Przebudzona - Agnieszka Lis - ebook + audiobook + książka

Przebudzona ebook i audiobook

Lis Agnieszka

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Podróż pełna pożądania właśnie się rozpoczęła.


Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Lilianna i Honorata przekonały się o tym wielokrotnie. Tym razem jednak los wystawi je na próbę, na którą nie są gotowe.
Spokojna i poukładana Lilka nie przypuszcza, że całe jej dotychczasowe życie stanie na głowie za sprawą narzeczonego siostry. Chwila zapomnienia w ramionach przystojnego Anglika rozbudzi uśpione dotąd namiętności. Od tej pory nawet wyrzuty sumienia nie powstrzymają jej przed spełnianiem najgłębiej skrywanych fantazji.
Jak wiele jest w stanie zaryzykować Lilianna, aby poczuć smak spełnienia? Czy siostrzana miłość ma szansę przetrwać największą burzę? I jaką rolę odegra w życiu dziewczyn odnaleziony po latach ojciec?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 315

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 19 min

Lektor: Baśka Liberek

Oceny
3,8 (232 oceny)
82
59
57
23
11
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
opryszek2020

Z braku laku…

Ciężko mi ocenić książkę. Dziwna opowieść. Nie porwała nie ta opowieść. Cały czas zastanawiałam się o co w njej chodzi. Książki ani nie polecam ani nie odradzam choc nie przeczyłaby jej drugi raz.
00
Wiola128

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
ewanoc

Nie oderwiesz się od lektury

Pozwoliła mi wiele zrozumieć dzięki
00

Popularność




 

 

 

 

Copyright © Agnieszka Lis, 2020

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2020

 

Redaktorzy prowadzący: Szymon Langowski, Agata Ługowska

Redakcja: Agnieszka Czapczyk | panbook.pl, Joanna Pawłowska

Korekta: Maria Moczko | panbook.pl, Agnieszka Czapczyk | panbook.pl

Skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl

Projekt okładki i stron tytułowych: Magda Bloch

Zdjęcia na okładce:

© Elisabeth Ansley | Trevillion Images

© Tatyana Mi | Shutterstock

Zdjęcie autorki na skrzydełku: Anika Nojszewska

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

ISBN 978-83-66431-88-1

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To, że nie żyjesz, nie czyni z ciebie dobrego człowieka. Nawet jeśli nie żyje tylko twoja dusza.

 

Było wczesne popołudnie, gdy dojechała do mieszkania Honoraty. Stanęła w bramie, zaciskając palce na uchwycie nowej torebki. Cztery złote litery układające się w nazwę marki zadźwięczały jej w głowie. Wiało, chmury wisiały nisko nad dachami. Będzie deszcz, pomyślała. Z impetem weszła w podwórze. Za jej plecami ktoś wybiegł, trzasnęły drzwi, kroki oddalały się szybko. Lilianna kątem oka zobaczyła brązowe mokasyny.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rok 2003

 

 

 

 

Londyn

 

 

 

Droga Mamo!

Miało być tak pięknie, wyszło jak zwykle. Tak mawiasz, prawda? Żyję wygodnie, ale za dużo pracuję. Pani Ewa załatwiła mi pracę, jak obiecała, w barze kanapkowym. Nie jest to szczyt marzeń, ale sobie radzę. Mieszkam w domu, który okupują prawie sami Polacy. Pokoje są małe i tanie, na tutejsze ceny prawie darmo. Niby jest tu administrator, zbiera opłaty, ale mam wrażenie, że to wszystko wielka ściema. Nie wydaje mi się, żeby to był legalny interes. Pewnie będę musiała rozejrzeć się za czymś innym. Od czegoś jednak musiałam zacząć.

Wyobrażasz sobie, że nie wszyscy mówią po angielsku? Niektóre dziewczyny pracują jako sprzątaczki w domach Polonii. Twierdzą, że nie są dobrze traktowane. Garkotłuki! Ja mam lepiej, od czasu do czasu ktoś chociaż zostawi resztę. Wydaje mi się, że zahaczę się tu na dłużej, zresztą najważniejsze, że mam stałą pracę. A poza tym koleżankom podobają się moje stroje. Może nawet którejś coś uszyję.

Wiesz, Mamo, śmiesznie tu na mnie mówią: Miss Honor lub Missys Honor, a piszą Honour. Wiesz, to znaczy honor. Zabawne, prawda?

Trzymaj się, Mamo, i proszę Cię, żebyś na razie nie przysyłała mi Lilki. Nie miałabym teraz gdzie jej podziać. Powiedz jej, że ciągle kombinuję, jak ją tu ściągnąć.

Ściskam Cię mocno

Honorata

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rok 2004

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Można tęsknić i nienawidzić równocześnie, nie wiedziałam o tym.

 

 

 

 

Londyn

 

 

 

Jadę do Anglii! – Lilianna cieszyła się jak dziecko. Zapakowała do niewielkiej walizki dwie pary spodni, jedną spódnicę i trzy bluzki. Żadne inne ubrania, jej zdaniem, nie były godne zabrania w podróż życia. Dorzuciła kilka par majtek i jeden biustonosz. Wypiorę sobie, rozmyślała, wybierając z łazienkowej szafki szczoteczkę do zębów, pastę, mydło oraz szampon. Nie miała innych kosmetyków. Nie przypuszczała, że mogą być potrzebne.

Na lotnisko przyjechały półtorej godziny za wcześnie. Siedziały z matką w wielkim barze, wysupłały drobne na herbatę i przyglądały się podróżnym. Zgadywały, dokąd lecą, a po stopniu zniszczenia walizek próbowały rozpoznać, jak wiele podróżują. Nie wyobrażały sobie, że nonszalancja bagażowych mogła spowodować zupełne zniszczenie całkiem nowej walizki. Wystarczała czasem jedna podróż.

Matka dała Liliannie zwitek funtów, wcześniej w tym celu wypłacając pieniądze z konta, a nawet opróżniając częściowo bieliźniarkę. Pieniądze dawały poczucie światowości.

– Masz, dziecko, masz. Pooglądaj świat – mówiła. Nie miała pojęcia, że w Londynie ta kwota wystarczy na metro i autobusy. Zresztą zza szyby autobusu też przecież można oglądać świat.

Razem nadały bagaż. Bogusława czuła zaniepokojenie. A jak zginie? Jak Lilka poradzi sobie bez szczoteczki do zębów? Obserwowały odpływającą na taśmie walizę, Bogusława zmartwiona, Lilianna nie. Ważna była przygoda, nie torba. Ściskała kurczowo pasek torebki – musiała się czegoś trzymać.

