Pożegnanie z Rosją - Tadeusz Klimowicz - ebook

Pożegnanie z Rosją ebook

Tadeusz Klimowicz

5,0

Opis

Pożegnanie z Rosją, to eseistyczna narracja nie stroniącego od sarkazmu pesymisty o kraju i jego mieszkańcach, którym ich bogowie proponują życie w powieściach Zamiatina, Orwella czy Huxleya. Większość Rosjan wymienia więc u Wielkiego Inkwizytora swoją wolność na dystopijne szczęście. Głównym bohaterem tej książki jest mentalność rosyjska i generowane przez nią zjawiska – od nacjonalizmu i myślenia o Rosji w kategoriach imperialnych poczynając, a na wpisanej w jej DNA pokorności kończąc, która definiuje między innymi stosunek do władzy i władcy (akceptacja jego sakralności i lizanie – jak napisał Michaił Szyszkin – przez kolejne pokolenia „carskiego buta”). Tadeusz Klimowicz pisze też o Cerkwi, o micie założycielskim putinizmu (raszyzmu), o trwającej od 2014 roku wyprawie Rosjan po święty Graal, o postrzeganiu przez Rosjan Polski (tego „psa łańcuchowego Zachodu”), o wyborach (tych życiowych i tych urnowych), o cenzurze i o nieprzemijającej modzie na donoszenie.

 

Porywająca i poruszająca lektura. Autor dokonuje gorzkiego i do głębi smutnego pożegnania. Nie rezygnuje przy tym z błyskotliwego, choć czarnego humoru. Zanurzamy się z nim w odwilżowej Rosji, patrzymy jak iskrzy pomiędzy narratorem i Imperium. W całym kraju trwa „wielkie żarcie” zakazanego owocu: książek, filmów, grzesznych i nieprawomyślnych myśli. Karnawał wolności. Zaraz potem budzimy się jednak „w świątyni straconych złudzeń”. To koniec polifonii. Każda inność „zgrzyta po raszystowskim szkle”. Patrzymy na czyszczenie placu, na karczowanie odchyleń, kraj jednej idei oraz jednej Cerkwi. Powraca sowiecka pruderia, donosy i dystopijne samodonosy. Znika telewizja „Deszcz”, w innych mediach nadchodzi susza. Na ekranie dojarka składa życzenia milicjantom. Milicjanci tropią piątą kolumnę. Zdrajców osądzi bogonośny car. Dorwie ich i wykończy w kiblu, obiecał to osobiście. Jest już tylko demokracja suwerenna. Pomroczność jasna. Nie ma nawet o czym pić. Rosjanom pozostaje żądza cierpienia i cichość serca. „Jesteśmy dumni z przeszłości, bo nie mamy przyszłości”. Obywatele posłusznie zasypiają. Nowy wspaniały świat jest właśnie teraz.

JĘDRZEJ MORAWIECKI, dziennikarz, reporter, autor m.in. reportażu Szuga. Krajobraz po imperium

 

Parę lat temu byłem na Syberii: samolotem dotarłem do Tomska, a potem jechałem koleją transsyberyjską do Irkucka, dalej wodolotem na wyspę Olchon na Bajkale. Tam jest prawdziwa Rosja (nie w Moskwie czy w Petersburgu), Rosja właściwie głosujących wyborców, matecznik każdego kolejnego przywódcy. W widzianych z okien pociągu chatach mieszkają kolejne pokolenia Iwanowów, Pietrowów, czy Popowów. Ich rodzice tam mieszkali, a wcześniej dziadkowie i pradziadkowie. Cieszą się, że stać ich na chleb i podstawowe artykuły, co w latach dziewięćdziesiątych nie było takie oczywiste. Są wdzięczni Putinowi, tak jak ich rodzice byli wdzięczni Breżniewowi, a ich przodkowie Mikołajowi II czy Aleksandrowi III. Ludzie z głubinki. Sól ziemi ruskiej. Homo russicus i jego kolejne wcielenia.

Tadeusz Klimowicz

NOTA O AUTORZE:

Prof. dr hab. Tadeusz Klimowicz (ur. 1950) – wrocławski badacz literatury i kultury rosyjskiej. Autor kilku książek, m.in.: Poszukujący – nawiedzeni – opętani (Z dziejów spirytyzmu i okultyzmu w literaturze rosyjskiej)Obywatele Arkadii. Losy pisarzy rosyjskich po roku 1917Przewodnik po współczesnej literaturze rosyjskiej i jej okolicach (1917-1996)Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach. Jego artykuły i eseje ukazywały się w zeszytach naukowych (m.in. „Teksty Drugie”, „Slavia Orientalis”, „Slavica Wratislaviensia”, „Przegląd Rusycystyczny”, „Studia Rossica Posnaniensia”) oraz na łamach czasopism literackich, społeczno-kulturalnych i społeczno-politycznych („Pismo Literacko-Artystyczne”, „Odra”, „Zeszyty Literackie”, „Literatura na Świecie”, „Przegląd Polityczny”, „Jelenkor”, „Меценат и мир”, „Новая Польша”) oraz dzienników („Gazeta Wyborcza”).
Wybrał i opatrzył posłowiem dwujęzyczny tom poezji Mandelsztama Nikomu ani słowa…, jest także autorem posłowia do Opowiadań kołymskich Szałamowa, w latach 2010-2016 współpracował przy wydaniu Dzieł zebranych Herlinga-Grudzińskiego redagowanych przez profesora Włodzimierza Boleckiego. Od kilku lat prowadzi blog From Russia with(out) Love.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 246

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Instrukcja obsługi Pożegnania…

Instruk­cja obsługi Poże­gna­nia…

Wyja­śnie­nie autora

Pierw­sze wyda­nie Moskwy-Pie­tu­szek, z uwagi na to, iż był to jeden egzem­plarz, roze­szło się szybko. Od tam­tej pory spo­ty­ka­łem się z mnó­stwem zarzu­tów pod adre­sem roz­działu Sierp i Młot – Kara­cza­rowo, zresztą zupeł­nie nie­słusz­nie. We wstę­pie do pierw­szego wyda­nia uprze­dza­łem wszyst­kie panienki, że roz­dział Sierp i Młot – Kara­cza­rowo należy pomi­nąć nie czy­ta­jąc, ponie­waż po zda­niu „I nie­zwłocz­nie wypi­łem” nastę­puje pół­to­rej strony naj­czyst­szych [naj­so­czyst­szych? – T.K] prze­kleństw; w całym tym roz­dziale nie ma ani jed­nego cen­zu­ral­nego słowa z wyjąt­kiem zda­nia „I nie­zwłocz­nie wypi­łem”. Tym rze­tel­nym wyja­śnie­niem osią­gną­łem jedy­nie to, że wszy­scy czy­tel­nicy, a zwłasz­cza dziew­czyny, od razu łapali za roz­dział Sierp i Młot – Kara­cza­rowo, nawet nie czy­ta­jąc poprzed­nich roz­dzia­łów, nie czy­ta­jąc nawet zda­nia „I nie­zwłocz­nie wypi­łem”. Z tej przy­czyny uzna­łem za nie­zbędne w dru­gim nakła­dzie usu­nąć z roz­działu Sierp i Młot – Kara­cza­rowo wszyst­kie znaj­du­jące się tam nie­przy­zwo­ito­ści. Tak będzie lepiej, dla­tego że, po pierw­sze, zaczną mnie czy­tać po kolei, a po dru­gie, nie będą się czuli dotknięci.

W. Jer. (W. Jero­fie­jew, Moskwa – Pie­tuszki, tłum. B. Dohna­lik)

W dzie­ciń­stwie wpa­dła mi w ręce książka bez strony tytu­ło­wej. Spodo­bała się. Polu­bi­łem głów­nych boha­te­rów. Domy­śli­łem się, że prze­czy­ta­łem powieść Karola Maya Win­ne­tou. Dopiero jakiś czas póź­niej odkry­łem, że wsze­dłem w posia­da­nie trze­ciego, ostat­niego tomu. Nato­miast w pełni świa­do­mie lek­turę try­lo­gii Sien­kie­wi­cza zaczą­łem od Potopu. Jedna z moich zna­jo­mych, miło­śniczka kla­sycz­nej powie­ści kry­mi­nal­nej, naj­pierw czyta kil­ka­na­ście ostat­nich stron i dopiero po zaspo­ko­je­niu natu­ral­nej skąd­inąd cie­ka­wo­ści wraca do pierw­szego roz­działu. Jero­fie­jew wspo­mina o czy­tel­ni­kach, któ­rzy „[…] od razu łapali za roz­dział Sierp i Młot – Kara­cza­rowo, nawet nie czy­ta­jąc poprzed­nich roz­dzia­łów […]”. Zro­zu­miem więc wszyst­kich, któ­rzy lek­turę mojej książki chcie­liby roz­po­cząć od trze­ciego tomu albo od roz­działu – to mój hołd zło­żony Jero­fie­je­wowi – Sierp i Młot – Kara­cza­rowo. Pro­po­nuję jed­nak „zacząć mnie czy­tać po kolei” – od Pro­logu do Epi­logu, od Dwóch panów na jach­cie… do Dwóch panów na jach­cie…

I jesz­cze sprawa tytułu. Przez chwilę myśla­łem o tym, aby moje Poże­gna­nie z Rosją nazwać Moim poże­gna­niem z Rosją, ale zre­zy­gno­wa­łem z tego raczej mega­lo­mań­skiego pomy­słu. Jak wia­domo, Moskwa łzom nie wie­rzy, więc Rosja mojego poże­gna­nia nie zauważy, Rosja łzy nie uroni, Rosji ono nie zmie­sza i Rosją nie wstrzą­śnie. Trudno. Muszę jakoś z tym żyć.

