Przed oczami - Monika Sawicka - ebook

Przed oczami ebook

Sawicka Monika

0,0

Opis


"Przed oczami" to emocje nieoswojone.
Przed oczami" to wszystko to, czego nie chcemy zobaczyć.
I usłyszeć.
Przed oczami" to nasze odbicie w lustrze.
Przed oczami" to nie jest książka na wakacje.
Przed oczami" to książka na całe życie.


Już po raz kolejny mam ogromną przyjemność - wielką frajdę po prostu - przedstawić Ci, Drogi Czytelniku, pięknych, utalentowanych, nie obawiających się marzyć. Pisanie jest wielką radością ich życia i naprawdę potrafią to robić. Kiedy trzeba - posługują się piórem jak tarczą i mieczem - walczą słowem. Ale na co dzień ich twórczość jest pełna miłości - tej bezwarunkowej, ale też bardzo często niełatwej.
Ich optymizm, wewnętrzne piękno i spokój - jest tym, czym chcą się z Tobą, Czytelniku, teraz podzielić.

Monika Sawicka i Fundacja VADE MECUM - chodź ze mną im. Sandry Brędowskiej zaprasza do ICH świata. Zaczytajcie się, zakochajcie, zapomnijcie na chwilę.

Autorzy:
Anna Brędowska, Magdalena Legierska, Joanna Wicherkiewicz, Sylwia Hetman, Maria Kusz, Justyna Wójcik, Alan Dudzic, Wojciech Pietrzak, Jakub Bieńkowski, Lucyna Dąbrowska, Magdalena Matysiak, Marta Bulwan, Anna Jagoda Myszka, Sandra Miszewska, Kinga Gemba, Dorota Just, Krzysztof Barys, Marcin Sufa oraz Maciej Sufa

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 142

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przed oczami

Monika Sawicka

© Copyright by Przed oczami

Na okładce: Karolina Sawicka

Zdjęcie: Ewa Żylińska

Wersja drukowana 978-83-7859-196-2

Wersja elektroniczna 978-83-7859-195-5

www. monikasawicka.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2013

Konwersja do epub

To tak, jakbym dzięki Tobie uczyła się lepiej żyć, a więc nie umarłeś, tylko stoisz gdzieś z boku i inspirujesz mnie do lepszego życia.

Kiedy znów się spotkamy, będziesz ze mnie dumny. To nie będzie czas stracony.

Ukochanemu Dziadziusiowi – Romanowi.

„Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?

Wykorzystaj

Monika Sawicka

Na dobranoc

Oddałabym Ci własne serce, by uratować Twoje. Mój świat stracił kolor, zapach i smak.

Nie wyobrażam sobie mojego świata bez Ciebie, ciągle mam nadzieję, że to tylko koszmarny sen i chcę się obudzić.

To Ty opowiadałeś mi bajki. To Ty nosiłeś na rękach. To Ty karmiłeś zupą mleczną z zacierkami i nikomu nigdy nie pozwalałeś na mnie krzyczeć. To Ty chodziłeś ze mną na plac zabaw. To Ty zrobiłeś ze mnie fankę piłki nożnej i z Tobą oglądałam dziesiątki meczów.

Kochałeś i byłeś kochany.

Byłeś życzliwy i pogodny, ciepły i wrażliwy, miałeś w sobie tyle miłości, żeby obdarować nią nas wszystkich. Dla Ciebie Człowiek był zawsze najważniejszy.

Każde z nas wraz z Twoim odejściem straciło kawałek serca, nasze życie już nie będzie takie jak wtedy, gdy wiedzieliśmy, że mamy Ciebie. Myśleliśmy, że zawsze będziesz z nami.

Ale nic nie może przecież wiecznie trwać.Śmierć jest nieuchronna i czeka nas wszystkich.

Spotkamy się jeszcze, ale do tego czasu będziemy strasznie za Tobą tęsknić, za spojrzeniem Twoich błękitnych oczu, za uśmiechem, za Twoim spokojem.

