Pulpa owocowa i ostry sos chili - Krzysztof Bonk - ebook

Pulpa owocowa i ostry sos chili ebook

Krzysztof Bonk

4,5

Opis

Witamy w Menu, mieście potraw. Gadająca szarlotka, walczące kotlety czy śpiewający popcorn – te i inne atrakcje w komedii romantycznej z wątkiem kryminalnym, opowieści osadzonej w świecie ożywionych potraw.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 87

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

KRZYSZTOF BONK

PULPA OWOCOWA I OSTRY SOS CHILI

Strona redakcyjna

Redakcja i korekta: Maria Osińska

Projekt okładki: Agnieszka Radzięda

Konwersja wydania elektronicznego: Tomasz Semmler | e-freelance.pl

ISBN wydania elektronicznego: 978-83-7853-442-6

Wydawnictwo: self-publishing

Wszelkie prawa zastrzeżone

e-wydanie pierwsze 2017

Kontakt:[email protected]

I. DZIEŃ PIERWSZY

Widziała go raptem raz, ten jeden jedyny raz. Był tuż obok niej, w sąsiedztwie półmiska, na którym leżała. Siedzący przy stole człowiek podniósł buteleczkę, w której Ostry Sos Chili się znalazł. Odkręcił korek i uwolnił ten nieziemski aromat, tę druzgocącą wszystkie zmysły woń.

Na wspomnienie tamtego zdarzenia Pulpę Owocową aż przeszły dreszcze, było to tak elektryzujące doznanie. A nie był to jeszcze koniec. Potem człowiek pociągnął ku sobie szklane naczynie właśnie z nim, Ostrym Sosem Chili we własnej osobie. I wtedy to się stało: ta jedna jedyna magiczna chwila, niczym rozbłysk supernowej. Kropla sosu skapnęła na Pulpę Owocową. Zrobiło jej się gorąco, wręcz niesamowicie, czuła, że płonie. Zwiastun namiętności? Oblały ją pąsowe rumieńce. Serce zaczęło jej gwałtownie bić, trzepotać niczym skrzydłami przestraszony w klatce gołąb. To była miłość – miłość od pierwszego zapachu.

Pulpa Owocowa zerkała nieśmiało na swego zamkniętego w buteleczce ognistego oblubieńca. On odwzajemniał jej kuszące, płomienne spojrzenia, ukradkiem śląc raz po raz całusy. Spośród wszystkich potraw na stole wybrał ją, właśnie ją, naprawdę. To było tak niesamowite, wręcz nierzeczywiste, jak sen, albo bajka. Kiedy inne potrawy ulegały destrukcji w konsumenckich, ludzkich ustach, ona znajdowała się w siódmym niebie, wiedziała, że mają dla siebie jeszcze czas. Wszak była słodkim, zakochanym bez pamięci deserem.

Potem przyszło druzgocące serce bolesne rozczarowanie – rozłąka, istna udręka. Kobieta, która zamówiła Pulpę Owocową, ostatecznie odmówiła tego dania. Powołując się na swoją dietę, wytknęła Pulpie, że jest zbyt kaloryczna, i nie skosztowawszy jej nawet troszeczkę, odstąpiła od stołu. W jej miejsce zjawił się kelner sprzątający resztki, a owocowa potrawa zalała się morzem słodkich łez. Od słodyczy w sobie bowiem gorzko płakać nie umiała. Trafiła do foliowego worka wraz ze śmieciami, do ostatniej chwili z czułością wyglądając za swoim lubym.

*

– Lepiej byłoby, gdybym została zjedzona – westchnęła smutno Pulpa.

– Byłoby gorzej, o wiele. W każdym razie dla mnie. Przygotuj się, już prawie gotowe.

Pulpa spojrzała w bok. Nieopodal niej, w śmietniku, na poplamionym keczupem talerzyku stał Pan Spaghetti i zawzięcie wiązał ze sznurowadła długie lasso.

– Co zamierzasz? – zapytała go Pulpa.

– A jak myślisz, kruszynko? Tylko zobacz – wskazał głową w górę. Widniało tam jasne światło słońca. Śmietnik, w którym przebywali, pozostawał niedomknięty.

– Chcesz się stąd wydostać? Po co?

– Tylko spójrz na mnie – i co powiesz?

Pulpa obejrzała Pana Spaghetti. Miał bardzo smukłe, makaronowe ciało. Przystojne rysy twarzy i nawet eleganckie ubranie, w tym kapelusz z drobniutkich listków oregano.

Nagle Pan Spaghetti odwrócił się do Pulpy tyłem. Wtedy zamarła, zakrywając rękoma owocowe usta. Cóż powiedzieć, miał paskudnie przypalony tyłek.

– Właśnie – mruknął Pan Spaghetti. – Wyobraź sobie, kruszynko, że miałem dziś być daniem dnia. Lecz ten patałach, imbecyl, mieniący się kucharzem, po prostu mnie przypalił, ot tak. Nawet nie trafiłem na talerze, tylko od razu tu, do nędznych resztek na śmietnisko...

– I co w związku z tym zamierzasz...?

Pan Spaghetti uśmiechnął się szyderczo i skręcane lasso zaprezentował jako pętlę na gustowną szubieniczkę.

– Och... – Głębokie westchnięcie wydarło się z owocowej piersi Pulpy. Na co jej rozmówca odparł dumnie.

– Właśnie, kucharz jest już trupem.

– A więc zemsta...

– Zemsta, a ty, kruszynko, mi w niej dopomożesz. Na początek musimy się stąd wydostać, już niedługo.

– Nie wiem, czy chcę... – odpowiedziała melancholijnie Pulpa.

Pan Spaghetti pogroził jej makaronowym palcem.

– Chcesz, chcesz. Gdyby nie było w tobie woli życia, skończyłabyś jak inne wyrzucone tu potrawy, rozejrzyj się dookoła.

Pulpa powiodła wzrokiem po śmietnikowym wnętrzu. Wśród zmiętych serwetek, zbitych kieliszków, zwiędłych kwiatów i różnorodnych resztek zauważyła je: rozkładające się potrawy. Nadgryzioną pizzę z owocami morza, której oczy dawno zgasły, a pociemniałe krewetki osuwały się w głąb jej rozmiękczonego ciała z ciasta. Nadpsutą ćwikłę, której woń ostrego chrzanu nadawała otoczeniu nieprzyjemny zapach. Plamę z mleka oraz cukru, stanowiących kiedyś pyszne, uśmiechnięte lody waniliowe.

– I co powiesz? – odezwał się Pan Spaghetti po skończonych przez Pulpę oględzinach.

– A co powinnam...?

– Przyznać się, jaka emocja trzyma cię przy życiu.

– Chyba miłość...

– Phi. Nawet nie chcę wiedzieć, kto zasłużył sobie na to wielkie szczęście. Dalej, podejdź do mnie, lasso już gotowe. – Pulpa z powagą wykonała polecenie. – Widzisz ten uchwyt do śmietnika? – Pan Spaghetti zwrócił uwagę na miejsce przy niedomkniętej klapie. – Ze swoją posturą powinnaś spokojnie zarzucić tam pętlę. Rozluźnij się, kruszynko, nie musisz trafić za pierwszym razem.

Pulpa przejęła podarowane jej lasso, splecione misternie z czerwonych sznurowadeł. Wzięła potężny zamach i rzuciła...

– Tak! Tak! – wykrzyczała z entuzjazmem makaronowa postać. – Nie! Nie! – dodała rozpaczliwie, kiedy rzucone przez Pulpę lasso wymsknęło jej się z owocowych dłoni i poszybowało za otwartą klapę ku światłości.

– Ups... – Zaskoczona Pulpa zakryła dłonią usta.

Zdruzgotany Pan Spaghetti spojrzał na nią z ogniem w oczach.

– Jak mogłaś?! – wykrzyczał dramatycznie.

– Zdekoncentrowałam się, chyba...

– Czym?!

– Moimi myślami...?

– O?!

– Moim lubym...

– Już gościa nienawidzę...

Minęło nieco czasu, nastał wieczór. Światło u wlotu kosza przybrało ciemnożółtą barwę, zachodziło słońce. Pan Spaghetti z grymasem złości na twarzy z wolna tłukł pięściami w blaszaną ścianę.

Pulpa skoncentrowała się na resztce widocznego światła. Nastawała pierwsza w jej życiu noc. Rozmarzyła się. Pomyślała o rozgwieżdżonym niebie i sobie samej, przechadzającej się w blasku księżyca pod rękę z Ostrym Sosem Chili, jej ukochanym. Po jej policzku spłynęła łagodnie słodka łza. Niebawem Pulpa usnęła.

*

Bum!

– Co, gdzie, jak!? – Pan Spaghetti poderwał się na makaronowe nogi. Wraz z nim ociężale podźwignęła się Pulpa. Ich oczom ukazała się brązowa bryła, która spadła pomiędzy nich, gdy spali. Był już ranek.

Nagle brązowa bryła drgnęła. Poruszyła się raz i drugi, by następnie wyprostować się do pionu i uprzejmie się przedstawić:

– A witam szanownych państwa, witam. Kotlet Mielony jestem, miło mi. – Podszedł do zaskoczonej Pulpy. – Rączki całuję pięknej pani, do usług.

Pulpa oblała się owocowo pąsowym rumieńcem. Pan Spaghetti zaś nieco drażliwie się odezwał:

– Niech zgadnę. Dostawa resztek ze śniadania? Cóż to za wykwintne towarzystwo nam się tutaj trafia...

– Tylko nie resztek, tylko nie resztek – zwrócił się groźnie do Pana Spaghetti Mielony. – Trafiłem tu przez czysty przypadek, nieporozumienie albo spisek!

– Oczywiście, jak każdy... – Pan Spaghetti przybrał nadąsaną minę i zaraz dodał: – Zamierzasz się tu rozłożyć czy masz jakiś życiowy cel, misję i będzie cię można do czegoś sensownego wykorzystać? Prawdę mówiąc, widzę, że spadłeś tu z pewnym potencjałem...

Kiedy Mielony zauważył, że jego rozmówca przygląda się jego muskulaturze, zaczął dumnie eksponować partie swoich otłuszczonych mięśni.

– Pragnę zostać królem mięśni – oświadczył. – Już niedługo, muszę tylko zrobić rzeźbę.

– Co ty nie powiesz...

– A jak? – rzucił wyzywająco Mielony.

– A tak... Czy to nie wieprzowe mięso? – Pan Spaghetti wbił wzrok w mięsne ciało Mielonego.

– Wieprzowe? Skąd – żachnął się Kotlet. – Najwyżej dwadzieścia procent, reszta to chuda wołowina, zapewniam.

– Czyżby... I zdaje się, smażona na oleju sojowym... Modyfikowany genetycznie?

– A gdzieżby. – Mielony machnął niedbale umięśnioną ręką. – Oliwa z oliwek, panie, z pierwszego tłoczenia, dziewicza... – zakończył kuszącym tonem, spoglądając na Pulpę. Ta zakryła dłońmi palące ją od gorąca pucołowate policzki.

– Do rzeczy – uciął Pan Spaghetti i zwrócił się do postawnej pary: – Każdy z nas ma jakiś cel, życiową misję. Lecz nie zrealizujemy jej, siedząc tu po uszy w śmieciach, to oczywiste. Zatem moi drodzy. Proszę zakasać rękawy i do roboty. Ustawicie stos z okolicznych resztek. Po nim powiedzie droga wprost do góry, ku wolności. Będę koordynował waszą pracę.

Po tym oświadczeniu Pan Spaghetti rozsiadł się na denku odwróconego plastikowego kubka i wskazał na nadpsutą dynię. Pulpa z Mielonym wzruszyli ramionami i wzięli się do uciążliwej pracy.

*

– Doskonała robota – oznajmił z dumą Pan Spaghetti, kiedy przy wewnętrznej ścianie śmietnika wzniesiona została pokaźnych rozmiarów piramida. – Jeszcze tylko wisienka na torcie i witaj, wolności!

– Nie ma wisienki. – Mielony z powagą rozejrzał się po spenetrowanym terenie śmietnika.

– To taka przenośnia. – Pan Spaghetti poprawił na głowie kapelusz z oregano. – Za wisienkę posłuży nam... Pulpa! – wypalił triumfalnie. – Po niej wejdziemy na samą górę.

– A gdzie tort? – dopytywał zbity z tropu Mielony.

Pan Spaghetti załamał bezradnie makaronowe ręce. W tej samej chwili zareagowała nadąsana Pulpa:

– Nie ma mowy.

– Hę...? – skrzywił się Pan Spaghetti.

– Nie pójdę jako pierwsza. Nikt nie będzie zaglądał mi pod kieckę.

– Nikt nie zamierza tego robić...

– Naprawdę? – zainteresował się Mielony.

Wtem wszyscy zebrani zadrżeli.

– Co to było? – odezwała się niepewnie Pulpa.

– Trzęsienie ziemi? – Mielony zerknął na Pana Spaghetti. Ten kurczowo chwycił się trzęsącej się w posadach piramidy i ze zgrozą krzyknął:

– To śmieciarze! Zabierają nas na wysypisko!