Przerwane życie - Bożena Helena Mazur-Nowak - ebook

Przerwane życie ebook

Bożena Helena Mazur-Nowak

4,3

Opis

Przerwane życie to zbiór poruszających, często bardzo osobistych, historii zwyczajnych ludzi, którzy przeżywają małe i duże radości, ale również borykają się z przytłaczającą szarością dnia codziennego, poszukują swojego miejsca na ziemi, pragną na nowo odnaleźć utracone szczęście, starają się radzić sobie z problemami, a także niejednokrotnie stykają się ze śmiercią – swoich najbliższych lub własną.

Autorka w sposób nieskomplikowany, naturalny, wiarygodny, bez niepotrzebnych upiększeń i wyolbrzymień ukazuje ludzkie życie takim, jakie jest: piękne i cudowne w swojej prostocie. Razem z bohaterami opowiadań mamy niepowtarzalną okazję, by na chwilę zatopić się w refleksjach nad własnym życiem, docenić swoich bliskich i podziękować losowi za to, co mamy.

Opowiadania pani Bożeny Heleny Mazur-Nowak w sposób niedostrzegalny, jakby pod znieczuleniem, wciągają czytelnika w swoją misternie utkaną sieć ze słów. Bardzo szybko, niemal od pierwszych zdań, nawiązujemy bliski, intymny kontakt z bohaterkami, zaczynamy żyć ich życiem, przejmujemy się ich losem, życiowymi perypetiami, stajemy się powiernikami tajemnic, a na końcu czeka nas bolesny wstrząs, katharsis, spowodowany nagłą obecnością śmierci.
Zdzisław Antolski

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 108

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
2
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Proza życia

Opowiadania pani Bożeny Heleny Mazur-Nowak w sposób niedostrzegalny, jakby pod znieczuleniem, wciągają czytelnika w swoją misternie utkaną sieć ze słów. Bardzo szybko, niemal od pierwszych zdań, nawiązujemy bliski, intymny kontakt z bohaterkami, zaczynamy żyć ich życiem, przejmujemy się ich losem, życiowymi perypetiami, stajemy się powiernikami tajemnic, a na końcu czeka nas bolesny wstrząs, katharsis, spowodowany nagłą obecnością śmierci. Gwałtownym końcem, katastrofą, kiedy już wiemy, że nie będzie żadnego ciągu dalszego, że czyjeś marzenia, wzruszenia, plany i zamierzenia zostały bezpowrotnie ucięte, zamienione wyrokiem bezlitosnego losu we wspomnienie.

Zaletą opowiadań autorki jest komunikatywność i prostota stylu, zwięzłość oraz bezpośredniość. Chwilami zastanawiałem się, czy czytam prozę literacką, czy może reportaż z życia kobiet – tak bowiem te teksty są zwięzłe, skondensowane, naszpikowane faktami i wiadomościami z życia bohaterek. A przy tym jest to język, jakim posługują się zwykli ludzie na co dzień, bez udziwnień czy niepotrzebnych ozdób i ornamentów. Ta proza jest do bólu realistyczna, krwista, choć niepozbawiona współczucia, nieuciekająca przed opisami cierpienia czy kłopotów, jakie każdy z nas napotyka w życiu. Przez to jest niezwykle wiarygodna i szczera. Widać, że autorka terminowała u mistrzów gatunku: Czechowa, Maupassanta, czy naszego Marka Nowakowskiego. A mnie dodatkowo ta proza przypomina, jeśli chodzi o zwięzłość i dbałość o konkret, reportaże zmarłego niedawno Krzysztofa Kąkolewskiego.

Wszystkie opowiadania pokazują życie bez upiększeń, z całą jego szarością, ale i blaskiem. Opowiadają o konkretnych wydarzeniach umocowanych w czasie i przestrzeni, dlatego nazwałem je „prozą życia”. Ale też pokazują nam człowieka postawionego w obliczu ostateczności. Śmierć dotyka każdego, poprzez bliskich, którzy odchodzą, a czasem poprzez chorobę. Musimy stawić jej czoła, bo jest częścią naszego tu istnienia. Dlatego nie nazwałem tych opowiadań „prozą śmierci”, bo one w istocie są pochwałą życia – każdego, nawet najbardziej szarego i anonimowego.

Bożena Helena Mazur-Nowak znana była dotychczas jako poetka, autorka wielu wierszy mówiących o pięknie przyrody i wzruszeniach dzieciństwa. O miłości. Obecnie pokazała się jako rasowa prozaiczka o dużych zdolnościach w kreowaniu fabuły ukazującej sens życia. Warto sięgnąć po te opowiadania, bo dadzą nam asumpt do wielu przeżyć i przemyśleń na temat naszego własnego losu.

 

Zdzisław Antolski

dni podobne do siebie

ból jak garb przylgnął do pleców

żaluzje szczelnie zakrywają okna

a za oknem świat czeka na zabliźnienie ran

ale jak tam wyjść skoro schody są jak droga krzyżowa

 

już na progu cierpienie potyka się o rozpacz

patrząc na niebieski osierocony rower

w sypialni rudy kot pilnuje wspomnień

zwinięty w kłębek mruczy smętnie

 

kiedy dzieci odchodzą przedwcześnie

zostaje pustka której nie da się niczym wypełnić

noce są jeszcze ciemniejsze

dni podobne do siebie

wypełnione pytaniami „dlaczego”

 

wypłakane łzy ustępują miejsca niewypłakanym

 

 

Merstham, 28 maja 2015

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

dla Anny, mojego dobrego duszka

Anna

– Anka! Wyjdź już z tej łazienki! Sama w domu nie mieszkasz! Mamo, proszę, no powiedz jej coś! Muszę zaraz wyjść, a ona blokuje łazienkę już od godziny!

Barbara odłożyła książkę. Faktycznie, Anna była w łazience już od dłuższego czasu.

– Aniu, dziecko, proszę, otwórz drzwi. Wpuść Ewę, ona zaraz wychodzi. Aniu! Aniu! Słyszysz mnie?

Cisza niepokoiła Barbarę coraz bardziej. Dobijała się do zamkniętych drzwi obiema pięściami.

– Gdzie ten ojciec? Jak jest potrzebny, to nigdy go nie ma! Aniu! Aniu, córeczko, słyszysz mnie?

Szarpanie za klamkę nic nie pomogło. A tak nie chciała zakładać tej zasuwki do drzwi, ale dziewczynki się uparły, więc ustąpiła.

– Ewa, biegnij, zobacz, czy pan Adam jest w domu.

Po chwili przybiegł sąsiad.

– Co się stało, pani Basiu? W czym mogę pomóc?

– Ania nie daje znaku życia, jest w łazience. Proszę mi pomóc otworzyć te cholerne drzwi!

W trymiga Adam uporał się z zamkniętymi drzwiami. Anna leżała w wannie nieprzytomna. Była sino-różowa.

– O Boże! Co się stało, córeczko? Aniu! Aniu!

– Zadzwoniłem po karetkę. Zaraz tu będą. To wygląda na zaczadzenie. Zobaczymy, co powie lekarz.

Karetka przyjechała w mgnieniu oka. Lekarz od wejścia stwierdził, że czuje ulatniający się gaz. Kazał pootwierać wszystkie okna i zakręcić główny zawór gazu. Pielęgniarz przeniósł nieprzytomną Annę na sofę w dużym pokoju. Lekarz stwierdził, że pacjentka żyje. Ciśnienie ma bardzo niskie. Źrenice słabo reagują na światło. Podano jakiś zastrzyk. Zaopatrzono w tlen i zabrano do szpitala.

 

Barbara nie mogła pojechać razem z córką w karetce. Siedziała skulona w fotelu, czekając na powrót męża. W końcu, tuż przed osiemnastą, Wiktor wrócił do domu.

– Gdzie byłeś tak długo?

– Miałem dzisiaj spotkanie z ważnym klientem. Przeciągnęło się.

– Ania jest w szpitalu. Wygląda na to, że zaczadziła się podczas kąpieli! Musimy zaraz do niej pojechać.

Barbara ze łzami w oczach wtuliła się w męża.

– Basiu, co ty mówisz! W którym szpitalu? Kiedy ją zabrali?

– Jakieś pół godziny temu. Zawieźli ją do szpitala przy ulicy Katowickiej.

Ewa zrezygnowała z wyjścia. Nie mogłaby się bawić, kiedy jej siostra przebywa w szpitalu.

– Ewuniu, proszę, przyszykuj jakieś rzeczy dla Ani. Piżamę, kosmetyki. Wiesz, co jest potrzebne w szpitalu. Może coś do czytania.

Wiktor przebrał się w jeansy i sweter. Przygotował sobie na szybko kanapkę. Barbara nie miała w tej chwili głowy do takich rzeczy. Ewa pakowała plecak dla Ani. Nagle z pokoju córek rozległ się krzyk.

– Mamo! Tato! Zobaczcie, co znalazłam!

W szufladzie biurka Ani było kilka pustych opakowań po środkach przeciwbólowych i po jakimś innym, nieznanym im leku.

– O Boże! Co ona zrobiła? Wiktor, ona chyba chciała się otruć. Dlaczego?!

– Nie wiem, kochanie. Spakujmy to wszystko i jedźmy do tego szpitala jak najprędzej.

 

Na izbie przyjęć dowiedzieli się, gdzie leży ich córka. W pawilonie A, wejście 2 na drugim piętrze. Szpital po przebudowie był nie do poznania. Chwilę im zajęło dotarcie na miejsce.

W dyżurce lekarzy dowiedzieli się, że Ania ma teraz zabieg. Poproszono ich do poczekalni dla gości. Miła, starsza pielęgniarka powiedziała, że lekarz porozmawia z nimi, gdy tylko wyjdzie z sali operacyjnej.

– Jaka operacja? Czy może nam pani coś więcej powiedzieć?

– Przykro mi, ale nie. Proszę o cierpliwość. Córka jest w dobrych rękach. Lekarz wszystko państwu wyjaśni.

 

Czekanie trwało całą wieczność. Barbara nie mogła usiedzieć w miejscu. Chodziła w kółko jak w amoku. Ewa siedziała na fotelu, z kolanami podciągniętymi pod brodę. Wiktor patrzył beznamiętnie na obraz na przeciwległej ścianie.

W końcu zjawił się lekarz.

– Państwo są rodzicami Anny? Zapraszam do mojego gabinetu.

– Panie doktorze, proszę nie trzymać nas dłużej w napięciu. Proszę powiedzieć: co z Anną?

– Zaraz w gabinecie wszystko powiem. Już prawie jesteśmy na miejscu.

Otworzył drzwi. Zaprosił ich do przestronnego i jasnego gabinetu. Na drzwiach przeczytali, że to pokój ordynatora Marka Jesiona.

– Proszę usiąść. Anna jest już po zabiegu. W karetce dostała krwotoku, więc została przewieziona prosto na blok operacyjny. Czy państwo wiedzą, że córka była w ciąży?

Barbara z Wiktorem spojrzeli na siebie pytająco. Później na Ewę.

– Ewuniu, czy ty wiesz coś, czego my nie wiemy?

– Nie, mamusiu. Nic nie wiem.

Nie wiedziała nawet, czy Ania miała chłopaka.

– A dlaczego pan, panie doktorze, powiedział, że była w ciąży?

– Właśnie wskutek tego krwotoku Anna straciła dziecko. Badanie krwi wykazało, że połknęła też jakieś tabletki, więc potrzebne było płukanie żołądka. Teraz leży na intensywnej terapii. Utrzymujemy ją na razie w śpiączce farmakologicznej. Gdy jej parametry trochę się ustabilizują, to ją wybudzimy. To tyle, co mogę państwu teraz powiedzieć.

Barbara ściskała kurczowo dłoń Wiktora.

– Czy możemy ją zobaczyć?

– Prawdę mówiąc, przeciwny jestem odwiedzinom zaraz po wyjściu z sali operacyjnej. Ale wiem, przez co państwo teraz przechodzicie, więc się zgodzę, ale tylko na pięć minut. Proszę założyć fartuchy i osłony na buty. Zaprowadzę tam państwa.

