O patriotyzmie a także o zezowatej matce - Grzegorz Eberhardt - ebook + książka

O patriotyzmie a także o zezowatej matce ebook

Grzegorz Eberhardt

0,0

Opis

Grzegorz Eberhardt odszedł 9 września 2014 roku, pozostawiając po sobie wiele materiałów, esejów, tekstów skończonych i takich, które pozostaną już niedokończone. Książka, którą macie Państwo przed sobą to zbiór wstępnie wybrany jeszcze przez Autora. Pokazuje on jak wiele tematów uważał za interesujące i jak wiele spraw go fascynowało i wciągało. Świadectwem tytanicznej pracy są przede wszystkim, choć nie tylko, materiały zebrane przy okazji Jego głównych badań związanych z twórczością Józefa Mackiewicza, Stanisława Szukalskiego i Stefana Korbońskiego. Jednak tylko niewielka ich część została dotychczas wykorzystana w tekstach publikowanych w „Tygodniku Solidarność”, na stronach w Sieci czy Polskiego Radia. Teksty w niniejszym zbiorze łączy przekonanie Autora, wyrażone wprost, w wydanym jeszcze przed śmiercią zbiorze esejów, że jego zadaniem jest przywracać prawdę i wierzyć, że „Świat jednak jest normalny”.

Grzegorz Eberhardt – nie w mundurze, ale przecież wiernie służył. (...) Służył na najważniejszym z frontów: walki o polską pamięć historyczną, o polską świadomość narodową, o zachowanie tradycji i utrzymanie racji stanu. Jako bezpartyjny cywil przysłużył się z pewnością sprawie polskiej bardziej niż niejeden polityk i niejeden generał.

Grzegorz Braun

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 461

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Co­py­ri­ght © by Anna Duń­czyk-SzulcCo­py­ri­ght © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pro­hi­bi­ta

ISBN:

978-83-65546-01-2

Wy­daw­nic­two PRO­HI­BI­TA

Pa­weł To­bo­ła-Per­t­kie­wicz

www.pro­hi­bi­ta.plwy­daw­nic­two@pro­hi­bi­ta.pl

Tel: 22 424 37 36

www.fa­ce­bo­ok.com/Wy­daw­nic­two­Pro­hi­bi­ta

Re­dak­cja i ko­rek­ta:Bar­ba­ra Ma­miń­ska

Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki:Bar­tosz Ty­mo­sie­wicz

Za­in­te­re­so­wa­nych twór­czo­ścią Au­to­ra pro­si­my o kon­takt z ro­dzi­ną Grze­go­rza Eber­hard­ta: a-dun­[email protected]

Sprze­daż książ­ki w In­ter­ne­cie:

Słowo od rodziny

rze­gorz Eber­hardt od­szedł 9 wrze­śnia 2014 roku, po­zo­sta­wia­jąc po so­bie wie­le ma­te­ria­łów, ese­jów, tek­stów skoń­czo­nych i ta­kich, któ­re po­zo­sta­ną już nie­do­koń­czo­ne. Książ­ka, któ­rą ma­cie Pań­stwo przed sobą, to zbiór wstęp­nie wy­bra­ny jesz­cze przez Au­to­ra. Po­ka­zu­je on jak wie­le te­ma­tów uwa­żał za in­te­re­su­ją­ce i jak wie­le spraw go fa­scy­no­wa­ło i wcią­ga­ło. Świa­dec­twem ty­ta­nicz­nej pra­cy są przede wszyst­kim, choć nie tyl­ko, ma­te­ria­ły ze­bra­ne przy oka­zji Jego głów­nych ba­dań zwią­za­nych z twór­czo­ścią Jó­ze­fa Mac­kie­wi­cza, Sta­ni­sła­wa Szu­kal­skie­go i Ste­fa­na Kor­boń­skie­go. Jed­nak tyl­ko nie­wiel­ka ich część zo­sta­ła do­tych­czas wy­ko­rzy­sta­na w tek­stach pu­bli­ko­wa­nych w „Ty­go­dni­ku So­li­dar­ność”, na stro­nach „wSie­ci” czy Pol­skie­go Ra­dia. Tek­sty w ni­niej­szym zbio­rze łą­czy prze­ko­na­nie Au­to­ra, wy­ra­żo­ne wprost, w wy­da­nym jesz­cze przed śmier­cią zbio­rze ese­jów, że jego za­da­niem jest przy­wra­cać praw­dę i wie­rzyć, że „Świat jed­nak jest nor­mal­ny”.

Po­mysł wy­da­nia tych tek­stów wspie­rał od po­cząt­ku wy­daw­ca Pa­weł To­bo­ła–Per­t­kie­wicz i to dzię­ki jego za­ufa­niu i cier­pli­wo­ści uda­ło się nam do­pro­wa­dzić za­mysł Au­to­ra do koń­ca. W upo­rząd­ko­wa­niu i do­pra­co­wa­niu zbio­ru oka­za­li zro­zu­mie­nie i przy­szli nam z po­mo­cą Da­nu­ta Ci­sek, Ta­ma­ra Bar­told oraz Woj­ciech Bro­jer, za co je­ste­śmy im nie­zmier­nie wdzięcz­ne. Pro­jekt okład­ki po­wie­rzy­ły­śmy w do­bre ręce Bart­ka Ka­ta­stro­fy Ty­mo­sie­wi­cza, bo łą­czy go z Au­to­rem nić es­te­tycz­ne­go po­ro­zu­mie­nia. Ty­tuł wy­bra­ły­śmy same z na­dzie­ją, że od­da­je za­rów­no roz­le­głe za­in­te­re­so­wa­nia Au­to­ra, jak i jego po­czu­cie hu­mo­ru, któ­re­go bar­dzo nam te­raz bra­ku­je. Miej­sca, któ­re zaj­mo­wał Grze­gorz w na­szym ży­ciu nie da się ła­two wy­peł­nić. Książ­ką tą chce­my jed­nak choć odro­bi­nę za­peł­nić pust­kę po jego stra­cie, a jed­no­cze­śnie umoż­li­wić Pań­stwu spoj­rze­nie na świat Jego ocza­mi.

Żona i cór­ka

Audycje radiowe

Józef Mackiewicz – ciągle zbyt mało obecny(sobota, 8 listopada 2008)

Mackiewicz – Rymkiewicz(środa, 12 listopada 2008)

IPN to nie tylko „teczki”…(czwartek, 20 listopada 2008)

Ten chuligan Bobkowski(poniedziałek, 1 grudnia 2008)

Przywracanie pamięci(niedziela, 7 grudnia 2008)

Stan wojenny dla filmu dokumentalnego(piątek, 12 grudnia 2008)

Jak długo trwa(ł) stan wojenny(poniedziałek, 15 grudnia 2008)

Kończy się Rok Herberta(poniedziałek, 15 grudnia 2008)

Alternatywny bruderszaft z Belzebubem(piątek, 26 grudnia 2008)

Boya Nasi okupanci, czyli kwestia wiarygodności(poniedziałek, 5 stycznia 2009)

„Nie o zemstę, ale o pamięć wołają ofiary”(poniedziałek, 5 stycznia 2009)

Cichy mecenas wielu karier((poniedziałek, 26 stycznia 2009)

Światowe samoogłupianie(sobota, 31 stycznia 2009)

O patriotyzmie i zezowatej matce(niedziela, 15 lutego 2009)

Józef Mackiewicz– ciągle zbyt mało obecny

a kil­ka dni, w dniu Świę­ta Nie­pod­le­gło­ści ,11 li­sto­pa­da zo­sta­nie ogło­szo­ny ko­lej­ny, siód­my lau­re­at Na­gro­dy im. Jó­ze­fa Mac­kie­wi­cza. Po raz pierw­szy przy­zna­no ją w roku 2002 dla uczcze­nia set­nej rocz­ni­cy uro­dzin pi­sa­rza. Nie­wąt­pli­wie pod­sta­wo­wym po­wo­dem po­wo­ła­nia tej Na­gro­dy był nie­po­kój, z ja­kim sym­pa­ty­cy au­to­ra Nie trze­ba gło­śno mó­wić ob­ser­wo­wa­li roz­wój tzw. spra­wy Mac­kie­wi­cza, a do­kład­niej – kon­se­kwent­ne dą­że­nie do usu­nię­cia jego twór­czo­ści z ofi­cjal­ne­go obie­gu in­te­lek­tu­al­ne­go. Wie­dze­ni swo­imi oba­wa­mi pod­ję­li pró­bę szer­sze­go przy­po­mnie­nia jego po­sta­ci, dzie­ła. Za­mysł się udał, po­pu­lar­ność Na­gro­dy jest co­raz więk­sza, ro­śnie po­pu­lar­ność Pa­tro­na, au­to­ra Nie trze­ba gło­śno mó­wić, Kon­try i in­nych.

Jó­zef Mac­kie­wicz (1902–1985) na­le­ży do gro­na na­szych naj­wy­bit­niej­szych pro­za­ików, pu­bli­cy­stów. Jed­no­cze­śnie – w sto­sun­ku do swo­jej wiel­ko­ści – jest jed­nym z naj­bar­dziej nie­do­ce­nia­nych twór­ców. Róż­ne są tego po­wo­dy. Nie­wąt­pli­wie nie do bła­hych na­le­ży jego kon­se­kwent­ny an­ty­ko­mu­nizm, ale też i ab­so­lut­na, bez­przy­miot­ni­ko­wa wier­ność praw­dzie. W każ­dym wy­pad­ku, w każ­dej spra­wie, bez wzglę­du na pre­stiż oso­by, in­sty­tu­cji. An­ty­ko­mu­ni­sta, ale i wróg so­cja­li­zmu, upar­ty, kon­se­kwent­ny, nie­prze­kup­ny. A więc prze­ciw­nik siły, któ­rej dzi­siej­szym naj­groź­niej­szym prze­ja­wem jest po­praw­ność po­li­tycz­na. Świat kon­stru­owa­ny pod re­cep­tę po­praw­no­ści po­li­tycz­nej po­zba­wia­ny jest war­to­ści, sło­wa tra­cą swo­je praw­dzi­we zna­cze­nia; nie za­mie­nia się w tak, i od­wrot­nie. De­ka­log sta­je się sym­bo­lem „ciem­no­gro­du”, a wier­ność mał­żeń­ska prze­ja­wem bra­ku oka­zji, a nie za­sad. Au­tor Kon­try jest wro­giem ta­kie­go świa­ta. Swo­ją twór­czo­ścią udo­wad­nia atrak­cyj­ność sys­te­mu war­to­ści, któ­re dziś usi­łu­je się ośmie­szyć, po­ko­nać, od­su­nąć do la­mu­sa. I czy­ni to w spo­sób mi­strzow­ski, tak­że ar­ty­stycz­nie. A tego się nie wy­ba­cza.

Naj­wyż­sze oce­ny jego twór­czo­ści wy­sta­wia­ją tak waż­ne po­sta­cie, jak Zyg­munt Hertz, Ma­rian He­mar, Jó­zef Wit­tlin, Cze­sław Mi­łosz. Mac­kie­wicz jest au­to­rem dy­lo­gii opi­su­ją­cej ko­niec XIX wie­ku i pierw­szą po­ło­wę XX wie­ku; z ak­cją dzie­ją­cą się od Ro­sji car­skiej (Spra­wa puł­kow­ni­ka Mia­so­je­do­wa) po Wło­chy (Kon­tra). A w dro­dze two­rzy re­la­cję z I woj­ny świa­to­wej (Lewa wol­na), opi­su­je pró­by two­rze­nia nor­mal­no­ści w kra­ju po za­wie­ru­sze wo­jen­nej (Ka­rie­ro­wicz). Ry­su­je tak­że ob­raz oku­pa­cji li­tew­sko–so­wiec­kiej Wil­na w la­tach 1939–1941 (Dro­ga do­ni­kąd), doda za­pis oku­pa­cji nie­miec­kiej Li­twy, Pol­ski w przeded­niu osta­tecz­nej klę­ski, gdy do Pol­ski wcho­dzą So­wie­ci (Nie trze­ba gło­śno mó­wić). Sześć waż­nych ty­tu­łów, plus wspa­nia­łe, przed­wo­jen­ne re­por­ta­że (m.in. wy­da­ne w zbio­rze Bunt roj­stów). Do tego do­cho­dzi po­wo­jen­na pu­bli­cy­sty­ka – od­waż­na, pro­ro­cza w swo­jej wi­zji, w ostrze­że­niach (Zwy­cię­stwo pro­wo­ka­cji, W cie­niu krzy­ża, Ka­bel opatrz­no­ści, Wa­ty­kan w cie­niu czer­wo­nej gwiaz­dy).

Jak wi­dać, po­kaź­ny do­ro­bek, a prze­cież zna­ny tyl­ko nie­licz­nym. Wy­mie­nio­ne książ­ki – np. w War­sza­wie – moż­na zna­leźć w za­le­d­wie kil­ku księ­gar­niach, a po­win­ny być do­stęp­ne w każ­dej i to w róż­nych wy­da­niach, tak­że naj­tań­szych. Ale, po pierw­sze, po­win­ny być wpi­sa­ne w lek­tu­ry szkol­ne (cho­ciaż­by ese­jem Po­na­ry czy re­la­cją z po­by­tu w miej­scu kaź­ni pol­skich ofi­ce­rów, w Ka­ty­niu). Jego dzie­ło po­win­no od daw­na za­brzmieć w licz­nych tłu­ma­cze­niach na obce ję­zy­ki; za­chod­nie, ale i wschod­nie. Np. w li­tew­skim, bia­ło­ru­skim, ro­syj­skim. Prze­tłu­ma­czo­ne mo­gło­by ode­grać waż­ną rolę tak­że i dy­plo­ma­tycz­ną, pra­cu­jąc na rzecz zbli­że­nia z tymi na­ro­da­mi, czę­sto sil­nie z nami skon­flik­to­wa­ny­mi. Nie­wąt­pli­wie więk­szość z wy­żej wy­mie­nio­nych ty­tu­łów po­win­na być już od daw­na ze­kra­ni­zo­wa­na, przy­da­ło­by to twór­czo­ści Mac­kie­wi­cza od­po­wied­niej po­pu­lar­no­ści.

Tak się jed­nak nie dzie­je. Pa­trząc na mi­nio­ne lata z per­spek­ty­wy 2008 roku na­le­ży stwier­dzić, że twór­czość au­to­ra Le­wej wol­nej naj­in­ten­syw­niej za­ist­nia­ła w Pol­sce w la­tach 80. I to nie w roku 1981, a do­pie­ro po na­sta­niu sta­nu wo­jen­ne­go. W la­tach 1982– –1989 uka­za­ło się po­nad 60 wy­dań jego ksią­żek. Do tego trze­ba do­li­czyć ol­brzy­mią licz­bę prze­dru­ków pu­bli­cy­sty­ki roz­rzu­co­nej po po­szcze­gól­nych ty­tu­łach uka­zu­ją­cych się wów­czas w pod­zie­miu. Po roku 1989 na­stę­pu­je moc­ne i wy­raź­ne ogra­ni­cze­nie w obie­gu jego ksią­żek. Mo­no­po­li­stą wy­daw­ni­czym sta­je się jed­no wy­daw­nic­two, uzur­pu­jąc so­bie ty­tuł wła­sno­ści praw au­tor­skich utrą­ca wszel­kie pro­po­zy­cje współ­pra­cy. W re­zul­ta­cie na­kła­dy jego ksią­żek na ryn­ku na­zwać moż­na śla­do­wy­mi. Ten sam wy­daw­ca od­ma­wia jed­no­cze­śnie zgo­dy na pro­po­zy­cje tłu­ma­czeń dzie­ła Mac­kie­wi­cza na inne ję­zy­ki (a pro­po­zy­cji ta­kich nie bra­ku­je).

Mi­ło­śni­cy twór­czo­ści Jó­ze­fa Mac­kie­wi­cza prze­cież się nie pod­da­ją! Jed­nym z prze­ja­wów ich tro­ski o na­gła­śnia­nie jego dzie­ła jest wspo­mnia­ne na wstę­pie usta­no­wie­nie na­gro­dy li­te­rac­kiej jego imie­nia. Jak na ra­zie przy­zna­no ich sześć (plus licz­ne wy­róż­nie­nia). Pierw­szą na­gro­dą ob­da­rzo­no uni­ka­to­wą pra­cę Wła­dy­sła­wa i Ewy Sie­masz­ków, po­świę­co­ną lu­do­bój­stwu do­ko­na­ne­mu przez na­cjo­na­li­stów ukra­iń­skich na Po­la­kach w la­tach 1939–1945. W na­stęp­nym roku naj­waż­niej­szym lau­rem wy­róż­nio­no Ej­szysz­ki Mar­ka Cho­da­kie­wi­cza, rzecz mó­wią­cą o re­la­cjach pol­sko–ży­dow­skich na Kre­sach w la­tach 1944–1945. Na­stęp­nie przy­szła pora na wy­róż­nia­nie pro­za­ików. Głów­ne na­gro­dy otrzy­ma­li ko­lej­no Woj­ciech Al­biń­ski, Eu­sta­chy Ryl­ski oraz Ja­nusz Kra­siń­ski. W mi­nio­nym roku głów­ne wy­róż­nie­nie otrzy­ma­ła pra­ca ks. Ta­de­usza Isa­ko­wi­cza–Za­le­skie­go Księ­ża wo­bec bez­pie­ki. Nie bez po­wo­du wy­mie­ni­łem lau­re­atów, to na­praw­dę waż­ne na­zwi­ska dla na­szej hi­sto­rii, dla na­szej li­te­ra­tu­ry. A że przy oka­zji przy­po­mnia­ne zo­sta­je dzie­ło Jó­ze­fa Mac­kie­wi­cza… O to prze­cież cho­dzi­ło!

Mackiewicz – Rymkiewicz

dniu 11 li­sto­pa­da po raz siód­my zo­sta­ła wrę­czo­na Na­gro­da im. Jó­ze­fa Mac­kie­wi­cza. Przy­zna­no ją w tym roku Ja­ro­sła­wo­wi Mar­ko­wi Rym­kie­wi­czo­wi, au­to­ro­wi książ­ki Wie­sza­nie.

Wie­sza­nie to opo­wieść o wy­ro­kach śmier­ci wy­ko­ny­wa­nych w trak­cie in­su­rek­cji ko­ściusz­kow­skiej na zdraj­cach w War­sza­wie, Kra­ko­wie, Wil­nie. Epi­zo­dy te w na­szej li­te­ra­tu­rze były na ogół sta­ran­nie po­mi­ja­ne, bo­daj tyl­ko Ka­rol Zby­szew­ski przed­sta­wił je szcze­gó­ło­wiej w swo­im Niem­ce­wi­czu od przo­du i tyłu.

Na­pi­sa­nie Wie­sza­nia w roku 2006 przez pi­sa­rza tak osten­ta­cyj­nie wspie­ra­ją­ce­go po­li­ty­kę bra­ci Ka­czyń­skich jak Rym­kie­wicz nie było dzie­łem przy­pad­ku. Rym­kie­wicz na­le­ży – tak jak spo­ra część spo­łe­czeń­stwa – do osób ne­ga­tyw­nie oce­nia­ją­cych w pol­skiej trans­for­ma­cji rolę tzw. gru­bej kre­ski usta­lo­nej przez de­cy­den­tów roku 1989. Rym­kie­wicz jed­no­cze­śnie na­le­ży do twór­ców czę­sto kie­ru­ją­cych się – w naj­lep­szym tego sło­wa zna­cze­niu – pa­sją, mo­men­ta­mi prze­cho­dzą­cą w iry­ta­cję. To ona po­zwo­li­ła mu okre­ślić wal­kę Ja­ro­sła­wa Ka­czyń­skie­go z es­ta­bli­sh­men­tem III Rze­czy­po­spo­li­tej „gry­zie­niem żu­bra w ty­łek”, to ona nie­wąt­pli­wie była tak­że pra­przy­czy­ną spró­bo­wa­nia się z tym te­ma­tem zwią­za­nym ze zdra­dą. Ana­lo­gie są oczy­wi­ste – brak zde­cy­do­wa­ne­go roz­li­cze­nia z prze­szło­ścią jest bar­dzo groź­ny dla przy­szło­ści. Tak w wy­pad­ku roku 1794, jak i w wy­pad­ku roku 1989.

Pi­sarz od­bie­ra­jąc na­gro­dę, od­niósł się do po­sta­ci pa­tro­na na­gro­dy, a szcze­gól­nie do naj­po­pu­lar­niej­sze­go cy­ta­tu z twór­czo­ści au­to­ra Kon­try, zda­nia mó­wią­ce­go „Je­dy­nie praw­da jest cie­ka­wa”. Rym­kie­wicz prze­strze­ga przed jego – czę­sto – po­wierz­chow­nym trak­to­wa­niem, czy wręcz – nad­uży­wa­niem.

Wy­róż­nio­ne Wie­sza­nie wy­bra­ne zo­sta­ło przez Ka­pi­tu­łę spo­śród dzie­wię­ciu ksią­żek wy­da­nych w mi­nio­nym, 2007 roku, ta­kie są za­sa­dy na­gra­dza­nia. Do naj­waż­niej­sze­go lau­ru, oprócz książ­ki Rym­kie­wi­cza, wy­bra­ne zo­sta­ły: Abe­an­dry An­drze­ja Bier­nac­kie­go, Lód Jac­ka Du­ka­ja, De­mon po­łu­dnia Grze­go­rza Gór­ne­go, Ge­ne­rał bry­ga­dy Wło­dzi­mierz Osto­ja Za­gór­ski Pio­tra Ko­wal­skie­go, Mała hi­sto­ria pol­skiej my­śli po­li­tycz­nej Grze­go­rza Ku­char­czy­ka, Gor­ce Pana Woj­cie­cha Ku­dy­by, Ga­bi­net cie­ni Pio­tra Mit­zne­ra (au­tor ten wy­ra­ził dez­apro­ba­tę wo­bec ta­kie­go wy­róż­nie­nia…!) oraz Po­dol­ska le­gen­da Zdzi­sła­wa Skro­ka. I chy­ba war­to te ty­tu­ły za­pa­mię­tać, bo i sam fakt ich wy­bra­nia spo­śród se­tek ty­tu­łów, któ­re uka­za­ły się w oce­nia­nym okre­sie, jest dla nich nie­wąt­pli­wą na­gro­dą.

Ta fi­nan­so­wa na­gro­da wrę­czo­na pi­sa­rzo­wi, wzro­sła w tym roku z 8 do 10 ty­się­cy do­la­rów. Taką de­cy­zję pod­ję­li jej sta­li fun­da­to­rzy Jan Mi­chał Ma­łek oraz Zbi­gniew Za­ryw­ski. Wie­sza­nie Rym­kie­wi­cza zo­sta­ło tak­że wy­róż­nio­ne na­gro­dą spe­cjal­ną Krzysz­to­fa Cza­bań­skie­go. W uza­sad­nie­niu tej de­cy­zji wy­czy­tać moż­na pew­ność, że twór­czość lau­re­ata sta­nie się „przy­czyn­kiem do roz­wo­ju na­szej na­ro­do­wej świa­do­mo­ści. Pań­skie nie­stru­dzo­ne po­szu­ki­wa­nie praw­dy w gąsz­czu hi­sto­rycz­nych źró­deł, peł­ne pa­sji za­an­ga­żo­wa­nie, a tak­że mi­strzow­skie wła­da­nie sło­wem, każe przy­pusz­czać, iż do­star­czy Pan swo­im czy­tel­ni­kom jesz­cze wie­lu po­wo­dów do za­du­my, ra­do­ści i wzru­szeń”. Przy­po­mnij­my, że w tym, 2008 roku, Rym­kie­wicz wy­dał swo­ją nową po­wieść Kin­der­sze­nen.

Oprócz na­gro­dy głów­nej Ka­pi­tu­ła przy­zna­ła trzy wy­róż­nie­nia. I tu tak­że bra­ło udział Pol­skie Ra­dio, fun­du­jąc na­gro­dę An­drze­jo­wi Bier­nac­kie­mu za książ­kę Abe­an­dry. Dru­gim wy­róż­nio­nym ty­tu­łem jestGe­ne­rał bry­ga­dy Wło­dzi­mierz Osto­ja Za­gór­ski Pio­tra Ko­wal­skie­go, tu na­gro­dę usta­no­wił p. Je­rzy Gó­ral. Trze­cią po­zy­cją ho­no­ro­wa­ną wy­róż­nie­niem stał się to­mik po­ezji Gor­ce Pana Woj­cie­cha Ku­dy­by, usta­no­wił ją Wło­dzi­mierz Ku­liń­ski. Tu szcze­gól­ną uwa­gę zwra­ca książ­ka Pio­tra Ko­wal­skie­go, przed­sta­wia­ją­ca je­den z naj­ciem­niej­szych epi­zo­dów zwią­za­nych z oso­bą Jó­ze­fa Pił­sud­skie­go. Kon­se­kwen­cja, od­wa­ga w dą­że­niu do usta­le­nia od­po­wie­dzi na – czę­sto – nie­bez­piecz­ne py­ta­nia, jest ce­chą wspól­ną dla au­to­ra, jak i pa­tro­na. To waż­ne po­do­bień­stwo, naj­kró­cej uza­sad­nia­ją­ce sens ist­nie­nia tej Na­gro­dy.

IPN to nie tylko „teczki”

skład In­sty­tu­tu Pa­mię­ci Na­ro­do­wej wcho­dzą czte­ry pio­ny me­ry­to­rycz­ne. Po pierw­sze – Głów­na Ko­mi­sja Ści­ga­nia Zbrod­ni prze­ciw­ko Na­ro­do­wi Pol­skie­mu. Po dru­gie – Biu­ro Udo­stęp­nia­nia i Ar­chi­wi­za­cji Do­ku­men­tów. Po trze­cie – Biu­ro Edu­ka­cji Pu­blicz­nej – pion zaj­mu­ją­cy się dzia­łal­no­ścią na­uko­wą, edu­ka­cyj­ną i wy­daw­ni­czą. I wresz­cie po czwar­te – Biu­ro Lu­stra­cyj­ne – od­po­wie­dzial­ne za re­ali­za­cję obo­wiąz­ków lu­stra­cyj­nych.

IPN to nie­ob­cy na­szej hi­sto­rii ter­min…

IPN wy­da­je spe­cjal­ne Teki Edu­ka­cyj­ne dla uczniów i na­uczy­cie­li.

– Już w la­tach II woj­ny świa­to­wej pol­ski rząd na uchodź­stwie pla­no­wał po­wo­ła­nie in­sty­tu­cji pań­stwo­wej o ta­kiej na­zwie – wy­ja­śnia mój roz­mów­ca An­drzej Za­wi­stow­ski, na­czel­nik Wy­dzia­łu Wy­staw i Edu­ka­cji hi­sto­rycz­nej Biu­ra Edu­ka­cji Pu­blicz­nej. – Jed­nym z ce­lów jego po­wo­ła­nia mia­ły być ba­da­nia nad hi­sto­rią Pol­ski w cza­sie II woj­ny świa­to­wej.

Rze­czą cie­ka­wą i zu­peł­nie chy­ba za­po­mnia­ną jest to, że in­sty­tu­cję o na­zwie In­sty­tut Pa­mię­ci Na­ro­do­wej po­wo­ła­no do ży­cia w li­sto­pa­dzie 1944 roku w Lu­bli­nie. Tam­ten IPN, po­cząt­ko­wo pod­le­gły Mi­ni­ster­stwu Oświa­ty, w lip­cu 1948 roku zo­stał prze­mia­no­wa­ny na In­sty­tut Hi­sto­rii Naj­now­szej. IHN zli­kwi­do­wa­no w 1950 roku. Po raz ko­lej­ny na­zwa IPN po­ja­wi­ła się w 1984 roku – i od­tąd sta­no­wi­ła dru­gi człon na­zwy Ko­mi­sji Ba­da­nia Zbrod­ni Hi­tle­row­skich w Pol­sce.

Po od­zy­ska­niu nie­pod­le­gło­ści, w 1991 roku, Ko­mi­sja po­więk­szy­ła ob­szar dzia­łal­no­ści, przyj­mu­jąc na­zwę: Ko­mi­sja Ba­da­nia Zbrod­ni prze­ciw­ko Na­ro­do­wi Pol­skie­mu – In­sty­tut Pa­mię­ci Na­ro­do­wej. W 1998 roku zli­kwi­do­wa­no Ko­mi­sję Ba­da­nia Zbrod­ni, a jej za­sób ar­chi­wal­ny prze­jął In­sty­tut Pa­mię­ci Na­ro­do­wej – Ko­mi­sja Ści­ga­nia Zbrod­ni prze­ciw­ko Na­ro­do­wi Pol­skie­mu. Po­wo­ła­ny do ży­cia usta­wą sej­mo­wą pod ko­niec roku 1998, fak­tycz­nie za­czął funk­cjo­no­wać w 2000 roku, po wy­bra­niu przez par­la­ment pierw­sze­go pre­ze­sa In­sty­tu­tu – prof. Le­ona Kie­re­sa.

Me­dial­nie i spo­łecz­nie od po­cząt­ku IPN jest utoż­sa­mia­ny pra­wie wy­łącz­nie z lu­stra­cją, mi­tycz­ny­mi „tecz­ka­mi”…

To, nie­ste­ty, czę­sty błąd. Pion lu­stra­cyj­ny jest naj­młod­szym dzia­łem w na­szej in­sty­tu­cji, po­wstał po li­kwi­da­cji, w roku 2007, urzę­du Rzecz­ni­ka In­te­re­su Pu­blicz­ne­go. Był to urząd zaj­mu­ją­cy się ba­da­niem skła­da­nych oświad­czeń lu­stra­cyj­nych pod ką­tem ich zgod­no­ści z praw­dą. Pierw­szym rzecz­ni­kiem był sę­dzia Bo­gu­sław Ni­ziń­ski, aku­rat kil­ka dni temu od­zna­czo­ny przez Pre­zy­den­ta RP or­de­rem Orła Bia­łe­go.

Od kil­ku lat przy­glą­dam się pra­cy Pań­skie­go pio­nu, pio­nu, w któ­rym od­po­wia­da Pan za sze­ro­ko po­ję­tą edu­ka­cję hi­sto­rycz­ną. I przy­znam, że dzia­ła­nia te wy­so­ce ce­nię, tym bar­dziej więc bo­le­ję nad ci­szą me­dial­ną to­wa­rzy­szą­cą Wa­szej dzia­łal­no­ści. Naj­kró­cej mó­wiąc – nie je­ste­ście zna­ni.

Moim zda­niem, ist­nie­nie Biu­ra Edu­ka­cji Pu­blicz­nej jest jesz­cze nie naj­go­rzej roz­po­zna­ne. To u nas pra­cu­ją hi­sto­ry­cy, któ­rzy wy­stę­pu­ją pu­blicz­nie w róż­nych kwe­stiach ak­tu­al­nie in­te­re­su­ją­cych spo­łe­czeń­stwo. My­ślę, że np. oso­ba dy­rek­to­ra BEP–u, pro­fe­so­ra Jana Ża­ry­na, jest aku­rat do­brze roz­po­zna­wal­na. Nie­wąt­pli­wie na­to­miast mniej po­pu­lar­na me­dial­nie jest na­sza pod­sta­wo­wa pra­ca, czy­li edu­ka­cja hi­sto­rycz­na do­ty­czą­ca naj­now­szej hi­sto­rii Pol­ski. Nie ma zresz­tą w tym nic dziw­ne­go, bra­ku­je w niej sen­sa­cji lan­su­ją­cej spra­wy na czo­łów­ki ga­zet czy ser­wi­sów. To na­praw­dę pra­ca u pod­staw.

Jak Pan oce­nia ja­kość edu­ka­cji hi­sto­rycz­nej w Pol­sce…?

