Przygody prof. Wojnara. Tom II - Dr Bohdan Borowik - ebook

Przygody prof. Wojnara. Tom II ebook

Bohdan Borowik

0,0

Opis

Jeżeli interesują Cię media głównego ścieku, nie bierz książki. Ale jeżeli wiesz, że informacja i wiedza jest siłą, to książka dla Ciebie. Autor jest naukowcem w dziedzinie Hi-Tech, dzięki studiowaniu w USA i pracy w kompaniach elektronicznych daje rzeczywisty obraz NWO,  który działa poprzez nowe technologie: elektronikę, GMO, Mind Control.
Obecny świat trzeba oglądać przez pryzmat Cyber Security i Psychological Operation. Do historii odchodzi hymn UE głoszący:
Wszyscy ludzie będą braćmi,  tam gdzie twój przemówi głos.
Aktualnie nasze życie toczy się na jednej płaszczyźnie, a obok na innej, ortogonalnej rogrywają się zdarzenia przesycone wyższą technologią i zdominowane wyżej stojącą cywilizacją. Nie musisz wybiegać w przyszłość, by badać, co może się stać, wystarczy byś poznał o co idzie gra na tej niewidzialnej planszy. Gdy to pojmiesz, to już znasz przyszłość. Profani cały czas będą cię odwodzić, byś nie poznawał dziedziny NWO. Co oznaczają te enigmatyczne słowa NWO, odpowie Ci książka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 137

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Title:

Przygody prof. Vojnara tom II

Author:

Dr Bohdan Borowik

Copyright © 2016 Bohdan Borowik

All rights reserved

ISBN 978-83-62674-70-1

For information on all BEL publications visit our website at:

www.bel.lt

All rights reserved. No parts of this book may be reproduced in any material form, including photocopying or storing in any medium by electronic means and whether or not transiently or incidentally to some other use of this publication, without the written permission of the copyright holder.

Śląska Oficyna Drukarska

Pszczyna, ul. Piastowska 26

www.oficynadrukarska.pl

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Przedmowa

Dzisiejszy świat może się wydawać pełen chaosu. Nieuporządkowany strumień zdarzeń dociera do Ciebie i atakuje umysł. W książce znajdziesz klucz rozwiązujący zagadkę Mediów Głównego Ścieku. Wybacz mi Drogi Czytelniku, że wplotłem na kanwę książki tematy z elektroniki. Musiałem to zrobić, bo pracowałem w kompaniach USA jako elektronik i obecny świat trzeba oglądać przez pryzmat Cyber Security1 i Psychological Operation2. Do historii odchodzi hymn UE głoszący:

Wszyscy ludzie będą braćmi, tam gdzie twój przemówi głos.

Aktualnie nasze życie toczy się na jednej płaszczyźnie, a obok na innej,, ortogonalnej rogrzywają się zdarzenia przesycone wyższą technologią i zdominowane wyżej stojącą cywilizacją. Nie musisz wybiegać w przyszłość, by badać, co może się stać, wystarczy byś poznał o co idzie gra na tej niewidzialnej planszy. Gdy to pojmiesz, to już znasz przyszłość. Profani cały czas będą cię odwodzić, byś nie poznawał dziedziny NWO. Co oznaczają te enigmatyczne słowa NWO, odpowie Ci książka. Układając w całość teorię spiskową nie zrażaj się, musisz szukać prawdy. Twoim narzędziem będzie wiedza ścisła: fizyka, matematyka, czy elektronika. W książce jest spojrzenie z długiej perspektywy, właśnie przez pryzmat tej wiedzy. Kiedy już Szanowny Czytelniku złożą ci się znaki Jana Gutenberga w myśli, pojmiesz, że tu nie ma żadnego chaosu. W tym jest system. Może jest przyjazny, a może jest złowrogi, ale już wiesz że jest -a to już dużo.

