24,23 zł
Tomik składa się z dwóch rozdziałów, w pierwszym autor odkrywa pesymistyczny obraz świata i neurotycznej natury człowieka XXI w. doświadczonego różnymi problemami i pokusami życia codziennego. Natomiast w drugim rozdziale znajdują się bardziej optymistyczne utwory, w których nawet trudne tematy ukazane są poprzez humor. Autor w tomiku przedstawia świadomie obraz współczesnej obyczajowości, nacechowany pozytywnymi, jak i negatywnymi emocjami, aby każdy czytelnik mógł znaleźć w nim coś dla siebie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 22
Projektant okładkiMartyna Różańska
© Jakub Koźbiał, 2020
© Martyna Różańska, projekt okładki, 2020
Tomik składa się z dwóch rozdziałów, w pierwszym autor odkrywa pesymistyczny obraz świata i neurotycznej natury człowieka XXI w. doświadczonego różnymi problemami i pokusami życia codziennego. Natomiast w drugim rozdziale znajdują się bardziej optymistyczne utwory, w których nawet trudne tematy ukazane są poprzez humor. Autor w tomiku przedstawia świadomie obraz współczesnej obyczajowości, nacechowany pozytywnymi, jak i negatywnymi emocjami, aby każdy czytelnik mógł znaleźć w nim coś dla siebie.
ISBN 978-83-8189-979-6
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
jesteś moją traumą
ktoś rzucił we mnie pająkiem
mimo ustającego bólu
rany nie zabliźniają się
błądzę nawet w snach
dotykają mnie cienie
na granicy z podręcznym bagażem
zostawiam po sobie ślady
jestem samospełniającą się przepowiednią
Proste drogi są kręte, drabina się chwieje,
znów jest ślisko, w odbiciu kałuży poszukujesz siebie.
Myślisz, że niektóre rzeczy dzieją się same.
Powiązanie szybko rozwiązuje życie.
Wyglądasz obco, zdrapujesz tatuaże.
Mówisz, że wdychasz pustkę. Unoszą się opary.
Smugi rysują pętle na szyi — niebo zachodzi.
W rzece puszki odpływają w wirze, jak ty.
Później wypływasz na drugą stronę,
w sam piach, którego niedługo już nie wyplujesz.
zima jest inspirująca odkładam paletę
pewnym ruchem zrywam sukienkę z baleriny
spływa ultramaryna
pociągnięciem pędzla spinam jej włosy
zmieniając odcień powoli wnika
ozdabia światłocieniem płótno
nawet w bezruchu tańczą kontrasty
La Cumparsita wprawia w ekspresję
stawiasz krok w przód i dwa kroki do tyłu
wyciągnięte ręce pozorują rytm tanga
wieczorem sprzedaję cię na licytacji
rozpędzeni jak chmury
ciągle czekamy na słoneczną pogodę
mijamy ludzi w mętnych kałużach
kiedy śnimy dźwięk budzika
sprowadza nas na ziemię
oślepieni ślubnym blaskiem
wciskamy obrączki na palce
z nadzieją że nic nas nie rozdzieli
nadciągają ciemne obłoki
po przebudzeniu wypadamy z siebie
grzmi pioruny uderzają w drzewa
po burzy wychodzi słońce
kolejna zmiana budzi w nas zdziwienie
znowu się kochamy w domu nazywanym
rajem zakazany owoc krąży w naszych głowach
podobno dusza waży dwadzieścia jeden
gramów najlepiej wiedzą o tym psychoterapeuci
komponując diagnozy
sekretarka podaje kawę w gorącym kubku
pyta czym się zajmuję
mówię — wyjściem z sytuacji
wzrokiem opiera się o mnie
uchylone okno przemyciło prześwity
przeczuwam o pacjentach wie tyle co ja
w poczekalni przeklinam guziki w dżinsach
piszę na kolanie erotyk
niełatwo wyleczyć się z toksycznych ludzi
wypieram strome myśli
na kozetce trudno zachować pion
dzielimy się na dziedziczne przypadki
kiedyś lubiłeś zabawy w chowanego
nocą nagle wyszedłeś obrażony przez ojczyma