Porno. Jak oni to robią? - Robert Ziębiński - ebook + audiobook

Porno. Jak oni to robią? ebook i audiobook

Robert Ziębiński

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

W TEJ KSIĄŻCE WSZYSTKO KRĘCI SIĘ WOKÓŁ SEKSU

Robert Ziębiński nie ma oporów, by pytać.

Rozmówcy nie mają oporów, by odpowiadać.

„Porno” odsłania ukryte pod płaszczykiem wstydu kulisy branży rozkoszy.

Filmowe porno istnieje od ponad stu lat. Od około siedemdziesięciu w takiej formie, jaką znamy dziś. Mamy więc co najmniej cztery pokolenia ludzi, którzy wciąż wierzą w to, że porno to prawda.

W Hollywood rocznie powstaje ponad trzynaście tysięcy filmów porno, z których dochód to około piętnastu miliardów dolarów. Pornografia przynosi więcej pieniędzy niż NBA, Liga Bejsbolowa i NHL razem wzięte.

Mimo to wiedza na jej temat zatrzymała na poziomie domniemywań, przekłamań i konfabulacji. W mediach głównego nurtu nie ma wywiadów z gwiazdami czy aktorkami porno, mało kto dopuszcza je do głosu. Tym razem jest inaczej. Na rozmowę na temat swojej pracy dali się namówić Robertowi Ziębińskiemu m.in.: Holly Randall, najbardziej wpływowa reżyserka i producentka porno według magazynu „Adult Video News”, Buck Angel, człowiek legenda i pierwszy transseksualny mężczyzna z waginą, który występował w filmach porno, czy aktorka Anna Kinski, Polka, która wyjechała do Francji szukać miłości, a przy okazji rozkochała się też w porno.

W tych i kilkunastu innych rozmowach z gwiazdami i reżyserami, a także seksuologami, Andrzejem Gryżewskim i Justinem Lehmillerem, autor szuka odpowiedzi na pytanie: „Czym jest porno?”. Czy na pewno tym, za co się je uważa, czyli współczesnym boogeymanem, który jest odpowiedzialny za całe zło tego świata?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 273

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 38 min

Lektor: Czyta: Marta Wagrocka, Jakub Kordas, Maciej Motylski

Oceny
4,0 (589 ocen)
215
204
112
43
15
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PierwszaDama

Dobrze spędzony czas

Po przeczytaniu wstępu, przypomniał mi się dziennikarz - Louis Theroux, który w 2012 stworzył film dokumentalny "Louis Theroux: Zmierzch pornoświata". Sam tytuł mówi za siebie :) Loius, jak i Robert Ziębiński przybliżają świat porno. Co ważne, obu panom udaje się spojrzeć, a tym samym przedstawić go sposób, który ciekawi, a nie powoduje jego oceniania. Świetna książka, która mam nadzieje, stanie się podstawą do dyskusji. Kulturalnej debaty o wychowaniu seksualnym. Dlaczego? Bo porno to fikcja. Sztuka. Gra aktorska. A młodzi ludzie nie zdają sobie z tego sprawy... Pierwsza Dama o książkach
80
dorpus

Całkiem niezła

spodziewałam się czegoś innego, jednak książka była w miarę przyjemna. Niestety autor był wyjątkowo stronniczy i momentami irytujący.
20
pawelostalowski

Dobrze spędzony czas

Książka świetna oprócz wywiadu z lekarzem, który twierdzi, że kobiety chcą być gwałcone….
10
RedCobweb

Całkiem niezła

W trakcie czytania przeglądałam opinie na temat książki i nie do końca mogłam zrozumieć, skąd one wynikają. "Na razie jest dobra, na razie mi się podoba". Byłam jednak na początku i zdawałam sobie sprawę, że choć ten początek jest dobry, później może być gorzej. I cóż, miałam rację, bo było. Nie twierdzę oczywiście, iż książka przestała być ciekawa, gdyż naprawdę dobrze mi się czytało ją całą, od początku do końca, i uważam ją za wartą przeczytania. Tym bardziej, iż na ogół nie zaczytuję się w reportażach, a ten naprawdę mi się podobał. Jednak recenzje, które widziałam, miały stuprocentową rację - autor książki nastawił się na jedną tezę i za wszelką cenę jej bronił. Nie twierdzę, iż była ona zła, jednak niektóre argumenty były nieco naciągane. Rzeczywiście pytania, które były zadawane w wywiadach, były niewłaściwe i nie wnosiły nic do sprawy, za mało było przedstawionej drugiej strony, liczyłam również na większą ilość wywiadów z psychologami. A największym minusem było powtarzające s...
00
Ddragonka

Całkiem niezła

ciekawe wywiady, ale mam wrażenie, że autor nie miał pomysłu na pytania do swoich rozmówców
00

Popularność




Kocham cię, kocham cię tak bardzo cię kocham! Ja ciebie też nie Kochany mój... Akt miłości jest jak sieć I wstecz, i wstecz, potem w przód prosto w żar twój i wstecz, i wstecz, potem w przód prosto w żar twój Wejdź, nie zwlekaj już! Serge Gainsbourg, Je t’aime... Moi non plus

(tłum. Filip Łobodziński)

Możemy się pieprzyć do rana

Wstęp

I

„Czy pamiętasz swoje pierwsze porno?” – zapytała mnie znajoma, gdy się dowiedziała, że pracuję nad tą książką.

Czy pamiętam? No właśnie.

W czasach kiedy byłem dzieciakiem, porno było czymś supertajnym. To słowo nie pojawiało się w rozmowach dorosłych zbyt często. A jeśli już, to wymawiane było z lekką nutą konspiracji. Co oczywiście nadawało mu posmak tajemnicy... Co to jest to „porno”, o którym rodzice i ich znajomi szepczą, chichocząc przy tym tak, jakby sami byli dziećmi?

W latach 80. XX wieku nie było internetu. Nie było komputerów. Nie było nic, co dziś daje dostęp do pornografii. Nawet kaset VHS jeszcze nie było (mam na myśli pierwszą połowę dekady). O pismach i magazynach też nie było co marzyć. W kioskach dominowały „Panorama”, „Kobieta i Życie” oraz „Przyjaciółka”. Pewnie, że zdarzały się drobne wyjątki. Po kinach wciąż krążyły Dzieje grzechu Waleriana Borowczyka, najmocniejszy polski erotyk. Film nakręcony w 1975 roku i pocięty przez cenzurę tak, że trudno mówić, że był to film.

Dekadę później erotyka znów oficjalnie zaatakowała Polki i Polaków za pomocą filmu. Reklamowano go wówczas jako niezwykle odważny, dziś budzi co najwyżej uśmiech politowania. Chodzi oczywiście o komedię Och, Karol Romana Załuskiego. I to tyle w kwestii seksu i „momentów”.

A porno? O tym nikt oficjalnie nic nie wiedział. Oficjalnie. Bo drugi, nieoficjalny obieg to zupełnie inna rzecz. Porno, które dziś jest powszechne, wtedy kupowało się na giełdach, straganach czy targach. Zawsze spod lady, niemal zawsze po niemiecku i co najważniejsze – nielegalnie. Bo posiadanie porno było złem. Nie tylko grzechem. Było przestępstwem, za które można było trafić nawet za kratki.

No więc czy pamiętam swoje pierwsze porno?

Tak.

Pamiętam kilka pierwszych razów.

Pierwszy raz, kiedy zobaczyłem gazetę porno. Pierwszy raz, gdy się dowiedziałem, że istnieją filmy porno. Pierwszego pornosa. Pierwszą wpadkę z oglądaniem porno. Pierwszy film, który obejrzałem w towarzystwie dziewczyny. Pierwszą płytę z porno. Moją własną.

Więc po kolei.

Pierwszy raz gazetę porno zobaczyłem gdzieś między 1985 a 1986 rokiem. Musiałem mieć siedem, może osiem lat. Nie było w tym nic świadomego. Ot, zwykły przypadek. W domu rodzinnym mieliśmy dwa pokoje. W jednym urzędowali rodzice, a w drugim ja. Na świecie nie było jeszcze mojej siostry, więc miałem pokój tylko dla siebie. W soboty czasami rodziców odwiedzali znajomi. Wtedy w ich pokoju działy się rzeczy, których nie rozumiałem. W nocy, kiedy wszyscy mówili już głośno i niewyraźnie, tata zamykał pokój na klucz i razem ze znajomymi coś oglądali, śmiejąc się przy tym głośno. Śmiechom towarzyszyły okrzyki w stylu: „O Jezu, ale balony!” albo: „Jak on ją może tak brać?!”. Oczywiście teraz wymyślam trochę, bo nie pamiętam dokładnie słów, ale śmiech i okrzyki pamiętam. I to, że kategorycznie zabraniano mi wchodzić do pokoju.