1. Wet Willi

Strużka światła przecinała ciemność, rysując ostre kontury porozrzucanych tobołów i otwartą samarę Willa. Obraz nie był na tyle jasny, także Willy, który właśnie się przebudził nie musiał długo łączyć zdarzeń z poprzedniej nocy i dociekać, dlaczego właśnie jest w tej niedostępnej komorze węzła ciepłowniczego. Dwudziestocalowa rura, na której miał ułożone misterne posłanie ze starych ciuchów, wydawała ciągły jednostajny pomruk. Był to dźwięk przemieszczającej się wewnątrz wody, doprowadzanej do kaloryferów w mieszkaniach miasta Alte Bilitz. Dźwięk nie był tak dokuczliwy by mógł zakłócić sen Willa. Bardziej doskwierało gorąco bijące z rur, szczególnie w miejscach gdzie gruba izolacja z waty szklanej została nadszarpnięta. Na mezzosopran szumu w rurach dodawało się równe, basowe chrapanie, wydobywające się z płuc Balbiny, który spał obok na rurze z ogromnym zaworem. Stare ciuchy raz służyły za kołdrę, a innym razem za prześcieradło. Komfortowo także było rozwiązane zagadnienie ubrania do spania: piżamy shlafenanzug3, shlafmytzy4 i nocnych kapci. Willy, jak i każdy z lokatorów węzła ciepłowniczego, od razu po wstaniu z pościeli był gotowy do wymarszu. Musiał tylko jeszcze narzucić na ramiona, zwykłą na styczniowa pogodę, kufaję.

Teraz jeszcze wspiąć się po żelaznych stopniach i otworzyć brechą szyberklapę. Wionęło mroźnym, styczniowym powietrzem. Lubił te upojne jak łyk Smirnoff’a, zimowe klimaty. Noc rozpięła ogromną czaszę granatowego nieba. Ogromna gwiazda Belize zaglądała mu w oczy. Miał ją przed sobą dokładnie na wprost. Podniósł rękę tak, że palec wskazujący celował na Belize. Zawieszony tak na ułamku czasoprzestrzeni składał hołd stwórcy, że żyje, że nie jest zakluczony w solitary cofinement5 Guantanamo czy CIA- Prison Kiejkuty Poland. Gwiazdy uciekały z celującej w nią dłoni. Miały swoją trajektorię na galaktyce zwaną przez babilońskich astrologów Asma.

– Ale i ja przy węźle ciepłowniczym też realizuję swoją Asmę. – Pomyślał Will.

Zaciągnął suwklapę i rzucił brechę w krzaki. Za tablicą „Węzeł Ciepłowniczy-Zakaz Wstępu!”. Zastał swego gokarta, czterokołowy model z TESCO. Ostatnio trochę nienasmarowane koła piszczały, więc nie przekraczał prędkości by nie pobudzić mieszkańców Alte Bilitz.

Po upadku największego zakładu produkcyjnego, Afama, który był chlubą Bilitz pracownicy siedzieli w domach, bo pracy już nie było. Z czasem pensje i zasiłki się skończyły i nie było już środków na życie, więc gromadzili się na poczekalniach stacji a zimą w podziemnych tunelach gdzie przechodziły miejskie rury ciepłownicze. Z upływem czasu zaczęli się organizować i choć już nie istniał faktycznie zakład Afama to byli dalej załogą, łączyła ich solidarnie więź długoletniej współpracy. Wszyscy posiadali początkowo wysoki status społeczny i chodzili cały czas na kursy kwalifikacyjne. Kursy organizowała ta sama rządowa siatka, która doprowadziła zakład do bankructwa. Willy pracował poprzednio w Afamie jako inżynier elektronik i został zawezwany do rządowego biura pracy, gdzie otrzymał skierowanie na kurs „czesalnictwo psów”. Po ukończeniu kursu miały się otwierać przed nim szerokie perspektywy. Oczywiste było, że zarobki w salonie pudli Foxterierów miały poszybować na kosmiczne apogeum. Niezadługo Willy miast pracy w salonie zaczął włóczyć się, jako bezdomny i można go był spotkać na miejskich plantach Alte Bilitz.