Matka Lilki była przysadzista i korpulentna. Jej stopy zniekształcały haluksy. Brązowe włosy regularnie przypalała tanią trwałą, a powieki malowała intensywnie niebieskim cieniem. Pachniała duszoną na maśle cebulą oraz potem. Zwyczajowo nosiła każdą bluzkę przez dwa dni, oszczędzając na praniu. Teraz sierpniowy skwar spowodował, że pod pachami pojawiły się ciemne plamy, przytulonej w pożegnalnym geście Liliannie dokuczał zapach.

Za kontrolą bezpieczeństwa Lilka poczuła samotność. Pierwszy raz za granicę, i od razu sama.

Przeszła się po butikach, wszystko było za drogie. Pachniało inaczej niż w znanych warszawskich sklepach. Luksusowo. Opakowania błyszczały bardziej, a butelki perfum – jak jej się zdawało – miały więcej złoceń. Do sklepów z ubraniami Lilianna nie wchodziła, odstraszały ją eleganckie sprzedawczynie. Uśmiechały się, pokazując wybielone zęby, a rękoma z długimi czerwonymi paznokciami wykonywały gesty: „Czegokolwiek tu szukasz, nie stać cię na to”. Lilka oglądała wystawy, niemal przyklejając nos do szyb i brudząc palcami wypolerowane tafle. Uwielbiała ubrania, w tanich sklepach dla nastolatek mogła spędzić cały dzień. Luksusowe butiki onieśmielały, równocześnie przyciągając. Nie mogła odejść.

Wychudzone manekiny ubrano w równie mizerne stroje. Ledwie przykrywały plastikowe ciała – półprzeźroczysta bluzka w paski i krótkie szorty, spod których wystawały syntetyczne patykowate nogi. Liliannę zachwyciły pantofle, szczególnie jedne – zamszowe, w kolorze intensywnego szmaragdu, na bardzo wysokich obcasach, podwyższonych jeszcze platformą. Z podziwem oglądała wydłużone czubki szpilek. Można w tym chodzić? – zastanawiała się. Jakby należały do kota w butach.

Lilka spojrzała na swoje buty. Wygodne mokasyny, neutralnie jasnoszare, musiały służyć jej przez prawie całe lato. Na zmianę miała tylko sandały z grubych pasków, bez obcasa, które przekształcały stopy w kopyta. Przesunęła wzrok na drugi manekin. Sukienka była czarna, krótka, na szerokich ramiączkach, cekinowe obszycie wokół dekoltu nadawało jej wieczorowego szyku. Boki sukienki były ażurowe – poplątane paski czarnej taśmy błyszczały. Obok stała para sandałków – składały się z koloru i obcasa. Były złote i miały tylko trzy cienkie jak nitka paski. Jak to się może trzymać na stopie?

Przestała się nad tym zastanawiać, kiedy dostrzegła rząd drobnych cyfr. Niestaranna sprzedawczyni niedokładnie schowała metkę pod podeszwę. Lilka odwróciła się zażenowana. Buty kosztowały więcej, niż jej matka zarabiała w miesiąc. Nie podeszła już do żadnej wystawy. Czekała na plastikowym krześle naprzeciw wielkiej tablicy, wyprostowana, ze ściągniętymi ustami, aż wyświetli się „Open” przy numerze wyjścia na jej samolot.

Rozglądała się, schodząc do autobusu. Drżała, wchodząc po metalowych schodach przystawionych do kadłuba i szukając swojego miejsca. Zestresowała się bardzo, gdy stewardesa sięgnęła po jej torebkę. Nie chciała jej nigdzie odkładać, jednak młoda kobieta, wymalowana jak lalka, pokręciła głową.

– Bagaż podręczny musi zostać umieszczony w schowku – powiedziała z uśmiechem.

Lilka nie bała się podczas startu. A jednak po piętnastu minutach lotu poczuła kołatanie serca. Nigdy do tej pory jej się to nie zdarzyło.

 

 

 

 

Na Luton czekała Honorata. Przywitały się sztywnym uściskiem, mało serdecznym, chociaż nie widziały się prawie dwa lata. Siostra poprowadziła Liliannę na przystanek autobusowy. Nie miały kłopotu z małym bagażem.

– Będziemy musiały się przesiąść do metra – powiedziała Honorata. – Pamiętaj, jedziemy na stację Ealing Common, żebyś się nie zgubiła.

Lilianna zawsze lubiła się uczyć. Wbrew siostrze, a czasami nawet wbrew matce. Bogusława uważała, że młoda dziewczyna powinna wychodzić, poznawać innych młodych, bawić się. A Lilka nie bardzo chciała. Wolała posiedzieć w ciszy, czytać, uczyć się. Grać. Bogusława krytykowała młodszą córkę w domu, chociaż poza nim chwaliła się jej osiągnięciami. Jakie by nie były. W pierwszych latach dziewczyny miały podobne zajęcia, Honorata, jako starsza, górowała nad siostrą. Język, szkoła muzyczna, piątki w szkole. Potem oceny jej się pogorszyły, zrezygnowała ze szkoły muzycznej, nauka sprawiała jej coraz większy problem. Nie chciała się do tego przyznać, robiła wszystko, aby wciąż być tą najlepszą, ukochaną córeczką mamusi. Bogusława szła jej na rękę, pozwalała na niemal wszystko, tylko przy angielskim się upierała. Honorata więc uczyła się języka, chociaż z trudem. Lilka w tym samym czasie opanowała znacznie więcej.

Tak więc Honorata, im była starsza, tym bardziej starała się ustawić w opozycji do Lilki. Młodsza się nie maluje? To Honorata kładła mocny makijaż. Nie wychodzi? To wychodziła. Uczy się? To demonstracyjnie szkoda czasu na naukę. Jedynym wyjątkiem był ten angielski. Ponieważ ze względu na upór matki nie mogła z niego zrezygnować, Honorata wymarzyła sobie, że wyjedzie na Wyspy i zostanie tam żoną kogoś bogatego, przystojnego i dobrze urodzonego. Do tego język był potrzebny. Dlatego też, wyjeżdżając do Londynu, potrafiła się jako tako porozumieć w języku Szekspira, a potem szybko przyswajała nieznane słówka i idiomy, a nawet – jak wierzyła – pozbyła się akcentu.

– Przecież będziesz ze mną?

– Dzisiaj tak, ale nie zawsze. Muszę chodzić do pracy. – Siostra już zaczynała wkurzać Honoratę.

– Napisałaś mi nazwę i adres mieszkania w mailu. Myślisz, że nie jestem w stanie zapamiętać?

– Nie bądź taka mądrala.

Aż do przesiadki milczały.

Milczały także w metrze. Honorata wzięła dzień wolny na przyjazd siostry. Zamierzała spędzić go przyjemnie. Zaplanowała wizytę u fryzjera i spotkanie z dawno niewidzianą koleżanką. Lilka miała się rozpakować i odpocząć po podróży w nieabsorbujący starszej siostry sposób.

Lilianna nigdy nie była w Londynie. Chłonęła jego koloryt, ruch po niewłaściwej stronie ulicy, zapach metra, kolorowe ubrania londyńczyków. Chciała od razu się nasycić – jakby z obawy, że nie zdąży. Ale czy można odnaleźć ducha miasta w jedno popołudnie? Metro próbowała porównać ze znanym jej, warszawskim, wciąż coś ją jednak rozpraszało. Murzyn ufarbowany na blond w pomarańczowych pumpach, dziewczyna z niebieskim kolczykiem w nosie, starsza pani w ciężkim płaszczu pomimo lata. Kalejdoskop barw i korowód postaci.

– Wysiadamy. – Honorata trąciła ją łokciem.

Szły pięć minut. Mieszkanie było nieznacznie większe od chatki krasnoludka. Pokój i kuchenna wnęka, odgrodzona gipsowo-kartonową ścianą, a właściwie jej połową. Niewielka łazienka po lewej stronie od wejścia, z zasłonką prysznicową, która nie chroniła pomieszczenia przed zalaniem podczas mycia. Zakamieniony sedes, niewielka, lekko obtłuczona umywalka i dobrze oświetlone lustro, które zaraz po wprowadzeniu Honorata wymieniła na nowe i znacznie większe od pierwotnego. Przy starym niewygodnie było się malować. W salonie na umeblowanie składała się wytarta wersalka, rozkładany kwadratowy stół i nieduży telewizor. Wyposażenia dopełniały trzy półki – zamiast szafy. Jedną z nich Honorata niechętnie oddała Liliannie.

– Gdzie będę spała? – Młodsza siostra rozglądała się z uwagą.

Honorata machnęła głową w stronę drzwi. Leżał tam granatowy kłębek.

– Tylko sobie napompuj. I uważaj, żeby go nie przebić. Jest pożyczony – rzuciła, wychodząc do kuchni.

Lilka zacisnęła zęby. Nie przyjechałam tu, żeby się kłócić. Nie widziała nigdzie żadnej pompki. Poszukam potem, pomyślała.

– Co będziemy robić? – zapytała Honoratę, gdy już rozłożyła swój bagaż na półce.

– Ty musisz odpocząć po podróży – zarządziła Honorata. – Ja idę do fryzjera.

– Odpocząć? Lot trwał półtorej godziny…

– Wychodzę za pół godziny. – Honorata nie dała sobie przerwać.

– W porządku. – Lilianna się zirytowała. – Szkoda, że nie zapytałaś, jak mama i co w…

– Rozmawiałam z mamą wczoraj przez telefon, wszystko wiem.

– Świetnie. Daj mi klucze, pojadę do miasta.

– Tylko się nie zgub.

– Przyklej mi do pleców wielką kartkę z adresem.

Honorata nie odpowiedziała. Podała klucze i wyszła. Przeczekam u fryzjera, nie będzie mnie ta mała wkurzać, myślała.

Zaprosiła siostrę na wyraźne życzenie matki. Wcale za nią nie tęskniła. Lilka, rodząc się, sprawiła starszej siostrze dużą przykrość. Honorata zawsze uważała, że Lilka ma łatwiej, wygodniej i lepiej. Ubrania ładniejsze, chociaż donaszane po starszej siostrze, flamastry w żywszych kolorach, chociaż obydwie miały najtańsze, i kolegów w klasie przystojniejszych, chociaż przecież smarkacze jej nie interesowali. Tylko w kwestii urody żywiła przekonanie, że młodsza siostra nie dorasta jej do pięt. Jej zdaniem Lilka nie umiała się ani ubrać, ani uczesać, ani umalować.

Lilianna została sama. Nie wiedziała jeszcze, co chce w Londynie obejrzeć, postanowiła więc po prostu pojechać do centrum. Wsiadła w metro linii District i przejechała jedenaście stacji, by popatrzeć na Tower. Znała jej legendę. Chodziła po ulicach bez specjalnego celu, to był tylko spacer. Wolałaby wprawdzie włóczyć się w towarzystwie, chociażby siostry, z konieczności jednak zadowoliła się własnym.

Gdy wracała, w wejściu na klatkę schodową uśmiechnęła się do sympatycznie wyglądającego chłopaka. Wszyscy się tam znali, nowa twarz zwracała uwagę, więc zagadał do Lilki. Był Pakistańczykiem, który tak samo jak wielu Polaków przyjechał do Londynu w poszukiwaniu lepszego życia. Z „lepszym” wychodziło różnie, ale nie miało to wpływu na jego życzliwość. Serdecznie zareagował na wieść, że ma przed sobą siostrę Honoraty, a już po kilku minutach stał przed drzwiami Lilki z nożną pompką w rękach. Na zmianę wypełniali powietrzem kolejne komory materaca. Gdy wróciła Honorata, siedzieli razem na kanapie, popijając herbatę i zagryzając drożdżówkami, które Lilka kupiła w polskim sklepie. Honorata uśmiechnęła się i przywitała grzecznie sąsiada.

Lilianna patrzyła na nią trochę przerażona. Starsza z sióstr miała na głowie poskręcane loki à la mama. Trwała z lat osiemdziesiątych na tlenionych włosach. Różowa szminka, bluzka z cekinowym napisem i falbanami na rękawach, pumpy z gumkami w połowie łydek. Lilianna przełknęła ślinę.

– Idziesz jutro do pracy? – zapytała nieśmiało. – Bo jeśli nie…

– To co? – warknęła Honorata.

– To może pojechałybyśmy do Hyde Parku obejrzeć fontannę?

– Mówisz o fontannie Diany?

Lilianna kiwnęła głową. Honorata się zamyśliła.

– To nie byłoby głupie. – Spojrzała na siostrę. – Będzie jakiś pożytek z twojej wizyty.

Lilianna i Honorata miały jedną, tylko jedną, wspólnie wielbioną postać, chociaż adorowały ją z różnych powodów. Lady Di.

– Słyszałem, że fontanna już działa – powiedział sąsiad Pakistańczyk już niemal w wyjściu.

Honorata znów kiwnęła głową. Tego wieczora niewiele więcej rozmawiały.

Podczas szykowania śniadania Honorata była rozkojarzona.

To będzie dobre, naprawdę dobre, myślała. Nigdy nie miałam czasu na włóczenie się po mieście!

Mieszkała w Londynie dwa lata, ale go nie zwiedzała. Albo była zmęczona, albo spędzała czas w pracy, albo miała inne plany.

W metrze siostry milczały. Lilka rozglądała się z zaciekawieniem, Honorata patrzyła znudzona w jeden punkt, chociaż wewnętrznie trzęsła się z podniecenia. Fontanna! Właściwie dlaczego jeszcze jej nie widziałam?

Princess Diana Memorial Fountain siostrom by się spodobała, nawet gdyby była najbrzydsza na świecie. Ale nie była. Owalnie rozłożony strumień w łożysku z granitu robił wrażenie. Spacerowały wzdłuż, przechodziły przez mostki, podziwiały misternie wycięte romby wodospadu, aż w końcu – zmęczone – przysiadły na kamiennym rancie.

– To dobry pomnik dla Diany – powiedziała Honorata.

Lilianna kiwnęła głową.

– Tak efektowny jak ona sama.

– Te wszystkie bąbelki, wycięcia, jak jej boskie ubrania. Jakby falbanki i bufy, cała ona! – Honorata się zachwycała.

Lilka wywróciła oczami.

– Przestań. Diana miała dobry gust, to widać w jej ostatnich ubraniach. Bufki i marszczenia to lata osiemdziesiąte, szybko wyrosła z tej tandety.

– Jakiej tandety! – Starsza siostra się żachnęła. – Była śliczna, dobra i mądra, i ubierała się wspaniale!

– Była piękna. – Lilianna się zgodziła. – Nieszczęśliwa i niezbyt mądra, a w każdym razie niewykształcona. Za to miała wspaniałe serce.

– Jak to niewykształcona? Była bardzo mądra!

– Była dobra, Honorata, to nie to samo.

– Ty i to twoje wykształcenie! Co ono niby warte?

Lilce nie chciało się dyskutować. Wystawiła twarz na słońce. Honorata przez chwilę mruczała do siebie, potem umilkły. Ale rozmowa była zaledwie przerwana, nie zakończona.

– A ta jej ślubna suknia… – Honorata westchnęła.

– Studium kiczu i bezguścia. – Lilianna znów musiała zaprzeczyć. – Diana była wtedy Shy Di, pamiętasz? Potrzebowała czegoś, co doda jej odwagi. Wizerunek księżniczki z bajki stworzyła po to, żeby zająć wszystkich ciuchem, nie sobą.

– Ty to w ogóle nie wiesz, w czym kobiecie jest dobrze. – Honorata wzruszyła ramionami.

– Pamiętasz ten wielki płaszcz Escady, żółty w ogromną kratę? Bodajże z tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego roku? Okropieństwo. Diana wyglądała jak ogromny, ciężki kanarek.

Honorata milczała z zaciśniętymi ustami.

– Albo ten zielony, szmaragdowy właściwie, też w kratkę. Chyba z osiemdziesiątego piątego. Wielki wykładany kołnierz i do tego kapelusz, spod którego nie było jej widać. I jeszcze te monochromatyczne zestawienia: niebieska bluzka, niebieska spódnica, niebieski płaszcz, niebieski kapelusz, niebieskie buty, a do tego szmaragdy w uszach. Wyrobiła się potem i nauczyła wykorzystywać te rzeczy oddzielnie. Każda z nich była piękna, ale osobno. Razem były jarmarczne.

Honorata była coraz bardziej poirytowana.

– Co ty wiesz. Do czerwonej spódnicy najlepiej pasują czerwone rajstopy!

– Mhm. Czerwony żakiet i czerwony kapelusz. Weź wyluzuj! Taka moda straszyła w latach osiemdziesiątych i na szczęście minęła. Mam czasem wrażenie, że chciałabyś się tak ubierać. – Lilka spojrzała na siostrę z politowaniem.

– Owszem, to bardzo kobiece. – Honorata uniosła twarz w górę. – I lekkie poduszki też nie zaszkodzą.

Lilianna westchnęła.

– Dobra, nie kłóćmy się. I tak wiemy, że najpiękniejsza torebka to Lady Dior.

– I buty od Jimmy’ego Choo.

– I ostatnie kreacje, takie proste, krótkie sukienki z odsłoniętymi ramionami. – Lilianna się rozmarzyła.

– A pamiętasz tę suknię, w której tańczyła z Travoltą? – Honorata się uśmiechnęła.

– Pewnie. Bez kokardy byłoby wprawdzie le… – Widząc minę Honoraty, Lilka przerwała. – Była piękna.

Siostry opalały się, siedząc na brzegu owalnej fontanny, wsłuchane w szum wody. Potem ruszyły spokojnie aleją wzdłuż trawnika, w końcu przysiadły w cieniu, na ławce. Młodsza zaczęła się wiercić.

– Cholera! – zaklęła wreszcie.

Honorata podniosła głowę, ale o nic nie zapytała.

– Zostawiłam okulary przeciwsłoneczne gdzieś na obmurowaniu fontanny. Nie mam pojęcia, w którym miejscu.

– Co za fujara. Pójdę z tobą poszukać, inaczej mnie też zgubisz.

Ruszyły wzdłuż strumienia. Lilianna rozglądała się coraz niespokojniej.

– Czy coś się stało? – Usłyszały miękki baryton. Ani Honorata, ani Lilka nie przypuszczały, że mówi do nich, więc nie zareagowały. – Czy mogę w czymś pomóc? – Odwróciły się, gdy głos zabrzmiał bliżej.

Pan brązowy, pomyślała Lilka.

Brązowe włosy, lekko falujące. Orzechowe oczy. Idealnie w typie Lilianny. Honorata wolałaby ciemniejsze, prawie czarne, ale całość postrzegała jako niezłą. Sztruksowy garnitur, brązowy. Brązowe buty. Uśmiechał się z kurtuazją, lekko pochylając ramiona w stronę dziewczyn.

Brąz jest ciepły, pomyślała Lilianna. Ale nudny.

To musi być dobry człowiek, pomyślała Honorata. Ciepły – jak kolory, które lubi. Skoro nosi, to na pewno lubi. Cały jest taki… brązowy.

– Zostawiłam gdzieś okulary – powiedziała Lilka. – Muszę je szybko znaleźć, od słońca puchną mi oczy. Za chwilę wracam – dodała, już właściwie odchodząc.

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów Honorata pomyślała pochlebnie o siostrze. Ostatnio… ostatnio myślała tak w czasach licealnych, gdy smarkula pomagała jej odrabiać matmę.

– Jestem Philip.

– Witaj. Jestem Honorata.

– Honorata? Honour?

Kiwnęła głową.

– Piękne imię – powiedział Philip.

Przez chwilę patrzył jej w oczy, Honoratę rozpuszczało słońce i jego wzrok.