 

Anna leżała na łóżku z postawionymi do góry poręczami. Była taka blada. Do obu rąk miała podłączone kroplówki.

– Panie doktorze, czy ona mnie słyszy? – zapytała Ewa.

– Słyszy. Proszę się przywitać i naprawdę za moment wyjść. Jutro będzie można przy niej dłużej posiedzieć. W drodze powrotnej proszę wejść do pielęgniarki oddziałowej i uzupełnić informacje wymagane w kwestionariuszu przyjęcia do szpitala. Teraz się już pożegnam.

Na odchodne powiedział pielęgniarce, aby za pięć minut wyprosiła odwiedzających i pokierowała ich do oddziałowej.

Ewa trzymała siostrę za rękę. Barbara płakała, nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa. Wiktor pocałował córkę w policzek i szepnął jej do ucha, że bardzo ją kocha.

 

U pielęgniarki oddziałowej uzupełnili informacje potrzebne do wystawienia rachunku za szpital.

Po ich powrocie do domu przez dłuższą chwilę panowała grobowa cisza. Wiktor zaparzył Basi herbatę z melisy. Ewa położyła się, nakryła pledem po czubek głowy i płakała. Myślała, co mogłoby się stać, gdyby nie zechciała skorzystać przed wyjściem z łazienki. Aż dreszcze nią wstrząsały na samą myśl o tragedii.

 

Wieczorem, wtuleni w siebie, długo rozmawiali. Próbowali zrozumieć, jak do tego doszło. Dlaczego im nie powiedziała o swoim kłopocie? Dlaczego wybrała takie drastyczne rozwiązanie swoich problemów? Zasnęli dopiero nad ranem.

 

Wiktor zadzwonił rano do pracy i wziął urlop. Ewa nie chciała iść do szkoły, ale Barbara przekonała ją, że w niczym im nie pomoże, a do szpitala może pójść po lekcjach. Bardzo niechętnie posłuchała rodziców.

Po śniadaniu, o ile wypicie dwóch filiżanek kawy na pusty żołądek można tak nazwać, pojechali do Ani.

 

Przed wejściem do córki porozmawiali z lekarzem dyżurnym. Stan Anny był bez zmian. Po płukaniu żołądka i tak zostało duże stężenie leków we krwi, w efekcie czego ciśnienie krwi było bardzo niskie. Podawano jej dużo elektrolitów. Co pół godziny odczytywano wyniki ciśnienia i saturacji i zapisywano do porównania.

 

Anna dalej była bardzo blada. Leżała bez ruchu, nadal podłączona do kilku kroplówek. Barbara usiadła na krześle przy łóżku córki. Ujęła jej dłoń i pocałowała. Przytuliła do policzka.

– Aniu, kochanie, dlaczego do mnie nie przyszłaś ze swoimi problemami? Dlaczego? Przecież zawsze cię wspierałam. Wspieraliśmy oboje.

Wiktor stał za plecami Basi, z dłońmi na jej ramionach. Starał się dać jej jak najwięcej wsparcia.

Po półgodzinie zostali wyproszeni z sali. Poranna wizyta lekarska rządziła się swoimi prawami.

Wkrótce lekarz dyżurny poinformował stroskanych rodziców, że po przejrzeniu najnowszych wyników stwierdzono uszkodzenie mięśnia sercowego, co było wynikiem przedawkowania zażytych tabletek.

Po raz pierwszy od chwili, kiedy dowiedział się o zabraniu córki do szpitala, Wiktor zaczął naprawdę bardzo się martwić. Cieszył się, że nie pozwolili Ewie przyjść z nimi do szpitala. Wiedział, że musi teraz być silny dla Basi, ale przychodziło mu to coraz trudniej.

– Kiedy zamierzacie wybudzić Anię? Panie doktorze, czy macie jakiś konkretny plan leczenia?

