Przez czerwony wir - Piotr Kościński - ebook

Przez czerwony wir ebook

Piotr Kościński

0,0
4,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Piotr Kościński – analityk ds. międzynarodowych, dziennikarz specjalizujący się w sprawach byłych republik ZSRR. Autor dwóch powieści historyczno-sensacyjnych: „Przez czerwoną granicę”, „Przez czerwony step” oraz licznych tłumaczeń powieści i opowiadań.

"Przez czerwony wir" to historia, w której Sowieci zlikwidowali polską autonomię na Ukrainie, Radziecką Marchlewszczyznę. Tysiące Polaków deportowali do Kazachstanu. Nasz bohater, Franciszek Cybulski, uciekł w 1936 r. do Polski, ale i tam w 1939 r. ścigają go Sowieci. Z bezpiecznego, jak się wydawało, Wołynia ucieka – inaczej niż ogromny tłum uciekinierów – z rodziną na zachód, do Warszawy. A tam, w mieście okupowanym przez Niemców, przekonuje się, że rodząca się, podziemna armia musi walczyć nie z jednym, najbardziej widocznym okupantem, a z dwoma. Celem i Niemców i Sowietów jest zniszczenie Polski i Polaków.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 34

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Piotr Kościński "Przez czerwony wir"

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2014 Copyright © by Piotr Kościński, 2014

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Arkadiusz Woźniak INFOX e-booki Projekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok Zdjęcie okładki: © christophe BOISSON - Fotolia.com, bahadirozbey - Fotolia.com Korekta: Paweł Markowski

ISBN: 978-83-7900-224-5

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin tel. (63) 242 02 02, kom. 665-955-131

Piotr Kościński
Przez
czerwony wir
Wydawnictwo Psychoskok

Przeciskał się przez tłum, który ulicami Kościuszki, Jagiellońską i Chrobrego bez końca parł na wschód. Powoli poruszały się samochody osobowe i ciężarówki, wyładowane ludźmi i towarami; wśród nich wlekły się rozliczne furmanki i całe mnóstwo pieszych. Od czasu do czasu pojawiali się wojskowi, którzy albo wędrowali z całym tłumem, albo z trudem usiłowali przedrzeć się w przeciwnym kierunku. Nieliczni policjanci nie panowali nad tą wielką, ludzką falą.

- Musimy przejść bocznymi ulicami, bo inaczej nie dojdziemy na czas – powiedział major. Skręcili z Chrobrego w lewo, a zabudowa bardzo szybko się skończyła. Po chwili, mijając kilkanaście unieruchomionych z braku benzyny, opuszczonych samochodów, szli skrajem pól i sadów. Tu było spokojnie i względnie cicho, choć wokół z grubsza zamaskowanych działek przeciwlotniczych kręciło się kilku żołnierzy. Rano kilka niemieckich samolotów bombardowało miasto, ale czterdziestomilimetrowe Boforsy w końcu je odpędziły.

Minęli wylot ulicy Bernardyńskiej i Inżynieryjną dotarli na Stare Miasto. Od placu Bazyliańskiego, jeden przy drugim stały mocno przykurzone, czarne limuzyny; zajmowały większość brukowanych ulic, aż do zamku Lubarta. Przeszli przez kordon policji i żandarmerii i dotarli do katedry świętych Piotra i Pawła. Ta potężna, trójnawowa, na biało otynkowana bazylika z kopułą i dwiema wieżami, przed którą stała potężna, trójłukowa dzwonnica, była otoczona przez policję.

- No, tylu oficjeli to miasto nie widziało nigdy. Cały rząd! Mszę odprawia sam biskup ordynariusz, Adolf Szelążek… Do środka nie wejdziemy, nie wpuszczą nas – powiedział major. – Ale jak wyjdą, to na pewno uda się kogoś złapać. Moja w tym głowa…

Spojrzał na zegarek, dochodziło wpół do dwunastej. Rozpoczęta o dziesiątej msza powinna się za chwilę skończyć. I rzeczywiście – ze środka zaczęły wyłaniać się kolejne postaci – mężczyźni ubrani w ciemne garnitury, zakładali na głowy kapelusze; kobiety w długich sukniach, wszystkie z nakryciami głowy; wojskowi, w większości w polowych mundurach, nawet, jeśli na pagonach widniały generalskie wężyki. Wyglądali na zmęczonych, bardzo zmęczonych.

- Premiera zostawmy. Do ministra, o tam, z prawej… - szepnął major.

Premier Felicjan Sławoj-Składkowski zamaszystym krokiem minął salutujących policjantów i wsiadł do samochodu. Kilka kroków za nim szedł wysoki, postawny, z lekka łysiejący mężczyzna, rozmawiający z tęgawym panem w meloniku i z wąsami. Major energicznym krokiem zbliżył się do nich.

- Panie ministrze, witam…

Józef Beck spojrzał na nich przenikliwym wzrokiem.

- Witam pana majora, pamiętam doskonale… ale się śpieszę, zaraz jadę do Krzemieńca. Tam całe Ministerstwo Spraw Zagranicznych się zebrało. No i korpus dyplomatyczny…

- Wiem, wiem. Ale tu jest mój znajomy, pan Franciszek Cybulski, który współpracuje z „Dwójką”. Żeby nie powiedzieć wprost, że u nas pracuje… Mówiąc krótko, Polak z Ukrainy, uciekł z Sowietów trzy lata temu. Bardzo nam pomaga.

Minister spojrzał na nich z uwagą.

- Panie Janie, niech pan idzie do samochodu, ja z panami tu jeszcze porozmawiam – powiedział do towarzyszącego mu mężczyzny. – To wiceminister Szembek, moja prawa ręka – zwrócił się do majora.

Szembek uchylił melonika, uścisnął im dłonie i oddalił się spokojnym krokiem, znikając wśród tłumu urzędników.

- Panowie, szybko proszę – powiedział Beck. – Cały korpus dyplomatyczny rozmieszczony jest w Liceum Krzemienieckim, a wojsko chce przeznaczyć budynek na szpital. Musimy się przenieść, a sprawa jest pilna.

Cybulski zagryzł usta.

- Panie ministrze… ja doskonale znam Sowiety. Dotarły do mnie wieści… zresztą, także wynika to z analizy sowieckiego radia, w ogóle wszystkich wiadomości z tamtej strony granicy. To jest pewne: oni uderzą.

Minister sięgnął do kieszeni marynarki, wyciągnął żółto-czerwone pudełko z wizerunkiem czarnej głowy starożytnego Egipcjanina. Stuknął lekko, wyjął papierosa, zapalił.

- Skąd taka pewność? – spytał.

- Najnowsze informacje pochodzą od dwóch uciekinierów z Sowietów. Jednego trafili, leży w szpitalu w Równem. Drugi, tylko draśnięty. Opowiadali, że nad granicą jest coraz więcej wojska. Setki czołgów, tysiące żołnierzy. I ciągle przybywają nowi. Dokładnie na wschód od nas jest Żytomierska Grupa Armijna. To są dwa korpusy strzeleckie, czyli pięć dywizji piechoty, do tego trzy brygady czołgów. No, co najmniej dwieście tanków. Mówię tylko o granicy z województwem wołyńskim.