Prometeusz skowany - Ajschylos - ebook

Prometeusz skowany ebook

Ajschylos

0,0
9,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Prometeusz skowany to utwór Ajschylosa, jednego z najwybitniejszych, obok Sofoklesa i Eurypidesa, tragików ateńskich. Powszechnie uważany za rzeczywistego twórcę tragedii greckiej.

Prometeusz skowany znany jest również jako Prometeusz w okowach.

Akcja tragedii rozgrywa się w momencie przykucia Prometeusza do skał Kaukazu. Prometeusz ze spokojem i dumą przyjmuje karę, jaka spotkała go za obdarowanie ludzi wykradzionym z Olimpu ogniem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 40

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-747-1
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

OSOBY DRAMATU

KRATOS i BIA HEFAJSTOS PROMETEUSZ CHÓR OCEANID OCEANOS IO, córka Inachosa HERMES.

PROMETEUSZ SKOWANY

Pustkowie. Skaliste wybrzeże morskie.

(HEFAJSTOS, KRATOS i BIA prowadzą między turnie skowanego PROMETEUSZA)

KRATOS: I oto stanęliśmy na okrajach ziemi, Pomiędzy scytyjskiego brzegu bezludnemi Skałami, Hefajstosie! Niech twój umysł zważa Na rozkaz, dan od ojca, byś tego zbrodniarza, W żelazne, niezerwalne wziąwszy go kajdany, Co tchu do tej opoki przykował krzesanej! Albowiem płomień ognia, twoją chwałę drogą, Ukradłszy, dał go ludziom... Winien-ci jest bogom Pokutę: niech ma karę na swój czyn zbrodniczy, Z Zeusa niechaj się władzą nieuchronną liczy I zrzeknie się miłości, którą ma dla człeka! HEFAJSTOS:Kratosie i ty, Bio! Żadne z was nie zwleka Wypełnić woli boga, lecz mnie brak odwagi, Ażebym mógł przemocą do tej turni nagiej, Na wichrów tych igrzysko, krewne przybić plemię. Lecz muszę to uczynić, ciężkie bowiem brzemię Na barki swoje ściąga, kto się, nieposłuszny, Sprzeciwia woli ojca. O ty, wielkoduszny Temidy prawej synu, patrzaj, co się święci: Z niechęcią mam cię dzisiaj, naprzekór twej chęci Skutego w te spiżowe, niezłomne łańcuchy, Do skał odludnych przybić w tej pustyni głuchej,

Gdzie głosu nie dosłyszysz, nie ujrzysz postaci Człowieczej. Zato ciało twoje kwiat swój straci W niesytym ogniu dziennym; noc się utęskniona Pojawi, zgasi żar ten, a potem znów skona Poranny chłód pod tchnieniem miłosnego słońca — I tak cię twa niedola żreć będzie bez końca, Bo ten, coby cię zbawił, dotąd niepoczęty. Za miłość swą do ludzi takie zbierasz sprzęty! Sam bóg, wbrew woli bogów w ponadmiar wysokiej Dla człeka żyłeś cześci, przeto tej opoki Strzec będziesz beznadziejnej, wyprężon, kolana Nie mogąc zgiąć; pierś twoja, snem nieuciszana, Jękami nie rozwieje zaciekłości boga. Tak! Każda nowa władza twarda jest i sroga. KRATOS:Przecz zwlekasz, przecz w daremnem zawodzisz mi słowie? Czyż bogiem, którym inni wzgardzili bogowie, Nie gardzisz, chociaż skarb twój ludzkiej wydał rzeszy? HEFAJSTOS:Zbyt silnym jest krwi związek i wspólność pieleszy. KRATOS:Rozumiem, lecz czyż myśl cię nie ogarnia trwożna, Iż słowa rodzicielskie tak podeptać można? HEFAJSTOS:Zbyt twardy byłeś zawsze i nazbyt zuchwały. KRATOS:Daremnie łzy tu ronić! Nacóż się przydały Twe trudy, gdy z nich żadna korzyść nie wyrosła? HEFAJSTOS:O, jakiż wstręt uczuwam do swego rzemiosła! KRATOS:Nie! Poco masz złorzeczyć? Niech cię to nie boli, Nie twoja przecież sztuka winna jego doli.

