Ofensywa Brusiłowa. Działania strategiczno-operacyjne - Leonid W. Wietosznikow - ebook

Ofensywa Brusiłowa. Działania strategiczno-operacyjne ebook

Leonid W. Wietosznikow

3,8

Opis

Ofensywa Brusiłowa była taktyczno-operacyjnym majstersztykiem, jednym z cenniejszych doświadczeń wyniesionych z I wojny światowej i swego czasu wzorem metody prowadzenia nowoczesnej operacji wojskowej. Dowodem an to wszystko jest niniejsza analiza. To profesjonalne opracowanie jest dziełem generała-majora Leonida W. Wietosznikowa. Z jego książki czytelnicy mogą dowiedzieć się o pełnym przebiegu działań na froncie rosyjskim w lecie 1916 r., jak i uzyskać niezwykle ciekawe szczegóły na temat działania tyłów carskiej armii rosyjskiej oraz sposobów przygotowywania jednostek do ataku, formowania szyków bojowych, przygotowania inżynieryjnego pozycji polowych czy wykorzystania kawalerii. Książka oprócz 204 stron zawiera także kilkanaście map i schematów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 337

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (5 ocen)
1
2
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału:

Брусиловский прорыв. Оперативно-стратегический очерк

© Copyright

Leonid Władimirowicz Wietosznikow

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2014

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

© All rights reserved

Tłumaczenie i opracowanie:

Dominik Jednorowski

Redakcja techniczna:

Dariusz Marszałek

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt:[email protected]

Numer ISBN: 978-83-7889-514-5

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO

Ofensywa Brusiłowa była taktyczno-operacyjnym majstersztykiem, jednym z cenniejszych doświadczeń wyniesionych z pierwszej wojny światowej i swego czasu wzorem metody prowadzenia nowoczesnej operacji wojskowej. Dowodem na to wszystko jest niniejsza analiza. To profesjonalne opracowanie jest dziełem generała-majora Leonida W. Wietosznikowa, kierownika katedry historii wojskowości w Wyższej Akademii Wojskowej im. Klimenta Woroszyłowa (obecnie Wojskowa Akademia Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej), a wcześniej uczestnika pierwszej wojny światowej, rosyjskiego żołnierza, a następnie sowieckiego oficera, pełniącego w latach 1941-1943 kolejno funkcje szefa oddziału operacyjnego sztabu Frontu Południowo-Zachodniego, szefa sztabu 28. Armii i dowódcy 266. dywizji strzelców, z którą walczył pod Stalingradem. Z jego książki dowiedzieć się możemy zarówno o pełnym przebiegu działań na froncie rosyjskim w lecie 1916 r., jak i możemy uzyskać niezwykle ciekawe szczegóły na temat działania tyłów carskiej armii rosyjskiej, sposobów przygotowywania jednostek do ataku, formowania szyków bojowych, przygotowania inżynieryjnego pozycji polowych czy wykorzystania kawalerii. Na kanwie tych opisów można jednak pokusić się o kilka uwag polemicznych w stosunku do opinii Autora oraz dokonać paru uzupełnień, co poniżej postaramy się uczynić.

Po klęskach roku 1915, po wielkim, kilkusetkilometrowym odwrocie z Polski, armia rosyjska uważana była za niezdolną do prowadzenia zwycięskiej wojny. Uważali tak nie tylko Niemcy i Austriacy, ale również Francuzi i Anglicy. Uważała tak nawet generalicja rosyjska, z tym że akurat wśród niej znalazła się mniejszość myśląca odwrotnie, dla której w pewnym sensie punktem honoru stało się udowodnienie, że, o czym byli przekonani, rosyjski żołnierz jednak jest coś wart. Niewielu było takich oficerów, ale byli dość wpływowi, bowiem skupieni byli wokół szefa sztabu Naczelnego Wodza, generała Michaiła Aleksiejewa. To właśnie ich przedstawiciel na międzysojuszniczej konferencji w Chantilly w grudniu 1915 r. wyraził gotowość do przeprowadzenia ofensywy latem roku następnego, zaskakując tym przedstawicieli armii pozostałych krajów Ententy. Reakcja taka była całkowicie uzasadniona. W wojskowych kręgach angielskich i francuskich istniała nie tylko wspomniana poważna obawa, co do zdolności Rosjan do aktywnego prowadzenia wojny (Autor wspomina o wizycie wysokich francuskich polityków, mających wręcz wymóc na Rosji uporanie się z poważnymi gospodarczymi problemami prowadzenia wojny), ale wręcz lęk przed całkowitym wycofaniem się z niej wskutek na przykład protestów społecznych spowodowanych klęskami wojennymi i tragiczną sytuacją gospodarczą, czyli powtórzenia się sytuacji z 1905 r., kiedy w ten właśnie sposób zakończyła się wojna rosyjsko-japońska. O tym, że przewidywania takie były jak najbardziej usprawiedliwione świadczy fakt, że tak się rzeczywiście stało, ale dwa lata później. Zaplanowana na konferencji w Chantilly wspólna ofensywa na wszystkich frontach była więc raczej próbą pomocy armii rosyjskiej w rozwiązaniu poważnych problemów i w wejściu z powrotem do gry, a nie wykorzystywaniem tego kraju do niecnych celów, jak sugeruje Autor.

Słusznie zwraca się w książce uwagę, że będąca wynikiem tej konferencji ofensywa Brusiłowa, zaplanowana jako jedna z wielu wspólnych ofensyw aliantów, uratowała armie włoską, zaatakowaną przez Austriaków w Trydencie, oraz francuską broniącą Verdun. Autor nie zauważa jednak, że tych dwu austro-niemieckich ataków nie dało się przewidzieć wcześniej i że w rzeczywistości pokrzyżowały one plany wspólnej ofensywy Ententy, co było jej naczelnym celem na rok 1916. Raczej więc zupełnym przypadkiem na Rosjan spadł ciężar pomocy sojusznikom, bowiem plany przewidywały coś odwrotnego i w rezultacie, niezgodnie z przewidywaniami, to Ententa w końcu wezwała Rosjan do udzielenia jej pomocy. Staranne plany z Chantilly zostały zniweczone już w lutym 1916 r. niemieckim atakiem pod Verdun. Na francuskie prośby o pomoc Brytyjczycy odpowiadali, że nie wyszkolili jeszcze żołnierzy, Włosi natomiast dość niemrawo atakowali nad rzeką Isonzo. Cała nadzieja była więc w Rosjanach, którzy w trosce o rosyjski honor skwapliwie przystąpili do dzieła. Przeprowadzili kompletnie nieudane natarcia pod Rygą i nad jeziorem Narocz, które jednak z punktu widzenia następnej ofensywy miały ten dobry skutek, że kompletnie uśpiły czujność Austriaków i Niemców, przekonanych, z wyjątkiem może marszałka Hindenburga, o bezwartościowości armii rosyjskiej. Z jej strony nie spodziewano się już niczego, a front wschodni uważano za ustabilizowany na długi czas.

Przekonanie grupy generała Aleksiejewa o możliwości przeprowadzenia przez Rosjan zwycięskiej ofensywy nie było pozbawione podstaw. Przede wszystkim odwrót roku 1915 nie był paniczną ucieczką, armie rosyjskie nie zostały rozbite, a przyczyn porażek trzeba raczej upatrywać w słabszym uzbrojeniu, wyposażeniu technicznym, wyszkoleniu oraz dowodzeniu. Czyli tym wszystkim co tak skutecznie poprawił później generał Brusiłow. Pod tym względem, będący efektem jego ofensywy katastrofalny odwrót austriacki pod Łuckiem, podczas którego stracono 1,5 mln żołnierzy, był całkowitym przeciwieństwem odwrotu rosyjskiego. Ponadto podczas zimy prowadzono intensywne szkolenia i na wiosnę naprzeciw Niemców i Austriaków stało 1,3 mln żołnierzy, wyszkolonych i uzbrojonych lepiej niż kiedykolwiek, a w rezerwie był jeszcze 750 tys. ludzi. Do tego dochodziło metodyczne i profesjonalne przygotowanie żołnierzy do przyszłych walk, przeprowadzone przez niezwykle utalentowanego generała Brusiłowa.

