Radość i uśmiech - Marta Wielek - ebook + książka

Radość i uśmiech ebook

Marta Wielek

5,0

Opis

„Nie czekać na szczęście wieczne, ale być szczęśliwym każdego dnia w ziemskim świecie” - Jan XXIII

„Człowiek jest istotą stworzoną do radości, nie do smutku” - Jan Paweł  II

Autorka prezentując sylwetki Papieży, wskazuje na potrzebę przekazywania radości i humoru w głoszeniu Słowa Bożego.
„Chrześcijanin XXI wieku nie powinien bać się śmiechu i uśmiechu. Przeciwnie, powinien o nim światu dawać świadectwo, zachowując w głębi serca radość i dobry humor, zwłaszcza w lęku i rozpaczy” (B. Boisson „Uśmiech Pana Boga”).

Oba pontyfikaty – choć jeden z nich krótki, a drugi rekordowo długi – oceniane są jako rewolucyjne w historii Kościoła. Pokazują, że dokonywanie wielkich dzieł nie musi odbywać się w atmosferze trwogi i nabożnego skupienia. Być może Janowi XXIII   i Janowi Pawłowi II udało się dokonać tak wielu zmian ze względu na dystans, jaki mieli do siebie samych, do swojego urzędu, do ludzi, a nawet do spraw Kościoła.

Jan XXIII i Jan Paweł II to uśmiechnięci papieże pełni poczucia humoru i dystansu zarówno do siebie, jak i do innych ludzi, oraz do  rozmaitych spraw towarzyszących ich posłudze. W pamięci wielu osób zapisali się jako ludzie o ogromnej dawce wesołości i optymizmu, które na dodatek udzielały się innym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 138

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Strona redakcyjna

Redakcja:

Aneta Tkaczyk

Korekta:

Barbara Turnau

© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2014

ISBN 978-83-7595-749-5

Wydawnictwo M

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12-431-25-50, fax 12-431-25-75

e-mail:[email protected]

www.wydawnictwom.pl

Publikację elektroniczną przygotował:

Boski humor

„Pewien myśliwy, polujący na pustyni na dzikie zwierzęta, zobaczył, jak abba Antoni żartuje z braćmi, i bardzo się zgorszył. Starzec więc, pragnąc go przekonać, że z braćmi trzeba postępować łagodnie, powiedział mu: »Załóż strzałę i napnij łuk« — a on tak zrobił. Starzec rzekł: »Napnij mocniej« — i on usłuchał. Starzec powtórzył: »Mocniej!«. Myśliwy na to: »Jeśli napnę nad miarę, to mi łuk pęknie«. I rzekł mu starzec: »Tak jest i z pracą wewnętrzną. Jeśli ją ponad miarę napniemy, bracia się szybko załamią. Trzeba więc z nimi postępować łagodnie«. Myśliwy, gdy to usłyszał, skruszył się i odszedł bardzo zbudowany postawą starca; a bracia, umocnieni, rozeszli się do siebie”.

Ależ musiał być zdziwiony ten myśliwy! Czy to ten sam Antoni, który słynął z surowego trybu życia? Ten, który spędził miesiące w ciemnym grobie, ukrywając się przed ludźmi? Ten, który stawił czoło szatanowi nękającemu go wizjami? Ten sam, który jadał tylko jeden skromny posiłek dziennie, po zachodzie słońca, a gdy stwierdził, że pokusy zanadto atakują jego ciało, w ogóle odmawiał jedzenia? Czy to możliwe, by teraz stał sobie i — tak po prostu — żartował z braćmi? Może więc nie jest tak święty, jak się wszystkim wydaje?

Wątpliwości myśliwego były całkiem uzasadnione. Mimo że dzieli nas od tej historii kilkanaście stuleci, żarty świętych lub o świętych nadal nas dziwią, jeśli nie szokują. Niektórych nawet oburzają. Gdzieś podświadomie oczekujemy, że osoby, które są tak blisko z Bogiem, powinny mieć twarze zasnute powagą, majestatem albo mistycznym uniesieniem. Wyobrażamy sobie, że obcowanie z Bogiem tak pochłania człowieka, że nie pozostawia w nim miejsca na nic ludzkiego, a tym bardziej tak błahego jak dowcip.

