Powiedz, że wrócisz - Roma Nowicz - ebook + książka

Powiedz, że wrócisz ebook

Roma Nowicz

4,7

Opis

Przyjaźnili się od zawsze. Ona i ich dwóch. Jeden został policjantem, a drugi gangsterem. Pewnego dnia stali się wrogami. Ona musiała dokonać wyboru pomiędzy tym, co słuszne, a tym, co podłe. Nie miała świadomości, że kierując się rozsądkiem, zamieni swoje życie w piekło, a siebie – w ofiarę. Dopiero po latach zrozumiała, iż przez cały czas żyła w kłamstwie, a przyjaciel okazał się jej największym zagrożeniem. Chcąc ochronić swoją największą miłość, jest gotowa milczeć, nawet za cenę utraty ukochanego. Czy prawda wyjdzie na jaw i odsłoni przebiegłą intrygę sprzed lat, czy zwycięży kłamstwo?

Opowieść o namiętności, żądzy posiadania i manipulacji oraz o tym, w jaki sposób można zniszczyć duszę drugiego człowieka, a zagubioną kobietę zamienić w bezwolną ofiarę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 330

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (9 ocen)
7
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redakcja

Anna Seweryn

Projekt okładki

Pracownia WV

Fotografia na okładce

© Eugene Partyzan | Shutterstock

Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Urszula Bańcerek

Wydanie I, Chorzów 2020

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. 600 472 609

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja wersji drukowanej: LIBER SA

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

[email protected]

dystrybucja.liber.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2019

tekst © Roma Nowicz

ISBN 978-83-7835-774-2

1. Słodki smak młodości

1987

Pamiętam dokładnie dzień, kiedy nasza przyjaźń legła w gruzach, mimo że wówczas nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dopiero po latach, patrząc w przeszłość, mogłam wyznaczyć tę datę, bo od tej chwili między nami nic już nie było takie samo. Jednak nie mogę sobie przypomnieć, kiedy wszystko się zaczęło. W moich wspomnieniach istnieją jakieś fragmenty zdarzeń, śmiech, płacz i uczucia, jakie mi wówczas towarzyszyły. Dzisiaj mam trzydzieści lat, elegancką restaurację w nadmorskim kurorcie i złamane serce.

Igor był inny niż my. Niby wydurniał się tak samo, jak ja czy Dominik, ale gdy zaczynaliśmy rozmowę o naszych rodzicach czy rodzeństwie, on milkł. Nigdy też nie zapraszał nas do siebie. Byliśmy trochę zdziwieni, bo przecież nie pochodził z patologicznego domu. My też nie, więc chyba jego rodzice nie mieliby nic przeciwko temu, byśmy od czasu do czasu go odwiedzili. A jednak, gdy proponowaliśmy, żeby popołudnie spędzić u niego, zawsze miał jakąś wymówkę.

– Bajzel mam taki, że nie potrafię odróżnić łóżka od dywanu – mruczał. – Innym razem, OK?

– No dobra – wzdychał Dominik. – Chodźmy do mnie, ale moja zgredka jest w chacie.

– Twoja zgredka nigdy nie rusza się na krok – mruknęłam i wstałam z ławki, by ruszyć za chłopakami do domu Dominika.

Lubiłam jego matkę. Zawsze przynosiła nam do pokoju ciasteczka i herbatę. Ale jej obecność krępowała. Nie mogliśmy włączać muzyki na cały regulator ani opowiadać sprośnych kawałów. Poza tym im byliśmy starsi, tym podejrzliwiej nam się przyglądała. Dwaj chłopcy i dziewczyna… To było akceptowalne w wieku przedszkolnym, ale nie w ostatniej klasie podstawówki czy w szkole średniej. Najpewniej nie była w stanie zrozumieć, że nie patrzę na moich przyjaciół jak na obiekty seksualne.

– Masz bardzo miłą starą – powiedział wówczas Igor, napychając usta maślanym ciastkiem.

– Jest spoko, tylko ma straszną korbę na punkcie moich ocen. Marzy jej się, że kiedyś zostanę lekarzem – mruknął Dominik.

– A ty chcesz być policjantem – odpowiedzieliśmy niemal chórem z Igorem.

– No właśnie. Tak więc chyba nic nie wyjdzie z tych jej planów. – Roześmiał się.

