Rok spełnionych marzeń - Emilia "Mrukbooki" Jachimczyk - ebook

Rok spełnionych marzeń ebook

Emilia "Mrukbooki" Jachimczyk

4,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
  • Wydawca: Muza
  • Język: polski
Opis

Kolejna powieść jednej z najpopularniejszych osobowości bookmediów – Mrukbooki. Tym razem Emilka zabiera swoich czytelników do gorącej Australii i zaprasza do wielkiego świata influencerów. Sprawdź, co dzieje się za kamerami!

A gdybym ci powiedziała, że masz godzinę, żeby spakować się i wyjechać do domu słynnych youtuberów?

Taką szansę dostaje siedemnastoletnia MacKenzie, dla przyjaciół Kenzie. Od lat śledziła swoich idoli przez ekran komputera. To dzięki nim nauczyła się montować filmiki na popularną platformę. Kiedy tylko usłyszała o konkursie na miejsce w projekcie Freethinkersów, nie wahała się ani chwili.

Przeprowadzka na inny kontynent to jednak dopiero początek przygód i sprawdzian z życia. Kenzie nie tylko goni marzenie, ale ucieka też przed przeszłością, która nie daje o sobie zapomnieć.

Czy dziewczyna poczuje się dobrze w wielkim świecie? Czy uda jej się nie popełnić znowu tych samych błędów?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 370

Rok wydania: 2025

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redakcja: Maria Dobosiewicz

Redaktorka inicjująca: Małgorzata Święcicka

Projekt okładki: Ewa Popławska

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Katarzyna Szajowska, Aleksandra Żurek-Huszcz (Lingventa)

Elementy graficzne w tekście © Freepik

© for the text by Emilia „Mrukbooki” Jachimczyk

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025

ISBN 978-83-287-3580-4

You&YA

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

ODCINEK 1Ring dla pająków

– Mackenzie, wchodzisz.

Jak mnie to denerwuje, gdy ludzie mówią do mnie pełnym imieniem.

– Kenzie… – poprawiam go pod nosem i podnoszę się z nieco zużytej szarej kanapy. Omijam zazdrosne spojrzenia kandydatów. Nie rozumiem tej zawiści. Przecież ja również musiałam poczekać na swoją kolej. Przyszłam chwilę wcześniej i tyle. Powinni się cieszyć, że właśnie zwolniłam miejsce na kanapie, a nie na podłodze. Tu jest tyle osób, że nie ma gdzie usiąść.

Asystent wprowadza mnie do osobnego pomieszczenia, w którym nie panuje już taka duchota. Za to jest ciemno i zimnawo. Wszystkie światła są zgaszone. No dobrze, prawie wszystkie, bo coś tam jeszcze widzę. Potrafię również wywnioskować, że wprowadzono mnie na scenę teatralną. Dzięki zajęciom w liceum mam z nią pewne doświadczenie, więc wiem, jak się poruszać.

Wychodzę na sam środek, nieprzekonana, czy powinnam się odezwać. Nie wiem, czy ktoś siedzi na widowni, bo jedyne źródło oświetlenia znajduje się naprzeciwko i mnie oślepia.

– Ciekawa uroda – słyszę nieco ochrypły głos.

Czyli jednak ktoś tu jest. I to nie byle kto.

Archer.

Wszędzie rozpoznałabym jego głos. Cartera, Jaxa oraz Sawyera również. To oni są członkami Freethinkersów, grupy youtuberów, którzy od lat działają w sieci.

A ja dostałam szansę, by się przed nimi zaprezentować na castingu. Jeżeli uda mi się to zrobić wystarczająco dobrze, może dostanę się do ich rocznego projektu „Za kamerami”. Nie dość, że zarobiłabym ponad sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów, to dodatkowo wyjechałabym z nimi na rok do Sydney. A co najważniejsze, nareszcie zostałabym youtuberką. Byłabym taka jak oni. Tak jak marzyłam.

– Na pewno niespotykana. – Mam nadzieję, że nie słychać po mnie tego, jak bardzo się stresuję. To casting na youtubera! Youtuberzy nie martwią się tym, jak wypadną, a nawet jeśli, to tego po sobie nie pokazują. Mają być śmiali przed kamerami. Więc nie zepsuj tego, Kenzie. Taka okazja zdarza się tylko raz.

– Urodziłam się z zespołem Waardenburga. Osoby takie jak ja mogą mieć różne tęczówki. – Wskazuję palcem najpierw na prawe, zielone oko, a potem na lewe, brązowe.

– Mogą nie mieć melaniny we włosach… – rozpuszczam kok, żeby zobaczyli białe pasma w kasztanowych włosach. – Czy w brwiach i rzęsach.

Tego raczej nie zobaczą z daleka. Chyba że dziwnym trafem mają przy sobie lornetkę.

Archer gwiżdże z podziwem. Tak to jest z moją przypadłością. Jednym się podoba, innym nie.

– Nie dotykaj mnie! – Gwen odskakuje ode mnie niczym poparzona.

– Ale… ale gramy w berka… – Zabieram dłoń, przestraszona jej przerażeniem. – Jak inaczej miałabym cię złapać?

– Nikt cię nie zaprosił do naszej zabawy!

– Ale pani powiedziała, żebym do was dołączyła. – Wbijam spojrzenie w ziemię.

Myślałam, że nie będę im przeszkadzać… Tak powiedziała pani.

– Nie obchodzi nas to! Jeszcze zarazisz nas swoją chorobą!

– Ale… ale mama mówi, że tym się nie da zarazić…

– Twoja mama jest tak samo głupia jak ty!

– Moja mama nie jest głupia!

Popycham ją, a wtedy ona popycha mnie i zaczynamy się szarpać.

Gwen jest taka denerwująca! Nienawidzę jej!

– Naprawdę myślisz, że ktokolwiek mógłby się z tobą zaprzyjaźnić?! Moi rodzice mówią, że wyglądasz tak, bo jesteś wybrykiem natury! Czyli co, nigdy nie powinnaś przyjść na świat?!

– Zgaduję, że to właśnie dlatego mnie tu zaprosiliście. Wyróżniam się z tłumu, moja twarz jest łatwa do zapamiętania. Spośród dziesiątków tysięcy influencerów będę tą od, jak to nazwałeś… – zwracam się do Archera, choć go nie widzę – …ciekawej urody. To się najbardziej ceni w świecie internetu. Prawda?