„Kto rzą­dzi prze­szło­ścią […], w tego rękach jest przy­szłość; kto rzą­dzi teraź­niej­szo­ścią, w tego rękach jest prze­szłość”

(Geo­rge Orwell, 1984)

„Każdy naród ma taki rząd, na jaki zasłu­guje”

(Joseph de Maistre, wysłan­nik króla Sar­dy­nii i Pie­montu w Peters­burgu, w liście z 27 sierp­nia 1811 roku)

Prolog

Pro­log

– Boże miło­ściwy! Zabili Pusz­kina, zabili Ler­mon­towa… Uto­pili Pisa­riewa… Powie­sili Ryle­jewa… Dosto­jew­skiego cią­gnęli na roz­strze­la­nie… Gogola dopro­wa­dzili do sza­leń­stwa… A Szew­czenko? A Pole­ża­jew? Powiesz może – rząd winien. Ale prze­cież jaka matka, taka Natka, jaki pan, taki kram. O, Boże, czyż jest jesz­cze gdzie na świe­cie taki kraj, taki naród prze­klęty?

(Iwan Bunin, Wieś, tłum. Z. Peter­sowa)

Dwóch panów na jachcie (nie licząc psa)

Dwóch panów na jach­cie (nie licząc psa)

Gospo­darz już od kilku tygo­dni cie­szył się na to spo­tka­nie. Dzi­siej­szego gościa poznał w poło­wie lat dzie­więć­dzie­sią­tych i odtąd spo­ty­kali się kilka razy w roku, prze­szli na ty i chyba nawet się zaprzy­jaź­nili. Wpraw­dzie chęt­nie sobie dwo­ro­wał z widocz­nego gołym okiem braku oby­cia towa­rzy­skiego swo­jego dobro­dusz­nego zna­jo­mego z pro­win­cji, ale ni­gdy nie zapo­mi­nał o łączą­cym ich poczu­ciu przy­na­leż­no­ści do tej samej „wspól­noty gene­ra­cyj­nej” (Gene­ra­tion­sla­ge­rung – jak zwykł mawiać po lek­tu­rze Das Pro­blem der Gene­ra­tio­nen Man­n­he­ima), „wspól­noty poło­że­nia”, „wspól­noty doświad­czeń” (przed osią­gnię­ciem obec­nego sta­tusu przez lata pozo­sta­wali ludźmi „bez wła­ści­wo­ści”, eve­ry­ma­nami). Jed­nak tak naprawdę zbli­żyły ich dopiero dość regu­lar­nie odby­wane col­lo­quia, godziny spę­dzone na nie­koń­czą­cych się, bły­sko­tli­wych, prze­sy­co­nych eru­dy­cją dys­ku­sjach. Prze­rzu­cali się wtedy jakby od nie­chce­nia nazwi­skami ulu­bio­nych filo­zo­fów i pisa­rzy, tytu­łami świeżo prze­czy­ta­nych ksią­żek, cyta­tami, które ich poru­szyły. W powie­trzu uno­siły się bon moty, zwi­schen­rufy, repliki, kalam­bury dwóch nie­mło­dych już wizjo­ne­rów marzą­cych o prze­nie­sie­niu porządku panu­ją­cego w świe­cie przed­sta­wio­nym dys­to­pii do naszej codzien­no­ści. Dla naszego dobra. Dla dobra ludz­ko­ści.

Tak było i tym razem. Po obie­dzie wresz­cie zostali sami. Towa­rzy­szyła im jedy­nie Jume, która drze­mała przy fotelu Gospo­da­rza…

„To żegnaj ma nieczysta Rosjo…”

„To żegnaj ma nie­czy­sta Rosjo…”1

Jestem pesy­mi­stą.

Pesy­mizm dotarł do mnie stam­tąd, „z przej­mu­ją­cego zimna”, „ze śmier­tel­nego zimna”, „Came in From the Cold”. Moją pry­watną odwilż prze­ży­łem z połową ludz­ko­ści na prze­ło­mie lat osiem­dzie­sią­tych i dzie­więć­dzie­sią­tych. Wtedy coś zaiskrzyło mię­dzy mną a Impe­rium. Może dla­tego, że Impe­rium prze­stało się obno­sić ze swoją impe­rial­no­ścią. Może dla­tego, że „car knu­to­władny w todze Rzy­mia­nina”2 zanie­chał ści­ga­nia bied­nego Jew­gie­nija. Może dla­tego, że cen­zurę ocen­zu­ro­wano. Może dla­tego, że Archi­pe­lag Gułag i „Play­boya” można było kupić w każ­dym kio­sku. Może dla­tego, że poznany dużo wcze­śniej pra­cow­nik Pusz­ki­now­skiego Domu opo­wie­dział mi wresz­cie dow­cip poli­tyczny (nic to, że pod nie­obec­ność osób trze­cich, w swo­jej kuchni, w trak­cie spo­ży­wa­nia). Może dla­tego, że dzięki Pie­le­wi­nowi zaczęto mówić o Poko­le­niu P (jak Pepsi). Może dla­tego, że Moskwa i Lenin­grad / Peters­burg zapach­niały wol­no­ścią i wódką „Black Death”. Może dla­tego, że Rosja­nie mogli po pierw­szy prze­czy­tać w 1996 roku kom­pletny prze­kład Rosji w 1839 roku de Custine’a.

Ten fran­cu­ski pisarz i podróż­nik przy­był do Rosji na zapro­sze­nie cara Miko­łaja I jako zago­rzały roja­li­sta, opu­ścił Peters­burg po trzech mie­sią­cach jako nie­prze­jed­nany kry­tyk abso­lu­ty­zmu. W wyda­nej cztery lata póź­niej w Paryżu czte­ro­to­mo­wej, liczą­cej ponad 1200 stron La Rus­sie en 1839 (póź­niej publi­ko­wano ją z reguły w wer­sji skró­co­nej i pod innym tytu­łem: Listy z Rosji / Let­tres de Rus­sie) zawarł dru­zgo­czącą kry­tykę Impe­rium Roma­no­wów (żan­darm Europy, wię­zie­nie naro­dów, kraj „tyra­nii biu­ro­kra­tycz­nej” i „bar­ba­rzyń­ców”).

To nie jest i ni­gdy nie był demo­kra­tyczny kraj przy­ja­zny dla wol­nych umy­słów, akcep­tu­jący inność, lecz zawsze auto­ry­tarny (nie­kiedy tota­li­tarny), znie­wa­la­jący umy­sły, nie­to­le­ru­jący naj­czę­ściej każ­dej odmien­no­ści (poli­tycz­nej, oby­cza­jo­wej, arty­stycz­nej). W XX wieku Rosja dwu­krot­nie otrzy­mała od Histo­rii szansę na zmianę swo­jej euro­azja­tyc­kiej karmy, zmianę men­tal­no­ści. Pierw­szą po rewo­lu­cji luto­wej – którą Amal­rik nazwał „próbą euro­pe­iza­cji Rosji”3 – gdy pro­kla­mo­wano repu­blikę, pod­jęto kilka odważ­nych decy­zji zasłu­gu­ją­cych na słowa naj­wyż­szego uzna­nia (m.in. zmiany w struk­tu­rze sądow­nic­twa i kodek­sie kar­nym, znie­sie­nie kary śmierci, likwi­da­cja Świę­tego Synodu) i zapo­wie­dziano następne (m.in. przy­ję­cie nowej kon­sty­tu­cji, prze­pro­wa­dze­nie reformy rol­nej, utwo­rze­nie pań­stwa pol­skiego). Jed­nak trwała wojna i to nie był dobry czas dla demo­kra­tycz­nych reform, Rząd Tym­cza­sowy prze­trwał tylko osiem mie­sięcy i został oba­lony przez bol­sze­wi­ków. Druga szansa poja­wiła się za cza­sów pre­zy­den­tury Borisa Jel­cyna4 koja­rzo­nej z kar­na­wa­łem wol­no­ści (z pauzą na ostrze­la­nie gma­chu par­la­mentu 4 paź­dzier­nika 1993 r.), ale los chciał ina­czej i znów wszystko zostało po sta­remu.

W Rosji roku 1996 nie przy­pusz­czano, jak sądzę, że Россия в 1839 году – los miewa raz lep­sze, raz gor­sze poczu­cie humoru – okaże się podzwon­nym, poca­łun­kiem śmierci dla pie­rie­strojki i gła­sno­sti. W latach dzie­więć­dzie­sią­tych socjo­lo­go­wie rosyj­scy, mię­dzy innymi z cie­szą­cego się powszech­nym uzna­niem Wszech­ro­syj­skiego Ośrodka Bada­nia Opi­nii Publicz­nej kie­ro­wa­nego przez Jurija Lewadę, nie ukry­wali swo­jego opty­mi­zmu. Zmiana poko­le­niowa sprawi – pro­gno­zo­wali – że zde­fi­nio­wany przez Alek­san­dra Zinow­jewa homo sovie­ti­cus znik­nie z rosyj­skiej prze­strzeni spo­łecz­nej i sta­nie się gatun­kiem wymar­łym, a do głosu dojdą mło­dzi nie obar­czeni baga­żem sowiec­ko­ści. Naro­dzi się homo postsovie­ti­cus. W podob­nym tonie wypo­wia­dał się jesz­cze w 2008 roku Zbi­gniew Brze­ziń­ski:

Jestem prze­ko­nany, że następne poko­le­nie Rosjan będzie bar­dziej demo­kra­tyczne niż ich poprzed­nicy. Cho­dzi o to, że po raz pierw­szy od pra­wie stu­le­cia spo­łe­czeń­stwo rosyj­skie weszło w inte­rak­cję z zachod­nimi demo­kra­cjami w wielu dzie­dzi­nach – tury­styce, edu­ka­cji, Inter­ne­cie. Wszystko to przy­czy­nia się do poja­wie­nia się u Rosjan bar­dziej otwar­tego i praw­dzi­wie demo­kra­tycznego wyobra­że­nia o tym, jak powinna funk­cjo­no­wać poli­tyka we współ­cze­snym spo­łe­czeń­stwie, że poli­tyka powinna się pod­po­rząd­ko­wać kon­sty­tu­cji5.

Dziś, ponad trzy­dzie­ści lat po roz­pa­dzie Impe­rium, już wiemy, że to były tylko pobożne życze­nia, że tak zapi­sy­wano jesz­cze jeden roz­dział w dzie­jach wish­ful thin­king.

Jak się bowiem oka­zało, kolejne son­daże, kolejne bada­nia opi­nii publicz­nej (zwłasz­cza te prze­pro­wa­dzone w 2012 roku, roku powrotu zre­se­to­wa­nego Putina na urząd pre­zy­denta), poka­zały, że „ten czło­wiek, typ sowiecki nie odcho­dzi, ale jest odtwa­rzany”6. To homo (neo)sovie­ti­cus (lub – według okre­śle­nia Igora Jako­wienki – homo Puti­nus) uro­dzony z reguły na prze­ło­mie lat osiem­dzie­sią­tych i dzie­więć­dzie­sią­tych (a więc tuż przed lub tuż po roz­pa­dzie Związku Sowiec­kiego), homo zap­piens o ogra­ni­czo­nych hory­zon­tach myślo­wych. Uczel­nie stały się przy­tuł­kami dla ubo­gich umy­słów i dyplom ukoń­cze­nia stu­diów sku­tecz­nie chro­nił przed samo­dziel­nym myśle­niem. Soł­że­ni­cyn nazy­wał ich z pogardą „wykształ­ceń­cami” (oбразованец, образованцы), a Ludwik Dorn – „wykształ­ciu­chami”. Ten współ­cze­sny klon czło­wieka sowiec­kiego (Rosja­nie posłu­gują się nie­kiedy pejo­ra­tyw­nie zabar­wio­nym poję­ciem совок) – twier­dzą psy­cho­lo­go­wie – to naj­czę­ściej ktoś o sła­bej oso­bo­wo­ści, ktoś zaadap­to­wany do życia (i prze­ży­cia) w spo­łe­czeń­stwie zamknię­tym. Zda­niem Lwa Gud­kowa (dyrek­tora Cen­trum Ana­li­tycz­nego po śmierci Jurija Lewady w 2006 roku), jest to osoba, „która nie ma wła­snych prze­ko­nań, ale jest gotowa przy­jąć każdą rekom­pen­satę w postaci pocie­sza­ją­cych mitów ide­olo­gicz­nych, mówią­cych o wiel­kim mocar­stwie i hero­icz­nej prze­szło­ści. A więc także zwią­zane z tym wszel­kie rytu­ały, cere­mo­nie zbio­rowe, które pań­stwo wspiera […]”7.

Ja tę wiarę w moż­li­wość zmian utra­ci­łem już na początku lat dwu­ty­sięcz­nych. 31 grud­nia 1999 roku Boris Jel­cyn, ustę­pu­jący ze sta­no­wi­ska przed zakoń­cze­niem kaden­cji – to był pomysł jego Rodziny, którą two­rzyli Abra­mo­wicz, Bie­rie­zow­ski, córka Tatiana, zięć Walen­tin Jumaszеw (to on był auto­rem poże­gnal­nego orę­dzia Jel­cyna i reser­che­rem odpo­wie­dzial­nym za zna­le­zie­nie następcy ustę­pu­ją­cego pre­zy­denta)8 – powie­rzył peł­nie­nie swo­ich obo­wiąz­ków dotych­cza­so­wemu pre­mie­rowi Wła­di­mi­rowi Wła­di­mi­rowiczowi Puti­nowi. W swoim ostat­nim orę­dziu nowo­rocz­nym powie­dział: „Rosja już ni­gdy nie powróci do [tota­li­tar­nej] prze­szło­ści […]”9. A ja jakieś dwa lata póź­niej w świą­tyni stra­co­nych złu­dzeń powró­ci­łem na łono pesy­mi­zmu, gdy zro­zu­mia­łem, że nowy pre­zy­dent zaczyna kon­se­kwent­nie reali­zo­wać marze­nia milio­nów roda­ków o powro­cie do Rosji carów i sekre­ta­rzy gene­ral­nych i pro­po­nuje udział – na począ­tek dobro­wolny – w naro­do­wym sean­sie wypar­cia z pamięci ostat­nich paru­na­stu lat. To dla­tego w 2002 roku w for­mu­la­rzu spisu powszech­nego czło­wiek w za dużym gar­ni­tu­rze w rubryce zawód wybrał opcję „Usługi dla lud­no­ści”10. Teraz poko­le­nie P już nie nale­żało do Pepsi, ale do świad­czą­cego usługi pod­puł­kow­nika Putina. Poczu­łem się wtedy w Rosji jak boha­ter popu­lar­nej pio­senki – cho­ciaż z innych powo­dów niż on – nagra­nej przez Lud­miłę Gur­czenko i Borisa Moisie­jewa: „Я уехал, я уехал в Петербург, / А приехал в Ленинград”. Swój esej opu­bli­ko­wany w „Gaze­cie Wybor­czej” dwa tygo­dnie po wybo­rach pre­zy­denc­kich (odbyły się 14 marca 2004 r.) zaty­tu­ło­wa­łem – nie mogłem ina­czej, nie mia­łem wyboru – Back in the USSR. Tak Rosja i ja („You don’t know how lucky you are, boy”) wró­ci­li­śmy do ZSRS.

Da capo al fine

Da capo al fine

Bo nawet w kraju, w któ­rym rewo­lu­cja lutowa przy­da­rzyła się w marcu, a do prze­wrotu paź­dzier­ni­ko­wego doszło w listo­pa­dzie histo­ria lubi się powta­rzać. Tu powi­nie­nem oczy­wi­ście zacy­to­wać Marksa (tego od Engelsa, nie od Spen­cera): „[…] Za pierw­szym razem jako tra­ge­dia, za dru­gim jako farsa [das eine Mal als Tragödie, das andere Mal als Farce]”11, ale zamiast tych kilku naj­bar­dziej wyświech­ta­nych zdań z 18 bru­ma­ire’a Ludwika Bona­parte pro­po­nuję kwe­stię Tuliu­sza z Mar­muru Brod­skiego: „Zarżnąć, Publiu­szu, i legio­ni­sta potrafi. I umrzeć za ojczy­znę rów­nież. I tery­to­rium posze­rzyć, i pocier­pieć… Ale to są wszystko prawdy ele­men­tarne. To, Publiu­szu, już było. Gorzej, to będzie. Na nowo, zna­czy się. Tak tę całą rzecz ujmu­jąc, histo­ria ma nie­wiele warian­tów. Dla­tego, że czło­wiek ma swoje ogra­ni­cze­nia. Z niego, jak mleka z krowy, dużo nie wyci­śniesz. Krwi, na przy­kład, tylko pięć litrów. On, Publiu­szu, jest prze­wi­dy­walny. Jak odtwa­rzana po raz tysięczny melo­dia z pozy­tywki. Jak raz wpadł pies do kuchni i porwał mięsa ćwierć. Da capo al fine”12.