Nie jest z tym do­brze, po­ka­zu­ją to zresz­tą prze­pro­wa­dza­ne przez me­dia ba­da­nia opi­nii pu­blicz­nej przy oka­zji róż­nych rocz­nic hi­sto­rycz­nych. Na przy­kład, na za­da­ne w 2008 roku py­ta­nie: „Co zda­rzy­ło się 17 wrze­śnia 1939?”, tyl­ko 50 proc. an­kie­to­wa­nych dało pra­wi­dło­wą od­po­wiedź. Wie­lu py­ta­nych uwa­ża­ło to za rocz­ni­cę wy­bu­chu II woj­ny świa­to­wej, inni byli pew­ni, że jest to dzień wy­bu­chu Po­wsta­nia War­szaw­skie­go…

Do peł­niej­szej od­po­wie­dzi na py­ta­nie, jaki jest rze­czy­wi­ście po­ziom świa­do­mo­ści hi­sto­rycz­nej, zbli­ży­my się w 2009 roku. To wte­dy osta­tecz­nie zo­sta­ną opra­co­wa­ne wy­ni­ki ba­dań an­kie­to­wych roz­po­czę­tych w roku 2006. Ich przed­mio­tem była mło­dzież szkół po­nad­pod­sta­wo­wych py­ta­na o hi­sto­rię, szcze­gól­nie hi­sto­rię II woj­ny świa­to­wej i PRL–u. Wnio­ski po­wsta­łe na sku­tek tych prac będą pod­sta­wą dla na­szych dzia­łań edu­ka­cyj­nych, ewen­tu­al­nych mo­dy­fi­ka­cji.

Jaki ma­cie wpływ na po­pra­wę ja­ko­ści edu­ka­cji w za­kre­sie hi­sto­rii naj­now­szej?

My­ślę, że spo­ry. Po pierw­sze, dys­po­nu­je­my licz­ną gru­pą do­brze wy­szko­lo­nych wy­kła­dow­ców, na­ukow­ców wspo­ma­ga­ją­cych szko­łę w pro­ce­sie na­ucza­nia naj­now­szej hi­sto­rii Pol­ski. I nie cho­dzi tu o to, ja­ko­by na­uczy­cie­le byli źle przy­go­to­wa­ni. Oni – po pro­stu – czę­sto nie mają cza­su na wła­ści­we prze­pro­wa­dze­nie tych za­jęć. Pro­szę za­uwa­żyć, że lek­cje z hi­sto­rii naj­now­szej wy­pa­da­ją za­wsze u koń­ca roku, i to w mo­men­tach prze­ło­mo­wych dla ucznia, albo przed eg­za­mi­nem do szko­ły stop­nia wyż­sze­go, albo też w przeded­niu eg­za­mi­nu ma­tu­ral­ne­go. W po­rze po­wtó­rek i su­mo­wa­nia do­tych­cza­so­wej na­uki. I do­praw­dy naj­czę­ściej brak już ocho­ty, ale i wła­śnie, po pro­stu cza­su na prze­pro­wa­dze­nie sta­ran­ne­go wy­kła­du. I wte­dy my sta­ra­my się przyjść z po­mo­cą.

Kon­kret­nie…

Po pierw­sze sta­ra­my się prze­ko­nać pe­da­go­gów, że na na­ukę dzie­jów naj­now­szych jest miej­sce za­wsze i wszę­dzie – nie tyl­ko na lek­cji hi­sto­rii, ale tak­że ję­zy­ka pol­skie­go, wie­dzy o spo­łe­czeń­stwie, wie­dzy o kul­tu­rze, re­li­gii, fi­lo­zo­fii. Wspie­ra­my na­uczy­cie­li nie tyl­ko po­przez roz­ma­ite­go ro­dza­ju pu­bli­ka­cje, ale tak­że dzia­ła­nia „czyn­ne”.

W ra­mach pro­jek­tu „Lek­cje z hi­sto­rii naj­now­szej” szko­ła ma moż­li­wość za­pro­sze­nia wy­kła­dow­cy. Ta­kich otwar­tych dla nas szkół jest bar­dzo wie­le – nie­ste­ty, zda­rza się, że ze wzglę­du na brak pra­cow­ni­ków mu­si­my re­du­ko­wać licz­bę zgło­szeń. Na­uczy­cie­le otrzy­mu­ją od nas rów­nież wspar­cie w po­sta­ci róż­ne­go typu ma­te­ria­łów edu­ka­cyj­nych. Za­wie­ra­ją one do­ku­men­ty do­ty­czą­ce jed­ne­go te­ma­tu, dzie­lą się na ma­te­ria­ły dla ucznia i dla na­uczy­cie­la. Tek ta­kich wy­da­li­śmy już 13. W grud­niu doj­dzie ko­lej­na lek­cja ofe­ro­wa­na w tej po­sta­ci – pa­kiet edu­ka­cyj­ny po­świę­co­ny Po­la­kom ra­tu­ją­cym Ży­dów w cza­sie II woj­ny świa­to­wej. To lek­cja bar­dzo ocze­ki­wa­na przez na­uczy­cie­li.

A skąd na­uczy­cie­le wie­dzą o ich ist­nie­niu?

Kom­plet tek bez­płat­nie tra­fił do wszyst­kich pol­skich szkół po­nad­pod­sta­wo­wych, bi­blio­tek pe­da­go­gicz­nych, ośrod­ków kształ­ce­nia i do­sko­na­le­nia na­uczy­cie­li. W su­mie, w oko­ło pięt­na­stu ty­sią­cach miejsc zna­la­zły się na­sze wy­daw­nic­twa edu­ka­cyj­ne. Czę­sto do szkół bez­płat­nie roz­sy­ła­my inne pu­bli­ka­cje. Tak sta­ło się np. w wy­pad­ku gło­śne­go Atla­su pol­skie­go pod­zie­mia nie­pod­le­gło­ścio­we­go 1944–1945.

Ta­nie to nie jest!

Na pew­no, ale ta­kie ak­cje są w Pol­sce bar­dzo po­trzeb­ne i na pew­no nie na­le­ży ich mie­rzyć pie­niędz­mi! Poza tym szko­ły nie za­wsze stać na za­kup ma­te­ria­łów edu­ka­cyj­nych! Z in­for­ma­cji zwrot­nych – mej­li, po­dzię­ko­wań – wie­my, że na­sze opra­co­wa­nia „nie ku­rzą się na pół­kach”, są wy­ko­rzy­sty­wa­ne na bie­żą­co.

Pro­wa­dzi­cie tak­że szko­le­nia pe­da­go­gów, jak wie­lu z nich prze­szło przez wa­sze sale?

Trud­no ich po­li­czyć, szko­le­nia są pro­wa­dzo­ne nie tyl­ko cen­tral­nie, pro­wa­dzi je każ­dy z na­szych 11 od­dzia­łów te­re­no­wych oraz kil­ka de­le­ga­tur. Czę­sto jest tak, że oso­by prze­szko­lo­ne przy­cho­dzą na na­stęp­ne szko­le­nia, każ­de z nich jest prze­cież po­świę­co­ne in­ne­mu te­ma­to­wi. Oso­by zgła­sza­ją­ce się do nas są za­in­te­re­so­wa­ne po­głę­bia­niem swo­jej wie­dzy. To war­tość sama w so­bie, owo­cu­ją­ca zresz­tą wie­lo­ma ini­cja­ty­wa­mi. Na­sze pro­po­zy­cje nie ogra­ni­cza­ją się bo­wiem tyl­ko do ofe­ro­wa­nia po­mo­cy na­uko­wych, ale tak­że do ani­mo­wa­nia sze­ro­kiej dzia­łal­no­ści zwią­za­nej z naj­now­szy­mi dzie­ja­mi Pol­ski.

O ska­li po­trzeb niech świad­czy cho­ciaż­by od­zew, z ja­kim spo­tkał się pro­jekt edu­ka­cyj­ny „Opo­wiem Ci o wol­nej Pol­sce”, któ­re­go dru­ga edy­cja roz­po­czę­ła się w tym roku. Re­ali­zu­je­my go wspól­nie z Mu­zeum Po­wsta­nia War­szaw­skie­go i Cen­trum Edu­ka­cji Oby­wa­tel­skiej. W pierw­szej edy­cji wzię­ło udział po­nad 900 szkół – pod­sta­wo­wych i po­nad­pod­sta­wo­wych – w ca­łym kra­ju. Pro­jekt ten jest skie­ro­wa­ny tak­że do pol­skich szkół ist­nie­ją­cych za gra­ni­ca­mi kra­ju od Nie­miec do Ka­zach­sta­nu. W mi­nio­nym roku pro­jekt ten efek­tow­nie wy­padł w Gre­cji, Fran­cji, na Li­twie. Szcze­gól­nie cie­ka­wa była pra­ca przy­go­to­wa­na przez uczniów z Pol­skiej Szko­ły Spo­łecz­nej w Brze­ściu na Bia­ło­ru­si. Po­wstał film do­ku­men­tal­ny, po­ka­zu­ją­cy hi­sto­rię kon­spi­ra­cyj­ne­go Związ­ku Obroń­ców Wol­no­ści. Mło­dzie­ży uda­ło się głę­bo­ko udo­ku­men­to­wać mię­dzy in­ny­mi ak­cję nisz­cze­nia przez So­wie­tów pol­skich ksią­żek w la­tach 1945–1950. Ucznio­wie ze­bra­li na­gra­nia re­la­cji świad­ków, spi­sa­li ty­tu­ły, usta­li­li obiek­ty. Zna­leź­li do­ku­men­ty, któ­rych nie uda­ło się od­na­leźć na­szym na­ukow­com.

Kon­ty­nu­uje­cie kon­kur­sy hi­sto­rycz­ne prze­zna­czo­ne dla mło­dzie­ży?

Każ­de­go roku pro­po­nu­je­my róż­ne­go typu kon­kur­sy – za­rów­no re­gio­nal­ne, jak i ogól­no­pol­skie. W tym roku te­ma­tem jest: „Na dro­dze ku wol­no­ści – spo­łe­czeń­stwo pol­skie w la­tach 80. XX wie­ku. Do­świad­cze­nia świad­ka hi­sto­rii”. A więc zbie­ra­nie re­la­cji, iko­no­gra­fii, do­ku­men­tów. Tu wspo­mnę, że je­ste­śmy po­zy­tyw­nie za­sko­cze­ni po­pu­lar­no­ścią wspo­mnia­ne­go już wcze­śniej pro­gra­mu „Opo­wiem Ci o wol­nej Pol­sce”, pro­jek­tu, któ­ry w prze­ci­wień­stwie do kon­kur­su nie nie­sie żad­nych na­gród, wy­róż­nień. Ale, ge­ne­ral­nie stwier­dzić na­le­ży, że obie ini­cja­ty­wy bar­dzo do­brze się uzu­peł­nia­ją.