Ty wiesz, że byłeś, jesteś i będziesz miłością naszego życia.

I choć ból, który po sobie zostawileś ściska nam serca, zabiera odech i wyciska łzy, będziemy dzielni. Cieszymy się, że mieliśmy Cię tak długo, że mogliśmy się Tobą cieszyć, przytulać, słuchać Twoich opowieści. Każdy z nas ma wspomnienia z Tobą związane i każdy wyłącznie piękne i dobre. Wspomnienia są jak albumy ze zdjęciami, możemy je ożywiać kiedy tylko chcemy. Dlatego też zostawiamy sobie Ciebie, kochany, w naszych myślach i wszędzie będziemy ze sobą zabierać, gdziekolwiek pójdziemy, Ty pójdziesz z nami.

A pewnego dnia Ty nas zabierzesz do siebie i znowu będziesz się nami opiekował, jak dawniej.

Nie śmierć rozdziela ludzi, lecz brak miłości. A więc śmierć nas nie rozdzieliła, bo miłości mamy tyle, ile trzeba, by Cię zatrzymać na zawsze.

Do zobaczenia

Do zobaczenia...

Współ-istnienie

dla mojego Przyjaciela Kamila Maćkowiaka.

Boję się. Zawsze się bałam, ale nigdy o siebie. Poza moją najbliższą rodziną, najbardziej paraliżuje mnie strach o Przyjaciół.

Boję się o Ciebie. Każda znajomość ma swoją historię, więc i ta. Mniejsza o szczegóły, to naprawdę nieistotne JAK, ale ważne PO CO. Wierzę, że nic nie dzieje się w życiu przypadkiem, że ludzie, których spotykamy, poznajemy, pojawiają się po coś. Jedni przychodzą na chwilę i szybko odchodzą, inni wkraczają z impetem i otwierają nowy rozdział w życiu, już wspólnym. Ponieważ jestem Wielką Czarownicą, zawsze wiem, czy otwarte drzwi wniosą coś więcej poza przeciągiem. Niewiele jest w moim życiu takich szczególnych osób. Nie wiem jak to się dzieje, ale gdy zobaczę po raz pierwszy tego KOGOŚ wiem, że to początek czegoś niezwykłego, pięknego, ważnego dla nas obojga. Więc gdy pojawiłeś się TY, poczułam rozlewające się po moim ciele tak znajome ciepło, które było obietnicą piękna. Wiem, że nie podzielałeś mojego entuzjazmu, zaangażowania – mówiąc wprost myślałeś, że jestem wariatką, chorą z urojenia. Co do szaleństwa się nie myliłeś, ale w całej reszcie tak… Wiedziałam i byłam cierpliwa. Nigdy nikogo nie skreślam, nie zniechęcam się ani nie poddaję. Bo przecież nie mogę zostawić Cię tylko dlatego, że nie potrafisz w nas uwierzyć. Pojawiłeś się i wypełniłeś sobą każdą minutę mojego życia. Nie zastanawiam się, po co. Płynę z prądem czekając na to, gdzie zaniesie mnie woda. Czasem niecierpliwie wypatruję brzegu, czasem obijam się o skały lub osiadam na mieliźnie, ale nigdy nie daję za wygraną. Bo wierzę. Daję czas czasowi. Daję czas Tobie, żebyś zaufał, uwierzył, dał szansę mnie, ale przede wszystkim sobie. Bywa, że zmęczona trudami podróży opadam z sił, ale nie ustaję, płynę dalej, choć trochę wolniej. Miłość rośnie we mnie, zmienia się, dojrzewa, nabiera mądrości, wypełnia serce ciepłem, które grzeje. Wiem, że i Ty zaczynasz czuć, choć strasznie się boisz, być może nawet wciąż myślisz, że jestem szalona. Chciałabym powiedzieć Ci, że możesz być spokojny – ja nie zniknę. Nie oceniam Cię, kocham Cię takim, jakim jesteś. Gdy jesteś w euforii lub w smutku, trzeźwy czy nie, ogolony czy z zarostem, wściekły czy spokojny. Kocham Cię gdy śpisz, nawet nie słyszę Twojego chrapania, choć sąsiedzi pewnie tak. Kocham Cię, gdy patrzę jak pracujesz. Czasami miłością wesołą lub smutną, ale zawsze. Nie ma sekundy, żebym zwątpiła. Czasami płaczę. Gdy nie odbierasz telefonu gdy dzwonię, nie odpowiadasz na smsy, a ja każdą cząsteczką ciała czuję, że potrzebujesz przyjaciółki, że jesteś na skraju rozpaczy, ale nie masz dość siły, by porozmawiać. Płaczę z bezsilności, złoszczę się, początkowo na Ciebie, ale mi przechodzi szybko i zaczynam złościć się na siebie, za to, że mogłam w ogóle złościć się na Ciebie! Szybko się zbieram w sobie, dopuszczam do głosu rozum, emocje zostawiam w tyle. Jezu, ja tak mocno czuję, całkiem jakbym była Twoją jednojajową bliźniaczą siostrą. Ty wylewasz na siebie wrzątek, a ja krzyczę z bólu.