On ocenił ją jednoznacznie. Głupia Polka, z paskudnym akcentem, która nie umie się uczesać ani ubrać. Ale ta druga…

Podobno pierwsze wrażenie możemy zrobić tylko raz. Philip, wychowany w konserwatywnej angielskiej rodzinie, nigdy nie przyznawał się do silnych instynktownych emocji, które wzbudzali w nim ludzie. Nie wypadało o tym mówić, nie wypadało okazywać, jednak od dzieciństwa miał wyklarowany obraz nowo poznanych osób. Nie zdarzało mu się zmieniać opinii, wolał zerwać kontakt z człowiekiem niż uznać, że się pomylił. W przypadku Honoraty wystarczył mu jeden rzut oka, tak przynajmniej uważał – dłużej za to, i z uznaniem, przyglądał się Lilce.

– Napijemy się kawy?

– Nie wiem… – Honorata się zaczerwieniła. – Jestem z siostrą… Tak.

– Świetnie. Kiedy wróci twoja siostra, podejdźmy tam. – Philip wskazał na budynek nad brzegiem jeziora Serpentine. – Oczywiście ja zapraszam.

Honorata kiwnęła głową. Zwykle wygadana, teraz nie wiedziała, co powiedzieć. Philip patrzył na nią, nienachalnie, ale jednak. Chciała zabłysnąć, ale bała się otworzyć usta. Patrzyła tylko na niego, a mężczyzna po chwili po prostu rozpoczął konwersację o pogodzie. Lilianna wróciła po trzech minutach z okularami w ręku. Ciemne szkła były zapaćkane, idąc, szukała w plecaku chusteczki. Na propozycję wypicia kawy roześmiała się.

– Przecież angielska kawa jest ohydna!

Philip też się roześmiał.

– Zakład?

– Nie chciałam cię urazić. I tak musimy coś zjeść. Jeden warunek – uśmiechnęła się – że będę mogła wybrać inny napój.

– Jasne. Kawa to tylko hasło. W tym miejscu podają dobre jedzenie.

Honorata była wściekła na siostrę za przejęcie inicjatywy. Lilianna na szczęście szybko zamilkła i skupiła się na widokach. Usiedli na plecionych krzesłach na tarasie Lido Cafe.

– Poproszę cheeseburger and chips, z serem gruyere. Bardzo po angielsku, szczególnie ten ser. – Lilianna się roześmiała.

– A ja kalmary głęboko smażone z pikantnym majonezem. – Honorata szybko się zdecydowała.

– Dla mnie jagnięcina. – Philip zakończył zamówienie. Kiedy poszedł do łazienki, Lilka zwróciła się do siostry:

– Przecież ty nie lubisz smażonego?

– Philip mówił, że kalmary są tu wyjątkowo dobre.

Obiad mijał w rytmie zalotnych chichotów Honoraty. Philip uwodził, Lilianna obserwowała uważnie.

Nie byłoby nas stać na jedzenie w tym miejscu. Wystawnie, ale niesmacznie. I strasznie drogo, oceniła w myślach Lilka, przeglądając kartę po raz kolejny. Ale facet jest naprawdę przystojny.

– Drogie panie, może jeszcze marchewkowe ciasto? – Philip umiał czarować.

Lilka pokręciła głową, Honorata się skusiła. Nie wiadomo, kiedy będę mogła znowu zjeść w takim drogim miejscu, pomyślała.

Philipowi coraz bardziej podobała się niepokorna siostra, która nie chciała kawy ani ciastka, nie dawała się też łatwo zabawić.

– Drogie panie, skoro tak lubicie księżną Dianę, to może wybierzemy się któregoś dnia na Memorial Walk? Pomiędzy Kensington Gardens, Green Park, Hyde Park, aż po St. James Park.

– To byłby długi spacer. – Honorata się zawahała.

– Możemy przerwać w dowolnej chwili. – Patrzył pytająco.

– Chciałabym zobaczyć różę Princess of Wales. Jest podobno niesamowita. Ma kremowe pączki, a potem śnieżne kwiaty. Niewielkie, ale ponoć na krzaku jest ich zatrzęsienie. – Honorata się rozmarzyła.

– Szkoda, że róże nie kwitną w sierpniu – trzeźwo skomentowała Lilianna. Starsza siostra nie kryła niezadowolenia.

– Niektóre kwitną. I zawsze możemy powtórzyć wycieczkę w maju. – Philip nie przestawał kusić.

– Z przyjemnością – odpowiedziała Honorata szybko, żeby nie dać Lilce szansy. – To może za trzy dni? Ten Memorial Walk?

– Za trzy dni będzie świetnie. – Philip klepał się po kieszeniach. – Odprowadzę was, oczywiście… – powiedział, rozglądając się. Pomacał kieszenie, jakby czegoś szukał.

Lilka była zmęczona tym towarzystwem. Sięgnęła po torebkę, gdy Philip powiedział:

– Nie wiem, gdzie zostawiłem telefon. Mogę? – Nie czekając na odpowiedź, chwycił telefon Lilianny, leżący jeszcze na stoliku. Wstukał swój numer, zanim zdążyła zareagować. Sygnał odezwał się z kieszeni jego marynarki.

– Dziękuję. – Westchnął z ulgą, oddając Lilce telefon. – Dasz mi swój numer? – zapytał, spoglądając w oczy Honoracie.

Zapisała go na serwetce. Uważała, że tak jest romantycznie. Wstukanie do telefonu podyktowanego ciągu cyfr uznała za trywialne. Philip odwdzięczył się drugą serwetką.

– Byłoby mi miło, gdybyśmy mogli się kiedyś jeszcze spotkać – dodał.

– Wiesz, chciałyśmy się jeszcze przejść… – Lilianna zawiesiła głos, a Philip pospiesznie odpowiedział:

– Oczywiście, oczywiście. Nie będę przeszkadzał. Do zobaczenia, do następnego razu.

Oddalił się szybkim krokiem w stronę wyjścia z parku.

Fantastyczna ta mała, pomyślał. Rzadko odczuwał takie emocje. Przywykł do tego, że może cieszyć się każdą napotkaną kobietą. Żadna się nigdy nie skarżyła, głównie dlatego, że nie wypadało. W towarzystwie dobrze urodzonego mężczyzny czas powinien upływać spokojnie, kulturalnie i miło. Jeśli było inaczej, nikt tego nie przyznawał.

Siostry powoli zmierzały do wyjścia, śladem Philipa. Nie rozmawiały. Lilka się rozglądała, obserwowała zachowanie ludzi, ich stroje, podsłuchiwała brzmienie języka. Honorata szła obok z zaciśniętymi wargami. Odezwała się dopiero w bramie parku.

– Jak mogłaś! Taki miły człowiek!

Za bramą miasto hałasowało, zmuszając siostry do podniesienia głosu.

– Masz jego telefon, możesz zadzwonić. Jak na pierwszy raz wystarczy. Miły nie miły, ja chcę zrobić jeszcze zakupy i poczytać trochę o Londynie. I jestem zmęczona.