Trze­ba by jesz­cze po­wie­dzieć o wa­szej dzia­łal­no­ści wy­daw­ni­czej, wy­sta­wien­ni­czej…

Biu­ro Edu­ka­cji Pu­blicz­nej wy­da­ło po­nad 500 ksią­żek. Przy­go­to­wa­li­śmy po­nad 200 wy­staw, za­rów­no prze­zna­czo­nych do pre­zen­ta­cji w obiek­tach za­mknię­tych, jak i ple­ne­ro­wych. Każ­da taka wy­sta­wa jest pre­zen­to­wa­na wie­le razy – ozna­cza to więc, że licz­ba eks­po­zy­cji się­ga kil­ku ty­się­cy. Co waż­ne, na­sze wy­sta­wy po­wsta­ją za­rów­no w ję­zy­ku pol­skim, jak i w ję­zy­kach ob­cych. Na przy­kład wy­sta­wa „In­wa­zja 68” przy­go­to­wa­na była w ję­zy­ku pol­skim, cze­skim i sło­wac­kim. Tak­że wie­lo­ję­zycz­na jest wy­sta­wa „Wy­gnań­cy”. Po­ka­za­li­śmy ją z suk­ce­sem w Bruk­se­li, te­raz je­dzie do Fran­cji. Wspól­nie z Nie­miec­kim In­sty­tu­tem Hi­sto­rycz­nym w War­sza­wie opra­co­wa­li­śmy dwu­ję­zycz­ną wy­sta­wę o zbrod­niach We­hr­mach­tu z po­cząt­ków II woj­ny. Jej nie­miec­ka wer­sja w tej chwi­li krą­ży po Niem­czech.

Uzu­peł­nia­jąc ob­raz na­szych dzia­łań, mu­szę też wspo­mnieć o no­ta­cjach fil­mo­wych. Ich ce­lem jest ze­bra­nie jak naj­więk­szej ilo­ści ma­te­ria­łu do­ty­czą­ce­go lat 1939–1989, świad­ków, bo­ha­te­rów – re­je­stra­cja lu­dzi, któ­rzy od­cho­dzą. Na przy­kład uczest­ni­cy II woj­ny, tak­że ci uczest­ni­czą­cy w wal­kach nie­pod­le­gło­ścio­wych po za­koń­cze­niu II woj­ny. Te no­ta­cje obec­ne będą za rok i za sto lat, po­zo­sta­ną po na­szej epo­ce. Kie­dyś może zo­sta­ną wy­ko­rzy­sta­ne, re­je­stru­jąc je, da­je­my szan­sę na ta­kie za­ist­nie­nie. Uda­ło się nam do­ko­nać za­pi­su wspo­mnień ks. Zdzi­sła­wa Pesz­kow­skie­go czy ar­cy­bi­sku­pa Ka­zi­mie­rza Maj­dań­skie­go.

Wa­sze, tj. BEP–u, pla­ny na naj­bliż­szy czas…

W przy­szłym roku przy­pa­da­ją dwie waż­ne, okrą­głe rocz­ni­ce. Rok 1939, oraz 1989. Wy­ma­ga­ją one od­po­wied­niej opra­wy, uho­no­ro­wa­nia z na­szej stro­ny. Oczy­wi­ście dużo za­le­ży od tego, ja­ki­mi fun­du­sza­mi bę­dzie­my dys­po­no­wa­li. Nie­ste­ty, nie wszy­scy w Pol­sce zda­ją so­bie spra­wę, jak waż­na jest na­sza dzia­łal­ność, jak po­trzeb­na. Co wię­cej, zda­rza­ją się zu­peł­nie ku­rio­zal­ne sy­tu­acje, gdy np. pu­bli­cy­ści po­tra­fią wy­gła­szać dłu­gie ty­ra­dy o ko­niecz­no­ści li­kwi­da­cji IPN–u, ale milk­ną za­py­ta­ni o kon­kret­ne przy­kła­dy na­szej dzia­łal­no­ści, czy np. o po­da­nie 3–4 ty­tu­łów wy­da­nych przez nas opra­co­wań. Prze­ra­że­nie wręcz ogar­nia, gdy słu­cha się To­ma­sza Lisa, któ­ry po­tra­fi na­zwać IPN In­sty­tu­tem Pod­ju­dza­nia Na­ro­do­we­go i do­ma­gać się li­kwi­da­cji IPN–u. Na­zwać taką po­sta­wę dy­le­tan­ty­zmem to na­zwać o wie­le za skrom­nie!

Ten chuligan Bobkowski

hu­li­gan wol­no­ści, tak za­ty­tu­ło­wa­no wy­sta­wę po­świę­co­ną An­drze­jo­wi Bob­kow­skie­mu. Pi­sarz ten w swo­im naj­waż­niej­szym dzie­le, tj. w dzien­ni­ku za­ty­tu­ło­wa­nym Szki­ce piór­kiem, sfor­mu­ło­wał jed­ną z ory­gi­nal­niej­szych de­fi­ni­cji wol­no­ści: „Czło­wiek wol­ny, in­te­lek­tu­ali­sta, pi­sarz i po­eta na­praw­dę wol­ny, któ­ry chce być wol­ny, bę­dzie do koń­ca tego świa­ta miał coś z chu­li­ga­na”. Wy­sta­wa zo­sta­ła otwar­ta w kwiet­niu 2008 roku w bu­dyn­ku Pod­cho­rą­żów­ki w war­szaw­skich Ła­zien­kach. Po­cząt­ko­wo ter­min za­mknię­cia wy­zna­czo­no na ko­niec sierp­nia, jed­nak jej nie­usta­ją­ca po­pu­lar­ność spo­wo­do­wa­ła de­cy­zję o prze­su­nię­ciu tego ter­mi­nu do koń­ca roku. Dało to, m.in., moż­li­wość urzą­dze­nia pi­sa­rzo­wi 95. uro­dzin wy­pa­da­ją­cych w paź­dzier­ni­ku. To, z ko­lei, sta­ło się do­brym pre­tek­stem dla me­dial­ne­go przy­po­mnie­nia tak jego po­sta­ci, jak i sa­mej eks­po­zy­cji.

Głów­nym ani­ma­to­rem uro­dzi­no­we­go spo­tka­nia była Jo­an­na Po­dol­ska, ba­dacz­ka in­te­re­su­ją­ca się Bob­kow­skim nie od dziś, czy od roku. Zna­ny jest np. jej wy­wiad prze­pro­wa­dzo­ny w roku 1999 z Je­rzym Gie­droy­ciem. Re­dak­tor po­pro­szo­ny o oce­nę Szki­ców piór­kiem, stwier­dził: „To jest jed­na z naj­waż­niej­szych ksią­żek opu­bli­ko­wa­nych przez In­sty­tut Li­te­rac­ki”. W tej sa­mej roz­mo­wie pada wie­le cie­ka­wych in­for­ma­cji do­ty­czą­cych ży­cio­ry­su au­to­ra Szki­ców…, jak np. ta, że – być może – waż­nym po­wo­dem wy­jaz­du Bob­kow­skich z Pol­ski wio­sną 1939 roku było jego, nie­opatrz­ne, to­wa­rzy­skie za­plą­ta­nie w krę­gi in­fil­tro­wa­ne przez wy­wiad nie­miec­ki (oj­ciec był ge­ne­ra­łem WP). Ofi­cjal­nie przy­by­li wów­czas do Pa­ry­ża, aby wkrót­ce wsia­dać na sta­tek pły­ną­cy do Bu­enos Aires. Bob­kow­ski, eko­no­mi­sta z wy­kształ­ce­nia, miał pod­jąć pra­cę w przed­sta­wi­ciel­stwie Pol­skie­go Eks­por­tu Że­la­za. Ter­min wy­jaz­du był cią­gle prze­su­wa­ny. Do Ame­ry­ki Po­łu­dnio­wej, i to do Gwa­te­ma­li, a nie Ar­gen­ty­ny, Bob­kow­scy do­tar­li do­pie­ro w roku 1948, i to nie w po­go­ni za pra­cą, a w uciecz­ce przed ko­mu­ni­zmem za­le­wa­ją­cym Eu­ro­pę.

spo­tka­nie uro­dzi­no­we

Naj­waż­niej­szy­mi uczest­ni­ka­mi spo­tka­nia uro­dzi­no­we­go byli bra­cia Ju­lio i Fer­nan­do Qu­eve­do. Ucznio­wie, ale i świad­ko­wie ży­cia i dzia­łań pol­skie­go pi­sa­rza w Gwa­te­ma­li. Zna­la­zła ich dwa lata temu wspo­mi­na­na już Jo­an­na Po­dol­ska, ona też zde­cy­do­wa­ła się ich za­pro­sić do oj­czy­zny ich mi­strza, pa­tro­na. Mi­strza mo­de­lar­stwa awia­cyj­ne­go, pa­tro­na w ży­ciu.

Bob­kow­ski mo­de­le sa­mo­lo­tów bu­do­wał od daw­na, od cza­su uczęsz­cza­nia do kra­kow­skie­go gim­na­zjum. To była pa­sja nie­wąt­pli­wie rów­na tej bar­dziej zna­nej w jego ży­cio­ry­sie – wy­pra­wom ro­we­ro­wym. W Gwa­te­ma­li, szu­ka­jąc spo­so­bu na uzy­ska­nie środ­ków do ży­cia, owe mo­de­lar­stwo prze­ło­żył na ję­zyk biz­ne­su. Uda­ło się, tak­że fi­nan­so­wo. Do­chód z tej dzia­łal­no­ści był waż­nym uzu­peł­nie­niem pra­cy eta­to­wej pi­sa­rza w gwa­te­mal­skim urzę­dzie. Ale uda­ło się tak­że w wy­mia­rze za­pew­ne nie­ocze­ki­wa­nym przez Bob­kow­skie­go, w jego szkół­ce mo­de­lar­skiej kle­iło się mo­de­le, mon­to­wa­ło je, ale jed­no­cze­śnie sta­ła się ona miej­scem dys­ku­sji fi­lo­zo­ficz­nych, po­li­tycz­nych. Dla mło­dych – szko­łą ży­cia, war­to­ści. Wspo­mi­na­ją­cy dziś tam­te lata bra­cia Qu­eve­do pod­kre­śla­ją nie­po­wta­rzal­ność at­mos­fe­ry pa­nu­ją­cej po­mię­dzy nimi. Do jego skle­pu wpa­da­li po dwa, trzy razy w ty­go­dniu, dla roz­mo­wy, dla spo­tka­nia.

Po­zna­li się je­sie­nią 1949 roku. Dłu­go nie wie­dzie­li o jego kra­ju po­cho­dze­nia. On przed­sta­wiał się jako miesz­ka­niec Eu­ro­py, a do­kład­niej ucie­ki­nier z owe­go kon­ty­nen­tu. Roz­mo­wy z nim uod­por­nia­ły mło­dych na le­wi­co­we złu­dze­nia dość gę­sto już krą­żą­ce po Ame­ry­ce. Bra­cia do­sko­na­le za­pa­mię­ta­li wy­pra­wę na za­wo­dy mo­de­lar­skie do No­we­go Jor­ku, ale i za­chwyt Bob­kow­skie­go tym mia­stem. Po­dob­no zde­cy­do­wał się by­wać tam choć raz w roku, i po­dob­no uda­wa­ło mu się to. Pod ko­niec lat pięć­dzie­sią­tych je­den z bra­ci – wów­czas stu­dent me­dy­cy­ny – stał się od­kryw­cą strasz­nej cho­ro­by Bob­kow­skie­go. Me­dy­cy­na była bez­rad­na, pi­sarz zmarł w 1961 roku.