Jed­nak ta „codzien­ność nudy” (Alek­san­dra Gor­dowy) bywa zabój­czo złudna: 14 lipca 1789 roku Ludwik XVI zapi­sał w swoim dzien­niku tylko jedno słowo: „Rien”13 (nie­spełna cztery lata póź­niej to „nic” zapro­wa­dzi oby­wa­tela Kapeta na sza­fot), 23 lutego 1917 roku (według kalen­da­rza juliań­skiego) – tego dnia w Pio­tro­gro­dzie doszło do strajku powszech­nego i zamie­szek – Miko­łaj II w liście do cesa­rzo­wej pisze o swo­ich ulu­bio­nych roz­ryw­kach: pasjan­sie i domino14 (za swoje nie­winne nałogi zapłaci wkrótce utratą tronu, a pół­tora roku póź­niej już jako puł­kow­nik Niko­łaj Alek­san­dro­wicz Roma­now – życiem w Jaka­te­ryn­burgu). Na jego uspra­wie­dli­wie­nie (marne, oczy­wi­ście) można tylko dodać, że wyczu­cie czasu zawio­dło rów­nież herol­dów Nowej Rosji, Rosji bez cara: o rewo­lu­cji luto­wej Trocki dowie­dział się z gazet ame­ry­kań­skich, Boris Sawin­kow (ese­ro­wiec, ter­ro­ry­sta, pisarz) – z fran­cu­skich, a Lenin – ze szwaj­car­skich15.

Dyna­stę Roma­no­wów oba­lano więc bez „wodza rewo­lu­cji”. No cóż. Zda­rza się. W tym cza­sie – od lutego roku szes­na­stego do kwiet­nia sie­dem­na­stego – utrzy­my­wany przez par­tię Ulja­now ze swą sza­nowną mał­żonką („[…] Mógł zna­leźć kobietę pięk­niej­szą […] – pisał Gleb Krzy­ża­now­ski w odzie ku czci­Pierw­szej Wdowy, First Widow – ale mądrzej­szej od Nad­ieżdy Kon­stan­ti­nowny, bar­dziej odda­nej spra­wie niż ona, pośród nas nie było”16) wynaj­mo­wał w Zury­chu pokój przy Spie­gel­gasse 14. Całymi dniami pra­co­wał w biblio­tece nad Impe­ria­li­zmem jako naj­wyż­szym sta­dium kapi­ta­li­zmu, a wie­czory spę­dzał w dopiero co zało­żo­nej po sąsiedzku restau­ra­cji „Caba­ret Vol­ta­ire” (na pla­ka­cie rekla­mo­wym Mar­cela Słod­kiego: Künstlerkneipe Vol­ta­ire). To było miej­sce spo­tkań euro­pej­skiej bohemy arty­stycz­nej szu­ka­ją­cej schro­nie­nia w „cza­sach zagłady” w neu­tral­nej Szwaj­ca­rii, miej­sce naro­dzin ruchu Dada. Jakież eks­cy­tu­jące mogłoby być zde­rze­nie zapi­sków doty­czą­cych tego samego dnia – jed­nego z tych, które zade­cy­do­wały o upadku monar­chii – w juliań­skim dzien­niku Miko­łaja II: „26 lutego. Nie­dziela. […]. Wie­czo­rem pogra­łem w domino”17 i gre­go­riań­skim (hipo­te­tycz­nym, nie­stety) Lenina: „11 marca. Wie­czo­rem jak zwy­kle piłem piwo u Vol­ta­ire’a. Przy­siadł się Ball i czy­tał mi jakiś swój idio­tyczny wiersz ‘gaga di bum­balo bum­balo gadja­men gaga di bling blong gaga blung’, z któ­rego nic nie zro­zu­mia­łem. A ja mu ostat­nie strony Impe­ria­li­zmu. Też nic nie zro­zu­miał ten rene­gat i lokaj bur­żu­azji”. Tak się two­rzy Histo­rię. Przez duże H, ma się rozu­mieć.

Zwy­kle jed­nak jeste­śmy sta­ty­stami w tej przez małe h, jak cho­ciażby Alek­sandr Benois – jeden z naj­bar­dziej zna­nych mala­rzy moder­ni­zmu rosyj­skiego, współ­twórca sto­wa­rzy­sze­nia „Świat Sztuki” („Мир искусства”) – który prze­ży­wał swój bar­dzo pry­watny listo­pad 1917 roku: „A tak w ogóle to przez cały dzień nie wyda­rzyło się nic nad­zwy­czaj­nego. […] Zła­mał mi się pod koronką ząb”18 (6/19 listo­pada), „Cukier­nia ‘Au bon goût’, znaj­du­jąca się w tym samym domu, odma­wia już pie­cze­nia dla nas chleba. Znów nasze biedne słu­żące będą musiały godzi­nami wysta­wać w ‘kolej­kach’!”19 (7/20 listo­pada; zasta­na­wia kolejka wzięta w cudzy­słów).

Nowy świat zaczy­nał się więc dla Rosjan kolej­kami. Po sie­dem­dzie­się­ciu latach, już mocno zużyty, kolej­kami też z nimi się żegnał.

„Niech żyje wolność, wolność i swoboda”

„Niech żyje wol­ność, wol­ność i swo­boda”20

Gor­ba­czo­wow­ska pro­hi­bi­cja spra­wiła wpraw­dzie, że były kło­poty z kupie­niem wódki (to wtedy pew­nego ranka Rosja­nie obu­dzili się ze zna­jo­mo­ścią ara­mej­skiego i odkryli, że „mane, tekel, fares” zna­czy „сухой закон”), ale upi­jano się prze­cież wol­no­ścią, gła­sno­stią i pie­rie­strojką. Tak do życia publicz­nego powró­cił po sie­dem­dzie­się­ciu latach plu­ra­lizm. Pamię­tam New­ski Pro­spekt i Arbat zamie­nione w Hyde Park i pamię­tam ślub udzie­lany w jakiejś moskiew­skiej cer­kiewce przez stre­mo­wa­nego mło­dego duchow­nego – cała trójka robiła to zapewne po raz pierw­szy i z wdzięcz­no­ścią korzy­stała z pod­po­wie­dzi obec­nej tam star­szej pani. To wtedy, na fali powszech­nego entu­zja­zmu, pod­jęto walkę o auto­no­mię sztuki: fil­mowcy na kolej­nym zjeź­dzie odrzu­cili mecha­ni­zmy funk­cjo­no­wa­nia według sce­na­riu­sza Goskino i posta­no­wili sami decy­do­wać o wła­snych losach; w gale­riach, domach kul­tury i muze­ach swoje prace – na równi z Gła­zu­no­wem – mogli wysta­wiać kon­cep­tu­ali­ści i hiper­re­ali­ści; z pod­zie­mia na estradę prze­nio­sła się muzyka roc­kowa; wydaw­nic­twa prze­ści­gały się w publi­ko­wa­niu wczo­raj­szej zaprietki reli­gij­nej, poli­tycz­nej i oby­cza­jo­wej.

Po kilku latach oka­zało się jed­nak, jak zauwa­żył Lew Annin­ski, że nowa, nie­za­leżna kine­ma­to­gra­fia nie ma recepty na arcy­dzieła, a maso­wego widza przy­cią­gają do kina jedy­nie ame­ry­kań­skie filmy akcji, block­bu­stery, боевики. W Moskwie, gdzie doszło do podziału kilku sztan­da­ro­wych scen i powsta­nia ponad dwu­stu nowych grup, reży­se­rzy i akto­rzy uświa­do­mili sobie, iż brak powo­dze­nia nie pły­nie z kno­wań biu­ro­kra­tów, ale naj­czę­ściej z obo­jęt­no­ści publicz­no­ści. Podobne roz­cza­ro­wa­nia stały się udzia­łem innych arty­stów: popu­lar­ność twór­ców soc-artu nie prze­ło­żyła się na suk­cesy finan­sowe, a wyko­nawcy muzyki kla­sycz­nej zaczęli się uskar­żać na nad­miar kako­fo­nii w ete­rze. Naj­bo­le­śniej jed­nak odej­ście sta­rego sys­temu odczuli pisa­rze – zarówno ci mniej lub bar­dziej spraw­nie sur­fu­jący po rze­czy­wi­sto­ści sowiec­kiej i czę­sto skwa­pli­wie korzy­sta­jący z hoj­no­ści par­tyjno-pań­stwo­wej machiny, jak i ci ją igno­ru­jący czy kon­te­stu­jący (do nie­dawna byli sumie­niem znie­wo­lo­nego kraju i żyli w poczu­ciu peł­nie­nia waż­nej misji, w ich utwo­rach wyła­wiano każdy pod­tekst, tro­piono każdy spek­ta­ku­larny gest). Pierw­szych zdra­dził mece­nas i ci już nie zmie­nili swo­jego żyguli na now­szy model; tych dru­gich – czy­tel­nik, dla któ­rego prze­stali być owo­cem zaka­za­nym i który bez więk­szego żalu zamie­nił samiz­dat na lite­ra­turę popu­larną, kul­turę na makulakul­turę. Jed­nak pod koniec lat osiem­dzie­sią­tych w całym kraju naj­więk­szym wzię­ciem cie­szyła się lite­ra­tura faktu – kartki (талонная система) na. W zależ­no­ści od regionu, mia­sta – na wszystko albo pra­wie na wszystko. Od arty­ku­łów spo­żyw­czych, wyro­bów tyto­nio­wych i spi­ry­tu­so­wych poczy­na­jąc, a na bie­liź­nie dam­skiej koń­cząc21. Tak dobie­gła końca fie­sta gła­sno­sti i „Jak to się mówi: / zawa­lona sprawa. / Miło­sna łódka / roz­biła się o byt”22. W takich nastro­jach żegnano Zwią­zek Socja­li­stycz­nych Repu­blik Sowiec­kich.