Ulubieniec generała Aleksiejewa, Aleksiej Brusiłow, był najprawdopodobniej najzdolniejszym rosyjskim generałem tamtej wojny. Był kimś w rodzaju wizjonera, który kompletnie nie przejmował się obowiązującymi doktrynami i schematami, natomiast dokonywał skrupulatnych analiz (stopień ich drobiazgowości pokazuje rozkaz wydany przed ofensywą, będący aneksem nr 2 do niniejszej książki) i nie wahał się wyciągać daleko idących wniosków. Jako jedyny spośród dowódców rosyjskich Frontów wręcz domagał się ofensywy i przygotowywał się do niej nader metodycznie, badając przyczyny wcześniejszych niepowodzeń. Nie obwiniał za nie, wzorem swoich kolegów-generałów, ani głupoty rosyjskiego żołnierza, ani niskiego morale, ani złej jakości uzbrojenia. Wyciągając wnioski ze swoich przemyśleń natrafił w istocie na pewien dylemat. Całe dotychczasowe doświadczenie w przeprowadzaniu ofensyw podczas tej wojny nakazywało ogniem ciężkiej artylerii zmiażdżyć pierwszą linię obrony przeciwnika, tak aby piechota zajmowała już tylko okopy pełne trupów i rannych. W tym celu na odcinku przełamania gromadzono masy artylerii i wojska. Jednak po dokonaniu przełamania posuwająca się dalej piechota była masakrowana flankującym ogniem artylerii i karabinów maszynowych oraz kontratakami zawczasu przygotowanych rezerw. W efekcie straty były wysokie, a sukcesy terenowe prawie żadne. Logicznym więc było, że celem uniknięcia tego nie wolno było przed ofensywą gromadzić na małym odcinku artylerii i wojska, aby nie wskazywać przeciwnikowi, gdzie się odbędzie atak i gdzie ma się przygotować. Jednak bez koncentracji wojsk i artylerii nie można było dokonać przełamania. Rozstrzygając ten dylemat, generał Brusiłow postanowił przygotowywać się na całym froncie, dokonywać ataków równoczesnych i dzięki temu dezinformować przeciwnika oraz od razu atakować niebezpieczne flanki.

Autor dużo miejsca poświęca drobiazgowemu opisowi procesu przygotowań do ofensywy, którego szczegóły zaplanował sam generał Brusiłow, nie będziemy więc tego powtarzać. Podkreślmy tylko, że jego zasługą było zgromadzenie w jednej operacji wymyślonych przez innych nowatorskich rozwiązań, na przykład od Francuzów wziął pomysł budowania podejść do ataku blisko pozycji nieprzyjaciela, a od Niemców – system pozorowanych uderzeń punktowych na całym froncie. Jednak jeszcze większą jego zasługą było to, że wiele jego pomysłów było zupełnie niespotykane w tamtych czasach. Zasygnalizujmy najważniejsze z nich. Intensywnie szkoląc żołnierzy, wzorem wielkiego Suworowa spod twierdzy Izmaił w 1790 r., zarządził budowę olbrzymich makiet pozycji austriackich, aby za linią frontu uczyć ich zdobywania. Zaangażował lotnictwo do rozpoznania, dzięki czemu miał dość dobre informacje o strukturze i wyposażeniu nieprzyjacielskich okopów. Otoczył się najlepszymi inżynierami wojskowymi oraz artylerzystami i nie bał się wdrażać ich koncepcji organizacji i technicznego wyposażania linii bojowych. Szczególnie dużą wagę przykładał do artylerii, których dowódców porównywał do dyrygentów w orkiestrze, jeśli chodzi o elastyczność i szybkość kierowania ogniem. Artylerzyści spędzali mnóstwo czasu na pierwszych liniach, gdzie doskonalili współdziałanie z piechotą, w tym przede wszystkim uczyli się szybkiej komunikacji. Podkreślał zachowanie tajemnicy aż do absurdu, sam prawie z nikim nie rozmawiał o ofensywie i innym też to zalecał. Kilka razy w książce Autor podkreśla, że rozkaz wydał bezpośrednio, gdyż nie dowierzał nawet swojemu sztabowi. Stał się też przez to osobą nielubianą na carskim dworze, gdyż złamał niepisany zwyczaj mówienia tam wszystkiego, ponieważ w otoczeniu cara przecież nie może być zdrajców. Dało to doskonały efekt, bowiem stojący z drugiej strony Austriacy nie spodziewali się absolutnie niczego, prawie zupełnie nie przygotowali odwodów, przesłaniali front tylko cienką linią oddziałów pierwszorzutowych. Brusiłow, dzięki nowatorskiemu zastosowaniu na szeroką skalę rozpoznania lotniczego, świetne o tym wiedział i był pewien zwycięstwa. Ta pewność siebie to skądinąd też jego istotna cecha charakteru. Zaplanowany przez niego rozmach ofensywy, która przecież miała tylko zapobiec przerzucaniu sił państw centralnych na fronty włoski i francuski, przestraszył nawet samych Rosjan. Car był zaniepokojony, czy aby nie sprowadza sobie na głowę klęski, z której już by się nie podniósł, i przekładał ofensywę jak najdłużej mógł. Autor często wyrzuca generałowi Brusiłowowi, że w dalszych fazach ofensywy nie wymógł na Naczelnym Dowództwie większego wsparcia dla swojego Frontu Południowo-Zachodniego. Odpowiedzią zdaje się być ta nieufność, którą wzbudzał na dworze, oraz jego niepopularność pośród nieudolnej i złożonej w większości z karierowiczów generalicji. W tej sytuacji wydaje się, że osiągnął wszystko, co było możliwe.

Datę rozpoczęcia ofensywy wyznaczono, dość szczęśliwie skądinąd, na 4 czerwca. Szczęśliwie, ponieważ były to urodziny arcyksięcia Józefa Ferdynanda, dowódcy stojącej na odcinku głównego uderzenia pod Łuckiem 4. Armii austriackiej, bufona i bawidamka, który ten dzień miał spędzić na wielkiej fecie na zamku w Cieszynie, w związku z czym armia ta w pierwszym dniu natarcia pozostała bez dowódcy. Katastrofa austriacka była zupełna, po kilku tygodniach działań snuto już marzenia o wejściu na Węgry, a stamtąd przecież był tylko łatwy marsz terenem nizinnym do Wiednia. Rękę na dowodzeniu wojskami państw centralnych położyli jednak Niemcy – marszałek Hindenburg dostał cały front wschodni, generał Seeckt został wyznaczony na dowódcę na południu, a generał Mackensen – na północy. Szef sztabu armii austriackiej generał Conrad stracił wpływy i ich już do końca wojny nie odzyskał. W końcu we wrześniu utworzono Zjednoczone Naczelne Dowództwo, na którego czele stanął cesarz Wilhem II. Niektórzy uważają, że efektem ofensywy Brusiłowa była likwidacja samodzielności nie tylko wojskowej, ale także politycznej państwa austro-węgierskiego, które stało się jakby częścią Cesarstwa Niemieckiego.

