Pamięć o czasach "Solidarności" - Waldemar Ciekalski - ebook

Pamięć o czasach "Solidarności" ebook

Waldemar Ciekalski

0,0

Opis

Zapiski na temat wydarzeń dotyczących głównie ruchu społecznego w Polsce nazwanego „Solidarność”. Opatrzone są konkretnymi datami ich sporządzenia. Zawierają również przemyślenia własne autora odnośnie tego, co działo się w jego otoczeniu — bliższym i dalszym oraz w Polsce i na świecie. Wspomnieniom przyznano trzecią nagrodę w konkursie Biblioteki Głównej Akademii świętokrzyskiej i Zarządu Regionu świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność” w Kielcach w 2006 r.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 160

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Waldemar Ciekalski

Pamięć o czasach "Solidarności"

Wspomnienia z lat 1980-1989

© Waldemar Ciekalski, 2017

Zapiski na temat wydarzeń dotyczących głównie ruchu społecznego w Polsce nazwanego „Solidarność”. Opatrzone są konkretnymi datami ich sporządzenia.

Zawierają również przemyślenia własne autora odnośnie tego, co działo się w jego otoczeniu — bliższym i dalszym oraz w Polsce i na świecie.

Wspomnieniom przyznano trzecią nagrodę w konkursie Biblioteki Głównej Akademii

świętokrzyskiej i Zarządu Regionu

świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność” w Kielcach w 2006 r.

ISBN 978-83-8104-868-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Była niedziela 31 sierpnia 1980 roku, po południu. Siedzieliśmy u nas w domu razem z moimi znajomymi z zakładu pracy to znaczy Fabryki Samochodów Specjalizowanych Polmo SHL w Kielcach i rozmawialiśmy o różnych sprawach, wśród których dominującą były strajki na Wybrzeżu.

W pewnym momencie spiker w telewizji zapowiedział, że nastąpi bezpośrednia transmisja ze Stoczni Gdańskiej, gdzie podpisane zostanie porozumienie między Komitetem Strajkowym a delegacją rządową. Czekaliśmy dość długo i nawet zaczęliśmy się już zastanawiać, czy dojdzie do porozumienia. W pewnym momencie pokazano salę w Stoczni Gdańskiej, do której weszli przedstawiciele Komitetu Strajkowego i delegacja rządowa.

Lech Wałęsa, o którym wiele słyszeliśmy, ale w telewizji zobaczyliśmy go po raz pierwszy, władczym gestem prawej ręki wskazał wicepremierowi Jagielskiemu krzesło, na którym ma usiąść.

Mój kolega powiedział: -No proszę, kto tu jest kto? Potem nastąpiło historyczne podpisanie porozumień sierpniowych i na zakończenie Lech Wałęsa powiedział: A teraz, do roboty.

Transmisja telewizyjna dobiegała końca i zaczęliśmy się zastanawiać, co będzie dalej. Osobiście pomyślałem: pewnie na tym się skończy i znowu będzie dalej wszystko po staremu.

Jednak tak nie było.

Po kilku tygodniach utworzone zostały Niezależne Samorządne Związki Zawodowe „Solidarność”, do których i ja się później zapisałem, kiedy powstały w naszym zakładzie pracy.

W radiowęźle zaczęto nadawać audycje zakładowej organizacji NSZZ „Solidarność”, w których ostro krytykowano organizację partyjną Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i decyzje dyrekcji oraz dotychczasowych związków zawodowych o nazwie Centralna Rada Związków Zawodowych (w skrócie CRZZ), które również nadawały swoje audycje. W ten sposób w zakładzie toczyła się walka polityczna, do której włączyli się pracownicy i to utrudniało bieżącą pracę, w szczególności produkcję.

Solidarność była wspierana przez Niezależną Oficynę Wydawniczą, która wydawała zakazane przez władze pisma, książki i ulotki. W jednej z ulotek można było przeczytać na jednej stronie: „Jak długo jeszcze”, a na drugiej: „O co walczą robotnicy z wybrzeża”.

Jak długo jeszcze

będziemy stali w kolejkach przed pustymi sklepami

będziemy kupować coraz mniej za zarobione pieniądze

Jak długo jeszcze

będziemy karmieni frazesami o wolności i dobrobycie

będziemy okłamywani przez gazety, radio i telewizję

będziemy czytali tylko te książki, oglądali tylko te filmy, które akceptują rządcy naszego kraju

Jak długo jeszcze

będziemy zmuszani do udziału w farsie „wyborów”

będziemy zmuszani do ukrywania poglądów i uczuć

będziemy świadkami bezprawia na komisariatach i w sądach

Jak długo jeszcze

robotnicy Polacy pozbawieni będą autentycznych związków zawodowych

chłopi Polacy żyć będą w lęku przed utratą ziemi

a miejsc w więzieniach będzie więcej niż w szpitalach

Jak długo jeszcze

nasze dzieci będą uczone w szkole kłamstw o ojczystej historii

książki naszych wybitnych pisarzy będą zakazane, listy pasterskie naszych biskupów będą cenzurowane

a informacje o naszym kraju będziemy zmuszeni czerpać z zagranicznych radiostacji

Jak długo jeszcze

nasi bracia wypowiadający głośno słowa prawdy będą szykanowani, oczerniani, więzieni

Jak długo jeszcze…?

O co walczą robotnicy wybrzeża

— o związki zawodowe niezależne od aparatu partyjnego i administracyjnego

— o prawo do strajku

— o wolność słowa i zniesienie cenzury

— o udostępnienie środków masowego przekazu Kościołom wszystkich wyznań

— o uwolnienie więźniów politycznych

— o podawanie do publicznej wiadomości informacji o sytuacji polityczno-gospodarczej kraju

— o zagwarantowanie wzrostu płac w miarę wzrostu cen

— o zniesienie cen komercyjnych i sprzedaży towarów za dewizy

— o dobór ludzi na stanowiska kierownicze według kwalifikacji a nie przynależności partyjnej

— o trzyletni płatny urlop macierzyński na wychowanie dziecka

W tej atmosferze dotrwaliśmy do końca 1980 roku. Potem postanowiłem robić zapiski z tego co się w naszym zakładzie i w Polsce oraz na świecie działo. Oto one na następnych stronach oraz moje odczucia i przemyślenia z tamtego okresu.

