Pomorzanie - Paweł Wasiak - ebook

Pomorzanie ebook

Paweł Wasiak

0,0

Opis

Powieść historyczna — czasy średniowiecza. Granica wiary Słowian — Pomorzan — Wenedów i chrześcijaństwa. Akcja toczy się w świętych miejscach Wenedów, w Białym Grodzie (Białogardzie) i w Colobregu (Kołobrzegu). Bolesław Krzywousty najeżdża pomorskie grody swoich braci Słowian i pali je do goła. W ten sposób zastrasza Wenedów i zmusza ich do przyjęcia chrześcijaństwa. Dochodzi do porwania pewnej osoby z Tihov — osady trójgłowego boga Triglava. Bolesław ze swoim rycerstwem postanawia, że w 6 dni..

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 536

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Paweł Wasiak

Pomorzanie

Tho Tihovo

© Paweł Wasiak, 2020

Powieść historyczna — czasy średniowiecza. Granica wiary Słowian — Pomorzan — Wenedów i chrześcijaństwa. Akcja toczy się w świętych miejscach Wenedów, w Białym Grodzie (Białogardzie) i w Colobregu (Kołobrzegu). Bolesław Krzywousty najeżdża pomorskie grody swoich braci Słowian i pali je do goła. W ten sposób zastrasza Wenedów i zmusza ich do przyjęcia chrześcijaństwa. Dochodzi do porwania pewnej osoby z Tihov — osady trójgłowego boga Triglava. Bolesław ze swoim rycerstwem postanawia, że w 6 dni..

ISBN 978-83-8155-826-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Jam Paweł Wasiak, zrodzony dnia 05.05.1982 roku w Białogardzie, z matki mojej Machcińskiej vel Machczyńskiej alias Wachczyńskiej vel Wakczyńskiej, z rodu Wake pochodzącej, od Kazimierza Walentego Wake, przybyłego do miejscowości Świętno, parafii Kębłowo, roku być może 1717, z pnia którego idą Wakczyńscy piwowarzy, mistrzowie wolnomularzy w Berlinie, właściciele kopalń w Bawarii lubo wynalazcy, którzy to genetycznie spokrewnieni są z klanami szlachty szkockiej, walijskiej lubo irlandzkiej, co ich przodkowie Templariusze z rodu Wake, w ziemi świętej swój herb na kamieniu fatimidowym wyryli, znacząc: „Sir Hugh był tutaj”. Zaś książę angielski Edmund z Woodstock, młodszy syn króla Edwarda, przyrodni brat króla Edwarda II, poślubił po roku pańskim 1325, Małgorzatę Wake, córkę Lorda, Tomasza Wake. Przeto wszyscy idą od Herewarda Wake, tego, który walczył przeciw Normanom, jako ostatni „angielski mężczyzna”.

Przeto Jam potomek Generosusa Wawrzyńca Piotra Wakczyńskiego — pisarza dworskiego i żony jego Gnosam Józefy de Kolczyńskie, z której to zrodzony został Mikołaj Michał Wakczyński roku pańskiego 1814, w parafii Wola Trutowo, w ziemi dobrzyńskiej.

Jam potomek gospodarza — sołtysa Wojciecha Wasiak, zrodzonego w Sławęcinie roku pańskiego bodaj 1787, w dawnej parafii Sławoszew, dziś parafii Grabów w ziemi łęczyckiej przynależnej. Jam prawnuk Józefa Wasiak, którego żona, a ma prababcia Genowefa Łukomska, idzie od Generosusa Wojciecha Łukomskiego i żony jego Gnosam Agnieszki Jaranowskiej, których to potomstwo w ziemi łęczyckiej na początku XVIII w. osiadło, krwi przodków Bałtów R1A-Z92, Z280 reprezentujących. Podług Heroldii herbu Drya, zaś względem papierów Szeligami być powinni.

Jam ubogi syn ziemi białogardzkiej, Jam niesforny syn tychowskich szkół, pełen wdzięczności i serdeczności dla ludzi tamże żyjących, przeto imże uniżony, jako członek Zachodniopomorskiego Towarzystwa Genealogicznego „Pomerania”, niżej, czynię:

Działo się to może w roku 1102.

— Gościwuju! Nie zdążymy przed zachodem słońca dojechać wozami do Białego Grodu[1], bramy tego królewskiego dworzyszcza zamykane są z wieczora. Musimy zatrzymać się w karczmie, tuż przy Jeziorze Dobrowieckim[2].

— Żyrosławie! Twoja słowiańska troska o nasz dobytek nigdy nie umknie twej uwadze, konie mamy już zmęczone, wozy trzeszczą, a po załadowaniu się solą w Colobregu[3], czeka nas jeszcze daleki powrót, z powrotem na południe.

— Rozejrzyj się dookoła, tu wszędzie, to ziemia naszych słowiańskich przodków, teraz jesteśmy w Mandleti[4] — w krainie mglistej, cichej lubo gajowej, w której moc naszych modlitw do naszych bogów ma znaczenie. To miejsce od zawsze było otoczone ciszą i energią od naszych bóstw.

— Mój panie! Czy słyszysz ten piękny, kobiecy śpiew, dochodzący z głębi tego świętego gaju Mandleti, brzmi jak:

Czarodoro Drago Jarga

Nigdy żem w życiu nie słyszał tak pięknego głosu, który powtarza w kółko słowa tej pieśni, czuję mój panie, jakby całe zmęczenie z naszej podróży odpływało ode mnie, bezpowrotnie! Ta leśna cisza, niesie te słowa wprost do mojego ciała i duszy!

— Mój sługo! Zachowaj ciszę, tu, w tym świętym gaju w Mandleti, znajduje się Bożnica[5] — tu przebywają nasi słowiańscy bogowie. Tam w środku lasu ręką samych bogów wzniesiona z dąbrowy, otoczona parkanem, mająca dwie brony, warowne, wstępu broniące bramy. W środku tejże Bożnicy wysoki ku niebo, ogromny, stary, zieloną jemiołą obrosły dąb, a dookoła niego posągi słowiańskich bóstw. Nie wolno chłopcze jej skalać ludzką krwią z nieprzyjaciela naszej ojczyzny lub wiary. Toż to święte miejsce.

Ta pieśń, którą słyszysz, te słowo Czarodoro, pomoże tobie przekroczyć własne słabości i ograniczenia, wyjdziesz z każdej ciężkiej sytuacji, nie będziesz negatywnie nastawiony, a twój umysł będzie jasnowidzeniem i przenikliwością obdarzony.

I gdy usłyszysz słowo Drago, to za pomocą snów i wizji znajdziesz same najlepsze rozwiązania, pogłębisz swą miłość i zrozumienie do kobiety!

A Jarga odrodzi twe siły witalne i obudzi twe zamiłowania! Pozbawi z twego życia przykrych zdarzeń[6].

Ta agma, to ogień chłopcze, a zarazem moc, magia i zdolność czynienia. To święta runa naszych przodków, Wenedów. Dźwięk mowy i magiczny znak. Tam w tym gaju, żercy i kapłanki, dzięki tym dźwiękom wpływają na nasze życie i uwalniają w nas nieznane nam siły. To szczęście chłopcze, żeś usłyszał te święte słowa. Teraz obudzisz w sobie to, co nieznane, a zarazem z mocy i magii powstałe. Twa dusza znajdzie ukojenie, a rozum jasnowidzenie. Powiem tobie w tajemnicy, że gdy byłem młody wiekiem i podróżowałem z mym dziadem tą drogą, przez te święte gaje, to samo żem słyszał i wtedy zrozumiałem, że będę kupcem, tak jak moi słowiańscy dziadowie. Ty chłopcze, też zrozumiesz, jaki będzie cel twego życia i wędrówki. To nie przypadek, żeś to usłyszał.

Pamiętaj, że by wejść do świętego gaju musisz być oczyszczony, inaczej sprowadzisz na siebie gniew zamieszkujących go duchów. Nigdy tam nie ścinaj drzew, nie wypasaj zwierząt, nie poluj i nie zbieraj runa leśnego! Lecz gdy niegodziwiec tam się skryje, będzie nietykalny dla nikogo, nic mu nie będzie groziło z rąk ludzi, do czasu opuszczenia gaju, bom jak wspomniał nie wolno przelać tam krwi. Po zmroku tam nie wstępuj, boć to czas dla demonów i dusz przodków!

— Biada temu, kto naruszy spokój i ciszę, te lasy znają historię naszych władców, wcześniej minęliśmy Borislaw[7] — nazwany tak na cześć naszych władców Bolesławów, potomków Mieszkowych.

— Gościwuju! Biały Gród nigdy nie był zdobyty, Słowianie powiadają z żartem, że murami przypomina starożytną Troję, a wrót do grodu strzegą najlepsi wojowie.

— Tak, to prawda, silny to gród i bogaty, nigdy nie zdobyty, a i trzymający do końca wiarę naszych przodków, powiadają, że Biały musi ulec chrześcijaństwu, w przeciwnym razie Boża kara ich Boga Chrystusa spadnie na tę krainę.

— Dziwny ich ten Bóg panie, mordują, gwałcą, plądrują, złota zamykają w skrzyniach pod łańcuchami, a to wszystko w imię ich wiary chrześcijańskiej.

— Widzisz Żyrosławie, my Słowianie nie znamy kradzieży, oszustwa i nie zamykamy swoich domów ani niczego w nich. A wśród chrześcijan są złodzieje, których karze się, wieszając ich na szubienicy. Stąd też nasz opór wobec nowej religii, a i nasze obyczaje były i są lepsze niż chrześcijan.

— My żyjemy w zgodzie z naturą i sercem słuchamy tego co dobre, nie potrzebna nam wiara, której przedstawicielami są złodzieje lubo mordercy.

— Gościwuju, a co na to bogaci mieszczenie w Białym?

— Nigdy nie przyjmą nowej wiary, sądząc po misjach chrystianizacji w innych grodach, wprowadzą do Białego niemieckich kolonistów, a to młodzieńcu doprowadzi do zniszczenia nas Słowian i całych lechickich grodów.

— Ta ich podstępna wiara, to oszustwo i chęć przejęcia przez ich panów naszych osad.

— Żyrosławie, nasi przodkowie Wandalowie mieszkali nad Bałtykiem już w czasach rzymskich, to po narodzinach ich Boga — Chrystusa, a ich bracia Goci zbudowali tutaj w okolicy wiele kamiennych kręgów, byśmy mogli cieszyć się dobrą energią i zdrowiem.

— Musimy walczyć z ich wiarą i chronić ziemie naszych przodków, gdy będziemy wracać zatrzymamy się w Tichow[8], by złożyć ofiary na pomniku — kamieniu dla naszego boga Trygława[9], by chronił nas Słowian, od tych podstępnych zapędów chrześcijan.

Tam leży kamień, duży, długi i szeroki. To pomnik dla boga pomorskiego Trygława. Rokrocznie zbierają się tam żercy — kapłani Trygława i odprawiają obrzędy ku czci bożka. Główne święto obchodzimy chłopcze jesienią, po żniwach. Tysiące oddanych temu bogu, ze wszystkich stron Pomorza przybywają, by oddać pokłon swemu bóstwu i prosić go o dalszą opiekę i bogate plony.

Słowiańscy mężczyźni przychodzą do Tichow ubrani w siermięgi, przepasani kolorowymi pasami, a i niekiedy Żyrosławie przyłączały się do nich kobiety noszące na głowach naczółki, na które zawieszały brązowe i srebrne kabłączki skroniowe, przyodziewały się one w barwne, pasiaste stroje.

W Tichow zawsze panował świąteczny nastrój, radość, dzień pełen napięcia i wyczekiwania. Tłumy mój sługo gromadzą się naokoło wielkiego kamienia ofiarnego. W powolnym, uroczystym pochodzie kroczy siedmiu żerców. Przechodzą przez krąg ludzki, a potem zasiadają oni na kamieniach otaczających półkolem ołtarz ofiarny. I w poważnym skupieniu przygotowują się do ofiary.

W pewnej chwili chłopcze, pierwszy żerca podnosi rękę do góry, na ten znak tłumy wokół kamienia uciszają się, a wszyscy żercy wstają. Potem jeden z nich bierze pęk kłosów pełnych ziarna i krocząc obok głównego żercy, zanosi do kamienia. Kapłani podejmują hymn i śpiewają go w czasie ceremonii dokonywanej przy ołtarzu[10].

Trygławie! Władco potężny,

Który dajesz życie, plony!

Pomorzanów szczep nasz mężny

Cześć ci składa i pokłony

My, słudzy, ciebie wzywamy:

Przyjdź dziś do nas w dzień radosny,

Bądź dziś, ogniu święty, z nami,

Świeć i grzej na znak miłości.

Przyjm łaskawie żertwę naszą

Nie gardź zbożem z naszych łanów,

Obdarz hojnie chlebem, paszą —

Słuchaj prośby wszystkich klanów,

Wstrzymaj wojny, głód, pożogę,

Ześlij pokój, chleb, dostatek,

Łagodź gromy, zimy srogie,

Dzierż opiekę ojców, matek.