Jest w nas jakaś skłonność do tego, by traktować naszą wiarę śmiertelnie poważnie. Mówić o niej tylko z należytym szacunkiem i namaszczeniem. Jakbyśmy chcieli ochronić Boga przed tym, co mogłyby Mu wyrządzić nasze żarty. Wbrew temu, co się wydaje, nie jest to wcale oznaka pokory i uniżenia, ale raczej pychy. Bo jeśli odbieramy sobie prawo do tego, by pozostać ludźmi z całym naszym usposobieniem i „wyposażeniem”, to jest w tym ukryte pragnienie, by być jak On. Bóg nie obdarzyłby nas radością i śmiechem, gdyby miały stanowić dla nas jedynie przeszkodę w życiu duchowym. Dał nam je, bo są niezbędne w drodze do Niego. A my obawiamy się, że radość pozbawi nas kontroli nad naszym dążeniem do doskonałości. Jesteśmy w tych staraniach tak napięci jak łuk owego myśliwego — boimy się, że najmniejszy nieoczekiwany podmuch może zniweczyć cały nasz wysiłek.

Tymczasem praca nad sobą, a nawet asceza nie wykluczają poczucia humoru — wręcz przeciwnie, okazuje się ono niezbędne w dążeniu do świętości. Wspomniany abba Antoni podejmował w życiu bardzo radykalne wybory. Żył na przełomie III i IV wieku, był jednym z pierwszych mnichów, którzy zamieszkali na pustyni, by doskonalić swoją relację z Bogiem. Miał niewiele ponad dwadzieścia lat, gdy się na to zdecydował. Wystarczył jeden impuls — fragment Ewangelii św. Mateusza o bogatym młodzieńcu usłyszany na Mszy św. — a Antoni rozdał cały majątek rodziców i zamieszkał w pustynnej grocie. Wyobrażał sobie, że spędzi resztę życia w milczeniu, oddając się modlitwie i przyjmując na siebie różne dodatkowe umartwienia. Chciał w ten sposób osiągnąć doskonałość, o jakiej marzył ewangeliczny młodzieniec. Zrealizować to, co jemu się nie udało.

To, co Antoni przeżył w grocie, jego hagiografowie opisują jako walkę z demonami. Przede wszystkim musiał się jednak zmierzyć z tym, co przyniósł tam ze sobą — ze swoimi wyobrażeniami o świętości i pragnieniami. Z czasem pogodził się z tym, że nie uda mu się spędzić reszty życia w samotności, bo zbyt wielu naśladowców podążało za nim, gdziekolwiek by się udał. Może nawet przestało mu to przeszkadzać... Wskazywałaby na to choćby przytoczona na początku anegdota. Jego droga do świętości wyglądała inaczej, niż to sobie zaplanował jako młody chłopak. I chociaż przez całe życie umartwiał się i pościł, sumiennie przestrzegał narzuconych sobie zasad, to było w nim dużo pogody ducha i zwyczajnej radości. Świadczą o tym bardzo liczne anegdoty, w których widzimy, że Antoni Pustelnik miał ogromny dystans do siebie, ale też do wyobrażeń o świętości i pobożności.