Na pewno trafiłam w czuły punkt Archera. On szczególnie powinien zrozumieć to, co właśnie powiedziałam. Ma wiecznie potargane rude włosy, ciemnobrązowe oczy i duże usta. Jego idealnie zarysowana szczęka oraz wystające kości policzkowe sprawiają, że wygląda niczym grecki bóg.

Powszechnie wiadomo, że ma aż nazbyt dobre geny. A do tego jest międzynarodowym modelem.

Więc kiedy ktoś wspomina o TYM rudym youtuberze, od razu wiadomo, o kogo chodzi.

– Dzięki samemu wyglądowi daleko się nie zajdzie. – Ten kpiący głos jasno sugeruje mi, że mam teraz do czynienia z Sawyerem. Starszym o trzy lata, dwudziestoczteroletnim bratem Archera. – Musisz mieć łatwy do polubienia charakterek.

Prychnęłabym, ale nie chcę się mu narażać.

Sawyer jest ostatnią osobą, która ma coś do powiedzenia w tej kwestii. Chłop dosłownie jest znany z bycia przystojniejszym od brata. Z niczego więcej.

Na filmach Freethinkersów nigdy się nie odzywa, chyba że zostanie do tego zmuszony. Wiecznie wygląda na niezadowolonego i nic sobą nie reprezentuje.

Dosłownie NIKT z widzów nie ma pojęcia, co Sawyer robi w tej grupie. Nie ma nawet konta na YouTubie, a na Instagramie wstawił tylko jedno zdjęcie. I nawet go na nim nie widać.

Kenzie, ugryź się w język, ładnie cię o to proszę.

– Nie wiem, czy jesteś odpowiednią osobą do udzielania mi takich rad.

Okej, może innym razem to zrobisz.

Na sali rozbrzmiewa basowy śmiech chłopaków.

– Albo po prostu charakterek – komentuje roześmiany Carter.

Aż coś mi się skręca w żołądku. W takim przyjemnym sensie.

Cartera oglądam od zawsze. To na nim miałam pierwszego głupiego celebrity crusha. Jak dorastałam, był stuprocentowo w moim typie. Blondyn, lekko falowane włosy, jasnobrązowe oczy, uśmiech z dołeczkami i wysportowana sylwetka.

Ale wolę o tych czasach nie wspominać. Najlepiej o nich nie pamiętać. To żenujące.

W każdym razie… Cartera polubiłam za jego autentyczność i ciepło, które od razu dostrzegłam w jego filmach. Również za umiejętność wykorzystania tego, co daje mu życie.

Kiedy Carter wygrał w dzieciństwie australijskiego GrandChefa, nie czekał, aż dorośnie i zrobi coś z tym faktem. Nie. On od razu założył konto na YouTubie z autorskimi przepisami. Oczywiście najpierw prowadził je z mamą, ale z biegiem lat zaczął sam pokazywać się na filmach i teraz jest jednym z najbardziej znanych kulinarnych twórców internetowych.

– Z tego, co wiemy, masz siedemnaście lat.

Denerwuje mnie to, że nie mogę go widzieć. Niech coś zrobią z tymi światłami.

– Nie uważasz, że możesz być nieco za młoda na ten projekt? Nie mówię nawet o naszych wyzwaniach, ale o wyjeździe na inny kontynent, i to jeszcze na tak długi czas…

– Wiek nie ma tu nic do rzeczy – odpowiadam pewnie. – Skoro zdecydowałam się tutaj przyjść, to znaczy, że jestem gotowa na to, żeby z wami polecieć. I to nie jest żadna chwilowa zachcianka. Zamarzyłam o tworzeniu z wami filmów już wtedy, gdy założyliście wspólny kanał. Będę gotowa na wszystko.

– Na wszystko? – Sawyer brzmi, jakby go rozśmieszyło.

Ale nie pozwolę na to, żeby mnie znieważał. Nie teraz. Nie kiedy mogę zmienić całe swoje życie.

Muszę im pokazać, że traktuję ich poważnie. Tak jak nikt inny.

To mnie mają wybrać.

– Na wszystko, co zaproponujecie.

– To bardzo pewne stwierdzenie.

– Takie ma być. – Mam w sobie teraz tyle emocji, tyle myśli, słów do przekazania. I tylko parę chwil, które muszę dobrze wykorzystać.

– Jestem obeznana w świecie YouTube’a. Znam najnowsze trendy, wiem, czego oczekujecie. Świetnie bym się z wami dogadała, szczególnie że mam podobne poczucie humoru. Nie boję się mieszkać z czterema facetami. Dorastałam z bratem bliźniakiem, który cały czas sprowadzał do naszego pokoju kolegów – mówię na jednym wdechu. – Od małego nagrywam wszystko, co popadnie, i to montuję. Wiem, co to kamera, wiem, jak działa, potrafię używać wielu programów do montażu. Jestem dobra z matmy, więc statystyki też ogarnę. Trochę rysuję i obrabiam w Photoshopie. Może nigdy niczego nie publikowałam w sieci, ale skoro zostałam tu zaproszona z setką osób, wybranych spośród dziesiątków tysięcy, to raczej komuś spodobał się mój filmik zgłoszeniowy.

Zapada głucha cisza. Słyszę, jak chłopcy robią notatki. Zaczynają między sobą szeptać. Któryś z nich mówi, że jestem za młoda i że nie zamierza pozwolić na kontynuowanie tego castingu.

A to szuja.

– Serio? – Tracę cierpliwość. Zrobiłam im wykład o tym, ile i co potrafię, a oni chcą mnie przekreślić ze względu na wiek? – O to będziecie się teraz spierać? Wskażcie mi chociaż jedną osobę, która potrafi tyle, co ja.

Dobrze, może trochę teraz przesadzam, ale jeżeli użyłabym innych słów, nie dotarłoby do nich.

– Jesteś za młoda i tyle. Nie poradzisz sobie z naszymi wyzwaniami.