Miał już utarczki ze strażą miejską, która z ciekawością indagowała go, z którego supermarketu pochodzi wózek, zapakowany jego dobytkiem. Nie za długo całe planty obsiedli byli pracownicy zakładu Afama, stanowiąc zgraną, wspólną familię.

Na powierzchni zakładu powstawał sklep wielkoformatowy, ale równocześnie rozwijała się podziemna część zatrudniająca operatorów dokonujących screen klientów. Operator bazy danych posiadał apendowaną6 listę klientów do anihilacji. Specjalny oddział przygotowywał promocyjne bonusy, wręczane klientom z selekcji, po procesowaniu na bazie danych. Rozdawane hojnie sample na pozór nie różniły się od normalnych produktów na półkach. Może tym tylko, że zawierały ściśle dozowaną w laboratorium domieszkę depleted uranium7. W ten sposób eliminowano szkodliwe niedające się reedukować jednostki od pozostałej wartościowej części społeczeństwa.

Śniegowe płatki lepiły się dookoła. Wózek z Tesco zaznaczał ciemną smużką linię na śniegu. Gdzieś przejechał tramwaj i miasto powoli budziło się do życia. Ostre mroźne powietrze przyjemnie orzeźwiało płuca i Will raźno robił za perszerona8. Może tak dzielnie jak dzielne silne rumaki ciągnęły wyładowane wozy za jedyną zapłatę, którą był nie zawsze pełny żłób. Tak on robi teraz nie za pieniądze ani honory, ale tylko za miskę zupy. Przecina na skróty kilka ulic i zmierza do pasażu, gdzie znał wszystkie kąty i zakamarki. Księżyc oświetlał srebrzystą aureolą znane okolice, gdzie spędził chwile i dobre i złe. Te dobre momenty pielęgnował w swej pamięci i przywodziły czas, gdy dostał pierwszą pracę w największej firmie miasta - Fama. Jako elektronik miał niezłe zarobki i kupił dom, który teraz odwiedził, jako intruz? Nie zapuka do drzwi, a co najwyżej przetrząśnie zawartość śmieci w Garbage.

Grzebał w niepotrzebnych komuś przedmiotach, co chwilę wyrzucając na wózek, a to nadgryzione bułki to sery i konserwy nie całkiem już świeże. Stale to samo menu niewiele się zmieniło, skonstatował, że jego była żona wyrzuca te same sorty śmieci, jak ongiś on wywalał, jako pan domu i przykładny małżonek.

