Ponad przekonaniami. Weganie, wegatarianie i mięsożercy przy jednym stole. - Melanie Joy - ebook

Ponad przekonaniami. Weganie, wegatarianie i mięsożercy przy jednym stole. ebook

Melanie Joy

3,2

Opis

Weganie, wegetarianie i mięsożercy mogą się czuć, jakby żyli w różnych światach. Wielu z nich walczy o zrozumienie i szacunek dla swoich wyborów. Kiedy jednak próbują o nich rozmawiać, często spotykają się z postawami obronnymi. Powoduje to frustrację, a ta odbija się na relacjach, które łączą ich z innymi. W rezultacie bliscy sobie ludzie – małżonkowie, partnerzy, przyjaciele, krewni – oddalają się siebie, bo nie wiedzą, jak poradzić sobie z dzielącymi ich różnicami. Dobra wiadomość jest taka, że rozpad relacji nie jest nieunikniony ani nieodwracalny. Wystarczą odpowiednie narzędzia, a będziemy mogli budować zdrowe więzi oraz naprawiać i wzmacniać te, które już nas łączą.

W Ponad przekonaniami znana na całym świecie specjalistka od relacji międzyludzkich i psychologii jedzenia Melanie Joy dostarcza zrozumiałych praktycznych porad, dzięki którym:

- poznacie zasady budowania zdrowych relacji,

- dowiecie się, jak skutecznie rozmawiać nawet na najtrudniejsze tematy,

- zrozumiecie, w jaki sposób bycie weganinem (lub wegetarianinem) albo mięsożercą wpływa na wasze relacje z innymi i z samymi sobą.

To idealna książka dla tych, którzy chcą zadbać o relacje z innymi, i dla tych, którym trudno przeskoczyć różnice światopoglądowe. Joy pokazuje, że o wszystkim można porozmawiać i zawsze znajdzie się wyjście.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 340

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (17 ocen)
5
1
4
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Krzysztof-Kowalski

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wartościowa pozycja. Weganizm jest tu tylko przykładem kwestii, która może ludzi różnić. Książka daje nie tylko zrozumienie tego jak odmiennie ludzie patrzą na te same sprawy, ale też propozycje sposobów rozwiązywania potencjalnych konfliktów.
00

Popularność




Tytuł oryginału BEYOND BELIEFS
Przekład KAROLINA IWASZKIEWICZ
Wydawca, redaktor prowadzący i redakcja ADAM PLUSZKA
Korekta MAŁGORZATA KUŚNIERZ
Konsultacja PAWEŁ ŻUKOWSKI
Projekt okładki ANNA POL
Opracowanie graficzne, typograficzne, łamanie i korekta ANNA HEGMAN
Originally published by Roundtree Press under the title Beyond Beliefs. Copyright © 2017 by Melanie Joy, Ph.D. Copyright © for the preface by Kathy Freston Copyright © for the translation by Karolina Iwaszkiewicz Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2019
Warszawa 2019 Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-66140-68-4
Wydawnictwo Marginesy Sp. z o.o. ul. Mierosławskiego 11a 01-527 Warszawa tel. 48 22 663 02 75 e-mail:[email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

Dla wegan i wegetarian, których troska i poświęcenie są prawdziwym darem dla naszej planety; mam nadzieję, że ta książka odda wam coś z tego, co dajecie światu. I dla waszych sojuszników.

I dla mojego męża, Sebastiana Joya – kolegi, którego podziwiam, drogiego przyjaciela, miłości mojego życia.

Przedmowa

Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie, gdybym sześć lat temu nie spotkała Melanie Joy na jakiejś konferencji i się z nią nie zaprzyjaźniła. Znałam już wtedy jej znakomitą pracę o karnizmie i podziwiałam sposób, w jaki myśli o kulturze zjadania zwierząt. Udało jej się ubrać idee pączkującego ruchu społecznego w fascynujący psychologiczny wykład. Dlaczego – spytała – kochamy psy, jemy świnie i ubieramy się w krowy? Nakreśliła tym samym mapę krytycznego namysłu nad tym, czemu jedne zwierzęta lubimy, a inne zjadamy, i połączyła kropki. Pisała niezwykle sensownie, starała się przekonać czytelników, ale z szacunkiem zakładała, że są zdolni znaleźć własną drogę do bardziej etycznej diety. Wielka intelektualistka i znawczyni ludzkiej psychologii – tyle wiedziałam.

Tego pamiętnego dnia, kiedy poznałam Melanie, nie zdawałam sobie jednak sprawy, jak głęboko zawierzę jej niezwykłej zdolności patrzenia w moje zagubione serce i ubierania moich zmagań w słowa. W tamtych czasach byłam żoną mężczyzny, którego przez wiele lat bardzo kochałam, ale z którym coraz mniej mnie łączyło. Gdy się z nim związałam, beztrosko jadłam steki i kurczaki i z dumą myślałam o sobie jako o mięsożernej Amerykance, więc kiedy zmieniło się moje spojrzenie na świat i produkty pochodzenia zwierzęcego, zaczęliśmy się od siebie oddalać. Nie była to niczyja wina, po prostu żadne z nas nie umiało już patrzeć na rzeczywistość oczami drugiego.

Zawsze znajdowałam pocieszenie w szczerych słowach, w końcu byłam pisarką – aż nagle zorientowałam się, że nie wiem, co mam prawo czuć i jak mogłabym wyrazić to, co się we mnie dzieje. Miałam wrażenie, że im lepiej zdaję sobie sprawę, iż moje powołanie ma coś wspólnego z tak zwanym świadomym jedzeniem, tym mniej jestem związana z mężem. Oczywiście mieliśmy też inne problemy, jak każde małżeństwo. Ale ten zasadniczy i zasmucająco nieprzezwyciężalny polegał na tym, że z czasem rozwinęliśmy zupełnie inne zainteresowania i światopoglądy, a zbyt duże i zbyt długotrwałe oddalenie sprawiło, że zaczęliśmy żyć poniekąd osobno. I w końcu, po długim okresie udręk i kłótni, postanowiliśmy się rozwieść.

Pod koniec tego etapu poznałam Melanie. Została moją doradczynią. Więcej – objaśniła mi moje własne serce. To jej zawdzięczam słowa, które pozwoliły mi wyrazić siebie. Melanie, chcę to jasno powiedzieć, nie tylko pomogła mi zrozumieć, że mam prawo czuć to, co czuję, ale też delikatnie pokazała, pod jakimi względami mogłabym jeszcze dorosnąć i dojrzeć. Oczywiście nigdy nie powiedziała, że taki był jej cel – ale to właśnie zrobiła: dzięki niej rozwinęłam się jako człowiek, nauczyłam się okazywać więcej szacunku i miłości i stałam się cierpliwsza, skromniejsza i bardziej autentyczna.

Melanie ma rzadki dar ośmielania ludzi do mówienia prawdy i pomagania im w korygowaniu kursu, gdy błądzą. Takie nieustanne weryfikowanie sposobu, w jaki się myśli i rozmawia, samo z siebie prowadzi do tego, że relacje stają się głębsze i pojawia się w nich więcej bliskości i pełnowymiarowej miłości.

Po rozwodzie nawiązałam nowe przyjaźnie, nawet głębsze niż wcześniej, i znalazłam nową miłość. Mój partner, jeśli się nad tym zastanawiacie, nie jest weganinem (choć jest bardzo zaangażowany i prowegański), większość moich przyjaciół także nie jest weganami. Dla mnie weganizm jest sprawą zasadniczą, ale nie znaczy to, że mogę się zadawać tylko z weganami. Wręcz przeciwnie – bliskie kontakty z ludźmi, którzy myślą inaczej, uważam za ożywcze. Uczą mnie precyzji, otwartości i ciekawości. I kiedy jedno z nas podejmuje wysiłek, żeby lepiej zrozumieć drugie, gdy stara się przerzucić most pomiędzy naszymi przekonaniami – jeszcze bardziej kocham tę osobę. Miłość, jak się okazuje, jest ponad przekonaniami.

Miałam to szczęście, że Melanie była moją przewodniczką. Na stronach, które zaraz przeczytacie, znajdziecie to samo objawienie, ten sam dar: Melanie pomoże wam zrozumieć samych siebie i rozwikłać splątane emocje, które pojawiają się, kiedy w coś żarliwie wierzycie, a jednocześnie kochacie kogoś, kto nie myśli dokładnie tak samo. Poznacie siebie głębiej i nauczycie się wyrażać siebie jaśniej, dzięki czemu będziecie mogli poruszać się w relacjach – i w życiu – z większym wdziękiem i większą mądrością. Przygotujcie się, ta droga nie zawsze jest łatwa. W świecie, w którym wszystkie media podsycają polaryzację, a plemienne skłonności coraz bardziej nas od siebie oddalają, ta książka, wprost przeciwnie, skłania do budowania mostów.

Jak ponad osiemset lat temu dobitnie ujął to Rumi:

Poza wiarą i niewiarą znajduje się przestrzeń,

tam spotkać się możemy...[1]

Ta przestrzeń to miłość. Ta przestrzeń to więź. A Melanie Joy oświetla nam prowadzącą do niej drogę.

KATHY FRESTON, 2017

1

Weganie, wegetarianie i mięsożercy w relacjach – problem i perspektywy

Była to uczta ze wszech miar godna pozazdroszczenia. Stół nakryto wspaniałą świąteczną zastawą – złotymi i srebrnymi sztućcami, lśniącą porcelaną – oprószono brokatem i ozdobiono stroikami ze świerkowych gałązek i czerwonych jabłuszek. Pokój wypełniało przyjemne ciepło ludzkich ciał i rozgrzanego piekarnika, w powietrzu unosiły się intensywne aromaty. Śmiech i dzwonienie sztućców o porcelanę dopełniały wrażenia przytulności i bezpieczeństwa.

Ale Maria zdecydowanie nie czuła się bezpiecznie. W jej piersi pojawił się znajomy ucisk, jakby na sercu zamykało się imadło. Była przerażona. Jeszcze dwa lata temu czekała na te spotkania, na krzepiące poczucie bliskości, które zawsze z nich czerpała. Uwielbiała żarty towarzyszące rodzinnym rozmowom, przygotowywane przez rodziców domowe jedzenie, spotkania z dziećmi młodszego brata. I niezmiernie ją cieszyło, że Jacob, który od prawie dziesięciu lat był jej mężem, tak dobrze się ze wszystkimi dogaduje. Ale teraz sprawy miały się zupełnie inaczej.

Siedziała przy świątecznym stole i czuła się dojmująco samotna. Rozmowa omywała ją, tak jak fale omywają morski brzeg, stała się szumem w tle. Maria zaczęła się wyłączać po krótkiej wymianie zdań z matką w kuchni. Zapytała, czy w purée ziemniaczanym dałoby się zamiast masła użyć margaryny, żeby ona, weganka, mogła je zjeść, a matka odparła, że to nie w porządku narzucać swoje przekonania pozostałym członkom rodziny, którzy chcą rozkoszować się tradycyjnymi potrawami.

Potem, podczas kolacji, zaczęły się zwyczajowe rozmowy o jedzeniu – o tym, jak najlepiej przyrządzić indyka i która część ptaka jest najdelikatniejsza, i o tym, że kiełbaski, z których zrobiono nadzienie, pochodzą z nowej miejscowej rzeźni, specjalizującej się w produkcji humanitarnego, organicznego mięsa.

– To znaczy, że Maria może je jeść, nie? – wtrącił jej brat, rodzinny błazen, jak zawsze. Na dźwięk swojego imienia Maria nadstawiła uszu. – Zgadza się, siostruniu? W sensie, że jeśli świnia z radością zgodziła się zostać przerobiona na kiełbasę, to wręcz należy ją zjeść. Tego by właśnie chciała. Gdybym to ja był taki smaczny, na pewno życzyłbym sobie, żeby mnie zjedzono!

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, także Jacob, który zawsze był fanem charakterystycznego dla jej rodziny niewybrednego poczucia humoru.

Lęk Marii przerodził się w gniew. Przez cały wieczór broniła się przed sugestywnymi scenami zabijania zwierząt, które jej się przypominały, i pochłaniało to wszystkie jej siły. Patrząc na indyka, nadzienie i purée z masłem, nie widziała już jedzenia, jak dawniej. Widziała zwłoki, wydzieliny, udrękę. Widziała to, co zobaczyliby oni, gdyby potrawy zrobiono z psów i kotów. Musiała patrzeć, jak ludzie, z którymi kiedyś była tak blisko i czuła się tak bezpiecznie, wkładają do ust te produkty cierpienia, jakby wszystko było w najlepszym porządku. I traktowali ją tak, jak gdyby to ona była szalona. W dodatku wiedzieli, że jest weganką, że to jedzenie ją przeraża i brzydzi – a mimo to wciąż gawędzili o nim, jakby jej tam w ogóle nie było. Gorzej – bawili się jej kosztem, śmiejąc się z tego, w co tak głęboko wierzyła.

Ale gryzła się w język, jak zawsze. Nie wiedziała, co powiedzieć, żeby nie wyjść na histeryczną ekstremistkę, za jaką ją uważali. Gdyby zwróciła im uwagę, że te żarty nie są śmieszne, usłyszałaby, że nie ma poczucia humoru i powinna wyluzować. Gdyby zmusiła się do tego, by śmiać się z nimi, sprzeniewierzyłaby się swoim wartościom i umocniła postawy wspierające zjadanie zwierząt. Ośmieszano ją, a ona nie miała jak się bronić – czuła się upokorzona.

Przede wszystkim nie chciała zawieść zwierząt. Jako ich ambasadorka, jedyna weganka przy stole, czuła, że musi podtrzymywać pozytywny obraz ruchu, żeby nie zmniejszać szans na to, iż pewnego dnia pozostali rozważą przejście na weganizm, i nie umacniać negatywnych stereotypów przedstawiających Marię i jej podobnych jako nadwrażliwych radykałów. Dlatego ukrywała swój wstyd, choć czuła się okropnie. Milczała bezradnie, powstrzymując łzy frustracji, upokorzenia i rozpaczy, i wbrew sobie próbowała zaakceptować to, że jej rodzina po prostu taka jest, że taki jest świat. Wycofywała się i zamykała w sobie, coraz bardziej się od nich oddalając.

Ale chociaż pogodziła się z tym, że straciła więź z rodzicami i bratem, nie mogła znieść poczucia, że oddala się od Jacoba. Owszem, mąż na wiele sposobów ją wspierał, zgodził się na wegański dom i nie zamawiał mięsa, gdy wychodzili na kolację we dwoje. Ale zwyczajnie tego nie czuł. Tolerował jej weganizm, tak jak toleruje się czyjeś hobby, którego się w gruncie rzeczy nie rozumie i do którego nie przywiązuje się większej wagi. I kiedy włączył się w rozmowę przy kolacji i pochwalił smak mięsa przyrządzonego przez ojca Marii, a potem śmiał się razem z jej bratem, poczuła się zdradzona i opuszczona. Poczuła się niewidzialna dla najważniejszej osoby w swoim życiu.

Nie po raz pierwszy zaczynała się zastanawiać, czy Jacob jest dla niej odpowiednim partnerem. Skoro wyznają tak różne wartości, może nigdy nie zdoła być z nim naprawdę blisko? Jak ma szanować kogoś, kto zjada niewinne zwierzęta tylko dlatego, że odpowiada mu ich smak? Jak ma być sobą przy kimś, kto nie widzi jednego z najważniejszych aspektów tego, kim Maria jest?

W drodze do domu prawie się nie odzywała. Była wyczerpana i przygnębiona i nie miała siły wyjaśniać, dlaczego poczuła się tak dotkliwie zdradzona, więc po prostu zamknęła się w sobie. Jacob zauważył jej wycofanie i zapytał, co jest nie tak. Odpowiedziała lodowatym „nic”, zszokowana, że w ogóle o to pyta.

Teraz on źle się poczuł. Zdawał sobie sprawę, że chłód Marii ma coś wspólnego z potrawami na świątecznym stole, ale nie był pewien, co dokładnie tak ją przygnębiło. Wiedziała przecież, że podadzą mięso. Zresztą tym razem było też mnóstwo rzeczy dla niej. Sam pomógł jej przygotować roślinną potrawę, którą wszyscy się zachwycali. Miała co jeść. A on jadł głównie wegańskie dania, choć w myśl ich umowy poza domem nie musiał tego robić. Więc co było nie tak?

Jacob czuł się dziwnie winny – jakby zrobił coś złego, ale nie umiał stwierdzić co. Znał to; odkąd Maria została weganką, często mu się to przy niej zdarzało. Jakby niezależnie od tego, jak bardzo starał się dostosować do jej nowego stylu życia, zawsze starał się za mało. Dwa lata wcześniej jadł mięso na śniadanie, obiad i kolację. Teraz prawie w ogóle nie sięgał po produkty pochodzenia zwierzęcego. Mimo to żona wciąż była na tym punkcie niezwykle drażliwa; nawet jeśli nic nie mówiła, widział, że jest rozczarowana, bo Jacob nie jest weganinem.

Może, zastanawiał się, Maria nie potrafi już znieść widoku mięsa, może rosnąca wrażliwość kazała jej wytyczyć kolejną granicę. Za każdym razem, kiedy sądził, że żona dalej się nie posunie, wymyślała nową potrzebę, nowy problem. Najpierw przestała jeść mięso (oraz jajka i nabiał). Potem odmówiła przygotowywania ich. Teraz w ich domu produkty pochodzenia zwierzęcego w ogóle się nie pojawiały. I Jacob zawsze ustępował. Mimo pewnych oporów zawsze się w końcu dostosowywał. Chciał, żeby Maria była szczęśliwa, i do pewnego stopnia zgadzał się z tym, że lepiej ograniczyć spożycie mięsa, jajek i nabiału.

Ale teraz bał się, że to równia pochyła. Czuł znajomy ucisk w żołądku. Jak daleko to wszystko zajdzie? – zastanawiał się. Jak bardzo weganizm oddali Marię od niego? Czy nie nadejdzie taki moment, że przestaną do siebie pasować? Czy nie pojawi się jakaś potrzeba, jakiś zwyczaj, z którymi on nie da sobie rady? Czy Maria nie odrzuci go w końcu, nie uzna, że jest dla niej za mało etyczny?

Pragnął po prostu, żeby było tak, jak było, zanim została weganką, zanim każdy posiłek stał się walką. Oczywiście, mieli swoje kłopoty, ale przecież wszystkie pary jakieś mają. Czasami zaciekle kłócili się o rzeczy, które teraz wydawały mu się banalne, na przykład o to, czy mieszkać w mieście czy pod miastem albo na ile szczegółowo planować różne działania. Ale chociaż niekiedy ranili się nawzajem, wszystkie te konflikty zwykle po prostu wygasały; w końcu jedno z nich męczyło się walką lub męczyli się nią oboje i przestawali naciskać. W przypadku weganizmu napięcie jednak nigdy nie spadało. Raczej rosło.

Zagniewany, zbity z tropu i smutny zerknął na żonę. Siedziała z zaciśniętymi ustami i patrzyła w okno niewidzącym wzrokiem. Jacob nie wiedział, jak uratować sytuację, i czuł żal do Marii, że stawia swoje przekonania ponad ich małżeństwem, więc również się wycofał. Jechali samochodem, siedząc obok siebie w głuchym milczeniu. Oboje czuli się nierozumiani, niedoceniani, zagrożeni i bardzo od siebie odlegli. I oboje zastanawiali się, czy kiedykolwiek zdołają do siebie wrócić, skoro dzieli ich różnica, której usunąć najwyraźniej się nie da.

UKRYTY KOSZT WEGANIZMU – ROZPAD RELACJI

Maria i Jacob nie są jedyni. Dla wielu ludzi przejście na weganizm jest jednym z najbardziej inspirujących wyborów w życiu. Ale taki krok zwykle ma swoją cenę – jest nią rozpad relacji. Ten ukryty koszt potrafi być bardzo przygnębiający, bolesny i szokujący dla wegan, bo krewni i przyjaciele często niechętnie reagują na ich nowy styl życia – oparty przecież na wartościach, które, jak się wydawało, także wyznawali. Sami nieweganie również wtedy cierpią.

Na szczęście ten rozpad nie jest ani nieunikniony, ani nieodwracalny. W rzeczywistości przejście na weganizm stanowi okazję do wzmocnienia więzi i zadbania o nie. Niektóre wyzwania pojawiające się w relacjach wegan z nieweganami wymagają ciężkiej, choć dającej dużą satysfakcję pracy, by stać się bardziej samoświadomym i dojrzalszym emocjonalnie – do której moglibyśmy nie czuć się zmotywowani, gdyby wszystko szło gładko.

Maria i Jacob nie zdają sobie sprawy, że to nie weganizm Marii jest przyczyną ich złego samopoczucia i oddalania się od siebie. Problem w tym, że, podobnie jak większość ludzi, nigdy nie nauczyli się podstawowych zasad i nie nabyli podstawowych umiejętności niezbędnych do budowania bezpiecznych i bliskich związków – między innymi umiejętności rozmawiania o swoich odmiennych przekonaniach i potrzebach. Nie mają mocnych fundamentów, które pomogłyby im radzić sobie z nieuniknionymi trudnościami wiążącymi się z relacjami w ogóle, a ponadto muszą mierzyć się ze szczególnymi wyzwaniami, które pojawiają się, gdy jedna z osób jest weganką lub weganinem, a druga nie. Najistotniejszym z tych wyzwań jest taka postawa, czy też taki sposób myślenia, które sprawiają, że każda ze stron nieadekwatnie postrzega samą siebie i drugą osobę.

Dobra wiadomość dla Marii i Jacoba, i wszystkich ludzi pozostających w relacjach, w których jedna strona jest weganką lub weganinem, a druga nie – czy to rodzinnych, czy przyjacielskich bądź koleżeńskich, czy partnerskich – jest taka, że te trudne sytuacje da się przezwyciężyć. Kiedy zrozumiemy, co zrobić, żeby nasze związki z innymi były zdrowe i mocne, i nauczymy się wyłapywać postawy, które przejmują kontrolę nad naszym postrzeganiem, będziemy w stanie uczynić nasze relacje i nasze życie dużo lepszymi.

UKŁAD ODPORNOŚCIOWY – ZDROWE I MOCNE RELACJE

Zdrowe relacje są jak zdrowe ciała: rozwijają się dobrze, bo ich układ odpornościowy jest silniejszy niż atakujące je zarazki. Recepta na zdrowie relacji jest zatem dwuskładnikowa: dbać o to, by jej układ odpornościowy był silny, oraz umieć rozpoznawać zarazki i się przed nimi bronić.

Wzmacnianie elastyczności i rozpoznawanie zagrożeń

Silny układ odpornościowy jest elastyczny. Elastyczność to zdolność do przeciwstawienia się stresowi i dojścia po nim do siebie. W przypadku relacji składają się na nią przede wszystkim bezpieczeństwo i więź (bliskość). Im bezpieczniej czujemy się w danej relacji i im mocniejsza łączy nas więź, tym mocniejsza i bardziej elastyczna jest ta relacja. Elastyczna relacja łatwiej radzi sobie ze szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi, na które jest wystawiona, tak samo jak odporne ciało jest mniej narażone na zachorowanie wskutek kontaktu z zarazkami. Jeśli jakiś zarazek jest wystarczająco silny, walka z nim może wyczerpać nasz układ odpornościowy. Kończy się to osłabieniem, chorobą albo nawet śmiercią. To samo dotyczy relacji.

Zarazków, które mogą zagrozić bezpieczeństwu i więzi, jest mnóstwo – należą do nich na przykład problemy finansowe, uzależnienia czy utrata pracy. Ale jeden z nich jest szczególnie niebezpieczny. Nie dość, że atakuje najważniejsze aspekty naszych związków, wpływając na to, jak o sobie nawzajem myślimy i w jaki sposób się do siebie odnosimy, to jeszcze jest niezwykle trudny do wykrycia, a więc i do zwalczania, ponieważ wywoływana przez niego choroba jest epidemią. Jej objawy są tak powszechne, że postrzegamy je jako zjawiska normalne, a nie patologiczne. Wyobraźcie sobie, że wszyscy ludzie cierpią na przewlekłe zapalenie oskrzeli. Zakładalibyśmy wtedy, że kaszel i zmęczenie są po prostu normalną częścią naszej kondycji, i nie potrafilibyśmy zidentyfikować i wyleczyć choroby, na którą wszyscy cierpimy. A kiedy niektórzy z nas zaczynaliby dochodzić do siebie, stała ekspozycja na chorych sprawiałaby, że trudno byłoby im zachować zdrowie.

Ten zarazek to intruz psychiczny, myślenie, przez które weganie i nieweganie oddalają się od siebie nawzajem, od siebie samych i od świata. To karnizm – niewidzialny system przekonań, czy też niewidzialna ideologia sprawiająca, że myślimy o jedzeniu lub niejedzeniu zwierząt tak, a nie inaczej, mamy w związku z tą kwestią takie, a nie inne uczucia i tak, a nie inaczej postrzegamy wegan i niewegan. Niewykryty karnizm może podkopać relacje, które pod innymi względami są bezpieczne i bliskie.

DNA relacji – podstawy elastyczności

Zasady i sposoby budowania elastyczności dotyczą wszystkich relacji, od tych, które trwają tylko kilka chwil, po te najbliższe i najbardziej zażyłe. Stosują się także do tego, jak odnosimy się sami do siebie. Codzienne życie i doświadczenie stanowią poligon, na którym możemy ćwiczyć elastyczność, rozwijać się i wzrastać.

Podstawą relacji są interakcje. Za każdym razem, gdy wchodzimy z kimś w interakcję, wchodzimy z nim w relację – relacja to w gruncie rzeczy seria dynamicznych interakcji, żywych interakcji, między pozostającymi w niej ludźmi. (Te dynamiczne interakcje nazywa się niekiedy po prostu dynamiką). I prawie cały czas wchodzimy w interakcje – ze sprzedawcą w sklepie spożywczym, z kobietą, która siada koło nas w autobusie, z naszym partnerem życiowym, z samymi sobą. Zawsze jesteśmy w jakiejś relacji.

Ponieważ relacja to seria interakcji, każda interakcja daje nam szansę, by przestać odnosić się do drugiego człowieka w sposób zagrażający i oddalający (dysfunkcyjny) i zachować się w stosunku do niego tak, by zwiększyć bezpieczeństwo i bliskość. Innymi słowy – w każdej chwili możemy zdecydować się na to, by zacząć odnosić się do kogoś inaczej, i skorygować kierunek, w którym zmierza nasz związek z tą osobą.

Kiedy nauczymy się rozpoznawać elementy zagrażających i oddalających interakcji i rozwiniemy umiejętności potrzebne do wchodzenia w interakcje elastyczne, łatwiej nam będzie zapobiegać problemom w relacjach oraz szybko je identyfikować i skutecznie rozwiązywać, gdy się pojawią. Im częściej będziemy praktykowali elastyczne interakcje, tym będziemy w tym lepsi, tym więcej będzie bezpieczeństwa i bliskości w naszych związkach i w naszym życiu. Taki fundament pozwoli nam podejść do różnic światopoglądowych tak, by wzmocnić nasze więzi z innymi, zamiast je osłabiać.

RELACJA POD PRZEKONANIAMI

Kiedy zaczniemy rozwijać elastyczność w relacji, w naturalny sposób przeniesiemy uwagę z roztrząsania różnic na pogłębianie więzi. Jednym z powodów, dla których tak wielu ludzi tkwi w ciągłym konflikcie, jest to, że skupiają się bardziej na jego treści niż naprocesie. Innymi słowy – skupiają się na „co”, na przykład na swoich rozbieżnych przekonaniach czy potrzebach, a nie na „jak”, czyli na tym, jak do tych różnic podchodzą i jak o nich rozmawiają.

Weganie i nieweganie często kłócą się o to, na ile kto powinien ustąpić, albo roztrząsają moralne aspekty zjadania zwierząt. Jeśli nie zajmą się najpierw procesem – tym, jak się do siebie nawzajem odnoszą – przeważnie prowadzi to tylko do kolejnych trudności. Pod przekonaniami każdej ze stron znajduje się relacja, i to ten głębszy poziom, poziom relacji, stanowi klucz do radzenia sobie z różnicami.

Niekiedy interakcje wegan z nieweganami są toksyczne nie z powodu odmiennych przekonań na temat jedzenia zwierząt, ale wskutek ukrytej dysfunkcji samej relacji. Weganizm może wydobyć na światło dzienne inne problemy i stać się pretekstem do kłótni o to, czyj styl życia jest bardziej właściwy, jak nas postrzegają inni, czyje potrzeby są ważniejsze i tak dalej.

Skupienie się na relacji, która znajduje się pod przekonaniami, może zmienić nasze doświadczenie, niezależnie od tego, czy jesteśmy weganami czy nie. Skupienie się na relacji nie oznacza stawiania jej ponad przekonaniami. Oznacza budowanie związku, w którym jest miejsce na poglądy obu stron, tak żeby różnice między nimi nie prowadziły do zmniejszenia bezpieczeństwa i osłabienia więzi. Związku, w którym mimo różnic jesteśmy swoimi sojusznikami.

Sojusznicy

Sojuszniczka lub sojusznik to ktoś, kto popiera człowieka lub ludzi, którzy czymś się od niego różnią. Kiedy jesteśmy sojusznikami jakiejś osoby, rozumiemy i cenimy jej świat – jej punkt widzenia, jej przekonania i wyznawane przez nią wartości. Szanujemy ją i stoimy u jej boku, zwłaszcza w obliczu przeciwieństw, gdy najbardziej nas potrzebuje.

Rozwijanie wzajemnego zrozumienia i uznania to podstawa radzenia sobie z różnicami. A bezpieczne i bliskie relacje są możliwe tylko wówczas, kiedy pozostający w nich ludzie są sojusznikami.

Najlepiej starać się być sojuszniczką lub sojusznikiem zawsze, z wyjątkiem sytuacji, w których oznaczałoby to pogwałcenie naszej uczciwości – to znaczy jeśli musielibyśmy poprzeć postawę lub postępowanie sprzeczne z wyznawanymi przez nas wartościami albo odbierające nam poczucie bezpieczeństwa. Na tej zasadzie rasista i jego siostra, uważająca rasizm za nieetyczny, nie mogliby zostać sojusznikami.

Sojusz w relacjach wegan z nieweganami

Jeśli chodzi o relacje wegan z nieweganami, sojusz to sprawa kluczowa. Szczególnie ważne jest, by nieweganie zostali sojusznikami wegan, ponieważ ci drudzy należą do niedominującej (mniejszościowej) grupy społecznej, tak jak kobiety, kolorowi i tak dalej. Doświadczenia przedstawicieli różnych mniejszości są oczywiście odmienne: na przykład doświadczenie osoby kolorowej pod wieloma względami bardzo się różni od doświadczenia białej weganki – ta pierwsza styka się z dużo poważniejszymi uprzedzeniami i formami dyskryminacji. Jest jednak co najmniej jedno ważne podobieństwo łączące członków rozmaitych mniejszości: wszyscy żyją w świecie, w którym ich doświadczenie jest przeważnie nierozumiane, nieszanowane i lekceważone. Zatem jeśli związki wegan z nieweganami mają być zdrowe i trwałe, nieweganie muszą stać się sojusznikami wegan – przede wszystkim dlatego, że poglądy, przekonania, uczucia i potrzeby tych drugich nie są wspierane przez dominującą kulturę.

Weganie także mogą stać się sojusznikami bliskich sobie niewegan, mimo że postrzegają jedzenie produktów pochodzenia zwierzęcego jako naruszanie ważnych dla siebie wartości, a wystawieni na widok tych produktów często tracą poczucie bezpieczeństwa. Choć nie popierają zachowania, jakim jest zjadanie zwierząt, i nie powinni narażać się na sytuacje, w których czują się zagrożeni, mogą próbować zrozumieć bliskich sobie niewegan, tak by móc szanować osoby, które stoją za tym zachowaniem. Zjadanie zwierząt (wyrastające z ideologii karnizmu) jest praktyką niezwykle częstą, normą społeczną, więc wymaga innego traktowania niż działania powszechnie uważane za nieetyczne. Dzięki tej świadomości weganie będą mogli do pewnego stopnia stać się sojusznikami bliskich sobie niewegan.

Sojusznicy stoją przy nas i nas wspierają, nawet jeśli mają odmienne przekonania niż my. Gdyby Jacob był sojusznikiem wegan, nie śmiałby się razem z innymi, kiedy nabijali się z jego żony. Zamiast tego wziąłby ją za rękę, dał jej do zrozumienia, że nie jest sama, i pokazał, że jest po jej stronie, prosząc, by nie żartowano z wyznawanych przez nią wartości. Ta książka została napisana po to, żeby pomóc weganom i nieweganom być razem, a nie osobno czy po przeciwnych stronach barykady.

JAK CZYTAĆ TĘ KSIĄŻKĘ

Napisałam Ponad przekonaniami dla wegan, wegetarian i mięsożerców, którzy chcą poprawić swoje relacje i lepiej komunikować się z partnerami, przyjaciółmi, krewnymi i znajomymi. Ale ponieważ doświadczeniu wegan i wegetarian, którzy stanowią zaledwie małą część społeczeństwa, prawie w ogóle nie poświęca się uwagi i nie jest ono odpowiednio reprezentowane w książkach i poradnikach dotyczących związków, to właśnie oni będą ją pewnie najczęściej czytali. Dlatego większość Ponad przekonaniami napisałam z perspektywy wegańskiej, czy też wegetariańskiej. Nie znaczy to jednak wcale, że inni czytelnicy nie mogą odnieść takich samych korzyści z lektury.

Najlepiej by było, gdyby obie związane ze sobą osoby przeczytały całą książkę. Zmienianie wzorców odnoszenia się do siebie nawzajem wymaga wnikliwości i wysiłku, a kiedy w ten proces zaangażują się obie strony, zmiana przychodzi szybciej i łatwiej. Dynamika relacji może się jednak zmienić nawet wtedy, gdy tylko jedna osoba postanowi zmienić sposób, w jaki odnosi się do drugiej. Mięsożercy, którzy nie czują się na siłach, żeby przeczytać całość, mogą ograniczyć się do rozdziałów piątego i drugiego, w tej kolejności.

W rozdziale drugim omawiam zasady elastyczności, które stosują się do wszystkich relacji, niezależnie od rodzaju różnic między pozostającymi w nich jednostkami. Rozdział trzeci bada naturę różnicy oraz problem podtrzymywania więzi i szacunku w obliczu rozbieżności światopoglądowych. W rozdziale czwartym przyglądam się systemom, które kształtują dynamikę interpersonalną i mogą sprawiać, że trzymamy się niezdrowych wzorców odnoszenia się do innych. Wyjaśniwszy, jak te systemy wpływają na nasze życie, w rozdziale piątym skupię się na szczególnym „zarazku”, czy też „intruzie”, który może osłabić najbardziej elastyczny związek – psychologii zjadania zwierząt i wpływie, jaki wywiera ona zarówno na tych, którzy jedzą produkty pochodzenia zwierzęcego, jak i na tych, którzy tego nie robią. W rozdziale szóstym zbadam głębiej wpływ psychologii zjadania zwierząt na wegan i wegetarian, opowiem o traumatyzacji, której często doświadczają świadkowie cierpienia zwierząt, i przyjrzę się sposobowi, w jaki odciska się ona na tym, jak weganie i wegetarianie postrzegają samych siebie i swoich bliskich. W trzech ostatnich rozdziałach przedstawię narzędzia przemiany: rozumienie konfliktów i sposoby radzenia sobie z nimi w rozdziale siódmym, skuteczną komunikację w rozdziale ósmym i wprowadzanie zmian w rozdziale dziewiątym.

Koncepcje zawarte w tej książce mają dostarczyć prostej i użytecznej porady tym, którzy chcą poprawić swoje relacje i lepiej komunikować się z innymi. Dzięki znajomości zasad i praktyk budowania elastyczności i radzenia sobie ze szczególnymi wyzwaniami, jakie niosą ze sobą interakcje wegan z nieweganami, weganie, wegetarianie i mięsożercy będą mogli tworzyć bezpieczne, bliskie i satysfakcjonujące związki, jakich wszyscy pragniemy i na jakie wszyscy zasługujemy.

UWAGA O TERMINOLOGII

W gruncie rzeczy żaden termin nie pozwala uchwycić tożsamości ludzi, których przekonania na temat jedzenia zwierząt przechylają się w tę czy drugą stronę. Mając świadomość ograniczeń współczesnego języka, postanowiłam używać słowa „weganie” w odniesieniu do wegan i wegetarian i „nieweganie” w odniesieniu do wegetarian i mięsożerców.

Wegetarianie mogą należeć do obu kategorii, ponieważ jeśli chodzi o sprawy poruszane w tej książce, najważniejsze jest to, jak dana osoba identyfikuje się i postrzega w związku. W relacjach z mięsożercami wegetarianie prawdopodobnie będą się utożsamiali raczej z perspektywą wegańską, natomiast w relacjach z weganami – bardziej z niewegańską. W kilku miejscach, tam gdzie była taka potrzeba, użyłam słowa „mięsożercy” na określenie tych, którzy nie są ani wegetarianami, ani weganami.

2

Elastyczność –podstawa zdrowych relacji

W relacjach wegan z nieweganami często pojawiają się szczególne problemy. Można je jednak rozwiązać, a wręcz obrócić na korzyść, jeśli tylko dany związek jest elastyczny. Mamy wtedy mocną bazę, która pozwala nam radzić sobie z wszelkimi wyzwaniami – ale gdy elastyczności brakuje, nawet małe trudności mogą spowodować dużą szkodę. Elastyczne związki opierają się na bezpieczeństwie i więzi. Czujemy się bezpiecznie, kiedy ufamy, że druga osoba będzie dbała o to, by nie stała nam się krzywda, i czujemy się ze sobą związani, kiedy rozumiemy się, doceniamy i dbamy o siebie nawzajem.

Niestety większość z nas nauczyła się zachowań, które zmniejszają bezpieczeństwo naszych relacji i osłabiają łączące nas więzi. Wiele „normalnych” sposobów odnoszenia się do siebie nawzajem jest dysfunkcyjnych i szkodliwych. A ponieważ zwykle nie zdajemy sobie sprawy, że więź i poczucie bezpieczeństwa wymagają stałej pielęgnacji i uwagi, często zaniedbujemy te zasadnicze aspekty naszych relacji.

W związkach wegan z nieweganami praca nad bezpieczeństwem i więzią może się wydawać szczególnie trudna. Bywa, że obie strony automatycznie czują oddalenie, ponieważ mają wrażenie, że muszą ukrywać część siebie, by nie narazić się na niezrozumienie i osąd. Ponadto weganie mogą się czuć zagrożeni, gdy zderzają się z postawami i działaniami przypominającymi im o cierpieniu zwierząt, którego są aż nazbyt świadomi. Mogą się też obawiać, że nie będą w stanie szanować osób, których przekonania i praktyki są sprzeczne z wyznawanymi przez nich wartościami – a szacunek jest dla poczucia więzi kluczowy.

W tym rozdziale omówimy zasady i sposoby zwiększania poczucia bezpieczeństwa i wzmacniania więzi w relacjach. Wszystkie one zmierzają w tym samym kierunku: ku uczciwości.

UCZCIWOŚĆ – FUNDAMENT BEZPIECZEŃSTWA I WIĘZI

Uczciwość jest fundamentem bezpieczeństwa i więzi, wiodącą zasadą leżącą u podstaw wszystkich innych zasad budowania elastycznych związków. W gruncie rzeczy czujemy się z drugą osobą bezpiecznie i blisko wtedy, kiedy wierzymy, że będzie wobec nas uczciwa.

Wartości a praktyka

Uczciwość to spójność naszych zachowań z wyznawanymi przez nas wartościami etycznymi, praktykowanie tego, co głosimy. Jeśli, powiedzmy, ważną wartością jest dla nas sprawiedliwość (bycie w porządku wobec innych), to jesteśmy uczciwi, gdy traktujemy innych tak, jak sami chcemy być traktowani. Jeśli traktujemy ich inaczej, postępujemy nieuczciwie. Uczciwość nie jest więc po prostu cechą, którą mamy; jest czymś, co robimy. To praktyka, mapa mająca prowadzić do wzmocnienia poczucia bezpieczeństwa i zacieśnienia więzi.

Wartości etyczne, które leżą u podstaw uczciwych relacji (i uczciwego życia), to współczucie, ciekawość, sprawiedliwość, szczerość i odwaga. Współczucie polega na tym, że mamy otwarte serce, szczerze troszczymy się o dobro innych i własne i działamy w zgodzie z tą troską. Ciekawość polega na otwartości umysłu i szczerym dążeniu do zrozumienia. Sprawiedliwość polega na tym, że traktujemy innych tak, jak sami chcemy być traktowani – i vice versa, bo niektórzy mają skłonność do traktowania innych lepiej niż siebie. Szczerość nie polega tylko na mówieniu prawdy, ale też na dostrzeganiu jej – na tym, że nie zaprzecza się trudnym faktom ani nie unika się konfrontacji z nimi, choćby ta konfrontacja miała być bolesna. Odwaga to gotowość bycia na przykład szczerym i ciekawym, nawet gdy wydaje się to przerażające; gotowość odsłonięcia się przed innymi i przed sobą.

Kiedy działamy uczciwie, jest to korzystne dla wszystkich. To, co służy mojej uczciwości, służy też twojej. To, co służy uczciwości relacji, służy wszystkim jej stronom. A to, co służy uczciwości jednostki, służy uczciwości świata. Dlatego przy podejmowaniu decyzji dotyczących naszych związków z innymi warto zadać sobie pytanie: „Co będzie najuczciwsze?” albo: „Co będzie najlepsze dla uczciwości tej relacji?”. Wyobraźcie sobie, że jesteście w restauracji z przyjaciółką, która nie jest weganką, i ku swojej konsternacji przez pomyłkę dostajecie sałatkę z kurczakiem. Przyjaciółka mówi, żebyście wyluzowali i po prostu odłożyli mięso na bok. Jeśli postąpicie uczciwie, wyrażając swoje uczucia i potrzeby szczerze i ze współczuciem, zaszczycicie przyjaciółkę uczciwością (nie okłamiecie jej), uhonorujecie własną uczciwość oraz uczciwość waszej przyjaźni i podtrzymacie jej autentyczność.

Przemiana wstydu w dumę

By pełniej docenić uczciwość, zastanówcie się, co czujecie, gdy jej zabraknie. Pomyślcie, jak się czuliście, kiedy ktoś zachował się wobec was nieuczciwie. Powiedzmy, gdy z powodu weganizmu matka nazwała was ekstremistami albo szef przewrócił oczami w reakcji na jakąś waszą propozycję. A teraz zastanówcie się, co czuliście, kiedy sami byliście nieuczciwi. Może w gniewie powiedzieliście ukochanej osobie, że jest egoistką i ignorantką, bo zjada zwierzęta, albo nie chcąc mierzyć się z konsekwencjami szczerości, okłamaliście przyjaciela. Najprawdopodobniej w obu sytuacjach – i wtedy, gdy inni potraktowali was nieuczciwie, i wówczas, gdy sami tak postąpiliście – czuliście to samo: wstyd. Wstyd to uczucie, że jest się „mniej”, a dokładniej „mniej wartym”. Inaczej niż poczucie winy, które wypływa z naszej oceny zachowań, wstyd bierze się z tego, jak oceniamy samych siebie, swój charakter.

Wstyd wynika z pogwałcenia uczciwości, a zarazem do niego prowadzi – to błędne koło. Kiedy czujemy wstyd, prawdopodobieństwo, że będziemy troszczyć się o uczciwość i ją praktykować, jest mniejsze, bo skupiamy się na samoobronie, na tym, by zapobiec dalszemu zawstydzaniu. Wyobraźcie sobie na przykład, że niedawno zaczęliście spotykać się z innym weganinem lub inną weganką. Jesteście podekscytowani, wasze uczucia przybierają na sile, chcecie się zaangażować poważniej – ale ta druga osoba jest niezdecydowana albo niepewna i prosi, żebyście dali jej czas na zastanowienie się nad tym, w którą stronę powinna zmierzać wasza znajomość. Możecie wtedy poczuć się odrzuceni i w związku z tym zawstydzeni. Może was kusić, by nie odbierać telefonów od tej osoby albo dać jej do zrozumienia, że aktywnie szukacie innych partnerów. Te działania mają uratować wasze poczucie własnej wartości, a może nawet podważyć samoocenę drugiej strony, żebyście wy mogli poczuć się lepsi. Wstyd potrafi sprawić, że czujemy się, jakbyśmy emocjonalnie tonęli, więc gdy się wstydzimy, łapiemy się wszystkiego, zamiast wyciągnąć pomocną dłoń. I często wciągamy pod wodę także innych.

Niewykluczone, że wstyd jest podstawą naszych dysfunkcji psychicznych i siłą napędową wielu, jeśli nie wszystkich, przemocowych i problematycznych zachowań w naszym życiu prywatnym i społecznym. Potrzeba czucia się wartościowym jest tak potężna, a wstyd ma tak niszczący wpływ na nasz psychiczny dobrostan i nasze poczucie bezpieczeństwa, że zrobimy prawie wszystko, by go uniknąć: zgromadzimy miliony, wyrzeźbimy swoje ciała tak, aby pasowały do ideału piękna obowiązującego w naszej kulturze, staniemy się uosobieniem sukcesu w ważnej dla nas dziedzinie. (Oczywiście te działania same w sobie nie muszą stanowić kompensacji wstydu; kluczowa jest motywacja).

Czuć wstyd to czuć, że rdzeń tego, czym jesteśmy, ma skazę, jest ułomny, nie dość dobry. A ponieważ sam wstyd jest wstydliwy, mamy skłonność do ukrywania go przed innymi, a nawet przed sobą. Udajemy, że go nie ma: chowamy go pod pracą, zasłaniamy osiągnięciami, zasypujemy rozrywkami, które sprawiają, że stale skupiamy się na czymś zewnętrznym wobec nas. Zachowujemy się, jakbyśmy czuli się dość dobrzy, może wręcz lepsi od innych, gdy tymczasem w istocie nie wierzymy w siebie i czujemy się jak uzurpatorzy. W relacjach natomiast potrafimy postępować tak, jakby nam nie zależało, i powstrzymywać czułość, kiedy tak naprawdę pragniemy, żeby druga osoba powiedziała nam, jak bardzo nas kocha.

Pod dążeniem do władzy, piękna, zwycięstwa czy kontroli skrywa się potrzeba czucia, że jesteśmy wystarczająco dobrzy, że jesteśmy coś warci. Chcemy to czuć niezależnie od tego, co robimy – chodzi o to, czym jesteśmy. Chcemy czuć dumę. Zdrowa duma nie jest przejawem wybujałego ego, tylko wyrazem poczucia własnej wartości. Jest przeciwieństwem wstydu. I tak jak wstyd prowadzi do dysfunkcji, tak duma stanowi fundament zdrowia jednostek i relacji.

Zdrowej dumy nie należy mylić z megalomanią. Duma to poczucie, że jesteśmy fundamentalnie wartościowi, dokładnie tak samo jak wszyscy. Megalomania to poczucie, że jesteśmy lepsi albo bardziej wartościowi od innych. Wstyd to poczucie niższości, megalomania jest poczuciem wyższości. I jedno, i drugie to złudzenie: jeśli chodzi o tę fundamentalną wartość, nie ma hierarchii.

Megalomania często stanowi maskę wstydu. Wyobraźcie sobie chłopca, który przewrócił się na boisku, obtarł sobie kolano i został wyśmiany (zawstydzony), bo się rozpłakał, jak wstaje, wypina pierś i rusza na swoich prześladowców, demonstrując siłę na zasadzie: „Ja wam pokażę!”. Zawstydzony staje się zawstydzającym, uruchamiając błędne koło, które niestety jest znakiem rozpoznawczym wielu relacji.

Przeciwieństwem megalomanii jest skromność. Gdy jesteśmy zarazem dumni i skromni, znamy własną wartość i doceniamy wartość innych. Widzimy przyrodzoną wartość każdego, z kim dzielimy planetę. Związek oparty na uczciwości zmienia wstyd w dumę, bo wstyd jest niekompatybilny z uczciwością. Bezpieczne, bliskie relacje oparte na uczciwości pomagają zapobiegać wstydowi i go leczyć, a te pozbawione bliskości i poczucia bezpieczeństwa – tworzą go.

BEZPIECZEŃSTWO

Bezpieczeństwo jest podstawą elastyczności relacji. Choć do spełnienia i więzi z drugą osobą potrzebujemy czegoś więcej, bez tego wszystko inne traci znaczenie. A kiedy czujemy się bezpiecznie, prawie wszystko inne da się zrobić. Najnowsze badania neuropsychologów wykazały, że w zasadzie jesteśmy tak zaprogramowani, że potrzebujemy, by nasz główny obiekt przywiązania – u dorosłych zwykle jest to partner lub partnerka – dawał nam poczucie bezpieczeństwa[2].

Czujemy się bezpiecznie, gdy ufamy, że osobie, z którą jesteśmy, naprawdę leży na sercu nasze dobro i że chce ona i potrafi traktować nasze bezpieczeństwo priorytetowo; kiedy nie zachowuje się w sposób, który by nas ranił, i nie nadużywa naszego zaufania. Wszyscy potrzebujemy poczucia, że nasi partnerzy nas popierają, szczerze pragną naszego bezpieczeństwa i zależy im na naszym dobrostanie. Słowem – potrzebujemy pewności, że będziemy traktowani uczciwie.

Bezpieczeństwo jest ważne zawsze, ale szczególnie wtedy, gdy jesteśmy najbardziej odsłonięci – w relacjach z krewnymi i bliskimi przyjaciółmi, a zwłaszcza z partnerami życiowymi – tylko że właśnie w tych związkach często najmniej o nie dbamy. Kiedy jesteśmy odsłonięci, zwykle staramy się siebie chronić, więc przyjmujemy postawę obronną. Bywa też, że obecność drugiej osoby w naszym życiu uznajemy za oczywistą, bo zakładamy, że przywiązanie zatrzyma ją u naszego boku. Ale za każdym razem, gdy nie uda nam się zadbać nawzajem o swoje bezpieczeństwo, naruszamy łączące nas zaufanie i osłabiamy naszą relację. Jak mądrze powiedział Gandhi: „Jakie środki, taki skutek”. To, jak się do siebie odnosimy, przesądza o kształcie naszego związku.

Kiedy ktoś decyduje się wejść z nami w relację, zwłaszcza wymagającą dużego odsłonięcia relację miłosną, jest to wspaniały dar. Żyjemy w świecie pełnym nadużyć, cierpienia, uzależnień i zaciekłej rywalizacji, w świecie, gdzie fetowane i nagradzane są narcyzm i egoizm. Wielu ludzi doświadczyło sytuacji, w których ucierpiało ich bezpieczeństwo i zostali zranieni. W takim świecie odsłonięcie się, pokazanie się zamiast ukrywania, wymaga odwagi. Gdy druga osoba się przed nami odsłoni, jest to wielki zaszczyt i piękny dar – należy uszanować go przynajmniej na tyle, by zadbać o jej bezpieczeństwo.

Troska o bezpieczeństwo drugiej osoby

Traktowanie priorytetowo bezpieczeństwa partnerki lub partnera to część umowy, którą zawieramy, kiedy się z kimś wiążemy. Umowa ta często nie jest formułowana wprost; to po prostu coś, czego obie osoby oczekują. Nie angażowalibyśmy się w związek, gdybyśmy sądzili, że druga strona nie chce dbać o nasze bezpieczeństwo.

Troska o bezpieczeństwo partnerki lub partnera jest zatem niezbędna. To cena, jaką płacimy za to, by wejść w czyjeś życie (lub w nim pozostać). Relacja wymaga wysiłku – codziennego zaangażowania w budowanie bezpieczeństwa koniecznego do jej rozwoju. Oczekiwać, że będziemy z kimś bez tego wysiłku, to jak oczekiwać, że za darmo przejedziemy się na jego plecach. Poproszeni o zatroszczenie się o związek i wykonanie tej podstawowej pracy, często opieramy się i narzekamy. Ale gdy docenimy kluczową rolę bezpieczeństwa i zrozumiemy, że relacje nie tworzą się same, będziemy mogli podjąć działania zmierzające do zbudowania związku, w którym poczujemy się naprawdę dobrze i który podoła nieuniknionym wyzwaniom.

Wzajemna troska o bezpieczeństwo to najważniejsza ze wszystkich praktyk opisanych w tej książce. Pomocna jest przy tym otwartość. Warto głośno wyrazić pragnienie chronienia siebie nawzajem, zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych, kiedy dochodzi do dużego odsłonięcia i nasilenia postaw obronnych. Jeśli, powiedzmy, nie zgadzacie się ze swoją niewegańską partnerką lub swoim niewegańskim partnerem co do tego, czy poprosić krewnych, by na składkową kolację u was w domu przynieśli tylko potrawy roślinne, możecie sobie powiedzieć, że chcecie znaleźć takie rozwiązanie, żeby obie strony czuły się bezpiecznie, i obiecać, że zastanowicie się razem, jak osiągnąć ten cel. Gdy każda strona relacji rzeczywiście wierzy, że ta druga traktuje jej bezpieczeństwo priorytetowo, żaden temat nie jest tak groźny, by nie dało się go przedyskutować.

Kibice

Jednym ze sposobów podtrzymywania bezpieczeństwa w związku jest troska o to, by ci, z którymi o nim rozmawiamy, byli jego kibicami. Kibic relacji to ktoś spoza niej, komu zależy na jej uczciwości – i na tym, żeby rozmawiać o niej z poszanowaniem obu stron i jej samej.

Taki ktoś nie staje po żadnej ze stron, ponieważ wie, że związek to nie walka. Nawet jeśli uważa, że zachowanie waszej partnerki lub waszego partnera jest nie do przyjęcia, i całkowicie popiera wasze stanowisko, komunikuje to tak, że osoba, z którą jesteście związani, nie czułaby się niekomfortowo, słuchając tej rozmowy. Wypowiada się o waszym związku i partnerze lub partnerce z szacunkiem.

Wyobraź sobie, jak mówisz przyjaciółce, że podczas ostatniego spotkania ze znajomymi twój chłopak wygłosił negatywną uwagę o weganizmie. Jeśli przyjaciółka kibicuje waszemu związkowi, to zamiast zawołać: „Co za dupek! Nie cierpię ludzi, którzy mówią takie rzeczy!”, powie raczej: „To niegrzeczne. Rozumiem, dlaczego czujesz się taka zraniona i zła”. Uprawomocnia w ten sposób twoje samopoczucie, ale nie krytykuje twojego chłopaka i nie osądza go jako „złego człowieka”.

WIĘŹ

Czujemy się z kimś związani – lub „emocjonalnie związani”, jak mawiają psychologowie – gdy ten ktoś mówi i robi rzeczy, które odbieramy jako wzmacniające, gdy daje nam do zrozumienia, że jesteśmy wartościowi i ważni. Więź nie jest zjawiskiem zero-jedynkowym: nie jest tak, że możemy być z kimś albo związani, albo nie. Więź (podobnie jak bezpieczeństwo) jest raczej stopniowalna: możemy być z kimś związani bardziej lub mniej. Żeby nasza relacja z drugim człowiekiem była elastyczna, musimy czuć się z nim wystarczająco związani (i bezpieczni).

Kiedy czujemy się związani, jesteśmy ze sobą nawzajem zestrojeni i wrażliwi na swoje doświadczenia emocjonalne. Czujemy się dostrzegani, doceniani i bezpieczni, bo wiemy, że w razie potrzeby możemy liczyć na drugą osobę, zwłaszcza w trudnych chwilach. Tak więc gdy wasz partner, powiedzmy, denerwuje się z powodu konfliktu z bratem, to nawet jeżeli za tym bratem nie przepadacie, bo jest szefem kuchni w restauracji serwującej steki, zapytacie partnera, co się stało, otwarcie wysłuchacie odpowiedzi (pod warunkiem że udzielając jej, uszanuje wasze potrzeby i nie będzie was na przykład raczył opisami przygotowywania potraw z produktów pochodzenia zwierzęcego) i zaproponujecie wsparcie, o ile jesteście w stanie go udzielić. Wasz partner dostanie wówczas komunikat, że jest ważny i może na was liczyć, kiedy tego potrzebuje.

Utrzymywanie relacji

Wiele dobrze rokujących związków kończy się nie z powodu jednego poważnego incydentu, ale wskutek wielu błahszych, które subtelnie, choć z wielką siłą, powoli oddalają ludzi od siebie. Nawet jeśli zerwanie jest bezpośrednim skutkiem jakiegoś pojedynczego zdarzenia, więź najprawdopodobniej już od pewnego czasu niszczała i relacja po prostu nie zdołała wytrzymać ostatniego ciosu. Większość naszych związków nie umiera nagle, ale raczej wskutek tysiąca cięć, serii małych oddaleń, które stopniowo nas osłabiają – niezliczonych drobnych przykrości, niedotrzymanych obietnic, straconych okazji do wyciągnięcia ręki, przewlekłej nieumiejętności prawdziwego słuchania.

Badania przeprowadzone przez psycholożkę i specjalistkę od relacji dr Sue Johnson i jej zespół wykazały, że związki rozpadają się, gdy nie wierzymy, że druga osoba jest nastrojona na nasze uczucia i potrzeby, i nie możemy liczyć na jej wrażliwość w stresujących sytuacjach[3]. Badania Johnson sugerują, że prawie każda kłótnia to w gruncie rzeczy reakcja na oddalenie i próba ponownego zbliżenia się. Pod treścią sporu często leżą pytania takie jak: „Czy mogę na ciebie liczyć? Czy zareagujesz, kiedy zawołam? Czy jestem dla ciebie ważna (ważny)? Czy mogę czuć się z tobą bezpiecznie?”.