– Jesteś za młoda na zmęczenie. – Honorata nie ukrywała już złości.

A ty za stara na romanse z przypadku, pomyślała Lilka, ale nic nie powiedziała.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wszędzie na świecie ludzie są dobrzy i źli. Równocześnie. Każdy ma w sobie oba pierwiastki. Ważne, byśmy pielęgnowali to, co dobre, co jest warte rozwoju. Wtedy złe cechy staną się nieistotne.

 

 

 

 

Londyn

 

 

 

– Oszalałaś? Tyle jedzenia! I takie drogie… Powariowałaś?

– Mówi się zwariowałaś, jeśli już. I jeszcze nie, póki co nie straciłam zmysłów. Zaprosiłam Dżafara.

– Kogo?

– Naszego pakistańskiego sąsiada. Chcę mu się odwdzięczyć za pomoc w nadmuchaniu materaca.

– To dlatego tak się spieszyłaś, co? Przez to nie mogłam porozmawiać spokojnie z kulturalnym człowiekiem? Nie nastawiaj się. Dżafar uznaje wyłącznie muzułmanki. – Honorata wydęła pogardliwie wargi. – A poza tym opanuj się. Skoro już mowa o pieniądzach, to za wodę też się tu płaci. Krótki prysznic, nie rozmaczanie skóry.

– Spotkałam go w sklepie, przypadkiem, i dopiero wtedy zaprosiłam. I wyobraź sobie, że dla mnie najważniejsze są studia, które zaczynam za dwa miesiące, a nie zamążpójście ani wyjazd do Pakistanu.

Honorata wzruszyła ramionami.

– Studia… – mruknęła lekceważąco pod nosem.

Lilka zrobiła sałatkę, rukolę z parmezanem. Do tego upiekła paprykę faszerowaną ryżem i pieczarkami. Nie znała kulinarnych obyczajów Dżafara i obawiała się, że mięsne danie może być niestosowne.

Kolację zdominowała Honorata. Nieustannie narzekała: na angielską drożyznę, na niewielkie zarobki, na to, że Londyn za wielki. Dopiero po jedzeniu, gdy Honorata zamilkła, Dżafar zaczął opowiadać.

– Moje imię oznacza „strumyczek”. Matka mawiała, że jestem jak strumyk wiary. Przede wszystkim to ona sama chciała wierzyć w lepszą przyszłość. Ojciec w nic nie wierzył, a już na pewno w nic dobrego. I nie przyniósł matce dobrej przyszłości. Zostawił ją z czwórką dzieci. „Umarł na niechęć do życia”, tak opowiadała matka. Babka z kolei mówiła, że jestem strumykiem wiedzy, który ma przypłynąć do naszej wioski. Uczyła mnie liter, cyfr, czytała książki; ile sama umiała. Dziadek też mnie uczył. Oszczędzali na mój wyjazd do szkoły. Przez lata myślałem, że po prostu jesteśmy biedni, a wcale tak nie było. Nie byliśmy bogaci, jednak na jedzenie i ubranie powinno wystarczać. Głodu nie cierpieliśmy, ale chodziliśmy w starych ubraniach i łatanych butach, bo dziadkowie uzgodnili między sobą, że z każdej zarobionej rupii odłożą pięćdziesiąt paisa. Połowę. Nam, wnukom, oddaliby kawałek siebie. Biedowali, czasami niedojadali, ale mnie wysłali do szkoły. Poczekali, aż ją skończę, a potem poszli w ślady syna. Umarli. Byłem najmłodszy. Starszy brat sprawiał matce kłopoty, nie miała na posag dla dwóch moich sióstr, chciałem jej jak najszybciej zejść z oczu, nie robić kłopotu. Dlatego przyjechałem tutaj. – Dżafar się uśmiechnął. – Ja myślę, że moje imię oznacza strumyk nadziei. Może niespełnionych, ale zawsze to jakaś otucha, prawda? Nadzieja. Może na to, że jeszcze będę miał sposobność pomóc matce. A już na pewno to jest strumień radości. Bo uśmiechu to u mnie dostatek, chociaż tutaj, w Londynie, brakuje mi słońca. Honour, a jak u ciebie? Dobrze ci się żyje? Rzadko rozmawiamy.

Honorata zamrugała.

– Czy dobrze mi się żyje? Nie zastanawiam się nad tym. Po prostu żyję. Cieszę się, że mam pracę i nie robię na czarno. – Wzruszyła ramionami.

Dżafar przechylił głowę.

– Jesteś jak moja matka. Ona też brała to, co przynosił jej los, i mówiła, że się z tego cieszy. Ale nie była szczęśliwa.

Lilce nie podobał się kierunek, w jakim zmierzała rozmowa.

– Brakuje nam kominka, nie uważacie? – wtrąciła. – Przydałby się po takiej kolacji.

Spojrzeli zdziwieni. Dżafar parsknął śmiechem.

– Poczekajcie! – wykrzyknął i wybiegł. Zanim Honorata zdołała wyrazić dezaprobatę, Dżafar wrócił z wielkim arkuszem szarego papieru i czarnym flamastrem.

– Malujemy kominek!

Rysowali razem z Lilką, Honorata spoglądała z kuchni, znad zlewu. Nie przyznałaby się do tego przed nikim, ale było jej przyjemnie w towarzystwie uśmiechniętego chłopaka, którego imię oznaczało strumień.

Wieczór jednak się skończył, a po nim nastał szary poranek.

– Uważam, że przesadziłaś. Sery są bardzo drogie, a ten vinegret, który kupiłaś do rukoli… Można znaleźć cztery razy tańszy. – Honorata wzdychała i kręciła głową.

– Wszystko można kupić tańsze, a ten ocet ci zostanie. Nie chciałam kupować kwaśnej wody.

– Lilianna, ty sobie nie zdajesz sprawy, jak drogie jest życie w Londynie. To nie zabawa, to walka o przetrwanie. Chcesz zostać przez miesiąc, a pieniędzy od matki masz tyle co na bilety! I to tylko do londyńskiego metra, na podróżowanie po Anglii już nie starczy.

– Chcę zobaczyć Londyn! Po to tu przyjechałam. – Lilka miała spierzchnięte wargi. W nocy było gorąco, źle spała i teraz dokuczał jej ból głowy.

– To nastaw się na oglądanie parków, publicznych muzeów i wystaw na Oxford Street. Za darmo wejdziesz też do Harrodsa. Na Bond Street to już się porządnie ubierz, chociaż i tak będą tam na ciebie krzywo patrzeć. Poza tym przygotuj się na kanapki popijane kranówą i sikanie w McDonald’s. Tam jest za darmo.

