Pozytywna dyscyplina - Jane Nelsen - ebook + książka

Pozytywna dyscyplina ebook

Jane Nelsen

3,3
59,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Pozytywna dyscyplina to klasyczna metoda wychowawcza, oparta na wzajemnej miłości i szacunku , wywodząca się z nurtu psychologii indywidualnej Alfreda Adlera.

Polskie wydanie książki ukazało się dzięki pomocy finansowej setek rodziców, którzy przekonawszy się o skuteczności metody, wsparli ten projekt na drodze crowdfundingu.

Na jej kartach znajdziesz odpowiedzi na wiele rodzicielskich pytań:

  • Co mam robić, gdy nie mogę się dogadać z dzieckiem?
  • Jak mam mówić, żeby dziecko mnie słyszało i częściej słuchało?
  • Jak stworzyć warunki do współpracy z dzieckiem?
  • Jak wspierać dziecko bez rozpieszczania?
  • Jak wyznaczać granice, ustalać i egzekwować umowy i dzielić się z dzieckiem obowiązkami?
  • Jak pomóc rodzeństwu dogadać się ze sobą?
  • Jak budować w dziecku zdrowe poczucie własnej wartości?
  • Jak wzmacniać jego zaufanie do siebie?
  • Dlaczego dzieci różnią się od siebie w zależności od kolejności urodzenia?
  • Jak sprawić, żeby bycie rodzicem było łatwiejsze?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 449

Oceny
3,3 (3 oceny)
1
1
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: POSITIVE DISCIPLINE
Przekład: ANNA CZECHOWSKA, ANNA ROSIAK
Redakcja: BLANKA ŁYSZKOWSKA
Redakcja techniczna: PIOTR PAPROCKI
Korekta: MARIA SZEWCZYK
Ilustracje i projekt okładki: BEATA KOSTUCH-WIŚNIEWSKA
Opracowanie graficzne, skład i przygotowanie do druku: Fundacja Cultura Animi / www.cultura.org.pl
Copyright © 1981, 1987, 1996, and 2006 by Jane Nelsen All rights reserved. This translation published by arrangement with Ballantine Books, an imprint of Random House, a division of Random House LLC
© Copyright for Polish edition by CoJaNaTo Blanka Łyszkowska, Warszawa 2015
Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody CoJaNaTo Blanka Łyszkowska
Wydanie I, Warszawa 2015
ISBN 978-83-xxxx
CoJaNaTo ul.Pustelnicka 48/4; 04-138 Warszawa tel. +48 728 898 892;www.cojanato.pl e-mail:[email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

PODZIĘKOWANIA ZESPOŁUPOZYTYWNA DYSCYPLINA

Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy wsparli nas duchowo, mentalnie i finansowo w trakcie naszej kampanii zbierania funduszy na wydanie książki Pozytywna dyscyplina na portalu Polak Potrafi. Wdzięczne jesteśmy również tym, którzy pomogli nam – laikom w temacie w wydawania książek – doprowadzić cały proces do końca, służąc radą i bezinteresowną pomocą. Dziękujemy naszym rodzinom – bez ich miłości, wiary i cierpliwości trudniej byłoby dzień po dniu realizować ten projekt.

Pomogliście nam spełnić nasze marzenie i oto dziś w Waszych rękach znajduje się jeden z egzemplarzy książki. Pozytywna dyscyplina trafia „pod strzechy” i mamy nadzieję wkrótce stanie się powszechnie rozpoznawaną metodą wychowawczą w Polsce.

Dziękujemy osobom i firmom, które wybrały nagrodę „Zestaw współpromotora” i zostały współpromotorem pozytywnej dyscypliny w Polsce, oto one:

Anna Pyrek z firmy CoachWise S.A.

Fantastyczne Miejsce dla Małych i Dużychwww.fantastycznemiejsce.pl

Filip Matuszewski

Kinga Nałęcz

www.babyboom.pl

ProfiConsulting Sp. z o.o.

Santi z Love by Santiwww.lovebysanti.pl

Sylwia Kocoń, Metafizyczny Terapeutawww.duchimateria.pl

Sylwia Szpikowska, Trenerka Świadomego Rodzicielstwa

Biuro Podróży Victoria Travelwww.zdziecmi.pl

WSTĘPDO WYDANIA POLSKIEGO

Oto my: Thuy, Asia, Ania i Sylwia – cztery mamy zakochane w pozytywnej dyscyplinie. Nasza miłość do tej metody nie była miłością od pierwszego wejrzenia, ale spójność koncepcji, jej kompatybilność z naszymi wartościami oraz konkretne wskazówki wychowawcze, które okazały się skuteczne w naszych rodzinach, szybko podbiły nasze serca. Historia każdej z nas jest inna, mamy różne podejście do otaczającego nas świata i zupełnie różne rodziny, ale pozytywna dyscyplina spełniła wszelkie nasze oczekiwania. A najlepsze jest to, że po prostu działa. To takie proste!

Dzięki pozytywnej dyscyplinie w naszym życiu pojawiło się więcej radości, a rodzicielstwo stało się jeszcze większą frajdą. Chcemy dzielić się tym, co dzięki niej zyskałyśmy. Odkąd prowadzimy warsztaty i indywidualne konsultacje dla rodziców, widzimy, jak stają się bardziej wolni, uśmiechnięci i skuteczni w relacjach z partnerami i dziećmi. Codzienne trudności przestają im przeszkadzać, ponieważ wiedzą, jak sobie z nimi radzić. Znika bezradność, a pojawia się więcej miłości. Jesteśmy bardzo wdzięczne Jane Nelsen za stworzenie tej metody, bo dzięki niej możemy wykonywać tak wspaniałą i pożyteczną pracę.

Nasze marzenie o tym, by pozytywną dyscyplinę przbliżyć wszystkim rodzicom, nauczycielom i osobom pracującym z dziećmi w Polsce spełnia się krok po kroku. A dowodem na to są tysiące fanów PD na Facebooku, setki uczestników warsztatów stacjonarnych i webinariów oraz ta książka. Na naszej stronie www.pozytywnadyscyplina.pl znajdziesz informacje o metodzie, opisy technik oraz kalendarz warsztatów – pragniemy, żeby była ona inspirującym źródłem wiadomości dla wszystkich rodziców, nauczycieli i opiekunów pragnących stosować pozytywną dyscplinę na co dzień.

Trzymasz w rękach książkę, która ma potencjał, by zmienić Twoją rodzinę. Zniwelować przyziemne trudności i ułatwić codzienne życie, tak by wygospodarować w nim więcej czasu na wspólne zajęcia, hobby, ciekawe rozmowy i czas dla siebie.

Możesz sprawić, że twoje życie będzie wspaniałą podróżą wypełnioną miłością bliskich osób. Wykorzystaj tę szansę!

Serdeczności,

Zespół Pozytywnej Dyscypliny

THUY MINH DAO

ANNA CZECHOWSKA

JOANNA BARANOWSKA

SYLWIA ANDERSON-HANNEY

O AUTORCE

Dr Jane Nelsen, to licencjonowana terapeutka małżeństw i rodzin, mieszkająca w San Clemente w Kalifornii oraz South Jordan w Utah. Jest mamą siedmiorga dzieci i babcią osiemnaściorga wnucząt. Przez dziesięć lat pracowała jako doradca wychowawczy w szkołach podstawowych oraz wykładowca szkół wyższych z zakresu psychologicznego rozwoju dziecka. Obecnie dzieli czas pomiędzy męża, dzieci i wnuki, pisanie książek oraz prowadzenie warsztatów i wykładów.

Jako autorka i współautorka ma w swoim dorobku osiemnaście książek – wydrukowanych w ponad dwóch milionach egzemplarzy i przetłumaczonych na piętnaście języków – między innymi popularną serię Positive Discipline, Raising Self-Reliant Children in a Self-Indulgent World, Positive Discipline in the Classroom, Positive Time-Out and Over 50 Ways to Avoid Power Struggles in Homes and Classrooms orazSerenity: Eliminating Stress and Finding Joy and Peace in Life and Relationships. Jest również współautorką podręczników dla edukatorów pozytywnej dyscypliny: Positive Discipline in the Classroom orazTeaching Parenting the Positive Discipline Way. Jako ekspert do spraw wychowania uczestniczyła między innymi w programach Oprah, Sally Jessy Raphael Show i Twin Cities Live, a jej nazwisko pojawia się często w licznych czasopismach skierowanych do rodziców.

Stworzona przez nią strona www.positivediscipline.com zawiera mnóstwo artykułów, użytecznych informacji wychowawczych, darmowy newsletter i podcasty.

Dla Barry’ego

W ciążę z szóstym dzieckiem zaszłam podczas pisania pracy magisterskiej na uniwersytecie, który położny był osiemdziesiąt kilometrów od naszego domu. Ponieważ moje porody zaczynają się zwykle przed czasem i przebiegają bardzo szybko, przez cały dziewiąty miesiąc ciąży Barry woził mnie na uczelnię (w samochodzie na wszelki wypadek mieliśmy wszystko, co potrzebne do porodu) i czekał aż skończę zajęcia. Mark przyszedł na świat podczas przerwy bożonarodzeniowej. Uwielbiam karmić piersią, dlatego wkrótce potem, Barry, tym razem nie tylko ze mną, ale i z Markiem, znów codziennie, pokonywał stusześćdziesięciokilometrową trasę. Dzięki temu mogłam studiować, a w przerwach między wykładami zajmować się małym i go karmić.

To Barry był aniołem, który wstawał w nocy do płaczących maluchów, zmieniał pieluchy i przynosił mi je do karmienia. Jeśli ja wstawałam w nocy, nie mogłam potem zasnąć, Barry zaś zasypiał natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki. Trzy lata później, po urodzeniu Mary, obydwoje zapragnęliśmy wrócić na studia i uzyskać dodatkowe tytuły. Nie mogliśmy studiować jednocześnie, gdyż dwójka naszych dzieci nie miała jeszcze pięciu lat. To ja wróciłam na uniwersytet, bo Barry uznał, że moja miłość do nauki jest większa niż jego zapał do studiowania. Czas wolny od pracy (był inżynierem) wolał spędzać z dziećmi w domu niż ślęczeć nad książkami. W tym czasie ja przygotowywałam doktorat z pedagogiki.

Często słyszę pytanie, jak udało mi się tak wiele osiągnąć. Teraz już wiecie. Dlatego właśnie tak bardzo go kocham i doceniam.

PRZEDMOWADO WYDANIA AMERYKAŃSKIEGO

Przez tysiące lat rodzice i nauczyciele uczyli się sztuki wychowywania dzieci od babć, dziadków, ciotek, wujów i sąsiadów, żyjąc przez wiele pokoleń pod tym samym dachem albo nieopodal siebie w relatywnie stabilnych warunkach.

Potem nadeszły zmiany, lecz wartość dzielenia się mądrością i doświadczeniem była instynktownie podtrzymywana przez pielgrzymów oraz pionierów, którzy podróżowali razem i tworzyli społeczności, opierając się na wspólnych wartościach i celach.

W Stanach Zjednoczonych po II wojnie światowej nastąpiła gwałtowana migracja ze wsi i miasteczek do dużych ośrodków miejskich, a w wyniku rewolucji przemysłowej, ustawy dotyczącej pomocy dla weteranów, reakcji na powojenną depresję oraz rozwoju technologicznego dokonały się nieodwracalne zmiany w strukturze społecznej. Wiedza i wsparcie wielopokoleniowej rodziny oraz bliższych i dalszych przyjaciół zostały utracone. Wkrótce po exodusie do miast blisko 11 milionów par wydało na świat przeciętnie 4,2 dziecka. Ci miejscy pionierzy wkroczyli w erę nowego stylu życia i technologii bez wsparcia mocnych relacji rodzinnych i mądrości przodków.

Nie zdając sobie sprawy ze swojej pionierskiej roli, pary te nie przywiązywały wagi do podstawowej strategii wykorzystywanej przez ich praojców w skutecznej kolonizacji nowego kontynentu – pionierzy siadywali wokół ognia razem z autochtonami i wymieniali się wiedzą i doświadczeniem. By oszczędzić swoich, uczyli się na cudzych błędach. Niestety zamiast polegać na sprawdzonych już rozwiązaniach, miejscy pionierzy wybrali życie w izolacji.

Ci, którzy nie zastąpili wsparcia rodziny i społeczności współpracą z innymi podróżnikami, swoje poczucie niedopasowania oraz brak wiedzy ukrywali pod płaszczykiem dumy z „samodzielnego radzenia sobie z problemami”. Zaczęli wierzyć w to, że nie należy wtajemniczać nieznajomych w sprawy rodziny, a wszelakie kłopoty trzeba ukrywać i rozwiązywać – często mało efektywnie – za zamkniętymi drzwiami. Mądrość i zasady przodków wymienili na niesprawdzone metody zaczerpnięte z książek.

W tym samym czasie w USA popularne stało się przekonanie, że jedyną rzeczą potrzebną do wychowania pokolenia idealnych superdzieci są idealni superrodzice. Jednak rzeczywistość szybko je zweryfikowała, a poczucie winy, stres i zaprzeczenie, które pojawiły się w wyniku spowodowanego nią szoku, unieszczęśliwiły wiele osób. Wychowanie dzieci – kiedyś praca wielu pokoleń – stało się nieprzyjemnym i wymagającym dużo czasu oraz siły obowiązkiem dwóch lub więcej całkowicie niedoświadczonych w tej dziedzinie osób.

Statystyki pokazują, że blisko 4,3 miliona dzieci urodzonych w 1946 roku w Stanach Zjednoczonych zalało wielką falą miejskie szkoły w 1951. Dwanaście lat później napisane przez nie testy osiągnięć odwróciły trzechsetletni pozytywny trend. Były pierwszym pokoleniem, które osiągnęło gorsze wyniki w nauce niż ich poprzednicy. Dzieci narodzone po II wojnie światowej rozpoczęły tendencję spadkową w obszarze nauki i osiągnięć oraz tendencję wzrostową w przestępczości, ciążach nieletnich, depresji klinicznej i liczbie samobójstw. Najwyraźniej nasze podejście do wychowania i edukacji dzieci oraz pomysły na to, z jakich zasobów należy w tych procesach korzystać, niezwykle ucierpiały wskutek urbanizacji i skoku technologicznego.

W swojej książce Jane Nelsen zebrała mądrość i wiedzę naszych przodków-pionierów i rozpaliła ognisko dla wszystkich rodziców oraz nauczycieli, którzy poszukują ponadczasowych skutecznych zasad, a nie pustych teorii. Podaje ona niezwykle praktyczny zestaw wskazówek dla opiekunów pragnących pomóc dzieciom nauczyć się samodyscypliny, odpowiedzialności oraz pozytywnego podejścia do życia.

Mam tak dobre zdanie o książce Jane, że znalazła się ona na liście podręczników naszego międzynarodowego programu szkoleniowego Developing Capable People (Rozwijanie Zdolnych Ludzi), który realizowany jest w Ameryce Północnej i Środkowej oraz Afryce. Prezentowane w niej zasady i wskazówki po prostu działają i stanowią doskonały fundament tworzenia bogatego rodzinnego doświadczenia.

H. Stephen Glenn[1]

www.empoweringpeople.com

listopad 1985

WSTĘP I PODZIĘKOWANIADO WYDANIA AMERYKAŃSKIEGO

Pozytywna dyscyplina jest metodą sięgającą swymi korzeniami psychologii Alfreda Adlera i nauk Rudolfa Dreikursa. Niestety nie było mi dane uczyć się od tych niezwykłych ludzi osobiście, ale chciałabym wyrazić swoją wdzięczność tym, którzy zapoznali mnie z ich podejściem. Zmieniło ono moje życie i w sposób niezwykły poprawiło relacje z dziećmi, zarówno w domu, jak i w szkole.

Jestem mamą siedmiorga dzieci i babcią osiemnaściorga wnuków, a piszę te słowa w roku 2006. Wiele lat temu, gdy miałam dopiero piątkę dzieci, w tym dwoje nastolatków, frustrowały mnie te same problemy wychowawcze, które są udziałem wielu współczesnych rodziców. Nie wiedziałam, jak sprawić, by moje dzieci się nie kłóciły, sprzątały po sobie zabawki czy dotrzymywały danego słowa i robiły to, na co się umawialiśmy. Problemem było zagonienie ich do łóżka wieczorem i wyciągnięcie ich z niego rano. Albo wsadzenie do wanny, a potem wyjęcie z niej.

Poranki były doprawdy wyzwaniem, ponieważ wyprawienie dzieci do szkoły wiązało się z nieustannym napominaniem i irytującymi słownymi przepychankami. Po szkole wracaliśmy do walki o odrobienie pracy domowej i wywiązanie się z domowych obowiązków. Moja podręczna walizeczka z metodami wychowawczymi zawierała między innymi groźby, krzyk i bicie. Jednak zarówno ja, jak i moje dzieci szczerze ich nie lubiliśmy, a co gorsza – one po prostu nie działały. Nieustannie groziłam, krzyczałam i biłam za to samo nieodpowiednie zachowanie. Zdałam sobie z tego sprawę pewnego dnia, gdy usłyszałam, jak po raz enty powtarzam pewne zdanie: „Już sto razy mówiłam ci, żebyś sprzątał swoje zabawki”. Nagle dotarło do mnie, kto faktycznie był „tępy”, i jak się domyślacie, nie były to moje dzieci. Cóż za ironia, że potrzebowałam aż stu razy, by zrozumieć, że moje podejście w ogóle nie działa! Niestety nie bardzo wiedziałam, cóż innego mogłabym robić.

Frustrację pogłębiał jeszcze fakt, że studiowałam psychologię i wybrałam specjalizację związaną z dziecięcym rozwojem. Czytałam wiele cudownych książek opisujących niezwykłe rzeczy, które powinnam osiągać, wychowując dzieci, ale żadna z nich nie zawierała konkretnych wskazówek, jak tego dokonać. Wyobraźcie więc sobie, jaką ulgę poczułam, kiedy pierwszego dnia nowego kursu dowiedziałam się, że nie będziemy poznawać kolejnych teorii, lecz dokładnie zgłębimy podejście Alfreda Adlera. Nauczymy się praktycznych umiejętności pomagających dzieciom przestać się niegrzecznie zachowywać i nauczyć się samodyscypliny, odpowiedzialności, współpracy oraz rozwiązywania problemów.

Ku mojej radości to nowe podejście podziałało. Udało mi się zredukować liczbę kłótni pomiędzy dziećmi o przynajmniej 80%. Poznałam metody, dzięki którym wyeliminowałam z naszego życia poranne i wieczorne utarczki oraz uzyskałam większą współpracę, jeśli chodzi o wywiązywanie się z domowych obowiązków. Jednak najważniejszą zmianą było to, że przez większość czasu bycie mamą sprawiało mi po prostu przyjemność.

Miałam w sobie tak wiele entuzjazmu, że pragnęłam dzielić się poznaną wiedzą z innymi. Pierwsza okazja ku temu nadarzyła się podczas pracy z grupą rodziców dzieci niepełnosprawnych fizycznie, psychicznie oraz mających kłopoty z nauką. Początkowo rodzice nie wyrażali jakiejkolwiek chęci, by spróbować nowych metod. Obawiali się, że ich dzieci nie będą w stanie nauczyć się samodyscypliny i współpracy. Wielu rodziców dzieci o różnym stopniu niepełnosprawności nie zdaje sobie sprawy, jak wielkim sprytem wykazują się one w dziedzinie manipulacji. Osoby w tej grupie wkrótce zrozumiały, że rozpieszczanie dzieci, nawet podyktowane pozytywnymi pobudkami, jest wyrazem braku szacunku i że lepszym pomysłem jest wspieranie ich w rozwijaniu własnego potencjału.