Jaxon Myers, ostatni członek Freethinkersów. Nazywa siebie mistrzem gier i to o nich nagrywa filmy. Jako jedyny z chłopaków nosi okulary. Ma też najdłuższe w tej grupie, sięgające ramion, blond włosy.

Już myślałam, że go tu nie ma.

Nie wierzę, że przez cały ten czas siedział w ciszy, tylko po to, by ostatecznie palnąć taką głupotę.

Nie spodziewałam się tego po nim. Szczególnie że miałam go za idola.

Ale to już w czasie przeszłym.

– Wszystko, co się do tej pory przewijało na waszym kanale, mogłabym zrobić z zamkniętymi oczami! – Nie dam się skreślić przez wiek. – Macie dla mnie jakieś wyzwanie? Zobaczymy, czy sobie poradzę, czy nie.

Nagle któryś z chłopaków się podnosi i niczym w Mam talent! naciska przycisk. Światła się zapalają, gra głośna muzyka, znikąd pojawia się dwójka operatorów kamer. Jeden z nich podbiega do mnie, drugi do jury, którym okazali się Freethinkersi.

– Za tobą znajdują się trzy koperty.

Odwracam się i spoglądam na wspomniane koperty. Każda z nich jest czerwona i leży na oddzielnej kolumnie.

– Będziesz musiała wykonać wyzwanie ukryte w jednej z nich.

Już nieraz widziałam u nich takie filmiki. Mam wykonać losową rzecz, którą sobie wybiorę.

Tyle że ten „wybór” i tak ostatecznie nie należy do mnie. W końcu nie wiem, co się znajduje w każdej z kopert.

Sawyer podnosi się z siedzenia i kieruje w moją stronę. Jego czarny dresowy zestaw idealnie pasuje do tajemniczej persony, którą kreuje w internecie.

Rzuca mi nieprzyjemne spojrzenie.

Błagam o to, żeby Sawyer miał najmniej do gadania przy wyborze zwycięzcy.

– A więc jak wygląda twój plan? – pyta.

Zawsze jest jakiś plan, a przynajmniej na YouTubie. Nie każdy poświęca trochę więcej czasu na przeanalizowanie tego, co ogląda. Widz potrzebuje przyjaciół, którzy dostarczą mu odmóżdżającej rozrywki, i tyle.

Przez te wszystkie lata zauważyłam jednak, że trzeba grać niemal w przerysowany sposób. Nie mogę od razu powiedzieć, że upatrzyłam sobie kopertę po lewej. Muszę się zastanowić na głos. Moje myśli mają być słyszalne. To taka niepisana zasada, by robić show.

– Środek zawsze najbardziej przyciąga – mówię. – To znaczy, że tam może być najgorsza opcja.

Carter, który dołącza do nas na scenie, niepostrzeżenie kiwa głową. Jakby dając mi znać, że idę w dobrym kierunku.

Na dłuższą chwilę zawieszam na nim spojrzenie. Pierwszy raz widzę go na żywo. To takie dziwne, aczkolwiek podniecające uczucie.

Młodsza ja by zwariowała na moim miejscu.

– Teraz pytanie, która jest lepsza? – pyta. – Prawa czy lewa?

Chwila, powinnam już wybrać?

Nie, to będzie nudne. Muszę coś przedtem zrobić, inaczej się nie wyróżnię spośród setki osób, które dziś tu przyszły.

– Dobra, zagraj ze mną w papier, kamień, nożyce. – Wyciągam dłoń w jego kierunku. – Jak wygrasz, to wybiorę prawą, jak przegrasz, złapię za lewą.

Carter lekko uśmiecha się pod nosem. Czyli dobrze zrobiłam.

Ja z dłoni tworzę nożyce, a Carter papier. Chłopak wydyma usta.

– Dawaj jeszcze raz – mówi.

– Co? Nie ma szans, przecież wygrałam.

– Do trzech razy sztuka, każdy to wie.

– Przesuń się, matole, nie wiesz chyba, jak to działa. – Jaxon spycha Cartera na bok. Przy tym o mało co nie spadają mu z nosa okulary.

Pewny siebie wyciąga dłoń w gotowości.

– Zmierzysz się z samym królem gier.

Jeszcze chwilę temu byłby to dla mnie zaszczyt. Jednak ponieważ nie chciał mi dać szansy z powodu mojego wieku, prycham na jego słowa.

To tylko głupia gra, ale jeżeli z nim wygram, poczuję ogromną satysfakcję.

Ponownie wyciągam nożyce, a Jaxon papier. Chłopcy na niego krzyczą, a ja mówię do kamery „mistrz gier” i się śmieję.

Zauważam, że Sawyer nie spuszcza ze mnie wzroku. Chłopak jest równie wysoki co jego brat. W zasadzie wygląda dokładnie jak on, tylko zamiast rudych włosów ma czarne.

– Co, też chcesz spróbować? – zwracam się do niego. – Ostrzegam, że możesz się tylko zbłaźnić.

– Dzięki, spasuję. – Słyszę w jego głosie nutkę nonszalancji. – Za to z wielką chęcią popatrzę, jak otwierasz lewą kopertę.

– Dlaczego?

– Bo sam je układałem – mówi z uśmieszkiem na twarzy.

To się nie skończy dobrze.

Nieufnie podchodzę do lewej kolumny. Operatorzy nie odstępują mnie na krok.

– Chyba powinnam była im dać wygrać – szepczę do mikrofonu.

Żeby dodać dreszczyku emocji (nie tylko sobie, ale i widzom), powoli otwieram kopertę, a z jej środka wyciągam niebieską kartkę z… rysunkiem pająka?

– Czy to znaczy, że mam się przebrać za spiderwoman? – rzucam suchym żartem, żeby się rozluźnić.

Na twarzy chłopaków pojawiają się niewielkie uśmieszki.

– Fred! – Jax krzyczy w stronę kulis, zza których od razu wychodzi szczupły i wysoki facet, ubrany niczym na safari. Fred trzyma w ręku plastikowe pudełko z uchwytem, którego zawartość wprowadza mnie w stan osłupienia.

– Poważne dzieciaki w moim wieku ślęczą nad podręcznikami i planują wyjazd na dobre studia, a ja czekam na castingu, aż Freethinkersi powiedzą mi, że mam dotknąć pająka – żalę się do kamery – Świetnie, rodzice będą ze mnie dumni.