– Honorata. – Lilka ledwo powstrzymała zgrzytanie zębami. – Poza sklepami jest jeszcze wiele innych rzeczy do oglądania.

– Tak. – Siostra szybko jej przerwała. – Ale cię na nie nie stać. Tu wszystko kosztuje. W funtach, nie w złotówkach.

– Rozumiem, choć trudno ci w to uwierzyć. Chcę obejrzeć różne miejsca, niekoniecznie wydawać kasę. Big Bena, Downing Street, ale też National Gallery, Natural History Museum i Muzeum Muzyki.

– Idź też do Madame Tussauds.

– Po co? Turystyczna rozrywka. Raczej niska i akurat droga.

– Idź do Madame Tussauds.

– Honorata! Ty mnie w ogóle nie słuchasz!

– Słucham. Nie masz kasy, niech to do ciebie dotrze. Nie jestem w stanie cię utrzymać.

To po co mnie zaprosiłaś? – pomyślała Lilka, ale się nie odezwała.

– Mama bardzo chciała, żebyś zobaczyła kawałek świata. Nawijała mi ciągle. „Niech u ciebie pomieszka, zobaczy Londyn, niech się uczy”. Zawsze o ciebie dbała. Lilianna to, Lilianna musi tamto. Język, muzyka, nauka.

– Ty też miałaś język, angielskiego nie znasz przez przypadek. I miałabyś wszystko inne, gdybyś chciała.

– Ale mi nauka nie szła!

– To moja wina? – Lilka się zdenerwowała. – Albo mamy?

Honorata zamilkła, patrząc w okno. Potem odwróciła się do młodszej siostry i chłodno powiedziała:

– Porozmawiam z moim szefem. Może będziesz mogła dorobić w barze. Ja płacę za twoje mieszkanie, na nic więcej nie licz.

– Mówiłaś, że jedzenie…

Honorata prychnęła.

– I jedzenie, jeśli nie zdołasz na nie zarobić. Pod warunkiem, że nie będziemy codziennie jeść francuskich serów.

Lilka zacisnęła zęby.

– To porozmawiaj. Nie przyjechałam po to, żeby czekać przed telewizorem na twój powrót z pracy.

Po wyjściu Honoraty stanęła przed lustrem.

Darmowa rozrywka? – zastanawiała się. Pojadę zwiedzać Westminster Abbey i może Parlament.

Po południu Lilka podsumowała: faktycznie, w McDonald’s nie tylko darmo, ale i czysto. I chyba naprawdę muszę zastanowić się nad pieniędzmi.

Zanim siostry zakończyły dzień, do Honoraty zadzwonił Philip.

– Tak? Cudownie! – szczebiotała. – Oczywiście! Dzisiaj, tak od razu? Tak, tak. Za godzinę.

Philip mówił więcej niż Honorata, ale i tak Lilka zrozumiała, że czeka ją samotny wieczór. Nie mogła zasnąć. Poszła na krótki spacer po okolicy, doszła do kościoła polskiego, ale nie zwiedzała, była już zmęczona. Honorata wróciła bardzo późno, podekscytowana, więc obie siostry nie mogły zasnąć.

– Jaki to dżentelmen – perorowała starsza. – Odprowadził mnie do samego metra. I znowu postawił kolację. To znaczy piwo, bo o tej porze to ja już nie jem. O wszystkim można z nim pogadać, wiesz? To wielki fan piłki nożnej, słabo się na tym znam, ale i tak mi opowiedział. I umówiliśmy się, że następnym razem pójdziemy do kina. Naprawdę fantastyczny facet. Jak dobrze, że poszłyśmy wtedy do tej fontanny!

– To będą następne razy? – Lilianna udała zdziwioną. – To wspaniale – uzupełniła szybko, zanim Honorata zdążyła zareagować. – Właściwie to powinnaś mi dziękować, że podziałam wtedy te okulary.

– Coś ty! Philip powiedział mi, że już wcześniej nas zauważył. I że czekał tylko na odpowiedni moment. Gdybyśmy zamierzały wyjść z parku, podszedłby do nas bez żadnego pretekstu!

– Fantastycznie. Ale może najpierw mu się przyjrzyj? Przecież go nie znasz, nie nastawiaj się na…

Przerwało jej zirytowane prychnięcie Honoraty.

– Kiedyś trzeba człowieka poznać. A poznawać można, tylko spotykając się. A może… – Zawiesiła głos, mrużąc oczy. – Może ty jesteś zazdrosna?

Lilka wzruszyła ramionami.

– Udało ci się coś załatwić w sprawie mojej pracy?

– Zapomniałabym! – Starsza siostra się roześmiała.

Jesteś tak podekscytowana, że już zapomniałaś o całym świecie, nie tylko o mojej pracy, pomyślała Lilianna. Ale milczała.

– Szef się zgodził. Jutro możesz przyjść na przeszkolenie. Jak będziesz chciała, pozwoli ci zacząć już pojutrze. Masz szczęście. Jest sezon, a odeszło od nas dwóch pracowników.

– Rozumiem, że nie muszę załatwiać żadnych papierów? Żadnego Home Office? Ja to mam szczęście w pracy. Tobie za to przytrafiło się w miłości. Uzupełniamy się.

Honorata nie rozumiała, o co chodzi siostrze. Na wszelki wypadek się nie odezwała, a potem szybko udała, że zasnęła. Równe oddechy zapełniły pokój.

 

 

 

 

Spacer śladami Diany, Memorial Walk, na który wybrali się we trójkę, był nieudany. Padało. Philip miał parasol, jednak Honorata i tak obawiała się o swoją fryzurę. Szła przytulona do Philipa, Lilka kroczyła za nimi, śmiejąc się do spadających kropli. Philip nie wiedział, czy uwodzić Honoratę, czy odwracać się do młodszej siostry, był rozdarty. Deszcz był drobny, chociaż gęsty, niewiele było zza niego widać. Spacery po parkach nie miały sensu.

– Może usiądziemy na kawie? – zaproponował w końcu Philip.

– Tak, tak. – Honorata pisnęła.

– Świetny pomysł. – Lilka poparła siostrę. – Z tym że ja nie bardzo lubię kawę, jak wiecie. Mam pomysł, usiądźcie w jakimś ciepłym miejscu, a ja sobie jeszcze pochodzę. To pa, pa. – Odwróciła się, zanim zdążyli zareagować.

– Ale Lily… – Philip próbował interweniować.

– Niech idzie. Spędzimy miły dzień. – Honorata złapała go za rękę.

Obejrzał się jeszcze za Lilianną, ale Honorata już go wciągała do jakiegoś pubu. Uśmiechnął się z lekkim przymusem.

