Przepis na miłość - Nina Harrington - ebook

Przepis na miłość ebook

Nina Harrington

3,4

Opis

Przepis na miłość:

Krok 1: Weź młodą niezależną Włoszkę.

Krok 2: Dodaj przystojnego szefa kuchni.

Krok 3: Wsyp dwie łyżeczki zaskoczenia i niepewności.

Krok 4: Pomyśl życzenie na walentynki.

Krok 5: Nalej dwa kieliszki czerwonego wina.

Krok 6: Dodaj trzy czubate łyżki łez.

Krok 7: Zamieszaj energicznie.

Krok 8: Trzymaj w cieple do walentynek; przed podaniem udekoruj czerwoną różą

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 155

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (43 oceny)
11
9
15
3
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
danutann

Całkiem niezła

Książka na tzw. niemyślenie,idealna na odstresowanie.
00

Popularność




Nina ‌Harrington

Przepis na miłość

Tłumaczenie:Julia Mirska

Przepis ‌na miłość ‌– ‌sposób przygotowania

Krok 1: Weź ‌młodą niezależną Włoszkę

Krok 2: ‌Dodaj przystojnego szefa ‌kuchni

Krok 3: Wsyp ‌dwie łyżeczki ‌zaskoczenia ‌i niepewności

Krok ‌4: Ubij ‌wszystko ‌w malutkim ‌bistro

Krok 5: Dorzuć dwie ‌ważne decyzje

Krok 6: ‌Pomyśl życzenie na walentynki

Krok ‌7: ‌Dołóż parę lśniących niebieskich ‌oczu

Krok ‌8: Oraz różową piżamę

Krok ‌9: Posyp różowymi flamingami

Krok ‌10: Dodaj różowe psychodeliczne ‌kwiatki

Krok 11: ‌Oraz karton miłych wspomnień

Krok ‌12: ‌Nie zapomnij ‌o półmisku słodkich snów

Krok 13: ‌Przygotuj trzy ‌torty weselne

Krok ‌14: I osiem ‌wirujących ‌pizz w kolorach ‌tęczy

Krok 15: ‌Nalej ‌dwa kieliszki czerwonego ‌wina

Krok 16: ‌Dodaj leśne grzyby ‌ze śmietaną

Krok 17: Trzy ‌czubate łyżki łez

Krok 18: ‌Dwie różowe ‌babeczki

Krok ‌19: I kalifornijskiego kucharza

Krok 20: ‌Zamieszaj energicznie

Krok 21: Na ‌deser porcja czekoladowego ‌tiramisu

Krok 22: ‌Trzymaj w cieple do walentynek; ‌przed podaniem udekoruj ‌czerwoną różą

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Krok ‌1: Weź młodą niezależną ‌Włoszkę

Dawno, dawno temu, pomyślała ‌Sienna Rossi, ‌siedząc na ‌skrzypiącym krześle ‌w pokoju dla personelu, ‌do restauracji ‌przychodzili ‌cudowni goście, którzy ‌lubili dobrze zjeść i uśmiechali ‌się do ‌kelnerek.

Skrzywiła się na wspomnienie ‌biznesmena, który dwukrotnie ‌w ciągu dziesięciu minut przywołał ‌ją pstryknięciem palców – ‌pierwszy ‌raz ‌dlatego, że do ‌szklanki wrzucono ‌za ‌dużo ‌kostek ‌lodu, ‌a drugi raz dlatego, że ‌liście ‌sałaty zdobiące talerz ‌z przystawką zostały tam ‌umieszczone wyłącznie po ‌to, by go otruć. Mają zniknąć. Trzeba było „ozdobić” sałatą jego drogi garnitur, a sos wylać mu na głowę! Ale oczywiście nigdy by tego nie zrobiła. Takie zachowanie nie przystoi starszemu kelnerowi w ekskluzywnej restauracji hotelowej, zwłaszcza takiemu, który marzy o awansie na kierownika restauracji.

Zbudowany na pięknej angielskiej prowincji Greystone Manor słynął z doskonałej kuchni; stoliki rezerwowano kilka tygodni naprzód. Podczas lunchu i wieczorem podczas kolacji restauracja pękała w szwach. Sienna wiedziała, że powinno ją to cieszyć. Do zadań starszego kelnera i sommeliera należała troska o to, aby każdy z sześćdziesięciu gości spędził przyjemnie czas, a po wyśmienitym posiłku z wybornym winem opuścił lokal z poczuciem ukontentowania.

Pocierając zdrętwiałe palce u nóg, zerknęła na olbrzymi dziewiętnastowieczny zegar ścienny. Jeszcze kwadrans. Nowe kierownictwo Greystone zwołało zebranie, na którym zamierzało ogłosić, komu przypadną dwa najważniejsze stanowiska.

Czyli za kilkanaście minut pozna nazwisko nowego szefa kuchni, a także usłyszy, kto zostanie nowym kierownikiem restauracji. Rozejrzała się nerwowo po pokoju, sprawdzając, czy na pewno jest sama. Nie chciała, aby ktokolwiek widział, jak bardzo się boi.

Boi? A to dobre! Była przerażona!

Patrząc na nią, ludzie widzieli uśmiechniętą pannę Rossi, elegancką, zawsze nieskazitelnie umalowaną i ubraną. Nie domyślali się, że to maska, że pod eleganckim kostiumem kryje się prawdziwa Sienna, która trzęsie się ze strachu i zdenerwowania.

Minęły cztery lata, zanim na tyle zdołała odbudować swoją pewność siebie, aby ubiegać się o stanowisko szefa restauracji. To była jej wymarzona praca; miałaby własny zespół, mogłaby wdrażać własne pomysły. Czas najwyższy udowodnić światu, że pokonała kryzys, zaleczyła złamane serce i gotowa jest skupić się na karierze.

– Dałaś dziś znakomite przedstawienie. Gdyby to ode mnie zależało, przyznałabym ci Oscara!

Z zadumy wyrwała Siennę przyjaciółka Carla, która w czarnym kostiumie recepcjonistki pchnęła wahadłowe drzwi i energicznym krokiem weszła do pokoju.

– Dzięki, złotko. – Sienna się uśmiechnęła. – Swoją drogą, gdzieś ty się podziewała?

– Wyobraź sobie, że dwoje gości zgubiło się w labiryncie. Wiem, wiem. Po to jest labirynt, żeby się w nim gubić. Ale, kurczę, mamy luty! Przemarzłam na kość! Dwadzieścia minut z pomocą gwizdka i telefonu komórkowego wyprowadzałam ich z tego gąszczu, ale wreszcie się udało. Grzeją się teraz przy kominku, popijając gorącą herbatę. Nie to co ja.

Wsunąwszy dłonie pod pachy, Carla zadrżała z zimna. Sienna nalała przyjaciółce kubek kawy.

– „Szefowie kuchni”? – zapiszczała Carla, sięgając po kolorowy dodatek do pisma o najlepszych hotelach. – Dlaczego nic nie mówisz? Ciekawe, kto tym razem zdobył tytuł Ciacha Miesiąca? Byłoby super, gdyby taki seksowny przystojniak przyszedł do nas do pracy, nie?

Nie, odpowiedziała w myślach Sienna. Wcale nie byłoby super. Już raz się sparzyła.

– Dobra, lecę. – Carla oddała przyjaciółce pismo. – Do zobaczenia za pięć minut. I trzymam kciuki za twój awans. Na pewno go dostaniesz.

Po chwili znikła za drzwiami.

Kręcąc z uśmiechem głową, Sienna odstawiła na bok kubki i nagle zamarła na widok zdjęcia wysokiego mężczyzny w białym podkoszulku i kraciastym kilcie.

„Ciacho Miesiąca: Brett Cameron” głosił tytuł.

Przeniosła się pamięcią dwanaście lat wstecz, do ciasnej kuchni w Trattorii Rossi, gdzie po raz pierwszy zobaczyła nowego pomocnika kucharza.