– Dokładnie tak – zwraca się do mnie Sawyer, nieco zbyt szczęśliwy jak na niego. – Musisz wziąć Darwina na ręce.

Świetnie, pająk ma imię.

– Darwina? Rozumiem, że jest wytresowany i mnie nie pogryzie?

– Oczywiście możesz odmówić, ale wtedy przekreślisz swoje szanse na dostanie się do naszej grupy – kontynuuje Sawyer, ignorując mój przytyk. – Jak pewnie wiesz, w Australii znajdą się nowe, ciekawe gatunki pająków, które będziesz mogła spotkać na każdym kroku. Nawet w domu, w którym zamieszkamy.

Przymykam powieki i biorę parę głębokich wdechów.

– Aha, i masz go trzymać przez minutę.

To tylko show, Kenzie. Tylko show.

Przyjechałaś tu po to, by wreszcie sobie coś udowodnić. Przełamać wszystkie swoje strachy. Nie wycofasz się teraz. Nie po to zaszłaś tak daleko. Tak o siebie walczyłaś.

– Pamiętaj też, że jest z nami fachowiec. Nie pozwoli, żeby stała ci się krzywda – uspokaja mnie Carter.

Kiwam powoli głową, kiwam i kiwam. Powoli wyciągam dłoń w kierunku Freda, który trzyma już tego ogromnego – i kiedy mówię, że ogromnego, to właśnie to mam na myśli – pająka. Darwin wygląda mi na jednego z tych, które przewijają się w memicznych australijskich filmikach. Taki Darwin załóżmy… siedzi sobie na ścianie. Widać go z odległości pół kilometra. Kiedy ktoś próbuje go schwytać w miskę, to ten nagle ucieka. Ale nie w górę czy dół po ścianie, tylko skacze prosto na kamerę.

Aż się wzdrygam.

– Nie skoczy mi na twarz, prawda? – upewniam się, że nic mi nie grozi.

– Jeżeli posłuchasz się instrukcji, to nie powinien. Najwyżej lekko ugryzie, he, he.

Nie lubię Freda. Nie podoba mi się jego żart.

To nieśmieszne, zważywszy na to, że Darwin naprawdę jest potężny. Nawet z odległości mogę dostrzec jego ostre włoski na przydługich odnóżach.

Chyba zaraz zwymiotuję. Fred mi tłumaczy co i jak, żeby nie stresować pająka. Ze strachu nie potrafię mu powiedzieć, że zrozumiałam jego rady, więc po prostu kiwam głową.

Już po chwili czuję, jak coś nieprzyjemnie puchatego, lekko kolczastego czy igiełkowatego staje na wierzchu mojej dłoni.

Biorę wdech, ledwo powstrzymując się od piśnięcia. Staram się w ogóle nie ruszać, a najlepiej nie oddychać. O Boże, zabierzcie go.

– Nie wierzę, że to robię – szepczę. – Nie wierzę, że to robię.

– Huntsmanspider jest jednym z najczęściej występujących pająków w Australii – opowiada Fred. – Nie jest aż tak niebezpieczny, jak się wydaje, ale jeśli cię ugryzie, to poboli. No i ten… he, he, czasem mogą wystąpić pewne komplikacje.

Komplikacje?

Sawyer staje tuż przede mną i ugina lekko kolana, żeby mieć twarz na mojej wysokości.

– Jak się czujesz, Mackenzie? – pyta z szerokim uśmiechem na twarzy.

Wiem, że miałam nie robić żadnych gwałtownych ruchów, ale nic nie mogę począć i prędko próbuję przełożyć pająka na Sawyera.

– Ej, ej, ej! – Fred próbuje mnie zatrzymać, przez co Sawyer w porę orientuje się, co zamierzam zrobić, i ucieka na drugą stronę sceny.

– Nieładnie – mówi.

– Pytałeś, jak się czuję. Pomyślałam, że łatwiej będzie mi wytłumaczyć moje emocje, jeśli doświadczysz tego samego co ja. – Posyłam mu złośliwy uśmieszek i spuszczam na sekundę wzrok na dłoń, żeby upewnić się, że nie jestem właśnie atakowana przez rozwścieczonego pająka.

Ale jego tam nie ma.

Fred do mnie podbiega i spogląda w to samo miejsce co ja.

– Chłopaki…? – Głos mi nieco drży.

Sawyer wydobywa z siebie głośny krzyk. A może pisk? Coś pomiędzy. Darwin ledwo trzyma się na jego nogawce, gdy ten trzęsie nogą niczym oszalały.

Jaxon, Carter oraz Archer odskakują od niego, boją się, że pająk dotrze również do nich.

– Przestań, bo go wystraszysz! – Fred podbiega do Sawyera z transporterkiem i próbuje odczepić szalejącego pająka. – Spokojnie, już nic ci nie grozi.

– Myślicie, że mówi to do Sawyera czy Darwina? – pytam chłopaków, którzy stanęli tuż obok mnie.

Jaxon parska krótkim śmiechem.

– To co, chyba zaliczymy ci to wyzwanie? – mówi.

Czyżbym zyskała sympatię tego chłopaka tylko dlatego, że przerzuciłam pająka na jego kolegę?

Niesamowite.

– Nie ma szans. – Sawyer wygląda na rozwścieczonego. – Miała trzymać pająka przez minutę, a nie dziesięć sekund.

– Dobrze, to wezmę go na rękę jeszcze raz. Nie mam z tym żadnego problemu. – Zadzieram brodę do góry, żeby zmierzyć się z Sawyerem na zacięte spojrzenia.

Jestem gotowa na to, by do nich dołączyć. Zrobię wszystko, co trzeba, żeby mnie przyjęli.

Nie musimy się uwielbiać. Mamy wspólnie tworzyć fajny kontent. A ja wiem, że im go dostarczę.

Muszę.

Muszę sobie udowodnić, że jeżeli chcę, to mogę.

Bo kiedyś byłam zbyt krucha, by się bronić, by walczyć o swoje.

– Da się ogarnąć. – Między nas wchodzi podjarany Jax. – Ej, Fred! Masz ze sobą jeszcze jakieś pająki, prawda?