W chwili kiedy rozbrzmiewa prośba o święty ogień, pierwszy żerca bierze do ręki żelazne krzesiwo wraz z hubką i rzuca iskrę na snopek kłosów. Gdy na kamieniu ofiarnym błyszczy płomień, radość ogarnia zebrany tłum. W tej chwili bowiem staje między nimi Trygław! I spogląda na nich ognistym okiem.

Rozpoczyna się pochód dziewcząt. Podchodzą trójkami, ubrane w lniane sukienki, przyozdobione kolorowym haftem, a na głowie mają korony-wianki z kłosów żyta. Dziewczę idące w środku trzyma mały snopek, związany z kłosów żyta, pszenicy, owsa i jęczmienia. Dziewczyny towarzyszą jej u boku niosąc duże bochny chleba.

Podchodzą do ołtarza i dary swe oddają kapłanowi, który kładzie chleb na krawędzi ofiarnego kamienia, aby dotykały go języki świętego ognia, a snopki rozwiązuje i rzuca w płomień.

Dziewczęta, Żyrosławie, w liczbie kilkudziesięciu, zostają do Tichow przysłane z różnych osiedli. One same ścinają ofiarne zboże, one je wiążą i noszą do gumien, im też przypada w udziale zaszczyt złożenia hołdu przed obliczem płonącego bóstwa. Idą i śpiewają słowa pieśni dożynkowej:

Plony niesiemy, plon —

Dary z wszystkich stron.

Gdy kończy się pochód i gdy kapłani odśpiewają pieśni, główny żerca urzędujący przy kamieniu — ołtarzu poczyna rozdawać zebranym chleb ofiarny. Wszyscy przy obrzędzie zasiadają na murawie i jedzą go, a jest to święta uczta, łącząca wszystkich wiernych.

Potem zaczyna się zabawa, do późnej nocy. Wtedy to chłopcze, młodzież nasza bawi się. Śpiewom i pląsom nie ma końca! Oj powiadam tobie, że od kamienia wtedy bije gorąco, snadź istotnie płomienisty bóg na nim spoczywał!

— Młodzieńcze, widzisz w oddali wodę i wrzosy?

— Tak panie.

— To jesteśmy już w naszej „Jeziorowej Karczmie”[11] nad Jeziorem Dobrowieckim. Mapy Żyrosławie mówią, że szlak którym podążamy, był znamy już w czasach rzymskich, ludy nasze transportowały tą drogą bursztyn, sól i ryby.

To dobra droga, utwardzona, szybka, a podróż na Pomorzu przez lasy chroni nas przed palącym słońcem, nasze konie w upale miałyby zbyt ciężko w drodze powrotnej. Nasz los ciągle taki sam, załadować się solą i suszonymi rybami w Colobregu, a potem wrócić się do Białego i Barwitz[12] i dalej w stronę Gniezna, a potem aż po Śląsk.

— Panie nigdy w życiu nie widziałem tak wspaniałych lasów!

— Żyrosławie, to lasy królewskie, biada temu, kto podniesie na nie rękę. Pamiętaj tu w okolicy wiele dębów, a dąb to symbol królewszczyzny Słowian.

U naszych przodków zawsze powiadaliśmy, że dąb to dub, tak jak Dubrava, czyli las, a miejsce o rodowodzie królewskim. My zawsze honorowaliśmy dęby, jako królów lasu.

— I była Żyrosławie legenda, że tam za Borislawem była w lesie osada, zwana Dobrowo, Małe i Duże Dobre, bo matka Chrobrego zwała się Dobrawa, Niemcy mówili na nią Dobra. Pamiętaj szanuj królewskie dobro Słowian.

— Chłopcze, zatrzymaj konie i wozy, w karczmie przenocujemy, nasze konie zostaną napojone i odpoczną, a my skosztujemy szlachetnego trunku, z tutejszych lasów miód ma moc! Po kilku kubkach będzie nam się lepiej słuchało dziwacznych opowieści innych wędrowców.

— Dajże koniom porządnie się napoić w jeziorze, a potem niechaj odpoczywają w stajni za karczmą z sianem pod głową, puste wozy zostaw wzdłuż drogi do Białego.

Karczma drzewem budowana, przy Jeziorze Dobrowieckim, naprzeciw wiele starych dębów. Dwoje wrót, jedne od drogi do Białego, drugie tylne z dostępem do jeziora, w tej karczmie trzy izby, w jednej gospodarz z rodziną, a w drugiej wielka powierzchnia dla przybyszów z dostępem do jadła i picia, w trzeciej nocleg. Ławy koło ścian i przy piecu, dla tych, co w zimie wędrują.

Podłoga i powała z drzewa ułożona. Za karczmą obora i stajnia, drzewem w słupy zarzucona, wszędzie słoma. Komin z gliny lepiony. Naprzeciw karczmy spichlerz. W sieniach odbywa się gotowanie i piec piekarski ma swe miejsce. Dookoła wielkiej izby beczki z trunkami. Z przodu wielkie podwórze i pomnik Trygława o trzech głowach i trzech obliczach, a wysoki na wzrost dużego mężczyzny, z mieczem w ręku i napisem na nim: chalybus eburnus[13]. Trzy okna patrzą na drogę do Białego.

— Chłopcze? Wykonałeś zadanie?

— Tak panie.

— Więc idziemy do karczmy na jadło i picie. My Słowianie lubimy tradycyjne potrawy, przysmak to kapusta z grochem i suszone mięso. Mamy wolną ławę z lewej strony izby, siadaj ino młodzieńcze, a jam zajmę się jadłem i piciem dla nas.

— Gospodarzu Radogoście! Dla mnie i mojego towarzysza kapusta z grochem, suszone mięso i dobry kubeł miodu pitnego.

— Już się robi Gościwuju!

— W zamian przyjmij zdrową, lisią skórę!

— Obyś panie ponownie nie spił swego młodego towarzysza! Rano po wschodzie słońca bramy Białego ponownie zostaną otwarte, a w południe ma odbyć się na forum grodu narada między władcami grodu, wojami, a mieszczanami, co począć panie w obliczu nieuchronnej wojny z wojskami przeklętych chrześcijan.

— Gospodarzu, dobrze żeś nam to mówisz, musimy usłyszeć jakie zapadną decyzje. My Słowianie powinniśmy stanowczo odpierać próby podbicia nas i chrystianizacji naszej wiary.

— My nie chcemy ich nawracania, będziemy musieli stoczyć walkę w obronie naszej samorządności lubo religii ojców.

— Gościwuju! Wojna będzie nieuchronna, Bolesław Krzywousty[14], jak i jego ojcowie, zdradzili nas Słowian, przyjmując podstępne chrześcijaństwo. Wstyd panie, że z naszej królewszczyzny zrodzili się synowie Piastowie, którzy zapomnieli o naszej wierze i przodkach.

— Radogoście! Mieszko I przyjął ich wiarę, a teraz jego potomkowie w imię władzy, pieniędzy i tytułów niszczą naszą wiarę, naturę i grody. O biada nam, przyjdą koloniści niemieccy, a potem chrześcijaństwo, by rozbić naszą wspólnotę i siły.

— Musimy być pełni nadziei, że rada Białego sprosta wzywaniu i obroni się przed przyjęciem chrześcijaństwa, w przeciwnym razie Krzywousty nas zniszczy!

— Nasz los gospodarzu będzie w rękach Trygława!

— Chłopcze! Podejdź no po jadło i picie!

— Już się robi panie.

— Gościwuju, czy w tych lasach, tak jak u nas na południu grasują smoki Kraka?

— Żyrosławie najedz się w spokoju i napij, a po naszej prawej stronie siedzi strażnik tych lasów, co ma wiedzę większą niż nie jeden z tych przeklętych kapłanów chrześcijańskich, chcesz historii o słowiańskich smokach, to będziesz ją miał, zjedz, a potem pytaj się strażnika, co nasi przodkowie robili w dawnych czasach, w wiekach Rzymian i wojnach z naszymi Sarmatami.

Ów strażnik lasów odziany był w długą szatę z białego płótna, by był wolny od wszystkich przeszkód. Płótno było zdobione czerwonym haftem u góry, po to by symbolizować ogień słońca, krew oraz uosobić siły życiowe i męską energię.

Dół płótna na przemian zdobiony nićmi ciemno niebieskimi i zielonymi. Symbolizowało to niebo i wodę, a noszący szaty nie ginął od szalejących żywiołów. Zielony natomiast jako symbol roślinności i fauny, chronił noszącego od ran.

Strażnik nosił długie, białe włosy, a grzywka opadała na jego wielkie, zielone oczy. Na piersi wisiał starożytny talizman z orłem białym. Buty wysokie do kolan, skórzane, w kolorze brązowym.

— No Żyrosławie! Prędko idź no do strażnika Widuna, chciałeś słuchać opowieści o smokach, lubisz tego z grodu Kraka, a jam powiadam tobie, że strażnik zna i lepsze historie.

— Usiądź chłopcze przy mnie. Czy wiesz, że Smoki to tradycja i kultura naszych przodków?

— Widunie! Na południu, w grodzie Kraka, tamże żyły smoki.

— Żyrosławie! Słuchaj teraz uważnie, to co opowiem tobie, to historia przekazywana od wieków przez naszych przodków Gotów[15] i Wandalów:

Jak to liczą chrześcijanie, w II stuleciu po narodzinach ich Boga, Chrystusa. Nasze plemiona jak Sarmaci, Alanowie, Jazygowie i Scytowie walczyli z Rzymem. Wojna toczyła się na wschodnich ziemiach[16].

Było wśród nas wielu wspaniałych jeźdźców i wojowników. Ale zostaliśmy pokonani przez Marka Aureliusza. Wówczas wziął do niewoli trzy tysiące naszych sarmackich wojowników. Rzym wówczas praktykował stacjonowanie obcych wojsk w najbardziej odległych placówkach ich imperium. Dlatego wysłał naszych sarmackich wojowników do Brytanii.

Nasi wojowie stacjonowali w sarmackim kontyngencie, w forcie Camboglanna[17] — tam gdzie odbyła się ostatnia bitwa króla Artura przy Camlan[18]. Część naszych przeszła do garnizonu przy „Wielkim Murze”, zbudowanym przez Cesarza Hadriana. Schronili się tam przed Piktami z dalekiej północy, a władali językiem Celtów.

Nasi Sarmaci umocnili się w Brytanii przez silne relacje i wspólne interesy, pozwolono nam zachować własne zwyczaje, bogów, tradycje i praktyki religijne. To my Sarmaci czciliśmy miecz, który utknął w kamieniu.

Tam na ziemi Celtów, nasi wojownicy walczyli pod przywództwem rzymskiego oficera, zwanego Lucius Artorius Castus, był on zaprawionym prefektem VI Legionu Vecxtrix, wyróżnili się oni w kampanii przeciw plemionom z terenów starej Kolchidy.[19]

Nasze oddziały sarmackie walczyły w Brytanii pod szyldem wietrznym w kształcie smoka, zwanym Draco. Było słychać ryk, gdy szli do walki. Nasi wojowie zawsze byli ostrzy i dumni.

Nasza potęga, wiara i tradycja wpłynęły na króla Artura, który prowadził nasze sarmackie, zmontowane oddziały pod banerem smoka, z naszej sarmackiej tradycji — Artorius udowodnił swoją wyższość przez wyciągnięcie miecza z kamienia, zwanego Excalibur.

— Pamiętaj Żyrosławie! Broń Artura miała sarmackie źródło, starą nazwą tego miecza jest Caliburn.[20] Nasi sarmaccy kowale z Kaukazu, znani jako Kalybes, kuli miecze dla wojowników zza mórz.

— Dlatego Żyrosławie przed tą karczmą stoi pomnik Trygława z mieczem w ręku, a napis na tej broni głosi: chalybus eburnus.[21] To my Sarmaci stworzyliśmy legendę o królu Arturze, a nasi sarmaccy rycerze, to w rzeczywistości „Rycerze Okrągłego Stołu”.

— Zapamiętaj Żyrosławie! Przed Sarmatami w Brytanii nie było kultu smoka!

— Widunie, a dlaczego to Trygław trzyma ten miecz w ręku?

— Młodzieńcze, to kolejna stara historia z dziejów naszych przodków. Mawiali, że:

chrześcijanie określili Bitwę pod Hadrianopolisem w roku 378 po urodzeniu ich Boga Chrystusa. Nasi Żyrosławie, zwali się wówczas barbarzyńcami, w tamtych czasach przybyliśmy w pobliże stacji Nike, ich cesarz z bezmyślnym impetem zdecydował się na atak od razu, co doprowadziło do takiej pomyłki, że ich korpus nie przekraczał dziesięć tysięcy ludzi.

Nasza lewa flanka rozszerzyła się do sarmackich domów — wagonów. Część kawalerii została przytłoczona i pobita. Powstały takie chmury pyłu, że nie było możliwości zobaczyć niebo. Rozbrzmiały straszne krzyki, w konsekwencji, rzutki, które niosły śmierć po każdej stronie, osiągały swój cel, spadając ze skutkiem śmiertelnym. Nikt nie mógł ich wcześniej dostrzec, by ustrzec się przed nimi.

W między czasie Goci powrócili z Alatheusem[22] i Sophraxem[23], a z nimi batalion Alanów, schodzący z gór jak piorun, szerzyli zamęt i rzeź wśród wszystkich — napotkanych w ich błyskawicznym szarżowaniu.

Potem Dajbog[24] i Stribog[25] wyciągnęli ciało cesarza rzymskiego Walensa z budynku podpalonego przez Gotów. Następnie przez chwilę stali w kręgu wokół zabitego władcy. Svarog[26] umieścił miecz w ziemi, reprezentując naszych sarmackich bogów wojny — Jarilo i Triglav.

— Długo po tamtych wydarzeniach mawiano Żyrosławie o tym zwycięstwie przywołując słowa:

„Ja jestem Perun[27], jeździec Alanów, nazwany na cześć naszego Boga grzmotów i błyskawic. Jadę na południe Dunaju spotkać się z naszymi sojusznikami Gotami, by jechać przeciw ich cesarzowi Walens, w stronę bitwy przy Hadrianopolis”.

— Oj Gołowąsie[28], to było wspaniałe zwycięstwo naszych przodków, pokonaliśmy ich cesarza.

Musisz to zrozumieć, teraz gdy chrześcijanie chcą upadku naszej religii i kultury, musimy się bronić, musimy Żyrosławie ponownie wygrać!

W przeciwnym razie nic tu się nie ostanie, zniszczą grody, obrabują ludy i zaprowadzą swoje podłe rządy!

Tam, w dawnych czasach, nasi przodkowie wygrywali, bo łączyli swoje siły przeciw wspólnemu wrogowi, teraz chłopcze jesteśmy podzieleni, Krzywousty pragnie korony króla, zrobi wszystko, by nas tu na Pomorzu chrześcijanom oddać. Tytuł jest dla niego ważniejszy, chce pójść śladami swoich dziadów Mieszka II i Chrobrego.

— Gościwuju! Pozwól mi zabrać twego sługę do mej chaty, tam z tyłu za karczmą i jeziorem, na wrzosowiskach. Krótka droga, prędko będziemy z powrotem!

— Widunie! Twoje życzenie będzie spełnione, tylko nie zamęcz chłopaka, tymi swoimi opowieściami! Przed nami jutro jeszcze długa droga, a rano trzeba się zbudzić.

— Chłopcze, chodź no ze mną, do mej chaty, tam na miejscu wiele mam jeszcze tobie do opowiedzenia, a gdy zobaczysz mą chatę, to opowiem, jak mieszkali nasi słowiańscy przodkowie, dawno temu, tam na stepach przy Morzu Czarnym.

— Widunie! Nie tak prędko, biegnę już![29]

Wyszli z karczmy tylną bramą, szli początkowo przez gęstwiny cisów, jałowców, wśród mokradeł. Minęli skarpę ze starymi dębami, z daleka na niewielkich wzniesieniach widoczne były stare kopce, w których pochowani zostali starzy Słowianie — pierwsi osadnicy na tych ziemiach.

Podczas ich marszu do chaty strażnika, towarzyszyły im w górze orły białe, krążyły nad ich głowami i czubkami starych drzew, przypominając o przodkach Słowian i właściwej drodze do leśnej chaty Widuna.

Minęli orle gniazdo na olbrzymim świętym dębie, a oczom Żyrosława ukazało się wzniesienie, a na nim niska, podłużna chata strażnika, z dwoma oknami i niewielkimi drzwiami wejściowymi, dach był płaski. Dookoła było pełno wrzosów, ziół i niskich traw, wszystko to w połączeniu z nadnaturalną ciszą i zapachem roślin, sprawiało, że człowiek doznawał w tym miejscu specyficznej harmonii duszy z naturą, głos serca był bardziej wyczulony na wszelkiego typu energie i zrozumienie, bez wypowiadanych słów.

— Strażniku, wiele wędrowałem z mym panem po różnych krainach i ziemiach, ale takiej chaty, jak twoja nigdy żem nie widział! Nigdy bym nie wyśnił tak wspaniałego miejsca! Te zapachy ziół i ta cisza, to baśń, która rodzi się w mej głowie!

— Wejdź no chłopcze przez próg mych drzwi. Siadaj przy oknie, mam tobie jeszcze wiele do opowiedzenia. Jest pewna tajemnica, którą musisz poznać. Ale za nim do tego dojdziemy, zjedz trochę białych jagód — nie ma nic zdrowszego z tychże lasów!

— Widunie, dlaczego twoja chata jest taka nietypowa, inna niż wszystkie inne?

— Dla mnie tradycja naszych przodków Słowian jest najważniejsza. Zbudowałem chatę, by wrócić w pamięci do tych odległych czasów, z powrotem, tam do stepów, gdzie żyli nasi przodkowie.

A było to chłopcze tak:

Tysiąc lat po upadku Imperium Asyryjskiego, po śmierci ich króla Esarhaddona i Ashura — Banipala, długo po zniszczeniu asyryjskiego miasta Nineveh[30]. Sarmaccy łucznicy konni i ułani, jak Stribog i Dajbog, żyli w ich domach — wagonach[31] na stepach.

Sarmackie terytorium było na wschód od Dunaju i na południe od gór Uralu. Długo po śmierci króla Scytów — Partatua[32] i jego pół — asyryjskiego syna — księcia Madyasa, Sarmaci z ich krewnymi Saka[33], dotarli do Krymu.

Część Sarmatów była hodowcami bydła. Część naszych plemion pozostała nadal koczownikami, przenosząc stada z pastwiska do pastwiska. Niektórzy wciąż zbierali swoje plony zbóż i byli rolnikami — farmerami.

— Pamiętaj Żyrosławie, to nasi przodkowie udomowili konie!

Nasze sarmackie konie bojowe mogły ponieść ich jeźdźców na ponad sto mil w ciągu jednego dnia. Potrafiły trzymać tępo dziesięć dni z rzędu. Na najazdy były używane extra konie, zwierzęta były małe, ale mocne! Potem nazwano je kucykami Mangoł. Nasi scytyjscy przodkowie grzebali swoich wojowników z razem z końmi, by te służyły im po śmierci, ale potem Żyrosławie, Sarmaci już tego nie praktykowali.

— Powiadam tobie Żyrosławie, że nasi przodkowie, tam na stepach, w dalekiej przeszłości toczyli wielkie wojny i je wygrywali. Mieliśmy dobrze wyszkolonych ułanów, żyliśmy w starożytnych czasach na terytorium pomiędzy Wołgą, a Donem. My Wenedowie żyjemy wzdłuż Wisły, aż po Bałtyk, a jesteśmy potomkami tych walecznych ułanów ze stepów.

Nigdy nie zapomnieliśmy starożytnej sztuki walki w boju z końmi, a w Białym mamy wielu dobrych łuczników, ułanów i innych wojów. Niech Krzywousty będzie świadom, że będzie walczył ze swoją własną historią i bronią! Przeciw własnemu duchowi naszych wspólnych przodków!

— Młodzieńcze tutaj czuję się jak w domu Słowian. Wziąłem ciebie do mej chaty byś obaczył te wielkie orły białe, które przelatywały nad naszymi głowami. Tam, dawno temu, gdy nasi słowiańscy bogowie chodzili po Ziemi, Lechici mawiali, że słowiańska dusza jest jak orzeł biały, jest duchem naszego państwa.

— Tam, w czasach naszych przodków, Lech siedział na królewskim tronie, wykonanym z czystego złota, wszędzie na jego szatach były emblematy orła białego, to on trzymał zespół sędziowski.

— Sam chłopcze widziałeś po drodze te wielkie orle gniazdo na starym dębie. Pamiętaj, że po wielkiej powodzi Deukalion[34] odbudował Grecję, ziemię Hellenów, a tam blisko niego był nasz pierwszy władca Lechitów — Lech. On założył Lechię w osadzie zwanej Gniezno, oznaczającej orle gniazdo. Znalazł on młodzieńcze wspaniałego orła białego na szczycie drzewa dębowego, opiekuna gniazda.

— To Lech założył swoją warownię i kult w centrum orlego gniazda i przyjął orła białego jako godło swego ludu. Słyszałem Żyrosławie, że lubisz opowieści z południa o smoku z grodu Kraka?

— Muszę tobie powiedzieć, że Krakus był posiadaczem tego państwa, a mówili o nim Lech — w sensie oba. Krakus założył miasto Kraka, prawdziwej stolicy naszego państwa, a zdobył chłopcze ten tytuł właśnie przez aktywacje smoka rezydenta — Smoka Wawelskiego. A ten stwór jest narodowym smokiem naszego państwa. Znajduje i opiekuje się narodowym pępkiem naszego królestwa.

— W naszej pamięci, w pamięci tych lasów przetrwała wiedza, że Krak pochodził od Krakuli[35], a jego imię po dziś dzień oznacza drzewo dąb[36], to był ten, który przewodzi, on był ojcowski nad wszystkim. To byli nasi dawni Herukas[37]!

— O Żyrosławie! Jeśli w tobie, czy w innym człowieku płynie słowiańska krew, to gdy przyjdziesz tu, to, to coś słowiańskiego wibruje w twej istocie, chwyta twoje ciało, emocje, umysł i potrząsa nim — gdy tylko ta słowiańskość obudzi się w tobie, to możesz stanąć razem z Krakiem i Lechem i wszystkimi twoimi słowiańskimi przodkami przy naszym pępku — na Wzgórzu Wawel!

— Czy ty chłopcze rozumiesz po co jam tobie, to wszystko opowiadam? Czy teraz rozumiesz przyszłe zamiary Krzywoustego? Przekazuję tobie wszystko byś zrozumiał, po co Krzywousty przybędzie tutaj razem ze swoim wojskiem lubo kapłanami.

Muszę tobie opowiedzieć jedną z tutejszych tajemnic, byś to w pełni zrozumiał.

— Czy ty Żyrosławie choć trochę zrozumiałeś, to co jam tobie próbuję przekazać? Mówię to, boć nadzieja zostanie tylko w takich jak ty! Nie zdołamy się obronić przed Krzywoustym, a przeklęci kapłani wiary krzyżowej wymażą naszą historię, a my strażnicy musimy przekazać, to wszystko, co wiemy, by nigdy wiedza o naszych przodkach nie przepadła!

— Chłopcze, gdy tutaj nas już nie będzie, rozpowiadaj toć wszystko com tobie powiedział.

— Dobrze Widunie, tak uczynię, a co za tajemnicę chciałbyś mi wyjawić?

— Słuchaj mnie dobrze, byś wiedział, co znaczy ta ziemia, ten Biały Gród. My tu na tej ziemi pomorskiej już od dawna znamy zamiary Krzywoustego. On chcę zdobyć nasz gród Biały, by zostać królem.

— Żyrosławie powiadam jam tobie, że on chce zdobyć to, co tutaj jest królewskie, by zostać królem. Jego ojcowie i dziadowie obozowali dawno temu w Borislawiu i oddawali cześć naszym słowiańskim Bogom w Tichow, składali tam ofiary, by trzymać dalej władzę i jednoczyć nasze ludy, by słowiańska potęga przetrwała na wieki.

Tam w Tichow leży wielki kamień — ołtarz dla boga wojny Trygława, każdy z przodków Krzywoustego składał na nim swoje ofiary, by wygrywać z największymi armiami. Mówią, że ten kamień dwa razy większy w ziemi niż na powierzchni! „Piastowicze” wygrywali, a teraz zdradzili wiarę Trygława!

— Ależ Żyrosławie, tutaj chodzi o coś więcej niż tylko o wprowadzenie chrześcijaństwa w Białym, Krzywousty chce pokonać naszą królewską urbs Alba[38] i przejąć lud słowiański pod swoją kontrolę, chce pokonać kastę kapłańską, który włada tym grodem i osadami dookoła.

— Chłopcze on jest w błędzie; myśli, że zjednoczy lud słowiański, ale prawda będzie inna, zyska tylko ziemie, a lud nasz będzie wymordowany z wielką okrutnością. Dla tych przeklętych chrześcijan liczy się tylko cel zdobycia lubo złupienia.

— Ale tutaj znają plany Krzywoustego i jego wielką tajemnicę, a zarazem wielką słabość, miłość do pewnej słowiańskiej dziewki, tu, u nas, w królewszczyźnie, w tej leśnej krainie, zakochał się!

— Gdy Trygław w starych czasach chodził po tej ziemi, zabrał z Tichow odłamek tego wielkiego kamienia, com tobie chłopcze mówił i umieścił go u podnóża Kamionki[39]. Rod, przodek naszych słowiańskich bogów i Wszechświata, stworzył nasze słowiańskie, boskie prawo[40], a z grzmotów i błyskawic wykuł miecz, który Trygław umieścił w kamieniu[41] u podnóża tejże góry.

— Rozumiesz chłopcze? Krzywousty przyjedzie na nasze leśnie ziemie, obali królewski gród w Białym, księcia w Colobregu, a potem przez udowodnienie swojej wyższości będzie chciał wyciągnąć ten miecz, jak jego przodkowie, by zostać królem Słowian i zjednoczyć lud, ale już nie z religią naszych ojców, a nasza słowiańska samorządność Żyrosławie, to nasza wolność!

— My strażnicy starej wiedzy Słowian, wiemy, że nowa wiara zgubi księcia Piasta, on królem nigdy nie będzie!

— My sarmaccy Wenedowie, mieszkamy tu na wybrzeżu Bałtyku, jesteśmy przodkami Antów[42] i Sclavenów[43]. Nasze domy znajdowały się od źródeł rzeki Vistula[44] i zajmowaliśmy Żyrosławie wielkie połacie ziemi.

— Zawsze czerpaliśmy z sarmackich sposobów, mieszkaliśmy w takich domach jak mój lub na grzbietach końskich — tak jak nasi starożytni przodkowie Scytowie z Krymu i tam ze stepów z dalekiego Morza Czarnego.

— Potem przybyliśmy z Jutlandii do Kujaw, Mazowsza i Podlasia, osiedliliśmy się w Besarabii[45], a nad Cibricą walczyliśmy z Cesarstwem Rzymskim.

— My zawsze modliliśmy się do swoich bogów, do Peruna, Striboga, Dajboga, Jarilo i Trygława, by wygrać chłopcze, by odnieść zwycięstwo przeciwko Rzymowi.

Dzisiaj musimy zrobić to samo, musimy się modlić w Mandleti, by wygrać z Krzywoustym!

Zanim chłopcze wrócimy do karczmy, to pamiętaj, że gdy król Persji, Cyrus Wielki[46] najechał naszą starożytną ojczyznę. Nami wówczas rządziła królowa Tomyris. Persowie pojmali syna królowej — księcia Spargapisa, a on biedny popełnił samobójstwo, przez zasztyletowanie się, ale nasza dzielna królowa powzięła odwet i dostała głowę Cyrusa Wielkiego.

Nasi dziadowie wspominali, że królowa Tomyris zanurzyła głowę króla Persji w wannie pełnej krwi, mówiąc: „Teraz Tyranie, masz swoje wypełnienie krwi.”

Potem król Persji, Dariusz I, zwany Wielkim, przybył do nas na stepy, by pomścić Cyrusa. Nasi Sarmaci pod wodzą króla Scopasisa[47] sprzymierzyli się z siłami Saka książąt Idanthyrusa i Taxacisa. Był plan, by wyprowadzić Dariusza I Wielkiego poza stepy, z powrotem do Pontu, a potem do Persji.

Tam, w tak starych czasach, Perun i jego żona czekali przy domach, a ich syn Scopasis był gotów, by dosiąść konia, zająć lance i ruszyć z grzmotem, dalej. Lada, żona Dajboga była z córkami Zivą i Moraną. A Zosia modliła się o powrót jej kochanka, sarmackiego ułana Striboga.

Ni straszne nam były ciężki pogody, wytrzymywaliśmy chłód przy zatoce, w skórach i spodniach, tylko twarze naszych dziadów były widoczne, z soplami we włosach, i brody były białe, z mrozem poniżej ich warg.

— Opowiadam to chłopcze, boć Krzywousty tutaj, w naszym grodzie, Białym, przeleje krew swych braci Słowian, powiadam tobie, że on spali gród do goła, a ludność wytnie w pień, a część ludu tysiącami przesiedli w głąb zjednoczonego państwa.

— Widunie! Pora wracać, słońce już zachodzi, a mój pan czeka na mnie w karczmie, rano musimy wjechać do Białego, Gościwuj wspominał, że jutro w południe ma odbyć się narada kapłanów, księcia, mieszczan i wojów, co począć w obliczu nieuchronnej wojny z wojskami Krzywoustego.

— Idźmy chłopcze prędko, w tych leśnych gęstwinach, gdy zapadnie zmrok można z łatwością zabłądzić.

Widun podczas powrotu do karczmy począł śpiewać:

Tam na stepach moja chata stała

Gdy z Rzymem wojna trwała

Tam spod chaty z grzmotem

Na grzbiecie Mangoła

Ruszył Perun

Stribog i Dajbog, Walensa ugodzili

Svarog miecz Trygława w ziemię wbił

Tam w kręgu wszyscy stali, nad cesarzem nie płakali

Gdy zbliżali się do karczmy ostatki słonecznego blasku odbijały się od Jeziora Dobrowieckiego, zapach leśnych traw, ziół i runa leśnego przypominał o duchowości słowiańskiej istoty. W górze było słychać dźwięki wydawane przez orły białe. Ryby podpływały pod powierzchnie wody, by łapać leśne owady. Zapanowała leśna cisza, wiatr całkowicie ustał, była tylko leśna głusza, ptaki i chód zwierząt.

Widun prowadził Żyrosława przez nieznane nikomu ścieżki. Z oddali, od grodu Białego, było słychać krzyki: Słońce zachodzi, zamykać bramy do grodu! Opuścić kraty! Podnieść mosty. Wszyscy wojowie na swoje miejsce! Strzec wjazdu do grodu! Z Białego było słychać rżenie wielu koni. Nagle zapadła cisza. Dotarli do karczmy.

— Mój sługo, gdzież cię Widun przetrzymywał? Martwiłem się o ciebie, bo kto rano mi pomoże przygotować konie i wozy. Masz tu trochę podpłomyków[48], posil się dobrze, napij miodu, obmyj w jeziorze i złap dużo snu. W izbie siana wiele, będziesz dobrze śnił w tej leśnej ciszy.

— Widunie! Dziękuję za tak wspaniałe opowieści, teraz wiem, co dla nas Słowian znaczy nasza wolność, tu pośród tych magicznych lasów, gdy duchem jesteśmy tam daleko, tam w przeszłości, na stepach. Nigdy nie zapomnę coś mi powiedział. Wierzę teraz, że my musimy wygrać z Krzywoustym, byśmy mogli dalej cieszyć się wolnością, tak jak nasi dziadowie!

— Gościwuj zamyślił się przed snem, tak jak jego przodkowie, transportował sól z wybrzeża Bałtyku na południe, aż po Śląsk. Przypomniały mu się opowieści przekazywane przez pradziadów, z pokolenia na pokolenie, że:

już w dawnych czasach sól była produkowana ze źródeł solanki w Colobregu poprzez warzenie solanki[49], i ta sól była głównym przedmiotem wymiany handlowej grodu z innymi ziemiami. Naturalne źródła solanki znajdowały się w ujściowym odcinku Prośnicy[50], po obydwu brzegach rzeki, były znane od przełomu VI i VII wieku po Chrystusie.

Transport soli odbywał się szlakiem z Pomorza do wnętrza kraju za pomocą zadaszonych wozów[51]. Surowcem do ogrzewania solanki w Colobregu było drewno pochodzące z lasów wokół karczmy nad Jeziorem Dobrowieckim Małym[52], transport drewna odbywał się drogą rzeczną, Prośnicą, do Colobregu, a sól z tamtejszego grodu służyła do wymiany „towar za towar”.

Kupcy — wędrowcy mogli przenocować po zmroku w Białym, ale bez koni i taborów — taki był zwyczaj, że konie z wozami musiały pozostawać poza murami grodu. Dlatego w karczmach przed Białym można było się przespać, a i były stajnie dla koni, również karma.

Wozy z towarem były bezpieczne i pod okiem właściciela. Mógł doglądać swoich koni, miał wszystko pod okiem, mniej był narażony na kradzież, czy inny napad. Dla gości — wędrowców dostępne było gorące jedzenie i domowy, destylowany alkohol[53].

Wszyscy się pospali, konie odpoczywały w stajni, księżyc świecił wysoko na bezchmurnym niebie. Z oddali było słychać sowy i łamany chrust pod przechodzącymi zwierzętami. Blask księżyca oświetlał pomnik Trygława przed karczmą, a miecz w jego ręku odbijał promienie światła księżycowego w stronę Białego Grodu.

Piece w karczmie wygasły, lekki dym unosił się z glinianego komina, pozostały zapach jedzenia w izbach powodował, że sen co niektórych był niespokojny. Przez szczeliny w drewnianej ścianie wpadały komary i uprzykrzały sen poprzez częste ukąszenia.

Noc dobiegała końca, Słońce leniwie wschodziło ku górze nieba, a jego promyki i rześkie powietrze zbudziło wędrowców, kupców i gości.

— Żyrosław jako pierwszy podniósłszy swoje powieki, wstał, ubrał się w odzienie i poszedł nad brzeg jeziora, obmył twarz, a w lustrze wody dostrzegł odbicie wielkich skrzydeł orła białego. Odbicie posuwało się dalej w stronę środka jeziora, nagle ów orzeł z dużą prędkością mknął w stronę wodnej tafli jeziora i odbił ku górze, mała kaczka schowała się pod lilię wodną, i nie stała się pokarmem dla ów olbrzymiego ptaka.

Gościwuj leniwie podnosił się ze snu, jego zbudził zapach dochodzący z izby, gdzie Radogost wraz ze swoją rodziną przygotowywał śniadanie.

Widun został w swojej chacie, wcześniej chłopcu przekazał amulet-wisior z orłem białym, mówiąc: niech ten amulet strzeże twej słowiańskiej duszy i przypomina tobie, skąd twoje plemię i przodkowie, gdy twa słowiańskość przebudzi się w tobie, to amulet zawsze wskaże właściwą drogę, pamiętaj com tobie opowiedział, gdy przybędzie Krzywousty, skryj się i przeczekaj, nie walcz, przeżyć musisz!

Słońce już wschodziło, rozświetliło stare korony dębowych drzew, owady zasiadły na leśnych kwiatach, ziołach i trawach. Lekki podmuch świeżego powietrza orzeźwiał umysł. W Białym ponownie było słychać rżenie wielu koni, przypominając nieco starożytną Troję, gdzie syn Dary, założyciel Troi i królewskiej linii Trojan, Erichthonios, posiadał duże stado klaczy, liczące trzy tysiące sztuk, a mokre łąki pozwoliły mu na utrzymanie tak dużego stada, i padły słowa niesione z wiatrem z grodu: Podnieść kraty! Opuścić mosty! Zmienić wartę! Słychać było przetaczanie łańcuchów na kole.

— Radogost krzyknął z izby: kupcy i wędrowcy! Śniadanie gotowe!

Nagle zjawił się Żyrosław i Gościwuj, sprawdzili swoje konie i wozy, nie znaleźli żadnego uszczerbku. Zapach jadła powodował, że coraz bardziej burczało imże w brzuchu. Zasiedli ławę w izbie i poczęli jeść kaszę jaglaną na słodko z owocami, mlekiem i miodem.

W karczmie, w przedsionkowej kuchni, ogień w piecu buzował, przy palenisku stały garnki z już gotowymi potrawami, żona Radogosta doglądała co trochę potraw. Rodzina karczmarza w pobliskich lasach i łąkach zbierała dzikie rośliny, zioła, warzywa i owoce. Tak bogata kuchnia powodowała, że pokarm był urozmaicony i zdrowy.

— Gościwuj zapytał swego sługę: o czym śniłeś chłopcze, w tej leśnej ciszy?

— Panie to był dziwny sen, widziałem wiele koni z rycerzami, pędzili bez odpoczynku, ale ich konie wbrew naturze pokonywały wszelkie przeciwności losu. Na ich czele był książę — rycerz, a inni mówili na niego: syn Marsa, wielki to wojownik. Gdy przemierzał różne krainy, ludzie rzucali mu słowa: Panie przelewasz krew swoich ludów i ducha przodków. Pohamuj się i zawróć z tej złej drogi!

O on im na to: wytnę w pień wszystkich pogan i wprowadzę w ich serca wiarę w Chrystusa!

— Gościwuj odpowiedział: Żyrosławie! Toć naprawdę dziwny sen. Obyśmy nigdy nie natrafili na wojska tego syna Marsa, bo byśmy się nie uratowali spod ciosów takiej armii. Teraz mój pomocniku, czas zaprzęgać wozy do naszych koni i ruszać do Białego! Posłuchamy, co rzekną w samym grodzie wobec nadchodzącej wojny z Bolesławem III.

— Żegnaj Radogoście! Dziękujemy za twą gościnę, za iście w stylu naszych przodków Słowian, czas ruszać do Białego, by złapać świeży oddech królewskiego splendoru.

— I jam was żegnam moi drodzy bracia, uważajcie na siebie, na zbójów i złe moce odpędzajcie waszym słowiańskim uroczyskiem! A gdy zarobicie na soli i rybach, prędko tu z powrotem powracajcie, w nasze królewskie lasy! Ma karczma zawsze dla was rada i gościnna.

— Dziękujemy łaskawy gospodarzu, czas już na nas, Żyrosławie, w drogę!

Wozy przy ruszaniu zatrzeszczały, podskoczyły na nierównościach przy wyjeździe z karczmy, a wjeździe na szlak solny i bursztynowy, w stronę Białego Grodu. Konie leniwie się rozpędzały. Wjechali dalej w gęstwiny lasów, z prawej strony minęli stare bagniska porośnięte wysokimi, suchymi trawami. Na szyi Żyrosława błyszczał w słonecznym świetle starożytny talizman orła białego, podarowany mu przez strażnika Widuna.

— Chłopcze? Posiliłeś się dobrze? Bo przed nami jeszcze daleka i ciężka droga. Gdy moi dziadowie wędrowali tą drogą, to powiadali, że tutaj, te leśne powietrze, z wiatrem od morza, wzmagało bardzo apetyt. Wyjeżdżali o pełnych żołądkach, a za cztery staje[54] byli już spragnieni i głodni. Wówczas to, jak mój dziad mawiał, biegiem szli do lasu po runo leśne i grzyby, by choć trochę nabrać sił i ruszyć dalej.

Nagle Gościwuj wybuchnął śmiechem i rzekł do swego sługi:

— Słuchaj no, ale gdybyś naprawdę zgłodniał, to za jedną staję będzie kolejna karczma, tam gdzie kończą się królewskie lasy, a zaczynają łąki i mokre ziemie, to będzie Żyrosławie ciężka droga, bo od „wiosennej karczmy”[55] do Białego zostaną nam jeszcze ze dwie staje. A droga będzie nie łatwa, oby żadna ulewa nie spadła z niebios, bo inaczej wozy z końmi staną w błocie i wodzie, a my razem z nimi. Much wówczas i innych żarliwych owadów będzie pełno.

Konie z wozami poruszały się wolno, minęli stare skrzyżowanie dróg, w prawo było do Małe i Duże Dobre[56], a w lewo przez stare dębowe lasy do Veneti Tichow[57].

Młodzieniec nagle wyciągnął fujarkę wykonaną z jednego kawałka drewna, z czarnego bzu. Począł grać, a poprzez słowiańskie dźwięki umilał podróż panu i koniom. Podczas jego grania, w ich głowach przypominały się słowiańskie legendy i podania ludu.

Dusza odpoczywała i odnajdywała ukojenie wśród leśnej ciszy i śpiewających ptaków, które zasiadały okoliczne drzewa przy starej drodze do grodu. Konie i wozy posuwały się do przodu, a od północnej strony było widać coraz więcej promieni słonecznych, to był znak, że „wiosenna karczma” jest granicą królewskich lasów.

Nagle, gdy kończyły się lasy, a zaczynały łąki przed grodem, z lasu, z prawej strony wyskoczył z galopem koń, stanął na drodze przed końmi z wozami i spoglądał w stronę młodzieńca i jego pana.

Gościwuj krzyknął do Żyrosława:

— Spójrz no chłopcze! Toż to czarny koń o niezwykłej sile, wspaniałej grzywie, bystrych oczach i smukłych nogach! Czarna sierść jego lśni jak srebro, a teraz jego oczy patrzą na nas mądrze i radośnie.

— To słowiański koń wróżbita! To on przepowiada, czy zbiory będą dobre, czy złe, jaka będzie zima, sroga alibo lekka, czy należy rozpoczynać wojnę, czy też wstrzymać się od niej.

To święty koń! To posłaniec samego Trygława. Na polecenie bóstwa odpowiada na zadawane pytania: tak albo nie, to przez niego przemawia Trygław. Mój dziad mi opowiadał, że gdy podróżował na Pomorzu, to zawitał do potężnego miasta Wolin, gdzie stały cztery gontyny — świątynie Trygława. Koniem zawsze opiekował się odpowiedni żerca. Czarny koń zawsze witał go rżeniem, dziękował za pieszczoty, ocierając się łbem o ramię starca.

Kapłan Trygława rozkładał przed koniem na ziemi dziewięć włóczni, równolegle jedną przy drugiej, w odstępach jednego łokcia. Potem żerca prowadził konia w poprzek tych włóczni. Jeśli koń przeszedł ponad wszystkimi żadnej z nich nie trącając kopytem, oznaczało to dobrą wróżbę. Jeśli natomiast dotknął chociaż jednej — oznaczało to złą wróżbę[58].

Główny żerca Żyrosławie, decydował, by czarnego konia używano tylko do ważnych spraw, które dotyczyły całego kraju Pomorza, a potem przyjął się zwyczaj, że opiekun konia za worek owsa wróżył także pojedynczym rodzinom, a nawet osobą. I tak oto koń wróżbita decydował o zamążpójściu córki rzemieślnika albo o przedsięwzięciu wyprawy handlowej kupca. Na jego kopyta, stąpające pomiędzy rozłożonymi włóczniami, z natężeniem spoglądał i ojciec wydający za mąż córkę, i kupiec gotujący się do wyjazdu za morze, i przedstawiciel władz miasta przysposabiającego się do wojny.

— A ty mój drogi sługo, o co byś chciał zapytać konia?

— Panie, jam bym bardzo chciał bystro spytać, co tu będzie na Pomorzu, z nami, z grodem, z naszymi braćmi Słowianami[59].

Nagle czarny koń wróżbita patrząc w oczy chłopcu, jakby sam przemówił: On z daru Boga został narodzony, gdy rodzicom brakowało dziedzica. Odlano ze złota ludzką postać i wysłano do świętego na intencję do Prowansji[60]. Modły świętego Idziego, przyczyną narodzin jego. Dziecię te będzie zwane synem tygrysowym, lwem srogim, smokiem ziejącym ogniem, piorunowym grotem. Będzie go ożywiał potężny duch, będzie zamiłowany w wojowaniu.

I będzie on stał na czele najlepszych wojów i koni, i przybędą tu na Pomorze, tu pod pomorskie grody, a ziemia wówczas będzie drżała, bo w sześć dni przybędzie, by uwolnić białogłowę.

I powiadam Wam, byście wówczas się schronili, bo nic się nie ostatnie na tej ziemi, padną posągi Trygława. Po tych dniach, po latach kilkunastu, przybędzie do Białego, kapłan jego, zwany Otto[61]. Będzie tu w grodzie kilka dni i będzie nauczał, byście przyjęli nową wiarę z nakazu księcia, lecz bezskutecznie.

I w czasach tego Ottona, tu, na Pomorzu, będzie on nawracał Wenedów na chrześcijaństwo, będą niszczyć ich świątynie i wyobrażania ich bogów. I prześle on papieżowi szczecińskiego bożka Trygława, lecz nie odnajdzie złotego posągu Trygława wolińskiego. Żercy Wenedów z osady Julin[62], ukryją bowiem złoty posąg w innej wsi pod Nova Civitas[63], a po wieki ta osada będzie nosić imię Trzygłowa[64]. Lecz ludzie ów Ottona będą szukać złotego posągu i wówczas przybędzie stary kapłan Wenedów i zabierze z tejże wsi złoty posąg, będą go ścigać, on jednak zgubi pościg i przywiezie posąg do Tichow, tam go po wieki zakopie pod wielkim kamieniem, ołtarzem Trygława.

Czarny koń skończył jakby mówić, ruszył z galopem, z powrotem do lasów. A konie z wozami i ze zdziwionymi kupcami ruszyły dalej. Do końca nie dowierzali, czy to czasem jakiś obcy głos z gęstwin leśnych nie był, a ni żaden koń!

I ujrzeli oni wielkie połacie łąk królewskich przed Białym Grodem, wiele koni wypasało się. Gród wielce sławny — Białym zwany, położony na nizinie, wśród szerokich rozlewisk rzeki Parsęty. Istniał od niepamiętnych czasów. Gród słowiański, ludny i bogaty. Zwany przez Pomorzan Białym. Położony na uboczu z dala od wybrzeża morskiego — nie był narażony na najazdy Wikingów i innych zbójów morskich.

Mieszkańcy tamże żyli dostatnio pod władzą książąt, którzy gromadzili swoje skarby. Miał wyższe znaczenie niż sąsiednie grody, bo u Słowian biały przyrastał do pojęcia o piękności i szlachetności. A było to znamienite, królewskie miasto, zwane Alba[65]. I były legendy, że Biały Gród[66] w zaraniu dziejów był miastem rządzonym przez słabą płeć, białogłowych — istot o białej, pięknej głowie. Był to też gród obronny[67].

Bramy grodziszcza były szeroko otwarte, rozległy gród stał na wolnej przestrzeni, obwarowany ziemnymi wałami. Gęsta palisada broniła dostępu do miasta. Centrum grodu znajdowało się na wyspowym wzgórku, wyniesionym do trzech i pół metra nad okoliczne bagna i łąki. Pośrodku grodu, dookoła od wewnętrznej strony — był majdan[68].

— Spójrz no Żyrosławie! Nasze królewskie miasto, w zasięgu naszych oczu. Gdy pierwszy raz przybyłem tutaj ze swoim dziadem, powiadał mi, że w widłach Parsęty i Liśnicy, dawno temu[69], powstało tu słowiańskie grodzisko. Broniło się tu dzielnie siedemdziesięciu mieszkańców z naszego słowiańskiego plemienia. I tak oto chłopcze z grodziska powstał gród plemienny[70], potem gród piastowski[71], aż w końcu stał się grodem książęcym[72] lubo czołowym ośrodkiem władzy.

Gdy Mieszko I wojował pod Cidini[73], my Polanie pokonaliśmy margrabiego Hodona, który wbrew woli cesarza, zaatakował nasze ziemie, choć nasz Mieszko wierny cesarzowi, płacił trybut, aż po rzekę Wartę. Oj brat Mieszka, Czcibor, zadał im straszną klęskę, i położył trupem wszystkich najlepszych rycerzy. I tak oto nasz Mieszko przyłączył Pomorze z Białym Grodem do państwa piastowskiego.

Ale tu Pomorzanie, to dzielni Słowianie i samorządu chcieli, więc wypowiedzieli posłuszeństwo synowi Mieszka I, Bolesławowi Chrobremu[74]. Upierali się przy swojej wierze, i tedy poganami ich pozwali. Wielki to był władca, sławny, mężny i waleczny. Tu w Borislawiu mawiano o nim: „Słowianin znany z niemieckiej sławy, Borislaw słynnej sławy.” Długo pamiętano jego poczynania, i tak dla jego chwały, imieniem jego Borislaw nazwany[75].

— Gościwuju! Jeśli tu w Białym władają książęta, krewni Krzywoustego, toć czym oni mu zawinili?

— Chłopcze, Bolesław III pragnie podbić ziemie Pomorzan, wypędzić podług nich pogaństwo i wprowadzić chrześcijaństwo. Gdy Władysław Herman wojował z Pomorzanami, a jego palatyn Sieciech wobec ludu na Pomorzu począł stosować brutalną politykę, to i zmusił ich ponownie do buntu, i ponownie Piastowie utracili zdobyte grody. Herman zarządził, by obsadzić grody swoimi załogami, a część kazał spalić. Myślał, że w ten sposób Pomorzanie nie zbuntują się.

Herman wpadł w złość i ponownie zorganizował wyprawę odwetową, zebrał najlepszych wojów w liczbie kilku tysięcy. I ruszył ponownie na Pomorze. Kilka tygodni plądrował ziemie, a pod Drzycimiem[76] doszło do krwawej bitwy, trwającej cały dzień! Pomorzanie znienacka wyskoczyli z zasadzki, obie strony poniosły straty, była to wielka rzeź, od trzeciej godziny dnia, ledwo co przerwał ją nocny mrok. Wściekły Herman wrócił ze stratami do Wielkopolski. Lecz dzielny Piastowic się nie poddawał, ponownie uderzył, ale przegrał pod Nakłem i musiał ratować się ucieczką.

Wówczas Pomorzanie podążyli za uciekinierami, palili ziemię i niszczyli wszystko, co napotkali na drodze. I tak oto chłopcze, Herman utracił zwierzchność nad Pomorzem. Jego synowie o tę ziemie toczyli bratobójczą walkę. Najpierw Krzywousty zgodnie z bratem Zbigniewem postanowili zająć dzielnice pomorskie, aby ukrócić zuchwałość Pomorzanom. Zbigniew udał miłość do brata Bolesława III, przyrzekł mu wierność, zobowiązali się wzajem przysięgą, klnąc się, iż żaden bez drugiego nie będzie stanowił o pokoju lub wrogim zatargu z kimkolwiek, że jeden drugiemu jak najwierniej służyć będzie zdrową radą i gotowością śpieszenia na pomoc.

I gdy bracia książęta, wspólnie przy ataku na Pomorzan wybierają miejsce, czas i sposób ściągnięcia, sprawienia i wyprowadzenia wojsk, to książę Zbigniew wyjawił to wszystko Pomorzanom. Rodzony brat księcia nie dotrzymał przyrzeczonej wiary, ani samowolnie sam się ze swoimi nie wstawił i przyjaciół i poddanych Krzywoustego odwiódł od zamiaru.

Wówczas to wojowie pomorscy potężnym oddziałem najechali graniczne ziemie Polski, wzniecili pożary, rabowali, a Bolesław brat jego nigdy czegoś podobnego się nie spodziewał. Zbigniew z zazdrości niewieście łzy ronił. Teraz Krzywousty szykuje zemstę, bo tak jak jego rodzony brat Zbigniew, Pomorzanie podstępem wdzierali się w jego dzielnice, okrutnie łupiąc jego miasta i grody. Potrafili zastawić sidła, otruć, udusić lub jakimkolwiek sposobem zgładzić. Knowali zamachy z podstępną niegodziwością, bo zabraniano im bałwochwalczych obrzędów.

— Tu Żyrosławie, w Białym, jak i w okolicznej ziemi władają książęta, dawni krewni Piastów, z przodków naszych Lechitów. Wszędzie tu ziemia królewska, bo gdy bowiem Włosi naszli na Słowian naddunajskich i osiadłszy pośród nich ciemiężyli ich, to Słowianie ci przyszedłszy, siedli nad Wisłą i przezwali się Lachami, a od tych Lachów przezwali się jedni Polanami, drudzy Lachowie Lutyczami, inni Mazowszanami, inni — Pomorzanami[77]. A krew jedna i ta sama, z tego samego pnia, z tej samej krwi i przodków naszych.

— Mówią, że w Białym rządzili bracia z krwi i dynastii Krzywoustego, bo dawniej żył Dytryk[78], tytularny, polski książę dzielnicowy, był on synem przyrodniego brata Bolesława Chrobrego, a wnukiem Mieszka I i Ody, urodził się w Niemczech, boć Chrobry wygnał jego ojca. I powiadali, że Dytryk, to I książę pomorski, ojciec Siemomysła, twórca piastowskiej gałęzi dynastii książąt pomorskich.

Jego syn Siemomysł[79], przyjął imię po jednym z książąt Polan, z dynastii Piastów, a praski biskup w Gdańsku udzielił mu ślubu z córką Bolesława Chrobrego. Był to potężny władca, traktowany na równi z innymi naszymi władcami słowiańskimi, a zasięgiem obejmował całe Pomorze.

— Teraz chłopcze, w zachodniej części Pomorza, tu w Białym, w Colobregu i w okolicznej ziemi włada, syn tego potężnego Siemomysła, Świętobor[80], mówią o nim kuzyn Bolesława III. Syn jego Warcisław I[81], to protoplasta dynastii Gryfitów, i jemu Żyrosławie będzie dany Biały Gród nad Prośnicą. Ziemia jego sięga do granic Pomorzan z Polanami wraz z głuszą zawartą w tych granicach. Władza księcia sięga nad grody, osady i wsie. A w podgrodziach chłopcze już kwitnie rzemiosło i handel. Tu w Białym dostaniemy wszelkie, potrzebne nam narzędzia, odzież i broń. Tkactwo też tu bogate i w domach powszechnie obecne. Mógłbym ciebie mój drogi sługo wyszkolić na kogo byś tylko chciał, garncarstwo, tkactwo, rybołówstwo, bartnictwo, żegluga, a może byś chciał tutaj zostać kowalem lub obrabiać rogi alibo bursztyn?

— Mój panie, jam pierwsze co, to tylko podróżować z tobą i zwiedzać kraj naszych przodków!

— Spójrz no w stronę grodu, dwie chorągwie na wietrze chłopcze.

— Panie na jednej, to zwierzę, ma ciało lwa, głowę i skrzydła orła oraz końskie uszy, jakby to panie orzeł z łapami[82], ze złotym dziobem w srebrnym polu; silny, zręczny i podstępny. Jakby o boskiej mocy! To jakby sarmacki smok z opowieści Widuna!

— A druga flaga panie, to ptak! To orzeł biały![83]

— Widzisz chłopcze, to wszystko, to znaki królewskiej władzy na tej ziemi, to znaki od naszego, starego władcy Lecha.

Przed nami ostatni, najtrudniejszy kawałek drogi do Białego, ziemia z boku miękka i wilgotna, niby zwarta trawa, ale nie jedno koło od naszych wozów ugrzęzło w tej ziemi. Chłopcze, ostrożnie, by wozy nie zboczyły z drogi. Widać już szeroką, otwartą bramę do grodu, przed wjazdem pozwól posilić się naszym koniom trawy i napoić wody z okolicznych rozlewisk. Pobędziemy chwilę w Białym, a potem czeka nas dalsza droga, w stronę wybrzeża Bałtyku, po nasz towar.

Słońce wysoko świeci, będzie zaraz południe. Przybędzie książę, wojowie Pomorzan, kapłani lubo mieszczanie, wszyscy zasiądą na majdanie w grodzie, by każdy mógł przedstawić swoją sprawę.

Oj będzie tam wielka kłótnia, książę choć Słowianin dzielny i mądry, lecz wierny sercem swoim braciom z Piastów, próbował będzie przekonać kapłanów, wojów, do zjednoczenia z Piastami, braćmi. By uniknąć zniszczenia i rozlewu krwi. Lecz reprezentanci warstwy kapłanów, Wenedów, posiadają tu w okolicy znaczą władzę, wierni są naturze i jej bóstwom poprzez składanie ofiar w ich świętych miejscach, gajach lubo wzgórzach. Oni chłopcze nie chcą utracić swych wpływów w plemiennych społecznościach i oni byli i będą przeciwni tendencjom zjednoczenia pod mieczem i władzą Krzywoustego.

Będą bronić wiary przodków do samego końca, a wojowie dobrze wiedzą, że grody są oddzielone dziewiczymi lasami i moczarami, a to służy Pomorzanom, by uporczywie bronić się przed zjednoczoną Polską. Nieprzebyte puszcze i bagna, kto wie chłopcze, co tam się kryje!

— Panie! Gród już w zasięgu naszych rąk, dajmy jeszcze naszym koniom wypaść się i napoić. Słychać gwar ludzi i szum rzek. Nigdy jeszcze tu nie byłem, w tym królewskim mieście, na południu tylko legendy ludzi o nim wspominają, że bursztynem bogate, samorządne i waleczne. Jednoczyli się z Piastami, lecz wiarę swoich przodków zachować potrafili.

— Mój drogi sługo, czas już z południa, pozostawmy konie na tych łąkach, niech się wypasają dobrze, bo potem czeka nas ciężka droga do Colobergu. A my sami wejdziemy do grodu i posłuchamy, co rzekną nasi bracia Pomorzanie. Pogoda dopisuje, niebo bezchmurne, wiatry ustały, będzie słyszeć dobrze na majdanie, bo z pewnością będzie tam gwarno i ciasno, gdy zjadą się wszyscy. Chodź chłopcze, już czas na nas.

Przeszli przez szeroką bramę i most, po bokach stały straże, z wojów złożone, u góry nad bramą, wieżyczka z łucznikami, szli szeroką aleją pod bramą. Gród od osady oddzielony był majdanem, otaczającym go dookoła. Po majdanie tym poruszano się dążąc do grodu. Majdan był miejscem strategicznym i służył gospodarce grodu, gdzie znajdowała się również głęboka studnia.

Majdan okolony był domostwami i pracowniami produkcyjnymi: dzięgciarnie, wędzarnie, pracownie kowala, rogownika i obróbki bursztynu. Na miejscu dokonywano wymiany handlowej. Większość budynków drzewem budowana. Sam środek grodu, stanowił pusty majdan.

I szli do środka grodu słowiańscy rycerze, trzymali ze sobą sztandary i godła, na których widoczne były ich bóstwa — Trzygłowych Bogów. Rycerze ci byli bez służby i tak w boju też walczyli. Nie było wśród nich najemników i żołnierzy, walczyła tu sama rodzina. Do ćwiczeń wyrazem ćwik wzywano, a do męstwa odgłosem nu, nu zachęcano. Do potka[84], prowadził ich naczelnik, byli uzbrojeni w oszczepy — strzały i szczyty — puklerze. Mieli przy sobie pęki zatrutych strzał — nalepy.

Byli atletycznej budowy, znacznej siły fizycznej. Szli pieszo, mając w ręku tarczę, włócznię, pancerza dziś nie włożyli. Bez koszul i płaszcza, w długich spodniach podkasanych do kroku. Przyszli tak odziani na spotkanie, by upamiętnić swych przodków, którzy tak stawali do walki z nieprzyjacielem. Ich konie pasły się frywolnie przed grodem ma podmokłych łąkach wokół Alby.

Sługa Gościwuja z podziwem spoglądał na wojowników Pomorzan, którzy w ten sposób upamiętniali swoich przodków — rycerzy. Rozpalono ognie na majdanie, by poprzedzić przybycie najważniejszych kapłanów. Głosili oni zawsze wolę bogów, a nie swoją. Na majdanie stała już figura Trygława, wokół której mieli zebrać się najważniejsi żercy.

Gościwuj na tyłach majdanu począł rozmawiać z ludźmi z grodu, o sprawach handlowych i podróży do Colobregu po towar. Również doglądał wyrobów z bursztynu.

Kapłani przed przybyciem do Białego byli wcześniej w Tichow złożyć ofiary na kamieniu dla Trygława, a w drodze do grodu odbyli również swoje modły w Mandleti, by ich prośby zostały wysłuchane. Żercy Trygława mieli prawo zagrozić łamiprawcy śmiercią.

Kapłani nosili długie włosy i zapuszczone brody, wywierali wielki wpływ na sprawy publiczne, jak i prywatne. Oznaczali dni uroczyste i sprawowali obrzędy. Byli sędziami, prawodawcami i tłumaczyli ludowi wolę ich bogów. W dni poniedziałkowe, zasiadali i rozsądzali rozmaite sprawy przez nich wytaczane. Żercy prowadzili lud na wojnę, niosąc zamiast chorągwi, posągi bogów dla postrachu nieprzyjaciół. W świątyniach tylko oni mogli siedzieć, lud stał. Przy każdej gontynie[85] był osobny kapłan. Lud miał szacunek dla swojego kapłaństwa słowiańskiego[86].

I szli kapłani do grodu niosąc przed sobą figurę Trygława, mająca trzy głowy ludzkie, z których jedna patrzyła w górę, a dwie w dół. Za nimi ciągnął się lud, kapłani zasiadali wokół majdanu, w środku grodu, za nimi stali wojowie, a za wojami lud.

Jeszcze przed przybyciem księcia ze swoim rycerstwem do grodu, najstarszy z kapłanów Trygława wstał i przemówił do ludu:

— Drodzy bracia! Pomorzanie, Wenedowie, Sławianie. Pamiętajcie, że książę nasz i jego majestat władzy, szukał będzie pojednania z bratem, Piastem Krzywoustym i jego kapłanami, by uniknąć wojen, bo boi się o swoje skarby, grody i utrzymanie swojej władzy. I nas namawiał będzie na chrześcijaństwo, byśmy wedle ich wiary nawrócili się na ich Boga, a wyparli się bogów pradziadów naszych. Przybędą na naszą ziemię ich kapłani, mężowie apostolscy i będę opowiadać o swojej wierze.

Przybędą odziani w skromny ubiór i będą wam mówić, że są sługami prawdziwego Boga, który stworzył Świat i Ziemię, a ich Bóg jest jedyną drogą prawdy. A jam wam mówię mój drogi ludu słowiański, że skoro oni są posłami Najwyższego Boga i on taki wspaniały i we wszystko obfitujący, toć czemuż wysyłają do nas Żebraka?

— Lud w grodzie począł krzyczeć: Prawda to! Prawda to!

I powiadam wam Sławianie, że skoro oni mają taką ochotę do kazań, to niech gadają sobie to rybom i ptakom morskim i niech uchodzą z naszej ziemi. Bo tu w naszej słowiańskiej królewszczyźnie nie znajdą nikogo kto by chciał ich słuchać.

Wkopują oni w naszą świętą ziemię, w trzech miejscach, trzy ogromne naczynia i napełniają je wodą. W koło tych naczyń wbijają w ziemię tyczki, a na sznurach rozwieszają zasłony. Ich biskupi odprawiają ich święty obrzęd, namaszczają olejem, a potem prowadzą oddzielnie naszych słowiańskich mężczyzn, kobiety i dzieci do ich chrzcielnicy, rozbierają się oni i wchodzą w naczynie napełnione wodą. Potem ich kapłan zanurza ich ciało trzy razy, namaszcza głowę olejem. Lud nasz tedy wychodzi z wody, ubiera się i opuszcza namiot.

— I powiadam wam ponownie, że z nimi nie chcemy mieć nic wspólnego, nie porzucimy naszych ojczystych obyczajów, boć jesteśmy z nich zadowoleni. Między tymi chrześcijanami są złodzieje i zbójcy, ucinają naszym braciom nogi, wykłuwają oczy. Sami chrześcijanie niegodziwością się obdarzają. Taka wiara niechaj będzie od nas daleka!

— Lud ponownie począł krzyczeć: Prawda to! Prawda to! To obraza i zdrada naszego boga Trygława! Precz z nimi! Dumni wojowie unieśli swoje tarcze w górę, kapłani bożki Trygława, a lud bochenki chleba.

Nagle zerwał się silny wiatr, od północy z chłodem, zdmuchnął ognie na majdanie, bursztynowe wisiory zabrzęczały, konie wokół grodu na łąkach jednogłośnie zarżały, lud zgromadzony w środku grodu zamilkł z przerażeniem w oczach. Wiatr odszedł na południe, nastała cisza.

— Kapłan począł mówić: Nie lękajcie się moi bracia, to znak, że Trygław jest z nami! Wobec ich zbrodni, nam zarzucają, że my córki swoje zabijamy, że żenimy się z matkami i bliskimi krewnymi, że grzebiemy zmarłych w lasach za grodem i że czcimy zmarłych. Teraz, gdy nasza ziemia obfita jest we wszystkie dary natury, im potrzebna jest, by nas wywłaszczyć!

Oni z nami chcą wojny o zasady, o obyczaj nasz, nas groźnymi i okrutnymi barbarzyńcami nazywają, dzikimi, nieokrzesanymi i godnymi wszelkiej pogardy. Im w głowach tylko nasze piękne i bogate świątynie, nasze posrebrzane i złote posągi bogów. Powiadam wam ponownie, że my nie chcemy mieć nic wspólnego z chrześcijanami, nie chcemy porzucić praw ojczystych i odstąpić wiary, która nas zadowala wielce.

Tu, u nas złodziejstwa i zdrady nie ma, skrzyń swoich i domostw nie zamykamy. Nam samorząd zabrać przyjdą i swe nędzne obyczaje narzucić pragną. Powiadam wam, że precz z taką wiarą!

Lud i wojowie jedocześnie krzyczeli:

— Precz z chrześcijanami! Precz z ich wiarą!

— Mowa nasza jak u naszych braci Polan, lecz my ich religii nie chcemy, to oni zdradzili wiarę naszych przodków Lechitów. Myśmy wierni do samego końca, chrześcijaństwa nie pragniemy i ich nieprzyjaciółmi pozostaniemy! Jednoczyliśmy się już z Piastami, a teraz walka idzie o nasze obyczaje. Ale my i od miecza, naszych serc nie oderwiemy — od wiary naszych przodków!

Nagle wstał przywódca wojów, z imienia Bolemir i mówił:

— Słuchajcie przeto: My tu na Pomorzu w borach mieszkamy i nie ulękniemy się miecza Krzywoustego. Rody nasze połączyły się w plemię Wenedów, my tu na ziemi naszej jesteśmy panami i strażnikami wiary naszych dziadów i im wierni zostaniemy. Walczyliśmy w dawnych czasach z przodkami Krzywoustego i wiarę naszą i obyczaje zachowaliśmy. I tak będzie i tym razem. Jednoczyć się chcą i państwo wielkie tworzyć, lecz Niemców nam tu przyślą i język nasz pragną zrzucić. Władza nasza książęca, zawsze oparta była na starej drużynie wojskowej. Nasze nieustanne wojny obronne i szczęśliwe wyprawy zdobywcze budzą wśród nich zazdrość i chęć zemsty.

My i Prusacy nie będziemy im posłuszni. Zakazywaliśmy oddawać im daninę, a starostów i murgrabich książęcych pobiliśmy i ze sromotą wypędziliśmy. Tu, ta ziemia na Pomorzu zroszona jest i przesiąknięta krwią naszych ojców, jak żadna inna.

Wolin w naszych dziejach był największym miastem naszej zachodniej słowiańszczyzny. Nasi bracia tamże sami rządzili, religie ojców zachowali. Na błotach mieszkali i z Mieszkiem I walczyli, boć ten Piast chciał łączyć naszych dziadów i zdobyć ich największy gród Wolin. On wiedział, że my bracia jego, lecz mu w głowie wielkie państwo było i ruszył Wartą i Odrą ku morzu.

I Mieszko tedy, był naszej wiary z bratem swoim ruszył na Wolin i tamże zjawił się wtedy Niemiec, awanturnik graf Wichman, z cesarzem[87] się skłócił i księciem saskim Hermanem. Ze swym stryjem stanął na czele Wolinian i zwyciężył Mieszka! Walka była zacięta, a w jednej z bitew padł brat jego!

I powiadam wam moi bracia, że i tym razem nie oddamy bez walki ziemi naszej, obyczajów i religii!

Lud zgromadzony wokół majdanu w Białym Grodzie począł ponownie krzyczeć:

— Będziem bić się zacięcie i ziemi naszej nie oddamy! Niech poczują krew dziadów naszych!

Bolemir uciszył lud w grodzie i kolejno z jeszcze większym krzykiem przemawiał:

— Ten brat Mieszka, to pierwszy Piast, co zginął w walce[88], by nas Pomorzan z Polanami łączyć i im dostęp do morza dać. Ponieśli tedy klęskę i cesarzowi daninę winni byli płacić, za ziemie Pomorza, od południa aż do Warty.

Nasza wiara poczęła Mieszkowi tedy przeszkadzać, lecz on był tam w Gnieźnie jeszcze naszej wiary, a gród jego tamże i był skromniejszy od Wolina naszych braci. I oczy mu się otworzyły, gdy przegrał i Wolina chciał za wszelką cenę! Nas tu na ziemi pomorskiej poganami nazwał i by ku nam więcej wojsk zarzucić wziął wiarę chrześcijańską[89], z żony Dąbrówki, dynastii czeskiej. Zdradził on tedy wiarę naszą! I jako chrześcijanin wziął wojska teścia i czeską konnicę, pobił Wichmana i zajął Wolin[90]! To podstępna wiara! I Piasty bracia nasi, to zdrajcy wiary ojców naszych!

Od tych zdrad wiary naszej, Mieszko I począł walki o Pomorze, ruszył na Hodona pod Cedynią, wygrał i zaprzestał płacić cesarzowi trybutu, już się nazwał tedy władcą naszym! Zaszczepiać ich wiarę nam poczęli, a Chrobry w obstawie trzydziestu wojaków wysłał do Gdańska[91] kapłana swego, Wojciecha zwanego. On z bratem swym Radzymem i kapłanem Boguszem, krzyż u ujścia Wisły nakazali postawić. I wbili naszym braciom ich wiarę do głów ich prędko, a potem przez tę zdradę, Polan prędko wysłali, by nad Wisłą u północy zamieszkali. Taki ich podstępny plan do dzisiaj, lecz ni Polan nam tu przyślą, a zdrajców zostawią!

Wolin gród nasz kapłański potężny był przed czasem Mieszka, bogaty, naszym obyczajem obdarowany, religią i kapłaństwem wiernym Trygławowi wychowany. Teraz, gdy my tu w naszym grodzie królewskim Białym, bogactwem stoimy, wiarą naszą wychowani i wierni jej do śmierci, gdy gród nasz sam do urodzaju dążył i go zdobył, bośmy teraz złotem stoimy, to Krzywousty, jak dziad jego Mieszko, chce zdobyć nas dla powiększenia swego skarbca. Tenże syn Piastów, to samo nam chce uczynić, jak i jego przodkowie w Wolinie robić poczęli, że my poganie i chrześcijaństwa nam trzeba, ale powiadam wam bracia moi, że im tylko w głowach nasz bursztyn i złoto!

— Nie oddamy! Nie oddamy! Walką będziem bronić tego co nasze! Precz z synami Piasta i dziadami jego! — krzyczał lud na majdanie w Białogrodzie.

— Ludu mój, w Trygławie chowany — mówił dalej Bolemir, braci nasi w Colobregu też bogaci i potężni, ich biskupstwem byli siłą obdarowani[92], Niemca biskupem Reinberna uczynili w służbie dworu polskiego, tu na ziemi Colobregu, bo gród ten sławny jak Kraków, czy Wrocław. Lecz bracia w Wolinie znak swej wiary ponownie dali i Chrobremu gniewem swym odpowiedzieli, lecz Piast ten triumfem i koroną władzę pokończył, a na Pomorzu biskupstwo utworzył[93]. Lud nasz wierny Trygławowi lubo Swiatovitowi, wygnał Reinberna, a kołek żeśmy wbili w katedrę gnieźnieńską i nam zarzucali, że nasze kapłaństwo szkodę im wywarło.

Różne nasze losy były, w walkach z Polakami, a zawsze naszą wiarę utrzymaliśmy. Gdy Polska słaba była, a Kazimierz[94] na Węgry przymuszony musiał uciec, wcześniej matkę jego wypędzili, a mu tron w pozorach zachowali. Uwolniony z Węgier za św. Piotra, ruszył w orężu, w szatach bogatych, mając przy sobie sto koni i rycerzy, najpierw w ziemi niemieckiej u matki i cesarza się zatrzymał, wojownik był to wielki. Gdy Polska spustoszona już była, to Kazimierz wziął od cesarza pięćset konnych rycerzy i do Polski prędko wkroczył. I od razu na nas, Pomorzan ruszył, by odebrać nam to cośmy wcześniej wzięli. I był Miecław — cześnik Mieszka, co księciem Mazowsza się obwołał i przyjaciel nasz. Buntował się Kazimierzowi, bronią i podstępem, ambicji miał wiele i chciał wziąć, to co mu z urodzenia nienależne. Więc Kazimierz wziął ze sobą najlepszych rycerzy i zbrojną walkę z Miecławem stoczył i wygrał Polskę i pokój, a Miecław zginął. Wnet potem Kazimierz naszym wojskom wszedł w drogę, bośmy Miecławowi pomoc nieśli. Myśmy cztery legiony rycerzy mieli, Kazimierz niby pół — lecz swoich cnotą i ich Bogiem zachęcił. I wygrał z nami tedy, a my wiarę naszą ponownie w zaszczycie zachowali.

Potem Bolesław Szczodry, jego syn władał nami. Z nami gród Gradec zdobyć chciał, lekkomyślny był, ucieczką ratować się musiał, a my tedy, Pomorzanie, ponownie spod jego władzy odeszliśmy i do jego kraju rycerstwem naszym wjechaliśmy. Prawie byśmy wygrali, bo wielu jego wojów w kolczugi odzianych potopiło się w rzece, w jej głębokim nurcie. Zrzucali je prędko, by wody się nie upić i z wielkimi stratami nas za rzeką pociachali. Zbrojnie wygrali, a my dalej swoją wiarę zachowali.

I nas Piastowie tak łatwo nie poskromią, bośmy oddzieleni od nich Niecieczą, co płynie od wschodu na zachód i do Warty uchodzi. Gdy rozlana tworzy zastoiska, bagna nieprzebyte w wyziewy i ogniki wodne bogate, i ów rycerze Hermana niby wielcy dostojnicy — przerazili się przeprawy i mieczami próżnię siekali.

To nas okrężną drogą brać chcieli, przez Wisłę i Odrę, lecz i gdy przebyli te trudności to od razu w kolejną, świeżą wpadali, bośmy na tej ziemi gęstą puszczą stoimy, lasami, rzekami i jeziorami. Sił im tedy brakowało i do walki z niechęcią się stawiali, Herman z wojskami, trzy razy[95] próbował i klęską się owiali, bo u nas i natura w sile, z naszych bogów, których zdradzili. Ze swym palatynem Sieciechem[96] zdobyć nas chcieli, zbrojnie i nieudolnie. My swą samorządność i wiarę utrzymaliśmy. Tak wojowali w Czechach, że my wówczas od Polski z daleka trzymać się poczęli. Pycha ich niosła do władzy, bo Sieciech pod Nakłem[97] wygrał walkę o Pomorze Gdańskie i Hermanowi zjednoczył tam władzę, lecz mało mu było i naszych zarządców grodów zrzucił i wziął sobie swoich zaufanych, z polskich załóg. Resztę naszych siedzib kazał palić na Pomorzu i my tedy przeciw nim broń Trygława unieśli i wygnali tych Polaków. I rok później ruszyli w te ziemie ponownie, już z czeskimi posiłkami, i tym razem Nakła nie zdobyli.

Nagle na rozkaz kapłanów w grodzie, wszyscy powstali i zaczęli śpiewać słowami:

Radoro Daro Slawo

Wiele razy powtarzali słowa tej pieśni, by poprzez Radoro wprowadzić równowagę sił w ludzkim ciele, by zbliżyć między sobą relacje ludzkie, by energia w nich swobodnie płynęła i na dobry los wpłynęła.

I gdy Daro powtarzali, to równowagę ciało — duch zachowali, wszelkie zło odpychali, obdarzyli się w entuzjazm i wyzbyli wszelkich obaw i lęków.

W ich ustach Slawo negatywne emocje i myśli wypędziło, tym samym ich źródło wskazując. Dodało im sił i zdolności intuicji.

Nastał upał, słońce było już wysoko na niebie, nieliczne ptaki przelatywały nad grodem, część spragnionego ludu poczęła pić wodę ze studni i jeść swoje bochny chleba. Promienie słoneczne rozświetliły środek majdanu, w oddali było słychać szum rzek, które bez pomocy wiatru płynęły swobodnie wokół grodu. Do zebranych w Białym od strony lasów dochodził zapach leśnych drzew i krzewów, wymieszany z trawami i ziołami z łąk przed grodem. Niebawem miał przybyć sam książę ze swoimi wojami i świtą.

Było w grodzie słyszeć trzęsienie ziemi i stukot wielki, boć książę Świętobor w orszaku ze swoją świtą i rycerstwem pędził, od strony Colobregu do Białego, na spotkanie z ludem, kapłanami i wojami Pomorzan. Książę siedział na białym koniu, ozdobionym w czerwone szaty z wizerunkiem gryfa, złotymi nićmi szyte na krawędzi, po bokach z emblematami orła białego. Na głowie jego haftowany kołpak[98], zdobiony motywem jeleni wśród wici roślinnej, bo w lasach tych bogactwo tejże zwierzyny. Szata na nim ciemno zielona, zdobiona złotym sznureczkiem z aksamitu. Dopasowana, z lekko wydłużonym przodem u dołu czteroczęściową baskinią wykończona. Brzeg kaftana i szwy pleców obszyte podwójnym sznureczkiem z pętelkami. Z przodu i z tyłu trójkątne karczki wyzdobione w złotą, rybią łuskę. Talia podkreślona. Spodnie obcisłe sięgające za kolana z jednej części, u dołu tasiemką związane, i spodnie wierzchnie. Pierścień złoty na małym palcu prawej ręki, potrójny złoty łańcuch i para złotych bransolet, zdobi ciało jego. Wokół szyi niewielka kreza. U doły para pończoch.

Przed nim na koniach dziesięciu rycerzy, za nim trzydziestu, w zwartym szyku i po bokach po trzech rycerzy, z lewa i prawa, przy księciu. Na głowach ich hełmy w kształcie kłobuka z ochroną kolcową na przedzie, z boku naturalne skrzydła orłów z dworzyszcza królewskiego. Uzbrojeni w miecz lubo tarczę. Kolczuga do kolan im sięgała, nogi obleczone osobną siatką drucianą. Pod zbroją kaftan do kolan. Rękawy siatki obejmują ręce z dłońmi i palcami.

Przed grodem, po boku bramy stali młodzieńcy z trąbami wykonanymi z rogów zwierzęcych, by uczcić wjazd do grodu panującego księcia. Tacy sami stali z boku pod bramą, i za bramą, od wewnątrz grodu i wzdłuż trasy do majdanu. Gdy książę wjeżdżał wszyscy zgodnie tedy grali na ów rogach, ostro i dumnie. Cały orszak księcia prędko wjeżdżał, za nimi chmury kurzu i liście targane od podmuchu z orszaku. Rycerze wjeżdżali z mieczami uniesionymi do góry, tarcze z boku, oparte z lekka o koński grzbiet.

Orszak księcia stanął w środku grodu, lud zamilkł, w tej chwili nad grodem przeleciały trzy orły białe, szybując, jakby bacznie obserwując całe zdarzenie, a książę zeskoczył z konia w asyście swoich rycerzy. I przemówił do ludu:

— Dzięki wam moi bracia za tak uroczyste powitanie! Lud odpowiedział — witaj nasz panie!

Książę ponownie:

— Jam jest Świętobor, książę pomorski, syn księcia całego Pomorza, potężnego Siemomysła, Jam Świętoborzyców założyciel. Jam wnuk Dytryka, polskiego księcia dzielnicowego — syna przyrodniego brata Chrobrego i Jam potomek Mieszka i Ody. Władza ma, tu, na tejże ziemi z urodzenia mego pochodzi i Bogiem na wieki wsparta.

Ziemia ma, tu, wokół Białego aż od Colobregu, do mnie należy, a Piasty to bracia i kuzyni moi. Przybyłem ja tu do was ludu słowiański, mój drogi, bom chciał jam was prosić w pokoju i w imieniu swych braci z królewszczyzny zrodzonych, byście w zgodzie chrześcijaństwo wzięli, bogactwo swe zachowali, a tym samym lud swój pokojem uradowali!

Jam bowiem z tego samego pnia i z tej samej krwi piastowskiej, co brat mój Krzywousty — bliski krewny mój. Rycerz to potężny, nieustraszony i dzielny. W boju od młoda zaprawiony, doświadczeniem walk uduchowiony, nie straszna mu przewaga wroga, ni najwięksi wojownicy, boć zjednoczyć nas jemu dano, on z Bożego daru ostał zrodzony.

Gdy chłopcem był nie godne mu były zabawy z psami i ptakami, jemu w głowie prędko służba rycerska była, naśladował za młodu dzielne i rycerskie czyny. Książę nasz wielki, polski, wbrew woli swego ojca Hermana, bez sił, by dosiąść lub zsiąść z konia wyruszał przeciw wrogom jako wódz rycerstwa.

Jam książę tej ziemi mówię wam to Pomorzanie, nie po to, by umniejszyć waszą dzielność, godność i waleczność, lecz po to byście z bratem swym, polskim księciem nie wojowali, a przyjęli jego zwierzchność, władzę i religię! Pragnieniem jego wielkie państwo Polska jest, lecz nie bez was bracia moi!

Jam książę, krewny Bolesława III, Piasta z urodzenia, powiadam wam, że gdy ojciec jego słaby był, wojsko swe powierzył komesowi pałacowemu Sieciechowi i on tedy pustoszył ziemie nieprzyjaciół, na Morawy najechali i ze sobą miał chłopczyka, dziś kuzyna mego, co z imienia tylko walczył. Łup i jeńców wzięli, bez krzywd dla nich żadnych.

Jam brat wasz mówię wam to, byście wiedzieli, że nie ulęknie się on lasów, mokradeł, bagien i zwierząt waszych! Boć wtedy miał on tylko siedem lat, a wojak był już to wielki! Odważny on i męski i gdy chłopcem był, w lesie na śniadaniu siedział i ujrzał ogromnego dzika w leśnych gęstwinach, ni strach mu tedy był, ni trwoga, wstał od jadła, sam, bez psów, z oszczepem w ręku atakował nieustannie, w szyję ugodzić potwora chciał, a inny rycerz powstrzymać jego ramię chciał i oszczep mu odebrać, tedy młody książę wygrał podwójny pojedynek i ze zwierzem i z ów rycerzem.

I Jam ponowie powiadam wam, że nie straszne mu wasze smoki, orły i wszelkie leśne bestie, boć on za młodu pokonawszy je stał się wielkim mężem! On sam, gdy młody był, wędrował po lesie i z góry zjechał na równinę do niedźwiedzia i niedźwiedzicy, na koniu, z pędem wielkim i z oszczepem, a gdy stwór rzucił się z łapami na niego, on tedy ugodził go oszczepem. Odwaga i charakter jego wielki, wprawił obecnym tam podziw nieopisany, że legendą obrósł po wieki.

On sam wszelkim wrogom koszmarem sennym był i gdy usłyszawszy, że ktoś łupi ziemię jego, prędko z innymi młodzieńcami odwet uczynił, spalił wsie i grody, łupy i jeńców wziął. On wielkiej sławy rycerskiej, wielbiony przez możnych i lud swój.

Nie straszna mu ta pomorska ziemia, bo objawił on sławę swego imienia, tu, na Pomorzu, gdy gród międzyrzecki oblegał[99], wielkie siły zgromadził i rycerskim szturmem ten gród oblegał, nie minęło ledwie kilka dni i kuzyn mój Piast zmusił ich do poddania się.

Jam potomek Piastów i pan na Pomorzu, ludu mój słowiański, proszę was w pokoju i w dobytku mym, byście wyrzucili z ciał i dusz swych pogańską wiarę przodków Wenedów i boga ich Trygława, a wzięli do serc swych Pana mego Jezusa Chrystusa. On z ojcem swym i duchem świętym jedyną drogą dla tego Świata jest, nie ma większego od niego! To miłość, dobroć i życie wieczne dla dusz waszych, ni straszny mu wasz Trygław, ni Rod, gdy tylko jego miłość i łaskawość w serca wasze zapuka, to miejcie wiarę, że to On jedynym Bogiem tej ziemi jest.

Zaprzestańcie swych złych obrzędów i obyczajów! Zaprzestańcie czci bóstw wielogłowych! Bo grzech to wielki i obraza Pana Boga mego! Nie budujcie ich w grodach, lasach i świętych gajach! W świątyniach swych nie wznoście ni tarcz Jarowita, ni posągów Rujewita! Tam gdzie wasze boskie posągi i słupy stoją, tamże kościoły chrześcijańskie będą.

Wy kapłani wieszczbiarze! Biada wam, gdy stawiacie świątynie ku czci Świętowita, kwadratowe, drewniane budowle, z czterema słupami, z zawieszonymi z czterech stron zasłonami, a za nimi czworoboczny słup Świętowita z czterema twarzami. W ręku jego róg do picia, winem wypełniony, co wy kapłani z niego pijecie, boście wieszczbiarze. Lecz powiadam jam wam, że grzech to wielki i obraza majestatu Pana mego!

Ty arcykapłanie i wy wszyscy kapłani, Boga chcecie zastąpić tu na Ziemi i dotąd waszej władzy podlegali wszyscy, książę i lud jego, lecz czasy te końcem nastały i nowy porządek przybędzie! Władza wasza zblednie i skróci się prędko, gdy krzyż boski dojrzycie!

Zbieracie dziesięciny od ludu swego, zdobycze wojenne i skarby w świątyniach słowiańskich skrywacie, chorągwie wasze stanice tamże też, wy z podniety i wiary lud do walki wzywacie, władzę religijną i świecką trzymacie, do dworzyszcza królewskiego upodabniać swe rządy chcecie! Lecz gdy mój brat z krwi piastowskiej nadjedzie nic się tu z tego pogaństwa nie ostanie. Dlatego jestem tu, w dniu tym wielkim, by was w pokoju i w szacunku prosić o poddanie się polskiemu księciu Krzywoustemu i poddanie się nowej wierze, wielkiej, miłościwej i łaskawej!

Wnet wstał arcykapłan i przemówił:

— Książę, panie mój, twierdzisz żeś w pokoju przybywasz i szacunkiem nasz darzysz wielkim, lecz dziwne to słowa z ust twoich, gdy mu tu na majdanie cię obaczyli w tak wielkim rycerskim orszaku, z mieczami w rękach i zbrojach lśniących w słońcu. Tyś twierdzisz, że do przyjaciół swych przybywasz, lecz widok twój i wiernych ci rycerzy, sądzi żeś do nieprzyjaciół przyjechał!

Lud począł tedy głośno krzyczeć: Prawda to! Prawda to!

Zaś arcykapłan ponownie mówił:

— Zaprawdę Piasty, to byli nasi bracia, boć język ten sam jak i u nas na pomorskiej ziemi, lecz dla zdobycia grodu wspaniałego i bogatego Wolina, przodek twój Mieszko chrzest wziął, ni dla Polski, ni dla jej chwały, a dla siebie, by swój dobytek i skarbiec powiększyć, to prawda jego sumienia, ni chwały. Tyś jak bracia twoi wiary nowej chcesz dla nas, lecz nie o łaskawość waszą idzie, a o nasze bogactwa.

Arcykapłan dalej kontynuował:

— Wy nas uważacie za plemię polskie, dziad twój książę z krwi piastowskiej Mieszkiem zwany, zagarnąć Wolinian chciał i nas tu wszystkich z ludu Pomorzan, boć twierdził, że my dalej polskie plemię i w błotnistych miejscowościach kraju Mszki[100] mieszkamy. Prawdą jest, że my Pomorzanie ubiorem, językiem, obyczajami nie różnimy się od was Polaków.

My tu do Bałtyku przypieramy, a tyś książę wiec, że Słowianie nad Wisłą przezwali się Lachami, a od tych Lachów przezwali się jedni Polanami, drudzy Lachowie Łutyczami, inni Mazowszanami, i my nazwali się od nich Pomorzanami. U nas też pełno książąt, książątek i malutkich magnatów, a tyś książę namiestnikiem i wielkorządcą polskim jest.

Mówię przeto jam, arcykapłan, że tyś książę Piast, a cel wasz ten sam, co u Niemca i Sasa, że zachłanność na naszą ziemie wielce żarliwa jest. Ty i rząd twój oskarżacie nas, że my poganie, wasi bracia, a najgorsi ludzie na ziemi tej, ale ziemia nasza najlepsza jest, obfita w mięso, miód, mąkę, ptactwo, sól i bursztyn, i żadna inna nie równa się z nią. I powód wasz jeden jest, że my poganie i wyprawy krzyżowe na nas urządzać chcecie, lecz cel wasz taki jest, by tu od nas pozyskać najlepszą ziemię do zamieszkania, ni to jednoczenie się, ni wspólne rządy, a kradzież to jest!

— Zbawiać nasze dusze chcecie, a przy tym jeno wywłaszczać pragniecie, bydła pozbawiać, łupy i jeńców najpierw brać, a niby my wasz lud braterski, a w niewolę idzie słowiański tłum. My niby bracia wasi, a tyś książę lennik kuzyna swego Krzywoustego, płacisz mu jeno daniny po trzysta grzywien srebra, a co z dziesiątego domu wojsku lud dostarczasz do drużyny jego! Więc drogi książę, jakie my bracia wasi?

Prawda taka jest, że on grodów naszych w całości chce, tedy usuwa naszych magnatów dynastów, a osadza urzędników swoich! Gdy my tylko na ziemi naszej samorząd tworzyli, to polski książę, kuzyn twój, gródki i warownie nasze palił i do cna niszczył i gdy my Pomorzanie, by ratować ustrój swój, tępili i mordowali urzędników tych, to my tedy ludzie źli i najgorszym obyczajem splamieni byli!

I gdy z drobnych, naszych grodów Piastowie poczęli usuwać naszych pomorskich, rodowitych magnatów i gdy w ten swoich zaufanych wprowadzili, to tylko po to, by dochód ciągnąć, tu z ceł morskich!

— I mało tego było tedy, boć płacić Piastom lud nasz pomorski miał, i waszym biskupom też, dziesięcinę ze zboża i okrętowych ceł. Więc książę drogi nasz, jakie my wasze braty, przeto prędzej niewolnikami przyjdzie nam tu być!

— Niby nasz obyczaj i bogowie w waszych oczach drzazgą, lecz ni chodzi tu o chrześcijaństwo, ni zbawienie dusz naszych, a jedynie o dochód z nas, co w skarbcu dworzyszcza królewskiego u polskich książąt jest.

Lud, kapłani i słowiańscy wojowie