masz za dużo pytań

Nie tylko on, ale także inni Ojcowie Pustyni piętnowali u swoich uczniów nadmierną powagę. Nieraz wręcz kpili sobie z napuszenia i patosu, jakie towarzyszyły zgłaszającym się do nich adeptom mniszego życia. Było w nich tak wiele pogody ducha, że anegdot związanych z ich nauczaniem wystarczyło już na kilka opasłych tomów. A żyli przecież w ekstremalnie trudnych warunkach, w ciągłym zagrożeniu życia, pościli, umartwiali się, spędzali godziny na modlitwie. Spali na gołej ziemi albo całymi nocami się modlili, żywili się resztkami jedzenia, wystawiali się na zniewagi ludzi, zadawali sobie fizyczny ból, nie mogąc poradzić sobie z jakimiś pokusami. Walczyli nieustannie z własnymi słabościami, które w odosobnieniu wydawały się wyraźniejsze i dotkliwsze niż wtedy, gdy ktoś żyje w codziennym zabieganiu i wiele spraw mu umyka. Byli nie tylko sam na sam z Bogiem, ale też sam na sam ze sobą — ze swoimi lękami, grzechami, zranieniami i oczekiwaniami. Uczyli się siebie. Doświadczali na sobie tego, co człowieka zbliża do Boga, a co może stanowić trudną do pokonania barierę.

O dziwo właśnie smutek i powagę postrzegali jako duże przeszkody w życiu duchowym. Abba Hilarion mówił wprost: „Być smutnym, to jakby myśleć bez ustanku o sobie samym”. Jeśli ktoś nie potrafi się cieszyć, to znaczy, że nie potrafi nabrać dystansu do siebie i do tego, co przeżywa, a to nie ułatwia spotkania z Bogiem. Czasem przytrafiają nam się w życiu sytuacje, które nas zasmucają. Sprawiają, że wszystko inne odchodzi w cień, najważniejsze w takiej chwili są nasze odczucia. To jest zupełnie naturalne. Takie są nasze emocje. Ojcowie Pustyni pokazują jednak, że taki stan nie może trwać w nas zbyt długo. W przeciwnym razie nasze myśli będą cały czas skoncentrowane na tym problemie, nie będziemy mogli się od niego oderwać, staniemy się poniekąd jego niewolnikami. Bóg tego dla nas nie chce.

Mnich Pambo, widząc wiecznie zmartwionego współbrata, miał mu powiedzieć: „Bracie, masz tyle problemów, bo myślisz, że życie składa się z pytań i odpowiedzi. Jednak sądząc z tej drobinki, którą potrafię pojąć, życie to wiele pytań bez odpowiedzi i wiele odpowiedzi bez pytań. Musi więc być w twoim życiu wiele niepotrzebnych pytań”. Wiele takich niepotrzebnych pytań towarzyszy człowiekowi w jego staraniach o świętość, o doskonałość. Czujemy nieustanny niepokój o to, czy Bogu podoba się to, co robimy, jak On to ocenia. Szukamy akceptacji i potwierdzenia dla swoich wysiłków. Bardzo często nie pozwala nam to cieszyć się tym, co Bóg nam daje na co dzień. Jeśli mojemu życiu duchowemu towarzyszą stale smutek i powaga, oznacza to, że postawiłem siebie w centrum zainteresowania i bardziej troszczę się o siebie niż o relację z Bogiem. Poczucie humoru jest idealnym ćwiczeniem ascetycznym w takiej sytuacji, pozwala nabrać dystansu do siebie i własnych wyobrażeń. Jest tak naprawdę ćwiczeniem się w pokorze. Poczucie humoru pozwala odnaleźć właściwe proporcje w życiu duchowym, pogodzić się z własnymi słabościami, niedociągnięciami — co wcale nie musi oznaczać ich lekceważenia. Doświadczenie Ojców Pustyni pokazuje, że humor bynajmniej nie zwalnia z walki z pokusami, nie destabilizuje życia wewnętrznego. Jest koniecznym wentylem, dzięki któremu możemy wypuścić wszelkie negatywne emocje i wpuścić świeże spojrzenie na swoje kłopoty.