– W chwili obecnej staramy się pozbyć resztek toksyn z krwi. Podajemy dużo płynów. Utrzymamy ją w śpiączce jeszcze przez kilka dni. Teraz jest mi trudno powiedzieć, na jak długo. Proszę być dobrej myśli. Proszę do niej mówić. To pomaga w powrocie do zdrowia. Przepraszam, ale muszę już państwa opuścić. Do widzenia.

– Do widzenia.

W czasie kiedy Basia tuliła Ani dłonie, Wiktor przeczytał jej dwa artykuły z czasopism, które wczoraj przyniosła Ewa.

O czternastej zostali poproszeni o zostawienie pacjentki w spokoju. Bardzo niechętnie wrócili do domu. Ewy nie wpuszczono do siostry. Mogła na nią tylko popatrzeć przez szybę.

 

Jest mi trochę chłodno – myślała Anna. – Tak ciemno. Dlaczego? Nie mogę poruszyć ręką ani nogą. Czy to tylko sen?

Słyszała przecież głosy rodziców. Nie mogła zrozumieć wszystkiego, o czym mówili. Słyszała obce głosy.

 

Przez cały tydzień stan zdrowia Anny nie uległ zmianie.

– Ani się nie pogorszył, ani też nie polepszył, co trzeba przyjąć za dobrą monetę – zapewniał ordynator. – Trzeba czasu i cierpliwości.

 

W niedzielę późnym wieczorem zadzwonił telefon. Dzwonili ze szpitala. Barbara z bladą twarzą odebrała wiadomość.

– Basiu, co się stało? Powiedz wreszcie!

– Musimy zaraz jechać do szpitala. Stan Ani się pogorszył. Lekarz nie chciał nic więcej powiedzieć. Nalegał, żebyśmy przyjechali.

 

O dwudziestej drugiej byli już w dyżurce lekarskiej.

– Nastąpiło pogorszenie. Anna miała zapaść i zawał mózgu. Udało nam się przywrócić jej akcję serca. Mam jednak przykrą wiadomość. W wyniku uszkodzenia pnia mózgu stwierdziliśmy zespół Foville’a charakteryzujący się porażeniem nerwu twarzowego oraz paraliżem lub niedowładem połowicznym po przeciwnej stronie ciała. Wiem, że brzmi to strasznie. Będziecie mogli państwo zobaczyć córkę.

– Wiktor, dlaczego to nas spotkało?! Dlaczego?

– Panie doktorze, jakie są rokowania?

– W chwili obecnej nie mogę niczego prorokować. Musimy czekać. Na jutro rano zostało zwołane konsylium lekarskie. Może wtedy będę mógł coś więcej powiedzieć.

Wiktor mocno objął Barbarę i zaprowadził do Anny. Jak przedtem, leżała bezwładnie, ale jej prawa połowa twarzy była zniekształcona, zastygła w dziwnym grymasie.

Basia przytuliła się do Ani i płakała.

 

Czemu mama płacze? Co się stało? Dlaczego jej nie widzę? Mamo! Mamo, pomóż mi.

Całą noc Krawcowie siedzieli przy łóżku córki. Wiktor przysnął na chwilę w wygodnym fotelu. Basia wytrwała bez zmrużenia oka.

Konsylium zwołano na godzinę dziesiątą. To był najbardziej nerwowy czas dla rodziców Anny. W końcu zostali poproszeni do gabinetu ordynatora. W pokoju było trzech lekarzy.

– Witam państwa. Niestety, nie mam dobrych wieści. Spodziewamy się, że w każdej chwili może nastąpić śmierć mózgu. Jesteśmy bezsilni. Nic nie możemy zaradzić. Przykro mi. Możecie państwo na zmianę czuwać przy łóżku córki. Tyle mogę dla państwa zrobić.

 

Barbara osunęła się bezwładnie w fotelu, zemdlała. Wiktor przeniósł ja na kozetkę. Kiedy odzyskała przytomność, lekarz nakazał jej pojechać do domu i odpocząć. Ewa czekała pod drzwiami gabinetu na wiadomości o siostrze. Wiktor poprosił ją, aby zaopiekowała się mamą i pojechała z nią do domu.

 

Anna