Prosty układ. Tom 1 - K.A. Figaro - ebook

Prosty układ. Tom 1 ebook

K.A.Figaro

4,1

Opis

Ekscytująca, pełna namiętności historia niedoświadczonej dziewczyny i zabójczo przystojnego, bogatego mężczyzny!

"Prosty układ" to skrząca dzikim erotyzmem opowieść o dwojgu ludzi z zupełnie innych światów – Łucji Zarzyckiej, która kończy trzeci rok studiów i wchodzi w dorosłe życie, oraz Dymitra Andrzejewskiego – bogatego snobistycznego lalusia, który pracuje w firmie ojca, a kobiety traktuje wyłącznie przedmiotowo. Bohaterowie poznają się przypadkiem w obskurnym barze. Dziewczyna nie jest w ogóle zainteresowana znajomością z przystojnym Dymitrem. Mimo że mężczyzna nie odpuszcza, Łucja jest odporna na jego urok. Wszystko zmienia się, kiedy Dymitr ratuje ją przed gwałtem. Jednak dopiero wspólny wyjazd do Kołobrzegu sprawia, że zbliżają się do siebie. W trakcie pobytu nad morzem Dymitr proponuje młodej studentce niezobowiązujący układ. Łucja najpierw go odrzuca, jednak później, za namową przyjaciółki, przystaje na tę propozycję. Czy Łucji i Dymitrowi będzie dane być razem? Czy może życie szykuje im inny los?

W przygotowaniu drugi tom powieści Zranione uczucia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 462

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (377 ocen)
196
72
57
40
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KhiRa

Nie oderwiesz się od lektury

💜
00
fakirek13

Nie oderwiesz się od lektury

Książka świetna tyko bardzo irytowala mnie bohaterka
00
Grzegorz2086

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka
00
aga1420

Nie polecam

Jakie to jest słabe.
01

Popularność




K.A. Figaro

Prosty układ

Copyright © by K.A. Figaro, MMXIX

Wydanie I

Warszawa, MMXIX

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Powieść dedykuję Barbarze Staroń, od której wszystko się zaczęło. Dziękuję Ci za wiarę, dobre słowa, wsparcie i masę zwariowanych rozmów...

A także mężowi Tomaszowi i córce Wiktorii, za ich miłość i cierpliwość, oraz Adrianie Plazie, Anecie Zajączkowskiej, Annie Lewko i Alicji Skirgajłło za zrozumienie oraz snucie ewentualności...

Prolog

– Ciii – usłyszałam szept Dymitra, który stał tuż za mną, napierając torsem na moje plecy.

Nad pośladkami czułam jego erekcję. Zagryzłam wargę z podniecenia.

– Dymitrze, nie tutaj – wydyszałam.

Przygryzł płatek mojego ucha i zamruczał.

– Tutaj, Łucjo. Tutaj. Jesteśmy jak magnesy...

Miał rację. Na co dzień odpychaliśmy się od siebie, ale kiedy nasze ciała były blisko, odczuwaliśmy siłę przyciągania. Wtedy budził się w nas zwierzęcy instynkt.

Poczułam ciepłą dłoń, którą wsunął śmiało pod materiał bluzki. Moje ciało od razu zareagowało na jego dotyk, a kobiecość zaczęła pulsować. Materiał stanika drażnił sutki.

„Błagam, dotykaj mnie!” – prosiłam go w myślach.

Jego ręka okrężnymi ruchami wędrowała po brzuchu. Mężczyzna całował moją szyję, więc przechyliłam głowę na bok. Połączenie jego ust i oddechu wywoływało rozkosz. Dłoń pokierował ku górze, jednym palcem odgiął materiał i wsunął ją do miseczki stanika. Dyszałam, a moje podbrzusze wariowało.

– Proszę, nie tutaj – wyszeptałam ponownie, kiedy jego ruchy stawały się pewniejsze.

Stałam przed poręczą i błagałam, aby nikt nas teraz nie zobaczył.

Pewnymi palcami pieścił moje przeciętne piersi. Chłopak wiedział, co należy zrobić. Po chwili moja prawa pierś była w jego władaniu, a sutek otrzymywał upragnioną rozkosz. Oblizałam usta. Brakowało mi tchu.

– Lubisz tak? – zapytał.

Pokiwałam głową.

– Nie rozumiem. Powiedz... – Bez namysłu odpiął rozporek. Jego druga ręka znalazła się w okolicach dolnych partii mojego brzucha. Włożył dłoń pod rąbek kusych majtek. – Powiedz mi to... – wydyszał.

– Lubię. Uwielbiam. Dymitr, proszę...

– O co prosisz? – droczył się.

Moje ciało otrzymywało podniecenie raz za razem. Pragnęłam, by moje sterczące sutki znalazły się w jego ustach i były przygryzane.

– Nie tutaj... Nie tutaj – wyszeptał, całując moje ramię. Bawił się ze mną i mną.

Jęknęłam z podniecenia. Jego dłoń, która znajdowała się w majteczkach, ruszyła śmiało do mojej kobiecości. Palcem rozchylił dwa płatki, aby w końcu delikatnie sunąć po niej. Zadrżałam... Serce waliło mi jak głupie. Nie mogłam uspokoić oddechu.

– Ale mówiłeś...

– Cii... Przyzwyczaj się... – I w tym momencie wbił się w moją mokrą dziurkę.

* * *

To prawda, że trzeba zrezygnować z samego siebie, aby odkryć, jakim jest się człowiekiem i ile można znieść.

Każdego dnia zastanawiałam się, w którym momencie zgubiłam siebie. Wydaje mi się, że nastąpiło to już w chwili, gdy go poznałam. Wałęsającą się duszę, którą zesłał mi Bóg... A może sam Lucyfer? Któryś z nich chciał, abym dowiedziała się, czym jest ból, namiętność i pożądanie.

To właśnie Dymitr nauczył mnie różnych form bólu. Szatan w męskiej postaci, przez którego cierpienie towarzyszyło mi każdego dnia, odkąd go poznałam. Pomimo zadawanych ran, a ich nie szczędził, szybko uzależniłam się od niego. Czy byłam masochistką? Bardzo możliwe. Czy lubiłam cierpieć? Nie. A jednak poznanie tego mężczyzny spowodowało, że każdego dnia rozsypywałam się na miliard małych kawałeczków, a gdy już ułożyłam je w połowie, ponownie wpadałam w sidła, z których nie mogłam się wyplątać.

Zawsze wiedziałam, że ta relacja może grozić mi chorobą psychiczną i załamaniem nerwowym, a mimo to pchałam się w układ bez zobowiązań. Pozwoliłam sobą manipulować, jakbym była wytresowaną suką, a przecież pragnęłam tylko miłości. Uzależniłam się od jego zapachu, ust, języka oraz bólu i rozkoszy. Uwielbiałam dotyk jego dłoni. Chciałam więcej. Ciągle było mi mało.

Jednak kiedy zobaczyłam, jak tracę to, kim jestem – przystanęłam, otrzepałam okruchy zdeptanej miłości, a później ruszyłam naprzód, paląc za sobą mosty.

Czy chciałam mieć go na co dzień? Oczywiście, że tak, ale nie kosztem siebie.

Czy wiecie, kiedy Bóg chce nas ukarać? Powiem wam.

Wtedy, gdy spełnia nasze marzenia. Moje zaczęły się spełniać...

Rozdział 1

Wracałam pociągiem do rodzinnego domu w Błoniu. Pragnęłam odsapnąć od tego całego cyrku, który zwał się sesją. Prawie wszystkie egzaminy miałam za sobą. Pozostał tylko jeden, który był zaplanowany na następny czwartek. Wypad do rodziców był znakomitym pomysłem. Oni zawsze mnie wspierali we wszystkich działaniach.

Mama była ostoją. A tata... co tu gadać. Tata to tata. To facet, a na razie miałam z nimi na bakier. Nie z tatą, tylko z jego płcią. Mężczyzn traktowałam jak ostateczność. Nie lubiłam ich, irytowali mnie. Kiedyś nie miałam z nimi aż takiego problemu, ale dzisiaj... Bywało różnie... Życie nauczyło mnie, że to, co jest podane na tacy, wcale nie jest smaczne i warte grzechu.

Zauważyłam znajome okolice i poczułam ciepło na sercu. Zbliżałam się do rodzinnego miasta, gdzie czekali na mnie najbliżsi, w tym Gabriela Brzezińska, moja przyjaciółka z podstawówki i liceum.

Na moje oko pozostało siedem minut podróży. Dzięki Ci, Panie, za smartfona. Dzięki niemu moja trzydziestominutowa podróż minęła znośnie. Słuchałam muzyki, która bębniła w uszach i odprężała. Mijane za oknem krajobrazy sprawiały mi coraz większą radość. Lasy, budynki – nic się nie zmieniło przez krótki okres mojej nieobecności. Westchnęłam z zadowolenia. Nagle poczułam wibracje w kieszeni spodni. Wyciągnęłam telefon z pokrowca, na wyświetlaczu ukazała się fotka Tamary, mojej kochanej mamuśki. Przesunęłam palcem wskazującym po ekranie, aby odebrać połączenie.

– Tak, mamo? – zapytałam.

– Łucja, kochanie, daleko jesteś? Tata właśnie wyjechał po ciebie na stację, żebyś nie musiała tłuc się autobusem – powiedziała zatroskanym głosem.

– Mamo, jeszcze dwie stację i będę.

– Cudownie! – krzyknęła, a moje bębenki wołały o pomoc.

– Zaraz się zobaczymy. Proszę, nie krzycz – odparłam cicho, ponieważ obok mnie siedziała kobieta, która nadstawiła ucha, gdy tylko zadzwonił mój telefon.

