Przyjaciółki na wakacjach - Jadwiga Grabara - ebook

Przyjaciółki na wakacjach ebook

Jadwiga Grabara

3,5

Opis

Po roku wypełnionym pracą i studiami trzy przyjaciółki wyjeżdżają na zasłużony wypoczynek do Sopotu. Znad morza mają nadzieję przywieźć opaleniznę, bursztynowe pamiątki i… nowe znajomości. Wszystkie trzy życzenia szybko się spełniają. Jednak czy sympatyczni współpasażerowie z pociągu nie zawiodą ich zaufania i czy wakacyjny flirt będzie miał szansę przerodzić się w coś głębszego?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 411

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (4 oceny)
2
0
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Jadwiga Grabara
Przyjaciółki na wakacjach
© Copyright by Jadwiga Grabara 2018
ISBN 978-83-7564-555-2
Wydawnictwo My Bookwww.mybook.pl
Publikacja chroniona prawem autorskim.Zabrania się jej kopiowania, publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży bez zgody Wydawcy.

Mroźna zima i chłodna pora wiosenna szybko minęły. Nastało oczekiwane lato. Słońce złocistymi promieniami ogrzewało nie tylko ląd, ale także serca wyjeżdżających na urlopy, kolonie i obozy. Letnie marzenia zaczęły się spełniać. Eliza wyszła z pokoju, trzaskając głośno drzwiami.

– To przeciąg – powiedziała do stojących w korytarzu koleżanek.

Minęła je, nie zatrzymując się na pogaduszkach. Wolno udała się załatwiać własne sprawy, rozmyślając o wyjeździe.

Morze, szum fal, gorący piasek pod stopami – uśmiechnęła się na myśl o urlopie. Plażowicze, którzy nie tylko wygrzewać będą na słońcu dolegliwości reumatyczne, ale także opalać na brąz skórę. Krzyku mew, zapachu morskiej wody i klimatu beztroskiego lata, tego właśnie potrzebuję – pomyślała, głośno wzdychając. A co tam. Żyje się raz i niech się dzieje, co ma się dziać – wzruszyła ramionami.

Długim korytarzem kroczyła przed siebie, trzymając w ręku wypisany wniosek na urlop. Z uśmiechem na twarzy weszła do kadr. Rozglądała się po pokoju i wymachiwała kartką.

– Urlop? – zapytała kadrowa, wyciągając rękę po druczek.

– Tak – odpowiedziała Eliza. – Właśnie wybieram się na zasłużony wypoczynek.

Kadrowa wzruszyła ramionami i uniosła głowę.

– Tak długo, aż trzy tygodnie? – zdziwiła się. Nadęła usta i przyglądała się Elizie.

– A co pani tak się dziwi? W pierwszej kolejności wybieram zaległy. Zapłacić nie chcecie, to nie mam innego wyjścia. A także kilka dni bieżącego biorę i wyruszam w świat. A co się będę szczypać. Tyle mojego! Urlop mam, więc jadę, gdzie mnie oczy poniosą!

Uśmiechnęła się i trzymając w dłoni skoroszyt, bębniła po nim palcami. Kątem oka obserwowała siedzące przy biurkach kadrowe. One z ciekawością słuchały jej słów, które jak potok płynęły z jej ust.

– W świat? Dzisiaj bardzo niebezpiecznie jest w świecie. Tyle się słyszy okropności, że aż strach gdziekolwiek wyruszać. Nie lepiej pojechać gdzieś w nasze strony? Spokojnie, blisko domu i bezpiecznie.

– Nie wszędzie jest niebezpiecznie. Oczywiście, że nie pojechałabym nigdzie daleko, proszę pani. Jeżeli już, to nad nasze piękne morze.

– Otóż to. Nasze morze też jest niczego sobie. Oby tylko nie padało. Tobie, Eliza mam nadzieję, że słońce będzie świecić.

Wstała zza biurka, i podeszła do szafy, w której znajdowały się teczki osobowe. Wyjęła jedną z nich i wpięła kartę urlopową. Spojrzała na Elizę i uśmiechnęła się, delikatnie wykrzywiając usta.

– Właśnie – przytaknęła Eliza, poprawiając zalotnie grzywkę. – Dziękuję, ja także mam nadzieję, że deszcz ominie morze. Już niedługo będę się w nim kąpać. Słuchać szumu fal, a powiew wiatru, rozwiewać będzie moje włosy. Nie mówiąc o przystojnym marynarzu, obok mnie – dodała.

Z uśmiechem rozglądała się wkoło, wciąż unosząc dumnie głowę.

Obecne w pokoju koleżanki spojrzały na Elizę. Ona widząc ich zazdrosny wzrok, zadarła nos jeszcze wyżej, kierując się do drzwi.

– Baj – rzekła, wychodząc z pokoju.

– Baj – odpowiedziały, fukając z zazdrości.

– Takiej to dobrze – odezwała się Julka. – Ha, ha, przystojny marynarz, myślałby kto – mówiła z zazdrością i nerwowo wciskała do szafy segregator, który nie bardzo chciał się zmieścić między innymi.

– Dlaczego tak mówisz? – zapytała Ewa. – Każdemu wolno pomarzyć – dodała, uśmiechając się pod nosem.

– Julka jej zazdrości, widać to na odległość – wtrąciła szefowa.

Uśmiechała się także, nie podnosząc głowy znad biurka.

– Akurat! Jakby było czego – mruknęła pod nosem i wykrzywiła usta.

– Jest, jest – odezwała się Ewa. – Nie udawaj, że tego nie widzisz. Chociaż tak prawdę mówiąc, tobie też niczego nie brakuje, gdybyś bardziej o siebie zadbała.

– Nie bądź taka przemądrzała – odgryzła się Julka.

Odwróciła się tyłem do koleżanki i mruczała coś pod nosem.

– A ty upierdliwa – roześmiała się Ewa. – Ciągle kogoś krytykujesz! Przystopuj trochę!

Tamta patrzyła na koleżankę ze złością.

– Dobra, dobra. Ty też musiałabyś usunąć wiele usterek, żeby jej dorównać.

– Ale piękna jest, musisz przyznać. A co do moich niedoskonałości, to wiem, że nigdy jej nie dorównam. A poza tym to nic ci do tego. – Ze złością zamknęła szufladę w biurku i odwróciła się bokiem do koleżanki.

– Przestańcie! – zdenerwowała się szefowa. – Nie pora na kłótnie! Jak wam nie wstyd, takim tonem rozmawiać ze sobą!? Co się z wami dzieje!? To nie jarmark! – mówiła głośno i zdecydowanie, wertując chaotycznie dokumenty.

– Przepraszam – powiedziała Ewa. Pochyliła zawstydzona głowę i spod oka patrzyła na szefową.

– Ja także przepraszam – rzekła pokornie Julka. – My się nie kłócimy, tylko trochę głośniej dyskutujemy, szefowo.

– Dobra, dobra. Ja wiem swoje. Bierzcie się za robotę. A plotkować, jak wam sprawia to przyjemność, proszę po pracy.

– Oj, szefowo, nie złość się – szepnęła Ewa.

– Bez dyskusji! – stanowczym głosem powiedziała kadrowa, układając równo teczki z aktami na biurku.

W dziale personalnym zapanowała cisza.

Tymczasem pewna siebie Eliza zbliżała się do działu sprzedaży. Z daleka zauważyła klucze w drzwiach. Nucąc ulubioną melodię, otworzyła je i weszła do pokoju. Słońce mocno przygrzewało. Promienie wpadały przez szyby do wnętrza pokoju. Ostrym blaskiem raziły oczy. Podeszła prędko do okna i opuściła żaluzje. Natychmiast poczuła ulgę.

Dobrze, że idę na urlop. Nie będę musiała w tym ukropie siedzieć osiem godzin – pomyślała i nie miała ochoty wziąć się do pracy. Przed oczami miała morze, przystojnego marynarza i wymyślone przez siebie sytuacje, które miała zamiar przeżyć.

Po chwili do pokoju weszły rozbawione koleżanki. Marzenia Elizy prysnęły. Dziewczyny rozpakowały z reklamówki zakupy i wachlując się kartkami papieru, wzdychały, zmęczone dusznością, jaka panowała w pomieszczeniach. Otwierały okna, drzwi, ale to na wiele się nie zdało. Rozsiadły się każda na swoim krześle przy biurku, wyciągały nogi i raczyły się zimną wodą mineralną.

– Jak tu pracować? – odezwała się Zosia.

Nalewała do szklanki wodę z butelki i szybko ją wypijała.

– Właśnie – przytaknęła Ela. – A tu jeszcze tyle godzin przed nami. – Spojrzała na koleżanki, głośno wzdychając.

– A gdzie jest kierowniczka? – zapytała Eliza. Uniosła głowę, nasłuchując, czy nie jest u siebie w pokoju.

– Poszła do dyrekcji – odpowiedziała Zosia. Wycierała chusteczką pot z czoła i wzdychała głośno.

– Długo coś tam siedzi – stwierdziła Ela, oglądając paznokcie u rąk.

– No, też mi się tak zdaje – przytaknęła Zosia. – Pewnie ma jakieś ważne sprawy. Przyjdzie, to powie, co ją zatrzymało. Ale co tam. Nasza koleżanka już niedługo będzie szaleć nad morzem, a my będziemy pocić się nad robotą. Jak sobie pomyślę o tym, to zazdrość mnie zżera – dodała, głośno wzdychając.

– Nie narzekajcie – wzburzyła się Eliza. – Przecież trzymamy się planu. Tak było ustalone. O co ci chodzi? Zapomniałaś, że wspólnie ustalałyśmy plan urlopów – fuknęła, grożąc palcem koleżance.

