Po drugiej stronie jeziora. Tom II - Agnieszka Karecka - ebook

Po drugiej stronie jeziora. Tom II ebook

Agnieszka Karecka

4,5

Opis

Mia podjęła decyzję – nie chce wracać do prawdziwego świata, z którego pochodzi. Zamiast tego zamierza wziąć udział w ryzykownej misji wyzwolenia Krainy Pięciu Miast. Tymczasem czeka ją bolesne rozczarowanie – Zayn, przywódca, z którym nawiązała głębszą relację, jest zaręczony. Mia czuje się oszukana, ale nie waha się narazić własnego życia, aby pomóc chłopakowi odzyskać pewien bardzo ważny list.

To jednak nie jest najlepszy czas na sercowe rozterki. Drużyna musi ruszać do Memris, aby ratować miasto przed podstępną i okrutną Elajzą. Droga będzie długa i niebezpieczna, ale to nic w porównaniu z tym, z jaką prawdą o sobie przyjdzie się niebawem zmierzyć Mii…

Seon oparty plecami o zimną ścianę, mlaskał i sapał na zmianę, a jego pochrapywanie zaczynało mnie poważnie męczyć.
Przestrzeń rozświetlały kryształy, których światło zdawało się słabsze niż na początku.
– Zgasną? – zapytałam, kierując spojrzenie na Zayna.
– Jesteśmy już coraz dalej od Skalnego Miasta, więc kamienie tracą swoją żywotność. Powinny wytrzymać jeszcze jakiś czas.
Przymknęłam powieki, starając się nie myśleć o tym, w jak kiepskim położeniu się znaleźliśmy. Jeśli zabraknie nam światła, nigdy nie przejdziemy przez tę górę, a może nawet stąd nie wyjdziemy. Tunele zdawały się niemożliwe do przejścia, a droga powrotna wiązała się z nieukończeniem misji. Wiedziałam, że nie pozostało nam wiele czasu na dotarcie do Memris.


Agnieszka Karecka – urodziła się w 1994 roku w Świdnicy, aktualnie mieszka w Dzierżoniowie. Z zawodu jest nauczycielką wychowania fizycznego oraz trenerką akrobatyki sportowej. Prócz zamiłowania do sportu i pracy z dziećmi uwielbia wieczory z dobrą książką przy wielkim kubku gorącej herbaty. Największą radość sprawia jej pisanie. Jest także szczęśliwą żoną oraz świeżo upieczoną mamą Kacperka, która rzadko narzeka na nudę. Zadebiutowała powieścią „Po drugiej stronie jeziora”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Novae Res w 2019 roku. Kolejna książka jest kontynuacją losów młodej Mii Lang.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 358

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (13 ocen)
8
4
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
szymon15421

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna książka, świetni bohaterowie! 👍
00

Popularność




 

1. | MIA

Myślałam, że ucieczka będzie dobrym rozwiązaniem, sprawi, że poczuję się wspaniałomyślną wybawicielką i hardą, zaprawioną w boju wojowniczką. Nic z tych rzeczy. Nie byłam ani dumna, ani nawet zadowolona z podjętej przez siebie decyzji.

Złapałam Rexa za rękę i pociągnęłam za sobą, stawiając desperackie kroki na nierównym gruncie.

Co teraz?

Pytanie huczało w mojej głowie od dobrych kilku godzin, a ja za nic w świecie nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Nie teraz, kiedy resztki mojej samozachowawczej świadomości krzyczały, abym zawróciła. Wiedziałam jednak, że w tej chwili nie mogę się wycofać.

Parłam przed siebie niczym spłoszony królik goniony przez dziką zwierzynę. Wciąż odtwarzałam w głowie mapę, którą dziś rano przestudiowałam co najmniej czterdzieści razy. Przeszedł mnie dreszcz niepokoju, kiedy ponownie uświadomiłam sobie, jak niebezpieczna była przysługa, jaką wyświadczyła mi przyjaciółka. Wiedziałam jednak, że to właśnie Kleo jest nie tylko najbardziej godną zaufania osobą, lecz także doskonałym szpiegiem. Mogłam dać sobie uciąć rękę, że coś podejrzewała, mimo to uszanowała moje milczenie. Ona wykazała się aktem przyjaźni i zaufania, a ja zadbałam o jej bezpieczeństwo.

– Mia, rozumiem, że nam się śpieszy, ale jestem niemal pewny, że jezioro Arkanum znajduje się w przeciwnym kierunku. – Usłyszałam za plecami dyszenie Rexa. Niemal zapomniałam, że cały czas ciągnę go za sobą. Puściłam jego dłoń.

– Tak, wiem – odparłam.

Świadomość tego, że w tej chwili musi mu wystarczyć ta lakoniczna odpowiedź, nie była pokrzepiająca.

– Chyba nie do końca rozumiem, co tu się właściwie dzieje. Po co chciałaś wyjść wcześniej, skoro zmierzamy w zupełnie innym kierunku? Mogliśmy przecież pójść razem z Irmą i Kleo.

Wspomnienie naszego mizernego pożegnania, które przed chwilą skrystalizowało się w mojej pamięci, zakłuło mnie głęboko w sercu. Wiedziałam, że moje zachowanie było nie tylko nieodpowiedzialne, lecz także głupie. Prosząc Kleo, by wykradła Seonowi mapę Fem, wystawiłam na szwank zarówno swoje życie, jak i życie przyjaciółki. Jedyne, co sprawiało, że wciąż trwałam w swojej decyzji, to strach. Może i brzmiało to absurdalnie, ale bardziej niż o swoje życie bałam się niepowodzenia tej misji.

Zatrzymałam się na kilka sekund, by spojrzeć mojemu towarzyszowi prosto w oczy, a w moim głosie wybrzmiała najszlachetniejsza szczerość, na jaką było mnie w tej chwili stać:

– Rex, wiem, że niczego nie rozumiesz, ale proszę, zaufaj mi. Obiecuję, że gdy tylko dojdziemy na miejsce, wszystko ci wytłumaczę. Teraz jak najszybciej musimy opuścić to miasto, zanim ktoś się zorientuje, że uciekliśmy.

Widząc jego szeroko otwarte oczy, mogłam tylko się domyślać, z jakim trudem przełyka gorycz niezrozumienia, potakując mechanicznie głową. Byłam mu za to wdzięczna i z całych sił chciałam wyjaśnić wszystko tu i teraz, ale nie było na to czasu. Posłałam mu pocieszający uśmiech w nadziei, że zrozumie moje rozdarcie.

Przemierzaliśmy w milczeniu kolejne kilometry, a ja co jakiś czas przystawałam, aby wyciągnąć z plecaka mapę. Lustrując ją wzrokiem, sporadycznie prosiłam Rexa, by i on zerknął. Mimo że sytuacja wyglądała absurdalnie, Rex nie zadawał pytań ani nie chował urazy, a to utwierdzało mnie w przekonaniu, że wybierając go na kompana, słusznie postąpiłam. Jeśli coś przeżywał, to najwyraźniej doskonale się maskował. A może zwyczajnie postanowił mi zaufać?

– Zachód.

Głos wyrwał mnie z zamyślenia. Rex wskazywał palcem kierunek. Powędrowałam wzrokiem po masywnych konarach i niemal przeźroczystych liściach, pomiędzy którymi przedzierały się malinowe smugi światła.

– To chyba tu jest przejście – odparłam.

Znajdowaliśmy się w samym środku lasu, który był teraz tak gęsty, że od omijania wyrastających obok siebie korzeni niemal kręciło mi się w głowie. Gdyby nie fakt, że w oddali dostrzegłam ściany lejących się, podłużnych kwiatów o barwie czystego nieba, wciąż błądziłabym w poszukiwaniu drogi. Teraz jednak wiedziałam, że jesteśmy prawie na miejscu.

Spojrzałam na pomięty kawałek pergaminu, na którym w górnej prawej części niebieskim kolorem namalowano kwiat, a obok bramę. Rozsądek podpowiadał mi, że mogę się mylić, być może niewłaściwie interpretuję znaczenie tych symboli, ale nie pozostało mi nic innego, jak to sprawdzić.

– Dziwne, że nikt nie pilnuje tych terenów – rzucił chłopak.

– Biorąc pod uwagę fakt, że mapa była tak dobrze ukryta, wnioskuję, że niewiele osób zna to miejsce. Zresztą nawet jeśli, to założę się, że Puella nie pozwala nikomu zbliżać się do tej części lasu, tak samo jak do jeziora Arkanum.

– Nigdy nie zrozumiem tej kobiety… Ale skoro jest tu jakieś przejście, to musi być też mur, choć nie widzę ani jednego, ani drugiego.

– Kwiaty. Powinny doprowadzić nas do wyjścia. – Liczyłam na to, że mój stanowczy ton zamaskuje narastające obawy.

Miałam rację: im dalej w las, tym coraz wyraźniej dostrzegaliśmy wysoki mur, który – musiałam przyznać – w tej gęstwinie drzew niemal całkowicie zlewał się z otoczeniem.

– Teraz trzeba znaleźć przejście. Pytanie tylko, jak może ono wyglądać?

Wiedziałam, że paplam bez sensu, ale po prostu nie potrafiłam się zamknąć. Miałam wrażenie, że podtrzymując jakąkolwiek wymianę zdań, odwrócę uwagę od sytuacji, która, cóż, wyglądała dość kiepsko.

Czas przelatywał nam między palcami, a my wciąż nie mogliśmy odnaleźć choćby jednej nierównej cegły. Gdyby nie fakt, że mur był naprawdę wysoki, może udałoby się przez niego przeskoczyć, ale patrząc w górę, widziałam tylko korony wysokich drzew, przysłaniające zmącone nadchodzącą nocą niebo. Chodziliśmy wzdłuż zimnych ścian w nadziei, że natkniemy się na coś charakterystycznego, coś, co choćby wyda się nienaturalne, ale z każdą kolejną minutą moja nadzieja ulatywała, a w jej miejsce wkradało się zwątpienie.

– Zróbmy chwilę przerwy, musimy się zastanowić – powiedział Rex.

Ze zrezygnowaniem przysiadłam pod bujnie kwitnącymi pnączami nieznanej mi dotąd rośliny. Jej błękitne warkocze spływały swobodnie ku dołowi, tworząc nietuzinkową ozdobę lasu, a ja właśnie uświadomiłam sobie, że nie mam żadnego planu awaryjnego na wypadek, gdyby nie udało się nam znaleźć wyjścia. Mój cholerny brak rozsądku sprawiał, że miałam ochotę rozpędzić się i uderzyć głową w mur, ale zamiast tego zamknęłam oczy, starając się wywołać w sobie choćby namiastkę pozytywnej energii. Chwyciłam w dłonie naszyjnik, który wciąż nosiłam od dnia osiemnastych urodzin, i wyrównałam oddech.

– Rex… Przepraszam, że nie uprzedziłam cię o swoim zamiarze ucieczki, ani o tym, że wybrałam cię na swojego towarzysza. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz.

Chłopak podszedł do mnie i przykucnął. Jego twarz była teraz na wysokości mojej, a niebieskie oczy niemal przewiercały mnie na wylot. Ten dziwny wyraz twarzy sprawił, że poczułam się nieswojo.

– Dlaczego uciekłaś?

W jego głosie nie wybrzmiało oskarżenie, którego się spodziewałam. Pośpiesznie przywołałam wydarzenia, które miały miejsce zaledwie dzień wcześniej. Mówiłam o tym, jak Seon uświadomił mi, że powrót do domu wiąże się z utratą pamięci, oraz jak przestrzegł Zayna i Irmę przed niepowodzeniem misji w sytuacji, kiedy ja odłączę się od grupy. Miałam wrażenie, że moje słowa brzmią chaotycznie, ale nie było to dla mnie istotne. Jeśli moje motywy miałyby się okazać głupie, a decyzje bezpodstawne, Rex mógł wracać z powrotem do grupy.

– O, cholera… – Chłopak wydał się lekko otępiały. – A skąd masz mapę? – dodał.

– Chwilę po tym, jak Seon opuścił dom Irmy, poprosiłam Kleo, by poszła ze mną nad jezioro Arkanum. Chciałam, by pomogła mi zakraść się do jego domu i znaleźć jakikolwiek drogowskaz. Kleo postanowiła jednak, że pójdzie sama i złapie trop Seona, póki jeszcze był na to czas. Gdybyśmy poszły obie, ktoś mógłby się zorientować. W ten sposób mogłam ją kryć.

– Myślisz, że nie wiedziała, co ci chodzi po głowie? – zdziwił się.

– Kleo może i zgrywa infantylną, ale jest niezwykle inteligentna. Na pewno zdawała sobie sprawę, co planuję. – W rzeczywistości nie byłam tego aż taka pewna.

– I nie zareagowała?

– Nie mogła, to moja decyzja, Rex.

Chłopak słuchał z przejęciem, a na jego twarzy malowała się mieszanka zaskoczenia i współczucia. Nie wiedziałam, czy to drugie było w tym momencie właściwe.

– Przepraszam Mia, że niczego nie zauważyłem. – Chłopak chwycił moją rękę. Popatrzyłam na niego, kręcąc głową.

– Nie masz z tym nic wspólnego. To była moja decyzja. – Odruchowo cofnęłam dłoń.

Najwidoczniej moja gwałtowana reakcja zaskoczyła go, skoro na jego młodzieńczej twarzy pojawił się grymas zakłopotania.

– Przepraszam. – Zaczerwienił się.

– Nie, to ja przepraszam.

Zreflektowałam się i uśmiechnęłam do niego, uświadamiając sobie, że jego intencje były szczere, a gesty przyjacielskie. To tylko moja chora głowa interpretowała wszystko na opak.

Rex skinął głową w geście zrozumienia, jednak nic nie powiedział. Jego milczenie sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej.

– Wiesz, dlaczego to ciebie wybrałam na towarzysza?

W oczach rozmówcy dostrzegłam ciekawość.

– Jesteś dla mnie naprawdę bardzo ważny, Rex. Mogę ci zaufać i wiem, że mnie nie zawiedziesz. Wyszłam z założenia, że jako jedyny będziesz w stanie zaakceptować moją decyzję oraz uszanować mój wybór, i nie myliłam się. Nie mogłam pozwolić na to, by wysłać was na pewną śmierć. Miałam nadzieję, że zrozumiesz moje motywy i nie będziesz przekonywał mnie do zmiany zdania.

– Mia, gdybyś zapytała mnie wcześniej, na pewno zgodziłbym się na wszystko.

Nie było to pouczenie, ale tak zabrzmiało.

– Wiem. – Spuściłam wzrok.

Między nami zawisła cisza.

– Nie mogę pojąć, czemu to jej z sobą nie zabrałaś?

Wiedziałam, że miał na myśli Kleo. Zdawałam sobie sprawę, że moja decyzja wywoła lawinę pytań, ale już teraz, po zaledwie kilku, miałam serdecznie dosyć odpowiadania na nie. Nie byłam nawet przekonana, czy słusznie postępuję.

– Ona nie zna tych terenów, a z tego, co zauważyłam, ty jesteś całkiem niezłym przewodnikiem. Myślę, że jakoś sobie poradzimy. – Posłałam mu pełne nadziei spojrzenie.

Może i tlił się w tych słowach cień prawdy, jednak nie był to, oczywiście, główny powód, dla którego podjęłam taką decyzję. Nie mogłam prosić Kleo o jeszcze więcej, niż zdołałaby udźwignąć. I tak wystarczająco ją naraziłam… Nie wybaczyłabym sobie, gdyby przeze mnie coś jej się stało. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak nieprzemyślany i ryzykowny jest mój plan, a Kleo bez zastanowienia poszłaby za mną w ogień.

– Och, oczywiście, że znam drogę.

Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się, zrzucając z barków ciężar choć tego problemu.

– Będziemy musieli ukryć się w okolicach Hideout i poczekać na resztę towarzyszy, by wejść do miasta razem z nimi. Szczerze mówiąc, wątpię, byśmy samodzielnie znaleźli wejście – dodał, opierając się o konar drzewa.

W tym momencie usłyszałam trzask łamiącego się drewna, a w miejscu, gdzie Rex przywarł plecami, widniała teraz czarna dziura. Mogłabym przysiąc, że konar wyglądał na solidny, ale najwidoczniej się myliłam.

– Heeej, czy mi się wydaje, czy właśnie uszkodziłem to… drzewo?. – Chłopak nachylił się nad wnęką.

– Rex, jesteś geniuszem!

2. | KLEO

– Przecież mówiłam już sto razy, że to jakieś nieporozumienie! Nie sądziłam, że Mia wyruszy bez nas.

Kolejny raz próbowałam porozmawiać z Zaynem, ale on nie chciał mnie słuchać. Szedł na czele grupy z taką prędkością, że ciężko było mi wyrównać oddech.

– Mogłaś nam powiedzieć, o co cię poprosiła. Czy trzeba być uczonym, by wiedzieć, że mapa służy do szukania drogi? – odparł Zayn i chyba tylko obecność pozostałych towarzyszy trzymała jego nerwy na jakiej takiej wodzy.

Nastał już środek nocy, ale sen był prawdopodobnie ostatnią rzeczą na liście planów naszego przywódcy. Nie wiedziałam, czy kieruje nim zaciekła determinacja, czy raczej obawa, ale skłonna byłam twierdzić, że zawładnęła nim mieszanka obu tych emocji.

Rozejrzałam się po towarzyszach.

Irma nie odzywała się do nikogo, pogrążona w żałobie po śmierci Torona, zaś Seon postanowił nam towarzyszyć, gdyż, jak stwierdził, nie ma już czego szukać w Fem, a jedyne, co mogłoby na niego czekać, to w najlepszym wypadku dożywotnie więzienie.

– Na pewno sobie poradzą – wciąż powtarzałam to samo, ale moje słowa tylko pogarszały sytuację. Owszem, bałam się o Mię i Rexa, jednak nie mogłam tego dać po sobie poznać.

– Nie mamy nawet gwarancji, że udało im się uciec. Skąd mamy wiedzieć, że ta mapa pokazuje prawdziwe przejścia? – zagrzmiał Zayn.

– Mapa jest prawdziwa i zawiera wszystkie tajne przejścia. Skoro wykradłaś ją z mojego własnego domu, to przynajmniej mamy pewność, że Mia i Rex znajdą wyjście – powiedział idący za mną Seon.

O tak, sarkazm w jego wypowiedzi czuć było na kilometr, mimo to dalej szłam w zaparte.

– Wierzę, że im się uda.

Zayn zmierzył mnie lodowatym wzrokiem.

– A ja wierzę, że jakaś magiczna siła spowoduje, że opanuję swoją chęć pozostawienia cię tu na pastwę losu. Jeśli nawet wyjdą z Fem, to na pewno podążą głównym wąwozem górskim, a to najbardziej wystawione miejsce dla szpiegów Elajzy…

– Przestańcie! – Irma zamykała grupę, ale najwidoczniej i tak słyszała naszą emocjonalną wymianę zdań. – Nie mogę już tego słuchać. Nie mamy wyjścia. Musimy udać się do Hideout, czy nam się to podoba, czy nie! Zostaje nam wierzyć w zdolności Mii i Rexa oraz mieć nadzieję, że spotkamy się wszyscy razem na miejscu.

Zayn parsknął, tłumiąc złość. Za to ja odpychałam od siebie myśl, że mogłoby im się coś złego stać. Wiedziałam, że skoro Mia podjęła decyzję o ucieczce, musiała mieć ku temu ważny powód.

Kiedy wreszcie Zayn zarządził postój, mogłabym przysiąc, że od nadmiaru emocji i krążącej w żyłach adrenaliny, niemal zaczynało mi się kręcić w głowie. Wyczerpanie sięgnęło zenitu, a moje oczy nieposłusznie zachodziły mgłą. Przywódca stanął na czatach, a Irma dla odmiany postanowiła nazbierać ziół. Tłumaczyłam jej, by nieco odpoczęła, ale uparcie mamrotała coś o byciu ostrożnym i innych sprawach, które – jak dla mnie – nie mogły konkurować z porządną regeneracją sił.

– Proponuję, abyśmy się tu przespali – powiedział Seon, który właśnie układał się wygodnie pod konarem wysokiego dębu.

– Nie boisz się, że ruszy za nami pościg? – Usiadłam naprzeciwko starca, prostując obolałe kończyny.

– Jesteśmy już daleko od Fem i nawet gdyby Puella puściła na nami pościg, nie zdoła nas dogonić. Nie zna tego przejścia, a skoro Mia przejęła mapę, to z pewnością go nie znajdzie. Poszliśmy skrótem, o którego istnieniu wiedzą nieliczni mieszkańcy Fem.

– Chcesz powiedzieć, że król i królowa nie znają tajnych przejść?

Samo pytanie zabrzmiało absurdalnie. Seon nie śpieszył się jednak z wyjaśnieniami, a zanim dokończył wypowiedź, jeszcze trzy razy zmienił pozycję.

– Oczywiście, że nie znają. Ta dwójka wie tyle, ile przekazali im królewscy doradcy, czyli niewiele. Nie byli przeszkoleni przez rodziców, którzy umarli, gdy Puella i Paulus mieli zaledwie po kilka lat. Po krótkim panowaniu starszyzny, niedoświadczone dzieciaki przejęły tron, ale, jak dotąd, nie cieszą się sympatią wśród poddanych. Zwłaszcza Puella, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy i tylko potrafi wydawać rozkazy, które degradują nasze społeczeństwo.

– Nie wiedziałam, że są sierotami… To by tłumaczyło ich zachowanie – stwierdziłam.

Poczułam nieokreślone ukłucie tuż pod mostkiem, jakby ta wiadomość wzbudziła we mnie coś na kształt współczucia.

– Ich rodzice byli doskonałymi zielarzami, ale i najlepszym zdarzają się błędy. Zasadzili kiedyś małe nasionko, które otrzymali od nieznajomego przybysza w podzięce za gościnę. Po kilku latach w tym miejscu wyrosło wiele pięknych kwiatów o barwach tak soczystych i jasnych, że tworzyły dla oka prawdziwą ucztę. Nie znali tego gatunku, ale wierzyli, że skoro jest taka piękna i podarowana jako znak wdzięczności, musi mieć także wspaniałe właściwości lecznicze. W swoim życiu tworzyli wiele doskonałych wywarów i mikstur, ale tę jedną przypłacili życiem. – Seon przeciągnął się teatralnie, ukazując swoje pożółkłe uzębienie.

– Jak to się stało? – Pytanie niemal samo padło z moich ust.

– Podczas przygotowywania naparu król pomylił proporcje… tak przynajmniej wnioskują najlepsi zielarze z Fem. Napar okazał się toksyczny, zbyt mocny. Dziś nazywamy tę roślinę mortebellus, co oznacza „piękną śmierć”, bo początkowo zakładano, że król i królowa po prostu zapadli w sen…

– Nie mogę uwierzyć, że byli aż tak naiwni. Pić napar z rośliny, o której nic nie wiedzą! – Klepnęłam się w czoło.

– Byli z tego bardziej ufnego pokolenia. Teraz sama widzisz, jaki miało to wpływ na Puellę i Paulusa. Stali się absolutnym zaprzeczeniem swoich rodziców: nieufni, podejrzliwi i wiecznie doszukujący się podstępu.

– A przybysz, który dał im nasionko?

– Lata temu odwiedzało nas wielu wędrowców, z resztą każde z miast. Niemożliwe było odszukanie podejrzanego. Wszyscy pogrążeni byli w żałobie, a królewscy doradcy musieli objąć rolę opiekunów Puelli i Paulusa. Przekazali im niezbędną wiedzę, ale widząc ich nieufność i wrogość wobec własnego ludu, zataili wiele faktów.

– Na przykład? – Skrzyżowałam nogi, z zaciekawieniem przyglądając się twarzy starca.

– Na przykład nigdy nie powiedziano im, gdzie ich rodzice zasadzili kwiat trującej rośliny, w obawie przed tym, aby nie chcieli wykorzystać jej przeciwko swoim poddanym.

– Żartujesz?

Starzec zaprzeczył, lekko unosząc kąciki ust.

– Tak się składa, że akurat tę informację mam… a w sumie to miałem, bo mapę przejęli nasi wspaniałomyślni podróżnicy.

Zakryłam usta dłonią, zerkając na Zayna. Miałam nadzieję, że nie usłyszał naszej rozmowy. Byłam przekonana, że nie spodobałaby mu się ta informacja.

– Spokojnie. Trzeba by było zrobić napar, a wątpię, by ta dwójka miała o tym jakiekolwiek pojęcie.

Nieco się uspokoiłam.

Nieco.

3. | MIA

– Twoja kondycja jest o niebo lepsza niż na początku naszej wyprawy, słowo daję.

Pocieszenia Rexa na nic się zdały. Ostatkiem sił doszliśmy do małego zagajnika, gdzie po kilkunastu godzinach drogi wreszcie znaleźliśmy dogodne miejsce do spania.

– Dzięki, ale jeśli chciałeś mnie tym zmotywować do dalszej wędrówki, to ja pasuję.

Chłopak zaśmiał się dźwięcznie, siadając obok mnie pod szerokim konarem. W jego zachowaniu było tyle szczerości i optymizmu, że zwyczajnie nie wypadało tracić nadziei. Kiedy wyjął z plecaka zapakowane w małe drewniane pudełeczko porcję pachnących pierożków, mój żołądek zasygnalizował nagłą, niepohamowaną potrzebę konsumpcji.

– Kleo mi je dała. Co prawda, noszę je już z sobą od wczoraj, ale powinny jeszcze nadawać się do zjedzenia.

Skinęłam głową, przełykając ślinę.

– Chyba nie muszę pytać, czy masz ochotę? – zaśmiał się i ułożył pudełeczko przy naszych nogach.

– Wiesz, powiem ci, że bardzo się cieszę, że zostałaś. Choć oczywiście wciąż nie mogę pojąć, jak mogłaś zrezygnować z powrotu do domu – mówił między jednym kęsem a drugim.

Moje myśli powędrowały w kierunku naszych towarzyszy. Dziś wiele o nich myślałam. O tym, gdzie teraz są, czy dali sobie radę… Czy zrozumieli, że muszą kontynuować misję w okrojonym składzie. Zastanawiałam się, co robi teraz Zayn. Minął dopiero jeden dzień, a już mi go brakowało.

Wypuściłam z płuc powietrze, próbując oczyścić umysł.

– Nie tęsknisz? – zapytał, kiedy przez dłuższą chwilę nie uraczyłam go żadną odpowiedzią.

– O, tak… tęsknię.

– Za czym najbardziej?

Rex rozsiadł się wygodniej, masując się po pełnym żołądku.

– To głupie, ale tęsknię za ignoranckim i egoistycznym zachowaniem, które tak mnie drażniło. W sumie… to chyba nie tak bardzo, skoro teraz mi tego brak.

Rex popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

– Ty… mówisz o…?

Zaczerwieniłam się, zdając sobie sprawę, jaką jestem idiotką.

– Tak… to znaczy, nie… Źle cię zrozumiałam. Pytałeś o tęsknotę za…

– Za domem – dokończył za mnie.

– Właśnie – zaśmiałam się bezsilnie. – Tęsknię za domem. O tak, baaardzo tęsknię za domem. – Spojrzałam na Rexa, ale w jego oczach widniało jedynie rozbawienie. Odwróciłam wzrok, usiłując zdusić w sobie palące zawstydzenie. Zacisnęłam wargi, by przypadkiem nie palnąć kolejnego głupstwa.

– Hej, w porządku. – Rex dotknął mojego ramienia.

– Przepraszam, źle cię zrozumiałam. Oczywiście, że tęsknię za domem.

Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy, starając się, by mój ton był zwyczajny, a wyraz twarzy obojętny. Niestety, ostatnimi czasy każde moje starcie z emocjami kończyło się sromotną porażką.

– Ale chyba bardziej niż za domem tęsknisz za nim.

O tak, całkowicie się z nim zgadzałam.

– Niezupełnie.

– Mia, wiem, że nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale widzę… nie musisz ukrywać przede mną tego, co czujesz do… przywódcy.

Szczerość w jego głosie zaskoczyła mnie do tego stopnia, że odczułam nieprzepartą chęć, aby odpłacić mu się tym samym. Zresztą byłabym naprawdę mocno oderwana od rzeczywistości, gdybym myślała, że moja relacja z Zaynem jest subtelna.

– Dobrze, masz rację. Może faktycznie nieco się do siebie zbliżyliśmy.

Chłopak schował pusty pojemnik do plecaka i przysunął się do mnie o kolejny niebezpieczny milimetr.

– Jak dużo o nim wiesz? – zapytał.

– Co masz na myśli?

Chłopak westchnął głośno i popatrzył w przestrzeń przed sobą.

– Chciałem się upewnić, że wiesz o jego sytuacji. O tym, w co się pakujesz, a raczej, w co oboje się pakujecie. Wiem, że może nie zawsze darzyliśmy się z Zaynem sympatią, ale to dlatego, że ten facet wiele ukrywa, nie tylko przed światem, lecz także przed swoimi przyjaciółmi. Chciałbym mieć pewność, że wyznał ci o sobie całą prawdę.

Przestało mi się podobać to, co mówił do mnie Rex, i pomimo całej mojej sympatii do niego, zaczynała zalewać mnie fala gorąca. Od kiedy Zayn opowiedział mi o swojej rodzinie i życiu w Hideout, byłam przekonana, że wyznał mi najgłębiej skrywane sekrety, a wiedza ta pozwoliła mi zarówno zrozumieć jego zachowanie, jak i się do niego zbliżyć.

– O jakiej sytuacji mówisz? – Starałam się zignorować pojawiający się w mojej głowie alarm.

Rex spojrzał na mnie, a na jego twarzy odmalowało się współczucie.

– A więc ci nie powiedział – stwierdził, a jego oczy pociemniały. – Wiedziałem, że nie można mu ufać…

– Rex, nie wiem, o czym mówisz, proszę, oświeć mnie. – Powoli pozbywałam się ze swojego głosu resztek sympatii.

Chłopak popatrzył mi w oczy, a po chwili uciekł spojrzeniem w przeciwnym kierunku, zupełnie jakby wahał się nad odpowiedzią. Przeczuwałam, że za chwilę mogę dostać w twarz kolejnym stekiem bzdur i już szykowałam się na ich odparcie…

– Zayn ma dziewczynę.

Trzask.

Moje serce odbiło się od żeber. Sekundy mijały w nieskończoność.

– Niemożliwe. – Odepchnęłam natrętne myśli i skierowałam całą swoją złość na Rexa. – To niemożliwe – powtórzyłam i podniosłam się.

– Mia…

– Jak możesz rzucać we mnie tak obrzydliwymi kłamstwami? – Zaśmiałam się, a potem zaklęłam.

Cholera. Byłam wściekła!

– Mia… nie miałem zamiaru cię rozzłościć.

Rex również wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę.

– Jeśli chcesz w ten sposób nas skłócić, to wiedz, że tak łatwo się nie nabiorę. Znam Zayna, wiem, co do niego czuję, i co on czuje do mnie!

Nagły ból, odbierający mi dech w piersi sprawił, że chciałam odejść, ale Rex chwycił mnie za nadgarstek. Przez chwilę milczał, wbijając wzrok w ziemię.

– A czy mówił ci, co czuje do Envy?

Grad wspomnień uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Envy. Dlaczego wcześniej Zayn niewiele o niej mówił, dlaczego to ona kręciła się obok niego podczas Rady Pięciu Miast?

– Rex, jeśli to są żarty, to bardzo proszę, abyś już skończył. Jeśli chciałeś zobaczyć, jak się złoszczę, to właśnie zakończyłam przedstawienie. Proszę, nie mów mi takich absurdalnych rzeczy. – Mój głos drżał, a oczy zaszły wilgocią. Z całych sił starałam się nie stracić panowania nad ciałem i emocjami.

– Przepraszam, że słyszysz to ode mnie, ale byłem pewien, że skoro Zayn spędza z tobą tak dużo czasu, to na pewno ci powiedział. Mia, uwierz mi, nie robię tego po to, by cię zdenerwować, bądź, co gorsza, skłócić z Zaynem. Po prostu uważam, że należy ci się prawda.

Podszedł do mnie bliżej, a ja skuliłam w sobie każde żywione dotąd uczucie.

Kiedy z mojej piersi, wbrew woli, wydobył się nieposłuszny jęk, zaklęłam w myślach. Moja klatka piersiowa z drżeniem unosiła się i opadała, dając mojemu ciału namiastkę żywotności, jednak w środku czułam, że coś we mnie umiera. Nie potrafiłam uwierzyć w ten absurd. Nie chciałam uwierzyć. Człowiek, któremu zaufałam i oddałam serce, miałby mnie oszukać? Wymazywałam z pamięci każde zdarzenie, które mogłoby potwierdzić słowa Rexa, ale one wracały do mnie ze zdwojoną siłą.

Nagle w mojej głowie kalejdoskop obrazów ułożył się w logiczną, choć bolesną rzeczywistość. Bal w Crump, podczas którego Irma ostrzegała mnie, bym nie angażowała się w relację z Zaynem. Po chwili zakłuła mnie jeszcze mocniej wizja naszej pamiętnej wymiany zdań w drodze do Fem, kiedy to Zayn stwierdził, że każdy z nas ma swoje tajemnice i „niech tak zostanie”.

Czy on miał na myśli… właśnie tę tajemnicę?

Nie mogłam w to uwierzyć.

Kiedy zacisnęłam mocniej pięści, a po moim policzku rozlały się słone łzy, Rex objął mnie ramieniem i przytulił do piersi, tłumiąc nasilający się we mnie szloch.

Nie były to ramiona Zayna, ale czy właśnie ich teraz potrzebowałam? Przez moment zapragnęłam, by wtopić twarz w jego ciepłą szyję i uśmierzyć ból goryczy i rozczarowania, ale po chwili każdy kawałek mojego ledwie trzymającego się kupy ciała naprężył się w geście protestu. Moje autodestrukcyjne pragnienia przeczyły logice.

Jak mogłam być taka naiwna? Mimo że zabroniłam sobie łez, i tak płakałam.

– Płacz, Mia – szeptał, głaszcząc mnie po głowie.

4. | KLEO

Prowadzenie objął Zayn. Być może chciał narzucić szybsze tempo, a może po prostu nie mógł dopuścić do tego, by ktokolwiek dostrzegł ból malujący się na jego twarzy.

Miałam w sobie zdecydowanie więcej optymizmu niż Zayn, a to zapewne dlatego, że z całych sił ufałam przyjaciółce. Może i naiwnie, ale już od początku przeczuwałam, że Mia nie należy do gatunku słabych, zabłąkanych owieczek. Nie tylko Rango dostrzegł w niej coś więcej. Jej siła nie przejawiała się w mięśniach, umiejętności walki czy kondycji fizycznej. Była ukryta głęboko w niej samej i tylko czekała na odpowiedni moment, by się ujawnić. Byłam o tym przekonana.

– Słyszeliście to? – zapytała Irma, przystając na moment.

– Tak. Hałas dochodzi zza zachodniej ściany drzew. Najlepiej to sprawdzić – odparł Zayn, a jego ciało w kilka sekund było gotowe do ataku.

Popatrzyłam porozumiewawczo na Zayna, a on tylko skinął głową i machnięciem ręki nakazał nam iść we wskazanym kierunku.

– To może być jakieś zwierzę – zastanowiłam się głośno.

Przecięliśmy ścianę gałęzi i ruszyliśmy za źródłem dźwięku. Nie musieliśmy długo szukać. Już po chwili dostrzegliśmy tlące się w oddali ognisko, a przy nim trzech zwiadowców.

– Wysoce nieodpowiedzialne. – Irma pokręciła głową, a Seon zawtórował jej krótkim przytaknięciem:

– „Nieodpowiedzialne” to mało powiedziane, ja użyłabym słowa „głupie”.

– Jeśli mnie oczy nie mylą, to nasze potencjalne zagrożenie wpadło wprost w nasze ręce – rzucił Zayn, chowając się za szerokim konarem.

Poszliśmy w jego ślady. W oddali dostrzegłam znajome twarze zwiadowców, którzy zaatakowali nas w drodze do Fem. Przeszył mnie dreszcz wstrętu na wspomnienie tego spotkania. Siłą woli zmusiłam swoje ciało, by pozostało w bezruchu.

– Jaki jest plan? – zapytała Irma.

– Musimy wziąć ich z zaskoczenia – odparłam bez namysłu.

Zayn popatrzył na mnie z politowaniem.

– Naprawdę? Myślałem, że najlepiej będzie najpierw się przywitać i pogadać o pogodzie.

– Zayn! – skarciła go Irma.

– Zastanówmy się, co teraz powinniśmy zrobić – odparł przywódca, ignorując pretensjonalny ton zielarki.

Rozejrzał się dookoła, finalnie skupiając spojrzenie na mnie, a raczej na łuku przewieszonym przez moje ramię.

– Ile masz strzał? – zapytał.

– Tylko jedną, resztę straciłam podczas małej sprzeczki z Puellą.

– Powinna wystarczyć, jeśli dobrze to rozegramy – rzucił.

Seon podszedł bliżej, niemal potykając się o wysoki korzeń, a moje serce załomotało z obawy, że zaraz nas usłyszą.

– Uważaj. – Zielarka przewróciła oczami.

– Tak, tak… – odchrząknął i złapał równowagę. – Słuchaj, Zayn, nie wiemy, ilu ich jest, więc musimy trochę poczekać, by upewnić się, że nikt nas nie zaskoczy. Najlepiej, jeśli staniemy na czatach i nieco się rozejrzymy. Trzeba sprawdzić, czy to nie pułapka.

Po tym, jak Zayn rozdzielił wszystkim zadania, udaliśmy się na zwiad po lesie. Mięśnie bolały mnie od ciągłego ich napinania i skradania się. Byłam przekonana, że tylko marnujemy czas, ale rozkaz to rozkaz. Po zachodzie znów spotkaliśmy się w bezpiecznie oddalonym miejscu i wymieniliśmy informacje. Żadne z nas nie napotkało niczego podejrzanego.

Sytuacja wyglądała następująco: na polecenie Zayna postrzelę w kończynę jednego ze zwiadowców, i w momencie, gdy drugi zajmie się poszkodowanym, a ostatni najpewniej pobiegnie zbadać sytuację, my wkroczymy do akcji i ogłuszymy go. Potem trzeba będzie działać instynktownie, gdyż trudno ocenić, jak zachowają się pozostali… i na ile celny okaże się mój strzał.

5. | MIA

Ta noc była ciężka. Nie miałam ani siły, ani ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Na szczęście Rex wykazał się wyrozumiałością i nie wydawał się zaskoczony czy też zasmucony brakiem komunikatywności z mojej strony.

Starałam się przekonać samą siebie, że przecież nie dla Zayna zdecydowałam się tu zostać, lecz dla Kleo, Rexa, Irmy i Torona. Starałam się, ale w głębi serca wiedziałam, że to nieprawda. Wciąż nie mogłam pogodzić się z myślą, że zakochałam się w kawałku lodu.

Chropowatym, twardym kawałku lodu.

Byłam zła na siebie, a frustracja powodowała, że gorzkie łzy samowolnie spływały po moich policzkach.

– Mia, śpisz? – zapytał Rex, kiedy po raz kolejny przekręcałam się z boku na bok, starając się, by rozmieszczenie siniaków na moim ciele było równomierne.

– Tak.

– Czyli dalej podtrzymujesz swoje postanowienie milczenia?

Odwrócił się w moją stronę.

– Rex, nie podtrzymuję żadnego postanowienia, po prostu staram się zasnąć, a prowadzenie rozmowy raczej mi w tym nie pomoże.

– No tak, racja. Jeśli jednak chciałabyś pogadać, to wiesz…

– Tak, dziękuję. – Siliłam się na przyjazny ton.

– I nie myśl za dużo… Zayn to nie jedyny chłopak na świecie – dodał, uśmiechając się półgębkiem.

Jedyny.

A przynajmniej jeszcze kilka godzin temu był dla mnie całym światem. Chciałam go poznawać, odkrywać jak bezludną wyspę. Pragnęłam patrzeć w tym samym kierunku, w którym on patrzy, ale jeśli jego kierunkiem była Envy, na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze.

Nie wiedziałam, czy słowa Rexa są prawdziwe, ale mimo to nie potrafiłam im zaprzeczyć. Dlaczego mój przyjaciel miałby mnie okłamać? Co by na tym zyskał?

– Rex?

– O, proszę, zmieniłaś zdanie.

Entuzjastycznie podparł się na łokciu, a w blasku księżyca jego twarz nabrała ostrzejszych rysów.

– Co jest między tobą a Kleo?

Chłopak wydał się zaskoczony tym pytaniem. Nabrał powietrza w płuca, a potem rzucił mechanicznie:

– Bardzo się lubimy.

– Jak bardzo?

Nie dałam się zwieść.

– Jakby to opisać… czuję się przy niej szczęśliwy i radosny. To tak, jakby podczas biegu w zawodach być na podium i zająć drugie miejsce!

– Dlaczego nie pierwsze?

Rex machnął ręką i uśmiechnął się do mnie.

– Nie jestem aż tak wymagający – dodał.

Odwzajemniłam uśmiech i przekręciłam się na drugi bok.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę o naszych pragnieniach, absurdalnych marzeniach i najdziwniejszych fantazjach. Rex zdradził mi, że zawsze marzył o wyprawie w nieznane, a kiedy tylko dowiedział się o tajnym spotkaniu Rady Pięciu Miast, potajemnie rozpoczął treningi.

– Twoi rodzice nie chcieli, byś brał udział w misji?

– Moi rodzice żyją tym, co dzieje się w Crump. Zwykle stronią od konfliktów i spraw, które bezpośrednio ich nie dotyczą… Zresztą to domena wielu mieszkańców mojego miasta.

– Ale przecież bezpieczeństwo całej krainy dotyczy także ich – zauważyłam, na co mój rozmówca uśmiechnął się blado.

– Właśnie.

– Czym ich przekupiłeś? – zapytałam w końcu.

– Nie przekupiłem. Po prostu zostawiłem im list z wiadomością, że wraz z pozostałymi kandydatami z naszego miasta wyruszam na spotkanie Rady – powiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Co prawda, nie miałem jeszcze osiemnastu lat, ale dzięki znajomości z księciem Confundo zdobyłem zgodę głowy miasta, a to upoważniało mnie do udziału nie tylko w Radzie, lecz także i w samej wyprawie.

– Mnie nikt nie udzielił takiej zgody!

Rex wydał się rozbawiony, a jego twarz rozpromieniła się.

– Mimo wszystko jesteś tu i bardzo się z tego cieszę – dodał, śmiejąc się.

Rozmawiało się nam bardzo swobodnie, a jego radosne nastawienie i pogoda ducha pozwalały mojej świeżej ranie zatamować krwawienie. Zaczynałam przekonywać samą siebie, że może rzeczywiście nie zostałam tu tylko dla Zayna.

***

Kolejnego dnia wędrowaliśmy w lepszych humorach. To znaczy Rex, bo ja wciąż wracałam myślami do Zayna i Envy. Mimo że czułam ból, nie pozwalałam sobie na zatracenie się w nim. Nie docierała do mnie świadomość, że to, co usłyszałam od Rexa, jest prawdą. Gdzieś w głębi duszy tliła się nadzieja, że to nieporozumienie, które da się racjonalnie wyjaśnić. Wiedziałam, że dopóki nie przekonam się na własne oczy i uszy, nie uwierzę.

Rex pokierował nas drogą przez przełęcz. Byłam przekonana, że pozostali towarzysze także wybrali tę bezpieczniejszą trasę. Sporadycznie rozglądałam się w celu odnalezienia znajomych sylwetek, ale Rex uważał, że Zayn na pewno wybrał lepszy skrót.

– A ty skąd znasz tę drogę? – zapytałam, a echo moich słów odbiło się od skał.

– Kiedy byłem młodszy, mój ojciec często zabierał mnie na piesze wędrówki. Matka zwykle wpadała w szał, gdy jej o tym mówiłem, bo przecież groziło nam ogromne niebezpieczeństwo.

Ostatnie słowa ociekały sarkazmem, który wywołał uśmiech na mojej twarzy.

– Często bywałeś w tych stronach?

– Można tak powiedzieć, mimo to nie znam wszystkich dróg prowadzących do Hideout. Ojcu zależało, bym poznał okolicę. Mówił, że prawdziwy mężczyzna powinien znaleźć wyjście z każdej sytuacji, a jeśli nie wystawię nosa poza Crump, to nigdy nie poznam prawdziwego życia. Teraz muszę przyznać, że się opłaciło.

– Czyli byłeś w Hideout?

Rex spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

– Żartujesz? Wejście znają tylko mieszkańcy. Zwykle dochodziliśmy do ruin i zawracaliśmy, ale dzięki temu, że poznałem te tereny, wiem, w którą stronę podążać. Ostatnimi czasy wśród ludu Crump chodziły pogłoski, że Elajza wysyła coraz więcej zwiadowców i niestety od tamtego czasu ojciec przestał opuszczać mury naszego miasta.

– Rozumiem. Czyli tak naprawdę nie mamy gwarancji, że dostaniemy się do miasta…

Miało nie zabrzmieć jak marudzenie, ale najwyraźniej zabrzmiało.

– O to nie musisz się martwić, coś wymyślę. I tak mamy spory zapas czasu. Założę się, że przynajmniej kilka godzin minęło, zanim reszta zorientowała się, że uciekliśmy. Nieco przyśpieszymy i powinniśmy być przed nimi. Kiedy dojdziemy, poczekamy cierpliwie, aż się pojawią.

Nie wiedziałam, czy Rex mówił tak, bo chciał mnie pocieszyć, czy może naprawdę była to dla niego tak oczywista rzecz. Mimo wszystko jego nastawienie ugasiło mój wewnętrzny niepokój i pozwoliło choć przez chwilę napawać oczy niesamowitym widokiem potężnych skał.

– A twoi rodzice, Mia, jacy są? – zapytał po chwili.

Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie rodzinnego domu.

– Są świetni. Mama to kobieta z zasadami, ale zawsze ciepła i pogodna. Jest zdecydowanie bardziej stanowcza niż ojciec. Lubi gotować, pielęgnować ogród i dbać o dobrą atmosferę w domu.

– Zupełnie tak jak u mnie. Niech zgadnę, twój tata pewnie ciągle słucha, że ma złe nawyki wyniesione z domu?

Spuściłam głowę. Rex się mylił, ale skąd mógł wiedzieć?

– Hej, Mia, powiedziałem coś nie tak?

Zatrzymał się, wlepiając we mnie pełne obaw spojrzenie.

– Nie… to nie tak. Mój ojciec od dziecka był sierotą. Jego rodzice zmarli bardzo młodo. Kiedy był jeszcze nastolatkiem, uległ poważnemu wypadkowi, w wyniku którego jego życie obróciło się do góry nogami.

– Nie wiedziałem, bardzo mi przykro z tego powodu.

Współczucie wybrzmiewające w jego głosie zdawało się być szczere i niewymuszone.

– Jasne, nie mogłeś wiedzieć – odparłam.

– A jak z nim teraz? To znaczy, czy już czuje się dobrze?

Zatrzymałam w płucach powietrze, by dać sobie czas na chwilę namysłu.

– Raczej tak… ma mnie i moją mamę, jest szczęśliwym człowiekiem. Nigdy nie skarżył się na swój los i nie chciał od nikogo taryfy ulgowej, choć widziałam, że nie raz było mu ciężko. Na wszystko musiał zapracować sam. Kiedy po wypadku wyszedł ze szpitala, od razu zatrudnił się w pobliskiej kwiaciarni, by zarobić na czynsz i utrzymanie. Tak się szczęśliwie złożyło, że była to kwiaciarnia mojej babci Doroty, w której pracowała dorywczo moja mama. Tak się poznali.

– Z miłości do kwiatów – zaśmiał się Rex.

– Taaak, można tak powiedzieć. – Zawtórowałam mu, a napięcie zeszło ze mnie niczym powietrze z nadmuchanego balonu.

– Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś.

Wymieniliśmy krótkie spojrzenia.

– Mój ojciec też często zabierał mnie na wycieczki – przyznałam.

– Słuchaj, czy ty przypadkiem nie jesteś moją siostrą? – Posłał mi szczery uśmiech, a ja mu zawtórowałam.

– Czasem tak się czuję – przyznałam.

Rex ruszył przed siebie. Nic już nie mówił, ale mogłam przysiąc, że spochmurniał.

6. | KLEO

Z całej siły naciągnęłam cięciwę, starając się wyrównać oddech i wycelować w najbezpieczniejszy punkt – poniżej kolana zwiadowcy. Z tej odległości stanowiło to nie lada wyzwanie. Miałam tylko jedną szansę, a chybiony strzał mógłby znacznie utrudnić realizację planu.

Napięłam mięśnie, by utrzymać je w bezruchu.

– Teraz! – zarządził Zayn, a opuszki moich palców posłusznie zwolniły cięciwę, wypuszczając prostopadle wycelowaną strzałę wprost w ruchomy cel.

Czas na chwilę zwolnił, a moje ciało oblał zimny pot. Strzała ze świstem przebiła podudzie zwiadowcy, który, zaskoczony, wydał z siebie głośny skowyt.

Tak jak przewidzieliśmy, jeden ze zwiadowców już biegł w naszym kierunku, a my zajęliśmy miejsca za szerokimi konarami drzew. Niemal odliczaliśmy sekundy, które dzieliły nas od spotkania z nim, a kiedy tylko się pojawił, Zayn szybkim uderzeniem w tył głowy ogłuszył przeciwnika.

– Dobra robota, Zayn – wypaliłam, a on posłał mi krótkie spojrzenie.

Irma podbiegła do nieprzytomnego mężczyzny i już zajęła się krępowaniem jego kończyn.

– Zostanę tu, na wypadek gdyby zaraz miał się ocknąć. Wy idźcie i zajmijcie się resztą.

Nie musiała dwa razy powtarzać. Razem z Seonem i Zaynem ruszyliśmy w kierunku przygaszonego ogniska, gdzie zraniony mężczyzna tamował ranę, jego towarzysz zaś, niczym spłoszony królik, rzucił się do ucieczki.

– Za nim! – zawołał Zayn.

– A co z poszkodowanym? – zapytałam, łapiąc oddech.

– W takim stanie daleko nie zajdzie – rzucił Seon, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że starzec jest tuż za moimi plecami.

Bez wątpienia mieliśmy przewagę liczebną, mimo to nie znaliśmy tych terenów. Być może zwiadowcy uda się ukryć i uniknąć konfrontacji. Nie mogliśmy na to pozwolić.

Moje nogi drżały od wysiłku i nadmiaru krążącej we krwi adrenaliny, mimo to biegłam tak szybko, jak nakazywała mi moja psychika. Sylwetka zakapturzonego zwiadowcy przemykała pomiędzy gęstymi konarami niczym dzika zwierzyna uciekająca przed drapieżcą. Z całych sił starałam się nie zgubić celu. Jeszcze nigdy nie biegłam z taką determinacją, ogarnięta szaleńczą i trwożną myślą o porażce.

Wtem osobnik omijający wysokie pnie drzew potknął się. W tej samej chwili jego twarz spotkała się z gęstym mchem, pokrywającym wysokie korzenie.

To w zupełności wystarczyło, by Zayn, z wytrenowaną przez lata precyzją, doskoczył do osobnika i zablokował jego ruchy. Szamotanina nie trwała długo. W ułamku sekundy znalazłam się obok przywódcy, który już przykładał lśniący sztylet do pulsującej szyi uciekiniera.

– Nic wam nie powiem!

Zwiadowca wykrzywił w grymasie bólu swoją zabliźnioną po dawnych walkach twarz. Przeszedł mnie dreszcz wstrętu i obrzydzenia.

– To się jeszcze okaże – odparł Zayn.

Mężczyzna spojrzał na niego, a po jego mimice mogłam się tylko domyślać, jak wiele pytań kłębi się w jego okaleczonej głowie.

Seon po krótkiej chwili wyłonił się zza ściany drzew. Z trudem łapał oddech. Podszedł do mężczyzny i zajął się wiązaniem mu rąk.

– Teraz pójdziesz z nami. – Przywódca podciągnął mężczyznę, który chwiejnie trzymał się na nogach.

W milczeniu wróciliśmy do miejsca, w którym zostawiliśmy Irmę. Kobieta doskonale poradziła sobie z rannym zwiadowcą, który dołączył do ogłuszonego osobnika. Obaj byli skrępowani, z tą różnicą, że ten drugi zdawał się przytomnieć.

– Jak ci się to udało? – zapytałam, nie kryjąc podziwu.

– Ogłuszenie Zayna było na tyle skuteczne, że mogłam zająć się tym oto rannym człowiekiem. Wystarczyło opatrzeć ranę postrzałową i natrzeć ją odpowiednimi ziołami, które nieco uśpiły jego czujność. Nie uwierzycie, ale zwiadowca był tak przerażony, że moją pomoc przyjął bez zająknięcia, a kiedy zorientował się, że został związany, było już za późno na protesty – odparła bez przekonania, wzruszając ramionami.

– Świetna robota! Prawda, Zayn? – Niemal rzuciłam się jej na szyję.

Przywódca dowlókł zabliźnionego zwiadowcę na miejsce i zostawił obok pozostałych, po czym westchnął ciężko.

– Mhm… – mruknął. – Musimy ich przygłodzić, ciągnięcie za sobą takiego cielska wysysa ze mnie wszelką radość istnienia.

– Radość czego? – zaśmiałam się, bo słowa: „Zayn” i „radość” nie powinny występować w jednym zdaniu. Przywódca spojrzał na mnie spode łba, co wystarczyło, bym zamilkła jak grób. W tym momencie najwyraźniej nie był w nastroju do żartów.

O ile kiedykolwiek był.

– Jaki jest plan? – zapytałam w końcu.

– Jest już ciemno, musimy zregenerować siły. Zostaniemy tu na noc, na zmianę pełniąc warty i pilnując zakładników, a rano wyruszymy dalej – poinformował nas Zayn.

– Ognisko jeszcze się tli, myślę, że warto będzie je podtrzymać – wtrąciła Irma, na co ten kiwnął głową z aprobatą.

– Ostatnia prosta przed nami – dodał, patrząc w las.

– Ciekawe, jak radzą sobie Mia i Rex – westchnęłam bez namysłu.

Zayn zmierzył mnie srogim spojrzeniem, a ja dostrzegłam w jego oczach nie tylko gniew, lecz także usilnie skrywaną obawę.

– Oczywiście, na pewno wszystko w porządku – dodałam, śmiejąc się naiwnie.

Przywódca wyglądał, jakby właśnie dostał w twarz, mimo to zachował zimną krew.

– Gdzie reszta waszych towarzyszy? – skierował pytanie do skrępowanych zwiadowców.

Mężczyzna z zabliźnioną twarzą spojrzał na nas z pogardą, po czym siarczyście splunął. Musiałam mocniej zacisnąć wargi, by nie zwymiotować.

– Nie chcesz teraz mówić? Nie ma sprawy. Wyszczekasz wszystko na przesłuchaniu w bardziej sprzyjających warunkach. – Zayn odwrócił się na pięcie, a jego słowa zawisły w powietrzu niczym wyrok śmierci.

– Jeśli nas wypuścicie, to wszystko wam powiemy.

Tym razem odezwał się ranny zwiadowca, który najwidoczniej wracał do świadomości. Postanowiłam pociągnąć go za język.

– Powiedz, co wiesz. – Determinacja w moim głosie była wyraźna.

– Tylko, jeśli wasz przywódca da mi słowo, że nas puścicie – odparł, a jego spojrzenie było teraz stanowcze i wyzywające.

Seon z Irmą wymienili zmieszane spojrzenia, Zayn jednak milczał. Stał i wpatrywał się w zwiadowcę, a ja miałam wrażenie, że toczy z sobą wewnętrzną walkę.

– Zayn? – Starałam się wyrwać go z zamyślenia.

Spojrzał na mnie.

– Nie mogę tego zrobić – odparł twardo.

Krew zawrzała w moich żyłach. Odeszłam kilka metrów dalej, ciągnąc Zayna za ramię. Seon i Irma poszli w nasze ślady.

– Uważam, że to jedyna szansa, żeby dowiedzieć się, jakie informacje zdążyła zdobyć Elajza… a także poznać jej plany. Jeśli nawet weźmiemy ich jako zakładników, nie mamy gwarancji, że cokolwiek nam powiedzą. – Skrzyżowałam ręce na piersiach, by podkreślić wagę mojej wypowiedzi.

– Uważam, że ciągnięcie ich ze sobą wiąże się z dużym ryzykiem – wyznała Irma. – Jeśli poznają nasze plany, dowiedzą się czegokolwiek więcej, możemy mieć poważne kłopoty. Nie wiemy, czy uda nam się przetransportować ich do Hideout. Co, jeśli okaże się, że w pobliżu kręcą się inni zwiadowcy?

Seon potaknął, jakby zgadzał się z Irmą, zaś Zayn przyjął swą naturalnie kamienną twarz i pokręcił głową.

– Nie ufam im i nie mogę się na to zgodzić. Nie wypuścimy ich – odparł po chwili.

Irma prychnęła z niezadowoleniem.

– Zayn, w tej chwili zwiadowca jest pod wpływem środka, który znacznie miesza mu w głowie. Kiedy przestanie działać, może w ogóle nic nam nie powiedzieć. Musimy się zastanowić, co jest dla nas najlepszym wyjściem – dodała.

Seon wydawał się rozbawiony, a kiedy dostrzegł moje pytające spojrzenie, odparł:

– Nasz młody wojownik nie boi się o nas, lecz o naszą przyjaciółkę.

– Mię? – W sumie nie musiałam pytać.

– Jeśli my natknęliśmy się na tę trójkę i będziemy mieli na nich cały czas oko, to nie wpadną na waszych towarzyszy.

Popatrzyłam na Zayna w nadziei, że jakkolwiek zareaguje na słowa Seona. On jednak patrzył na nas oczami pełnymi tajemnic, najwidoczniej nie mając w sobie wystarczającej siły, by zaprzeczyć. Seon miał rację i w tej chwili nie tylko ja to zrozumiałam.

– Irmo, czy dasz radę przygotować więcej naparu, by znieczulić wszystkich zwiadowców? – zapytał Seon. – Nie mamy co liczyć na to, że Zayn zmieni zdanie. Pozostaje nam czasowo uśpić ich logiczne rozumowanie.

– Zioła, których będę potrzebowała, rzadko występują w tej okolicy, poza tym jest ciemno. Nie jestem pewna, czy uda mi się coś znaleźć.

Irma nie była zadowolona z pomysłu, aby teraz udawać się na poszukiwanie ziół, ale najwyraźniej zdawała sobie sprawę, że protesty na nic się zdadzą.

– Pójdę z tobą, Irmo. Seon przypilnuje zwiadowców, a ty, Kleo, możesz się przespać. Potem się zmienimy. – Zayn podjął decyzję.

– Niech będzie – odparłam.

7. | MIA

Słońce powoli chowało się za horyzontem szpiczastych gór, oplatając nas bladym fioletem. Chłód nadchodzącego wieczoru powoli dawał się we znaki, a surowe i groźne ukształtowanie terenu wprawiało mnie w grobowy nastrój. Nie tylko bijące od skalnych ścian zimno, lecz także mglista poświata sprawiały, że z całych sił zapragnęłam opuścić to miejsce.

– Zimno ci? – zapytał Rex.

Nienawidziłam tego typu pytań niemal tak samo, jak nienawidziłam poczucia skrępowania, jakie wskutek tego we mnie rosło.

Zaprzeczyłam, przywołując najbardziej swobodny wyraz twarzy.

– Zrobiło się chłodniej, a to znaczy, że jesteśmy coraz bliżej celu – powiedział, a ja spostrzegłam, że zdejmuje z siebie skórzaną kurtkę.

– Jak myślisz, jeszcze długa droga przed nami?

– Nie potrafię jednoznacznie określić, ale myślę, że jeśli dziś tu przenocujemy, to jutro wieczorem powinniśmy dojść do ruin dawnego Hideout, a stamtąd zaczekać na kogoś, kto poprowadzi nas do wejścia.

Przytaknęłam, nie zwalniając tempa. Po chwili Rex zatrzymał się i popatrzył na mnie ciepło.

– Zdejmij plecak – powiedział.

– Po co? – Grałam głupią.

– Wolałbym, żeby twoje ramiona ogrzała moja kurtka, a nie bagaż – zaśmiał się.

Poczułam, jak moje policzki nabierają koloru. Nie było sensu wzbraniać się przed nieuniknionym, o ile dobrze znałam mojego towarzysza.

– Dziękuję, Rex, ale wiedz, że nie musisz tego robić – powiedziałam, jednocześnie wykonując polecenie towarzysza.

Kurtka, którą pośpiesznie założył mi na plecy, okazała się ciepła i miękka, a moje ciało od razu odwdzięczyło mi się błogim przypływem endorfin.

– Nie ma sprawy. Teraz to ja muszę o ciebie dbać.

Uśmiechnęłam się tylko, bo nie znalazłam żadnej sensownej odpowiedzi.

– Myślę, że najlepiej będzie, jeśli przenocujemy w jakiejś skalnej wnęce – rzucił po chwili.

Mimo że z całych sił starałam się ukryć swoje obawy i niezadowolenie, nie byłam w stanie przyjąć do siebie wiadomości, że mam spędzić noc w tak opustoszałym i wiejącym grozą miejscu. Gotowa byłam błagać go o zmianę decyzji, ale równocześnie nie chciałam wyjść na rozpieszczonego słabeusza.

– Jasne, też tak sądzę – odparłam tylko.

Droga, którą szliśmy, zdawała się wprowadzać nas w mroczną i bezkształtną otchłań, a echo naszych rozmów stawało się niebezpiecznie głośne i zniekształcone. W tym momencie poczułam przechodzący po moim ciele dreszcz obawy, nie wiedziałam jednak, co było źródłem tego stanu. Rex najwyraźniej dostrzegł grymas na mojej twarzy.

– Coś się stało?

Rozejrzałam się dookoła, szukając przekonującego usprawiedliwienia.

– Mam dziwne przeczucie, że coś jest nie w porządku – wyznałam bezsilnie.

Twarz Rexa wydała się teraz pogrążona w zamyśleniu, a ja walczyłam z myślą, czy aby moja zmęczona głowa nie płata mi figla. Mimo wszystko uczucie napięcia narastało w takim tempie, że nie byłam w stanie jasno rozumować.

– Uważam, że powinniśmy się ukryć.

W moim głosie wybrzmiała panika. Nie musiałam dwa razy powtarzać. Rex chwycił mnie za rękę i poprowadził wzdłuż skalnej ściany, przyciskając plecy do zimnych kamieni.

– Widziałem małe wgłębienie w skale, musimy się tam dostać.

Wtem niebo zaszło nie tylko fioletem, lecz także brudną szarością, a powietrze wydało się stęchłe i nieprzyjemne. Na twarzy Rexa dostrzegłam zarówno obawę, jak i niezadowolenie. Szarpnął mocniej za moje ramię i prędko pobiegł do kamiennej groty, która, ku naszemu zdziwieniu, okazała się większa, niż nam się wcześniej zdawało.

– To gawrony Elajzy – szepnął. – Przelatują nad