Miała wtedy szesnaście lat. Prosto ze szkoły przyszła do restauracji, w której jej ojciec i starszy brat Frankie szykowali jedzenie na wieczór. U Rossich odbywali praktyki najlepsi uczniowie z pobliskiej szkoły kulinarnej.

Tego dnia po kuchni kręcił się chudy nastolatek, który odważył się pokłócić z Frankiem o to, jak powinno się siekać świeżą bazylię. Sienna z miejsca się w nim zadurzyła. Po uszy. Wystarczyło jedno spojrzenie.

Zacisnęła powieki. Przed oczami stanął jej obraz, którego nigdy nie zapomni: bandana na czole, związane w kucyk jasne włosy, twarz o regularnych rysach, płomienny wzrok. Młodzieniec w skupieniu rwał zielone listki bazylii, a stojący obok Frankie siekał swoje nożem.

Wstrzymawszy oddech, Sienna patrzyła, jak Frankie z Brettem krążą od jednej deski do drugiej, kosztując bazylię najpierw z chlebem, potem z serem, na końcu z pomidorami. Wreszcie blondyn uśmiechnął się i pokiwał z uznaniem głową. Z kolei Frankie poklepał Bretta po ramieniu. Po chwili obaj odwrócili się w jej stronę.

Chudy nastolatek zmrużył oczy. Przez moment miała wrażenie, jakby zaatakował ją niebieski laser.

Oczywiście Frankie przedstawił siostrze nowego praktykanta. Sienna ledwo panowała nad emocjami; piskliwym głosikiem powiedziała „dzień dobry”. Brett mruknął coś pod nosem; była intruzem w jego zaczarowanym kulinarnym świecie.

W ciągu sześciu tygodni, które Brett spędził w kuchni Rossich, ucząc się zawodu, Sienna stale wynajdowała powody, by być blisko niego i patrzeć, z jakim zapałem pracuje. Podczas niedzielnych obiadów, do których rodzina zasiadała wspólnie z pracownikami, Sienna starała się zająć miejsce naprzeciwko Bretta.

Żaden z jej kolegów nie dorastał Brettowi do pięt. W szkole, zamiast skupić się na lekcjach, bujała w obłokach. Nie mogła się doczekać wieczorów i weekendów, aby znów spędzić kilka cudownych chwil w towarzystwie Bretta. Rzecz jasna, nie rozmawiała z nim. Nie umiała pokonać nieśmiałości. Od tamtej pory wiele się zmieniło; Brett nie był już chudym nastolatkiem, a ona nieśmiałą uczennicą. Oboje odnieśli sukcesy zawodowe.

Spoglądając na zdjęcie w piśmie, Sienna ze śmiechem pokręciła głową. Ciacho Miesiąca! Kto by pomyślał? Nie ulega wątpliwości, że jest najprzystojniejszym szefem kuchni, jakiego widziała.

Przed laty dziewiętnastoletni Brett interesował się wyłącznie jedzeniem. Nie dbał o wygląd; miał jedną parę spodni i dwie identyczne białe koszulki, które z każdym dniem coraz bardziej traciły świeżość. Teraz wyglądał tak, jakby doradzał mu zespół stylistów. Był jednym z najbardziej rozpoznawalnych szefów kuchni w świecie.

Dawna chudość znikła. Kucyk też. Dwie rzeczy pozostały jednak takie same. Oczy. Wciąż miały kolor jasnego nieba. I wciąż malowały się w nich inteligencja i dociekliwość. Oraz ręce o długich, wąskich palcach, które poruszały się z niesamowitą zwinnością. Zakochała się w dłoniach Bretta. Podobne, choć nie tak piękne, miał Angelo.

Och, Brett, gdybyś wiedział, jakich mi przysporzyłeś kłopotów! Winiła go za swoją fascynację kucharzami. W college’u Carla nadała jej przydomek „Magnes”. Każdy szef kuchni w promieniu stu kilometrów wyczuwał jej obecność i natychmiast zaczynał wokół niej krążyć.

