Pionierzy - David McCullough - ebook + książka

Pionierzy ebook

David McCullough

3,9

Opis

Dramatyczna panorama początków Ameryki nakreślona piórem dwukrotnego zdobywcy Nagrody Pulitzera!

Po wojnie o niepodległość zakończonej pokojem wersalskim w 1783 roku Amerykanie wzbogacili się o nowe tereny, nad którymi dotychczas panowali Brytyjczycy. Ogromne, bogate w surowce terytorium na północny zachód od rzeki Ohio czekało na białych osadników.

Pionierzy często podróżowali grupami, krytymi wozami, w których przewozili cały swój dobytek. Wyprawa na północny zachód wymagała nie lada odwagi – tereny te były zasiedlone przez plemiona indiańskie, które często wchodziły w konflikt z osadnikami. Amerykańscy Pionierzy, pokonując kolejne trudności, zakładali osady i miasta, uprawiali ziemię, tworzyli kraj, który znamy dzisiaj – pełny wartości i ideałów, ale również z krwawą historią.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 482

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (31 ocen)
10
11
8
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tuliaszn

Z braku laku…

Szkoda że wydawca nie przeczytał książki. Pierwsza połowa opisu skopiowana z oryginału się zgadza, ale druga to już wymysł polski, który z treścią nie ma nic wspólnego. Co ciekawe (smutne(?)), z opisu wydania angielskiego dowiadujemy się dokładnie czego można się spodziewać po tej publikacji. Przyznać trzeba, że historia kilku osadników z miejscowości Marietta nad rzeką Ohio może nie okazać się wystarczająco ciekawa dla polskiego czytelnika.
00

Popularność




CZĘŚĆ I

1787–1794

1. KRAJ OHIO

„Ohio to potężna arteria tej części Ameryki, która leży za górami. (…) Dlatego też uznaję zasiedlenie krainy nawadnianej przez tę wielką rzekę za jedno z największych przedsięwzięć, jakie kiedykolwiek postawiono przed człowiekiem”[1].

— J. HECTOR ST. JOHN DE CRÈVECOEUR, 1782 R.

I

Nigdy dotąd, o ile mu było wiadomo, żaden z jego krajanów nie podjął się podobnego zadania: misji, która — jeśli się powiedzie — może na niezliczone sposoby zmienić bieg historii, a w dodatku przynieść długotrwałe korzyści ogromnym rzeszom Amerykanów.

Fakt, że nie miał żadnego doświadczenia, jeśli chodzi o takie przedsięwzięcia, a także że wyruszał samotnie w zaprzęgniętej w jednego konia dwukółce, nie budził w nim, jak się zdawało, większych obaw. Jako że był jeszcze nieznany tym, z którymi miał nawiązać kontakty, wiózł ze sobą listy polecające od gubernatora stanu Massachusetts, rektora Harvardu i około czterdziestu innych osób. Dzień wyjazdu przypadał na niedzielę, 24 czerwca 1787 roku.

Manasseh Cutler miał czterdzieści pięć lat i był pastorem Pierwszego Kościoła Kongregacyjnego w Ipswich Hamlet, niewielkiej, położonej blisko morza osadzie w Massachusetts, około 50 kilometrów na północ od Bostonu[2]. Przyszedł na świat i wychował się w położonej na wzgórzu farmie w Killingly, w Connecticut, a swe biblijne imię otrzymał po najstarszym synu starotestamentowego Józefa. Podobnie jak większość mieszkańców Nowej Anglii był potomkiem nieugiętych angielskich purytanów, którzy w XVII wieku przybyli do Ameryki i od tamtej pory rozprzestrzenili się po jej terytorium. James Cutler, pierwszy członek rodziny Cutlerów w Nowym Świecie, miał dwanaścioro dzieci. Wielebny Manasseh Cutler sam był jednym z pięciorga rodzeństwa i dochował się ósemki własnego potomstwa.

Uczęszczał do Yale College, a wśród jego kolegów ze studiów, którzy w większości również pochodzili z Nowej Anglii, biblijne imiona nie należały bynajmniej do rzadkości. Manasseh był chwalony za „gorliwość i biegłość”[3] w nauce, a uczelnię ukończył z wyróżnieniem w 1765 roku.

Niespełna rok później Manasseh poślubił Mary Balch z Dedham w Massachusetts, drobną, szczupłą blondynkę, która miała podobno nie mniej życzliwe usposobienie niż on sam. Ślubu udzielił ojciec panny młodej, wielebny Thomas Balch. Gdy Manassehowi zaproponowano prowadzenie sklepu z wyposażeniem okrętowym w Edgartown na Martha’s Vineyard, nowożeńcy natychmiast przeprowadzili się na wyspę i spędzili tam trzy lata, podczas których na świat przyszli ich dwaj synowie, Ephraim i Jervis, Manasseh zaś doszedł do wniosku, że życie kupca nie jest dla niego.

Pod okiem swego teścia w Dedham postanowił wstąpić do stanu duchownego. Przez blisko dwa lata kontynuował nauki i zaczął wygłaszać kazania w rozmaitych miastach. „Prowadzę moje studia — pisał w pamiętniku. — Zaczynam głosić kazania. Niech Bóg udzieli mi błogosławieństwa i wsparcia w tak ważnym przedsięwzięciu i uczyni mnie pomocnym sprawie religii oraz duszom moich bliźnich”[4].

W końcu zaproponowano mu własną parafię w Ipswich Hamlet. W dniu objęcia przez niego parafii — Manasseh miał wówczas dwadzieścia dziewięć lat — dom modlitwy był tak „niesłychanie”[5] nabity ludźmi, że tylko połowa mieszkańców osady zdołała wziąć udział w uroczystości.

Wielebny Cutler odznaczał się nieco ponadprzeciętnym wzrostem, sylwetką korpulentną, lecz proporcjonalnie zbudowaną, miał rumiane, zdrowe oblicze, ubierał się zawsze w typową dla pastora czerń: czarny aksamitny płaszcz, czarne spodnie i czarne jedwabne pończochy. Można by go opisać jako dżentelmena „w starym stylu, typu wiejskiego”[6]. Nie był jednak wcale uparty i ponury, a przynajmniej nie bardziej niż większość purytanów, do których przylgnęło później takowe błędne wyobrażenie. Purytanie bowiem, tak samo jak wszyscy inni śmiertelnicy, potrafili czerpać z rozmaitych życiowych przyjemności. Cutler zaś, podobnie jak wielu purytanów, lubił smaczne jedzenie, dobre wino, ciekawe opowieści oraz zdrowy śmiech. Czarny strój duchowny był podyktowany wyłącznie sprawowaną funkcją, nie reprezentował w żadnym razie dezaprobaty dla kolorowych ubrań, mebli ani wystroju domów. Cutler potrafił podobno przegadać każdego, a z jego licznych wpisów w dzienniku wynikało niezbicie, że był wrażliwy na kobiecą urodę. Ale to także nie stanowiło naruszenia purytańskich zasad.

Darzył również ogromną miłością swą dużą rodzinę i jak długo żył, troszczył się o potrzeby żony i dzieci.

A co ważniejsze, Manasseh Cutler był obdarzony bezgraniczną intelektualną ciekawością. Można rzec, że sam dla siebie był uniwersytetem, zajmował wysoką pozycję pośród najwybitniejszych ludzi swoich czasów, ludzi „obdarzonych wielką biegłością w różnych dziedzinach”[7], którzy interesowali się praktycznie wszystkim.

Cutler był doktorem trojakiego rodzaju, bo oprócz doktoratu z teologii uzyskał również tytuły doktora prawa oraz doktora medycyny i od czasu do czasu praktykował zarówno jedno, jak i drugie. W pewnym momencie opiekował się około czterdziestoma chorymi na ospę wietrzną i zyskał lokalny rozgłos dzięki wyjątkowej umiejętności leczenia ukąszeń grzechotnika. Został honorowym członkiem Towarzystwa Medycznego Massachusetts, otrzymał tytuł magistra nauk humanistycznych Harvardu i wybrano go na członka Amerykańskiej Akademii Sztuk i Nauk.

Aby podreperować mizerne zarobki pastora — nieprzekraczające 450 dolarów rocznie — dodał do budynku probostwa drugie piętro i otworzył tam prywatną szkołę z internatem[8], w której uczniowie „przygotowywali się do pełnienia pożytecznej funkcji w świecie”[9].

Na najwyższe uznanie zasługuje jednak nieprzerwana praca naukowa Cutlera. Był jednocześnie zapalonym astronomem, meteorologiem i przyrodnikiem. W ciągu swego życia, pomimo skromnych zarobków, nabył własny barometr, termometr, teleskop, lunetę i globus przedstawiający niebo. Przez innych uczonych był szczególnie ceniony za prace z zakresu botaniki, a także za napisanie pierwszego w historii traktatu na temat klasyfikacji flory Nowej Anglii, który obejmował około trzystu pięćdziesięciu różnych gatunków roślin. Niewielu Amerykanów z jego pokolenia, jeśli w ogóle jacykolwiek, przewyższało go pod względem wiedzy botanicznej.

Przez kolejne lata Cutler prowadził obszerną korespondencję z wybitnymi naukowcami po obu stronach Atlantyku. Jeden z jego listów, napisany w 1778 roku do rektora Yale, Ezry Stilesa, dotyczył badań Cutlera nad zorzą polarną północną i liczył dwadzieścia cztery strony.

W tym czasie Cutler uczył się francuskiego. Prawdę mówiąc, zdawało się, że niemal ciągle coś studiuje. „Jestem zajęty badaniami botanicznymi”[10] — brzmiał jeden z wpisów w jego dzienniku. „Dziś rano obserwowałem zaćmienie Księżyca”[11] — pisał Cutler w innym. „Uczę się”, „uczę się wytrwale”, „studiuję bardzo pilnie”[12] — notował dzień po dniu.

Pewnego razu w towarzystwie sześciu innych osób wspiął się na najwyższy szczyt Gór Białych w New Hampshire, taszcząc ze sobą na plecach ciężki barometr w nadziei na zdobycie nowej porcji wiedzy, a konkretnie na obliczenie wysokości szczytu, którą oszacował na 2743 metrów n.p.m. Fakt, że albo on, albo jego sprzęt przeszacowali wysokość szczytu o jakieś 826 metrów, ani trochę nie powstrzymał jego pędu do wiedzy.

Wyruszając na swą nową, niemającą precedensu misję, pastor spakował gablotę do przechowywania okazów roślinnych, które zamierzał zebrać po drodze.

Cutler miał ulubiony cytat z Wirgiliusza, który zdaniem rodziny najlepiej oddawał jego charakter: felix, qui potuit rerum cognoscere causas, to znaczy „szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy”[13].