24.I.1981- sobota

Rozdarty dzień. Rząd ogłosił, że należy iść do pracy, „Solidarność” — że to wolna sobota. Byłem w pracy — trochę popracowałem. Napisałem na polecenie szefa opinię na temat zabezpieczenia dla Fabryki odlewów z metali kolorowych, rozmawiałem też z szefem telefonicznie o aktualnych sprawach. Przyszedł do mnie stary robotnik Kazimierz K. — blisko 40 lat pracy, niedługo ma iść na emeryturę. Tylko on jeden z robotników przyszedł do pracy. Zawołał mnie na odlewnię, aby mi pokazać co dzisiaj zrobił. Wyszliśmy na wydział, odlewnia była pusta, to znaczy bez ludzi, bo były skrzynie formierskie, kadzie do żeliwa, stały nieczynne żeliwiaki oraz nieruchome maszyny i urządzenia. Było też dużo odlewów, zwłaszcza na oczyszczalni. Pan Kazik — bo tak do niego mówię (znamy się od kilkunastu lat), pokazał mi odlew, który wykonał w ostatnich dniach, a dziś wybił ze środka rdzeń i oczyścił z przywartej na zewnątrz masy formierskiej. Potem pokazywał mi inne odlewy, które wykonał.

— Ja nie robię braków — mówił. Inni robią byle jak i dają im nagrody. Mnie omijają.

Kiedy wróciłem do biura technologicznego, poczytałem trochę pism Niezależnego Związku Studentów i „Solidarności”. Były relacje naocznych świadków o masakrze w Gdańsku i Gdyni w 1970 roku. Potem rozmawiałem na ten temat ze swymi pracownikami.

Wieczorem był dziennik telewizyjny — pokazywali targaną sprzecznościami i konfliktami Polskę. Słuchałem też Londynu — tam zastanawiali się nad dalszym rozwojem sytuacji w naszym kraju, widząc ją niezbyt dobrze.

W czasie dziennika telewizyjnego ludzie wypowiadali się na temat konfliktu władzy z „Solidarnością”. Przykro było tego słuchać. Poczułem wielki żal. Nie oszczędzono już nam w historii niczego: niewoli, wojny, nędzy, straszliwych zniszczeń i morza krwi. Nie mieliśmy przez całe stulecia zbyt dobrej opinii w świecie. Chyba tylko to jedno: że potrafimy umierać za kogoś — jakże żałosny to powód do dumy. Ale ostatnio był prawdziwy powód do dumy dla nas. Dał go nam Papież Jan Paweł II. A tak całkiem niedawno był następny powód do chwały — to wydarzenia z sierpnia 1980 roku, kiedy po dwu tygodniach napięcia robotnicy porozumieli się z władzą.

Ale potem wyszły na jaw takie rzeczy, za które znów musieliśmy się wstydzić: „Rozkradziono Polskę” — gorzkie to i bolesne były słowa dla mieszkańców naszej ziemi. Ale zdarzało się to i innym, więc wybaczyliby nam to chyba. Jest nawet takie modne słowo, które tego rodzaju rzeczy określa: „korupcja”. Ale tego, co dzieje się teraz już nam chyba nikt nie wybaczy. Bo niszczymy sami siebie i marnujemy to, co nam pozostało jeszcze najcenniejszego: szacunek i uznanie dla mądrości. Czyżby stać nas było tylko na tę jednorazową, krótką mądrość? Tylko to jeszcze było jedyną rzeczą, która cieszyła każdego Polaka. A teraz i to chcemy zmarnować. Więc żal mi tego bardzo. Wstydzić się trzeba za tę korupcję, za miliardowe długi, za brak rozsądku, przez długie lata. A teraz, kiedy tej rozwagi trochę było okazuje się, że chcemy ją zmarnować. Więc żal mi tego. Bardzo mi żal. Wieczorem po dzienniku telewizyjnym był drugi odcinek serialu telewizyjnego „Dom”. Widok ruin Warszawy był okrutny.

25.I.1981r — niedziela

Byliśmy na mszy o godz. 9.00 w kaplicy na Głogowej. Wygodnie będzie — niedaleko od naszego domu — zaledwie kilkadziesiąt metrów. Nabożeństwo trwało krótko, kazanie też było krótkie i w takiej rodzinnej atmosferze powiedziane, bo ludzi niedużo, a ksiądz tak blisko, o parę metrów. Mówił o żydowskim narodzie, który prawie tysiąc lat był w niewoli, a prócz tego ciemiężony był jeszcze przez swoich władców. I kiedy przyszedł Chrystus, wszyscy byli przekonani, że będzie tym, który pomoże im odzyskać wolność. Ale tak się nie stało i ludzie byli zawiedzeni. Ksiądz mówił, że narzuca się analogia do losów naszego kraju. I przytoczył zdanie Gogola, który powiedział kiedyś, że czasami Pan Bóg wkracza w losy ludzkie i chroni ich przed zgubą. W to, że tak było wierzyli podobno ludzie na Wybrzeżu po wydarzeniach sierpniowych.

Zacząłem właśnie niedawno czytać „Podstawy psychologii ogólnej” S.L. Rubinstejna i niemal zaraz na początku natknąłem się na stwierdzenie, że między wewnętrznymi a zewnętrznymi przejawami człowieka, między jego świadomością a zachowaniem się istnieje zawsze związek, ale stosunek między nimi nie jest lustrzany. Widzę tu wytłumaczenie tego, co działo się u nas w kraju w ostatnich kilku latach, kiedy byli ludzie, którzy publicznie nawoływali do uczciwości, rzetelnej pracy i miłości ojczyzny, a sami postępowali nieuczciwie, wykorzystywali pracę innych dla siebie i okradali swój kraj.