Bicie zegara wyrwało Siennę z zadumy. Ostatni raz rzuciła okiem na zdjęcie, po czym odłożyła pismo i wcisnęła spuchnięte nogi w buty.

Psiakość! Spóźni się! I czyja to będzie wina? Jak zwykle, Bretta Camerona, gdziekolwiek się podziewa.

Niepotrzebnie się spieszyła. Minęło dziesięć minut, zanim do jadalni, w której czekała wraz z innymi pracownikami, wpadł Patrick; parę kroków za nim podążał szef kuchni André. Patrick zarządzał Greystone Manor w imieniu spółki, do której należało kilka luksusowych hoteli w najbardziej ekskluzywnych miejscach w Europie. W jednym z owych hoteli Sienna zamierzała w przyszłości pracować, najpierw jednak musiała otrzymać awans na kierownika restauracji w Greystone.

Strasznie jej na tym zależało. Właściwie od chwili, gdy włożyła strój kelnerki w Trattoria Rossi w Londynie. Nic dziwnego, że serce waliło jej młotem.

Patrick rozejrzał się po pokoju, uśmiechnął, po czym postukał lekko nożem o szklankę.

– Dziękuję, że przyszliście. Pod koniec miesiąca, po trzydziestu dwóch latach pracy w Greystone, nasz wspaniały szef kuchni André Michon odchodzi na zasłużoną emeryturę. Nie muszę chyba mówić, że jego decyzja przyprawiła kierownictwo o ból głowy. Obawiano się, czy znajdziemy na jego miejsce kogoś, kto by z równą pasją troszczył się o podniebienia naszych gości.

Dojdź do sedna, poganiała go w myślach Sienna; powiedz, z kim będę współpracować.

– W ciągu ostatnich miesięcy – ciągnął Patrick – przeprowadziliśmy rozmowy z najznakomitszymi młodymi kucharzami z całego świata i po głębokim namyśle wybraliśmy zwycięzcę. Panie i panowie, z przyjemnością ogłaszam, że nowym szefem kuchni w Greystone Manor będzie znany z programów telewizyjnych Angelo Peruzi! Wiem, że ta wiadomość bardzo was ucieszy.

Zaciskając ręce na brzegu krzesła, Sienna wzięła kilka głębokich oddechów, by nie zemdleć. Lub nie wybiec z krzykiem. Nie, tylko nie Angelo!

Czyżby los z niej zadrwił? Musiała zajść pomyłka. Na pewno coś źle usłyszała. Siedziała bez ruchu, oszołomiona i przerażona. Z całej siły powstrzymywała łzy.

Że też spośród wszystkich szefów kuchni musieli wybrać akurat Angela! Jedynego faceta, którego nigdy więcej nie chciała widzieć na oczy. Jej byłego narzeczonego, który porzucił ją miesiąc przed ślubem!

To nie dzieje się naprawdę, powtarzała w myślach. Nie tu, nie teraz, nie po czterech latach. Łzy napłynęły jej do oczu; wszystko wokół stało się niewyraźne.

Dopiero po chwili zorientowała się, że Carla ją szturcha w bok i wskazuje głową na podium.

– Panna Sienna Rossi wspaniale się dotąd wywiązywała ze swojej funkcji – mówił Patrick. – Witam w zespole, panno Rossi, i serdecznie gratuluję. Nie mam wątpliwości, że okaże się pani równie doskonałym kierownikiem restauracji. Angelo Peruzi nie może się doczekać, aż zaczniecie współpracować!

ROZDZIAŁ DRUGI

Krok 2: Dodaj przystojnego szefa kuchni

Brett Cameron stał z rękami w kieszeniach, spoglądając na zawalony gruzem plac budowy, na którym wkrótce miała powstać jego pierwsza restauracja.

Jeszcze cztery dni temu przebywał w słonecznej Adelajdzie. Na przyjęciu pożegnalnym smażył na ruszcie soczyste steki i rozmyślał o pracy w firmowanym przez siebie lokalu w centrum Londynu. Rzeczywistość – dżdżyste lutowe popołudnie i dochodzący zza bramy ogłuszający ryk klaksonów – była nieco przygnębiająca, ale Brett zdawał się jej w ogóle nie zauważać.