Wiedziałam, że to marzenie zrodziło się po seansach filmów sensacyjnych, które Dominik namiętnie oglądał w każdej wolnej chwili. W lokalnej wypożyczalni wideo był z tego znany. Gotowy był wziąć każdą szmirę, byle tylko traktowała o dzielnych policjantach, uganiających się za bandytami.

Ja i Igor nie mieliśmy jeszcze pojęcia, co chcielibyśmy robić w życiu. Myślę, iż podświadomie czułam już wtedy, że pewnego dnia przejmę schedę po moich rodzicach. Nie sądziłam jednak, że stanie się to w tak tragicznych okolicznościach.

– Moja matka też jest fajna – oznajmił nagle Igor i posmutniał.

– Cieszcie się, moja mnie nawet nie zauważa. Ona ma tylko jedno dziecko, swoją ukochaną Bryzę – parsknęłam.

Powiedziałam prawdę. Miałam wrażenie, że w ogóle nie obchodzę swoich rodziców, chociaż byłam jedynaczką. Kiedy wzięli w ajencję knajpę nad morzem, niczego nie przeczuwałam. Rodzice w wakacje pracowali od rana do ciemnej nocy, ale poza sezonem często bywali w domu i zajmowali się mną troskliwie. Potem jednak postanowili wziąć kredyt i wykupić lokal. Poszło na to kupę kasy, więc zdecydowali, iż restauracja musi dobrze prosperować przez cały rok, żeby byli w stanie spłacać horrendalnie wysokie raty. I nagle poczułam, jakbym stała się sierotą. Nawet gdy bywali w domu, nie rozmawiali o niczym innym, tylko o knajpie. A ja, kiedy tylko miałam czas, musiałam im pomagać w prowadzeniu interesu. Często się buntowałam i wtedy pozwalali mi na spotkania z przyjaciółmi. O naukę nawet nie pytali, przekonani, że jakoś sobie poradzę. I mieli rację. Radziłam sobie, chociaż moi rodzice nie wiedzieli, jak wiele mnie to kosztowało. Zwłaszcza matematyka. Gdyby nie Igor, pewnie miałabym same pały, ale on tak cierpliwie wtłaczał mi do głowy równania i funkcje, że na zakończenie podstawówki mogłam pochwalić się czwórką.

Poszłam do liceum. Igor i Dominik także. Wylądowaliśmy w jednej klasie i cholernie się z tego cieszyliśmy. Z tej okazji nawet wykradłam z knajpy butelkę wina i wypiliśmy ją na naszej łące. Nie wiadomo, do kogo należała, może do państwa albo do Kościoła, ale my zawsze nazywaliśmy ją naszą łąką.

***

Pewnego dnia Dominik powiedział, patrząc na mnie:

– Natalia, kurczę, cycki ci urosły.

Zmieszałam się. Rzeczywiście w moim staniku zaczynało się coś dziać, choć w porównaniu z koleżankami – bardzo niewiele. Znajoma przywiozła mi z Niemiec wkładki z gąbki i często z nich korzystałam, by nie wyglądać jak deska do prasowania.

– No i co w tym dziwnego? – Igor wzruszył ramionami. – Ma szesnaście lat. Chyba czas najwyższy, by stała się prawdziwą kobietą.

I chyba dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że właśnie wkraczam w wiek, gdy płeć ma znaczenie. Zaczęłam baczniej przyglądać się moim kolegom i stwierdziłam, że i oni stali się mężczyznami. Ich głos nabrał innej barwy i można było dostrzec skąpy zarost na ich twarzach. Nawet inaczej pachnieli. Zaczynało mnie to krępować. Kiedyś potrafiłam oprzeć głowę na brzuchu któregoś z nich albo spontanicznie cmoknąć w policzek. Po tym, co powiedział Dominik, przestałam robić podobne rzeczy. Jakbym dopiero uświadomiła sobie, że mogą traktować podobne gesty jak erotyczną zachętę. Sama nie traktowałam ich wówczas jako potencjalnych partnerów. Podobał mi się Robert z drugiej c. Marzyłam, żeby kiedyś zaprosił mnie do kina albo na dyskotekę, a potem pocałował z języczkiem. Moje koleżanki dawno miały już za sobą takie pocałunki, a nawet coś więcej. Tylko ja byłam zielona jak ogórek.

Zaskoczyło mnie nawet, że zaczęto o nas plotkować. W sumie nic dziwnego, przecież wszędzie łaziłam z dwoma chłopakami. Padło podejrzenie, że łączą nas dziwaczne relacje i puszczam się raz z jednym, raz z drugim, a kto wie, może i z oboma naraz. Miałam to w nosie, bo ja wiedziałam najlepiej, jak jest między nami.

