Prymicja - Helena Mniszek - ebook

Prymicja ebook

Helena Mniszek

0,0
4,27 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
  • Wydawca: Armoryka
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2012
Opis

Autorka snuje opowieść o mężczyźnie, który uczył się pilnie i który wstąpił do seminarium duchownego, ponieważ teologia go zaciekawiła, lecz nie zgasiła w nim niewiary. Wstępując do seminarium, był ateistą i pozostał nim. Ze Starego Testamentu żartował, w Nowy nie wierzył. Jednak przez krótki czas nastąpił w nim przełom, serce budziło się do rzeczy wielkich, do tajemnic dogmatów religijnych, do ich absolutów. Pragnął streszczenia prawdy, co jest absolutem, istota Boga w idei ludzkiego umysłu poczęta, rozwiana w abstrakcji, lecz którą umysły ludzkie wywołują i stwarzają, czy jest to jaźń Boga niemal realnie pojętego, który sam stwarza umysły i nagina je ku sobie. Czy wyobrażenie Boga to konieczność życiowa umysłów ludzkich, czy bez idei boskości ludy trwałyby, czy też bez Boga byłaby nicość i chaos. Ale jakże sobie wyobrazić nicość, co to jest nicość? A co to jest Bóg?… To ledwie wstęp tej interesującej książki. Zachęcamy do lektury!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 27

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Helena Mniszek

PRYMICJA

__________

Armoryka Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak 

__________________

Tekst wg edycji z roku 1912. Zachowano oryginalną pisownię

Copyright © 2015 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel +48 15 833 21 41

e-mail:[email protected]

http://www.armoryka.pl/

Prymicja

Czy ja nie popełnię fałszu straszliwej obłudy duchowej? czy ja zniosę tę chwilę? bo to będzie rodzajem krzywoprzysięstwa! — zawołał głośno ksiądz Józef sam do siebie, z bólem w twarzy młodzieńczej i bardzo wrażliwej.

Nerwowym krokiem chodził szybko po łące, o szarym świcie jesiennym, owiany mgłą oparów sinawych, mętnych jak dusza jego w obecnej targaninie uczuć. Chodził z trwogą w sercu, która z każdą chwilą zwiększała się i dławiła. Serce bić przestawało z lęku duchowego, z przeogromnej, wewnętrznej depresji miażdżącej nerwy księdza Józefa. Trzeźwość jego natury występowała tu silnie, pod jej wpływem doznawał ulgi. Mówił sobie w duchu: «spełni się kwintesencja fałszu, nic więcej, popełniałem dotąd fałsz za fałszem, teraz trzeba mieć odwagę na konkluzję. Ironja szeptała mu: «zniesiesz i to, wytrzymasz, ani się zająkniesz», ale jakieś uczucie wewnętrzne, niby echo odległe dokuczało młodemu księdzu, wywołując ferment, rodząc strach niebywały, głusząc ironję.

Można mieć odwagę do systematycznego okradania świątyni, lecz nie każdy zdobędzie się na wysypanie Hostji Przenajświętszej i skradzenie kielicha. Na to potrzeba zbrodniarza, nie tylko ateusza.

— A mój czyn dzisiejszy, czyż nie będzie zbrodnią? Czy moja duchowa istota, moja etyka potrafi przetrwać tę chwilę spokojnie? — rozmyślał ksiądz Józef.

I czuł, że nie. Że moment do którego się przygotowywał z zimną krwią, z szyderczym chłodem, będzie trudnym nad jego siły. Że można rozumować straszliwie trzeźwo o jakimś fakcie, ale go nie spełnić; można rozcząstkowywać go na atomy, szydzić zeń, drwić, można go lekceważyć, uważać za swój fach jedynie, bez głębi, bez treści, lecz niemożliwem jest struć zarodek nieufności do samego siebie. On żyje, bez czucia, bez objawów, aż nadchodzi minuta, że nagle ocknięty nurtuje. I niewiara w siebie, rodzi wiarę w to, co się lekceważyło.

— Brnąłem, ale co teraz będzie? — Ha, ba! jedna szopka więcej, arcyszopka! Czyż mało ich już spełniłem?

Niepokój rósł.

Odbyć to jaknajprędzej, cicho, bez ostentacji, żeby ludzie nie widzieli, żeby w tej chwili nie mieć na sobie ciekawych spojrzeń. Gdyby... gdyby choć jej nie było!

A tu wszystko przeciwnie. Zapowiedziana uroczystość z wszelkiemi ceremonjami i ona będzie z ironicznym uśmieszkiem na ustach, z płomieniem w oczach. Będzie go wzrokiem magnetyzowała i powie mu potem, że wyglądał mistycznie, ale, że mu naprzykład w tym ornacie nie do twarzy, tak jakby mówiła o fraku. Może zacznie żartować z jego miny prawdopodobnie głupiej. Bo jakąż on minę może mieć spełniając ceremonjał z szyderstwem w duszy a obowiązkową powagą? Ach! zechcą jeszcze pobożnego skupienia, nastroju. I on będzie w nastroju... ale w aktorskim. To odczuje tylko ona; byle nie była blisko, byle jej oczy nie ukłuły go zbyt dotykalnie. Ona posiada tak dziwną plastykę wzroku.

Chłodu! Chłodu! Jak najwięcej zebrać w sobie trzeźwości i zamrażać ją w doskonały chłód, nie podlegający żadnym wpływom. Być biernym, przejść rubikon śmiałym i pewnym krokiem. Nie zgłębiać nic, nie dociekać, stać się rzemieślnikiem zdającym egzamin na patent.

Ksiądz Józef, jak umierający, ujrzał przed sobą całe swe życie. Był zdolnym. Gdy wstąpił do seminarjum wywołał niesłychane zdziwienie, nikt tego nie oczekiwał.

— Czy masz powołanie? — słyszał od wszystkich.

Powołanie? po co mu to! On dla chleba postanowił zostać księdzem. Uważał to za fach tak samo dobry jak i każdy inny, nawet lepszy.

  Uczył się pilnie, bo