Przypadki z życia wzięte - Barbara Niedźwiedzka - ebook

Przypadki z życia wzięte ebook

Barbara Niedźwiedzka

5,0

Opis

Czy można zachwycać się herbacianym kolorem kamienicy i świeżym powietrzem w ogrodzie, wychodząc rano z kubkiem gorącej kawy? Bo pani Basia się zachwyca.
Emerytowana nauczycielka po śmierci męża wierzy w sens życia, dlatego każdy dzień stara się spędzać jak najbardziej aktywnie. Próbuje odnaleźć się we współczesnym świecie, naznaczonym pośpiechem, powierzchownością i narastającą obcością między ludźmi. Choć dzisiejsze czasy wydają się jej mało zrozumiałe, nie zamierza się od nich odcinać, ale chce je zrozumieć. Pani Basia stara się przeżyć każdą godzinę twórczo i czynnie. Regularnie odwiedza fryzjera, chodzi na zakupy, kupuje sukienki. A niezadowolonych z życia przekonuje, że trzeba się nim cieszyć, bo mamy je tylko jedno.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 106

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Barbara Niedźwiedzka
Przypadki z życia wzięte

Wersja Demonstracyjna

Wydawnictwo Psychoskok

Barbara Niedźwiedzka „Przypadki z życia wzięte”

Copyright © by Barbara Niedźwiedzka, 2020

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2020

Wszelkie prawa zastrzeżone. 

Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana 

w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak

Korekta: Robert Olejnik, Bogusław Jusiak

Projekt okładki: Robert Rumak

Skład epub, mobi i pdf: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-8119-761-8

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tekstów okraszonych śmiesznymi sytuacjami bynajmniej nie z braku szacunku

Sielsko i anielsko

Tak sobie myślę, że właściwie to jestem wielką szczęściarą. Wstaję rano, wdycham zdrowe wiejskie powietrze i jestem szczęśliwa. Ptaki również, bo śpiewają na sośnie rychtalskiej różne kantyki. Cóż więcej potrzeba do pełnego szczęścia.

Gorąca kawa obok mnie. Stukam na klawiaturze komputera. Po chwili otwieram okno z widokiem na mój kochany ogródek. Tak. Są jeszcze takie miejsca w naszej kochanej Polsce, gdzie nikt nie odlicza czasu, a życie biegnie swoim torem. Nic nie zakłóca błogiego spokoju.

Piąta rano. Czas na spacer po wiejskim ogródku. Wdychanie zapachu sosen i świerków oczyszcza umysł. Tak mi się zdaje. Czy jest ktoś, kto może zmącić sielsko-wiejski balans?

Dosyć zachwytów! Przerwa dobrze mi zrobi.

Biorę w dłonie kubek z kawą i wychodzę.

Spoglądam w niebo. Dwa bociany fruną w nieznanym kierunku. Tuż za nimi rozpostarły skrzydła łabędzie. Zapewne fruną do pobliskiego stawu. Byłam tam. Jest niedaleko mojego niedużego mieszkania. Stara, piękna dziewiętnastowieczna kamienica swym herbacianym kolorem i niebanalną architekturą przyciąga niejedno spojrzenie przechodnia. Z pewnością niejedno mogłaby powiedzieć.

Siadam w ogródku w foteliku. Wyciągam nogi. Patrzę w niebo. Cholera! Będzie upał. Tak jak zapowiedziała pogodynka. Niebo bezchmurne. No cóż! Woda niedaleko, zagajnik również. Ptaki i inne zwierzątka będą się miały gdzie schronić. A ja?

W mieszkaniu na szczęście jest chłodno i nie trzeba klimatyzacji. Bo jest wysokie na trzy i pół metra. Jest czym oddychać, a zapach znad stawu i zagajnika dociera do mieszkania przez otwarte wysokie okna.

Wsłuchuję się w szelest tataraku. Rechot żab również mógłby niejedno powiedzieć. Jest radosny! Szczęśliwy! Taki swojski. I ten zapach wody unoszący się w powietrzu… wilgotny, rześki. Niedaleko łąka. Mnóstwo polnych kwiatów. To rzadkość tych czasów. Różnorodność kolorów i gatunków zmusza do stworzenia pięknego bukietu.

Nie uwierzycie? Tak sobie mieszkam. Sielsko i anielsko.

Kiedyś tylko ocet… Teraz brak octu

Wybieram się do pobliskiego marketu. Poranny prysznic. Makijaż. Przewiewna sukienka, torba i portfel.

Wychodzę. Samochody mijają pobliski zagajnik i staw. Spoglądam w stronę stawu. Dzikie kaczki pluszczą się i trzepocą skrzydłami. Są szczęśliwe. Tak myślę.

– Dzień dobry. – Słyszę serdeczne powitanie. – Śliczny ma pani kapelusik. Na upał w sam raz. Chroni głowę przed natrętnym, rozżarzonym słońcem.

Takie powitanie i komplement z samego rana wprawiają w dobry humor.

– Dzień dobry. Dziękuję. – Odwzajemniam się nieśmiałym uśmiechem.

– Dokąd tak z rana?... Spacerek?

– O, tak – odpowiadam nieco zakłopotana.

Ludzie tutaj życzliwi i uczynni. Doświadczam tego na własnej skórze. Niemal codziennie. O każdej porze dnia. Wykluczam noc oczywiście!

Biorę koszyk na zakupy. Z półki olej, warzywa, owoce, małą kajzerkę i wkładam do koszyka wybrane produkty. Brakuje mi tylko jednej rzeczy – octu. Wolno się rozglądam. Podchodzę do kasy.

– Przepraszam panią, na której półce jest ocet?

Mieszkam tu już jakiś czas i powinnam to wiedzieć. W końcu w sklepie nie pierwszy raz jestem.

– Nie mamy octu. Już cały miesiąc.

Młoda kobieta śmieje się bardzo głośno.

Dotykam dłonią policzka. „Jak to?”

– Widzi pani, do czego doszło? Musi pani iść do sklepu pana P. Tam powinien być.

– A słoiki są?

– Nie, nie ma. Mamy tylko zakrętki.

Teraz ja wpadam w histeryczny śmiech. Pani przy kasie odwzajemnia się tym samym. Śmiech rozlega się po całym markecie.

Podchodzę do kasy. Młoda kobieta próbuje wytłumaczyć pewne braki w towarze.

– Nie ma w hurtowni, w której zamawiamy towar – tłumaczy i śmieje się szczerze. – Widzi pani, kiedyś był tylko ocet, reszta na kartki. Teraz brak octu. Od pozostałych produktów półki się uginają.

– Skąd to pani wie? – pytam. – Jest pani młodą osobą. Siłą rzeczy nie przeżyła pani tego.

– Tato mi opowiada o tamtych czasach. O stanie wojennym również.

Jestem miłe zaskoczona. To, że opowiada córce o tamtych czasach, jest miłe, co podziwiam. Sam fakt rozmów z córką świadczy o ich bliskim kontakcie emocjonalnym. Stan wojenny dla większości młodych ludzi to jedna wielka niewiadoma. Dążenie do poznania historii stanu wojennego jest, powiem dosadnie, obojętne. Nie wgłębiałam się bliżej w meritum sprawy.

– Uszanowanie dla tatusia. Jestem pełna podziwu, że potrafi pani przekazać i przybliżyć historię tamtych czasów – powiedziałam. – A ocet proszę sprowadzić.

Uśmiechnęłam się i wyszłam.

No cóż! Mądrą mamy młodzież, mimo wszystko.

Poza wszelką normą

Zaczynam prozaicznie. Proszę jednak wytrwać. Tak, to prawda. Zgubiłam wąż od mojego odkurzacza. To był normalny wąż z małą nasadką. Przyzwyczaiłam się do odkurzacza, do węża, nasadki, bo bardzo poręczny ten odkurzacz. Wąż nie za długi, giętki. Odkurzacz również lekki i bardzo przydatny. Ten wąż jest w zupełnie innym miejscu niż mój mały, lekki odkurzacz. Zwykle wyciągam go i podłączam do odkurzacza. Po prostu małe mieszkanie i w całości nie mieści się między szafą a ścianą. Za to w szafie na dolnej półce z powodzeniem. Zwykle wyciągam najpierw odkurzacz, a potem wąż z nasadką. Jestem wtedy gospodynią domową, a dokładniej sprzątaczką. W kilka sekund przeistaczam się w inną osobę. Łatwo wtedy, po sprzątaniu, kiedy opadają siły, zapomnieć o obowiązku sprzątania mieszkania.

Jestem panią tego mieszkania. Robię, co mi się żywnie podoba. Śpiewam, maluję się, piszę opowiadania. Tak jak w tej chwili. Jestem szczęśliwa. Do bólu szczęśliwa. Mój świętej pamięci mąż zwykle mówił: „róbta, co chceta, obyście byli szczęśliwi”. Miał rację.

Ale skoro wąż się gdzieś zawieruszył… Przeszukałam kilka razy szafę i zajrzałam za kanapę. Wszystkie kąty, gdzie mogłam go włożyć – za łóżkiem, biurkiem, za półkami. Nic.

Przeszukałam oczywiście garaż, piwnicę. Nie pamiętam. Amnezja. Szkoda, bo był fajny. A co gorsza, odkurzacz stoi bezczynny. Bezrobotny. Patrzę na niego z politowaniem. To z pewnością jest złośliwość przedmiotów martwych.

Są jednak inne zmartwienia niż wąż do odkurzacza. Pogodziłam się ze stratą i zapomniałam o tym. Nie myślałam już o nim nawet wtedy, kiedy opustoszyłam szafę, żeby poukładać swoje ubrania na nowo. Lubię porządek w szafie. Łatwiej jest schować wszystkie rzeczy. A jest tego nie powiem, jest! Przy tej okazji odłożyłam nieco ubrań dla Caritasu. Pozbywam się wtedy nawet tych, które lubię. Zbierają co jakiś czas spod posesji worki z ubraniami dla biednych ludzi. Trzeba pomagać ludziom. A może zamyślona wrzuciłam wąż do takiego dobroczynnego worka?

To byłoby jakieś wytłumaczenie. Ale co w takim razie z moim odkurzaczem i pozostałymi częściami? Przecież nie dopasuję węża z innego odkurzacza do tego, co mam. Pogodziłam się więc ze stratą. Pomyślałam, że czas kupić porządny odkurzacz. Przyznam się, że trudno mi będzie rozstać się z tym martwym przedmiotem. Stał taki bezrobotny w kącie. Między szafą a ścianą. Opowiadanie krótkie i bez puenty. Tajemnicze zniknięcie węża z małą nasadką nie wytrzyma ogromnej konkurencji z tym, co codziennie podaje prasa i telewizja. Ale nie przerywajcie czytania. To jest tylko preludium. Będzie ciekawiej. Obiecuję na sto procent!

Należę do tych bezsennych. Zasypia mi się ciężko, a jak mi się już uda, to razem z sennymi marami. Krzątam się gdzieś po jakichś mieszkaniach, widzę to podłogę, to sufit, to ściany, to znowu żyrandol, a mieszkanie wielkie… nie ma końca. Bywają również inne majaki czy też zjawy. Ten sen – gdzieś nad ranem był inny. Taki rzeczywisty. Mary miały lepszy dzień, dobrze oświetliły mieszkanie. Wyraźnie było widać szafę w mojej sypialni. Nocną lampkę, żelazne kute łóżko, wyraźnie widziałam poduszkę i kołdrę, którą odrzuciłam jednym ruchem. Wstałam szybko z łóżka, otworzyłam szafę i schyliłam się do najniższej półki. Tam trzymam pudła z butami. Wyrzuciłam je z szafy i zajrzałam w czeluście szafy. Pod niewielkim kocem leżał mój wąż. Wyglądał, jakby czekał na wsunięcie go w otwór odkurzacza. Jeden koniec węża był podniesiony, drugi zaś – skulony jak ogon węża (Serpen Cauda z gwiazdozbioru).

Zdecydowanym ruchem wyciągnęłam wąż spod koca. Sen w tej samej chwili się skończył.

Wstałam i zaparzyłam sobie bardzo mocną kawę. Pomyślałam, że dobrze byłoby, gdyby to była jawa.

Usiadłam do komputera i zaczęłam pisać opowiadanie dla dzieci. Chciałam przybliżyć dzieciakom trochę wiedzy ze „Świata Zofii”. Siedziałam nad komputerem i stukałam w klawiaturę. Przez kilka godzin. Nie można wówczas myśleć o czym innym. Trzeba w tekst włożyć dużo serca, by stał się dla maluchów zrozumiały i przede wszystkim ciekawy. Minęła godzina, może dwie, stukania w klawiaturę w ciszy i skupieniu. W całkowitej pustce, rozkosznej pustce. I nagle… po prostu wstałam z fotela, otworzyłam szafę, nachyliłam się nad dolną półką i odsunęłam mały kocyk.

Pewnym ruchem wyciągnęłam wąż. Stałam z nim w sypialni przez dłuższy czas i patrzyłam na niego z wielkimi, wyłupiastymi oczami i rozwartymi ustami. Czekałam, aż sen się skończy… chyba sen! Bo bywają powroty snów. Nie obudziłam się.

Parzę kawę każdego ranka, idę do piekarni po bułeczki, zmywam, gotuję, piszę, idę na cmentarz porozmawiać z mężem. Chociażby o takim dniu i nocy, jak ten, który minął. I modlę się do św. Antoniego o to, by znalazł chociażby jedną rzecz, którą zgubiłam. I nic! Widocznie ma dużo zleceń. Trzeba poczekać! Ot co!

I co to było właściwie? Co o tym myśleć, jeśli nie jestem na jawie? Jasnowidzenie?

Może coś nie tak z głową? Wizje paranormalne mają inny wymiar niż wąż odkurzacza. O, kurczę! Ale zamiast węża powinien siedzieć św. Antoni. Myślę, że nie można sobie odpowiedzieć na to pytanie. Sądzę, że nikt nie zna odpowiedzi, może to mała cząstka tego, co nie ma barier czasu i przestrzeni. Jest to coś, co nie porusza się w czasie. Zwykły wąż do odkurzacza i mnóstwo nietuzinkowych, wszelakich myśli, które mają sens, pod warunkiem że piszę to na jawie.

O kurczę, nie wierzę!!!

Koniec Wersji Demonstracyjnej