W tym paź­dzier­ni­ko­wym dniu uro­dzin „Boba” (bo tak o nim i wte­dy, i dziś mó­wią) bra­cia Qu­eve­do otrzy­ma­li z rąk wi­ce­mi­ni­stra kul­tu­ry i dzie­dzic­twa na­ro­do­we­go To­ma­sza Mer­ty od­zna­ki Za­słu­żo­nych dla kul­tu­ry pol­skiej. Wrę­cza­ją­cy wy­róż­nie­nia wy­ra­ził im wdzięcz­ność za sta­ran­ność, ale i wa­run­ki, ja­kie stwo­rzy­li dla prze­trwa­nia dzie­ła Bob­kow­skie­go. To oni prze­cho­wa­li jego rę­ko­pi­sy, ar­chi­wum, a po­tem tak­że te po­zo­sta­łe po Bar­ba­rze (któ­ra była m.in. po­et­ką, ale i cie­ka­wą ma­lar­ką). To oni cier­pli­wie cze­ka­li dwa­dzie­ścia pięć lat na moż­li­wość prze­ka­za­nia owej spu­ści­zny w od­po­wied­nie ręce. Dziś zna­la­zła się ona w Pol­sce.

To oni, wresz­cie, po śmier­ci Bob­kow­skie­go, na­mó­wi­li swo­je­go ojca na przy­ję­cie zmar­łe­go do ich ro­dzin­ne­go mau­zo­leum. Po­tem, w roku 1982, zna­leź­li tam miej­sce tak­że i dla Bar­ba­ry.

Spo­tka­nie uro­dzi­no­we uroz­ma­ico­no m.in. od­two­rze­niem wy­wia­du, ja­kie­go au­tor Szki­ców piór­kiem udzie­lił red. Ta­de­uszo­wi No­wa­kow­skie­mu z Ra­dia Wol­na Eu­ro­pa. Wcze­śniej ze­bra­nym po­ka­za­no ama­tor­ski film re­je­stru­ją­cy, bli­żej nie­usta­lo­ne, za­wo­dy mo­de­lar­skie. Brał w nich udział Bob­kow­ski wraz ze swo­imi ucznia­mi. Już w peł­ni pro­fe­sjo­nal­nym fil­mem był List z Gwa­te­ma­li Anny Kwiat­kow­skiej i To­ma­sza Ru­do­mi­no zre­ali­zo­wa­ny przez TVP. Film ten jest pró­bą przed­sta­wie­nia bio­gra­fii pi­sa­rza. Jest więc tu obec­na Pol­ska przed­woj­nia, jest Pa­ryż lat oku­pa­cji nie­miec­kiej. Jest Gwa­te­ma­la w zdję­ciach ar­chi­wal­nych, ale i ta współ­cze­sna. Oglą­da­my m.in. roz­mo­wy z kil­ko­ma zna­jo­my­mi Bob­kow­skie­go. Film przy­bli­ża m.in. hi­sto­rię skle­pu Bob­kow­skie­go, czy­li co­raz le­piej roz­wi­ja­ją­ce­go się biz­ne­su. Sam sklep ist­niał do lat 80. Do dziś dzia­ła klub mo­de­lar­ski za­ło­żo­ny przez pol­skie­go pi­sa­rza. Klu­bo­wi przy­był no­wo­cze­sny sprzęt, dys­po­nu­je wła­snym mi­ni­lot­ni­skiem itp. Wśród mło­dzie­ży zaj­mu­ją­cej się dziś mo­de­lar­stwem są wnu­ki bra­ci Qu­eve­do, ale tak­że wnu­ki wie­lu in­nych by­łych uczniów Bob­kow­skie­go. Jak wcze­śniej ich oj­co­wie, a sy­no­wie przy­ja­ciół mi­strza.

By­łem tam, pi­łem wino czer­wo­ne, roz­ma­wia­łem. Atrak­cyj­ność uro­dzin, ale i wy­sta­wy to atrak­cyj­ność zwy­kło­ści, nor­mal­no­ści. Bob­kow­ski nie­na­wi­dził póz, sztucz­no­ści. Tak w li­te­ra­tu­rze, jak i w ży­ciu co­dzien­nym. I ta­kie też pro­por­cje uda­ło się utrzy­mać au­to­rom wy­sta­wy – po­mię­dzy uka­zy­wa­niem wiel­ko­ści pi­sa­rza, jego nie­po­wta­rzal­no­ści, ory­gi­nal­no­ści a miej­scem, ja­kie so­bie zna­lazł, wy­pra­co­wał w spo­łe­czeń­stwie, wśród są­sia­dów. Czy to we Fran­cji, czy w Gwa­te­ma­li.

Za wła­ści­wą pu­en­tę spo­tka­nia na­le­ży uznać po­mysł wy­da­nia po hisz­pań­sku tomu pro­zy Bob­kow­skie­go, no­wel zwią­za­nych te­ma­tycz­nie z po­by­tem pi­sa­rza na tam­tym kon­ty­nen­cie. Do­brym pre­tek­stem bę­dzie nad­cho­dzą­ca 100. rocz­ni­ca uro­dzin au­to­ra Szki­ców piór­kiem. Tu nie­wąt­pli­wie przy­dat­ne by­ło­by wspar­cie tej ini­cja­ty­wy wy­daw­ni­czej ze stro­ny władz.

zga­dza się ad­res, ter­min i ju­bi­lat

Nie tyl­ko ja by­łem na tych uro­dzi­nach. Był tam tak­że Woj­ciech Cie­śla, o czym mogę wy­czy­tać w ar­ty­ku­le „Ta­jem­ni­ca kar­to­nu z 208 East. St” za­miesz­czo­nym kil­ka dni temu w „Dzien­ni­ku” (22/23.11 br.). W każ­dym ra­zie – zga­dza się ad­res, ter­min i ju­bi­lat. Wszyst­ko po­zo­sta­łe do­ty­czy jed­nak jak­by zu­peł­nie in­nej im­pre­zy i in­nej oso­by. Po pierw­sze, we­dle au­to­ra tek­stu, Bob­kow­ski to dziś obiekt „kul­tu i ce­le­bry”. A same uro­dzi­ny to, jak pi­sze: „re­gu­lar­na, pań­stwo­wa aka­de­mia: był mi­ni­ster kul­tu­ry, ele­ganc­kie star­sze pa­nie, od­zna­cze­nia”. W su­mie, jak oce­nia: „sztyw­na pom­pa”… A „zna­jo­my ba­dacz” pi­szą­ce­go miał po­wie­dzieć: „Ten wy­syp «bob­kowsz­czan» to ist­na pla­ga i za­ra­za ja­kaś. Wi­dział pan li­sty do mat­ki wy­da­ne przez «Twój Styl»? To ja­kaś zgro­za”. Cie­śla skrom­nie w tym mo­men­cie stwier­dza, że – po­mi­mo wszyst­ko – „Bob­kow­ski na zmar­twych­wsta­nie za­słu­żył”…

Po lek­tu­rze ar­ty­ku­łu w „Dzien­ni­ku” ro­dzi się py­ta­nie: po co tekst ten po­wstał? Jest i dru­gie py­ta­nie: ja­kie są sym­pa­tie au­to­ra? Ceni Bob­kow­skie­go czy by­naj­mniej?! Z ko­lei pod­ty­tuł ar­ty­ku­łu, in­for­mu­ją­cy o od­na­le­zie­niu rę­ko­pi­su Szki­ców piór­kiem, su­ge­ro­wał choć­by pró­bę wy­ja­śnie­nia za­rzu­tów, ja­ko­by Bob­kow­ski do no­ta­cji z lat 1939–1945 do­pi­sał swo­ją wie­dzę z lat póź­niej­szych. Cie­śla ze swo­je­go kon­tak­tu z rę­ko­pi­sem wy­cią­ga dwa wnio­ski. Pierw­szy ka­te­go­rycz­nie stwier­dza, że „prze­cho­wy­wa­ne w No­wym Jor­ku ze­szy­ty róż­nią się od dzien­ni­ka zna­ne­go z edy­cji książ­ko­wej”. Dru­gi, na­to­miast, prze­ciw­nie: „Rę­ko­pis zna­le­zio­ny w No­wym Jor­ku raz na za­wsze roz­wie­wa wszel­kie wąt­pli­wo­ści: An­drzej Bob­kow­ski na pew­no nie był oszu­stem”… Chcia­ło­by się po­wie­dzieć: chroń nas Boże od ta­kich obroń­ców, z wro­ga­mi damy so­bie sami radę!

Na szczę­ście dla praw­dy ist­nie­je wy­po­wiedź Gie­droy­cia sfor­mu­ło­wa­na w przy­wo­ła­nym już po­wy­żej wy­wia­dzie z roku 1999. Re­dak­tor „Kul­tu­ry” zde­cy­do­wa­nie po­twier­dza zgod­ność rę­ko­pi­su Szki­ców piór­kiem z ory­gi­na­łem!

Grze­gorz Eber­hardt

Wy­sta­wa „Chu­li­gan wol­no­ści” w no­wym roku ru­szy w ob­jazd kra­ju. To do­bra wia­do­mość dla nie–war­sza­wia­ków. Miesz­kań­cy sto­li­cy mogą ją jesz­cze oglą­dać do koń­ca grud­nia w Ła­zien­kach Kró­lew­skich, w Pod­cho­rą­żów­ce, od wtor­ku do nie­dzie­li w go­dzi­nach 9.00 – 15.30 (wstęp wol­ny).

Przywracanie pamięci

od­zi­na Ko­wal­skich, Ulmów, Hen­ryk Sła­wik i ty­sią­ce in­nych Po­la­ków… po­ma­ga­ło w cza­sie woj­ny Ży­dom. Naj­wyż­szy czas, aby upa­mięt­nić ich bo­ha­ter­stwo.

„W get­cie war­szaw­skim, za mu­rem od­ci­na­ją­cym od świa­ta, kil­ka­set ty­się­cy ska­zań­ców cze­ka na śmierć. Nie ist­nie­je dla nich na­dzie­ja ra­tun­ku, nie nad­cho­dzi zni­kąd po­moc. Uli­ca­mi prze­bie­ga­ją opraw­cy, strze­la­jąc do każ­de­go, kto się ośmie­li wyjść z domu. Strze­la­ją po­dob­nie do każ­de­go, kto sta­nie w oknie. Na jezd­ni wa­la­ją się nie­po­grze­ba­ne tru­py (…). Kto mil­czy w ob­li­czu mor­du – sta­je się wspól­ni­kiem mor­der­cy. Kto nie po­tę­pia – ten przy­zwa­la”.

Tak pi­sa­ła Zo­fia Kos­sak–Szczuc­ka w roku 1942 w sze­ro­ko kol­por­to­wa­nej ulot­ce. Po­la­cy nie tyl­ko pro­te­sto­wa­li słow­nie, pro­te­sto­wa­li czyn­nie po­ma­ga­jąc prze­śla­do­wa­nym Ży­dom. Ro­bi­li tak po­mi­mo gro­żą­cej za to kary śmier­ci. A prze­wi­dy­wa­na była ona za każ­dą for­mę po­mo­cy; od pod­wie­zie­nia fur­man­ką, po na­kar­mie­nie, udzie­le­nie da­chu nad gło­wą. Śmier­cią ka­ra­no rów­nież za nie­po­in­for­mo­wa­nie oku­pan­ta o miej­scu ukry­wa­nia się prze­śla­do­wa­ne­go! Nie­miec­ki­mi ofia­ra­mi czę­sto sta­wa­ły się całe pol­skie ro­dzi­ny, a na­wet ich są­sie­dzi. Pa­lo­ne były ich obej­ścia, re­kwi­ro­wa­no ma­ją­tek. Po­mi­mo ta­kich za­gro­żeń, w po­moc eks­ter­mi­no­wa­ne­mu na­ro­do­wi za­an­ga­żo­wa­ło się w cza­sie oku­pa­cji po­nad mi­lion Po­la­ków. Do po­mo­cy tej wzy­wa­ły tak­że wła­dze pod­ziem­ne, wzy­wał gen. Si­kor­ski.

W pod­ziem­nym „Biu­le­ty­nie In­for­ma­cyj­nym” in­for­mo­wa­no o po­mo­cy udzie­la­nej ukry­wa­ją­cym się i ostrze­ga­no jed­no­cze­śnie:

„Zna­la­zły się jed­nost­ki wy­zu­te ze czci i su­mie­nia, re­kru­tu­ją­ce się ze świa­ta prze­stęp­cze­go, któ­re stwo­rzy­ły so­bie nowe źró­dło wy­stęp­ne­go do­cho­du przez szan­ta­żo­wa­nie Po­la­ków ukry­wa­ją­cych Ży­dów i Ży­dów sa­mych”.

I były to nie tyl­ko ostrze­że­nia, pod­ziem­ne sądy wy­da­wa­ły wy­ro­ki śmier­ci na szmal­cow­ni­ków, do­no­si­cie­li. Na przy­kład 7 lip­ca 1943 roku ska­za­no na śmierć Bo­gu­sła­wa Pil­ni­ka

„za szan­ta­żo­wa­nie i wy­da­wa­nie w ręce władz nie­miec­kich ukry­wa­ją­cych się oby­wa­te­li pol­skich na­ro­do­wo­ści ży­dow­skiej”.

A w trak­cie walk w get­cie, w kwiet­niu 1943 roku „Biu­le­tyn” przy­po­mi­nał:

„Po­moc dla zbie­głych z pło­ną­ce­go get­ta Ży­dów jest dla nas su­ro­wym chrze­ści­jań­skim obo­wiąz­kiem”.

„W get­cie war­szaw­skim, za mu­rem od­ci­na­ją­cym od świa­ta, kil­ka­set ty­się­cy ska­zań­ców cze­ka na śmierć. Nie ist­nie­je dla nich na­dzie­ja ra­tun­ku, nie nad­cho­dzi zni­kąd po­moc. Uli­ca­mi prze­bie­ga­ją opraw­cy, strze­la­jąc do każ­de­go, kto się ośmie­li wyjść z domu. Strze­la­ją po­dob­nie do każ­de­go, kto sta­nie w oknie. Na jezd­ni wa­la­ją się nie­po­grze­ba­ne tru­py (…). Kto mil­czy w ob­li­czu mor­du – sta­je się wspól­ni­kiem mor­der­cy. Kto nie po­tę­pia – ten przy­zwa­la” – Zo­fia Kos­sak–Szczuc­ka.

przy­wra­ca­nie pa­mię­ci

O tej pięk­nej pol­skiej kar­cie zwią­za­nej z cza­sem oku­pa­cji nie­miec­kiej wie­my bar­dzo mało. Tak jak mało po­pu­lar­na jest wie­dza o ka­rach dla Po­la­ków za oka­zy­wa­nie po­mo­cy prze­śla­do­wa­nym. Wie­le jest przy­czyn tych luk świa­do­mo­ścio­wych, a cza­sem i prze­kła­mań. Od kil­ku lat sy­tu­acja – na­resz­cie! – za­czy­na ule­gać po­pra­wie. Dwu­krot­nie już Pre­zy­dent RP od­zna­czył Po­la­ków po­ma­ga­ją­cych Ży­dom.

Mniej zna­na jest ini­cja­ty­wa pod­ję­ta przez Biu­ro Edu­ka­cji In­sty­tu­tu Pa­mię­ci Na­ro­do­wej z Na­ro­do­wym Cen­trum Kul­tu­ry, a no­szą­ca na­zwę „Ży­cie za ży­cie”.

Głów­nym prze­sła­niem pro­jek­tu jest upo­wszech­nia­nie wie­dzy na te­mat tej wspa­nia­łej kar­ty hi­sto­rii Pol­ski i Po­la­ków. W jego ra­mach po­ja­wią się bil­l­bo­ar­dy, pla­ka­ty, fil­my do­ku­men­tal­ne, spo­ty te­le­wi­zyj­ne oraz licz­ne pu­bli­ka­cje – pra­so­we i książ­ko­we. IPN wraz z Na­czel­ną Dy­rek­cją Ar­chi­wów Pań­stwo­wych re­ali­zu­je na bie­żą­co kwe­ren­dę w po­szu­ki­wa­niu ko­lej­nych Po­la­ków god­nych opi­sa­nia i wy­róż­nie­nia. Jed­nym z naj­waż­niej­szych punk­tów pro­jek­tu było opra­co­wa­nie i wy­da­nie teki edu­ka­cyj­nej po­świę­co­nej tej spra­wie. Jej ty­tuł to Po­la­cy ra­tu­ją­cy Ży­dów w la­tach II woj­ny świa­to­wej.

lek­cja hi­sto­rii

Pro­mo­cja pa­kie­tu od­by­ła się w war­szaw­skim LO im. Ste­fa­na Ba­to­re­go. IPN od lat ści­śle współ­pra­cu­je z tą szko­łą. Te­ma­tem lek­cji, któ­ra od­by­ła się w tej szko­le, było ra­to­wa­nie Ży­dów w cza­sie oku­pa­cji, a do­kład­niej mó­wiąc – kosz­ty tego ra­to­wa­nia. A więc he­ro­izm tych, któ­rzy na ta­kie dzia­ła­nia jed­nak się od­wa­ży­li.

Po­pu­lar­ny w War­sza­wie „Ba­to­ry” to tak­że szko­ła–le­gen­da. Za­ło­żo­na w roku 1918 jest rów­no­lat­kiem Pol­ski. Jego ab­sol­wen­ci byli ak­tyw­ni we wszyst­kich waż­nych mo­men­tach pol­skiej hi­sto­rii. Tych do­brych i tych tra­gicz­nych. Czę­sto wy­stę­po­wa­li w ak­cjach wy­ma­ga­ją­cych zde­cy­do­wa­nia i od­wa­gi. Wi­ta­ją­ca go­ści dy­rek­tor szko­ły Jo­an­na Ci­choc­ka przy­po­mnia­ła, że sied­miu uczniów Ba­to­re­go, człon­ków ba­onu „Zoś­ka”, tuż po wy­bu­chu po­wsta­nia, wzię­ło udział w ak­cji uwal­nia­nia z „Gę­siów­ki” po­nad trzy­stu więź­niów ży­dow­skich. Na­wią­zu­jąc do pre­zen­to­wa­nej teki edu­ka­cyj­nej, uzna­ła ją za po­zy­cję bar­dzo dłu­go i go­rą­co ocze­ki­wa­ną przez szko­ły w ca­łej Pol­sce.

Żeby ura­to­wać jed­ne­go Żyda, trze­ba było dzia­łań kil­ku­dzie­się­ciu Po­la­ków. Bo nie była to ak­cja jed­no­ra­zo­wa, jed­no­dnio­wa. Oku­pa­cja trwa­ła la­ta­mi, i przez te lata trze­ba było ukry­wa­ne­go uchro­nić od Niem­ca, szmal­cow­ni­ka, ale i od gło­du. Pod­kre­ślił to prof. Jan Ża­ryn, re­pre­zen­tu­ją­cy na spo­tka­niu IPN. Nad każ­dym po­ma­ga­ją­cym Po­la­kiem wi­sia­ła groź­ba kary śmier­ci. Dla sie­bie i naj­bliż­szych. A jed­nak nie bra­ko­wa­ło od­waż­nych. Po woj­nie, szcze­gól­nie w cza­sach PRL–u, na­ro­dził się – wy­god­ny dla ko­mu­ni­stów – ste­reo­typ Po­la­ka, Po­la­ka–an­ty­se­mi­ty. Ste­reo­typ bar­dzo szko­dli­wy, nie­bez­piecz­ny i przede wszyst­kim nie­uczci­wy! Jed­nym z ele­men­tów wal­ki o praw­dę są dzia­ła­nia pod­ję­te w ra­mach pro­jek­tu „Ży­cie za ży­cie”, w tym pre­zen­to­wa­na w „Ba­to­rym” teka. Za jej naj­waż­niej­sze­go ad­re­sa­ta prof. Ża­ryn uwa­ża mło­dzież, i do niej też ape­lu­je o pod­ję­cie wal­ki o do­bre imię Po­la­ka. Za­po­wia­da na­stęp­ną od­sło­nę „Ży­cia za ży­cie”. Na­stą­pi ona w mar­cu 2009 roku, w rocz­ni­cę za­mor­do­wa­nia przez Niem­ców ro­dzi­ny Ulmów, któ­rzy zgi­nę­li, po­nie­waż nie­śli po­moc Ży­dom.

Krzysz­tof Du­dek, dy­rek­tor Na­czel­ne­go Cen­trum Kul­tu­ry, w swo­im wy­stą­pie­niu ob­szer­nie po­in­for­mo­wał o stro­nie in­ter­ne­to­wej uru­cho­mio­nej w związ­ku z re­ali­za­cją pro­jek­tu (www.zy­cie­za­zy­cie.pl). Za­wie­ra ona licz­ne do­ku­men­ty, ar­chi­wa­lia, ale i akty praw­ne uświa­da­mia­ją­ce, jak dra­koń­skie kary gro­zi­ły Po­la­kom za wszel­ką po­moc udzie­la­ną Ży­dom, na­wet tę naj­drob­niej­szą. Na stro­nie znaj­du­ją się tak­że prze­słu­cha­nia osób za­trzy­ma­nych za wspo­ma­ga­nie Ży­dów. Tam rów­nież moż­na zna­leźć li­stę osób uho­no­ro­wa­nych przez Yad Va­shem; na 22 ty­sią­ce na­zwisk po­nad sześć ty­się­cy to na­zwi­ska Po­la­ków. Koń­cząc pre­zen­ta­cję stro­ny, Du­dek go­rą­co na­ma­wiał mło­dzież do współ­pra­cy.

