Przebudzenie - Katarzyna Lisowska - ebook

Przebudzenie ebook

Katarzyna Lisowska

0,0

Opis

Przedstawiciele krakowskiej Nowej Fali dostrzegli w poezji Autorki odwagę eksperymentowania, nazwali jej twórczość metafizyczną, wyróżniającą się pewną dojrzałością. Poetka sięga po doświadczenia różnych środowisk. Ukazuje zróżnicowane rzeczywistości społeczne. Dzieli się doświadczeniami ze swojej pracy, aktywności na gruncie lokalnym i międzynarodowym. Wraca w przeszłość. Posługuje się ciekawymi metaforami. Nie unika kwestii trudnych i kontrowersyjnych, występując czasem w roli obserwatora.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 71

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Katarzyna Anna Lisowska

Przebudzenie

Z końca CZŁOWIEKA i jego początku

© Katarzyna Anna Lisowska, 2020

Przedstawiciele krakowskiej Nowej Fali dostrzegli w poezji Autorki odwagę eksperymentowania, nazwali jej twórczość metafizyczną, wyróżniającą się pewną dojrzałością. Poetka sięga po doświadczenia różnych środowisk. Ukazuje zróżnicowane rzeczywistości społeczne. Dzieli się doświadczeniami ze swojej pracy, aktywności na gruncie lokalnym i międzynarodowym. Wraca w przeszłość. Posługuje się ciekawymi metaforami. Nie unika kwestii trudnych i kontrowersyjnych, występując czasem w roli obserwatora.

ISBN 978-83-65236-12-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Aktualizacja książki z 2016 roku

Wznowienie wydania

Pedagogiem tu jestem,

jak ludzki los odmienić?

Dedykacja

Mojemu dziadkowi,

który przeżył dwa obozy zagłady,

jego kuzynowi poległemu w Auschwitz

śmiercią niewyobrażalną,

mężowi siostry babki —

ofierze nazistowskich eksperymentów

pseudomedycznych.

Ludziom zagazowanym, bo kochali

jak umieli…

Chorym i upośledzonym z Konwentu,

gdzie pracowałam wolontaryjnie,

a których stracono wszystkich w czasie wojny w Oświęcimiu.

Nie ma ludzi lepszych i gorszych, są różni,

jak wiersze —

nie ma gorszych i lepszych poetów,

są różni.

Zamiast wstępu

„Niech Pani pisze Pani Kasiu, o Oświęcimiu,

my przeminiemy, ktoś musi o tym dalej mówić”.

Halina Birenbaum

Forma wierszy celowo jest skromna,

jak spopielone życiorysy w obozie, wątłe — wątła.

Łatwo ją zatracić, zniszczyć.

Odrzucić, wstydzić się jej. Siebie, ludzi

lub przeciwnie — zaakceptować…

Wstydzę się ja człowiek z powodu tego,

co stało się w Oświęcimiu,

tuż pod moim domem.

A ludzie milczeli z czterech stron świata — każdy wiedział.

Łapanki były stale.

PrzeBuDzeNie to coś więcej — protest wobec marginalizacji,

ze względu na pochodzenie, orientację,

wykształcenie, światopogląd,

wyznawaną estetykę, religię, itp.

Opowieść nie swoja

Zdarzyła nam się miłość

odległa, z tych niemożliwych i nie przystających

do rzeczywistości,

tak że Ty idziesz tą doliną

a mnie nie ma

nawet u górskiego szczytu

by patrzeć jak ją samotnie przemierzasz

obok mnie. Obok mnie wędrujesz do mnie

i mijasz mnie w każdym tłumie

pojedynczego spojrzenia ludzkiego,

nieludzko okaleczającego. Dobrze byłoby

byś przez ostrożność mijała mnie także

w każdym śnie, szczególnie rodzącym się o poranku,

bo możemy spotkać się w tłumie

w drodze do tego samego sklepu,

choć są ich setki w mieście przepełnionym

po brzegi człowiekiem,

które umiera co dnia przez gęstość zaludnienia

z samotności.

Nie mogę prowadzić Cię za rękę,

bo zdarzyła nam się miłość nie z tego świata,

choć zrodzeni z niego —

musimy trzymać się z dala,

przez bliskość naszą jaką mamy ku sobie.

To Ty do mnie pierwsza podeszłaś.

Mogę mówić o sobie ja człowiek,

ale to nic nie zmieni.

Byłaś już dojrzałą kobietą,

kiedy ja zaczęłam wyrastać z piasku,

świata miniatur, gdzie problemy nigdy nie miały znaczenia.

Wszystko było możliwe, potem urosło ze mną

jak babki stawiane na piasku

pod kopułę deszczowo rozedrganego nieba.