Nie martw się, że ja się o Ciebie martwię, że mi w czymś przeszkadzasz, że ciągniesz mnie w dół. Silna ze mnie wariatka, nie pozwolę Ci na to. Będę Twoim Aniołem, któremu nigdy nie zmęczą się skrzydła. Zapytasz: skąd mam taką pewność, że nie zabraknie mi sił? Nie wiem skąd, po prostu wiem. A może wiem, ale nie chcę o tym mówić? Bo ta siła wzięła się z wielkiego bólu i nieszczęścia. Moja tragedia jest moją siłą. Moja przeszłość zmieniła mnie, dzięki niej jestem kim jestem, choć właściwie powinno mnie nie być. Ale jestem. Oddycham, czuję, słyszę – żyję. Teraz dla Ciebie. Proszę, nie bój się już niczego. Jesteś bezpieczny ze mną. Pozwól mi wziąć Cię za rękę. Chodź ze mną. Nie oglądaj się za siebie, są rzeczy, których nie zmienisz, bo nie da się wymazać przeszłości. Nawet ja tego nie potrafię. Ale pamiętaj: „Nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku, ale każdy może zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie.” (M. Robinson)

Strasznie się boję, teraz na przykład, gdy masz wyłączony telefon. Ale staram się zachować spokój, bo wierzę w Ciebie. Tak bardzo Cię kocham, mój Przyjacielu.

Zielone drzwi

Opieka społeczna zabrała Kasię rodzicom, gdy okazało się, że matka zbyt pochłonięta nowym partnerem – ojczymem dziewczynki, zapomina o córce. Do tego ojczym pije i czasami bije.

Dziesięcioletnia Kasia trafiła do rodziny zastępczej i spędziła tam osiemnaście miesięcy. W tym czasie matka ochłonęła, ojczym rozpoczął terapię i wszystko wracało do normy. Na świat przyszło też ich wspólne dziecko – dziewczynka.

Mama Kasi zaczęła się starać o odzyskanie starszej córki, ojczym ją mocno w tym wspierał. Przed sądem rodzinnym wyrażał skruchę, przekonywał, że jest lepszym człowiekiem, że zrozumiał swoje błędy i je naprawia, i idzie mu nieźle. Że szło mu nieźle przekonywali sąd psychiatrzy i pracownicy ośrodka terapeutycznego. Kasia, już prawie dwunastoletnia, także bardzo chciała wrócić do domu, do mamy, do maleńkiej siostrzyczki i nawróconego ojczyma. W końcu rodzina to rodzina.

Sąd nie znalazł podstaw do odrzucenia wniosku matki o przywrócenie praw rodzicielskich. Nie wziął również pod uwagę zeznań pracownicy opieki społecznej, która prowadziła sprawę Kasi od początku i twierdziła z uporem, choć nie potrafi tego udowodnić, że największym problemem Kasi nie był alkoholizm i brutalność ojczyma, lecz jego dewiacja polegająca na seksualnym wykorzystywaniu pasierbicy.