Wreszcie spełniało się jego marzenie o własnej restauracji. Mógł ją otworzyć w dowolnym mieście na świecie. Wybrał Londyn. To tu w poszukiwaniu pracy jego matka przenosiła się z jednego taniego mieszkania do drugiego, a on wraz z nią. Tu dorastał w biedzie. Tu jako sfrustrowany nastolatek przeżył najgorsze lata życia.

Matka harowała jak wół, zwykle w dwóch, niekiedy w trzech różnych miejscach, by zarobić na utrzymanie. Przy pracach, do których się najmowała, nie wymagano umiejętności pisania ani czytania. Chociaż Brett nienawidził tych wszystkich marnie płatnych zajęć, wiedział, że kiedy skończy szkołę, sam znajdzie podobne.

Bo kto by chciał zatrudnić chłopaka, który na podaniu o pracę ledwo potrafi napisać nazwisko? Chłopaka, który z dziesięć razy zmieniał szkołę i w każdej miał opinię ucznia sprawiającego „problemy wychowawcze”. Bez względu na to, ile się uczył, uchodził za lenia lub opóźnionego w rozwoju tępaka. Jeśli chciał pokazać wszystkim, jak bardzo się mylili w ocenie jego charakteru i zdolności, musiał wrócić tu, do Londynu.

Nie żałował powrotu. Bądź co bądź tu się zaczęła jego kariera. Wprost nie do wiary, że restauracja Marii Rossi i jego dawna szkoła kulinarna znajdowały się zaledwie kilkanaście przecznic dalej. Czasem miał wrażenie, jakby od tamtych doświadczeń dzieliły go tysiące kilometrów i dziesiątki lat. Maria Rossi nie wiedziała, co ją czeka, kiedy postanowiła dać mu szansę. Nie znała go. Podjęła ryzyko. Ale wierzyła w jego talent, w to, że mu się uda. On też wierzył w sukces swojej pierwszej restauracji. Niecierpliwie czekał na jej otwarcie. To będzie największa przygoda jego życia!

Dziesięć lat temu, podczas dwuletnich studiów w Paryżu, Brett ze swoim przyjacielem Chrisem snuli marzenia. Dziś patrzył, jak te marzenia powoli stają się rzeczywistością. W tracie długiego lotu z Australii prawie nie zmrużył oka. Cały czas układał menu i rozwiązywał problemy, które prędzej czy później muszą się pojawić.

– A gdzie twój kilt, przyjacielu? – spytał niski krępy mężczyzna, wyłaniając się spomiędzy cegieł. – Pozostał w Krainie Oz?

Brett uścisnął wyciągniętą na powitanie dłoń, po czym poklepał Chrisa po plecach.

– Nie zaczynaj! Oczywiście to zdjęcie to świetna reklama, ale w Szkocji spędziłem jedynie dwa pierwsze miesiące życia. Klan Cameronów nigdy mi tego nie wybaczy!

– Jeszcze się zdziwisz! No dobra, jak ci się tu podoba? – spytał Chris, akurat gdy z okna budynku wyleciała deska, która z hukiem spadła na stos gruzu.

Zacisnąwszy wargi, Brett pokiwał głową.

– Cieszy mnie, że praca wre. A na twoje pytanie odpowiem, kiedy obejrzę kuchnię. – Potarł ręce i się uśmiechnął. – Od dawna czekałem na tę chwilę.

– Co do kuchni... obawiam się, że mamy drobne opóźnienie. Jeszcze za wcześnie na inspekcję. – Chris wskazał na przykryty brezentem stos przy wejściu.

Biorąc głęboki oddech, Brett wszedł do pomieszczenia, które w przyszłości miało być holem z recepcją, ostrożnie uniósł kawałek brezentu i w milczeniu popatrzył na ogromne skrzynie.

– Tylko mi nie mów, że...

