Poskromienie złośnicy - William Shakespeare - ebook

Poskromienie złośnicy ebook

William Shakespeare

4,0

Opis

Poskromienie złośnicy to komedia Williama Shakespeare’a napisana około 1592. Jest to jedno z pierwszych dzieł Shakespeare’a.

 

Bogaty mieszczanin z Padwy, Baptista Minola, ma dwie córki - starszą, pełną złości i humorów, nieznośną Katarzynę oraz jej młodszą siostrę, Biankę, piękną i dobrze ułożoną. Bianka ma licznych wielbicieli, którzy pragną pojąć ją za żonę. Stary Minola stawia jednak warunek - wyda za mąż młodszą córkę dopiero wtedy, gdy męża znajdzie starsza.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 93

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2018

ISBN: 978-83-65922-44-1
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Osoby

Pan, w ProloguKrzysztof Sly, pijany kotlarz, w ProloguKarczmarka, Paź, Aktorzy, Strzelcy i Służba, w ProloguBaptysta, bogaty szlachcic z Padwy Vincentio, stary szlachcic z Pizy Lucentio, synVincentia, zakochany w BiancePetruchio, szlachcic z Werony, konkurent KatarzynyGremio, konkurentBiankiHortensjo, konkurentBiankiTranio, sługa LucentiaBiondello, sługa LucentiaGrumio, sługa PetruchiaCurtis, sługa PetruchiaPedantKatarzyna, złośnica, córka BaptystyBianka, jej siostra, córka BaptystyWdowaKrawiec, Kramarz, Słudzy Baptysty i Petruchia

Scena częścią w Padwie, częścią w wiejskiem mieszkaniu Petruchia.

Prolog

Scena 1

Przed karczmą na polu.

Karczmarka i Sly

SLY

Wygrzmocę cię, na uczciwość!

KARCZMARKA

Dyby dla ciebie, włóczykiju!

SLY

A ty przekupko! Nie było włóczykija w rodzinie Slyów. Czytaj kroniki; przybyliśmy do Anglii z Ryszardem Zdobywcą. A więc: paucas palabris; niech świat idzie swoją drogą: Sessa!

KARCZMARKA

Co? nie zapłacisz za potłuczone szklanki?

SLY

Nie, ani szeląga, na św. Hieronima! Ruszaj mi zaraz do twojego zimnego łóżka i rozgrzej się.

KARCZMARKA

Mam ja na ciebie lekarstwo; idę zawołać dziesiętnika.

Wychodzi.

SLY

Zawołaj sobie dwudziestnika i trzydziestnika; odpowiem mu artykułem prawa. Nie ustąpię jednej piędzi; niech tylko przyjdzie, zobaczymy.

Kładzie się na ziemi i zasypia. — Przy odgłosie rogów wraca Pan z polowania i Służba.

PAN

Strzelcze, miej dobre o psach mych staranie;

Biedny Wesoły na grudzie okulał;

Zesforuj zaraz Dudę z Zapaśnikiem.

A czy widziałeś, jak się Białek sprawił

Na skręcie płotu, gdy wszystkie ucięły?

Za sto talarów nie chciałbym go stracić!

I STRZELEC

Płaczek, mój panie, jest dobry jak Białek,

On jeden trzymał i za zwierzem gonił,

Gdy wszystkie inne dwa razy zatarły;

Wierzaj mi, panie, to z psów twych najlepszy.

PAN

Ba! gdyby Echo tak jak on był rączy,

Ja bym go nie dał i za tuzin Płaczków.

Lecz teraz wszystkim dobrą daj nawarę,

Bo jutro także zamierzam polować.

I STRZELEC

Idę i dojrzę wszystkiego, jak trzeba.

PAN

spostrzegając Slya

Cóż to? umarły człowiek, czy pijany?

II STRZELEC

Oddycha: gdyby nie grzała go wódka,

Zimne byłoby łoże na sen taki!

PAN

O, brudne bydlę! jak wieprz w błocie leży.

O, śmierci, jakże obraz twój jest szpetny!

Pijak ten dobrą stręczy mi zabawę.

Kiedy w wygodne poniesiem go łóżko,

Gdy go owiniem w wonne prześcieradła,

Włożym na palce kosztowne pierścienie,

Przy łóżku ucztę wykwintną zastawim,

Gdy zbudzonego sług przyjmie czereda,

Czy swej przeszłości żebrak nie zapomni?