Psycholog dziecięcy nie doszukał się symptomów molestowania, podczas kilku spotkań z dziewczynką.

W świetle wszystkich dowodów sąd zezwolił na powrót dziewczynki do domu. I wszyscy byli szczęśliwi. Kasia, mama, ojczym, opieka społeczna.

Pani Ewa, która z takim przekonaniem mówiła w sądzie o tym, że Kasia jest molestowana przez ojczyma, nie była szczęśliwa. Była natomiast zaniepokojona i wściekła, bo zdawała sobie sprawę ze swojej bezsilności.

Próbowała też wielokrotnie, przed rozprawą, prywatnie rozmawiać z Kasią, ale niczego z niej nie wyciągnęła. Niczego poza jednym. Ale to było już po. Kiedy odwoziła Kasię do rodziców, dała jej wizytówkę ze swoim numerem telefonu i poprosiła, by Kasia dzwoniła lub przychodziła kiedy tylko zajdzie taka potrzeba.

Dziewczynka podziękowała i powiedziała coś, co utwierdziło Ewę w przekonaniu, że to jednak ona ma rację.

– Jestem teraz starsza o dwa lata. Już się nie boję. Dam sobie radę.

W czwartek przed południem, dwa dni po powrocie Kasi do domu, Ewa zastała ją w swoim pokoju w pracy. Dziewczynka czekała na nią siedząc na krześle, spokojna, skupiona, opanowana, inna.

Zmieniona.

Zanim Ewa zdążyła zapytać o cokolwiek, Kasia zaczęła opowiadać swoją historię.

„Zabiłam go, proszę Pani. Zastrzeliłam go, bo znowu zaczął mi to robić. Przyszedł już pierwszej nocy, a ja wiedziałam, że znowu zacznie, tak jak dawniej mi to robił, niemal każdej nocy, gdy mama szła spać.

Zaczął, gdy miałam dziewięć lat. Płakałam, prosiłam, żeby mnie nie krzywdził, ale nie słuchał. Powiedziałam mamie, ale nie uwierzyła mi.

Pewnego dnia poszłam do sklepu, kupiłam puszkę zielonej farby i przemalowałam drzwi na zielono. Bo mówią, że to kolor nadziei. Miałam nadzieję, że będą jak barykada, że w końcu kiedyś ktoś mi je otworzy.

Moje drzwi do wolności.

Chciałam zaczarować rzeczywistość. Ale nikt mnie nie uratował. I zeszłej nocy, kiedy znowu wszedł do mojego pokoju przez te zielone drzwi, kiedy powiedział, że strasznie za mną tęsknił, kiedy położył się obok, włożył mi rękę pod nocną koszulę a sobie rozpiął spodnie, wyjęłam z szuflady rewolwer i go zastrzeliłam.

Zielone drzwi się nareszcie otworzyły i bez względu na to, co teraz ze mną będzie, jestem wolna.

Choć tak naprawdę od tego, co było nigdy się nie uwolnię.”

Kasia wyjęła z plecaka rewolwer i położyła na biurku.

Odpowiedziała Ewie na niezadane głośno pytanie:

– Ukradłam go rodzinie zastępczej. Niech pani powie mamie, że ją bardzo kocham i jej wybaczam. I mam nadzieję, że ona wybaczy też mnie. Zrobiłam to dla niej, dla siebie i dla mojej maleńkiej siostrzyczki, do której, czego jestem pewna, on też by pewnej nocy przyszedł.

I jej też mama by nie uwierzyła, skoro nie wierzyła mnie.

Niech pani nie płacze. Jestem już szczęśliwa.

Teraz już wszystko będzie dobrze...

Ewa nie mogła nie płakać, choć trzydzieści lat w zawodzie powinno ją uodpornić. Widziała przecież już tak wiele nieszczęścia…

I właśnie dlatego, wiedziała doskonale, że już nic nigdy nie będzie w życiu Kasi dobrze.

