Pieśni - Heinrich Heine - ebook

Pieśni ebook

Heinrich Heine

2,0

Opis

Pieśni”, czy też „Księga Pieśni” uchodzi za najwybitniejsze dzieło tego poety romantycznego. Christian Johann Heinrich Heine, a właściwie Harry Chaim Heine (1797-1856) – niemiecki poeta żydowskiego pochodzenia, przedstawiciel romantyzmu, jeden z najwybitniejszych niemieckich liryków, prozaik, publicysta urodził się w rodzinie żydowskiej. Jego ojciec był kupcem. Przez większość swej młodości pozostawał pod wpływem potęgi finansowej swego stryja Salomona Heinego, hamburskiego milionera i bankiera. Heine cierpiał na chorobę weneryczną (prawdopodobnie kiłę), przez którą od wiosny 1848 był przykuty do łóżka, sparaliżowany, męczony skurczami i częściowo niewidomy. Wyrzekł się wtedy swojej wiary w boskość człowieka i uznał osobowego Boga, aby sprzeczać się z nim o niesprawiedliwe rządzenie światem. Poeta zmarł w 1856 po prawie ośmiu latach strasznych cierpień. Został pochowany na cmentarzu Montmartre. Swą wysoką pozycję zawdzięcza swej poezji lirycznej, w szczególności utworom składającym się na „Księgę Pieśni”. (Za Wikipedią).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 77

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

Heinrich Heine

 

Pieśni

 

przeł. Aleksander Kraushar

 

Armoryka

Sandomierz

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Tekst wg edycji:

Heinrich Heine

Pieśni Heinego

Wyd. Gebethner i Wolff

Warszawa 1880

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-921-8

 

 

INTERMEZZO.

 

PROLOG.

 

Był ongi rycerz milczący, smutny,

Blady, wychudły, znękany...

Szedł po pielgrzymce życia pokutnéj,

W marzenia swoje wsłuchany...

Był tak dziwaczny, niezdarny srodze,

Że gdy dziewczątka spotykał w drodze

Śmiechem był zawsze witany...

 

Zdala od ludzi miał swe ustronie,

Gdzie cisza była grobowa...

Tam często w niebo wyciągał dłonie

Ale nie mówił ni słowa...

Raz północ biła... Wtém dźwięk tajemny

Ozwał się w głuszy i w domek ciemny

Wstąpiła jasność jutrzniowa...

 

To była Ona — cudnie przybrana

Welonem z drogich kamieni...

Twarz jéj — jak róża świeżo zerwana

Blaskiem jutrzenki się mieni...

Wzrok jéj tajemne rzuca zaklęcia,

Więc on i ona w wspólne objęcia

Padli tym blaskiem olśnieni...

 

Z twarzy rycerza bladość już znika,

Łza tryska okiem natchnioném...

Już i w pierś jego miłość przenika,

Lżéj mu już w sercu zranioném...

Lecz ona zdradnie jak jeziór diva

Głowę rycerza z lekka okrywa

Białym z brylantów welonem...

 

Zdumiony — widzi pałac z kryształu...

Szmer fontann słyszy dokoła...

Zmysły się wonią poją do szału,

Natchnienia blask bije z czoła...

Więc temi blaski rycerz olśniony,

Do piersi swojéj dziwnie wzburzonéj

Zdradnego tuli anioła...

 

Chór dziewic wodnych czarownie śpiewa,

Nęcące brzmią kastaniety...

Rycerz w marzeniach słodko omdlewa,

Drgają w nim zmysłów podniety...

Wtém — cichną dźwięki... blask dogorywa

I rycerz smutny znowu spoczywa

W skromnéj izdebce — poety...

 

I.

 

W prześlicznym miesiącu Maju,

Gdy tryska kwiat z ziemi łona,

I w sercu mojem zakwitły

Pierwszej miłości nasiona...

 

W prześlicznym miesiącu Maju,

Gdy ptaszę śpiewa z zapałem,

I ja mych uczuć wybrance

Wszystkie pragnienia wyznałem...

 

II.

 

Z łez moich kwiatek wyrasta,

Świeżuchny jak ranna rosa...

A z moich westchnień ulata

Słowików chór pod niebiosa...

 

Jeśli mnie kochasz aniele

Kwiatków ci moich użyczę —

A nad twém oknem — co rano

Usłyszysz chóry słowicze...

 

III.

 

Róża i lilja, gołąbek i słońce:

To były ongi mej miłości gońce...

Już ich nie kocham — lecz kocham jedynie

Piękną, milutką, mych marzeń boginię,

Bo ona sama jest miłości szczytem...

Jest różą, lilją, gołąbkiem i świtem...

 

IV.

 

Gdy się w twe cudne oczy wpatruję,

Nikną wnet moje cierpienia,

A gdy usteczka twoje całuję,

Boleść ma — w roskosz się zmienia.

 

Gdy cię aniele tulę do siebie...

Rajską się poję słodyczą...

Lecz kiedy szepczesz: ja kocham ciebie

Ach! Wtedy płaczę z goryczą.

 

V.

 

Miałem niedawno sny tajemnicze,

A w nich widziałem twoje oblicze...

Słodycz w twych modrych oczach jaśniała,

Lecz byłaś blada — śmiertelnie biała...

 

Usta jedynie miałaś różowe...

Lecz śmierć te blaski zaćmi jutrzniowe,

Zgaśnie ten cudny promyk w rozkwicie

Co rzucał światło na moje życie...

 

VI.

 

Oprzéj swe usta o moje usta,

A łzy nam z oczu popłyną ...

Oprzéj swe piersi o moje piersi

Wnet się z nich ognie wywiną...

 

A gdy w ten płomień — jasnym strumieniem

Łez naszych zdrój padać będzie...

Gdy cię obejmę silném ramieniem —

Skonam w miłosnym obłędzie...

 

VII.

 

Kielichom lilji marzącéj

Tchnienia méj duszy udzielę;

A kwiatek lilji wydzwoni

Piosnkę o moim aniele...

 

Piosnka ta rzewna, liljowa,

Jak całus w błękit popłynie,

Całus mi dany przed laty —

W najsłodszéj życia godzinie...

 

VIII.

 

Stałe — jak serca rzewna tęsknica

Dumają gwiazdki na niebie...

I lat tysiące patrzą w swe lica

Zawsze z daleka od siebie...

 

Próżno już nieraz głupi astrolog,

Co wzrok swój niebu porucza,

Chciał, jakby nowy niebian filolog,

Do słów ich dostać się klucza...

 

Lecz ja — choć gardzę nauk okowy

Te dźwięki znam tajemnicze;

Bo dla mnie kluczem gwiazd tych rozmowy

Było kochanki oblicze...

 

IX.

 

Na skrzydłach pieśni niebiańskiéj,

Z tobą o luba popłynę,

Tam — ponad brzegi Gangesu

Gdzie znam ustronie jedyne...

 

Tam kwitnie ogród różowy,

W srebrzystym blasku księżyca...

A cudne zwoje lotosów

W blasku tym myją swe lica.

 

Szepcze fijołek do braci

I w niebo wznosi swą głowę...

A róże, w pośród milczenia,

Wonną prowadzą rozmowę...

 

Jakby zefirów podmuchy

Gazelle biegną po skale,

A w dali — szumią uroczo

Świętego Gangesu fale.

 

Tam, na tych błoniach rozkosznych

Pod bujném drzewem palmowém,

Poić się będziem marzeniem

I karmić miłości słowem....

 

X.

 

Drży piękny kielich lotosu

O jasnéj zorzy rozkwicie...

I z pochyloną główeczką

Czeka na nocy przybycie...

 

Księżyc — ów blady kochanek,

Budzi go światłem zwodniczem,

A lotos wita to światło,

Bladem, marzącem obliczem...

 

I kwitnie szybko i świeci,

Wznosząc w niebiosa swe sploty

I drży i płacze i kona

Z miłosnéj serca tęsknoty...

 

XI.

 

Gdzie Renu z licem iskrzącém

Wstęga rozwija się kręta...

Tam stoi z wieżyc tysiącem

Kolonia wielka i święta...

 

Tam, nad cherubów obłokiem,

Świeci Madonna ze złota,

Nieraz mi w burzach żywota

Świeciła swoim urokiem...

 

Madonny cudne oblicze

Zdobią kwieciste opony,

Podobne wdzięki dziewicze

Ma anioł mój ubóstwiony...

 

XII.

 

Niekochasz mnie! niekochasz mnie...

Ach! to mnie mało obchodzi!

Bo kiedy patrzę w oblicze twe

Pierś ma hymn szczęścia zawodzi...

 

Niecierpisz mnie, niecierpisz mnie,

Brzmi w ustach twych wieść złowroga,

Ach pozwól tylko uściskać je,

A zniknie płonna ma trwoga...

 

XIII.

 

Usłuchaj prośby méj wrzącéj

Najcudowniejsza istoto...

Niech mnie śnieżyste twe rączki

W miłosnym szale oplotą!

 

Zaledwiem wyrzekł te słowa

Już prośba moja spełniona...

Lecz w tym wężowym uścisku

Doznaję mąk Laokona...

 

XIV.

 

Żadnych przysiąg! Całuj tylko!

Klątwom kobiet nic niewierzę...

Głos twój słodki — ale słodszym

Jest twój całus dany szczerze...

On mą wiarą — mem natchnieniem,

Słowo — próżnem tylko tchnieniem.

 

O! przysięgaj luba zawsze!

Wierzę, wierzę ci na słowo,

W sercu czucia płoną żwawsze,

Czuję błogość, siłę nową,

Miłość — szepczą głosy wieszcze,

Od wieczności dłuższą jeszcze...

 

XV.

 

Na oczy méj ulubionéj,

Napiszę piękne canzony,

Na usta mojéj jedynéj

Splotę przecudne terziny,

Na lica lubéj czarowne

Wyśpiewam stanze cudowne,

Ach! Gdyby serce w niéj biło

Toby się sonet skreśliło...

 

XVI.

 

Świat jest głupi, świat jest ślepy,

Świat podły oszczerca...

Mówi: że ty dziécię moje

Niemasz dla mnie serca!

 

Świat jest głupi, świat jest ślepy,

Ciągle cię spotwarza...

Niewie jak twój całus słodki!

Jak mą pierś rozżarza!...

 

XVII.

 

Powiedz, powiedz mi aniele,

Mój kwiateczku piękny, hoży,

Czyś ty sennem jest widziadłem

Które wieszcza umysł tworzy?

 

Ale nie! Usteczek takich,

Takich oczu, tego czoła,

Takich wdzięków strojnych, cudnych,

Tego stworzyć wieszcz nie zdoła...

 

Tylko gady i potwory,

Bazyliszki, węże, krety,

Tylko takie piekieł twory

Może wyśnić myśl poety...

 

Ale ciebie mój aniele,

Twej twarzyczki jasnéj, hożéj,

Twoich zdradnych, kornych spojrzeń

Myśl poety nie utworzy...

 

XVIII.

 

Jakby Venus z morskiéj piany,

Świeci blaskiem luba moja,

Gdyż cudowna ta dziewoja

To — rywala skarb wybrany...

 

Serce, serce niecierpliwe!

Cóż pomoże gniewu siła?

Znoś cierpienia swe dotkliwe,

Które zdrada ci zrządziła...

 

XIX.

 

Nie szemrzę już — choć serce pęka moje,

Straciłem Cię — lecz gniew już przycichł we mnie,

Choć jak dyament, niecisz blasków zwoje,

Nie wnika promień w twego serca ciemnie...

 

Wiem to oddawna. Wszak Ciem widział we śnie...

I noc widziałem, co ćmi serca rany,

I wężam widział, co cię gryzł boleśnie...

Widziałem luba los twój opłakany...

 

XX.

 

Tak! Nędzną jesteś, lecz już znikł mój gniew...

Luba! Nam obu nędznymi trzeba być,

Nim śmierć wyziębi w sercach naszych krew,

Nam obu, luba, nędznymi trzeba być!

 

Widzę szyderstwo nad twych ust obsłoną

I błysk zuchwalstwa co w twych oczach gra...

I dumę widzę co ci porze łono...

Lecz nędzną jesteś — jak nędznym jestem ja!

 

Na ustach twych ukryty bólu ślad —

Tajemna łza — chce blask twych oczu zćmić...

Dumną twą pierś tajemny gryzie jad...

Nam obu luba nędznymi trzeba być!

 

XXI.

 

Toż mi dopiero huk dzielny!

Trąby i bębny brzmią w koło...

Wszak to swój taniec weselny

Ma luba tańczy wesoło...

 

Fanfary, kotły, wciąż brzęczą...

Dźwięk ten sumienie twe głuszy...

I tylko z cicha coś jęczą

Dobre aniołki twej duszy...

 

XXII.

 

Więc niepamiętasz o luba wcale,

Żem twe serduszko posiadał stale,

Serduszko twoje, rzewne, lękliwe,

Słodkie nad wyraz, a tak fałszywe!

 

Więc już zatarłaś w duszy wspomnienia

Miłości mojéj, mego cierpienia?

Czyli ma miłość — ból przewyższyła?

Niewiem. Lecz straszną obojga siła...

 

XXIII.

 

Gdyby kwiateczki wiedziały

Jak serce moje strapione,

Balsam by z łez swych przyniosły,

Na piersi moje zranione...

 

Gdyby słowiki wiedziały

Jak straszną znoszę ja mękę,

Zbiegłyby do mnie — by nucić

Najmilszą moją piosenkę.

 

Gdyby choć gwiazdki wiedziały

Jak cierpi serce me młode,

Zeszłyby do mnie z niebiosów

I miałbym cierpień osłodę...

 

Ach! Nikt mych cierpień nie widzi!

Lecz ona — bóle zna moje,

Wszak ona sama rozdarła,

Rozdarła pierś mą na dwoje...

 

XXIV.

 

Czemu dziś róże tak blade,

Ach powiedz drogie me życie!

Dla czego w trawce zielonéj

Błękitne kwiatki milczycie?

 

Czemu skowronek gdy wzlata,

Żałobę śpiewem swym głosi?

Dla czego z krzewów balsamu

Taka woń trupia się wznosi?

 

Czemu dziś słońce tak zimne,

Wciąż w gęstą kryje się chmurę?

Czemu dziś ziemia tak szara?

Drzewa jak cmentarz ponure?

 

Czemum ja sam tak znędzniały?

Ach powiedz mi moja miła!

Powiedz najdroższa, dla czego,

Dla czegoś mnie porzuciła?

 

XXV.

 

Wiele ci o mnie mówili,

A cierpką była ich mowa...

Lecz — co mą duszę dręczyło,

O tém, nie rzekli ci słowa...

 

Nad tém — jak zepsuć mą sławę,

Myśl ich się ciągle siliła...

I złym mnie wreszcie nazwali,

A tyś w to wszystko — wierzyła...

 

A jednak rzeczy najgorszéj,

Nie dosłyszały twe uszy...

Tę rzecz najgorszą — najgłupszą,

Ja sam tłumiłem w swéj duszy...

 

XXVI.

 

Kwitła topola — śpiewał skowronek,

Do słońca cudny wdzięczył się dzionek,

A tyś mnie w śnieżne tuląc ramiona

O raju uciech śniła natchniona...

 

Wtém kruk zakrakał — pożółkły drzewa...

Zaszumiał wicher, spadła ulewa...

A my — bez żalu, bez gniewu słowa,

Rzekliśmy sobie: „Bądź zdrów!“