Facet wygląda na mocno zdenerwowanego. Jest cały czerwony i ciężko dyszy.

Szkoda mi go, że musi się z nami użerać. Widać, że naprawdę jest przywiązany do swoich pajęczaków i nie chce, by działa im się krzywda.

– Nie umawialiśmy się na to! Jesteście niepoważni!

– Przepraszam – mówię. – Wyciągnęłam rękę w kierunku Sawyera, żeby sobie zażartować. Nie chciałam rzucić Darwinem. Szczerze to nawet nie wiem, kiedy i jak to się stało.

Przecież go nie puściłam. Czy to możliwe, że sam skoczył?

– Kenzie więcej nie wypuści twoich pająków. – Jaxon przykłada dłoń do serca. – Przysięgamy, prawda, chłopaki?

Każdy z nich, oprócz Sawyera, potakuje i również składa przysięgę.

– No i więcej zapłacimy – dopowiada, kiedy Fred nie wygląda na przekonanego.

Fred się od nas odwraca.

– Dobrze, ale Darwina już nie dostanie. Jest zbyt zestresowany. – Wyciąga zza kotar kolejne dwa transporterki. – Macie szczęście, że przywiozłem ze sobą nieco więcej pająków… Dwa, tak? Tylko te będą z nieco bardziej trującego gatunku.

Sawyer od razu się rozpromienia.

– Świetnie.

– Hej, mam pytanie – wtrącam się piskliwie, czując, że krew całkiem uszła mi z twarzy. Bez sensu stawiałam na swoim. Powinnam była się wycofać. Co ma na myśli, mówiąc o bardziej trującym gatunku? – Nie powinniśmy powoli kończyć tego przedstawienia? No wiecie, inni kandydaci czekają…

– Ależ nie ma po co się śpieszyć – odpowiada śpiewnie Jax. – Niektórzy wcześniej wyszli, więc mamy sporo czasu w zanadrzu.

Więcej się nie kłócę. Biorę na klatę to, co sama zapoczątkowałam. Przez kolejną minutę trzymam nie jednego, a dwa pająki, które spacerują wolno po mojej zielonej bluzie.

W tym czasie chłopcy co chwila przypominają widzom, żeby nikt tego przypadkiem nie powtarzał i że jesteśmy pod opieką specjalisty.

– Przez to głupie wyzwanie przestanę bać się jakiegokolwiek robactwa.

– Skoro przestaniesz się bać, to wyzwanie wcale nie jest takie głupie – odzywa się Pan Wszechwiedzący Sawyer. – Aha, i pająki to nie robaki. Więc co najwyżej wyleczyliśmy cię z arachnofobii, jeżeli w ogóle ją miałaś. Ale ze strachu przed robactwem też możemy. Fred, masz ze sobą jakieś żarcie dla swoich pupili?

To się nie dzieje.

To się nie dzieje naprawdę.

To siedzi tylko w mojej głowie.

– Jasne – odpowiadam z ironią. – Czemu by nie urządzić z moich rąk ringu dla pająków?

– W życiu nie pomyślałbym, że spotkam kogoś, kto będzie się pchał do tak obrzydliwych rzeczy. – Jaxon z zaintrygowaniem poprawia okulary na nosie. – Przyznaj się, że tam głęboko, w środku, to ci się podoba.

– Co? Wy chyba nie… – Brakuje mi słów z przejęcia tym, co ma nadejść.

Pominę opisy tego, jak z plastikowego pudełka pełnego szarańczy Fred kolejno wyławiał obiad dla swoich pająków.

I jak ich karmienie urządzono na moich ramionach.

Wolę o tym zapomnieć i nigdy już nie wspominać.

– Dziękujemy ci bardzo, Mackenzie, za…

– Kenzie – przerywam Carterowi, który wraz z chłopakami wrócił już na widownię, na swoje miejsce. – Kenzie brzmi lepiej.

Blondyn kiwa głową.

– Dzięki, Kenzie, za to, że przyszłaś. Menadżer powinien się z tobą skontaktować w ciągu miesiąca.

Spoglądam po kolei na każdego z chłopaków. Jestem w stanie wyczytać z ich min, że są zadowoleni, że nie na darmo dałam się obłożyć pająkami.

Że dostarczyłam im rozrywki. Chcę podziękować i wyjść, ale dopóki o coś nie zapytam, nie zasnę spokojnie ani tej, ani kolejnej nocy.

– A co było w innych kopertach?

– Chcesz się sama przekonać? – odpowiada Jaxon.

A ja, no cóż… Odpowiadam, że tak.

ODCINEK 2Zamawiałeś coś?

– I jak było? – pyta Kaiden, mój brat bliźniak, kiedy siadam na miejscu pasażera.

– Chyba… dobrze – odpowiadam niepewnie.

Spoglądam na swoje zadbane dłonie, które trzęsą mi się tak, jakbym zaraz miała zemdleć. Powoli schodzi ze mnie napięcie, ale jeszcze chwilę zajmie, zanim się całkiem uspokoję.

Szczególnie że byłam na tym castingu zupełnie kimś innym.

– W sensie takim, że wygrałaś, tak? – Kaiden zamiast ruszyć, opiera się łokciem o kierownicę i przekręca głowę na bok. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego uczucia, które mi towarzyszy, kiedy patrzę na brata. Zawsze mam wrażenie, jakbym rozmawiała z męską wersją siebie.

Chociaż tak przecież jest. Z Kaidenem mamy ten sam gust, to samo poczucie humoru, te same zainteresowania, no i jesteśmy bliźniakami jednojajowymi. Dwoje ludzi, te same charaktery. Normalnie dziwiłabym się, że nie poszedł dzisiaj ze mną na casting, ale wiem, że ze względu na mnie został w domu. Freethinkersi szukają tylko jednej osoby, a Kaiden wie, ile to dla mnie znaczy, żeby się dostać do ich grupy. Ustąpił mi pola.

Przygryzam wargę, próbując zamaskować wkradający mi się na usta uśmiech.

– Tak, Kaiden. Wyszłam na scenę, przedstawiłam się, ładnie zatrzepotałam rzęsami i przyjęli mnie do Freethinkersów – mówię to ze stoickim spokojem. Jedyne, co może mnie zdradzić, to błysk rozbawienia w oczach, który oczywiście od razu wychwytuje mój brat.