– Oczywiście. Tak tylko powiedziałam. Wybacz, ale ten upał chyba źle na mnie wpływa.

– A tak między nami, to wiesz już, dokąd jedziesz? – zapytała Ela.

– Jeszcze wszystko jest w rozsypce. Beata chce jechać do Darłowa, natomiast Adela cały czas namawia nas na wyjazd gdzieś dalej. Kilka lat temu była w Nesebyrze i ma chęć pojechać tam jeszcze raz. Twierdzi, że to blisko i mieszkańcy są bardzo przyjaźni. Poza tym można się łatwo dogadać i słońce szybko opala. Może się skusimy. Właściwie ja wolałabym spędzić urlop gdzieś w kraju. Ale jak będą nalegać na wyjazd nawet w egzotyczne strony, nie będę stawiać oporu. Mnie tam w końcu bez różnicy. Chociaż mam obawy. Świat staje się taki niebezpieczny, że nie wiem, czy jest sens wyjeżdżać gdzieś poza granice własnego kraju. W końcu po to jadę na urlop, by spędzić go w spokoju. Pewnie, że egzotyka ciągnie, ale zobaczymy, jak to się jeszcze nam ułoży. Dzisiaj jedziemy tu, a za moment okaże się, że już gdzieś indziej. Nie możemy się zdecydować. Myślę, że raczej będzie to nasze morze. Nie ma co wymyślać. Ja chcę wdychać morskie powietrze i bawić się bez strachu.

– A, no pewnie – chichotała Ela. – Nie ma co się szczypać. W końcu to urlop. Żyje się raz. Kto wie, co nas czeka za rok? Jak szaleć, to szaleć i nie żałować sobie!

– Nie opowiadaj bzdur! – zirytowała się Zosia.

– A co, źle mówię? – wzdrygnęła się Ela, wykrzywiając usta.

– Oczywiście! Głupoty wygadujesz! Dobrze wiesz, ile niebezpieczeństw czyha na nas. Chyba nie muszę ci tłumaczyć?

– Pewnie, że nie musisz – wzruszyła ramionami Ela. – Nasza Zosia jak zwykle ostrożna, układna i akuratna. Nic na to nie poradzimy, że jesteśmy młode, piękne i seksowne. I chcę, abyśmy jak najdłużej takie były.

– Zosia mówi prawdę – wtrąciła Eliza. – Musimy być ostrożne. Dobrze, że jesteśmy piękne, ale oprócz urody, otwórzmy szufladę z rozumem. Radziłabym to każdej z nas.

– Następna świętoszka – wzburzyła się Ela. – Myślałby kto. Z jakiego świata jesteście? Zachowujecie się jak stare panny. Całe szczęście, że nie jeżdżę z wami, bo chyba bym się zanudziła – dodała, chrząkając.

– Wiesz, co Elka, nie wierzę w to, co mówisz – wzdrygnęła się Zosia.

– To masz problem.

– Paplasz sama nie wiesz co. Mogę się założyć, że nie jesteś lepsza od nas. Nie udawaj cwaniary, bo nią nie jesteś. I nie musisz przed nami szpanować. – Spojrzała na nią ze złością.

– Skąd wiesz, co siedzi we mnie. Nie byłaś ze mną na wczasach. Moje drogie, na urlopie bawię się świetnie. Niczego sobie nie żałuję. – Wzruszyła obojętnie ramionami i uśmiechała się pod nosem.

– Szał ciał – odezwała się Eliza. Przysunęła się z krzesłem bliżej biurka.

– I nie tylko! – odgryzła się Ela. Wpinała do segregatora dokument i zaciskała usta.

– Baju, baju, będziemy w raju, jak to mówią niektórzy – wtrąciła Zosia. – Dobra, dziewczyny, dajcie temu spokój. Lepiej bierzmy się za robotę, a nie za łby. – Przysunęła się z krzesłem bliżej do komputera, gotowa do pracy.

Przez krótką chwilę trwała cisza. Nagle głośno otworzyły się drzwi, w których ukazała się szefowa działu. Aby ukryć przed ciekawskimi spojrzeniami zarumienioną twarz i szkliste oczy, szybko weszła do swojego pokoju. Spojrzała w lustro wiszące na ścianie obok drewnianego wieszaka. Przeraziła się, widząc purpurę na policzkach. Usiadła w fotelu i zapaliła długiego, cienkiego papierosa. Zapach dymu unosił się w powietrzu. Czuć go było w całym dziale. Tego mi jeszcze brakowało – pomyślała zakłopotana. Chyba straciłam rozum – chrząknęła, jeszcze bardziej czerwieniąc się za rozluźnienie dyscypliny, jakiego dopuściła się w pracy. No to mam przechlapane. Ciekawskie mi nie odpuszczą. Chociaż nie wiem, dlaczego się lękam. Nie muszę być świętoszką. No i co, że wypiłam kieliszek koniaku z szefem, każda by tak chciała. Zazdroszczą mi i dlatego będą mnie osądzać – usprawiedliwiała się przed samą sobą.

Przez dłuższą chwilę nie wychodziła z pokoju. Czekała, aż rumieniec zniknie jej z twarzy. Polecenia podwładnym wydawała telefonicznie. Zaparzyła mocną kawę, rozsiadła się wygodnie za biurkiem i dała się ponieść marzeniom.

Słońce wciąż mocno przygrzewało. Promienie, mimo zasłoniętych okien, wpadały przez szpary żaluzji i ostrym blaskiem raziły jej oczy. Odwróciła się bokiem do okna, nie mając ochoty wstać z krzesła, by poprawić żaluzje.

– Ciekawe, dlaczego się zamknęła w pokoju? – zapytała Eliza.

– Pewnie oberwała po nosie od władzy i teraz szlocha – śmiała się Zosia.

– Nie wiecie dlaczego? – zdziwiła się Ela. Odsunęła od siebie dokumenty.

– A skąd niby mamy wiedzieć – powiedziała z ironią Eliza. – Przecież nie jesteśmy jej Aniołami Stróżami fruwającymi nad głową. Nie widzimy, gdzie łazi, a tym bardziej, co wyczynia. A właściwie, mnie to nie obchodzi. Lubię ją i nie będę o niej mówić czegoś, czego nie widziałam na własne oczy. Oczerniać kogoś jest łatwo. Dziewczyny, przecież my jesteśmy tolerancyjne. Odpuśćmy sobie ciekawość. To nasza szefowa i nie chciałabym, aby ktoś inny miał ją zastąpić.

– Eliza ma rację – skwitowała Ela. – Dobrze mówi. To młoda kobieta. Mieści się w przedziale naszego wieku. Jeśli się mają ku sobie, to mogę jej tylko pogratulować.

– Czekaj, to znaczy, że ona i on… – Zosia nie dokończyła tego, co chciała powiedzieć. Zasłoniła usta dłonią i była wielce zdziwiona.

– Żebyś wiedziała – powiedziała półgłosem Ela. Dumna, że zna tajemnicę szefowej, czekała na reakcję koleżanek.

– Ale numer! – krzyknęła Zosia ze zdziwieniem, śmiejąc się głośno. – Nigdy bym jej o to nie podejrzewała – dodała. Wciąż się śmiała i zasłaniała usta dłonią.

– Ja też – wtrąciła Eliza. – Myślałam, że ma lepszy gust. – Wydychała głośno powietrze, a na jej twarzy pojawił się grymas.

– A jej właśnie podoba się taki typ mężczyzny – skwitowała Ela, przysuwając z powrotem do siebie dokumenty.

Przez chwilę w pokoju znowu zapanowała cisza. Każda z dziewczyn przytłoczona była własnymi myślami. Starały się jakoś usytuować szefową obok faceta, który nie przyciągał zbytnio oczu kobiet. Chyba że tylko ze względu na stanowisko. Nie pomyślały o tym, że oprócz urody są jeszcze inne walory.

– No cóż, są gusta i guściki – westchnęła Zosia, wycierając chusteczką mokrą od potu szyję.

– Nie moja sprawa – wzruszyła ramionami Eliza. – Ja wyjeżdżam na urlop i wszystko, co mnie nie dotyczy, mam gdzieś. – Uniosła głowę, przeglądając się w podręcznym lusterku.

– Zazdroszczę ci, koleżanko, że będziesz już na urlopie – powiedziała szeptem Zosia, wyłączając komputer.

– Nie masz czego zazdrościć.

– Zapomnisz chociaż przez kilka dni o sprzedaży, reklamacjach i fakturach. Ojejku, ale masz fajnie.

– Przecież ty też pójdziesz na urlop, gdy przyjdzie twoja kolej – uśmiechała się Eliza, robiąc miny do odbicia w lusterku.

– Niby tak. Ale wiesz, jak to jest. Fajnie byłoby, gdybyśmy poszły wszystkie razem.

– To niemożliwe Zosiu – wtrąciła Ela, wycierając mokrą filiżankę ręcznikiem papierowym. – Ktoś musi pracować. Nie wszyscy mogą balować jednocześnie. – Spojrzała na koleżanki i sięgnęła po kolejną szklankę.

Ponownie nastała chwila ciszy. Zbliżała się godzina wyjścia do domu. Pod koniec dnia pracy milkły telefony. Nikt po nic nie przychodził. Można by pomyśleć, że pracę kończy się jeszcze wcześniej. Nikomu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Był to czas, by umyć filiżanki, pozamykać szafy, biurka i oczywiście poprawić fryzurę i makijaż.

Nagle otworzyły się drzwi do pokoju kierowniczki. Oczy dziewczyn, jak na rozkaz, spojrzały jednocześnie w tym samym kierunku. W drzwiach ukazała się uśmiechnięta szefowa, trzymając w ręku faktury.

– Widzę, że szykujecie się do wyjścia. Nie zauważyłam, że to już koniec pracy na dzisiaj. Czy ty, Elizo, dostarczyłaś kartę urlopową do kadr?

– Tak, szefowo. Wszystko mam już załatwione.

– Dobrze. A jakieś sprawy niedokończone przekazałaś koleżankom?

– Właściwie to wszystko jest zrobione. Chyba że coś nagle może wystąpić, ale nie powinno być żadnych kłopotów. Dziewczyny sobie poradzą.

– Dobrze. To jutro już ciebie w pracy nie ma?

– Przyjdę jeszcze na godzinkę, może dwie i będę chciała wcześniej wyjść. Jeśli szefowa pozwoli.

– Cóż. Jeżeli koleżanki się zgadzają, to proszę bardzo.

– Oczywiście, że się zgadzamy – szybko wtrąciła Zosia. – I tak nie byłoby z niej żadnego pożytku. Myślami byłaby nad morzem, a nie przy fakturach.

– Cieszę się, że jesteście zgodne – uśmiechnęła się kierowniczka.

– Tak powinno być, szefowo – rzekła Ela. – Dlatego dobrze nam się pracuje razem. Chyba pani nie zaprzeczy.

– Zgadza się. Nie przeczę, ale się nie podlizuj. Muszę wam powiedzieć, że prezes ogłosił dwutygodniowy postój firmy od przyszłego tygodnia. W tym czasie będzie przeprowadzony przegląd maszyn produkcyjnych, konserwacja i takie tam techniczne sprawy. Także jest możliwość, abyście wszystkie mogły pójść na urlop. Ja zostanę i przypilnuję, gdyby trzeba było coś pilnego załatwić. Jest okazja. Jeżeli chcecie teraz wziąć wolne, to nie ma przeszkody. W każdym dziale zostaje jedna osoba. Zastanówcie się i dajcie mi znać, co postanowiłyście.

– Dobrze – odpowiedziała Ela. – Damy znać jutro. Ale u mnie może być problem, bo mam załatwione wczasy w innym terminie. Nie sadzę, żeby dało się przesunąć. Już mam zapłacony przewóz i dwutygodniowy pobyt.

– Ja mogę, szefowo, iść na urlop – powiedziała Zosia. – A ona niech zostanie w pracy. Nie ma problemu. Ja nigdzie nie wyjeżdżam – wzruszyła ramionami, robiąc przy tym zabawną minę.

– Uzgodnijcie to między sobą – powiedziała kierowniczka. – Jutro dacie mi znać.

Wyszła z działu, trzymając w ręce wciąż faktury.

Po chwili z firmy wychodzili pracownicy. Nie śpieszyli się zbytnio do domu. Jedni wsiadali do samochodów i ruszali przed siebie. Inni czekali przy wyjściu z budynku jeden na drugiego i rozbawieni szli w kierunku miejskiego parku. Słońce wciąż mocno przygrzewało. Takie właśnie bywa lato. Tu i ówdzie młode i piękne matki trzymając dzieci za rączkę, spacerowały alejkami. Zajadały lody, które szybko topiły się i spływały po waflu. Na ławkach, przytulone do siebie, siedziały młode pary. Często obok nich stał wózek ze śpiącym maleństwem. Eliza przyglądała się tym scenom. W myślach chciała dostrzec siebie w roli matki. One są w moim wieku. A może nawet młodsze – pomyślała, mijając następną parę z wózkiem. Westchnęła, idąc przed siebie.

Wieczorem udała się na umówione spotkanie do Adeli, aby wspólnie z przyjaciółkami, omówić szczegóły wyjazdu. Dyskusja trwała do późnych godzin wieczornych. I w końcu, jak się okazało, nic konkretnego nie uzgodniły. Postanowiły jechać w ciemno. Nawet nie wskazały miejscowości, gdzie będzie ich pierwszy przystanek. Z wyjazdu poza granice kraju zrezygnowały. Co do miejsca w kraju, nie było jednomyślności. Każda chciała jechać do innego miasta. Jedna do Jarosławca, a druga do Darłowa. Zdecydowały, że w pociągu pomyślą, gdzie wysiąść. Eliza trochę była przerażona perspektywą wielu dni przebywania z przyjaciółkami.

Coś mi się zdaje, że będą kłopoty – pomyślała i przez chwilę żałowała, że dała się namówić na taki wyjazd. Muszę się rozluźnić i nie szukać dziury w całym, ale dać ponieść się przygodzie, jaka z nimi mnie czeka – uśmiechnęła się w myślach do siebie.

Czas mijał szybko. Następnego dnia z samego rana udała się do biura. Gdy weszła do pokoju, koleżanki siedziały przy biurkach i rozmawiały z szefową. Kierowniczka, oparta o framugę drzwi, śmiała się, rozbawiona dyskusją.

– Chyba się nie spóźniłam? – zapytała Eliza, szybko zamykając drzwi.

– Nie, skądże – odpowiedziała szefowa. – Właśnie czekamy na ciebie. Dobrze, że już jesteś. I co wymyśliłyście? Wiesz, dokąd jedziecie?

– Doszłyśmy do wniosku, że w pociągu pomyślimy, gdzie wysiąść.

– Ty chyba żartujesz? – zdziwiła się Ela, marszcząc czoło. – Przecież bilety musicie kupić do jakiegoś miejsca pobytu. Coś mi się wydaje, że kręcicie – dodała wzburzona.

– Szalone! – wtórowała Zosia ze złością.

Szefowa zaniemówiła. Patrzyła na reakcję koleżanek i nie mogła uwierzyć, że ta wspaniała, mądra Eliza, bierze udział w czymś takim. Nie wytrzymała dłużej…

– Co ja słyszę! To nie może być prawda! Mam nadzieję, że to żart! – Jej głos był zdecydowany i poważany.

– Dlaczego szefową to dziwi? Teraz tak się jeździ. Tylko rodziny i starsi planują, gdzie, kiedy, za ile. Młodzi nie przywiązują zbytnio wagi do szczegółów, a jeszcze gdy portfel nie jest zbyt gruby… Raczej powiedziałabym, jeśli jest cieniutki, cieniusieńki. To może być nasz ostatni wyjazd na luzie. W przyszłym roku będziemy starsze i może nie będziemy chciały włóczęgi. Ale póki co myślę, że nie będzie tak źle. Przed nami przygoda. Jedziemy w ślepo na chybił trafił.

– Oj, Eliza, mam nadzieję, że ta przygoda dobrze się zakończy – westchnęła Ela, dolewając do filiżanki wodę z czajnika.

– I ty to mówisz. O ile wiem, lubisz spontaniczność i pełen luz.

– Oczywiście, ale na pewnym gruncie. Mogę szaleć, jednak muszę wiedzieć, gdzie mam przystań. Na chybił trafił to mogę zagrać w lotto.

– Spoko. Ja wiem, że będzie dobrze. Obiecuję wam, że za trzy tygodnie ujrzycie mnie opaloną, wyluzowaną, a kto wie, może poznam jakiegoś fajnego marynarza. Liczę na to.

– Raczej bądź ostrożna z nawiązywaniem znajomości – wtrąciła Zosia, przyglądając się koleżance. – Czarować to oni potrafią. A gdy się dowiedzą, w jaki sposób spędzacie urlop, to mogę się założyć, że się od nich nie uwolnicie. Będą wam dreptać po piętach i wściekłe wyjedziecie.

– Nie wiem, dlaczego zgodziłaś się na taki niepewny wyjazd – z niepokojem mówiła szefowa. – Koleżanki mają rację, że cię ostrzegają. Przecież jesteś mądrą i rozsądną dziewczyną. Stać cię na wykupienie zorganizowanego wypoczynku. Wiesz, dokąd jedziesz, masz pokój, zagwarantowany posiłek. Eliza, powiedz szczerze, czy na pewno takiego wyjazdu chcesz? – Patrzyła na nią z niedowierzaniem i obawą.

– Moje koleżanki to studentki z pustym portfelem. Studiują zaocznie, więc muszą na czesne zapracować. Pracują czasami, jak uda im się coś znaleźć. Mają nadzieję, że nad morzem zatrudnią się do pracy sezonowej. Chociażby nawet gdzieś w barze. Chcą przez całe lato tam zostać i zarobić trochę forsy. To moje przyjaciółki, wobec tego nieważne, czy mi się to podoba czy nie. Po prostu jadę z nimi.

– A co z ich egzaminami? – dociekała szefowa.

– W porządku. Radzą sobie. Nie mają zaległych egzaminów. Ale gdyby coś było nie tak, to przekładają na inny termin. Nie ma problemu. Już postanowione, jedziemy, gdzie nas pociąg zawiezie.

– Skoro podjęłaś taką decyzję… – wzruszyła ramionami.

– Podjęłyśmy wspólnie, proszę pani.

– Ale bądź ostrożna. Licho nie śpi. Rodzice wiedzą, jak spędzisz urlop?

– Tak. Nie mają nic przeciwko temu. Tato powiedział: „Jesteś dorosła, sama o sobie decydujesz”. Mamie nie bardzo się to podobało, ale w końcu machnęła ręką.

– To kiedy wyjeżdżacie? – zapytała Ela.

– Jutro rano. Mamy pociąg, którym bezpośrednio dojedziemy tam, gdzie będziemy chciały być. Pasuje nam, bo będziemy miały możliwość zdecydować, gdzie kończymy podróż.