Była zapewne jedną z tych osób, które skrupulatnie obserwowały swoje osiedle i wiedziały wszystko o wszystkich – tak zwany osiedlowy monitoring. Nie lubiłam takich ciekawskich bab. Chociaż to, jak nasłuchiwała, mogło z boku wyglądać komicznie.

– Okej, kochanie. Tata będzie tam gdzie zawsze. Pa.

– Dobrze, mamo. Pa.

Rozłączyłam się i po chwili poczułam ponowne wibracje telefonu, tym razem dzwonił tata. Wymiana zdań z nim była zdecydowanie krótsza niż z mamą. Mężczyźni, gdy wiedzieli, czego chcą, mówili krótko i rzeczowo. Przynajmniej tak mi się wydawało... Czasami nawet uważałam, że bycie mężczyzną jest prostsze. Przede wszystkim nie cierpieli podczas miesiączki, nie rządziły nimi hormony, nie rozmyślali o tym, co by było, gdyby... My zaś, kobiety, użerałyśmy się z własną psychiką każdego dnia i nikt nie mógł temu zaradzić.

Pociąg minął ostatni wiadukt. Ściągnęłam torbę podróżną z ubraniami i notatkami, które zamierzałam przejrzeć w wolnej chwili. Oszukiwałam się, bo wiedziałam, że i tak tego nie zrobię, no ale...

Wysiadłam na obskurny peron, a w oddali od razu zauważyłam znajomą sylwetkę ojca. Im bliżej do niego podchodziłam, tym większe stawały się wyrzuty sumienia, wywołane faktem, że ostatni raz byłam u nich dwa miesiące temu. Kiedy podeszłam do taty, ten zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku i ucałował w oba policzki. Ramiona ojca oraz jego zapach zawsze dawały mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju, które towarzyszyły mi, kiedy byłam dzieckiem.

Był wysoki i dobrze zbudowany, jego czarne włosy niedawno przyprószyła siwizna, a szpakowate brwi zawsze mnie rozśmieszały, ponieważ gdy się denerwował, upodabniały go do sowy. Nos miał spiczasty, a usta ściągnięte w linię prostą – przez to mimo łagodnego charakteru wyglądał surowo.

Odsunęliśmy się od siebie z uśmiechami na twarzach. Ojciec powiedział, abym wsiadała do auta. Kiwnęłam głową i wrzuciłam swoją szaro-czarną torbę podróżną do bagażnika. Zajęłam miejsce pasażera, a tata usiadł za kierownicą. W radiu leciała piosenka Myslovitz Scenariusz dla moich sąsiadów, więc gdy ruszyliśmy, pogłosiłam i nuciłam kawałek wraz z wokalistą. Gdy piosenka się skończyła, ojciec rozpoczął najlepszą rozmowę na świecie.

– Córciu, jak tam twoje egzaminy?

– Tato! – zawołałam zdegustowana. Ja tu przyjechałam odpocząć, a on na wejściu zaczyna mówić o tym, przed czym uciekałam.. Trzymajcie mnie, bo oszaleję!

– Schudłaś. Ty w ogóle coś tam jadasz? – zapytał szczerze zmartwiony, spoglądając na mnie kątem oka.

– Nie, tato. W Warszawie tylko palę fajki i piję piwo. W ogóle się nie uczę. A moje życie towarzyskie... no po prostu nie mogę opędzić się od facetów – dodałam naburmuszona.

Ramiona skrzyżowałam na piersiach. Traktował mnie tak, jakbym nadal była małą dziewczynką, a tymczasem miałam dwadzieścia dwa lata.

– Łucja! Nie można z tobą normalnie porozmawiać – dodał zrezygnowany, na co wzruszyłam ramionami.

– Tato, uspokój się. Wszystko w porządku. Przyjechałam, aby się trochę oderwać od egzaminów, a twoje pierwsze pytanie dotyczy właśnie tego. Proszę, daj spokój. Wszystko gra.

– Rozumiem, ale naprawdę źle wyglądasz...

Nic więcej nie powiedział, a ja nie kontynuowałam rozmowy, bo mogłaby się skończyć różnie.

Kiedy dotarliśmy do domu i usiadłam na taborecie w kuchni, rodzice zasypali mnie serią pytań i komentarzy. Czułam się osaczona. Pytania dotyczyły nie tylko sesji, ale również tego, dlaczego jestem taka blada? Czy w ogóle coś jadałam? Czy zdawałam sobie sprawę, że na moim ciele widać kości? Sama nie przywiązywałam wagi do takich rzeczy. Nie miałam na to czasu. Mimo wszystko odpowiadałam cierpliwie. Na szczęście z pokoju wyleciała puchata kulka, która uratowała mnie przed dalszym przesłuchaniem. To nasz kilkuletni pies Puchacz, którego szybko chwyciłam w ramiona i wygłaskałam na wszystkie możliwe sposoby.

W kieszeni spodni poczułam wibrację telefonu, a chwilę później po całym mieszkaniu rozprzestrzenił się dźwięk dzwonka. Pies zeskoczył na podłogę, a sama przeprosiłam rodziców i w przedpokoju odebrałam telefon.

– Cześć, Łuki! – To była Gabriela Brzezińska, moja przyjaciółka.

– Cześć, kochana.

– Dzwonię zapytać, czy wypad aktualny?

– Jasne, ale daj mi trochę czasu. Dopiero weszłam. Jeszcze się nie rozpakowałam.

–  Spoko. To może skoczymy na partyjkę bilarda?

– Bardzo śmieszne. – Zaśmiałam się do telefonu. – Jestem beznadziejna w te klocki, przecież doskonale o tym wiesz.

– Może po prostu jeszcze nie trafiłaś na odpowiedniego nauczyciela? Mnie się udało – westchnęła rozmarzona, a mnie zapaliła się czerwona lampka.

Jak to możliwe, że nic nie wiedziałam?!

–  Spotykasz się z kimś i nic mi o tym nie wspomniałaś?

– Wszystko ci opowiem, jak się spotkamy. Myślałam, że się domyślasz. Ostatnio mówiłam ci, że byłam na bilardzie i był tam taki jeden. Nie marudź. Widzimy się o siedemnastej.

Spojrzałam na posrebrzany zegarek na szczupłym nadgarstku.

– Żartujesz?! – pisnęłam do słuchawki. – Dopiero przyjechałam. Nie wyrobię się w trzydzieści minut.

–  Martw się lepiej, jak udobruchać rodziców.

O cholera, o nich nawet nie pomyślałam.

– Zobaczę, co da się zrobić. – Zaczęłam pocierać brodę.

– To jesteśmy w kontakcie.

– Tak. Na razie.

Pożegnałyśmy się i postanowiłam od razu powiadomić rodziców o swoich planach.

– Mamo. Tato. Wychodzę! – rzuciłam.

– Nie ma mowy! – pisnęła mama w ramach sprzeciwu.

– Oj, mamo, pogadamy jutro. Od kilku dni siedzę tylko nad książkami. Mózg mi paruje. Potrzebuję regeneracji – jęczałam lekko poirytowana.

Mieszkając w Warszawie, nigdy nie informowałam ich, że dotarłam z imprezy do domu ani że w ogóle na nią poszłam.

– I co, uważasz, że picie ci w tym pomoże? – dopytywała mama.

– A skąd ci przyszło na myśl, że będę pić? Idę się ogarnąć. Do później. Wy też gdzieś wyjdźcie i nie czekajcie na mnie. Paaaa.

Na pożegnanie puściłam buziaka w powietrze.

– Taki mamy plan, kochanie...

Cofnęłam się zaintrygowana.

– A gdzie ruszacie?

– Tata ma się spotkać z kolegą, tym Sebastianem, a ja chyba pójdę poplotkować do Laury.

– Kto to ten Sebastian? Pierwsze słyszę.

– Nie znasz go. Tata teraz to istny rajdowiec. – Matka się zaśmiała. – Sebastian z ojcem jeżdżą na rowerach, a potem idą na piwo.

– Mam nadzieję, że się nie spotkamy – zarechotałam, a ojciec puścił oczko.

– Kto wie, kto wie.

– Bawcie się dobrze – powiedziałam i ruszyłam w stronę łazienki.

Rozebrałam się i wzięłam ciepły prysznic, następnie wysuszyłam ciemnoblond włosy, a na twarz zarzuciłam świeży i delikatny make-up. Podobałam się sama sobie, a to już sukces.

W torbie podróżnej odnalazłam ulubioną dżinsową sukienkę i włożyłam na siebie. W międzyczasie poinformowałam Gabrielę, że lada moment wychodzę. Na nogi wsunęłam czarne balerinki, na ramię zarzuciłam torebkę w odcieniach tęczy i ruszyłam na podbój świata.

Nie wiedziałam jednak, że ten wieczór przewróci całe moje dotychczasowe życie do góry nogami.

* * *

Szłam uliczkami rodzinnego miasta i wdychałam świeże powietrze. Czułam się szczęśliwa i wolna. Postanowiłam dzisiejszego wieczora nie myśleć o tym, co było kiedyś, i mieć w poważaniu to, że każdy zakątek miasta przypominał mi Artura. Nie było sensu rozpamiętywać tego, co wydarzyło się dawno temu. Chociaż to właśnie przez niego postanowiłam stąd wyjechać. Byłam szczęściarą, że wszystko się sypnęło. Artur grał przede mną kogoś, kim w ogóle nie był. Wykorzystywał na każdym kroku, a ja głupia w to brnęłam. Na samo wspomnienie robiło mi się niedobrze.

Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się w miejscu, w którym umówiłam się z Gabrielą. Ta małpa jeszcze nie raczyła przybyć, dlatego też skierowałam kroki w stronę jej domu. Weszłam w uliczkę między garażami a blokami. Nagle zauważyłam znajomą postać zmierzającą w moją stronę. To była ona. Gabriela. Drobna szatynka o trójkątnej twarzy, z niebieskimi oczami, które zdobiły okulary. Istny chodzący wulkan energii. Znienacka zaczęła biec w moją stronę. „Wariatka!” – pomyślałam i ruszyłam biegiem w jej kierunku. W tej chwili nie obchodziło nas, że nasze torby wylądowały na ziemi. Padłyśmy sobie w ramiona i zaczęłyśmy skakać, jakbyśmy były dobrze na haju bądź nie widziały się latami, a przecież wisiałyśmy na telefonie przynajmniej raz w tygodniu.

