Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy w wirtualnej rzeczywistości gry komputerowej można odnaleźć samego siebie? Co może połączyć na spalonym apokalipsą świecie mężczyznę i kobietę robota? Jak poradzić sobie wespół z kosmitką na statku kosmicznym po uprowadzeniu przez UFO? Czego w gwiezdnym uniwersum mogą doświadczyć Czerwony Olbrzym i jego przyjaciel Biały Karzeł?
R!P!G! to zbiór opowiadań SF, fantasy i postapokaliptycznych, których łącznikiem są wspólne przygody i sążniste dialogi różnorodnych par bohaterów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 126
Rok wydania: 2017
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja i korekta: Dawid Wiktorski
Projekt okładki: Agnieszka Radzięda
Konwersja wydania elektronicznego: Tomasz Semmler | e-freelance.pl
ISBN wydania elektronicznego: 978-83-7853-443-3
Wydawnictwo: self-publishing
Wszelkie prawa zastrzeżone
e-wydanie pierwsze 2017
Kontakt: [email protected]
– W życiu wszystkiego należy ponoć spróbować. Tak więc zobaczmy, zakładka „Jak zacząć”:
a) Znajduję się w królewskim więzieniu. Raczej kiepska perspektywa.
b) Stoję w szeregu skazańców oczekując egzekucji. To przestaje być zabawne.
c) Budzę się w łożu pięknej księżnej. Żyć, nie umierać. „Akceptuj”.
Co my tu dalej mamy? „Wybór Rasy”. Niewątpliwie chciałbym być rasowy, przyjrzyjmy się zatem:
a) Ork. Lubię jak widać mięśnie, ale to już przesada.
b) Elf. Raczej nie ta orientacja.
c) Krasnolud. Koleś z kompleksem wzrostu? – Odpada.
d) Człowiek. Chyba jedyne sensowne rozwiązanie. „Akceptuj”.
Co zostało?: „Towarzysz-podpowiadacz”. Może się przydać. Niech będzie „tak”, bylebym nie musiał dzielić się z nim piękną księżną. To chyba już wszystko. Oto więc unoszę palec do góry i niech się stanie Enter!
– Miękko, wygodnie, czyżby to...
– Oczywiście łoże w komnacie pięknej księżnej – odezwał się ktoś nieopodal. – Tylko masochiści wybierają inną opcję.
– Kto to powiedział? Nie widzę cię, nie mogę się ruszyć. Jestem sparaliżowany! Ratunku!
– Ech... Znowu jakiś noob mi się trafił. Najpierw musisz wybrać ksywkę. Wtedy świat ruszy dalej. Ja na ten przykład nazywam się Czacha.
– Więc rozmawiamy na jakiejś... pauzie?
– Aha.
– Dobrze, zatem...
Minęło dziesięć minut.
– Co z tym imieniem? – zapytał zniecierpliwiony Czacha.
– Zastanawiam się.
– Kiedy już wymyślisz sobie imię, niebawem powróci do łoża piękna księżna. Może to cię zmobilizuje?
– Wariacki Joe.
– Jesteś pewien...?
– Mniejsza o imię, dawać piękną księżną! „Akceptuj”. Ha! Mogę się ruszać! Co u diabła...?
– Przecież mówiłem. Nazywam się Czacha.
– Unosząca się w powietrzu gadająca, ludzka czaszka?
– Nie inaczej. Zapewne wybrałeś opcję „Człowiek” w tworzeniu postaci.
– Tak...
– Gdybyś wybrał elfa, miałbyś za towarzysza białego jednorożca.
– A w przypadku krasnoluda?
– Gadający kufel piwa.
– Dobra, niech już będzie czaszka... A czy... kiedy przyjdzie piękna księżna i... no wiesz... Możesz się wtedy odwrócić?
– Jasne. Ale jeśli nie chcesz jej rozczarować, to proponuję poćwiczyć zręczność.