Następnie pracowałam jako doradca w Elk Grove Unified School District w Elk Grove w Kalifornii, gdzie wielu rodziców, nauczycieli, psychologów oraz dyrektorów było zwolennikami wykorzystania koncepcji Adlera w celu poprawienia efektywności u dzieci w domu i szkole. Jestem szczególnie wdzięczna psychologowi dr. Johnowi Plattowi, mojemu mentorowi, od którego bardzo dużo się nauczyłam.

Dzięki wysiłkom dr. Dona Larsona, asystenta kierownika, oraz dr. Platta udało się zdobyć rządowe dofinansowanie na rozwój programu wsparcia psychologicznego bazującego na koncepcjach Alfreda Adlera. Miałam to szczęście, że zostałam wybrana na jego dyrektora. W trakcie trzech pierwszych lat rozwoju tego projektu okazał się on tak skuteczny w uczeniu rodziców i nauczycieli, jak wspierać dzieci w zmianie negatywnych nawyków zachowania, że uznano go za wzorowy i przedłużono dofinansowanie na kolejne trzy lata. W tym czasie miał zostać wdrożony we wszystkich okręgach szkolnych w Kalifornii. Nadaliśmy mu nazwę ACCEPT (Adlerian Counseling Concepts for Encouraging Parents and Teachers, czyli Inspirowane psychologią Alfreda Adlera koncepcje wsparcia dla rodziców i nauczycieli). Dzięki temu doświadczeniu miałam okazję podzielić się ideami Alfreda Adlera z tysiącami ludzi. Za każdym razem z podekscytowaniem słuchałam ich opowieści o tym, jak wykorzystali umiejętności przyswojone podczas warsztatów w projekcie ACCEPT. Nauczyłam się wtedy więcej, niż sama przekazałam. Jestem niezwykle wdzięczna osobom, które pozwoliły mi opowiedzieć o ich doświadczeniu innym.

Szczególne podziękowania należą się Frankowi Mederowi za jego wkład dotyczący spotkań klasowych. To on przyczynił się do nazwania i wdrożenia ważnej zasady mówiącej o tym, że w społeczeństwie wolność nie może istnieć bez porządku.

Chciałam również szczerze docenić tych, którzy pracowali przy projekcie ACCEPT. Judi Dixon, Susan Doherty, George Montgomery, Ann Platt, Barbara Smailey, Marjorie Spiak oraz Vicky Zirkle z oddaniem i zaangażowaniem pełnili funkcję liderów grup edukacji rodzicielskiej oraz nadzorowali przygotowanie materiałów wykorzystanych w programie. Podawali również wiele przykładów skuteczności metody, opowiadając o konkretnych sytuacjach z życia ich rodzin oraz rodzin osób, z którymi pracowali.

Lynn Lott, mojej niezwykłej przyjaciółce i koleżance po fachu, pragnę podziękować za wsparcie, które otrzymałam od niej, kiedy okazało się, że jedno z moich dzieci eksperymentuje z narkotykami. Byłam wtedy gotowa zapomnieć o pozytywnej dyscyplinie i powrócić do kontroli i kar. Na szczęście na konwencji NASAP (North American Society of Adlerian Psychology) wzięłam udział w prowadzonym przez nią warsztacie na temat pracy z nastolatkami i natychmiast zrozumiałam, że ona może mi pomóc wytrwać na tej ścieżce. Poprosiłam ją, by napisała ze mną książkę, ponieważ wiem, że jeśli jakieś rozwiązanie sprawdza się w moim przypadku, warto jest się nim dzielić. Napisałyśmy wspólnie cztery książki. Lynn miała duży wpływ na mój rozwój i obecny kształt koncepcji stanowiących fundament pozytywnej dyscypliny.

Moje dzieci zawsze były dla mnie źródłem inspiracji, pomysłów i miłości. Żartobliwie dzielę je na dzieci sprzed, w trakcie i po. Terry i Jim byli już nastolatkami, kiedy w moim życiu zagościła pozytywna dyscyplina. Kenny, Bradley i Lisa mieli wtedy odpowiednio siedem, pięć i trzy lata. Mark i Mary urodzili się, kiedy byłam już całkiem zaawansowanym nauczycielem grup edukacji rodzicielskiej. Byli oni dla mnie inspiracją i stwarzali wiele okazji do tego, by wciąż się uczyć. Nieustannie uświadamiali mi, że ekspertem od wychowania dzieci byłam tylko wtedy, kiedy ich jeszcze nie miałam.

Największą korzyść odniosłam ze zrozumienia zasad i umiejętności, które przyczyniają się do wzajemnego szacunku, współpracy, radości oraz miłości. Kiedykolwiek świadomie lub nieświadomie rezygnuję z podążania za ideami przedstawionymi w tej książce, w moje życie wkracza chaos. Nauczyłam się jednak, że wystarczy wrócić do pozytywnych metod i umiejętności, by nie tylko zażegnać chaos, ale też stworzyć o wiele więcej dobrych rzeczy. Błędy są zaiste wspaniałą okazją do nauki.

Przez te wszystkie lata pozytywna dyscyplina przywiodła do mojego życia wielu cudownych ludzi. Organizacja pożytku publicznego Stowarzyszenie Pozytywnej Dyscypliny (Positive Discipline Association; www.posdis.org) została powołana, by szkolić certyfikowanych Współpracowników Pozytywnej Dyscypliny, prowadzić badania, warsztaty i prezentacje, fundować stypendia, wspierać szkoły oraz dbać o politykę jakości metody. Wymienienie wszystkich osób, które przyczyniły się do jej powstania, zajęłoby mnóstwo stron, więc tego nie uczynię, ale chcę, by wiedziały one, jak bardzo doceniam ich wkład i pracę.

Pragnę podziękować dr Jody McVittie, dr Mike’owi Shannonowi, oraz prof. Martiemu Monroe za przeczytanie tekstu tego wydania i podzielenie się ze mną wieloma wartościowymi sugestiami.

Niezwykłą pomocą służyła mi również moja redaktorka z Ballantine, Johanna Bowman. Kiedy uznałam, że dokonałam już wszelkich możliwych poprawek, wyłuskała pewne szczegóły i dokonała korekt, które sprawiły, że to wydanie jest po prostu bardzo dobre. Dziękuję, Johanno.

WPROWADZENIEDO WYDANIA AMERYKAŃSKIEGO

Jestem niezwykle zbudowana faktem, że książka Pozytywna dyscyplina jest obecna na rynku wydawniczym od dwudziestu pięciu lat i że uznaje się ją dziś za klasykę gatunku. Prawdziwą radość sprawiają mi również słowa wielu rodziców i nauczycieli, którzy uważają, że przyczyniła się ona do poprawy ich relacji z dziećmi w domu i w szkole. Myślę, że poniższe dwa zdania w pewien sposób oddają to wszystko, czego się od nich dowiaduję: „Dzieci tak bardzo się zmieniły, że po dwudziestu pięciu latach byłam gotowa przestać uczyć. Na szczęście pozytywna dyscyplina pozwoliła mi dostosować się do nowych warunków pracy i zmian zachodzących w dzieciach. Uczenie znów sprawia mi przyjemność”; „Ani moje dzieci, ani ja nie jesteśmy idealni, ale teraz bycie rodzicem przynosi mi więcej radości i przyjemności”.

Można się zastanawiać, po co wprowadzać zmiany, jeśli poprzednie wydanie okazało się takim sukcesem. Nie zdziwi chyba nikogo, jeśli napiszę, że przez dwadzieścia pięć lat wiele się nauczyłam. Miałam szczęście pracować z tysiącami rodziców i nauczycieli podczas warsztatów oraz wykładów. Dzielili się ze mną swoimi sukcesami, wyzwaniami i porażkami. Dowiedziałam się od nich, co działa, co trzeba dopracować, a na co położyć większy nacisk oraz o czym należy jeszcze wspomnieć.

Pierwszy rozdział książki zawiera cztery kryteria skutecznej dyscypliny. Dla wielu rodziców i nauczycieli okazały się one pomocne w zrozumieniu różnych podejść do dyscypliny oraz tego, jakie działania rodziców wywierają pozytywny i długofalowy wpływ na dzieci. Cztery kryteria pomagają więc wyeliminować takie metody wychowawcze, które nie odnoszą się z szacunkiem do dziecka i na dłuższą metę nie przynoszą pożądanych rezultatów.

Czasami zastanawiam się, czy walka pomiędzy karą a pobłażliwością trwać będzie wiecznie. Wydaje się, że dla wielu osób istnieją tylko te dwa ekstrema. Wyznawcy kary uważają, że jedyną alternatywą jest pobłażliwość. Ci zaś, którzy się od niej odżegnują, często popadają w drugą skrajność i stają się zbyt ulegli w stosunku do dzieci. Pozytywna dyscyplina pozwala dorosłym znaleźć złoty środek pomiędzy karą a pobłażliwością oraz daje narzędzia, które pozwalają być uprzejmym i stanowczym jednocześnie, a poza tym uczą dzieci cennych życiowych i społecznych umiejętności.

W tym wydaniu kładę większy nacisk na bycie uprzejmym i stanowczym jednocześnie. Rodzice i nauczyciele wciąż mają z tym kłopot. Częściowo wynika on z czarno-białego systemu myślenia: albo to, albo to. Pomocna zwykle okazuje się analogia z oddychaniem. Co by było, gdybyśmy tylko wydychali powietrze, ale go nie wdychali? Odpowiedź jest oczywista. Bycie albo uprzejmym, albo stanowczym nie jest może kwestią życia lub śmierci, jednak bycie uprzejmym i stanowczym może zadecydować o sukcesie bądź porażce. Warto również wiedzieć, że uprzejmość może zapobiec wszystkim problemom wynikającym ze zbytniej stanowczości (takim jak bunt, niechęć czy obniżone poczucie własnej wartości), a stanowczość wszystkim problemom związanym z nadmierną uprzejmością (na przykład pobłażaniu, manipulacji, rozpieszczeniu, obniżonemu poczuciu własnej wartości) tylko i wyłącznie wtedy, kiedy występują w parze.

W tym wydaniu znacznie więcej piszę o używaniu pozytywnej przerwy[2] jako umiejętności życiowej zarówno w przypadku dorosłych, jak i dzieci. Pamiętanie o tym, że podczas konfliktów i kłótni wykorzystujemy głównie nasz mózg gadzi (a przecież gady zjadają swoje młode!), czyli jedynymi dostępnymi dla nas opcjami są walka (walka o władzę) albo ucieczka (wycofanie się i brak komunikacji), pozwala z większym dystansem i humorem podchodzić do tego, co się wydarza. Świadomość tego stanu rzeczy powinna jeszcze bardziej przekonywać nas do stosowania narzędzia, jakim jest pozytywna przerwa, odzyskiwania dobrego samopoczucia i rozwiązywania problemów w oparciu o bliskość i zaufanie, a nie dystans i wrogość.

Bycie uprzejmym i stanowczym przychodzi nam znacznie łatwiej, kiedy ochłoniemy, przeprosimy i wykorzystamy jedno z wielu narzędzi pozytywnej dyscypliny. Dlatego właśnie więcej miejsca poświęciłam tego rodzaju pozytywnej przerwie, która pomaga i dorosłym, i dzieciom poczuć się lepiej, a w efekcie zachowywać się lepiej.

Dla wielu dorosłych barierą nie do przeskoczenia jest fakt, że pozytywna przerwa powinna być czasem przyjemnym i pozytywnym dla dziecka. Mają oni błędne przekonanie, że w ten sposób nagradzają nieodpowiednie zachowanie. Kiedy jednak uświadomią sobie długofalowe konsekwencje kary oraz zasady działania gadziego mózgu, zaczynają też dostrzegać korzyści pozytywnej przerwy.

Kolejnym ważnym tematem tego wydania jest koncentracja na rozwiązaniach. Wcześniej często ogarniało mnie zniechęcenie, ponieważ nieustannie słyszałam wyłącznie o logicznych konsekwencjach. Wydawało się, że rodzice i nauczyciele są przekonani, że istnieją tylko dwa narzędzia dyscyplinowania dzieci: logiczne konsekwencje i odosobnienie. Odosobnienie jest rodzajem kary, tak samo jak są nią logiczne konsekwencje, które zwykle okazują się wilkiem w owczej skórze.

Jedno z moich ulubionych powiedzeń brzmi: „Czyż nie jest szaleństwem uważać, że aby dzieci zachowywały się lepiej, najpierw musimy sprawić, by poczuły się gorzej?”. Słysząc to zdanie, rodzice i nauczyciele najczęściej zdają sobie sprawę z niedorzeczności tego przekonania, a jednak w konfrontacji z nieodpowiednim zachowaniem nagminnie uciekają się do stosowania kar.

Koncentracja na rozwiązaniach była dla mnie swego rodzaju objawieniem. Pewnego dnia uczestniczyłam w spotkaniu klasowym, na którym uczniowie wymyślali „konsekwencje” dla spóźnionego na lekcję ucznia. Zauważyłam, że wszystkie zaproponowane przez nich „konsekwencje” były mniejszą lub większą karą. Zarządziłam przerwę i spytałam: „Jak myślicie, co by się stało, gdybyście zamiast na konsekwencjach koncentrowali się na rozwiązaniach?”. Dzieciaki szybko „złapały”, o co mi chodzi, i wszystkie kolejne sugestie były pomocnymi rozwiązaniami. Od tamtej pory mówię rodzicom o koncepcji skupiania się na rozwiązaniach i zawsze potem słyszę, jak bardzo są zdumieni tym, że dzięki takiemu podejściu liczba kłótni czy walk w domach i szkołach zdecydowanie się zmniejsza.

W tym wydaniu bardzo mocno podkreślam również odpowiedzialność dorosłych za wiele problemów wychowawczych. Zanim rozwinę temat, wyznam, że wahałam się, czy o tym pisać. Obawiałam się, że niektórzy mogą odebrać to jako zarzut, a przecież moim celem jest po prostu budowanie świadomości i związanej z nią odpowiedzialności. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że rodzice mogliby uniknąć wielu wyzwań wychowawczych, gdyby sami podjęli trud zmiany. Szczerze? Miałam dość nieustannego wysłuchiwania narzekań rodziców na dzieci. Zaczęłam więc delikatnie i uprzejmie pytać, jak sami przyczynili się do powstania problemu. Miałam podejrzenia, że niektóre „nieodpowiednie zachowania” dzieci zostały w pewnym sensie „zaprogramowane” przez dorosłych. Przykładem może być „bunt” dziecka w reakcji na żądania rodzica lub nauczyciela. To samo dziecko mogłoby być skore do współpracy, gdyby dorosły zaangażował je w proces wymyślania rozwiązań podczas spotkań rodzinnych czy klasowych albo pomógł mu stworzyć plan dnia, a potem zamiast żądać, pytał: „Jaka była nasza umowa?” lub „Jaka czynność jest następna w kolejności”? Oczywiście może się zdarzyć, że te rozwiązania nie będą działać w każdej sytuacji, dlatego właśnie pozytywna dyscyplina ma tak wiele różnych technik.

Osobowość: jak twoja wpływa na twoje dzieci to zupełnie nowy rozdział, który pomaga zrozumieć dorosłym, do czego zachęcają dzieci swoim zachowaniem – są to zarówno rzeczy pozytywne, jak i negatywne – wynikającym z takiej, a nie innej konstrukcji osobowościowej. Wielu dorosłych nie uświadamia sobie, jak podejmowane w dzieciństwie decyzje wpłynęły na to, kim są dzisiaj, i z kolei jak to, jacy są, wpływa na ich potomstwo. Wiedza zawarta w tym rozdziale może być inspiracją do zmiany własnych zachowań, które być może skłaniają dzieci do podejmowania nie najszczęśliwszych decyzji w procesie kształtowania własnej osobowości. I znów pragnę podkreślić, że pisząc ten rozdział, daleka byłam od oceniania, obwiniania czy kategoryzowania kogokolwiek. Świadomość jest kluczem do zmiany.

Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat w obszarze rodzicielstwa i wychowania dzieci dokonało się wiele zmian. Namacalnym tego dowodem jest między innymi fakt, że na moje wykłady i warsztaty przychodzi coraz więcej ojców, którzy bardziej angażują się w wychowanie dzieci. Inne zmiany (jak na przykład nadmierny materializm czy bycie superrodzicem) da się zniwelować, a poczynione w ich wyniku szkody naprawić, jeśli rodzice wezmą sobie do serca sugestie, które zawsze leżały u podstaw pozytywnej dyscypliny. Najważniejsza z nich mówi o tym, że rodzice wyrządzają dzieciom krzywdę, jeśli zbyt często je wyręczają, nadmiernie chronią, ratują z każdej opresji, nie spędzają z nimi wystarczająco dużo czasu, kupują im zbyt wiele rzeczy, odrabiają za nie prace domowe, gderają, wywierają naciski, stawiają żądania, besztają, a potem w poczuciu winy usiłują im to wynagrodzić.

Fundamentem zdrowego poczucia własnej wartości jest przekonanie: „Jestem zdolny/potrafię”. Kiedy rodzice robią rzeczy wymienione w poprzednim akapicie, dzieci nie mają szansy ani na stworzenie takiego przekonania, ani na rozwinięcie umiejętności, które mogą je w tym wspierać. Nieustanne mówienie dzieciom, co mają robić, nie stwarza im okazji do wymyślania własnych rozwiązań i sprawdzania ich ani do ćwiczenia kompetencji, których rodzice spodziewaliby się u nich w bliskiej przyszłości.

Spotkania rodzinne i klasowe stały się nieco bardziej popularne, ale jeszcze daleka droga przed nami. To właśnie podczas nich dzieci mają okazję rozwijać wszystkie siedem ważnych przekonań i umiejętności opisanych w rozdziale pierwszym. Niestety wielu rodziców i nauczycieli mylnie uważa, że mogą rozwinąć je bez praktyki i doświadczenia.

Niedawno udzielałam wywiadu pewnemu redaktorowi, który był święcie przekonany, że doskonała większość dorosłych wie, że w przypadku dzieci kara nie działa. Życzyłabym sobie, aby była to prawda. Dopóki jednak rzeczywistość wygląda tak, jak wygląda, pozostaje jeszcze wiele do zrobienia. Moim marzeniem jest zaprowadzenie pokoju na świecie poprzez zaprowadzanie go w domach i szkołach. Kiedy zaczniemy traktować dzieci z godnością i szacunkiem oraz uczyć je wartościowych umiejętności życiowych, dzięki którym staną się dobrymi ludźmi, same zaczną dbać o pokój na świecie.

Niektóre książki zostały napisane z myślą o rodzicach, inne o nauczycielach. Ta napisana jest dla jednych i drugich, ponieważ:

• zarówno dla rodziców, jak i dla nauczycieli założenia są takie same. Jedyną różnicę stanowi kontekst, w jakim są stosowane. Wielu nauczycieli jest rodzicami, którzy pragną wykorzystywać te zasady nie tylko w szkole, lecz także w domu;

• porozumienie i współpraca pomiędzy domem i szkołą polepsza się, kiedy rodzice i nauczyciele stosują te same lub podobne metody, pomagając dzieciom i sobie nawzajem w pozytywny sposób.

Zasady pozytywnej dyscypliny można porównać do układanki złożonej z wielu kawałków – koncepcji. Trudno jest dostrzec cały obraz, dopóki nie ułoży się większego fragmentu. Czasem jedno pojęcie, gdy nie jest połączone z innym, nie ma większego sensu.

Kilka elementów układanki:

Zrozumienie czterech celów niewłaściwego zachowania

Uprzejmość i stanowczość jednocześnie

Wzajemny szacunek

Błędy jako okazja do nauki

Poczucie wspólnoty, czyli odpowiedzialność społeczna

Spotkania rodzinne i klasowe

Angażowanie dzieci w rozwiązywanie problemów

Zachęta

Jeśli coś nie działa, prawdopodobnie brakuje jakiegoś elementu – sprawdź to. Rozwiązywanie problemów może nie być skuteczne, jeśli dorośli lub dzieci nie rozumieją, że błędy są wspaniałą okazją do nauki. Spotkania rodzinne lub klasowe mogą nie przynosić pożądanego rezultatu, dopóki uczestniczące w nich osoby nie nauczą się wzajemnego szacunku i nie wezmą na siebie pewnej dozy społecznej odpowiedzialności.

Nadmierna uprzejmość bez stanowczości może prowadzić do nadmiernej surowości. Czasami trzeba zatrzymać się w pół kroku, na chwilę zapomnieć o nieodpowiednim zachowaniu dziecka i uzdrowić relację. Uzdrowienie polega między innymi na stosowaniu zachęty, która usuwa motywację do nieodpowiedniego zachowania, choć nie zajmuje się nim bezpośrednio. Czasem może się wydawać, że zachęta nie działa, dopóki nie zrozumie się przekonań stojących za błędnymi celami.

Książka pełna jest przykładów skutecznego wykorzystania pozytywnej dyscypliny w domach i szkołach. Kiedy zrozumiesz zasady, zdrowy rozsądek i intuicja pomogą ci zastosować je w codziennym życiu. Tysiące rodziców i nauczycieli pomagają sobie wzajemnie w poznawaniu tej metody, organizując grupy edukacji rodzicielskiej i/lub nauczycielskiej. W tych grupach nikt nie jest ekspertem. Każdy opowiada o popełnionych przez siebie błędach i w ten sposób wspomaga proces nauki. Wszyscy wiemy, z jaką łatwością dostrzega się błędy innych i ich potencjalne pomysłowe rozwiązania. Natomiast osobiste problemy mają ładunek emocjonalny, z powodu którego łatwo stracić perspektywę i zdrowy rozsądek. W grupach wsparcia rodzice i nauczyciele uświadamiają sobie, że to, z czym się mierzą, nie jest niczym wyjątkowym i że nikt nie jest idealny. Uczestnicy tych grup często bardzo podobnie reagują: „Co za ulga. Nie jestem jedyną osobą, która doświadcza takiej frustracji!”. Czujemy się lepiej, kiedy uświadamiamy sobie, że jedziemy na jednym wózku.

W grupach edukacji nawet facylitatorzy nie są ekspertami. Na tym polega ich siła i skuteczność. Wszyscy są równi, nikt nie ma gotowych rozwiązań, ale wszyscy mają pomysły. Lider lub liderzy grupy są odpowiedzialni za zadawanie pytań i pilnowanie struktury spotkania, nie za dostarczanie odpowiedzi. Jeśli grupa nie zna odpowiedzi, zawsze można ich poszukać w niniejszej książce.

Dodatki zawierają wskazówki dotyczące facylitacji grup edukacji. Zespół może liczyć od dwóch do dziesięciu uczestników. Większa liczba osób to mniej okazji do osobistego zaangażowania. Zadaniem uczestników jest czytanie rozdziałów z książki, przygotowywanie odpowiedzi na pytania i współpraca z liderami grupy w zakresie osiągania postawionych celów. Jeśli uczestnik nie przeczytał odpowiedniego rozdziału, i tak skorzysta, przysłuchując się dyskusji i uczestnicząc w ćwiczeniach empirycznych.

Nie trzeba od razu koniecznie zgadzać się ze wszystkimi założeniami pozytywnej dyscypliny. Korzystaj z tego, co w danym momencie ma dla ciebie głęboki sens. Jeśli jest coś, co do ciebie nie przemawia, nie musisz wylewać dziecka z kąpielą. Może zdarzyć się tak, że koncepcje, które trudno ci zaakceptować lub zrozumieć dziś, później zaczną mieć dużo większy sens. Pewna kobieta wyznała mi, że próbowała niektórych z zasad na swoim synu tylko po to, by udowodnić, że nie działają, ale ku jej zdumieniu przyczyniły się one do poprawy ich relacji. W krótkim czasie została liderem grup edukacji rodzicielskiej, ponieważ widziała głęboki sens w dzieleniu się tym, co dla niej samej okazało się niezwykle pomocne.

Proces zmiany starych nawyków wymaga cierpliwości w stosunku do siebie i swoich dzieci. Im lepiej rozumie się podstawowe zasady pozytywnej dyscypliny, tym łatwiejsze staje się wprowadzanie ich w życie. Cierpliwość, poczucie humoru i umiejętność przebaczania wspierają proces nauki.

Przestrzegam przed próbowaniem więcej niż jednej nowej metody naraz. Dzięki książce poznasz wiele nowych koncepcji i umiejętności. Pamiętaj też, że praktyka czyni mistrza. Jeśli będziesz zbyt dużo od siebie wymagać, możesz się szybko zniechęcić i uznać, że to wszystko jest zbyt trudne. Próbuj różnych rozwiązań po kolei, sprawdzaj rezultaty i traktuj błędy jako wspaniałą okazję do nauki.

Pozytywna dyscyplina nie sprawia, że dzieci stają się idealne. Jednak wielu rodziców twierdzi, że wprowadzenie w życie jej zasad i rozwiązań przynosi po prostu więcej radości i satysfakcji z przebywania razem. Tego właśnie życzę również tobie!

ROZDZIAŁ 1

POZYTYWNE PODEJŚCIE

.

Nauczycielu! Czy pamiętasz te czasy, kiedy dzieci siedziały wyprostowane w ławkach i bez mrugnięcia okiem wykonywały wszystkie polecenia? Rodzicu! Czy przypominasz sobie, że kiedyś dzieciom nie przyszło do głowy, by pyskować i niegrzecznie zwracać się do osób starszych? Może ty tego nie pamiętasz, ale twoi dziadkowie na pewno tak.

Znam wielu rodziców i nauczycieli sfrustrowanych faktem, że zachowanie współczesnych dzieci nijak ma się do standardów wypracowanych w starych, dobrych czasach. Z czego to wynika? Dlaczego dziś dzieci nie są tak odpowiedzialne i ambitne, jak wydawały się wiele lat temu?

Istnieje wiele możliwych wyjaśnień. Winę za taki stan rzeczy można przypisać rozbitym rodzinom, nadmiernemu wpływowi telewizji, grom komputerowym i pracującym matkom. We współczesnym społeczeństwie te czynniki są tak wszechobecne, że gdyby faktycznie to one były odpowiedzialne za wszystkie wyzwania rodzicielskie, sytuacja wyglądałaby niewesoło. (A przecież każdy z nas zna samotne matki i pracujących rodziców, którzy świetnie radzą sobie z dziećmi po prostu dlatego, że stosują skuteczne metody wychowawcze). Rudolf Dreikurs miał natomiast inną teorię[3]. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zaszły ogromne zmiany społeczne, które znacznie lepiej wyjaśniają, dlaczego współczesne dzieci tak bardzo różnią się od swoich rówieśników sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Na szczęście przyszłość nie rysuje się w czarnych barwach. Większa świadomość, wiedza oraz zwykła chęć mogą zniwelować skutki tych zmian, a przy okazji wyeliminować niektóre z problemów, które zdają się być spowodowane nagminnym rozpadem rodzin, zbyt długim czasem spędzanym przez dzieci przed telewizorem czy trudnościami piętrzącymi się przed samotnymi matkami.

Pierwsza duża zmiana społeczna polega na tym, że dorośli nie są już dla dzieci wzorem uległości i posłuszeństwa i zapominają, że oni również nie zachowują się tak jak za starych dobrych czasów. Kiedyś mama posłusznie wykonywała polecenia taty albo udawała, że to robi, bo takie zachowanie było społecznie akceptowane. Tylko nieliczni kwestionowali nieomylność ojca oraz ostateczność i nieodwołalność jego decyzji.

Dzięki ruchowi na rzecz praw człowieka świat się zmienił. Rudolf Dreikurs podsumował to w następujący sposób: „Kiedy Tata stracił kontrolę nad Mamą, obydwoje stracili kontrolę nad dziećmi”. Oznacza to po prostu, że mama przestała dawać przykład dzieciom, jak być uległym. To zaiste postęp! Nie wszystko za starych, dobrych czasów było dobre.

Funkcjonowało wtedy wiele modeli uległości. Żeby nie stracić pracy, tata słuchał szefa, niezainteresowanego zdaniem podwładnego. Mniejszości godziły się na podrzędną rolę społeczną z dużym uszczerbkiem dla swojej godności osobistej. Dziś wszystkie mniejszości świadome są swojego prawa do całkowitej równości i poszanowania godności. Trudno jest znaleźć kogoś, kto godzi się na to, by traktowano go z pogardą i bez szacunku. Dzieci po prostu podążają za przykładami, które widzą dookoła. One również chcą być traktowane z szacunkiem.

Należy jednak pamiętać o tym, że równość nie zakłada identyczności. Cztery ćwierćdolarówki oraz banknot jednodolarowy różnią się od siebie, choć mają tę samą wartość. Dzieciom nie należą się wszystkie prawa, które w naturalny sposób związane są z większym doświadczeniem, umiejętnościami i dojrzałością. Przewodnictwo i wskazówki dorosłych są niesłychanie ważne. Przede wszystkim jednak dzieciom należy się szacunek. Trzeba dać im też okazję do rozwijania potrzebnych umiejętności życiowych w atmosferze uprzejmości oraz stanowczości, a nie poczucia winy, wstydu i bólu.

