Operacja łódzka 1914. Najciekawsza batalia pierwszej wojny światowej - Georgij K. Korolkow - ebook

Operacja łódzka 1914. Najciekawsza batalia pierwszej wojny światowej ebook

Georgij K. Korolkow

4,2

Opis

Wśród wielu wydarzeń Wielkiej Wojny operacja łódzka zajmuje miejsce szczególne. Wyróżnia się wśród innych batalii przede wszystkim swoim niezwykłym, manewrowym sposobem prowadzenia walki, zupełnie niepodobnym do charakteru ówczesnych bitew. W pierwszym jej okresie to Niemcy przeprowadzali finezyjne manewry, natomiast później to Rosjanie stawali na wyżynach myśli taktyczno-operacyjnej, zadziwiając mobilnością swoich jednostek.

 

Książka Korolkowa po raz pierwszy ukazała się w 1934 roku w Związku Sowieckim. To, czym się wyróżnia prezentowane dzieło, oprócz wielkiego uczucia jakim autor darzy w nim swoją (carską) armię i jej żołnierzy oraz żalu z powodu niewykorzystania kapitalnej okazji do rozgromienia Niemców, to zupełny brak wtrętów politycznych, choć książka wydana była w apogeum stalinowskiej propagandy.
Niniejsze wydanie zawiera następujące rozdziały:
- Przygotowania stron do operacji łódzkiej
- Krótka charakterystyka teatru działań wojennych
- Rozpoczęcie operacji przez Niemców
- Rozpoczęcia operacji przez Rosjan
- Kontrmanewr generała Ruzskiego
- Początek bitwy pod Łodzią
- Ciąg dalszy bitwy pod Łodzią
- Zakończenie bitwy pod Łodzią
- Początek końca operacji łódzkiej
- Zakończenie operacji łódzkiej

Oprócz niemal 260 stron tekstu, praca zawiera także 30 szczegółowych map.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 459

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (6 ocen)
3
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału:

Лодзинская операция 2 ноября-19 декабря 1914 г

© Copyright

Georgij Karpowicz Korolkow

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2014

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

© All rights reserved

Tłumaczenie i opracowanie:

Dominik Jednorowski

Redakcja techniczna:

Dariusz Marszałek

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt:[email protected]

Numer ISBN:  978-83-7889-523-7y

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

PRZEDMOWADO WYDANIA POLSKIEGO

Operacja łódzka z 1914 r. jest zapomnianym wydarzeniem pierwszej wojny światowej. Na palcach jednej ręki można policzyć jej monografie w języku polskim, choć w całości rozgrywała się ona na naszym terytorium, na całkiem dużym jego skrawku z centrum koło Łodzi, ograniczonym od północy środkową Wisłą, a od południa Pilicą. Praktycznie wydano u nas tylko dwie pozycje na ten temat. W 1969 r. Władysław Bortnowski (zbieżność imienia i nazwiska ze słynnym generałem jest najzupełniej przypadkowa) wydał książkę pt. Ziemia łódzka w ogniu, której obszerną częścią jest drobiazgowy opis walk. Drugą pozycją jest króciutki szkic Andrzeja Adacha Bitwa o Łódź. Schlacht bei Lodz 1914. Przewodnik po polach bitew operacji łódzkiej.

Wśród wielu wydarzeń Wielkiej Wojny operacja łódzka zajmuje miejsce szczególne. Wyróżnia się wśród innych batalii przede wszystkim swoim niezwykłym, manewrowym sposobem prowadzenia walki, zupełnie niepodobnym do charakteru ówczesnych bitew. W pierwszym jej okresie to Niemcy przeprowadzali finezyjne manewry, natomiast później to Rosjanie stawali na wyżynach myśli taktyczno-operacyjnej, zadziwiając mobilnością swoich jednostek. Przyczyny stosowania takiej taktyki były dość proste. Po pierwsze równowaga sił oraz stosunkowo mała ilość artylerii i, co bardzo ważne, amunicji do niej, przynajmniej w porównaniu do warunków wojny pozycyjnej lat następnych, zmuszała do ruchu, prób obchodzenia flanek, okrążania, działania na tyłach, słowem radzenia sobie z przeciwnikiem inaczej niż prostym rzucaniem naprzód do frontalnego ataku olbrzymich mas z poprzedzającym to potężnym przygotowaniem ogniowym. Wpływ na to miał również fakt słabego przygotowania krajów Ententy do wojny pod względem materiałowym i organizacyjnym. Kilka miesięcy walk wystarczyło, żeby zapasy zaczęły się wyczerpywać, co dobitnie uświadomiono sobie już pod koniec 1914 r., m. in. w czasie operacji łódzkiej.

Po drugie zaś, stwierdzić należy, że na samym początku wojny nikt nie przewidywał jej późniejszego charakteru. Zgodne ze znanym powiedzeniem o generałach, którzy przygotowują się do wojen już prowadzonych, tak też i w tym przypadku rozpoczęto wojnę na dotychczasowych zasadach, tj. prowadzenia manewru, unikania starć frontalnych, szukania możliwości okrążenia przeciwnika, odcięcia jego tyłów. Nie do końca prawdą jest, że typowych wojen pozycyjnych nie było do tego czasu, gdyż ich zwiastunem była już wojna secesyjna i charakterystyczne dla tego typu walk olbrzymie straty Amerykanów po obu stronach, przewyższające straty żołnierzy tej nacji otrzymane we wszystkich następnych konfliktach, wliczając w to obie wojny światowe oraz wojnę w Wietnamie. Umknęło jednak to doświadczenie większości teoretykom i praktykom wojskowości przełomu wieków, tak jak nie zauważono możliwości nowych broni, w szczególności karabinów samopowtarzalnych i maszynowych, czego przykładem wysłanie żołnierzy francuskich na front w błękitnych mundurach, czyniących z nich tarcze strzelnicze dla Niemców. Nie jest to miejsce na tego typu rozważania, ale wspomnieć należy, że pod względem zmiany podejścia do techniki prowadzenia wojny Wielka Wojna z uwagi na swoją, nazwijmy to, innowacyjność była wydarzeniem szczególnym. Dość powiedzieć, że armie roku 1914 i roku 1918, to dwa zupełnie inne wojska pod każdym prawie względem.

W przypadku operacji łódzkiej 1914 roku jesteśmy właśnie w trakcie zmiany stylu prowadzenia działań wojennych. Manewr był jeszcze podstawą sierpniowej bitwy pod Tannenbergiem, tak samo jak kilkumiesięcznego sierpniowo-wrześniowego niemieckiego natarcia na Paryż. Wyścig do morza ustali zarys linii frontu na kilka lat, wycofanie się Rosjan z Polski w 1915 r. zrobi to samo na froncie wschodnim i przejdziemy do prawdziwej „wojny w okopach”. Niemniej w operacji łódzkiej jeszcze dominuje manewr, jak za czasów Fryderyka Wielkiego czy Napoleona. Okrążany okrąża okrążającego, sytuacja zmienia się z dnia na dzień, wszystko to w dodatku w warunkach zrywającej się łączności, kłopotów z zaopatrzeniem, służbami tyłowymi itp., których to drobiazgów nie szczędzi się nam w książce jako uzupełnienia opisu działań wojennych. Jednak nowe zasady walki już widać i sam Autor przy okazji zwraca uwagę, że na odcinku obejmującym północny kraniec Łodzi strony szybko nauczone zaledwie kilkudniowym doświadczeniem same z siebie zaczęły już umacniać pozycje do tego stopnia, że ich przełamanie nie było możliwe. Jak zdaje się sugerować Autor, nikt nie miał jeszcze pojęcia jak to zrobić. Tak samo Niemcy w ostatniej fazie operacji całkowicie zmienili taktykę i zamiast szybkiego wysyłania piechoty do szturmu, rozmiękczali obronę wielodniowym ostrzałem artyleryjskim. Na naszych oczach staje się coś, co za kilka miesięcy było już normą. Interesujące, że sam Autor dochodzi do wniosku, że walki, o których mowa w niniejszej publikacji, w zasadzie w ogóle nie powinny być stoczone i gdyby strony były świadome charakteru nowych czasów powinny były od razu przejść do wojny pozycyjnej i nosa nie wychylać z okopów. Na obszarze działań tu opisywanych smutnym symbolem przechodzenia do okropieństw wojny pozycyjnej był niemiecki atak gazowy pod Bolimowem, przeprowadzony zaledwie miesiąc po zakończeniu operacji łódzkiej.

Z ciekawostek być może zdziwi kogoś fakt bardzo dobrej oceny wystawionej przez rosyjskiego Autora społeczeństwu polskiemu, jako lojalnemu, pomocnemu i przychylnemu zaborcy rosyjskiemu i jego wojsku. Takie były jednak fakty. Październikowe wyzwolenie Łodzi spod parotygodniowej niemieckiej okupacji było witane ze szczególną radością. W niedzielę 1 listopada odbyły się nabożeństwa dziękczynne, a kilka tygodni później doszło do rozruchów antysemickich, gdyż Żydzi byli powszechnie uważani za niemieckich przyjaciół.

Ciekawostką jest też, że niemal ten sam obszar był widownią równie ważnego i niemalże identycznego ataku na skrzydło prącej na wschód armii (to jedyna różnica z operacją łódzką, gdzie tutaj Rosjanie nacierają na zachód), mowa oczywiście o bitwie nad Bzurą. Znawcy tej ostatniej znajdą wiele tych samych nazw wsi i miasteczek, które odgrywały później ważną rolę w polskiej wojnie obronnej. Tak samo jest to teren operacji wprawdzie niewykonanej z powodu dramatycznego braku sił i przewagi po stronie radzieckiej, ale planowanej, tj. ataku na skrzydło nacierającej Armii Czerwonej w zimie 1945 r. Stworzono wtedy pod dowództwem samego Heinricha Himmlera Grupę Armii Wisła, której jednym z pomysłów na prowadzenie walki było w zasadzie powtórzenie manewru 9. Armii generała Mackensena. Tę ciągłość niemieckiego myślenia operacyjnego można tłumaczyć cytowaną w książce radą Moltkego Starszego na wypadek groźby wtargnięcia Rosjan do Niemiec: „uderzyć na skrzydło”. Uwaga ta nie jest może zbyt odkrywcza, niemniej Autor kładzie ją u podstaw wspomnianego manewru niemieckiej 9. Armii, który w rezultacie doprowadził do operacji łódzkiej.

