72,00 zł
Powrót Cienia (pierwotny tytuł pierwszego tomu Władcy Pierścieni) jest fascynującym studium wielkiego arcydzieła J.R.R. Tolkiena, które odsłania nieznane dotąd kulisy pracy nad cyklem. Niczym w powieści przygodowej śledzimy przemiany, którym ulegały główne wątki opowieści. Ujrzymy, jak magiczny pierścień Bilba przekształcił się w ogromnie niebezpieczny Pierścień Rządzący Władcy Ciemności, a także poznamy dokładny i zaskakujący moment, kiedy Czarny Jeździec po raz pierwszy zjawia się w Shire. Postać hobbita zwanego Trotterem (później Łazikiem lub Aragornem) jest rozwinięta, choć jego prawdziwa tożsamość pozostaje na pozór niemożliwym do rozwiązania problemem. Imiona i charakter towarzyszy Froda ulegają licznym zmianom, a inni bohaterowie występują w nieznanych dotąd wcieleniach, jak sprzymierzony z Nieprzyjacielem groźny Drzewacz i zawzięty, nieżyczliwy gospodarz Maggot. Książka zawiera także reprodukcje pierwszych roboczych map i faksymile stron najwcześniejszych rękopisów.
Historia Śródziemia to najbardziej oczekiwany przez fanów na całym świecie (w całości ukazała się tylko po angielsku i hiszpańsku, wybrane tomy natomiast opublikowano po polsku, francusku, niemiecku, szwedzku, węgiersku i rosyjsku) dwunastotomowy cykl książek wydanych przez Christophera Tolkiena na podstawie zapisków i notatek, które pozostawił jego ojciec.
Historia Śródziemia
Tom VI
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 759
Po drodze jednak napotkałem wiele rzeczy, które mnie zdumiały. Toma Bombadila już znałem, ale nigdy przedtem nie byłem w Bree. Obieżyświat siedzący w rogu karczemnej izby był dla mnie wstrząsem i — podobnie jak Frodo — nie miałem pojęcia, kim on jest. Kopalnie Morii były tylko nazwą, a o Lothlórien moje śmiertelne uszy nie słyszały do chwili, kiedy się tam znalazłem. Wiedziałem, że gdzieś daleko, na krańcach Królestwa Ludzi, mieszkają Władcy Koni, ale Las Fangorn okazał się nieprzewidzianą przygodą. Nigdy nie słyszałem o rodzie Eorla ani o namiestnikach Gondoru. Najbardziej niepokojące było to, że nie zostało mi ujawnione prawdziwe oblicze Sarumana i nieobecność Gandalfa 22 września była dla mnie taką samą zagadką jak dla Froda.
J.R.R. Tolkien w liście do W.H. Audena, 7 czerwca 1955
Hobbit albo tam i z powrotem. Tłum. Paulina Braiter. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2017
Księga zaginionych opowieści.
Część 1. Tłum. Maria Gębicka-Frąc, Cezary Frąc.
Wiersze przeł. Joanna Drzewowska, Katarzyna Staniewska. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2022
Księga zaginionych opowieści. Część 2. Tłum. Agnieszka Sylwanowicz.
Wiersze przeł. Katarzyna Staniewska. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2023
Ballady Beleriandu. Tłum. Agnieszka Sylwanowicz.
Wiersze przeł. Katarzyna Staniewska. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2023
Niedokończone opowieści Śródziemia i Númenoru. Tłum. Paulina Braiter, Agnieszka Sylwanowicz. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2019
Silmarillion. Tłum. Maria Skibniewska. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2017
J.R.R. Tolkien. Listy.