W poszukiwaniu najważniejszego

Jak dobrze mieć sąsiada.

No, może niekoniecznie, moja przyjaciółka Aśka polemizowałaby ze mną. U niej w kamienicy trzy razy dziennie jest policyjna interwencja, a jak się dobrze ustawisz pod oknem, to możesz złapać latający telewizor, mały, 14 cali, ale zawsze, albo wieże stereo. Oczywiście wszystko to zostało wcześniej skradzione, a wyrzuca to na przykład pijana żona pasera. Aśka przestala już łapać, chociaż raz udało jej się złapać całkiem niezły odtwarzacz DVD. Aśka przestała już nawet słyszeć, co się dzieje w kamienicy. Ona wyczuwa wibracje i zanim sąsiedzi rozwiną swą radosną pijacką twórczość słowno-ruchową, ona już zgłasza zakłócenie spokoju. W związku z powyższym fanklubu to raczej się nie doczekała. Ale również nikt jej palcem nie tknął, w pas jej się kłaniają, wspólne picie wina w bramie proponują. Asia grzecznie odmawia, przekonując, że się „właśnie zaszyła”. Sąsiedzi nawet jej imponują, bo mimo iż skończyła filologię polską z wyróżnienie to o istnieniu niektórych słów nawet nie wiedziała. No, ale każdego dnia się człowiek czegoś uczy i o to w życiu chodzi.

A jeśli ogarnia ją chandra, włącza jej się stan depresyjno-melancholijny i zaczyna poszukiwać sensu życia, sutener z parteru uświadamia jej, że to nie życie musi mieć sens, ale to my sami powinniśmy mu go nadać. Czasami jest jej tak bardzo źle, że siada w bujanym fotelu, w dłoni ściska buteleczkę z pigułkami na sen i zbiera siły, by je połknąć. Bo życie straciło kolor, zapach i smak. No i sens. Alkoholik, który wyniósł z mieszkania chyba już wszystko, poza tynkiem, sensu nie poszukuje, ale za to z uporem godnym naśladowania szuka leszcza, który mu odpali kilka złotych na lekarstwo. I Aśka z własnej nieprzymuszonej woli leszczem bywa – czasami, prosto po pracy, wstępuje do „apteki” i kupuje wino za 7 złociszy. Wręcza je wzruszonemu sąsiadowi, grzecznie odmawia wspólnego spożywania, wspominając o wszywce i mrugając porozumiewawczo i jest pewna, że sąsiad będzie się modlił o jej zdrowie żarliwiej niż ksiądz na niedzielnej sumie. I to wszystko za kilka złotych – tanio kupiony spokój, szacunek i modlitwa. Ale wszystko to tylko pozory. Bo w tej kamienicy nic nie jest prawdziwe. Ani spokój – bo zawsze poprzedza burzę. Ani modlitwa – bo sąsiad już na pewno nie wie nawet do kogo miałby się modlić. Ani szacunek – bo przecież leszcz to leszcz. Wszystko jest na niby, tak jakby tylko było scenografią serialu W11. Nieprawdziwe i za chwilę się skończy. A jednocześnie tak bardzo, tak przerażająco czuć tu prawdę. Prawdę, która ma zapach moczu, taniego wina, denaturatu, spermy, spalonych mebli i strachu. Ten ostatni zapach przeraża najbardziej. Bo wszystkie inne można zabić, zniwelować – wystarczy otworzyć drzwi i okna, zrobić przeciąg, użyć odświeżacza powietrza. A strach zawsze zostanie.

Aśka, choć mieszka w tej kamienicy już pięć lat, też się boi. Że któryś z klientów burdelu z parteru zadźga ją nożem, biorąc za dziwkę, że sąsiad alkoholik zaśnie z papierosem i wszyscy spłoną we śnie.

Każdego dnia i każdej nocy próbuje nie żyć życiem kamienicy pełnej przemocy, krzyku prostytutek, płaczu dzieci i bitych żon i bełkotu pijaków.

Jeśli znowu