Przy okazji Autor rozprawia się z poglądem, że dzięki Rosjanom Anglicy i Francuzi nie przegrali wyścigu do morza na froncie francuskim. Według niego było wręcz przeciwnie: to Hindenburg swoim manewrem pozwolił na pozostawienie na froncie zachodnim wszystkich sił, które tam były, co oznacza, że operacja łódzka miała minimalny wpływ na działania na tamtym obszarze.

Skoro mowa o Autorze, to wyróżnia się on w kontekście wspomnianej na początku prawie kompletnej pustyni panującej w obszarze monografii dotyczących operacji łódzkiej, gdyż napisał on o tym znakomite i niezwykle drobiazgowe studium, dotychczas nieprzetłumaczone na język polski, które niniejszym oddajemy do rąk Czytelników. Ze względu właśnie na osobę Autora profesjonalizm tego opracowania jest absolutnie niepodważalny. Generał Georgij Karpowicz Korolkow bowiem to radziecki historyk wojskowości, który w czasie Wielkiej Wojny był m.in. dowódcą IV Korpusu Syberyjskiego, następnie ochotniczo wstąpił do Armii Czerwonej, gdzie został dowódcą dywizji, po wojnie natomiast m.in. pełnił funkcję wykładowcy Akademii Wojskowej im. Michaiła Frunzego. Pisał też książki o pierwszej wojnie światowej, jest autorem m. in. Operacji warszawsko-dęblińskiej, Bitwy pod Szawlami 1915 r. To, czym się wyróżnia niniejsze dzieło, oprócz wielkiego uczucia jakim Autor darzy w nim swoją (carską) armię i jej żołnierzy oraz żalu z powodu niewykorzystania kapitalnej okazji do pogromienia Niemców, to zupełny brak wtrętów politycznych, choć książka była wydana w roku 1934, w apogeum stalinowskiej propagandy i walki z własnym społeczeństwem. Z tym ostatnim wiąże się zresztą smutny epilog w postaci tragicznej śmierci Autora. Nastąpiła ona w wyniku operacji NKWD pod kryptonimem Wiosna, w wyniku której aresztowano i skazano, w tym wielu na śmierć, byłych oficerów armii carskiej. O Korolkowie wiadomo tylko, że został aresztowany i zmarł w Moskwie w roku 1936, można przypuszczać, że w więzieniu. Szczegóły jego śmierci nie są znane. Niniejsza książka jest jego ostatnim dziełem.

Ta smutna historia może być też przyczynkiem do czytania książki jeszcze pod innym kątem, jako ostatnich lat caratu oraz późniejszych zaledwie o kilka lat tragicznych losów głównych, rosyjskich aktorów operacji łódzkiej. I tak na przykład generał Mikołaj Ruzski, dowódca Frontu Północno-Zachodniego, w październiku 1918 r. został zasiekany szablami w Piatigorsku na Kaukazie, generał Siergiej Scheidemann, dowódca 2. Armii, mimo że dobrowolnie wstąpił do Armii Czerwonej, w 1918 r. został przez bolszewików aresztowany i ślad po nim zaginął, generał Paweł Rennenkampf, dowódca 1. Armii – rozstrzelany przez bolszewików w kwietniu 1918 r. w Piotrogrodzie, generał Leontij Sidorin, dowódca V Korpusu Syberyjskiego – rozstrzelany przez bolszewików w lutym 1918 r. Wielu też innych oficerów występujących w niniejszym opracowaniu podzieliło los swoich najwyższych dowódców.

I w taki oto sposób niniejsza drobiazgowa analiza operacji łódzkiej 1914 roku, zalecana w swoim czasie jako podręcznik dla elewów szkół wojskowych Armii Czerwonej, mówi nam więcej o tamtych czasach niż skłonni bylibyśmy przypuszczać. W wersji minimum jest to solidna porcja ważnych szczegółów, uzupełniona o przejrzyste mapki, które skutecznie chronią Czytelnika przed zagubieniem się w treści książki, wszystko to przeplatane niezwykle ciekawymi własnymi uwagami Autora, czynionymi z punktu widzenia teoretyka wojskowego i doświadczonego dowódcy polowego. Dla dociekliwych jest to świetny punkt wyjściowy do dalszych poszukiwań śladów Wielkiej Wojny, zarówno w dokumentach, jak i w terenie, nie tylko na obszarze łódzkim. Natomiast zainteresowani teorią wojskowości zobaczą w niej przede wszystkim ten niezwykle ciekawy moment, kiedy Wielka Wojna nieubłaganie przechodziła z okresu manewrowego do pozycyjnego. Co najważniejsze jednak, mający niewątpliwy talent literacki Korolkow potrafi przy tym utrzymywać Czytelnika w napięciu, prowadząc Go przez niezliczone fazy i wydarzenia tej arcyciekawej operacji, której koniecznie należy przywrócić właściwe jej miejsce w wojskowej historiografii. Obchodzona właśnie setna rocznica przeprowadzenia operacji łódzkiej jest po temu doskonałą okazją.

Dominik Jednorowski

WSTĘP

Sukces październikowej ofensywy Rosjan na lewym brzegu Wisły (operacja warszawsko-dęblińska) Austriacy i Niemcy tłumaczyli przewagą sił rosyjskich armii i nie wątpili, że Rosjanie skorzystają z okazji i będą kontynuować natarcie aż do wejścia w granice prowincji poznańskiej i śląskiej. Taka inwazja groziła jednak nie tylko utratą i zniszczeniem tamtejszego przemysłu, lecz także stanowiła zagrożenie dla Krakowa i tyłów wojsk austriackich działających w Galicji. Odparcie tej ofensywy wymagało już teraz zatrzymania Rosjan i to za wszelką cenę. Austriackie dowództwo w osobie generała Conrada domagało się więc przerzucenia z frontu francuskiego kilku niemieckich korpusów, bez wsparcia których nie można było powstrzymać rosyjskiego natarcia. W tym czasie jednak niemieckie armie na froncie francuskim przygotowywały się do operacji w rejonie Ypres i generał Falkenhayn, nowy szef sztabu generalnego, który zastąpił feldmarszałka Moltkego, wolał zaryzykować na drugorzędnym teatrze działań wojennych, za jaki uważał front rosyjski, i nie zgodził się na przewiezienie niemieckich korpusów1. W tej sytuacji więc przypomniano sobie radę Moltkego starszego: aby odeprzeć rosyjskie uderzenie należy wykonać atak ze skrzydła2. Zgodnie z tą sugestią Ludendorff zaproponował wyprowadzenie uderzenia na prawe skrzydło nacierających rosyjskich armii, natomiast w celu zatrzymania ich od czoła Austriacy mieli utworzyć silny front obronny na odcinku Częstochowa-Kraków. Pomysł ten został zaakceptowany przez Falkenhayna i pozostawało tylko dogadać się z Conradem3. Porozumienie osiągnięto 4 listopada (22 października) i plan wyglądał następująco:

a) Conrad podjął się zadania powstrzymania od czoła rosyjskiej ofensywy, koncentrując w tym celu austriackie 1. i 4. Armie, domagał się jednak przy tym przekazania mu co najmniej pięciu niemieckich dywizji piechoty. Miały one w całości podlegać austriackiemu dowództwu, w zamian za co część austriackiej 2. Armii, przerzucanej z rejonu Karpat, miała zostać podporządkowana dowódcy tej niemieckiej grupy.

b) Hindenburg zobowiązał się do przeprowadzenia uderzenia z flanki po ześrodkowaniu niezbędnych sił nad Wisłą i Wartą.

c) Pozostałe armie austriackie i niemieckie otrzymały zadania obronne (mapa nr 1).

W tym czasie zakończono również reorganizację wojsk niemieckich na froncie rosyjskim. W jej wyniku od 1 listopada (19 października) dowództwo nad niemieckim Frontem Wschodnim przejął Hindenburg4, jego szefem sztabu pozostał Ludendorff, ponadto w Prusach Wschodnich pod dowództwem generała Belowa utworzono 8. Armię (sześć i pół dywizji piechoty oraz jedna dywizja kawalerii), zaś na lewym brzegu Wisły – 9. Armię generała Mackensena (dwanaście dywizji piechoty i pięć dywizji kawalerii)5. Ponieważ 3 listopada (21 października) stało się jasne, że rosyjskie 2. i 5. Armie zatrzymano tylko po to, aby przygotować je do dalszej ofensywy, Hindenburg, nie czekając na zakończenie konsultacji z Conradem, wydał zarządzenie o rozpoczęciu przegrupowania i przygotowaniu do flankowego uderzenia na Rosjan6.

Rosyjskie Naczelne Dowództwo, niewątpliwie przeceniając sukces odniesiony na lewym brzegu Wisły, w szybkim odwrocie wojsk niemieckich widziało oznakę ich rozbicia. Już przy pierwszych jaskółkach zbliżającego się powodzenia operacji warszawsko-dęblińskiej, poinformowało dowództwa angielskie i francuskie, że w ten sposób podejmuje kroki mające na celu wypełnienie zobowiązań konwencji francusko-rosyjskiej7. Teraz kiedy sukces stał się niepodważalnym faktem, Naczelne Dowództwo 2 listopada (20 października) wydało dyrektywę o zatrzymaniu 2. i 5. Armii celem przygotowania ofensywy w granice Niemiec8. Istota tej dyrektywy sprowadzała się do następujących kwestii:

a) 2., 5., 4. i 9. Armie, po rozwinięciu się na odcinku Uniejów-Przedbórz-ujście rzeki Nidy (mapa nr 1), mają przygotować się do natarcia na linię Koło-Oświęcim;

b) 10. i 1. Armie mają osiągnąć dolną Wisłę celem zabezpieczenia ofensywy z prawego skrzydła;

c) 3., 11. i 8. Armie ubezpieczają z lewej strony, starając się dojść do Karpat.