Żeby nie było. Nie pochodzę z domu tłamszonych pożądaniem seksoholików. Moi rodzice byli i są normalni. Po prostu wtedy byli młodzi i interesowali się tymi samymi rzeczami, którymi interesują się młodzi: trochę seksu, trochę muzyki i trochę zabawy.

Po jednej imprezie tata nie schował zielonej teczki. Tej, której pojawienie się powodowało zamknięcie drzwi i wyproszenie mnie z pokoju. Byłem zaintrygowany. Nie wiedziałem, co jest w środku, ale wiedziałem, że wszyscy dorośli chcą to zobaczyć. Więc chciałem i ja. Otworzyłem teczkę. Zamykała się na zatrzask, do dziś to pamiętam. Góra teczki odskakiwała, a całość otwierała się niczym kwiat. I otworzyła się, a moim oczom ukazał się widok, który mnie przeraził. Oto patrzyłem na kobietę, która leżała naga na dywanie, a między nogami miała wielką ranę. Czerwoną. A wiadomo, że jak czerwone, to musiała zostać przecięta. W moim dziecięcym umyśle pojawiła się myśl: „Oni patrzą na rozciętą panią!”. To było straszne! Potworne! Zamknąłem teczkę i uciekłem z pokoju, powtarzając w kółko jedną myśl: „Jak już będę duży, nigdy nie będę patrzył na rozcięte panie”.

No cóż... Kilka lat później się dowiedziałem, że pani nie była rozcięta... No i wtedy zapomniałem o swojej obietnicy.

To było moje pierwsze zetknięcie się z pornografią.

Nie miałem pojęcia, na co patrzę. Nikt wówczas nie rozmawiał ze mną o seksie. W ogóle nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. Poza tym zajmowałem się ważniejszymi rzeczami niż dziewczyny (zgłębiałem m.in. tajniki technik walk Bruce’a Lee). Dlatego szybko zapomniałem o tych obrazkach, uznawszy, że dorośli są kompletnie porąbani, skoro chcą oglądać rozciętą panią. Przestałem też obrażać się o to, że rodzice nie pozwalali mi być z nimi i ich znajomymi w pokoju. Nie robili nic ciekawego, więc miałem ich w nosie.

Drugie spotkanie z pornografią było już świadome. To znaczy wciąż byłem gówniarzem, wciąż miałem nikłą wiedzę na temat tego, o co chodzi z dziewczynami, nie mówiąc już o tym, o co chodzi w porno. Ale chciałem zobaczyć. Bo oglądali to dorośli. No i widać tam było kompletnie gołe dziewczyny. A one w sumie bez ubrań wyglądały fajnie. Nawet jeśli w wieku lat trzynastu nie widziałem jeszcze nagiej dziewczyny (poza kuzynką, ale to się nie liczy), to czułem, że to może być bardzo przyjemny widok.

Drobny rys historyczny. Piszę to w 2020 roku. Teraz porno oglądacie w komórkach, w laptopach. Macie swoje porno pod ręką. Ale jedna rzecz w tym wszystkim się nie zmieniła: jak trzydzieści lat temu gazetki, tzw. świerszczyki, brało się do toalety, tak i dziś, wedle wszelkich badań, porno najczęściej oglądamy na komórkach w łazience. Ale do rzeczy. W roku 1990 oglądanie porno wiązało się z całym rytuałem. Po pierwsze, trzeba było mieć magnetowid, bo jedynym nośnikiem, na którym można było oglądać filmy, była kaseta VHS. Kiedy już się miało i film, i magnetowid (o telewizorze nie wspominam), trzeba było ogarnąć czas. Czyli wstrzelić się ze swoim porno w moment, kiedy akurat nikogo nie było w domu. Rodzice w pracy? Doskonale. To był twój czas. Twój i Teresy Orlowski czy Ciccioliny.

Dziś, żeby ukryć oglądanie porno, wystarczy wygasić ekran. Wtedy to nie było takie proste. Trzeba było wykonać wiele czynności: przewinąć kasetę, wyłączyć telewizor, wyłączyć magnetowid, schować tego giganta, jakim była kaseta VHS. Samo czekanie, aż odtwarzacz wideo wypluje kasetę, trwało kilka sekund. Te sekundy często decydowały o tym, czy zostanie się złapanym czy nie. Wszystko było skomplikowane. Ale mimo to porno przyciągało.

Pewna znajoma opowiedziała mi historię, że kiedy była dwunastolatką, oglądała pornosy pod nieobecność rodziców. Pewnego dnia po prostu zabrakło prądu. I co? I bez prądu nie da się wyjąć kasety z magnetowidu. W ten sposób zostaje ślad. Co zrobiła znajoma? Padła na kolana i żarliwie modliła się do Boga, błagając o przywrócenie prądu. Obiecywała, że jeśli prąd wróci, to ona już nigdy nie obejrzy pornosa.

Wrócił.

Oglądała.

Lubi.

Próbowałem przypomnieć sobie tytuł pierwszego pornosa, jaki oglądałem na VHS, ale nie potrafię. Pamiętam za to, że ukrywałem kasety z filmami dla dorosłych, opisując je dla przykładu: American Ninja 1 i 2.

Pewnego dnia mama zapragnęła zobaczyć, o czym są te filmy karate, które oglądam.

Dostałem miesięczny szlaban.

Ciekawe jest to, że gdy myślimy o dzieciństwie i pornografii, zawsze układa się to w ten sam wzór: tajemnica, oglądanie w ukryciu, wpadka, wyrzuty sumienia i kara. Zupełnie jakby od wieku nastoletniego zamiast tłumaczyć nam, czym jest porno, rodzice wkładali do głowy tylko jeden przekaz: porno to coś, za co spotka cię kara i wstyd.

Trzeci raz był już dość prosty. W drugiej połowie lat 90. pojawiły się napędy CD-ROM. Internet stał się powszechny. Witaj, porno; żegnaj, wstydzie. Teraz już nikt nas nie złapie... No, prawie... Ale na własnym komputerze, którego najczęściej rodzice obsługiwać nie potrafią...

Mniej więcej wtedy zaczęła się zabawa z przesyłaniem sobie mailowo fragmentów filmów porno. Im mocniejszych, tym lepszych. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy otworzyłem e-mail w redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Był rok 1999, może 2000. Załącznik o nazwie Laska zawierał dokładnie to, o czym myślicie. Wtedy internet działał wolno. Komputery także. Kiedy coś się zawieszało, to był koniec. Gdy do mojego biurka zaczęła się zbliżać Józefa Hennelowa z pytaniem, co to za zwierzątko tak głośno krzyczy, wyszarpnąłem wtyczkę z kontaktu. Tak było. Nigdy nie pobierajcie w pracy załączników o nazwie Laska.

II

Czy porno zrobiło mi krzywdę? Czasami zadaję sobie to pytanie. Czy zwichrowało moją seksualność i czy sprawiło, że jestem występnym dewiantem?

Gdy przypominam sobie kary i reprymendy, jakie dostawałem, gdy zostałem złapany na oglądaniu, to myślę, że powinienem być skrzywiony. No chyba że rodzice i reszta świata... kłamali. Straszne, prawda? Ale niestety prawdziwe.

Zanim zacząłem pisać tę książkę, odwiedziłem z pomysłem na nią kilka redakcji. Moja propozycja była prosta – zróbmy coś takiego: wywiady z ludźmi z branży porno. Pierwsze reakcje – zachwyt. Ale gdy zaczynałem opowiadać o tym, co chcę zrobić, i pokazywałem przykładowy tekst, nagle miny rzedły.

Rekord pobiła pani redaktor z jednego giganta wydawniczego.

– Robert, nie możesz pozwolić mówić ludziom z branży porno.

– Bo?

– Bo to źli ludzie.

– Skąd ten pomysł? Sami wydajecie książki o bandytach, świadkach koronnych itp.

– Ale oni niszczą kobiety... Możesz napisać tę książkę i wydamy ją, ale tylko wtedy, gdy pokażesz krzywdę kobiet.