Nagle jego palce namacały w kupie śmieci coś twardego. Sięgnął głębiej i pod opuszkami palców jakiś siódmy zmysł skierował uwagę na coś znajomo bliskiego. Jeszcze nie widział co to jest, ale wrażliwe palce jak czułe detektory odkrywały znaną rzeźbę. Widział, tak jak niewidomy widzi z pomocą wykształconych sensorów w dłoniach. Rozpoznał znane reliefy9, które sam projektował. Sam go wyrzeźbił. Zwieńczył on jego dębowe biurko, przy którym łatwo mógł się skoncentrować i zawsze stworzyć jakiś nowy innowacyjny projekt. Ostatnio pracował nad układem sterowania procesorowego dla grawitonów10. Projekt był wykonywany dla specjalnego oddziału wojskowego, który był częścią zakładu FENA. wykonującego normalną produkcję maszyn i automatów. Wszystko skończyło się gdy Polska zmieniła sojusz wojskowy z Układu Warszawskiego na NATO. Nagle wszystkie kontrakty dla Sovietów zostały zatrzymane. Na naradach w zakładzie informowano, że przyjdzie inwestor strategiczny, który poprowadzi od nowa produkcję. Czas pokazał, że chodziło tylko o kupienie czasu i majaczenie o inwestorach strategicznych. Skończyło się likwidacją projektów i bankructwem wspaniałego zakładu. Bank Światowy i Paul Wolfowitz mieli inne plany i ostatnią po ważności rzeczą był dla nich jakiś zakład w Alte Bilitz. Poza tym nie będą lokować sensitive technology Hi-Tech11 jak to określano, w kraju z byłej strefy Układu Warszawskiego. Willy wraz inżynierami, jako bezrobotne bomy na zasiłku, wspominali tę podstępną pułapkę na ławeczkach w parku, który stał się teraz ich domem i zakładem pracy. Borys, który był starym inżynierem i był na froncie wschodnim opowiadał ze takie same tricki były pod Stalingradem w trzaskającej mrozami zimie. Przy temperaturze -30 stopni, gdy armia niemiecka marzła w okopach, Wermacht nadawał przez megafony komunikaty po rosyjsku –„U nas ciepło. Przybywajcie do nas. Mamy technikę piece uranowe”. Zdarzało się ze przybywało dziennie po kilkudziesięciu dezerterów, którzy od razu byli wcielani na pierwszą linię frontu. Inżynierowie z Feny siedzieli smutni. Nic ich już nie cieszyło stracili wszystko tak samo jak ci dezerterzy na mroźnej zimie pod Stalingradem. Tu we własnym zakładzie byli bardziej bezpieczni niż sołdaci na froncie wschodnim, którzy mając wokół lodowy horyzont nie łatwo mogli znaleźć miejsce by przycupnąć i trochę się ogrzać. Tak się stało, że podobnie jak sołdaci frazesom megafonów mainstreamów, tu we własnym zakładzie poddali się śpiewowi syren. Nie byli tak przebiegli jak Ulisses w wyprawie po Złote Runo. Tak jak legendarni żeglarze wsłuchani w śpiew syren rozbijali swe statki na skałach i stawali się potem igraszką losu rabowani i zdani na łaskę syren ginęli. Tak oni wielcy inżynierowie wydali się na poniewierkę, oddając zakład Fama,` wsłuchani w cuda opowieści Arona Bucholtza12 z Polski. Oto Willy siedzi teraz na śmietniku, i nawet te śmiecie nie należą do niego. Tego co wykrył jednak nie odda już nikomu. Rozłożył palce i całą otwartą dłonią przyległ do mosiężnej grawerowanej klamki od biurka. Szarpnął i srebrzysta iluminacja księżyca prześwitująca przez szpary śmietnika wyczarowały szufladę jego biurka. Jego była żona już jej nie potrzebuje, bo przecież nie zarabia pieniędzy. Nie ma projektów – biurko won. Zresztą takich biurek może sobie nakupować w Tesco. Willa wezbrała fala desperacji. Toż to całe jego pasje naukowe. Rozejrzał się dookoła. Zabierze je. Ale gdzie? Do węzła ciepłowniczego? Czy może postawi je na rurze pełnej starych betów obok swojego legowiska ze szmat? Może otworzy sobie biuro, gdzie klienci będą schodzić w dół 15 stóp po żelaznych szczeblach przez metalową zasuwę kanalizacyjna akurat na skrzyżowaniu ulic. Może jeszcze do dziury w zasuwie kanalizacyjnej wstawi tabliczkę „Biuro projektowe systemów procesorowych Ing. William Ph.D. „ Dłoń jakoś pasowała do pięknie lśniącego okucia szuflady biurka. Może tysiąc razy chwytał ten mosiężny uchwyt i wyciągał szufladę schylony nad projektem. Nie obchodziły go ani telewizory, których plazmy mogły się powypalać bez przełączania kanałów. Był to jego projekt, który przemieszczał artefakty na ekranie tak by obraz nie był statyczny. Jak go tworzył, to naiwnie myślał, że wystarczy dobrze pracować i wszystko Pan Bóg da. Nieodparcie wracało do niego, jak złe przeczucie, spotkanie na międzynarodowej konferencji w Seulu. Jeden z projektantów Samsunga ocenił jego projekt bardzo wysoko i skwitował, że pomimo to i tak praca w całym globalnym bilansie zajmuje 24%. A co to jest te 76 % koniecznie chciał wiedzieć Will. Te pozostałe 76% to schwindeli spekulacja na Fiat Currency, otrzymał odpowiedź. Nigdy jeszcze tak jasno nie ukazał mu się drogowskaz życia, gdzie i jak iść by mieć karierę. Myślał o tym w samolocie wracając z Konferencji w Seulu ale gdy tylko wrócili do domu zaczął od nowa mozolnie robić schematy i prototypy elektroniczne. Nie potrafił nic innego. Nie nadawał się do spekulacji. Może to zaważyło, że stoi teraz, jako bezdomny bom nad swoimi projektami i tylko księżyc prześwietlający przez otwory w śmietnika jest świadkiem jego kolejnej porażki. Głęboko za pazuchą łaskotały na piersi małe paciorki. W chwilach takich jak ta nie miał innej pomocy ani broni. Ujął zimną od rozgarniania śniegu ręką paciorki różańca – „Wiem, że jestem Boże ciężkim wyrobnikiem. Nie potrafiłem uchwycić szans podsyłanych tak delikatnie. Daj mi jeszcze dobrą kartę do ręki, tak bym mógł się odegrać. Chociaż ten jeden raz.”