– To trzymaj się i wracaj do nas – powiedziała szefowa, stojąc przy drzwiach. – Daj znać od czasu do czasu. Chcemy wiedzieć, jak wypoczywasz. Chyba nie masz nam tego za złe? – dodała, wychodząc z pokoju.

Przecież mam komórkę i mogę dawać znać co chwilę. A jak wypoczywam, to nie bardzo chciałabym o tym opowiadać. To moja prywatna sprawa – mówiła w myślach do siebie.

– Przyrzeknij nam, że będziesz uważać na siebie – mówiła z troską Ela. – Nie miej nam za złe, że się martwimy o ciebie. W razie czego skracaj pobyt i wracaj. – Podeszła do Elizy i przytuliła ją mocno.

– Przyrzekam wam. Tak zrobię. To co, nie będę siedzieć dłużej z wami. Nic tu po mnie. Po drodze zrobię jakieś zakupy. I pomyślę, co mam zabrać ze sobą na tę włóczęgę.

– Może napijesz się z nami kawy? – zaproponowała Zosia.

– Nie, dziękuje, już piłam.

– Wiem, co czujesz przed wyjazdem – rzekła Ela. – Ja też tak mam. Nie będziemy cię zatrzymywać. Załatwiaj swoje sprawy i powodzenia nad morzem. Poznaj przystojnego marynarza, skoro po to jedziesz. – Spojrzała na koleżankę i puściła do niej oko.

– To przy okazji, ale mam nadzieję, że tak się stanie. Trzymajcie się. Będę dzwonić do was.

Wyszła z budynku biurowca i udała się w kierunku domu. W pobliżu był supermarket. Sprawdziła, ile ma pieniędzy w portfelu, i stwierdziła, że niewiele. Podeszła do bankomatu. Wybrała większą sumę i schowała w tajną przegródkę portfela. Sprawdziła wyciąg bankowy, aby wiedzieć, ile ma jeszcze do dyspozycji, po czym wrzuciła kartkę do kosza.

Rozmyślając o wyjeździe, udała się do domu. Dlaczego mnie straszą – pomyślała? Fajne koleżanki, ale jakieś zacofane. Wszystko muszą mieć ułożone, akuratne. Napędziły mi trochę pietra, nie ma co ukrywać. Teraz sama nie wiem, czy to dobry pomysł jechać w ciemno. Przyjedziemy wieczorem – i gdzie szukać noclegu? Będziemy śpiące po podróży, głodne i pragnące ciepłej kąpieli. Jeszcze jest trochę czasu. Może poszukać przez Internet jakiegoś pokoju. O rany, zaczynam panikować – westchnęła, rozglądając się wokoło.

Z daleka zauważyła zbliżające się koleżanki ze szkolnych lat. Machały rękami, głośno śmiejąc się i przywołując jej imię. Odwzajemniała się tym samym.

– A was co tak bawi? – spytała, witając się z każdą uściskiem.

– Cieszymy się wyjazdem nad morze – mówiła rozbawiona Diana. – Zaliczyłyśmy egzaminy, bo jak ci oczywiście nie wiadomo, no, bo i skąd, byłyśmy na kursie biegłych księgowych i teraz jedziemy poszaleć. Nie mogę się już doczekać. Wreszcie upragniona wolność. Długo trzeba było na nią czekać. Niestety. Ale w końcu jest.

– Taaak? Ja też jutro jadę nad morze.

– Jakoś nie widać tego po tobie – wtrąciła Kasia, zdejmując słoneczne okulary.

– A co niby ma być widać? Nie rozumiem.

– Radości ci brakuje.

– Powiedz lepiej, sama jedziesz czy z facetem? – zapytała, Diana. Była bardzo ciekawa, czy koleżanka ma chłopaka.

– Jeszcze nie z facetem. Jadę z Beatą i Adelą.

– Ale numer – roześmiała się Diana, puszczając oko do Kasi.

– Dlaczego tak mówisz? – wystraszyła się Eliza. Patrzyła na nią pełna lęku.

– Bo z nimi będziesz miała przerąbane i pełno problemów. – Ukrywała uśmiech, zasłaniając usta dłonią.

– Przestań! Głupoty wygadujesz! Jakich problemów? Jeździmy czasami razem i nie było żadnego kłopotu. Nie przypominam sobie. Wręcz przeciwnie. Zdziwiona jestem twoją opinią. Dlaczego tak mówisz? – Była wzburzona tym, co usłyszała.

– Nie spodziewałam się, że jeździcie razem – wzruszyła ramionami Diana. – Może faktycznie przesadziłam trochę. – Fuknęła pod nosem. Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć.

– Tak mi się zdaje – szepnęła Eliza. Patrzyła w oczy koleżance, jakby chciała w nich wyczytać, czy jest z nią szczera.

– Mam nadzieję, że wiesz, gdzie będziecie mieszkały? – zapytała Kasia. – Macie rezerwację pokoi? – Czekała na odpowiedź, domyślając się, co może usłyszeć.

– Znajdziemy coś na miejscu, jak przyjedziemy. Mówiły, że nad morzem z pokojami do wynajęcia nie ma problemu. Więc nie ma takiej potrzeby, aby się martwić na zapas.

– Ale nie w sezonie! – krzyknęła Kasia. – Ja na twoim miejscu nie jechałabym w ciemno. Chyba że samochodem. Łatwiej się poruszać i szybciej można coś znaleźć. No, nie wiem, czy to dobry pomysł. Dla mnie to ryzyko, po nocy szukać pokoju. Chyba że noc spędzicie na plaży. A rano niewyspane, głodne będziecie szukać jakiegoś dachu nad głową. Czułam, że coś takiego usłyszę.

– Może tak być – wtrąciła Diana, marszcząc czoło. – Przyjedziecie na miejsce i okaże się, że będzie padał deszcz. No i co wtedy?

– O rany, wy także mnie straszycie. Przecież przyjedziemy późnym popołudniem. W ostateczności wieczorem, jeśli się pociąg opóźni. Jeszcze będzie widno. Sama już nie wiem, co zrobić. A może nie będzie tak źle. One sobie chwalą takie wyjazdy. Ja niekoniecznie. Ale przecież nie tylko my jedziemy w ciemno. Możecie zejść ze mnie i przestać w końcu mnie straszyć?

– Skoro tak uważasz – uśmiechnęła się Kasia, poklepując delikatnie Elizę po ramieniu. – Może spotkamy się gdzieś na plaży. Byłoby super.

– A do jakiej miejscowości macie zamiar dojechać? – spytała nagle Diana.

– Okolice Darłowa, Jarosławca, gdzieś tam.

– To chyba się spotkamy – z radością oznajmiła Kasia.

– My jedziemy do Jarosławca – wtrąciła Diana.

– Świetnie – uśmiechnęła się Eliza. – Będę miała oczy szeroko otwarte, wypatrując was. Trzymajcie się i do zobaczenia na plaży. Nie spalcie się zbytnio na słońcu. A tak po prawdzie, to nie wiem, po co jedziecie, przecież jesteście już czekoladki.

– Jedziemy popływać w morzu – odpowiedziała Diana, obejmując Elizę w uścisku na pożegnanie.

– Chyba że tak. Morze czy plaża to nie tylko słońce.

Idąc przed siebie, rozmyślała o spotkaniu z koleżankami.

No i wystraszyły mnie. Nie ma co udawać, że jest inaczej. Może faktycznie wybieramy się, jak to mówią, z miotłą na księżyc – uśmiechnęła się w myślach do siebie. Nie wiem, dlaczego zgodziłam się na taki niepewny wyjazd. To niepodobne do mnie, żeby wyjeżdżać na długi okres bez zaplecza noclegowego, nie mówiąc o zagwarantowanym posiłku – dziwiła się samej sobie, że ma odwagę. Adela, mówiła, że będzie fajnie. Przecież one jeżdżą częściej w ten sposób. Nie ma co gdybać. Pojedziemy, zobaczymy na miejscu. Martwić się zdążymy.

Uspokoiła się na tyle, aby chociaż przez chwilę nie myśleć o tym, co będzie.

Zbliżała się do domu. Weszła do korytarza i szybko podbiegła do windy, która jakby czekała na nią. Drzwi automatycznie się zamknęły i ruszyła w górę. Po chwili stała przy drzwiach mieszkania, szukając klucza w torebce. Mam – powiedziała szeptem do siebie. Otworzyła drzwi i weszła do środka. W przedpokoju powiesiła na wieszaku sweter i torebkę. Zdjęła sandały i boso udała się do kuchni. Na stole zobaczyła zapisany kawałek papieru. Wzięła go do ręki, usiadła na krześle i przeczytała treść. Nagle krzyknęła radośnie. Ucałowała kartkę i wymachiwała nią przez chwilę, nie mogąc uspokoić euforii wywołanej niespodzianką. Super.

– O matko kochana, ale ulga – powiedziała głośno, wdychając głęboko powietrze. I po kłopocie – ucieszyła się. Wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer do Adeli. Czekając, aż odbierze rozmowę, szybko myła ręce.

– Cześć! – usłyszała krzyk koleżanki. – Pewnie mama przekazała ci wiadomość!?

W telefonie słychać było głośną muzykę. Adela podeszła do radia, by je przyciszyć.

– Tak. Zostawiła kartkę. Cieszę się z takiego obrotu sprawy. Fajnie. Twoja mama jest boska. Podziękuj jej. Prawdę mówiąc, trochę się martwiłam naszym wyjazdem w ciemno. Teraz jestem spokojna. Mam ochotę skakać i krzyczeć z radości. Mogę się pakować i marzyć o przystojnym marynarzu.