nie przystoi być wesołym

Odkryciom starożytnych mnichów w sukurs idzie współczesna psychologia. Gordon Allport, amerykański psycholog zajmujący się badaniem osobowości, wskazał, że jednym z ważniejszych kryteriów wyróżniających człowieka o dojrzałej osobowości jest poczucie humoru. Odróżnił je przy tym od komizmu, który, jego zdaniem, jest powszechny i oznacza zwykłą zdolność człowieka do śmiechu. Innymi słowy, to, że potrafimy śmiać się z żartów, filmów czy zabawnych sytuacji, nie oznacza jeszcze, że mamy poczucie humoru. Z humorem związany jest pewien dystans do samego siebie, którego nie ma w komizmie. Poczucie humoru to umiejętność dostrzegania i śmiania się nie tylko z innych ludzi, ale też z własnych słabości. Daje spokój, siłę wewnętrzną i komfort psychiczny. Nie powoduje stresu czy obniżenia poczucia własnej wartości. Osoby z poczuciem humoru nie reagują nerwowo na przytrafiające im się porażki. W przeciwieństwie do tych, którym tej zdolności brak. Ci ostatni bowiem tak bardzo są skoncentrowani na podtrzymywaniu właściwego obrazu samych siebie i swojej samooceny, że nie mogą sobie pozwolić na żadną rysę, żadną niedoskonałość.

Niestety także wielu pobożnych ludzi dotkniętych jest tą dolegliwością. Mają poważne miny, zasmucone twarze, jakby zbyt udręczone duchowym wysiłkiem, by się uśmiechnąć. Wiara kojarzy im się głównie z wyrzeczeniem i cierpieniem, bo „biada wam, którzy teraz się śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie” (Łk 6,25). Zresztą wystarczy spojrzeć na wizerunki świętych w naszych kościołach. Są dostojni, poważni, zamyśleni, cierpiący... Próżno tam szukać obrazu czy figury przedstawiających ich rozbawionych do łez. Jakoś tak nie wypada. Nie przystoi. Dotyczy to nawet takich świętych, którym nadano przydomek „uśmiechnięty”. Święty Gabriel (1838—1862) na przykład słynął z tego, że — mimo swoich trudnych doświadczeń — umiał cieszyć się życiem, a jego radość udzielała się innym. Tymczasem z obrazu, który go przedstawia, spogląda na nas zatroskany młodzieniec ze złożonymi do modlitwy rękoma.

Zbyt poważnie podchodzimy do naszych ideałów doskonałości, stawiamy naszych świętych na piedestale, nie dopuszczając myśli, że byli też ludźmi. Poczucie humoru nie jest ani słabością, ani też rysą na wygładzonych hagiografiach. Święty Bernardyn ze Sieny (1380—1444) słynął z płomiennych kazań, w których przytaczał wiele humorystycznych przykładów ze swojego życia i posługi, wręcz sypał anegdotami. Podobno po jego śmierci jeden z braci podszedł do jego zwłok i z płaczem je ucałował, mówiąc: „Wybacz mi, ojcze, że wątpiłem w twoją świętość. Ale to dlatego, że ty zawsze żartowałeś...”.

stare i brzydkie

Wśród wyniesionych na ołtarze wielu było przecież takich, którzy zapisali się w pamięci jako ludzie z ogromnym poczuciem humoru. Najbardziej znany jest chyba Filip Neri (1515-1595), który celowo żartował z samego siebie, by wzbudzić wesołość innych. Wkładał odwrotnie ubrania, golił brodę tylko z jednej strony, zachwycał się zapachem pokrzyw albo podskakiwał wesoło, idąc w tłumie.

O świętym Tomaszu Morusie (1478-1535) jego przyjaciel Erazm z Rotterdamu miał powiedzieć: „Tomasz tak bardzo lubił żartować, że miało się wrażenie, iż się po to urodził, żeby stroić żarty”. Poczucie humoru nie opuszczało go ponoć nawet w drodze na szafot — wchodząc na podest, poprosił kata o pomoc, po czym dodał: „Postaram się zejść sam”. Układając głowę na pniu, pilnował, by przypadkiem przy ścięciu nie ucierpiała jego broda: „Ona nie zdradziła, nie musi być ścięta”. Tomasz Morus jest też autorem modlitwy o dobry humor: „Daj mi takiego ducha, który by nie znał znużenia, szemrania, wzdychania, skargi, i nie pozwól, bym się zbytnio zadręczał tą rzeczą tak zawadzającą, która się nazywa moim »ja«. Panie, daj mi poczucie dobrego humoru. Udziel mi łaski rozumienia żartów, abym potrafił odkryć w życiu odrobinę radości i mógł sprawiać radość innym”.

Święta Teresa z Ávila (1515-1582) mawiała: „Od fałszywej pobożności i świętych, którzy mają smutne miny, ocal nas, Panie”. Współsiostry wspominały, że często burzyła opinię spiżowej świętej, jaka o niej krążyła. Lubiła śpiewać, tańczyła z kastanietami w ręku. Znana jest też anegdota o tym, jak pewnego dnia karmelitankom podarowano kilka pieczonych przepiórek, a św. Teresa zajadała się nimi ze smakiem. Gdy ktoś zwrócił jej uwagę, że mniszka nie powinna się tak objadać, odparła: „Jak post to post, a jak przepiórki to przepiórki”. W swoich poematach pisała o tęsknocie za Bogiem, która sprawia jej wręcz fizyczny ból, a jednocześnie potrafiła czerpać radość z codziennych drobiazgów. Nie lubiła wymuszonych modlitw, napuszonych rozmów i ponurych ludzi.

Szczególne poczucie humoru okazywał także bł. Dominik Barberi (1792-1849), który apostołował w protestanckiej Anglii. Wyraźnie mierziły go obłudne zachowania religijne. Piętnował je z humorem, choć czasem nie przebierając w słowach. Postąpił tak na przykład z pewnymi mniszkami, którym udało się nawrócić wielu Anglików. Czy to z powodu fałszywej skromności, czy też po to, by dostrzeżono ich trud, niektóre z nich skarżyły się, że w swojej apostolskiej pracy zmuszone są udzielać nauk mężczyznom, co może wywołać zgorszenie. Usłyszawszy to, Dominik przyjechał do nich i powiedział: „Moje drogie siostry, słyszę, że nawracacie wielu ludzi, i to po większej części mężczyzn. Bardzo to pięknie. Powiedziano mi jednak, że niektóre siostry mają z tego powodu skrupuły”. W tym momencie przerwał na chwilę, znacząco przyjrzał się zebranym zakonnicom, uśmiechnął się do nich serdecznie i dokończył: „Ale nie potrzebujecie się niczego obawiać, drogie siostry, bo jesteście już wszystkie tak stare i, powiedzmy otwarcie, tak brzydkie, że doprawdy nic wam nie grozi”.

Innym razem poproszono go o rozeznanie wizji pewnej kobiety. Kiedy ta zaczęła melodramatycznie lamentować, że jest wielką grzesznicą, powiedział spokojnie:

„— Mnóstwo jest takich na świecie. Ale co właściwie widziałaś?

— Ujrzałam najpierw Ojca Przedwiecznego, potem Syna Bożego.

— To jest istotnie bardzo wielka łaska. Nawet niewielu świętych jej dostąpiło. Ale kiedy to się stało?

— Wczoraj około szóstej wieczorem.

— A kiedy jadłaś obiad?

— Około piątej po południu.

— A co wypiłaś do obiadu?

— Dwie szklaneczki porteru.

— No to, moje dziecko, następnym razem wypij trzy szklaneczki, a obiecuję ci, że zobaczysz także Ducha Świętego”.

diabeł nie ma poczucia humoru

Podobnych przykładów i anegdot o świętych jest mnóstwo. Ukazało się na ten temat już wiele publikacji, a mimo to wciąż nie przestaje nas dziwić, że „taki święty, a jednak żartuje”. Tymczasem, biorąc pod uwagę doświadczenie wyniesionych na ołtarze, można by zaryzykować stwierdzenie, że poczucie humoru jest nie tylko cechą dojrzałej osobowości, ale w pewnym sensie sprawdzianem naszej świętości. Ksiądz Alessandro Pronzato, który humorowi poświęcił całkiem pokaźną książkę1, stawia nawet następującą tezę: „Brak poczucia humoru wymownie świadczy o tym, że wiara nie jest traktowana wystarczająco poważnie”. Kto rzeczywiście jest w zażyłej relacji z Bogiem, ten może pozwolić sobie na dystans do siebie, do swoich przeżyć, ale też do świata, który go otacza. Po pierwsze dlatego, że wielokrotnie doświadczył na sobie, jak Bóg zmienia jego wyobrażenia i ideały. A po drugie dlatego, że coraz bardziej koncentruje się na Bogu niż na sobie.

Spotykamy czasem ludzi, którzy wydają się bardzo pobożni, skrupulatnie przestrzegają nauczania Kościoła, są niemal perfekcyjni w każdym wypowiadanym słowie i  w każdym geście. A jednak nie są szczęśliwi. Nie ma w nich tej iskierki radości, tego błysku Ducha Świętego, który „wieje tam, gdzie chce” (J 3,8). Nie ma, bo nie pozostawia Mu się chociaż odrobiny przestrzeni, która nie byłaby pod kontrolą. To jest zresztą właściwe nam wszystkim — czujemy się bezpieczni wtedy, gdy na ile to tylko możliwe kontrolujemy wszystkie aspekty naszego życia. Gdy coś się nam wymyka, zaczynamy czuć się niepewnie, boimy się tego. Potrzeba odrobiny szaleństwa, by zrezygnować z tego poczucia bezpieczeństwa i poddać się Duchowi Świętemu. Święci są właśnie takimi Bożymi szaleńcami.

Po przeciwnej stronie zaś mamy Szatana, któremu absolutnie brak poczucia humoru. W powieści Imię Róży Umberta Eco główny bohater Wilhelm z Baskerville wypowiada takie słowa: „diabeł to wiara bez uśmiechu, to prawda, której nigdy nie ogarnia zwątpienie. Diabeł jest ponury, ponieważ wie, dokąd idzie, i idąc, zdąża zawsze tam, skąd przyszedł”. Mówi to do starego mnicha Jorga, który uważał, że radość jest niegodna mnicha, a śmiech jest grzechem. Z tego powodu zatruł stronice księgi poświęconej komedii, sprowadzając śmierć na swoich współbraci.

śmiech to chrześcijański obowiązek

Poczucie humoru nie tylko pozwala spojrzeć na siebie z innej perspektywy, ale też może przynieść komuś ulgę. Święty Josemaría Escrivá de Balaguer (1902—1975), założyciel Opus Dei, mówił: „Dobry humor jest niezbędny ze względu na tych, którzy nas otaczają. Święci mają być zawsze w dobrym humorze — inaczej to nie ma sensu!”. Im więcej otacza nas smutku i goryczy, tym bardziej potrzebny może być humor, który nie tylko nam, ale wszystkim wokół pomoże oderwać się od przygniatającej nas rzeczywistości. Nie chodzi o to, by głupio żartować wtedy, gdy ktoś cierpi, ale o to, by dodać mu otuchy, która będzie płynęła z umiejętności zdystansowania się wobec tego, co „tu i teraz”. Chrześcijanin to człowiek, który żyje inną perspektywą. Z jednej strony, jest cały w tym świecie, ale z drugiej — zupełnie go w nim nie ma. Ludziom utrudzonym codziennością, zapatrzonym smutno w ziemię, powinien pokazywać tę inną rzeczywistość, w której — dzięki sakramentom — on już jest. Benjamin Boisson w książce Uśmiech Pana Boga zapisał nawet takie wezwanie: „chrześcijanin XXI wieku nie powinien bać się śmiechu i uśmiechu. Przeciwnie, powinien o nim światu dawać świadectwo, zachowując w głębi serca radość i dobry humor, zwłaszcza w lęku i rozpaczy”2.

Uśmiech Kościoła

Nie