Tymczasem impet ofensywy, pomimo jeszcze wielu udanych ataków, słabł, przede wszystkim z powodu bierności (nazywanej przez Autora wręcz sabotażem) i późniejszej nieudolności dowódcy sąsiedniego Frontu Zachodniego generała Ewerta oraz bezczynności dowódcy Frontu Północnego generała Kuropatkina. Te właśnie zachowania generałów rosyjskich prawdopodobnie uratowały austro-niemiecki front wschodni. Niemiecki szef sztabu generalnego, generał Falkenhayn, nie chciał przysyłać posiłków z zachodu, ponieważ widział, że Anglicy szykują się do natarcia nad Sommą i nawet marszałek Hindendburg przyznawał, że państwa centralne przez moment stały twarzą w twarz z kompletną katastrofą. Brusiłow się wściekał na bierność Ewerta, a Aleksiejew przed carem, obrońcą powyższych dwóch generałów, nazywał ich idiotami, którzy nie znają podstaw sztuki wojennej. Gdy wreszcie generał Ewert rozpoczął atak, to zrobił to w starym stylu i poniósł porażkę pod Baranowiczami. W tym samym czasie na odcinku Brusiłowa nieudolni generałowie carscy zmasakrowali słynną gwardię i ostatecznie ofensywa zakończyła się na bagnach Polesia regularnymi rzeziami Rosjan, posyłanymi frontalnym natarciami na niemieckie karabiny maszynowe, czyli czymś co jeszcze dwa miesiące wcześniej było nie do pomyślenia i co było całkowitym przeciwieństwem ówczesnej błyskotliwej taktyki Brusiłowa.

Ofensywa miała też swoje konsekwencje dla innych krajów. Bezpośrednim skutkiem było wypowiedzenie pod koniec sierpnia 1916 r. wojny Austro-Węgrom przez Rumunię, która bała się, że siłą impetu Rosjanie przekroczą Karpaty i zabiorą im sprzed nosa Siedmiogród, Bukowinę i Banat. Ponadto w wyniku niekłamanego zaniepokojenia słabością sił państw centralnych i związanej z tym łatwością wpadnięcia w sytuację krytyczną, celem znalezienia nowego rekruta cesarz niemiecki zaczął myśleć przychylniej o Polakach, co skutkowało później proklamowaniem Aktu 5 Listopada, w którym ogłoszono powstanie Królestwa Polskiego.

Jednak najważniejszym długofalowym skutkiem ofensywy Brusiłowa było uświadomienie państwom centralnym, że prowadzenie walk na wszystkich swoich europejskich frontach grozi im katastrofą z powodu braku wystarczających rezerw. Nie przypadkiem przez większość roku 1917 państwa te były w defensywie, a następną, i ostatnią, prawdziwą ofensywę (nie licząc łatwego pochodu w głąb rozpadającej się Rosji) Niemcy przeprowadziły dopiero wiosną roku 1918, po wyjściu Rosji z wojny i przy pomocy wojsk ściągniętych z frontu wschodniego. W tym sensie z całą pewnością można powiedzieć, że ofensywa Brusiłowa była jednym z najistotniejszych epizodów pierwszej wojny światowej, bez którego wydarzenia mogły potoczyć się zupełnie inaczej.

Wspomnijmy jeszcze o niewielkim udziale jednostek polskich w przedstawianych wydarzeniach. W późniejszej fazie operacji stoczyły one krwawą bitwę pod Kościuchnówką nad Styrem, na północny wschód od Łucka. Legiony Polskie, bo o nich mowa, pod względem taktycznym podlegały wtedy korpusowi kawalerii generała Leopolda Hauera z grupy armijnej generała Bernhardi. W odwodzie tego korpusu była II Brygada Legionów (dowódca pułkownik Ferdynand Küttner), która 20-21 czerwca 1916 r. stoczyła krwawą bitwę pod Hruziatynem. Bezpośrednio na pierwszej linii w rejonie Kościuchnówki, Optowej i Wołczecka stały I Brygada Legionów (brygadiera Józefa Piłsudskiego) i III Brygada Legionów (generała Wiktora Grzesickiego), a II Brygada stała rejonie Hołuzji jako odwód. Stan wszystkich trzech brygad Legionów wynosił 25 tys. ludzi, z czego w pierwszej linii było 15 700 żołnierzy. Naprzeciwko nich stał rosyjski XLVI Korpus w składzie: 77. i 100. dywizje piechoty oraz 16. dywizja kawalerii. Walki rozpoczęły się 4 lipca, miesiąc po rozpoczęciu ofensywy. Po pierwszym dniu zażartych starć częściowo wycofano się na drugą linię obrony. Drugiego dnia miały miejsce kontrataki polskie, w które zaangażowano II Brygadę Legionów, jednak wieczorem Polacy zmuszeni byli wycofać się na trzecią linię obrony. Tymczasem na południu, po odejściu całej 53. dywizji piechoty honwedów, nasze prawe skrzydło zawisło w próżni i po południu następnego dnia, 6 lipca, po odejściu również północnego sąsiada, 11. dywizji kawalerii honwedów, wydano rozkaz odwrotu za rzekę Stochod, do której dotarto 7 lipca wieczorem. W bitwie stracono 2 tys. żołnierzy. Piłsudczycy uważali że walki te były głównym powodem ogłoszenia przez cesarza wspomnianej deklaracji o powstaniu Królestwa Polskiego i może mieli trochę racji, jeżeli weźmiemy pod uwagę słowa generała Ludendorffa, który 17 lipca 1916 r. pisał: „Nadal świństwo u Austriaków (…). Wzrok mój zwraca się w kierunku Polaków. Polak to dobry żołnierz. Gdy Austria zawodzi, my musimy się postarać o nowe siły (…). Trzeba zrobić Wielkie Księstwo Polskie z Warszawą i Lublinem, a następnie armię polską pod niemieckim dowództwem”.

Po drugiej, rosyjskiej stronie frontu również walczyli Polacy. Brygada Strzelców Polskich wzięła udział w luźno związanym z ofensywą Brusiłowa nieudanym natarciu Frontu Zachodniego generała Ewerta na Baranowicze i w trakcie walk zdobyła 27 lipca1916 r. miejscowość Zaosie koło Nowogródka, miejsce urodzenia Adama Mickiewicza.

Autor o Polakach nie wspomina prawie wcale (Legiony Polskie pojawiają się tylko na załączonych mapkach), co wynika raczej z faktu ich minimalnego wpływu na wydarzenia, ale może też trochę dlatego, że w czasie pisania książki, wydanej w roku 1940, Polski już nie było na mapie, w czym swój niebagatelny udział miał Związek Sowiecki. Za to na pewno z przyczyn politycznych nie pada nazwisko (oprócz podpisów pod rozkazami cytowanymi w aneksach) jednej z kluczowych postaci omawianych wydarzeń, generała Aleksiejewa. Od polityki niestety w tamtych czasach nie można było uciec nawet w tego typu literaturze i to tłumaczy fakt, że twórca „białych” wojsk i wróg bolszewików, podobnie jak kilku innych podobnych mu poglądami generałów, miał zniknąć z kart tej książki. Występuje w opracowaniu tylko jako „szef sztabu Naczelnego Wodza”. Natomiast warto zwrócić uwagę, że odwrotny był stosunek komunistów do generała Brusiłowa, który po wojnie nie chciał przyłączyć się do wojny przeciwko bolszewikom, a wręcz przeciwnie – zrobił karierę w Armii Czerwonej, był tam między innymi Inspektorem ds. Kawalerii. Był też jednym z sygnatariuszy apelu do byłych oficerów armii carskiej dotyczącym wstąpienia do armii przed zbliżająca się ofensywą na Warszawę w 1920 r. Można chyba zaryzykować twierdzenie, że jego osoba, jakby w kontrze do generała Aleksiejewa, była stawiana za wzór dobrego carskiego generała i widać to świetnie w niniejszym opracowaniu. Powyższe fakty psują trochę dość przyzwoity wizerunek, jaki pozostawiłby po sobie generał Brusiłow, gdyby brać pod uwagę tylko jego osiągnięcia z czasów pierwszej wojny światowej.

Tych kilka politycznych wtrętów nie umniejsza jednak wielkiej wartości tej książki, której jedynym celem jest przecież tylko drobiazgowy opis jednego z najważniejszych wydarzeń Wielkiej Wojny.

Na koniec jeszcze uwaga na temat nazewnictwa miejscowości. Autor używał nazw rosyjskojęzycznych, dzisiaj miejscowości te mają nazwy ukraińskie, jednak ponieważ walki toczyły się głównie na terenach, które kilka lat później stały się Kresami Drugiej Rzeczypospolitej, prawie wszystkie mają także swoje polskie odpowiedniki i te właśnie zostały użyte w tłumaczeniu. Posługiwano się przy tym przedwojennymi mapami Wojskowego Instytutu Geograficznego. Obecne nazwy ukraińskie są do ówczesnych polskich bardzo podobne i nie powinno być kłopotu ze znalezieniem ich na współczesnej mapie tamtego regionu.

Dominik Jednorowski

WSTĘP

Ofensywa Brusiłowa na odcinku Frontu Południowo-Zachodniego w maju-lipcu 1916 r. jest ciekawym przykładem przełamania umocnionej pozycji w najbardziej typowych dla rosyjskiego teatru działań wojennych warunkach. W roku 1916 w strategicznej skali wojny operacja ta miała ogromne znaczenie, jednak przede wszystkim dla Anglii i Francji, a nie dla Rosji. Wyczerpana walkami roku 1915 r. Rosja była jeszcze raz zmuszona, wskutek swojej ekonomicznej i wojenno-technologicznej zależności od Ententy, pomagać swoim sojusznikom i ratować ich od klęski. Zobowiązawszy się brać udział w wykonywaniu strategiczno-operacyjnego planu wojny, opracowanego przez sojuszników na konferencjach w Chantilly w grudniu 1915 r. i w marcu 1916 r., Rosja dokonała wielkiego wysiłku, przygotowując majowe wydarzenia na froncie wschodnioeuropejskim (rosyjskim). Ofensywa Brusiłowa, będąca częścią rosyjskiego strategicznego planu wojny na rok 1916, na początku miała czysto demonstracyjny cel wybawienia włoskiej armii z ciężkiego położenia. Kiedy jednak Front Południowo-Zachodni odniósł duży sukces operacyjny, a także dał o sobie znać sabotaż w dowództwie Frontu Zachodniego, Naczelne Dowództwo zdecydowało przenieść główne uderzenie na południe od Polesia.

Natarcie rosyjskich armii Frontu Południowo-Zachodniego poważnie wstrząsnęło austriackimi wojskami w Galicji i Bukowinie, wywołując niepokój w dowództwie państw centralnych. Całkowite rozbicie 4. i 7. Armii austriackich zmusiło austro-niemieckie dowództwo do zatrzymania ofensywy w Trydencie i polepszyło sytuację Anglików i Francuzów pod Verdun. Wydawało się, że są spełnione wszystkie przesłanki dla całkowitego rozgromienia wojsk austro-węgierskich w Galicji i Bukowinie, jednak brak zdecydowania rosyjskiego dowództwa w kwestii zmiany swojego głównego zamiaru operacyjnego, celem dopasowania go do nowej sytuacji, umożliwił Austriakom zatrzymanie ofensywy rosyjskich armii.

Ofensywa Brusiłowa to jeden ze szczebli rozwoju operacyjnej i taktycznej sztuki wojennej dokonującego się podczas pierwszej wojny światowej. W operacji tej generał Brusiłow odważnie odszedł od ogólnie przyjętej wśród rosyjskiej generalicji koncepcji konstruowania operacji frontowej, zgodnie z którą wykonywano uderzenie w jednym miejscu przy biernej postawie reszty frontu. Doktryna ta, wypracowana w znacznym stopniu przez francuski sztab generalny, okazała się niezbyt wartościową oraz przestarzałą i dlatego generał Brusiłow zaplanował frontową operację przełamania umocnionego pasa jako uderzenie na szerokim froncie, czym skrępował swobodę operacyjną austriackich odwodów na odcinku Frontu Południowo-Zachodniego. Przebieg ofensywy Brusiłowa potwierdził wartość nowej metody planowania operacji frontowej, a jej poszczególne punkty zostały w wielkiej części wykorzystane przez generała Focha w 1918 r.

Ofensywa Brusiłowa zasługuje na uwagę jeszcze z tego powodu, że daje wystarczająco dużo materiału dla wszechstronnego badania problemów współczesnych operacji, prowokując do przeanalizowania szeregu następujących kwestii:

a) znaczenie celu operacji w skali frontu i armii;

b) znaczenie współdziałania frontów i armii przy planowaniu operacji;

c) rola odwodów operacyjnych jako jednego ze środków przekształcenia sukcesu taktycznego w operacyjny;

d) znaczenie przygotowania równoczesnego ataku w operacji frontowej (demonstracja operacyjna);

e) zmiana zamiaru operacyjnego w trakcie działań;

f) taktyczno-operacyjna głębokość przełamania, wyjściowe tempo operacji, szerokość frontu przełamania i gęstość taktyczna na kierunkach głównego uderzenia.

ROZDZIAŁ ISYTUACJA WOJENNO-POLITYCZNANA POCZĄTKU 1916 R.

1. DZIAŁANIA STRON WALCZĄCYCH DO KOŃCA 1915 R.

W  1915 r. cały ciężar wojny przyjęła na siebie Rosja. W roku tym działania na froncie zachodnioeuropejskim toczyły się w ograniczonym zakresie, dzięki czemu Anglia i Francja otrzymały okres wytchnienia dla mobilizacji swojego przemysłu i zwiększenia zbrojeń. Jedynie jesienią 1915 r. armia niemiecka musiała wytrzymać dość długą ofensywę w Artois i w Szampanii (od 21 września do 20 października). W operacji tej armia anglo-francuska, poniósłszy duże straty, nie osiągnęła istotnych korzyści terytorialnych i front znowu zamarł do wiosny 1916 r.

Przewidując w wojennym planie na rok 1915 przeprowadzenie głównych operacji przeciw Rosji, niemieckie naczelne dowództwo chciało rozgromić najpierw ten kraj, a następne swój główny wysiłek skoncentrować na froncie zachodnioeuropejskim, celem podjęcia zdecydowanych kroków przeciwko armiom angielskim i francuskim. Tym samym armia rosyjska nosiła w 1915 r. na swoich barkach cały ciężar działań wojennych i w efekcie była zmuszona oddać Polskę, Galicję, Litwę i Kurlandię. Jesienią 1915 r. rosyjskie armie odchodzą na linię Ryga-Dyneburg-Pińsk-Dubno-Tarnopol-Nowosielce (nad Dniestrem), na której to rubieży obie walczące strony, wyczerpawszy ostatnie rezerwy siły żywej, przeszły od wojny manewrowej do pozycyjnej. Armie zaryły się w ziemi, okopały się, odgrodziły drutami kolczastymi i utworzyły silną linię umocnień od Morza Bałtyckiego do Czarnego.

W grudniu 1915 r. zagrożona zostaje Serbią. Rosyjskie Naczelne Dowództwo, czyniąc zadość prośbom swoich sojuszników i samej Serbii o pomoc, koncentruje nad rzeką Strypą nowo sformowaną 7. Armię i przeprowadza ofensywę na lewej flance Frontu Południowo-Zachodniego celem odciągnięcia sił austriacko-niemieckich z frontu serbskiego. Źle przygotowana operacja 7. Armii przeprowadzona została nieudolnie i nie osiągnęła zamierzonego celu, a Serbia została wykluczona z grona państw walczących i resztki jej armii (120-150 tys. ludzi) zostały przewiezione na wyspę Korfu.

Szef sztabu Naczelnego Wodza1 w swoim piśmie do wojskowego przedstawiciela armii rosyjskiej we Francji, generała Żylińskiego, tak pisał o przyczynach niepowodzenia 7. Armii: „Wyraźny był brak wiary generała Iwanowa w operację i jego obojętny stosunek do przygotowań; bardzo trudny w kontaktach osobistych, w najważniejszym okresie przygotowań zmienił szefa sztabu; odwlókł bez potrzeby początek operacji o cztery dni i utracił wszelkie możliwości zaskoczenia; w trakcie operacji nie dawał wytycznych do synchronizacji pracy armii, ograniczył się do pisania krytycznych analiz już po fakcie. Jednakże było to tylko marne zrzucanie z siebie winy związane z troską o osobistą reputacją, o którą jest tak zazdrosny”2. Były jednak chyba jeszcze i inne przyczyny, które skazywały na niepowodzenie 7. Armię, sprowadzające się do całkowitego braku broni, sprzętu, wyszkolonych kontyngentów żołnierzy, a także rozwijającego się kryzysu społeczno-ekonomicznego.

Nieudany finał rosyjskiego natarcia nad Strypą zahamował aż do wiosny 1916 r. wszelkie próby działań ofensywnych na froncie wschodnioeuropejskim (rosyjskim). Natomiast pierwsza operacja na froncie kaukaskim zakończyła się pomyślnie dla armii rosyjskiej, Rosjanie podeszli do umocnień Erzurum i przygotowywały się do ataku na tę twierdzę.

Sytuacja na Bałkanach była korzystna dla państw centralnych. Główny cel, który sobie postawiło niemieckie dowództwo, tj. rozgromienie Serbii i ustanowienie bezpośredniej łączności z Turcją, został osiągnięty. Wraz z rozbiciem armii serbskiej sytuacja strategiczna państw centralnych polepszyła się, gdyż ustało zagrożenie dla tyłów Austro-Węgier. Jednocześnie ustanowienie łączności z Turcją pozwalało kontynuować wojny na Kaukazie, w Mezopotamii i w Egipcie, naruszając tym samym angielskie interesy. Klęska Serbii przyniosła państwom centralnym także zwycięstwo dyplomatyczne, ponieważ Bułgaria weszła w krąg jawnych sojuszników Niemiec. W konsekwencji jesienią 1915 r. Niemcy i Austriacy w pełni panowali na Bałkanach, a Lloyd-George, podsumowując kampanię 1915 r. na Bałkanach, pisał: „Dardanele zostały ewakuowane; Bałkany przeszły w ręce państw centralnych; droga nad Dunaj, na Konstantynopol i w kierunku Morza Czarnego została ostatecznie zamknięta; Serbia wyszła z gry; Rosja nieuchronnie zbliżała się do klęski; Rumunia była izolowana. Cóż za wspaniała strategia!”3.

Anglo-francuskie dowództwo, które z początku nie przywiązywało wielkiej wagi do frontu bałkańskiego, po rozbiciu armii serbskiej podjęło jednak zdecydowane kroki mające na celu osłabienie w tym miejscu pozycji państw centralnych. Utworzono korpus ekspedycyjny w Salonikach, który zajął na Półwyspie Bałkańskim flankującą pozycję w stosunku do głównych linii komunikacyjnych Niemiec i Turcji. To posunięcie szybko wywołało odpowiednie wzmocnienie wojsk państw centralnych i w ten sposób znowu wytworzyło się napięcie, które łatwo mogło przemienić się w wielką operację wojenną. Dlatego też ponownie opracowywane plany wojny na rok 1916 nie mogły przejść do porządku dziennego nad frontem bałkańskim.

2. PLAN STRATEGICZNY PAŃSTW CENTRALNYCH NA ROK 1916

Widząc sukcesy osiągnięte w Galicji i w Polsce, szef niemieckiego sztabu generalnego generał Falkenhayn żywił duże nadzieje na separatystyczny pokój z Rosją, podjęte jednak w tym celu kroki nie zostały uwieńczone powodzeniem i na długo pogrzebały szanse na sukces podobnych akcji. Generał Falkenhayn w telegramie z 29 listopada 1915 r. do kanclerza Rzeszy tak oceniał próby zawarcia separatystycznego pokoju: „Wojna zmieniła się teraz w walkę w pełnym tego słowa znaczeniu o życie uczestniczących w niej państw. Jak ostrożnie nie wysuwałaby propozycji pokojowych któraś ze stron uczestniczących w tej walce o istnienie, zawsze będą one świadczyć o jej fatalnej słabości”4. Niemcy w żaden sposób więc nie chciały dopuścić, żeby przeciwnik zaczął choć trochę podejrzewać, że coś złego dzieje się w państwach centralnych.

Głównym celem niemieckiego dowództwa było zyskanie kilkumiesięcznego odpoczynku po ciężkich operacjach w 1915 r., po którym to czasie niemiecki sztab generalny planował znowu zacząć aktywne działania na froncie zachodnioeuropejskim. Jednak żeby to osiągnąć, trzeba było zapewnić przyszłym wielkim i rozstrzygającym operacjom środki techniczne i wyszkolone wojska, w związku z czym kierownictwo niemieckie zwróciło całą swoją uwagę na rozwiązanie tych kwestii. Wyjątkowo poważnym problemem były uzupełnienia dla wojska i dostawy surowców dla przemysłu wojennego.

Na początku 1916 r. w wojskach rezerwowych było około 800 tys. ludzi nadających się do armii. Liczba ta mogła być jeszcze powiększona poprzez wezwanie poborowych z rocznika 1897, jednak i tak była niewystarczająca, ponieważ comiesięczne zapotrzebowanie aktywnej armii wynosiło 200 tys. ludzi. Tak samo źle wyglądała kwestia dostawy kontyngentu koni, których ubytek bardzo wzrósł w końcu 1915 r. Samych chorych koni znajdujących się na leczeniu w szpitalach weterynaryjnych było na froncie zachodnioeuropejskim aż dwanaście procent, a na froncie wschodnioeuropejskim (rosyjskim) – dwadzieścia procent stanu etatowego. Przy tym odpadała możliwości zakupu koni za granicą z powodu blokady, a kraj nie mógł zapewnić nawet minimalnego miesięcznego zapotrzebowania armii (16 tys. koni), ponieważ brak niezbędnych zapasów paszy odbijał się na przyroście końskiego pogłowia.

Znacznie mniejsze trudności mieli Niemcy i ich sojusznicy z dostawami broni i sprzętu wojennego. W 1915 r. w ciągu dwóch miesięcy najbardziej wytężonych działań bojowych Niemcy zużyli 11 milionów pocisków i 20 tys. ton prochu. Te cyfry pokazują jak intensywnie pracował niemiecki przemysł i trzeba mu oddać sprawiedliwość i powiedzieć, że ze swojego zadania wywiązał się stosunkowo dobrze. Niemiecki przemysł wojenny był przygotowany do wojny lepiej niż przemysły Rosji, Anglii i Francji, a sprzyjały temu następujące okoliczności:

1. Niemiecki przemysł zmobilizował się bardzo szybko i bezproblemowo dzięki wcześniejszemu przygotowaniu fabryk produkujących części uzbrojenia i wyposażenia.

2. Prawie wszystkie kraje, w tym Rosja, utrzymywały niemiecki przemysł wojenny, kupując tam w czasie pokoju broń.

3. Jeszcze w czasie pokoju została ustalona standaryzacja przedmiotów produkcji, zgodna z potrzebami armii, i to znacznie ułatwiło mobilizację przemysłu.

4. Poza tym trusty, będąc największymi zmobilizowanymi jednostkami niemieckiego przemysłu, stanowiły potężne oparcie dla niemieckich tyłów.

W rezultacie niemiecki przemysł wiosną 1916 r. wyprodukował:

Karabinów 240 tys.

Miotaczy min 450 tys.

Karabinów maszynowych 1 mln 250 tys.

Pocisków do dział polowych 2,9 mln

Lekkich dział polowych 600 tys.

Pocisków do artylerii pieszej 1,7 mln

Ciężkich dział polowych 250 tys.

Granatów ręcznych 1,4 mln

Z początkiem 1916 r. pojawiły się problemy z żywnością, produkty znikały z rynku, kończyły się zapasy kawy, herbaty i kakao, ostro dawał się odczuć brak tłuszczów. Rząd zmuszony był wprowadzić system kartkowy i stosować różne surogaty. Ludność dostawała 250 g mięsa tygodniowo, przydział chleba spadł z 225 g do 200 g i wszystko to ze szczególną siłą odbiło się na położeniu robotników, co spowodowało potężną falę ich protestów. W Austro-Węgrzech, gdzie niezależnie od ekonomicznych trudności zaostrzały się narodowe i klasowe sprzeczności, sytuacja była jeszcze bardziej napięta. Wśród narodów podwójnej monarchii rosły nastroje klęskowe, szczególnie wśród Czecho-Słowaków, którzy otwarcie sympatyzowali z Serbami i Rosjanami. „Czeskie pułki w obecnej kampanii – pisał w swoim rozkazie arcyksiążę Józef Ferdynand – szczególnie w ostatnich walkach, okazywały się niejednokrotnie niepewnymi i niezbyt wytrzymałymi, w tym także broniąc dobrze przygotowanych i długo zajmowanych pozycji”5.

Niemieckie dowództwo brało to wszystko pod uwagę i świetnie rozumiało, że wszyscy jego sojusznicy mogli funkcjonować tylko dzięki wsparciu niemieckiego przemysłu; aby uniknąć kryzysów, Niemcy musiały zaopatrywać swoich sojuszników w broń, przysyłać wojsko i wspierać pożyczkami. Opracowujący plan wojny na rok 1916 generał Falkenhayn doskonale rozumiał trudności, które czekały Niemcy i ich sojuszników. Trzeba było zaopatrzyć w żywność i surowce nie tylko ludność i przemysł swojego kraju, ale także swoich sprzymierzeńców. Z takim zamiarem oraz w nadziei na złagodzenie w Niemczech, a jeszcze bardziej w Turcji, problemów z zaopatrzeniem w paszę i ropę, podnosił kwestię okupacji wahającej się Rumunii. Jednak Rumunia wywiązała się z zawartego porozumienia w sprawie dostaw i kwestia wojny z nią została na razie zdjęta z porządku dziennego.

Nadzieje niemieckiego naczelnego dowództwa na dłuższe wytchnienie rozwiały się jak dym. Już w grudniu 1915 r. generałowi Falkenhaynowi było wiadome o przygotowaniach armii anglo-francuskich do ofensywy i dlatego w planie wojny na rok 1916 postanowił wszystkie swoje rezerwy wykorzystać na froncie zachodnioeuropejskim, aby uprzedzić natarcie i tym samym przejąć inicjatywę. Generał Falkenhayn uważał, że jeśli wpadnie ona w ręce anglo-francuskiego dowództwa, to Niemcy nie będą w stanie wytrzymać nacisku armii Ententy, a wtedy wojna będzie bezwarunkowo przegrana.

W końcu grudnia 1915 r. generał Falkenhayn referował cesarzowi Wilhelmowi plan przyszłych operacji. Kształtującą się sytuację oceniał on następująco. Głównym wrogiem według Falkenhayna była jak dawniej Anglia z jej potężną flotą, na której pokonanie Niemcy nie mieli sił. Niemcy nie mogą więc oczekiwać litości od Anglii dopóki ta ma nadzieję na osiągnięcie celu wojny. Generał Falkenhayn wywodził stąd, że „trzeba osłabić Anglię… Trzeba pokazać Anglii beznadziejność jej poczynań… Niemcy powinny prowadzić tylko ofensywną wojnę… Zdolność trwania sojuszników jest ograniczona, nawet nasza ma swój kres… Przyszły rok przyniesie kłopoty, a w ślad za nimi pojawią się, jak to się zawsze zdarza, kryzysy społeczne i polityczne. Nie wolno tracić czasu”6. Według Falkenhayna głównym czynnikiem, który mógłby osłabić Anglię, było wykluczenie „narzędzi” Anglii, tj. wojsk francuskich, rosyjskich i włoskich, z grona walczących armii. Z powodu złej pogody i ciężkich warunków aż do maja nie była możliwa kontynuacja zdecydowanej ofensywy przeciw Rosji. Ponadto dalsze posuwanie się w głąb Rosji wymagało odpowiednich sił, a także wywoływało w pamięci smutne doświadczenie napoleońskiego pochodu na Moskwę. Chociaż więc natarcie na Piotrogród wróżyło nawet sukces, to perspektywa żywienia tego miasta ze swoich skąpych zapasów Niemcom się nie uśmiechała. Wskutek tego Falkenhayn skłaniał się ku rezygnacji z dalszej ofensywy przeciw Rosjanom i przejściu na froncie wschodnioeuropejskim do aktywnej obrony.

Odrzucił także uporczywe propozycje austro-węgierskiej kwatery głównej przeprowadzenia ofensywy przeciwko Włochom w Trydencie. Generał Falkenhayn uważał, że spełnienie prośby naczelnego dowództwa austro-węgierskiego „przyniosłoby polepszenie i przyszłe korzyści tylko Austro-Węgrom, a bezpośrednio nie wpłynęłoby na ogólny przebieg wojny. Nawet odłączenie się Włoch od Ententy, o czym nawet nie myślimy, nie wpłynie istotnie na Anglię”. Dlatego, pisze dalej, „pozostaje tylko Francja, która w intensywności działań doszła już do granicy ledwo znoszonej wytrzymałości. Jeśli uda się jasno wykazać jej społeczeństwu, że w kontekście wojny nie może już na nic więcej liczyć, to ta granica zostanie przekroczona i najtwardszy miecz zostanie wytrącony z ręki Anglii. Do tego nie potrzeba wielkich sił i środków, natomiast trzeba wybrać najżywotniejsze dla Francji cele – tyły francuskiego odcinka, dla obrony których francuskie dowództwo zmuszone będzie poświęcić ostatniego człowieka. Takimi celami mogą być Belfort albo Verdun”7.

Plan generała Falkenhayna został zatwierdzony przez cesarza Wilhelma, który dał pierwszeństwo uderzeniu na Verdun, tj. na „potężną bazę każdej nieprzyjacielskiej próby przerwania stosunkowo niewielkimi siłami frontu niemieckiego we Francji i w Belgii”8. Wybór Verdun jako przedmiotu działań był bardzo udany, ponieważ był to punkt oparcia dla całego frontu francuskiego i francuska kwatera główna nie mogła dopuścić do jego zajęcia przez wojska niemieckie. Generał Falkenhayn uważał w szczególności, że przyciągnie on do siebie wszystkie francuskie wolne rezerwy, a „wtedy – mówił – można będzie w tym rejonie wymłócić francuskie dywizje jak we młynie”.

Jednak w środowisku wyższych dowódców państw centralnych nie było jednoznacznej opinii na temat planu strategicznego na rok 1916. Innego planu trzymał się głównodowodzący frontem wschodnim marszałek Hindenburg, który w przeciwieństwie do Falkenhayna uważał, że pomimo pomyślnych rezultatów operacji narwiańskiej i wileńskiej, Rosjanie nie byli rozbici i, odszedłszy, mogą się przegrupować i znowu zagrozić lewemu skrzydłu frontu wschodniego. Według Hindenburga należało koniecznie wykonać główne uderzenie przeciw Rosjanom i dopiero po ostatecznym rozgromieniu armii rosyjskiej można będzie rozpocząć działania przeciw Anglikom i Francuzom.

Z kolei dowództwo austro-węgierskie uważało Rosję za niezdolną do aktywnych działań i proponowało rozpocząć w Trydencie decydującą operację przeciw Włochom. Nie sprzeciwiając się planowi generała Falkenhayna, nalegał na to szef austro-węgierskiego sztabu głównego generał Conrad, który twierdził, że tylko po uderzeniu na Włochów można będzie rozporządzać siłami niezbędnymi do ostatecznego zwycięstwa we Francji. Propozycja ta nie spotkała się ze zrozumieniem w niemieckiej kwaterze głównej, uważającej że zabranie dziewięciu niemieckich dywizji piechoty, czego domagał się generał Conrad, może zmienić wzajemny stosunek sił na froncie zachodnioeuropejskim i stworzyć przesłanki do przełamania frontu przez wojska anglo-francuskie. Nie otrzymawszy wsparcia w niemieckim sztabie generalnym, generał Conrad postanowił przygotować i przeprowadzić operację przeciwko Włochom w tajemnicy przed Niemcami i w tym celu postanowił wykorzystać wszystkie wolne rezerwy i zdjąć najlepsze dywizje oraz ciężką artylerię z frontu rosyjskiego. Pozostawił tam mniej pewne oddziały (rezerwowe jednostki Landwehry i honwedów) skompletowane z mniejszości narodowych (Czechów, Rusinów, Serbów, Chorwatów itd.). Razem Conrad wyznaczył pięćdziesiąt procent wszystkich sił austro-węgierskich do przeprowadzenia operacji przeciw Włochom.

Jak więc widać, jednolitego planu wojny mocarstwa centralne nie miały. Hindenburg i Ludendorff widzieli drogę do zwycięstwa, tak jak i wcześniej, w rozstrzygającej walce na froncie rosyjskim, Conrad marzył o rozbiciu Włoch, a Falkenhayn zmierzał ku zwycięstwu drogą czasochłonnych i częściowych porażek Anglików i Francuzów.

3. STRATEGICZNY PLAN ENTENTY NA ROK 1916

W grudniu 1915 r. generał Joffre skupił wreszcie w swoich rękach dowództwo nad wojskami anglo-francuskimi na froncie zachodnioeuropejskim. Stało się to w końcu po wielokrotnych próbach zjednoczenia rozproszonych działań rosyjskiej i sojuszniczych armii. Potrzebne było dopiero doświadczenie walk z lat 1914-1915, aby w końcu opracować jednolity plan przyszłych działań operacyjno-strategicznych i w tym celu zorganizowano w dniach 6-9 grudnia 1915 r. konferencję wojenną we francuskiej kwaterze głównej w Chantilly.

Opracowany na tej konferencji plan strategiczny przewidywał co następuje:

1) szukać rozstrzygnięcia wojny w uzgodnionych ofensywach na głównych frontach (rosyjskim, anglo-francuskim i włoskim), aby nie pozwolić przeciwnikowi przerzucać swoich rezerw z jednego frontu na drugi;

2) na każdym z głównych frontów do czasu przejścia do wspólnej ofensywy prowadzić działania bojowe, obliczone na niszczenie siły żywej przeciwnika;

3) każde z sojuszniczych państw powinno być gotowe pomóc w miarę możliwości drugiemu, jeśli zostanie ono zaatakowane9.

Termin wspólnej ofensywy został wyznaczony na wiosnę 1916 r., niemniej i tak całkowicie zależał on od warunków klimatycznych na froncie wschodnioeuropejskim (rosyjskim). Później został on przesunięty na czerwiec-lipiec, ponieważ niektóre armie państw Ententy nie były gotowe z powodu niezakończonego uzupełniania i zaopatrywania wojsk. Szczególnie dotyczyło to armii rosyjskiej, która w końcu 1915 r. była istotnie bliska katastrofy.

Po pierwsze, należy zauważyć gospodarcze zapóźnienie carskiej Rosji, szczególnie w przemyśle ciężkim i obronnym. Po drugie, „stara carska biurokracja, bojąc się wzmocnienia burżuazji, nie chciała wciągać przemysłu do zaopatrywania armii”10 i pomimo powstania tzw. „nadzwyczajnej rady wojennej”, kwestie dostaw dla armii rosyjskiej nie były rozpatrywane. Poza tym dawała się jeszcze odczuć „działalność” byłego ministra wojny Suchomlinowa11, dzięki któremu do wojennych resortów zostali wpuszczeni niemieccy szpiedzy, mający za cel swojej pracy osłabianie gotowości bojowej carskiej armii. Carski rząd w czasie pokoju ograniczał się tylko do pokazywania zewnętrznej strony przygotowania kraju do wojny i do wybuchu pierwszej wojny światowej nikt nie interesował się sprawami gospodarki wojennej. Opracowując plan operacyjno-strategiczny, rosyjski sztab główny liczył na zakończenie wojny w cztery, pięć miesięcy i dlatego wszystkie zapasy wyposażenia oraz sprzętu wojennego przygotowywał dokładne na ten okres. Tym tłumaczyło się całkowite nieprzygotowanie rosyjskiego przemysłu do produkcji sprzętu wojennego dla armii. W efekcie na początku wojny nie było fabryk, które mogłyby w pełnym wymiarze pracować na wojenne potrzeby, a carska Rosja zmuszona była zwrócić się z zamówieniami do zagranicy, kupując armaty, karabiny maszynowe, olbrzymią liczbę pocisków, prochu, materiałów wybuchowych, samochodów, wyposażenia saperskiego i innych materiałów wojennych. Rosyjskiemu sztabowi generalnemu potrzeba było siedemnastu miesięcy wojny, aby zrozumieć błąd w opracowanych w czasie pokoju założeniach w przygotowywaniu kraju do obrony. Jednak czas został stracony i przy tym bałaganie, jaki panował w Rosji, trzeba było nadzwyczajnego wysiłku, aby przekierować kraj na sytuację wojenną. Obsługujący przemysł wojenny transport działał słabo i nawet zakładom pod szczególną państwową opieką nie zapewniał dostaw niezbędnego paliwa, metali i sprzętu. Szef sztabu Naczelnego Wodza w raporcie dla cara pisał: „Fabryki pracujące dla obrony transport zaspokaja przeciętnie tylko w 50-60 procentach ich zapotrzebowania, według oświadczenia ministra informacji do regionu piotrogrodzkiego zamiast koniecznych 181,2 mln pudów może przewieźć tylko 8 mln. W takich warunkach nie tylko nie można myśleć o zwiększeniu produktywności fabryk, ale trzeba będzie zmniejszać aktualną produkcję”12. W takim właśnie żałosnym stanie znajdował się przemysł obróbki metali. W raporcie dla cara było też napisane: „Mamy niewyczerpane złoża rud, węgla i topników. Jednakże zamiast dynamicznego wzrostu wydobycia tak nam niezbędnych metali, w regionie donieckim z 62 wielkich pieców już wygaszono 17 i to jak się okazuje tylko dlatego, że nie można przywieźć znajdujących się w tym samym regionie węgla, rudy i topników oraz zatrudnić kilku tysięcy robotników. Minister przemysłu i handlu poinformował, że w aktualnym stanie przemysł wojenny otrzyma pięćdziesiąt procent potrzebnych mu metali”13.

Biorąc pod uwagę te okoliczności, trzeba było odwołać się do zagranicznych zamówień, które były pod względem finansowym wyraźnie niekorzystne dla Rosji (duże przedpłaty i pożyczki na niekorzystnych warunkach). Ponadto z reguły wszystkie zagraniczne zamówienia były niepewne, ponieważ Anglia i Francja, same potrzebując zapasów dla swoich armii, uchylały się od ich wypełnienia (z 4,5 mln zamówionych pocisków do listopada 1915 r. dostarczono 0,5 mln).

Armia rosyjska nie miała kłopotów z rezerwami ludzkimi, za to ostro odczuwała braki w ciężkiej artylerii, karabinach, pociskach i nabojach karabinowych. Tenże szef sztabu Naczelnego Wodza w swoim piśmie do generała Żylińskiego pisał, że „stany w armii są pełne, ale wielu żołnierzy nie ma broni. Przeciętnie każdy korpus ma około 20 tys. uzbrojonych, a etat wynosi 28 tys. Ciężar naszych walk, wskutek niedostatku artylerii w ogóle, a ciężkiej w szczególności, opiera się na ogniu karabinów i karabinów maszynowych. Dlatego nie ma się co dziwić, że średnie zużycie nabojów karabinowych na człowieka u Francuzów wynosi 30, u Anglików – 50, a u nas 125 miesięcznie”14. Razem w armiach frontu wschodnioeuropejskiego (rosyjskiego) tylko w piechocie było 350 tys. nieuzbrojonych żołnierzy.

Z początkiem 1916 r. wśród rosyjskiej i zagranicznej burżuazji pojawiają się więc obawy o gotowość wojenną armii rosyjskiej i jej zdolność do pomyślnego kontynuowania wojny. Dlatego też rządzące kręgi Ententy podejmują wszelkie kroki, aby zmusić Rosję do wypełnienia sojuszniczych zobowiązań. W tym celu wiosną 1916 r. do Rosji przyjeżdżają członkowie francuskiego rządu Albert Thomas15 i Rene Viviani16, którzy starają się uzyskać zwiększenie produkcji rosyjskiego przemysłu wojennego i jednocześnie domagają się szybszego wyjazdu 400 tys. rosyjskich żołnierzy do Francji. Z kolei rosyjska burżuazja poprzez szereg burżuazyjno-liberalnych i dworskich organizacji takich jak: Centralny Komitet Wojenno-Przemysłowy czy Wszechrosyjski Związek Miejski i Ziemski, podejmuje wszelkie kroki, aby zaopatrzyć armię w artylerię, amunicję i inne materiały wojenne i domaga się od sojuszników wypełnienia zamówień. Powstała nadzwyczajna rada do spraw obrony państwa, która zajęła się bezpośrednio kwestiami przemysłu wojennego, a cały szereg przedsiębiorstw został przystosowany do potrzeb wojennych. Zorganizowano nowe gałęzie przemysłu, a stare szybko się rozwijały i poszerzały, znacznie zwiększyła się produktywność rosyjskich fabryk wojennych. Tulska fabryka broni z 700 karabinów maszynowych w roku zwiększyła produkcję do 800-1000 miesięcznie, wytwórnie zapalników, zamiast produkowanych wcześniej 40-50 tys. zapalników czasowych w miesiącu, na początku 1916 r. produkowały już 70 tys. dziennie, fabryki broni z kilku tysięcy karabinów miesięcznie zwiększyły produkcję do 110 tys., Główny Urząd Artylerii budował piętnaście nowych fabryk17.

Jednocześnie przeprowadzano reorganizację armii, formowano nowe oddziały i armia otrzymała piętnaście nowych dywizji. Generałowie, którzy najbardziej skompromitowali się podczas wojny (Rennekampf, Suchomlinow i inni), zostali odwołani. Robiono wszystko co możliwe, aby zmęczonym wojskom dać iluzję troski o nich. Przedsięwzięto kroki dla ulepszenia obsługi medycznej i zaopatrzenia wojsk we wszystko, co niezbędne dla pomyślnego prowadzenia operacji. Wojska otrzymały zimowe umundurowanie, machorkę, mydło i hurrapatriotyczne ulotki. Ministerstwo Wojny otrzymało od rosyjskich przedsiębiorstw 15,4 mln par butów, a za granicą zakupiło 5,7 mln par butów i 4 mln par trzewików18.

4. USZCZEGÓŁOWIENIE STRATEGICZNEGO PLANU ENTENTY

28 lutego (12 marca) 1916 r. odbyła się konferencja wojenna sojuszników w Chantilly, podczas której został uszczegółowiony i dopracowany strategiczny plan wojny przyjęty w grudniu 1915 r. Przewodnictwo konferencji marcowej, tak jak i grudniowej, należało do francuskiego naczelnego dowództwa, a prelegentem planu wojny był generał Joffre, który w następujący sposób oceniał położenie sojuszniczych sił Ententy:

1. Kontynuując przygotowania do ofensywy i kończąc dostawy oraz szkolenia, francuskie i angielskie armie istotnie zwiększyły swoje rezerwy – do 37 francuskich i 13 angielskich dywizji.

2. Armia rosyjska opóźniała się w reorganizacji wskutek przedwczesnego zamknięcia północnych portów (Murmańsk, Archangielsk).

3. Armia włoska zajęła w Albanii Wlorę i Durres, gdzie się umacnia.

4. Anglo-francuski oddział ekspedycyjny umacnia się na wzgórzach w rejonie Salonik, gdzie stanowiska obronne są prawie na ukończeniu.

5. Armię serbską (120-150 tys. ludzi) udało się przewieźć na wyspę Korfu, gdzie przystąpi się do jej reorganizacji.

Następnie generał Joffre domagał się od wszystkich przedstawicieli sojuszniczych państw wypełnienia grudniowej decyzji konferencji o współdziałaniu frontów. „Jeśli koalicja – mówił – ma już inicjatywę operacyjną, nie ma innego sposobu przeszkodzić państwom centralnym w działaniu na wewnętrznych liniach operacyjnych, jak przejść do wspólnej, skoncentrowanej ofensywy”19. Zgodnie z propozycjami generała Joffre’a armia francuska miała bronić swojego terytorium, starając się „rozbić niemiecki atak swoją zorganizowaną obroną”. Miało to na celu dokonanie „niepowetowanego uszczerbku w prestiżu mocarstw centralnych”. Armia angielska miała skoncentrować największą część swoich wojsk na froncie francuskim, do czego konieczne było przyspieszenie transportu dywizji z wyspy na kontynent. Armia rosyjska miała wywrzeć silniejszy nacisk na przeciwnika, aby uniemożliwić mu przerzucenie swoich wojsk z tego frontu rosyjskiego i ograniczyć swobodę działania. W tym celu proponowano jej rozpocząć niezwłocznie wszystkie przygotowania do podjęcia ofensywy. Armia włoska, zajmując zagrażające przeciwnikowi pozycje, miała mu przeszkadzać w wycofaniu wojsk z tego frontu, przygotować szybko ofensywę i zwiększyć aktywność w Albanii i Salonikach. Jednocześnie konferencja wyraziła życzenie nasilenia ekonomicznej blokady Niemiec. Termin wspólnego natarcia został wyznaczony na drugą połowę czerwca, przy czym armia rosyjska miała je zacząć dwa tygodnie wcześniej, aby przyciągnąć do siebie niemieckie odwody.

Szczególną uwagę zwrócił generał Joffre na kwestię rumuńską, uważając za obowiązek Rosji udzielić aktywnej pomocy Rumunii, aby przeciągnąć ją na stronę Ententy. Z tego powodu miała miejsce obfita korespondencja między rosyjskim Naczelnym Dowództwem i kwaterą główną armii francuskiej. Generał Joffre chciał, żeby Rosjanie wystawili 200-250 tys. armię do pomocy Rumunii, kierując swoje działania na Dobrudżę przeciwko Bułgarii. Ofensywa tej armii na Półwyspie Bałkańskim miała według Joffre’a niezawodnie zabezpieczyć południową granicę Rumunii przed atakiem Bułgarów i ułatwić przejście do aktywnych działań salonickiej armii sojuszników. Ponadto pomoc Rosji miała zagwarantować otwarte przejście Rumunii na stronę Ententy i dać jej pewność, że „za cenę swojej współpracy dostanie austriackie prowincje Bukowinę i Transylwanię”20. Propozycja generała Joffre’a spotkała się z kategorycznym sprzeciwem ze strony rosyjskiego najwyższego dowództwa. W korespondencji z ministrem spraw zagranicznych szef sztabu Naczelnego Wodza nalegał na bezwarunkowe sprzeciwienie się życzeniom Francji. Pisał: „Będąc obowiązanym służyć Rosji i carowi, nie mam prawa zreferować Naczelnemu Wodzowi konieczności przyjęcia takiego planu i przyłączenia się do tej wojennej awantury”21. Z podobnym listem wyżej wymieniony szef sztabu zwrócił się do generała Joffre’a, któremu wyjaśniał dwulicowość polityki Rumunii zależnej wyłącznie od pomyślnego przebiegu działań stron walczących. Poza tym, biorąc pod uwagę oceny operacyjne, odmówił wysłania 250 tys. żołnierzy na Bałkany, ponieważ byłoby to sprzeczne z podstawowymi wymogami sztuki wojennej. „Odpowiadając przede wszystkim przed Rosją – pisał – nie mam prawa przedstawić do oceny Cara Imperatora planu, który umieszczając na pierwszym miejscu cele drugorzędne, postawiłby w niebezpiecznym położeniu armię rosyjską na żywotnych dla niej kierunkach”22. I tak nie udało się imperializmowi francuskiemu rozwiązać kwestii rumuńskiej za pomocą samej Rosji.

5. POŁOŻENIE NA FRONCIE WSCHODNIOEUROPEJSKIM(ROSYJSKIM) WIOSNĄ