Lilka resztę dnia spędziła w Harrodsie. Kupiła małe pudełko marcepanowych figurek, na nic więcej nie mogła sobie pozwolić. Dużo czasu poświęciła na oglądanie dwóch pomników Diany. „Niewinnym ofiarom” – powtarzała w myślach. Opowiedziała o tej wizycie Honoracie.

– W życiu nie poszłabym do Harrodsa! – wykrzyknęła starsza siostra. – I tak mnie nie stać na kupienie czegokolwiek, nie będę wiochy robić i bawić się w oglądactwo!

– Honorata, tam dziewięćdziesiąt procent ludzi to oglądacze. A poza tym obydwa pomniki są za darmo. I są po to, żeby je oglądać. Mieszkasz w Londynie i nie widziałaś zaręczynowego pierścionka od Al-Fayeda?

To lekko wstrząsnęło Honoratą. Pierścionek, zaręczynowy, i to jeszcze księżnej – tak, to było warte obejrzenia. W oczekiwaniu na własny pierścionek można było pooglądać cudze.

– A pojechałabyś ze mną? – spytała niby od niechcenia, zanosząc talerzyk do zlewu.

– Jeszcze raz? – Lilianna świetnie się bawiła. – Pewnie. Przynajmniej kilka miejsc odwiedzimy razem. Popatrz, to naprawdę była królowa serc. W niczym nie potrafimy się dogadać, a Diana nas łączy.

 

 

 

 

Lilka co drugi dzień chodziła do baru, zarobione pieniądze przeznaczała na drobne przyjemności. Zwiedzała, co chciała, nie przejmując się specjalnie ceną biletu, stać ją było także na niewielkie zakupy. Zakochała się w Primarku i Dorothy Perkins. Obowiązkowo wchodziła do każdego napotkanego sklepu Marks&Spencer. Lubiła konserwatywny krój tamtejszych ubrań, stonowane kolory, śmieszyły ją stoiska z żywnością.

Żarcie między ciuchami – podśmiewała się, ale kupiła dwie puszki nieznanego jej wcześniej napoju i butelkę syropu z czarnego bzu. Z coraz większą sympatią spoglądała na tamtejszą bieliznę, niezbyt wyrafinowaną, za to – co wkrótce mogła potwierdzić – niezwykle wygodną. Lubiła także odwiedzać Nexta i Claire’s. Kupiła tam matce dwie pary klipsów. Bogusława nie nosiła kolczyków, ale lubiła duże, najchętniej perłowe ozdoby uszu. Miała ich kilkanaście par, w różnych kolorach – Lilianna wybrała matce duży czarny „kamień”, z imitacją diamentowego cięcia, otoczony wianuszkiem białych perełek. Nic nie szkodzi, że plastikowe, myślała Lilka. Na inne mnie nie stać, a mama i tak nosi głównie takie.

Wieczorami Lilianna zmęczona oglądała wiadomości lub planowała następne wycieczki. Honorata znikała z Philipem. Któregoś dnia siostry pojechały do Harrodsa, potem spotkały się z Philipem. Lilka miała wielką ochotę na jakiś koncert, właściwie jakikolwiek, tęskniła za muzyką. Latem było mnóstwo imprez, także muzycznych, w parkach, na placach, pod gołym niebem, wybrali się więc na jedną z nich. Honorata paplała, Lilka słuchała w milczeniu, Philip nieustannie zerkał na młodszą z sióstr. Gadulstwo starszej zaczęło mu dokuczać. Kiedy szli ulicą, wziął pod ręce obydwie dziewczyny. Gdy próbował chwycić młodszą za dłoń, nie cofnęła ręki, choć była przekonana, że powinna. Dotyk brązowego, jak już stale nazywała go w myślach, sprawiał jej przyjemność.

Coraz smakowitszy ten kąsek, pomyślał Philip. Nie dopuszczał do siebie myśli, że cokolwiek, na co ma ochotę, nie stanie się „jego”. Rzecz, przedmiot, osoba. Nieważne. Chciał – miał mieć. Wprawdzie jego rodzina mocno zubożała po drugiej wojnie, niechlubnie angażując się w podejrzane interesy, jednak powtarzana od pokoleń legenda głosiła, że któryś z protoplastów był królewskiego rodu. Philip pokusił się o sprawdzenie z dumą obnoszonego mitu, ale w żadnych dokumentach nie znalazł jego potwierdzenia, co go zirytowało. Nie prostował jednak tej opowieści, podkreślał za to, że osiemnastowieczni przodkowie byli bardzo zacni, na co znalazł potwierdzenie. Philip nie zamierzał rezygnować z żadnych przywilejów, nawet jeśli nie było go na nie stać. Także wtedy, gdy spełnianie jego pragnienia było wykorzystywaniem innego człowieka.

Lilianna zatrzymała się w pewnym momencie. Honorata zamierzała już wracać.

– Nie gniewajcie się, ale mam ochotę jeszcze pospacerować. Może pojadę na Piccadilly Circus.

– Na West End? – Philip chciał się upewnić.

– Tak. Tam jest magicznie wieczorami.

– Świetny pomysł! – Honorata patrzyła na Liliannę z uznaniem.

– To może pojedziemy we trójkę? – Philip już spoglądał w stronę metra.

– Trochę jestem zmęczona… – Honorata nie chciała przepuścić okazji.

– Cóż, w takim razie miłego wieczoru, Lily. Uważaj na siebie. – Philip się uśmiechnął, zaciskając szczęki. Kilkakrotnie obejrzał się za Lilianną. – Poradzi sobie? – zapytał Honoratę.

– To duża dziewczynka! – Roześmiała się. Nic jej to nie obchodziło. Zamierzała jak najszybciej dotrzeć z Philipem do domu i wykorzystać czas najlepiej, jak to możliwe.

Philip sprawdził się jako kochanek. Był gwałtowny, może nawet trochę zbyt ognisty, ale to przecież wyraz namiętności. Cóż z tego, że była podrapana. Była przede wszystkim szczęśliwa.

Z początku Philip zachowywał się jak dżentelmen. Honorata musiała usiąść mu na kolanach i delikatnie zasugerować pomoc w rozpięciu biustonosza. Wtedy poczuła twarde krocze i wiedziała, że ten wieczór będzie jej.

Od dawna szukała takiego mężczyzny. Wprost idealnego. Przestanie mieszkać w mizernym mieszkanku w czynszowej kamienicy, nie będzie musiała się martwić o kolejne rachunki, przestanie harować. Przy boku przystojnego, dobrze urodzonego i bogatego męża widziała swoje miejsce.

Philip zabierał się do rzeczy powoli. Ona całowała, on raczej wodził rękami po jej ciele. Gdy zaczął szybciej oddychać, wstała, zsunęła spódnicę i wyciągnęła rękę w