– Czyli nie mogę pokazać prawdy i pozwolić tym ludziom mówić. To ma być tylko wasza wersja?

– To nie jest nasza wersja, to jedyna wersja.

– Nie zmienię wypowiedzi bohaterek tylko dlatego, że nie wpisują się w waszą polityczną linię.

– Ale one nie mogą tego lubić.

– Ale mówią, że lubią.

– Nie wiedzą, co mówią, są absolutnie nieświadome tego, co robią.

Tu skończyliśmy rozmawiać.

Puentę do tej sytuacji dopisała pewna stacja telewizyjna. Gigantyczna. Nagrali wywiad z jedną z postaci z branży porno, a potem zdecydowali, że go nie wyemitują. Powód? Banalny. Okazało się, że owa postać mówiła o swojej pracy w samych superlatywach. A przecież nie wolno. Porno to patologia. Porno to zło. Porno to krzywda kobiet.

Kiedy rzeczywistość nie zgrywa się z naszymi wyobrażeniami o niej, najlepiej powiedzieć, że to nie my się mylimy, tylko rzeczywistość.

W 2012 roku powstały badania Pornography actresses: An assessment of the damaged goods hypothesis[1]. Aby zweryfikować różnice w seksualnym rozwoju między kobietami występującymi w filmach porno a kobietami, które nigdy nie wystąpiły przed kamerą, grupa naukowców (James T. Griffith i Lea T. Adams z Uniwersytetu Shippensburg w Pensylwanii, Christian L. Hart z Texas Women’s University i Sharon Mitchell z fundacji Medical Healthcare) zaprosiła do badania 177 aktorek i 177 zwyczajnych pań. Celem badania było pokazanie, jak porno wpływa na rozwój i kondycję psychiczną kobiet. Efekt? Niezwykle intrygujący. Okazuje się bowiem, że poziom traumy, czyli doświadczenia seksualnego wykorzystania w dzieciństwie, jest taki sam u kobiet spoza branży, jak u aktorek porno. Stanowcze różnice zaczynają się w chwili, gdy dochodzimy do podejścia kobiet do ciała i seksualności. Okazało się, że to kobiety z branży porno mają większą świadomość seksualną, lepiej rozumieją swoje ciało, a co za tym idzie, są w lepszej kondycji psychicznej niż kobiety, które nigdy nie wystąpiły przed kamerą. Czy to znaczy, że porno leczy? Że każda kobieta powinna spróbować zagrać w pornosie? Nie. Nic z tych rzeczy. Po prostu kobiety pracujące ciałem mają z nim lepszy kontakt. Znają siebie, szukają swoich potrzeb i nie boją się podejmować eksperymentów. To znaczy tyle, że opowieści o tym, że panie w filmach porno są udręczonymi ludzkimi wrakami, są mitem. Różnica między podatnością na uzależnienia między kobietami z branży a spoza niej wynosi dziewięć punktów procentowych. Nie jest to dużo, zważywszy na fakt, że porno to część branży rozrywkowej, która sama w sobie jest o wiele bardziej podatna na używki niż wszystkie inne. Nie przez przypadek w końcu mówiło się, że alkoholizm to choroba artystów.

To, że kobiety w porno są kobietami upadłymi i gorszymi, jest opowieścią używaną przez przeciwników pornografii i seksu jako takiego. Twierdzeniem, które ma odstraszać ludzi i pokazywać, jak wielkim złem jest pornografia. A to narzędzie niezwykle przydatne w walce o rząd dusz. Nie od dziś wiemy, że każda populistyczna czy konserwatywna władza bardzo szybko występuje przeciwko pornografii i przeciwko seksowi samemu w sobie. W Polsce w ostatnich latach widać to najlepiej. Edukacja seksualna jest złem. Zgodnie z zapędami naszego rządu porno ma zniknąć z publicznego dostępu. Nasze dzieci zatem będą bezpieczne. Nie będzie porno, więc nic złego im się nie stanie.

Pytanie tylko, czy rzeczywiście porno jest źródłem całego zła. Czy problemy z seksualnością wynikają tylko z tego, że dzieci oglądają filmy porno?

Tu chciałbym na chwilę zatrzymać się na określeniu tego, czym jest pornografia.

Najprościej rzecz ujmując – porno to fantazja. Taka sama jak, powiedzmy, seria Szybcy i wściekli. Porno pokazuje świat seksu, który w rzeczywistości nie istnieje, Szybcy i wściekli – świat wyścigów. Nikt z nas nie będzie zachowywał się w łóżku jak gwiazda porno, podobnie jak nikt z nas nie będzie jeździł jak Donny Toretto. Problem pojawia się w chwili, gdy rzeczywistość zaczyna mieszać się nam z fikcją. Gdy myślimy, że możemy się ścigać jak Donny, najczęściej giniemy w wypadku samochodowym. Gdy próbujemy być jak gwiazda porno, kończy się to traumą, kompleksami, w najgorszym razie – przemocą. Bo jak nikt z nas nie jest Vinem Dieslem, tak nasze partnerki i partnerzy nie są bohaterami filmów porno. Trójkąt nie będzie fajną zabawą, bo może skończyć się rozwodem lub rozpadem związku. Wyzywanie dziewczyny w łóżku od kurew bez wcześniejszego uzgodnienia, że będziecie się obrażać, może sprawić, że zamiast się napalić, da wam w pysk. Bo porno to nie życie. To fantazja. Bajka. Możemy je oglądać, możemy czerpać z niego przyjemność, ale musimy być na tyle emocjonalnie dojrzali, by odróżniać fikcję od prawdy. To działa na wielu poziomach. Począwszy od tego podstawowego: moje życie to nie porno, nie jestem Rocco, a moja dziewczyna to nie India Summer; do tego bardziej złożonego: to, co robią dziewczyny w filmach, jest wyreżyserowane. Nie mają orgazmów, nikt ich nie gwałci, a krztuszenie się penisem nie jest grą wstępną, tylko sceną, którą odgrywają. Dziewczyny z filmów porno nie są prostytutkami. Są aktorkami, które grają swoje role. Po skończonych zdjęciach idą do domów, mają rodziny, chłopaków, przyjaciół. Nie można żadnej nazwać suką, nawet jeśli jej pseudonim to Suka. To gra. Fantazja. To nie jest prawda.

Kiedy zostawiamy dzieci same z filmami o superbohaterach, zakładają peleryny i skaczą z foteli, zdziwione, że obijają sobie kolana. Wtedy im tłumaczymy, czym jest fikcja. Dziwi mnie, że w przypadku porno nie potrafimy zrobić tego samego. Kiedy nasze dzieci przypadkowo – lub nie – oglądają film porno, my zamiast usiąść i wytłumaczyć im, co zobaczyły, grozimy im karą i piekłem. Mówimy, że porno to coś, co zniszczy im życie. A potem się dziwimy, że mimo wszystko właśnie porno buduje ich wyobrażenie o seksie. Przypomnijcie sobie, co zbudowało wasze? Rozmowy pod trzepakiem? To raczej już nie pokolenie urodzone po 1990 roku. Filmy, gazety, zdjęcia, seks z koleżankami, nieporadny, nieudany. Poczucie wstydu, że nie potrafi się tak jak w filmach? My to przerabialiśmy, przerabiać będą nasze dzieci i ich dzieci. Chyba że przerwiemy ten krąg i wytłumaczymy im, czym jest porno. Że będziemy rozmawiać, zamiast zakazywać.

Często czytam, że wszystkie dzieci oglądają porno. Gdy słyszę takie zdanie z ust seksuologa, mam ochotę wstać i walnąć go w głowę. Wszystkie? Każdy smartfon to porno? Nie. Według najnowszych badań przeprowadzonych przez organizację Common Sense Media w październiku 2019 roku[2], w Stanach Zjednoczonych około 50 procent dzieci w wieku między 10 a 13 lat widziało film porno. Pozostała połowa używa smartfona do wielu innych rzeczy, ale nie do porno. Myślę, że u nas jest podobnie. Oczywiście połowa dzieci to wynik bardzo wysoki (zwłaszcza że w USA w 2015 roku było to 30 procent dzieci), ale to nie wynika z faktu, że nasze dzieci się seksualizują, tylko raczej z tego, że jako rodzice zostawiamy je same z telefonami. Bo to przecież wygodne. Można pracować w spokoju, gdy dzieciak gra na komórce. Straszenie pornografią jest modne, ale to nie pornografia sprawia, że nasze dzieci, a przede wszystkim my nie potrafimy zachowywać się w relacjach. Że mamy problemy z erekcją, że czujemy się wyobcowani. Na kondycję psychiczną człowieka ma wpływ wiele czynników. Jednym z nich jest oczywiście porno i nierozumienie tego, co się widzi, ale to nie determinuje zachowania. A już na pewno nie sprawia, że uczymy się braku szacunku do kobiet i przemocy. Wynosimy to z domu, ze szkoły, widzimy przemoc w filmach i programach informacyjnych w telewizji, czytamy o niej na czatach i w dyskusjach w social mediach.

Profesor Emily F. Rothman z Boston University, pediatra, jedna z największych specjalistek od wychowania seksualnego, w swoim fenomenalnym wystąpieniu na TedMed w 2018 roku[3] zwraca uwagę na fakt, że przedmiotowego traktowania kobiet dzieci wcale nie uczą się z pornografii, tylko ze swojego otoczenia: z reklam, z teledysków, z wypowiedzi polityków, rodziców, nauczycieli. Ale gdy trzeba znaleźć winnego tego, że chłopcom wpada do głowy zgwałcić koleżankę na pierwszej randce albo że dziewczyny traktują seks analny jako metodę antykoncepcji, najłatwiej wskazać to, co najbardziej rzuca się w oczy – porno. Tylko że nie porno nie wyprowadza naszych córek z błędnego przeświadczenia, że seks analny jest bezpieczny i można z każdym i ile się chce. W ciążę nie zajdą, owszem. Całą resztę chorób złapią na bank. To powinniśmy robić my – rodzice.

A zatem – nie, porno nie jest złem tego świata. Jest tylko jedną z części biznesu zwanego rozrywką. Roczny przychód z pornografii – według niepotwierdzonych danych, ponieważ nie każda firma udostępnia swoje przychody – wynosi 97 miliardów dolarów, w samych Stanach – blisko 50 miliardów (inne raporty zaniżają te wyniki do 15 miliardów przychodów w USA[4]). Tak czy siak to gigantyczne pieniądze. Jeśli porównamy je z kosztem produkcji, okazuje się, że porno jest o wiele bardziej dochodowe niż Hollywood. Wedle danych udostępnianych przez branżowe pisma w Hollywood powstaje rocznie około 600 filmów fabularnych, a dochód z nich to blisko 10 miliardów dolarów. Filmów porno powstaje ponad 13 tysięcy, a zarabiają 15 miliardów dolarów[5]. Z samej dystrybucji fizycznej, reszta to przychód online. Oczywiście to dane, które nie są oficjalnie zweryfikowane. Ale nie zmienia to faktu, że pornografia przynosi więcej pieniędzy niż NBA, Liga Bejsbolowa i NHL razem wzięte! Dodajmy, że co sekundę z Pornhuba, zgodnie z tym, co raportuje firma, ściąganych jest 209 GB danych[6], co czyni go największą platformą streamingową na świecie. Większą niż Netflix, Amazon i Twitter razem wzięte. A żeby obejrzeć wszystkie materiały, jakie zostały tam wrzucone, potrzeba... stu sześćdziesięciu dziewięciu lat. Stu sześćdziesięciu dziewięciu lat! To nie jest ogrom danych. To praktycznie nieskończona ilość danych.

W latach 1962–1979 w Stanach Zjednoczonych liczba rozwodów wzrosła o 25 procent[7]. Wiecie, kogo o to oskarżono? Jeśli nie wiecie, to wam powiem – magazyn „Playboy”. W tym samym okresie sprzedaż pisma osiągnęła szczyt, więc naukowcy wyszli z założenia, że skoro faceci oglądają zdjęcia pięknych kobiet, to pewnie czują rozczarowanie żonami, więc się rozwodzą. W swoim wywodzie zapomnieli o jednym – w latach 60. i 70. XX wieku przeżyliśmy rewolucję seksualną, wielki boom seksu grupowego i narodziny klubów swingerskich. I jak myślicie – wolna miłość czy biedny papierowy „Playboy”? Co miało większy wpływ na wzrost liczby rozwodów?

III

W czasie gdy pracowałem nad tą książką, przez Polskę przetoczył się seksualny huragan pod tytułem 365 dni. Kiedy umawiałem się na ostatnie wywiady, film okrzyknięty został hitem Netflixa (w finale okazał się najpopularniejszym filmem na platformie na całym świecie). Internet zawrzał. Polacy zaczęli przerzucać się wyzwiskami. Bo o seksie, erotycznych książkach oraz filmach nie można rozmawiać. Należy zaszyć się w okopach i nawalać we wroga. Blance Lipińskiej, autorce powieści, na podstawie której powstał film, zarzucono przede wszystkim powielanie złych wzorców i umacnianie fundamentów kultury gwałtu. W atakach nie ustawali czołowi polscy intelektualiści z Jakubem Żulczykiem na czele, aktywistki feministyczne, a także prawicowa konserwa! Takiego zjednoczenia ponad podziałami politycznymi i światopoglądowymi nie było od dawna. A o co poszło? O bajkę o pewnej Polce uprowadzonej przez włoskiego mafioza, który zmusza ją do miłości. Nie będę tu pochylał się nad walorami artystycznymi tudzież ich brakiem filmu 365 dni. Nie ma na to czasu ani miejsca. Ale chciałbym na chwilkę zatrzymać się przy tej historii – z prostego powodu: książka, podobnie jak film na jej podstawie, opowiada starą jak erotyka historię o dziewczynie, która odkrywa swoją seksualność przez bycie zdominowaną i podbitą. Od markiza de Sade’a, przez Historię O, Emmanuelle i Emmanuelle 2, 9 i pół tygodnia (pamiętacie, że film powstał na podstawie pamiętników kobiety, która po śmierci dziecka wdała się w sadomasochistyczny romans i ostatecznie się z niego uwolniła, przy okazji kończąc okres swojej żałoby?), po Pięćdziesiąt twarzy Greya. Znamy tę opowieść. Słyszeliśmy ją wiele razy. Zawsze dobrze działała na kobiety i zadziałała także tym razem. Dlaczego zatem 365 dni stało się w Polsce symbolem zła i deprawacji? Dlaczego zarzucono filmowi promowanie pornografii i gwałtu? Po części odpowiedzialność za to ponosi sama autorka książkowego pierwowzoru, która w wywiadach niefortunnie dobierała słowa i powołując się na badania... ujmijmy to delikatnie – nie do końca wiedziała, na co się powołuje. Nie pomaga w tym także jej wizerunek i przeszłość. Ale to tylko drobny element. Tak naprawdę dowcip polega na tym, że Lipińska swoimi książkami pobudza Polki do snucia fantazji. Erotycznych fantazji. Kiedy polskie dziewczyny marzą o Greyu – nikogo to nie rusza, bo Grey to towar eksportowy, czyli tak naprawdę znikąd. Gdy to samo robi Polka, pojawia się problem. „Szkodliwy społecznie problem”. Kiedy ktoś rzuca takie oskarżenie, ja mówię – sprawdzam: proszę o badania jednoznacznie pokazujące, że 365 dni negatywnie działa na kobiety. Nie ma takich badań, więc zastępczo popatrzmy na te, które istnieją, czyli dotyczące Pięćdziesięciu twarzy Greya. Fakty są następujące:

sex-shopy wprowadziły gadżety inspirowane książkami i filmami;

znane sieci bieliźniarskie wprowadziły kolekcje bielizny erotycznej inspirowanej serią;

kobiety częściej i bardziej otwarcie zaczęły mówić o swoich fantazjach i potrzebach;

do seksuologów zgłosiły się pary szukające nowych rozwiązań problemów w alkowie;

wzrosło zainteresowanie gadżetami BDSM.

Czy to znaczy, że kobiety stały się wyuzdane, a świat ma się ku końcowi? Nope. Profesor Eva Illouz, socjolożka z Hebrajskiego Uniwersytetu w Jerozolimie, w swoim eseju na temat Greya[8] określiła książki E.L. James mianem „instrukcji obsługi ratowania siebie (i związku)”. Miażdżąc treść i sposób podania, naukowczyni nie mogła jednak podważyć jednego – siły oddziaływania serii na kobiety. Siły, która tkwiła w tym, że po raz pierwszy od dawna ktoś powiedział do nich: „To nic złego, że chcesz klapsa, to nic złego, że chcesz mocnego seksu. Nie jesteś zboczona. To po prostu twoje potrzeby. Pogódź się z nimi i bądź sobą”.

Według badań przeprowadzonych przez naukowców z University of North Texas i University of Notre Dame[9] (ten drugi jest niepublicznym uniwersytetem katolickim) 52 procent kobiet oglądających pornografię w sieci szuka filmów ekstremalnych (brutalny seks grupowy, gwałty, bukkake). Pośród tych kobiet 32 procent fantazjuje o gwałcie, a 28 procent o byciu zmuszaną do seksu oralnego. Naukowcy próbowali zdiagnozować wynik eksperymentu, stawiając trzy tezy: że ten rodzaj pornografii podnieca kobiety z traumą, że być może są zmuszane do oglądania przez partnerów lub że jest to wynik nacisku opresyjnego społeczeństwa. Żadna z tych tez nie znalazła potwierdzenia pośród badanych kobiet.

Wybitny francuski psychiatra i psychoanalityk Jacques Lacan twierdził, że „fantazje muszą być nierealistyczne, ponieważ w chwili gdy osiągasz to, czego szukałeś, już tego nie pragniesz”. To, że kobiety marzą o brutalnym seksie, nie znaczy, że chcą go w rzeczywistości. To, że fantazjują o gwałcie czy utożsamiają się z bohaterką książki, którą dominuje włoski ogier, nie jest równoznaczne z tym, że w prawdziwym życiu będą czekały na gwałt. Kto nie jest w stanie zrozumieć tej prawdy, zawsze będzie oburzony. A ten, do kogo to dotrze... być może będzie miał lepsze życie erotyczne. Bo zrozumie, że fantazje nie zawsze muszą się spełniać, natomiast sam fakt, że ma takie fantazje, nie czyni z niego zboczeńca. A przeciwnicy zarówno 365 dni, jak i porno w ogóle bardzo często fantazje sprowadzają do prostych stwierdzeń: jeśli w twojej głowie pojawia się wizja gwałtu – jesteś zboczona; jeśli w twojej głowie pojawia się wizja bycia skrępowaną – jesteś zboczona. Nie jesteś. Fenomen Greya polegał na tym, że kobiety zaakceptowały swoje fantazje. Fenomen 365 dni na światowym rynku zapewne można rozpatrywać podobnie. Nie ma to nic wspólnego z kulturą gwałtu i złymi wzorcami.

Oczywiście, zawsze będą pojawiać się takie osobniki, które fantazje potraktują dosłownie. Tak jak w Wielkiej Brytanii wzrosła liczba zgonów spowodowanych przez nieumiejętne podduszanie podczas seksu[10], tak nie można wykluczyć, że komuś wpadnie do głowy, że gwałt jest afrodyzjakiem. Nie jest. Tak jak porno nie jest zastępczą lekcją edukacji seksualnej.

IV

Zanim przejdę do podsumowania, jeszcze kilka zdań na temat, który pojawić się tu musi – i wiele razy będzie pojawiał się w tej książce. Uzależnienie od porno. Każdy przeciwnik porno powtarza ten sam argument: porno uzależnia. Seksuolodzy, którzy w swoich klinikach leczą ludzi kompulsywnie oglądających pornografię, powtarzają: oni są uzależnieni od porno tak samo jak alkoholik od wódy. I leczą ich za pomocą takiej samej terapii jak alkoholików lub narkomanów.

W 2013 roku amerykańska neurobiolożka doktor Nicole Prause z Uniwersytetu Kalifornijskiego przeprowadziła badania mające na celu sprawdzenie, czy istnieje coś takiego jak uzależnienie od pornografii[11]. W ogromnym skrócie – czy oglądanie pornografii wywołuje neurofizjologiczne zmiany w mózgu podobne do tych, jakie wywołuje alkohol czy narkotyki (do dziś to jedyne i największe neurologiczne badania, jakie na ten temat przeprowadzono). Wybrano i przebadano 122 osoby (mężczyzn i kobiety), które już przed badaniem regularnie codziennie oglądały filmy porno i opowiadały o tym swoim terapeutom. Poddano je takim samym próbom, jakim poddawane były osoby uzależnione od kokainy. Badania są długie i skomplikowane, więc skróćmy je do puenty – u żadnej z badanych osób nie wykryto objawów uzależnienia*. Badania zanegowała część seksuologów prowadzących terapie dla uzależnionych od pornografii, ponieważ doktor Prause miała czelność w podsumowaniu napisać, że leczenie osób z zaburzeniami seksualnymi za pomocą terapii, jaką wykorzystuje się do leczenia osób uzależnionych od alkoholu i narkotyków, może być szkodliwe dla osób z zaburzeniami. Nie mam wątpliwości, że wiele osób zmaga się ze swoimi seksualnymi problemami, ale badania jednoznacznie wskazują, że od pornografii nie da się uzależnić. Co ciekawe, dość ponurą puentę do tej historii dopisało życie. Prause wspólnie ze swoimi kolegami, czyli Timothym Fongiem, Cameronem Stanleyem i Voughnem R. Steelem, na łamach „Socioaffective Neuroscience & Psychology” (numer 3/2013) ogłosiła wyniki i kilka miesięcy później padła ofiarą nagonki ze strony przeciwników pornografii. Odeszła z uniwersytetu w 2015 roku, ale przedtem jeszcze raz powtórzyła badania. Ich wynik był taki sam.

Swoimi badaniami doktor Prause potwierdziła stanowisko Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, które opracowując DMS-5 (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders), czyli klasyfikację zaburzeń psychiatrycznych, odmówiło uznania uzależnienia od pornografii za nową chorobę (stan na 18 maja 2013 roku). Podobnego zdania była Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Jej członkowie, ustalając Międzynarodową Klasyfikację Chorób, nie zamieścili na liście uzależnienia od pornografii. Dlaczego? Bo nie istniały żadne kliniczne wiarygodne badania potwierdzające tezy niektórych seksuologów. Już dziś wiemy, że w 2022 roku grupa seksuologów będzie po raz kolejny próbowała przekonać WHO, że uzależnienie od pornografii istnieje, jednak obecnie nie dysponują badaniami, które by to jednoznacznie potwierdzały. Podobnie jak nie istnieje naukowe potwierdzenie, że terapie stosowane w wypadku osób uzależnionych od alkoholu sprawdzają się u osób kompulsywnie oglądających pornografię i – co najważniejsze – nie robią im krzywdy. Napisałem: „kompulsywnie oglądających pornografię”, ponieważ jedynym zaakceptowanym przez organizacje lekarskie na świecie określeniem problemów z oglądaniem pornografii jest nie „uzależnienie”, tylko „kompulsywna aktywność seksualna”.

I teraz – żebyśmy mieli jasność – to nie znaczy, że porno jest dobre. To znaczy tylko tyle, że z naukowego i medycznego punktu widzenia nie można stwierdzić istnienia uzależnienia od pornografii. A to nie jest tożsame z tym, że nadmierne oglądanie filmów porno w sieci nie będzie źle na nas wpływać. Wszystko w nadmiarze wpływa na nas źle. Wszystko.

V

Przez długi czas się zastanawiałem, czy w ogóle poruszać temat przemocy w pornografii. Myślałem, że może nie będzie to konieczne, bo w tej książce ludzie mówią o swojej pracy i jeśli uznają, że chcą o tym opowiadać, to opowiedzą. A potem zacząłem czytać o petycji, żeby zamknąć Pornhuba, i zrozumiałem, że bez przemocy się nie da. Już wspominałem o tym, że odbywałem rozmowy, z których wynikało, że ta książka ukaże się tylko wtedy, gdy będę rozmawiał z kobietami, które nienawidzą porno. Przejdźmy zatem do brutalności, bandytyzmu i przemocy w porno.

Zacznę od petycji o skasowanie Pornhuba. Podpisały ją dwa miliony internautów. Sporo. Najbardziej cieszy ona feministyczne aktywistki, które dostały do ręki oręż: jeśli na Pornhubie znalazły się filmy z uprowadzoną dziewczyną, to znaczy, że porno to handel ludźmi i przemoc, więc musi zostać zlikwidowane. Czy jest to podejście słuszne? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

Czy po ujawnieniu piramidy finansowej Madoffa powinniśmy zlikwidować Wall Street? Czy po tym, jak bank Goldman Sachs przyznał się do spekulacji mających na celu osłabienie złotówki, powinniśmy domagać się delegalizacji banków? Przypominam, że ten sam bank spekulował na Wall Street, dokładając swoją cegiełkę do kryzysu finansowego w latach 2007–2009. Inny bank, czyli Lehman Brothers, w efekcie swoich spekulacji upadł, pociągając za sobą w kryzys cały świat. Więc jak? Usuwamy banki? A może wprowadzamy ustawy mające chronić obywateli przed działaniem nieuczciwych banksterów? Oba wyjścia byłyby iluzoryczne. Tak samo jak iluzoryczne byłoby zdelegalizowanie Pornhuba. Bo zniknięcie pornogiganta internetowego nie sprawi, że nagle pornografia straci swoje ciemne oblicze. Dziś wedle ostatnich statystyk 30 procent treści w internecie to pornografia. I co teraz – jak za dotknięciem magicznej różdżki znikną ludzie, którym porno daje władzę? A każda władza prowadzi do nadużyć.

Sprawa portalu GirlsDoPorn obnaża dwa ponure mechanizmy. Pierwszy to ten dotyczący ludzi kręcących filmy – niestety są pośród nich rekiny, drapieżnicy, którzy posuną się do rzeczy najgorszych. Drugi to coś, czego nie lubimy słuchać i zazwyczaj próbujemy negować – jest na tym świecie bardzo wiele osób, którym się wydaje, że ich ciało zaprowadzi je na szczyt. Ale po kolei.

GirlsDoPorn jako portal internetowy powstało w 2009 roku. Stronę założył w Nowej Zelandii niejaki Michael Pratt. Wspólnie z przyjacielem, Matthew Wolfem, wpadli na pomysł, by stworzyć stronę, na której amatorki będą pokazywać swoje wdzięki (czytaj: uprawiać seks przed kamerą), a oni będą na tym zarabiać.

Ich pomysł nie był niczym odkrywczym. Tak zwane porno castingowe, czyli filmy, które udają castingi na aktorki porno, cieszy się ogromną popularnością. Produkuje je Pierre Woodman, robi je Rocco Siffredi, jak i cała masa pomniejszych producentów próbujących wykroić z porno swój kawałek tortu. Problem zaczyna się w chwili, gdy robią to w sposób po pierwsze nieetyczny, a po drugie niezgodny z prawem.

Twórcy GirlsDoPorn stworzyli gigantyczną maszynę do wykorzystywania dziewcząt. Strona była połączona z nieprawdziwymi stronami zajmującymi się „castingiem na modelki”, takimi jak BeginModeling, ModelingGigs, ModelingWork czy Bubblegum Casting. Przez portal GirlDoPorn przewinęły się tysiące dziewczyn. Większość z nich podpisywała NDA, czyli umowę o poufności i tajności tego, co odbędzie się na planie. Uprawiały seks z aktorami. Miały mieć płacone od dwóch do ośmiu tysięcy dolarów, a bardzo często ostatecznie nie dostawały ani centa. Ale to nie koniec. Mimo zapewnień producentów, że ich nagrania nie trafią do sieci, a jedynie będą pokazywane producentom prawdziwego porno, dziewczyny lądowały na Pornhubie i innych portalach. Skracam tę historię do niezbędnych faktów, bo jest ona niezwykle rozbudowana i zagmatwana. Przede wszystkim zaś jest przygnębiająca. Właściciele GirlsDoPorn zmuszali dziewczyny do występowania w innych produkcjach, sprzedawali ich usługi zaprzyjaźnionym portalom, a wszystko to w imię „umowy”. Umowy, która polegała głównie na zastraszaniu i szantażu. Proces Pratta, Wolfa i sześciu innych oskarżonych trwa. Dziewczyny, które ich zaskarżyły, otrzymały ponad dwanaście milionów dolarów odszkodowania (firma rocznie przynosiła siedemnaście milionów dolarów przychodu). Domena zniknęła z sieci. Koniec? Nie, bo w internecie nic nie znika. Filmy z tymi dziewczynami, które nie chciały, by ktoś widział, jak uprawiają seks, wciąż są w sieci.

Castingowe piramidy porno istnieją i będą istnieć, póki prawnie nie zostanie to definitywnie rozwiązane. Tyle że jest to materia niezwykle śliska i trudna. Woodman zbudował swoje pornoimperium na castingach i choć w jego przypadku zdarzały się pojedyncze przypadki małych afer (wielka gwiazda Lana Rhodes oskarżyła go o to, że została zmuszona do robienia rzeczy, których nie miała w umowie), to mimo wszystko w branży Woodman ma opinię człowieka absolutnie uczciwego i dobrego. Ale on nie oszukuje. U niego zawsze chodzi o porno. Wiele dziewczyn, które trafiały do jego filmów, zostawało później gwiazdami porno. W tej książce to choćby Cléa i Marica. Rocco Siffredi także nie oszukuje nikogo, zapraszając kobiety na casting. To seks i porno. Nic innego.

Ciekawym przypadkiem jest afera związana z Czech Casting, praskim portalem, który działał na podobnych zasadach jak GirlsDoPorn. Czeski moloch porno budził kontrowersje od lat. W 2015 roku bardzo głośnym echem odbiła się afera z pewną nauczycielką z małej miejscowości Czeska Lipa. Trzydziestopięciolatka pojechała do Pragi na casting, podczas którego odbyła pełen stosunek płciowy z aktorem. Film trafił na stronę Czech Casting i stamtąd szybko na komputery uczniów w Czeskiej Lipie. Nauczycielka została zwolniona z pracy. Na swoją obronę kobieta powiedziała, że nigdy nie chciała wystąpić w porno, a casting, na który pojechała, miał dotyczyć reklam bielizny, ale wsypano jej do wody środki odurzające i w efekcie była tak rozluźniona, że zgodziła się na seks. Nie mam dostępu do dalszego ciągu tej historii i nie wiem, czy nauczycielka wniosła sprawę o gwałt, ale był to jeden z pierwszych przypadków, gdy o Czech Casting zrobiło się głośno. W czerwcu 2020 roku wybuchła prawdziwa bomba. Właściciele portalu zostali aresztowani. Zarzuty takie same: handel ludźmi, oszustwo. Portal istniał od 2013 roku. Wypromował tak wielkie dziś gwiazdy branży, jak Vinna Reed, Alexis Crystal, Belle Claire (która brała czynny udział w castingach, uprawiając m.in. seks z dziewczynami) czy bliźniaczki Dellai. Okazuje się jednak, że oprócz nich wykorzystano i oszukano kilkaset dziewczyn.

Pytanie za milion punktów brzmi – jak to jest możliwe, że w 2020 roku młode kobiety wychowane w sieci (w większości urodzone między 1998 a 2000 rokiem) zgodziły się na udział w castingu porno? Zostanie oszukanym to jedna rzecz, ale druga to pójście na nagranie do firmy takiej jak Czech Casting, która istnieje w sieci, ma ogromną reklamę i nie ukrywa tworzonych przez siebie treści. Nie mamy dostępu do aktów oskarżenia i możemy tylko dywagować na podstawie tego, co ujawnia czeska policja i piszą media. Dziewczyny zostały oszukane i wmanewrowane w sytuację, w której nie chciały się znaleźć.

Sprawa Czech Casting jest dziwna, bo niejednoznaczna. O ile GirlsDoPorn polegało na wciąganiu w porno absolutnych amatorek, tak tu ogromna część kobiet była już aktorkami porno pojawiającymi się w innych produkcjach. Więc trzeba teraz czekać na wyroki.

Wspominałem, że sprawa GirlsDoPorn obnaża dwa oblicza porno. Pierwsze to wyzysk kobiet. Zwyrole istnieją, a porno przez to, że wszyscy je oglądają, ale nikt o nim nie mówi, jest szarą strefą, w której mogą się spełniać. Drugie jest trudne do zaakceptowania i często budzi sprzeciw, ale niestety jest tak samo prawdziwe jak istnienie w branży bandytów: ogromna część kobiet, które trafiają na takie castingi, idzie tam, bo traktuje to jako drogę na skróty do kariery. I to podejście niestety jest częste.