Kolejną ważną zmianą społeczną jest to, że współczesne dzieci mają mniej okazji do uczenia się odpowiedzialności oraz automotywacji, ponieważ ich zaangażowanie i wkład nie są koniecznymi warunkami ekonomicznego przetrwania rodziny. W imię miłości dajemy dzieciom za dużo, nie żądając wiele w zamian, co prowadzi do pojawienia się u nich postawy „należy mi się”. Zbyt wiele matek i ojców uważa, że dobry rodzic to taki, który chroni swoje dziecko przed każdym rozczarowaniem. Stajemy się nadopiekuńczy i w ten sposób pozbawiamy dzieci okazji do rozwijania w sobie wiary w umiejętność poradzenia sobie zarówno ze wzlotami, jak i upadkami. Często zaniedbujemy uczenie konkretnych umiejętności z powodu nadmiernej ilości obowiązków, spraw do załatwienia lub po prostu braku świadomości, jak ważne jest, by każdy łącznie z dziećmi miał wkład we wspólne dobro. Nie pozwalamy im w sposób wartościowy i odpowiedzialny wpływać na kształt rodzinnej wspólnoty i w ten sposób czuć przynależność oraz znaczenie, a potem narzekamy i krytykujemy je za to, że nie nauczyły się tej odpowiedzialności.

Ani nadmierna surowość, ani zbytnia pobłażliwość ze strony rodziców i nauczycieli nie sprzyjają kształtowaniu odpowiedzialnej postawy u dzieci. Korzystne warunki pojawiają się wtedy, kiedy stwarza się dzieciom możliwość do przyswajania wartościowych kompetencji życiowych i społecznych kształtujących charakter, w atmosferze uprzejmości, stanowczości oraz szacunku.

Należy podkreślić, że brak kar nie oznacza pozwalania dzieciom na wszystko. Powinniśmy stwarzać im okazje do brania odpowiedzialności również za przywileje. Inaczej wyrosną na ludzi przekonanych, że jedynym sposobem osiągnięcia przynależności i znaczenia jest manipulowanie innymi tak, by im usługiwali. Niektóre dzieci rozwijają się w przekonaniu: „Czuję się kochany tylko wtedy, kiedy inni się mną zajmują”. Inne z kolei rezygnują z jakiegokolwiek wysiłku, ponieważ każde ich zachowanie wiąże się ze wstydem i bólem. Najsmutniejsza sytuacja to taka, gdy pojawia się w nich myśl: „Nie jestem wystarczająco dobry”, oznacza ona bowiem, że nie mają żadnych okazji do ćwiczenia umiejętności, dzięki którym mogłyby poczuć się zdolne. Większość energii zużywają wówczas na mało konstruktywne zachowania typu bunt czy ucieczka.

Jeśli dzieci całą energię oraz inteligencję wykorzystują, by manipulować innymi, buntować się lub unikać tego, co nieprzyjemne, nie rozwijają niezbędnych umiejętności życiowych. W książce Raising Self-Reliant Children in a Self-Indulgent World[4] (Wychowywanie samodzielnych dzieci w pobłażającym sobie świecie) H. Stephen Glenn i ja wyróżniliśmy siedem ważnych przekonań i umiejętności koniecznych do rozwoju kompetentnych społecznie oraz życiowo jednostek. Oto one:

1) głębokie przekonanie o osobistych zdolnościach: „Jestem zdolny i kompetentny”;

2) głębokie przekonanie o własnym znaczeniu w relacjach z najbliższymi osobami: „To, co wnoszę, jest ważne i jestem naprawdę potrzebny”;

3) głębokie przekonanie o osobistej mocy lub wpływie na własne życie: „Mam wpływ na to, co się ze mną dzieje”;

4) dobrze rozwinięte umiejętności intrapersonalne – rozumienie własnych emocji i wykorzystanie tej wiedzy do rozwijania samodyscypliny i samokontroli;

5) dobrze rozwinięte umiejętności interpersonalne – umiejętność pracy z innymi oraz zawierania przyjaźni dzięki dobrej komunikacji, współpracy, negocjacjom, dzieleniu się i empatii;

6) dobrze rozwinięta umiejętność systemowego podejścia do życia: reagowanie na ograniczenia codziennego życia oraz radzenie sobie z konsekwencjami w sposób odpowiedzialny, elastyczny i spójny;

7) dobrze rozwinięta umiejętność oceny – mądra i spokojna ocena sytuacji zgodnie z wyznawanymi wartościami.

Dzieci nabywały tych przekonań i umiejętności w sposób naturalny, gdy pozwalano im pracować ramię w ramię z rodzicami. Można powiedzieć, że były kimś w rodzaju stażystów i w znaczący sposób kształtowały styl życia rodziny. Ironia polega na tym, że w dawnych, dobrych czasach dzieci miały mnóstwo okazji, by rozwijać umiejętności życiowe, a mało, by wprowadzać je w życie. Dziś zaś świat jest pełen okazji i wyzwań, na które niewiele dzieci jest gotowych.

Współczesne dzieci rzadko mają naturalną okazję, by poczuć się potrzebne i ważne, ale tę możliwość mogą im stworzyć rodzice i nauczyciele. Cudowna korzyść uboczna jest taka, że ucząc się bardziej skutecznych sposobów pomagania dzieciom i uczniom w nabywaniu zdrowych przekonań oraz umiejętności, opiekunowie mogą wyeliminować większość problemów wychowawczych. Znaczna część przejawów nieodpowiedniego zachowania wynika z braku rozwoju siedmiu ważnych przekonań i umiejętności, a uświadomienie sobie, dlaczego dzieci nie zachowują się tak jak kiedyś, to pierwszy krok do zmiany. Musimy po pierwsze zrozumieć, że metody polegające na kontroli, które świetnie sprawdzały się wiele lat temu, dziś nie przynoszą pożądanych rezultatów. Po drugie – pogodzić się z tym, że to na nas spoczywa obowiązek, nieco sztucznego, tworzenia warunków (kiedyś pojawiających się w sposób naturalny), w których dzieci mogą uczyć się odpowiedzialności i automotywacji. Po trzecie i najważniejsze – zrozumieć, że współpraca oparta na wzajemnym szacunku i dzieleniu się odpowiedzialnością jest bardziej skuteczna niż autorytarna kontrola (zob. tabela 1).

W zależności od wybranego podejścia rodzice i nauczyciele prezentują różne postawy.

Surowość: „Oto zasady, które cię obowiązują. Za niestosowanie się do nich czeka cię kara”. Dzieci nie biorą udziału w podejmowaniu decyzji.

Pobłażliwość: Zasady nie istnieją. Będziemy się kochać i będziemy szczęśliwi. „Własne zasady będziesz mógł ustalić później”.

Pozytywna dyscyplina: „Wspólnie ustalimy zasady dobre dla wszystkich. W przypadku problemów razem wybierzemy rozwiązania, które wezmą pod uwagę wszystkie zainteresowane osoby. Jeśli będę musiał dokonać oceny lub podjąć decyzję bez twojej pomocy, będę stanowczy i uprzejmy i będę traktować cię z szacunkiem”.

TABELA 1.TRZY GŁÓWNE PODEJŚCIADO INTERAKCJI DOROSŁY–DZIECKO

SUROWOŚĆ

nadmierna kontrola

• porządek bez miłości

• brak wyboru

• „Masz to zrobić, bo ja tak mówię”

POBŁAŻLIWOŚĆ

brak granic

• Wolność bez porządku

• Nieograniczony wybór

• „Możesz postępować tak, jak chcesz”

POZYTYWNA DYSCYPLINA

uprzejmość i stanowczość jednocześnie

• Wolność i porządek

• Ograniczony wybór

• „Możesz wybierać w granicach wyznaczonych szacunkiem dla innych osób”

Zabawnym sposobem zilustrowania ekstremalnych różnic pomiędzy tymi trzema podejściami jest opowieść dr. Platta[5] o małym Janku i jego śniadaniu w trzech różnych domach. W domu surowym, gdzie mama wie najlepiej, co jest najlepsze dla synka, Janek nie może wybrać, co zje na śniadanie. W taki zimny, deszczowy dzień surowe matki na całym świecie wiedzą, że Janek po prostu musi zjeść porcję ciepłej papki. Oczywiście Janek niekoniecznie się z tym zgadza. Patrząc na papkę, mówi: „Ble! Nie chcę tego”. Sto lat temu bycie surową matką było znacznie łatwiejsze. Można było powiedzieć: „Jedz!” i Janek musiałby usłuchać. Dziś jest to nieco trudniejsze, stąd aby wyegzekwować posłuszeństwo, mama przechodzi po kolei przez cztery etapy:

Etap pierwszy. Mama usiłuje przekonać Janka, że ciepła papka na śniadanie pozwoli mu czuć się dobrze cały dzień. Czy pamiętasz, co o owsiance mówią zwykle mamy? Oczywiście, że jest pożywna i sycąca. Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, co myśli trzylatek, kiedy słyszy o tym, że jakaś papka jest pożywna i sycąca? Raczej nie robi to na nim większego wrażenia.

Etap drugi. Mama stara się poprawić smak papki. Dodaje wszelkich możliwych „ulepszaczy” – cukru trzcinowego, rodzynek, miodu, syropu klonowego, a nawet czekolady. Po zjedzeniu kolejnej łyżki Janek obstaje przy swoim: „Fuj! Okropne”.

Etap trzeci. Mama usiłuje nauczyć Janka co nieco o wdzięczności: „Ależ Janku, pomyśl o tych wszystkich dzieciach, które głodują w Afryce”. Janek pozostaje niewzruszony i odpowiada: „No to im ją wyślij”.

Etap czwarty. Wyprowadzonej z równowagi mamie pozostaje tylko siłą nauczyć Janka posłuszeństwa. Daje mu klapsa i oświadcza, że wobec tego będzie chodził głodny.

Mniej więcej po półgodzinie mama zaczyna mieć wątpliwości, czy rzeczywiście odniosła sukces wychowawczy, i ogarnia ją poczucie winy. Co sobie ludzie pomyślą, gdy się dowiedzą, że nie potrafiła nakarmić syna? A jeśli Janek zgłodniał i czuje się źle? Zabawa Janka na podwórku trwa wystarczająco długo, by matczyne poczucie winy zrobiło swoje. Po chwili syn pojawia się w domu i oświadcza: „Mamusiu, mój brzuszek jest strasznie głodny!”.