– Czułam, że nie bardzo byłaś gotowa na wyjazd w ciemno. Wiedziałam, że będziesz zadowolona, jak zmienimy plan. Moja mama chyba bardziej dla ciebie to załatwiła niż dla nas. Zresztą mówiła, że nie widzi ciebie nocującej byle gdzie. Powiedziała, że raz możemy jechać na wakacje jak porządne dziewczyny. A nie tułać się jak nastolatki bez kasy.

– Oj, jak dobrze, że masz taką wspaniałą mamę. Uściskaj ją ode mnie i podziękuj.

– Dobrze, zrobię to, jak przyjdzie. Miałyśmy nosa, że się ucieszysz zmianą planów. Muszę się przyznać, że także jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy. Ja z Beatą zostanę w Sopocie do końca wakacji. Jutro nie musimy wcześniej wstawać, bo pociąg mamy przed południem, i wyobraź sobie, że jedziemy bez przesiadki.

– Jak ona nam to załatwiła? I tak szybko?

– Porozmawiamy o tym w pociągu.

– Dobrze – westchnęła z ulgą Eliza. – Ale się cieszę. A więc do jutra.

Wyłączyła telefon i usiadła na sofie. Zastanawiała się, co dalej. Od czego zacząć. Wreszcie cieszyła się wyjazdem. Sopot – rozmarzyła się, zamykając oczy. Chciała ujrzeć siebie już w tym momencie na słonecznej plaży. Wieczorem spacer po molo u boku przystojnego marynarza. Potem tańce, hulanki i swawole. Śmiać się i radować każdą chwilą, żeby kiedyś nie żałować, że w młodości było się gnuśną.

Teraz to mój czas. Młodość – westchnęła szczęśliwa. Nagle poczuła głód. To pewnie nerwy puściły i chce mi się jeść – pomyślała.

Zadowolona z dobrego obrotu sprawy, udała się do kuchni. Wyjęła z lodówki zupę i wstawiła na gaz, aby się przygrzała. Ale pachnie – szepnęła, wyjmując z szafki głęboki talerz. Na stole, oprócz nakrycia, położyła drewnianą deskę do krojenia, a na niej pieczywo i nóż. Była głodna. Wieczorem nie jadła kolacji. Rano śniadania także. Więc teraz sobie odbije i naje się do syta. Niecierpliwie mieszała łyżką w garnku i podjadała, próbując, czy już jest na tyle ciepła, aby można było jeść. W tym momencie usłyszała otwieranie drzwi kluczem. Oblizując łyżkę, zajrzała, kto przyszedł.

– To ty, mamuś? – ucieszyła się.

– Tak, kochanie, to ja. Ale pachnie zupka. Dobrze, że odgrzewasz. Ja też chętnie zjem.

– A dlaczego wcześniej przyszłaś?

– Chcę ci pomóc w pakowaniu i pogadać jeszcze przed wyjazdem.

– Dobrze zrobiłaś – ucieszyła się Eliza, wyjmując z szafki drugi talerz. – Ojej, zupa się zagotowała. Będziemy musiały dmuchać – roześmiała się, stawiając wazę na stole. – Możemy już jeść.

– Zaraz przyjdę, córeńko, tylko umyję ręce.

Tymczasem Eliza nalała zupę i czekała na mamę, aż usiądzie do stołu. Po chwili cieszyły się swoim widokiem. W talerzach szybko ubywało, jakby nie jadły kilka dni. Rozmawiały, śmiały i czuły się świetnie.

– Cieszysz się, że jedziecie do Sopotu?

– Tak. Bardzo. Nie widać tego?

– Widać, kochanie. Oczy ci się śmieją, nie mówiąc o ilości zjedzonej zupy.

Roześmiały się jednocześnie. Eliza zakrztusiła się. Mama nie zastanawiając się długo, otwartą dłonią uderzała ją po plecach. Niewiele to dało, bo jeszcze bardziej się śmiały. Eliza wstała od stołu i weszła do łazienki. Chrząkała, kaszlała i po chwili była z powrotem, wycierając oczy od łez.

– Ale mnie, mamo, rozśmieszyłaś – rzekła, pociągając nosem.

– No co. Przecież prawdę mówię. Chyba nie zaprzeczysz?

– Oczywiście. Muszę ci powiedzieć, że naprawdę miałam obawy co do pierwszego planu wyjazdu. To nie dla mnie. Ja wolę pewność, stabilność, nic na łapu-capu i może dlatego tak trudno mi się gdzieś wybrać w ciemno.

– Jesteś przyzwyczajona do tego, że zawsze jechałaś do wcześniej zaplanowanego miejsca. Przypomnij sobie. Obozy młodzieżowe. Wcześniej kolonie. Potem wczasy z rodzicami. Zagwarantowane łóżko, łazienka, posiłek. O nic się nie martwiłaś. Bawiłaś się, odpoczywałaś. Myślę, że dlatego boisz się niepewności. Ale mnie to cieszy, bo nie będę się niepokoić.

– Masz rację. Może gdybym była nadal studentką… przecież jeździłam kiedyś ot tak, bez żadnego przygotowania. One są odważniejsze i myślę, że ich wyjazdy są ciekawsze, bo spontaniczne. Wiem, że jeżdżą często bez rezerwacji miejsc i nie narzekają. Raczej chwalą sobie. W lecie co prawda wyjeżdżałyśmy często razem, ale faktycznie miałyśmy zarezerwowane miejsce. Oj, mamo, chyba się starzeję.

– Oczywiście, każdego roku przybywa ci latek. Dziecko, skończyłaś dopiero dwadzieścia dwa lata. Chociaż prawdę mówiąc, ja w twoim wieku miałam męża. Właściwie to czas, abyś jakiegoś fajnego przyszłego zięcia przyprowadziła do domu i przedstawiła nam. Naprawdę, Eliza, myślę, że już czas na związek. Nie przebieraj, abyś nie przebrała.

– Kto wie. Może w tym roku przyprowadzę ci zięcia. Skoro tak bardzo chcesz…

Śmiała się, zakrywając usta dłonią. Myślała, że mama tego nie zauważy.

– Ty się nie chichraj, moja droga, tylko pomyśl o przyszłości.

– Dobrze, mamo. Pomyślę.

Długo siedziały przy stole i nie mogły zakończyć rozmowy. Raz się śmiały, potem poważniały, i znowu śmiały. Żadnej nie chciało się wstać i sprzątnąć naczyń ze stołu. Godziny leciały, a one wciąż rozmawiały. Nawet nie usłyszały, kiedy do kuchni wszedł gospodarz domu.

– O, tatko już jest? – zdziwiła się Eliza, widząc ojca w drzwiach.

– Już jesteś, mężu?

– Jestem, jak widać. A was co tak dziwi? Stało się coś, o czym nie wiem?

– Zagadałyśmy się i aż trudno uwierzyć, że jest tak późno – powiedziała Eliza, zbierając talerze ze stołu. – Jakoś nam dzisiaj szybko czas zleciał, prawda, mamo?

– Tak, córeńko. A tobie już podaję obiad. Jesteś głodny?

– Nie bardzo.

– Pewnie znowu jadłeś jakieś gotowe świństwo. Potem będziesz narzekał, że cię boli brzuch albo wątroba. Tyle razy proszę, abyś uważał, co jesz.

– Kolega w pracy poczęstował wszystkich swojskimi wędlinami. Pycha. Dawno nie jadłem takiej wspaniałej kiełbasy. Nie mówiąc o salcesonie czy pasztecie. Dobrego miał masarza. Zrobił naprawdę pyszne wyroby.

– To może nie chcesz zupy?

– Chcę. Talerz dobrej zjem. Z wielką chęcią.

– Proszę bardzo. Chwilkę musisz poczekać, żeby się zagrzała.

Eliza obserwowała rodziców i uśmiechała się pod nosem, słysząc, jak do siebie mówią. Podobało jej się ich zachowanie.

– Wy tak zawsze rozmawiacie ze sobą, czy tylko udajecie przede mną?

– Ale o co ci chodzi, kochanie? – spytał ojciec.

– Jesteście tacy mili dla siebie. – Spojrzała na ojca z uśmiechem zadowolenia.

– Przecież zawsze tacy jesteśmy. Mieszkasz z nami. Pewnie, dopiero teraz dostrzegłaś nasze dobre zachowanie. Nieczęsto nam się zdarza siedzieć razem przy stole. Przeważnie mijamy się w drzwiach. Ty wychodzisz z domu, gdy my wchodzimy, i na odwrót.

– Masz rację, tato. Dobrze, że chociaż dzisiaj posiedzimy sobie razem. Cieszę się, że mam takich fajowych rodziców.

Przysunęła się z krzesłem bliżej ojca, całując go w policzek. Ucieszył się, ściskając córkę za ramiona.

– To co, jutro wyjeżdżasz?

– Tak, odpoczniecie trochę ode mnie.

– Przecież nam nie przeszkadzasz. Wiesz o tym. Mamy tylko ciebie i martwimy się tym twoim dziwnym wyjazdem.

– Możesz od tej chwili być spokojny. Prawda, mamo?

– Tak, kochanie. Oczywiście.

– Nie jedziesz? – ucieszył się ojciec.

– Jadę. Ale tym razem do Sopotu. Mamy zarezerwowany pokój w pensjonacie. Mama Adeli załatwiła nam u swojej dawnej przyjaciółki. Ona ma pensjonat i chętnie nas przyjmie do siebie. Możemy przebywać u niej, jak długo będziemy chciały. I co ty na to?

– No, kochanie, to jestem spokojny – ucieszył się.