– Gabi!

– Fibi!

– Gabi!

– Fibi!

Znajomi mówili do mnie Łuki albo Fibi. Łuki – od Łucji. Natomiast Fibi... wzięła się z pragnień rodziców. Gdy mama była ze mną w ciąży, pojechali do Londynu do jej przyjaciółki Nataszy – jej córka miała na imię Fibi. Tak im się spodobało, że postanowili mnie tak ochrzcić, niestety ksiądz nie poszedł im na rękę.

– Boże, wyglądamy jak idiotki!

Przytuliłyśmy się i głośno śmiałyśmy, skacząc w kółko. Zachowywałyśmy się jak walnięte, ale nie byłyśmy już nastolatkami, ponieważ ja studiowałam zarządzanie i marketing w Warszawie, a Gabi informatykę w Łodzi.

– Super! Zawsze o tym marzyłam! – powiedziała, ciągle się śmiejąc. – Łuki, przecież my nigdy nie byłyśmy normalne! – zarechotała.

Gabriela miała rację, daleko nam było do przeciętności, gdyż byłyśmy spaczone emocjonalnie i psychicznie. Znałyśmy się na wylot, każda z nas wiedziała co przeżyła ta druga. Dziewczyna, którą trzymałam w ramionach, była moją bratnią duszą, którą miałam szczęście spotkać na tym parszywym świecie.

W doskonałych humorach ruszyłyśmy w stronę miasta.

– Opowiadaj, co to za facet podbił twoje se...

– Ej, nic mi nie podbił!

– Tylko pyt... – znów nie udało mi się dokończyć.

– Co chcesz wiedzieć?

Gabriela wydawała się podekscytowana, ale starała się tego nie okazywać.

– No nie wiem. Po prostu powiedz coś o nim. Jak ma na imię? Ile ma lat? Jak wygląda? Czy ma rodzeństwo?

– Ach! Kochana! – pisnęła. – Grzesio ma dwadzieścia osiem lat i jest boski. Ma idealnie wyrzeźbione ciało. Mówię ci! Sama zobaczysz. Spotykamy się od tygodnia. Esemesujemy do siebie co chwilę, nawet przed snem. A jakie pisze mi gorące wiadomości, gdy leżę w łóżku! – Pomachała ręką i zagwizdała. – Na samo wspomnienie mi gorąco.

– Gabrielo, czyżbyś się zakochała?!

– A w życiu! Chciałaś wiedzieć, więc ci co nieco powiedziałam. Chodźmy szybciej.

Pociągnęła mnie, kończąc tym samym temat.

Szłam za nią krok w krok, słuchałam jej paplania o pracy i studiach. W centrum miasta mijałyśmy sklepy oraz bary. Jednak do żadnego z nich nie weszłyśmy. Gabi kierowała się w stronę PKP. Idąc parkiem, w którym siedziała para staruszków trzymających się czule za ręce, zastanawiałam się, czy kiedyś znajdę taką wielką i szczerą miłość? W tych czasach zapewne nie.

Przeszłyśmy pod wiaduktem i wtedy wskazała palcem:

– To tam.

Patrzyłam na nią i nie dowierzałam.

Czy ona mówiła poważnie?

– Coś ty, do mordowni nas przyprowadziłaś?

– Fibi – jęknęła – ludzie niesłusznie nadali temu miejscu taką złą sławę. Naprawdę lokal jest w porządku. Zresztą sama zobaczysz. Chodź.

– Okej.

Nie do końca podzielałam jej entuzjazm. Wzruszyłam ramionami i ciężko westchnęłam.

Bar mieścił się po mojej prawej stronie, zza ogrodzenia widziałam równo przycięte krzewy. Pomyślałam, że raz się żyje, przecież nie muszę tutaj przesiedzieć całego wieczora.

Przed wejściem stało dwóch chłopaków. Byłam pewna, że jednym z nich był Marcin, mój kolega z liceum. Ruszyłyśmy w ich stronę. Miał zgrabny tyłek i czarną czuprynę. Ubrany w białą koszulę na krótki rękaw oraz spodnie od garnituru, w ogóle nie pasował do tego miejsca, tak samo jak ja. Ten drugi był łysy i wyglądał na rasowego skina, nie wzbudził mojego zaufania.

– Cześć! – rzuciłam zadowolona. Byłam pewna, że jednym z nich jest Marcin.

Jaki przeżyłam szok, kiedy okazało się, że obaj okazali się zupełnie obcy! Chłopak podobny do mojego kolegi z klasy odwrócił się i w tym momencie szczęka opadła mi do ziemi, a serce mocniej zabiło. Poczułam na policzkach rumieńce.

– Oj, sorry! – próbowałam się ratować.

– Siema. My się chyba nie znamy – powiedział skin, ukazując pożółknięte i spróchniałe zęby.

– I raczej nie poznamy – odpowiedziałam krótko. – Pomyłka.

Ten w wypolerowanych pantoflach ciągle mi się przyglądał. Odniosłam wrażenie, że ma rentgen w oczach, bo przez chwilę czułam się totalnie naga. Miał koło metra dziewięćdziesięciu pięciu, krótko ścięte czarne włosy i oczy piwne, niemalże czarne, tak samo jak oprawę oczu. Nos prosty, a policzki i brodę zdobił kilkudniowy zarost. Co za przystojniak!

Boże, dziewczyno, ogarnij się, to tylko facet!

Moje ciało zareagowało na niego bardzo mocno, zbyt mocno. Nie podobało mi się to. Gabi lekko pociągnęła mnie do siebie, dzięki czemu oprzytomniałam i wróciłam za ziemię.

– Chodźmy – wyszeptała mi do ucha.

Przytaknęłam i ostatni raz spojrzałam na przystojnego nieznajomego. Odwróciłam się i ruszyłyśmy w stronę drewnianych drzwi lokalu.

– Do zobaczenia, mała! – krzyknął za mną ten, na którym zawiesiłam oko.

Po moim ciele przeszedł dziwny dreszcz. Sama nie wiedziałam, dlaczego moje uda mocniej się zacisnęły na dźwięk zachrypłego seksownego głosu, choć wkurzyło mnie, że chłopak powiedział do mnie „mała”.

– Nie jestem mała, ogrze! – warknęłam wściekła.

Zawsze mnie denerwowało, gdy mężczyźni w ten sposób odzywali się do dziewczyn, tym bardziej nowo poznanych. Chłopak puścił oczko i uśmiechnął się szeroko.

Boże, co za oblech!

Człowieku, trzymaj się ode mnie z daleka!

Ale tyłek masz seksowny, trzeba przyznać.

Gabriela wparowała do lokalu i zachowywała się jak nastolatka.

– Boże, Fibi. Ale ciacho.

– Poważnie? Nie zauważyłam. O kim mówisz? – rzuciłam sarkastycznie.

– Żartujesz?

– To tylko facet. – Machnęłam ręką.

– Ale jaki facet!

I co z tego?!

– Słyszałam, że się z kimś spotykasz, to gdzie się patrzysz? – Zaśmiałam się, zmieniając temat.

Uważałam, że rozmowa o tym człowieku nie miała najmniejszego sensu. Przyjaciółka była jednak innego zdania. Chwyciła za moje nadgarstki i spojrzała wzrokiem pełnym determinacji, a w jej głosie dało się słyszeć podniecenie.

– Łuki, on jest jak ogień! A ty jak woda! Coś czuję, że będzie się działo! – skwitowała.

– Ty i ta twoja wyobraźnia! Chodźmy w końcu kupić coś do picia, bo zaschło mi w gardle. Spotkałam się z tobą, aby miło spędzić czas, a nie po to, aby poznawać jakichś ogrów.

Dziewczyna kiwnęła, nie komentując więcej. Ruszyłyśmy do baru, a trybiki w mojej głowie zaczęły intensywnie pracować.

Ciekawe, jak ma na imię? Ile ma lat? Wyglądał na dwadzieścia sześć. Ależ seksowny z niego dupek. I te usta. Ciekawe, jak całował i dotykał? Zresztą, co mnie to obchodzi, chyba za długo nie miałam faceta! Nie jestem głupią gąską! To tylko facet! Co z tego, że przystojny. To na pewno dupek! Tacy mężczyźni nie mogą być normalni.

Nagle barmanka piskliwym głosem wyrwała mnie z zamyślenia, dzięki czemu wszelkie wizje w mojej głowie ulotniły się niczym bańka mydlana. Gabriela nadal trzęsła się jak osika. Ciągle spoglądała na mnie z uśmiechem, przez co miałam ochotę skopać jej tyłek. Westchnęłam zrezygnowana, pokręciłam głową i zapytałam, gdzie siadamy. Wybrała oczywiście stolik na zewnątrz.

Wzięłyśmy z lady piwo wraz ze szklankami i udałyśmy się powoli w stronę drzwi, ciągle ze sobą rozmawiając. Kiedy dotarłyśmy pod nie, okazało się, że były zamknięte, a żadna z nas nie miała wolnej ręki, aby je otworzyć. Postawiłam szklankę na półce, która znajdowała się tuż przy drzwiach. Teraz w lewej dłoni trzymałam piwo, a prawą chciałam otworzyć do siebie drzwi. Chwyciłam za klamkę, wówczas ktoś zamaszyście otworzył je z drugiej strony, przez co zostałam uderzona, a napój, który zamierzałam sączyć w ramach rekompensaty za ostatnie dni, chlusnął na mój dekolt.