Mogłabyś być moją matką…

Z Księgi Powtórzonego Hioba

Hiob pokochał miłością Gombrowiczowską,

umiłował świat i ludzi.

Hiob ma 25 lat.

Hiob żyje w zgodzie i cieszy się szacunkiem.

Nie wie nikt co myśli Hiob, kiedy myśli.

Nikt nie zna Hioba tak jak Pan zna Hioba.

Wystawił go na próbę jeszcze raz,

choć wiedział, że Hiob nie będzie mu złorzeczył,

iż stworzony Hiobem

żyje jak Hiob.

Kołysanka

Jest 1 listopada.

Ksiądz mówił na cmentarzu, że niedługi jest czas

kiedy nasze ciała zostaną złożone w grobie,

ale nie powinno nas to przerażać.

W drodze z cmentarza mijając mnie powiedział,

że po śmierci nasze życie się nie zmieni,

będziemy robić to co tu teraz, czyli — dodał —

że tam też będę studiować.

Będę chodzić w długich promieniach słońca,

potykać się o liście

o kolorze orzecha

i będę jak on

pękać na połowę

i rodzić się w odległych

tylko wspomnieniach,

Bliskich Obcych.

Na pustyni nieba

Nie ma mnie tam, gdzie szukasz mego spojrzenia

jakie utkwiło w pustyni nieba.

Błądzę świadomie, z wyboru.

Kochać jest rzeczą ludzką, ale nie tak

jak uważa świat

i wszyscy jego fałszywi prorocy…

Pisząc wiele o tej miłości

nie napisano prawie nic.

Zdarza się nam.

Kochać i udawać obcość.

Zamknij już oczy i nie myśl o tym, że jesteś pedagogiem,

skoro nim jesteś.

Mów do siebie jak człowiek.

Człowiek który przeistacza się.

Złorzeczy Ci świat w imię miłości swojej.

Błogosławieni którzy kochali jak umieli,

tym bardziej im bardziej im urągano z tego powodu.

Ten czas

Myślisz że te czasy są lepsze od wszystkich innych czasów,

a tu dalej trwają wojny, epidemie panoszą się po świecie

i głód.

Sam jesteś jeden

a obok Twój dom

jak pusta skorupka orzecha

z jakiej się dopiero wylągłeś.

Cmentarzem Twoim się staje,

Twój dom.

Umierasz

powoli jak lato gaśniesz,

przemijasz jak jesienne deszcze

choć jeszcze brakuje Ci wiary.

Jesteś taki mały.

Nawet kiedy Twoje niebo nie wybucha

i nie poprzecinane jest pociskami,

żyjesz w spokojnej części świata —

a jednak trafia Cię

atom

nowotworu

i giniesz na raz cały.

Samotność

Wiesz czym jest samotność?

Że budzę się w Twojej zimnej pościeli

nad ranem

owinięta w nią

a Ty udajesz już w firmie, którą kierujesz

że miłość Ciebie nie dotyczy.

Wiesz czym jest samotność?

Że budzisz się po pracy w moich wystygłych ramionach,

kiedy wychodzę pośpiesznie

udawać Ciebie.

* * *

Nie wyróżniam się niczym.

Dla świata jestem człowiekiem,

który każdego dnia wraca do swojego domu,

ale nie zdaje pytań

dlaczego

dopiero o świcie.

Odpowiadam mu w snach —

bo tam robi się pusto,

kiedy ona rozwiesza na ścianach fotografie

z obcym mężczyzną

i starannie je poprawia.

To wygląda dobrze.

Można zapraszać gości,

którzy patrzą i widzą co widzą,

czyli nic,

bynajmniej to

czego nie ma.

* * *

Przestajesz mieć znaczenie.

Zaczynasz mi śpiewać, kiedy zasypiam obok.

Nie umiesz śpiewać i opowiadać bajek na dobranoc.

Nie miałaś dzieci. Mówią że to człowiek stracony dla świata.

Nie jestem dzieckiem od wielu lat.

Zaczynasz wierzyć w to co mówią ludzie

myląc mnie

z Twoim dzieckiem

na ulicy w świetle wymokniętej latarni.

Większy jest w Tobie strach

niż on w Tobie jest.

Zaśpiewaj mi czarną piosenkę

która kołysze się nad miastem

stadem odlatującego stąd ptactwa.

Nie wszystkie powroty

będą możliwe.

Rozsypię ziarna za sobą, żebyś wiedziała

jak się do siebie wraca po dalekiej podróży. Wraca.

Tylko nie spożywaj tej miłości w samotności,

żeby nie napełniła Cię gorycz rozstania

które jest jak długie powroty.