HEFAJSTOS:A jednak przecz kto inny nie ma mej sprawności? KRATOS:Prócz w rządach nad bogami trud we wszystkiem gości, I tylko Zeus jest wolny, zresztą nikt na świecie. HEFAJSTOS:Nie myślę się sprzeciwiać, wiem ja o tem przecie. KRATOS:Więc pęta mu zarzucić przecz się dłoń twa wzbrania? Ma ojciec nasz być świadom twojego wahania? HEFAJSTOS:Wszak widzisz, że pod ręką łańcuch mam gotowy. KRATOS:Nie zwlekaj, skuj mu ręce w żelazne okowy! Do ściany przybij skalnej, nie żałując młota! HEFAJSTOS:Zabieram się do dzieła — wraz pójdzie robota. KRATOS:Wal silniej, nie ustawaj, zacieśnij kajdany, Bo może się wywinąć z ogniw lis ten szczwany! HEFAJSTOS:Przybite jedno ramię, uwięzione do cna. KRATOS:I drugie niech przykuje twoja ręka mocna, Ażeby się przekonał, iż Zeus jest chytrzejszy! HEFAJSTOS:Prócz niego, nikt mi za to sławy nie umniejszy. KRATOS:A teraz żelaznego klinu straszne ostrze Niech, piersi mu przeszywszy, na głaz go rozpostrze! HEFAJSTOS:O biada! Prometeju, twa boleść mnie wzrusza!

KRATOS:Co? Jęczeć masz odwagę nad wrogiem Zeusza? Bodajbyś tak nie płakał nad swą dolą własną! HEFAJSTOS:A tobie, gdy to widzisz, czyż oczy nie gasną? KRATOS:Ja widzę, że nań kara spadła sprawiedliwa. Hej! Jeszcze jego boki zawrzyj w swe ogniwa! HEFAJSTOS:Uczynić wszak to muszę — pocóż te rozkazy? KRATOS:Tak! Będę rozkazywał, krzyczał po sto razy! Zejdź na dół i potężnie skrępuj mu i uda! HEFAJSTOS:Dokonam tego łatwo, niewielkie to cuda. KRATOS:A teraz gwoździe kajdan silnie wbić mu trzeba! Pamiętaj: twardy na cię patrzy sędzia z nieba. HEFAJSTOS:Twój język jakżeż twojej dorównał postaci! KRATOS:Pozostań niewieściuchem, lecz się nie opłaci Przyganiać mojej złości i mojej tężyźnie! HEFAJSTOS:Uchodźmy! Z tych on więzów już się nie wyśliźnie. KRATOS:(zwrócony do Prometeusza)A ty się tu przechwalaj! Własność kradnij bożą Dla tworów, co się tylko na dzień jeden mnożą! Czyż zwolnią cię śmiertelni z tych pęt? Niech odpowie Twój przemysł! Przemyślnikiem zwali cię bogowie — Fałszywie! Baczże teraz, by przez twe przemysły Żelazne się łańcuchy na tobie rozprysły!

(odchodzą)

PROMETEUSZ:Skrzydlatych wiatrów pełne niebieskie przestworza, Potoków wy źródliska, i ty, falo morza Rytmiczna, i ty, ziemio, wszystkich nas rodzico, I ty, wszechwidzącego słońca krągłe lico, Spojrzyjcie, jakie znoszę, bóg, od bogów znoje! Na trudy popatrzcie się moje, Na srom, którego ciężar na mych barkach legł Po nieskończony wiek! Takiemi więzy chce mnie dzisiaj zmóc Ten nieśmiertelnych hufców młody wódz. Nietylko czas dzisiejszy pogrąża mnie w łzach, Lecz także dni, co idą. Ach, biada mi, ach! Kiedyż się skończy moich cierpień bieg?! Lecz pocóż ja to mówię? Widzę, co się stanie, I jutro żadna na mnie klęska niespodzianie Nie spadnie, a niniejszej trza ulegać doli Jak można najpogodniej: konieczności woli Przełamać nikt nie zdoła. Darmo krzyczeć: „biada!“ — Czy