– Niestety tak. Jak wiadomo, statki towarowe nie wypływają podczas sztormu. Dziwne, nie?

Brett zrozpaczony przeczesał ręką włosy. Był już tak bliski celu. Chris westchnął. Doskonale rozumiał smutek przyjaciela.

– Jeszcze przez kilka dni będzie się tu kurzyło, potem wstawimy piece i kuchenki, wszystko podłączymy. Chciałeś mieć najlepszy sprzęt i będziesz miał, ale nie w tym tygodniu. Wiem... – dodał, gdy Brett jęknął niezadowolony. – Trudno będzie dotrzymać terminu.

– Cholernie trudno – przyznał Brett. – Planowaliśmy otwarcie za dwa tygodnie, a ja wciąż nie mam menu. Ani personelu. Trzeba się sprężyć, stary, inaczej spóźnimy się ze spłatą pierwszej raty kredytu i ucierpi na tym nasza wiarygodność. – Na moment zamilkł. – Może to nie był najlepszy pomysł, żeby na wielkie otwarcie zaprosić przedstawicieli mediów i krytyków kulinarnych?

– To był świetny pomysł! Owszem, czeka nas jeszcze mnóstwo roboty, ale... Umówiłem się z architektami, wyjaśnią ci, co i jak. Ruszamy za godzinę.

– Za godzinę? – Brett potrząsnął głową. – Wprowadź mnie w temat, Chris. Zacznijmy od...

Nagle z jego kieszeni dobiegł głos włoskiego tenora. Brett wyciągnął komórkę i spojrzał na wyświetlacz.

– Przepraszam, stary, muszę odebrać.

– W porządku. Przyniosę notatki.

Uśmiechając się pod nosem, Brett przystawił aparat do ucha.

– Tu wierny sługa Marii Rossi. Czekam na twe rozkazy, królowo!

Na drugim końcu linii rozległ się męski głos:

– Halo? Czy to Brett? Brett Cameron?

– Tak. O co chodzi? – Brett odsunął słuchawkę od ucha, żeby nie ogłuchnąć.

– Mówi Henry, przyjaciel Marii z kursów tańca. Dzwonię z Hiszpanii. Maria prosiła, żebym się z tobą skontaktował.

Czy zna jakiegoś Henry’ego? Maria ma tak wielu przyjaciół, że nie sposób wszystkich zapamiętać.

– Cześć, Henry. Wszystko w porządku?

– Nie bardzo. Maria jest w szpitalu. Ale nie martw się, to nic poważnego. Halo? Brett?

– Tak, tak, jestem. Co się stało? Miała wypadek?

– Och, nie. Czy mówiła ci, że wybiera się na tańce do Benidormu?

– Nie, nie mówiła. Co jej jest?

– Właściwie nie wiem. Wczoraj po południu wracała z regat, kiedy poczuła ból brzucha. Z początku winiliśmy paellę i sangrię, które podano nam poprzedniego wieczoru w klubie, ale parę godzin później zemdlała na lekcji tańca hiszpańskiego. W trakcie paso doble. Instruktor wyniósł ją do karetki. To wszystko było bardzo ekscytujące.

– Ekscytujące? No tak. Czy lekarz mówił, co jej dolega?

– Zapalenie wyrostka. Całe szczęście, że nie doszło do pęknięcia. Już jest po wszystkim, dlatego dzwonię. Ale Maria musi zostać tu jakiś czas. O, idzie. Muszę udawać chorego.

Brett słyszał jakieś szuranie, szepty, a potem w telefonie rozległ się znajomy i pogodny głos Marii.

– Cześć, mistrzu! Wróciłeś?

– Tak, szefowo – odparł z uśmiechem Brett. – Podobno spędzasz urlop w szpitalu? Koniecznie chcesz uwieść przystojnych hiszpańskich lekarzy?

Kobieta roześmiała się wesoło.

– Uwieść? Zostałam porwana! Nie dość, że wycięli mi wyrostek, to chcą mnie tu trzymać przez dwa tygodnie! Nawet próbowali mi odebrać komórkę! Musiałam ukryć się na schodach przeciwpożarowych, a Henry zajmuje ich jakimś swoim wyimaginowanym schorzeniem.

