, że Charlotte i Emilia zostaną zaproszone jako pierwsze. Obie były potomkiniami założycieli Viterry i należały do najstarszych rodów Królestwa. Co więcej, ich krewni kontrolowali niemal cały przemysł w kraju. Dlaczego więc młodzieńcy mieliby zapraszać na randkę akurat mnie? Skoro i tak lada chwila będę musiała opuścić to miejsce, o czym byłam całkowicie przekonana.

– No i jak? Co sądzisz o pierwszym zadaniu? – Podskoczyłam, bo pogrążona w myślach, zapomniałam o jej obecności. Czyżby to zauważyła? Jeśli nawet, nie dała nic po sobie poznać.

– Moim zdaniem to świetne wyzwanie. Takie, z którym powinnyśmy sobie całkiem nieźle poradzić – odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami, po czym ugryzłam plasterek jabłka.

– Naprawdę?

– Pewnie. Bardzo interesujące, bez dwóch zdań, no i wydaje mi się, że już mamy pewien pomysł. – Robiłam, co mogłam, żeby nie usłyszała nerwowości w moim głosie. Z jednej strony czułam się paskudnie, a z drugiej chciałam wszystkim pokazać, na co mnie stać.

– Zdradzisz mi coś więcej? – zapytała Erica nie kryjąc ciekawości i sięgnęła po truskawkę w czekoladzie.

Poszłam za jej przykładem i również poczęstowałam się tym smakołykiem. Delektując się nim, nie mogłam powstrzymać uśmiechu, bo ze słów Eriki wynikało, że już na tym etapie nie brała na poważnie udziału Claire w rozwiązywaniu zadania.

– Chętnie, tylko że jeszcze nie wiem, jakie materiały mamy do dyspozycji, a raczej czy w ogóle je mamy – wyjaśniłam ostrożnie.

Na to w oczach naszej powiernicy pojawił się błysk.

– To akurat żadna tajemnica, więc mogę ci powiedzieć – oznajmiła i wyliczyła wszystkie materiały i narzędzia, z których mogłyśmy korzystać, a z każdym jej słowem mój uśmiech robił się coraz szerszy. Nie wahałam się dłużej i starannie wyłuszczyłam, jak wyobrażam sobie wykonanie zadania.

– Wow, jestem pod wrażeniem – powiedziała, kiedy z wypiekami na twarzy skończyłam opowiadać. – Założę się, że żadna z kandydatek nie posiada takich umiejętności. Bardzo się cieszę! Na pewno wyjdzie z tego przepiękny kluczyk!

– Dzięki. Ale spokojnie, jeszcze nawet nie zaczęłam pracy – zauważyłam trzeźwo i skrzywiłam się lekko, bo ugryzłam dość gorzką mandarynkę. – Co takiego się stało, że musiałaś iść, zamiast zostać ze mną i odprowadzić mnie do wieży? – zapytałam niby mimochodem, lecz nie potrafiłam ukryć ciekawości i zerknęłam na nią.

W pierwszej chwili w jej oczach pojawiła się podejrzliwość, lecz szybko westchnęła i wzruszyła ramionami.

– Nic, nic. Małe zawirowania, jak zwykle. Wszystko się wyjaśniło i tyle.

– Aha. Rozumiem. To dobrze. – Wiedziałam, że nie powiedziała mi prawdy, lecz kim byłam, żeby naciskać i wyciągać z niej odpowiedzi, których nie chciała mi udzielić?

Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę o czekającym Claire i mnie zadaniu i o jakichś błahostkach, a z plastikowych miseczek na łóżku z każdą chwilą ubywało jedzenia.

– Gdzie też ona się podziewa? – mruknęła w pewnej chwili Erica i spojrzała na zegar.

– Claire? – zapytałam zaskoczona.

– No a kto inny? Chyba nie myślałaś, że pozwolę moim podopiecznym wracać późno w nocy? Jesteśmy przecież w pałacu, a nie gdzieś na wsi!

Słysząc takie porównanie, nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

– Jak długo trwają dzisiejsze randki?

– Do dwudziestej drugiej. O tej godzinie młodzieńcy muszą odprowadzić kandydatki do ich wież – wyjaśniła i zajęła się pakowaniem pustych pojemniczków do koszyka.

– Wszystkie powierniczki czekają na swoje podopieczne?

– Oczywiście. To przecież należy do naszych obowiązków.

Dopiero wtedy spojrzałam na zegar. Zostało pięć minut do dziesiątej. To oznaczało, że młodzieńcy lada chwila powinni wracać z zaproszonymi dziewczętami.

– Wiesz już może, które dziewczyny i w jakiej kolejności będą zapraszane teraz na randki? – Ochoczo pomagałam jej w sprzątaniu po posiłku.

– Tak, jest już rozpiska na cały tydzień. Tyle że kandydatki nie mają o tym pojęcia. Pierwsze zapraszane są te, o których młodzieńcy nie zdążyli wyrobić sobie zdania. Wszystkie dziewczyny zasługują na szansę – wyjaśniła chętnie.

– Czyli na przykład Henry zaprosił Emilię, żeby w ten sposób ją poznać i przekonać się, jakim jest człowiekiem?

Erica się skrzywiła i odwróciła głowę, unikając mojego wzroku.

– No cóż... nie, to nie tak. A w każdym razie nie do końca, bo w przypadku panny Emilii to wygląda nieco inaczej... w końcu ona jest z Dupontów. A panna Charlotte z Eddisonów, to ten sam przypadek. Istnieją pewne zobowiązania...

– Rozumiem. Nie można przecież pominąć kogoś o tak wysokiej pozycji społecznej i towarzyskiej – przerwałam jej wzburzona. – Tylko nie wiem, co miałabym zrobić, żeby mieć równe szanse... – dokończyłam, czując płomień w żołądku.

Zanim Erica zdążyła mi odpowiedzieć, drzwi odskoczyły gwałtownie i do środka wpadła uśmiechnięta i promienna Claire.

Zerwałam się z łóżka.

– Przepraszam na chwilę. Zaraz wracam – powiedziałam nerwowo i wbiegłam wąskimi schodkami na piętro, do łazienki. Nie włączyłam światła i podeszłam do okna. Dokładnie tego, z którego miałam boleśnie doskonały widok na wieżę Charlotte. Zobaczyłam jeszcze, jak Phillip odwraca się plecami do drzwi i zbiera do odejścia. Zatrzymał się jednak na chwilę, żeby poczekać na Fernanda i Henry’ego... i spojrzał w stronę naszej wieży. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Błyskawicznie przylgnęłam do ściany, choć przecież nie mógł mnie zobaczyć. Mimo to wolałam nie ryzykować. W końcu moje zachowanie było całkowicie irracjonalne, niezrozumiałe, pozbawione sensu i dziecinne. A jednak kamień spadł mi z serca na myśl, że Phillip nie jest już z nią sam na sam.

Poczułam się zażenowana sobą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki