Piosenki, banały i inne wiersze - Aleksandra Rybecka - ebook

Piosenki, banały i inne wiersze ebook

Aleksandra Rybecka

0,0

Opis

Tomik poezji zawiera utwory, które przez wiele lat pisane były „do szuflady”. Tematyka wierszy dotyczy przeżywania świata, piękna przyrody, uczuć, wrażeń i emocji związanych z ludzką egzystencją. Wiele wierszy poświęconych jest podróżom oraz rodzinnemu miastu autorki — Krakowowi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 55

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Aleksandra Rybecka

Piosenki, banały i inne wiersze

© Aleksandra Rybecka, 2020

Tomik poezji zawiera utwory, które przez wiele lat pisane były „do szuflady”. Tematyka wierszy dotyczy przeżywania świata, piękna przyrody, uczuć, wrażeń i emocji związanych z ludzką egzystencją. Wiele wierszy poświęconych jest podróżom oraz rodzinnemu miastu autorki — Krakowowi.

ISBN 978-83-8221-383-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Piosenki, banały i trochę wierszy2006—2018

Kocie nargile

Trawnik pod bizantyjską kopułą w ciepłą noc ramadanu

niknące w oddali światła małych łodzi

pachnące powietrze Bosforu nagrzane słońcem lata

latarnie przy stolikach kawiarni szmer cichych rozmów

wśród barwnych chust milknące w jedwabiu słowa

pluszczące wilgocią węże nawadniają w ciemności ziemię

szumi rozlewająca się woda, a między przechodniami

między kamiennymi stolikami łaszą się koty wieczorne

stopy owijają ogonami, nikt nie słyszy miękkości ich łap

zielone połyskują w blasku latarni oczy

zwężone jak do skoku muezin przerywa wieczorną ciszę

wokół nargile kawowe, melonowe, cynamonowe

waniliowe, jak koty o zmroku daktylowe spojrzenia

nigdy nie wiesz, co zostanie w tobie na zawsze

o gorące nargile ociera się kot, ciemnołuka bizantyjka

w falującej burzy włosów biegnie wymienić gorące węgle

Istambuł 2012

Ptasie sprawy

Ludzie podobni ptakom

z oczami w kolorze piór drozda

z rękami wzdłuż tułowia

złożonymi jak skrzydła do lotu

który nigdy się nie odbył

w połysku zieleni obsiedli

ławki w parku, mącą wodę z fontanny

kołyszą się w tramwaju

kołyszą swój smutek

na wietrze, kroczą drogą

która jest wieczna

serce śpiewa prostą melodię

o poranku krótką

wieczorem lekko swawolną

bo minął już skwar dnia

niebieski tramwaj platforma

ptasiego porozumienia

wiozą myśli ptaki niebieskie

co sieją, orzą, zbierają

chyboczą się i turlają na zakrętach

***

To ty jesteś w błędzie mój świecie

myląc i zacierając

prawdziwy sens znaczeń

odrywając formanty i derywaty

zamykając usta prawdy

i prawdzie usta

współczuć należy tym, którzy ulegli

zewnętrzna powłoka pełna pustki

przestrzeń złota ukryta

nieprawdą jest

internetowa sieć i jej bezduszne łącza

biedni tułacze, tam nie ma Itaki

***

życie odmierzane workami wyrzuconych śmieci

60 l 75 l 80 l

wyrzuciłam już ich wiele

czasem segregowałam odpady

makulaturę zawsze osobno

życie odmierzane kroplami deszczu

wymierne są tylko rzeczy smutne

lub prozaiczne

czy można wyrzucić szczęście

czy można wyrzucić słońce

odmierzyć blask

***

Słoneczniki pochylają głowy ku słońcu

wielkie cykady grzeją się

choć upał pali zieleń

a u nas wiatry kołyszą letnią bujność traw

poruszają korony drzew

obłoki miłosiernie przesłaniają gorącą tarczę

taki poranek jak ten

dar Boga w chaosie życia

grzejemy się w cieple

oddychamy — choć nie widać powietrza

świat jest go pełen ma różne kolory,

temperaturę wilgotność

a każda z powietrznych form

uszczęśliwia

***

Nie mów już nic nie poradzisz

nadszedł koniec był długo oczekiwany

dojrzewał powoli

czekanie na uwolnienie przychodzi

wraz z pierwszymi chwilami swobody

nie pomoże wpatrywanie się w noc

wraz z dzikimi gęsiami lecącymi

w srebrnej poświacie księżyca

umarła miłość, razem z nią udręka

jestem szczęśliwa wrześniowe słońce

nigdy nie było piękniejsze

nie wracaj głupia miłości więcej

pozbieram tylko rozrzucone w nieładzie łzy

chcę wreszcie zasypiać spokojnie

i budzić się z nadzieją

w porannych promieniach chmur

chcę należeć wyłącznie do siebie

nie chcę więcej ulegać złudzeniu

Flanelowa koszula

Najpierw walczący i poniżany

bity więziony internowany

naród

potem wyśmiany pracy pozbawiany

na bruk wyrzucany

naród

uśmiercany młodości kwiat Staś

Grześ Bogdan we flanelowej koszuli

naród

przez matkę przytulany we łzach tonący

znów bez odwagi spoglądać w niebo

naród

i przyszedł czas swawolny

frywolnych reklam w kusych spódnicach

zalotnych dziewczyn na sprzedaż

naród

znowu samotny nie bity lecz

czemu zabity?

Naród

bez wizji przyszłości bez solidarności

wykpiony w swej biedzie bez pracy bez chleba

naród

znowu tułaczka nie stoją już dumnie

fabryki nici mebli bawełny flaneli w kratkę

naród

huty kryształu fajansów platerów

guzików fartuchów i lalek

nie płyną gorące wstęgi metalu

naród

a jednak skrzywdzili człowieka prostego

śmiechem nad krzywdą jego wybuchając

naród

Zielony

Pod parasolem topoli

biegałam kiedyś

o łąko zielona

o wodo zielona

o piaszczyste dno

koniec lata

mała dziewczynka

w krótkiej sukience

znalazła wczorajszy dzień

nieposłuszna prawom fizyki

posłuszna prawom serca

może dlatego zielone ma oczy

jak woda nizinnej rzeki

zabrałeś mi wiarę

nadzieję i miłość

ale nie wszystko odbierzesz

nie jesteś panem świata

przecież byłam kiedyś żywą istotą

odnajdę siebie w zielonym

sierpniu końca lata

o łąko zielona

o wodo zielona

o piaszczyste dno

Na 11 listopada

Już cicho bezgłośnie

faluje na wierze biały i czerwony

minęły defilady

echa śpiewu przecinają jeszcze

ciszę wieczoru

w płomiennych promieniach

zachodzącego słońca

ceglane mury zamku

jest jeden taki wieczór

jak dzisiaj na rzece stada białych łabędzi

na ławce siedzi dziewczyna

oparła drzewce staruszek harcerz

przekroczył dziś próg nadziei

na kolejne sto lat

spod pomników odeszły capstrzyki

posnęli spiżowi bohaterowie

odpoczywają już wieńce

łopocą tylko wstęgi

dzieci przyszłość narodu

dziewczynka z warkoczykami

na ramionach ojca

lśni złota kula na wieży ratusza

zegar wybija kolejną godzinę

błyszczy trąbka wieży mariackiej

następny raz za sto lat

a ja piszę wiersz

o miłości do Polski

której nie można się pozbyć,

której nie można zapomnieć

bez której nie można żyć

11.11.2018

Katedry w chmurach

Widziałam kiedyś we śnie

katedry ukryte w chmurach

Były całe z poczerniałego gotyku

srebrzysta ścieżka prowadziła ludzi

od jednej katedry do drugiej

gdzieniegdzie przepłynęła jak

biały obłok gęsta od pary chmura

trzymaliśmy się za ręce i

wędrowaliśmy. Dużo było ich za nami,

ale jeszcze więcej przed oczyma

niektóre wieże ginęły znów w gęstych obłokach

Było cicho. Katedra z Kolonii

Rouen, Notre Dame, katedra z Chartres

opactwa Cystersów z całej Europy

słońce świeciło mocno, ale nie paliło

nie bolało nic. Westminster

Św. Katarzyna, św. Brygida

Tyniec w pierzastych cirrusach. Orvieto

Mediolan, Siena. Przepuszczamy przodem

gęstego cumulusa. Sprawdzamy

ale we wnętrzach nie ma już

ciepłego blasku świec, jeśli

światło to białe i chłodne niczym błysk magnezji

Podniebienny spacer szlakiem katedr.

Zakończony.

10.09.2006

Urodzeni 1968

Zielonojesienne

drzewo chociaż całe w słońcu

pomiędzy gałęziami

stado gawronów i kawek

jak świat w którym tyle obłudy, że

musimy chować się za szkłami

ciemnych okularów, żeby nikt

nie dostrzegł prawdy w naszym

spojrzeniu, odgrodzeni

szybami samochodów

udajemy, że nie myślimy

a już na pewno nie czujemy

nikogo nie potrzebujemy

mamy wszystko, więc niczego nie

chcemy. Całość tworzymy

z ciemnymi okularami

przeciwsłonecznymi ochronnymi

a my wiemy: oduczyliśmy się wiernie kochać

i wszystko komuś poświęcać

oduczyliśmy się empatycznie zatracać

zdarza nam się to tylko chwilowo

Przestaliśmy zmieniać świat —

to on zaczął zmieniać nas.