W poszu­ki­wa­niu swo­jej sym­bo­liki i toż­sa­mo­ści pań­stwo­wej poso­wiecka, Jel­cy­now­ska Rosja – przy­szła na świat w dniach hero­iczno-roman­tycz­nej reak­cji na pucz 91-go roku – odwo­ły­wała się począt­kowo naj­chęt­niej do tra­dy­cji przed­paź­dzier­ni­ko­wej: nowa flaga pań­stwowa obo­wią­zy­wała wcze­śniej w latach 1883-1917 (do prze­wrotu bol­sze­wic­kiego, przez jakiś czas wymien­nie z czarno-żółto-białą)23, nowym hym­nem pań­stwo­wym (bez słów) została kom­po­zy­cja Pieśń patrio­tyczna Micha­iła Glinki z 1833 roku, nie­śmiało wpro­wa­dzane nowe nazwy miast i ulic pocho­dziły naj­czę­ściej z prze­łomu XIX i XX stu­le­cia. Jesz­cze tylko zde­le­ga­li­zo­wano KPZS, jesz­cze tylko odgrzano hasło o pan­sło­wiań­skim bra­ter­stwie (które miało zastą­pić inter­na­cjo­na­lizm), jesz­cze przy­po­mniano o ide­olo­gii euro­azja­ty­zmu i uznano, że o ostat­nich sie­dem­dzie­się­ciu latach można zapo­mnieć. Wszy­scy ode­tchnęli – oka­zało się, że całą winę za tych strasz­nych kil­ka­dzie­siąt lat pono­szą Lenin, Sta­lin, no i może jesz­cze kil­ku­na­stu zde­pra­wo­wa­nych przez sys­tem opraw­ców (np. Jagoda, Jeżow, Beria). Zna­kiem roz­po­znaw­czym pie­rie­strojki był dla mnie film Ten­giza Abu­ła­dze Pokuta (Покаяние, 1984, pre­miera 1987), sym­bo­lem osta­tecz­nego odej­ścia od jej haseł – Spa­leni słoń­cem (Утомленные солнцем, 1994) Nikity Michał­kowa, osca­rowy wyci­skacz łez o czyst­kach w Armii Czer­wo­nej w latach trzy­dzie­stych (skąd­inąd kla­syczny przy­pa­dek poże­ra­nia przez rewo­lu­cję wła­snych dzieci). Teraz, gdy pisano ze współ­czu­ciem o Bucha­ri­nie (jak on kochał żonę) i Tucha­czew­skim (jak on kochał rodzinę), to jakiś kapuś z par­szy­wej komu­nałki – po któ­rego dono­sach aresz­to­wano sąsiada – poczuł się roz­grze­szony i uspra­wie­dli­wiony. On prze­cież też kocha swo­ich naj­bliż­szych. „Tra­ge­dia epoki pole­gała nie tylko na tym – pisał Arka­dij Bie­lin­kow w przej­mu­ją­cej książce o losach Jurija Ole­szy – że odby­wała się meto­dyczna likwi­da­cja uta­len­to­wa­nych i myślą­cych ludzi, ale też na tym, że nie­zli­kwi­do­wa­nych zmu­szano do robie­nia tego, na co nie pozwala ludz­kie sumie­nie, na co nie pozwa­lają honor, rozum i talent. Żeby jed­nak to wszystko zro­bić, nale­żało naj­pierw prze­ko­nać samego sie­bie, że niczego lep­szego od tej sprawy, do któ­rej zmu­szono, nie ma”24. Więk­szo­ści się to udało.

A zatem w latach dzie­więć­dzie­sią­tych już dość nie­chęt­nie roz­li­czano się z nie­chlubną prze­szło­ścią i coraz rza­dziej dys­ku­to­wano o mecha­ni­zmach two­rze­nia spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skiego. Nie zro­biono nie­mal nic, by roz­po­cząć pro­ces odcho­dze­nia o myśle­niu o Rosji w kate­go­riach impe­rial­nych, zro­dzo­nych za sprawą mistyczno-magicz­nego potrak­to­wa­nia w cza­sach Iwana IV Groź­nego Moskwy jako Trze­ciego Rzymu. Rosja­nom nie byli potrzebni Sacha­row czy Kowa­low, ale hip­no­ty­zu­jący, usy­pia­jący kraj Kasz­pi­row­ski. W poło­wie lat dzie­więć­dzie­sią­tych – bo takie było spo­łeczne ocze­ki­wa­nie – poja­wiło się zapewne wię­cej publi­ka­cji o wyima­gi­no­wa­nych nie­szczę­ściach jakie spa­dły na Rosję i praw­dzi­wych Rosjan, niż o rze­czy­wi­stych cier­pie­niach zada­wa­nych innym.

A więc po nie­uda­nym zama­chu stanu tak naprawdę nie­wiele się zmie­niło: w mau­zo­leum wciąż odda­wano cześć Leni­nowi, na uli­cach pozo­stały pomniki Lenina, sło­dy­cze pro­du­ko­wano w fabryce im. Krup­skiej, książki sprze­da­wano w Domu Kul­tury im. Krup­skiej, Sankt Peters­burg był sto­licą Lenin­gradz­kiej obła­sti i tam­tej­szy kon­su­lat Rzecz­po­spo­li­tej na­dal się mie­ścił na 5 Sowiec­kiej (bo jest 1 Sowiecka, 2 Sowiecka, itd.; przed rewo­lu­cją 1 Roż­dzie­stwien­skaja / Bożo­na­ro­dze­niowa, 2 Roż­die­stwien­skaja…). Towa­rzy­szyło temu uczu­cie nie­ustan­nego, para­no­icz­nego poru­sza­nia się w dwóch prze­strze­niach kul­tu­ro­wych i histo­rycz­nych.

Wielu Rosjan odbie­rało ostat­nich kil­ka­na­ście lat XX stu­le­cia jako okres jesz­cze jed­nej smuty, którą roz­pę­tał kaprys władcy narzu­ca­ją­cego pod­da­nym nie­ko­niecz­nie ocze­ki­wane przez nich reformy. Dwaj kolejni pre­zy­denci roz­cza­ro­wali: Gor­ba­czow – który zaini­cjo­wał pie­rie­strojkę i jak Piotr I wstrzą­snął kra­jem, odszedł w sta­nie szoku jako loser dora­bia­jący udzia­łem w rekla­mach Pizzy Hut, Louisa Vuit­tona i ÖBB – Österreichische Bun­des­bah­nen; Jel­cyn – który zna­ko­mi­cie zade­biu­to­wał jako czło­wiek z kara­bi­nem, koń­czył jako śred­niej klasy dyry­gent.

W Rosji roz­le­gło się więc powszechne woła­nie o kolej­nego boha­tera naszych cza­sów. Naj­le­piej w mun­du­rze. Począt­kowo na gwiazdę wykre­owano gene­rała Alek­san­dra Lebie­dzia25, który skła­dał się z samych zalet – macho o znie­wa­la­ją­cym kobiety gło­sie ni to Barry’ego White’a, ni to Leonarda Cohena i oczy­ta­niu fascy­nu­ją­cym nie­jed­nego inte­lek­tu­ali­stę (w napi­sa­nej ponoć samo­dziel­nie auto­bio­gra­fii cyto­wał Pań­stwo Pla­tona i prze­my­cił liczne alu­zje lite­rac­kie). Nie dane mu wpraw­dzie było zostać dru­gim pre­zy­den­tem Fede­ra­cji, ale tytuł jego nie­wąt­pli­wego best­sel­leru – Szkoda wiel­kiego kraju… (За державу обидно…) – mówił wszystko o nastro­jach w sfru­stro­wa­nej Rosji.

W spo­łe­czeń­stwie – pisała na początku lat dzie­sią­tych Swie­tłana Alek­si­je­wicz – poja­wiło się zapo­trze­bo­wa­nie na Zwią­zek Radziecki. Na kult Sta­lina. Połowa mło­dych ludzi mię­dzy dzie­więt­na­stym a trzy­dzie­stym rokiem życia uważa Sta­lina za „naj­więk­szego poli­tyka”. Nowy kult Sta­lina w kraju, w któ­rym wymor­do­wał on nie mniej ludzi niż Hitler?! Znowu w modzie jest wszystko, co radziec­kie. Na przy­kład „radziec­kie” kawiar­nie o radziec­kich nazwach, z radziec­kimi daniami w kar­cie. Poja­wiły się „radziec­kie” cukierki i „radziecka” kieł­basa o zapa­chu i smaku zna­nych nam z dzie­ciń­stwa. No i oczy­wi­ście „radziecka” wódka. W tele­wi­zji dzie­siątki audy­cji, a w inter­ne­cie dzie­siątki nostal­gicz­nych „radziec­kich” stron. Do sta­li­now­skich obo­zów – na Sołowki, do Maga­danu – można poje­chać z wycieczką. Reklama obie­cuje, że peł­nię wra­żeń osią­gniemy dzięki łagro­wej odzieży i kilo­fowi. Pokażą nam odre­stau­ro­wane baraki. A na koniec zor­ga­ni­zują węd­ko­wa­nie…26

To może dla­tego pod koniec lat dzie­więć­dzie­sią­tych – a więc jesz­cze za pre­zy­den­tury Jel­cyna – coraz czę­ściej prze­ży­wa­łem tam déjà vu. W 1998 roku na pole­ce­nie świeżo mia­no­wa­nego dyrek­tora FSB, Wła­di­mira Putina, na budynku Łubianki znów wmu­ro­wano tablicę upa­mięt­nia­jącą Jurija Andro­powa. Rok póź­niej nowy pre­mier Fede­ra­cji Rosyj­skiej, Wła­di­mir Putin, pod­pi­sał roz­po­rzą­dze­nie o przy­wró­ce­niu przy­spo­so­bie­nia obron­nego w szko­łach. Szcze­gól­nie dobrze zapa­mię­ta­łem czer­wiec roku 1999: ósmego – zapo­wie­dziano w Dumie, że wkrótce NATO zaata­kuje Bia­ło­ruś pod pre­tek­stem obrony „Pola­ków-kato­li­ków”; dzie­wią­tego – tele­wi­zyjny komen­ta­tor meczu fut­bo­lo­wego Rosja – Islan­dia oznaj­mił pate­tycz­nie: „Dro­dzy przy­ja­ciele, musimy stale pamię­tać, że za nami stoi Wielka Rosja. Powin­ni­śmy stale pamię­tać. Jeste­śmy wtedy zdolni do wiel­kich rze­czy. Doty­czy to nie tylko piłki noż­nej”; a dwu­na­stego – to było naj­bar­dziej trau­ma­tyczne doświad­cze­nie – w mojej obec­no­ści zamor­do­wano z zimną krwią zna­nego poetę. Wcze­śniej zresztą mil­cza­łem, gdy dzień po dniu znę­cano się nad nim, bo to nie­prawda, że Pusz­kin zgi­nął z ręki d’Anthesa w 1837 roku. Zabili go ani­ma­to­rzy uro­czy­sto­ści jubi­le­uszo­wych w 200 rocz­nicę jego uro­dzin. Po raz ostatni tyle bana­łów i fra­ze­sów, budzą­cych w naj­lep­szym razie zaże­no­wa­nie, wypo­wie­dziano zapewne z oka­zji set­nej rocz­nicy uro­dzin Lenina. Codzien­nie w mass mediach gawiedź zło­żona z poli­ty­ków i dzien­ni­ka­rzy bez­kar­nie gwał­ciła pamięć ofiary roman­tycz­nego modelu zacho­wań. Każdy kanał tele­wi­zyjny poszu­ki­wał panów noszą­cych imię i nazwi­sko sław­nego twórcy (nie rozu­miem, dla­czego nie poszu­ki­wano współ­cze­snych D’Anthe­sów) i wymu­szano na nich wyzna­nie, że piszą wier­sze. W kinie „Aurora” na New­skim Pro­spek­cie odbyła się świa­towa pre­miera Onie­gina w reży­se­rii Marty Fien­nes, uczest­nicy Mię­dzy­na­ro­do­wego Kon­gresu Poetów recy­to­wali Pusz­kina, ana­li­zo­wali Pusz­kina, skła­dali kwiaty pod pomni­kiem Pusz­kina i bawili się na ul. Pusz­ki­now­skiej. W tej atmos­fe­rze ogól­no­na­ro­do­wej (czy może raczej ogól­no­pań­stwo­wej) histe­rii nie­które Rosjanki budziły się prze­ko­nane, że miej­sce męża zajął nie stro­niący od dam­skiego towa­rzy­stwa poeta. Odli­czano mie­siące, tygo­dnie i dni dzie­lące od dwu­na­stego czerwca. W wigi­lię rocz­nicy usły­sza­łem wzru­sza­jącą wypo­wiedź pre­zy­denta Jel­cyna: „Obu­dzi­łem się o dru­giej w nocy i od razu ze świeżą głową wzią­łem się za czy­ta­nie Pusz­kina”.

Pół roku póź­niej Rosja zapo­mniała o bied­nym poecie – miała już bowiem nowego boha­tera. „Boha­tera naszych cza­sów”.

„Młody, wysportowany, bez nałogów…”

„Młody, wyspor­to­wany, bez nało­gów…”

W Rosji końca ubie­głego stu­le­cia, Rosji Gor­ba­czowa i Jel­cyna – a więc Rosji ogar­nię­tej kry­zy­sem gospo­dar­czym, Rosji pogrą­żo­nej w trau­mie i melan­cho­lii po zaska­ku­ją­cej dla wielu ago­nii impe­rium (jak man­trę powta­rzano za Limo­no­wem: „Mie­li­śmy Wielką Epokę”) – był w sprze­daży Dok­tor Żywago i były powie­ści Soł­że­ni­cyna, były też zatło­czone pociągi kieł­ba­siane, puste półki w skle­pach i puste port­fele, była kary­ka­tu­ralna pry­wa­ty­za­cja i byli jej bene­fi­cjenci oli­gar­cho­wie; ale nie było cen­zury i nie było Związku Sowiec­kiego. Bilans nie wyszedł nawet na zero. Spre­zen­to­wana przez los (a nie wywal­czona) wol­ność miała – jak zawsze tam – fatalne kono­ta­cje. „Samo słowo ‘wol­ność’ – pisał w 1969 roku w swoim gło­śnym eseju Andriej Amal­rik – jest rozu­miane przez więk­szość ludzi jako syno­nim słowa ‘nie­po­rzą­dek’, jako moż­li­wość bez­kar­nego popeł­nia­nia aspo­łecz­nych i nie­bez­piecz­nych czy­nów. Mówie­nie o posza­no­wa­niu praw osoby ludz­kiej jako takiej wywo­łuje zdzi­wie­nie. Można sza­no­wać siłę, wła­dzę, сzy nawet mądrość albo wykształ­ce­nie, ale to, że czło­wiek sam w sobie ma jakąś war­tość – w świa­do­mo­ści kolek­tyw­nej nie jest trak­to­wane poważ­nie”27, „Naród rosyj­ski, czy to ze względu na swoje tra­dy­cje histo­ryczne, czy jesz­cze coś innego, zupeł­nie nie rozu­mie idei samo­rząd­no­ści, rów­nego prawa dla wszyst­kich i wol­no­ści oso­bi­stej – i zwią­za­nej z tym odpo­wie­dzial­no­ści”28.

Pozo­stało ocze­ki­wa­nie na Godota; na przy­wódcę, który pozwoli odzy­skać wiarę w lep­sze jutro, a obo­la­łej ojczyź­nie przy­wróci impe­rialną świet­ność; na Wiel­kiego Inkwi­zy­tora, który odbie­rze wol­ność, ale zapełni brzu­chy i uwolni od koniecz­no­ści podej­mo­wa­nia wybo­rów: „U nas […] wszy­scy będą szczę­śliwi i nie będą się bun­to­wać ani tępić wszę­dzie wza­jem, jak w Two­jej wol­no­ści. O, prze­ko­namy ich, że tylko w tym wypadku będą wolni, gdy wyrzekną się swej wol­no­ści, nam ją odda­dzą i nam ule­gną. I cóż, czy słusz­ność będzie po naszej stro­nie, czy fałsz? Sami się prze­ko­nają, że mamy słusz­ność, albo­wiem będą pamię­tać, do jak wiel­kiego nie­wol­nic­twa i zamętu dopro­wa­dzała ich Twoja wol­ność. […]. Dobrze oce­nią, co to zna­czy raz na zawsze się pod­dać! I póki ludzie nie pojmą tego, będą nieszczę­śliwi”29. Pry­mu­sami w szkole Wiel­kiego Inkwi­zy­tora byliby z całą pew­no­ścią Iwan IV Groźny i Piotr I Wielki, któ­rzy – jak on – nie cof­nęli się przed niczym, by swych pod­da­nych uczy­nić szczę­śli­wymi, nie ham­le­ty­zo­wali i nie prze­ży­wali wąt­pli­wo­ści, wahań, roz­te­rek. (Świa­do­mie pomi­jam tu ich słowa i gesty wpi­su­jące się w „teatra­li­za­cję zacho­wań publicz­nych”, np. cyklicz­nie powta­rzane – na życze­nie publicz­no­ści? – eks­pia­cyjne spek­ta­kle samo­bi­czo­wa­nia pierw­szego cara Wszech­rusi). Obaj, głę­boko utrwa­leni w świa­do­mo­ści spo­łecz­nej, stali się naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­nymi boha­te­rami mito­lo­gii naro­do­wej. Przez cały nie­mal wiek dzie­więt­na­sty w krę­gach inte­li­gen­cji moskiew­sko-peters­bur­skiej toczył się spór o to, czy reformy Iwana IV i Pio­tra I były warte tej ceny, jaką zapła­ciło za nie spo­łe­czeń­stwo. Kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej pewien inte­li­gent sowiecki pocho­dze­nia gru­ziń­skiego, Iosif Wis­sa­rio­no­wicz, takich wąt­pli­wo­ści już nie miał i uczy­nił Iwana Wasil­je­wi­cza i Pio­tra Alek­sie­je­wi­cza swo­imi ido­lami (choć, co tu kryć, bliż­szy jego sercu był ten pierw­szy, któ­remu wpraw­dzie zarzu­cał nad­mierną mięk­kość w tro­pie­niu spi­sków boja­rów, ale cenił jako twórcę for­ma­cji oprycz­ni­ków, szes­na­sto­wiecz­nych pro­to­pla­stów enka­wu­dzi­stów). Dzięki nim Sta­lin lepiej sobie radził z bólem egzy­sten­cjo­nal­nym, noc­nymi zmo­rami, dyle­ma­tem wago­nika (The trol­ley pro­blem) i innymi nie­mod­nymi bred­niami moralno-etycz­nymi.

Rosja od zawsze wie­działa, że wróg jest nie­straszny, gdy kra­jem rzą­dzi nie­ustra­szony i bez­względny obrońca praw­dzi­wej wiary (przed­wczo­raj pra­wo­sła­wia, wczo­raj bol­sze­wi­zmu, dziś puti­ni­zmu / rusi­zmu / raszy­zmu), naj­wyż­szy kapłan mitu impe­rial­nego, Król Lasu (odczy­tany na nowo przez Jamesa Fra­zera), arche­typ Jun­go­wego Ojca. Rosja tra­dy­cyj­nie już dzieli swo­ich wład­ców na „moc­nych”, „twar­dych”, „pra­wych” kre­ato­rów (rzą­dzący żela­zną ręką Iwan IV Groźny – „okrutny, ale spra­wie­dliwy”30; impe­ra­tor Piotr I Wielki – refor­ma­tor i twórca nowo­cze­snego pań­stwa; cesa­rzowa Kata­rzyna II – która Pio­trowe impe­rium roz­bu­do­wała i umoc­niła; samo­dzierżca Miko­łaj I – archi­tekt budzą­cej w Euro­pie podziw i lęk monar­chii abso­lut­nej; wiel­biony do dziś przez miliony dyk­ta­tor o psy­cho­pa­tycz­nej oso­bo­wo­ści Sta­lin – 70% Rosjan twier­dzi, że warto było ponieść ofiary w zamian za osią­gnię­cie „wiel­kich celów”31; i, o dziwo, ceniony chyba za małą sowiecką sta­bi­li­za­cję Breż­niew) oraz „sła­bych”, „mięk­kich”, „nie­pra­wych” destruk­to­rów (trwo­niący doro­bek matki Paweł I; przy­pi­su­jący sobie zasługi Kutu­zowa, nazbyt podatny na libe­ralne nowinki epoki jego syn Alek­san­der I; zmarły po zama­chu Alek­san­der II, któ­rego reformy znisz­czyły uświę­cony porzą­dek spo­łeczny i dopro­wa­dziły do naro­dzin ter­ro­ry­zmu; gra­barz Impe­rium Roma­no­wów Miko­łaj II, u boku któ­rego cesa­rzowa zamie­niła się w psy­cho­te­ra­peutkę pra­cu­jącą nad pod­nie­sie­niem poczu­cia wła­snej war­to­ści pacjenta wypo­sa­żo­nego w „kru­che ego” („ego zwią­zane z rze­czy­wi­sto­ścią”, „reality-ego”32): „bądź bez­kom­pro­mi­sowy”, „bądź surowy”, „bądź twardy”33; nie­kon­se­kwentny, kawiar­niany poli­tyk nie­przy­sta­jący do popaź­dzier­ni­ko­wej rze­czy­wi­sto­ści Lenin; odwil­żowy Chrusz­czow ze swoją bluź­nier­czą desta­li­ni­za­cją; pie­rie­stroj­kowy i gła­sno­stiowy Gor­ba­czow, który przy­pad­kiem wysa­dził Impe­rium; alko­ho­lik Jel­cyn, który dopu­ścił do gra­bieży sre­ber rodo­wych Wiel­kiej Rosji przez oli­gar­chów; pre­zy­dent na godziny Mie­dwie­diew, któ­rego peters­bur­ska ulica nazwała Lili­pu­ti­nem)34. Obec­ność w tym gro­nie pierw­szego pre­zy­denta Fede­ra­cji Rosyj­skiej – postaci barw­nej, dobrze i cie­pło wspo­mi­na­nej w wielu kra­jach – jest, zda­niem Rosjan, w pełni uza­sad­niona: wie­lo­krot­nie oka­zy­wał nie­do­pusz­czalną sła­bość, godzącą w tak sta­ran­nie przez Rosjan pie­lę­gno­waną dumę naro­dową, aktyw­nie uczest­ni­czył w roz­bio­rze Związku Sowiec­kiego, publicz­nie się kajał za grze­chy kraju i swo­ich poprzed­ni­ków („Ta skru­cha – pisze Tra­wina – niczego nie mogła już zmie­nić, ale wpro­wa­dzała Rosję do kręgu państw cywi­li­zo­wa­nych i chrze­ści­jań­skich”35) i nie spraw­dzał się w oczach pod­da­nych jako homo bibens. W jego pija­nej legen­dzie jest też pol­ski wątek, który został przy­po­mniany przez Justynę Prus: „O zale­tach nego­cja­cji z pija­nym Jel­cy­nem mogą coś powie­dzieć i pol­scy poli­tycy. Nie wszy­scy wie­dzą, że jego zgodę na wej­ście Pol­ski do NATO w dużej mie­rze zawdzię­czamy wie­lo­go­dzin­nym ‘wysił­kom’ doradcy pre­zy­denta Wałęsy Mie­czy­sława Wachow­skiego, który całą noc poił Borię alko­ho­lem. Następ­nego dnia padło pamiętne zda­nie: Rosja nie ma nic prze­ciwko temu, żeby Pol­ska weszła do NATO”36. Daleko mu więc było do rosyj­skiej ikony męsko­ści, Wie­nie­dikta Jero­fie­jewa, który, wedle słów Micha­iła Epsz­tejna, „[…] pił, ale się nie upi­jał, wycho­dził zwy­cię­sko ze wszyst­kich poje­dyn­ków z ruty­no­wa­nymi pija­kami: oni już leżą pod sto­łem pijani w trupa, a on, trzeź­wiu­teńki, jest czy­sty jak szkło”37.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. M. Ler­mon­tow, To żegnaj ma nie­czy­sta Rosjo…, tłum. ?, https://pl.wiki­pe­dia.org/wiki/Żegnaj_mi,_Rosjo_nieumyta. Dostęp: 10 maja 2022 r. [wróć]

2. A. Mic­kie­wicz, Dzia­dów czę­ści III Ustęp. Pomnik Pio­tra Wiel­kiego, https://wol­ne­lek­tury.pl/kata­log/lek­tura/dziady-dzia­dow-cze­sci-iii-ustep-pomnik-pio­tra-wiel­kiego.html. Dostęp: 28 marca 2022 r. [wróć]

3. A. Амальрик, Записки диссидента, Ann Arbor 1982, с. 183. [wróć]

4. Ostat­nie dzie­się­cio­le­cie XX wieku bar­dzo źle zapi­sało się w pamięci eko­no­micz­nej (słusz­nie) i poli­tycz­nej (niesłusz­nie) Rosjan. Nacjo­na­li­sta Jurij Bon­da­riew – kie­dyś autor cał­kiem nie­złej prozy wojen­nej, a w latach 90. pla­ka­towy pismak – opu­bli­ko­wał na łamach mie­sięcz­nika „Nasz Sow­rie­mien­nik” (1999, nr 11, 12; zob. też: http://libe­reya.ru/biblus/bon­da­rev.htm) anty­jel­cy­now­ski pam­flet Trój­kąt ber­mudzki (Бермудский треугольник). W tej, za prze­pro­sze­niem, powie­ści wia­dro pomyj zostało wylane m. in. na głowę wybit­nego filo­loga, jed­nego z ani­ma­to­rów pie­rie­strojki, w prze­szło­ści wię­zio­nego w łagrze Soło­wiec­kim – Dmi­trija Licha­czowa (1906-1999). [wróć]

5. Cyt. za: А. Панов, Уход гроссмейстера, «Новая газета» 2017, №58, от 2 июня, https://novay­aga­zeta.ru/artic­les/2017/06/02/72667-uhod-gros­smey­stera. Dostęp 28 marca 2022 r. [wróć]

6. Cytuję tu wypo­wiedź Lwa Gud­kowa w dys­ku­sji Люди закрытого общества, „Газета.Ru”, 10 апреля 2016, https://www.gazeta.ru/com­ments/2016/04/07_a_8165105.shtml?upda­ted. Dostęp: 1 kwiet­nia 2022 r. [wróć]

7.Ibid.[wróć]

8. Zob.: Д. Волчек, Три „семьи” в Кремле. Тайные пружины власти при Ельцине и Путинe, Радио Свобода, 27 ноября 2021 г., https://www.svo­boda.org/a/tri-semji-v-kremle-tay­nye-pru­zhiny-vla­sti-pri-eljt­sine-i-putine/31578344.html. Dostęp: 21 maja 2022 r. [wróć]