Wyjął portfel z kieszeni i wolno go otwierał.

Eliza obserwowała kątem oka, ile ojciec wyjmować będzie banknotów. Na widok dużych nominałów serce biło jej mocno.

– To dla ciebie od nas. Niczego sobie nie żałuj. Masz się bawić, jeść dużo ryb i cieszyć się każdą chwilą. Korzystaj, córeńko, z uroków morza.

– Kocham was – rzekła, zbierając ze stołu pieniądze.

– Dzieci zawsze kochają rodziców, a zwłaszcza gdy otwierają portfel – śmiał się ojciec, puszczając oko do żony.

– Oj, tatusiu – westchnęła, układając równiutko banknoty. – Przecież wiesz, że jesteście dla mnie wzorcową parą. Chciałabym mieć takiego męża, jakim jesteś dla mamy. Zazdroszczę jej, że trafiła na ciebie. Takich facetów jak ty już nie ma.

Słysząc słowa córki, cieszył się, że docenia to, co ma, i szanuje rodziców. Mogłem dać jej dwie stówki więcej – pomyślał. Moja córeńka kochana. Nie wstydzi się swoich uczuć. Dobrze, że rozmawia z nami o wszystkim. Bez krętactwa, kłamstwa, oszustwa.

– Dziękuję wam bardzo – powiedziała, zostawiając całuski na policzkach rodziców.

– Gdyby ci zabrakło pieniędzy, to zadzwoń – powiedziała mama, trzymając córkę w objęciach. – Przelejemy ci na konto.

– Dziękuję. Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. Wybrałam trochę gotówki i jeszcze na koncie także mam pieniądze. Nie zapominajcie, moi kochani, że pracuję.

Była szczęśliwa. Kocha rodziców i wie, że nie ma drugich takich na świecie. Boi się tylko, że są coraz starsi, że któregoś dnia, opuszczą ją i zostanie sama.

– Chciałem ci przypomnieć, córeńko, że oprócz wakacyjnego szaleństwa jest także niedziela.

– Oczywiście. Wiem, tatko, co masz na myśli. Gdziekolwiek jestem, nie omijam wielkim łukiem kościoła czy kapliczki. Ja otwieram drzwi i wchodzę.

– Cieszę się bardzo – uśmiechnął się do niej, zadowolony po słowach, jakie usłyszał.

Jego żona przysłuchując się rozmowie, była szczęśliwa, że ich głosy są spokojne, pełne miłości. Moja wspaniała rodzina – pomyślała. Słuchają siebie, uśmiechają się pięknie i szczerze. Potrafią dyskutować. Cieszę się, że lubimy być ze sobą – westchnęła, wycierając ściereczką ostatni mokry talerz.

– Będziesz się pakować jeszcze dzisiaj? Jeśli tak, to ci pomogę.

– Nie mamo. Zostawię pakowanie na jutro. Wiele rzeczy nie będę brała, wobec tego mam nadzieje, że poradzę sobie sama.

– Jak uważasz. Ale faktycznie, bierz tylko to, co ci najbardziej będzie potrzebne. W razie czego kupisz sobie na miejscu.

– Tak zrobię.

– To ja idę do łazienki. Wezmę prysznic i pójdę do łóżka.

– Dobrze. Ja jeszcze przejrzę gazetę i może zadzwonię do Beaty.

– O tej porze? Nie sądzisz, że jest późno?

– A może i masz rację – przyznała Eliza.

Spojrzała na zegar wiszący w kuchni. Przez chwilę zastanawiała się, gdzie położyła kolorowe czasopisma. Chciała je przejrzeć przed snem.

– A ty, tatku, idziesz już spać? – Popatrzyła na ojca z czułością.

– Jeszcze nie. Napiję się zielonej herbaty i zrobię przelew przez Internet.

– Aha – mruknęła pod nosem.

Udała się do swojego pokoju, nie zamykając drzwi. Czuła wewnętrzny spokój i radość.

Spojrzała jeszcze raz na zegar. Nie mogła uwierzyć, że jest już tak późno. Trudno. Jutro się spotkam z koleżankami – pomyślała, otwierając kolorowe strony czasopisma. Ale takie ciuchy by mi się przydały – westchnęła. Może mogłam pójść do fryzjera, podciąć włosy – rozważała. Spojrzała w kierunku łazienki, z której wydobywał się melodyjny głos mamy. Ładnie śpiewa – uśmiechnęła się z zadowoleniem, wstając z fotela.

– Mamo, długo jeszcze będziesz się guzdrać? – zapukała do drzwi.

– A co ty mnie tak poganiasz! Już wychodzę! Chwileczkę, muszę się powycierać do sucha!

– Pluskasz się jak kaczka. Ale głos wciąż masz piękny.

– Miałaś już iść spać. A nie podglądać mnie w łazience.

– Ja cię nie podglądam. Ale chciałam się ciebie jeszcze poradzić w jednej kwestii.

– Taty nie możesz zapytać?

– Właśnie nie. Bo chodzi o niego.

– Dobrze. Już wychodzę. Odsuń się od drzwi!

– Chodźmy do mojego pokoju – zaproponowała Eliza.

– O co chodzi, kochanie? Słucham cię?

– Chciałam cię spytać, czy będziesz zadowolona, jak przywiozę ci korale z bursztynu?

– Mówiłaś, że chodzi o tatę?

– Też. Ale najpierw pytam o ciebie.

– Oczywiście, córeńko. Bardzo będę zadowolona. Już zrobiłaś mi niespodziankę, mówiąc o tym, bo tak po prawdzie, nie skojarzyłam sobie, że będziesz w miejscowości bursztynu. A wiesz, że to na gardło dobre. Mam do ciebie, dziecko, prośbę. Kup mi także broszkę. Bursztyn połączony srebrem. Ale wiesz, że najlepiej kupować u jubilera. Nie mają podróbek. Przyda mi się do marynarki. O, jak dobrze, że pomyślałaś o tym.

– A dla taty, tak myślę, kupię bursztynowy krzyżyk na srebrnym łańcuszku albo na rzemyku, w zależności, co będzie ładniejsze. Bo zauważyłam, że tylko od święta nosi ten, który ma od ciebie. I sobie być może też taki kupię.

– Eliza, tato go oszczędza. Sama wiesz, że pracuje fizycznie. A praca w magazynie to dźwiganie różnych ciężarów i boi się, że go zgubi. Ale takim prezentem zrobisz mu wielką radość. Możesz być tego pewna. Będzie nosił go każdego dnia, bo dostanie go od swojej ukochanej córki. Mnie także możesz kupić.

– Super – ucieszyła się, przytulając mamę. – Cała rodzina będzie miała bursztynowe krzyżyki.

– Czy jeszcze chcesz o coś zapytać?

– Nie. Już nic. To wszystko, co chciałam wiedzieć. Nie muszę się martwić, co komu przywieźć, bo już wiem. Teraz, mamo, możesz iść spać.

– Dziękuję, córeńko, za pozwolenie – roześmiała się.

Nim rodzice ułożyli się do snu, ucałowali córkę na pożegnanie, bo rano wcześniej mieli wychodzić do pracy i nie chcieli jej budzić.

Po skończonej ceremonii pożegnania zadowolona weszła do łazienki. Wzięła ciepłą kąpiel, posmarowała ciało balsamem i założyła cieniutką koszulkę nocną. Idąc do pokoju, szurała papciami po podłodze. Szybko wsunęła się pod chłodną pościel. Nie mogła zasnąć. Rozmyślała o podróży, plaży i przystojnym marynarzu. W końcu zmorzył ją sen.

Noc minęła spokojnie. Gdy rano weszła do kuchni, rodziców już nie było. Na stole leżała karta z życzeniami szczęśliwej podróży.

Cała moja mama. Nie wytrzymała. Musiała chociaż dwa zdania jeszcze napisać. Mam wspaniałych rodziców. Dobrze sobie ich wychowałam – uśmiechnęła się i weszła do łazienki. Po chwili wyszła radosna i głodna. Zjadła śniadanie, a potem zabrała się do pakowania walizki. Jak się okazało, niewiele rzeczy spakowała. Wypiła kawę, przygotowała na drogę kilka kanapek, małą butelkę wody mineralnej i parę jabłek. Do torebki wrzuciła miętówki i paczuszkę owocowych żelków. Jestem gotowa do wyjścia – pomyślała i spojrzała na zegarek. Mogłabym właściwie już pomału iść na dworzec. Sporo czasu zostało do odjazdu, ale nie ma co siedzieć w domu, wolę być na powietrzu. Nie muszę się przecież śpieszyć. Mogę sobie iść spacerkiem.

Jak pomyślała, tak zrobiła. Na kartce napisała: „buziaczki, Rodzice” i wyszła z mieszkania.

Pogoda była wymarzona. Lekki wiatr chłodził rozgrzane słońcem ciała. Eliza w krótkich spodenkach, koszulce sportowej i sandałach czuła się świetnie. Na podróż ubrała się lekko. Za sobą ciągnęła małą walizkę na kółkach. Rozglądała się wokoło i cieszyła długą podróżą. Dawno nie jechałam pociągiem – pomyślała. Trochę była niespokojna, czy będą miejsca siedzące.

Zbliżała się do dworca. Ku jej zaskoczeniu, ludzi było niewiele. Weszła na peron, z którego będzie odjeżdżał pociąg do Sopotu. Usiadła na ławce i czekała na przyjaciółki. Po chwili ujrzała je, jak wchodziły po schodach. Ucieszyła się ich widokiem. Wstała z ławki i machała ręką, aby zauważyły, że jest i czeka na nie. Beata dostrzegła ją pierwsza. Szturchnęła łokciem Adelę i obie wykrzykując jej imię, także wymachiwały rękami. Przywitały się, rozbawione i gotowe na wakacyjną przygodę.