– Od zawsze wiedziałem, że nikt się nie oprze naszemu urokowi osobistemu. – Puszcza do mnie oko i wreszcie odpala silnik białego hyundaia mamy.

– Naszemu? Chciałbyś – mówię perfidnie. – Tylko mnie się trafiły te lepsze geny.

Kaiden prycha.

– Jeszcze czego.

– Ależ oczywiście.

W drodze do domu opowiadam mu o dziewczynie z castingu, która weszła pewna siebie, a już po sekundzie wybiegła zapłakana, mówiąc, że nie da rady. Jednak mnie spotkało coś znacznie gorszego. Pozwoliłam, by chodziły po mnie pająki i jadły sobie szarańcze. Kaiden o mało co nie dławi się śliną na moje zwierzenie i cieszy się jak debil, że nie było go tam ze mną. Potem to on opowiada o swoich przeżyciach. Jak przez pierwsze trzydzieści minut robił kółka autem, czekając, aż wyjdę, a potem się zniecierpliwił i pojechał na kebsa, po drodze omijając zawstydzonych nastolatków, którzy puszczali na cały regulator Gummy Bear.

Kolejny tiktokowy trend…

Kiedy dojeżdżamy pod niewielki niebieski dom, Kaiden zaraz po zgaszeniu silnika nie odpina pasów i nie wychodzi z pojazdu. Wpatruje się tępo przed siebie. Nagła zmiana atmosfery wskazuje, że Kaiden chce powiedzieć coś, co mną ruszy. Szczególnie że wygląda niepewnie.

– Naprawdę chciałbym, żebyś się dostała, Kenzie – szepcze. – Zasługujesz na to po tym wszystkim, co…

– Wasza córka rozpoczęła szarpaninę. – Nauczycielka, która zachęcała mnie do zabawy z Gwen i jej przyjaciółkami, skarży się na mnie rodzicom. – Ledwo co udało mi się ją uspokoić. Powinniście z nią porozmawiać. Takie akty agresji w jej wieku nie są normalne.

Ta pani w ogóle mnie nie słuchała!

– Gwen powiedziała, że wszystkich zarażę swoją przypadłością! – Tupię nogą, żeby zwrócić na siebie uwagę.

– Kenzie, tłumaczyłam ci już, że nie możesz zarażać. – Mama siada na jednym z krzeseł w pustej klasie.

– Wiem! Powiedziałam o tym Gwen, a ona na to… że… że… – Nie pamiętam, co powiedziała. Co ona powiedziała? – …że powinnam umrzeć! – wykrzykuję płaczliwie.

Tata traci nad sobą kontrolę i podnosi głos na nauczycielkę. Mama próbuje go uspokoić, ale to nic nie daje.

Ja przy tym wszystkim płaczę, bo nie rozumiem, dlaczego Gwen jest taka głupia i nie potrafi zrozumieć, że Wardenburg, albo Waardenburg (nie potrafię tego wymówić) nie zaraża. I nie sprawia, że jestem gorsza od niej!

W pewnym momencie ktoś uchyla drzwi i przerywa kłótnię.

– Można?

– Ależ oczywiście – odpowiada nauczycielka.

Do sali wchodzi dwójka dorosłych i Gwen. I bardzo dobrze. W końcu moi rodzice porozmawiają z jej rodzicami, a oni wtedy nakrzyczą na Gwen i nareszcie przestanie mi mówić takie brzydkie słowa.

– Przepraszam za takie nagłe wezwanie… Chodzi o to, że dziewczynki się poszarpały.

– To nieprawda! Kenzie się na mnie rzuciła! – Gwen wskazuje na mnie palcem.

– Bo powiedziałaś, że powinnam umrzeć!

– Wcale tak nie powiedziałam! – krzyczy.

– Powiedziałaś!

– Powiedziałam, że twoja choroba nie powinna istnieć! Że jest mi przykro, że przez nią nasze koleżanki się z ciebie śmieją!

Prędko zmazuję łzy rękawem bluzki. Jak ona parszywie kłamie! Gdyby nie było tu dorosłych, znowu bym się na nią rzuciła!

– Wcale tak nie powiedziałaś!!!

Mama szarpie mnie za ramię.

– Uspokój się. Wracamy do domu.

– Ale…

– Powiedziałam, wracamy do domu.

Przecież Gwen kłamie!!!

– Też bym chciała, żeby mnie przyjęli – przerywam mu cała spięta.

Wspominanie minionych czasów mnie przygniata, dołuje. Nie chcę, by Kaiden mi o nich przypominał. Było, minęło, koniec.

Brat posyła mi lekki współczujący uśmiech i wychodzi na zewnątrz.

Ja jeszcze wypuszczam z siebie powietrze, tak jakby to miało mi pomóc pozbyć się całego napięcia. Wrócić do chwili obecnej.

Jest już po wszystkim, Kenzie.

Przeszłość została w przeszłości. Żyj teraźniejszością. Żyj tak, jak zawsze chciałaś. Odetchnij.

Nikt ci już nie zrobi krzywdy.

***

Klaszczę głośno, strasząc przy tym siedzącego na moich kolanach kota. Kupa białego futra niemal w sekundę zlatuje na podłogę i spogląda na mnie z wyrzutem.

–Nie patrz się tak na mnie – mówię do Śnieżki. – Ty czasem potrafisz mi wskoczyć na twarz, gdy śpię.

Dziś mija trzeci tydzień od castingu i trzeci tydzień jestem rozkojarzona. Nic mi nie wychodzi. Na przykład przy smarowaniu chleba masłem jakimś cudem upuściłam go na podłogę. I to tą posmarowaną stroną. Albo schodząc po schodach, poślizgnęłam się i zjechałam parę stopni na dupie. Czy też nie zapisałam projektu filmowego, który montowałam przez ponad cztery godziny, i musiałam zacząć wszystko od nowa…

Prawda jest taka, że każda moja myśl jest zajęta castingiem i tym, jak mi poszło.

Czy przypadkiem się nie zbłaźniłam? Nie zrobiłam czegoś, co by mnie przekreśliło? Nie, Kenzie. Wiesz, że dobrze sobie poradziłaś, byłaś z siebie zadowolona.