Na dalekich przestworzach miasta działo się wiele spraw odlatywały samoloty przejeżdżały expresy o północy a tu na małym śmietniku zaczynała się dla Willa może jeszcze większa sprawa. Na mgnienie oka meteor przeciął elipsę północnego nieba by utonąć w Drodze Mlecznej na galaktyce. Ta sekunda jednak przecięła świetlistą smużką po stercie papierów na wydobytej ze śmieci szufladzie. Uwagę Willa skupił list zaadresowany na niego. Złapał kopertę i szybko otworzył. Oferta pracy dla niego. Datowany10 dni temu. Park przemysłowy Millom.

Zbliżył list do wyjścia śmietnika i przy jaśniejszym księżycowym blasku odczytał Prof. Wojnar park przemysłowy Millom 21’st flor. Szybko połknął wzrokiem całą treść. Jest, na kiedy? Jutro o 11. Złapał wózek, nie ma za dużo czasu już po północy i jutro zrobiło się już dzisiaj. Spadające płatki śniegu, jak ogromne łzy, szybowały na rozgrzebane papiery z projektami, które stanowiły cel jego życia a teraz legły w śmieciach.

Ślad do szybu ciepłowniczego już zdążyło przysypać świeżym śniegiem i koła zbudowane dla wożenia zakupów po sklepie Tesco nie bardzo dobrze wytrzymywały dwu-calowy śnieg. Sprawdzał za pazuchą list od Wojnara, który jak jedna wyrwana klatka z filmu ukazywał finał jego kariery i obiecywał nieznane nowe challanges. Inne klatki z tego filmu jak restrukturyzacja zakładu FAMA zakończona bezrobociem. Zasiłek zamiast pensji i wreszcie zamiana lokum z willi podmiejskiej na centrum miasta, ale już nie do willi, lecz do szybu ciepłowniczego. W nowym lokum jest ten luksus, że nie wchodzi się przez drzwi, ale najpierw przez żelazną suw klapę i dalej po żelaznym włazie na ogromne izolowane rury, gdzie zawsze czeka rozmemłane legowisko.

Stara kufaja zamiast kołdry i ogromne koło zaworu ciepłowniczego służące za poręcz łóżka. Śnieg zachrzęścił pod stopami gdy zbliżał się do włazu. Dniało. Mrok odchodził i jeszcze ostatnia gwiazda jutrzenka błyszczała na nieboskłonie. Wózek prawidłowo zaparkowany - zepchnięty w krzaki na skwerku. Willy z samarą wypełnioną pokiereszowaną kaszanką schodził włazem na swe legowisko. Daleko zostawiał za sobą śmietnik oraz dom pełen niesmacznych wspomnień.

Zbudził swego