Ten pierwszy plan Naczelnego Dowództwa był wstępem do inwazji Niemiec. 2. i 5. Armie miały się na razie zatrzymać, a 4. i 9. Armie kontynuować walkę z austriacką 1. Armią i ścigać ją do wyznaczonej przez Naczelne Dowództwo rubieży, zaś 10. Armia miała wedrzeć się do Prus Wschodnich i osiągnąć swój cel przy wsparciu 1. Armii, natomiast 3. i 8. Armie miały odepchnąć przeciwnika i domknąć blokadę Przemyśla, której dalsze prowadzenie powierzono by 11. Armii.

W tym czasie do wojny po stronie austro-niemieckiej weszła Turcja. Było to rezultatem przede wszystkim polityki Niemiec, starających się otworzyć drogi dla transportu surowców przez Bułgarię i Turcję, a jednocześnie odciągnąć siły rosyjskie na nowy front kaukaski.

Tymczasem w armii rosyjskiej braki w jednostkach sięgały 50% stanu etatowego, zaczynano odczuwać braki w amunicji, szczególnie jeśli chodzi o pociski do lekkiej artylerii, wojska nie mogły się też doczekać uzupełnienia utraconych karabinów i dział. Istniejąca sytuacja wymagała więc szczególnej ostrożności i namysłu przy podejmowaniu decyzji o kontynuacji walki z państwami centralnymi. Naczelne Dowództwo rosyjskie znajdowało się jednak całkowicie pod wpływem francusko-rosyjskiej konwencji wojskowej i żądań sojuszników, wykonujących właśnie tzw. bieg ku morzu, do pomocy któremu trzeba było odciągnąć z frontu francuskiego na front rosyjski możliwie najwięcej sił niemieckich. Próbowano to osiągnąć właśnie drogą zdecydowanej ofensywy armii rosyjskich na Niemcy, w ogólnym kierunku na Berlin.

Wstępny plan Naczelnego Dowództwa nie odpowiadał jednak zamiarom sztabów Frontów, które również zaprezentowały swoje propozycje (mapa nr 1). Głównodowodzący Frontu Południowo-Zachodniego, generał Ruzski, zaproponował rozdzielenie armii na trzy Fronty:

1) Wschodniopruski – celem natarcia na dolną Wisłę,

2) Zachodni – celem natarcia od strony środkowej Wisły,

3) Południowo-Zachodni – celem natarcia w Galicji.

Wspierany z prawego skrzydła przez 1. Armię i z lewego – przez 9. Armię główne uderzenie miał wykonywać Front Południowo-Zachodni w składzie 2., 5. i 4. Armii, mając jako cel bliższy osiągnięcie linii Poznań-Nysa9.

Dowódca Frontu Południowo-Zachodniego generał Iwanow przedstawił opracowany przez swojego szefa sztabu generała Aleksiejewa plan, który wychodził naprzeciw dążeniom rosyjskiej dyplomacji, starającej się osiągnąć separatystyczny pokój z Austro-Węgrami10. Plan Aleksiejewa przewidywał przeprowadzenie głównego uderzenia na armie austriackie przez górną Wisłę w kierunku na Kraków przy pomocy zgrupowania złożonego z 5., 4. i 9. Armii11. Swój projekt Aleksiejew poprzedził przy tym krytyczną analizą planów Naczelnego Dowództwa i generała Ruzskiego.

Prezentacja powyższych planów świadczyła o tym, że Naczelne Dowództwo nie miało autorytetu w kwestiach operacyjnych, a także ujawniła istniejące rozdźwięki w zamiarach operacyjnych Frontów. Naczelne Dowództwo uznało, że plany te nie odpowiadają sytuacji, w konsekwencji więc to jego wstępny plan przygotowawczy do następnej operacji, czyli inwazji rosyjskich armii na Niemcy, miał mimo wszystko zostać wprowadzony w życie.

Ówczesne położenie stron na froncie rosyjskim można w skrócie opisać następująco.

a) 10. Armia rosyjska (trzynaście dywizji piechoty i osiem dywizji kawalerii) odrzuciła 8. Armię niemiecką (dziewięć dywizji piechoty i jedna dywizja kawalerii) do granicy państwowej i przygotowywała się do kontynuacji natarcia (mapa nr 1);

b) 1. Armia rosyjska (osiem dywizji piechoty i trzy dywizje kawalerii) rozmieszczona była po obu brzegach Wisły na odcinku Ciechanów-Gostynin, mając przed sobą niemiecki korpus generała Zastrowa (dwie dywizje piechoty) i brygady Landwehry osłaniające granicę na obu brzegach Wisły;

c) 2. i 5. Armie (szesnaście dywizji piechoty i pięć dywizji kawalerii) zbliżały się do wyznaczonej im rubieży Uniejów-Przedbórz, utraciwszy wcześniej kontakt z niemiecką 9. Armią (czternaście dywizji piechoty, trzy dywizje kawalerii), znajdującą się nad Wartą od Sieradza do Częstochowy.

Wszystkie te armie wchodziły w skład Frontu Północno-Zachodniego (37 dywizji piechoty, 16 i pół dywizji kawalerii), co oznacza że mniej niż połowę wszystkich sił wyznaczono do przeprowadzenia głównego uderzenia. Wprawdzie Niemcy na tym froncie utrzymywały także znacząco mniejsze siły (33 dywizje piechoty, 4 dywizje kawalerii), niemniej zgrupowanie rosyjskich korpusów i tak było ciągle zbyt małe w stosunku do otrzymanego zadania. Zwracał na to uwagę Naczelnego Dowództwa generał Aleksiejew, domagając się w swoim planie przegrupowania sił.

Jeśli chodzi o armie Frontu Południowo-Zachodniego to:

a) 4. i 9. Armie (20 dywizji piechoty, 3 i pół dywizji kawalerii) miały pobić 1. Armię austriacką (11 dywizji piechoty, 3 dywizje kawalerii), a następnie dojść do zaplanowanej przez Naczelne Dowództwo rubieży;

b) 3., 11. i 8. Armie rosyjskie kontynuowały trwającą już prawie cały miesiąc walkę z 4., 3. i 2. Armiami austriackimi (26 dywizji piechoty, 6 dywizji kawalerii).

Tak więc Front Południowo-Zachodni (43 dywizje piechoty, 10 i pół dywizji kawalerii) rozporządzał siłami większymi niż Front Północno-Zachodni, był także silniejszy od Austriaków (37 dywizji piechoty, 9 dywizji kawalerii).

Najogólniej rzecz biorąc, siły rosyjskie przewyższały siły austro-niemieckie, ale ci ostatni mieli inną istotną przewagę – przechwytywali wszystkie rosyjskie radiogramy i szybko je rozszyfrowywali, co oznacza że znali położenie prawie każdego korpusu rosyjskiego oraz orientowali się w zadaniach rosyjskich armii12. Natomiast rosyjskie dowództwo musiało zadowalać się tylko informacjami wywiadowczymi, które w praktyce zawsze były niekompletne, a często też spóźnione.

Porównując plany kontynuacji działań opracowane przez obie strony można zauważyć, co następuje:

1) Austriacy i Niemcy byli świadomi przewagi sił rosyjskich, oczekiwali ich natarcia na lewym brzegu Wisły i aby mu przeciwdziałać opracowali kombinowany plan – zatrzymać Rosjan na linii Warty i jednocześnie wykonać uderzenie ze skrzydła od strony Torunia. U podstaw ich działań leżał więc manewr. W tym celu na odcinku Toruń-Kraków zamierzano rozmieścić 9. Armię niemiecką oraz 1., 4. i część 2. Armii austriackich. Ten odcinek staje się głównym, a pozostały front otrzymuje zadania obronne.

2) Armia rosyjska stara się nacierać na całej długości frontu, ale główne uderzenie na Niemców zamierza przeprowadzić na odcinku Sieradz-Częstochowa.

3) Austriacy i Niemcy mają jeden odcinek o decydującym znaczeniu i starają się skoncentrować na nim możliwie najwięcej sił, podczas gdy Rosjanie, przygotowując równoczesne natarcia w Prusach Wschodnich, na lewym brzegu Wisły i w Galicji, niemal równomiernie rozmieszczają swoje siły i nie tworzą silnej pięści na kierunku głównym.

Z powyższego można wywnioskować, że Austriacy i Niemcy dostosowywali swoje zamiary do tworzącej się sytuacji i dlatego ich plan miał charakter racjonalny, czyli przewidywał konkretny cel w postaci powstrzymania rosyjskiej ofensywy i zdobycia tym samym czasu dla obiecanego przez Falkenhayna przerzucenia kilku korpusów z frontu francuskiego. Na razie Falkenhayn skierował na wschód jedynie pięć dywizji kawalerii. Rosyjskie Naczelne Dowództwo nie miało natomiast konkretnego celu i wyznaczało niezbyt jasne zadanie, jakim była inwazja Niemiec. Brało ono w tym wszystkim pod uwagę tradycyjną cechę niemieckiej polityki, tj. prowadzić wojnę na cudzym terytorium, chroniąc swoje ziemie od okropności najazdu przeciwnika. W opinii Naczelnego Dowództwa przeniesienie wojny na terytorium Niemiec oznaczało zmuszenie ich do zdjęcia znacznych sił z frontu francuskiego, gdzie Anglicy i Francuzi zyskaliby przewagę i mogli szybko wykonać działania mające na celu przybliżenie końca wojny. W tym sensie główny zamysł Naczelnego Dowództwa miał pewne racjonalne podstawy, ale w ówczesnej sytuacji jego zamiary nie mogły zostać spełnione. Aby wykonać silne uderzenie, a tylko takie mogło zmusić Niemców do rozpoczęcia przerzucania sił, należało dokładnie określić główny kierunek i zebrać w tym miejscu duże siły, natomiast na całym pozostałym froncie ograniczyć się do obrony, ewentualnie rozwijać powodzenie na odcinkach sąsiadujących z głównym. Zamiast tego jednak Naczelne Dowództwo zdecydowało się nacierać na całym froncie, a główne uderzenie zaplanować jako osiągnięcie długiej na 200 km linii. Zamiast więc pięści było rozproszenie sił. Ponadto już dawały o sobie znać:

1) braki w uzbrojeniu, ponieważ fabryki nie nadążały z produkcją mającą zastąpić utracony sprzęt;

2) niedobór wyszkolonych uzupełnień, w wyniku czego oddziały miesiącami pozostawały niekompletne;

3) brak amunicji, bez której nie da się przecież odnieść sukcesu.

W ten sposób bez broni, bez ludzi i bez amunicji Naczelne Dowództwo zamierzało przeprowadzić operację, która w przypadku sukcesu mogłaby skrócić wojnę, stawiając Niemcy w krytycznym położeniu kraju atakowanego jednocześnie z dwóch stron. Z tego co powiedziano wyżej wynika jednak, że do czasu likwidacji wszystkich widocznych już braków w zaopatrzeniu armii w broń, amunicję i ludzi, kształtująca się sytuacja nie pozwalała na wykonanie tak poważnego przedsięwzięcia. Mimo to, w związku z prośbami wyrażanymi przez wojskowych przedstawicieli Anglików i Francuzów, Naczelne Dowództwo spieszyło się z przeprowadzeniem działań, planując ich początek już na 11, najpóźniej 12 listopada (29 i 30 października). Tymczasem ze swojej strony Austriacy i Niemcy liczyli na zakończenie do wieczora 16 (3) listopada swoich przygotowań związanych z przegrupowaniem wojsk, a więc mogli rozpoczynać operację nie wcześniej niż 17 (4) listopada, tym samym jakby zostawiali Rosjanom kilka dni na działania, mogące całkowicie ujawnić ich plany. Niemcy zresztą mogli sobie w pełni pozwolić na taką zwłokę, ponieważ podczas swojego odwrotu gruntownie zniszczyli zarówno linie kolejowe, jak i szosy i tym samym skazali nacierające armie, nazywane „walcem parowym”, na borykanie się z wielkimi trudnościami w przesuwaniu wojsk i w ich zaopatrywaniu na przestrzeni ponad 130-140 km od stacji wyładunkowych. Z drugiej strony dążenie rosyjskiego Naczelnego Dowództwa do jak najszybszego rozpoczęcia operacji tłumaczono obawą o możliwość zmiany korzystnej sytuacji, gdyż Niemcy i Austriacy, opierając się na dobrze rozwiniętej sieci linii kolejowych, mogli szybko się przegrupować i stworzyć warunki pomyślne dla siebie, a niekorzystne dla Rosjan.

Takie były przesłanki towarzyszące przygotowywaniu nowej operacji. Austriacy i Niemcy zamierzali powstrzymać ofensywę rosyjskich mas od czoła i wykonać silne uderzenie ze skrzydła, a Rosjanie liczyli, że wraz z wdarciem się w granice Niemiec postawią ich w ciężkim położeniu i w ten sposób przyspieszą zakończenie wojny.

  1 E. Falkenhayn, Wierchownoje komandirowanije, str. 37, 38.

  2 H. Stegemanns, Geschichte des Kriegs, t. 11, str. 265.

  3 E. Ludendorff, Moi wospominanija, cz. I, str. 79, 80.

  4Weltkrieg, opracowane w Reichsarchiv, t. VI, str. 42.

  5Weltkrieg, t. VI, str. 459.

  6Weltkrieg, t. VI, str. 47, 48.

  7 H. Walentinow, Snoszjenie s sojuznikami, cz. I, str. 58, 59. Chodzi o konwencję wojskową francusko-rosyjską z roku 1894, w której strony zobowiązywały się, że w przypadku zaatakowania jednej z nich druga wykona atak na agresora.

  8 Akta WIA (Wojenno-Istoriczeskij Archiw) nr 472, l. 62.

  9 WIA nr 472, l. 92.

  10 M. Pokrowski, Imperialisticzeskaja wojna, str. 185, 187.

  11 WIA nr 472, ll. 108-109.

  12 E. Falkenhayn, Wierchownoje komandirowanije, str. 37.

ROZDZIAŁ IPRZYGOTOWANIASTRON DO OPERACJI ŁÓDZKIEJ1(MAPA NR 2)

PRZYGOTOWANIA NIEMCÓW

Położenie jednostek. Na początku operacji wojska niemieckie zajmowały następujące pozycje2:

a) granica państwowa od Chorzeli do rzeki Drwęcy osłaniana była jednostkami Landwehry i Landsturmu, przy czym cześć z nich była w trakcie formowania korpusu Landwehry generała Zastrowa;

b) drogi do twierdzy Toruń po obu brzegach Wisły zamykały brygady Landwehry: Wrochema koło Lipna oraz Westerhagena koło Kowala;

c) granica państwowa od Wisły do Kalisza osłaniana była jednostkami Landsturmu i Landwehry;

d) drogi na Kalisz zamykały niemiecka 8. i austriacka 7. dywizje kawalerii;

e) w rejonie Złoczewa rozmieszczony był XI Korpus Armijny, utrzymujący awangardy na Warcie;

f) w rejonie Wielunia rozmieszczone były 35. dywizja rezerwowa i 18. dywizja Landwehry (z garnizonu toruńskiego);

g) w rejonie Rudnik rozmieszczony był XVII Korpus Armijny;

h) w rejonie na wschód od Częstochowy rozmieszczony był korpus Landwehry generała Woyrscha, mający jedną dywizję na wschód od Radomska, oraz XX Korpus Armijny i Korpus Rezerwowy Gwardii, mający jedną dywizję w rejonie Koniecpola.

Choć jednostki 9. Armii dopiero zakończyły pospieszny odwrót od Wisły, to jednak ich morale było wysokie, o czym świadczyły listy znalezionych przy jeńcach3. Rodząca się popularność Hindenburga wciąż rosła, wojsko wierzyło w jego umiejętności dowódcze, a swój odwrót traktowało jako zastawianie pułapki na przeciwnika w celu odniesienia pewniejszego zwycięstwa nad Rosjanami.

Uzupełnienia 9. Armii. Nieuchronne wydzielenie pięciu dywizji piechoty do wspólnych działań z Austriakami sprawiło, że w składzie 9. Armii pozostało ich tylko dziewięć, co uznano za zbyt mało do wykonania silnego uderzenia. W związku z tym Hindenburg zdecydował o powiększeniu 9. Armii poprzez:

1) przeniesienie z 8. Armii I i XXV Korpusów Rezerwowych (cztery dywizje piechoty)4;

2) sformowanie z garnizonów twierdz Poznań i Wrocław nowych korpusów po trzy, cztery brygady Landwehry każdy (dodatkowe cztery dywizje piechoty);

3) dołączenie trzech dywizji kawalerii przerzuconych właśnie z frontu francuskiego (pozostałe dwie dywizje zostały skierowane do wzmocnienia korpusu generała Zastrowa).

Dzięki tym działaniom liczebność 9. Armii wzrosła do siedemnastu dywizji piechoty i pięciu dywizji kawalerii (aneks nr 1), jednak sił tych ciągle było zbyt mało do zadania przeciwnikowi decydującego ciosu.

Przegrupowania. Wydzielenie pięciu dywizji piechoty do dyspozycji generała Conrada wiązało się z koniecznością wybrania dowódcy tej grupy. Zdecydowano się na generała Woyrscha, który wielokrotnie już współpracował z Austriakami. Do grupy tej włączono obie dywizje Landwehry z jego korpusu oraz dwie dywizje rozmieszczone koło Wielunia i dywizję z Korpusu Rezerwowego Gwardii, znajdującą się koło Koniecpola. Pozostałe dywizje kierowały się do nowego rejonu blisko granicy państwowej, między Wisłą i Wartą. Ze względu na ograniczenia czasowe oraz dobry stan linii kolejowych zdecydowano się codziennie dokonywać załadunku osiemdziesięciu eszelonów, do czego niezbędnych było osiemset składów kolejowych5. Dwa korpusy (I i XXV Rezerwowe) przerzucono z 8. Armii niemieckiej6 (załadunek w Gąbinie7 i Giżycku) między 5 i 12 listopada (23-30 października), między 6 i 13 listopada (24-31 października) przerzucono do Mogilna i Inowrocławia XX Korpus (załadunek w Lublińcu) i 3. dywizję gwardii (załadunek w Bytomiu)8, między 5 i 10 listopada (23-28 października) do Gniezna przybył XVII Korpus (załadunek w Kluczborku), a z Francji w dniach 1-3 listopada (19-21 października) przerzucono 5. dywizję kawalerii (wyładunek w Jarocinie) oraz w dniach 7-11 listopada (25-29 października) 6. i 9. dywizje kawalerii (wyładunek w Inowrocławiu)9. Dla XI Korpusu zabrakło wolnego składu, musiał on więc przemieścić się porządkiem marszowym ze Złoczewa przez Ostrów i Jarocin do Wrześni10. 6. i 9. dywizje kawalerii utworzyły korpus kawalerii, dowództwo którego przybyło z Francji 14 (1) listopada11, natomiast 5. i 8. dywizje kawalerii wraz z austriacką 7. dywizją generała Kordy utworzyły III Korpus Kawalerii.

Wszystkie przemieszczenia oddziałów odbywały się blisko granicy państwowej, tj. w odległości 3-4 jednostek marszowych od armii rosyjskiej, ryzykowano więc odkryciem przegrupowania przez Rosjan i wyjawieniem przed nimi założeń nowego planu. Brak czasu nie pozwalał jednak na wykorzystywanie dróg okrężnych i dlatego niezbędne były kroki mające na celu zapewnienie zachowania w tajemnicy wszystkich przemieszczeń. Było to przyczyną utworzenia ze wszystkich sił ochraniających granicę zasłony, w której skład weszły: korpus Zastrowa, brygady Wrochema i Westerhagena, III Korpus Kawalerii, 35. dywizja rezerwowa koło Wielunia i 3. dywizja Landwehry koło Radomska. 18. dywizja Landwehry generała Bredowa miała zastąpić jednostki XX Korpusu oraz 3. dywizję gwardii, a następnie kontynuować prace nad umocnieniem pozycji na wschód od Częstochowy. Zadaniem zasłony było niedopuszczenie rosyjskiego rozpoznania do granicy państwowej. Liczono że dzięki temu uda się osiągnąć pełną tajność przegrupowań i tym samym stworzone zostaną warunki do zaskakującego uderzenia ze skrzydła.

Plan Hindenburga. Do wieczora 15 (2) listopada wszystkie jednostki 9. Armii miały zakończyć swoje przygotowania do operacji. Hindenburg uznał za konieczne rozwinąć grupę, wyznaczoną do flankowego uderzenia, na odcinku Łowicz-Łęczyca-Dąbie w położeniu wyjściowym do natarcia na Tomaszów i Piotrków. W celu zajęcia tych pozycji grupę uderzeniową czekały od rana 16 (3) listopada następujące przesunięcia12:

a) I i XXV Korpusy Rezerwowe – z rejonu Torunia przez Włocławek na Łowicz;

b) I Korpus Kawalerii, XX Korpus Armijny i 3. dywizja rezerwowa gwardii – z rejonu Inowrocławia przez Kutno na odcinek nad Bzurą Łowicz–Łęczyca;

c) XVII Korpus – z rejonu Gniezna przez Sompolno do Łęczycy;

d) XI Korpus – z rejonu Wrześni przez Koło na Dąbie.

Do grupy uderzeniowej wyznaczono jedenaście dywizji piechoty i dwie dywizje kawalerii (132 bataliony, 48 szwadronów, 904 działa), czyli 70% wszystkich sił 9. Armii. Współdziałać z grupą uderzeniową miały III Korpus Kawalerii oraz skoncentrowany koło Kalisza korpus poznański i skoncentrowany koło Kępna korpus wrocławski, razem 48 batalionów, 72 szwadrony i 226 dział. Odciągnięciem Rosjan na kierunek mławski miał się zająć korpus Zastrowa, który podlegał bezpośrednio sztabowi Frontu Wschodniego i miał nacierać na Modlin i Pułtusk. Celem jego wzmocnienia między 16 (3) listopada i 21 (8) listopada skierowano do wyładunku w Olsztynie i Lidzbarku przerzucany z frontu francuskiego13 II Korpus Kawalerii (2. i 4. dywizje).

Jeden z niemieckich historyków14 uważa powyższy plan Hindenburga za genialny w swoim zamyśle i prostocie. Uwzględniono w nim skrytość przegrupowania, zaskakujące uderzenie i niemożność powstrzymania przez Rosjan ruchu niemieckich korpusów do linii, na której miały się rozwinąć, ponieważ na ich drodze nie mogło być więcej niż sześć, siedem rosyjskich dywizji. Niemcy nie obawiali się przy tym szybkiej koncentracji wojsk rosyjskich, bo dobrze wiedzieli, jak wolno reaguje rosyjskie dowództwo na błyskawicznie zmieniającą się sytuację.

Sztab niemieckiego Frontu Wschodniego zdawał sobie sprawę z niewystarczających sił grupy uderzeniowej, ale obiecane przez Falkenayna korpusy mogły przybyć z frontu francuskiego dopiero w końcu listopada15. Odkładanie rozpoczęcia operacji do tego momentu nie byłoby najlepszym wyjściem, ponieważ Rosjanie dostaliby czas na zorientowanie się w sytuacji i podjęcie decyzji o stosownym kontrmanewrze. Z tego powodu zdecydowano się na rozpoczęcie natarcia posiadanymi siłami, licząc że oczekiwane korpusy pojawią się przed nastaniem najintensywniejszych walk.

Przygotowanie tyłów. W taborach jednostek niemieckich dopuszczano dystans 60-kilometrowy, tymczasem w przypadku realizacji opracowanego planu brano pod uwagę możliwość oderwania się wojsk nawet na odległość 120 km od stacji wyładunkowych16. Z tego powodu formowano dodatkowe oddziały transportowe w rodzaju kolumn samochodowych lub taborowych celem zapewnienia nieprzerwanego zaopatrzenia wojsk we wszystko, co niezbędne. Nie chciano korzystać z wąskotorowych linii kolejowych, biegnących do punktów granicznych z Inowrocławia, Mogilna i Gniezna, aby uniknąć niepotrzebnych przeładunków. W tym celu podjęto też wstępne działania mające na celu szybsze odbudowanie rosyjskich linii kolejowych, ze zmianą przy tym torów na węższe, stosowane w Niemczech. Składy i magazyny w twierdzach Toruń, Poznań i Wrocław zostały uzupełnione o wszelkie niezbędne zapasy, utworzono też nowe bazy w Inowrocławiu, Gnieźnie i Ostrowie. Wszystkie te działania miały zostać zakończone do 16 (3) listopada, tj. do momentu wyruszenia z linii rozwinięcia Łowicz-Łęczyca-Dąbie. Jak zobaczymy dalej, natarcie zaczęło się jednak pięć dni przed tym terminem.

PRZYGOTOWANIA ROSJAN

Działania Naczelnego Dowództwa. Wraz z zarządzeniem przygotowania do ofensywy Naczelnego Dowództwo postanowiło zreorganizować lekką artylerię, a konkretnie przejść z baterii ośmiodziałowej na sześciodziałową17. Z taktycznego punktu widzenia był to krok w dobrą stronę (baterie stawały się łatwiejsze w dowodzeniu), jednak ponieważ liczba baterii w dywizji nie zmieniła się, to i liczba dział spadła o 25%. Rosyjska dywizja na początku wojny i bez tego miała mało artylerii, a wraz z wprowadzeniem nowego stanu etatowego jej siła w działach stawała się dwukrotnie mniejsza od niemieckiej (po reorganizacji 36 lekkich dział przeciwko 72). Decyzja ta była podyktowana brakiem dział do uzupełnienia strat poniesionych w walkach, bowiem fabryki nie były w stanie wyprodukować potrzebnej ich liczby. Wojsko jednak nie było zadowolone, ponieważ pozbawiano je najistotniejszego czynnika warunkującego osiągnięcie sukcesu w walce. Widać to w raporcie 1. Armii, w której jeszcze 3 listopada (21 października) brakowało do stanu etatowego 30 dział i 92 jaszczy amunicyjnych, tymczasem po przejściu na nowy etat nieoczekiwanie wychodziła nadwyżka 92 dział i 104 jaszczy amunicyjnych18. Niektóre jednostki więc pod różnymi pretekstami odkładały w czasie przejście na nowy stan etatowy.

Przygotowania Frontu. Wszystkie linie kolejowe znajdowały się pod kierownictwem dowódcy wojskowych dróg komunikacyjnych Frontu (Dernowa). Niemcy podczas odwrotu od Wisły zniszczyli wszystkie tory, w efekcie na początku przygotowań stacjami końcowymi były dla 1. Armii – Nasielsk, dla 2. Armii – Sochaczew i Skierniewice, dla 4. Armii – Garbatka, natomiast 5. Armia od stacji Garwolin musiała korzystać z dróg gruntowych. Konieczna była więc jak najszybsza naprawa linii kolejowych, do czego w dyspozycji dowódcy wojskowych dróg komunikacyjnych znajdowało się19:

a) 11 batalionów kolejowych, z tego 4 eksploatacyjne, a pozostałe budowlane;

b) 20 kompanii robotniczych i 39 drużyn ochotniczych;

c) 10 kozackich i 11 ochotniczych sotni;

d) 3 kompanie samochodów ciężarowych i 5 batalionów taborów (25 kolumn transportowych).

Jednostki te zostały skierowane do przywrócenia ruchu na liniach kolejowych na obszarze działania Frontu (linia kolejowa dla 4. Armii naprawiana była środkami Frontu Południowo-Zachodniego). Ruch został przywrócony:

a) do rana 13 listopada (31 października) na odcinku Sochaczew-Łowicz-Łódź20;

b) do nocy 15 (2) listopada na odcinkach Nasielsk-Mława, Sochaczew-Łowicz-Kutno i Skierniewice-Koluszki-Piotrków;

c) do rana 14 (1) listopada na odcinku Garbatka-Radom-Skarżysko21.

Na najważniejszych i węzłowych stacjach zostały utworzone punkty etapowe, do czego w dyspozycji dowództwa wojskowych dróg komunikacyjnych były cztery bataliony etapowe22.

Główny kwatermistrz Naczelnego Dowództwa (generał J. Daniłow) nadzorował wszystkie rodzaje frontowego zaopatrzenia. Zapasy żywności zbierane były w bazowych magazynach żywnościowych (w Mińsku, Witebsku, Dźwińsku23, Pskowie, Rydze), skąd decyzją kwatermistrza polowego (generała Akimowa) przewożono je do magazynów Frontu w Wilnie, Białymstoku, Bielsku, Siedlcach i Warszawie24. Dla tych magazynów żywnościowych były ustalone normy zapasów i na początku operacji w przypadku niektórych towarów normy te były przekroczone, za to innych produktów było znacząco mniej niż nakazywano; brakowało szczególnie konserw mięsnych i suszonych warzyw.

Piekarnie Frontu zorganizowano w Łomży, Siedlcach i Warszawie25. Ich dobowy wypiek sięgał 1 tys. kg, a podczas przygotowań do operacji został nawet zwiększony do 3 tys. kg. Chleb docierał do wojsk 7-8 dnia po wypieku i często był spleśniały, dlatego wojsko wolało korzystać z piekarni korpuśnych. Stad bydła było, zgodnie z wyliczeniami, po półtora stada na korpus, dlatego trudności w zaopatrzeniu w świeże mięso nie było.

Magazyny rzeczowe znajdowały się w Dźwińsku i Mińsku, poza tym w Wołkowysku utworzono magazyn tymczasowy26. Zapasy wierzchniej odzieży i bielizny były wystarczające, brakowało natomiast namiotów polowych, obuwia i końskiej uprzęży. Transporty ciepłej bielizny zaczęły przybywać dopiero przy końcu przygotowań, wskutek czego w warunkach chłodów, które w tamtym roku nadeszły dość wcześnie, wojska zostały bez ciepłych mundurów.

Dowódca zaopatrzenia artyleryjskiego Frontu (generał Pochwisniew) zarządzał zaopatrzeniem nie tylko w amunicję, lecz także w całą część materialną. Fabryki sprzętu wojskowego nie nadążały z produkcją rzeczy niezbędnych dla frontu i dlatego już po dwóch miesiącach wojny zaczął pojawiać się niedobór dział, karabinów maszynowych (w 1., 2. i 5. Armiach na początku operacji brakowało stu27 karabinów maszynowych) i karabinów (brakowało ponad 10 tys.)28. Amunicja, przygotowana na roczny okres trwania wojny, wskutek rosnącej siły ognia została zużyta już w ciągu jej czterech pierwszych miesięcy29. W celu zaopatrzenia armii zostały utworzone magazyny artyleryjskie30: na stacji Nowy Dwór (niedaleko Modlina) dla 1. Armii oraz na różnych dworcach Warszawy dla 2. i 5. Armii. Magazyny Frontu miały swoje własne pomieszczenia w twierdzach Brześć Litewski i Bobrujsk.

Dowódca zaopatrzenia inżynieryjnego (Bujnicki) zarządzał zarówno całym zaopatrzeniem inżynieryjnym, jak i budowami mostów na rzekach oraz pozycji tyłowych. Magazyny sprzętu inżynieryjnego zostały utworzone w Dźwińsku, Grodnie i Białymstoku31, a dla potrzeb budów utworzono magazyn w Warszawie, gdzie zorganizowano także frontowy magazyn benzyny.

Zaopatrzenie medyczne oraz wojskowe służby medyczne były zarządzane przez pełnomocników wojskowych (Rheinbot) i Czerwonego Krzyża (Guczkow). Na początku przygotowań główne punkty ewakuacyjne rannych i chorych utworzono w Nasielsku (dla 1. Armii), w Skierniewicach (dla 2. Armii) i w Grójcu (dla 5. Armii). Każdy punkt był obsługiwany przez 4-6 mobilnych szpitali polowych i wojskowe kolumny sanitarne, których było w 1. Armii dwie, w 2. Armii osiem, a w 5. Armii dziesięć32. Do dyspozycji Frontu było też dwadzieścia pociągów szpitalnych, przy pomocy których dokonywano transportu chorych i rannych z głównych punktów ewakuacyjnych na tyłowe, utworzone w Wilnie, Grodnie, Witebsku, Dźwińsku, Połocku, Słonimiu, Białymstoku, Siedlcach, Wołkowysku (dla zakaźnie chorych) i dwa w Warszawie. Każdy punkt był obsługiwany przez 14-18 zapasowych szpitali polowych33. Dalszej ewakuacji wymagali tylko tacy ranni i chorzy, którym niezbędne było dłuższe leczenie. Tych przewożono do punktów rozdzielczych, zorganizowanych w Piotrogrodzie, Moskwie, Orle i Charkowie34, skąd kierowano ich do lokalnych wojskowych i cywilnych szpitali i lazaretów, z których wiele zostało utworzonych przez osoby prywatne i organizacje dobroczynne. Organizacja zaopatrzenia w lekarstwa i materiały opatrunkowe należała do aptek polowych zorganizowanych w Dźwińsku i Wilnie, dodatkowo w miarę potrzeb lotne oddziały aptek polowych wysyłano do armii; problemów z zaopatrzeniem nie było. Wszystkie ośrodki Czerwonego Krzyża (wysunięte oddziały, lazarety, kolumny transportowe i apteki) działały na obszarze korpusów, znacznie przyczyniając się do szybkiej pomocy rannym i sprawnej ich ewakuacji z pola walki. Apteki weterynaryjne zostały zorganizowane w Wilnie i Słucku, przy nich też utworzono wielkie lazarety dla zwierząt35. Wszystkie stałe zakłady lecznicze (wojskowe i cywilne) znajdujące się na obszarze działań wojennych zostały podporządkowane Frontowi, w niektórych z nich zostały dostawione dodatkowe łóżka.

Przygotowania 1. Armii. I Turkiestański i VI Armijny Korpusy do 26 (13) października wchodziły w skład 10. Armii, w konsekwencji czego ich drogi etapowe prowadziły do Grodna. 26 (13) października dołączono do nich V i VI Korpusy Syberyjskie i utworzona została nowa 1. Armia z dowództwem przeniesionym z Kowna36. Ponieważ drogi etapowe były już ustalone, zostały one pozostawione bez zmian, natomiast korpusy syberyjskie mogły korzystać zarówno z istniejących, jak i zbudować nowe w oparciu o najbliższe stacje kolejowe37. Wysunięte korpuśne punkty etapowe znajdowały się w Ciechanowie (I Turkiestański), w Nasielsku (VI Syberyjski), w Płońsku (VI Armijny) i w Sochaczewie (V Syberyjski). Linie etapowe obsługiwane były przez cztery bataliony38 (skład armii patrz aneks nr 2). Do obsługi armii zostały utworzone armijne magazyny żywnościowe w Małkini i Warszawie, a korpuśne żywnościowe magazyny rozdzielcze znajdowały się: dla I Turkiestańskiego – w Nasielsku, dla VI Armijnego – w Płońsku, dla VI Syberyjskiego i dla V Syberyjskiego zamierzano stworzyć oddziały w Nasielsku i Sochaczewie39. Korpuśne magazyny zaopatrywano przy pomocy linii kolejowej, drogami gruntowymi jeździły kolumny transportowe dwóch batalionów taborów (dziesięć kolumn, każda na 3,5 tys. pudów40). Zaopatrzenie w amunicję pochodziło bezpośrednio ze składu artyleryjskiego w Nowym Dworze41, a w celu zapewnienia zaopatrzenia przy powiększających się odległościach planowano wysunięcie magazynów lokalnych. Zaopatrzenie sanitarne dysponowało dwudziestoma mobilnymi i dwudziestoma zapasowymi szpitalami polowymi42 oraz ośrodkami Czerwonego Krzyża43, przeważnie sformowanymi w Piotrogrodzie.

Przygotowania 2. Armii. Drogi etapowe zaczynały się w Warszawie44 i kierowały się do wysuniętych korpuśnych punktów etapowych w miejscowościach: Plecka45 dla II Korpusu, Budzynek dla XXIII, Aleksandrów dla II Syberyjskiego, Dobroń dla IV i Dłutów dla I. Na początku przygotowań stacje wyładowcze (Sochaczew i Skierniewice) znajdowały się tak daleko od wysuniętych naprzód wojsk, że zabrakło środków transportu. Zmuszało to do korzystania z zapasów będących na miejscu46, znaczne już przetrzebionych przez Niemców. Dwa armijne bataliony etapowe mogły przewieźć tylko 32 tys. pudów, podczas gdy wojsko potrzebowało codziennie co najmniej 20 tys. pudów, w efekcie w jednostkach występowały niedobory. W miarę uruchamiania linii kolejowych stacje wyładunkowe przemieszczały się do przodu i sytuacja wojska polepszała się, można było więc użyć część armijnych kolumn transportowych do założenia armijnego magazynu rozdzielczego żywności w Łodzi. Do początku operacji udało się tu zebrać47 11 tys. pudów chleba, 30 tys. pudów sucharów, 8 tys. pudów mąki, 3 tys. pudów kaszy, 20 tys. puszek konserw mięsnych, 21 pudów herbaty, 3 tys. pudów cukru, 4 tys. pudów owsa. Magazyn ten miał obsługiwać cztery korpusy, gdyż II Korpus korzystał z armijnego magazynu żywnościowego w Łowiczu. Inne tego typu małe armijne magazyny żywnościowe służące do zaopatrywania etapów znajdowały się jeszcze w Skierniewicach, Strykowie i Tuszynie.

Na początku przygotowań, z powodu dużej odległości od wojskowych magazynów, nie mógł zostać uzupełniony zapas amunicji; w przypadku dział lekkich brakowało więc 22 530 jednostek ognia, a w przypadku karabinów – 14 784 60048. Do początku operacji niedobór ten został jednak zlikwidowany przez wysunięty do Strykowa magazyn lokalny.

W miarę naprawy linii kolejowej decyzją Frontu zostały przygotowane i do początku operacji utworzone nowe wysunięte punkty ewakuacyjne w Kutnie i Łodzi49, odpowiednio też przemieszczono wojskowe kolumny sanitarne. W efekcie w dyspozycji armii było 17 mobilnych i 15 zapasowych szpitali polowych, z których część została utworzona przy niektórych punktach etapowych. Ponadto magistraty Łodzi i Zgierza zorganizowały lazarety dla rannych50, pierwszy na tysiąc łóżek, drugi na sto.

Przygotowania 5. Armii. Do czasu otwarcia ruchu na linii kolejowej do Piotrkowa armia była zmuszona korzystać tylko z dróg gruntowych, wskutek czego w czasie przygotowań trzeba było cały przewóz organizować przy pomocy kolumn transportowych. Na początku przygotowań w zapasie taborowym niedobór zaopatrzenia wynosił ponad 25%51, dlatego konieczne było korzystanie z miejscowych zapasów. Mimo to, mając do dyspozycji tylko cztery bataliony taborów (dwadzieścia kolumn transportowych), dzięki zręcznej organizacji przejazdów do początku operacji udało się wszystko uzupełnić do stanów przewidzianych normą. W Nowym Mieście został założony armijny magazyn żywnościowy. Lokalny magazyn na początku został utworzony w Białej52, potem w Nowym Mieście53, przy czym jego odległość od wojska była na tyle duża, że własne środki transportowe nie wystarczały i często uciekano się do wynajmowania furmanek od mieszkańców54.

Armia dysponowała 25 mobilnymi i 12 zapasowymi polowymi szpitalami. Celem umożliwienia ewakuowanym noclegu część szpitali została umieszczona na punktach etapowych w Grójcu, Nowym Mieście i Tomaszowie. Z Grójca do Warszawy biegła letniskowa kolej wąskotorowa, która była także wykorzystywana zarówno do przewozu wszelakich ładunków do Grójca, jak i do ewakuacji chorych i rannych. W miarę przywracania ruchu przez Skierniewice na Piotrków magazyn lokalny został wysunięty do stacji Baby, w ślad za nim wysłano też nowe zaopatrzenie. Dzięki temu na początku operacji w Piotrkowie utworzono dodatkowy skład artyleryjski55, którego zapas wynosił: 23 935 pocisków do dział lekkich, 8038 – do dział górskich, 8046 – do dział ciężkich, 6016 – do moździerzy i ponad 9 mln nabojów karabinowych (jak zobaczymy dalej z tego zapasu korzystały także jednostki 2. Armii). Podobnie było z eszelonami z żywnością i armijnym magazynem żywnościowym w Piotrkowie, utworzonym natychmiast po otwarciu ruchu, w tym przypadku jednak trzeba było od początku zbudować cały dworzec56, dokumentnie zniszczony przez Niemców.

Przygotowania 4. Armii. Na początku ofensywy 4. Armia weszła w skład Frontu Północno-Zachodniego. Armia ta dopiero wieczorem 9 listopada (27 października) dotarła na odcinek frontu wyznaczony przez Naczelne Dowództwo57, wskutek czego czas na przygotowania miała krótszy o dziewięć dni. Warunki poruszania się podczas pościgu za Austriakami były bardzo ciężkie, transport odbywał się tylko po drogach gruntowych, miejscowych zapasów nie było, a posiadane nie mogły być efektywnie uzupełniane. Wieczorem 11 listopada (29 października) korpusy armii miały tylko dwudniowe zapasy żywności58 i w celu ich uzupełnienia trzeba było natychmiast dowieźć 100 tys. pudów towarów, co było niewykonalne i według obliczeń sztabu wymagało co najmniej siedmiu dni. Chociaż w armii było pięć batalionów taborów, i tak nie można było sobie poradzić z dowozem. Generał Ruzski i Naczelne Dowództwo podjęły więc szereg działań i do wieczora 13 listopada (31 października) zapasy taborowe zostały powiększone do czterodniowych59. Zaopatrzenie w amunicję i obsługa medyczna były także w katastrofalnej sytuacji, generał Ruzski jednak nie chciał odkładać daty rozpoczęcia operacji i armia, nie będąc w ogóle do tego przygotowana, zmuszona była mimo wszystko podjąć ofensywę.

Działania 1. Armii. Armie zaczęły przygotowania, nie mając dokładnego planu przyszłej operacji. Sztab Frontu także nie mógł dać żadnych wskazówek, rozkazał tylko 2. i 5. Armiom „pozostać na miejscu, kontynuować umacnianie się, pościgu dokonywać tylko konnicą aż do chwili nawiązania kontaktu z przeciwnikiem”60. Obie armie otrzymały stosowne zarządzenie na kilka godzin przed początkiem operacji, zrozumiałe jest więc, że ich przygotowanie operacyjne nie było zadowalające.

Jeszcze przed otrzymaniem dyrektywy z planem Naczelnego Dowództwa 1. Armia dostała od generała Ruzskiego zadanie61 wypchnięcia Niemców z granic Rosji na prawym brzegu Wisły. Było ono podyktowane przewidywanym możliwym uderzeniem z kierunku mławskiego, co mogło zagrażać tyłom armii, przeniesienie rozpoznania w granice Niemiec miało więc zawczasu wykryć takie niebezpieczeństwo. Zadanie to przyciągało uwagę sztabu armii do prawego skrzydła, podczas gdy wraz z otrzymaniem ostatecznego planu Naczelnego Dowództwa jego wzrok miał zostać skierowany na lewe skrzydło w celu ubezpieczenia z tej strony 2. Armii.

Świeżo utworzona 26 (13) października 1. Armia miała w swoim składzie (aneks nr 2) dwa korpusy syberyjskie, które jeszcze nie zakończyły formowania. Niedawno przybyły V Korpus Syberyjski składał się na razie z jednej, 6. dywizji syberyjskiej, która ostatecznie jednak i tak została skierowana do 10. Armii, a korpus trzeba było na nowo tworzyć z 50 i 79. dywizji. Także VI Korpus Syberyjski formowano od nowa. Żaden z nich nie miał korpuśnej artylerii ani batalionów saperów, pozbawione były też środków łączności telefonicznej. 10 listopada (28 października) do V Korpusu Syberyjskiego przybył batalion saperów (wyładunek w Sochaczewie), który jednak nie miał koni do zabrania swojego taboru62. 13. dywizja syberyjska jeszcze nie otrzymała taboru dywizyjnego, a 79. dywizja nie miała go w ogóle, ponieważ przekazano go garnizonowi twierdzy Modlin.

W celu wykonania zadania dowódca armii generał Rennenkampf zdecydował się zdobyć Działdowo63 i wyznaczył do tego I Korpus Turkiestański oraz 4. dońską dywizję kozacką, w odwodzie postępował za nimi VI Korpus Syberyjski. VI Korpus Armijny miał osłaniać pozostały front na prawym brzegu Wisły, starając się przy tym przy wsparciu 6. dywizji kawalerii zająć Rypin i Lipno. I Korpus Turkiestański szedł powoli, dopiero 7 listopada (25 października) przeszedł granicę państwową, a 10 listopada (28 października) rozpoczął walki o Działdowo64. Bój trwał siedem dni i zakończył się sukcesem Rosjan. Generał Ruzski przywiązywał do tej bitwy szczególną wagę, licząc że dzięki niej siły niemieckie zostaną odciągnięte z frontu 10. Armii i ta łatwo opanuje rejon jezior mazurskich65. W rzeczywistości bój okazał się bez znaczenia, a sytuacja na lewym brzegu Wisły zmusiła I Korpus Turkiestański do odwrotu dla obrony Mławy, a także do wydzielenia jednej brygady celem przerzucenia do Sochaczewa66.

Tymczasem natarcie VI Korpusu i 6. dywizji kawalerii zmusiło brygadę Wrochema do cofnięcia się do Lubicza. Rypin i Lipno zostały zajęte przez brygady z 6. dywizji kawalerii, VI Korpus zajął rejon Sierpca, a świeżo przybyła ussuryjska brygada kozacka została wysunięta na Drobin. Ten sukces Rosjan zmusił generała Mackensena do przerzucenia brygady Westerhagena z Kowala do Brodnicy w celu lepszego zabezpieczenia transportu I i XXV Korpusów Rezerwowych67.

Sukces ofensywy na prawym brzegu Wisły skłonił Naczelne Dowództwo do zwrócenia uwagi generałowi Ruzskiemu na konieczność zajęcia Włocławka celem ułatwienia manewrowania 1. Armii68. Nie bacząc na nieprzygotowanie VI Korpusu Syberyjskiego, generał Ruzski rozkazał rozpocząć natarcie, które zbiegło się z odejściem brygady Westerhagena. Następnego dnia, 8 listopada (26 października), Włocławek został zajęty69, a zbiorcza dywizja kozacka zdobyła Izbicę70. Z powodu braku środków łączności sztab korpusu zmuszony był jednak pozostać w Gostyninie. Konsekwencją tej ofensywy było stworzenie V Korpusowi Syberyjskiemu specjalnej drogi etapowej i w tym celu zabrano z korpusu sześć kompanii71. VI Korpus Syberyjski został skierowany do Płocka w celu utworzenia pozycji umocnionej72.

Ofensywa 1. Armii doprowadziła do poszerzenia jej frontu i przybliżyła grupę lewobrzeżną do rejonu koncentracji grupy uderzeniowej niemieckiej 9. Armii. Armia była rozdzielona Wisłą, która to sytuacja tworzyła istotną trudność, gdyż rzeka nie posiadała żadnych mostów na odcinku ponad 90 km poniżej Wyszogrodu. Tymczasem w 1. Armii nie było ani jednego batalionu pontonowego, natomiast w 2. i 5. Armiach było ich po dwa, bo tak je rozdzielono w sztabie Frontu. Brak mostów na Wiśle całkowicie izolował lewobrzeżne zgrupowanie armii i generał Rennenkampf wielokrotnie prosił o zbudowanie jednego w Płocku73, a nawet osobiście jeździł ze stosownym żądaniem do komendanta Modlina, jednak sztab Frontu kategorycznie odmawiał74. Ta lekceważąca postawa miała później odegrać decydującą rolę w mających nastąpić wydarzeniach.

Działania 2. Armii. Dowódca 2. Armii, generał Scheidemann, uważał że natarcie będzie kontynuowane w kierunku na Poznań i Kalisz, dlatego uznał za niezbędne uchwycenie przepraw na Warcie. W nocy na 3 listopada (21 października) kaukaska dywizja kawalerii zdobyła przeprawy w Kole, zaistniała więc możliwość wysłania przez nią rozpoznania na lewy brzeg Warty75. Pojawienie się rosyjskiej konnicy groziło ujawnieniem transportów wojsk niemieckich, dlatego przeciwko kaukaskiej dywizji kozackiej zostały skierowane oddziały z Żerkowa i Pleszewa oraz świeżo przybyła z Kalisza 5. dywizja kawalerii76. Generał Scheidemann skierował do Koła pułk z II Korpusu, co pozwoliło kaukaskiej dywizji kozackiej zająć Konin i rejon na północ od Turka. 9 listopada (27 października) Niemcy wypchnęli z Konina na prawy brzeg rzeki jedną brygadę kaukaskiej dywizji kawalerii, a drugą zatrzymali na zachód od Koła77. Tym samym rozpoznaniu dywizji nie udało się przeniknąć w rejon przemieszczania się jednostek niemieckiej grupy uderzeniowej. Tymczasem rozpoznanie II Korpusu, głównie od miejscowych, dowiedziało się o niemieckiej koncentracji w rejonie granicy państwowej między Wisłą i Wartą, co wywołało obawę generała Scheidemanna o możliwość przeprowadzenia przez przeciwnika uderzenia na prawe skrzydło armii78, ale sztab Frontu starał się ten niepokój rozwiać. Z kolei XXIII Korpus zbudował mosty w Uniejowie i w Księżym Młynie i prawie cały przeszedł na lewy brzeg Warty, wysunąwszy czołowe oddziały do Turka79. I Korpus Kawalerii starał się sforsować Wartę, ale bez powodzenia80. Kiedy jednak awangardy II Korpusu Syberyjskiego zbudowały przeprawy na Warcie, dywizje I Korpusu Kawalerii przeprawiły się na odcinku Księży Młyn-miejscowość Warta i szerokim frontem poprowadziły natarcie na Kalisz, odrzucając niemiecki III Korpus Kawalerii. Jednak w rejonie Żelazkowa rosyjska konnica otrzymała uderzenie z flanki i 8. dywizja kawalerii w nieładzie została odrzucona na Księży Młyn, a 5. i 14. dywizje kawalerii odeszły na Staw81. Tutaj nocą zostały nieoczekiwanie zaatakowane przez niemiecką konnicę (8. niemiecka i 7. austriacka dywizje kawalerii oraz brygady Landwehry, razem 7 batalionów, 49 szwadronów i 36 dział)82 i powoli wycofały się w kierunku rzeki Warty, na odcinek miejscowość Warta-Sieradz83. Tym samym także I Korpusowi Kawalerii nie udało się przeniknąć w rejon przemieszczania się wojsk niemieckich i przegrupowanie nie zostało przez Rosjan wykryte. II Korpus Syberyjski swoimi awangardami zajął przeprawy na Warcie i część sił przerzucił na jej lewy brzeg. IV i I Korpusy czołowymi oddziałami dopiero doszły do rzek Warty i Widawki, a ich główne siły stały w miejscu84 (skład armii – aneks nr 3).

Działania 5. Armii. Korpusy 5. Armii (aneks nr 4) pozostawały na miejscu, a jedynie V Korpus został wysunięty do przodu na pół jednostki marszowej. Konnica armijna prowadziła rozpoznanie, w trakcie którego turkiestańska brygada kozacka na początku skierowała się na Szczerców, później na Działoszyn i na koniec w rejon Wielunia85. Odkryła opuszczenie tego miasta przez Niemców i ujawniła podejście korpusu wrocławskiego do Kępna. 5. dońska dywizja kozacka prowadziła pościg za niemiecką 3. dywizją Landwehry, która odchodziła z Radomska na Pławno, potem przeszła Wartę koło mostu kolejowego i przy wsparciu piechoty zaatakowała niemiecką piechotę koło Kruszyna86. Po wejściu w kontakt z konnicą 4. Armii udało jej się odkryć istnienie pozycji umocnionej na wschód od Częstochowy.

W rezultacie powyższych działań, prowadzonych w trakcie przygotowań, przegrupowanie Niemców nie zostało wykryte, a jedynie sztab 2. Armii podejrzewał koncentrację niemiecką w rejonie granicy państwowej między Wisłą i Wartą.

Gotowość wojska. Przy końcu przygotowań w sztabie Frontu narastało przekonanie o sukcesie przyszłej ofensywy. Generał Ruzski pospieszył już nawet z wydaniem rozkazów dotyczących wprowadzenia wojsk w granice Niemiec87. Nakazywano w nich:

a) wydalać mieszkańców w ślad za odchodzącymi Niemcami;

b) nakładać duże kontrybucje i brać zakładników, odpowiadających za zachowanie pozostałej na miejscu ludności.

W rzeczywistości jednak już podczas przygotowań ujawniły się istotne braki, które mimo wszystko nie pozwalały na taki optymizm. Każda armia prowadziła przygotowania bez dokładnie ustalonego planu, dlatego ich poziom gotowości był niejednakowy. W jednostkach brakowało oficerów (ich rzeczywista liczba sięgała ledwie 40% stanu etatowego), uzupełnienia szeregowców także były niewystarczające88: w 1. Armii brakowało ich 27 tys., w 2. Armii – 24 tys., a w 5. Armii – ponad 16 tys. Razem brakowało w tych trzech armiach 68 tys. ludzi, czyli 17% stanu etatowego. Niedobór koni wynosił 10%, a niektóre jednostki nie miały pełnego taboru. Niedostatek oficerów, żołnierzy, koni i wozów taborowych przed początkiem tak poważnej operacji powinien był ostudzić zapał sztabu Frontu, ale jeszcze większe wrażenie powinny na nim zrobić braki w sprzęcie i amunicji. Niedobór dział, karabinów maszynowych i zaczynające się kłopoty w zaopatrzeniu w amunicję nie pozwalały liczyć na sukces planowanej ofensywy. Ponadto armie Frontu były rozciągnięte w jednej linii i rozłożone równomiernie na całym odcinku, nie planowano głównego uderzenia, a na tyłach tej cienkiej linii nie było silnych odwodów ani armijnych, ani frontowych. Żołnierze, a nawet sztaby armii, nie wiedziały nic o planie operacji i przygotowywały się do niej na ślepo, jak do zwykłego marszu naprzód.

Organizacja łączności (mapa nr 3). Sieć łączności była w niezadowalającym stanie. Sztaby armii miały co prawda bezpośrednią łączność ze sztabem Frontu, ale z sąsiednimi armiami (10. i 4.) już nie i kontakty te mogły się odbywać tylko za pośrednictwem dowództwa Frontu.

Sztab 1. Armii miał co prawda łączność telegraficzną ze sztabami korpusów89, ale już żeby przemieścić sztab V Korpusu Syberyjskiego z Gostynina do Kowala trzeba było wysłać ze sztabu armii oddział z kompanii telegraficznej, ponieważ własnego korpus nie miał. Konnica armijna kontaktowała się ze sztabami najbliższych korpusów pocztą konną, co spowalniało przekaz wszystkich informacji i rozkazów. Z tego powodu zbiorcza dywizja kozacka zorganizowała pocztę konną w Kutnie, licząc że przyspieszy tym łączność ze sztabem armii, jednak w efekcie informacje od niej otrzymywano wcześniej tylko w sztabie sąsiedniej 2. Armii. Do informacji przekazywanych na piśmie ustanowiono pocztę motocyklową.

Z kolei łączność 2. Armii miała jedną istotną wadę – kable łączące ze sztabem Frontu oraz sztabami 1. i 5. Armii biegły jedną i tą samą linią z Łodzi przez Koluszki i Skierniewice do Warszawy; przecięcie tej linii w jednym punkcie od razu izolowało armię od sztabów Frontu i sąsiednich armii. Istniała też specjalna linia przez Łowicz do Warszawy, która należała do dyżurnego generała i etapowych punktów gospodarczych. W Łodzi znajdował się tylko sztab generalnego kwatermistrza. Łączność ze sztabami korpusów utrzymywana była zarówno telegraficznie, jak i za pomocą poczty konnej90, przy czym niektóre linie biegły równolegle do linii frontu. Łączność telegraficzna ze sztabem I Korpusu Kawalerii dochodziła tylko do Zduńskiej Woli, dalej działała tylko poczta konna.

5. Armia była izolowana, ponieważ łączności z sąsiednimi armiami po najkrótszej linii nie miała i dlatego przerwanie łączności ze sztabem Frontu od razu skutkowało utratą kontaktu z 2. i 4. Armiami91. Wysunięta stacja telegraficzna do łączności z konnicą została utworzona w Gorzkowicach, a dalej była tylko poczta konna.

Podsumowanie. Niemcy przygotowywali się do ofensywy, mając jej precyzyjny plan, poza tym dokładnie znali termin rozpoczęcia operacji, co pozwalało im prowadzić w pełni zaplanowane przygotowania. Podjęto też działania mające na celu utrzymanie przegrupowań w całkowitej tajemnicy i widzieliśmy, że rosyjskiemu rozpoznaniu nie udało się wykryć przemieszczeń przeciwnika, tym samym spełniony został warunek pozwalający na zaskoczenie przy wykonywaniu uderzenia. Tymczasem armia rosyjska odwrotnie: przygotowywała się nie mając dokładnego planu i nie znając daty rozpoczęcia ofensywy. Taka sytuacja nie pozwalała sztabom armii dokonać koniecznych przegrupowań, gdyż nie znały swoich zadań. Było to też przyczyną, dla której armie utrzymywały rozciągnięte linie z równomiernie rozłożonymi siłami.

Niemcy starali się powiększyć swoje siły nie tylko poprzez włączenie w skład 9. Armii nowych korpusów, lecz także zwiększyli liczbę uzupełnień, co, według zeznań jeńców92, pozwoliło na doprowadzenie stanów kompanii do 280 żołnierzy, czyli przekroczyć stan etatowy (225 ludzi) niemal o 20%. Natomiast armie rosyjskie nie otrzymały wszystkich uzupełnień i w początkach operacji brakowało im ponad 17% żołnierzy. Ponadto część uzupełnień przybyła nieuzbrojona, co jeszcze bardziej pomniejszało siłę ognia oddziałów.

W składzie niemieckiej 9. Armii na początku ofensywy było piętnaście dywizji piechoty i pięć dywizji kawalerii, z których 70% zostało wyznaczone do głównego uderzenia. Rosjanie w trzech armiach mieli 24 dywizje piechoty i 8 dywizji kawalerii, a ponieważ dywizja rosyjska (szesnaście batalionów) była większa od niemieckiej (dwanaście batalionów), to można oceniać, że Rosjanie mieli dwukrotną przewagę sił. Siły te były jednak równomiernie rozmieszczone na szerokim froncie, nigdzie nie było grupy uderzeniowej (głównego uderzenia nie przewidywano), nie posiadano też ani frontowego, ani armijnych odwodów. Taka sytuacja zwróciła uwagę Naczelnego Wodza93, który w liście z 11 listopada (29 października) konsekwentnie żądał od generała Ruzskiego, aby ten dla własnego „spokoju i pewności zwrócił na to szczególną uwagę”94. Generał Ruzski jednak rozesłał tylko kopię listu do sztabów armii, nie wydając żadnych zarządzeń o utworzeniu odwodów Frontu czy armii.

Niemcy podjęli wszelkie działania mające na celu zapewnienie bezproblemowego zaopatrywania wojska, podczas gdy u Rosjan występował niedobór owsa i siana, brak było konserw mięsnych i suszonych warzyw, a przede wszystkim ujawnił się niedostatek broni i amunicji. Na początku wojny w magazynach Frontu było po 190-196 jednostek ognia na działo lekkie, a w magazynach armijnych – po 190-20095, natomiast w początkach operacji sztab Frontu dysponował już tylko zapasem po 90 jednostek ognia na działo lekkie, a sztaby armii – po 90-98, przy tym nie było pewności czy sytuacja polepszy się w najbliższej przyszłości.

Braki w przygotowaniu armii do tak poważnej operacji, która w dodatku mogła się przecież rozciągnąć na dłuższy czas, jasno świadczą o bezpodstawności nadziei Naczelnego Dowództwa na sukces. Sensowniej byłoby przyznać, że armie są niegotowe do dużej ofensywy i przejść w stan wyczekiwania, tj. prowadzić wojnę pozycyjną przez czas konieczny do likwidacji wszystkich ujawnionych niedociągnięć.