9. http://krem­lin.ru/events/pre­si­dent/trans­cripts/24080. Dostęp: 21 maja 2022 r. [wróć]

10. S. Mie­dwie­diew, Powrót rosyj­skiego Lewia­tana, tłum. H. Pustuła-Lewicka, Woło­wiec 2020, s. 234. [wróć]

11. K. Marks, 18 bru­ma­ire’a Ludwika Bona­parte, https://pl.wiki­qu­ote.org/wiki/Karol_Marks. Dostęp: 17 maja 2022 r. [wróć]

12. И. Бродский, Мрамор, Ann Arbor 1988, s. 31. Tłum. moje – T.K. [wróć]

13. Cyt. za: P. Lejeune, „Rien” Jour­naux du 14 juil­let 1789, [w:] Le Bon­heur de la littérature, Varia­tions cri­ti­ques pour Béatrice Didier, sous la direc­tion de Ch. Mon­tal­betti et J. Neefs, Paris 2005, https://www.auto­pacte.org/Rien.html. Pol­ski prze­kład: P. Lejeune, „Nic”. Dzien­niki z 14 lipca 1789, tłum. A. Kar­po­wicz, [w:] P. Lejeune, „Drogi zeszy­cie…”, „drogi ekra­nie…” O dzien­ni­kach oso­bi­stych, tłum. A. Kar­po­wicz, M. i P. Roda­ko­wie, War­szawa 2010, s. 174. [wróć]

14.Семейная переписка Романовых. Переписка Николая Романова с Александрой Фёдоровной, „Красный архив” 1923, т. 4, http://ist­mat.info/node/33713. Dostęp: 22 maja 2022 r. Po zdo­by­ciu wła­dzy przez bol­sze­wi­ków powo­łano komi­sję, która miała sko­pio­wać i ska­ta­lo­go­wać dzien­niki oraz kore­spon­den­cję Miko­łaja II (m.in. pro­wa­dzoną w języku angiel­skim z cesa­rzową). Część mate­ria­łów została prze­my­cona do Ber­lina i tam uka­zała się dru­kiem w emi­gra­cyj­nym wydaw­nic­twie „Słowo” (listy w prze­kła­dzie Wła­di­mira Dmi­tri­je­wi­cza Nabo­kowa). Nieco póź­niej Kore­spon­den­cję rodzinną Roma­no­wów w tłu­ma­cze­niu Sie­miona Zaj­mow­skiego opu­bli­ko­wano w Rosji Sowiec­kiej. [wróć]

15. С. Скипидаров, Голодные пляски последней зимы, газета.ru, 15 марта 2017, https://www.gazeta.ru/poli­tics/2017/03/15_a_10576625.shtml#page2. Dostęp: 22 czerwca 2022 r. [wróć]

16. Cyt. za: А. Трофименко, Вдова вождя: что Крупская смогла сделать без Ленина, газета.ru, 26 февраля 2019 г., https://www.gazeta.ru/poli­tics/2019/02/26_a_12208891.shtml. Dostęp: 18 maja 2022 r. [wróć]

17. Николай II Александрович, Дневники, http://mili­tera.lib.ru/db/niko­lay-2/1917.html. Dostęp: 18 maja 2022 r. [wróć]

18.Дневник А. Н. Бенуа. 14.09.1916 – 23.01.1918, http://www.fedy-diary.ru/html/042011/24042011-03a.html. Dostęp: 18 maja 2022 r. [wróć]

19.Ibid. [wróć]

20. M. Mil­ler, Wol­ność, https://tek­sciory.inte­ria.pl/boys-wol­nosc-tekst-pio­senki,t,462825.html. Dostęp: 21 maja 2022 r. [wróć]

21. Zob. np. hasło: Карточная система w Wiki­pe­dii, https://ru.wiki­pe­dia.org/wiki/Карточная_система. Dostęp: 24 czerwca 2022 r. [wróć]

22. W. Maja­kow­ski, Na cały głos. Z dru­giego wstępu do poematu, tłum. A. Wło­dek [w:] Anto­lo­gia poezji radziec­kiej, t. 1, wyboru doko­nał i wstę­pem opa­trzył J. Wacz­ków, War­szawa 1979, s. 293. [wróć]

23. W 1990 roku Komi­sja Kon­sty­tu­cyjna zapro­po­no­wała wpro­wa­dze­nie w Rosyj­skiej Socja­li­stycz­nej Fede­ra­cyj­nej Repu­blice Sowiec­kiej flagi tri­co­leur: белый – голубой – алый. Z oczy­wi­stych dla Rosjan powo­dów środ­kowy kolor na fla­dze nie mógł być „голубой” (potocz­nie: homo­sek­su­ali­sta), w nowym brzmie­niu poja­wiło się więc okre­śle­nie „синий”. W 1990 roku w meczu o mistrzo­stwo świata w sza­chach Kaspa­row wystą­pił pod flagą „demo­kra­tycz­nej Rosji”, Kar­pow – pod sowiecką. Obja­śnie­nie kolo­rów chwyta za serce: „Biały – kolor śnie­gów [?], chmur, brzó­zek – uosa­bia hoj­ność, dosko­na­łość, szla­chet­ność i piękno. Nie­bie­ski – kolor nieba – uosa­bia wier­ność, uczci­wość, nie­ska­zi­tel­ność, czy­stość. Czer­wony – męstwo, śmia­łość, miłość, odwaga, boha­ter­stwo” (https://vuc.urfu.ru/ru/kur­san­tam/simvo­lika/flag-rf/.)Dostęp: 19 maja 2022 r. [wróć]

24. А. Белинков, Сдача и гибель советского интеллигента. Юрий Олеша, Москва 1997, с. 269-270. [wróć]

25. Gene­rał porucz­nik Alek­sandr Lebiedź (1950-2002) zmarł w wyniku obra­żeń odnie­sio­nych w wypadku heli­kop­tera. Jego tra­giczna śmierć dopi­sała kolejny roz­dział w dzie­jach teo­rii spi­sko­wych. [wróć]

26. S. Alek­si­je­wicz, Czasy secon­dhand. Koniec czer­wo­nego czło­wieka, tłum. J. Czech, Woło­wiec 2014, https://docero.pl/doc/alek­si­je­wicz-swie­tana-czasy-secon­dhand-koniec-czer­wo­nego-czo­wieka-pdf-xl3owop2dx. Dostęp: 21 maja 2022 r. [wróć]

27. А. Амальрик, Просуществует ли Советский Союз до 1984 года?, http://www.vehi.net/poli­tika/amal­rik.html. Dostęp: 11 maja 2022 r. Andriej Amal­rik (1938-1980) – znany dysy­dent, kil­ka­krot­nie zsy­łany do łagrów (m. in. za „paso­żyt­ni­czy tryb życia”), autor gło­śnej pracy Czy Zwią­zek Sowiecki prze­trwa do 1984 roku (Amster­dam 1969), od 1976 roku prze­by­wał na emi­gra­cji. Zgi­nął w wypadku samo­cho­do­wym w Hisz­pa­nii. [wróć]

28.Ibid.[wróć]

29. F. Dosto­jew­ski, Bra­cia Kara­ma­zow, tłum. A. Wat, https://docer.pl/doc/8c15xc. Dostęp: 30 maja 2022 r. [wróć]

30.Е. Травина, Имперские мифы России. Миф четвёртый. О „правильном” государе, „Дело” от 18 июля 2005, №26(380), http://www.idelo.ru/380/15.html. Dostęp: 21 kwiet­nia 2022 r. [wróć]

31. Н. Голикова, Почему 70% россиян любят Сталина?, „Афиша Daily” 19 апреля 2019, https://daily.afi­sha.ru/rela­tion­ship/11762-pochemu-70-ros­siyan-lyubyat-sta­lina-ras­su­zh­dayut-socio­log-isto­rik-kul­tu­ro­log-i-zhur­na­list/. Dostęp: 20 kwiet­nia 2022 r. [wróć]

32. A. M. Col­man, Słow­nik psy­cho­lo­gii, tłum. A. Cicho­wicz i in., War­szawa 2009, s. 180-181. [wróć]

33.Семейная…, op. cit. Cytaty pocho­dzą z listów napi­sa­nych na prze­ło­mie lat 1916/1917. [wróć]

34. Е. Травина, op. cit.[wróć]

35. Е. Травина, Имперские мифы России. Миф Второй. О богоизбранности России, „Дело” 4 июля 2005, №24(378), http://www.idelo.ru/378/15.html. Dostęp: 22 czerwca 2022 r. [wróć]

36. J. Prus, Nie tylko Kwa­śniew­ski lubi sobie wypić, „Dzien­nik” 5 listo­pada 2007, https://wia­do­mo­sci.dzien­nik.pl/opi­nie/arty­kuly/61276,nie-tylko-kwa­sniew­ski-lubi-sobie-wypic.html. Dostęp: 22 czerwca 2022 r. [wróć]

37. M. Epsz­tejn, Po kar­na­wale, czyli Wieczny Wie­niczka, tłum. A. Pomor­ski, „Lite­ra­tura na Świe­cie” 1994, nr 7-8, s. 306. [wróć]