– Jezu! – krzyknęłam zdenerwowana. – Patrz, jak... – wtedy napotkałam piwne oczy, w których widziałam rozbawienie. To był ten pieprzony brunet! – ...chodzisz, ogrze!

Miałam mord w oczach. Co za idiota!

– Coś nie możesz się ode mnie opędzić, mała. Czyżbyś robiła to specjalnie?

Prychnęłam.

Też mi coś!

Szczerzył się jak mysz do sera, a we mnie pulsowała wzburzona krew. Chciałam skopać mu tyłek. Ten człowiek mnie najzwyczajniej w świecie irytował, a co gorsza – pociągał!

– Weź się czep! – burknęłam.

– Ciebie zawsze, tylko powiedz gdzie.

– Źle mnie zrozumiałeś. Odczep się! Albo najlepiej zniknij. Denerwujesz mnie. Nie znamy się, a już mi podpadłeś.

– To ty na mnie cały czas wpadasz. Odnoszę wrażenie, że robisz to specjalnie – powtórzył z uporem. – Działam tak na ciebie, że od razu robisz się mokra?

Wzrok nieznajomego przenikał mnie na wskroś. Znów czułam się naga, a moje ciało wołało o jego zainteresowanie. Co się ze mną dzieje? Szybko cofnęłam się o krok, dzięki czemu straciłam z nim kontakt wzrokowy. Serce w piersiach waliło mi jak głupie.

– Pff! – prychnęłam. – Nie bądź śmieszny!

Próbowałam przesunąć dłonią jego umięśnione i ciepłe ciało, lecz gdy go tylko dotknęłam, poczułam mrowienie na całym ciele. W okolicach podbrzusza latały motyle, których w ogóle nie chciałam czuć. Niestety chłopak stał tak, jakby wrósł w ziemię.

– Czy raczyłbyś się przesunąć? Muszę postawić szklankę na zewnątrz! Zobacz, co mi zrobiłeś.

Wskazałam palcem na plamę po alkoholu. Mężczyzna zrobił krok w moją stronę.

– Jesteś po prostu mokra. Zawsze taka będziesz, gdy będziesz na mnie wpadać? – zapytał, a może stwierdził. Nie wiedziałam. Jego słowa można było rozumieć dwuznacznie.

Bezczelny typek zbliżył swoją dłoń do mojej sukienki, a dokładniej w okolice piersi. Delikatnie musnął materiał. Zadrżałam pod jego dotykiem. Tego było za wiele. Resztka piwa znajdująca się w mojej butelce znalazła ujście na białej koszuli mężczyzny, która momentalnie opięła się na jego ciele. Uśmiechnęłam się dumnie, czując satysfakcję, że mu dopiekłam.

– Ej! – Odskoczył ode mnie.

– To tak, żeby było po równo. Następnym razem trzymaj ręce przy sobie.

Wzięłam butelkę oraz szklankę z półki i ruszyłam zadowolona do ogrodu, który znajdował się za plecami mężczyzny.

– Lubię takie waleczne! – krzyknął za mną.

Co za dureń!

– Nie jestem waleczna, po prostu nie lubię karaluchów takich jak ty! – odpyskowałam.

Wybrałyśmy z Gabrielą jeden ze stolików i usiadłyśmy. Z torebki wyjęłam paczkę papierosów. Patrzyłam groźnie na przyjaciółkę, która wręcz dławiła się ze śmiechu. Im dłużej ją obserwowałam, tym bardziej samej chciało mi się śmiać ze swoich przygód. Niestety, nadal nie miałam piwa i nie chciałam wchodzić do środka, gdzie byłabym narażona na kontakt z osłem, dlatego też poprosiłam Gabi, aby poszła kupić nam po piwie. Gdy po chwili pojawiła się z dwiema butelkami alkoholu, ja próbowałam ogarnąć swoją sukienkę zwykłą papierową chusteczką.

– No, no! Powiem ci, że ty to masz wejście. Nie ma cię od tygodni, a gdy się pojawiasz, wpadasz na takie ciacho – skomentowała, kiedy stawiała alkohol na blacie drewnianego stolika.

– Dziękuję ci bardzo, ale śmieszne. Ha. Ha. Ha. Koń by się uśmiał. Kiedy w końcu poznam twojego przystojniaka?

Próbowałam zmienić temat i nie myśleć o mężczyźnie, który znajdował się w lokalu.

– Idzie już do nas – odparła, a ja uniosłam brwi do góry. – Jest umówiony na partyjkę bilarda z Dymitrem.

–  Ej, wiesz, że nie znoszę podwójnych randek. A tak w ogóle to znasz tego Dymitra? – zapytałam szczerze zaciekawiona.

– Nie. – Wzruszyła ramionami, kręcąc głową. – Jeszcze nie poznałam, ale powiedział, że od razu go zauważę, gdy go tylko zobaczę. Ponoć jest charakterystyczny. I to nie będzie podwójna randka, po prostu zbieg okoliczności.

– Tak, jasne. Zobaczyłaś kogoś charakterystycznego? – zapytałam zainteresowana, przechylając butelkę piwa.

– Tak – zachichotała. – Zauważyłam dwie osoby: ciebie i tego bruneta, który stoi w drzwiach bez koszuli w samych spodniach od garnituru i wpatruje się w twoje plecy.

Wyszczerzyła zęby i puściła do mnie oczko, po czym upiła łyk. Poczułam ciarki.

– Nie rób sobie ze mnie żartów – wyszeptałam, przełykając ślinę.

Mimo że przed chwilą piłam alkohol, zaschło mi w gardle.

– Chyba mu się spodobałaś – wyszeptała. – O mamusiu! Jakie on ma ciało.

– Gdzie ty się, do licha, patrzysz?!

– Oj tam. Nie chrzań.

Odruchowo spojrzałam w stronę furtki, wówczas spostrzegłam wysokiego i dobrze zbudowanego blondyna, który szedł w stronę lokalu, a w rękach trzymał siatkę. Gabi szybko zwróciła uwagę, że komuś się przyglądam, i zerknęła w tym samym kierunku. Momentalnie jej oczy zaiskrzyły, a na policzki wlał się rumieniec, uśmiechała się nerwowo. Bez dwóch zdań, wiedziałam już, kim był mężczyzna.

– Przyszedł. – Uśmiechnęła się, a ja straciłam go z oczu, ponieważ miałam go teraz za plecami. – I! O matko! On podszedł do twojego osła!

Odwróciłam się spanikowana w stronę mężczyzn. Chłopak mojej przyjaciółki stał przy drzwiach wraz z ogrem i patrzyli w naszą stronę. Brunet zakładał koszulę przyniesioną przez Grześka i patrzył na mnie, pożerając wzrokiem. Nie mogłam skupić się na niczym innym, tylko na jego palcach, które starannie zapinały guziki koszuli. Poprawiłam się na krzesełku i przeżegnałam w myślach chyba z milion razy. Gabriela nie funkcjonowała normalnie, cała wpatrzona w blondyna.

– Mamy przechlapane – podsumowałam.

– Nie przesadzaj. Dobrze będzie.

– Zależy dla kogo... – prychnęłam niezadowolona.

* * *

Miałam ochotę wiać. Kiedy mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem brązowookiego, poczułam dreszcze na całym ciele. Chciałam coś powiedzieć, lecz słowa ugrzęzły mi w gardle. Mimowolnie zacisnęłam palce na drewnianym krześle i błagałam Boga, aby ten człowiek nigdy więcej się do mnie nie zbliżał. Najlepiej byłoby, gdyby go piekło pochłonęło. Niestety. Pan mnie nie wysłuchał, na domiar złego po chwili mężczyźni ruszyli w naszą stronę. O mamusiu! Patrzyłam na nich otępiałym wzrokiem. Fibi, zetrzyj ten uśmiech ze swojej twarzy! Nie śliń się!

Przyjaciółka wstała z miejsca, blondyn przytulił ją do siebie, a następnie złożył na jej ustach pocałunek pełen determinacji i pasji, dosłownie pożerali się na naszych oczach. Gdy tylko odsunęli się od siebie, twarz dziewczyny zarumieniła się, a oczy zaszkliły.

– Grzesiu – zaczęła słodko. – Poznaj moją przyjaciółkę, Łucję Zarzycką. Łucja, poznaj Grzegorza Barańskiego, mojego, hmm...

Zawahała się i spojrzała ponownie na mężczyznę, który trzymał ją za biodro.

– Chłopaka – dokończył za nią. Przytulił dziewczynę do siebie jeszcze mocniej, a do mnie wyciągnął dłoń. – Bardzo mi miło.

Wstałam z ławki i podałam mu drżącą rękę na powitanie.

– Skarbie, Łucjo – zwrócił się do mnie, potem wskazał na mężczyznę. – Poznajcie mojego szefa i kolegę, Dymitra.

Rosjanin?! Na Boga! Tylko nie to! Nasze kraje od lat się nienawidzą.

Wciągnęłam bezgłośnie powietrze przez nos. Jednak to był błąd, gdyż poczułam uwodzicielski zapach mężczyzny. Od razu moje podbrzusze zawirowało.

Cholera jasna! Skup się! Skup!

Moja pseudoprzyjaciółeczka wyciągnęła chętnie dłoń w stronę mężczyzny i uśmiechnęła się do niego. Zdrajczyni! Dymitr odwzajemnił gest zdecydowanie śmielej. Patrzyłam na tego intruza i nie do końca wiedziałam, czy dalej wkurzać się na niego, czy raczej rozpocząć tę znajomość z czystą kartą? Wybrałam drugą opcję. Wcześniej jednak wytarłam swoją mokrą dłoń w sukienkę, jakby to miało obronić mnie przed jego dotykiem. Nie wiedziałam czemu, ale obawiałam się go. Jego oczy świdrowały, a lekko rozchylone usta powodowały napięcie mięśni. Niech to szlag!