– Szkoda, że nie będę widział was tak długo… – żałośnie westchnął Dominik.

Był ostatni dzień roku szkolnego, a rodzice postanowili zabrać go na długie wakacje.

– Szkoda? – zdziwił się Igor. – Chłopie, zwiedzisz Hiszpanię i Portugalię. Żyć, nie umierać.

– Cieszę się z wyjazdu, ale na samą myśl, że będzie z nami moja siostra, dostaję wysypki – prychnął Dominik.

– Fakt, twoja siostra jest wyjątkowo upierdliwa – przyznałam mu rację.

Luiza była wyjątkowo wredną dziewuchą. Była dwa lata młodsza od Dominika, a zachowywała się jak stara maleńka. I wiecznie była niezadowolona z życia.

– Kocha się w Igorze. – Dominik zarechotał.

Igor zrobił się czerwony jak burak, chociaż podobna informacja nie powinna zrobić na nim wrażenia. Luiza latała za nim, odkąd tylko pamiętaliśmy. Może podobały się jej oczy Igora. Duże, szare i pełne nostalgii. Teraz wiem, iż to był smutek, ale wtedy uważałam, że Igor po prostu urodził się z takim melancholijnym spojrzeniem. I sądziłam tak do chwili, gdy pewnego dnia nie zobaczyłam w nich gniewu i wściekłości.

2. Brudna szyba

2004

Żyję w ciągłym pędzie. I chyba tak jest lepiej, bo nie mam czasu na rozmyślanie. I na wspomnienia. Dzisiaj jednak zatrzymałam się na chwilę. Przy oknie. Popatrzyłam na morze i stwierdziłam, że trzeba umyć szyby, bo zamazują mi piękny pejzaż. Po chwili pomyślałam, że tak właśnie wyglądają moje wspomnienia. Widzę je, ale jakby przez brudną szybę. I nie podoba mi się ten widok, bo smugi zamazują to, co było najpiękniejsze. A może ten brud to moje błędy, za które od tylu lat płacę?

Pewnego dnia mój rozsądek wygrał z sercem. Powinnam być z siebie dumna, ale wcale nie jestem, bo los dość szybko pokazał mi, jak wielki błąd popełniłam. A może niepotrzebnie się znowu obwiniam? Gdyby Igor był inny, pewnie nie zdecydowałabym się na pewne kroki. Ale nie był. Sądziłam, że dam radę go zmienić, ale pomyliłam się i nic z tego nie wyszło. Dlatego skryłam się w ramionach, które wydawały mi się bezpiecznym schronieniem. Wtedy pomyliłam się po raz drugi.

– Przywieźli wina – usłyszałam za plecami. – Chce pani zerknąć?

Odwróciłam się i potaknęłam. Musiałam sprawdzić, czy wszystko się zgadza. „Zosia samosia” – tak niekiedy nazywali mnie pracownicy. I nie było to zabawne, tylko nieco złośliwe. Taki mały przytyk do mojego braku zaufania wobec nich. Mieli rację. Ja już nikomu nie ufałam. Od dawna.

Wyszłam na salę. Dostawca wnosił skrzynki, a ja wzięłam do ręki druk zamówienia. Sprawdzałam skrupulatnie każdą butelkę, chociaż równie dobrze mógł to zrobić barman albo kelnerki. A może uciekałam w pracę, by nie zastanawiać się nad pewnymi sprawami? Tak jak dzisiaj, gdy zobaczyłam brudną szybę i zaczęłam sobie przypominać wydarzenia z przeszłości… Otrzymywałam od losu sygnały, które dzisiaj byłabym w stanie zinterpretować. Wtedy chyba byłam na to zbył młoda i zbyt głupia.

– Pięknie wyglądasz, Natalio – powiedział z szelmowskim uśmiechem dostawca.

– A ty dzisiaj specjalnie pojawiłeś się osobiście, by mieć okazję mi to powiedzieć? – zapytałam uszczypliwie.

– Chciałem zaprosić cię na kolację – wydukał Bartek, mój dostawca wina.

Poczułam się głupio, że tak wnikliwie sprawdzam, czy mnie nie oszukał. Jeździł samochodem o niebo lepszym niż ja, więc na pewno nie próbowałby mnie oszukiwać na kilku butelkach. Poza tym raz na jakiś czas sypiałam z nim, więc teraz zachowałam się co najmniej jak upierdliwa paranoiczka. Naprawdę jestem idiotką.

– Sam to pakowałeś? – zapytałam w końcu, odgarniając grzywkę.

– Tak – mruknął.

– Uzupełnijcie stojak, reszta do piwnicy – zarządziłam i zwróciłam się do Bartka: – Mogłeś od razu powiedzieć, dałabym sobie spokój z tym sprawdzaniem.

– Przestań się tłumaczyć, nie mógłbym się na ciebie gniewać, bo wyglądasz cholernie seksownie, gdy odzywa się w tobie szefowa. Jesteś taka skupiona, marszczysz czoło i przygryzasz wargę, gdy coś ci się nie zgadza. – Roześmiał się. – To jak będzie z tą kolacją?

– Przyjedź po mnie o dwudziestej pierwszej – odpowiedziałam pośpiesznie.

– Oczywiście, dyliżans będzie na panią czekał o umówionej godzinie. – Puścił do mnie oko i chwilę potem już go nie było.

Bartek był przystojnym brunetem o szerokich ramionach i ciemnych oczach. Podobał mi się, bo jego ogromna postura przypominała mi Igora…

Odkąd go poznałam, prorokowałam, że z mojego przyjaciela będzie kiedyś wielki facet. I takim się stał. Uwielbiałam wtulać się w jego szerokie ramiona. A potem zamieniłam je na inne. I te drugie zniszczyły mi jedynie kawał życia.

***

Kolacja, tak jak się spodziewałam, miała się odbyć w jego kawalerce. I była pojęciem czysto umownym. Tak naprawdę chodziło tylko o seks i wiedziałam o tym doskonale. Znaleźliśmy się w mieszkaniu, o którym nie miała pojęcia jego żona i które pewnie odwiedzało mnóstwo kobiet. Nie obchodziło mnie to ani trochę. Ani żona, ani te inne. Bartek należał do mężczyzn, o których zapomniałam zaraz po wyjściu z ich łóżka. Nawet nie myślałam o nim, gdy się kochaliśmy. Zamykałam wtedy oczy i wyobrażałam sobie, że jego naprężone ramiona należą do Igora.

– Naprawdę jesteś głodna? – zapytał Bartek zmysłowym głosem, gdy znaleźliśmy się w pokoju i przytulił mnie.

– Oszalałeś? Jestem właścicielką restauracji. Codziennie muszę jeść więcej, niż powinnam. – Zachichotałam.

– Nie widać po tobie – mruknął, przytulając mnie jeszcze mocniej.

Poczułam na podbrzuszu jego podniecenie. Minęło zaledwie kilka minut, odkąd zamknęliśmy za sobą drzwi, a on był już gotowy. Pragnął mnie i to sprawiło, że od razu przestałam się zadręczać. Ktoś chciał się ze mną kochać, więc nie było ze mną tak najgorzej. Moja samoocena od razu wystrzeliła w górę, gorzej było, niestety, z moim libido. Powoli przesunęłam rękę na jego przyrodzenie i zaczęłam masować. Nie chciałam idiotycznych rozmówek prowadzących donikąd, chciałam, żeby mnie wziął natychmiast. Żebym znowu mogła zamknąć oczy i wyobrażać sobie, że kocham się z Igorem. Marzyłam, by tego wieczoru oszukać siebie kolejny raz.

– Szybka jesteś – szepnął chrapliwym głosem.

– Nie zawsze – mruknęłam i zaczęłam rozpinać guziki w jego koszuli.

Jemu chyba także się śpieszyło i jedynie trochę się krygował, bo od razu zaczął rozpinać moją sukienkę. Pomyślałam, że Igor pewnie zdarłby ją ze mnie, a potem przepraszałby za swoją gwałtowność, ale uwielbiałam to w nim. W kimś innym – nienawidziłam… Bartek zrobił to delikatnie, a potem starannie odłożył sukienkę na fotel, zwracając uwagę, by nie za bardzo się pogniotła. „Cóż za kompletny brak spontaniczności” – pomyślałam.

Kiedy stałam już w samej bieliźnie, zdjęłam z niego koszulę i cisnęłam ją na podłogę. Sądziłam, że ten gest da mu do myślenia, ale on nawet nie zwrócił na to uwagi. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Delikatnie, jakbym była porcelanową lalką.

– Weź mnie – jęknęłam.

– Najpierw cię wycałuję. Każde miejsce na twoim cudownym ciele.

Słyszałam jego przyśpieszony oddech, ale wcale nie miałam ochoty na pieszczoty. W każdym razie nie w wykonaniu Bartka. Nie chciałam jednak wyjść na zbyt niecierpliwą. Pozwoliłam, by zdjął ze mnie bieliznę i sam się do końca rozebrał. A potem zamknęłam oczy i udawałam, że te pocałunki sprawiają mi przyjemność. Próbowałam sobie wyobrazić Igora, ale tego wieczoru nie potrafiłam. Miałam ochotę się rozpłakać. A później zacząć krzyczeć, że Bartek nie jest Igorem i nigdy nie będzie w stanie go zastąpić.

Minuty gry wstępnej dłużyły się w nieskończoność, a ja modliłam się w duchu, żeby mój kochanek przeszedł w końcu do rzeczy. Nie chciałam jednak przejmować inicjatywy, bo Bartek był jednym z tych facetów, którzy uwielbiali celebrować erotyczny teatrzyk według własnego scenariusza, będącego mieszanką filmów porno i romantycznych telenowel. Westchnęłam, kiedy w końcu włożył dłoń między moje uda, a po chwili wsunął palec do mojego wnętrza.

– Jesteś taka sucha dzisiaj. Chyba za mało cię wypieściłem… – wymruczał mi do ucha.

– Zaraz zrobię się taka, jak trzeba – zirytowałam się i dotknęłam dłonią swojej łechtaczki. Robiłam to wiele razy, gdy chciałam przywołać przyjemne momenty, które tak bardzo utkwiły mi w pamięci.

– Może ja w ogóle nie jestem ci potrzebny? – zapytał złośliwie.

Nie odpowiedziałam, choć mój własny dotyk rzeczywiście sprawiał, że zrobiłam się wilgotna. Nie miałam jednak ochoty na idiotyczne pogawędki, w których będę go przekonywała, jakim jest ogierem. Nie przestałam się pobudzać, a drugą ręką włożyłam jego penisa do swoich ust i zaczęłam go pieścić. Chciałam, żeby Bartek się zamknął i przestał się zastanawiać, dlaczego bardziej podnieciła mnie własna dłoń niż jego wilgotne wargi błądzące po całym moim ciele.

– Wariatka… – jęknął. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Nie wytrzymam…

– To pieprz mnie, do cholery! – syknęłam, zniecierpliwiona.

Położył się na mnie, a po chwili czułam już go w sobie. Momentalnie zrobiłam się mokra. Jak kiedyś, z Igorem. Tylko wówczas wystarczyło mi pełne pożądania spojrzenie. Odgoniłam jednak te wspomnienia, ciesząc się, że nie muszę patrzeć Bartkowi w twarz i mogę dotykać dłońmi jego naprężonych mięśni. Gdyby to był Igor, zapewne wbijałabym z rozkoszy paznokcie w jego ciało, ale żonie Bartka pewnie te ślady mojej gwałtowności by się nie spodobały. A ja nie chciałam żadnych problemów.

Nie zdążyłam nawet przypomnieć sobie połowy tego, co robiłam z Igorem, gdy usłyszałam głośny jęk Bartka. Było po wszystkim. A ja zaledwie się rozkręcałam…

– A ty, skarbie? – zapytał, zdyszany.

– Było mi dobrze… – skłamałam.

– Poczekamy kilka minut i zajmiemy się tobą, dobrze?

– Dobrze – zamruczałam.

Wiedziałam jednak, co za chwilę nastąpi. On przyśnie, a ja wymknę się po cichu do domu. A kiedy Bartek się obudzi, z ulgą stwierdzi, że nie musi odwozić mnie na drugi koniec miasta.

Tak właśnie zrobiłam, gdy tylko usłyszałam jego ciche chrapanie. Poszukałam swoich rzeczy, założyłam sukienkę, którą Bartek tak starannie położył na fotelu, i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Dopiero na klatce zadzwoniłam po taksówkę.

***

Wróciłam do pustego mieszkania, ale wcale nie było mi przykro, że mój mąż na mnie nie czeka. Jeśli nie zastałam w nim Igora, lepiej, żeby nie było w nim nikogo innego. A zwłaszcza mojego męża.

Weszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Na dworze ciemniało. I tak jak w knajpie, i tutaj zobaczyłam zamglony obraz. Natychmiast wzięłam ściereczkę, płyn i wytarłam całe okno. Pozbyłam się smug na szybie, ale co z moim złamanym sercem i poranioną duszą?