Wybrane i opracowane przez Humphreya Carpentera przy współudziale Christophera Tolkiena. Tłum. Agnieszka Sylwanowicz. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2020
Władca Pierścieni, tom I/II/III. Tłum. Jerzy Łoziński. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2017
W związku z tym, że Powrót Cienia jest pierwszym z czterech tomów poświęconych pracy nad Władcą Pierścieni, wydawca zdecydował o wprowadzeniu w tej części Historii Śródziemia w odniesieniu do nazw własnych uzupełnienia w postaci podania w nawiasach kwadratowych obok terminów z bazowego tłumaczenia Jerzego Łozińskiego także ich odpowiedników zaczerpniętych z pozostałych polskich przekładów powieści Tolkiena — Marii Skibniewskiej oraz Marii Gębickiej-Frąc i Cezarego Frąca (oznaczenia S i F tylko w przypadku różniących się od siebie terminów w tych tłumaczeniach).
Jak wiadomo, J.R.R. Tolkien kilka lat po publikacji Władcy Pierścieni sprzedał manuskrypty i maszynopisy Uniwersytetowi Marquette w Milwaukee, wraz z materiałami powiązanymi z Hobbitem i Gospodarzem Gilesem z Ham, a także Panem Błyskiem. Wiele miesięcy upłynęło pomiędzy wysyłką tych ostatnich pism, które dotarły do uczelni w lipcu 1957 roku, a tekstami Władcy Pierścieni, które trafiły tam dopiero w następnym roku. Powodem było to, że mój ojciec podjął się porządkowania, opisywania i opatrywania datami różnych rękopisów Władcy Pierścieni, ale ukończenie pracy w tym czasie okazało się niemożliwe. Oczywiste jest, że nigdy tego nie zrobił, i w końcu wysłał pisma w takiej nieuporządkowanej formie; w Marquette zauważono, że to materiały przekazane „w przypadkowej kolejności”. Gdyby je uporządkował, wtedy zorientowałby się, że zbiór rękopisów, choć bardzo obszerny, nie jest kompletny.
Siedem lat później, w 1965 roku, pracując nad redakcją Władcy Pierścieni, ojciec zwrócił się do dyrektora bibliotek w Marquette z pytaniem, czy w narracji można wykryć pewien schemat dat i wydarzeń, ponieważ, jak napisał: „Nigdy nie sporządziłem pełnego harmonogramu ani notatki o przekazanych wam pismach”. W liście tym wyjaśnił, że przekazywał materiały w czasie, gdy były one rozproszone między jego domem w Headington w Oksfordzie a jego pokojami w Kolegium Merton; nadmienił, że nadal posiada „materiał pisemny”, który „powinien należeć do was”, i obiecał, że gdy skończy redakcję Władcy Pierścieni, zajmie się tą sprawą. Nie zrobił tego.
Osiem lat później, po śmierci ojca, odziedziczyłem te pisma, ale chociaż Humphrey Carpenter odniósł się do nich w swojej książce J.R.R. Tolkien. Biografia (1977)1 i zacytował kilka zawartych w nich wczesnych uwag, sam przez wiele lat nie poświęcałem im uwagi, pochłonięty długotrwałym analizowaniem ewolucji fabuły Dawnych Dni, a także legend Beleriandu i Valinoru. Dopiero gdy zbliżał się czas publikacji III tomu Historii Śródziemia, wpadłem na pomysł, że cykl może obejmować opis powstawania Władcy Pierścieni, jednak w ciągu ostatnich trzech lat co jakiś czas zajmowałem się odcyfrowywaniem i analizą będących w moim posiadaniu rękopisów Władcy Pierścieni (i zadanie to jeszcze nie zostało ukończone). Większość pism ojca pozostawionych w 1958 roku należy do najwcześniejszych faz tworzenia, choć w niektórych przypadkach (szczególnie w wielokrotnie przepisywanym pierwszym rozdziale) kolejne wersje wynoszą narrację do zaawansowanego stanu. Zaznaczę tutaj, że w Anglii zostały jedynie wstępne zapiski i najwcześniejsze szkice z zarysem dalszego przebiegu opowieści, większość pism natomiast trafiła do Marquette.