– Dymitr Repnin – przemówił zachrypniętym głosem, który docierał do mojej kobiecości.

Skierował dłoń w moją stronę, wahałam się chwilę, po czym oddałam gest. Wstrzymałam oddech, gdyż jego zapach powodował grzeszne myśli. Ucałował oba moje policzki, pozostawiając na nich zapach swoich perfum. Jego lekki zarost rozochocił moje głodne ciało. Odsunął się ode mnie, a ja pragnęłam więcej, mimo że parę chwil temu chciałam go zabić. Ucałował wierzch mojej dłoni jak prawdziwy dżentelmen.

– Łucja – pisnęłam. Odchrząknęłam i przemówiłam, zdecydowanie śmielej. – Łucja. Dla bliskich Łuki bądź Fibi.

– Miło mi. Może zaczniemy od nowa? Co, mała?

Kretyn.

– Nie jestem mała. Jestem Łucja – syknęłam.

– Pamiętam. Nie da się zapomnieć. Pięknie pachniesz. Jaki to zapach?

– A co to za pytanie?

Co za casanova! Dupek!

Wyszczerzył zęby, ciągle trzymając mnie za rękę.

– Chciałbym wiedzieć na przyszłość.

Zaśmiałam się ironicznie.

Czego ten człowiek ode mnie chciał?

– Wybacz, ale ja żadnej przyszłości nam nie wróżę – powiedziałam pewnie.

– To się jeszcze okaże. – Puścił do mnie oczko, a ja ponownie poczułam do niego obrzydzenie. Nienawidziłam facetów tak pewnych siebie. – To jaki to zapach? – dopytywał.

– Mój własny, prywatny. Nie do wyprodukowania.

– Świetny. Chciałbym go czuć. Na sobie. Godzinami – akcentował.

– Raczej pozostają ci marzenia – odpowiedziałam przekornie.

– To się jeszcze okaże. – Przybliżył twarz ku mojej, a następnie nachylił się do ucha. – Podejrzewam, że nasz wspólny zapach byłby idealny – wyszeptał.

Po moim ciele przeszły ciarki, pojawiła się gęsia skórka, a oddech? No cóż, przestałam oddychać.

– Ej! Ej! Hola! Hola! To my tu jesteśmy parą. A z tego, co wiem, to wy dopiero się poznaliście – powiedział Grzegorz lekko, dzięki czemu udało mi się w końcu uwolnić dłoń z uścisku Dymitra. Ten facet mnie pochłaniał. Co gorsza, brakowało mi jego dotyku.

– Tak. To prawda, dopiero się poznaliśmy, ale liczę, że poznamy się bliżej – zasugerował, unosząc swoją gęstą prawą brew do góry.

– Powiedziałam już, że raczej w twoich snach.

– Nie w snach, bo w snach od dziś zawsze będziesz moja.

Po tym wyznaniu zarumieniłam się i pierwszy raz nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Gabi patrzyła na mnie wyczekująco.

– Szefie, wyluzuj. Nie widzisz, że już na samym wejściu płoszysz nową znajomą? – Nie spodobał mi się tekst Grzegorza, ale co ja tam mogłam wiedzieć? – Koniec tych romansów, moi drodzy. Dobrze, że Gabi cię przyprowadziła. Mieliśmy zagrać w bilard. Dołączycie do nas czy wolicie porozmawiać?

Gabriela uśmiechała się jak głupia. Mogłabym rzec, że moja obecność tutaj była po prostu zbędna i tak już wiedziałam, że sprawa została przesądzona. Przyjaciółka spojrzała na mnie i tylko skinęła głową, abym weszła razem z nimi do środka. Mój wyraz twarzy wyrażał boleść. „Boże, pomóż mi przetrwać ten wieczór” – pomyślałam.

Parka zakochanych ruszyła do lokalu, gdzie zniknęła, pozostawiając mnie w towarzystwie ogra.

– Idziemy? – zaproponował, chwytając za dłoń, którą szybko zrzuciłam.

– Poradzę sobie – zasyczałam.

Chyba go rozśmieszyłam, bo kącik jego ust uniósł się do góry.

Ruszyłam przodem, dlatego też czułam na plecach i pupie wzrok Dymitra. Palił mnie. Bałam się poruszać. Mówiłam już, że nienawidziłam takich mężczyzn? Po chwili stanęłam na korytarzu, a za mną pojawił się on. Stał za blisko. Jego oddech czułam na całym ciele. Zesztywniałam.

– Tam. – Wskazał dłonią kierunek, w którym miałam podążyć. Otarł o mnie swoją dłoń.

Poszłam dalej, nie odzywając się. Doszliśmy do sali bilardowej. Pomieszczenie było dosyć ciemne. Na dwóch ścianach wisiały lustra, dzięki którym można było obserwować drugiego gracza. Nad stołami znajdowały się dwa żyrandole z regulacją. Do każdego z nich przynależał włącznik światła, więc gdy korzystało się tylko z jednego stołu, resztę można było wyłączyć. Miejsce było dosyć specyficzne i klimatyczne. Pod ścianą ustawiono długie drewniane ławki. O dziwo, podobało mi się tu. Gabriela razem z Grzegorzem miziali się gdzieś w kącie. Mimowolnie spojrzałam w lustro, szukając sylwetki Dymitra. Stał oparty o futrynę drzwi i przenikliwie mi się przyglądał.

* * *

Wieczór mijał miło i szybko. Panowie grali w bilard, a my piłyśmy piwo i rozmawiałyśmy, ukradkiem spoglądając na nich. Nie powiem, żeby Dymitr nie był seksowny, ale czułam, że to typ, który lubił bawić się kobietami. Prowokował swoim zachowaniem, a nawet samym sposobem, w jaki się poruszał. Oko na nim samo się zawieszało, szczególnie kiedy stał tyłem, wówczas mogłam wbić spojrzenie w jego zgrabne pośladki. Dlaczego w ogóle myślałam o nim w takich kategoriach? Przecież go nawet nie lubiłam. Prychnęłam z niezadowolenia.

Gabriela kilkakrotnie próbowała podjąć temat naszego towarzysza, lecz zręcznie go omijałam. Sala opustoszała i zostaliśmy we czwórkę. Dymitr gdzieś wyszedł. Wypaliłam fajkę i wypiłam ostatni łyk piwa, stwierdzając w duchu, że pora napić się czegoś innego. Podniosłam się z ławki, przez co zwróciłam na siebie uwagę zakochanych.

– Dokąd idziesz? – zapytał Grzegorz.

– Po herbatę. Komuś coś wziąć?

– Zostań, ja pójdę – zaproponował. – I tak trzeba dokupić żetony do bilarda.

– Okej.

– Czy mogę porwać ze sobą swoją dziewczynę?

Jakoś nie zdziwiło mnie jego pytanie. Uśmiechnęłam się sztucznie i wzruszyłam ramionami. Zadowolona Gabriela puściła do mnie oczko. Miałam wrażenie, że nie będzie ich przez dłuższą chwilę. Zostałam sama, więc pozostało mi tylko czekać na jakiś cud, który i tak nie miał nadejść.

Podeszłam do stołu bilardowego, obserwując z zaciekawieniem wiszące kije. Niestety, moja samotność nie trwała zbyt długo, ponieważ podszedł do mnie Dymitr. Poczułam jego obłędny zapach, który unosił się w powietrzu.

– To standardowe kije – usłyszałam jego zachrypnięty głos za sobą.

Mężczyzna popchnął mnie swoim ciałem w przód, przez co wpadłam na ścianę, amortyzując upadek dłońmi. Przyrodzenie Dymitra poczułam tuż nad pośladkami. Cholera, co się dzieje? To było mocne! Dziwnie to musiało wyglądać, prawie tak, jakby brał mnie od tyłu.

– Uważaj, jak chodzisz! – warknęłam.

Chuchnął delikatnie w moją szyję. Wyprostowałam się, czując jego ciało przy swoim.

– Czy teraz też zrobiłaś się mokra? – powiedział prawie szeptem.

Moje ciało zareagowało szybko na jego dotyk i oddech. Zbyt szybko.

– Chciałbyś – prychnęłam.

– Oczywiście.

Musnął delikatnie moje biodro, po czym skierował się w stronę zaciśniętych ud.

– Odczep się! – syknęłam, próbując odsunąć się od niego na bezpieczną odległość.

– Musisz mi wybaczyć, ale nie zrobię ci tej przyjemności.

Odwróciłam się. Stałam z nim twarzą w twarz, ciało przy ciele. Czułam jego mięśnie i uwodzicielski zapach perfum Calvina Kleina. Chciałam odepchnąć natręta, jednak on złapał mnie za nadgarstki i lekko pchnął do ściany, przygważdżając do niej.

– Ej, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam drżącym głosem. – Puść mnie!

– Puszczę, ale za chwilę.

Schylił się, aby musnąć moje usta, wtedy go ugryzłam, a on odskoczył jak poparzony.

– Co ty, kur...? Powiedziałam ci już wcześniej, żebyś trzymał ręce przy sobie! A teraz tyczy się to też twojej gęby! Kumasz?

Dzięki temu, że nie znajdował się już tak blisko, ruszyłam w stronę drzwi, aby jak najszybciej uwolnić się od niego, jednak mężczyzna nie raczył odpuścić. Chwycił mój łokieć, kiedy go mijałam, i obrócił w swoją stronę.

– Obiecuję ci, że będziesz jeszcze prosić, bym użył swojego języka – wycedził przez zęby.

Był tak cholernie pewny siebie! Co ten typek sobie wyobrażał?! Starałam się wyszarpać rękę z jego uścisku.

– Twoje marzenie! Czaisz? Odczep się! Mam za dużo na głowie, żeby marnować swój cenny czas na ciebie!

– Przykro mi – powiedział spokojnie.

Włosy zjeżyły mi się na skórze.

– Nie!