Kiedy byłem redaktorem naczelnym „Playboya”, zdarzały się poranki, gdy budziłem się, a na Messengerze miałem mnóstwo wiadomości od obcych kobiet, które wysyłały mi zdjęcia swoich narządów rodnych. Po co? Powód był zawsze ten sam: „Czy chciałby mnie pan obejrzeć, czy mogę być na okładce?”. Możemy zaklinać rzeczywistość i mówić, że to nie jest prawda, ale zdarzają się ludzie, którym się wydaje, że ich ciało jest przepustką do lepszego świata. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Jak się zachować w takiej sytuacji? Po prostu zignorować wiadomość. Z tym że to nie jest częste podejście. Czasami dziewczyny trafiają na drapieżników. I wtedy zaczynają się kłopoty. Bo przecież w chwili gdy widzisz kogoś nago, wydaje ci się, że masz nad nim władzę i możesz wszystko. Nie możesz. Nie masz żadnej władzy. Ale chciałbyś mieć.

Szef innej castingowej platformy, słynnej Backroom Casting Couch, Eric Whitaker, oszukiwał swoje klientki, nie płacił im, a w finale, jak się okazało, zarażał chorobami wenerycznymi i żółtaczką. Backroom Casting istnieje do dziś. Eric wypłacił odszkodowania, przestał występować, ale castingi prowadzi nadal. Dziewczyny wiedzą, co robią, wchodząc na czarną sofę. Wiedzą też, że może to być odskocznia do kariery. Albo miejsce, gdzie powstanie film, który do końca ich życia będzie krążył po sieci. I mimo to decydują się wystąpić.

Historii o tym, co złego wydarzyło się w porno, jest masa. Warto jednak szukać ich źródeł i czytać o nich jak najwięcej. Powód? Wokół porno jest zbyt wiele przekłamań, zbyt wiele konfabulacji i historii, które gdy je zweryfikować, okazują się zupełnie inne.

Prosty przykład. Pamiętam, że gdy zaczynałem pracę nad tą książką, czytałem o narkomanii w porno. Potem wysłuchałem opowieści o odwykach kilku gwiazd, w tym świetnie opowiadającej o tym Briany Banks. I nagle się okazuje, że świat narkotyków w porno jest taki sam jak świat narkotyków w dowolnej korporacji. Żadna profesjonalna firma produkująca porno nie chce ćpunki na planie. Z kilku powodów. Dziewczyny sprzedają film sobą, a heroina, kokaina czy crack szybko zmieniają je fizycznie. Banks dostała od swoich producentów czerwoną kartkę. Miała albo iść na odwyk, albo zniknąć z filmu. Poszła na odwyk. Praca dawała jej ubezpieczenie, a ubezpieczenie to podstawa. A zatem narkotyki na planie? W profesjonalnym porno nigdy za zgodą produkcji. A że w filmach występują dorośli ludzie i podejmują dorosłe decyzje...

W 2018 roku media żyły sprawą tajemniczych zgonów w świecie porno. Przeciwnicy porno podjęli temat i portale internetowe zalała fala tekstów o tym, że gwiazdy porno odbierają sobie życie. Wszystko to było niezwykle przygnębiające, pokazujące osiem (a nie, jak podawały niektóre media, dziesięć) osób, które zmarły nagle, a których śmierć łączono z ich zawodem. Kiedy jednak pogrzebać w tych historiach, teza „porno zabija” okazuje się, delikatnie rzecz ujmując, naciągana. Shyla Stylez zmarła z przyczyn naturalnych podczas snu. Czy to wina porno? A czy winą Disneya jest to, że zmarł Cameron Boyce? Nicholas Hanlon, Tyler White i Olivia Lua zmarli wskutek przypadkowego przedawkowania. Podobnie rzecz miała się z Yuri Luv. Zupełnie inaczej, niż podawały media brukowe, wyglądały kulisy śmierci Olivii Novej. Donoszono, że popełniła samobójstwo. Raport z sekcji zwłok jednak rozwiał te plotki. Nova zmarła na sepsę, która rozwinęła się wskutek nieleczonej choroby nerek. Jedyną osobą, która na przełomie 2017 i 2018 roku popełniła samobójstwo, była August Ames. Powiesiła się w swoim mieszkaniu. Do dziś trwa dyskusja o tym, co pchnęło młodą (miała dwadzieścia trzy lata) dziewczynę do tego kroku. Wiadomo, że przed śmiercią padła ofiarą internetowego linczu po tym, jak powiedziała, że nie będzie grała w filmach z aktorami, którzy występują w filmach gejowskich. Środowisko uznało ją za homofobkę, a aktywiści LGBT mieli na niej kilkutygodniowe używanie. Na kilka dni przed samobójstwem zagrała w niezwykle brutalnej scenie z Markusem Dupree. Ames uważała, że przekroczył on wszystkie granice, i chciała podać go do sądu. Dziewczynie nagle na głowę zwalił się cały świat. To jednak zostało zignorowane w doniesieniach prasowych, a Ames została opisana jako ofiara porno. Tyle że nie można na porno zrzucić winy za każdą naszą decyzję życiową. To nie porno kazało Ames napisać na Twitterze, że nie zagra z mężczyznami, którzy uprawiają seks z mężczyznami. Napisała to z własnej woli.

Dziś porno staje się wytrychem do tłumaczenia sobie błędów. Wytrychem do tłumaczenia społeczeństwu zła, jakie często towarzyszy seksowi. No i wytrychem do straszenia przed seksem. Bo seks jest zły, popatrzcie, jak ci ludzie w porno wyglądają. No i jak kończą.

Wiecie, kto powinien kończyć źle? Każdy człowiek jak Pratt, Wolf, Whitaker i im podobni. I na szczęście kończą. Akcja #metoo ośmieliła dziewczyny z pornobranży do walczenia o swoje prawa. Bo to, że ktoś uprawia seks przed kamerą, nie znaczy, że przestaje być człowiekiem.

VI

W przypadku tej książki wiedziałem, że chcę jako autor usunąć się w cień. Chcę rozmawiać z ludźmi z branży porno. Po prostu. Chcę wysłuchać tych dziewczyn, producentów. Chcę, żeby sami dali świadectwo. Nie mnie ich oceniać. Nawet nie mam takiego zamiaru. Po prostu chcę, żeby opowiadali. Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na pewien szczegół – w mediach głównego nurtu prawie nie ma wywiadów z gwiazdami czy aktorkami porno. Są artykuły o porno w ogóle, o aktorkach porno, ale mało kto daje tym kobietom mówić. Zanim przystąpiłem do pracy nad tą książką, wydawało mi się, że wynika to z faktu, że nie mają nic do powiedzenia. Żył we mnie stereotyp, że gwiazda porno to pusta dziewczyna, która potrafi tylko się rozbierać. Wystarczyło pięć minut mojego pierwszego spotkania z Cléą Gaultier (w 2019 roku przeprowadzałem z nią wywiad dla „Playboya”), aby się przekonać, że po pierwsze – mylę się. A po drugie i bardziej istotne – ona się mnie boi. Boi się, bo myśli, że będę ją osądzał, że będę tym, który przyjdzie i powie jej: „Robisz źle”. Świadomość, że Cléa to normalna dziewczyna, przyszła po jakimś czasie. Wtedy zrozumiałem, że wystarczy być OK, a druga strona też potraktuje cię normalnie. Bo jest normalna.

Wracając do wspomnianych już przeze mnie badań Pornography actresses... opublikowanych w „Journal of Sex Research” – w części dotyczącej warunków pracy kobiet (mężczyzn także) w branży porno możemy znaleźć takie informacje:

69 procent aktorek lubi seks i swoją pracę;

67 procent procent kobiet występujących w filmach porno jest biseksualnych;

9 to średnia liczba partnerów, których rocznie mają w prawdziwym życiu;

23 procent aktorek uzależnia się od alkoholu lub innych substancji psychoaktywnych;

15 lat to wiek, w którym większość gwiazd porno traci dziewictwo.

Co z tego wynika? Jak pisałem wcześniej, przede wszystkim to, że w normalnych firmach produkujących filmy pornograficzne higiena pracy jest wyższa niż w niejednej korporacji (a o korporacjach medialnych nawet nie będę mówił, rozstanie z jedną i drugą okupiłem leczeniem psychotropami). Normalnych w rozumieniu prawnym – wszystko jest tam realizowane legalnie, dziewczyny nie są bite, odurzane, a czynności, które się wykonuje, traktowane są jak praca. Oczywiście nie jest to praca zwyczajna. Kobiety grające w filmach porno są duszone penisami, mężczyźni na nie ejakulują, są krępowane, nagrywają sceny brutalnego seksu, biorą udział w scenach seksu grupowego itp. To nie są rzeczy, które można uznać za zwyczajne zachowania seksualne. Ale zanim dana dziewczyna zostanie aktorką porno, sama musi podjąć tę decyzję. I zdawać sobie sprawę z konsekwencji.