Rok wcześniej, rankiem 1 marca 1786 roku, wielebny Cutler i dziesięć innych osób spotkało się w słynnej bostońskiej tawernie Pod Kiścią Winogron (Bunch-of-Grapes) na rogu ulic King i Kilby[14]. Celem zgromadzonych było wprowadzenie w życie niezwykle ambitnego planu polegającego na dotarciu do niezamieszkanych dzikich obszarów znanych jako Terytorium Północno-Zachodnie. Grupę pomysłodawców tego projektu tworzyli oficerowie weterani Armii Kontynentalnej, a sam Cutler służył również przez sześć miesięcy podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych w charakterze kapelana wojskowego.

Negocjując w 1783 roku w Paryżu kończący wojnę traktat pokojowy, amerykańscy dyplomaci, John Adams i John Jay, nalegali, żeby wszystkie kontrolowane przez Brytyjczyków tereny na zachód od gór Allegheny, na północny zachód od rzeki Ohio oraz na wschód od Missisipi zostały oddane nowo powstałym Stanom Zjednoczonym. Brytyjscy komisarze upierali się jednak, by rzeka Ohio stanowiła najdalej na zachód wysuniętą granicę Stanów Zjednoczonych, na co rzekomo John Adams odparł oburzony: „Wykluczone! Prędzej wrócę do domu i wezwę moich rodaków, by znów chwycili za broń i walczyli, aż zagwarantują sobie swoje prawa lub przeleją ostatnią kroplę krwi, aniżeli zrzeknę się naszych roszczeń do zachodnich terytoriów”[15]. John Jay go poparł, wobec czego Brytyjczycy uznali, że w tej kwestii najlepiej będzie ustąpić.

Tereny na południowym brzegu Ohio stanowiły część Wirginii i zostały w szybkim tempie zasiedlone zgodnie z tamtejszym systemem prawnym, który pozwalał każdemu wziąć w posiadanie i oznaczyć jako swą własność ziemię nienależącą do nikogo. Zgodnie z prawem Nowej Anglii obszar leżący na północ od rzeki Ohio miał zostać odpowiednio zbadany i sprzedany, osadnictwo miało być regulowane przez proces legislacyjny, a ziemie należące do rdzennych mieszkańców miały pozostać ich własnością, dopóki nie zostaną odkupione.

Do tego czasu rząd Stanów Zjednoczonych nie posiadał ani jednego akra ziemi. Teraz zaś w niecodziennych okolicznościach w jednej chwili zyskał około 690 tysięcy kilometrów kwadratowych niczym niezmąconej dziczy, podwajając tym samym powierzchnię swego kraju[16]. A niezasiedlone imperium na północ i zachód od rzeki Ohio, większe niż cała Francja, zdolne pomieścić nawet pięć kolejnych stanów, w dodatku mające dostęp do czterech z pięciu Wielkich Jezior, w tym do Michigan, sięgało aż do samego jego centrum.

Do tego była jeszcze rzeka Ohio, która sama w sobie stanowiła ważną drogę komunikacyjną wiodącą na zachód, la Belle Rivière, jak określił ją francuski odkrywca René-Robert Cavelier de La Salle[17].

O nowych ziemiach mówiono „odludzie”[18], „bezkresny interior”, „olbrzymie pustkowie”[19], „odległa kraina za rzeką Ohio”[20] albo po prostu „kraj Ohio”[21]. W całej tej dziczy nie było jak dotąd żadnych dróg ani mostów, żadnych miast, kościołów, szkół, sklepów ani przydrożnych zajazdów. W Nowej Anglii istniało ponad tysiąc miast, średnio jedno miasto co 8 kilometrów. Ale na całym rozległym terytorium na północny zachód od rzeki Ohio, na terytorium, z którego miało się wyłonić pięć stanów — Ohio, Indiana, Illinois, Michigan i Wisconsin — nie było jak na razie ani jednej stałej osady mającej status prawny.

Założono tam ledwie kilka znajdujących się w sporej odległości fortów, można też było spotkać tam myśliwych, traperów, handlarzy futer i „dzikich” osadników (tak zwanych skwaterów)[22], którzy osiedlali się wszędzie, gdzie tylko mieli ochotę, bez żadnych praw do danej ziemi.

Krążyły liczne opowieści o lasach pełnych wilków, niedźwiedzi, dzików, pum, grzechotników oraz jeszcze bardziej od nich jadowitych mokasynów miedziogłowców. Ponadto, o czym wiedział każdy mieszkaniec Wschodniego Wybrzeża, istniało tam również „indiańskie zagrożenie”[23] ze strony tubylczych plemion, które traktowały kraj Ohio jako swą prawowitą, przyznaną im przez Boga ziemię ojczystą. W bitwach toczonych na terenach tej głuszy oraz straszliwych napadach, jakich dopuszczali się zarówno Indianie, jak i biali, przelano już morze krwi. Wszystkie te kwestie były dobrze znane na całym wschodzie, a w szczególności mieli je na uwadze zebrani w marcowy poranek w tawernie Pod Kiścią Winogron.

Najgłośniejszym echem odbiła się straszliwa masakra dokonana przez członków amerykańskiej milicji na dziewięćdziesięciu sześciu członkach plemienia Delawarów w 1782 roku w środkowym Ohio: nawróceni na chrześcijaństwo mężczyźni, kobiety i dzieci, którzy klęczeli, śpiewając hymny, zostali zatłuczeni na śmierć tylko dlatego, że niesłusznie posądzono ich o udział w morderstwie na rodzinie osadników. Wkrótce po tym wydarzeniu Delawarowie w ramach odwetu dokonali w Upper Sandusky egzekucji wziętego do niewoli przyjaciela Jerzego Waszyngtona, pułkownika Williama Crawforda: rozebrali go do naga, a następnie poddali torturom, obcięli mu uszy, w końcu spalili żywcem i oskalpowali. Wyznawane przez Delawarów zasady sprawiedliwości wymagały, by za śmierć karać śmiercią, ale Indianie umożliwili swemu wrogowi śmierć z zachowaniem godności, a podczas rytualnych tortur oddali cześć jego rodzinie. Natomiast rozczłonkowanie ciała Crawforda miało zagwarantować, że będzie on mniej groźnym przeciwnikiem w następnym życiu. Ludzie na wschodzie nieustannie opowiadali sobie o losie, który spotkał Crawforda, jako o najgorszym koszmarze pogranicza[24].

Zaledwie rok przed spotkaniem w tawernie Pod Kiścią Winogron jeden z jego uczestników, generał Benjamin Tupper, który brał udział w rządowej wyprawie badawczej, musiał zrezygnować z wjazdu na terytorium kraju Ohio, tak zaciekły opór Indianie stawiali zapuszczającym się tam osadnikom.

Na to wszystko nakładały się również poważne i ciągle narastające kłopoty na wschodzie. Od zakończenia wojny o niepodległość młody kraj ogarnęła bezprecedensowa finansowa panika. Rządowa kasa świeciła pustkami. Pieniądze wypuszczane przez państwo w postaci banknotów były praktycznie bezwartościowe. Kwity dłużne, jakie weterani otrzymywali w ramach rekompensaty za służbę, przynosiły zysk nie większy niż dziesięć centów na dolarze. Handel znalazł się w zastoju. Najgorsza sytuacja panowała w Massachusetts, gdzie za długi farmerzy trafiali do więzienia. Nie dalej jak kilka miesięcy wcześniej zbrojna rebelia, na której czele stanął Daniel Shays, biedny farmer z Massachusetts i weteran wojenny, została stłumiona przez oddziały lojalnej wobec rządu milicji dowodzonej przez generała Tuppera.

Spowodowany wojną głęboki kryzys ekonomiczny trwał nawet dłużej niż sama wojna. Ale teraz na zachodzie znajdowała się kraina, o jakiej nigdy nie śniono — ogromna, żyzna ziemia, „piękna i obfita bez końca”[25] — i można ją było zaoferować po cenie okazyjnej weteranom w ramach rekompensaty za służbę wojskową. Zachód otwierał nowe możliwości. Zachód stanowił przyszłość.

„W miarę upływu czasu oficerowie i żołnierze wojny o niepodległość z Nowej Anglii, którzy byli zainteresowani migracją w kierunku zachodnim, coraz bardziej się niecierpliwili, jeśli chodzi o realizację swych pragnień” — jak pisał jeden z osadników.

Byli ubożsi od swych sąsiadów, którzy nie brali udziału w walkach, a jeśli mieli w sobie więcej dumy, wynikało to jedynie w sposób naturalny z życia, które wiedli, i niewątpliwie mieli prawo czuć dumę z powodu służby, jaką spełnili. Znajdujący się pośród nich baczny obserwator twierdzi, że odznaczali się lepszym i bardziej godnym sposobem bycia niż przed wojną, nosili się z większą elegancją i znać było po nich poprawę w manierach i sposobie wysławiania. (…) Należy pamiętać, że ludzie ci nie otrzymali zapłaty pieniężnej za swój znój, ryzyko i cierpienie, lecz jedynie zaświadczenie o prawie do zasiedlenia[26].

„Nigdy nie panował wśród nas tak duży duch imigracyjny jak wówczas”[27] — napisał Manasseh Cutler do członka Kongresu Nathana Dane’a, który przy okazji był również jego sąsiadem z Massachusetts.

Czołową postacią — oraz siłą napędową — zgromadzenia w tawernie Pod Kiścią Winogron był powszechnie znany bohater wojny o niepodległość, a w czasach pokoju farmer i geodeta — generał Rufus Putnam[28]. To właśnie on zwołał całe spotkanie.

Odznaczał się majestatyczną posturą, miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i mówił w sposób bezpośredni i przekonujący. W wyniku urazu w dzieciństwie jedno jego oko uległo oszpeceniu i „uciekało w dziwny sposób w bok, przez co wyraz jego twarzy wywierał niezatarte wrażenie w umyśle przyglądającej mu się osoby”[29]. Na portrecie Putnam został ukazany z profilu, niewątpliwie z zamiarem ukrycia uszkodzonego oka. Mówiono o nim:

Nie był błyskotliwy ani szybki, ale za to hojnie obdarzony najlepszymi przymiotami — w tym mocnym, zdrowym rozsądkiem, a do tego cechowała go nadzwyczajna zdolność przewidywania, która pozwalała umiejętnie dostosować środki do celów i w ten sposób osiągać zawsze to, co sobie zamierzył. (…) Był roztropny w swych sądach, cierpliwy i bardzo wytrzymały. Jego uczciwość nigdy nie była kwestionowana[30].

Ponadto słynął z zamiłowania do żartów oraz śpiewu.

Co zaś najważniejsze dla spraw, które miały się właśnie rozegrać, Rufus Putnam przed zakończeniem wojny o niepodległość stanął na czele 288 oficerów, sygnatariuszy tak zwanej petycji z Newburgha, która stwierdzała, że przysługujący weteranom zaległy żołd miał zostać wypłacony w formie własności ziemskich na terenie kraju Ohio.

Pod sam koniec wojny Putnam napisał długi list do Waszyngtona na temat możliwości, jakie stwarza kraj Ohio, wiedząc, że Waszyngton jako młody człowiek na własne oczy widział te dzikie obszary podczas ekspedycji badawczych, a ponadto sam posiadał tam włości. Jerzy Waszyngton już wtedy bowiem spekulował ziemią w Ohio.

Jestem, panie generale — pisał Putnam — jednym z tych, którzy uważają przekazanie tak dużego terytorium Stanom Zjednoczonym (…) za bardzo szczęśliwą okoliczność o ogromnym znaczeniu dla amerykańskiego imperium[31].

Waszyngton, choć był Wirgińczykiem do szpiku kości, darzył szczególnie wysoką estymą służących pod jego rozkazami mieszkańców Nowej Anglii. Do sporej części jego militarnych zwycięstw doszło na północ od Potomaku, poczynając od Bostonu.

W Nowej Anglii wielu, jak zapewniał go Putnam, czekało na okazję, by wyruszyć na zachód w charakterze osadników, i nie było „najmniejszych wątpliwości, że inni wartościowi obywatele podążą ich śladem”[32].

W piśmie adresowanym do Kongresu Waszyngton gorąco poparł ten pomysł, lecz w późniejszym liście do Putnama napisał: „o ile mi wiadomo, w sprawie tej jest zachowane status quo”[33].

W 1784 roku Putnam ponownie napisał do Waszyngtona, informując go, że kwestia zasiedlenia kraju Ohio wciąż „absorbuje wiele moich myśli i dużą część mego czasu”[34] i że jak tylko Kongres wyda postanowienie o rozparcelowaniu tamtejszych ziem, wyemigrują tam tysiące ludzi z Nowej Anglii. Jednak u wielu osób „narastało zniecierpliwienie i wszystkich ciekawiło, kiedy wreszcie wyruszymy do Ohio?”. Zjawisko to określano mianem „gorączki Ohio”[35], choć Putnam wolał termin „sprawa Ohio”[36].

W tymże samym 1784 roku kilku członków Kongresu, w tym Thomas Jefferson, sporządziło dla rządu tekst rozporządzenia o Terytorium Północno-Zachodnim. Zaproponowano w nim, by „po roku 1800 (…) nie było ani niewolnictwa, ani przymusowej służby w żadnym z wymienionych stanów”[37]. Rozporządzenie zostało uchwalone, ale bez zapisów dotyczących zniesienia niewolnictwa, a bez nich było ono „martwą literą”.

Jefferson wycofał się wówczas ze swojego stanowiska w sprawie niewolnictwa, uznawszy, że nie będzie narażał swej politycznej „użyteczności”[38] przez podtrzymywanie takich poglądów. Co więcej, w tym samym czasie zrezygnował z zasiadania w Kongresie i wyjechał do Francji, by objąć tam stanowisko nowego ambasadora Stanów Zjednoczonych.

Plan przedstawiony w tawernie Pod Kiścią Winogron zakładał stworzenie towarzystwa lub spółki w celu wykupienia od rządu ziem w Ohio i założenia tam pierwszej osady. Generałowie Putnam i Tupper zaprezentowali „wielce zachęcający opis”[39] zachodniej krainy. Aktywny udział w dyskusji wziął również Manasseh Cutler, który przeczytał niemal wszystkie opublikowane pisma pierwszych francuskich odkrywców tych terenów i podobnie jak pozostałych uczestników narady szczególnie poruszył go opis ziemi oraz rzeki pióra St. Johna de Crèvecoeura:

To bez wątpienia najbardziej żyzna kraina o najbardziej różnorodnej glebie, która oferuje rolnictwu oraz handlowi najbardziej obfite i łatwo dostępne zasoby ze wszystkich krain odkrytych do tej pory przez Europejczyków[40].

Crèvecoeur opisywał również doświadczenie, jakim było płynięcie wraz z prądem rzeki Ohio: „To urocze i spokojne żeglowanie przypominało mi rozkoszny sen”. (W mającej się niebawem ukazać książce pod tytułem Uwagi o państwie Wirginia Thomas Jefferson określił Ohio „najpiękniejszą rzeką na świecie”[41], choć — podobnie jak Manasseh Cutler — nigdy jej nie widział).

Pełna zgoda podczas zebrania w tawernie Pod Kiścią Winogron została osiągnięta bez większego trudu, a w kolejnych dniach ustalono dalsze szczegóły. Do życia powołano spółkę Ohio Company of Associates, a jej prezesem został Rufus Putnam. Na jej działalność zamierzano zebrać milion dolarów. Można było zakupić od jednej do pięciu akcji. Cenę jednej akcji stanowiła pierwotnie wartość nominalna posiadanych przez weteranów certyfikatów plus dziesięć dolarów w złocie lub srebrze. Gotówka zebrana dzięki dziesięciodolarowym dopłatom miała pokryć koszty operacyjne spółki.

Rozumiało się samo przez się, że Ohio Company, poza przyświecającymi jej szlachetnymi intencjami, była również firmą zajmującą się spekulacją gruntami. Założyciele spółki biorący udział w spotkaniu w tawernie Pod Kiścią Winogron mieli zostać hojnie wynagrodzeni. Rufus Putnam i Manasseh Cutler na przykład mieli otrzymać po cztery akcje lub po 1900 hektarów ziemi.

Major Winthrop Sargent, kolejny mierniczy, który wcześniej już podróżował po Ohio, został mianowany sekretarzem spółki, a Manasseha Cutlera wyznaczono do prowadzenia negocjacji z Kongresem Kontynentalnym w sprawie zakupu ziemi. Cutler miał ponadto odgrywać ważną rolę w kwestii realizacji postanowień rozporządzenia, w którym Kongres ustanawiał, w jaki sposób należy wytyczyć granice nowych stanów, a także — co ważniejsze — miał współdecydować o tym, na jakich warunkach nowo utworzone stany wejdą w skład Unii. Takie rozporządzenie było kluczowe, ponieważ bez niego nie dało się przeprowadzić żadnej transakcji kupna. Jak mawiano: „Co warte byłyby domy dla mieszkańców Nowej Anglii bez dobrych rządów?”[42].

Jako że państwowa konstytucja miała zostać ogłoszona dopiero 17 września 1787 roku, Stany Zjednoczone nie miały jeszcze swojego prezydenta i we wszystkich sprawach należało się układać z Kongresem.

Rozporządzenie — nazywane od teraz Rozporządzeniem Północno-Zachodnim — określało, że na całym terytorium ma panować absolutna wolność wyznania, i kładło szczególny nacisk na edukację: obie te kwestie mieszkańcy Nowej Anglii uważali za fundamentalne dla sprawiedliwego i godnego naśladowania społeczeństwa.

Co zaś najważniejsze, miało tam zostać zniesione niewolnictwo. W planach stworzenia nowego stanu na północny wschód od rzeki Ohio — propozycji wysuniętej przez Rufusa Putnama oraz innych w okresie petycji z Newburgha — całkowite zniesienie niewolnictwa było kwestią zasadniczą.

Jak wiele lat później stwierdzili historycy, Rozporządzenie Północno-Zachodnie zostało sformułowane tak, aby gwarantować to, co pewnego dnia będzie nazywane amerykańskim stylem życia.

Manasseh Cutler został wyznaczony na rzecznika „sprawy Ohio” przed Kongresem w Nowym Jorku. Określenie „lobbysta”[43] nie było jeszcze wówczas w użyciu. Cutler odgrywał raczej rolę „agenta”[44] mającego zyskać aprobatę członków Kongresu i trudno było sobie wyobrazić bardziej kompetentną i lepiej nadającą się do tego zadania osobę.

Jego entuzjazm dla całego przedsięwzięcia rósł, jak się zdawało, z każdym tygodniem. „Im dłużej rozważam te perspektywy — pisał w liście do Winthropa Sargenta — (…) tym bardziej skłaniam się ku temu, by samemu wziąć czynny udział w procesie osadnictwa i zostać jednym z pierwszych emigrantów”[45]. Zastanawiał się już nawet nad licznymi zagranicznymi warzywami, które mogą obrodzić na tak żyznej ziemi.

II

W dzień wyjazdu, który przypadł na niedzielę — „Dzień Pański”[46], jak lubił mawiać sam Cutler — wygłosił on kazanie, po czym pożegnał się z żoną i rodziną, by w końcu wyruszyć „na południe” do Cambridge, Bostonu, Providence, Rhode Island i dalej, tocząc się w zaprzężonej w konia dwukółce i pokonując od 48 do 56 kilometrów dziennie w doskonałym — sądząc po jego regularnych wpisach w dzienniku — nastroju.

Najpierw zmierzał do Nowego Jorku, gdzie urzędował Kongres, następnie do Filadelfii, w której przez miniony miesiąc na tajnych obradach zbierała się Konwencja Konstytucyjna. Wjechawszy do Connecticut, Cutler zrobił krótki postój na rodzinnej farmie w Killingly, by zobaczyć, jak się miewa jego ojciec. Na miejscu okazało się, że wszystko jest w należytym porządku, a osiemdziesięcioletni ojciec jest w lepszym stanie, niż Cutler się spodziewał, i wciąż pomaga przy zwożeniu siana.

W Middletown podróżujący pastor zatrzymał się w gościnie u generała Samuela Holdena Parsonsa, jednego z dyrektorów Ohio Company. Parsons, absolwent Harvardu, adwokat i zasłużony oficer z wojny o niepodległość, przebywał w kraju Ohio zaledwie przed rokiem jako jeden z powołanych przez Kongres komisarzy, których wysłano na Terytorium Północno-Zachodnie w celu wynegocjowania traktatu pokojowego z Indianami. Dzięki temu z własnego doświadczenia mógł on opowiadać o rzece Ohio, bezmiarze tamtejszej dziczy i żyzności gleby. Obaj z Cutlerem przegadali większą część dnia. Dodatkowo Parsons zaopatrzył wielebnego w kolejne listy polecające.

W New Haven Cutler zatrzymał się znowu, tym razem, by złożyć wizytę rektorowi Yale, wielebnemu Ezrze Stilesowi[47], człowiekowi o drobnych, ptasich rysach twarzy, który — podobnie jak Cutler — żywił ogromne zainteresowanie praktycznie wszystkim.

Minęło wiele lat, odkąd Cutler po raz ostatni gościł w swej Alma Mater i Stiles z radością oprowadził go po kampusie, przedstawił kadrze pracowniczej i studentom, pokazał bibliotekę i kolekcję instrumentów do badań naukowych. Gdy Stiles zaczął go namawiać, by został na obiedzie z jego żoną oraz czterema córkami, Cutler nie mógł się oprzeć. „Posłałem po mój kufer — pisał — i zaprezentowałem Doktorowi, jego żonie oraz młodym damom moje botaniczne instrumenty oraz książki, które wywołały u nich wielki entuzjazm, jako że nigdy podobnych nie widzieli”[48]. Poprzedniego dnia zebrał po drodze wiele kwiatów, które w jego botanicznej skrzynce wciąż jeszcze były całkiem świeże. Posługując się ich przykładem, wygłosił krótki wykład na temat owocowania, rozdzielając jednocześnie poszczególne części kwiatu ku zachwytowi swojej publiczności. Pokaz ten zakończyło dopiero wezwanie na obiad.

Dzień minął Cutlerowi niezwykle przyjemnie, ale namawiany, by spędzić u Stilesów również noc, odmówił. Podjął się ważnej misji i musiał kontynuować podróż.

Drogi były „bardzo złe” lub „potwornie złe”[49] i wywoływały w Cutlerze niepokój o jego konia. Oberża w Fairfield w Connecticut była „nędzna i brudna”[50]. Cutler pisał też o pokonaniu mostu Królewskiego („małego, bardzo wąskiego i marnie zbudowanego”[51]), który wiódł na wyspę Nowy Jork, a także o mijanych po obu stronach prowadzącej do miasta drogi ruinach brytyjskich obozów i fortyfikacji, jak również o ruinach Fortu Waszyngton, Fortu Niepodległości i innych umocnień wzniesionych przez Amerykanów.

Po południu w czwartek 5 lipca, pokonawszy w ciągu dwunastu dni blisko 500 kilometrów, Cutler przybył do oberży Pod Pługiem i Broną (Plough and Harrow)[52] i nie zwlekając, wyruszył stamtąd, by dostarczyć swe listy polecające.

Od tego momentu sprawy potoczyły się szybko. Następne dni były dla Cutlera tak intensywne, jak nigdy przedtem. Był wszędzie, każdą godzinę wypełniały mu spotkania i rozmowy oraz wizyty u kolejnych znaczących i wpływowych postaci. W interesach z Kongresem sukces uważał za swój „obowiązek”[53].

Rankiem 6 lipca udał się do nowojorskiego Ratusza, by przedstawić tam kilku członkom Kongresu swe listy polecające. O jedenastej wspiął się po przestronnych schodach do znajdującej się na pierwszym piętrze Izby Kongresu. W tamtym okresie jedynie osiem z trzynastu stanów było reprezentowanych przez swoich delegatów.

Przedstawiciel Wirginii, pułkownik Edward Carrington, powitał Cutlera i przedstawił pozostałym kongresmenom, którym Cutler przedłożył swą „petycję”[54] zakupu ziem dla Ohio Company i przedstawił szczegóły oferty. Wyłoniono następnie pięcioosobową komisję, która miała uzgodnić warunki transakcji i przekazać je do zatwierdzenia Kongresowi.

Cutler miał dobry początek. Manierami zaimponował w szczególności trzem pochodzącym z Południa członkom komisji. Nigdy wcześniej, jak sami twierdzili, nie widzieli takich przymiotów u mieszkańca Północy.

Fakt, że osobą, która przybyła, aby przekonać członków Kongresu do zaakceptowania propozycji o tak monumentalnej skali, nie był ani handlowiec, ani polityk, lecz dobrze wychowany człowiek o dużej wiedzy i kulturze, a do tego duchowny, sam w sobie był kwestią dużej wagi. Cutler bez wątpienia miał zostać potraktowany poważnie.

W kolejnych dniach zaproszono go na kilka eleganckich obiadów, począwszy od przyjęcia w domu generała Henry’ego Knoxa, niegdyś bostońskiego księgarza, obecnie zaś sekretarza wojny. Knox, który zdążył już zainwestować w Ohio Company, miał ogromne wpływy wśród weteranów wojny o niepodległość i gorąco namawiał Kongres do działań w sprawie osadnictwa w Ohio. Zarówno generał, jak i madam Knox, jak sama lubiła być nazywana, słynęli z zamiłowania do wydawania wystawnych przyjęć i roztyli się do dość pokaźnych rozmiarów (sekretarz Knox ważył około 150 kilogramów). Cutler opisywał jego małżonkę jako „grubiańską”[55], a jej sposób upinania włosów na wysokość trzydziestu centymetrów nad czubek głowy uważał za mało atrakcyjny.

Za to po kolacji wydanej przez angielskiego lwa salonowego, sir Johna Temple’a, który sprawował funkcję konsula generalnego Wielkiej Brytanii, Cutler z zachwytem zanotował w swym dzienniku, że lady Temple to „największa piękność, bez względu na wiek, jaką kiedykolwiek oglądał”, po czym rozwodził się nad jej „delikatnym, lecz majestatycznym wyglądem” i nad tym, że jej uśmiechy „niechybnie wywoływałyby najłagodniejsze uczucia nawet u najgroźniejszych dzikusów”[56]. Niektórzy mogliby jej dawać nie więcej niż dwadzieścia dwa lata, pisał, gdy tymczasem miała już lat czterdzieści cztery i zdążyła nawet zostać babcią.

Ubrany w tradycyjną duchowną czerń pastor z Massachusetts pozostawał tak uprzejmy i aktywny towarzysko jak zawsze, zapisując w swym dzienniku wydarzenia każdego dnia oraz obserwacje dotyczące spotykanych osób. Już samo poświęcenie, z jakim prowadził dziennik, byłoby dostatecznie męczące dla większości ludzi. A Cutler ponadto pisał systematycznie do swej żony Mary i czekał z utęsknieniem na odpowiedzi od niej, a zwyczaj ten pielęgnował podczas dalszych chwil rozłąki z rodziną w kolejnych latach.

Po południu 9 lipca znów wspiął się po schodach do Izby Kongresu i w trakcie ożywionej dyskusji przedstawił swoją sprawę. Tym razem jednak spotkanie nie poszło tak dobrze. Cutler nie zapisał, co dokładnie wówczas powiedziano, skonstatował jedynie: „debatowano o warunkach, ale [obie strony] tak bardzo się różniły, że perspektywy na zawarcie umowy wydają się niewielkie”[57]. Po zakończeniu spotkania kilku członków komisji było „tak uprzejmych”, że pokazało wspaniałości wielkiej sali, zdobiące ją piękne meble, ogromny portret przedstawiający całą sylwetkę Jerzego Waszyngtona oraz draperię, która „przewyższała wszystko, co do tej pory widział”[58].

Cutlera czekało niewątpliwie mnóstwo pracy.

Wcześniej tego dnia złożył niezwykle ważną wizytę Thomasowi Hutchinsowi, geografowi Stanów Zjednoczonych, inżynierowi wojskowemu i mierniczemu o sporym doświadczeniu w pracach na zachodnim pograniczu, aby przedyskutować z nim najlepsze możliwe lokalizacje na założenie osady nad rzeką Ohio. Tego popołudnia spotkali się po raz kolejny.

Hutchins, weteran wojny francusko-indiańskiej, zaprojektował Fort Pitt w Pittsburghu, w miejscu, w którym zbiegają się rzeki Monongahela i Allegheny, tworząc rzekę Ohio[59]. Później w 1766 roku kierował badaniami hydrograficznymi wzdłuż rzeki Ohio podczas ekspedycji dowodzonej przez George’a Croghana, znanego kupca handlującego z Indianami. Uczestniczyła w niej również duża liczba Szaunisów i Delawarów, a cała wyprawa liczyła siedemnaście kanoe załadowanych ludźmi i ekwipunkiem. Podróżnicy pokonali całą długość nieustannie wijącej się rzeki, czyli ponad 1600 kilometrów od Pittsburgha do jej ujścia do Missisipi, a efektem tej ekspedycji były pierwsze opublikowane badania opisujące jej głębiny, prądy, leżące wzdłuż brzegów wzgórza i tereny nizinne.

Ostatnio natomiast Hutchins dowodził kilkoma wyprawami badawczymi na pogranicze Ohio pod ochroną wojskowej eskorty. Znał tamtejsze tereny jak mało który biały i — jak przekonał się Manasseh Cutler — nie wahał się przed wyrażaniem opinii na ten temat. „Udzielił mi najpełniejszych informacji (…) i poradził, bym na miejsce osady wybrał brzegi rzeki Muskingum, które jego zdaniem stanowiły najlepszą część całej zachodniej krainy”[60].

Potężne drzewa z lasów rosnących u zbiegu rzek Ohio i Muskingum miały nie tylko zapewnić w bród materiału do budowy domów i łodzi, ale świadczyły również o niezwykle żyznej glebie. Co więcej, w pobliżu założono niedawno fort wojskowy, Fort Harmar, a w okolicy żyła stosunkowo niewielka liczba rdzennych mieszkańców, co stanowiło dwie bardzo istotne zalety.

Porada Thomasa Hutchinsa miała się okazać decydująca.

Wielki przywódca purytanów, John Winthrop, płynąc w 1630 roku na pokładzie okrętu Arbella, by wraz z pierwszymi pielgrzymami osiedlić się na terenie późniejszego Massachusetts, wygłosił słynne zdanie: „Musimy bowiem pamiętać, że będziemy jako to miasto na wzgórzu”[61]. Wszystko wskazywało na to, że wielebny Manasseh Cutler już postanowił, gdzie w kraju Ohio ma powstać nowe „miasto na wzgórzu”.

* * *

10 lipca Cutler zjadł kolację w towarzystwie angielskiego imigranta Williama Duera, który wyróżnił się jako członek Kongresu Kontynentalnego w trakcie wojny o niepodległość, a potem zaangażował w rozmaite handlowe i finansowe projekty, dzięki którym stał się dość majętny. Teraz prowadził życie w stylu arystokraty. „Przypuszczam, że podczas posiłku zaserwowano nie mniej niż piętnaście różnych gatunków win, a po wszystkim obrus został zwinięty ze stołu”[62] — pisał Cutler. Na kolacji obecny był również Winthrop Sargent, który przyjechał do Nowego Jorku, by pracować z Cutlerem, i jeszcze jeden obywatel Massachusetts — nazwiskiem Samuel Osgood, który niedawno został mianowany komisarzem skarbu.

Nie jest wiadome, w jakim stopniu — jeśli w ogóle — Cutler opowiadał o swojej rozmowie z Hutchinsem na temat najlepszej lokalizacji na osadę, lecz wydaje się mało prawdopodobne, by zatrzymał opinie geografa tylko dla siebie. Tak czy owak, Duer, Sargent i Osgood mieli odegrać ważne role w przyszłych wydarzeniach.

Kongres tymczasem doszedł do porozumienia co do formy zarządzania zachodnim terytorium i przygotował projekt ustawy. Kopię przesłał Cutlerowi, zostawiając dlań miejsce na wszelkie uwagi i propozycje ewentualnych poprawek, które to Cutler sporządził jeszcze tego samego popołudnia, 10 lipca.

Wywiązawszy się z tej części zadania, Cutler postanowił, że czas wyruszyć do Filadelfii, by odwiedzić Benjamina Franklina, doktora Benjamina Rusha i kilka innych ważnych dla nauki i medycyny osobistości. Liczył też oczywiście na to, że uda mu się spotkać i porozmawiać z członkami Kongresu biorącymi udział w filadelfijskich posiedzeniach Konwencji Konstytucyjnej.

Nazajutrz wcześnie rano Cutler ponownie wyruszył w drogę.

Utrzymując miarowe tempo, Cutler pokonał swą dwukółką 150 kilometrów w zaledwie dwa dni i kiedy zameldował się w Indiańskiej Królowej, eleganckiej filadelfijskiej gospodzie przy Trzeciej Ulicy, między Market a Chestnut Street, poczuł się „nieco znużony”[63]. Z jego pokoju na drugim piętrze roztaczała się rozległa panorama na rzekę Delaware i położone za nią New Jersey. Służący przyniósł herbatę, a Cutler był zadowolony, że nie ma żadnych planów na ten wieczór.

Ale gdy tylko dowiedział się o licznych członkach Konwencji Konstytucyjnej, którzy zatrzymali się w gospodzie, jego zmęczenie zaraz zniknęło i spędził „bardzo przyjemny” wieczór w towarzystwie co najmniej pół tuzina znaczących osobistości, w tym Jamesa Madisona i George’a Masona z Wirginii, Charlesa Pinckneya z Karoliny Południowej i Alexandra Hamiltona z Nowego Jorku, który podobnie jak Henry Knox także był już akcjonariuszem Ohio Company i choć nie zamierzał się osiedlić na zachodzie, był bardzo zainteresowany spekulacyjną stroną całego przedsięwzięcia. Tak zatem Cutler udał się na spoczynek dopiero po pierwszej w nocy.

W Filadelfii miał pozostać zaledwie dwa dni, ale przybył tam dokładnie w chwili, gdy fala letnich upałów ustąpiła i w mieście nieco się ochłodziło. Tym razem Cutler jeszcze szczelniej wypełnił swój harmonogram niż podczas pobytu w Nowym Jorku, a z licznych stron zapisanych w dzienniku, z relacji na temat tego, co widział, oraz z jakimi osobami się spotykał i rozmawiał, wynikało, że wizyta ta nie przypominała niczego, co do tej pory przeżył[64].

Pierwszego dnia zjadł śniadanie z Elbridge’em Gerrym z Marblehead w Massachusetts, jednym z sygnatariuszy Deklaracji niepodległości i delegatem na Konwencję Konstytucyjną, następnie zwiedził miasto w towarzystwie znakomitego lekarza, Gerardusa Clarksona, pokonując 30 kilometrów w pokaźnym czterokołowym otwartym powozie ciągniętym przez parę „bardzo dużych, doskonałych”[65] koni.

Wspólnie z Clarksonem Cutler złożył wizytę innemu sygnatariuszowi Deklaracji niepodległości i najwybitniejszemu filadelfijskiemu lekarzowi, doktorowi Benjaminowi Rushowi, od którego udał się na spotkanie ze sławnym malarzem portretów Charlesem Willsonem Peale’em w założonym przez niego muzeum[66]. Była to pierwsza tego typu instytucja w Ameryce, która gromadziła zarówno dzieła sztuki, jak i eksponaty z zakresu historii naturalnej, a jej zbiory znacznie przekraczały to, co Manasseh Cutler kiedykolwiek widział czy nawet sobie wyobrażał.

Jedna część ekspozycji [pisał] przeznaczona jest na portrety ważnych amerykańskich postaci, które pojawiły się na scenie w ostatniej fazie rewolucji, czy to w radach, czy w armiach swojego kraju. (…) Szczególnie przypadła mi do gustu możliwość poznania wszystkich generałów walczących podczas wojny, tak żywych, jak i martwych, ponieważ — jak sądzę — byli tam oni wszyscy, a także większość członków Kongresu i inne wybitne osobistości.

W innej części rozległej sali znajdowała się ogromna kolekcja zbieranych przez Peale’a naturalnych „ciekawostek” — wszelkiego rodzaju muszle, żółwie, żaby, ropuchy, jaszczurki, węże wodne — a do tego bogactwo rozmaitych dzikich zwierząt i ptaków niemal wszystkich zamieszkujących Amerykę gatunków. Cutlera najbardziej zadziwiło to, że wszystkie te okazy były prawdziwe. Trudno było sobie wyobrazić, by sam Noe mógł się pochwalić okazalszą kolekcją.

Z Muzeum Peale’a wycieczka udała się do gmachu Independence Hall, który Cutler uznał za „bogatszy i bardziej wytworny” niż którykolwiek z budynków publicznych, jakie widział w życiu[67]. Wychodząc stamtąd na plac zwany Independence Mall, zwiedzający stanęli naprzeciwko miejskiego więzienia i było to jedyne doświadczenie tego dnia, które nieszczególnie przypadło Cutlerowi do gustu. Sam budynek wydał mu się dostatecznie elegancki, jedynie jego „podejrzana zawartość” budziła niesmak pastora. W cieple lipcowego poranka wszystkie okna więzienia były otwarte.

Plugawy język [więźniów] nieustannie znieważa wasze uszy, a ich żałosne skargi stanowią obrazę dla waszych uczuć. Ciągle wystawiają ponad placem długie trzcinowe tyczki z maleńkim woreczkiem na końcu, aby otrzymać jakiś datek, o który nieustająco proszą. A jeśli im go odmówicie, obrzucą was najbardziej ohydnymi i wstrętnymi przekleństwami[68].

Wycieczka zrobiła sobie postój na uniwersytecie, a następnie zwiedziła kilka kościołów różnych wyznań. Następnie, po krótkim odpoczynku, dołączył do niej Elbridge Gerry i wszyscy udali się złożyć wizytę w domu Benjamina Franklina przy Market Street, która była tego dnia głównym punktem programu[69].

Jak wszyscy wiedzieli, osiemdziesięciojednoletni wówczas Franklin brał udział w Konwencji Konstytucyjnej, lecz akurat tego popołudnia zastali go w jego ogrodzie, gdy siedział pod rozłożystym drzewem morwowym i gawędził z grupą dam i dżentelmenów.

„Nie było w Filadelfii niczego, co pragnąłbym zobaczyć bardziej niż tego wielkiego człowieka” — wyznał Cutler. W umyśle pastora Franklin jawił się jako postać o przytłaczającej osobowości.

Moje wyobrażenia uległy jednak zmianie, gdy ujrzałem niskiego, grubego staruszka ubranego w płaszcz i zwykły kwakierski strój, z łysiną i krótkimi siwymi kosmykami włosów, który siedział bez kapelusza pod drzewem i — gdy pan Gerry mnie przedstawił — wstał z krzesła, ujął moją dłoń, wyraził swoją radość z mego widoku, powitał mnie w mieście i poprosił, bym spoczął blisko niego.

Obaj natychmiast wdali się w niezmiernie przyjemną i „swobodną rozmowę” aż do chwili, gdy Franklin zaczął mówić o jakimś zabawnym incydencie, który miał miejsce wcześniej tego dnia podczas posiedzenia Konwencji Konstytucyjnej, na co jeden ze słuchaczy musiał mu przerwać i przypomnieć o tajności wszystkich spraw poruszanych w trakcie prac Konwencji.

Tymczasem zaczął już zapadać zmierzch i wszyscy przenieśli się do wnętrza biblioteki Franklina, gdzie Cutler mógł się napawać widokiem — jak uważał — największego i najdoskonalszego prywatnego księgozbioru w Ameryce. Zresztą można tam było podziwiać nie tylko same książki.

[Franklin] pokazał nam szklany aparat służący do demonstrowania cyrkulacji krwi w ludzkich tętnicach i żyłach, (…) rodzaj wałka pozwalającego robić kopie listów oraz wszelkich innych pism, (…) długie sztuczne ramię wraz z dłonią umożliwiające ściąganie i odkładanie książek na znajdujące się poza zasięgiem półki, (…) ogromny fotel na biegunach z umieszczonym nad nim dużym wachlarzem, którym podczas lektury [Franklin] odgania się od much i tym podobnych, wprawiając go w ruch jedynie lekkim naciskiem stopy, a także wiele innych ciekawostek i wynalazków jego własnego autorstwa.

Najmocniej jednak Franklin pragnął pokazać swemu znamienitemu gościowi olbrzymi tom poświęcony botanice, „który istotnie” — jak przyznał Cutler — dostarczył mu „największej przyjemności z wszystkich znajdujących się w bibliotece przedmiotów”.

Księga była tak opasła, że Franklin z wielkim trudem był w stanie wyciągnąć ją z dolnej półki i położyć na stole. Ale jak to często bywa ze starszymi ludźmi — pisał Cutler — Franklin „uparł się, że zrobi to sam, i nie dopuścił nikogo, by mu pomógł, tylko po to, by nam udowodnić, jak wiele sił mu jeszcze zostało”. Jak ojciec Cutlera wciąż był w stanie pomagać przy zwożeniu siana, tak wielki uczony wciąż potrafił dźwigać na stół ciężkie dzieła ludzkiego umysłu.

Księgą tą była Systema Vegetabilium autorstwa szwedzkiego przyrodnika Karola Linneusza, bogato ilustrowana z dużymi, kolorowymi rycinami przedstawiającymi każdą roślinę. „Była to dla mnie istna uczta” — pisał Cutler. Żałował, że nie miał co najmniej trzech miesięcy, które mógłby w całości poświęcić na studiowanie tego jednego tomu.

Franklin również darzył wielkim zamiłowaniem historię naturalną i Cutler był zdumiony oraz „zachwycony rozległą wiedzą, jaką [Franklin] zdawał się mieć na każdy temat, jasnością jego pamięci, a także ostrością i żywością umysłu”. Dopiero o dziesiątej wieczorem Cutler i pozostali goście opuścili dom uczonego.

Następnego dnia, w sobotę 14 lipca, pastor wstał i ubrał się wcześniej niż zwykle. Słysząc, że tutejszy targ miejski należy do największych atrakcji Filadelfii, postanowił sam się o tym przekonać. Choć było jeszcze ciemno, ze wszystkich stron schodzili się już ludzie.

Targ mieścił się w otwartym, parterowym budynku z cegły, długim na blisko 800 metrów. Kiedy na dobre się rozwidniło, sprzedawcy mieli już wystawiony cały towar. Na straganach rozłożono wszystko, co tylko można było sobie wymarzyć: ryby, mięsa, warzywa wszelkich rodzajów, świeże owoce — do tego w idealnym porządku. Nie mniejsze zdumienie budził tłum ludzi „każdej warstwy i pozycji społecznej, od najwyższej do najniższej, mężczyzn i kobiet, w każdym wieku i każdego koloru”[70].

Cutler wprost nie mógł się oderwać od tego miejsca, ale czekał go kolejny wypełniony zajęciami dzień. Nie robiąc sobie nawet przerwy na śniadanie, ponownie wsiadł do powozu doktora Clarksona i tym razem obaj wyruszyli do rozległej posiadłości i słynnych ogrodów wybitnego przyrodnika Williama Bartrama, które znajdowały się kilka kilometrów poza miastem na brzegach rzeki Schuylkill[71]. Czekała tam już na nich spora reprezentacja delegatów na Konwencję Konstytucyjną, w tym James Madison, George Mason, John Rutledge z Karoliny Południowej i Alexander Hamilton.

Bartram — bez butów oraz pończoch — był zajęty skopywaniem motyką ogrodu i z początku wydawał się zakłopotany pojawieniem się o tak wczesnej porze tak dużej delegacji. Ale, jak pisze Cutler, szybko pozbył się swego zażenowania i stał się dość towarzyski.

Podobnie jak wizyta u Franklina letni poranek spędzony w towarzystwie Williama Bartrama miał na długo zapisać się w pamięci Cutlera. Rozmawiali o botanice, przechadzali się po ogrodzie, następnie zeszli między dwoma rzędami potężnych drzew do letniego domku położonego nad brzegiem rzeki.

Około dziewiątej rano grupa przeniosła się na śniadanie do gospody U Graya, także położonej nad brzegiem Schuylkill, a następnie wszystkich oprowadzono po jeszcze bujniejszym ogrodzie. Dla kogoś tak lubiącego kwiaty jak Cutler był to prawdziwy raj.

Na każdym rogu, zakręcie, z każdej strony — pisał — znajdowały się letnie domki, altany obrośnięte winoroślą lub kwiatami, tudzież cieniste pawilony otoczone drzewami i kwiecistymi krzewami, a każdy wzniesiony w innym stylu. Na obrzeżach zasadzono kwiaty — można by pomyśleć — wszelkich gatunków, jakie stworzyła natura, a wszystko to urządzono z najwyższym smakiem, jak i urozmaiceniem[72].

Ścieżką biegnącą nad rzeką dotarli do ogrodzenia, za którym rozciągał się „widok na jeden z najpiękniejszych wodospadów Ameryki. (…) Szeroka struga wody nakrywała duży, ułożony poziomo głaz i spadała około siedemdziesięciu stóp pionowo w dół. (…) Przez pewien czas przyglądaliśmy się temu z zachwytem i radością”.

Jakby tego wszystkiego było mało, po południu Cutler wyruszył z Benjaminem Rushem na objazd po filadelfijskich szpitalach. Wydawało się, że im więcej ma do zobaczenia i poznania w dostępnym mu czasie, im więcej chciano mu pokazać, tym bardziej rosły jego ciekawość i energia.

Najpierw Rush zaprowadził go do szpitalnego muzeum, by zaprezentować mu najwspanialszą w Ameryce kolekcję obrazów o tematyce medycznej. Stamtąd, razem z mniej więcej dwudziestką studentów, zabrał go na obchód pacjentów. W każdym wartym uwagi przypadku Rush przybliżał studentom charakter dolegliwości, a także sposób leczenia i przy każdej takiej okazji kierował swe komentarze bezpośrednio do Cutlera, jak gdyby on również był lekarzem, co pastor bardzo doceniał.

Następnie zeszli piętro niżej, by obejrzeć cele „szaleńców”, i trudno było sobie wyobrazić scenerię bardziej różniącą się od zwiedzanych tego poranka ogrodów. Cele były ciasne i równie przerażające jak te w więzieniu. Znajdowało się w nich około dwudziestu lub trzydziestu osób, kobiet i mężczyzn. Niektórzy zachowywali się gwałtownie i dziko, część była prawie naga, jedni śpiewali i tańczyli, a inni bredzili coś bez ustanku.

Ale jak Cutler już wiedział, Rush był bardzo postępowym lekarzem i upierał się przy możliwie jak najłagodniejszym traktowaniu chorych umysłowo. „Byłaby to doprawdy przygnębiająca scena — pisał pastor — gdyby nie fakt, że ludziom tym zapewniono wszelką pomoc, jaka tylko leży we władzy człowieka”[73]. Panowała tam wyjątkowa czystość — podobnie jak w całym szpitalu. Cutlerowi zresztą przybytek ten przypominał bardziej pałac niż szpital.

Wkrótce po południowym obiedzie z Rushem bicie kościelnego dzwonu obwieściło, że biblioteka na pierwszym piętrze Carpenters’ Hall — historycznego budynku, w którym zbierał się pierwszy Kongres Kontynentalny — otwiera swe podwoje dla pożyczających i zwracających książki. Miał to być ostatni przystanek Cutlera podczas wizyty w Filadelfii. Tego wieczoru, jak oznajmił swym gospodarzom, zamierzał wyruszyć z powrotem do Nowego Jorku.

Wróciwszy do Indiańskiej Królowej, pożegnał się z poznanymi uczestnikami Konwencji Konstytucyjnej. Nie wiadomo, w jakim stopniu omawiał z nimi projekt osadnictwa Ohio ani czy zachęcał ich do tego, by się weń zaangażowali. W zapiskach na temat swych licznych zajęć w Filadelfii nie wspomina dosłownie nic o tym wielkim zadaniu, któremu zamierzał się poświęcić.

Nie ma wątpliwości, że pobyt w Filadelfii Cutler uważał za jedno z najbardziej inspirujących doświadczeń w swoim życiu. W ciągu zaledwie dwóch dni zobaczył większość głównych atrakcji miasta i poznał wszystkich jego czołowych obywateli.

Nie ulega również najmniejszej wątpliwości, że sam Cutler wywarł niezwykle korzystne wrażenie na osobach, z którymi się spotkał. Kiedy jeden z gości Indiańskiej Królowej wyraził zdziwienie, że wielebny Cutler cieszy się takim powodzeniem w mieście, w którym nigdy wcześniej nie był, a teraz gościł przez tak krótki czas, pastor odparł, że jest to zasługa listów polecających. Ale chodziło o coś znacznie więcej.

Jak później powszechnie przyznano, fakt, że spotkał się on „z najwyższym zainteresowaniem” ze strony znamienitych i zajmujących tak wysokie pozycje postaci, był bezsprzecznie „świadectwem wartości i doskonałości charakteru doktora Cutlera”[74].

Uregulowawszy rachunek w gospodzie i załadowawszy kufer na tył zaprzęgniętej w jednego konia bryczki, wielebny ponownie wyruszył w drogę, wiedząc, że w Nowym Jorku zbliża się czas decyzji.

III

„Dziś bardzo wcześnie rano [zostałem] wezwany przez członków Kongresu — zaczyna się wpis w dzienniku Cutlera z czwartku 19 lipca. — Dostarczono mi [tekst] rozporządzenia ustanawiającego rządy nad Zachodnim Terytorium federalnym”[75].

Dowiedział się wtedy, że pewna liczba kongresmenów jest „zdecydowanie przeciwna”[76] zaproponowanym przez niego warunkom — choć nie uściślił, o jakie zapisy dokładnie chodziło — a niektórzy w ogóle nie zgadzają się na żadną umowę. Cutler musiał wiedzieć, ile osób jest przeciw, kim są te osoby i czy może je jakoś przekonać.

Nie był do końca pewien części kongresmenów z Nowej Anglii, którzy obawiali się, że powab Ohio odbierze im zbyt wielu mieszkańców. Jednym z nich był Nathan Dane, sąsiad Cutlera z Ipswich Hamlet: „Dane’a należy bacznie obserwować”[77] — pisał pastor, choć nie jest do końca jasne, co konkretnie budziło jego niepokój.

Wiedział, że na pewno popiera go trzech Wirgińczyków — Edward Carrington, William Grayson i Richard Henry Lee — ale na sześciu innych już nie mógł liczyć. „Jeśli uda się ich przekonać, odniosę sukces; jeśli zaś nie, moje interesy są skończone”[78]. Na posiedzeniu komisji jej członkowie oznajmili Cutlerowi, że przed końcem dnia zamierzają przygotować raport.

Nazajutrz rano, w piątek 20 lipca, sekretarz Kongresu zaprezentował Cutlerowi uzgodnione dzień wcześniej rozporządzenie z projektem umowy, ale ten poinformował komisję, że nie może przystać na zaproponowane warunki. „Oświadczyłem, że nie widzę szans na zawarcie umowy i wolałbym nie poświęcać więcej czasu i pieniędzy na tak mało obiecujące przedsięwzięcie”[79].

W tym momencie podszedł do niego William Duer, sekretarz Komisji Skarbu, z propozycją kilku ważnych osobistości z Nowego Jorku, aby „przedłużyć naszą umowę” dalej w dół rzeki Ohio, aż do zbiegu z rzeką Scioto, a także by „przyjąć [do spółki] jeszcze jedną firmę, lecz powinno to zostać zachowane w ścisłej tajemnicy”[80]. Plan, który miał również poparcie Winthropa Sargenta, bardzo przypadł Cutlerowi do gustu.

A co ważniejsze, nabrał on dużego szacunku do samego Duera. „To dżentelmen o najbardziej przedsiębiorczych zdolnościach, a jego dusza przepełniona jest najcieplejszą życzliwością i szczodrością — zachwycał się Cutler. — Jest stworzony zarówno do robienia interesów, jak i do cieszenia się życiem”[81].

Cutler uznał również, że na razie najlepiej nie mówić Kongresowi nic więcej o propozycji Duera. Członkowie komisji i tak już wydawali się „zażenowani”[82] całą sytuacją i nie wiedzieli, co powiedzieć, lecz pomimo to zachęcali do podjęcia jeszcze jednej próby porozumienia.

Nazajutrz z samego rana kilku członków Kongresu wezwało Cutlera, by poinformować, że dowiedziawszy się o jego zamiarze odrzucenia ich warunków i opuszczenia miasta, Kongres „odkrył w sobie znacznie bardziej przychylne nastawienie”: „jeśli ponowię moją prośbę, mogę uzyskać tak sensowne warunki, na jakie liczyłem”[83].

„Przyniosło to pożądany skutek” — zanotował Cutler. Oznajmił Kongresowi, że prawo do zakupu ziemi zostanie rozciągnięte w dół rzeki Ohio, aż do zbiegu z rzeką Scioto. Zakup olbrzymich terenów przez Ohio Company miał dostarczyć Kongresowi prawie 4 miliony dolarów na spłatę części długu narodowego zaciągniętego podczas wojny o niepodległość. „Naszym celem było prawdziwe, liczne i natychmiastowe zasiedlenie przez najbardziej dynamicznych i pracowitych ludzi w Ameryce; proces ten powinien przebiegać systematycznie, co musi od razu podnieść wartość ziem federalnych i będzie stanowiło ważny nabytek dla Kongresu”. Opierając się na takich warunkach, Cutler był skłonny wznowić negocjacje, o ile tylko Kongres wyrazi gotowość.

22 lipca w niedzielę pastor wziął udział w nabożeństwach w trzech różnych kościołach i — jeśli wierzyć jego dziennikowi — całkowicie zrezygnował z działalności politycznej aż do ranka dnia następnego, kiedy to wraz z Sargentem i Duerem — pisał Cutler — „poczynili wszelkie wysiłki w prywatnej rozmowie, aby przekonać moich przeciwników w Kongresie”[84].

Gdy wielebnego Cutlera pytano, jaki urząd cywilny odpowiadałby mu na zachodnich rubieżach, odpowiadał, że nie pragnie dla siebie żadnego urzędu i — jak wspominał — odpowiedź ta wydawała się zaskakująca dla „ludzi nawykłych do tego, by zabiegać o zaszczytne i lukratywne stanowiska lub być takimi stanowiskami kuszonymi”[85].

W kolejnych dniach sporo czasu spędził w towarzystwie komisarza skarbu Samuela Osgooda, którego poznał na kolacji u Duera i z którym wiele go łączyło. Osgood, podobnie jak Cutler mieszkaniec Massachusetts i absolwent Harvardu, również bardzo się interesował nauką i był znany ze swej pobożności, a także znajomości życia politycznego.

Cutler wiedział, że Osgood mocno sprzyja zaproponowanym przez siebie nowym warunkom umowy. Aczkolwiek, jak pisał pastor: „ludzie władzy stosują takie intrygi i sztuczki, że jestem bardzo podejrzliwy i wykazuję się jak najdalej posuniętą ostrożnością”[86]. Nie miał jednak żadnych skrupułów przed omówieniem z Osgoodem planów Ohio Company i ku jego zdziwieniu komisarz skarbu wyraził się o nich „wielce pochlebnie”, a nawet „uznał je za najlepiej jak dotąd sformułowane w dziejach Ameryki”[87].

Jerzy Waszyngton, jak obaj niewątpliwie wiedzieli, był gorącym zwolennikiem zorganizowanego osadnictwa na zachodnim pograniczu. „Pozwolić, by tak rozległy kraj został opanowany przez kombinatorów, spekulantów gruntami i monopolistów, a nawet rozproszonych osadników — pisał słynny dowódca — jest w mojej opinii rzeczą sprzeczną z mądrością oraz polityką, jaką dyktuje nasz prawdziwy interes albo też którą powinni przyjąć ludzie oświeceni; poza tym będzie to prowadzić do licznych konfliktów, zarówno z dzikimi, jak i między nami samymi”[88].

„Gdybyśmy zdołali założyć osadę, choćby niewielką na początek, wówczas powinniśmy przezwyciężyć największą trudność, jaka przed nami stoi — oznajmił Osgood Cutlerowi. — Każdy następny cel będzie już w naszym zasięgu i jeśli podejdziemy do spraw z odpowiednim animuszem, jak uważał [Osgood], okaże się to jednym z największych przedsięwzięć, z jakimi do tej pory zmierzono się w Ameryce”[89].

W czwartek Cutler razem z Sargentem i Duerem starali się użyć wszelkich możliwych wpływów. Ale Cutler już niemal stracił cierpliwość, co skłoniło angielskiego dyplomatę, sir Johna Temple’a, do zwrócenia mu uwagi, że gdyby mógł spędzić tam kolejny miesiąc, próbując dopiąć swego, działałby o wiele sprawniej, niż to zazwyczaj bywało w wypadku drobniejszych spraw w Kongresie, a także by pamiętał o tym, że próbuje osiągnąć rzecz o bezprecedensowej wielkości, przekraczającej swą skalą wszystkie inne prywatne umowy, jakie do tej pory zawarto na terenie Stanów Zjednoczonych. Co więcej, Temple stwierdził, że nie widział jeszcze nikogo, kto wzbudziłby tak „serdeczne zainteresowanie”[90] ze strony Kongresu jak Cutler. Nigdy też jeszcze nie spotkał się z tym, by jego członkowie tak bardzo naciskali na zamknięcie jakiejkolwiek sprawy.

Piątek, 27 lipca. Wstałem dziś bardzo wcześnie i przysposobiwszy bagaże do drogi powrotnej, jako że jeszcze dzisiaj postanowiłem opuścić Nowy Jork, udałem się na ogólną poranną wizytę i złożyłem wyrazy szacunku wszystkim przebywającym w mieście członkom Kongresu, a także poinformowałem ich o moim zamiarze opuszczenia miasta jeszcze tego samego dnia. Oznajmiłem im, że straciłem praktycznie wszelką nadzieję na uzyskanie kontraktu[91].

O wpół do czwartej po południu powiadomiono go, że Rozporządzenie Północno-Zachodnie przeszło przez Kongres „bez najmniejszej poprawki”[92], a Komisji Skarbu polecono zawarcie umowy z Ohio Company. Jak poświadcza protokół głosowania w sprawie rozporządzenia, obecnych na nim było ośmiu deputowanych.

Zgodnie z umową około 2 milionów hektarów ziemi zostało nabytych za 3,5 miliona dolarów: 600 tysięcy hektarów przypadło Ohio Company, reszta zaś trafiła do Scioto Company, prywatnej firmy zajmującej się handlem nieruchomościami. „Zakup nasz zawdzięczamy Scioto Company”[93] — przyznał Cutler. Razem z kilkoma innymi wspólnikami — Rufusem Putnamem, Samuelem Parsonsem i Winthropem Sargentem — miał on otrzymać pokaźne udziały w zyskach ze spekulacji Ohio Company.

Tak jak sir John Temple powiedział Cutlerowi, z czego zresztą Cutler sam dobrze zdawał sobie sprawę, była to największa, mająca najpoważniejsze konsekwencje umowa w historii amerykańskiego Kongresu. I choć jej skala finansowa i geograficzna była ogromna, jasno sformułowane artykuły nowego rozporządzenia — Rozporządzenia w sprawie Zarządzania Terytorium Stanów Zjednoczonych na Północny Zachód od rzeki Ohio[94] — miały wcale nie mniejszą wagę.

Rozporządzenie, jak stwierdzono, „stworzyło aparat rządzenia do natychmiastowego zastosowania”[95], uwzględniło utworzenie nowych stanów i ustanowiło formę rządów, które miały charakter wiecznego zobowiązania. Biorąc pod uwagę, jak wielu obywateli Massachusetts było zaangażowanych w prace nad rozporządzeniem, nie ma nic dziwnego w tym, że jego tekst bardzo przypominał Konstytucję dla Wspólnoty Massachusetts, pierwszą konstytucję w Stanach Zjednoczonych, napisaną w 1779 roku przez Johna Adamsa.

Cutler znał Adamsa. Jadał razem z nim posiłki i brał udział w kilku posiedzeniach, podczas których powstawały zapisy konstytucji Massachusetts.

Podobieństwa między nowym rozporządzeniem a konstytucją Massachusetts były szczególnie widoczne w deklaracji praw, a artykuł pierwszy rozporządzenia, dotyczący wolności wyznania na nowym terytorium, brzmiał prawie identycznie jak ten sam artykuł w konstytucji Massachusetts.

W swoich pismach Adams nie pozostawiał wątpliwości co do swojej wiary w edukację jako fundament zdrowego społeczeństwa. Było to silne, nieprzemijające przekonanie, jakie odziedziczył po swych purytańskich przodkach. Artykuł trzeci rozporządzenia również był dość jasny w tej kwestii: „Jako że religia, moralność i wiedza są niezbędne dla dobrych rządów i szczęścia ludzkości, należy niezmiennie zachęcać do zakładania szkół i rozwoju edukacji”[96].

Fakt, że tak duży nacisk na edukację położono w odniesieniu do rozległego, nowego terytorium, zanim w ogóle założono tam choćby jedną stałą osadę, należy uznać za naprawdę niezwykły. Tym bardziej że poza Nową Anglią nie istniał w Stanach Zjednoczonych żaden system wspieranego przez państwo szkolnictwa i nawet w Nowej Anglii edukacja stała na niskim poziomie, w budynkach szkolnych panowały złe warunki, a uczniów otaczano co najwyżej marną opieką. Przed końcem roku w umowie pomiędzy Ohio Company a Komisją Skarbu wprowadzono zapis mówiący o tym, że w każdym mieście należy zarezerwować obszar na działalność szkół publicznych oraz „przeznaczyć [teren] na wieczyste użytkowanie dla uniwersytetu”[97].

Dla Manasseha Cutlera, co było oczywiste dla wszystkich zainteresowanych, założenie uniwersytetu stanowiło kwestię najwyższej wagi. Był to „główny przedmiot” jego zainteresowania, który — jak sam Cutler opowiadał później swemu najstarszemu synowi Ephraimowi: „bardzo mocno zaprzątał mój umysł”[98].

„Podstawą mądrości: zdobywaj mądrość za wszystko, co masz, mądrości nabywaj” — jak głosi biblijna Księga Przysłów.

Co ważne, ten sam artykuł trzeci rozporządzenia stwierdzał, że „Indianie powinni zawsze być traktowani z jak najlepszymi intencjami; nie będą nigdy pozbawiani ziemi i własności bez swojej zgody (…) ani też nigdy nie będą atakowani bądź niepokojeni, chyba że w ramach sprawiedliwych i zgodnych z prawem wojen zatwierdzonych przez Kongres”[99].

Ale dopiero artykuł szósty rozporządzenia ustanawiał zasadę, jakiej nigdy dotąd nie widziano w żadnej amerykańskiej konstytucji: „Na rzeczonym terytorium nie będzie niewolnictwa ani żadnej innej formy przymusowej pracy”[100]. Zapis ten wprowadzono w okresie, gdy niewolnictwo było powszechne w każdym z trzynastu istniejących wówczas stanów. Wprost nie mieściło się w głowie, że na całym nowym terytorium, dorównującym swą wielkością wszystkim trzynastu stanom, niewolnictwa miało nie być.

W dokumentach z tamtych czasów nie zachowało się nic, co by wskazywało, kto odpowiadał za treść artykułu szóstego. Cutler w swym dzienniku nie wspomina na ten temat. Później autorstwo tego fragmentu rozporządzenia przypisywał sobie Nathan Dane z Massachusetts. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne. Mógł wprawdzie sporządzić projekt niektórych zapisów, ale nie władał piórem tak sprawnie jak Manasseh Cutler. Jak stwierdził później jego biograf, Dane „nie miał lekkości stylu — ani wrodzonego, ani zapożyczonego — i nigdy też nie starał się tego zmienić”[101].

Jak dotąd Manasseh Cutler odgrywał najważniejszą rolę w całym projekcie. Wiele lat później wyznał Ephraimowi, że istotnie to on przygotował fragment rozporządzenia dotyczący zakazu niewolnictwa, a powodem tego — jak również uznania religii, moralności i wiedzy za fundamenty rządów obywatelskich — był fakt, że ojciec, jak relacjonował Ephraim, „działał w imieniu wspólników, przyjaciół i sąsiadów, którzy nie zamierzali wziąć udziału w całym przedsięwzięciu, dopóki zasady te nie zostaną ostatecznie ustalone”[102].

W opinii dwójki wnuków Manasseha, Williama Parkera Cutlera i Julii Perkins Cutler, którzy później zredagowali i opublikowali jego dzienniki i korespondencję, decydującym czynnikiem były tu kontakty ich dziadka z kongresmenami z Południa.

Tak czy owak, Rozporządzenie Północno-Zachodnie z 1787 roku miało się okazać jednym z najbardziej postępowych aktów prawnych Kongresu w całej historii Stanów Zjednoczonych.

Jak wiele lat później napisał Albert Bushnell Hart, powszechnie szanowany historyk z Uniwersytetu Harvarda: „Nigdy więcej nie powtórzyła się lepiej przemyślana, bardziej systematyczna i udana kampania lobbingowa niż ta, którą przeprowadził wielebny Manasseh Cutler”[103], a doniosłe Rozporządzenie Północno-Zachodnie z 1787 roku jest obok Magna Charta Libertatum i Deklaracji niepodległości jednym z najśmielszych manifestów praw jednostki.

Nie mogąc się doczekać powrotu do domu, Cutler spakował się w pośpiechu, złożył wiele pożegnalnych wizyt, chwycił lejce konia i skierował się na północ, aczkolwiek — jak sam przyznał — zrobił to z niejaką przykrością. „Uwaga i serdeczne przyjęcie”, jakie okazano mu w Nowym Jorku, „kompletnie różniło się od tego, z czym kiedykolwiek wcześniej się spotkał”[104]. Był zachwycony miastem, toczącymi się w nim interesami, okazałymi budynkami wznoszącymi się na wysokość czterech lub nawet sześciu pięter, prostymi, starannie utrzymanymi ulicami, ubiorem tamtejszych mieszkańców oraz gościnnością, z jaką traktowali przybyszy. To miasto czekała wspaniała przyszłość, tego Cutler był pewien.

Po północy w sobotę 4 sierpnia w końcu dotarł do domu. Jak odnotował sumiennie, przebył w sumie około 1430 kilometrów: „Tak oto ukończyłem jedną z najbardziej zajmujących i najprzyjemniejszych podróży spośród tych, jakie kiedykolwiek odbyłem (…) i mam powody przypuszczać, że było to jedno z najszczęśliwszych doświadczeń w moim życiu”[105].

IV

Przez pozostałą część lata i na początku jesieni wielebny Cutler miał na głowie mnóstwo spraw związanych z rodziną, parafianami i prowadzoną przez siebie szkołą, a do tego setki osób pukało do jego drzwi, aby porozmawiać o kraju Ohio oraz o dużych i małych kwestiach, które należało jak najszybciej ustalić w ramach przygotowań do pierwszej wyprawy na odległe pustkowie. „Jestem zdeterminowany, by wysłać tam ludzi jeszcze tej jesieni”[106] — napisał w dzienniku pod koniec sierpnia.

10–15 września. Cały tydzień dom pełen ludzi wybierających się do Ohio.

21–22 września. Znowu ludzie w sprawie Ohio…

24–29 września. Ciągle zajęty sprawami Ohio.

Wybór ludzi, którzy okażą się wartościowi dla nowo założonej osady, wymagał ogromnej rozwagi. Do 29 września zgłosiło się ponad stu pięćdziesięciu chętnych, z czego na listę uczestników wyprawy zapisano trzydziestu siedmiu.

W październiku, mimo że wielebny Cutler sam nigdy nie widział Ohio, opublikował poświęconą mu broszurę, pracę o dużym znaczeniu, w której opisywał bogactwa naturalne nowego terytorium, tamtejszą glebę, klimat, przywoływał wcześniejsze entuzjastyczne opinie pewnego angielskiego inżyniera i prognozował, że ze względu na bliskość rzeki Ohio oraz ogromne zasoby dobrej jakości drewna będzie się tam rozwijało budownictwo okrętowe.

Ponadto wygłosił najmocniejsze jak dotąd oświadczenie na temat edukacji oraz roli, jaką miała odegrać. Sfera nauki „może się ogromnie rozwinąć — pisał — a zdobywanie pożytecznej wiedzy może tam zyskać znacznie solidniejsze podstawy niż w jakiejkolwiek innej części świata”.

Oprócz możliwości otwarcia nowego, niezbadanego regionu dla szeregu nauk, takich jak historia naturalna, botanika czy medycyna, miejsce to posiada jedną szczególną zaletę, jaką nie może się pochwalić żaden inny rejon świata i która już pewnie nigdy więcej się nie powtórzy; otóż taką, że aby zacząć wszystko właściwie, nie trzeba będzie (…) obalać żadnych ugruntowanych wcześniej systemów.

Tak szlachetny cel wymagał podjęcia działań bez chwili zwłoki. Już nawet teraz, pisał Cutler, „można się wystarać o potrzebne przyrządy i ustanowić natychmiast fundusz na założenie według ogólnych wytycznych uniwersytetu, aby profesorowie mogli zacząć swoją działalność”[107].

Dla ojca, jak wspominał później Ephraim Cutler, był to „okres najżmudniejszej pracy”[108]. Ale szczególny charakter pastora sprawiał, że gdy już w pełni rozważył jakąś sprawę i skoncentrował się na realizacji wyznaczonego celu, nic nie mogło go zniechęcić; jego energia i wytrwałość pozwalały mu przezwyciężyć wszelkie trudności.

Dowództwo nad wyprawą osadników miał objąć generał Putnam, wciąż jednak trzeba było znaleźć ludzi i odpowiednio ich wyposażyć, czemu [ojciec] poświęcał się bez reszty. Doskonale pamiętam, ile trosk i znoju go to kosztowało. Miałem wtedy około dwudziestu lat, ale sam zwerbowałem niektórych spośród pierwszych śmiałków, jednak większość przydatnych ludzi zgłosiła się na wyprawę wyłącznie dzięki namowom ojca[109].

Przez pewien czas wielebnemu Cutlerowi chodziła po głowie myśl, że on też mógłby wyruszyć do Ohio, wiedział jednak, że z powodu licznych obowiązków w domu musi zostać na miejscu. Skoro jednak on sam nie mógł jechać, syn pastora, Jervis, urodzony poszukiwacz przygód, chętnie zajął jego miejsce. Liczący dziewiętnaście lat chłopak został jednym z najmłodszych uczestników ekspedycji.

Pierwsi osadnicy — ogółem czterdziestu ośmiu mężczyzn, w tym mierniczy, cieśle, szkutnicy, zwykli robotnicy i jeden kowal — zostali podzieleni na dwie grupy. Jedna, składająca się z dwudziestu osób, na której czele stanął weteran wojskowy, major Haffield White, miała wyruszyć jako pierwsza z Ipswich Hamlet. Druga, dowodzona przez generała Rufusa Putnama, „kierownika”[110] całej ekspedycji, miała podążyć za nią z Hartford w stanie Connecticut.

Narzędzia — jedna siekiera i jedna motyka na osobę — wraz z trzydziestoma funtami bagażu na głowę upakowano we wspólnym wozie. Dodatkowo każdy uczestnik wyprawy wziął ze sobą dobry muszkiet, bagnet, sześć krzesiw, róg i worek na proch strzelniczy, wycior i szczotkę do broni, pół funta prochu strzelniczego, funt kul do muszkietu i funt śrutu. Wynagrodzenie wynosiło cztery dolary miesięcznie.

Gdy wszystko udało się w końcu przygotować, nadszedł grudzień, niezbyt sprzyjająca pora na rozpoczynanie wyprawy do dalekiej, dzikiej krainy. Całą drogę aż do górnego biegu rzeki Ohio podróżnicy mieli przebyć na piechotę, więc nawet przy idealnych warunkach mogli się poruszać z prędkością przekraczającą nieco 1,5 kilometra na godzinę, czyli około 16 kilometrów na jeden dzień, podczas gdy cała trasa lądowa liczyła około 1130 kilometrów, przebiegając częściowo przez góry zachodniej Pensylwanii.

Uczestnicy wyprawy byli jednak dobrej myśli i bardzo im zależało, by dotrzeć do celu z jak najmniejszym opóźnieniem. Gdy już znajdą się nad brzegiem Ohio, będą potrzebować czasu na zbudowanie łodzi potrzebnych do spłynięcia w dół rzeki — wszystko po to, by przybyć na miejsce wczesną wiosną i zdążyć zasadzić niezbędne do przeżycia warzywa oraz kukurydzę.

Przed wschodem słońca w poniedziałek 3 grudnia 1787 roku grupa osadników zebrała się przed plebanią, gdzie zjedli wczesne śniadanie. O świcie ustawili się przed budynkiem i po wygłoszonej przez wielebnego Cutlera krótkiej przemowie „pełnej dobrych rad i serdecznych życzeń”[111] mężczyźni oddali z muszkietów potrójną salwę i pozdrawiani przez żegnających ich gapiów pomaszerowali wzdłuż drogi — wśród nich młody Jervis — za nimi zaś toczył się duży, zaprzężony w woły wóz.

Był to podarunek od Manasseha Cutlera, który własnoręcznie wymalował na jego krytych czarnym płótnem bokach biały napis: „Do Ohio”[112].