– Mnie, Mario, nie nabierzesz. Na pewno wszyscy wokół ciebie skaczą. Ale przejdźmy do rzeczy ważniejszych: po pierwsze, jak cię karmią, a po drugie, jak się czujesz? Z wyrostkiem nie ma żartów!

– Czuję się dobrze, operacja poszła gładko, a karmią nie najgorzej. Tyle że nie spałam całą noc. Kobieta na łóżku obok potwornie chrapie. Masz szybkie auto?

– Chcesz, żebym po ciebie przyjechał?

– Nie kuś! – Na moment zamilkła. – Wyświadczysz mi przysługę? Podjedź do mojego lokalu i sprawdź, co tam słychać. Bez szefa kuchni Sienna sobie nie poradzi.

– Sienna? Nowa kucharka, którą terroryzujesz?

– Sienna Rossi, moja bratanica. Siostra Frankiego. Pewnie jej nie pamiętasz. W każdym razie zostawiła mi wiadomość, że wybiera się do mnie na kilka dni. Chyba jest czymś przybita. Kiedy oddzwoniłam, miała wyłączony telefon. Nie wie, że jestem w Hiszpanii. – Maria roześmiała się cicho. – Kocham Siennę, ale boję się, co jej może strzelić do głowy. Zaharuje się na śmierć.

– Ciekawe, po kim to odziedziczyła. Nie lepiej, Mario, żeby lokal pozostał zamknięty do twojego powrotu?

W słuchawce nastała cisza.

– Mario? Jesteś tam? Czy może lekarze znaleźli cię na tych schodach?

– Będę z tobą szczera, Brett. Mam problemy finansowe. Nie stać mnie na to, aby lokal był zamknięty. Chciałabym cię prosić o pomoc. Spałabym spokojniej, wiedząc, że wszystkim się zajmiesz i zaopiekujesz Sienną.

– Oczywiście, Mario. Pójdę tam jeszcze dziś.

Kobieta odetchnęła z ulgą.

– Dzięki, kochanie. Powinnam cię uprzedzić, że... Ojej, muszę kończyć. Pa!

Brett schował telefon do kieszeni. W branży restauracyjnej luty zawsze uchodził za kiepski miesiąc. Wśród stałych klientów Marii było wiele starszych osób, a w zimowe wieczory starsi zwykle nie lubią wychodzić z domu... Małym lokalom to może źle wróżyć.

Małym? Ha! Całe królestwo Marii ma mniej więcej taką powierzchnię, co hol z recepcją w budynku, przed którym stał. Brett podrapał się po brodzie. To, kim jest, zawdzięcza Marii Rossi. Ta niesamowita kobieta nie bała się wziąć pod swoje skrzydła zbuntowanego młodzieńca, którego wszyscy skreślili. Pamiętając o tym, co dla niego zrobiła, utrzymywał z nią kontakt, informował o kolejnych osiągnięciach.

To Maria towarzyszyła mu, kiedy odbierał nagrodę dla najlepszego młodego kucharza roku. To Maria zarekomendowała go w kilku paryskich restauracjach, gdzie zdobywał dalsze szlify. I to Maria przekonała dyrekcję szkoły, w której uczył się gotowania, aby poddano go testowi. Test wykazał, że Brett po prostu ma dysleksję. Wrócił do Londynu po dziesięcioletniej nieobecności i okazało się, że Maria potrzebuje jego pomocy. Nie mógł odmówić.

Jeśli zaś chodzi o Siennę, doskonale ją pamiętał.

– Wszystko w porządku? Jesteś jakiś zamyślony...

Obejrzawszy się, zobaczył Chrisa, który stał z plikiem papierów pod pachą i przyglądał mu się z zatroskaniem.

No tak, mieli pójść na rozmowę z architektami!

– Chris, znajoma prosiła mnie o pomoc, więc musisz iść sam. W razie czego dzwoń.