I STRZELEC

Nie wątpię, że się za magnata weźmie.

II STRZELEC

Dziwne dla niego będzie przebudzenie.

PAN

Jak snów rozkosznych przelotna ułuda.

Weźcie go, wszystko przyrządźcie, jak trzeba;

Do najpiękniejszej komnaty go wnieście,

W koło najmilsze rozwieście obrazy,

Omyjcie kudły jego wonnościami,

Pachnącym drzewem dom okadźcie cały,

Słodką muzykę miejcie w pogotowiu,

Aby zbudzenie jego powitała,

A pamiętajcie, gdy otworzy usta,

Wszyscy z pokornym powtarzać ukłonem:

Co nam dostojność wasza rozkazuje?

Jeden ze srebrną niech stoi miednicą,

Pełną różanej wody, pełną kwiatów;

Z adamaszkowym inny znów ręcznikiem,

Inny ze dzbankiem niech pokornie mówi:

Czy wielkość wasza ręce pragnie umyć?

A inny znowu niechaj go zapyta,

Jakie dziś szaty z garderoby dobyć.

Niech inny prawi o jego psach, koniach,

O smutku pani z tej jego słabości;

I wmówcie w niego, że był lunatykiem.

Jeśli przypadkiem powie, że jest kotlarz,

Wołajcie wszyscy, że marzy na jawie,

Bo on jest panem wielkim i potężnym.

Wszystko to niech się dzieje naturalnie,

A będziem mieli wyborną zabawę,

Jeśli swe role dobrze odegracie.

I STRZELEC

Wszelkiego, panie, dołożym starania,

Aby na koniec głęboko uwierzył,

Że jest w istocie tak, jak mu powiemy.

PAN

A więc co prędzej nieście go do łóżka,

Bądźcie gotowi, jak tylko się zbudzi.

Wynoszą Slya; słychać za sceną trąbkę.

Idź i zapytaj, co trąbka ta znaczy?

Wychodzi jeden.

To może jaki pan podróżujący

Na wypoczynek chce się tu zatrzymać!

Wchodzi Sługa.

Cóż to?

SŁUGA

Aktorów wędrujących trupa,

Służby ci swoje ofiaruje, panie.

PAN

Niech się tu stawią.

Wchodzą Aktorzy.

Przybywacie w porę.

AKTORZY

Za dobre słowo dziękujem pokornie.

PAN

Czy chcecie noc tę w domu mym przepędzić?

AKTOR

Jeśli pan raczy służby nasze przyjąć.

PAN

Z całego serca. Przypominam sobie,

Że kiedyś tego widziałem aktora,

W roli dzierżawcy najstarszego syna,

Jak do szlachcianki stroił koperczaki;

Z pamięci imię twoje mi wybiegło,

Ale pamiętam dobrze, że swą rolę

Z naturalnością rzadką odegrałeś.

AKTOR

Jak sądzę, panie, to mówisz o Soto.

PAN

Zgadłeś. W twej roli byłeś niezrównany.

W szczęśliwą dla mnie przybywacie porę,

Bo mam na myśli wyborną zabawę,

W której mi wielką będziecie pomocą.

Jest tu pan, który dziś chciałby was widzieć;

Na wstrzemięźliwość mogę liczyć waszą?

Lękam się, żeby dziwactw jego widok

(Bo ten pan nigdy komedii nie widział)

Waszych niewczesnych śmiechów nie wywołał,

I dostojnego nie obraził widza,

Bo was ostrzegam, że uśmiech wasz jeden

Może rozbudzić jego niecierpliwość.

AKTOR

Nie bój się, panie, zdołamy się wstrzymać,

Choćby to pierwszy na świecie był cudak.

PAN

Prowadź mi zaraz gości do kredensu,

Niech każdy dobre znajdzie tam przyjęcie,

Niechaj żadnemu na niczym nie zbywa.

Wychodzi Sługa z Aktorami.

A ty dopilnuj, by paź mój, Bartłomiej,

Natychmiast damskie wdział na siebie szaty,

Wprowadź go potem do izby pijaka,

Z wielką pokorą panią go nazywaj;

Z mojej zaś strony dobrze mu wytłumacz,

Że gdy na łaski me zasłużyć pragnie,

W postępowaniu swym niech naśladuje,

Jak widział wielkie damy przy swych mężach;

Niech siądzie skromnie przy pijaka łożu,

Niech mu powtarza słodkim, cichym głosem:

Racz mi powiedzieć, mężu mój i panie,

Czym ci potrafi twa pokorna żona

I posłuszeństwa i miłości dowieść?

Niech potem głowę na piersiach mu oprze,

Niech go słodkimi kusi całunkami,

I łzy wylewa jak gdyby z radości,

Że pan szlachetny powrócił do zdrowia,

Gdy przez lat siedem upornie powtarzał,

Że był obrzydłym, ubogim żebrakiem.

Jeśli paź sztuki kobiecej nie umie

Łez gorzkich strugi na rozkaz wylewać,

Na to cebula wybornie się przyda;

Niechaj ją dobrze w swą zawinie chustkę,

A będzie płakał jakby Magdalena.

Bez straty czasu zrób co rozkazałem,

A później dalsze odbierzesz instrukcje.

Wychodzi Sługa.

Mój paź potrafi dobrze naśladować

Głos, wdzięk i ruchy wykwintnej szlachcianki.

Chciałbym już słyszeć jak mężem go nazwie,

Chciałbym już widzieć, jak moi dworzanie

Śmiech będą tłumić, gdy pokorne służby

Będą składali temu prostakowi.

Teraz pośpieszę, aby moją radą

I obecnością miarkować rozpustę

I w należytych zamknąć ją granicach.

Wychodzą.

Scena 2

Sypialny pokój w domu Pana.

Sly w bogatym szlafroku, otoczony Dworzanami; jedni trzymają różnego rodzaju suknie, inni miednicę i inne potrzeby toalety. Wchodzi Pan w ubiorze służącego.

SLY

Na miłość Boga, dajcie mi kwartę podpiwku.

1 SŁUGA

Czy wielkość wasza chce szklankę węgrzyna?

2 SŁUGA

Czy godność wasza nie pragnie konfitur?

3 SŁUGA

Jakie dziś szaty wdzieje pan dostojny?

SLY

Nazywam się Krzysztof Sly — dajcie mi pokój z waszą wielkością i godnością, i dostojnością. Jak żyję, nie piłem węgrzyna, a jeśli chcecie dać mi konfitur, dajcie mi konfitur wołowych. Nie pytajcie, jakie chcę wdziać szaty, bo nie mam więcej sukni jak grzbietów, więcej skarpetek jak goleni, więcej trzewików jak nóg, a zdarza mi się nawet czasem, że mam więcej nóg jak trzewików, albo takie trzewiki, że wyglądają z nich pięty.

PAN

Niech Bóg odwróci pańskie przywidzenia!

Ach, czemuż magnat wielki i potężny,

Słynny majątkiem, rodem i powagą,

Tak niskie myśli w swojej duszy chowa!

SLY

Co? Czy wy chcecie do szaleństwa mnie doprowadzić? Czy to nie ja nazywam się Krzysztof Sly, syn starego Slya z Burtonheath; z urodzenia kramarz, z wychowania kartownik, dla odmiany niedźwiednik, a na teraz z profesji kotlarz? Zapytajcie się Marysi Hacket, tłustej szynkarki z Wincot, czy mnie nie zna; a jeśli wam nie powie, że stoję u niej zapisany na czternaście groszy za szumówkę, ogłoście mnie za największego łgarza w całym chrześcijaństwie. Dzięki Bogu, jeszcze nie zwariowałem; to jest —

SŁUGA

To właśnie budzi naszej pani boleść.

2 SŁUGA

Przepełnia smutkiem dworzan twoich serca.

PAN

Te przywidzenia dziwne, z twego domu

Wygnały, panie, wszystkich twoich krewnych.

Stare twe myśli przywołaj z wygnania,

A wygnaj podłe i niskie marzenia.

Patrz, jak cię koło wiernych sług otacza,

Każdy gotowy na twoje skinienia.

Czy pragniesz pieśni? Gra ci sam Apollo,

Muzyka.

W klatkach dwadzieścia śpiewa ci słowików, —

Czy usnąć żądasz? Pościelem ci łoże

Miększe, wonniejsze od miękkiej pościeli

Usłanej niegdyś dla Semiramidy.

Pragniesz przechadzki? Rozłożym kobierce.

Chcesz się przejechać? Koni twoich uprząż

Będzie kapała złotem i perłami.

Chcesz wyjść z sokołem? Twój Ćwik, wielki panie,

Wyżej skowronka uleci ku niebu.

Wolisz polować? Gończych twoich granie

Rozbudzi echo po lasach i skałach,

Nawet mu same chmury odpowiedzą.

SŁUGA

Chceszli z chartami polować? Smycz twoja

Wyprzedzi łatwo jelenia i sarny.

2 SŁUGA

Lubisz obrazy? Zaraz ci przyniesiem

Nad przezroczystą strugą Adonisa,

Albo Wenerę ukrytą wśród trzciny,

Która w oddechu jej zda się kołysać,

Jak gdy po trzcinie lekki wieje zefir.

PAN

Pokażem Io, gdy jeszcze dziewicą

Była Jowisza wybraną kochanką;

Wszystko tak żywe, jakby rzeczywistość.

3 SŁUGA

Lub Dafne, kiedy przez ciernie ucieka,

Z nóg podrapanych, zda się, że krew płynie;

Łzy i krew sztukmistrz tak wiernie przedstawił,

By na ten widok płakał sam Apollo.

PAN

Ty jesteś panem i niczym jak panem,

A twoja pani pięknością prześciga

Wszystkie kobiety w naszych smutnych czasach.

1 SŁUGA

A nim łzy, które dla ciebie wylała,

Twarz jej uroczą bladością powlekły,

Była najpierwszym świata tego cudem,

Choć i dziś jeszcze żadnej nie ustąpi.

SLY

Więc jestem panem? i taką mam panią?

Czy teraz marzę, czy dotąd marzyłem?

Ale nie, nie śpię, widzę, słyszę, mówię,

Wącham zapachy, czuję rzeczy miękkość;

Trudno już wątpić, tak jest, jestem panem,

A nie Krzysztofem Slyem, nie kotlarzem.

Więc mi co żywo przyprowadźcie panią,

A jak mówiłem, i kwartę podpiwku.

2 SŁUGA

Czy wielkość wasza pragnie umyć ręce?

Sługi przynoszą mu dzbanek, miednicę i ręcznik.

O co za radość, że rozum ci wrócił!

Że wiesz na koniec, czym byłeś i jesteś!

Igraszką marzeń byłeś lat piętnaście,

Lub rozbudzony byłeś jak w marzeniu.

SLY

Przez lat piętnaście! a to niezła drzemka!

I przez piętnaście lat nic nie mówiłem?

1 SŁUGA

Mówiłeś, panie, lecz zawsze bez ładu.

Bo gdy w tej pięknej leżałeś komnacie,

Wołałeś, że cię wyrzucono za drzwi,

I nieuczciwą łajałeś szynkarkę,

Chciałeś do wójta prowadzić, że piwo

W niestemplowanej podała ci kwarcie.

O Magdzie Hacket mamrotałeś czasem.

SLY

Ach, ach, to była służąca w szynkowni!

3 SŁUGA

Panie, szynkowni tej nie znasz ni dziewki,

Ani tych ludzi, o których prawiłeś,

Stefan Sly, albo Jan Trębacz z Podgórza,

Lub Piotr Murawa, lub Henryk Biedrzeniec,

Albo dwadzieścia nazwisk tym podobnych,

Których nie było, których też nikt nie zna.

SLY

Dziękuję Bogu, żem przecie wyzdrowiał.

WSZYSCY

Amen.

SLY

Dziękuję, — nie stracicie na tym.

Wchodzi Paź w ubiorze damy, Służba.

PAŹ

Jak stoi teraz z mego pana zdrowiem?

SLY

Stoi niezgorzej, bo jadła mi nie brak.

Gdzie żona moja?

PAŹ

Tu, szlachetny panie.

Co żądasz od niej?

SLY

Jesteś moją żoną?

Czemuż mnie, proszę, mężem nie nazywasz?

Ja pan dla moich ludzi, lecz dla ciebie,

Dla ciebie jestem mężulkiem, czy słyszysz?

PAŹ

Mężem i panem, panem mym i mężem,

A ja we wszystkiem posłuszną ci żoną.

SLY

Wiem o tym dobrze. Jak mam ją nazywać?

PAN

Pani.

SLY

Pani Elżbietka, czy pani Joasia?

PAN

Pani, nic więcej; taki panów zwyczaj.

SLY

Pani i żono! słyszałem przed chwilą,