– No to, dziewczyny, za chwilę ruszamy w daleką podróż – śmiała się Adela. – Mam nadzieję, że jesteście uodpornione na nie wiadomo co. Ale się cieszę. A wy? – dodała rozbawiona. Postawiła bagaż przed sobą i zadowolona popatrzyła na przyjaciółki.

– Ja już nie mogę się doczekać, aby dotknąć stopami ciepłego piasku na plaży i pływać w morskich falach – przytaknęła Beata.

– Ja też łaknę morskiego powietrza, opalenizny, przystojnego marynarza i bursztynów – roześmiała się Eliza.

Czuła się szczęśliwa w tym momencie.

– Już za kilkanaście godzin będziemy to wszystko miały u naszych stóp – rzekła z zadowoleniem Adela. – Ale fajnie. – Rozglądała się po peronie, przygryzając wargi.

– Marynarza też tak szybko ujrzę przy moich stopach? – uśmiechnęła się Eliza.

– Kto wie. Może tak się stanie. Ale byłoby zdziwienie.

– Nie za szybko dążycie do celu? – odezwała się Beata. Spojrzała na koleżanki spod oka i roześmiała się głośno.

– Kto ma bilety? – zmieniła temat Eliza.

– Ja mam – odpowiedziała Adela.

– Sprawdź, czy masz na pewno.

Adela szybko zajrzała do torebki i wyjęła z niej trzy bilety.

– Proszę bardzo, spójrz. Jesteś, Eliza, niedowiarek. Widzisz, są. Nie musicie się martwić. U mnie jak w banku.

Do odjazdu miały jeszcze trochę czasu. Stojąc na peronie, rozbawione wyjazdem droczyły się i planowały pobyt. Śmiały się głośno i nie zauważyły, jak szybko mijał czas. Wreszcie głośny gwizd lokomotywy oznajmił, że należy odsunąć się od toru. Eliza rozejrzała się wokół. Była zdziwiona małą ilością pasażerów.

Pociąg wolno wjeżdżał na stację. Po chwili głośno hamował, wydając piskliwe dźwięki, aż w końcu się zatrzymał. Przyjaciółki stały blisko siebie. Na wprost zobaczyły wagon pierwszej klasy. Ucieszyły się, że nie muszą przechodzić dalej. Drzwi się otworzyły i kolejno wchodziły do niego, starając się zachować ostrożność. Następnie udały się w poszukiwaniu wolnego przedziału. Okazało się, że w każdym siedziały po jednej albo dwie osoby. Weszły do jednego z nich, w którym przebywał młody mężczyzna. Rozlokowały się wygodnie i szczęśliwe, z uśmiechem tak spojrzały na niego, że aż się speszył. Nie miał obrączki na palcu i widać było, że czuł się skrępowany na widok pięknych dziewczyn. Adela to zauważyła i dała mu trochę czasu, żeby się oswoił z ich obecnością. Eliza spojrzała na przyjaciółkę i szepnęła jej na ucho, aby nie zaczepiała chłopaka, bo ucieknie. Ona robiąc miny, przytaknęła głową, że da mu spokój. Eliza aby nie parsknąć śmiechem, udawała, że szuka czegoś w torebce. Adela dotykała jej stopą, także powstrzymując śmiech.

– No to, dziewczyny, ruszamy przed siebie – powiedziała Beata, przymykając okno i zajmując miejsce obok Elizy. – W tym momencie rozpoczęła się nasza przygoda. Ciekawa jestem, jak się zakończy. – Z zadowoleniem popatrzyła na przyjaciółki, które z uwagą słuchały jej wypowiedzi.

– Ojoj, tyle godzin przed nami – wtrąciła Adela. – Mam nadzieję, że wytrzymamy jakoś do końca podróży. Ja postaram się na pewno dojechać z radością przed tym, co może mnie spotkać ciekawego i pięknego. I czuję, że pobyt nad morzem rozpocznie i zakończy się dobrze.

– Wytrzymamy, nie mamy innego wyjścia – odezwała się Eliza, rozsiadając się wygodnie. – Ja też czuję, że będzie super. Myślałam, że więcej ludzi pojedzie tym pociągiem. Bałam się, że nie będzie wolnych miejsc. A tu proszę bardzo, prawie cały przedział do naszej dyspozycji. Ale fajnie. Letnia przygoda rozpoczęła się całkiem dobrze. Oby tylko nic złego nam się nie przytrafiło, i abyśmy wróciły szczęśliwe. – Cieszyła się jak małe dziecko. Nie potrafiła powstrzymać się z radości.

– Ładnie to powiedziałaś – rzekła Beata, wyciągając nogi. – A wolnych miejsc jest więcej, bo ludzie wyjeżdżają własnymi autami – dodała.

– Chyba tak – przytaknęła Adela.

– Na pewno tak. Dlatego takie pustki są w pociągach. A poza tym, dopiero początek wakacji. Myślę, że pod koniec tygodnia zaczną się wyjazdy młodzieży. Wtedy może być tłoczno. Dobrze, że wybrałyśmy się teraz. Możemy spokojnie bez ścisku podróżować.

– Masz rację, Beatko, ja też tak sądzę.

– Dobrze, że zdecydowałyście się zmienić trasę – wtrąciła Eliza. – Wiem, Adela, że twoja mama załatwiła nam pobyt w Sopocie. Możesz nam o tym powiedzieć, jak do tego doszło?

– Przypomniała sobie, że ma przyjaciółkę właśnie nad morzem. Zadzwoniła i ona od razu się zgodziła, żebyśmy przyjechały do niej. Nawet załatwiła nam pracę. To najlepsza przyjaciółka mamy. Pamiętam ją. Przyjeżdżała do nas na święta. Miała wtedy jakieś problemy osobiste.

– Jest mężatką? – spytała szeptem Beata.

– Tak – odpowiedziała Adela, mrużąc oczy. – Pierwszy jej mąż zmarł już dawno. Nie pamiętam, ale chyba gdzieś dwadzieścia lat temu. A może więcej. Ale to nie jest ważne. Najważniejsze, że możemy u niej się zatrzymać.

– Czyli wyszła drugi raz za mąż? – dociekała Beata.

– Tak. Wcześniej mieszkał z nią jakiś facet. Poznała go w pracy. Jednak okazało się z czasem, że to jakiś dziwoląg. Zerwała z nim. Moja mama zauważyła jego dziwne zachowanie i otworzyła jej oczy. Trochę to trwało, nim otrząsnęła się i sama doszła do wniosku, że trzeba zakończyć taką znajomość. Niszczył ją, a ona tego nie dostrzegała. Utrzymywała go, bo leniowi nie chciało się pracować. Zawsze miał jakiś wykręt. A ona mu wierzyła.

– O rany! – wzdrygnęła się Beata. – Długo z nią mieszkał? – Nie dawało jej to spokoju, więc drążyła.

– Z tego, co wiem, to krótko. Około dwóch lat.

– Kurczę. To i tak długo. Nie mogła go wyrzucić z domu?

– Mogła, ale tego nie robiła. Niestety. Moja mama szybko dostrzegła zmianę u pani Teresy. Po każdej rozmowie telefonicznej miała wrażenie, że jej głos jest jakiś dziwny.

– Jak to dziwny? – wtrąciła Eliza.

– Mówiła, że jakiś taki rozlazły, wolny, smutny. Jakby spała i rozmawiała. Martwiła się o nią i niepokoiła. Pojechała sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że była poważnie chora. Długo się leczyła. Pamiętam, że przez jakiś czas mieszkała z nami. Potem wyszła za mąż i wyjechała. Ale przyjaźń wciąż trwa.

Nagle pociąg zwolnił bieg. Siedzący obok Adeli mężczyzna wstał, pożegnał się i opuścił przedział.

– No to mamy cały przedział dla siebie – ucieszyła się Adela.

– Możesz jeszcze powiedzieć, oczywiście, jeśli wiesz, co się stało z byłym facetem tej pani? – zapytała Eliza.

– Z tego, co wiem, to nie interesowała się nim. Miała już swoje nowe życie.

– Ale jednak był to łobuz – skwitowała Beata. Przez chwilę zamyśliła się i nie słyszała, co mówi koleżanka.

– Żeby tylko łobuz – wtórowała Eliza. – I takie coś chodzi obok, może nawet nas zaczepiają, a my nie wiemy, że to psychole. Chyba zrezygnuję z zawarcia znajomości. Nie chcę, aby mi się trafiło coś takiego.

– Może tak być – przyznała Adela.

– Miejmy nadzieję, że nas to nie spotka. Będziemy trzymać się razem.

– Obyś, Elizo, miała rację.

– Na pewno ją ma – przytaknęła Beata.

– Dlatego ja, gdy zdecyduję się na poważny związek, przyprowadzę mojego chłopaka do mamy, żeby z nim porozmawiała i wybadała, co w nim siedzi – mówiła Adela, wzdychając głośno.

Koleżanki parsknęły śmiechem. Adela dołączyła także. Dłuższą chwilę trwało, nim się uspokoiły.

– A powiedz, czy pani Teresa nadal jest samotna? – zapytała poważnie Eliza.

– Przecież mówiłam, że jest mężatką. On jest wdowcem. Starszy od niej. Chyba miał już wnuki, jak się pobierali, jeśli dobrze pamiętam. A może się mylę. Nie jestem tego pewna. Bardzo sympatyczny pan. Ma syna i córkę. To wykształceni ludzie. Tak jak my. Ona jest architektem wnętrz, a jej brat jest naukowcem, ale nie kojarzę, w jakiej dziedzinie.

– Chyba teraz jest szczęśliwa? – dociekała Eliza.

– Tak. I wciąż piękna. Same zobaczycie. – Uśmiechnęła się, wyjmując z torebki miętówki.

W przedziale zapanowała cisza. Każda pochłonięta była myślami. Beata spojrzała na zegarek.

– Wiecie, że już mamy trochę kilometrów za sobą? Jesteśmy coraz bliżej mety.

– Nie może być – zdziwiła się Eliza.

– Idę się przejść. – Beata otworzyła drzwi. – Która idzie ze mną?

– Ja chętnie pójdę – ucieszyła się Adela. – Poderwała się szybko z miejsca, zacierając ręce.

– Dobrze, idziemy – ucieszyła się Beata. – A ty siedź i pilnuj naszych miejsc. Zaraz przyjdziemy. Przelecimy pociąg i jesteśmy z powrotem. – Uśmiechnęła się do koleżanki, gotowa do wyjścia.

– Nie wiedziałam, że można przelecieć pociąg. Ale skoro tak mówisz, to może tak jest. Nie bądźcie długo, bo się boję zostać sama. – Miała chęć podroczyć się trochę i śmiała się pod nosem.

– Nie masz czego – uspokajała ją Beata, poprawiając fryzurę.

– Będziemy blisko – odezwała się Adela.

– Pociąg nie jest długi, szybko wrócimy – wtrąciła Beata, podrygując.

Wyszły z przedziału, kręcąc zalotnie biodrami. Eliza widząc to, kręciła głową i uśmiechała się zadowolona, że ma piękne przyjaciółki.

Mogę sobie wyobrazić, jak faceci będą pożerać je wzrokiem. Nie wiem czy zdołam je upilnować – pomyślała. Mam nadzieję, że będą ostrożne w nawiązywaniu znajomości.

Nagle pociąg zwolnił bieg. Wjeżdżał na peron. Eliza nie mogła odczytać miejscowości, bo tablice szybko uciekały do tyłu. Na peronie, przy którym się zatrzymał, zobaczyła wielu podróżnych. Drzwi otworzyły się i pasażerowie w pośpiechu wsiadali do wagonu. Szybko przechodzili wąskim korytarzem. Patrzyła w okno, aby nie widzieć, kto wejdzie do przedziału. Nagle drzwi głośno rozsunęły się.

– Czy wolne są miejsca? – zapytał młody mężczyzna.

Eliza odwróciła głowę w kierunku drzwi i szybko odpowiedziała, widząc, że za pytającym stoi jeszcze dwóch facetów. Trochę się przestraszyła i zła była na przyjaciółki, że nie wracają do przedziału.

– Dwa są zajęte. Pozostałe wolne.

– Dziękuję – odpowiedział mężczyzna i zajęli miejsca obok.

Bagaże ułożyli na górnej półce. Sprawdzili, czy nie spadną, i kątem oka obserwowali Elizę, która rumieniła się jak wiśnia. Uśmiechała się, gdy przepraszali za nieumyślne szturchnięcie czy nadepnięcie stopy.

– Może się poznamy – zaproponował jeden z nich.

– O właśnie, będzie nam raźniej podróżować – wtrącił drugi.

– Czemu nie. Jestem Eliza – powiedziała, podając każdemu kolejno dłoń.

– A ja mam na imię Piotrek. A to moi koledzy, Zbyszek i Tomek. Jedziemy do Sopotu, opalić torsy i porządnie wykąpać się w morzu.

– Fajnie macie – powiedziała, zwracając oczy ku drzwiom. – Ale co, w domu się nie kąpiecie? Nie macie łazienki, że tak cieszycie się na morską wodę?

– Dowcipna – roześmiał się Zbyszek.

– Czekasz pewnie na kogoś, jak zdążyłem zauważyć? – zapytał Piotrek.

– Tak. Na koleżanki. Wyszły na korytarz i okazuje się, że poszły przed siebie w dal.

– A ciebie zostawiły samą? – roześmiał się Tomek.

– Jak widzisz. Na pożarcie lwom – mówiła, nie odrywając wzroku od drzwi. Policzki piekły ją nie tylko ze zdenerwowania.

– No to się zdziwią, jak nas zobaczą.

– Na pewno – także uśmiechnęła się, poprawiając grzywkę.

– Jeśli mogę zapytać, gdzie macie metę? – zagadnął Zbyszek, wychylając się, aby dostrzec opartą o fotel dziewczynę.

Ale się uczepili – pomyślała. A one gdzieś jak na złość przepadły. Wycierała spocone dłonie o spodnie.

– Wysiadamy także w Sopocie – odpowiedziała z powagą i bez uśmiechu.

– To myślę, że będziemy się często spotykać? – Patrzył na nią i czekał, co odpowie.

– Może w tłumie uda nam się odnaleźć – zadrwiła i poczuła się niezręcznie.

Spojrzeli na nią ze zdziwieniem, robiąc głupawe miny.

Ale idiotka ze mnie – pomyślała. Nie potrafię przebywać sama z facetami, w dodatku z trzema. Kurczę, mogłyby już przyjść. Niecierpliwiła się, wciąż spoglądając w kierunku drzwi. Piotrek zauważył, że denerwuje się ich obecnością. Starał się ją jakoś uspokoić.

– Przyjdą – powiedział, puszczając do niej zalotnie oko.

– Taką mam nadzieję.

– Nie martw się. I nie przeżywaj zdenerwowania tak widocznie. Pociąg ma niewiele wagonów, więc będą musiały wrócić. Ja, Piotrek, obiecuję ci, że zaraz je ujrzysz.

Wstał i podszedł do drzwi rozsuwając je głośno. Koledzy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.

– Nie wygłupiaj się – rzekł Tomek.

– Zamknij, robisz przeciąg, nie czujesz?! – wtrącił Zbyszek.

– Dobra, dobra. Chciałem rozładować napięcie.

Eliza uśmiechnęła się, wzdychając głośno. Nagle w drzwiach stanęły rozbawione przyjaciółki. Adela wchodząc pierwsza do przedziału, niechcący nadepnęła koleżance na stopę.

– Aj! – skrzywiła się Beata.

– O co ci chodzi?

– Możesz uważać trochę!?

– Dzień dobry – powiedziała Adela.

Nie słuchała narzekań koleżanki i uśmiechała się od ucha do ucha na widok trzech przystojniaków.

Panowie zaniemówili na widok długich nóg i czerwonych ust. Grzecznie odpowiedzieli na przywitanie, wstając z miejsca. Adela, jeszcze bardziej kręcąc biodrami, usiadła w fotelu. Za nią podążała Beata, naśladując ruchy przyjaciółki. Panowie poprawiali fryzury, chrząkali i uśmiechali się, także zadowoleni z uroczego towarzystwa. Adela spojrzała w oczy Elizy.

– W porządku? – zapytała, widząc błysk w oczach koleżanki.

– Oczywiście – odpowiedziała. – Poznajcie się, to są właśnie moje przyjaciółki – dodała, zwracając się do mężczyzn.

Oni szybko i ochoczo przedstawili się, podając im dłonie.

– Fajnie, że będziemy jechać razem – ucieszyła się Adela.

– Szybciej czas zleci – wtrącił Zbyszek.

– Jesteście studentkami czy pracujecie? – spytał Tomek.

– Jedno i drugie – szybko odpowiedziała Beata.

– Pracujemy, gdy uda nam się coś znaleźć, a studia kontynuujemy zaocznie – wtrąciła Adela. – Oprócz naszej przyjaciółki siedzącej przy oknie. Ona kończyła dzienne.

– My już skończyliśmy naukę – powiedział Piotrek, przyglądając się Elizie.

– Czyli pracujecie i jedziecie na urlop w tym momencie? –domyśliła się Beata.

– Można tak powiedzieć – przytaknął Zbyszek, przyglądając się czerwonym ustom dziewczyn.

Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich konduktor, prosząc o bilety do kontroli. Adela wyjęła z torebki trzy długie kartoniki i podała konduktorowi, uśmiechając się na widok cieniutkich wąsików, sterczących pod nosem kontrolera. Ten zauważył uśmiech dziewczyny i zrewanżował się tym samym, zwracając sprawdzone bilety.

– Panie konduktorze, ile godzin jazdy mamy jeszcze przed sobą? – zapytała nagle.

Eliza spojrzała na przyjaciółkę i parsknęła śmiechem. Wiedziała, że wcale jej nie obchodzi, ile godzin będzie jeszcze jechała. Chciała zwrócić na siebie uwagę i tyle. Panowie siedzący po przeciwnej stronie nie bardzo wiedzieli, o co chodzi i z czego ona się śmieje. Schowali bilety do kieszeni i czekali na odpowiedź konduktora.

– Za dwie godziny powinniśmy być w Sopocie.

Schował kajet i zamknął drzwi, udając się do następnego przedziału.

– Nie sądziłam, że tak szybko będziemy na miejscu – zdziwiła się Adela.

– Ja też – dodała Beata.

– Jedziemy zgodnie z rozkładem jazdy – wtrąciła Eliza. – Kilka godzin mamy już za sobą, jakby nie było. Więc wcale mnie nie dziwi, że szybko dojedziemy do celu.

Mówiła z pewną dozą nieśmiałości, dyskretnie spoglądając na uśmiechnięte twarze mężczyzn.

– Jak jest dobre towarzystwo, to czas szybko leci – skwitował Piotrek.