W czasach gdy byłem naczelnym polskiej edycji „Playboya”, odkryłem, że nie każda firma, która zarabia na pracy nagich kobiet, gra wobec nich fair. Dziewczyny, którym w życiu nie wyszło, którym powinęła się noga, stoczyły się czy padły ofiarą zwyrodnialców, w „Playboyu” trafiały do zbioru „treści wrażliwych” i zgodnie z wytycznymi amerykańskich właścicieli licencji, nie wolno było publikować ich zdjęć ani historii w żadnej z kilkudziesięciu edycji magazynu na świecie. Nie pochwalam tej polityki ani się z nią nie utożsamiam. Ale ona istnieje. I dotyczy nie tylko „Playboya”. Wiele firm zamiata pod dywan swoje mroczne historie.

W tej książce interesują mnie nie przypadki patologii (są w każdej branży), nie dewiacje i produkcje garażowe, gdzie kilku zaślinionych panów robi z dziewczynami rzeczy, po których one nie mogą się podnieść przez tydzień, a czasami przez całe życie. Interesuje mnie tu porno. Zawodowe, świadome, ale też to ciut amatorskie, tyle że realizowane za przyzwoleniem szefów Pornhuba choćby. Interesują mnie ludzie, którzy decydują się tak żyć, i to, jak im się żyje.

Po prostu ich wysłuchajcie. Oni nie będą przekonywać was do pracy w branży porno. Nie będą mówić o tym, że spełnicie tam wszystkie swoje fantazje. Pisząc tę książkę, wiele razy słyszałem argument: „Jeśli dasz im mówić, to wyjdzie na to, że zachęcasz ludzi do grania w filmach porno”.

Więc teraz nadszedł ten moment. Spójrzcie na moich bohaterów, spróbujcie zrozumieć ich życiowe wybory, bez oceniania i osądzania, a z ciekawością i dystansem. Nigdy nie wiemy, jak potoczy się czyjeś życie. I co? Zagralibyście w porno?

* Uzależnienie, np. od narkotyków czy alkoholu, prowadzi do zmian molekularnych, szczególnie w rejonach mózgu regulujących uwalnianie dopaminy – neuroprzekaźnika odpowiedzialnego m.in. za procesy emocjonalne, zwanego potocznie przekaźnikiem przyjemności. Komórki nerwowe modyfikują swoją budowę tak, by mogły przewodzić znacznie silniejsze sygnały dopaminowe. Badania dr Prause nie wykazały u badanych oglądających pornografię takich zmian w budowie komórek mózgowych. (Wszystkie przypisy pochodzą od redaktorki, chyba że zaznaczono inaczej).

Siedem filmów porno, które warto znać

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Przypisy końcowe

[1]Pornography actresses: An assessment of the damaged goods hypothesis, za:

https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/23167939/.

[2] Badania organizacji Common Sense Media z 2019 roku, zob. The Common Sense Census: Media Use by Tweens and Teens: https://www.commonsensemedia.org/research/the-common-sense-census-media-use-by-tweens-and-teens-2019.

[3] Wystąpienie profesor Emily F. Rothman na TedMed w 2018 roku, zob. How porn changes the way teens think about sex: https://www.tedmed.com/talks/show?id=730488.

[4] Roczny przychód z pornografii to 97 miliardów według: Wosick, Kassia R., Sexualities in Social Context: Pornography, w: John DeLamater, Rebecca Plante, Handbook of Sexualities, https://www.nbcnews.com/business/business-news/things-are-looking-americas-porn-industry-n289431; 15 miliardów według: https://www.telegraph.co.uk/men/thinking-man/scary-effects-pornography-21st-centurys-accute-addiction-rewiring/,https://finance.yahoo.com/news/porn-could-bigger-economic-influence-121524565.html.

[5] Dane udostępniane przez branżowe pisma w Hollywood, zob. https://www.boxofficemojo.com/year/2014/, https://www.telegraph.co.uk/men/thinking-man/scary-effects-pornography-21st-centurys-accute-addiction-rewiring/, https://finance.yahoo.com/news/porn-could-bigger-economic-influence-121524565.html.

[6] Raport Pornhuba, zob. https://www.pornhub.com/insights/2019-year-in-review#2019.

[7] Wzrost liczby rozwodów w USA w latach 1962–1979, zob. https://www.nationalaffairs.com/publications/detail/the-evolution-of-divorce, http://www.randalolson.com/2015/06/15/144-years-of-marriage-and-divorce-in-1-chart/.

[8] Profesor Eva Illouz, Hard-Core Romance. Fifty Shades of Grey, Best-Sellers, and Society, „University of Chicago Press” (May 22, 2014).

[9] Bivona J.M. et al., Women’s Rape Fantasies: An Empirical Evaluation of the Major Explanations, „Archives of Sexual Behavior” (2012) 41:1107;

Bivona J.M., The Nature of Women’s Rape Fantasies: An Analysis of Prevalence, Frequency, and Contents, „Journal of Sex Research” (2009) 46:33;

Critelli J.W., Bivona J.M., Women’s Erotic Rape Fantasies: An Evaluation of Theory and Research, „Journal of Sex Research” (2008) 45:57;

Shulman J.L., Horne S.G., Guilty or Not? A Path Model of Women’s Forceful Sexual Fantasies, „Journal of Sex Research” (2006) 43:368;

Spitzberg B., An Analysis of Empirical Estimates of Sexual Aggression Victimization and Perpetration, „Violence and Victims” (1999) 14:241;

Strassberg D.S., Lokerd L.K., Force in Women’s Sexual Fantasies, „Archives of Sexual Behavior” (1998) 27:403.

[10] „Guardian”, https://www.theguardian.com/society/2019/jul/25/fatal-hateful-rise-of-choking-during-sex na podstawie: https://femicidescensus.org/reports/.

[11] Badania doktor Nicole Prause, zob. Vaughn R. Steele PhD, Cameron Staley PhD, Timothy Fong, MD & Nicole Prause PhD, Sexual desire, not hypersexuality, is related to neurophysiological responses elicited by sexual images, „Socioaffective Neuroscience & Psychology”, Vol 3, 2013; Article: 20770 | Received 04 Mar 2013, Accepted 06 Jun 2013, Published online: 16 Jul 2013.

Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
Wstęp
Siedem filmów porno, które warto znać
Justin Lehmiller: „To straszne porno”
Cléa Gaultier: „Lubię czuć się pożądana”
Slutty Foxie: „Pornhub to mój relaks”
Buck Angel: „Jestem brudnym małym sekretem”
Cassie Del Isla: „Pewnie, że porno ma ciemną stronę”
Tinto Brass: „Seks to władza”
Holly Randall: „Porno to stygmat”
Marica Hase: „Porno, moje życie”
Toxic Fucker: „Kobiety są najważniejsze”
Ania Kinski: „Porno uczy tolerancji”
Owiaksy: „Robimy to dla zabawy”

Redaktor prowadząca: Ewelina Kapelewska

Wydawca: Małgorzata Święcicka

Redakcja: Maja Strzeżek

Korekta: Bożena Sęk, Ewelina Kapelewska

Projekt okładki: Krzysztof Rychter

Zdjęcie na okładce: © Sebestyen Balint

Zdjęcia w książce: Justin Lehmiller © Stephen Ellul; Cléa Gaultier

© Dorcel; Slutty Foxie © archiwum prywatne; Buck Angel © Ames

Beckerman; Tinto Brass © Denis Mararenko / Shutterstock.com; Holly

Randall © Kathy Hutchins / Shutterstock.com; Marica Hase © Kobby

Dagan / Shutterstock.com; Toxic Fucker © archiwum prywatne; Owiaksy

© @blazejt4s; Ania Kinski © Dorcel; Andrzej Gryżewski © Kinga Kenig;

Cassie Del Isla © @j.s.300

Copyright © 2021 by Robert Ziębiński

Copyright © 2021, Mova an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2020

ISBN 978-83-66815-28-5

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek