Praktyczny poradnik rozwoju duchowego - Łukasz Kubiak - ebook

Praktyczny poradnik rozwoju duchowego ebook

Łukasz Kubiak

4,0
51,77 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka o praktycznym podejściu do rozwoju duchowego. Podstawowe teorie, narzędzia i metody pracy nad sobą. Liczne przykłady, ćwiczenia, porady i wskazówki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 475

Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Iga7878

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo cenne wskazówki, jestem na początku drogi. Polecam!
00



Łukasz Kubiak

Praktyczny poradnik rozwoju duchowego

© Łukasz Kubiak, 2020

Książka o praktycznym podejściu do rozwoju duchowego. Podstawowe teorie, narzędzia i metody pracy nad sobą. Liczne przykłady, ćwiczenia, porady i wskazówki.

ISBN 978-83-8221-274-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wstęp

Cały czas, gdzieś na świecie próbuje przebudzić się ludzka świadomość. Spacerując wieczorem po parku, ktoś obserwuje gwiazdy i rozmyśla o powstaniu wszechświata. Komuś innemu wali się całe życie, więc zaczyna analizować swoje przeszłe decyzje, szukając odpowiedzi na pytanie: „Czemu jestem właśnie taką, a nie inną osobą?”. W innym miejscu, znudzony rutyną człowiek, zastanawia się nad sensem całego swojego życia: „Czemu to służy i dokąd zmierza? Jaki jest cel życia? Czy w ogóle jest jakiś?”.

Praktycznie całe społeczeństwo żyje w klatkach własnych emocji i ograniczających myśli, zbudowanych w większości jeszcze w dzieciństwie i wzmacnianych przez całe życie. Większość ludzi ignoruje bądź odrzuca przebłyski świadomości, które próbują im pokazać, że jest coś więcej niż pusta, materialna egzystencja. Coś więcej niż ich własne wyobrażenia o życiu i tkwienie w ograniczających schematach umysłu. Niektórzy jednak przebudzają się, gdy w końcu pozwolą sobie zadać właściwe pytania: „Czy mogę się zmienić? Czy muszę tkwić w tej roli? Czy mogę żyć zupełnie inaczej? Co we mnie sprawia, że czuję i myślę, to co czuję i myślę? Skąd biorą się moje motywacje? Co mną kieruje? Czym są emocje? Czy istnieje coś takiego jak dusza? Jak wygląda życie po śmierci?”. I bardziej zaczniesz zastanawiać się nad sobą i swoim życiem, tym więcej będziesz miał pytań. Większość ludzi poddaje się dość szybko, stwierdzając, że odpowiedzi są kompletnie poza ich zasięgiem. Myślą sobie: „A co taki zwykły szaraczek jak ja może wiedzieć na temat praw rządzących wszechświatem i wszelkim życiem?”. Niektórzy jednak nie chcą sobie odpuścić, więc aktywnie poszukują odpowiedzi. W ten sposób zaczyna się ich przygoda z rozwojem duchowym.

Rozwój duchowy jest niczym innym, jak drogą do poznania siebie i swojego miejsca we wszechświecie, przy jednoczesnym zrozumieniu, jak ten działa i jakimi rządzi się prawami. Jest to ścieżka dla wszystkich tych, którzy stwierdzili, że nie satysfakcjonuje ich bierne podążanie za społecznymi schematami bez pytania o cel i sens tego wszystkiego. Jeśli czujesz, że chcesz zrozumieć siebie, świadomie kształtować swoje życie, czuć się lepiej ze sobą i w tym świecie, odkrywać swój potencjał, uwolnić się od wszelkich ograniczeń i cierpienia oraz realizować szczęście, spełnienie i miłość — rozwój duchowy jest dla ciebie. Dzięki duchowości możesz naprawić wszystko to, co nie działało dobrze w twoim życiu.

Brzmi to tak pięknie, że zapewne zadajesz sobie pytanie: „Gdzie tkwi haczyk?”. Haczyk jest i to dosyć spory. Nie wystarczy, że nauczysz się podstaw medytacji, usiądziesz sobie do praktyki na kilka godzin i od razu poznasz wszelkie tajemnice wszechświata. To jest droga, która wymaga zaangażowania, sporej cierpliwości, elastyczności w czuciu i myśleniu oraz gotowości do licznych konfrontacji ze swoją psychiką i emocjonalnością. To jest to, przed czym ucieka większość ludzi, brnąc w pracoholizm, alkohol, odmóżdżające rozrywki i wszystko to, co pozwala żyć w oderwaniu od siebie. Jeśli myślisz poważnie o rozwoju duchowym, musisz liczyć się z pracą rozłożoną na lata. To nie jest szybka i łatwa droga, szczególnie na samym początku, gdy jeszcze tak wiele musisz nauczyć się i odkryć. Zdecydowanie jest jednak warta czasu i wysiłku, ponieważ może zaoferować coś, czego nie znajdziesz nigdzie indziej — prawdę. Do tej pory mogłeś żyć „prawdami” sprzedawanymi ci przez rodzinę, otoczenie, polityków, święte księgi i wszelkiego rodzaju autorytety. W duchowości odkrywasz zaś swoją własną prawdę, która wypływa z twojego osobistego doświadczenia, czucia i świadomości. To jest prawda w najczystszej postaci, której nie da się zakłamać lub zmanipulować. Mimo że w tej książce będziesz poznawał moją prawdę, wynikającą z mojej własnej praktyki — nie chodzi o to, abyś w nią ślepo uwierzył, ale żebyś zainspirował się i wykorzystał ją do odkrycia swojej własnej. A ta może w wielu punktach diametralnie różnić się od mojej i to też będzie w porządku. W duchowości nie ma czegoś takiego jak jedyna słuszna prawda, którą każdy powinien podążać. Możemy nawzajem inspirować się i wspierać w naszej duchowości, ale każdy musi samodzielnie odkryć najlepszą dla siebie drogę.

Pisząc tą książkę, przyświecał mi jeden cel. Chciałem zaoferować innym zbiór najważniejszych informacji w jednym miejscu, który pozwoli odkrywać duchową prawdę o sobie i świecie na własną rękę. A także pomoże odnaleźć własną ścieżkę, niezależnie od tego, jaka by ona nie była. Słowo „praktyczny” pojawiło się też w tytule nieprzypadkowo. Ezoteryka i szeroko pojęta duchowość są przesiąknięte ogromem przeróżnych teorii, fantastycznych konceptów i innych dziwów, które według mnie przesłaniają sedno rozwoju duchowego. Osobiście zawsze byłem zainteresowany tylko praktyczną stroną duchowości, a więc wszystkim tym, co mogłem przekuć na konkretne i namacalne efekty w moim życiu. Unikam wszelkich konceptów, które są nieweryfikowalne przez własną praktykę czy nie wnoszą do niej żadnej wartości. Wszelkie teorie, które tutaj poznasz, zostały opisane, ponieważ ułatwiają poruszanie się w duchowości i zrozumienie tego, co się robi — a jest to niezwykle ważne, abyś rozumiał sens i cel każdej praktyki, jaką będziesz wykonywał.

Wszystko, o czym piszę, wypływa z mojej własnej świadomości i odczuć — część z tych teorii poznałem dzięki cudzym naukom, gdy sam jeszcze uczyłem się, co i jak działa, a do części wniosków doszedłem samodzielnie. Wszystko jednak zweryfikowałem na sobie przez ponad 11 lat własnej praktyki i starałem opisać się głównie to, co rzeczywiście jest ważne podczas duchowej drogi. Nie chciałem też, aby ta książka była kolejnym, generycznym tytułem, który tylko przedstawia ogólne teorie, opisywane już dziesiątki razy przez innych. Skupiłem się więc przede wszystkim na uwzględnieniu wszelkich niuansów i praktycznych rad, istotnych dla osoby, która jest poważnie zainteresowana swoją własną praktyką. Pracując przez wiele lat ze sobą, a później także wspierając innych na ich drodze, miałem do czynienia z naprawdę wieloma różnymi przypadkami. Widziałem, co potrafi człowieka rozproszyć czy zniechęcić do rozwoju. Spotykałem „trudne przypadki”, rozpracowywałem przeróżne wzorce podświadomego autosabotażu czy pomagałem uzdrowić sprzeczności tak silne, że człowiek kompletnie nie wiedział czego chce i o co mu chodzi. Istnieje naprawdę wiele pułapek na duchowej drodze, a ta wymaga też solidnych podstaw, jeśli mamy działać mądrze i sensownie. Nie wystarczy wiedzieć jak medytować czy pisać afirmacje — powinno jeszcze wiedzieć się, jakie mieć w tym wszystkim nastawienie, jaki jest cel, na co należy uważać, czego nie powinno się robić, itd. itp. Zdaję sobie sprawę, że niektóre rozdziały mogą przytłoczyć cię ilością informacji, szczególnie jeśli są to dla ciebie kompletnie nowe tematy. Nie musisz jednak wszystkiego od razu zrozumieć czy zapamiętać. Celem tej książki jest nie tylko wprowadzenie do rozwoju duchowego, ale również możliwość regularnego wracania do przedstawionych treści, aby na bieżąco weryfikować swoją pracę. Im więcej będziesz miał doświadczenia w pracy nad sobą, tym większe będzie twoje zrozumienie różnych konceptów. Zauważysz też, że wracając do książki na przestrzeni lat, zupełnie inaczej będziesz rozumiał czy interpretował pewne fragmenty — patrząc na te same zagadnienia z innej perspektywy.

Chciałbym żebyś podszedł do wszystkiego, co przeczytasz w tej książce z otwartym umysłem — nie traktuj niczego jak prawdy absolutnej, ale też niczego nie odrzucaj z góry. Jeśli czujesz, że dana treść zgadza się z twoimi uczuciami to świetnie. Jeśli nie, daj sobie szansę to zweryfikować w toku własnej pracy i po prostu potraktuj daną informację jako potencjalnie możliwą prawdę. Jako osoba nieoświecona oczywiście mogę też mylić się w niektórych kwestiach. Najlepiej jest więc podejść do tego, jak do każdej innej duchowej treści — wybrać to, co z nami rezonuje, a resztę zostawić. Jeśli jesteś zaś duchowym sceptykiem, to nawet jeśli bym chciał, nie jestem w stanie udowodnić ci prawdziwości przedstawionych w tej książce duchowych konceptów. Dla mnie dowodem są moje własne doświadczenia, uczucia i świadomość, które pojawiły się w toku praktyki. Mogę je jedynie opisać, ale nie sprawię, że sam to poczujesz — to już zależy tylko od ciebie czy postanowisz wejść na tą drogę i samodzielnie sprawdzić, co cię na niej czeka.

Zdaję sobie sprawę również z faktu, że zanim zdecydujesz się na przeczytanie całej książki opartej na moim własnym doświadczeniu, zapewne chciałbyś wiedzieć cokolwiek na temat tego, kim jestem i na czym opierała się moja praktyka. Chciałbym więc pokrótce opisać ci, jak wyglądało moje przebudzenie i gdzie mnie to zaprowadziło.

Nie byłem żadnym uduchowionym dzieckiem, ani nie miałem żadnych specjalnych przebłysków świadomości w dzieciństwie. Byłem do bólu przeciętnym chłopakiem z licznymi problemami. Cichy, nieśmiały, przestraszony i zamknięty w sobie, miałem tylko jedno małe marzenie — żeby wszyscy dali mi spokój i niczego ode mnie nie chcieli. Mając beznadziejną relację z rodziną i nie potrafiąc odnaleźć się wśród rówieśników, stroniłem od ludzi, a z wiekiem rosły tylko fobie społeczne. Brak miłości, przemoc psychiczna i emocjonalna w domu, później znęcanie się również i w szkole — to wszystko sprawiało, że rosła we mnie niechęć czy wręcz nienawiść do świata, ludzi i siebie samego. Moja samoocena była kompletnie zdeptana, a ja miałem wrażenie, że oddychając, tylko niepotrzebnie zużywam tlen innym. Wśród ludzi przejawiałem się jak niewidzialne dziecko, całą swoją postawą przepraszające za to, że żyje. Mając 15 lat miałem już typowe objawy depresji — niechęć do życia, zobojętnienie, silne wycofanie, zajmowanie się tylko tym, co konieczne, a przez resztę czasu uciekanie w świat książek i gier oraz pojawiające się myśli samobójcze. Na szczęście za bardzo bałem się umierania, żeby cokolwiek sobie zrobić, ale myślenie o tym przewijało się przez jakiś czas. Po kilku latach takiej wegetacji, gdy zaczynałem studia, nastąpił krytyczny moment, który odmienił wszystko. Zawsze brakowało mi czułości, bliskości i miłości, gdyż w domu nie dostawałem tego zbyt wiele. Niestety prowokowałem nieświadomie bardzo mocno do odrzucenia, więc wszelkie szkolne miłostki kończyły się, zanim w ogóle się zaczęły — szczególnie, że nie potrafiłem nawet wydobyć z siebie pełnego zdania, aby porozmawiać z jakąkolwiek dziewczyną. Gdy więc na nowo rozpoczętych studiach znalazłem sobie kolejny obiekt do nieszczęśliwego wzdychania, coś się we mnie poddało. Poczułem tak silną beznadziejność i niemoc, że odpuściłem sobie nawet fantazjowanie o tym, że kiedykolwiek mogłoby cokolwiek z tego być. Z ogromną siłą uderzyła mnie beznadziejność i żałosność całej mojej egzystencji. Miałem wrażenie jakby moje życie od samego początku było odgórnie przegrane. Przez kolejny tydzień czułem się, jakbym dosłownie miał kotwicę w brzuchu. Nie mogłem prawie nic zjeść, ponieważ miałem od razu odruchy wymiotne — tak silna była reakcja organizmu. Czułem się jakbym zapadł się w sobie i umierał za życia. Cierpienie było już tak silne i namacalne, że w końcu coś we mnie pękło i poczułem, że muszę coś zmienić, albo równie dobrze mogę położyć się na podłodze i czekać na śmierć. I wtedy po raz pierwszy w moim życiu zadałem sobie pytanie: „To ja mogę coś zmienić? Da się tak w ogóle?”.

To był moment, w którym rozpoczęło się moje przebudzenie. Momentalnie poczułem w sobie entuzjazm, jakiego jeszcze nigdy we mnie nie było i zacząłem szukać odpowiedzi w Internecie, wpisując nieco na oślep przeróżne hasła. W ten sposób trafiłem na pierwsze informacje o medytacji, chociaż nie było to jeszcze nic konkretnego, co dałoby mi jakieś sensowne odpowiedzi. Następnego dnia, idąc na uczelnię z nieco już innym nastawieniem, zmianę mojego zachowania zauważył jeden z kolegów z grupy. Od słowa do słowa, opowiedziałem mu co nieco o swoich próbach zmienienia czegoś w swoim życiu, a ten momentalnie ucieszył się i podesłał mi link do artykułów, które na zawsze odmieniły moje życie. Dowiedziałem się o pracy z podświadomością, wpływie intencji na nasze życie, formach pracy z własnymi emocjami i psychiką oraz wielu innych rzeczy. Dostałem praktycznie jak na tacy mnóstwo przydatnych informacji, dzięki którym mogłem zacząć odkrywać i realizować swoją własną praktykę — a wszystko to w ciągu doby od wyrażenia szczerej chęci do zmian! To był zaledwie początek cudów i pozytywnych zmian w moim życiu.

Od razu całkowicie zaangażowałem się w temat — byłem tak niesamowicie podekscytowany i zafascynowany tym, że nie tylko mogę rozwiązać swoje problemy, ale wręcz mogę kreować swoim umysłem rzeczywistość wokół mnie. Dużo było w tym jeszcze nieprzytomności i nierozumienia tego, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi. Jednak uczyłem się i oczyszczałem swoje intencje wobec siebie i swojego rozwoju, dzięki czemu na przestrzeni czasu zyskiwało to wszystko na jakości. Moim nadrzędnym celem był związek partnerski, ponieważ cały czas tak bardzo pragnąłem bliskości i miłości, ale po drodze czekało mnie mnóstwo pracy z samooceną i innymi podstawami, nim w ogóle stałem się zdolny do tworzenia dojrzałych relacji z ludźmi. Dziś, chociaż dalej pracuję nad sobą i wciąż są przede mną cele czekające na realizację — udało mi się osiągnąć naprawdę dużo i jestem niesamowicie dumny z siebie. Poukładałem przede wszystkim relację ze sobą do tego stopnia, że zamiast nienawiści i niechęci, udało mi się zbudować całkiem sporo miłości, akceptacji i wspierającej życzliwości wobec siebie. Odbudowałem podstawy samooceny, odkrywając swoje liczne zalety i mocne strony. Poradziłem sobie z niemocą, złością, nadmiarem krytyki, lękami, skrajną nieśmiałością i wieloma innymi problemami. Dziś mogę powiedzieć, że szczerze lubię siebie i czuję się naprawdę dobrze ze sobą — uwielbiam wręcz to, że jestem właśnie sobą, a nie kimkolwiek innym. Udało mi się zbudować szczęśliwy i udany związek, w którym naprawdę niczego mi nie brakuje. Polubiłem się ze światem i ludźmi na tyle, że teraz moja praca (którą uwielbiam!) wiąże się z pomaganiem innym — wszystko to, czego nauczyłem się przy okazji ratowania siebie, wdrażam teraz w pracy z cudzymi problemami. Przy okazji wciąż odkrywam jak cudowni i wspaniali potrafią być inni ludzie.

Można więc powiedzieć, że ogólnie żyje mi się całkiem dobrze, lekko i przyjemnie. Nie zrealizowałem jeszcze wszystkich swoich celów i nie uwolniłem się od wszelkich ograniczeń, ale to jest kwestia czasu. Przez lata pracy nad sobą nauczyłem się, że każdy cel jest osiągalny, jeśli tylko podejdzie się do sprawy uczciwie, cierpliwie i wytrwale. Nie piszę tego wszystkiego, aby się chwalić, ale aby pokazać ci, że nawet beznadziejny przypadek (a właśnie takim byłem), może to wszystko przekroczyć i zbudować sobie zupełnie nową jakość życia. Nie będę ukrywał, że dla mnie pierwsze lata były dość trudne i żmudne, ale z czasem było coraz lepiej i coraz łatwiej. Chciałbym tylko, żebyś miał świadomość, że niezależnie od tego jak źle by z tobą nie było — na pewno da się coś z tym zrobić.

Po tym wstępie nie pozostaje nic innego jak zaprosić cię do lektury reszty książki. Dla ułatwienia podzieliłem ją na trzy części. Każda z nich stopniowo będzie wdrażać cię w poszczególne zagadnienia, zaczynając od najbardziej podstawowych kwestii. Najpierw poznasz najważniejsze teorie, dzięki którym będziesz mógł zrozumieć istotę rozwoju duchowego, a także to, co w jego ramach robimy i po co. W drugiej części przedstawię podstawowe, uniwersalne narzędzia, dzięki którym będziesz mógł pracować nad sobą — dowiesz się jak z nich korzystać, na co należy uważać, czy czego nie powinno robić się podczas pracy z nimi. W ostatniej części przejdziemy w końcu do samej praktyki, wykorzystując zdobytą wiedzę o teorii i narzędziach. Odkryjesz strategie i możliwości pracy nad sobą, a także poznasz wiele przydatnych wskazówek, przykładów, ćwiczeń i pomysłów na swoją praktykę.

Część I — Teoria

Trzy razy ja

Czy zastanawiałeś się nad tym, czym właściwie jest umysł? Jak jest zbudowany? Skąd biorą się różne, nieraz sprzeczne ze sobą myśli? Czemu Twój umysł reaguje w określony sposób, a u kogoś innego działa już zupełnie inaczej?

Aby odpowiedzieć sobie na te pytania, na dobry początek powinniśmy zauważyć, że nasz umysł składa się z odrębnych, ale współpracujących ze sobą struktur. Klasyczna psychologia wprowadza różne definicje dla poszczególnych elementów jaźni, ale jako że robi to w oderwaniu od duchowości i intuicyjnej świadomości — jest to często przeintelektualizowane. Niektóre modele będą wręcz ograniczające dla duchowych adeptów, gdyż zakładają np. niezmienność pewnych części osobowości. Wnioski takie zostały wyciągnięte na podstawie efektów klasycznych psychoterapii i obserwacji możliwych zmian u różnych ludzi. Osobiście mnie to nie dziwi, ponieważ rozkruszenie fundamentów własnej osobowości, bywa niezwykle trudne nawet dla osób zaawansowanych w praktykach duchowych. I jest praktycznie niemożliwe dla ludzi korzystających jedynie z ograniczonych narzędzi psychoterapeutycznych. Rozwój duchowy i psychologia, w wielu punktach zupełnie inaczej postrzegają człowieka, mają różne cele i inne podejście do niektórych spraw. Czytając więc psychologiczną literaturę (która potrafi być bardzo przydatna w zrozumieniu pewnych mechanizmów ludzkiej psychiki), warto podchodzić z dystansem do nakreślonych tam ograniczeń.

Wracając do struktury umysłu — za najbardziej praktyczny i intuicyjny, uznaję model pochodzący z huny. Wyróżnia on istnienie Niższego Ja (podświadomość), Średniego Ja (świadomość) oraz Wyższego Ja (nadświadomość). Każda z tych części umysłu spełnia określone role i zadania, dzięki czemu możemy sprawnie funkcjonować jako złożone, inteligentne, samoświadome i czujące istoty. Omówimy sobie kolejno poszczególne jaźnie:

Świadomość

Celowo zaczynam od środkowej części umysłu, ponieważ właśnie z nią najbardziej się utożsamiasz i to ona jest swojego rodzaju centrum dowodzenia. To jest ta część umysłu, która myśli, analizuje, podejmuje decyzje. Właśnie tutaj jest centrum twojego „ja”.

Świadomość, którą przejawiamy na tu i teraz, jest niepełna, i tak będzie aż do samego oświecenia, które samo w sobie jest uwieńczeniem procesu jej poszerzania i oczyszczania. Zastanawiasz się teraz pewnie, czym w ogóle jest to poszerzanie świadomości. Można to dosyć łatwo wytłumaczyć, ponieważ przypomina to zjawisko, które doświadczasz każdego dnia, czyli budzenie się. W momencie, gdy śpimy, nasza świadomość jest z reguły mocno zawężona i dopiero w momencie przebudzenia, wraca do poziomu, na jakim przejawia się normalnie w ciągu dnia. Przypomnij sobie różnicę między świadomością, jaką masz we śnie, a jaką masz po całkowitym rozbudzeniu. Przyjmijmy nieco umownie, że sen to przejawianie np. 5% świadomości, twój codzienny stan to 30%, a oświecenie to 100%. Jeśli jest więc tak duża różnica w postrzeganiu rzeczywistości między snem, a przebudzeniem, to wyobraź sobie jak wiele musi się zmienić, gdy rozwiniesz swoją świadomość w pełni! Rozwój duchowy jest niczym innym, jak właśnie stopniowym budzeniem świadomości.

I tak, jak przy pomocy praktyk duchowych możemy tą świadomość poszerzać, tak też możliwe jest jej zawężanie pod wpływem silnych emocji, używek czy uciekania od siebie. Z tego też powodu picie alkoholu, nawet w małych ilościach, gryzie się z praktyką medytacyjną (nieprzytomność po alkoholu utrzymuje się w energiach o wiele dłużej, niż na poziomie fizycznym).

Większość ludzi, szczególnie mocno mentalnych, gdyby miało pokazać miejsce, w którym myślą i są świadomi, wskazałoby na wnętrze swojej głowy. Dzięki duchowym praktykom zauważamy, że świadomość nie jest sztywno przypisana do jednego miejsca w ciele — można ją przenosić z głowy do serca, stopy czy nawet wokół ciała. Może się to wydawać nieco śmieszne i abstrakcyjne, ale jest jak najbardziej możliwe! Z czasem, nasza świadomość naturalnie rozszerza się na całe ciało, nie tylko te fizyczne, ale również duchowe — obejmując całe nasze istnienie jednocześnie.

W świadomości nie przebywamy też cały czas — tracimy kontakt z nią podczas snu (częściowo lub całkowicie), omdlenia czy w momencie śmierci. Wtedy, tymczasowo całkowitą kontrolę nad nami przejmuje podświadomość. Najdłużej to trwa w momencie śmierci, ponieważ nasze świadome ja całkowicie umiera i kształtuje się na nowo dopiero w momencie kolejnej inkarnacji. Cały proces od momentu śmierci do nowego życia, który trwa miesiące bądź nawet lata (podobno zazwyczaj ok 1,5 roku) jest sterowany przez naszą podświadomość i to ona wybiera nam warunki nowego życia. Możliwe jest uzyskanie trwałej ciągłości świadomości, gdzie nawet śmierć fizycznego ciała jej nie przerywa, ale to wiąże się już z bardzo wysokim urzeczywistnieniem.

Na początku świadomość ma bardzo szczątkowy kontakt z podświadomością i nadświadomością — nie wiemy za bardzo, co się dzieje w tamtych jaźniach i dlaczego pewne procesy w nas samych i w naszym życiu zachodzą w taki, a nie inny sposób. Jest w tym wszystkim silne poczucie rozdzielenia, a my mamy wrażenie, że podświadomość i nadświadomość to jakieś zewnętrzne, oderwane od nas twory. Jest to tylko powierzchowne wrażenie, wynikające z braków w świadomości, stłumień i innych ograniczeń umysłu. W miarę duchowych postępów, nasza świadomość będzie poszerzać się, aż do całkowitego zjednoczenia z Wyższym i Niższym Ja. Docelowym stanem naszej świadomości jest czyste, niczym nieograniczone, pełne doświadczanie siebie i swojej Boskiej natury w poczuciu wewnętrznej jedności.

Podświadomość

To jest ta część umysłu, dzięki której jeszcze nie udusiłeś się, mimo że przez większą część czasu nie pamiętasz o wdechach i wydechach. Podświadomość jest swojego rodzaju autopilotem organizmu, który ma za zadanie odciążać twoją świadomość i pozwolić skupić ci się na tym, co jest realnie ważne, a nie na tysiącach prostych, powtarzalnych czynności. Jeśli wydaje ci się, że teraz masz dużo na głowie, to pomyśl, co by było, gdybyś musiał ręcznie sterować pracą wszystkich swoich narządów wewnętrznych. Bez pracy podświadomości, nie byłoby mowy o przeżyciu tak złożonej i skomplikowanej istoty, jaką jest człowiek. Celem podświadomości jest przetrwanie i działanie w zgodzie z nabytymi programami na życie, aby jak najlepiej ci służyć i ułatwiać funkcjonowanie. Niestety te programy czasami wprowadzają więcej zamieszania niż wsparcia, ale nie jest to wina samej podświadomości, a błędnych założeń, wynikających z naszego, niedoskonałego jeszcze funkcjonowania. Podświadomość pracuje dla nas wiernie i najlepiej jak potrafi. Uczy się przede wszystkim poprzez obserwacje i powtarzanie, więc jeśli świadomość robi głupoty, to podświadomość uznaje je za coś ważnego i koduje w sobie, jako programy do odtwarzania teraz i w przyszłości.

Jeśli powtarzasz sobie regularnie, że jesteś beznadziejny, to po pewnym czasie podświadomość zapamięta to i zapisze w sobie program „jestem beznadziejny”. Skoro to ciągle i ciągle powtarzasz, to widocznie jest to ważne i prawdziwe. Podświadomość jest dość prosta w funkcjonowaniu i nie analizuje kontekstu, powodów, ani nawet tego, czy mówisz poważnie. Jeśli powtarzasz sobie, że jesteś głupi lub brzydki, to po prostu przyjmuje to do wiadomości i wprowadza do reszty istniejących już programów. To, na ile nowy program przyjmie się, zależy od tego, co już w tej podświadomości jest. Jeśli czujesz się świetnie ze sobą i masz taką prawdziwą, zdrową samoocenę, to podświadomość będzie bronić się przed negatywnym wzorcem — za bardzo będzie kontrastował z wcześniejszymi programami. Jeśli jednak masz niezbyt dobre mniemanie o sobie, to wyobrażenie o swojej beznadziejności świetnie się wpisze w kontekst i podświadomość bardzo łatwo i chętnie to przyswoi.

Dokładnie z tego powodu, początki pracy nad sobą bywają trudne, ale im dalej w las, tym coraz łatwiej, lżej i przyjemniej. Im więcej dobrych programów wprowadzisz do podświadomości, tym chętniej będzie przyjmować kolejne!

Na uczenie się podświadomości duży wpływ ma też istotność tego, co się dzieje. Jeśli coś jest bardzo, bardzo ważne i cała otoczka wskazuje na to, że tak jest — to podświadomość też traktuje to dużo poważniej. W skrajnych wypadkach silne i trwałe programy mogą zakodować się nawet pod wpływem krótkotrwałego wydarzenia, jeśli będą temu towarzyszyć niezwykle silne emocje i przeżycia. Jeśli np. zdarzyło ci się topić, gdy byłeś dzieckiem i omal nie zginąłeś, to możesz mieć całe życie paniczny lęk przed wodą, ponieważ w chwili topienia się, bardzo silnie odbierałeś wodę jako coś, co cię pochłania, dusi i próbuje zabić. I właśnie ta reakcja odtwarza się w momencie kontaktu z głębinami — „ta woda chce mnie pochłonąć i zabić”. Odczuwasz lęk i niechęć, aby się zanurzyć, ponieważ podświadomość próbuje cię chronić przed ponownym doświadczeniem tego zagrożenia. Robi to jednak z poziomu zawężonego przez stłumione i nieprzepracowane emocje, a więc z reguły nie są to najmądrzejsze i najkorzystniejsze rozwiązania. Aby uwolnić się od tych programów, trzeba skonfrontować się na nowo z emocjami, wejść świadomością w traumę i ją zrozumieć. Zauważyć, że wtedy zaszły specyficzne warunki, które doprowadziły do tego zdarzenia i to nie woda jest zagrożeniem, ale konkretne intencje, które wtedy miałeś. Może się okazać, że tak naprawdę chodziło tylko o zwrócenie na siebie uwagi. Chciałeś w końcu być zauważony przez rodziców i dlatego nieświadomie wykreowałeś to całe „przedstawienie”, które wymknęło się spod kontroli. A może po prostu zabrakło zwykłego rozsądku — objadłeś się przed kąpielą i złapał cię skurcz. Niezależnie od przyczyn, po konfrontacji przychodzi zrozumienie i czujesz ulgę — już wiesz, że nie musisz tego powtarzać, więc woda jest bezpieczna. W efekcie podświadomość odpuszcza sobie zbędny już program. Jak przejść przez taki proces zrozumienia i odpuszczenia, dowiesz się w dalszych częściach tej książki.

Poprzez silne, gwałtowne doświadczenia kodują się przede wszystkim traumy, więc nie jest to dobry sposób na wprowadzenie nowych programów, aczkolwiek czasami warto zbudować otoczkę wyjątkowości, aby coś łatwiej odpuścić. Dobrze działają takie rytuały, gdzie np. symbolicznie palimy coś, co symbolizowało nasz problem, aby pokazać podświadomości, że dzieje się coś ważnego i doniosłego. Jeśli jednak będziemy tego nadużywać, to stanie się to zbyt zwyczajne i przestanie robić na niej wrażenie. Nie ma też sensu bezmyślnie wykonywać wyczytanych gdzieś rytuałów i praktyk, których sami nie czujemy. To uczucia, intencje i nastawienia są kluczowe dla skuteczności wszystkiego co robimy, a nie mechaniczne odtwarzanie pewnych czynności.

Ważne jest też to, że pewna część programów przechodzi z wcielenia na wcielenie — jeśli są wystarczająco silne i dobrze utrwalone. Stąd też ludzie mają tak różny start w życiu i tendencje do zupełnie innych zachowań czy reakcji. Nawet w przypadku wspomnianego wyżej przykładu z topieniem się, może być tak, że jedna osoba zakoduje sobie silną traumę, a druga przeżyje to bez śladu w psychice. Wszystko zależy od naszych struktur poznawczych, wrażliwości i otwartości na różne czynniki, które kształtują się w nas na przestrzeni wcieleń. Jest to też odpowiedź na pytanie, czemu rodzeństwo wychowane w tych samych warunkach i tak samo traktowane przez rodziców, potrafi być tak bardzo różne od siebie.

Nadświadomość

O ile podświadomość i świadomość są jeszcze tematem badań psychologów i klasycznej nauki — tak w przypadku nadświadomości, wchodzimy już całkowicie w sferę duchową. Tym też dla mnie różni się rozwój osobisty od duchowego, że ten pierwszy pomija lub bagatelizuje istnienie Wyższego Ja.

Nadświadomość to nic innego, jak Boska cząsteczka w nas samych. Część naszego umysłu, która jest doskonała, stała i niezmienna. Nasza prawdziwa, Boska natura. W nadświadomości nie trzeba już nic zmieniać ani poprawiać, ponieważ ona od zawsze była doskonała i dokładnie taka, jaka powinna być. Jeśli słyszysz lub czytasz gdzieś, że już jesteś doskonały, to chodzi właśnie o fakt posiadania w sobie takiej doskonałej, Boskiej części własnego istnienia. Samo posiadanie, nie oznacza jednak jeszcze świadomości i korzystania z tego, a to jest tutaj kluczowe. Mogę więc powiedzieć, że moja natura jest doskonała, ale kłamstwem by było, gdybym powiedział, że już tą doskonałość realizuję w pełni. To tak, jakby mieć czek na miliard dolarów i nie wiedzieć jak czeki działają — niby jestem bogaty, ale dopóki nie znajdę banku i czeku nie zrealizuję, to bogaty jestem tylko teoretycznie.

Nadświadomość ma stały dostęp do informacji najwyższej jakości, czyli pochodzących bezpośrednio z Boskiej sfery. To właśnie tutaj przejawia się nasza Intuicja, a Średnie Ja odkrywa i doświadcza swojej Boskiej natury. To tutaj pojawiają się genialne pomysły, inspiracje, Boska mądrość i prowadzenie.

Zadajesz sobie pewnie pytanie: „Skoro jest we mnie doskonała nadświadomość, to skąd te wszystkie błędne programy w podświadomości i cierpienie w moim życiu?” Wynika to z faktu, że świadomość musi najpierw odkryć, objąć swym zasięgiem i zintegrować podświadomość oraz nadświadomość. W dodatku, ta ostatnia działa tylko na tyle, na ile pozwalają jej podświadome programy i świadoma wola. Jeśli mamy w sobie wzorce niedostatku, utożsamiamy się z biedą i brakiem pieniędzy — to nadświadomość nie narusza naszej woli i nie wciska nam bogactwa na siłę. Średnie Ja, które decyduje i posiada wolną wolę, musi podjąć decyzję o wyjściu poza podświadome wzorce (przyzwyczajenia, emocje, nawyki, wyobrażenia, itd.) i pozwolić sobie, na otwarcie się na coś nowego.

A skąd w ogóle w nas pierwsze negatywne programy? Dlaczego od początku nie przejawiamy się doskonale? Powodem jest niepełna świadomość, co skutkuje naiwnością, podejmowaniem błędnych decyzji czy niezrozumieniem przyczyn i skutków naszych działań. My tą świadomość dopiero musimy w sobie rozwinąć i urzeczywistnić, aby móc przejawiać w pełni swoją Boską naturę. Możesz tutaj poczuć bunt — „To czemu Bóg stworzył mnie z niepełną świadomością i muszę się z tym wszystkim użerać?”. To jest kwestia perspektywy. Może cię to nieco zszokować, ale to, co się dzieje od momentu powstania danej duszy, aż do oświecenia, jest pewnego rodzaju procesem narodzin. To jest jak okres prenatalny dla duszy i jej świadomości, gdzie ona dopiero kształtuje się, aż rozwinie się w pełni — z tą różnicą, że to ty sam masz kontrolę nad tym procesem i rozwijasz się we własnym tempie, poprzez doświadczanie rzeczywistości. Możesz więc odpuścić sobie żal do Boga, o to że stworzył cię takiego niedoskonałego, ponieważ cały ten akt tworzenia po prostu jeszcze się nie zakończył. Najzwyczajniej w świecie jeszcze się nie urodziłeś! Taka jest już natura świadomości, że nie powstaje w mgnieniu oka, ale musi ukształtować się we własnym tempie i w zgodzie z swoją wolną wolą. To ty sam musisz do tego dojrzeć i nikt nie może ci tego narzucić. Wynika to z natury Boskich energii, których nieodłączną cechą jest wolność — tam nie ma żadnych przymusów, presji ani narzucania czegokolwiek. Każda istniejąca dusza musi samodzielnie podjąć decyzje o dostrojeniu się do Boga i żadna nie powstaje z odgórnie narzuconym przymusem przejawiania tego. Stąd też konieczność istnienia tych wszystkich procesów, ponieważ bez nich byśmy byli bezwolnymi marionetkami w rękach Boga. Biorąc jednak pod uwagę, że dusza jest nieśmiertelna, to cały ten proces narodzin świadomości, choćby trwał miliony lat, jest wobec wieczności, jak krótki błysk światła.

Właśnie dlatego praca z oczyszczaniem i poszerzaniem świadomości jest istotą rozwoju duchowego. Poprzez osiągnięcie pełnej i czystej świadomości możemy uwolnić się raz na zawsze od wszelkiego cierpienia i faktycznie przejawiać naszą Boską doskonałość, dopełniając proces narodzin naszej duszy.

Podsumowanie

Jeśli porównać nasz umysł do statku, to świadomość będzie kapitanem, podświadomość wierną załogą, a nadświadomość dobrym i wszechwiedzącym przyjacielem. Kapitan decyduje o wszystkim, wydaje rozkazy i zarządza całokształtem morskiej wyprawy, ale bez działań załogi, to nawet nie wypłynie z portu. Kapitan może sobie krzyczeć i grozić, ale jeśli podejmie decyzję kompletnie sprzeczną z interesem załogi, (np. o popłynięciu w środek sztormu), to nie zrealizuje swoich zamiarów. W zależności od jakości wzajemnych relacji i tego, do czego załoga jest przyzwyczajona z poprzednich wypraw — łatwiej bądź trudniej będzie forsować różne pomysły. Kto wie, przy dobrych relacjach, to może i nawet przekonasz swoją załogę do żeglugi przez sztorm, jeśli będzie miało to jakieś sensowne uzasadnienie (np. ucieczka przed piratami). Właśnie dlatego tak ważne jest budowanie dobrej relacji z podświadomością. Życzliwa i przyjacielska współpraca przynosi znacznie lepsze efekty, niż walka i szarpanie się.

No dobrze, a co ze wspaniałym, wszechwiedzącym przyjacielem kapitana, czyli nadświadomością? Przyjaciel ten zna odpowiedzi na wszystkie istotne pytania — wie gdzie, kiedy i jak płynąć, żeby było bezpiecznie i korzystnie. Wie, czego potrzebuje załoga, żeby ją uszczęśliwić. Chętnie wesprze kapitana w jego celach i wskaże mu pozytywne rozwiązania, podpowie, co można by zmienić, zainspiruje do zupełnie nowej, lepszej od poprzednich wyprawy. Absolutnie nigdy się nie wtrąca na siłę i nie ingeruje, gdy nie jest o to proszony, ponieważ szanuje wybory kapitana i jego wolna wola jest tutaj najważniejsza. Kapitan może swobodnie korzystać z tego całego wsparcia, ale może też je całkowicie zignorować i odrzucić, realizując swoje własne pomysły. To drugie rozwiązanie, prędzej czy później — kończy się cierpieniem i nieprzyjemnościami.

Jest wielu ludzi, którzy płaczą i narzekają, jak im się krzywda dzieje, że Bóg ich opuścił i nie słucha ich błagań. A prawda jest taka, że to nie Bóg nie słucha, ale to człowiek we właściwym czasie nie słuchał głosu Boga w sobie. Idealna współpraca trzech jaźni jest wtedy, gdy świadomość wsłuchuje się w mądrość nadświadomości i zgodnie z jej wskazówkami i radami, działa odpowiednio w stosunku do podświadomości. Tylko wtedy mamy gwarancje tego, że nie zrobimy sobie krzywdy, ingerując w strukturę podświadomości np. przy pomocy afirmacji! Nadświadomość zawsze wie, co dla nas najlepsze i najkorzystniejsze, więc po prostu nie opłaca się jej nie słuchać.

Ciała duchowe

W poprzednim rozdziale omówiliśmy sobie jak zbudowana jest fizyczna energia, która tworzy wszelką materię. Skąd jednak biorą się i z czego są złożone emocje oraz myśli? Na pewno nie są to twory materialne — w końcu nie znajdziesz na tablicy Mendelejewa pierwiastków, z których zbudowane są strach i miłość. Naukowcy sprowadzają rolę emocji czy myśli do impulsów w mózgu i idących za tym reakcji chemicznych w organizmie. Zakładają, że to, co czujemy i myślimy jest skutkiem tych fizycznych reakcji, ale tak naprawdę jest dokładnie na odwrót — najpierw pojawia się emocja lub myśl, a dopiero potem zachodzą fizyczne reakcje w ciele. Jest to wpływ sfery emocjonalnej i mentalnej na sferę fizyczną.

Rzeczywistość przejawia się na wielu różnych płaszczyznach jednocześnie, które wzajemnie przenikają się niczym fale radiowe o różnych częstotliwościach. Te różne płaszczyzny istnieją w tej samej przestrzeni, ale w zależności od tego jak działają twoje duchowe odbiorniki — pewne częstotliwości odbierasz świadomie, a niektóre nieświadomie. Do jeszcze innych możesz w ogóle nie być dostrojony, mimo że przenikają wszystko wokół ciebie. Każda z tych płaszczyzn ma swoją określoną naturę i wkład w tworzenie spójnej, złożonej rzeczywistości. Wyróżniamy następujące płaszczyzny na których funkcjonuje człowiek (w kolejności od tych o najbardziej zagęszczonej energii, aż po te najbardziej subtelne i najwyższe wibracyjnie):

• Materialna

• Eteryczna

• Astralna

• Mentalna

• Przyczynowa

• Buddyczna

• Atmiczna

Na każdej z tych płaszczyzn człowiek posiada osobne ciało, a ciała te wzajemnie nakładają się i przenikają, tworząc całe twoje istnienie. Po co nam aż tyle ciał? Każde z nich ma jakąś funkcję i pozwala przejawiać się w określonej części rzeczywistości. Zwykły kamień posiada tylko ciało materialne, ponieważ nie ma w nim życia, emocji czy myśli. Rośliny prócz ciała materialnego, posiadają również eteryczne, które jest nośnikiem energii życiowej. Zwierzęta bogatsze są o ciało astralne, dlatego zdolne są do odczuwania emocji i zachowań instynktownych. Za bardziej złożone myślenie odpowiada sfera mentalna, którą człowiek i prawdopodobnie niektóre gatunki zwierząt (np. delfiny) wytworzyły w sobie w toku ewolucji. Z kolei wyższe ciała odpowiadają już za subtelniejsze przejawianie się w świecie uczuć wyższych i Intuicji — ciała te rozwijają się naturalnie na drodze poszerzania Boskiej świadomości.

Omówmy sobie po kolei wszystkie płaszczyzny, aby lepiej zrozumieć ich rolę w naszym życiu.

Ciało materialne

Fizyczna powłoka naszej duszy, która umożliwia nam życie i przejawianie się w materialnym świecie. W momencie śmierci dusza odrywa się od ciała, a te staje się tylko pustą skorupą, obracającą się w proch. Wcielając się ponownie, w toku życia formowane jest zupełnie nowe ciało, a to jak ono ukształtuje się, zależy przede wszystkim od naszych intencji, wzorców i mechanizmów w podświadomości, które zabieramy ze sobą. Z tego powodu też powstają ciała brzydkie i ładne, chore i zdrowe, czy po prostu przeciętne. Wiele tutaj zależy od samooceny i nastawienia do ciała czy materii.

Co ważne, ciało materialne nie jest konieczne dla istnienia duszy i świadomości. Istnieje wiele dusz, które osiągnęły oświecenie, a nigdy nawet nie tknęły płaszczyzny materialnej — po prostu nic je tutaj nie przyciągnęło. Nowe dusze potrafią kształtować się zarówno w materii, jak i poza nią. W naszym świecie takim przykładem prostych dusz są rośliny czy minerały (tak, też się zdziwiłem, ale minerały to bardzo proste formy życia), które z czasem mogą ewoluować w dusze zwierzęce, a jeszcze później w ludzkie. Bywa też tak, że pewne dusze powstały na płaszczyźnie astralnej czy przyczynowej (i to była dla nich taka podstawowa przestrzeń, jak dla nas materia), ale z czasem postanowiły zejść do materii i wplątały się w cykl fizycznego życia i narodzin. Przy okazji muszę wspomnieć o tym, że dusza nigdy nie cofa się w rozwoju i nie inkarnuje w postaci prostszych form! Zapomnijcie więc o historyjkach w których człowiek, z powodu złych uczynków w kolejnych życiu wciela się jako pies czy komar. Technicznie jest to po prostu niemożliwe.

Niektórzy wierzą też, że Bóg nie działa w materii, co jest bardzo ograniczającym przekonaniem. Boskie energie mają dostęp do wszystkich płaszczyzn rzeczywistości, a życie w w materialnym ciele pozwala na 100% urzeczywistnienia, doświadczania i przejawiania Boskości! Nie musimy więc czekać na śmierć, ani uwalniać się na zawsze od ciała i materii, aby do Boga „wrócić” — jak to głosi wiele religii czy filozofii.

Ciało eteryczne

Sfera eteryczna jest sferą energii życiowej, zwanej „praną” w hinduizmie czy też „chi” według filozofii chińskiej. Źródłem prany jest oddech, dlatego jest on tak niezwykle ważną częścią wielu duchowych praktyk. Eter jest tym, co odróżnia żywą materię od martwej, dlatego każda żyjąca istota takie ciało posiada — bez niego nie byłoby przepływu życiowej energii, a więc i samego życia. Ciało eteryczne jest dokładną kopią ciała fizycznego, również jego wnętrza — wszystkich organów i komórek z jakich się składa. Jest to więc swojego rodzaju energetyczny sobowtór twojego fizycznego ciała. W ciele eterycznym znajdują się kanały energetyczne oraz czakry, które omówimy sobie dokładnie w kolejnym rozdziale.

Ciała fizyczne i eteryczne są mocno ze sobą powiązane i to co się dzieje w jednym z tych ciał, bardzo mocno wpływa na drugie. Fizyczna rana może powodować wyciek nie tylko krwi na poziomie fizycznym, ale również energii życiowej na poziomie eterycznym. Poważne uszkodzenia ciała fizycznego mogą więc prowadzić również do nieodwracalnych uszkodzeń ciała eterycznego i utraty całej energii życiowej, a w efekcie zgonu. Ciało eteryczne zanika po śmierci, tak samo jak to fizyczne i w kolejnym wcieleniu, równolegle z nim jest formowane od zera.

Patrząc w drugą stronę — jeśli dochodzi do zaburzeń w systemie energetycznym, czyli blokad w przepływie energii z powodu np. ograniczających myśli i emocji, ma to wpływ na kondycję ciała fizycznego. Im silniejsze i dłużej trwające zaburzenia, tym większy wpływ na materię. Drobny stres przed wystąpieniem publicznym może objawić się drapaniem w gardle i nerwowym kaszlem, a długotrwałe, ciężkie emocje nienawiści mogą przejawić się jako poważna choroba. Właśnie z tego powodu mówimy o tym, że wszelkie choroby i dolegliwości mają podłoże w psychice, ponieważ ciało nigdy nie choruje bez powodu.

Zazwyczaj wiele musi się wydarzyć, nim choroba zacznie materializować się w ciele. Wyjaśnimy sobie to na nieco uproszczonym przykładzie. Załóżmy, że masz silne bóle brzucha i problemy jelitowe, a jutro czeka cię randka z piękną nieznajomą. Jeśli prześledzimy od początku, co zadziało się w tobie, to zobaczymy, że najpierw pokazała się myśl w ciele mentalnym: że nie poradzisz sobie na jutrzejszej randce i zostaniesz odrzucony. W ciele astralnym pojawiły się emocje lęku, odrzucenia i poczucia niezasługiwania na miłość. Właśnie takie, a inne reakcje są efektem tego, co już wcześniej znajdowało się w podświadomości — grunt okazał się być dobry dla negatywnych odczuć i to one zaczęły dominować. Randka stała się zaś punktem zapalnym, który ruszył lawinę automatycznych reakcji podświadomości. W efekcie zaczął zapychać się twój system energetyczny — pojawiły się napięcia, blokady przepływu energii i stłumienia w konkretnych rejonach powiązanych z emocjami i odrzuceniem. Tak się składa, że są to okolice brzucha, więc właśnie w brzuchu przejawiły się konkretne dolegliwości związane z nieprawidłowym działaniem ciała eterycznego.

Pamiętaj więc o zwracaniu uwagi na sygnały Twojego ciała, ponieważ wszystko co tam się dzieje, jest skutkiem konkretnych zależności.

Negatywne emocje i myśli uderzają w ciało eteryczne prowadząc do chorób i dolegliwości w trzech różnych wariantach:

• Emocje i myśli są bardzo silne, traumatyczne — efekty w ciele potrafią być natychmiastowe np. nagła utrata wzroku.

• Emocje i myśli niekoniecznie są silne, ale przeżywane regularnie np. chroniczny stres — objawy w ciele pojawiają się i nasilają stopniowo.

• Emocje i myśli nie muszą być ani silne, ani regularne, ale jest ich bardzo dużo z różnych źródeł i dochodzi do przeciążenia — objawy w ciele mogą być zarówno stopniowe, jak i bardzo nagłe, gwałtowne.

Można więc powiedzieć, że ciało eteryczne jest pośrednikiem między ciałem fizycznym, a wyższymi ciałami, od astralnego wzwyż. To, co się dzieje w jednym z ciał, wpływa na system energetyczny w ciele eterycznym, a to z kolei ma przełożenie na funkcjonowanie człowieka jako całości. Jeśli chcemy żyć zdrowo i szczęśliwie, musimy dbać o każde z naszych ciał z osobna i wszystkie razem — zaniedbasz ciało fizyczne, to ucierpi na tym psychika i emocje. Katujesz się emocjonalnie, to zamęczysz psychikę i doprowadzisz ciało fizyczne do chorób. Musisz postrzegać siebie jako system naczyń połączonych, gdzie każda jego część jest tak samo ważna i potrzebuje właściwej opieki.

Ciało astralne

W tym miejscu warto wprowadzić rozdzielenie na emocje i uczucia, ponieważ nie są one tym samym, a nie dla każdego jest to oczywiste. Emocje mogą być zarówno pozytywne, jak i negatywne, ale charakteryzują się tym, że na dłuższą metę kosztują nas sporo energii i ciężko je wytrzymać w większych dawkach. Uczucia z kolei są jednoznacznie pozytywne, nie kosztują nas żadnego wysiłku i doświadczenie ich nieprzerwanie, nawet przez wieczność, byłoby samą przyjemnością. Niektóre uczucia wyższe jak np. radość czy miłość mają swój emocjonalny odpowiednik, który nie ma nic wspólnego z Boskimi energiami najwyższej jakości. Taka emocjonalna radość jest intensywna — głośno się śmiejemy, całe ciało się trzęsie od emocji — nie chcielibyśmy w takim stanie przebywać cały czas, bo nie dałoby się tak normalnie funkcjonować. Z kolei uczuciowa radość wiąże się z bardzo spokojnym, otulającym uczuciem, które sprawia wiele przyjemności i nigdy nie męczy.

W astralu nie ma miejsca dla uczuć wyższych, ponieważ jest to przestrzeń niższa wibracyjnie. Tutaj powstają wszelkiego rodzaju emocje i abstrakcyjne wyobrażenia, ale jeszcze nie mentalne — bardziej związane z czuciem i obrazem niż analitycznym myśleniem. Płaszczyzna astralna odpowiada również za nasze sny. Samo śnienie polega właśnie na tym, że świadomość w stanie większego bądź mniejszego zawężenia, eksploruje sobie różne zakątki świata astralnego. Zazwyczaj są to miejsca tworzone przez nasz umysł na podstawie wcześniejszych doświadczeń, ale czasami podświadomość podłącza się również pod cudze twory.

W astralu istnieje absolutnie wszystko, co jakakolwiek żywa istota poczuła czy sobie wyobraziła. Jest to więc nieskończenie duży śmietnik, wypełniony przeróżnymi tworami. Nadmierne angażowanie się w tą płaszczyznę rzeczywistości prowadzi do pomieszania i pogubienia. Właśnie sfera astralna jest źródłem najbardziej nieprzytomnej i oderwanej od rzeczywistości duchowości oraz ezoteryki. W tym ogromnym zbiorze wyobrażeń i emocji mamy cały przekrój energii. Od najniższych, plugawych, niepokojących i obrzydliwych, aż po wysokie, pełne dobra, śliczne i kolorowe. Warto jednak mieć na uwadze, że wszelka „miłość” czy przekazy z astralu tak naprawdę są tylko wyobrażeniem prawdziwych uczuć i Boskiej mądrości. To jest taka różnica, jak między lotem na księżyc, żeby go osobiście dotknąć, a zobaczeniem tylko jego odbicia na tafli jeziora. Niby ten sam księżyc, ale zupełnie inne doświadczenia, a co za tym idzie — jest spora różnica w zrozumieniu czym on w ogóle jest i jak działa.

Przy okazji warto jeszcze wspomnieć o myślokształtach. Zawsze, kiedy o czymś myślimy lub sobie coś wyobrażamy, zasilamy to naszą energią. Sama już koncentracja umysłu wiąże się z posyłaniem energii w przestrzeń, na której ten się skupia. Im bardziej się na czymś koncentrujemy i im więcej emocji w to wkładamy, tym więcej płynie energii. Przypomina to nadmuchiwanie balonika, gdzie nasze myśli, wyobrażenia i emocje tworzą sztuczny, astralny twór zwany myślokształtem. Te zaś „przyklejają się” się do różnych obiektów, miejsc czy osób wokół których zostały zbudowane. Jeśli cała grupa ludzi robi to w stosunku do tego samego obiektu czy konceptu — powstaje myślokształt zbiorowy. Choćby każde zamieszkane domostwo ma swój własny myślokształt, będący zbiorem emocji, doświadczeń i myśli związanych z tym, co się działo w samym budynku. Wielu ludzi czuje, że wchodząc do czyjegoś domu, ten ma swój specyficzny klimat — czasami przyjemny, a czasami odpychający. Opuszczone mieszkanie może być jeszcze przez wiele lat przesiąknięte myślokształtami jego domowników, szczególnie jeśli były one bardzo silne, ponieważ np. doszło do tragedii. Z czasem jednak nawet te najsilniejsze twory, niezasilane przez nikogo, naturalnie wygasają, a znacznie przyspiesza to pojawienie się nowych lokatorów z odmienną energią, która szybko wypiera starą. No chyba, że nowi właściciele mają w sobie zachłanność bądź podatność na energie, które dominowały wcześniej w tej przestrzeni i będą je dalej zasilać podtrzymując stare myślokształty przy życiu. Z tego powodu przeprowadzka osoby z depresją do mieszkania, w którym ktoś popełnił niedawno samobójstwo, będzie bardzo złym pomysłem.

Innym przykładem zbiorowej struktury może być choćby bóg dowolnej religii, który jest wspólnym wyobrażeniem wszystkich jego wyznawców. Jeśli miliony ludzi zasila nieustannie taki myślokształt, to jest on tak wielki i potężny, że może nawet wpływać na naszą rzeczywistość! Ludzie, którzy są do niego dostrojeni, mogą mieć różne wizje czy doświadczyć cudownego uzdrowienia, dlatego każda religia ma swoje własne dowody na prawdziwość jej założeń. W rzeczywistości jest to jednak zbiorowa kreacja jej wyznawców i ich wspólna energia. Tak potężny jest nasz umysł, że możemy tworzyć nawet własnych bogów i obdarzać ich mocami. To wciąż jednak jest tylko iluzoryczne odbicie rzeczywistości, a nie prawdziwa Boskość. Astralne twory wymagają nieustannego zasilania energią, ponieważ składają się tylko z tego, co dostają od swoich twórców, czyli „żywych baterii”. Gdyby wszyscy wyznawcy zapomnieli o swoim bogu i już nikt by go nie zasilał, z czasem przestał by on po prostu istnieć — co z zresztą spotkało już wiele starożytnych, zapomnianych bóstw.

W tym miejscu chciałbym przestrzec przed bardzo dużym zagrożeniem na duchowej drodze — w świecie astralnym jest mnóstwo tworów, które kreują przeróżne historie, aby kraść energię od innych istot, gotowych zaangażować się emocjonalnie w daną sprawę. Stąd przeróżne channelingi, przekazy, duchowe misje, wizje i tego typu zjawiska. Im bardziej emocjonalnie, tym lepiej, ponieważ wtedy płynie więcej energii — stąd tak duży popyt na końce świata, spiskowe teorie dziejów i inne rozbudzające wyobraźnię historie. Bóg z tym wszystkim nie ma nic wspólnego i jeśli interesuje nas nasza Boska natura, to astralem lepiej jest się za bardzo nie interesować — tylko na tyle, na ile jest to potrzebne do uzdrowienia pewnych rzeczy w nas samych. Osobiście więc unikam wszelkiego rodzaju przewodników duchowych, aniołów i innych pośredników, ponieważ wolę odnosić się zawsze bezpośrednio do samego Boga w najczystszej postaci. Czasami warto przez jakiś czas wspomóc się takimi pośrednikami, jeśli podświadomie mamy zbyt negatywne wyobrażenia na temat Boga. Docelowo najlepiej sobie tą relację uzdrowić i bezpośrednio przekierować się na Niego. W ten sposób zmniejszamy szansę na to, że damy się wmanewrować w coś niekoniecznie korzystnego dla nas. Szczególnie, że na astralną duchowość jest też duże zapotrzebowanie i takich pseudorozwojowych przestrzeni w astralu jest na pęczki. Potem mamy ludzi, którzy myślą, że optymizm to postrzeganie wszystkiego przez różowe okulary, miłość to bezmyślne kochanie wszystkich jak leci, a Bóg to taki zabawny facet, który lubi wymyślać ciekawe misje dla przypadkowych ludzi.

Na koniec dodam jeszcze, że sfera astralna to ulubiona przestrzeń wszelkiego rodzaju artystów — dziwne, abstrakcyjne i niepokojące formy mają świadczyć o głębi emocjonalnej dzieł twórcy, ale czy niesie to rzeczywiście za sobą jakąkolwiek wartość? „Dziwność” form astralnych może ciekawić i fascynować, ale im bardziej dostrajamy do wysokich, Boskich wibracji, tym mniej nas ciągnie do przestrzeni astralnych, nawet tych o najwyższych energiach. W każdym razie, mimo szacunku do umiejętności, osobiście nie chciałbym wchodzić w te rejony astralu, do których dostrajał się choćby taki Beksiński, gdy tworzył.

Ciało mentalne

Sfera intelektu, analitycznego myślenia, przetwarzania informacji, myśli i mentalnych wyobrażeń. Pod pewnymi względami jest podobna do astralu, ale z pewnością mniej kolorowa czy abstrakcyjna. Praktycznie cała nasza współczesna nauka opiera się na płaszczyźnie mentalnej, dlatego choćby psychologia jeszcze raczkuje i nie zawsze sobie radzi ze złożonością ludzkiej psychiki, a dostrzeżenie i zbadanie wyższych sfer Boskich jest dla niej kompletnie poza zasięgiem. Umysł mentalny Boga nigdy nie znajdzie, a największym ograniczeniem dzisiejszej nauki jest błędne założenie, że sfera intelektu jest sferą nadrzędną i najlepiej nadającą się do odkrywania wszelkich aspektów rzeczywistości.

W dzisiejszych czasach, w zachodniej cywilizacji dość duży nacisk jest kładziony na rozwijanie sfery mentalnej, co prowadzi do przerostu tego ciała ponad normalne potrzeby. W efekcie wiele osób podchodzi do spraw emocjonalnych i uczuciowych z tego poziomu, co kończy się sporym pomieszaniem w życiu. Rozum nie jest w stanie zrozumieć emocji i uczuć, ponieważ jego zadaniem jest coś zupełnie innego! Na terapie, czy to konwencjonalne, czy duchowe, trafia wiele osób zbyt mocno osadzonych w intelekcie. Kiedy opowiadają o sobie, swoich emocjach czy dzieciństwie — praktycznie w ogóle tego nie czują. Coś tam przeczytali i analizują umysłem, że skoro mama krzyczała, to znaczy, że pewnie mają traumę i teraz trzeba popracować nad przebaczeniem. Mogą naprawdę czuć jakieś emocje, ale cały czas używają umysłu, aby je nazwać, zrozumieć i zaszufladkować — czucie jest więc odpychane na rzecz myślenia. Nie chcą też pracować nad pewnymi tematami, bo oni już to „wiedzą” — jest jednak istotna różnica między „wiedzieć”, a „rozumieć”. Taka terapia nie ma prawa działać i na dłuższą metę nie przynosi większych efektów. Bez zajęcia się emocjami z właściwego dla nich poziomu, nie jesteśmy w stanie tak naprawdę nic z nimi zrobić.

Tak jak w astralu mamy wyobrażenia o Boskiej miłości w formie emocji, tak samo w sferze mentalnej też istnieją umysłowe wyobrażenia zarówno emocji, jak i Boskich uczuć. To już jest drugi poziom na którym można sobie wyobrażać Boga i Jego poszczególne aspekty, zamiast ich po prostu doświadczać w czystej formie. Płaszczyzna mentalna pozwala na tworzenie bardziej złożonych form niż te astralne, dlatego tutaj można sobie tworzyć sztuczne odbicie wszelkich aspektów rzeczywistości. Rozumem możemy próbować pojąć sens życia, świat materialny, emocje, uczucia, Boga, relacje z ludźmi — dosłownie wszystko. Łatwo tutaj wpaść w pułapkę, ponieważ w sferze mentalnej tak naprawdę można udowodnić każdą teorię, łącznie z jej zaprzeczeniem. Wszystko bowiem zależy od początkowych założeń, a te mogą być praktycznie dowolne. Mogę sobie założyć np. że nasz świat jest tylko bardzo złożoną symulacją i nie istnieje naprawdę (są takie teorie, powstały nawet prace naukowe na ich temat!), a tam samym mogę obalić wszystkie założenia, jakie ma dzisiejsza nauka. Sfera mentalna była od wieków ulubioną przestrzenią dla wszelkiej maści filozofów i z pewnością nie raz słyszeliście o co ciekawszych tworach ich umysłów. Duchowi adepci potrafią też poszaleć pod wpływem duchowych teorii i tworzą w swoich umysłach różne dziwne przekonania — zdarza się, że ktoś przeczyta o Boskiej naturze człowieka i stwierdza mentalnie — „jestem Bogiem!”. A, że mentalny umysł w ogóle nie rozumie, o co w tym chodzi, to prowadzi to do pomieszania, a czasem i wyrządzenia sobie krzywdy. Do psychiatrów trafiają od czasu do czasu osoby, które mentalnie stwierdziły, że np. nie istnieją i tak bardzo uwierzyły w swoje urojenia, że przestały je odróżniać od rzeczywistości.

Ciało mentalne może nam bardzo dobrze służyć, jeśli jest właściwie używane do tego, do czego zostało stworzone. To dzięki niemu mogłem zrozumieć złożone przepisy prawa podatkowego, aby móc prowadzić własną działalność. To dzięki niemu znajduję odpowiednie słowa, aby przekazać ci w formie książki to, co czuję i czego jestem świadomy. Na pewno nie warto go odrzucać i traktować jak coś złego i ograniczającego — do czego mają tendencje niektórzy rozwojowcy, nadmiernie zafascynowani z kolei światem astralnym.

Ciało przyczynowe

Nazywane jest również wyższym ciałem mentalnym, gdyż spełnia podobną funkcję, co poprzednie ciało. W tym wypadku jednak wychodzimy poza zamknięte i ograniczone formy pochodzące z płaszczyzny mentalnej, a otwieramy się na nieograniczoną, Boską wolność. Myślenie przyczynowe jest dużo prostsze i genialniejsze w swojej strukturze — wystarczy dosłownie krótki przebłysk w ułamku sekundy, aby całkowicie zrozumieć i objąć świadomością złożony problem. Niższe ciało mentalne musi zbierać dane i analizować je, aby tworzyć konkretne zbiory wyobrażeń i poruszać się w nich. Tutaj zaś, natychmiast przychodzi intuicyjna odpowiedź i po prostu wszystko doskonale rozumiesz, widząc to takim, jakim jest naprawdę. Przychodzi również głębokie zrozumienie przyczyn i skutków tego, co doświadczasz. W świecie przyczynowym nie ma miejsca na dyskusje, filozofowanie i kombinowanie, ponieważ tutaj już nie pojawiają się iluzje ego — jest jedynie czysta, niczym nieograniczona rzeczywistość.

To ze sfery przyczynowej pochodzą genialne pomysły i inspiracje. Mają one jednak dość abstrakcyjną formę w porównaniu z tym, do czego przyzwyczaił nas konkretny, ale prostszy umysł mentalny. Abstrakcyjność tego, co przychodzi z płaszczyzny przyczynowej oraz tych wyższych, wynika z faktu, że jest to po prostu dużo subtelniejsze, ale też na swój sposób bardziej złożone niż niższe formy astralne i mentalne. Jedno takie odczucie przyczynowe może nieść ze sobą bogatszy przekaz niż setka myśli. Jest on też rozumiany natychmiast w całości, jak i w poszczególnych jego elementach jednocześnie. Postrzegamy więc rzeczywistość całościowo i szczegółowo, wraz z całą przyczynowością zachodzących zjawisk. Jest to więc dużo bardziej zaawansowana forma odbierania rzeczywistości, a jednocześnie dużo prostsza w „użytkowaniu”, niż wysiłkowe myślenie mentalne (myślenie przyczynowe przychodzi bez wysiłku).

Ciało buddyczne

Przestrzeń uczuć wyższych, których natura jest czysta, świetlista i nieuwarunkowana. To stąd pochodzi czysta miłość, szczęśliwość, spełnienie, wolność i wiele innych, cudownych uczuć. W przeciwieństwie do emocji, które pojawiają się pod wpływem konkretnych czynników — Boskie uczucia po prostu są. Możemy ich doświadczać nieustannie, bezwarunkowo, tak po prostu. Im bardziej rozwijamy świadomość w tym ciele, tym bardziej zanika potrzeba sięgania po emocje i wyobrażenia ze świata astralnego. Stajemy się też odporni na niskie emocje i energie z otoczenia, gdyż nasze wibracje stają się na tyle wysokie, że te niższe po prostu nie mają do nas dostępu (nie ma w nas już nic, co by chciało się do nich dostrajać).

Ciało atmiczne

Najwyższa wibracyjnie płaszczyzna rzeczywistości. Ciało atmiczne staje się odpowiednikiem naszego ciała fizycznego i eterycznego w momencie, gdy nasza świadomość i wibracje będą odpowiednio wysokie. Ciało to nie choruje, nie doświadcza bólu, nie da się go zniszczyć. Może być dowolnie formowane i pojawiać się w dowolnym miejscu wszechświata — nie ograniczają go bowiem żadne fizyczne prawa. Podobno istoty przebywające w niskich energiach nie są w stanie go nawet zobaczyć, co jest zapewne jednym z powodów, dla których tak wysoko rozwinięci mistrzowie duchowi nie pokazują się całemu światu.

Podsumowanie

Typowy