– Zręczność?
– Tak. Widzę, że na sto możliwych punktów masz zaledwie trzy.
– I co z tego?
– To, że jesteś żałosnym niezdarą. Proszę, wstań i przejdź się po pokoju.
– Nie ma sprawy. Idę. W mordę!
– A nie mówiłem?
– Chyba skręciłem kostkę.
– Bez obaw, jest wirtualna. To jak, podkręcamy skilla?
– Hę?
– Musisz trochę poekspić.
– Hę?
– Po prostu poćwiczyć zręczność. Nieśmiało przypominam: piękna księżna już się tutaj zbliża.
– Nie traćmy więc czasu. Co mam robić?! – krzyknął z entuzjazmem Wariacki Joe.
– Na łóżku leży kusza i pełen kołczan. Zacznij w coś strzelać. Powiedzmy do...
– Drzwi.
– Świetny pomysł.
Po chwili.
– Uważaj! Miały być drzwi! Nie moja potylica!
– Palec mi się omsknął...
– Amator. Strzelaj dalej.
Po dłuższej chwili.
– Co to był za dźwięk? Nawet przyjemny – zainteresował się Wariacki Joe.
– Dziesiąty bełt dosięgnął celu. Gratuluję, o punkt podskoczyła ci zręczność.
– Super! Chcę jeszcze!
– Nie radzę.
– Przestań. – Wariacki Joe nałożył kolejny bełt na kuszę
– Stanowczo odradzam.
Bełt została wymierzony w drzwi, gdy te raptem otworzyły się, a w progu stanęła piękna księżna.
– Witaj mój ukochany, Wariacki Joe! – powiedziała podniośle. – Gnałam do ciebie jak szalo...
Rozległo się ciche brzdęknięcie, a grot bełtu utkwił w piersi pięknej księżnej. Kobieca postać osunęła się bezwładnie na podłogę.
– Ostrzegałem... – odezwał się markotnie Czacha.
– Kiedy ja... tylko...
– Tak wiem. Zamordowałeś z zimną krwią piękną księżną.
– To straszne.
– Nie do końca.
– Dlaczego?
– Tak naprawdę była krwiożerczym wampirem.
– Aha... I co teraz...?
– To co zawsze, gdy zostaje zniszczona linia fabularna.
– A więc?
– Zaraz nastąpi ładowanie do początkowego stanu gry.
– Znowu to samo?
– To samo. Z tą tylko różnicą, że tym razem masz p o c a ł o w a ć piękną księżną, nie zamordować.
– Nie ugryzie mnie? Wspominałeś, że jest wampirem...
– Nie zdradzę ci fabuły, wybacz.
– W porządku...
Upłynęło dziesięć minut.
– Nic się nie dzieje – zauważył Wariacki Joe.
– Ta, widocznie jakiś bug.
– I co dalej...?
– Możemy tu poczekać kilka minut... lub dni na patch albo ruszyć na eksplorację świata.
– Jeśli poczekamy... Piękna księżna nie zacznie się rozkładać...?
– Nie ma szans.
– Dlaczego?
– W scenariuszu jest piękną księżną. Rozkładając się, przestałaby taką być.
– Racja. A czy w eksplorowanym świecie mógłbym znaleźć inne piękne księżne? Tylko żywe? No wiesz...
– Chcesz sobie pociupciać, co?
– Eee...
– Chcesz pozbierać karty, hę?
– Że jak?!
– Nieważne. W każdym razie na zewnątrz jest sporo ciekawego towaru. Musisz tylko zdobyć odpowiednie perki.
– Dam radę?
– Z moją pomocą? Dziecinna igraszka!
– Zatem eksploracja.
– Zatem wynośmy się stąd.
– A... dlaczego nie udajesz się ze mną? – zapytał niepewnie Wariacki Joe, gdy stanął za progiem drzwi komnaty pięknej księżnej.
– Ponieważ, zgodnie ze scenariuszem, to ty idziesz ze mną.
– Jak to?
– Ano tak. Pod łóżkiem pięknej księżnej znajduje się kratka ściekowa. Musisz ją zdjąć, przecisnąć się i ruszyć poza mury miasta kanałami.
– Mam brnąć przez szambo?
– Nie patrz tak na mnie. Nie ja układałem scenariusz. Gdyby to ode mnie zależało, wylecielibyśmy stąd przez okno na trójgłowym smoku.
– Dobre.
– Wiem. Nieskromnie przyznam, że czasami pisuję... Wiesz, takie tam...
– A jednak teraz... pozostaje nam jedynie...
– Szambo.
– A... jeśli nie posłucham i pójdę dalej, na korytarz...?
Czacha zamyślił się.
– To wreszcie ktoś złamie schemat i nie pytaj mnie, co będzie dalej!
– Chromolę, wybieram awangardę!
– Doskonale. Ale najpierw wyczyść tę komnatę.
– Mam sprzątać? – rozglądając się za miotłą, Wariacki Joe nie mógł ukryć zdumienia. – W opisie programu miałem uratować świat przed zagładą...
– Ta, jasne. Ale najpierw musisz ukraść z tej komnaty wszelkie wartościowe rzeczy.
– Że niby czemu?
– Sprzedamy je na miejskim targu. Tylko spójrz na siebie, jesteś łachmaniarzem. Jeżeli masz uratować świat, potrzebujemy zrobić z ciebie prawdziwego rycerza. No wiesz, kupić lśniącą zbroję, srebrny miecz i tak dalej.
– Chcę złoty...
– Oczywiście, złoty miecz, jak każdy.
– Dobra, pomyszkuje tu trochę.
– Oszczędzę ci fatygi. Pod lustrem w górnej szufladzie komody znajduje się dziesięć monet i fiolka z białą substancją. Poza tym wartościowa jest suknia, którą ma na sobie piękna księżna i jej diadem.
– Może jeszcze jej bielizna, którą ma na sobie? – obruszył się Wariacki Joe.
– Fakt, parę monet by za nią wpadło. Jednak do tego trzeba wgrać odpowiednie mody, inaczej nie zdejmiesz bielizny.
– Aha...
– No dalej. Kradnij i ładuj wszystko do plecaka. Potem udamy się na korytarz.
– To był całkiem zwyczajny zamek. Wirtualnie zwiedzałem już podobne. – Wariacki Joe ziewnął przeciągle, gdy wespół z Czachą opuścił pałac.
– Też jestem rozczarowany. Twórcy nie grzeszyli oryginalnością.
– Mimo wszystko lepsze to chyba niż brodzenie w szambie.
– Wierz mi, zdecydowanie.
– Gdzie teraz?
– Na pobliski targ. Kupimy ci odpowiedni ekwipunek.
– To świetnie. A czemu otaczają nas same białe budynki?
– Biel. Tak się to miasto nazywa.
Wszechotaczająca biel wyzierała dosłownie zewsząd.
– Chyba widziałem elfkę? – zaintrygował się Wariacki Joe.
– Możliwe. Jest w tym mieście trochę elfickich narządnic.
– Chyba nierządnic...
– Wiem, co powiedziałem
– Nie rozumiem...
– To narządnice. Dzięki magii potrafią tworzyć w sobie parzyste organy i nie mam tu na myśli płuc i nerek.
– Po co to robią?
– Dla pieniędzy. Przykładowo elfickie serce to składnik wielu eliksirów. Dodatkowo przysmak orków, dzięki którym odzyskują utraconą kondycję.
– Co odzyskują?
– Widzisz ten zielony pasek tuż nad ziemią?
– Tak.
– Pobiegnij trochę truchtem.
Wariacki Joe wykonał polecenie.
– Spójrz na ten pasek teraz.
– Skurczył się...
– Aha!
– A gdyby całkiem zniknął?
– Wtedy będziesz poruszał się bez życia, ślamazarnie jak ślimak.
– Kiepska perspektywa...
– Ta, szczególnie w łóżku z piękną księżną, nieprawdaż? – Wariacki Joe skinął głową. – Tymczasem dotarliśmy na targ. Przygotuj się i wysil retorykę.
Targ składał się z kilku stołów z poustawianymi na nich różnorodnymi towarami. Za każdym stołem znajdował się kupiec.
– Świetnie nie ma kolejek. – Uśmiechnął się Wariacki Joe.
– Tu nigdy nie ma kolejek... – zawtórował mu smętnie Czacha.
– Dlaczego?
– Zastanów się chwilę.
– Chyba już wiem...
– Otóż to. W tym świecie jesteś jedynym kupującym. Najpierw stań przed stołem z napisem „rozmaitości”. Musimy opchnąć kradziony towar.
Wariacki Joe ochoczo ustawił się przed stołem, za którym w roli kupca stał człekokształtny jaszczur. Wyjął z plecaka suknię pięknej księżnej i złożył ofertę.
– Chcę to sprzedać.
– Doskonale. Mogę wziąć za dwie monety – odparł Jaszczur.
– Ale... tu jest metka... Napisane jest dziesięć...
– Dam dwie – negocjował twardo kupiec.
– Pssst – odezwał się dyskretnie Czacha. – Zdaje się, że nie wydałeś jeszcze punktów umiejętności. Masz ich pięć.
– Czego nie wydałem?
– Punktów umiejętności. Przydziel dwa na retorykę i złóż ofertę. „Akceptuj”.
– Akceptuję... – powiedział bez przekonania Wariacki Joe i zwrócił się z ponowną ofertą do kupca. – Mam do opchnięcia kieckę. – Wskazał na suknię pięknej księżnej.
– Dobry towar. Dam pięć monet.
– Niech będzie... Sprzedam jeszcze diadem...
– Dam dziesięć.
– Dobiliśmy targu...
Zanim Wariacki Joe i Czacha opuścili targ, ten pierwszy zakupił jeszcze żelazny miecz i futrzany pancerz.
– Wyglądam jak jakiś kretyński traper w tych borsuczych skórkach. – Wariacki Joe popatrzył zdegustowany na swoje nowe ubranie.
– Zaufaj mi – próbował pocieszyć go Czacha. – Na lśniącą zbroję przyjdzie jeszcze pora. Co było napisane w tym względzie w opisie programu?
– Od zera do bohatera...
– Ha! Właśnie.
– I co teraz?
– Proponuję zebrać parę drobnych zleceń i zająć się głównym wątkiem fabularnym.
– Nie przepadł? No wiesz... Ten incydent z piękną księżną...
– Skoro system się do tej pory nie zawiesił, zapewne weszła nowa łatka. Spokojnie, jestem dobrej myśli.
– W takim razie prowadź.
Nie zaszli daleko, gdy Czacha zawisł nieruchomo w powietrzu, a do uszu Wariackiego Joe dotarły różnorodne nawoływania, stojących na mównicach ludzi.
– Jeszcze nigdy tak wielu, nie pracowało tak wiele, za tak niewiele, na tak niewielu!
– System ucisku opiera się na kłamcach wykorzystujących głupców!
– Jesteśmy na Placu Mówców – zasępił się Czacha – ale to nie są oryginalne kwestie... Przyznaj się, władowałeś w program nielegalne mody...
– Mody?
– Tak.
– Nic z tych rzeczy.
– To może jedziemy na piracie?
Wariacki Joe przecząco potrząsnął głową.
– Ech... – Czacha się zamyślił. – W takim układzie udamy się od razu do miasta Czerwień. O dziwo dokonana została zmiana w programie, o której nic mi nie wiadomo, więc na razie ograniczymy misje poboczne.