Tyle że… jeżeli mnie nie wybiorą, uznam to za porażkę. Będę miała do siebie żal, że mogło pójść mi lepiej.

Że nie jestem wystarczająca.

Tak bardzo mnie denerwuje to, że nie mam żadnego wpływu na ich decyzję, że muszę tyle czekać na odpowiedź.

Gdyby tylko mnie przyjęli… Wszystko byłoby prostsze. W końcu spełniłabym dziecięce marzenia, wyjechałabym do Australii i żyła przez rok niczym prawdziwa influencerka. Dostałabym sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Nie musiałabym brać pożyczki studenckiej, którą niektórzy spłacają całe życie.

Założyłabym własne kanały na social mediach, na których na pewno bym zarabiała i miała w miarę stabilny dochód.

Byłoby tak, jak zawsze marzyłam.

Zero problemów, zero zmartwień – tylko radocha przy tworzeniu kontentu. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że mogłabym jeszcze przez chwilę pobyć dużym dzieckiem. W końcu na pewno nie omijałyby mnie jakieś zabawy. Kontent powinien być skierowany do młodszych, bo to oni głównie siedzą na socialach.

– Czego ty tak długo szukasz w tej lodówce? Przesuń się, bo chcę coś wyjąć. – Kaiden spycha mnie na bok.

Kiedy zdążyłam przyjść do kuchni?

Brat wyjmuje karton mleka, które wlewa do miski pełnej płatków. Klasycznie.

Ja chyba mam ochotę na to samo, więc czekam, aż Kaiden skończy, żeby przejąć od niego produkty.

– Mógłbyś być czasem milszy.

– Dziś idę się spotkać z Nataszą, jak coś.

– I po co mi to mówisz?

– Żebyś nie dzwoniła i nie pytała, gdzie jestem, co robię i czy mogę ci przy okazji kupić coś po drodze.

– A mógłbyś? – Łączę dłonie w błagalnym geście. – Skończyła mi się mrożona pizza…

Kaiden spogląda na mnie z niechęcią. Wiem, że kupi. Nawet jeżeli powie, że nie. W końcu zawsze sobie pomagamy.

– Pepperoni czy margherita? – pyta.

Zadowolona rzucam mu się na szyję.

– Dzięki! Możesz obie, żebym miała wybór.

Brat zapycha usta płatkami i coś tam mruczy pod nosem, co prawdopodobnie znaczy „nie ma sprawy”.

Odsuwam się od niego i mam już szykować lunch, gdy w mieszkaniu rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.

Właśnie to miałam na myśli, gdy mówiłam, że nic mi dziś nie wychodzi. Nawet nie mogę sobie przygotować w spokoju czegoś do zjedzenia.

– Zamawiałeś coś?

– A ty?

– Nie przypominam sobie.

Odkładam miskę na blat i zmierzam z zaciekawieniem do holu. Wyglądam przez wizjer na ganek.

– Kto to?! – krzyczy Kaiden.

Nikt, i to dosłownie.

– Jakieś dzieciaki sobie robią żarty!

Wychylam głowę zza drzwi i rozglądam się w poszukiwaniu tych gnojków.

No, gdzie się schowaliście?

Mój świat na chwilę zwalnia, kiedy łączę spojrzenia z czterema dorosłymi chłopakami. Wszystkie dźwięki wokół mnie cichną.

Jaxon, Carter, Archer oraz Sawyer szeroko się uśmiechają. Cofam się o krok, zauważając kogoś. Odwracam się pośpiesznie i napotykam oczami wzrok kamery.

Ciemnieje mi przed oczami.

– Co wy tu robicie? – Zakrywam dłońmi buzię w prawdziwym szoku. Chyba znam odpowiedź na to pytanie, ale muszę ją usłyszeć, muszę…

Archer, chłopak zajmujący się modelingiem, wychodzi do przodu. Staje dokładnie krok przede mną. Kładzie dłonie na moich ramionach. Jego ciemnobrązowe oczy błyszczą, a rudawe włosy latają we wszystkie strony, targane przez mocny wiatr. Moje też.

Słyszę, jak bije mi serce. Przemieszczam rękę na klatkę piersiową, żeby je poczuć.

Bum, bum, bum.

– Kenzie, masz godzinę, żeby spakować się do Australii.

– Godzinę?

Bum, bum, bum.

Jax, mistrz gier, staje obok Archera.

– Inaczej jedziemy po inną osobę.

Bum, bum, bum.

Kroki, słyszę czyjeś kroki. Spoglądam do środka mieszkania. Brat prędko idzie w moją stronę z szeroko otwartymi oczami. Posyła mi pytające spojrzenie.

Bum, bum, bum.

Powoli kiwam głową. Masa konfetti wiruje w powietrzu i prędko opada na ziemię. Widzę, jak na twarzy Kaidena wyrasta uśmiech, i dopiero wtedy czuję, że dostałam nieme przyzwolenie.

Wyrywam się z letargu i zaczynam skakać z radości, piszczę, rzucam się w ramiona Archera, a potem Cartera i Jaxa i już mam przytulić Sawyera, gdy ten się odsuwa i mówi głośno:

– Będziemy świętować, jeżeli zdążysz. Zostało ci tylko pięćdziesiąt osiem minut.

Odwracam się na pięcie do brata i krzyczę:

– Biegnij po walizkę!

I sprintem rzucamy się do środka mieszkania. Wskakujemy po schodach, a za nami biegną Freethinkersi oraz dwoje operatorów kamery.

Wbiegamy do mojego pokoju, w którym panuje – nie oszukujmy się – ogromny nieład. Normalnie byłoby mi wstyd, ale teraz nie mam czasu o tym myśleć.

Otwieram szafę i wyrzucam z niej wszystkie ubrania, które mnie interesują.

Mam to szczęście, że w szkole interesowałam się geografią i wiem, jaka pogoda panuje przez cały rok w Australii. Dzięki temu nie muszę marnować czasu na zbędne przeszukiwanie sieci.

Nie patrzę na to, czy ubrania są stare, czy nowe. Interesuje mnie tylko to, czy będą przydatne.

