Romanse pisane cynobrem - Nina Nirali - ebook

Romanse pisane cynobrem ebook

Nirali Nina

3,0

Opis

Romanse pisane cynobrem” to wyjątkowe wydanie, zawierające w sobie najpopularniejsze teksty, jakie wyszły spod pióra autorki. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana Niny Nirali, jak również dla wszystkich, których fascynuje kultura Indii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 367

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Nina Nirali

Romanse pisane cynobrem

© Nina Nirali, 2020

„Romanse pisane cynobrem” to wyjątkowe wydanie, zawierające w sobie najpopularniejsze teksty, jakie wyszły spod pióra autorki. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana Niny Nirali, jak również dla wszystkich, których fascynuje kultura Indii.

ISBN 978-83-8189-968-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Powiedz, że mnie kochasz

Rozdział 1

W niedużej restauracji, ku radości Harshita[1], nareszcie zaczęło przybywać klientów. Była połowa października i unosząca się w powietrzu zimowa aura nie sprzyjała w ostatnich dniach interesom. Z tym większym zapałem kucharz i współwłaściciel restauracji, zaczął przyjmować zamówienia na przeróżne wersje kurczaka z ryżem. Zaraz potem rozpoczął przygotowywanie potraw. W kuchni pomagał mu jego przyjaciel, Gajendra, a w sali restauracyjnej obsługiwał jego kuzyn, Gopal. Wszyscy trzej pochodzili z niedużego miasteczka w Pendżabie. Gopal od zawsze miał wielkoświatowe marzenia i za wszelką cenę chciał wydostać się z małej, indyjskiej miejscowości. Namówił on przed trzema laty Harshita i Gajendrę na biznes w Europie. Zebrali wówczas swoje oszczędności i wyjechali w nieznane. Jak się na miejscu okazało, na kulturę i jedzenie indyjskie był w Europie duży popyt. Spotkali tutaj inne rodziny, pochodzące z ich stron, które prowadziły mniejsze i większe restauracje w sąsiednich miastach. Hindusi i Pakistańczycy, żyjący na europejskiej emigracji, żyli zgodnie w swojej małej społeczności. Pomimo iż większość działała w tej samej branży, nikt nie przeszkadzał sobie w interesach i nie stanowił dla siebie konkurencji.

Harshit Sing zawsze miał „dryg” do kuchni, jak mawiali jego przyjaciele. Ten niespełna trzydziestosześcioletni letni mężczyzna miał ogromny talent do gotowania, dlatego też od początku wszyscy wiedzieli, jakiego rodzaju biznes otworzą. Tak też od trzech lat Harshit z pomocą kuzyna i przyjaciela z mniejszymi lub większymi sukcesami, prowadził restaurację indyjską w środku Europy. Teraz, skupiając się na gotowaniu, z irytacją zanotował głośne śmiechy dochodzące z sali. Kiedy podniósł głowę, przez zasłonę ze szklanych koralików oddzielającą salę restauracyjną od kuchni, zauważył trzy kobiety, wchodzące do jego lokalu. Prym wiodła niska blondynka na niebotycznie wysokich obcasach, ubrana dosyć wyzywająco. Był to typ kobiety, której Harshit zdecydowanie nie znosił. Widok na pierwszą zasłoniła inna, okrąglejsza i wyższa. Kucharz odwrócił głowę i zajął się krojeniem cebuli i imbiru na blacie, mieszczącym się obok pieca gazowego. Zerknął też, jak radzi sobie po przeciwległej stronie kuchni Gajendra. Wszystko szło doskonale. Kiedy Harshit skończył krojenie, powrócił nad patelnię, wrzucił wcześniej pokrojoną cebulę do gorącego oleju, a jego głowa automatycznie zwróciła się w stronę sali restauracyjnej. Zawsze lubił podglądać swoich gości. Na podstawie ich wyglądu starał się odgadnąć, w jaki sposób przyprawić zamówioną przez nich potrawę, a następnie z zadowoleniem obserwował, jak te znikały z talerzy. Największą nagrodą było, kiedy każdy z gości wychodził z uśmiechem i zapewniał ich, że wróci.

Wzrok Harshita padł na stolik zajmowany przez trzy kobiety. Trzecią z nich dostrzegł dopiero teraz. Jej rude włosy upięte były w luźny kok na czubku głowy. Dostrzegł, mimo dzielącej ich odległości, kuszący zarys pełnych ust i intensywny, błękitny kolor oczu. Musiał przed sobą przyznać, że nie widział jak dotąd piękniejszego koloru oczu. Dwa głębokie, lazurowe oceany, oprawione dodatkowo długimi rzęsami, przyciągały jego wzrok niczym magnes. W takich oczach można by zobaczyć niebo ̶ pomyślał, lecz natychmiast powrócił do rzeczywistości. Chwila nieuwagi i jego cebula mogła się przypalić. Gotując, kątem oka patrzył, jak kobiety składają u Gopala zamówienie. W chwilę potem jego kuzyn wszedł do kuchni i przekazał:

̶ Jeden mutton vindaloo ̶ ostry, jeden Chicken jhal fry ̶ łagodny, raz bombay mixed tandoori. Jako dodatek będą ryż i naan, a na początek przystawka ̶ warzywa w stylu bengali.

Po przekazaniu zamówienia Gopal chwycił tacę z przed chwilą przygotowanymi przez Harshita i Gajendrę daniami dla innych gości, i wyszedł na salę. Harshit zanotował w głowie zamówienie i zaczął je przyrządzać. Śmiech kobiet, dobiegający z sali ściągał bez przerwy jego uwagę. Z ciekawością co chwilę zerkał na nie. Dwie z nich były roześmiane i zrelaksowane, ale ruda-błękitnooka, ubrana w dopasowany garnitur, wydawała się dużo poważniejsza. Rozumiał coraz lepiej język kraju, w którym mieszkali. Od czasu do czasu dobiegały go strzępki ich rozmów, z których wywnioskował, że kobiety przyszły świętować urodziny rudej. Pomyślał naraz, że z tej okazji mógłby przyrządzić im mango lassi. Zadowolony ze swojego pomysłu, z jeszcze większym zapałem, zabrał się za przyrządzanie zamówionych przez kobiety potraw. Kiedy parujące misy i patery, uwodzące unoszącym się z nich aromatem, dotarły do ich stolika, chciał wyjść na chwilę, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Zatrzymał go jednak Gopal, który wniósł jedną misę, oraz talerz z nałożonym nań mutton vindaloo z ryżem z powrotem.

̶ Masz jeden zwrot. To tej rudej. Mówi, że nie jest przyprawione.

Zaskoczony Harshit wychylił się nieco za Gopala, odsunął dźwięczącą teraz pod jego dotykiem zasłonę z koralików i spojrzał wprost na dziewczynę z rudymi włosami.

̶ Przecież przyprawiłem. Jest średnio ostre. Europejczycy nie umieją jeść naszych potraw oryginalnie przyprawionych ̶ zżymał się. Jego kuzyn wzruszył na te słowa ramionami.

̶ Ja cię rozumiem, ale ugotuj jej to jeszcze raz i bardziej dopraw.

Rozeźlony teraz na dobre Harshit odebrał tacę z potrawą z rąk Gopala i odrzekł na głos:

̶ Już ja jej doprawię.

Był zły, bo nie mógł skorzystać ze swojej przerwy, ale też przede wszystkim dlatego, że jego najlepsza baranina vindaloo powróciła do kuchni z reklamacją. Sięgnął na powrót po patelnię i postawił ją na ogniu. Potem przygotował mięso i chwycił za nóż. Zaczął kroić je w równiutkie, dwu i półcentymetrowe kostki, mamrocząc pod nosem groźby, na przemian w hindi i pendżabskim:

̶ Poczekaj tylko. Tak ci przyprawię, że przez następny tydzień będziesz mnie wspominać i żałować, że oddałaś ten talerz.

Po kilkunastu minutach, przyprawiając potrawę pokrojoną, dużą papryczką chili, zawahał się przez sekundę, czując wyrzuty sumienia z powodu swoich zamiarów. Chwilę potem potrząsnął głową i powiedział do siebie na głos:

̶ Sama chciała ostre. ̶ Przechylił nad patelnią deskę i przesypał całą jej zawartość do potrawy, mieszając ją w sekundę po tym z uśmiechem zadowolenia na twarzy.

Kiedy Gopal wziął parującą, zdobioną miedzianą misę ze sobą, Harshit, wciąż z uśmiechem triumfu na twarzy, oparł się o kuchenny blat i założył ręce na siebie. Za nic w świecie nie chciał przegapić tego widowiska. Patrzył, jak kobieta bierze widelec w dłoń i rozmawiając z koleżankami, nabiera na niego kawałek mięsa, sowicie umoczonego w sosie, po czym wkłada go do ust. Nie stało się jednak nic nadzwyczajnego. Kiedy zobaczył, jak dziewczyna z zadowoleniem przymyka oczy i zaraz potem z apetytem pochłania swoje jedzenie, uniósł jedną brew ze zdziwienia do góry. Gwizdnął cicho z podziwem, a na głos zaraz dodał:

̶ Spicy ladki[2].

Mimo wszystko był przekonany, że rudowłosa kobieta musiała już czuć narastające z wolna palenie w gardle. Reakcja organizmu na bardzo ostro przyprawioną potrawę była tylko kwestią czasu. Pomyślał nawet, że mógłby jej zanieść Cobrę[3]. Alkohol, wbrew pozorom, był niezmiernie pomocny podczas jedzenia bardzo ostro przyprawionego jedzenia. Obserwacja kobiet zaczęła bawić kucharza. Kiedy zobaczył, że policzki rudej-niebieskookiej przybrały szkarłatny odcień, chwycił wcześniej przygotowaną tacę z piwem i wyszedł osobiście na salę. Podszedł do ich stolika i zaczął ustawiać butelki przed kobietami. Zdziwione uniosły głowy i popatrzyły na niego pytająco. Blondynka odezwała się jako pierwsza:

̶ My niczego więcej nie zamawiałyśmy.

Harshit zignorował ją, pochylił się bliżej Spicy ladki i powiedział cichym, lecz ironicznym tonem w języku angielskim. Coś mu mówiło, że zrozumie go doskonale.

̶ Okno już otworzyłem. Tu jeszcze coś do popicia ̶ mówiąc to wskazał na piwo.

̶ Mały prezent urodzinowy od kucharza ̶ dodał jeszcze z kpiącym uśmiechem, po czym wyprostował się i odwrócił z zamiarem powrotu do kuchni. Kobieta, pomimo zaskoczenia, szybko odzyskała rezon i zaoponowała:

̶ Kto powiedział, że potrzebne mi jest coś do picia?

Spojrzał na nią jeszcze raz, jednocześnie ze zdziwienia przechylając głowę na bok.

̶ A nie jest?  ̶ Spytał głosem mocno zabarwionym ironią. Patrzące na niego teraz niebieskie oczy, gromiły go swoim spojrzeniem.

̶ Oczywiście, że nie. Jeśli będzie, sama zamówię.

Harshitowi coraz bardziej podobała się ta sytuacja. Kompletnie rozbawiony, z poczuciem zwycięstwa, stojąc tuż przy wejściu do kuchni, odparł krótko:

̶ Ale będzie ̶ a zaraz potem zaczął z zadowoleniem podśpiewywać znaną, filmową melodię. Z kuchni słyszał, jak ta tłumaczy ich rozmowę swoim towarzyszkom. Usłyszawszy słowo „impertynent”, sięgnął po smartfona i odnalazł tłumacza internetowego.

Ja może i jestem impertynentem, ale ty upartą kozą. A kiedy kozy skaczą… ̶ zaśmiewał się jeszcze przez chwilę w myślach. Do restauracji weszli między czasie inni goście i musiał zająć się na powrót gotowaniem. Ze swojego stanowiska pracy co jakiś czas podpatrywał jeszcze kobiety. Z lekkim rozczarowaniem zarejestrował, iż w przeciągu kwadransa poprosiły o rachunek. Zapłaciły go, dzieląc koszty między siebie i szybko wyszły z restauracji. Szczerze żałował, że nie dowiedział się o niej niczego więcej. Wydawało mu się, że nazywa się Ivonne. Tak nazywały ją dwie, głośne harpie, które jej towarzyszyły. Jednak po całym dniu spędzonym w kuchni niczego nie był już pewien. Gopal, który posprzątał stolik po nich, odniósł nietknięte piwa i ułożył na powrót w lodówce. Widząc to, kucharz roześmiał się cicho:

̶ Sama chciałaś…

Ivonne przeklinała w myślach kucharza. Specjalnie przyprawił jej bardziej, niż było trzeba. Pierwsze kęsy potrawy smakowały naprawdę wybornie, lecz po kilku minutach miała wrażenie, że spłonie natychmiast żywym ogniem. Duma nie pozwoliła jej wypić przyniesionego przez mężczyznę alkoholu, dlatego poprosiła swoje przyjaciółki, Agnes i Rene, by szybciej wyszły z restauracji. Natychmiast poszła do najbliższego sklepu, by kupić wodę. Jeszcze w sklepie duszkiem opróżniła niemal całą butelkę. Gdy wyszła na zewnątrz do czekających na nią przyjaciółek, na głos wymyślała:

̶ Cholerny kucharzyna! ̶ Miała zamiar jeszcze długo pomstować go na głos, gdy Agnes rozmarzonym głosem przerwała jej:

̶ Ale jaki przystojny kucharzyna. ̶ Ivonne zagryzła wargi na wspomnienie mężczyzny. Faktycznie, gdy popatrzył na nią tymi swoimi przenikliwymi, dużymi, brązowymi oczyma, można było poczuć dreszcze tu i ówdzie. Za chwilę zripostowała jednak na głos:

̶ Przystojny czy nie, był złośliwy i bezczelny.

Rene roześmiała się na to serdecznie:

̶ No, no koleżanko, ktoś tu się komuś spodobał. Nareszcie! Od dawna twierdziłam, że potrzeba ci faceta.

Ivonne wolała już nic więcej nie mówić, by nie prowokować rozbawionych teraz jej kosztem przyjaciółek. Kiedy doszły do centrum miasta, rozstały się, gdyż każda zmierzała w innym kierunku.

Ivonne Preis obchodziła tego dnia swoje trzydzieste czwarte urodziny. Zawsze zapracowana asystentka w dużej firmie doradczej, zwykle nie miała czasu na rozrywki. Cieszyła się, że przynajmniej dziś udało jej się znaleźć chwilę wolnego czasu, żeby spotkać się ze swoimi przyjaciółkami. Znały się niemal od wieku przedszkolnego. Rene, atrakcyjna rozwódka, była typem twardo stąpającej po ziemi kobiety, z ogromnym poczuciem własnej wartości. Świadoma swej fizycznej atrakcyjności, chętnie ją eksponowała. Ivonne zawsze podziwiała Rene za to, że wystarczył tylko jeden gest jej dłoni lub zatrzepotanie rzęsami i natychmiast znajdował się wokół niej wianuszek adoratorów. Agnes natomiast, była szczęśliwą mężatką i matką, która chętnie szukała w towarzystwie przyjaciółek chwili wytchnienia oraz odrobiny rozrywki. Wszystkie trzy stanowiły niezwykłe trio, bowiem każda z nich różniła się od siebie diametralnie. Od wielu lat również wzajemnie się szanowały i ceniły wszystkie te różnice. Ivonne nie lubiła tylko tego, kiedy obydwie chciały ją swatać lub żartowały, że co roku będą dokupywać jej po jednym kocie, by przynajmniej na starość miała jakieś towarzystwo.

Tego wieczoru, przez fizyczne dolegliwości, Ivonne nie mogła skupić się na pracy. Była zła z tego powodu, ponieważ planowała przygotować jeszcze trzy symulacje inwestycji dla swojego aktualnego klienta. Przeklęty kuchcik od siedmiu boleści ̶ przeklinała jeszcze długo na przemian, to w myślach, to na głos.

[1] Znaczenie imienia: radosny

[2] Spicy (ang.). ̶ ostra; Ladki (hind.). ̶ dziewczyna (ostra dziewczyna)

[3] Piwo indyjskie

Rozdział 2

Listopad zbliżał się wielkimi krokami. Harshit, korzystając z okazji, że akurat tego wieczoru nie było wielu klientów, postanowił iść na zakupy do najbliższego centrum handlowego. Musiał zamówić do restauracji świeże kwiaty i zakupić sztuczne ognie. Za trzy dni mieli świętować diwali.

Wszyscy jego znajomi, włącznie z nim, niecierpliwie wyczekiwali tego dnia. Diwali oznaczało nie tylko większy ruch w interesie, ale i odrobinę wytchnienia od Europy i jej chłodnego klimatu. Społeczność hinduska uwielbiała się spotykać ze sobą i świętować. Tym bardziej że diwali było w zasadzie jednym z najważniejszym hinduistycznych świąt i okazją do wspólnego przebywania z przyjaciółmi. Mężczyzna z przyjemnością zauważył teraz, że centrum miasta zaczęto ozdabiać już światłami i dekoracjami bożonarodzeniowymi. Nadawało to niezwykłego klimatu całemu miejscu, które jeszcze wczoraj wydawało mu się zimne, szare i nijakie.

Swobodnym krokiem wszedł teraz do jasnego centrum handlowego i przemierzał pasaż w poszukiwaniu kwiaciarni. Wtem, wydało mu się, że kątem oka dostrzegł w jednym ze sklepów znajomą sylwetkę o płomiennych włosach. Natychmiast się cofnął i przyjrzał z uwagą mijanej przed chwilą kobiecie.

A niech mnie, ależ mam szczęście ̶ pomyślał uradowany. Podszedł do szyby wystawowej i ustawił się w nonszalanckiej pozie, tuż przy wejściu do sklepu. Odczekał, aż ta będzie wychodzić i zagadnął:

̶ Hej Spicy ladki! Dlaczego nie przyjęłaś prezentu od kucharza?

Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego zaskoczona. On zmierzył ją całą pogodnym, roześmianym wzrokiem. Od razu pomyślał, widząc ją znowu ubraną w sztywny, ciemny garnitur, że dziewczyna bardzo potrzebuje pomocy, aby się wyswobodzić z urzędowego i poważnego wizerunku. Natychmiast postanowił też posłużyć jej własną uwagą i pomocą.

Gdy Ivonne zwróciła głowę w kierunku usłyszanej zaczepki w języku angielskim z domieszką hindi, zobaczyła najpierw roześmianą, przystojną twarz z lekkim zarostem. Potem dostrzegła, że mężczyzna stał oparty plecami i jedną nogą o szybę wystawową z założonymi na siebie rękoma. Patrzył wprost na nią dużymi, czekoladowymi oczyma, i jak jej się też wydawało, kpił z niej w żywe oczy.

̶ Ty?! ̶ Zdziwiła się żywo i postanowiła od razu wykorzystać sytuację, by powiedzieć mu, co o nim myśli: ̶ Ty, ty kucharzyno od siedmiu boleści. Jesteś zakałą swojego zawodu. Nigdy więcej nie przyjdę do twojej restauracji. Jak mogłeś?!

Harshit roześmiał się i w geście obrony uniósł obie ręce

w górę, opuścił też nogę z szyby. Stojąc pewnie na obu nogach, odparł z żalem w głosie:

̶ Przepraszam. Moje potrawy do mnie nigdy dotąd nie wracały. ̶ Z zadowoleniem zauważył, że gdy usłyszała jego szczere wyznanie, zmienił się wyraz jej twarzy. Nie złościła się już. ̶ Jestem Harshit Sing. Wyciągnął do niej swoją dłoń. Uśmiech wciąż nie znikał z jego chłopięcej, przystojnej twarzy. Wobec takiej postawy Ivonne nie potrafiła się już dłużej bronić. Jej twarz również rozjaśnił na chwilę uśmiech. Podała mu swoją dłoń i przedstawiła się:

̶ Ivonne Preis. ̶ Uścisnął wyciągniętą ku niemu rękę, a na głos powiedział ciepłym tonem:

̶ Ive, miło mi cię poznać.

Ivonne szybko cofnęła swoją dłoń i poprawiła go chłodnym tonem:

̶ Ivonne.

Harshit nie przejmując się tym, co usłyszał, zaproponował:

̶ Wyglądasz, jakbyś od wieków nie jadła. Chodź, Ive, zapraszam cię na obiad w ramach rekompensaty. I nie możesz mi odmówić. Temu, kto szczerze przeprasza, nie odmawia się ̶ spojrzał wymownie na nią, w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Ona roześmiała się i z niedowierzaniem potrząsnęła głową.

̶ No dobrze, dam ci szansę na rekompensatę. Nie zdążyłam dziś jeszcze zjeść lunchu. ̶ Zgodziła się ku jego radości.

Kiedy szli w stronę restauracji, upomniała go:

̶ Mówiłam już, nazywam się Ivonne. Nikt nie mówi do mnie „Ive”.

Harshit na te słowa roześmiał się i z godną pozazdroszczenia pewnością siebie, odrzekł:

̶ Wiem, bo tylko ja tak cię nazywam.

Aż przystanęła z wrażenia. Miała zamiar odpowiedzieć mu na jego zuchwalstwo jakąś ciętą ripostą, ale w chwili, gdy spojrzała w jego głębokie, ciemne oczy, natychmiast w nich utonęła. Zrezygnowała i postanowiła milczeć. I tak żadna sensowna odpowiedź nie przyszła jej w tej chwili do głowy. Po chwili dotarli do restauracji mieszczącej się na pierwszym piętrze centrum handlowego. Harshit odsunął dla niej krzesło i poprosił, by usiadła. Sam usiadł naprzeciwko i ujął kartę w dłonie, żeby zapoznać się z menu. Mimo iż zachowywał teraz powagę, z twarzy oraz całej jego postury biła swoboda z domieszką szelmostwa. Ivonne wpatrywała się z nieustającym zdumieniem w siedzącego przed sobą mężczyznę. Jak to możliwe, ̶ zastanawiała się ̶ że dorosły mężczyzna potrafi być tak beztroski i jednocześnie pewny siebie?

Tymczasem Harshit wiedział już, co zamówi.

̶ A ty? ̶ zapytał ją.

̶ Jeszcze nie wiem ̶ dopiero teraz jego słowa wyrwały ją z zadumy. Natychmiast oderwała swój wzrok od niego i sięgnęła po kartę. Kiedy złożyli już zamówienie, Ivonne spojrzała na niego i zapytała bezpośrednio:

̶ Usiłuję pojąć, jak można być takim lekkoduchem jak ty.

Harshit zaśmiał się na jej słowa i odparował niedbale:

̶ Mojego ducha nic nie przygniata, dlatego jest roześmiany i lekki. Co ciebie przygniata, Ive?

Na tę odpowiedź uniosła z zaskoczenia brwi i odparowała:

̶ Skąd u ciebie takie przypuszczenie, że coś mnie przygniata? ̶ Harshit spoważniał, ale jego oczy wciąż były roześmiane.

̶ Ive, spójrz na siebie. Nie ma w tobie koloru, na twojej twarzy nie ma uśmiechu. Płomienne zostały tylko włosy. Wszystko inne głęboko ukryłaś. Mam wrażenie, że siedzi przede mną delikatna mimoza, a nie kobieta o płomiennych włosach i oczach koloru nieba.

Zdumiona Ivonne, słysząc jego bezceremonialną odpowiedź, przecząco pokręciła głową i roześmiała się. Starała się jednocześnie nie słyszeć powiedzianych przed chwilą na głos komplementów.

̶ Myślałam, że jesteś kucharzem, a nie psychoanalitykiem.

Na twarzy Harshita na nowo rozkwitł uśmiech.

̶ Jednym z najlepszych kucharzy, madame.

Ivonne, nie mogła nadążyć za jego nieokrzesanym zachowaniem. Znów pokręciła głową i stwierdziła na głos:

̶ Zuchwały i do tego samochwał.

On na to upomniał ją:

̶ Gdybyś się ostatnio nie upierała, tylko spróbowała tego, co ugotowałem za pierwszym razem, wiedziałabyś. Ale nie szkodzi, kiedyś ci udowodnię.

W tym momencie przyniesiono ich zamówienie. W trakcie posiłku nie przerwali swojej wymiany zdań.

̶ A jaką niewdzięczną pracę za karę wykonujesz, że tak się musisz ubierać? ̶ Ivonne na te słowa serdecznie się roześmiała, ale zaraz też pośpieszyła z odpowiedzią. Powoli przyzwyczajała się do zuchwałości mężczyzny.

̶ Jestem asystentką w firmie doradztwa finansowego. ̶ Ugryzła się w język, by nie dodać, że na takie ubranie, jakie ona nosi, jego długo jeszcze nie będzie stać. Tymczasem Harshit zaraz zapytał ją poważnym tonem:

̶ I co masz z tej pracy?

Ivonne bez zastanowienia odparła:

̶ Pieniądze po pierwsze.

On natychmiast jej przerwał:

̶ Pieniądze masz i wydajesz, a potem?

Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. Zaraz jednak odparowała, barwiąc swój głos odrobiną ironii:

̶ A ty? Co masz z gotowania, bo raczej nie pieniądze.

Harshit, ku jej zaskoczeniu, nie poczuł się urażony, tylko spojrzał rozmarzonym wzrokiem w dal i odparł:

̶ Jedni budują świat, inni go malują, a jeszcze inni o nim piszą albo śpiewają. Ja dla niego gotuję.

̶ Kucharz, psychoanalityk i poeta ̶ podsumowała na głos

z przekąsem, zaśmiewając się przy tym. On na to skłonił głowę w geście zapewnienia, uniósł prawą brew do góry i tylko odrzekł z przeświadczeniem:

̶ Jeszcze się przekonasz.

Cały posiłek upłynął im w niezwykłej atmosferze. Rozmawiali i przekomarzali się, lecz dziewczyna zaczęła odnosić wrażenie, że Harshit podczas tej kolacji obalił jej wszystkie życiowe przekonania. Tak po prostu, z nonszalanckim uśmiechem na twarzy taranował wszystko to, w co dotąd wierzyła.

Ivonne, która wywodziła się z ubogiej rodziny, postawiła sobie już we wczesnej młodości za cel, posiadać wszystko to, czego nie miała w dzieciństwie. Kiedy w liceum i na studiach jej koleżanki imprezowały i umawiały się na randki, ona całą swoją energię wkładała w naukę i pracę. Dzięki temu zajmowała dziś asystenckie stanowisko w dużej firmie doradztwa finansowego. Mogła się też poszczycić ukończonymi studiami wyższymi z ekonomii i posiadaniem mieszkania, które mogłoby służyć za wzór na okładkę najpoczytniejszego czasopisma o aranżacji wnętrz. Tymczasem Harshit w ciągu jednej tylko godziny swoją postawą i głoszonymi przez siebie teoriami, zatrząsnął jej celami i osiągnięciami. W pewnej chwili mężczyzna śmiało patrząc jej w oczy, zapytał:

̶ Ive, czy to, co robisz, daje ci szczęście? ̶ Już przyzwyczaiła się, że zwracał się do niej wymyślonym przez siebie zdrobnieniem. Choć nie chciała, zamyśliła się nad wypowiedzianymi przez mężczyznę słowami. Ku własnemu przerażeniu nie znajdowała odpowiedzi na postawione przez niego pytanie. Harshit, na jej milczenie, pospieszył jej z pomocą:

̶ Ja kocham moją pracę, nawet jeśli nie daje mi ona wielkich profitów. Moją zapłatę odbieram, kiedy widzę, że ktoś, kto raz jadł u mnie, przyszedł do mnie po raz kolejny. Owszem, moi goście płacą mi za potrawy, ale ja daję im znacznie więcej niż jedzenie. Co ty dajesz swoim klientom? Tabele z kwotami, według których mają wpłacać waszej firmie pieniądze? ̶ Miała ochotę upomnieć go, że zagalopował się w swoich osądach. On tymczasem wyciągnął dłoń, dotknął jej policzka i jednocześnie patrząc jej głęboko w oczy, dodał miękkim głosem:

̶ To nie w twoim stylu i zasługujesz na wiele więcej, Ive.

Ivonne nie potrafiła wykrztusić ani jednego słowa. Odwróciła głowę tak, by wyzwolić się z jego dotyku oraz poszukać sposobu na szybką zmianę tematu rozmowy. Nie czuła się gotowa, by zmierzyć się z jego wszystkimi teoriami.

Gdy skończyli jeść, wstali i skierowali się do wyjścia. Zanim wyszli, Harshit poprosił, żeby mu towarzyszyła w drodze do kwiaciarni, mieszczącej się w pasażu centrum handlowego. Chciał koniecznie zamówić kwiaty do restauracji. Nie czekając na niego, pierwsza skierowała się do wyjścia. On w pośpiechu kupił jeszcze jedną czerwoną różę. Poprosił o skrócenie pędu, tak by kwiat nie miał kolców i popędził za nią. Dogonił ją przy głównym wyjściu z centrum handlowego. Nie zwrócili uwagi na to, że zaczął padać pierwszy tego roku, drobny śnieg.

Mężczyzna stanął przed nią i wyciągnął do niej dłoń z różą. Ta zaskoczona zatrzymała się i przyjęła z nieśmiałym uśmiechem kwiat, po czym znów zaczęła iść przed siebie. Tymczasem on, wciąż podążając za nią, zaczął śpiewać cicho w swoim ojczystym języku, czym wprawił ją w niemałe zaskoczenie i zażenowanie.

̶ Harshit przestań, proszę ̶ upomniała go, wstydząc się zdziwionych i zaciekawionych spojrzeń przechodniów. Tymczasem jej upomnienie zostało nie tylko przez niego zignorowane, lecz zachęciło do jeszcze głośniejszego śpiewania. Tym razem już było zupełnie jasne, że śpiewa dla niej, a nie do siebie pod nosem. Ku jej największej irytacji, stojący nieopodal uliczni muzycy podchwycili melodię śpiewaną przez Harshita i zaczęli grać ją spontanicznie, dodając całkiem niezłej aranżacji muzycznej jego piosence. Absolutnie zawstydzona zakryła twarz torebką i chciała przyśpieszyć kroku, ale on złapał ją za rękę i przyciągnął ku sobie.

̶ Nie uciekaj ode mnie, bo nie przetłumaczę, co dla ciebie zaśpiewałem ̶ zagroził rozbawionym, ale zmysłowym tonem. Muzycy odeszli nieco dalej, lecz wciąż grali zasłyszaną przed chwilą melodię.

̶ Dobrze, nie będę uciekać, ale już nie śpiewaj, proszę ̶ jęknęła błagalnie w zakłopotaniu.

Harshit trzymał teraz Ive w ramionach. W oddali wciąż słychać było grających muzyków. Wiedziony rozbudzonymi pragnieniami zupełnie zapomniał o złożonym właśnie przyrzeczeniu. Zbliżył usta do jej ucha i musnął delikatnie miękki, jasny skrawek skóry.

Zaskoczona Ivonne odchrząknęła teraz jeszcze bardziej zażenowana. Próbowała się też odsunąć od niego. Jego bliskość i gorące wargi na jednym z najwrażliwszych miejsc jej ciała, działały na nią oszałamiająco. Czuła, jakby całe jej życie właśnie wywracało się do góry nogami.

̶ Puść mnie, proszę ̶ wyszeptała cicho, wciąż zażenowana. Harshit spełnił życzenie kobiety. Po chwili spojrzał na nią

z szerokim uśmiechem i mrugnął do niej.

̶ Przez ciebie zapomniałem, o czym śpiewałem. Następnym razem ułożę inną i wtedy ci przetłumaczę. ̶ Ivonne

miała wrażenie, że przy tym mężczyźnie traci poczucie rzeczywistości. Wszystko, co z nim przeżywała, łącznie z ich pierwszym spotkaniem, wydawało się jej całkowitym absurdem. Tymczasem, Harshit chwycił ją nieoczekiwanie dla niej za rękę i oznajmił:

̶ Chodź, odprowadzę cię. ̶ Szli przez chwilę obok siebie w milczeniu. Mężczyzna ani na chwilę nie puścił jej dłoni. Sama Ivonne musiała przed sobą przyznać, że pragnęła tego dotyku.

Pierwszy śnieg zaczął sypać nieco gęściej, a ulice rozświetlało już mnóstwo świątecznych świateł. Przez moment myślała, że znalazła się w jakimś obcym jej dotąd, bajkowym świecie. Podeszli do taksówek czekających na postoju. Harshit otworzył przed nią drzwi jednego z samochodów i wpuścił ją pierwszą do środka, po czym sam, wprawiając ją tym samym, po raz setny dziś bodaj w zdumienie, zajął miejsce obok niej i na powrót ujął jej dłoń w swoją. Po chwili spojrzał na nią zdziwiony, wskazał głową na kierowcę i upomniał ją:

̶ Powinnaś chyba teraz coś powiedzieć.

Dopiero po tych słowach ocknęła się z zaskoczenia i zwróciła do kierowcy:

̶ Przepraszam, już podaję adres. ̶ Kiedy to zrobiła, zapytała Harshita nieco rozeźlona: ̶ Co ty teraz wyprawiasz?

̶ Jak to co? Powiedziałem, że cię odprowadzę. Muszę wiedzieć, gdzie mieszkasz, kiedy przyjdę po ciebie za trzy dni.

Przecież nie chciałabyś przegapić Diwali? ̶ Ivonne westchnęła tylko głęboko, a jej umysł podsunął tylko jedną myśl: Litości, pomocy! ̶ W żaden sposób nie potrafiła mu już się dłużej opierać. Jej oczy padły najpierw na ich wciąż złączone dłonie. Biała skóra Ivonne odznaczała się kontrastem od śniadej barwy skóry jego dłoni. Gdy podniosła oczy, zobaczyła, jak on wpatruje się w nią intensywnym, nieprzeniknionym wzrokiem. Widziała teraz każdy detal jego szczupłej, pociągłej twarzy: ciemne, proste włosy, ułożone w zawadiacką, rozczochraną fryzurę; duże, ciemne oczy; długi, orli nos oraz pełne i bardzo męskie usta. Siedząc obok niego czuła też w nozdrzach wszystkie aromaty świata jednocześnie. Jego zapach przez to, że wciąż przebywał w kuchni i gotował orientalne potrawy, wydał jej się wyjątkowy. Ich oczy przyciągały się niczym magnes.

Niestety, taksówka dotarła na miejsce przeznaczania i ta magiczna chwila między nimi została przerwana. Ivonne musiała uwolnić swoją dłoń z jego uścisku, żeby dostać się do portfela i zapłacić kierowcy. Harshit powstrzymał ją gestem dłoni, po czym sam wyjął pieniądze z własnej kieszeni i podał kierowcy. Zaraz potem wysiadł i otworzył przed nią drzwi, by pomóc jej wysiąść. Taksówka odjechała, a ona wskazała na czteropiętrowy apartamentowiec.

̶ Tu mieszkam. Czyli za trzy dni, tak?

Harshit popatrzył na nią przeciągle. Potem zbliżył swoją twarz do niej i delikatnie musnął jej policzek, miękkimi i gorącymi ustami. Potem wyprostował się i powiedział.

̶ Będę w niedzielę o dwudziestej czekał tu na ciebie. I błagam, załóż coś innego.

Ivonne chłonęła każdy moment z nim i teraz gdy usłyszała takie pożegnanie, roześmiała się.

̶ Wariat ̶ powiedziała na głos. Odwróciła się z uśmiechem na twarzy i skierowała w kierunku domu.

Młody kucharz tymczasem był szczęśliwy jak nigdy dotąd.

Z wrażenia przejechał dłonią po włosach i odchodzącej Ivonne odkrzyknął w odpowiedzi:

̶ Pagal[1]! To jest właściwe określenie!

Ivonne odwróciła się i jeszcze raz, uśmiechając się, spojrzała na niego. Pomachała na pożegnanie, po czym zniknęła we wnętrzu budynku.

[1] Pagal (hind.). szalony

Rozdział 3

W domu nieustannie wracała myślami do przeżytego dziś wieczoru. Złapała się na tym, że niemal bez przerwy się uśmiechała. Strofowała się wówczas w duchu, że najprawdopodobniej oszalała. Ale kiedy przypomniała sobie pogodny, niewymuszony styl bycia Harshita, musiała przyznać, że ten mężczyzna jest wyjątkowy. Rozśmieszał ją, rozbawiał, prowokował, zawstydzał, a wszystko to robił z pogodnym, zawadiackim uśmiechem na ustach tak, że nie sposób było się na niego gniewać. Dziś nawet bawiła ją sytuacja sprzed paru dni. Miała wrażenie, że jak dotąd, żaden wcześniej spotkany przez nią mężczyzna, nie zrobił takiego zamieszania w jej wnętrzu.

Młody Pendżabczyk również nie mógł zasnąć tego wieczoru. Postanowił już w chwili, gdy zobaczył tego wieczora Ive w centrum handlowym, zdobyć ją. Jest taka inna. Sztywna, jakby połknęła kij, ubrana w krępujące, ciemne ubrania, ale w oczach miała całe niebo ̶ myślał rozmarzony. Za swój życiowy cel powziął sobie wydobyć z niej prawdziwą Ive, tę ukrytą głęboko, którą dostrzegał w odbiciu jej oczu.

Pobudzony i rozmarzony nie mógł znaleźć sobie miejsca w swoim pokoju. Zszedł więc na dół i włączył komputer. Zaraz potem uruchomił internetowe indyjskie radio i zabrał się za sprzątanie restauracji oraz przygotowywanie dekoracji na nadchodzące Diwali. Z głośników płynęła teraz cicha, nastrojowa muzyka. Mężczyzna nie zważając na czas, zapamiętale pracował i jednocześnie podśpiewywał półgłosem do słyszanej melodii.

Nagle, jak spod ziemi, wyrósł przed nim jego kuzyn i spytał ze zdziwieniem:

̶ Tussi pagal? Taa ni ho gaye[1]?

Harshit rozłożył ręce ze zdziwienia i odparł:

̶ Jak to? Nie widać? Sprzątam. Pojutrze jest przecież Diwali.

Gopal pokręcił z niedowierzaniem głową. Zagonienie jego kuzyna do sprzątania było jak dotąd wręcz niemożliwe. Tymczasem teraz krzątał się w środku nocy ze ścierką w dłoni po całej restauracji i podśpiewywał miłosne piosenki. Natychmiast też zaczął się domyślać, co Harshitowi nie daje spokoju.

̶ Zakochałeś się ̶ bardziej stwierdził niż zapytał i zamyślił się. Po chwili również odgadł bezbłędnie: ̶ Niech zgadnę, Spicy ladki?

Harshit uśmiechnął się tajemniczo na te słowa nic nie mówiąc i z jeszcze większym zaangażowaniem zaczął śpiewać i sprzątać. Gopal roześmiał się, widząc to. Postanowił zostawić kuzyna samemu sobie i pójść spać. Wiedział, że na miłość nie ma lekarstwa i że to szaleństwo musi samo minąć.

Następnego dnia po pracy, Ivonne była umówiona z Agnes na siłowni. Jej przyjaciółka od urodzenia córeczki starała się usilnie zgubić nagromadzone podczas ciąży kilogramy. Dla pracownicy korporacji była to natomiast okazja na rozładowanie napięć skumulowanych w pracy. Młoda mama od razu zauważyła błyszczące oczy Ivonne i uśmiech błąkający się na jej twarzy. Kiedy ćwiczyły na bieżni, Agnes była pewna, że jej przyjaciółka coś bardzo przeżywa. Nie wytrzymała i zażądała:

̶ No powiedzże wreszcie, co się dzieje? ̶ Widząc, jak tamta uśmiecha się jeszcze szerzej, zaczęła się domyślać i również śmiać. ̶ A niech mnie! Ktoś nareszcie przedarł się przez mur? ̶

W tej samej chwili Agnes przybrała udawaną, smutną minę i zażartowała: ̶ Kurczę, a ja już koty zaczęłam zamawiać. ̶ Obie na ten żart wybuchnęły śmiechem. Agnes, jakby trafiona piorunem pojęła więcej i zapytała, aby się upewnić:

̶ To ten kucharz, prawda? ̶ Zamyśliła się, a następnie filozoficznie, jak na nią, podsumowała na głos: ̶ Czyli żeby wzbudzić twoje uczucia, trzeba najpierw próbować cię podtruć ostrym jedzeniem? ̶ Ivonne roześmiała się i nim ugryzła się w język, dopowiedziała:

̶ Albo zaśpiewać piosenkę na środku ulicy, niczym w filmie. ̶ Agnes aż wytrzeszczyła oczy na tę odpowiedź.

̶ Żartujesz sobie teraz?

Ivonne roześmiała się i potrząsnęła głową, odganiając wspomnianą przed chwilą przez siebie sytuację. Przyśpieszyła kroku na bieżni i mocniej chwyciła uchwytów przyrządu do ćwiczeń.

̶ Agnes, on jest taki… ̶ Szukała w pośpiechu odpowiednich słów. ̶ Nieokrzesany, szalony, czasem gburowaty a zaraz potem, gdy patrzy mi prosto w oczy, jestem mu w stanie natychmiast wszystko wybaczyć.

Agnes słuchała słów przyjaciółki z rozmarzeniem, po czym zamyśliła się na głos:

̶ Jak sądzisz? Gdybym podała mojemu mężowi takie ostre jedzenie, czy on też by się we mnie na nowo zakochał, jak ty

w tym Hindusie?

Ivonne roześmiała się tylko i zaraz potem dodała:

̶ Spróbuj. Na niektórych, jak widać, działa. Ale zaraz… Ty przecież nie musisz, wariatko!

Ivonne wiedziała, że jest zakochana w Harshitcie. Czuła się od wczorajszego wieczoru tak, jakby fruwała gdzieś wysoko w chmurach, a nie chodziła po ziemi. Nie tylko przeżywała w myślach każdy szczegół ich ostatniego wieczoru, ale też uciekała myślami do niedzieli. Odliczała czas do ich spotkania niecierpliwie, jak nigdy wcześniej w całym swoim życiu.

Kiedy nadeszła upragniona niedziela, Ivonne już od wczesnego ranka stała z kubkiem porannej kawy przed otwartą garderobą i analizowała jej zawartość. Gdy patrzyła teraz na swoje ubrania, musiała przyznać Harshitowi rację. Wszystkie, jakie miała, były nijakie. Białe, granatowe, szare albo czarne. Zamknęła szafę i postanowiła zwrócić się do Rene o pomoc. Jeśli ktokolwiek mógłby jej coś sensownego zasugerować, to tylko ona. Sięgnęła zaraz po telefon i wybrała jej numer. Po kilku sygnałach po drugiej stronie usłyszała głos przyjaciółki:

̶ Halo? ̶ kobiecy głos był bardzo zaspany. Do Ivonne poniewczasie dotarło, że jest jeszcze wczesny poranek. W tej samej chwili pomyślała, usprawiedliwiając się przed sobą, że jej sprawa jest pilniejsza.

̶ Obudź się. Potrzebuję twojej pomocy dzisiaj. Pojedziemy po nowe ubranie dla mnie. Otwierają od dziewiątej.

Nie musiała długo czekać na reakcję Rene.

̶ No Alleluja siostro! Nareszcie! Tylko, proszę, o dziesiątej, dobrze?

Umówiły się przed wejściem jednego z większych centrów handlowych w pobliżu i zakończyły rozmowę.

Rene podczas zakupów cieszyła się, widząc przyjaciółkę tak odmienioną, jednak podeszła bardziej sceptycznie do ostatnich wydarzeń. Swoje zdanie wyraziła, gdy siedziały w restauracji i jadły wczesny lunch.

̶ Ivonne, świetnie wyglądasz. Pasuje ci ten uśmiech i super, że chcesz coś zmienić w wyglądzie, tylko bądź ostrożna. Ten, jak mu tam? Harshit? Nawet imienia nie da się dobrze wymówić ̶ komentowała Rene, przekonana, że musi przywołać przyjaciółkę nieco do rzeczywistości. ̶ Nie znasz ich kultury. Słyszałaś, jak kończą się takie mieszane związki. Po prostu się zabaw, ale na litość boską, nie zakochuj się!

Ivonne na te słowa odwróciła wzrok w bok tak, by Rene nie widziała emocji malujących się na jej twarzy. Już za późno, Rene ̶ pomyślała w tej samej chwili, ale na głos powiedziała uspokajającym tonem:

̶ Nic się nie martw. Znasz mnie, przecież. Będę ostrożna.

Rene przyjrzała się Ivonne z powątpiewaniem i pokręciła przecząco głową.

̶ Właśnie dlatego, że cię znam, będę się martwić. Nigdy cię takiej nie widziałam i to jest bardzo niepokojące.

Ivonne wzruszyła obojętnie ramionami i aby udowodnić Rene, że ta się myli, zapewniła:

̶ Bez obaw, Rene. Mam wszystko pod kontrolą. ̶ Zaraz potem zmieniła temat rozmowy.

Godzinę później Ivonne znalazła się w swoim mieszkaniu, na powrót płynęła rozmarzona na swojej chmurze. Z dumą patrzyła na dokonane przez siebie i Rene zakupy. Kupiły dla niej prostą w kroju, rozkloszowaną, bladozieloną sukienkę, sięgającą do połowy łydki. Kolor ten kontrastował z jej oczami i jednocześnie podkreślał intensywną barwę jej włosów. Kompletu dopełniał delikatny, złoty naszyjnik, sięgający pasa jej sukni oraz pantofle na niskim obcasie, w kolorze sukienki. Patrząc na zakupy i uświadamiając sobie swoje emocje, pomyślała, że Rene ma dużo racji. Powinna się natychmiast opamiętać i nie angażować tak bardzo lub przynajmniej tak nie przeżywać. Obiecała sobie trzymać swoje uczucia na wodzy oraz nie zdradzać się z nimi.

Gdy wybiła dwudziesta, z takim samym mocnym postanowieniem schodziła na dół. Harshit czekał na nią niedbale oparty o ciemne coupe. Gdy spostrzegł, że się zbliża, wyprostował się, spojrzał na nią i przywitał swoim chłopięcym uśmiechem. Ivonne patrząc na jego przystojną twarz czuła, że w jego towarzystwie wszystkie jej postanowienia same topnieją w zawrotnym tempie.

Mężczyzna wyciągnął dłoń w oczekiwaniu, a ona podała mu swoją. Uniósł ją do ust i musnął delikatnie. W tej samej sekundzie Ivonne zatonęła w jego oczach. Natychmiast jednak przywołała się do porządku. On tymczasem puścił jej dłoń i chwycił za drzwi pojazdu. Otworzył je przed nią i pomógł zająć wygodne miejsce we wnętrzu samochodu.

Gdy usiadł na miejscu kierowcy i znalazł się tuż przy niej, spojrzał na nią i wyznał spontanicznie:

̶ Nie mogłem się doczekać tej niedzieli. Powiedz Ive, słyszałaś kiedyś o diwali?

Ona, będąc wciąż pod wrażeniem szarmanckiego powitania i bliskości mężczyzny, zapytała cicho:

̶ Święto światła, czy tak? ̶ Harshit zaśmiał się ciepło i rzucając podczas jazdy krótkie spojrzenia na nią, zaczął odpowiadać na jej pytanie:

̶ Dipa w hindi to nazwa lampki oliwnej, a awali znaczy rząd. Zapalamy podczas Dipawali- rząd lamp, na pamiątkę zwycięstwa boga Ramy nad demonem Rawaną. Legenda mówi, że zwycięski Rama wracał wraz ze swoją żoną Sitą, bratem Lakszmanem oraz generałem Hanumanem nocą. Mieszkańcy Ajodji, aby oświetlić im drogę, zapalili przed swoimi domami rzędy lamp. ̶ Zerknął na Ivonne, by sprawdzić, czy zainteresował ją tą krótką opowieścią. Ta myślała nad czymś i zaraz potem spytała:

̶ Dlaczego Sita uczestniczyła w takiej wyprawie? ̶ Roześmiał się ucieszony i pospieszył z krótkim wyjaśnieniem:

̶ To nieco dłuższa opowieść. Matka Ramy uknuła spisek, by ten nie mógł osiąść na tronie Ajodji. Na tronie zasiadł młodszy brat Ramy, a samego Ramę wygnano do lasu. Jego wierna żona, Sita poszła z nim. Podążył też za nimi jego ukochany brat, Lakszman. ̶ Musiał na chwilę przerwać, by bardziej skupić się na prowadzeniu samochodu. Zaciekawiona Ivonne dopytywała jednak dalej:

̶ Jak więc się stało, że pokonali demona?

̶ To już jest historia o miłości. Później ci opowiem. ̶ Obiecał ze szczerym rozradowaniem. Niedługo potem parkował już samochód. Wysiadł prędko i niemal podbiegł do jej drzwi. Otworzył je przed dziewczyną oraz pomógł wysiąść. Szli chwilę po oświetlonych latarniami i światłami świątecznymi ulicami, aż doszli przed restaurację.

̶ Jakie to piękne ̶ wyszeptała zachwycona Ivonne, patrząc

na kolorowe wzory z wielobarwnego piasku, ziaren

i płatków kwiatów, ułożone przed wejściem do restauracji. Wzór przypominał malowniczy kwiat, w którego środku paliła się oliwna lampka, jak Ivonne podejrzewała, oryginalna dipa z Indii.

̶ To rangoli, ranga i awali, czyli pasmo kolorów. Mówi, że jesteś tu serdecznie witana.

Po tych wyjaśnieniach podszedł blisko do Ivonne, objął ją delikatnie w pasie i skierował do restauracji.

Gdy weszli do środka, dziewczyna ponownie zaniemówiła

z zachwytu. Cała restauracja przystrojona była girlandami, wykonanymi z różnych gatunków kwiatów. Oświetlało ją słabe światło, pochodzące z ozdobnych sznurów lampek, rozwieszonych na ścianach i w oknach. Na stolikach ustawione też były identyczne lampy olejne jak ta, którą widziała przed chwilą na zewnątrz. Nozdrza odurzał zapach kwiatów, a do uszu docierała nastrojowa muzyka. Dopiero teraz dostrzegła, że tylko jeden stolik został nakryty. Stały

na nim dwa puste talerze oraz kilka innych, mniejszych,

z potrawami, których ona nigdy wcześniej nie widziała. Harshit najpierw zaświecił główne światło, a potem odebrał od niej płaszcz. Zaprosił ją po chwili gestem dłoni, by usiadła i odsunął przed nią krzesło. Gdy zajęli miejsca, Ivonne odważyła się zapytać:

̶ Nie spodziewasz się innych gości?

Zajęty nakładaniem na jej talerz indyjskich słodyczy, które wcześniej specjalnie dla nich przygotował, spojrzał na nią z uśmiechem i odparł cicho:

̶ Nie. Inaczej nie mógłbym spędzić tego wieczoru z tobą. Restauracja była czynna do dziewiętnastej ̶ wyjaśnił, po czym niecierpliwie zaczął proponować jej słodycze.

̶ Spróbuj, proszę mawa mithai, to ciasto mleczne. Tu,

w pucharku znajdziesz rice kheer w stylu pendżabskim. ̶ Wskazał na mleczno-ryżowy deser, udekorowany orzechami.

̶ To jest gulab jamun — wskazał na brązowe, średniej wielkości kulki, przypominające jej mini pączki. Ivonne podążyła za jego sugestiami i z apetytem próbowała każdej z poleconej jej potraw.

̶ Te tutaj, to laddu ̶ pokazał żółte kulki otoczone w migdałach oraz orzechach. ̶ A te białe, to rasgulla. Są z serka chhena w syropie szafranowym. ̶ Pokazywał jej wszystkie desery z osobna i wyjaśniał, z czego są zrobione. Ze zdziwieniem musiała stwierdzić, że nie spodziewała się tak subtelnej słodyczy. Kęsy dosłownie rozpływały się w ustach, a ona nie miała ich dosyć. Smaki również nie kontrastowały ze sobą.

Podczas jedzenia, Ivonne powróciła do genezy Diwali.

̶ Możesz dokończyć historię o Ramie i Sicie?

Twarz mężczyzny znów rozjaśnił uśmiech. Natychmiast ochoczo przystąpił do spełniania jej prośby i kontynuował wcześniej zaczętą opowieść:

̶ Rama, Sita i Lakszman żyli szczęśliwie i zgodnie z porządkiem natury w lesie. Pewnego dnia w Lakszmanie zakochała się demonica, Rakszasi. Zakochana Rakszasi zwróciła się do Sity o pomoc w zdobyciu Lakszmana. Sita, jako dobra bratowa, chciała chronić Sitę przed demonicą i odmówiła Rakszasi wstawiennictwa. Zaślepiona złością oraz niespełnioną miłością Rakszasi pożaliła się wówczas swojemu bratu, demonowi Rawanie. ̶ Opowiadając, patrzył na Ive, która słuchała go zafascynowana. Zachęcało go to kontynuowania opowieści.

̶ Rawana w zemście za złamane serce siostry, posłał do lasu złotego jelenia jako przynętę. Sita zapragnęła go i poprosiła męża, by ten jej go upolował. Obaj bracia wyruszyli w pościgu za zwierzyną, która w rzeczywistości okazała się przynętą. Kiedy Sita została sama, Rawana porwał ją na wyspę Lankę. Rama i Lakszman ruszyli na ratunek, ale sami nie mieli tyle mocy, by pokonać Rawanę. Pomogli za to królowi Sugriwie odzyskać królestwo małp, zagarnięte przez jego przyrodniego brata. Sugriwa tak wzruszył się nieszczęściem Ramy, że oddał mu w służbę swego generała, Hanumana. Ta dzielna małpa była nie tylko nadzwyczajnie silna i inteligentna, ale potrafiła również latać niczym ptak. Hanuman wziął sprawy w swoje ręce i odszukał Sitę na Lance. Doszło do bitwy, w której ostatecznie zwyciężyło dobro nad złem. Po zwycięstwie wszyscy wrócili w chwale do Ajodji ̶ zakończył, nie spuszczając swoich oczu z jej twarzy.

̶ A mieszkańcy oświetlili dla nich drogę rzędem lamp ̶ dokończyła urzeczona Ivonne.

̶ Dokładnie tak ̶ odparł, wpatrując się w nią błyszczącym z emocji wzrokiem.

Nagle drzwi restauracji otworzyły się i stanął w nich Gadżendra.

̶ Hej Spicy ladki ̶ rzucił z uśmiechem i zanurzył się za barem. Harshit i Ivonne roześmiali się cicho na takie przywitanie. Wspólnik Harshita zaraz potem wysunął się zza baru, niosąc sporą skrzynkę.

̶ Na razie ̶ pożegnał się szybko przez ramię i zniknął na zewnątrz.

Harshit też podniósł się z krzesła i podszedł do Ivonne. Pochwycił jej dłonie, pomógł wstać i poprowadził bez słowa pod okno, po czym poprosił:

̶ Poczekaj tutaj. Zaraz wrócę. ̶ Patrzyła, jak mężczyzna podchodzi do głównego włącznika światła i gasi je. Salę ponownie rozświetliły małe, przytłumione światła. Za oknem nagle rozległ się huk i Ivonne dostrzegła feerię barw na wieczornym, ciemnym dotąd niebie. W tej samej chwili poczuła bliskość Harshita. Podszedł do niej z tyłu i powiedział cichym tonem, wprost do jej ucha.

̶ Naszą tradycją jest huczne obchodzenie diwali. Nie może zatem zabraknąć sztucznych ogni. Poczuła dłonie mężczyzny na swoich ramionach. Kiedy opuściła głowę i spojrzała na swoje ramiona, zobaczyła, że Harshit otulił ją piękną, kolorową i bogato zdobioną chustą. Ujął też jej prawą dłoń i zaczął wsuwać na przeguby komplet szklanych, cieniutkich błękitnych bransoletek.

̶ Szczęśliwego diwali, Ive. ̶ Po tych słowach musnął delikatnie jej policzek, przyciągnął blisko siebie i szczelnie zamknął w swoich ramionach. W ciszy patrzyli za okno na barwne rozbłyski do czasu, kiedy znów się odezwał cichym, zmysłowym głosem:

̶ Nie powiedziałem ci jeszcze, ale wyglądasz dziś przepięknie. Powinnaś co dzień nosić kolorowe ubrania.

Kobieta spojrzała na niego i onieśmielona, a jednocześnie szczęśliwa, wyznała:

̶ Dziękuję ci. Za zaproszenie, za opowieść, wyborne jedzenie i prezenty. To był naprawdę wyjątkowy wieczór.

Harshit na te słowa odsunął się nieco od niej i oznajmił z tajemniczą miną:

̶ To jeszcze nie koniec atrakcji. ̶ Pochwycił jej dłoń i powiedział: ̶ Chodźmy, czekają już na nas.

Niczego więcej nie wyjaśniając, poprowadził ją do wyjścia. Pomógł włożyć płaszcz, sam wdział kurtkę i wyszli na chłodną ulicę. Gdy byli na zewnątrz, Harshit niemal natychmiast z ogromną pewnością siebie chwycił jej dłoń w swoją, dużo większą i cieplejszą niż jej i poprowadził wolno w kierunku samochodu.

Ivonne chłonęła każdą chwilę z nim całą sobą. Już dawno przestała analizować swoje myśli i uczucia. Poddała się magii, jaką ten mężczyzna wokół siebie roztaczał, odkąd tylko go spotkała. Wiedziona ciekawością w trakcie jazdy zapytała na głos:

̶ Zdradzisz chociaż dokąd jedziemy?

Harshit odwrócił się znad kierownicy i z uśmiechem odparł:

̶ Pokażę ci jeszcze, jak świętujemy diwali. Chciałbym, żebyś poznała moich przyjaciół. Spodoba ci się.

Na twarzy dziewczyny wykwitł uśmiech. Była niemal rozanielona faktem, iż ich magiczny wieczór nie miał się jeszcze skończyć.

[1] Tussi pagal? Taa ni ho gaye? (pendż):. Oszalałeś? Co ty wyprawiasz?

Rozdział 4

W kilka minut dotarli do centrum w sąsiednim mieście. Harshit poprowadził ją w kierunku innej restauracji indyjskiej. Gdy weszli do środka, okazała się dużo większa niż ta, w której on sam pracował. Wypełniał ją spory tłum gości, zajętymi teraz rozmowami, jedzeniem albo tańcem. Wnętrze lokalu zostało przystrojone rzędami świateł i girlandami z kwiatów, podobnie jak tego, z którego właśnie przyjechali.

̶ Harshit! ̶ usłyszeli żywe okrzyki powitania, dobiegające jednocześnie z kilku stron. Do jej towarzysza z jednej strony podbiegła młoda, piękna Hinduska i ucałowała go serdecznie w policzek na przywitanie. Z innej strony doszło do nich trzech mężczyzn w różnym wieku i wszyscy entuzjastycznie się z nim przywitali. Kobieta wciąż trzymała Harshita za ramię, ale ten odsunął się od niej i objął zaskoczoną tą sceną Ivonne, stojącą za nim.

̶ Ive, to są moi przyjaciele. Poznaj proszę Aditi ̶ zwrócił się do niej i wskazał na Hinduskę, która teraz uważnym wzrokiem mierzyła ją od stóp do głów.

̶ To są Anand, Banshi i Raj. Poznajcie Ive ̶ przedstawiał mężczyzn po kolei i dokonał prezentacji swojej partnerki.

̶ Aditi i Banshi są zaręczeni, więc niebawem szykuje nam się ślub ̶ oznajmił z uśmiechem. Pociągnął też Ive ze sobą do środka. Jeszcze przez chwilę przedstawiał jej innych znajomych i przyjaciół. Ivonne nie pamiętała żadnego z zaprezentowanych jej właśnie imion, ale każda osoba, którą poznała, była uśmiechnięta i życzliwa. Stała nieco onieśmielona, objęta w pół męskim ramieniem i witała się z każdym. Tymczasem Aditi pochwyciła drugie, wolne ramię Harshita i z uśmiechem zaanonsowała:

̶ Muszę porwać ci twoją wybrankę. Przedstawię ją dziewczynom. Na pewno nie chcesz, moja droga, być zanudzona przez mężczyzn? ̶ Aditi patrzyła na Ivonne teraz z ciepłym, przyjaznym uśmiechem. W sekundę potem znalazła się po stronie dziewczyny i pociągnęła ją ze sobą. Idąc tak z nią za ramię, zagadnęła z uśmiechem:

̶ Więc ty jesteś Spicy ladki?

Na te słowa Ivonne roześmiała się.

̶ Nie wierzę, wszyscy znają już tę historię?

Aditi potwierdziła rozbawiona:

̶ Oczywiście! Nie sądziłaś chyba, że zwrot dania najlepszemu kucharzowi w tej części świata pozostanie bez echa. Szczerze? Twoja sława cię wyprzedza.

Ivonne śmiała się jeszcze przez chwilę, rozbawiona, lecz w rzeczywistości była oszołomiona ciepłym przyjęciem.

Po godzinie przebywania w restauracji „Mumbai Masala” oraz rozmowach z niemal wszystkimi obecnymi, doszła do wniosku, że pomimo wszelkich różnic, obecni tutaj traktowali się jak rodzina. W jednej sali zebrani byli hindusi, sikhowie oraz muzułmanie. Jedni pochodzili z Indii, Bangladeszu jeszcze inni z Pakistanu lub nawet Sri Lanki, lecz na tej sali, Ivonne nie dostrzegła żadnych oznak sporów na tle politycznym czy religijnym.

Kobiety na czele z Aditi zaczęły nie tylko przyjaźnie rozmawiać z Ivonne, ale i częstować przygotowanymi przez siebie potrawami. Później stwierdziły, że w diwali daje się podarki i każda chciała jej dać coś od siebie. Jedna z nich zawiesiła Ive złotą maang tikka komal we włosy. Na dłoń i środkowy palec założono jej też panję[1]w odcieniu złota. Aditi natomiast włożyła w dłoń Ivonne ozdobne kolczyki, jumki i patrząc Ivonne głęboko w oczy, powiedziała z powagą:

̶ Cieszymy się, że tu jesteś Ive. Wesołego diwali ̶ przerwała na chwilę po czym, tak jakby się bała, że się rozmyśli, dodała prędko:

̶ Harshit jest dla mnie jak brat. Widać jak na dłoni, że się w tobie totalnie zadurzył. Nie skrzywdź go.

Ivonne słysząc to, osłupiała. Nowa znajoma zaraz potem zniknęła gdzieś na sali i pozostawiła ją samą. Wypowiedziane przez nią słowa zawisły w powietrzu. Zaraz też otworzyła dłoń i przyjrzała się misternie zdobionym, pięknym kolczykom. Pomyślała, że jeśli je założy, to Aditi będzie wiedzieć, że i jej Harshit nie jest obojętny.

Kiedy skończyła zapinać kolczyki, muzyka w tle ucichła. Na środku sali zrobiło się pusto. Mężczyźni i kobiety stali teraz w osobnych końcach sali. Nagle dało się usłyszeć jeden męski głos, który donośnie deklamował coś w hindi. Ivonne, widząc to, otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia. Z tłumu mężczyzn na czele wysuwał się Banshi. Zebrani nagrodzili wypowiedź mężczyzny okrzykami uznania. Tymczasem z drugiej strony sali, Ivonne usłyszała głos Aditi, która w hindi odpowiadała narzeczonemu na głos. Gdy skończyła swoją odpowiedź, na sali rozległy się śmiechy. Aditi i Banshi zbliżali się ku sobie wolnym krokiem i w ojczystym języku toczyli na forum niezrozumiałą dla Ive rozmowę, lecz budzącą wiele emocji pośród restauracyjnych gości.

W tym momencie poczuła ciepły oddech Harshita na policzku i szyi. Mężczyzna pochylał się nad nią, by przetłumaczyć jej tę narzeczeńską dysputę.

̶ Banshi powiedział, że kobieta bez mężczyzny nie byłaby muzą. Aditi mu na to odparła, że mężczyzna, gdyby był idealny, w ogóle nie musiałby poszukiwać muzy dla siebie.

Ive uniosła głowę i trafiła spojrzeniem prosto w ciemne, roześmiane oczy mężczyzny, który był teraz niebezpiecznie blisko.

̶ Sądziłam dotąd, że takie śpiewy to fikcja filmowa ̶ przyznała łamiącym się głosem. Jego bliskość wprawiała nie tylko jej głos w drżenie. Harshit zaśmiał się i nic nie odpowiedział, ponieważ w tej samej chwili narzeczeni zakończyli poetyckie przekomarzania i rozbrzmiała szybka, porywająca muzyka. Ci, którzy tylko mogli, dołączyli do tańczących narzeczonych. Także Harshit porwał pewnie swą partnerkę w ramiona i okręcił swobodnie wokoło. Świat wokół kobiety zawirował. Patrzyła roześmiana, nie dowierzając, z jaką łatwością prowadzi ją w tańcu, którego dotąd nie znała. Podążała za nim i naśladowała jego ruchy. Czuła się wolna i niczym nieskrępowana. W jej głowie pojawiła się myśl, że teraz jest naprawdę szczęśliwa.

W pewnym momencie, co już jej w ogóle nie zdziwiło, Harshit wciąż tańcząc, zaczął śpiewać. Nie zrozumiała ani słowa, ale czuła się wyróżniona i odrobinę zażenowana, ponieważ zwracała przez tę chwilę uwagę wszystkich. Tymczasem on zakończył śpiewanie swoich kilku wersów, przeznaczonych dla niej i z jeszcze większą, magnetyczną energią i radosną beztroską porywał ją do tańca. Ivonne miała wrażenie, że ten grany teraz na żywo utwór wcale się nie kończy. Bez tchu opadła mężczyźnie w ramiona i poprosiła ze śmiechem o chwilę przerwy. Natychmiast przeszli do baru a Harshit wszedł za ladę, by podać jej szklankę wody. Najwyraźniej czuł się tu równie pewnie, jak we własnej restauracji. Nie skomentowała tego jednak na głos. Z wdzięcznością przyjęła szklankę wody. Nie dane jej było jednak długo siedzieć przy barze. Jak spod ziemi wyrosły przed nią kobiety, które poznała przed ponad godziną i pociągnęły ze sobą do tańca. Pokazywały jej przez chwilę typowe ruchy dla indyjskich tańców, uczyły prawidłowo poruszać biodrami i rękoma.

Harshit przyglądając się Ive z oddali, był przekonany, że osiągnął swój cel. Wydobył z kobiety jej wewnętrzny blask, sprawił, że znów się śmiała. Być może nawet była dzisiejszego wieczoru szczęśliwa. Zastanawiał się tylko, czy to wystarczy, aby go pokochała. Żadna kobieta w całym jego życiu nie wzbudziła w nim aż tylu uczuć i pragnień. Ive nie tylko była dla niego wyzwaniem, ze względu na wszystkie różnice pomiędzy nimi. Nie była również celem samym w sobie, który chciał zdobyć. On widział w niej swoją partnerkę, żonę i matkę ich dzieci. Zanim poznał Ive, jego jedynym celem w życiu była praca. Nie raz czuł się rozżalony faktem, że dał się namówić Gopalowi na przyjazd do Europy. Tęsknił za domem, matką i młodszym rodzeństwem. Wszystko jednak zmieniło się w chwili, gdy w jego życiu zjawiła się Ivonne.

Dla niej mógł pozostać w zimnej a czasami nawet nieprzyjaznej obcym Europie. Zastanawiał czy ona go w ogóle zechce. Jego przyjaciele sądzili, że ich miłość była prawdziwą Pyaar impossible[2]. Wszyscy również martwili się, ponieważ znali Harshita i wiedzieli, że on się niczyją opinią nie przejmie i będzie, mimo wszystkich przeciwności, próbować zdobyć miłość dziewczyny. Niemożliwe mawia: jestem możliwe ̶ pocieszał się przez cały czas w myślach.

Wieczór upływał wszystkim w tanecznej, radosnej atmosferze i bardzo szybko zamienił się w noc. W pewnym momencie Harshit zauważył, że Ive nie ma w sali restauracyjnej. Wyszedł na zewnątrz i znalazł ją siedzącą nieopodal na ławce, okrytą tylko płaszczem. Wszedł do środka po swoją kurtkę, a potem wrócił na zimne, nocne powietrze. Podszedł bez słowa do siedzącej dziewczyny i okrył ją swoją kurtką. Przysiadł też blisko niej i objął ją. Z ulgą poczuł, jak Ivonne z westchnieniem wtula się w niego.

̶ Musiałam chwilę odetchnąć. Twoi przyjaciele są bardzo energiczni. Nie znalazłam przez cały wieczór ani jednej kryjówki, z której nie zostałabym siłą wyciągnięta do tańca.

Harshit nie mógł powstrzymać uśmiechu zadowolenia. Oboje chłonęli swoją bliskość teraz i z radością przyjmowali najdrobniejszą pieszczotę, czy też najmniejszy gest uczucia. Mężczyzna obejmował ją i gładził jednocześnie swoimi dłońmi jej dłonie, wystające spod pół jego kurtki.

̶ Nie zapytasz, o czym dziś śpiewałem? ̶ zagadnął cichym, zmysłowym głosem. Ivonne roześmiała się na wspomnienie tej chwili, po czym odparła niemal szeptem:

̶ Myślę, że namawiałeś mnie do odrzucenia zahamowań, zapraszałeś do tańca z tobą.

Pokiwał głową w uznaniu i przyznał z podziwem w głosie:

̶ Mówisz nareszcie jak Ive, nie jak Ivonne.

Usłyszawszy taki komplement, odwróciła się i spojrzała z przejęciem w jego twarz. Przełknęła ślinę i z trudem wykrztusiła ośmielona zapewnieniem, które usłyszała wcześniej od Aditi:

̶ Nie chcę być już Ivonne. Chcę być Ive. Twoją Ive.

Harshit poczuł pod powiekami łzy wzruszenia i radości. Pochylił się ku jej twarzy i ucałował z pasją jej usta.

Po niecałej godzinie oboje zaczęli odczuwać zmęczenie i Harshit zaproponował Ive, że ją odwiezie do domu. Zanim się rozstali, kobieta zapytała go:

̶ Nie chciałbyś wejść ze mną na górę?

Mężczyzna przytulał Ive i wpatrując się w jej oczy, ociągał z wypuszczeniem jej ze swoich ramion.

̶ Obawiam się, że nie będę pasował do twojego otoczenia. Na pewno masz białe dywany na podłodze, po których nie można chodzić i fotele, na których nie należy siadać.

Roześmiała się rozbawiona, słysząc jego przypuszczenia.

̶ Przekonaj się. Jeśli ze mną nie wejdziesz, nie dowiesz się.

Tym razem ona chwyciła jego za rękę i poprowadziła za sobą. Zaraz, gdy drzwi się za nimi zamknęły, bez zapalania światła, Harshit oparł Ive o drzwi wejściowe i zaczął całować. Jego kurtka i jej płaszcz, które wciąż miała tylko zarzucone na swoich ramionach, opadły natychmiast, gdy ona otoczyła jego szyję dłońmi. Ostatkiem silnej woli oderwał się od jej ust i zapytał:

̶ Czy jesteś pewna? Dla mnie to znaczy wszystko.

Kobieta na te słowa przylgnęła do niego cała i wyszeptała:

̶ Tak, jestem. ̶ Po tym zapewnieniu oboje odrzucili tlące się

w nich resztki wątpliwości. Niedbale pozbyli się obuwia i nie odrywając swych ust od siebie, przeszli do pokoju dziennego. Harshit zmysłowo zrzucił z jej ramion szal, który kilka godzin temu jej podarował, a potem odnalazł dłońmi zapięcie sukni. Wolno rozsunął zamek błyskawiczny na plecach i pomógł materii samej opaść z jej ramion. Pod jego dotykiem i pocałunkami jej ciało zaczynało dopominać się o więcej. W tej samej chwili poczuła, że miękną jej kolana. On również wyczuł to i razem przyklęknęli na podłodze. Ułożył ją delikatnie na dywanie i zaczął obsypywać delikatnymi muśnięciami warg. Z namaszczeniem odkrywał każdy skrawek jej ciała, a pieszczoty ust stawały się coraz śmielsze. Zanim połączyli się w jedno, ona spojrzała na niego i wyszeptała ochrypłym głosem:

̶ Ja… Nie mam doświadczenia.

Ucałował jej policzek na to wyznanie i sam przyznał z ulgą w głosie:

̶ Moje szczęście. Nie spostrzeżesz braku mojego.

Ive roześmiała się, lecz gdy tylko spojrzała mu w oczy, śmiech zamarł na jej ustach, a w jego miejsce zjawiły się słowa:

̶ Harshit, to się nie liczy. Nic się nie liczy. Tylko my…

Po tych słowach stopili się na nowo w pocałunku. Kochali się nieśmiało, odkrywając swoją miłość wolno i cierpliwie. Harshit bardzo pragnął Ive, ale nie chciał sprawić jej bólu ani kochać się z nią zbyt gwałtownie. Uważał się tej nocy za największego szczęściarza. Zdobył dziewczynę, o której wcześniej nigdy nawet nie śmiał marzyć. Był pewien, że jeżeli znalazł się przy niej, w jej mieszkaniu, a potem w niej samej, była jego już na zawsze.

Miłość mężczyzny obezwładniała ją całą. Nigdy dotąd nie doświadczyła tylu emocji na raz. Z najmniejszym jego ruchem czuła wzbierającą falę ekstazy, gotową w każdej chwili wybuchnąć. Nie mogąc już nad nią zapanować, ani też nad wszystkimi emocjami targającymi nią całą, rozpłakała się. Jej kochanek, widząc to, zaczął scałowywać i ocierać niesforne łzy, które spływały teraz po jej twarzy. Jego pierwszą myślą na ich widok było, że sprawił jej ból. Kiedy dotarło do niej, że Harshit ją przeprasza, roześmiała się i powiedziała na głos:

̶ Ani się waż przepraszać i nie przestawaj.

Na jej słowa opuściły go wszelkie, wciąż tlące się w nim dotąd obawy. Scałował z czułością ostatnie słone krople, spływające po jej policzkach. Były dla niego najpiękniejszym prezentem, jaki mógł w tej chwili od niej otrzymać.

Po pewnym czasie przenieśli się do jej sypialni i kochali raz jeszcze. Tym razem to Ive pragnęła całować i pieścić jego ciało. Wiedziona rozbudzonym instynktem, górując nad leżącym pod nią mężczyzną, poznawała ustami jego ciało. Następnie, widząc i słysząc jego niecierpliwość, uniosła się nad nim i objęła swym całym ciałem, pozwalając ponownie scalić się im w jedno. Kiedy poczuła, go w sobie całego, z ust wyrwał się jej niekontrolowany, ekstatyczny okrzyk.

W pierwszej chwili przeraziła się tego i zażenowana zaczęła przepraszać. Harshit natychmiast przyciągnął ją do siebie, przytulił mocno i wyszeptał prośbę:

̶ Nigdy nie przepraszaj za naszą miłość. Dla moich uszu to najwspanialszy dźwięk.

Po tych słowach zamknął ją szczelnie w swoich ramionach i wraz z nią popłynął w miłosnym uniesieniu, nie przestając jej przy tym ani przez chwilę całować. Każdy dźwięk, który się z niej wydobył, wprawiał go w jeszcze większą ekscytację. Gdy w końcu opadła bez sił w jego ramiona, zamknął ją w czułych objęciach, nieprzerwanie obsypując pocałunkami.

Nad ranem Harshit zapanował w jej kuchni i przygotował dla nich śniadanie z tego, co znalazł w lodówce i szafkach Ivonne. Kiedy zasiadła już, całkiem wygłodniała, do stołu, była obsługiwana niemalże po królewsku. Jej ukochany serwował każdy, najmniejszy nawet drobiazg z powagą i godnością, które całkowicie ją rozbroiły.

̶ Nie śmiej się. W końcu to nasze pierwsze wspólne śniadanie ̶ upomniał ją żartobliwie. Kiedy na stole znalazły się kubki z parującą kawą, również usiadł przy stole i dokonał prezentacji przygotowanych przez siebie potraw:

̶ Ku mojemu zaskoczeniu w twojej kuchni znalazłem niemal wszystkie potrzebne mi składniki. Spróbuj mooli parata. Najlepiej smakuje z masłem.

Ive sięgnęła po chlebek, oderwała z niego niewielki kawałek

i spróbowała pierwszy kęs bez masła. Po chwili przymknęła oczy i z uznaniem wymruczała:

̶ Ja to jestem szczęściarą. Najlepszy kucharz po tej stronie globu gotuje tylko dla mnie. Tym bardziej moje szczęście, bo ja nie umiem zrobić niczego prócz kanapek i jajecznicy.

Harshit roześmiał się na to wyzwanie i odpowiedział

z przekonaniem:

̶ Kiedy zostaniesz moją żoną, nie będziesz musiała w ogóle gotować.

Zaskoczona spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma i zapytała:

̶ Czy ty jesteś pewien tego, co mówisz? Przecież my… ̶ Nie przeszło jej przez gardło nic więcej. Przecież mimo to, że znali się bardzo krótko, wylądowali razem w jej łóżku. Cokolwiek by teraz odpowiedziała, zabrzmiałoby co najmniej dziwnie. On za to wstał i wyszedł do przedpokoju, by po kilku sekundach wrócić i zasiąść na powrót naprzeciw niej.

̶ Jestem pewien, mahiya[3].

Położył na stole, przed zupełnie zaskoczoną kobietą, czarne puzderko.

̶ Byłem pewien już wtedy, gdy znów spotkałem cię trzy dni temu. Postanowiłem, że zrobię wszystko, byś była ze mną. Nie wiedziałem kiedy, ale byłem pewien, że będziemy razem. Nie dopuszczałem nawet do siebie innego zakończenia naszej znajomości. Już znasz mnie trochę i wiesz, że jestem urodzonym optymistą ̶ wyznał.

Ivonne nie potrafiła na to nic odpowiedzieć. Nie spodziewała się, że Harshit oświadczy się jej tuż po pierwszej spędzonej wspólnie nocy. On tymczasem otworzył pudełko, które dotąd skrywało delikatny pierścionek z białego złota, z dumnie pośrodku połyskującym, niedużym diamentem. Przyznała w duchu, że pierścionek był piękny. Ale ona zupełnie nie wiedziała, jak ma wyglądać ich przyszłość.

̶ Gdzie będziemy mieszkać? ̶ Zapytała szybko. Nie chciała, żeby zabierał ją gdziekolwiek z Europy.

̶ Gdzie zechcesz ̶ odparł ze spokojem, po czym zaraz dodał, uprzedzając tym samym jej kolejne pytanie: ̶ Ja chcę dalej gotować. Jeśli ty chcesz zatrzymać swoją pracę, zatrzymaj. Jeżeli chciałabyś ją zmienić, zmień. Będę cię wspierał we wszystkim, co postanowisz.

Dla niej sytuacja ta była zupełną niespodzianką. Patrząc w przystojną twarz, na której malowało się teraz wyczekiwanie, nie była pewna, co ma odpowiedzieć. Kochała go, mimo iż rozum podpowiadał jej, że nie można pokochać nikogo od zaraz. Na przekór temu, ona całą sobą kochała Harshita i pragnęła z nim być. On, nie

mogąc doczekać się jej odpowiedzi, wstał i podszedł do niej. Pochwycił jej rękę i delikatnie przyciągnął do siebie. Kiedy wstała, przytulił ją do siebie i wyszeptał:

̶ Ive, powiedz, że mnie kochasz ̶ poprosił i spojrzał na nią uważnie.

̶ Wiesz, że tak jest. Kocham cię. ̶ Po chwili, utonąwszy ponownie w głębi jego ciemnych oczu, dodała niemal bez tchu: ̶ Kocham cię i zostanę twoją żoną.

Gdy Harshit usłyszał jej odpowiedź, uniósł ja wysoko i zakręcił nią, trzymając mocno w swoich ramionach ze szczęśliwym okrzykiem na ustach. Ive, widząc jego reakcję, sama roześmiała się radośnie.

[1] Panja ̶ ozdobna bransoletka połączona z pierścionkiem.

[2] Pyaar (hind.). ̶ miłość; Impossible (ang.). ̶ niemożliwa

[3] Mahiya (hind.). — kochanie

Rozdział 5

Kochankowie cały dzień spędzili w swoim towarzystwie, w jej mieszkaniu. Później Ive śmiała się, jak bardzo Harshit pomylił się, uznając, że po jej dywanie nie można chodzić. Poprzedniej nocy udowodnili bowiem, że na jej dywanie można robić wiele pasjonujących rzeczy. Oboje byli szczęśliwi bardziej niż kiedykolwiek.

Razem odkrywali swoją seksualność. Emocje w sypialni lub też w każdym innym miejscu w jej mieszkaniu zmieniały się z minuty na minutę. Od subtelnych i delikatnych, poprzez namiętne i niecierpliwe, aż po pożądliwe i zaborcze.

Nocą Ivonne przebudziła się z płytkiego snu i w ciemności rozjaśnionej światłem padającym z okna to w pół z księżyca, to w pół z latarni ulicznych, wpatrywała się w twarz ukochanego mężczyzny, śpiącego teraz obok niej. Nie mogła uwierzyć, że właśnie ktoś taki zwrócił na nią uwagę. Byli tak różni, nawet pomijając ich różnice kulturowe i pochodzenie. Mimo to on zdobył ją całą i zdobywał nieustannie coraz bardziej z minuty na minutę. Zastanawiała się, co stanie się po ich ślubie. Jak zareaguje jej otoczenie na wieść, że ona chce poślubić Hindusa, kucharza. Pomyślała zaraz potem, że Harshit, mimo iż pracuje w niedużej restauracji, jest znakomitym kucharzem. Zapewne zdobędzie serca wszystkich swoją aparycją i talentem ̶ uspokajała się w myślach.

Miała tak wiele obaw, ale postanowiła odsunąć je na bok. Poczuła się winna, że zamiast przeżywać miłość swojego życia, bez końca ją analizuje. Wtuliła się w niego, pozwalając się zaspanemu mężczyźnie ciaśniej objąć. Tak wtulona w silne i ciepłe, męskie ramiona zasnęła, marząc o ich wspólnej przyszłości.