Skracaj drogę odmierzając czas

i wierz że mijamy się

by możliwe były spotkania.

Oddalenie

Więzieniem myśl własna.

Klatka wspomnień

szamocząca się

jak liść,

kwiat

na wietrze.

Proste porównania są najlepsze.

Wychodzisz wgłąb siebie na spotkanie ze sobą.

Klepsydra czasu obraca się do połowy.

Wszystko staje się możliwe, spotkanie siebie,

tylko nasza miłość

jest wciąż mało realna,

słabsza jest niż strach,

praca,

bycie pedagogiem,

człowiekiem,

zakonnicą,

księdzem,

ale to nie znaczy że jej nie ma.

Samobójstwo

Żyły wytrzeszczone

kręte

długie

ciało spinające

pękły

w mojej głowie.

To nie był sen poety, wariata,

człowieka.

Pedagogiem jestem,

własną śmierć rozważam

jaka zdarzyła się w dniu narodzin,

w jakiś piątek.

Ukrzyżowany

własną ręką

wiszę powieszony

człowiek,

pedagog.

Pedagog człowiek

pępowiną z życiem spojony.

Umarłem w dniu narodzin.

W dniu śmierci się odrodzę.

Mam 25 lat

Mam 25 lat.

Moje życie zdarza się,

naradza, umiera

w siedmiu dniach stworzenia.

Od poniedziałku do piątku jestem tylko człowiekiem,

choć w rzece ryby pławią się a niebo także przecinają

różne gatunki ptactwa.

Ocalony od burz niebytu

błądzę po świecie

tylko dni siedem,

od narodzin do śmierci.

Od niebytu do stworzenia,

od stworzenia do dnia sądnego

mija dni tylko siedem.

Tam

Daleka jest droga

tam

gdzie księżyc po niebie wędruje z wolna.

Nie pokazuj nikomu swoich wierszy,

jeśli chcesz sobą wśród innych pozostać.

Daleka wciąż jest droga

gdzie obecny jest niebyt.

Obcy

Świat był nie mój, obcy był.

Psycholog powiedział że matka mnie nie kocha.

Świat przyciskał mnie do piersi.

Psychiatra zwariował.

Powiedział że nigdy chory nie był.

Człowiek wyzdrowiał

mimo schizofrenii

w jakiej żyjemy.

Śmierć

Umrę, wiesz co to znaczy?

Bo ja jeszcze tego nie wiem.

Wyobrażam sobie tylko swoje istnienie

oderwane od sztucznego bytu,

którego od pierwszej chwili

ktoś pierwszy lepszy

mógł mnie pozbawić,

jakiś to lekarz, człowiek —

wydobywając z głębi ciała kobiety

żelaznymi sztućcami —

rozwijający się zarodek —

miażdżąc mu mniej, bardziej zręcznym ruchem

głowę…

Straszny jest świat człowieka, w którym rodzimy się

nie sobą,

czaszki swoje jak łupiny orzechów

nożycami możemy rozgniatać

i czuć zadowolenie ze swej pracy?

Umrę, wiesz co to znaczy?

Mam 25 lat, wschody i zachody słońca znam

na pamięć, noszę w sobie

przez dni całe, zachmurzone.

Wiem jak się chodzi, biega, smuci i uśmiecha

i jak boli roztrzaskane kolano.

Mam swoje ulubione miejsca

do których będę wracać,

bo zdarzył się w moim życiu czas,

by poznać do nich drogę.

To ważne jak i kiedy się umiera.

To Ty

Ty mnie najpierw pokochałaś,

będę Ci o tym przypominać.

Świat wyczuł mnie, że miłości nie ma,

taka jak nasza

obca mu,

w jego pojęciach nie istnieje.

To Ty pierwsza pokazałaś mi,

że można kochać inaczej.

Nasza miłość wyklęta

kołysze się jak liście jesienią

zwisające podłużnie nad ziemią.

To Ty pierwsza

całowałaś mnie

w deszczu na ulicy. Przestałaś się wstydzić.

Ludzie pod czarnymi i czerwonymi parasolami

potrącali nas spojrzeniami.

Nic się nie działo z tego powodu nikomu,

żaden koniec świata nie następował pośpiesznie.

Bezdomny na rogu tłocznej ulicy dalej był bezdomny.

Specjalnie wybrałaś to miejsce.

Koniec człowieka i jego początek

Leżała pod kościołem.

Turyści z Chin robili jej zdjęcia.

Narkomanka, człowiek

rozebrany w środku zimy

przymarzał do bruku

gwałcony

naszymi zimnymi spojrzeniami.

Śnieg zdawał się ciepły, układał się nam wszystkim

na skroni.

