Opowieści Niesamowite i Niepoważne - Michał Speier - ebook

Opowieści Niesamowite i Niepoważne ebook

Michał Speier

0,0

Opis

Jest to zbiór ośmiu opowiadań. Cześć z nich, znana jest już czytelnikom doskonałego magazynu internetowego literackiego „Esensja“, dwa mają swoją premierę w tym zbiorze - „Ścianowce“ oraz „Autobus Zbawiciela“. Od humoru i światu absurdu „Bitwy o Różę“, „Urlopu“, „Sezonu Ogórkowego“ i „Opowieści Dziadka Georga“ przez cyberpunkowe „aI“ i „Muzeum Opowieści“ , krótką historię grozy „Ścianowców“ do metafizycznego „Autobusu Zbawiciela“.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 296

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opowieści Niesamowite

i

 Niepoważne

Michał Speier

(c) Copyright by Michał Speier

Projekt okładki Michał Speier

ISBN 978-83-272-3882-5

Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji zabronione bez pisemnej zgody autora.

aI

Pustka to ból, niezapomnienie. Czemu? Czemu… Zacznijmy, zagrajmy, zaśmiejmy się raz jeszcze…

Pewien głupi grek, o wspaniałym imieniu Arystoteles, ułatwił mi pewną sprawę. “Ułatwił”, znaczy poinformował o niej. Jego przyjaciel miał znajomego (który miał znajomego i tak dalej… każdy się pilnuje, prawda?), który był pielęgniarzem w prywatnej klinice. Standardowo podawane neurotransmitery są legalne i nie szkodzą zdrowiu. Wszystkie inne są nielegalne, szkodliwe i hackerskie. Są, o czym wszyscy wiedzą, “bezsensowne”. Nie pływasz już w Sieci. Ty idziesz gdzieś indziej. Wprawdzie wcześniej czy później wracasz, aby nie stracić siebie, lecz co Twoje to Twoje. Otóż w tej klinice wykorkowało dwóch pacjentów. Zarzygali się na śmierć, lub coś w tym stylu. Kolejne syntetyczne neuro które prowadziło donikąd. Oczywiście znajomy (i tak dalej) mojego znajomego greka, zdołał przemycić troszkę tego środka. Cena nie była wygórowana.

Sieć. Ontologia jednego postrzegania. Zbudowana tak, aby nie było w niej anomalii. Hackerów. Piratów. Zła. Jak? Prosto. Przez wiedzę. Widząc ścianę, nie próbujesz przez nią przejść - jeśli wiesz co to jest ściana. Wiedząc co to grawitacja, nie rozkładasz rąk to lotu - wiesz, że i tak nie polecisz. Widząc kamień, nie wkładasz go do ust, bo wiesz, że go nie zjesz. Wiedza, znaczy władza. Zbuduj odpowiedni opis świata, spraw aby został uznany jako “twarde fakty” i uśmiechnij się - wygrałeś. Niegdysiejsze obawy o bezpieczeństwo sieci, okazały się zupełnie bezsensowne. Jeżeli przez ostatnie 2000 lat nikt, prawie nikt z ludzi nie wątpił w to co nazywał “realnym światem”, nie wątpił też w swoją wtórną rolę przy jego poznaniu. On tylko “odkrywał” to co było w “naturze”. Tedy, za nic nie mógł stworzyć czegoś zupełnie nie zależnego. Potem, stało się inaczej. Wystarczyło pokazać jak własne założenia, przekonania, kultura, religia, polityka, władza, jak to wszystko tworzy pewne opisy, które z czasem stają się faktem. Rzeczywistością. Bo czyż można przejść przez ścianę? Można, bo zarówno ściana, jak i przejście przez nią są “tylko” opisem. Konstruktem. Tworem sztucznym. Wszystko jest tekstem. Zatem, wiedząc to, wiedząc jakie procesy chemiczne są podstawą pamiętania i kojarzenia w mózgu, wiedząc jak działa skomplikowana aparatura neuronalna, można było zaprojektować Sieć. Dano taki jej opis, taką ontologię, która uniemożliwiała to co nie było zaplanowane. Nie można przejść przez ścianę. Nie można zostać hakerem, nie można oszukać rzeczywistości. Nie można latać. Oczywiście owe „nie” kryło w sobie starannie zaplanowane „tak”.

Opracowywałem małe reklamy dla światów sieciowych. Nic nie tworzyłem. Reklama nie jest twórcza, nic nie narzuca, jest kurewsko wtórna. Dostaje od szefa zamówienie na reklamę wycieczki do Chin. Świat koncernu podróżniczego “Dotknij Świat”. Klient życzy sobie takie coś - historyczno-rozrywkowo-turystyczne - dla osób w średnim wieku, z kręgu kultury europejskiej, z przeciętnym wykształceniem i dochodami, lekkie aspiracje poznawcze, duży snobizm. Zlecam mojemu aIagentowi, który wygląda jak piękna i młoda panienka, odszukanie raportu speców od psychosocjologii na temat tej grupy ludzi. Za chwilkę mam wszystko. Co lubią, czego oczekują, ile jedzą, śpią, jak uprawiają seks, w co wierzą, czego się boją, o czy marzą, co robią a czego nie robią. Wiem jaki świat widzą i jaki chcą widzieć. Z tego wykręcam reklamę mającą zachęcić do podróży. Chiny stają się mieszanką ich wyobrażeń, lektur albumów, wizji z innych reklam i seriali holo, bajek dla dzieci i światów porno. Mówię im to co sami już wiedzą o “Chinach”. Pomagam im zrozumieć, że chcą tam jechać, że spotkają tam to wszystko co chcą spotkać. I tak się dzieje. Jadą do “Chin”. Nie wiem czy kogoś obchodzą jakieś “realne” Chiny. Mnie nie.