28.I.1981r. — środa

Trzy fakty zwróciły moją uwagę w ostatnich dwóch dniach. Wczoraj wieczorem warto było oglądać telewizję. Najpierw w dzienniku wystąpienie Mieczysława Moczara — nie wiem co to za człowiek, nie tylko dla mnie zresztą jest tajemniczy — ale gdy mówi widać w nim siłę i zdecydowanie a także coś w rodzaju bezwzględności dla przeciwnika. Po dzienniku była dyskusja telewizyjna na temat wolnych sobót z udziałem przedstawicieli rządu, „Solidarności” i Branżowych Związków Zawodowych. Warto było posłuchać, chociaż szkoda, że nie odbyło się to jeszcze w ubiegłym roku i chociaż ten dziwny „trójmecz” zakończył się bez rozstrzygnięcia. Dzisiaj w Fabryce idąc do budynku dyrekcyjnego spojrzałem na tablicę ogłoszeń zakładowej organizacji NSZZ „Solidarność” i ujrzałem dziwny napis. Na dużym białym arkuszu papieru wypisano drukowanymi literami czerwonym mazakiem: „STRAJK W KOŃSKICH ZAKOŃCZONY DYREKTOR POLMO KOŃSKIE ZA BRAMĄ”. Nie podobało mi się to.

Ciekawe co pomyśli o tym nasz nowy dyrektor naczelny, którego dopiero wczoraj witano w Fabryce.

Kiedy wróciłem do domu przeczytałem w gazetach list otwarty Przewodniczącego MKZ to znaczy Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego (nowych związków zawodowych) Jastrzębie, który zgłosił rezygnację ze swej funkcji, nie mogąc pogodzić się ze stanowiskiem swych kolegów, którzy przybrali kurs ścisłej współpracy z KSS „KOR” (Komitet Samoobrony Społecznej Komitetu Obrony Robotników) i innymi zbliżonymi organizacjami. Jak wyglądała prawda w rzeczywistości to trudno powiedzieć, bo w prasie oficjalnej na ogół było tylko to, co pasowało władzom czyli „kierowniczej sile narodu” — Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Na bazie tych trzech faktów nasunęły mi się pewne osobiste refleksje.

Wydaje mi się, że pomijając sprawy polityczne, świat dlatego powitał „Solidarność” z takim uznaniem, że dojrzał w tej organizacji coś nowego, coś innego od tego wszystkiego co już istnieje i jakkolwiek jest już prawie akceptowane, to jednak nie jest to czymś wymarzonym przez ludzi. Patrząc z punktu widzenia społeczeństw Zachodu, na pewno nie jest „rajem” ta bezwzględna, okrutna walka o byt, w której nierzadko decyduje pistolet oraz intryga i bezwzględność dla współobywateli.

Sądzę, że z narodzinami ruchu „Solidarność” wielu ludzi wiązało nadzieją, że będzie to organizacja, która uczyni walkę o prawa człowieka szlachetną, spokojną i ludzką, że odrzuci gwałt, napastliwość i odrażające buntownicze metody. Taką metodę znaleźli robotnicy Wybrzeża w sierpniu 1980 roku.

Teraz jednak są już inne czasy i musi być stosowana inna broń. Jak na razie nie widać takiej. Dla mnie jedną z tych broni powinna być „Solidarność” — organ prasowy NSZZ „SOLIDARNOŚĆ”.

15.II.1981r. — niedziela

Ostatni tydzień był bardzo bogaty w wydarzenia.

W poniedziałek rozpoczęły się obrady VIII Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W referacie programowym sekretarz Grabski bardzo ostro atakował NSZZ „Solidarność”, oskarżając te związki zawodowe o działalność niezgodną ze statutem, wtrącanie się do zagadnień polityki, podważanie zasad ustrojowych i sojuszy państwowych.

Na drugi dzień rano ogłoszono zaś, że Józef Pińkowski zgłosił rezygnację ze stanowiska premiera i biuro Polityczne KC PZPR postanowiło zarekomendować na Prezesa Rady Ministrów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej generała armii Wojciecha Jaruzelskiego, ministra obrony narodowej.

Wracam jednak do minionego tygodnia. We wtorek ogłoszono decyzję Sądu Najwyższego, który stwierdził, że rolnicy nie mają prawa do zarejestrowania swego związku zawodowego „Solidarność wiejska”. Sądzę, że będzie z tego powodu jeszcze wiele problemów. Tym bardziej, że w sprawie tej rolnicy mają poparcie Kościoła — nawet Papież Jan Paweł II wypowiedział się za przyznaniem rolnikom prawa do swego związku zawodowego. A głos Watykanu liczył się zawsze. Teraz zaś, gdy na stolicy Piotrowej zasiada były metropolita krakowski Karol Wojtyła — liczy się jeszcze bardziej. Odrzucenie głosu Papieża Kościół przyjął bardzo źle, dając temu wyraz w podpisanym przez Kardynała Stefana Wyszyńskiego Komunikacie Episkopatu Polski. Ton zawartych w tym komunikacie zdań był bardzo ostry pod adresem władz i świadczył wyraźnie o tym, że jakkolwiek dotychczas w czasie wydarzeń sierpniowych i przez następne miesiące Kościół skłaniał się raczej do łagodzenia konfliktów władzy z Solidarnością, to w tym przypadku stanowisko jego jest jednoznaczne.

Gdyby nie ta sprawa, gen. Jaruzelski miałby prawdopodobnie bardzo ułatwione zadanie. Dlatego musi ten problem na pewno w jakiś sposób rozstrzygnąć. Bo przecież trudno sobie wyobrazić, aby mógł wiele zdziałać, mając wprawdzie do swojej dyspozycji wojsko — zachował tekę Ministra Obrony, ale bez współdziałania milionowych rzesz członków Solidarności, potężnego obecnie Kościoła i rolników, od których zależy teraz przecież rzecz najważniejsza, bo wyżywienie narodu.

Sądzę, że nowy premier zdaje sobie z tego sprawę — na podstawie choćby obserwacji debaty sejmowej, która zaczęła się w następnym dniu. Wprawdzie sposób powołania premiera i zatwierdzania jego nominacji w sejmie przypominał najgorsze wzory „gierkowskie” i wcześniejsze, ale jednak już nazajutrz w czasie dyskusji w sejmie można było stwierdzić, że czasy się wyraźnie zmieniły.

Samo wystąpienie generała Jaruzelskiego w Sejmie jako nowego premiera mogło się na pewno podobać i tak odebrała to większość ludzi. Ale były też głosy sceptycyzmu, a ja osobiście przypomniałem sobie pierwsze wystąpienie Edwarda Gierka jako I sekretarza KC PZPR, które też bardzo mi się podobało — zresztą nie tylko mnie. Zakończenie było jednak żałosne.

Przysłuchując się głosom posłów, stwierdziłem, że jest tam wielu mądrych i zdolnych ludzi, którzy są w stanie — jeśli tylko pozwoli im się na to — pokierować właściwie losami kraju, jako najwyższa władza w państwie. Tak przynajmniej określa to ostatnie stwierdzenie Konstytucja Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ale w praktyce na pewno tak nie jest i mówią to niemal wszyscy ludzie. Mówiąc bez ogródek najwyższą władzą jest Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. A właściwie to można powiedzieć że była, bo przez ostatnie kilka miesięcy prawie jej widać nie było. Skutek był wiadomy — władzy też prawie nie było — co zresztą jest potwierdzeniem faktu o którym wyżej wspomniałem.

Spośród wystąpień w Sejmie zwróciły moją uwagę następujące:

— Posła Zb. Zielińskiego, który m.in. oświadczył, że następuje zmiana nazwy Koła Poselskiego „Znak” na Koło Poselskie Związku Katolicko — Społecznego. Zmiana w treści wprawdzie niewielka, ale w wymowie swej na pewno znaczna. Ponadto poseł Zieliński zwrócił się do nowego premiera o ponowne rozpatrzenie sprawy „Solidarności” Wiejskiej, oraz zapewnił nowego premiera o poparciu posłów katolickich. Skinieniem głowy generał wskazał moim zdaniem na zrozumienie i docenianie poruszanych przez posła Zielińskiego zagadnień.

Krzykliwe wystąpienie posła Jaremy Maciszewskiego z PZPR nie zasługiwałoby zapewne na uwagę, gdyby nie wypowiedziana w końcowej części refleksja. Jej sens sprowadzał się do tego, że to co się ostatnio w naszym kraju dzieje przypomina najgorsze czasy z okresu „Liberum Veto”.

Ale najbardziej zdecydowane w tonie było wystąpienie posła Karola Małcużyńskiego, którego minionej niedzieli określono w telewizji jako tego, który umie mówić „tak”, ale potrafi także — jeżeli to jest potrzebne — powiedzieć „nie”.

Przede wszystkim zaatakował nowego premiera, dlaczego pominął w planowanych do uchwalenia — ustawę o cenzurze. Następnie zaś stwierdził, że ważne jest nie tylko to, czego nie wolno pisać, ale także to co się pisze. I przytoczył przykłady: oświadczenie ministra sprawiedliwości, że tworzenie związków zawodowych rolników jest nielegalne — bez wyjaśnienia sensu tych słów, a także komunikat prokuratury o wszczęciu śledztwa przeciwko organizacji „Komitet Samoobrony Społecznej KOR”, która, jak stwierdzono — ma powiązania z siłami wywrotowymi poza granicami naszego kraju. Zadane potem retoryczne pytanie było bardzo wymowne w swej treści: „Jeżeli śledztwo dopiero ma być wszczęte, to skąd już wiadomo, że organizacja ta ma powiązania z siłami wywrotowymi?”

Odniosłem jednak wrażenie, że pos. Małcużyński sam przeraził się później swoich słów i głos mu trochę zaczął się łamać. Ale może mi się tylko tak wydawało?

W piątek była konferencja prasowa premiera Jaruzelskiego. Byłem trochę zaskoczony — myślałem, że generał jest człowiekiem bardziej pewnym siebie. Wprawdzie ta okazywana chwilami niepewność — którą zresztą sam generał tłumaczył tym, że nie jest jeszcze przyzwyczajony do takiego audytorium dziennikarzy i „te flesze” — świadczyła na pewno na korzyść premiera jako człowieka, ale z drugiej strony to przecież chyba przede wszystkim dlatego został powołany na Prezesa Rady Ministrów, że jest generałem i Ministrem Obrony.

23.II.1981 — poniedziałek

W świecie ostatnio parę ważnych wydarzeń. Papież Jan Paweł II — nasz rodak odbywa swą najdłuższą z dotychczasowym pielgrzymek: poprzez Pakistan na Filipiny, potem przez wyspę Guam na Pacyfiku do Japonii. Z Filipin przemawiał Ojciec Święty także do chrześcijan w Chinach. Powiedział m.in., że chętnie odwiedziłby Chiny. Odniosłem wrażenie, że Karol Wojtyła chętnie widziałby w Chińczykach przyjaciół Polski. Mądry to człowiek i niepospolity. Wczoraj kupiłem L’osservatore Romano w języku polskim. Jest tam m.in. Encyklika Ojca Świętego Jana Pawła II o bożym miłosierdziu DIVES IN MISERICORDIA. Najbardziej uderzyło mnie tam stwierdzenie, że obecnie jest wśród ludzi jakiś niepokój o przyszłość człowieka i całej ludzkości wynikający z przeświadczenia, że stoimy przed decydującymi rozstrzygnięciami dla rodzaju ludzkiego. Ale skąd to się bierze? Papież tłumaczy to faktem, że istnieje wiele zła fizycznego i moralnego, napięć i zagrożeń skierowanych przeciw ludzkiej wolności, sumieniu, religii. Ale czy możliwe jest, aby na świecie tego nie było? I jak wyglądałby wtedy ten świat? Tego chyba nikt nie wie. I pomyślałem sobie, że ci, którym się wydawało, że wiedzą, byliby z pewnością przerażeni, gdyby zobaczyli w praktyce dzieło, które „zaprojektowali” w swych księgach, jak na przykład Marks, Engels, Lenin.

Właśnie dziś rozpoczyna obrady Zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (w skrócie KPZR) — ciekawy będzie. Ostatnio to wielkie mocarstwo komunistyczne ma wiele problemów, z którymi nie bardzo wie, co począć, jak choćby obecność wojsk radzieckich w Afganistanie.

10.III.1981 — wtorek

Wczoraj byłem służbowo w odlewni Żeliwa w Charsznicy. Dwie sprawy zwróciły moją uwagę. Jedna to okropne warunki pracy ludzi. Chociaż widziałem już podobne w innych odlewniach, ale tu — nawet mimo zastosowania dość oryginalnej mechanizacji — wyglądało wszystko tak, jakbym się znalazł w zakładzie sprzed wieków. Ten kurz, pył i piasek z pyłem węglowym leżący wszędzie całymi warstwami i umorusani straszliwie robotnicy poruszający się w oparach dymu sprawiały bardzo przygnębiające wrażenie. Ale produkcja szła normalnie — tak to przynajmniej wszyscy traktowali.

Druga sprawa to tablica ogłoszeń „Solidarności”. Wyczytałem tam, że wojnę rosyjsko-polską w 1922 roku prowadziła Rosja Sowiecka — godna spadkobierczyni carów rosyjskich, że Lenin wydał rozkaz podboju Polski i wcielenia jej do ZSRR to znaczy Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich jako jednej z republik, a współdziałali z nim zdrajcy narodu polskiego, m.in. Julian Marchlewski i Feliks Dzierżyński. Zaniepokoiło mnie to, co przeczytałem. To może być groźne. Kiedyś za takie coś płaciło się więzieniem i torturami albo nawet śmiercią.

W kraju nadal niespokojnie — strajk ostrzegawczy w Łodzi w związku ze zwolnieniem pięciu członków Solidarności z pracy. Zapowiedź strajku w radomskim — wobec braku wyjaśnień władz na temat odpowiedzialności za wydarzenia w 1976r. W prasie ostre polemiki Solidarności z władzą. Międzyzakładowy Komitet Założycielski (nowych związków zawodowych) Szczecin zaatakował bezpośrednio I sekretarza KC PZPR Stanisława Kanię za wypowiedź na XVI Zjeździe KPZR, że kontrrewolucja w Polsce nie przejdzie. Zapowiedziano proces Leszka Moczulskiego i innych z KPN to znaczy Konfederacji Polski Niepodległej. Pisze się o śledztwie przeciwko KSS „KOR” (Komitet Samoobrony Społecznej Komitetu Obrony Robotników). Wszyscy dyskutują, praca idzie opornie. Perspektywy mizerne.

20.III.1981 — piątek

Minął pierwszy miesiąc działania nowego rządu kierowanego przez generała Jaruzelskiego. Miało być trzy miesiące solidnej pracy, czyli 90 spokojnych dni — tak życzył sobie premier. Początkowo wszystko wskazywało na to, że tak rzeczywiście będzie. Skończyły się strajki, przycichły dyskusje, ludzie zaczęli spokojniej pracować. Było tak niestety zaledwie kilkanaście dni. Później był strajk w Łodzi, jednak dogadali się w końcu. Ale zaraz potem ogłoszono gotowość strajkową w Radomiu — też jednak dogadali się jakoś — ustąpił I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR Janusz Prokopiak (obojętne czy jestem ze złota czy z gnoju, zaliczony zostałem do tych starych, którzy narobili tyle zła i muszę odejść — powiedział na pożegnanie). Ustąpił też wojewoda Maćkowski i komendant wojewódzki Milicji Obywatelskiej Mozgawa. Uznano ich wszystkich winnych za zajścia w 1976 roku.

Kiedy „skończył się” Radom ogłoszono gotowość strajkową dla drzewiarzy w opolskim, w Bydgoszczy rolnicy rozpoczęli okupację budynku Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, a w Suwałkach zagrożono strajkiem, jeśli budowany gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR nie zostanie przekazany na szpital. Podobno nie oddano w tym mieście w ostatnim roku ani jednego mieszkania dla ludzi pracy. W międzyczasie na zakończenie 1-ego miesiąca rządów gen. Jaruzelskiego odbyła się konferencja prasowa, na której odpowiedzi udzielał wicepremier Rakowski. Nie był niestety odpowiednim w tym miejscu. Większość pytań dotyczyła bowiem gospodarki, a tymczasem wicepremier Rakowski sam przyznał otwarcie, że jest dziennikarzem, na gospodarce się nie zna i tylko tyle może powiedzieć, że stan jest zły a nawet w niektórych dziedzinach katastrofalny.

22.III.1981 — niedziela

Sytuacja w kraju uległa gwałtownemu zaostrzeniu. Kiedy wychodziłem w piątek rano do pracy w dzienniku radiowym o 5.30 podano, że w Bydgoszczy grupa osób próbowała w dniu wczorajszym podjąć okupację budynku Wojewódzkiej Rady Narodowej. Część ludzi wyszła na wezwania lokalnych władz po złożeniu pisemnego oświadczenia, pozostali natomiast zostali usunięci przez służby porządkowe. Około godziny 11.30 kiedy siedziałem przy biurku i „tworzyłem” plan produkcji odlewni do przeliczeń pracochłonności i innych danych na komputerze, rozległ się w głośnikach sygnał wywoławczy Solidarności, a potem podniecony głos: „Uwaga, nadajemy komunikat specjalny”. I podano, że w wyniku akcji milicyjnej w Bydgoszczy NSZZ Solidarność ogłasza na poniedziałek 23.III 1981 dla wszystkich ogniw związku i wszystkich członków gotowość strajkową. Normalna praca została zakłócona, ludzie znów zaczęli gorączkowe dyskusje, gromadzili się przed tablicą ogłoszeń Solidarności, gdzie był opis zdarzeń oraz informacja, że wiele osób jest rannych, a przewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego (nowych związków zawodowych) w Bydgoszczy — Jan Rulewski jest zmasakrowany i przebywa w szpitalu.

Po południu i wieczorem nadano komunikaty KKP to znaczy Krajowej Komisji Porozumiewawczej, że zerwane zostają wszelkie rozmowy z rządem i wzywa się wszystkich członków do wypełnienia swych zadań od poniedziałku. Jednocześnie w całym kraju wybuchły natychmiast strajki, m.in. wstrzymano komunikację w Warszawie (potem podobno odwołano ten strajk). W dzienniku telewizyjnym podano oświadczenie rzecznika prasowego rządu, że zdaniem premiera Jaruzelskiego właśnie teraz — bardziej niż kiedykolwiek potrzebne są rozmowy. KKP przyjęła ten apel i dziś mają się rozpocząć rokowania z udziałem Lecha Wałęsy i M. Rakowskiego. NSZZ „Solidarność” uznała zajścia w Bydgoszczy za próbę osłabienia pozycji gen. Jaruzelskiego. Swoją drogą, to nie mogę zrozumieć, co robił w czasie zajść w Bydgoszczy wicepremier St. Mach, który był tam obecny. Coś tu jest niejasne, a słowo „prowokacja” powtarzają wszyscy, nawet dziennik telewizyjny. Ale chyba różnie to słowo różni ludzie rozumieją. W każdym razie, to co się stało w skojarzeniu z takimi faktami jak manewry wojsk ZSRR, Czechosłowacji, NRD i naszych na terenie Polski oraz wizyta w Warszawie ministra spraw zagranicznych RFN Hansa Dietricha Genschera jest bardzo zastanawiające. A wiadomość o czwartkowych zajściach w Bydgoszczy obiegła już niemal cały świat. Ale trzeba jakoś żyć.

W piątek dziadki zapisali nas i siostrę w kolejkę na mięso. Stali podobno przeszło pół dnia. I zapisali tylko po jednej osobie, gdyż było bardzo dużo ludzi. Wieczorem od 20.00 do 21.00 poszedłem na wyznaczony dyżur przed sklepem, aby ktoś inny nie zajął kolejki. Przyszedł akurat przedstawiciel Zarządu Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność” i wypytywał głównego organizatora tej zeszytowej kolejki (ok. 900 osób) jak to przebiega. I tak dobrze mi wypadło, bo tydzień temu miałem dyżur od 5.00 do 6.00. Ale lepsze to, niż stać w kolejce np. całą noc — tak jest w niektórych sklepach — po to aby kupić 1 kg mięsa i 1 kg wędliny. Od 1-go kwietnia będą kartki na mięso — zobaczymy co to da. Na razie mamy już kartki na cukier — 1 kg dla starszych i po 1,5 kg dla dzieci na cały miesiąc — trochę mało.

25.III.1981r. — środa

Napięcie w kraju bardzo duże. Wszędzie plakaty i komunikaty Solidarności na temat zajść w Bydgoszczy oraz zdjęcia pobitych, którzy podobno już wracają do zdrowia. Komisja rządowa bada sprawę, ale wygląda na to, że jeszcze przed przyjazdem do Bydgoszczy wiedziała co ma orzec. A tymczasem wszyscy domagają się ujawnienia całej prawdy i wskazania tych, którzy wydali decyzję o użyciu siły. Bo mało kto wierzy, że decyzję tę wydali wicewojewodowie bydgoscy lub przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej, mimo, że zapowiedział podanie się do dymisji. Zastanawiające, że Biuro Polityczne PZPR całkowicie poparło działania władz Bydgoszczy. Rozumując logicznie można byłoby wysnuć wniosek, że to, co się stało miało aprobatę Biura Politycznego. A jeśli tak, to wygląda na to, że frakcja twardego kursu wzięła górę, co nie wróży niczego dobrego. Albowiem Krajowa Komisja Porozumiewawcza zapowiedziała na piątek 4-godzinny strajk ostrzegawczy, a od wtorku strajk generalny, jeśli rząd nie ukarze winnych. MKZ-y to znaczy Międzyzakładowe Komitety Założycielskie (nowych związków zawodowych) przenoszą swe siedziby do wielkich zakładów przemysłowych, co jeszcze bardziej zaostrza sytuację.

Ale dziś rozstrzygnie się niewiele, gdyż toczą się w Warszawie rozmowy delegacji Krajowej Komisji Porozumiewawczej na czele z Lechem Wałęsą i rządu z wicepremierem Rakowskim.

26.III.1981r. — czwartek

Atmosfera wrzenia i niepewności narasta. Przewidziane na dziś rozmowy Solidarności z rządem zostały przełożone na jutro. Tak więc strajk ostrzegawczy odbędzie się na pewno. U nas w zakładzie rozeszły się pogłoski, że ze szpitali wypisują wszystkich, którzy mogą chodzić, jakoby w tym celu, aby zrobić miejsce dla ewentualnych rannych, jeśli zacznie się awantura. Ale wszyscy jeszcze liczą na opamiętanie tych, którzy chcą konfrontacji — tak po stronie rządu jak i Solidarności. Na niedzielę zapowiedziano IX Plenum PZPR, a na poniedziałek posiedzenie sejmu. Chyba że w ciągu tych dwóch dni wszystko się rozstrzygnie. Dziś opublikowano wypowiedź wicepremiera Rakowskiego na ostatnich rozmowach z Solidarnością. Widać w niej tylko skargi i niemoc. W ten sposób rząd nic nie osiągnie. Kiedy wychodziłem z fabryki na bramach przyklejone były afisze z listem otwartym prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Stefana Bratkowskiego. Pisze tam, że jako szeregowy członek partii wierzy w mądrość naszego narodu i dołów partyjnych. I wzywa, aby nie dać się oszukać przez tych, którzy w imię obrony swych stanowisk chcą pchnąć naród do bratobójczej walki.

Wieczorem w dzienniku telewizyjnym znów wszystko po staremu — przeciw Solidarności. A Solidarność — czyżby chciała władzy? Bardzo źle się zapowiada.

27.III.1981r. — piątek

Kiedy dziś rano przyszedłem na przystanek MPK, przyjechał mikrobus, z którego wysiadł młody człowiek i rozdawał ulotki z żądaniami strajkowymi.

O godzinie 8.00 zawyły syreny i rozpoczął się 4-godzinny strajk ostrzegawczy. Na początku przemówił przewodniczący Komitetu Strajkowego Bednarczyk, który bezpardonowo wskazał na Biuro Polityczne KC PZPR jako organ popierający niepraworządność. Co pół godziny nadawano komunikaty Solidarności oraz jej wersję wydarzeń w Bydgoszczy. Odczytano także odpowiedź Lecha Wałęsy na wystąpienia wicepremiera Rakowskiego oraz list otwarty prezesa SDP Stefana Bratkowskiego. Strajk przebiegał w atmosferze spokoju. Słuchaliśmy też radia — nadano m.in. przemówienie gen. Wł. Sikorskiego, które wygłosił w czasie II wojny światowej z Moskwy do narodu polskiego jako premier rządu emigracyjnego. Mówił o konieczności współdziałania z Rosją Sowiecką jako Słowian przeciwko Niemcom. Przydałby się teraz taki premier. Generał. Jaruzelski — jak dotąd — nie spełnia pokładanych w nim nadziei, chociaż zadanie ma niewątpliwie bardzo trudne.

Kiedy wyszedłem z pracy o 14.30 przyjechałem na osiedle, chciałem kupić chleba, ale nie było w żadnym sklepie. Wziąłem córkę z przedszkola i miałem iść do domu, ale spotkaliśmy babcię, która stała w kolejce po chleb — mieli przywieźć o 16.00. Stanęliśmy wszyscy w kolejce, która robiła się z każdą chwilą coraz dłuższa. Ale minęła godzina 16.00 i chleba nie przywieziono, natomiast ekspedientki powiedziały, że ma być o 18.00. Postanowiłem czekać, a mama z córką poszły do domu. Potem mama przyszła i czekaliśmy do godz. 18.30, kiedy wreszcie przywieźli chleb. Sprzedawali tylko po jednym bochenku 0,8 kg. Co będzie jutro — nie wiadomo. Przypuszczalnie podobnie.

Po przyjściu do domu włączyłem radio i nastawiłem Londyn. Mówili, że sytuacja związana z wydarzeniami w Polsce jest bardzo niebezpieczna. Trwają manewry wojsk ZSRR, Czechosłowacji, NRD i Polski. Coraz więcej wojsk radzieckich przybywa do Polski. Amerykański sekretarz stanu gen. Aleksander Haig określił sytuację w Polsce jako bardzo poważną, a prezydent Reagan ostrzegł Związek Radziecki przed konsekwencjami inwazji na Polskę. Ale wyklucza się z góry interwencję militarną USA. W Brukseli zebrała się rada paktu atlantyckiego dla ustalenia działań na wypadek gwałtownego zaostrzenia się sytuacji w Polsce. Tymczasem w Warszawie podjęto rozmowy między KKP i rządem. W dzienniku telewizyjnym pokazano unieruchomiony na cztery godziny kraj i puste półki w sklepach.

28.III.1981r. — sobota

Rozłam w partii jest chyba już faktem dokonanym i to rozłam bardzo głęboki: na tych, którzy dążą do ugody z Solidarnością i są uczciwi oraz tych, którzy mają grzechy i nie mogą pogodzić się z faktem, że ktoś śmie się im przeciwstawiać Rano w dzienniku radiowym podano, że senat amerykański wyraził poważne zaniepokojenie sytuacją w Polsce. Kurs dolara wzrósł, cena złota także.

W Żołnierzu Wolności ostre artykuły krytyczne przeciwko Solidarności, którą KSS KOR pcha do katastrofy narodowej. Zapowiedź „STOP” dla dalszego wzmagania napięcia. Brzmi to bardzo groźnie.

W mieście atmosfera niepewności, w sklepach pustki, chleba dziś w ogóle nie kupiliśmy. Na ulicach pojawiły się patrole wojska i grupy milicjantów. Ludzi ogarnia strach, co będzie jutro i pojutrze. Chyba chcą wziąć naród głodem, aby nie dopuścić do strajku powszechnego.

Dopiero w wieczornym dzienniku telewizyjnym trochę uspokojenia: Wałęsa z Rakowskim podali sobie z uśmiechem ręce i zapowiedziano, że bliski jest kompromis. Potem odczytano raport komisji rządowej na temat wydarzeń w Bydgoszczy, który był w zasadzie powtórzeniem tego co już pisano w prasie. Przygnębiające wrażenie wywołał wywiad ze starym członkiem PPR (Polska Partia Robotnicza), PZPR i zbowidowcem, który oblał się benzyną i podpalił protestując przeciw strajkom, waśniom narodowym i spychaniem kraju ku przepaści. Był też apel Papieża Jana Pawła II w liście przesłanym do kardynała Wyszyńskiego o rozsądek i pracę.

30.III.1981r. — poniedziałek godz. 17.00

„Na krawędzi dramatu” — to tytuł artykułu z kieleckiego „Słowa Ludu”. A w rzeczywistości wygląda na to, że jest chyba jeszcze gorzej. Wczoraj odbyło się IX Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, które trwało do godz. 4.00 w dniu dzisiejszym i właściwie nic nie dało. Naród pozostawiony jest jak gdyby sam sobie — nikt z oficjalnych czynników: ani premier Wojciech Jaruzelski, ani Przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński, ani I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania — nikt z nich nie wyrzekł ani słowa do narodu, który znajduje się „na krawędzi dramatu”.

W zakładzie NSZZ „Solidarność” wywiesiła instrukcję postępowania w czasie jutrzejszego strajku generalnego. Ciarki przechodziły, gdy się to czytało. Władzę ma przejąć w zakładzie Przewodniczący MKS to znaczy Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Jeśli dyrektor będzie robił trudności ma być wyprowadzony siłą z fabryki. Na wypadek ogłoszenia stanu wyjątkowego i użycia siły zaleca się bierny opór w postaci gromadzenia się w grupy, niepodejmowania pracy, lub jej sabotowania. Ale najbardziej wstrząsające było to, co napisano na końcu: w razie interwencji z zewnątrz odcinać magazyny żywności, dezinformować najeźdźców, niszczyć znaki drogowe. Rozmawiałem z jednym z robotników z odlewni, który był wczoraj w Warszawie i Krakowie — mówił, że pełno tam wojska. Także mój pracownik mówił, że widział wczoraj na Bukówce kilkadziesiąt czołgów. Żołnierze jeżdżą samochodami po mieście.

Przyszła żona. Podeszła do kuchenki mówiąc: Zjedzmy tan ostatni raz przed strajkiem. Jutro przecież nie wrócimy do domu. Przerywam pisanie — jedziemy na 18.00 na rekolekcje. Może Bóg uratuje jeszcze Polskę. Babcia płacze załamana. Źle zrobiłem, że nie podtrzymałem jej na duchu, ale sam jestem bardzo zdenerwowany. Jeszcze dopiszę to, że dzisiaj chleba było pod dostatkiem — kupiłem 3 bochenki. I babcia dwa. I żona dwa. Ludzie w mieście spokojni — zachowują się, tak jakby nic nie groziło. W radio gra muzyka, a w telewizji teraz „Czterej pancerni i pies”. Córki właśnie oglądają.

30.III.1981 — poniedziałek godz. 21.15

Na razie po kłopocie!

Po mszy rekolekcyjnej pojechałem napełnić benzyną bak naszego Fiata 126p — na wszelki wypadek — może się przydać. Już z daleka zobaczyłem na stacji benzynowej na Bocianku olbrzymią ilość samochodów. Ustawiłem się w kolejce i co pewien czas posuwałem się z Fiacikiem naprzód. Samochodów było chyba ze sto — wszyscy przygotowują się na ciężkie czasy. Włączyłem radio. Po około pół godzinie usłyszałem. Podajemy wiadomość z ostatniej chwili — Delegacja KKP postanowiła wstrzymać jutrzejszy strajk generalny. Ostateczną decyzję podejmie konferencja delegatów KKP w dniu jutrzejszym, która obradować będzie w Gdańsku. Wyjechałem z kolejki i przyjechałem pod kościół. Nauka stanowa dla niewiast jeszcze trwała. Znowu włączyłem radio. W pewnym momencie podawano za Polską Agencją Prasową przemówienie I sekretarza KC Stanisława Kani na zakończenie IX Plenum. Było tam powiedziane, że Komitet Centralny podjął decyzję, aby nie dopuścić do strajku generalnego. Kiedy wreszcie żona wyszła z kościoła razem z sąsiadką i zbliżyły się do samochodu, żona niemal krzyknęła: Strajk odwołany! Ksiądz mówił w kościele. Niektóre kobiety płakały z radości.

Posiedzenie sejmu się nie odbyło, nie podali też terminu sesji.

Babcia „odżyła”, chociaż jeszcze nie dowierza, czy wszystko zakończy się dobrze. Ale można dzisiaj położyć się spokojnie spać. Włączyłem radio i słuchałem w ciemnościach pierwszego programu Warszawy. Cała Polska się cieszy. Ale ostatecznie decyzja zapadnie jutro w Gdańsku. A dziś przebywał tam głównodowodzący wojsk Układu Warszawskiego marszałek Związku Radzieckiego Kulikow. Jak podaje Żołnierz Wolności — z okazji rocznicy wyzwolenia Gdańska. Nigdy dotychczas się to nie zdarzało. Ciekawe co myśli o tym wszystkim Lech Wałęsa.

31.III.1981r. — wtorek

Zamach na prezydenta Stanów Zjednoczonych Ronalda Reagana — to pierwsza wiadomość, jaką usłyszałem dziś rano. Na szczęśnie prezydent żyje, chociaż nieszczęście było blisko, gdyż kula utkwiła w lewym płucu — o kilka milimetrów od serca. Rzecznik prasowy Białego Domu Brady został natomiast ciężko ranny w głowę, a lżej dwaj policjanci i agent ochrony prezydenta. Wszystkie wojska amerykańskie postawiono w stan pogotowia. Tak więc jeden człowiek to mało, ale i dużo — zależy jaki to człowiek. Praca przebiegała normalnie, ale na tablicy ogłoszeń w odlewni znów przeczytałem komunikat z ostrym atakiem na władze, m.in.: „To właśnie obecni przywódcy partyjni tworzą frakcję, a właściwie kilka frakcji, które działają przeciw społeczeństwu”. Za takie słowa kiedyś szło się na kilka lat do więzienia. Czasy się jednak zmieniają.

Dziś o 16.00 posiedzenie