Biały był posąg, dziecko, zakonnik,

narkomanka, człowiek

idący

do szkoły, urzędu, sklepu,

leżący pod kościołem

do którego wchodzą modlić się

ludzie.

Wszystko na jednej ulicy

w tym samym czasie, zróżnicowanym u każdego

o wiek życia.

Papierosy Szymborskiej

W kłębach dymu unosi się wspomnienie.

Kłęby dymu noszą przedziurawione wspomnienia.

To ważne było, skoro było.

Szymborska mająca 24 lata

biegnie przez miasto w kolorowej sukience,

siada na poniszczonej ławeczce.

Nie mogę tego wiedzieć, ale wiem.

Takie jest moje osobiste o niej wspomnienie.

Ocalona ponad szare ruiny miasta o które się potyka

patrzy w ścianę, mur jaki ocalał jak ona

i widzi we wspomnieniu na piętrze nieba

lustro nie przebite kulą

jak jej serce.

W jej oczach i jego tafli

odbijają się chmury,

jakie pędzą przed siebie.

Szymborska ma 24 lata.

Ma kolor skóry czarny aż złoty,

ma obręcze na długiej szyi.

To sen.

Szymborskiej, Różewicza.

Ludzi wojny,

jaki zdarza się, skoro zdarza się.

Szymborskie, małe dziewczynki swej epoki,

żyjące mimo śmierci,

nie anonimowe.

Masowe sny o wojnie jak anonimowe groby

na Cmentarzu Rakowickim

z przetrąconym krzyżem

mimo braku wojny.

Lustra ocalone, groby wypełnione

krwią jaka zasłoniła oczy,

które napotkały

kule błądzące,

śmierć roznoszące wśród ludu umiłowanego.

Pytasz — do Człowieka

Mam Ci coś ważnego do opowiedzenia.

Mam 24 lata i wiem jak ocaleć

każdego dnia

po hospicjum.

Mam już 25 lat,

wiem jak przeżyć hospicjum.

Wiem jak się umiera i żyje w hospicjum.

Mam 25 lat, mam za sobą praktykę.

Wiem kogo i dlaczego zamyka się w psychiatryku.

Leki podawane są regularnie, bez badań.

Ja człowiek odkryłem świat na opak.

Pedagogiem tu jestem, człowiekiem, odchodzę.

Nie godzę się na świat bezludzki, bezduszny.

Może nie umieć umierać to nie potrafić żyć…

Dziewczynki z wojny

Noszą swoich ojców.

Noszą swoje matki.

Dziewczynki jak atletki.

Kołysze się im u podziurawionej sukienki

poniszczona jak ich smutno szare twarze

lalka. W wózku kwiecisto wyblakłym

po mieście rozedrganym jak sny o poranku

do snu ją kołysały.

Były jak ich własne matki.

Są bez nich jak…

Dzieci wojny.

Bunt

Uciekła z hospicjum do którego oddała ją rodzina.

Błądziła po ulicy nocą.

Obdarta z sukni wystawnych jakie zwykła co dzień nosić

przez wszystkie dziesięciolecia swojego za długiego

jak niektórzy uważali istnienia,

stąd koniec nie godny, nie nagły, rozciągnięty

ze wszystkimi akcentami drogi krzyżowej.

Z włosami rozdartymi, wiatr je do nieba czarnego unosił.

Zmarła kilka dni potem.

Przed tym dotarła do domu.

Odwieziono ją stamtąd z powrotem do hospicjum.

Z hospicjum w trumnie do domu.

Z domu wystawnego jak jej suknie

ostatecznie na okoliczny cmentarz.

Dom Pomocy Społecznej

Z Domu Pomocy Społecznej

także co rana po przebudzeniu uciekali starcy.

Łapano ich zazwyczaj w połowie drogi do miasta,

aplikowano leki i wkładano z powrotem do żelaznych łóżek

nakrytych zszarzałą pościelą,

w których latami leżeli,

zazwyczaj aż do śmierci.

Pedagogiem tu jestem,

jak ludzki los odmienić?

W pielusze wychodzimy ku światu

i w niej wracamy do siebie,

po cichu starcy jak dzieci bezradnie umieramy.

Dzieci w Oświęcimiu

Nauczyciele zabrali nas do Oświęcimia.

Pokazywali na wielkich jak my zdjęciach

postaci dzieci. Byliśmy do nich podobni

w przerażonych spojrzeniach.

Czuliśmy ich sfotografowaną nagość,

poddani eksperymentowi edukacyjnemu…

* * *

Nagie drzewa,

pustka horyzontalna mnie otacza,

błądzisz w niej.

Postać blada

naga

kobiety.

Obdarty ze snów

stoję

człowiek.

Jak słup dymu

do nieba się unoszę.