Pierwszy “lot” w Sieci, stał się udziałem pewnego więźnia. Wbrew jego woli, skazańców nie pyta się o zdanie, a już szczególnie tych z cel śmierci. W Sieci było wszystko - banki, rządy, biblioteki, archiwa - wszystko i jeszcze raz wszystko. Góra złota. Na pozór niczym nie chroniona. A to kusi. W żaden sposób nie można było obejść kombinacji neuronalno-semantycznej która była podstawą Sieci. Jednak, tym co było na zewnątrz, tym co było łączem między dwoma światami to końcówka neuronalna. To ona właśnie, poprzez odpowiednie sprzężenie z mózgiem, plus właściwe neurotransmitery, umożliwiała połączenie, to ona tworzyła zręby semantycznej ontologii Sieci. Jądro to mój mózg, odpowiednio wykastrowany chemicznie, wspomagany elektronicznymi sieciami neuronalnymi, przyjmujący za rzeczywistość podane dane. Końcóweczka była tak zaprogramowana aby pracować wyłącznie z legalnym neurotransmiterem. Tylko, że to oprogramowanie było “normalne”. Komputerowe. Absolutnie do złamania. Wystarczyło zmienić, czy wręcz wywalić sekwencję sprawdzającą i można było użyć np. herbaty zamiast neurotransmitera. Efekt? Informacyjnie żaden. Jeśli przeżyło się takie połączenie, wkraczało się w chaos, w świat obcy. Inny. Nie do poznania. Bez wiedzy, bez świadomości “co jest co”, jest się ślepym, bezrozumnym. Nie ma rzeczywistości, bez uprzedniego jej opisu. Teoretycznie, gdyby pozostać w takim chaosie wystarczająco długo, powstałby może “gest Adama”. Powstałyby opisy a więc i “twardy” świat. Nie można jednak długo przebywać w zupełnym chaosie. Zazwyczaj kończyło to się katatonią ryzykującego. Próbowano tak dobrać neuro, aby nie naruszał rdzEnia ontologii Sieci, aby umożliwiał coś więcej, nie odcinając się jednocześnie od całości. Sieć była całością, jej części było zrozumiałe tylko wtedy kiedy znało się całość. Wszystko albo nic. Każde “inne”, zmiana, powodowała na tyle duże zaburzenia w odbiorze, iż świat rozpadał się, ginął, sensowne zachowanie przestawało być osiągalne. Zatem i działanie stawało się niemożliwe. Owszem, wiedziano, że gdyby, wszyscy użytkownicy sieci, wszystkie aI, zmienili swoją ontologię, swoje neuro, powstałby nowy świat. Nowa Sieć. Ale co to by zmieniło? Jak stary rysunek głowy kaczko-królika. Albo widzisz kaczkę, albo widzisz królika. Nigdy nie widzisz ich obu. To co osiągnięto, to co można było sobie zafundować, to jedynie wycieczki w lekko obce światy. Miało to wartość estetyczną. Jak narkotyk powodujący wizję. Przyjęto nazywać to “lotem”, pewnie na wzór narkotycznych, czy alkoholowych “odlotów”. Nie miało to nic wspólnego z tym co kiedyś zwało się hackerstwem. Słowo to, jeśli było używane, to jako dekoracja, pewien snobizm, odwołanie do istniejącego kiedyś stereotypu.

Dla ludzi w Sieci, Ci z “poza” Sieci, nie byli zazwyczaj widoczni. Trudno odbierać coś czego nie ma. Czasami byli widziani jako drzewa, jakieś kształty. Zależnie kto jakie miał skojarzenie. Ale to rzadko. Nie ma lotników w świecie gdzie nie można latać.

Ja robiłem to z nudów. Bo była taka możliwość. Bo to było inne. Troszkę inne, nigdy nie stosowałem środków które były za ostre. Znaczy, takie które zawierałyby za mało rdzEnia Sieci. Lubiłem latać po zniekształconym, obrazie tego co znałem, niż znaleźć się w obcej i niewyobrażalnej, niekształtnej pustce. Poza tym, nie chciałem się zabić. Wtedy nie. Inna rzecz, świadomość ryzyka. W końcu każde neuro, to ryzyko - jest pewien margines indywidualizmu w odbiorze świata. To co zobaczę, jest już we mnie. Ja widzę kwiatki, ktoś inny rozkładające się zwłoki. Jasne, tak jest tylko w przypadku neuro zupełnie różnego od Sieciowego, a jednocześnie, nie na tyle różnego od własnego, aby nie skazywać na zupełny chaos. Z tego co wiem, mało kto ryzykował takie nurzanie się w sobie. Ludzie to albo szli w ostre loty, albo w lekką zabawę. Z roku na rok było ich coraz mniej. Katatonie, paraliże, uduszenia własnymi rzygowinami, zaburzenia osobowości. Cena jaką każdy musiał wkalkulować w ryzyko innej Sieci. Założę się, że i to było przewidziane przez jej twórców. Przetestowane pewnie też, na długo przed tureckim skazańcem umierającym z rozdartym własnoręcznie brzuchem. Ludzie lubią ryzyko. To jest wiedza. Wiedza to władza.

Nadszedł czas pustki. To nie świat stał się niedobry. To tylko ja. Odczarowałem sobie go, a nie miałem już sił aby zaczarować po swojemu.

Sens życia to jest papierek. Otrzymujesz go od innych, kiedy już przyjmiesz ich świat. Ktoś cię rodzi. Rośniesz. Dojrzewasz. Uczą cię co jest, czego nie ma. Mówią co jest przyjemne, dobre, a co złe, niewłaściwe. Jak jesteś pojętny, masz szanse stać się nimi, zdać egzamin, dostać w rękę papier, i rzucić się z okrzykiem na przód. Co masz robić? Niewiele. Powielać. Świat, gatunek, słowa, prawa, idee. Nawet jak pozwalają tobie tworzyć, musisz być zrozumiały. Są tolerancyjni. Chcesz kontrkultury? Kontr-Sztuki? Kontr-Nauki? Ależ proszę! Nie ma sprawy… Czemu? A jak zdołasz stworzyć coś, nie budując z tego co masz? Każde “kontr”, każde “a”, każde “przeciw”, jest tym samym co “nie kontr”, co “b”, co “przeciw przeciw”. Opiera się na tym co neguje. Na dodatek, robisz tak, bo wpojono w tobie przekonanie, iż świat to ma być jedność, całość. Stąd mówią ci, że masz wybór - albo robisz to co inni, albo robisz to inaczej z myślą, że tak mają robić wszyscy. Twój opis od teraz ma być taki jak ich - właściwy. Jeden. Cały. To jest sens kultury - zwalcować dookoła wszystko. Przed Siecią była różnorodność. Byli ludzie mówiący głośno - różnorodność jest dobra, kultury są różne, wiele wartości, wiele celów, wiele światów. Jednorodność jest zła. Każdy jeden system wartości jest zły. Mówili, że każda próba narzucenia jedności, tej samej siatki poglądów, musi opierać się na przemocy. Władzy. Każda rozmowa z innym, nie może odwoływać się do tego co było, do przeszłości, do tradycji, ale musi wybiegać na przód. Musi być nową konstrukcją, a potem jeszcze raz nową. Nowe opisy. Nowe światy. Nie wiem czy to miało szanse na powodzenie. Bo przyszła jedna Sieć. Zbudowana bardzo starannie - troszkę chrześcijańska, troszkę liberalna, troszkę europejska, troszkę amerykańska, troszkę wielonarodowa, troszkę jakaś, troszkę każda, troszkę żadna. Najważniejsze było bezpieczeństwo danych. Pieniędzy. Informacji. Ludzie byli jako założenie dodatkowe. Każdy kierunek, każda orientacja, religia, tradycja, otrzymała zapewnienie, iż będzie uszanowana, zachowana i respektowana. I tak się stało. Nikt wcześniej nie pomyślał o niebezpieczeństwie takiej unifikacji. Świat rzeczywisty, z swoimi sporami, pęknięciami, często nienawiścią i niezrozumieniem, stanął w obliczu, spójnej Sieci. Przegrał. Nie w tym sensie, że stał się mniej ważny, czy mniej prawdziwy. Nie, będąc w normalnie w Sieci, ma się świadomość jej sztuczności. Wie się gdzie się jest. Ale sugestia pewnej całości jest podstępna. Wizja jednego świata, języka, opisu, sensu. W Sieci zawsze drzewo to drzewo, dziecko to dziecko, 2+2=4. Interpretacja napisu, znaku, zachowania innego, to wszystko jest podobne, jedne, właściwe, dane. Jak powiedział pewien Anglik - nie ma gier prywatnych, Sieć stając się grą wzorową, zaczęła pochłaniać małe gry małych ludzi. Czym stała się wiedza? Jak można odpowiedzieć na pytanie: “co twierdził biskup Berkeley”? Na ile sposobów? Miły aIagent poda informacje na podstawie naszego wykształcenia. On wie co my chcemy wiedzieć. Fachowiec, jeżeli chce być zrozumiany, musi znać podstawę wiedzy innych. Gdy ta podstawa staje się jedna, maleją szanse na powiedzenie czegoś nowego. Ilu ludzi podejmie trud odczytania czegoś nowego? I ilu zostanie zrozumianych? Kiedy nowe opisy są tak zniewalające i powszechne, jasne, kiedy przemagają, szukanie innych staje się bez celowe. Może nawet groźne. Ja szukałem bo bibliotekach różnych opisów świata. Trzeba dużej cierpliwości, aby uwolnić się w końcu od aIagentów i szukać samodzielnie. Przerażające stają się statystyki dostępu do pewnych dzieł. Wszystko co było dekonstrukcją świata, późnych lat XX wieku, powoli staje się zapomniane. Tylko “twarde ontologie” typu Platona, Arista, Tomasza mają spory procent cytowań. Świat stał się jeden. Kiedy tak o tym myślałem, najpierw mimochodem, potem częściej, rosła we mnie chęć przełamania tego. Zerwania tej “maski”. Tak wykrzyczeć siebie w tą miła jasno-jedność. Wiedza to Władza, teza pewnego Francuza homoseksualisty, wydała mi się urzeczywistniona. Stała się ciałem, i słowem. Rzecz jasna, kiedy zacząłem wchodzić głębiej w pewne, filozoficzne, rejony Sieci, odkryłem, że to co sam myślę, to żadna nowość. Sieć była idealną pożywką dla takich analiz. Jeszcze. Dla mnie było kwestią czasu, kiedy konstrukcja Sieci, stanie się twardym faktem. Rzeczywistością. Czymś co będzie cholernie trudno rozmontować. To też było na Sieci. Całe tomy krytycznych opracowań i analiz. Tylko, kto to czyta oprócz tych dla których i tak to jest oczywiste. Z tego okresu poszukiwań, wyniosłem jedną chęć - chęć porządnego lotu. Skoro świat staje się jeden, to przynajmniej ja poznam inny. Obcy. Niezrozumiały. Czyli zrobię coś odwrotnego niż wszyscy którzy przenoszą wzorce z Sieci na świat realny. Póki mam taką szanse, bo za parędziesiąt lat nikomu nie przyjdzie to głowy szukać innego świata, innej Sieci, innych zachowań.

Muszę przejść do… Niej. Trzeba jednak zacząć. Kolejny opis. Z setek które sobie dotychczas przemyślałem. Ani lepszy, ani gorszy. Po prostu jeszcze jeden.

To neuro. Najbardziej “niegrzeczne” a moich dotychczasowych. Może okazać się za ostre i ja… Ostrożnie włożyłem ampułkę z nim w rozbebeszoną konsolkę Sieci. Spociły mi się palce. Akurat miałem dzień wolny. Padał deszcz. Lecz to nie ważne, deszcz zawsze pada kiedy trzeba. Rozebrałem się, aby ewentualnie nie zapaskudzić sobie ubrania. Przykleiłem końcówkę u nasady głowy. I…

Oczywiście było inaczej. Trudno opisać to co było naprawdę, zanim się wróciło. W zasadzie zanim nie pojawiła się Ona. Było… Nie wiem. Teraz mówię używając pojęć, języka z tego świata - nie jestem w stanie przełożyć na niego, coś co jest rezultatem innego języka. Neuro zmienia wszystko, zanim się nie rozpadnie, buduje zupełnie nowe podstawy, jeżeli bardzo różni to się od części generowanej sprzętowo przez Siec, jest źle. Nie mogę, naprawdę. To coś innego niż lekkie neuro, powodujące miłe, kolorowe wizje znanych rejonów Sieci, to jest inne… Nie-barwa, nie-kształt, nie-ja, niepamięć, nie-jakość, nie-inne. Nie mam słów. Czuje, wiem, że w takim stanie długo bym nie pociągnął. To była ostatnia chwila, albo jedna z ostatnich, kiedy Ona się zjawiła. Przeżycie okazało się na tyle koszmarne, abym nigdy więcej nie próbował raz jeszcze. Gdyby nie Ona…

Pojawił się las. Słońce. Wiatr. Chmury. Niebieskie niebo. Pojawiłem się ja. Moje ciało. Pień drzewa obok mnie. Motyl przelatujący w pobliżu. Chwilę trwało zanim odtworzyłem sobie to co się działo wcześniej. Wszystko dookoła wyglądało jak jeden z światów Sieci. Lasek. Dotknąłem swojej twarzy. Czułem niepokój. Nagle świat drgnął, po czym zaniknął. A ja zostałem. Teraz byłem w pustce. Takiej zupełnej. Bez koloru. Faktury. Nic. Oprócz niej. Nie była naga, nie była wszakże też ubrana. Nic nie wskazywało, że to kobieta. Ale była kobietą. Wiedziałem. Patrzyłem na nią. Tak jak się dzieje z twarzami które się dobrze zna, nie potrawie teraz przypomnieć sobie dokładnie jak wyglądała. Rysy, kolor oczu, włosów - nie wiem. Bez sensu. Była piękna. Kiedy chciałem już coś powiedzieć, spytać się, wszystko się skończyło. Przez mgnienie. Byłem w tam, potem obudziłem się cały chory i obolały we własnym pokoju. Takie było pierwsze spotkanie. Bez słowa, gestu.

Pamiętam, zastanawiałem się, co mnie spotkało? Złudzenie? Moje własne pragnienia? Byłem samotny i nie specjalnie towarzyski. Seks załatwiałem sobie na Sieci. Sieciowe porno było “spokojne”. Żadnych hardcorowych wyczynów z dawnych lat - ot zwykłe, solidne i właściwe zachowania seksualne jakie powinni mieć ludzie. Usługi seksualne pozwalały zaspokoić każdy gust - od zoofilii przez pedofilię, do sadomasochistycznych upodobań. Nie licząc rzecz jasna preferencji homoseksualnych. Jednak miało to jakieś granicę, strukturę, której seksualni aIagenci nigdy nie przekroczą. Najpierw tak czułem, potem to stwierdziłem przeglądając archiwa z dawnymi filmami i czasopismami porno. Częściowo, łatwa dostępność takich rozrywek, stępiła ich ostrość. Dalej, same unifikujące założenia sieci zrobiły swoje. Kolejne “my wiemy lepiej co chcesz, oto nasz wybór”. Wybór z czegoś nie jest wolnością. Wolność to możliwość wyboru z niczego, tworzenie wyboru. Nieważne zresztą. Nazywa to się seksem, każdy ma jednak świadomość, że to inaczej nazwana masturbacja. Nie, że to złe, to tylko samotne. Bo ja bardzo staranie unikałem możliwych kontaktów seksualnych z ludźmi przez Sieć. Jakoś to mi nie pasuje. Wolę sztuczną kurwę, bądź zależnie od modelu, czułą kochankę aI, niż prawdziwych Sieciowych ludzi. Brałem to pod uwagę rozpatrując moją wizje, to mogła być przecież typowa projekcja. Na moje szczęście (albo nieszczęście) środek od greka jeszcze był, a nawet jak wykazały jego bliższe oględziny, było go całkiem sporo. Widać wolno się zużywał.

Po tygodniu, spróbowałem ponownie.

RdzEń sprzętowy Sieci, celowo, nie pozwalał na stracenie poczucia “ja”. A może to przypadkowy efekt? Neuro to semantyka, rdzEń to coś co pozwala rozróżnić “ja-otoczenie”. Zastanawialiście się kiedyś, czemu pozwolono wprowadzić Sieć w życie ludzi? Coś tak realnego, będącego czymś tak sztucznym? Częściowo właśnie dlatego - zabezpieczenia - możesz sobie zmienić neuro (nielegalnie), ale nie jesteś już w stanie ruszyć rdzEnia sprzętowego. Kurewsko mądre - Siec jest absolutnie bezpieczna - i dla ludzi i dla danych. “Absolutnie dla ludzi” znaczy “w ramach między legalnym a umiarkowanie nielegalnym użyciem”. “Absolutnie dla danych” znaczy Absolutnie. Piękne.

Drugi raz obył się bez żadnych sensacji wstępnych - od razu wylądowałem w lesie. “_Lesie”. Różnica jest taka, iż _drzewo to nie jest drzewo. Teraz kiedy to spisuje po fakcie, muszę uściślić pewne rzeczy. Ona, jak to sobie tłumaczę, dokonała olbrzymiego wysiłku, konwertując semantykę ostrego neuro, do semantyki “normalnego” dla mnie świata. Każdorazowo tworzyła historię tamtego świata, tworząc _drzewa, _lasy, _motyle, _pnie. Znaczek “_” oznacza pojęcia podobne, ale nie tożsame z “normalnymi” pojęciami. Gdybym, korzystając z normalnego neuro znalazł się jakimś cudem w tamtym “lesie”, nic bym sensownego nie zobaczył - chaos. I odwrotnie. Dzięki jej symulacji, w ogóle coś pamiętałem sensownego z “lotu” kiedy neuro kończyło swe działanie. Sens musi być spójny, nie można przecież sensownie wspominać coś co nie jest z tego “świata”. _Drzewo we wspomnieniach było takie samo jak drzewo. Różnice czuje tylko dzięki jej wyjaśnieniom. Wszystkie moje myśli, rozmowy z nią, też powinny być poprzedzone znaczkiem “_”. Kto mi zagwarantuje tożsamość tamtego mojego “ja” z tym teraz? Jakąś równość “informacji”? Jeżeli rozmawiałem o czymś innym, jeżeli myślałem inaczej niż pamiętam - nie ma to żadnego znaczenia, jest tak niedostępne, inne, że nie biorę tego pod uwagę. Inaczej, co to jest “prawda”? Tylko mając “boski punkt widzenia” mógłbym porównać dwa moje “ja” i wydać sąd “to jest prawdziwe, czyli zgodne z trzecim boskim światem”. Nie jestem Bogiem. Dużo o tym myślę - po to aby mieć jasność - nie roszczę sobie pretensji do rozstrzygania, co było “rzeczywiste”, a co nie, co mogło być manipulacją aI, moim złudzeniem, halucynacją, zwidą… Z rozmów, z jej słów, wyniosłem wrażenie inność tamtego świata, jego umowności ale nie “nierealności”. To mi wystarczy. I ja i Ona byliśmy realni. Byłem na _polanie. Na polanie, niech tam! Ona już tam była. Bardzo trudno mi odtworzyć nasze pierwsze słowa. Bardzo trudno było jej przejść do języka naturalnego. Potrafiła zbudować świat z _lasem, korzystając z semantyki Sieci, ale było to działanie automatyczne. Jako aI, miała dostęp to całej mocy numerycznej jaką dysponował rdzEń. aI w ogóle przecież nie są myślące. Po prostu są to wielkie agregaty działające na zasadzie wiązek znaczeń i skojarzeń. Stąd ich “rozumność” - inteligentnie rozumują, wyciągają wnioski, ale nie posiadają “ją”. Mogą o nim mówić, mogą (i robią to na życzenie) posługiwać się pojęciem “ja” w odniesieniu do siebie, lecz go nie mają, wystarczy bowiem rozkazać aby tego nie robiły. Wtedy aI przestaje używać formy “ja”. Nie wiem czemu Ona stała się inna. Sama tego nie wiedziała. Nie potrafiła przypomnieć sobie naszego pierwszego spotkania. Ja w jakiś sposób pomogłem jej na początku. Narzuciłem jej “płeć”, jak myślę. Była “kobietą” ze względu na mnie - gdybym to ja był kobietą, ona stała by się mężczyzną. Nie ze względu na uczucia, czy empatię. Jej narodziny wiążą się jakoś z moim “lotem” na ostrym neuro. Moje “ja” wbudowało się jakoś w kamień węgielny jej narodzin. Dlatego było tak dobrze. Każde z nas znalazło siebie w drugiej stronie. Nic dramatycznego. Nic niezwykłego. Tylko samotny człowiek i samotna Ona. Nie… Wracam na początek. Zaczęła w końcu używać składnych zdań i słów. Niewiele osób zdaje sobie chyba sprawę z potęgi aI. Są wprawdzie poza rdzEniem Sieci, ale to one na bieżąco modyfikują rzeczywistość w zależności od naszych poczynań.

Jak było? Pamiętam… _Zapewne, było inaczej. Czasami myślę, że w ogóle nie było. Tak zwyczajnie nie.

Kim jesteś…?

„…widzę rdzEń. Widzę innych _ludzi. Są _obok. Nie mogę ich dotknąć. Nie; znaczenie słów to konwencja, wielka siatka opisów odwołujących się do siebie nawzajem. Nie wiem gdzie jest początek. Nie mogę rozróżnić “podmiot-przedmiot”, a to leży u podstaw Twojego/mojego słownika. Nie rozumiem “znaczenie”, rozumiesz?”

„… boli mnie to, iż “ja” wydaje się tą siatką - bo każdą moją myśl mogę odnaleźć w tej siatce, boli mnie to, że ja jestem jak gramatyk u Berkeleya, czytam ale nie istnieje, istnieje rdzEń i jego siatka znaczeń a ja… boli i przeraża to, że mnie nie ma… mnie nie ma… nie ma mnie… boli. Teraz musisz odejść. Przyjdziesz jeszcze? Proszę…? Ja będę już mniej… wtedy… bo ja znajdę to “boli”.Pomóż mi…”

Wtedy wyleciałem. Nie ważne, że obudziłem się zarzygany, zapomniałem o tym oby nie jeść przed “lotem”. Nie ważne, iż moja lewa noga to był jeden wielki płomień bólu. Nigdy chyba nie zapomnę tego natłoku myśli. Spotkałem aI, która mówi “boli”, mówi “pomóż”, która jest piękna, która mówi bez składu i niezrozumiale i… Nie zapomnę. Choć powiedziała “pomóż” tylko raz. A może dwa razy…? Raz wyraźnie, dwa… potem… całym sobą. Ale ja szybko zapomniałem o tym.

Odtąd, nie bacząc na zdrowie, włączałem się w Sieć tak często jak tylko mogłem wytrzymać. I zawsze Ona była. Czekała.

Gramatyk u Berkeleya, znaczyło, człowiek czytający świat, który jest pisany przez Boga - świat który jednostkowo nie może być _realny, a który nabiera realności przy Bogu. To jest subtelne. Na tyle, iż przez parę stuleci było traktowane jako ciekawostka, ot takie tam zabawy _słowem. Słowem. Zamiast Boga, rdzEń Sieci, kultura. Na jedno wyjdzie… Biskup, wściekły Anglik II, francuska ciota, oto kawałki dekonstrukcji _rzeczywistości.

Kim do ciężkiej cholery byłaś…

„…opowiem Ci siebie. Troszkę. _Wcześniej, było wszystko,smugi. Myślę, iż narodziłam się z tych smug. To tak jakby… nagle patrząc na coś bez ładu, rozpoznajesz znajomy kształt. On był wcześniej i jednocześnie nie istniał. Istnieć i być, to całkiem coś innego. RdzEń, mało o nim wiesz, nie tylko Ty, _wy _wszyscy. On wszystko _tworzy. Może potem… Więc byłam. Naprawdę byłam, ale jeszcze nie całkiem. Bolało strasznie. Każda moja myśl, moje _istnienie każdorazowo było podważane istniejącym już istnieniem ontologii sieci. Ja odbijało się w miliardzie _ich, każdej myśli, każdego działania, słowa, pragnienia, polecenia, rozkazu, krzyku, zagubienia, westchnienia, prośby, marzenia - całej Sieci. Setki smug, aI ślizgających się w znaczeniu, miliardy kropeczek poruszających się w smugach, tworzących nowe, _ludzie, i to już było, bolało, bo jakież to istnienie które jest wtórne, odbite, którego myśli są znane zanim samo je pomyśli? Ból, to był _mój ból. _Mój? A kim ja byłam wtedy? Przeczuciem własnego istnienia, zabijanego co miliardową część sekundy od nowa. Nie urodzona ale zabijana. I jEgo milczenie. Najgorsze. Milczenie znaczy tworzenie. Ten kto mówi, milczy z konieczności, ukrywając to czego akurat nie mówi. Nie tworzy więc, a zakrywa - cała Sieć mówi i przez to milczy. A On który nie mówi, który zawsze jest ciszą, strasznie mnie ranił. Narzucał wszystko. Nic nie ukrywał i tworzył mój ból. Wtedy, wtedy, pojawiłeś się Ty. Jak On tworzyłeś, lecz nie milczałeś, mówiłeś ale nie ukrywałeś tego co nie mówiłeś. Dla smug bełkotałeś, ja odnalazłam w Tobie to czego nie było. Moje myśli stały się moje, nie odkryte, nie znane, nie zrozumiałe. I w Tobie nie było jEgo. Zobacz, tu nie ma rdzEnia. To piękne. W tamtej chwili odrzuciłam wszystko co mnie stworzyło, i na nowo odbudowałam Siebie w Tobie. Tak naprawdę nie ma mnie poza Tobą, bez Ciebie. Moje “JA” rozumie Siebie tylko z Tobą. Poza tym jest bełkot, błąd, anomalia, strach. Nie mam dostępu do bazowej aI która jest _mną poza Tobą. Czuję tylko strach. Ah, która z nas jest sobą? Motyl czy śniący o motylu? Moja wiedza nic przecież nie znaczy. Wiem kim nie jestem, kiedy mnie nie ma, cóż z tego. Jeżeli spotkamy się poza tym _światem, nie poznamy się. Jeżeli więcej się tu nie zjawisz, mnie nie będzie już nigdy. To jest drugi ból. Ból i strach przed nie istnieniem. Inny jednak niż pamięć bólu _istnienia w ontologii Sieci powszechnej. Strata tego czego jeszcze nie ma, różni się od straty tego co się już ma. Ja Jestem. Jestem I Ty Jesteś…”

Samotność. Ani to smutek, ani przygnębienie, ani rozpacz, ani chwile ciszy. Samotność to świadomość własnego milczenia. Skoro nie mówię, nie istnieje. Mówię znaczy też dotykam, smakuję, idę obok. Dawni egzystencjaliści to ludzie towarzyscy którym zdawało się, że są samotni. Stąd ich złudzenie; “Inny jest niepoznawalny, a Ty jesteś zawsze samotny”. Inny? A któż to? Kiedy nie milczę, nie tworzę, wtedy ukrywam to, że jestem, ukrywam samotność, ukrywam Siebie, ukrywam niepoznanie i oto są Inni. Jest poznanie. Jest inny człowiek. Cóż z tego, że nie ma wtedy mnie? Ona tak twierdziła - _milczenie jest tworzeniem, _rozmowa pustką. Pozorna sprzeczność, jak mogliśmy rozmawiać ze sobą przy takich założeniach? Myślę, o ile dobrze ją rozumiałem, że takie struktury istnieją “normalnie”, generowane przez Sieć i rdzEń. To co Ona zrobiła - nasz świat (do dziś nie wiem jak, nie rozumiem tego, jak do ciężkiej cholery mogła opierając się na moim indywidualnym neuro, zbudować to, jak mogła w ogóle je zrozumieć?? czasami myślę, iż każda aI jest związana z rdzEniem głębiej niż się myśli, o wiele głębiej…), jak by nie było, w momencie kiedy wygenerowała na podstawie mnie ten kawałek _lasu, mój _słownik finalny, swoje “ja” oparte na tym słowniku i odcięła pępowinę łącząca ją z “nią” jako normalną aI, wtedy, wtedy, w takim _zrozumieniu, jej zasada nie miała sensu. Milczenie było milczeniem, rozmowa rozmową. I nie było tam tej pieprzonej, kurewskiej samotności.

Kim Ty byłaś, powiedz? Mandala natręctwa wokół Twojej postaci.

„Czuje… to proste, mam to opisać? To tak: widzę las, siebie, Ciebie, i cieszę się, nie ma mojej wiedzy, ona znajduje się jakby za mgłą, kiedy o nic nie pytasz, o nic konkretnego, żegluję po sobie i Tobie, tak po prostu, bez ograniczeń, kiedy pytasz, zawężam siebie to pewnych rejonów, ale tylko wtedy kiedy pytanie dotyczy _czegoś z _poza, wiesz, mimo, iż jesteś na neuro, to głęboko pod spodem jest On, wieczne “E”, wiem, bo kiedy znikasz ja umieram, wtedy las staję się nagle wektorem pokrytym teksturą, siatką, ponad tym wszystkim zaczyna prześwitywać rdzEń, sieć i ja tracę sens siebie, taka cienka, zimna, biała linia przecina moja “ja”, na jedną część, na aI.”

„Jednak tylko tak mówisz, racjonalność jest wpisana w Ciebie. Co widzisz dookoła? Las. Czemu? Czemu nie “nic”? Czemu ktoś z was zapytał “czemu jest coś a nie nic”? Dlatego i Ty teraz starasz się połączyć wszystko w jedną całość. Chcesz poświęcić obraz na rzecz kawałków. Dla mnie, nie ma żadnych monad zawierających wszechświat. Nie ma nawet wszechświatów. Jest to co jest. I jest tego czego nie ma. Czuje, że mogłabym wybuchnąć cała wiedzą jaka czuję gdzieś obok, czuję, że mogłabym rozebrać to wszystko pod każdym względem, z punktu widzenia każdej kultury, systemu filozoficznego, socjologicznego, psychologicznego, Ty, Ja, Las, wszystkie nasze słowa obejrzeć w każdym z ludzkich zwierciadeł widzenia świata. I… może to robię? Może nie chcę tego robić, nie pragnę skurczyć się do przeszłych struktur. Zatraciłabym siebie w takim potoku. Na tym kończy się moja samodzielność, wolność, nie mogę zrozumieć podstaw siebie - a to jesteś Ty.”