Po chwili podbiegam do biurka, z którego łapię wszystkie ładowarki i laptopa. Kaiden w tym czasie zjawia się w pokoju z walizką i kładzie ją na podłogę. Proszę go o to, żeby pomógł mi się spakować.

– Rzecz w tym, Kenzie, że masz to zrobić sama. – Sawyer zdaje się być zadowolony z faktu, że utrudnia mi to zadanie.

Przecież przez tę głupią zasadę stracę ogrom czasu! Nie mogę ot tak wrzucić niezłożonych ubrań do walizki! Wtedy mniej się do niej zmieści.

Rzucam Sawyerowi spojrzenie mordercy, a potem klękam na podłodze i szybko składam ciuchy, które układam jeden na drugim. Niekoniecznie się przejmuję, żeby były schludnie ułożone. Nie mam na to czasu. Pogniecionymi ubraniami będę się martwić później.

Do jednej z przegródek chowam laptopa z ładowarkami. Robię wszystko jak w transie, aż na chwilę zamieram, uświadamiając sobie coś ważnego.

– Ale m-mam wykupiony bagaż r-rejestrowany, prawda?

Nikt mi nie odpowiada. Operator kamery nieprzerwanie mnie nagrywa.

Jaxon niezręcznie drapie się po głowie i mówi:

– Taaa…. Niechcący wykupiliśmy ci tylko plecak podręczny.

Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie zmieszczę do plecaka wielu ubrań, a co dopiero laptopa! Czy mam kupić wszystko na miejscu?! Skąd mam na to wziąć pieniądze?

Próbuję doszukać się na twarzach chłopaków jakiejkolwiek odpowiedzi. Na dłużej zatrzymuję wzrok na Carterze. Z nich wszystkich to on wydaje się najbardziej godną zaufania osobą.

– Nie słuchaj go, on tylko żartuje. – Carter ulega mojemu błagalnemu spojrzeniu. – Masz rejestrowany, wszystko jest w porządku z twoją walizką.

Wydycham powietrze z ulgą i rzucam pogardliwe spojrzenie w kierunku Jaxona.

– Tylko zabrałeś mi czas! – robię mu wyrzuty i biegnę w kierunku łazienki, z której zabieram korektor pod oczy, żel do brwi, pomadkę do ust, tusz do rzęs oraz róż. Mam nadzieję, że niczego nie pominęłam.

Gdy ze środka pokoju dochodzą do mnie śmiechy chłopaków, irytuję się tym, że gawędzą sobie z taką beztroską, podczas gdy ja walczę o każdą minutę. Rzucam więc ze złością kosmetyczką tak, żeby wylądowała w walizce. Przy czym o mało co nie wpadam na Archera, który stoi z resztą chłopaków w ich kółeczku wzajemnej adoracji.

Uśmiecham się przepraszająco.

– Kenzie… – Archer wyciąga w moim kierunku palec wskazujący, jak gdyby mi groził. Ja jednak się tym nie przejmuję i mówię:

– A było tak blisko.

Do kolejnej kosmetyczki wkładam rzeczy do pielęgnacji ciała i włosów oraz skóry twarzy. Nie mogę oczywiście zapomnieć o kremie z filtrem.

Kątem oka dostrzegam, jak Jaxon przykuca obok walizki i w niej szpera.

– Co my tu mamy? – Wyciąga tusz do rzęs i go odkręca. – To do brwi?

– Rzęs – poprawia go Archer. – Jak do brwi, to szczoteczka powinna być mniejsza.

– Skąd ty to wszystko wiesz? Babą jesteś?

– Modelem.

Z szuflady pod zlewem wyciągam strój kąpielowy, pamiętając, że będziemy mieszkać w Sydney, co oznacza, że będę mogła popływać w oceanie, a może nawet złapać jakieś fale.

Co prawda nie potrafię surfować, ale chciałabym chociaż spróbować. Kto wie? Może chłopcy będą chcieli nagrać o tym filmik i jeszcze mi opłacą zajęcia z surfingu.

Szepczę to wszystko do kamery i puszczam do widzów oko. Wreszcie wkładam kostium do walizki i zadowolona z siebie rozglądam się po pokoju. Wygląda na to, że wszystko już spakowałam.

– Ile jeszcze zostało mi czasu? – pytam.

Carter spogląda na złoty zegarek na nadgarstku.

– Dwadzieścia pięć minut.

Gwiżdżę z zadowoleniem. Zamykam walizkę i znoszę ją na dół, czym wzbudzam ogromne zdziwienie.

– Kenzie na jednodniowy wypad kempingowy pakuje się przez trzy dni, a na roczny wyjazd do Australii spakowała się w trzydzieści pięć minut?! – mówi oburzony Kaiden. – Chłopaki, możecie wpadać tak z wizytą za każdym razem, gdy z nią wyjeżdżam?

Chłopaki się śmieją.

– Już miałem mówić, że twoja siostra ma wprawę – mówi zaskoczony Jaxon, nie zapominając o poprawieniu spadających z nosa okularów. – A tu proszę.

Poirytowany moim ostrożnym schodzeniem ze schodów Kaiden przejmuje ode mnie walizkę.

– Jak ty powoli to znosisz.

– Sorry, nic na to nie poradzę, że nie chcę sobie zrobić krzywdy. – Przewracam oczami, chociaż ostatecznie i tak przytulam brata w podziękowaniu.

Wzrokiem natrafiam na otwarte drzwi wejściowe, których najwidoczniej nikt za sobą nie zamknął.

Moje serce zaczyna bić w przyspieszonym tempie.

Kot.

Biegnę do salonu, żeby sprawdzić, czy wciąż leży na kanapie. Modlę się w duchu, żeby tam był.

Na całe szczęście jest.

I przez tę jedną chwilę, w której zapomniałam o wyjeździe, uświadomiłam sobie pewną bardzo ważną rzecz…

– Chłopaki… – odwracam się do nich przerażona. – Możecie na chwilę zrobić cięcie?

Archer ze zmarszczonymi brwiami pokazuje operatorowi, żeby wyłączył kamerę. Kiedy ten wypełnia polecenie, biorę parę głębokich wdechów i mówię:

– Um… Chodzi o to, że… – gubię się w słowach – musimy porozmawiać o tym wyjeździe z moimi rodzicami.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

You&YA

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz