Pani Kant i madame Hyde - Bogna Skrzypczak-Walkowiak - ebook

Pani Kant i madame Hyde ebook

Bogna Skrzypczak-Walkowiak

0,0
1,42 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Opowieści traktujące o kobietach oraz ich relacjach z mężczyznami. Miłość, seks, cierpienie i filozofia. Czy to można połączyć? Przeczytaj, a przekonasz się…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 44

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Bogna Skrzypczak-Walkowiak

Pani Kant i madame Hyde

Opowieści o kobietach, miłości i filozofii

IlustratorPrzemysław Rutkowski

FotografDariusz Walkowiak

FotografBogna Skrzypczak-Walkowiak

Projektant okładkiPrzemysław Rutkowski

© Bogna Skrzypczak-Walkowiak, 2017

© Przemysław Rutkowski, ilustracje, 2017

© Dariusz Walkowiak, fotografie, 2017

© Bogna Skrzypczak-Walkowiak, fotografie, 2017

© Przemysław Rutkowski, projekt okładki, 2017

Opowieści traktujące o kobietach oraz ich relacjach z mężczyznami. Miłość, seks, cierpienie i filozofia. Czy to można połączyć? Przeczytaj, a przekonasz się…

ISBN 978-83-8104-606-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Indukcja pani Holmes

Dziś mija pięć lat, od kiedy pan Holmes szczęśliwie przedobrzył z alkoholem. Miast codziennie sprzątać po nim oraz prać śmierdzące wymiocinami i moczem ubrania męża, pani Penelopa Holmes raz w miesiącu porządkuje jego grób. Jest całkowicie zadowolona z takiego obrotu sprawy, choć z nikim nie dzieli się swoimi odczuciami.

Kobieta utrzymuje mieszkanie w nienagannym porządku. Żaden pyłek nie zbruka staromodnego mebla, żadna smuga mydła nie zostaje na porcelanie umywalki. Jest sterylnie, spokojnie i bezpiecznie. Szczotka, którą pani Holmes przeczesuje siwe, starannie ułożone, włosy, po każdym użyciu zupełnie czysta wraca do szufladki w łazienkowej szafce.

— To była indukcja, a nie dedukcja — wyjaśnia pani Holmes przyjaciółce, która, zachęcona przez nią, przeczytała właśnie jedno z opowiadań Arthura Conana Doyle’a.

— Sherlock Holmes nie posługiwał się dedukcją. Rozwiązując swoje sprawy, wykorzystywał doświadczenie życiowe i wiedzę o ludzkiej naturze. Jego diagnoza jest tylko oparta na prawdopodobieństwie, a nie na prostym wyciąganiu wniosków.

Pani Holmes interesuje się trochę logiką, po śmierci męża ma dużo czasu na swoje pasje, co też czyni ją dodatkowo szczęśliwą. Wie, że identyfikowanie metod śledczych detektywa z Baker Street z dedukcją jest błędem, najczęściej niezauważanym przez laików i przeciętnych czytelników kryminałów.

— Kiedy w opowiadaniu Błękitny karbunkuł — mówi Penelopa — Sherlock Holmes charakteryzuje mężczyznę na podstawie kapelusza, posługuje się rozumowaniem indukcyjnym. Człowiek ten tak naprawdę mógłby być bogatym ekscentrykiem. To że chodził w brudnym i starym, ale markowym, kapeluszu, wcale nie dowodzi, że stracił majątek i przestała kochać go żona. Nieprawdaż?

— Gdyby jednak Sherlock nie trafiał za każdym razem, nie uchodziłby za detektywa wszech czasów — replikuje sąsiadka. — Więc daj mu spokój. Co z tego, czy dedukcja czy indukcja? Ważne, że ciekawe i już.

Rozmowy o kryminałach to także rozrywka, na którą pani Holmes może sobie pozwolić dopiero od kilku lat. Dawniej czas przeznaczony na czytanie książek był luksusem. Dopóki dzieci były małe, kobieta próbowała wynagrodzić im zupełny brak opieki ze strony ojca. Samo życie. Wieczory, kiedy padała ze zmęczenia, nie sprzyjały żadnej lekturze. Pan Holmes na szczęście po pijaku nie robił awantur. Był obrzydliwy, śmierdział, zasypiał w parku na ławce, ale zachowywał się na ogół spokojnie. Szukała go, przyprowadzała do domu, myła, kładła do łóżka. Postępowała tak przez wiele lat. Pewnego dnia przestała to robić, choć przewidywała, jakie będą następstwa jej decyzji. Nie odczuła specjalnego smutku, kiedy mąż umarł z przepicia w Wielki Piątek.

Pani Holmes nie jest zainteresowana powtórnym zamążpójściem. Doświadczenie życiowe zrobiło z niej samej detektywa wszech czasów. Podobnie jak bohater książek Conana Doyle’a ona także ma pewność co do swoich wniosków. Nie zamierza zresztą nawet się nad tym zastanawiać. Każda przesłanka jest właściwie wyrokiem dla zalotnika. Mimo że co jakiś czas przychodzą do niej starsi samotni mężczyźni, którzy pragną „zaznać szczęścia w jesieni życia”, którzy „odczuwają pustkę, bo dzieci już dawno na swoim”, którzy „chcieliby znów poczuć smak miłości”, którzy uważają, że ich „dom potrzebuje kobiecej ręki” etc., pani Holmes jest czujna, nie daje się zwieść nowej koszuli czy świeżo wyprasowanym spodniom. Penelopa dostrzeże najdrobniejszą żółtą plamkę na palcu palacza, odkryje niepokojący zapach pod najdroższą wodą toaletową. Odróżnia rumieniec na twarzy, wywołany mrozem, od poalkoholowego zaróżowienia. Niczym najczulszy alkomat wyczuwa najmniejszą kropelkę wysokoprocentowego napoju krążącego w żyłach absztyfikanta. Pani Holmes nie musi słuchać plotek, żeby wiedzieć, iż szanowany mecenas w swojej wiejskiej willi pod lasem przez dwa tygodnie pije na umór, by potem przez kolejne tygodnie, a nawet miesiące, uchodzić za abstynenta i wzór cnót wszelakich. Kobieta zna starannie skrywane tajemnice samotnych wdowców i porzuconych przez „rozwiązłe żony” nieszczęśników, którzy oferują jej swoją opiekę. Możliwe, że się myli. Wszak rozumowanie indukcyjne ma swoje wady — prawdziwość przesłanek nie gwarantuje słuszności wniosku.

Ryzyko jednak jest zbyt duże.

Przed laty popełniła błąd, ale nie zamierza go powtarzać. Szanuje daną jej przez los drugą szansę. Przed zalotnikami Penelopa nie musi udawać, że jakieś wyjątkowe zobowiązanie uniemożliwia jej osobiste szczęście. Fortel z epopei Homera jest w tym wypadku zbędny. Potencjalnym następcom pana Holmesa wdowa pokazuje jedynie swoją ślubną fotografię sprzed lat.

„Łączyła nas więź, której nie można zastąpić żadną inną” — mówi kobieta, grzecznie wymigując się od kolejnego spotkania. Nie żałując ani jednego wypowiedzianego przed sekundą słowa, czasami jeszcze jakąś chwilę spogląda przez okno z ulgą za następnym, odchodzącym samotnie, właścicielem kapelusza, który kolejny raz powiedział za dużo.

Pani Kant i madame Hyde

Pani