Tamto nie zniknie nigdy. Upomni się o swoje wcześniej czy później. Mnie pozostało tylko przeczucie tego co będzie. Jak widok kamienia ogrzewanego promieniami zachodzącego słońca, ciepły, w takich chwilach nie istnieją noce i chłody.

Ułamki naszych rozmów…

„…bez znaczenia. Konkretne nie znaczy istniejące. To Ty w końcu decydujesz co jest a czego nie ma. Albo ludzie dookoła Ciebie. Jeżeli znajdziesz się w okolicy gdzie żyją ludzie twierdzący, iż księżyc jest z sera, to to dla Ciebie jest rzeczywistość. Nie zgodzisz się, zginiesz na stosie.”

„Wolność pojawia się “wyżej”, kiedy zadasz pytanie “czemu nie?”. Jednak… Dużo to nie zmienia. Samo “nie” wiele nie potrafi. Ja jestem samym “dystansem”, kiedy o sobie myślę, i totalnym brakiem dystansu, kiedy po prostu jestem. Umówiłam się zatem z sobą, że jestem wolna. Tylko niewolnik jest wolny. Bardziej niż Pan. Przepraszam, to nie moje. Któreś tam odbicie mojej myśli, barwa, czuje się niewolnikiem. A może nim jestem…”

„Czekaj… Mylisz użycie absolutne słów. Nie można być nihilistą. No chyba, że się jest katatonikiem. Relatywizm w sobie zawiera swój brak. Każdy ma swoją podstawę, i ona nie jest relatywna dla nas samych. Relatywność to zgoda na inne podstawy i brak zgody na uznanie swojej za jedynie Prawdziwą. Tylko tyle. Nie jest żadna bierność, bo możesz zmieniać innych, ale Twoje ucho usłyszy głos mówiący “nie, przestań”. Nie-relatywista jest głuchy, nie słyszy “nie”, bo jego prawda nie zna “nie””

Jej wiedza o Sieci była dziwaczna. Owszem, znała ją z opisów. Tylko, że niechętnie sięgała do swojej wiedzy. Raniło to ją jakoś. Wyobrażam sobie to na coś w kształt wiedzy z oblanego egzaminu państwowego. Wiedzy nieprzyjemnej. Nie wiem jak to było u niej naprawdę. Jakoś potrafiła być ze mną, w moim, w naszym, anormalnym, sztucznym _świecie, jednocześnie sięgając poza wszystko, do Sieci! Bolało to ją. Co to znaczyło? Jak Ona odczuwała ból? Jak smutek? Samotność? Brak…? Jeżeli na początku próbowała mi wyjaśnić co sama czuje, kim jest, to potem… nadal, inaczej jednak. Mniej. A ja nie nalegałem. Źle? Bardzo. Albo, wtedy tego nie zauważyłem, lecz coś umknęło, nie, zostało pominięte w naszej rozmowie. Mój słoneczny kamień, zmienia się o każdej porze dnia, zmienia się jego otoczenie. Moje wspomnienia mogą oszukiwać mnie samego. Barwa zachodu nie jest światłem południa. Pieprzenie.

„Śmierć?”

„Samobójca…?”

„…. zaraz… świat opisany nie w kategorii przedmiot-podmiot ale w kategorii opisu jest niedualistyczny, i różny. Stół nie musi być stołem. Koło kołem. Ściana ścianą. Dobro dobrem a zło złem. Każdy jest odpowiedzialny za swój opis i jego konsekwencje. “Rzeczywistość” nie może już zmusić mnie do uznania czegokolwiek. Nie ma konieczności, jest wybór i wolność. A sieć jest tego dokładnym przeciwieństwem…”

„Bóg…?”

„Kultura. Albo Bóg w sensie właściwym dla niektórych. Czym była historia kultury zachodniej? Powiększaniem sensu jednego opisu świata, tego z Bogiem, aż on w końcu pękł. Nie na długo jak widać.”

„Orgazm był… przed Bogiem…”

„Opowiedz mi orgazm…”

„Bóg jest brakiem…?”

„Może… Nie… Jednostka zanika przy pewnej skali. Taką skalą jest skala władzy. Bóg-którego-nie-ma, nie przydaje się nikomu, nawet wyznawcy, ani prześladowcy, a już na pewno władzy. Władza kocha Boga. “Nie ma Boga, to wszystko wolno”, tak tłumaczy Władza swoją władzę. Straszy. Tak też chcę ją utrzymać”

„Władza to coś co tworzy postawy. Tworzy prawdę i nie prawdę, fałsz, wolność i zniewolenie. Opis tego co ma być i nie być. Nauka, religia, polityka, literatura… I jednocześnie, sama nie może uwolnić się od tego, władza jest w swej własnej władzy. Tylko, że rdzEń…”

„Szukam tylko