12.10.2006

***

Udało nam się już prawie wszystko

polecieliśmy na Księżyc

zrobiliśmy zdjęcia Marsa

stworzyliśmy wirtualnie istniejące życie

w nieistniejącej przestrzeni

ale jednego nie udało się zmienić

tego, ze przy małym dziecku przez kilka lat

ktoś ciągle musi być

Latamy samolotami

i rozmawiamy mimo wielkich odległości

rozwiązujemy szybko problemy

ale długie lata trwa

zanim tupot małych stóp

stanie się szybki

a mowa prędka

17.11.2006

***

Trzeba przerwać tę ciszę

potem wiecznie będzie trwać

ale jeszcze nie teraz

może ktoś usłyszy

to przerywanie ciszy

12.2006

***

Krótki żywot filmu

nie pewnego, ale każdego

najpierw zwiastuny i zapowiedzi

staranny dobór aktorów

dubbingu muzyki

Huczna premiera w miejskim kinie

kilka miesięcy grania i śpiewania

światła i wyświetlania

dociera do ciepłej

domowej kanapy

żyje chwilę i gaśnie

2007

***

Nad śpiącym miastem o świcie

rozległ się wiosną skowronek

był łąkowy, jak dzieciństwo

jak pierwsza miłość kiedyś

wtórowały mu dzwonki tramwajów

pośpieszne poranne kroki przechodniów

szum miasta jeszcze nie narastał

wspomnienie czasu kiedy

człowiek odrywał się od Ziemi

03.2007

***

Jestem w najlepszym towarzystwie świata

w elitarnej jednostce społecznej

pośród ludzi, którzy już nie mają nadziei

są tu niekochani małżonkowie

pozostawione na przechowanie dzieci

porzuceni i nigdy nikomu niepotrzebni

złożeni niemocą opuszczeni

zdradzeni i oszukani

pogrążeni w depresji i schizofrenii

drobni wytwórcy bez swoich warsztatów,

rolnicy bez ziemi, ogrodnicy bez sadów

panie woźne i sprzątające

chcesz ich poznać zapraszam

zobaczysz świat pozbawiony obłudy

poznasz prawdziwą wartość uśmiechu

poczujesz jak niską wartość ma pieniądz

kupisz musujący cukierek u pani

w osiedlowym sklepiku

kiedyś artystki baletowej.

Oto najwspanialsza część ludzkości.

2007

W górę

Kiedyś uniesiesz mnie aniele

poczuję jak szumi wiatr

pomiędzy twoimi skrzydłami

w każdej chwili kiedy widzę ptaka

czuję jak serce bije

w pierzastej piersi, nie mów mi

że nie ma Boga

jest tam gdzie ciepło, gdzie życie

przeglądaj się w nieba błękicie

tam gdzie myśl twoja ulata

gdzie wspomnienie

ubiegłego lata,

tam znajdzie schronienie,

ukryte znaczenie.

Nie wiesz dlaczego wszystko

ułożone w ciąg zdarzeń

logiczny, nieciekawy

spójrz na to

przez tęczowy pryzmat szczęścia

zobaczysz inny świat

gdzie uczucia czyste i ludzie

bez skazy, wiem, że dzisiaj

dotknęłam anioła

jest wieczór, a ciepłem

promienieje dłoń.

2007

***

Kiedyś więcej było

niezrozumiałych zjawisk

po co nam wiedza o nich?

I tak bez niej umieramy

na chwilę przed śmiercią

otwieramy oczy

mówimy prawdę i

jesteśmy sobą.

2007

***

Ile kobiet nosi w sobie

czas ubiegłych zdarzeń

zatrzymały w sobie lata pięćdziesiąte

sześćdziesiąte,

siedemdziesiąte ubiegłego wieku

moment, kiedy były młode

chcesz wiedzieć jakie wtedy

było życie?

Popatrz na nie. Kwiecisty

deseń ich sukienek

historyczny szyk torebek

sposób w jaki mówią

dziękuję przepraszam i do widzenia

usłyszysz te odgłosy życia, które zechcesz

poczujesz świat, który wtedy istniał

i trwał zaklęty swoim czasem

Gorzki

Szczęście jest bardzo drogie

wolność i miłość dużo kosztują

byli tacy, którzy oddali życie

są tacy, którzy

codziennie umierają

cierpienie sączy się latami

albo umiera się natychmiast

Jest tak pięknie, jak tylko może być

Jest też gorzko

Lato

Biegają znowu

skąpane w wiosennym słońcu

kolorowe figurki dzieci

jak elfy

rozpoczyna się sezon

na pluskające fontanny

i tęcze w kroplach wody

rozpoczyna się sezon

na wodę w ciekłym i gazowym

stanie skupienia

***