Ponownie odepchnęłam Dymitra. Mój trud szedł na marne, ponieważ on wciąż stał w miejscu.

– Jezu, co ty taka waleczna?!

– Bo mnie denerwujesz.

– Dobra, spoko.

Podniósł w końcu ręce w obronnym geście, a mnie odechciało się siedzieć dłużej w tym miejscu. Nie wiedziałam, czy usłyszał, że nadchodzą nasi towarzysze, ale raptownie podszedł do serii wiszących kijów i dał mi odrobinę przestrzeni. Stałam wkurzona, przyglądając się, jak szczęśliwa parka wchodzi do pomieszczenia. Gabi skierowała wzrok na mnie i zapytała bezgłośnie, czy wszystko gra. Pokręciłam głową. Uwolniła się z objęć Grzegorza i przydreptała do mnie. Powietrze było tak gęste, że można byłoby je spokojnie ciąć nożem.

– Co jest? – zapytała zmartwiona.

– Gabi, wybacz mi, ale mam dość tego idioty, który przez cały czas myśli swoim dolnym sprzętem.

Wskazałam głową na Dymitra i prychnęłam niezadowolona.

– Ale... – próbowała coś powiedzieć.

– Posłuchaj, spotkamy się innym razem. Nie mam ochoty oglądać tego... człowieka.

– Fibi, proszę, zostań.

– Po co? Żeby znów mnie chciał dopaść? Ani mi się śni. Nie jestem dziwką, która będzie pieprzyć się z nim na pierwszym spotkaniu.

– Co? – Gabi spojrzała na mnie i zrobiła wielkie oczy. – Jak to dopaść?

Opowiedziałam jej wszystko w trzech zdaniach.

– Teraz rozumiesz? Nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. Skoczę do łazienki i idę. Jutro się spotkamy. Tylko błagam, bez niego.

Podszedł do nas Grzegorz, który śmiało objął Gabi.

– Co jest? – zapytał.

– Łuki idzie do domu przez twojego żałosnego szefa – odpowiedziała zgodnie z prawdą, a ja spiorunowałam ją wzrokiem.

Na cholerę mówiła mu takie rzeczy? To ona była moją przyjaciółką, a nie ten lowelas.

– Lecę do łazienki i już mnie nie ma.

– Wezwać ci taxi? – zapytał złotowłosy.

– Nie. Dzięki.

– Zostań jeszcze godzinę. Proszę. Potem i my będziemy się zbierać.

Patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, podczas gdy jej facet ulotnił się do osła. Po chwili obaj do nas podeszli.

– Słyszałem, że idziesz do domu? – przemówił z iskrami w oczach.

Niech ten dupek w końcu się odczepi!

– Nic ci do tego – odpowiedziałam zirytowana. Po co w ogóle pytał?

– Może cię odprowadzę? – zaproponował, a ja zaczęłam się histerycznie śmiać.

– W twoich snach.

– Słyszysz ją? Słyszysz?! To ona ma coś z głową! Nie ja!

Przewróciłam teatralnie oczami.

Co za dupek!

– Wybaczcie. Pójdę już. Nie mogę go dłużej słuchać.

Energicznie podeszłam do ławki, na której zostawiłam kolorową torbę. Chwyciłam ją, po czym podeszłam do Gabi, aby pożegnać się dwoma cmoknięciami w policzek. To samo zrobiłam z Grzegorzem, natomiast ogrowi nie raczyłam nawet podać dłoni. Może i wykazałam się brakiem kultury, ale żaden mężczyzna nie będzie mnie traktował jak pierwszej lepszej.

– Miło było cię poznać.

Czy on naprawdę próbował żartować? Zdecydowanie mu to nie wychodziło.

– Żartujesz? Człowieku, odczep się ode mnie. – Cmoknęłam zirytowana. Nie chciałam przedłużać tej komedii, dlatego zwróciłam się do przyjaciółki: – Gabi, spokojnie. Nie jestem na ciebie zła. Trzymajcie się. Muszę się ulotnić, bo mam ochotę komuś urwać jaja. Na razie.

Ostatnie słowa wykrzyczałam już spod drzwi wyjściowych. Za sobą usłyszałam jeszcze zachrypnięty głos:

– Moje jaja z chęcią znalazłyby się w twoim posiadaniu!

Boże, widzisz i nie grzmisz!

Nie odpowiedziałam, ani nawet się nie odwróciłam.

Przed lokalem stanęłam na świeżym powietrzu i odpaliłam papierosa. Kiedy tylko zamknęłam oczy, aby trochę odetchnąć od całej tej komedii, widziałam piwne oczy mężczyzny, które lustrowały mnie dzisiejszego wieczora. Odgoniłam szybko te wspomnienia. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się w domu.

Pod wiaduktem postanowiłam odszukać komórkę, aby zobaczyć, czy napisała do mnie Roksana, moja przyjaciółka ze studiów. Niestety. Nie miałam telefonu, musiałam zostawić go w barze. Niech to szlag! Tupnęłam zdenerwowana nogą, a dłonie zacisnęłam w pięści, głowę z rezygnacją odchyliłam do tyłu.

– Boże, naprawdę, każesz mi tam wracać?! Za jakie grzechy?! – jęknęłam.

Zniechęcona ruszyłam w stronę lokalu, próbując przypomnieć sobie, gdzie zostawiłam telefon. Wówczas z baru wyłonił się Dymitr, który szedł z gracją w moją stronę. W dłoniach trzymał jakiś przedmiot.

– Cześć – rzucił, gdy się zrównaliśmy.

– Cześć. Widzę, że masz moją własność. Oddasz? – zapytałam, patrząc na telefon znajdujący się w jego dłoni.

– Ależ oczywiście, możesz sama go wziąć.

Uniósł wysoko dłoń z telefonem. Z moim wzrostem metr sześćdziesiąt cztery nie miałam szans, żeby go dosięgnąć.

Boże, co za żenada.

– Wiesz co? Obejdzie się. Nie będę podskakiwać jak głupia i prosić o przedmiot, który należy do mnie! – syknęłam.

Odwróciłam się na pięcie i zamierzałam ruszyć, wówczas Dymitr chwycił mnie za łokieć, a później cofnął dłoń, mimo wszystko opóźnił mój marsz i spowodował, że ponownie na niego spojrzałam. To był błąd, który przypłaciłam suchością w gardle oraz motylkami w podbrzuszu. Zaczynała wkurzać mnie własna reakcja na tego mężczyznę.

– Jak chcesz – odpowiedział, wzruszając ramionami.

Schował telefon do kieszeni spodni. Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.

– Proszę, oddaj mi telefon.

– Za dwa buziaki w policzek. – Wskazał miejsca palcem.

Czemu w tym momencie pomyślałam o tym, co mógłby mi nim robić? Zapaliła mi się czerwona lampka, a mimo to kontynuowałam niebezpieczną znajomość.

– Ile ty masz lat? Pięć?

– Nie, dwadzieścia siedem – odpowiedział z dumą.

– Wydawało mi się, że mężczyźni w twoim wieku powinni być bardziej rozumni. Dobra. Nachyl się.

Wykonał moje polecenie natychmiast. Złożyłam buziaka na jego zaroście, jednocześnie delektując się zapachem. Ta krótka chwila nic nie znaczyła, a jednak serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi.

– I jeszcze tutaj.

Wskazał na drugi policzek. Kiedy chciałam dać mu drugiego buziaka, on przekręcił głowę, a nasze usta się spotkały. Całe moje ciało zadrżało, serce przestało bić. Wepchnął swój język w moje usta i zaczął nim penetrować. Namiętnie całował, a ja najprościej w świecie – uległam. Nic nas nie łączyło, a czułam, że byłabym w stanie pozwolić mu na zbyt wiele.

Zasada numer jeden. Pokazać się z jak najlepszej strony – została złamana.

Zasada numer dwa. Pocałunki rozpocząć przy trzeciej randce – została złamana.

Zasada numer trzy. Żaden facet nie może ci się spodobać bardziej niż ty jemu – została złamana.

Zasada numer cztery. Myśl głową, a nie pragnieniem – została złamana.

Niech to szlag. Było mi tak dobrze.

Dymitr położył pewnie dłoń na moim krzyżu i przyciągnął do siebie. Ręce zaciśnięte w pięści rozluźniły się i zwisały wzdłuż ciała. Co on ze mną robił? Jego dłoń wędrowała po krzyżu, potem po biodrze, na sam koniec ścisnął mój pośladek i mruknął z zadowolenia. Staliśmy pod wiaduktem i całowaliśmy się jak para nastolatków. Czemu się nie broniłam? Nie znam odpowiedzi. Co gorsza, podobało mi się to. Odsunął się i spojrzał w moje czarne oczy, jego brązowe były zaszklone i emanowało z nich podniecenie. Swoją dłoń przyłożył do mojego policzka, wówczas wtuliłam się w nią.

– Muszę już iść – wyszeptałam, chociaż wcale nie miałam ochoty.

– Nie. Poczekaj. – Ponownie złapał mnie mocniej w talii, kiedy próbowałam wyswobodzić się z uścisku.

Jego zapach powodował przyjemne mrowienie na całym ciele. Włożyłam dłoń do kieszeni jego spodni i wysunęłam delikatnie swój telefon. Miałam wrażenie, że jego męskość urosła... Na samą myśl o tym oblizałam usta. Złożyłam na jego wargach ostatni raz pocałunek, po czym wyrwałam się. Chłopak nie zorientował się nawet, że zabrałam mu urządzenie.

– Lecę.

– Poczekaj.

Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

–  Chodź na dworzec, tam stoją taksówki. Nie idź o tej godzinie do domu. Dochodzi dwunasta.

– Hmm – zamruczałam.

Może i on miał rację?

– Dobrze.

Ruszyliśmy w stronę postoju i po paru chwilach byliśmy na miejscu. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Nie żegnając się, weszłam do taksówki i zamknęłam za sobą drzwi. Gdyby wzrok mógł zabijać, mężczyzna stojący na chodniku właśnie by mnie uśmiercił. Auto ruszyło. Przytuliłam głowę do okna i patrzyłam w dal. Moje drżące palce dotykały napuchniętych ust, które od dawna nie były całowane.

Rozdział 2

Promienie słońca nieubłaganie wkradały się przez okno pokoju, który towarzyszył mi przez dziewiętnaście lat życia. Kochałam swoją wersalkę i miejsce, w jakim była ustawiona. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi.

– Kochanie, jest już po dziesiątej. Jesteśmy z mamą głodni. Czekamy na ciebie, by wspólnie zjeść śniadanie.

– Ale... – jęknęłam niezadowolona.

– Mama kończy robić białe szaleństwo.

– Mmmm...

– No już, wstawaj! Raz-dwa – ponaglał staruszek, wycofując się z pokoju.

Przetarłam dłonią twarz, przypominając sobie wczorajszy wieczór, i schowałam się z powrotem pod kołdrę.

– Ale jestem głupia! Miał mi się nie podobać! – prychnęłam cicho pod nosem, uderzając pięścią o poduszkę.

Z niewiadomych przyczyn zaczęłam myśleć o Dymitrze i naszym pocałunku pod wiaduktem. Chciałam, abyto wspomnienie wyparowało z mojej głowy. Bezskutecznie.

– Fibi! Czekamy! – Dobiegające z głębi domu wołanie mamy przywróciło mnie do rzeczywistości.

Niechętnie wyszłam spod pościeli, aby udać się do garderoby, w której odszukałam krótką błękitną spódniczkę i czerwoną bokserkę. Z ubraniami udałam się do łazienki, gdzie doprowadziłam się do porządku. Kiedy spojrzałam w lustro, przeżegnałam się i natychmiast nalałam wody do wanny. Oczywiście nie szczędziłam płynu do kąpieli. Bezwstydnie rozkoszowałam się nią i szczerze mówiąc, przesiedziałabym w niej całą wieczność, gdyby nie to, że basowy głos ojca ciągle przypominał o śniadaniu.

Osuszyłam ciało, a na głowę założyłam niebieski ręcznik. Spojrzałam w lustro i nie poznawałam siebie. Czarne oczy świeciły i iskrzyły, na ich widok zrozumiałam, że zaszła we mnie pewna zmiana. Ciemne brwi, starannie wydepilowane, oraz czarne, gęste rzęsy idealnie współgrały z moimi oczami. Pełne usta były zdecydowanie bardziej wyraziste. Jedynie nos nic się nie zmienił, cały czas był mały i lekko zadarty. Wciąż mokre ciemne blond włosy puściłam swobodnie. Dotknęłam lekko ust, przez co zaczęły mrowić. Zamknęłam na moment oczy, aby wciągnąć powietrze, lecz wtedy w moich myślach pojawił się wysoki brunet z lekkim zarostem na twarzy. Jego uśmiech zniewalał nawet w wyobraźni. Potrząsnęłam głową.

Wychodząc z łazienki, poczułam opór po drugiej stronie, przez co jeszcze mocniej pchnęłam drzwi i spojrzałam w dół. Znajdowała się tam mała czarna walizka. Zdziwiona odsunęłam ją, dzięki czemu wyszłam z łazienki. W kuchni spostrzegłam wysokiego mężczyznę o szerokich ramionach i krótkich czarnych włosach. Ubrany był w niebiesko-białą koszulę w paski, a do tego miał długie, dżinsowe spodnie. Obok niego znajdowali się rodzice i zasypywali go, jak mniemam, mnóstwem pytań.

– Tomasz! – krzyknęłam.

Bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę, aby się przywitać. Zdążył się odwrócić i chwycić mnie w ramiona. Mój brat był ode mnie starszy o pięć lat. Oboje mieszkaliśmy w Warszawie, jednak tylko z początku Tomasz ingerował w moje życie. Kiedy zobaczył, że świetnie sobie radzę, dał mi wolną rękę, za co byłam mu wdzięczna.

– Siostra!

Daliśmy sobie po buziaku.

– No w końcu wyszłaś z tej łazienki. Siadajcie do stołu, zjemy śniadanie – zarządziła mama.

Usiedliśmy i delektowaliśmy się przepysznym posiłkiem. Zawsze uwielbiałam twarożek mamy. W Warszawie bardzo często próbowałam zrobić podobny, ale kończyło się fiaskiem.

– Synu, opowiadaj, co tam u ciebie słychać? – zagaił tata, kiedy kończyliśmy śniadanie.

– Wszystko w porządku. Przyjechałem do was tylko na chwilę. Dzisiaj wracam. Obowiązki wzywają.

– To może zanim wyjedziesz, znajdziesz czas, żeby pobiegać z siostrą? – zasugerowałam. Tomek uśmiechnął się i przytaknął.

– Chętnie, Łuki.

Kiedy skończyliśmy jeść, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, jak to mieliśmy w zwyczaju. Ale tym razem Tomasz miał dla rodziców małą sensację: wyjawił, że z kimś się spotyka. Rodzice tylko zatarli dłonie.

Po pewnym czasie zaczęliśmy szykować się do wyjścia, ale przeszkodził nam telefon Tomka. Speszony i zdenerwowany odebrał go, po czym wyszedł z pokoju. Wrócił zmieszany. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak.

– Co się dzieje? – zapytałam, żeby skrócić jego męki.

Dosłownie przeskakiwał z nogi na nogę. Rodzice zdziwieni spojrzeli najpierw na niego, a potem na mnie. Tomek westchnął, po czym usiadł na krześle.

– Muszę wracać. Wzywają mnie do pracy.

– Synku, przecież dopiero przyjechałeś.

Mama czule pogłaskała go po ramieniu.

– Wiem, mamo... Tak naprawdę przyjechałem, żeby wam powiedzieć, że dostałem awans. – Zapadła cisza. Słychać było latającą muchę. – Za tydzień już mnie nie będzie w Polsce... Zostałem wydelegowany do Hamburga.

Słuchałam go i nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy nie? Rodzice trawili jego wypowiedź tak samo ostrożnie jak ja.

– Świetnie, synu! Bardzo się cieszę! Jestem z ciebie dumny! – skwitował w końcu tata.

– Ja także się cieszę – rzekła cicho mama. W jej oczach można było dostrzec łzy.

Ja też poczułam gulę w gardle.

Tomek zaczął opowiadać, że ze względu na swoją dyspozycyjność i odpowiedzialność został mianowany na stanowisko dyrektora w dziale marketingu filii w Hamburgu. Najprawdopodobniej osiądzie tam na stałe. Anna, jego dziewczyna, także wyjeżdża do Niemiec.

Z jednej strony cieszyłam się jego szczęściem, lecz z drugiej – czułam smutek. Mama rozpłakała się, jednak Tomasz zapewnił ją, że będzie przyjeżdżał do nas tak często, jak tylko będzie mógł.

Gdy odpowiedział na wszystkie nurtujące rodziców pytania, podniósł się i ruszył w moją stronę, przepraszając, że nie pójdziemy pobiegać. Uśmiechnęłam się i poklepałam go po przyjacielsku.

– Cienias z ciebie. Boisz się, że wygram – droczyłam się, aby ukryć wzruszenie.

– Patrz, jak się trzęsę – zarechotał, przytulając mnie do siebie, jednocześnie schylił się i szepnął mi do ucha: – Jakbyś potrzebowała pomocy, dzwoń. Kocham cię.

– Ja ciebie też. Przyjadę cię odwiedzić.

– Zapraszam.

Wypuścił mnie z objęć i nagle poczułam pustkę.

– Muszę jechać.

Skinęliśmy głowami, wcale nie było mi z tym wszystkim dobrze, jednak do samego końca nie dałam po sobie poznać, że jego wyjazd zrobił na mnie piorunujące i smutne wrażenie.

Po wyjściu Tomka poszłam do pokoju, aby przetrawić na nowo jego słowa. Dopiero wtedy zorientowałam się, że od rana nie zajrzałam do telefonu. Zaczęłam gorączkowo go poszukiwać, jakby miał mi przynieść ulgę. Schował się nikczemnik pod stosem wczorajszych ubrań przeznaczonych do prania. Chwyciłam go i pewnym ruchem przesunęłam palcem po ekranie. Miałam dziesięć nieodebranych połączeń od Gabrieli, Roksany oraz z jakiegoś nieznanego numeru. Po przejrzeniu listy połączeń nadeszła pora na odczytanie SMS-sów. Łącznie było ich pięć. Trzy od Gabi:

Od: Gabriela

Godzina 00:15

Daj znać, jak dotrzesz do domu.

Od: Gabriela

Godzina 00:45

Dotarłaś do domu? Nie złość się na mnie, że tak wyszło. Proszę i przepraszam. Dymitr też się ulotnił.

Po co mi ona w ogóle pisała takie rzeczy?

Od: Gabriela

Godzina 00:47

Boję się Ci to napisać... Dymitr ma Twój numer!

Pomijając resztę wiadomości, kliknęłam w ikonkę „Gabriela”, aby nawiązać połączenie. Nie odebrała. Spróbowałam jeszcze pięć razy. Niestety, napotkałam głuchą ciszę. Zero odpowiedzi. Zero reakcji. Po co dawała temu łosiowi mój numer telefonu? Od razu wystukałam jej taką wiadomość. W rzeczywistości sama nie wiedziałam, czy byłam o to tak strasznie zła, czy raczej siebie okłamywałam. Powróciłam do odczytywania SMS-sów. Czwarta wiadomość była od Roksany:

Od: Roksana

Godzina 1:40

Fibi, Sylwek pytał, dlaczego Cię nie ma z nami. Był na imprezie z jakąś panienką, która nie odstępowała go na krok! Chyba zakochana! Szkoda, że nie wybrałaś się z nami do R. :( Pamiętaj o mnie.

Westchnęłam, zniesmaczona na samo wspomnienie Sylwka. Tego szkodnika trzeba będzie jak najszybciej się pozbyć. Zatańczyłam z nim dwa razy, a on sobie wyobraził, że już na niego lecę. Ech. Mężczyźni i ich wygórowane ego!

Piąta wiadomość była z nieznanego numeru, z którego wcześniej miałem też nieodebrane połączenie.

Od: Nieznany

Godzina 01:09

Uważaj na swoje pośladki :) Następnym razem, obiecuję, że ścisnę je mocniej... Odezwij się do mnie. Nieładnie tak wsiąść do taksówki i nawet się nie pożegnać. Dymitr.

Prychnęłam. Facet, czy ty sobie myślisz, że ci odpiszę? Chyba śnisz! Najlepiej zniknij z mojego świata. Raz cię widziałam na oczy, wyszło to, co wyszło, i tyle. Mam nadzieję, że nigdy więcej cię nie zobaczę.

Skasowałam numer oraz wiadomość od niego, aby nie korciło mnie, żeby odpisać. Wiedziałam, że jak zacznę, to nie będzie końca. Dymitr nie był typem mężczyzny, któremu wystarczą liściki i sweet focie. To facet, który wiedział, czego chce. Widziałam to w jego oczach, obcesowym zachowaniu i pewności siebie, która biła od niego na kilometr. Dobrze, że to był jednorazowy wypad w jego towarzystwie, nie zniosłabym więcej jego widoku.

Szczerze mówiąc, okłamywałam siebie i wiedziałam o tym. Mówiłam złe rzeczy na jego temat, lecz im częściej o nim myślałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że mi się podobał. Wyobraźnia podsuwała obrazy, które zapamiętałam wczorajszego wieczoru: barczyste ramiona, które mogłyby obejmować mnie każdego dnia, i gęsta brew idąca ku górze oraz uwodzicielski zapach, przez który bałam się oddychać. Matko! Co ja wymyślam!? Ponownie próbowałam przywołać się do porządku... Czułam, że wariuję. Przed chwilą pożegnałam brata, a moje myśli krążyły wokół beznadziejnego typa!

Zdjęłam spódniczkę i założyłam legginsy oraz bokserkę w kolorze granatowym, na nogi wsunęłam czarno-białe tenisówki. W rękę chwyciłam małą wodę, a do plecaka wrzuciłam klapki, strój kąpielowy oraz ręcznik. Poinformowałam rodziców, że wychodzę, po czym ruszyłam na pobliskie boisko. Całe szczęście pogoda dopisywała, jak to bywało na początku maja. Nie groził mi udar, zatem mogłam ćwiczyć bez dżokejki. Zrobiłam parę okrążeń, próbując wyrzucić z głowy Dymitra. Niestety, na próżno.

Kolejną próbą rozładowania emocji był basen. Dwa razy wydawało mi się, że widziałam tam Dymitra. Raz na ławeczkach na górze basenu, a drugim razem za szybą w restauracji, która znajdowała się w budynku. Po wyjściu z pływalni skierowałam się właśnie tam, aby uzupełnić stracone kalorie. W głębi serca miałam nadzieję, że go spotkam. Poczułam rozczarowanie, kiedy tak się nie stało. Jednak przepyszna zapiekanka i cola na chwilę poprawiły mi nastrój. Zdałam sobie sprawę, że zaczynam wariować, a przecież widziałam go raz w życiu. Byłam taka żałosna, a wręcz śmieszna!

Spojrzałam na zegarek i zdziwiłam się, że dochodziła siedemnasta. Ruszyłam szybciej w kierunku domu, jakbym miała tam coś pilnego do załatwienia, a przecież nie miałam. Raptownie spostrzegłam, że po drugiej stronie ulicy szedł Dymitr ze skórzaną walizką w dłoni. Ubrany w elegancką koszulę i krawat. O mało nie padłam na zawał i pędem ruszyłam przed siebie. Idąc tak, czułam się jak idiotka. Nagle usłyszałam za sobą zachrypnięty głos, który wywołał przyjemne dreszcze. Nie zatrzymywałam się, udałam, że nie słyszę.

– Ej, poczekaj!

Szłam dalej. Ignorowałam wołanie.

– Mała!

Wytrwale szłam przed siebie.

– Łucja, poczekaj! – Podbiegł do mnie, a mnie zamurowało. Pamiętał. Przystanęłam. – Dokąd tak pędzisz? – zapytał zaciekawiony, a jego brew lekko uniosła się ku górze.

– Do przodu.

Ruszyłam przed siebie.

– Jak zwykle uprzejma. Staniesz na chwilę?

– Po co?

Szedł za mną.

– Chcę porozmawiać.

– Nie mam czasu.

– A kiedy go znajdziesz? – nie ustępował.

– Nie wiem.

Wzruszyłam obojętnie ramionami, a tak naprawdę cała dygotałam. Ciężko było być twardym, kiedy serce nie współgrało z rozumem.

– Okej. W takim razie idę razem z tobą.

Stanęłam jak wryta, a on dotknął delikatnie mojego ramienia, wywołując ciarki na całym ciele, jednak szybko się wyprostowałam. O, nie. Tak się bawić nie będziemy.

– Czego chcesz? – zapytałam wrogo, lecz kiedy spojrzałam w piwne oczy mężczyzny, moje kolana zmiękły, a w płucach zaczęło brakować powietrza.

– Spotkaj się ze mną.

Jego propozycja wydała mi się śmieszna. Też mi coś.

– Nie widzę potrzeby.

– Dzisiaj wieczorem U Ryśka.

– Mam inne plany – kłamałam jak z nut.

– Nie bądź uparta.

– Nie jestem. Po prostu nie mamy o czym rozmawiać.

– Skąd wiesz? Jeszcze nie próbowaliśmy.

– Próbowaliśmy – powiedziałam zmieszana, ponieważ ograniczał coraz bardziej moją przestrzeń. W nozdrzach czułam jego zapach.

– Podobasz mi się.

– A ty mnie nie. Poza tym masz dziś wyjątkowo wyostrzony humor, Dymitrze. Wczoraj to było wczoraj. Dziś to dziś. Nasze spotkanie było błędem.

– Mylisz się – rzekł stanowczym tonem, a jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś. – Chcesz się przekonać?

Zaskoczył mnie.

Złapał mnie bez pytania za ramiona i złożył na moich ustach pocałunek, namiętny, taki, że aż kolana miękły. Miałam nadzieję, że mnie przytrzyma, kiedy skończy, bo obawiałam się, że mogę upaść. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co mówił, i średnio mi się to podobało, bo czytał ze mnie niczym z otwartej księgi.

– Widzisz... Kłamiesz. Co ci szkodzi spotkać się z takim dupkiem jak ja? – zapytał, przykładając swoje czoło do mojego. – Spróbuj.

– Problem polega na tym, że jak sam przed chwilą przyznałeś, jesteś dupkiem.

– Nie zmienię tego.

Wzruszył ramionami.

– Wiem. Puść mnie – powiedziałam, gdy odzyskałam równowagę.

– To jak? Dzisiaj o dziewiętnastej U Ryśka?

– Nie wiem. Zobaczę, czy uda mi się wyrobić. Wybacz, ale muszę lecieć. Mam coś do załatwienia.

Odsunęłam się od niego i ruszyłam przed siebie, zapominając, dokąd chciałam iść.

– Odprowadzić cię? – zaproponował.

– Nie. Dzięki – odparłam, ale pomimo mojej odmowy szedł za mną. – Po co za mną idziesz?

– Dlaczego nie odpowiedziałaś na żadnego mojego SMS-a?

Zdziwiłam się. O czym on mówił?

– Żadnego nie dostałam – odparłam zgodnie z prawdą.

– Nie okłamuj mnie. Nienawidzę kłamstw.

Zaraz, zaraz, a gdzie ja mam w ogóle telefon? Przystanęłam, aby obszukać swoje okrycie, niestety bezskutecznie.

– Wiesz, jakoś tak wyszło, że nie mam go przy sobie.

Dymitr podszedł do mnie od tyłu i przysunął się do mojego ucha.

– Mniejsza z tym. Wiesz, twoje pośladki są takie seksowne, kiedy się poruszasz. Obserwowałem je.

Nawet nie wiedziałam, kiedy jego dłoń spoczęła na moim biodrze i pieściła je kulistymi ruchami. Mężczyzna obszedł mnie, zbliżył się i ofiarował mi kolejny cudowny pocałunek. Odwzajemniłam go z większą ochotą niż wcześniejszy. Dłoń, która dawała mi rozkosz, teraz podtrzymywała mój kark. Odsunęłam się od niego, dysząc.

–  Już wiesz, dlaczego nie mogę się z tobą spotkać? Łamię wszystkie zasady.

– Łam je, a obiecuję, że się nie zawiedziesz – zapewnił.

Naprawdę zaczynałam mu wierzyć. Nie namyślając się długo, zarzuciłam mu ręce na szyję, przyciągając jeszcze bliżej. Miałam w poważaniu wszystkie swoje zasady moralne. Oboje zamruczeliśmy, jakby to była zgoda na wszystko, co było dla nas zaplanowane.

* * *

Po rozstaniu z Dymitrem wparowałam do mieszkania jak poparzona. Dochodziła osiemnasta dwadzieścia trzy. W popłochu rzucałam wszystkim, co znajdowało się w zasięgu wzroku, a to tylko dlatego, że nie wiedziałam, w co się ubrać. Jak zwykle nic nie miałam, a z szafy wysypywał się nadmiar ciuchów. W końcu, po około piętnastu minutach, udało mi się skomponować strój na dzisiejszy wieczór. Wzięłam szybki prysznic, ogoliłam miejsca, które tego wymagały, i dopieszczałam makijaż.