Teraz mama przechodzi do wygłoszenia najzabawniejszej kwestii pod słońcem, czyli: „A nie mówiłam?”. Nie zauważa, że znudzony Janek błądzi wzrokiem po suficie, czekając, aż w końcu skończy truć. A mama jest w swoim żywiole. Spełniwszy obowiązek uświadomienia mu, że to ona miała rację, daje mu ciasteczko i pozwala iść się bawić. A potem, chcąc zrekompensować brak składników odżywczych na śniadanie, zabiera się za przygotowanie brokułów i wątróbki. Łatwo się domyślić, co się będzie działo podczas obiadu.

Kolejna scenka ma miejsce w pobłażliwym domu, gdzie mama zajęta jest wychowywaniem przyszłego anarchisty. Kiedy ten Janek pojawia się w kuchni, mama pyta: „Co chcesz na śniadanie, skarbie?”. Ponieważ chłopiec już od trzech lat trenuje bycie maminym „skarbem”, bez mrugnięcia okiem przechodzi przez nieco wydłużoną procedurę śniadaniową. Najpierw prosi o jajo na miękko z tostem. Dopiero dziewiąte z kolei okazuje się ugotowane tak, jak trzeba. Po chwili jednak dochodzi do wniosku, że nie ma ochoty na jajko na miękko i żąda francuskiego tosta. Dobrze, że mamie zostały jeszcze trzy jajka. Ona przygotowuje tosta, a Janek ogląda telewizję. W trakcie przerwy na reklamę dowiaduje się, że sportowcy osiągają niezwykłe wyniki, jeśli pałaszują „Śniadanie Mistrzów”. Woła: „Mamo, chcę płatki Wheaties”. Po spróbowaniu Wheaties zmienia zdanie i domaga się płatków Sugar Crispies. Ponieważ mama nie ma Sugar Crispies, w mgnieniu oka się ubiera i pędzi do sklepu. Janek nie musi się wysilać, by wzbudzić w mamie poczucie winy. Ona odczuwa je dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Te historie nie są ani przesadzone, ani wyssane z palca. Pewna matka powiedziała mi, że jej dziecko je tylko ziemniaczane chipsy. Na pytanie, skąd je bierze, wyznała: „Sama je kupuję, ponieważ on niczego innego nie bierze do ust!”. Wiele dzieci wyrasta na tyranów, którzy czują się ważni wyłącznie wtedy, kiedy dzięki manipulacji uda im się nakłonić innych do spełniania swoich żądań.

Teraz przenieśmy się do domu, w którym stosuje się pozytywną dyscyplinę. Dwie ważne rzeczy odróżniają go od poprzednich. Po pierwsze zanim Janek pojawi się na śniadaniu, ubiera się i ścieli łóżko (jak tego dokonać, dowiesz się nieco dalej). Po drugie ma, proporcjonalny do swoich możliwości i umiejętności, udział w jego przygotowaniu: nakrywa do stołu, przygotowuje tosty lub rozbija jajka (tak, trzylatek potrafi sam rozbić jajka – przekonasz się o tym, gdy będziemy omawiać domowe obowiązki).

Dzisiaj na śniadanie serwowane są płatki. Mama daje Jankowi ograniczony wybór:

– Wolisz płatki Cheerios czy Wheaties? – mama nie kupuje płatków w polewie cukrowej.

Również ten Janek widział reklamę o tym, co jedzą wielcy sportowcy, wybiera więc Wheaties. Po jednej łyżce zmienia zdanie.

– Nie chcę tego jeść!

– Dobrze – odpowiada mama. – Ale nie możemy odmiękczyć Wheaties i włożyć ich z powrotem do pudełka. Idź i pobaw się na zewnątrz. Zawołam cię na obiad.

Mama tego Janka darowała sobie wszystkie etapy, przez które przechodzi surowa mama. Nie stara się przekonać synka do jedzenia, nie opowiada o głodujących dzieciach, ani nie poprawia smaku potrawy. Nie musi nawet dawać dziecku klapsa. Po prostu pozwala mu doświadczyć konsekwencji wyboru.

Pozytywną dyscyplinę stosuje dopiero od niedawna, a Janek jak zwykle usiłuje wzbudzić w niej poczucie winy. Kiedy dwie godziny później skarży się na „głodny brzuszek”, Mama z szacunkiem odpowiada:

– Faktycznie, musi być głodny.

Rezygnuje z „a nie mówiłam”. Zamiast tego wierzy w swojego syna:

– Jestem pewna, że wytrzymasz do obiadu.

Byłoby cudownie, gdyby w tym miejscu opowieść zakończyła się współpracą i zrozumieniem ze strony Janka. Rzeczywistość jednak nie jest tak różowa, a zmiana wymaga czasu. Janek nie jest przyzwyczajony do takiego zachowania Mamy. Odczuwa niezadowolenie, ponieważ nie udało mu się przeprowadzić swojej woli, i wpada w złość. W takiej chwili większość rodziców pomyślałaby, że pozytywna dyscyplina nie działa. Na szczęście mama Janka wie, jak mogą reagować dzieci, kiedy dorośli zmieniają taktykę.

Dziecko przyzwyczaja się do konkretnych reakcji dorosłych. Kiedy zmieniamy nasze podejście i reagujemy inaczej, zachowanie dziecka często się pogarsza, ponieważ za wszelką cenę usiłuje „sprowokować” nas do starej reakcji. Można nazwać to efektem kopania automatu z napojami. Wrzucasz pieniążek, ale napój nie wypada. Sfrustrowany walisz w niego pięściami i kopiesz go, by w końcu zaczął działać, jak należy.

Problem ze stosowaniem surowego podejścia polega na tym, że kiedy nieodpowiednie zachowanie spotyka się z karą, szybko ustaje, ale wkrótce się powtarza. W początkowym okresie używania pozytywnej dyscypliny zachowanie może się na krótko pogorszyć, ale kolejne problemy pojawiają się dopiero po dłuższym okresie spokoju. Choć dziecko przekonuje się, że jego taktyki manipulacyjne nie działają, nie omieszka spróbować znowu. Przy konsekwentnym stosowaniu pozytywnej dyscypliny nieodpowiednie zachowanie staje się coraz mniej intensywne i zdarza się rzadziej.

Nasze stanowcze i pełne szacunku działanie uczy dzieci, że nieodpowiednie zachowanie nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Dzięki temu mają motywację, by je zmienić, a jednocześnie zachowują nienaruszone poczucie własnej wartości. Uświadomiwszy to sobie, łatwiej stawimy czoła krótkim okresom pogorszenia zachowania u dzieci i zaniechamy nieustannej walki o władzę, nierozerwalnie związanej ze stosowaniem autorytarnego podejścia.

Kiedy Janek wpadnie w złość, mama może wykorzystać technikę uspokojenia (wyjaśnioną dalej) i pójść do innego pokoju do czasu, gdy obydwoje poczują się lepiej. Napad złości bez publiczności jest zdecydowanie mniej ekscytujący. Można też spróbować podejścia „potrzebuję przytulenia” (wyjaśnionego w rozdziale siódmym), które obydwojgu poprawi nastrój. Jeśli dziecko jest wystarczająco duże, by poszukać rozwiązania problemu, może to zrobić wspólnie z rodzicem. W przypadku młodszych dzieci do zmiany zachowania wystarczy poprawa samopoczucia lub odwrócenie uwagi.

Powyższe trzy opowieści świetnie ilustrują różnice pomiędzy trzema podejściami do interakcji dorosły–dziecko i pokazują, że wykorzystanie pozytywnej dyscypliny przynosi dobre rezultaty na dłuższą metę. Niestety dużo wody upłynie, zanim niektórzy dorośli przekonają się do długofalowych korzyści wynikających z tej metody.

Wiele osób odmawia rezygnacji ze stosowania nadmiernej kontroli ze względu na swoje błędne przekonanie, że jedyną alternatywą dla surowości jest pobłażliwość – obydwa te podejścia są niezwykle szkodliwe zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Pobłażanie dzieciom kształtuje w nich przekonanie, że świat jest im coś winien, a dorośli mają spełniać ich zachcianki i żądania. Tym samym uczy się je, że najlepszym sposobem wykorzystania energii i inteligencji jest manipulacja dorosłymi. Spędzają więcej czasu na unikaniu odpowiedzialności niż na rozwijaniu swoich umiejętności i uczeniu się niezależności.

STRZEŻ SIĘ TEGO, CO DZIAŁA

Wiele osób uważa, że surowość i kara działają. Zgadzam się. Nigdy nie twierdziłam, że kara nie jest skuteczna. Jest, bo zwykle natychmiast kładzie kres nieodpowiedniemu zachowaniu. Ale jakie są długofalowe skutki jej stosowania? Okazuje się, że natychmiastowe rezultaty przesłaniają nam to, na co faktycznie powinniśmy zwrócić uwagę. Czasami trzeba wystrzegać się tego, co działa, jeśli na dłuższą metę przynosi to negatywne rezultaty. W przypadku kary długofalowym rezultatem jest przyjęcie przez dziecko jednej z czterech postaw, czyli uosobienie jednego z czterech „R” kary.

Zazwyczaj dzieci nie są świadome decyzji, które podejmują, kiedy się je karze, a przecież determinują one ich zachowanie w przyszłości. Jedno dziecko może na przykład zdecydować, że jest złą osobą i zachowywać się zgodnie z tym przekonaniem. Inne, podjąwszy tę samą decyzję, może starać się przypodobać innym (uzależnić się od pochwał), aby otrzymać miłość, na którą swoim zdaniem nie zasługuje. Dlatego dorośli powinni przykładać większą wagę do długofalowych skutków swoich działań, a nie zadowalać ich natychmiastowymi rezultatami.

CZTERY „R” KARY

Rozgoryczenie: „To nie fair. Dorosłym nie można ufać”.

Rewanż, czyli zemsta: „Teraz są górą, ale ja im jeszcze pokażę”.

Rebelia: „Zrobię im na złość, żeby zobaczyli, że wcale nie muszę robić tak, jak mi każą”.

Rejterada, czyli wycofanie, które może przybrać jedną z dwóch form:przebiegłość: „Następnym razem nie dam się złapać”;obniżone poczucie własnej wartości: „Jestem złą osobą”.

Jakim cudem wpadliśmy na ten szalony pomysł, że aby dzieci zachowywały się lepiej, najpierw muszą się poczuć gorzej? Przypomnij sobie sytuację, kiedy czułeś się upokorzony lub niesprawiedliwie potraktowany. Czy była w tobie gotowość do współpracy albo większego wysiłku? Zamknij oczy i przywołaj wspomnienie wydarzenia – niedawnego lub z dzieciństwa – kiedy ktoś usiłował zmotywować cię do czegoś, pogarszając twoje samopoczucie. Przypomnij sobie dokładnie, co się wówczas stało. Spróbuj poczuć dokładnie to, co wtedy. Uświadom sobie, jakie decyzje wobec siebie i innych podjąłeś i jak postanowiłeś się zachować w podobnej sytuacji w przyszłości (prawdopodobnie wcale nie byłeś świadom, że w twojej głowie i ciele zachodzi tak wiele procesów). Czy była w tobie motywacja i gotowość, by poprawić swoje zachowanie lub wyniki? Jeśli była, czy miała źródło w przyjemnym i pozytywnym uczuciu, czy raczej w negatywnej ocenie samego siebie lub innych? Czy miałeś ochotę się poddać lub ukryć coś, żeby uniknąć upokorzenia w przyszłości? Czy może pragnąłeś usłyszeć słowa aprobaty i byłeś gotów poświęcić część siebie, by przypodobać się innym? Dzieci nie rozwijają w sobie pozytywnych cech w oparciu o uczucia i nieświadome decyzje, które podejmują w wyniku kary.

Rodzice i nauczyciele, którzy są przeciwnikami zarówno nadmiernej kontroli, jak i pobłażliwości, ale nie za bardzo wiedzą, czym mogą je zastąpić, miotają się między tymi dwiema nieskutecznymi skrajnościami. Najpierw nadmiernie kontrolują. Zmieniają się w gardzących swymi metodami tyranów. Chcąc się zrehabilitować, zmieniają strategię. Stają się pobłażliwi. Zaczynają rozpieszczać swoje dziecko i zanadto mu pobłażać, aż w końcu zniechęceni rezultatem swoich metod, czyli rozpuszczonym i stawiającym nieustanne żądania dzieckiem, powracają do autorytarności.

Mówi się, że w przypadku niektórych dzieci nadmierna kontrola się sprawdza. Ma to jednak pewną cenę. Badania pokazują, że dzieci, wobec których często stosuje się karę, są skłonne do buntu lub stają się strachliwe i uległe. Podejście pobłażliwe jest zaś poniżające dla dorosłych i dzieci. Prowadzi do niezdrowego uzależnienia jednych od drugich i nie uczy ani polegania na sobie, ani współpracy. Pozytywna dyscyplina nie sięga po poczucie winy, wstyd ani fizyczny lub psychiczny ból. Jej celem jest osiągnięcie pozytywnych rezultatów w dłuższej perspektywie oraz uczenie odpowiedzialności i współpracy już dziś.

Ponieważ wielu rodziców i nauczycieli wierzy, że jedyna alternatywa dla nadmiernej kontroli i surowości to pobłażliwość, warto uświadomić sobie w tym miejscu, czym jest dyscyplina. Dyscyplina to słowo na ogół błędnie definiowane. Wielu utożsamia ją z karą lub przynajmniej uważa, że sposobem na jej osiągnięcie jest kara. Nic bardziej mylnego. „Dyscyplina” pochodzi od łacińskich słów disciplus lub disciplini, oznaczających osobę, która podąża za prawdą, zasadami lub nauczycielem. Dzieci i uczniowie nie staną się wyznawcami prawdy i zasad, dopóki ich motywacja nie będzie pochodziła z wewnętrznego źródła kontroli, czyli dopóki nie nauczą się samodyscypliny. Zarówno nagroda, jak i kara pochodzą z zewnętrznego źródła kontroli.

JEŚLI NIE SUROWOŚĆ I POBŁAŻLIWOŚĆ, TO CO?

Pozytywna dyscyplina pozwala uniknąć zarówno nadmiernej kontroli, jak i pobłażliwości. Czym jeszcze różni się od innych podejść? Między innymi tym, że odżegnuje się od jakichkolwiek form poniżania kogokolwiek.

Podstawą pozytywnej dyscypliny jest wzajemny szacunek i współpraca, a fundamentem do uczenia dzieci życiowych kompetencji powiązanych z ich wewnętrznym źródłem kontroli jest uprzejmość poparta stanowczością.

W przypadku stosowania nadmiernej kontroli punktem odniesienia dla dzieci jest zewnętrzne źródło kontroli. Odpowiedzialność za zachowanie dziecka ponosi dorosły, który musi je nieustannie monitorować. Najpopularniejszą formą nadmiernej kontroli wykorzystywaną przez rodziców jest system kar i nagród. Dorosły musi przyłapać dziecko na dobrym zachowaniu i wręczyć mu nagrodę oraz przyłapać go na złym zachowaniu i wymierzyć mu karę. Kto ponosi odpowiedzialność? Oczywiście dorosły. Co się dzieje, kiedy dorosłego nie ma? Dziecko nie uczy się brać odpowiedzialności za swoje postępowanie.

Dorośli, którzy mają skłonność do stosowania nadmiernej kontroli, bardzo często narzekają na nieodpowiedzialność swoich dzieci. Nie uświadamiają sobie, że to oni właśnie uczą je bycia nieodpowiedzialnymi. Pobłażliwość również prowadzi do braku odpowiedzialności, ponieważ metoda ta pozwala unikać jej zarówno dorosłym, jak i dzieciom.

Jedną z kluczowych koncepcji pozytywnej dyscypliny jest to, że dzieci chętniej stosują się do zasad, które współtworzą. W ten sposób uczą się skutecznie podejmować decyzje, budują zdrowe poczucie własnej wartości i przyczyniają się do współtworzenia społeczności, których są członkami, czy to w rodzinie, klasie, czy szkole. Są to ważne długofalowe efekty tej metody. Nazywamy je czterema kryteriami skutecznej dyscypliny.

CZTERY KRYTERIA SKUTECZNEJ DYSCYPLINY

Czy jest uprzejma i stanowcza jednocześnie?Pełna szacunku i zachęcająca

Czy pomaga dzieciom poczuć przynależność i znaczenie?Więź

Czy jest skuteczna długofalowo?Kara działa tylko na krótką metę.W dłuższej perspektywie przynosi negatywne rezultaty.

Czy uczy wartościowych umiejętności życiowych i społecznych oraz kształtuje charakter?Szacunek, troska o innych, rozwiązywanie problemów, dotrzymywanie słowa, wkład, współpraca

Kara nie spełnia żadnego z tych kryteriów. Wszystkie techniki pozytywnej dyscypliny bez wyjątku spełniają każde z nich. Pierwsze kryterium, czyli uprzejmość i stanowczość jednocześnie, stanowi fundament tej metody.

UPRZEJMOŚĆ I STANOWCZOŚĆ JEDNOCZEŚNIE

Rudolf Dreikurs mówił o tym, jak ważna jest uprzejmość poparta stanowczością w relacjach z dziećmi. Stanowczość to oznaka szacunku dla siebie i wymagań sytuacji. Metody autorytarne zwykle nie są uprzejme. Pobłażliwość z kolei pozbawiona jest stanowczości. Jednoczesna kombinacja uprzejmości i stanowczości stanowi podstawową zasadę pozytywnej dyscypliny.

Istnieje wiele powodów, dla których znaczna część rodziców nie potrafi zaakceptować tej zasady. Po pierwsze wcale nie mają ochoty być uprzejmi po tym, jak dziecko ich zdenerwowało. W takim przypadku zawsze mam ochotę zadać następujące pytanie: „Skoro dorośli oczekują, że dzieci będą kontrolowały swoje zachowanie, czy sami nie powinni najpierw nauczyć się kontrolować własnego?”. Często to przede wszystkim dorosłym przydałaby się pozytywna przerwa (więcej o niej w rozdziale szóstym), aby się lepiej poczuli i mogli się lepiej zachowywać. Po drugie mogą nie wiedzieć, co dokładnie oznacza uprzejmość i stanowczość. Być może zdenerwowani trwają w zaklętym kole zbytniej stanowczości, graniczącej z surowością, bo nie wiedzą, jak inaczej mogliby zareagować. A potem stają się zbyt uprzejmi, by wynagrodzić to dzieciom.

Wielu rodziców i nauczycieli ma błędne wyobrażenie o uprzejmości, dlatego jednym z najczęstszych błędów popełnianych przez adeptów pozytywnej dyscypliny jest zbytnia pobłażliwość, wynikająca ze strachu przed nadmierną surowością. Opiekunom wydaje się, że uprzejmość polega na sprawianiu dzieciom przyjemności i ratowaniu ich z każdej opresji. Robiąc to, pobłażają. Uprzejmość oznacza szacunek dla siebie i dla dziecka. Rozpieszczanie dziecka lub chronienie go przed każdym rozczarowaniem, a tym samym uniemożliwianie mu ćwiczenia „mięśnia rozczarowania” nie jest przejawem szacunku. Jest nim natomiast nazywanie i akceptowanie uczuć: „Widzę, że jesteś rozczarowany (zły, zdenerwowany itp.)”. Jest nim również wiara w to, że dziecko samo poradzi sobie z rozczarowaniem i uwierzy w to, że potrafi to robić.

Zastanówmy się teraz, jak z perspektywy uprzejmości wygląda szacunek dla dorosłego, bo jest on nieodzownym elementem koncepcji uprzejmości w pozytywnej dyscyplinie. Na pewno nie wiąże się on z wykorzystaniem kar, bo każda kara z definicji jest brakiem szacunku.