Nie wiem, jak to się stało, że ta część rękopisów nie została wysłana do Marquette; mogę się tylko domyślać. Ojciec był płodnym autorem z przymusem pisania („Okazuje się, że niemożność używania pióra lub ołówka jest równie nieznośna, jak utrata dzioba przez kurę”, napisał do Stanleya Unwina w 1963 roku, kiedy uskarżał się na dolegliwości prawej ręki) — ciągle poprawiał, przetwarzał, zaczynał od nowa, a przy tym nigdy nie wyrzucał brudnopisów, więc siłą rzeczy zapiski te były przemieszane, nieuporządkowane i rozproszone. Wydaje się mało prawdopodobne, aby w czasie przekazywania pism do Marquette interesował się wczesnymi szkicami lub dokładnie je pamiętał; niektóre z nich zostały zastąpione i przepisane nawet dwadzieścia lat wcześniej, bez wątpienia już dawno odłożone na bok, zapomniane i pogrzebane.
Bez względu na to, jaka była tego przyczyna, oczywiście warto byłoby połączyć rozdzielone rękopisy i ulokować je w jednym miejscu. Taki, jak podejrzewam, był zamysł ojca w czasie, gdy dokonywał sprzedaży, i w związku z tym rękopisy będące obecnie w moim posiadaniu zostaną przekazane Uniwersytetowi Marquette.
Większa część tekstów przytoczonych lub opisanych w tej książce pochodzi z materiałów, które nie opuściły Anglii. Opracowanie trzeciej części (nazwanej „Fazą trzecią”) okazało się trudne, ponieważ rękopisy znajdowały się w różnych miejscach. Większość rozdziałów tej „fazy” trafiła do Marquette w 1958 roku, ale istotne części kilku z nich pozostały, ponieważ jedne ojciec odrzucił, a inne wykorzystywał jako elementy składowe w nowych wersjach. Interpretacja tego etapu historii byłaby niemożliwa bez współpracy ze strony Marquette. Mogłem liczyć przede wszystkim na Tauma Santoskiego, który z wielką wprawą i starannością zaangażował się w ten skomplikowany proces, i z którym przez wiele miesięcy wymieniałem opatrzone adnotacjami kopie tekstów. Dzięki temu można było ustalić czas ich powstawania i zrekonstruować oryginalne rękopisy, które ojciec rozebrał na części prawie pół wieku temu. Jestem winien wyrazy głębokiej wdzięczności za pomoc Taumowi Santoskiemu, Charlesowi B. Elstonowi, archiwiście Memorial Library w Marquette, Johnowi D. Rateliffowi oraz pannie Tracy Muench.
Ta próba zrelacjonowania pierwszych etapów tworzenia Władcy Pierścieni była najeżona trudnościami innymi niż te, które wynikały z rozdrobnienia rękopisów. Wiązały się one przede wszystkim z ustaleniem porządku powstawania poszczególnych wersji, a także z przedstawieniem rezultatów w spójnej, gotowej do opublikowania formie.
Krótko mówiąc, proces twórczy przebiegał w serii „fal” lub (jak nazwałem je w tej książce) „faz”. Ojciec trzy razy przepisał pierwszy rozdział, zanim hobbici opuścili Hobbitów [Hobbiton], a później opowieść płynnie dotarła do Rivendell, po czym impuls twórczy wygasł. Zaczął wtedy od początku („faza druga”), a potem znowu („faza trzecia”); gdy wymyślał nowe elementy narracyjne, nowe imiona, postacie i relacje między nimi, w różnym czasie wpisywał je we wcześniejsze szkice. Wycinał fragmenty tekstu i wykorzystywał je gdzie indziej. Do jednego rękopisu włączał alternatywne wersje, wskutek czego historia mogła być odczytywana na więcej niż jeden sposób, zgodnie z podanymi wskazówkami. Określenie dokładnej kolejności dokonywania tych niezwykle skomplikowanych posunięć jest praktycznie niemożliwe. Kilka zapisanych przez ojca dat nie wystarczy, aby tego dokonać, a zawarte w jego listach wzmianki o postępach w pracy są niejasne i trudne do zinterpretowania. Różnice w charakterze pisma mogą być bardzo mylące. Z tego względu ustalenie historii powstawania utworu musi w znacznej mierze opierać się na wskazówkach dostarczanych przez ewolucję imion i motywów w samej fabule, ale wiąże się z tym ryzyko popełnienia błędu wskutek pomylenia względnych dat uzupełnień i zmian. Przykłady tych problemów można znaleźć w całej niniejszej książce. Nie daję żadnej gwarancji, że prawidłowo przedstawiłem chronologię: w niektórych przypadkach dowody wydają się sprzeczne i nie potrafię znaleźć żadnego rozwiązania. Rękopisy mają to do siebie, że z reguły pozwalają na różne interpretacje. Mam jednak wrażenie, że zaproponowana przeze mnie kolejność powstawania dzieła, po wielu eksperymentach z alternatywnymi teoriami, najlepiej pasuje do dowodów.
Najwcześniejsze zarysy fabuły i szkice narracyjne często są ledwie czytelne, a wraz z postępem pracy stawały się coraz trudniejsze do odcyfrowania. Podczas wojny ojciec wykorzystywał każdy dostępny skrawek papieru — niekiedy pisał na odwrocie, a nawet w poprzek prac egzaminacyjnych — w oszczędnych słowach notując przemyślenia dotyczące jeszcze nieutrwalonego na papierze dalszego ciągu opowieści i pierwsze sformułowania narracyjne. Pisał w zawrotnym tempie, zamierzając po niedługim czasie wrócić do brudnopisów i nadać im bardziej czytelną postać, czego oczywiście nie robił; litery są tak koślawe, że słowo, którego sensu nie daje się odgadnąć na podstawie kontekstu czy późniejszych wersji, prawdopodobnie na zawsze pozostanie niejasne; często używał miękkiego ołówka, więc znaczne partie tekstu są rozmazane i wyblakłe. Należy o tym pamiętać: najwcześniejsze szkice ojciec pisał pod wpływem chwili, gdy pierwsze słowa przyszły mu do głowy i zanim się rozwiały, natomiast tekst wydrukowany (oprócz kropek i pytajników w niedających się odczytać miejscach), jak można się spodziewać, emanuje atmosferą spokoju i uporządkowania, a sformułowania sprawiają wrażenie przemyślanych i zamierzonych.
Jeśli chodzi o sposób przedstawienia materiału, największy problem polegał na rozwijaniu opowieści na podstawie kolejnych szkiców, ciągle zmieniających się, ale też zawsze ściśle zależnych od tego, co je poprzedzało. W dość skrajnym przypadku, jakim jest rozdział „Długo oczekiwana biesiada”, zawarłem w tej książce sześć głównych tekstów i szereg porzuconych wersji. Z jednej strony prezentacja całego materiału powiązanego z tym jednym rozdziałem, nie wspominając o mnóstwie powtórzeń lub prawie powtórzeń, złożyłaby się niemal na osobną książkę. Z drugiej zaś niełatwo jest prześledzić kolejność serii tekstów sprowadzających się do fragmentów i krótkich cytatów (z wersjami znacznie różniącymi się od swoich poprzedniczek) i jeśli nawet się uda, również ta metoda zajmuje dużo miejsca. Nie ma tu naprawdę zadowalającego rozwiązania. Redaktor musi wziąć odpowiedzialność za dobór i uwypuklenie tych elementów, które uważa za najciekawsze i najbardziej znaczące. Ogólnie rzecz ujmując, w każdym rozdziale przytaczam najwcześniejszą wersję, pełną lub prawie kompletną, jako podstawę, do której można odnieść te późniejsze. Różne formy rękopisów wymagały odmiennego podejścia redakcyjnego: do tekstów przytoczonych mniej więcej w całości dodane są ponumerowane przypisy, które mogą stanowić ważną część prezentacji zawiłego tekstu, a w innym wypadku rozdział ma formę omówienia okraszonego cytatami.
Ojciec nie szczędził starań, tworząc Władcę Pierścieni, i chciałem, aby ten zapis pierwszych lat pracy ilustrował trudy jego procesu twórczego. Pierwsza część opowieści, zanim Pierścień opuścił Rivendell, wymagała zdecydowanie największego wysiłku (stąd objętość tej książki w stosunku do całego dzieła); opisałem wątpliwości, niezdecydowanie, zmiany, odrzucone fragmenty i falstarty. Wynik jest siłą rzeczy niezwykle skomplikowany, ale chociaż można by opowiedzieć historię w znacznie krótszej i zwartej formie, jestem przekonany, że pominięcie trudnych szczegółów lub nadmierne upraszczanie problemów i wyjaśnień pozbawiłoby to opracowanie istotnego znaczenia.
Moim celem było przedstawienie relacji z pisania Władcy Pierścieni, aby pokazać subtelny proces, który może przekształcać znaczenie wydarzeń i tożsamość bohaterów, jednocześnie zachowując odnoszące się do nich sceny i słowa z najwcześniejszych szkiców. Dlatego (na przykład) szczegółowo śledzę dzieje dwóch hobbitów, którzy po wielu niezwykłych zmianach imion, charakteru i ról ostatecznie stali się Peregrinem Tukiem i Fredem [Fredegar] Bolgerem, powstrzymuję się natomiast od wzmianek o tym, co nie jest bezpośrednio ważne dla ewolucji fabuły.
Zakładam, że czytelnik zna Bractwo Pierścienia, i oczywiście dokonuję porównań z opublikowanym dziełem. Odsyłacze do stron w Bractwie Pierścienia (w skrócie BP) odnoszą się do trzytomowego wydania Władcy Pierścieni (WP) w twardej oprawie, opublikowanego przez wydawnictwo George Allen and Unwin (obecnie Unwin Hyman) i Houghton Mifflin Company, wspólnego dla Anglii i Ameryki, ale sądzę, że prawie wszystkie odwołania można z łatwością prześledzić w każdym wydaniu, ponieważ dokładny punkt nawiązujący do ostatecznej formy opowieści raczej zawsze jasno wynika z kontekstu.
W „fazie pierwszej”, która doprowadza opowieść do Rivendell, większość rozdziałów nie miała tytułów, a później ojciec wprowadzał wiele zmian w podziale na rozdziały, z różnymi tytułami i numeracją. Dlatego, żeby uniknąć zamieszania, postanowiłem nadać wielu moim rozdziałom proste opisowe tytuły sugerujące ich treść, na przykład „Od Hobbitowa do Leśnego Skraju” [Leśny Zakątek], bez odnoszenia się do tytułów rozdziałów w Bractwie Pierścienia. Uznałem za słuszne, aby nadać książce jeden z sugerowanych, ale odrzuconych przez ojca tytułów pierwszego tomu Władcy Pierścieni. W liście do Raynera Unwina z 8 sierpnia 1953 roku (Listy, nr 139, s. 233) ojciec zaproponował Powrót Cienia.
W tej publikacji nie wspominam o historii powstawania Hobbita, który po raz pierwszy ukazał się w 1937 roku, chociaż gdzieniegdzie przywołuję tę książkę z powodu jej związku z Władcą Pierścieni, tym bardziej że ów związek jest ciekawy i złożony. Ojciec kilkakrotnie wypowiadał się na ten temat, ale najpełniej i (jak sądzę) najdokładniej wyraził to w długim liście do Christophera Brethertona z lipca 1964 roku (Listy, nr 257, s. 468):
Wróciłem do Oksfordu w styczniu 1926 roku i kiedy został wydany Hobbit (1937), „sprawa Dawnych Dni” istniała już w spójnej formie. Hobbit nie miał mieć z nimi nic wspólnego. Kiedy moje dzieci były małe, miałem zwyczaj wymyślania i opowiadania im, a czasem zapisywania „bajek” […] Hobbit był jedną z nich. Nie miał koniecznych związków z „mitologią”, lecz w naturalny sposób zbliżył się do tej głównej sprawy absorbującej moje myśli, co sprawiło, że w miarę pisania opowieść rozrastała się i stawała się bardziej heroiczna. Mimo to mogła istnieć zupełnie oddzielnie, gdyby nie odniesienia (niekonieczne, chociaż dające wrażenie historycznej głębi) do Upadku Gondolinu, szczepów elfów oraz waśni króla Thingola, ojca Lúthien, z krasnoludami […].
Magiczny pierścień był jedyną rzeczą w Hobbicie, która łatwo dawała się połączyć z moją mitologią. Aby stać się ośrodkiem obszernej opowieści, musiał mieć niezwykłe znaczenie. Następnie połączyłem go z (początkowo) dosyć niedbałą wzmianką o Czarnoksiężniku, koniec rozdz. 7 i rozdz. 19, którego funkcją było zaledwie dostarczenie Gandalfowi pretekstu do opuszczenia Bilba oraz krasnoludów, by radzili sobie sami, co było konieczne dla opowieści. Z Hobbita wywodzi się także kwestia krasnoludów, ich pierwszy przodek Durin oraz Moria, a także Elrond. Fragment w rozdz. 3 wiążący go z półelfami z mojej mitologii był szczęśliwym przypadkiem wywołanym trudnością stałego wymyślania dobrych imion dla nowych postaci. Nazwałem go Elrondem bez większego zastanowienia, ale ponieważ imię to pochodzi z mitologii (Elros i Elrond są synami Eärendela), uczyniłem go półelfem. Dopiero we Władcy został on utożsamiony z synem Eärendela, a zatem prawnukiem Lúthien i Berena, postacią o wielkiej mocy oraz Powiernikiem Pierścienia.
To, jak ojciec widział Hobbita — szczególnie w odniesieniu do „Silmarillionu” — w momencie jego publikacji, jest wyraźnie pokazane w liście, który napisał do G.E. Selby’ego 14 grudnia 1937 roku:
Sam nie pochwalam Hobbita, moją własną mitologię (która jest ledwie muśnięta) z jej spójnym nazewnictwem — bez Elronda, Gondolinu i Esgaroth — i uporządkowaną historią przedkładam nad tę hałastrę krasnoludów o imionach z Völuspá, nowomodnych hobbitów i gollumów (wymyślonych w wolnej chwili) oraz anglosaskie runy.
Znaczenie Hobbita w historii ewolucji Śródziemia polegało wówczas na tym, że został opublikowany, a czytelnicy domagali się kontynuacji. W rezultacie charakter Władcy Pierścieni sprawił, że Hobbit został wciągnięty do Śródziemia i przekształcił je, ale w 1937 roku nie stanowił jego części. Znaczenie Hobbita dla Śródziemia polega na tym, czego miał dokonać, a nie na tym, czym był.
Później z kolei Władca Pierścieni wywarł wpływ na Hobbita tak w opublikowanych, jak i (o wiele bardziej obszernych) nieopublikowanych wersjach, ale wszystko to leżało oczywiście w dalekiej przyszłości w momencie, do którego dotarła ta Historia.
Rękopisy Władcy Pierścieni cechuje skrajna niekonsekwencja w kwestii stosowania wielkich liter i łączników oraz rozdzielania elementów w nazwach złożonych. Nie ujednoliciłem pod tym względem przytaczanych tekstów, chociaż w omówieniu używam form spójnych.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 H. Carpenter, J.R.R. Tolkien. Biografia, przeł. Agnieszka Sylwanowicz, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2023 (dalej: Biografia).
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Przedmowa