Stro­na bę­dzie się da­lej roz­wi­ja­ła, wkrót­ce po­wsta­nie jej wer­sja an­giel­sko­ję­zycz­na. To bar­dzo waż­ne dla po­pu­la­ry­za­cji za gra­ni­cą wła­ści­we­go, praw­dzi­we­go por­tre­tu Po­la­ka. Re­ali­za­cja pro­jek­tu „Ży­cie za ży­cie” jest nie­zbęd­na dla pro­ce­su bu­do­wa­nia w spo­łe­czeń­stwie po­czu­cia dumy z fak­tu by­cia Po­la­kiem – do­da­je dy­rek­tor NCK.

upa­mięt­nić bo­ha­te­rów

Ma­ciej Paw­lic­ki, pro­du­cent fil­mów re­ali­zo­wa­nych w ra­mach pro­jek­tu, przez kil­ka lat pra­co­wał w USA. Bę­dąc tam, bez­rad­nie no­to­wał po­ja­wia­ją­ce się „do­wo­dy” na rze­ko­mo wro­dzo­ny an­ty­se­mi­tyzm Po­la­ków. Dziś za swój obo­wią­zek uwa­ża do­star­cze­nie mło­dym Po­la­kom praw­dzi­wej wie­dzy na ten te­mat. Za naj­waż­niej­sze w tej „dys­ku­sji” uwa­ża uświa­da­mia­nie spo­łe­czeń­stwom na Za­cho­dzie za­gro­żeń wów­czas wi­szą­cych nad Po­la­ka­mi, de­cy­du­ją­cy­mi się na ra­to­wa­nie Ży­dów. O nich bę­dzie też mó­wił ak­tu­al­nie re­ali­zo­wa­ny – w re­ży­se­rii Ar­ka­diu­sza Go­łę­biew­skie­go – film „Ro­dzi­na Ko­wal­skich”. Opi­su­je on zbrod­nię do­ko­na­ną przez Niem­ców we wsi Cie­pie­lów, gdzie w grud­niu 1942 roku, za po­moc oka­za­ną Ży­dom, wy­mor­do­wa­na zo­sta­ła cała ro­dzi­na.

Uczest­ni­kom spo­tka­nia pro­mo­cyj­ne­go za­pre­zen­to­wa­no pię­cio­mi­nu­to­wy frag­ment tego fil­mu. In­sce­ni­za­cja prze­pla­ta się tam z re­la­cja­mi jesz­cze ży­ją­cych świad­ków wy­da­rzeń. Nie­wąt­pli­wie na dłu­go po­zo­sta­nie w pa­mię­ci wi­dza sce­na za­bi­ja­nia de­ska­mi drzwi domu, kie­dy w środ­ku uwię­zio­na zo­sta­ła ro­dzi­na wraz z ma­ły­mi dzieć­mi. Za chwi­lę Niem­cy dom ob­le­ją ben­zy­ną…

Film ma szan­sę na uzy­ska­nie do­dat­ko­wych środ­ków fi­nan­so­wych, wte­dy sta­nie się pół­to­ra­go­dzin­nym ob­ra­zem. Pre­mie­ra „Ro­dzi­ny Ko­wal­skich” ma na­stą­pić w przy­szłym roku.

uczyć i przy­po­mi­nać

Teka „Po­la­cy ra­tu­ją­cy Ży­dów w la­tach II woj­ny świa­to­wej” – pre­zen­to­wa­na przez jed­ną z jej au­to­rek Ka­mi­lę Sach­now­ską – za­wie­ra m.in. pły­tę DVD z fil­ma­mi opo­wia­da­ją­cy­mi o róż­nych przy­pad­kach, ma­ją­cych miej­sce w cza­sie oku­pa­cji w trak­cie ak­cji po­mo­co­wej Ży­dom. W tece są tak­że pi­sem­ne Ma­te­ria­ły dla na­uczy­cie­la (sce­na­riusz lek­cji, ćwi­cze­nia, bi­blio­gra­fia), Ma­te­ria­ły dla ucznia oraz tzw. kar­ty, czy­li mapy, re­pro­duk­cje ob­wiesz­czeń nie­miec­kich, ale i re­pro­duk­cje do­no­sów na ge­sta­po.

Na­kład ty­tu­łu, tak jak w wy­pad­ku kil­ku­na­stu po­przed­nich, to 15 ty­się­cy eg­zem­pla­rzy. Teka, po­dob­nie jak wcze­śniej­sze, zo­sta­nie ro­ze­sła­na bez­płat­nie do wszyst­kich szkół po­nad­pod­sta­wo­wych. Moż­li­wa jest tak­że re­ali­za­cja za­mó­wień ze stro­ny szkół pod­sta­wo­wych. Dla nich przy­go­to­wa­na jest spe­cjal­na lek­cja i od­dziel­ne ćwi­cze­nia.

W dys­ku­sji, któ­ra na­stą­pi­ła po ofi­cjal­nej czę­ści spo­tka­nia, przy­po­mnia­no m.in. po­stać Hen­ry­ka Sła­wi­ka, czło­wie­ka, któ­ry ura­to­wał przed za­gła­dą po­nad pięć ty­się­cy ży­dow­skich dzie­ci – sam za­pła­cił za to ży­ciem. Przy­po­mi­na­ją­cy tę po­stać za ab­so­lut­nie nie­wła­ści­we uwa­ża na­zy­wa­nie go „pol­skim Wal­len­ber­giem”, to ra­czej Wal­len­ber­ga moż­na by na­zwać „szwedz­kim Sła­wi­kiem”.

Pro­fe­sor Ża­ryn pod­su­mo­wu­jąc spo­tka­nie, wspo­mniał o swo­im nie­daw­nym udzia­le w ob­ra­dach Rady War­sza­wy, de­cy­du­ją­cej o przy­zna­niu lo­ka­li­za­cji po­mni­ka upa­mięt­nia­ją­ce­go po­moc, jaką Po­la­cy nie­śli prze­śla­do­wa­nym Ży­dom. Oce­nia­jąc owo ze­bra­nie, na­zwał je ha­nieb­nym! Oka­zu­je się, że spra­wę po­trak­to­wa­no na rów­ni z kwe­stią lo­ka­li­za­cji… bud­ki z pi­wem. Wnio­sek, w re­zul­ta­cie, od­rzu­co­no. Opo­wieść ta nie za­kłó­ci­ła sa­me­go spo­tka­nia w „Ba­to­rym”, prze­wa­ży­ła sa­tys­fak­cja z po­wo­du wy­da­nia teki po­świę­co­nej tak waż­nej kwe­stii.

Ze­bra­nie za­koń­czył prof. Ża­ryn, ape­lu­jąc do mło­dzie­ży, aby sta­ła się li­sto­no­sza­mi tej do­brej wie­dzy o kon­dy­cji ludz­kiej: „Mo­że­cie być dum­ni z tego, że je­ste­ście Po­la­ka­mi”.

Stan wojennydla filmu dokumentalnego(pią­tek 12 grud­nia 2008)

ie­czór 12 grud­nia 1981 roku za­stał mnie na przy­ję­ciu u Mi­cha­ła Ko­ma­ra, waż­nej po­sta­ci, tak wte­dy, jak i dziś, dla na­sze­go ży­cia li­te­rac­kie­go, kul­tu­ral­ne­go. Al­ko­ho­lu nie było za wie­le (młod­szym po­ko­le­niom przy­po­mnę, że wów­czas al­ko­hol w skle­pach nie tyle był, co by­wał…), nie bra­ko­wa­ło na­to­miast waż­nych roz­mów, dys­ku­sji o przy­szło­ści…

Gdzieś koło 22 go­dzi­ny w drzwi miesz­ka­nia za­stu­ka­ło dwóch mi­li­cjan­tów, szu­ka­li go­spo­da­rza. Zna­le­zio­ne­go za­bra­li ze sobą, nie­da­le­ko, bo spo­tka­nie na­sze od­by­wa­ło się na ul. Ra­ko­wiec­kiej. To był ko­niec przy­ję­cia, go­ście roz­je­cha­li się do do­mów, spe­ku­lu­jąc nad po­wo­da­mi tak na­głe­go za­bra­nia Ko­ma­ra. Ja po­je­cha­łem wraz z prof. Lip­szy­cem do Re­gio­nu na Mo­ko­tow­ską, bio­rąc na sie­bie obo­wią­zek po­wia­do­mie­nia władz Związ­ku o tak ha­nieb­nym czy­nie mi­li­cji!

Je­sie­nią 1981 roku Re­gion Ma­zow­sze NSZZ „So­li­dar­ność” pod­jął de­cy­zję o za­ło­że­niu ze­spo­łu fil­mo­we­go zaj­mu­ją­ce­go się bie­żą­cą re­je­stra­cją wy­da­rzeń. Mia­ła to być pra­ca czy­nio­na nie tyl­ko na po­trze­by ar­chi­wal­ne, pla­ny mie­li­śmy szer­sze, am­bit­niej­sze. Oprócz two­rze­nia sa­mo­dziel­nych ma­te­ria­łów do­ku­men­tal­nych pla­no­wa­li­śmy po­wol­ne po­ko­ny­wa­nie… cen­zu­ry. Bo prze­cież, po­mi­mo wia­do­mych zmian za­cho­dzą­cych w kra­ju, pa­no­wa­ła ona w PRL–u na tzw. cały gwiz­dek! W efek­cie na przy­kład chcąc obej­rzeć film o straj­kach pt. Ro­bot­ni­cy 80, trze­ba było zna­leźć kino po­da­ją­ce w pra­so­wej enun­cja­cji:

„Wszyst­kie se­an­se za­re­zer­wo­wa­ne; godz. 10.00, 12.30, 15.00, 17.30…”

Ty­tu­łu fil­mu próż­no by tam szu­kać!

Pla­no­wa­li­śmy wal­kę z cen­zu­rą pro­wa­dzić tzw. ma­ły­mi kro­ka­mi. Nie wprost, a ra­czej sta­wia­jąc wła­dzę wo­bec kon­kret­nych fak­tów. Pierw­szym mia­ło być stwo­rze­nie sie­ci sal ki­no­wych, któ­re nie pod­le­ga­ły­by kon­tro­li urzęd­ni­czej, a więc i cen­zu­ry. Te sale już ist­nia­ły w set­kach fa­bryk. Bu­do­wa­ne przed laty na wy­rost, w ra­mach ko­lej­nych ak­cji zbli­ża­nia kla­sy ro­bot­ni­czej z in­te­li­gen­cją (lub od­wrot­nie), na ogół świe­ci­ły pust­ka­mi, były za­pusz­czo­ne, cza­sa­mi z nie­spraw­ną już ma­szy­ne­rią. Ale były, wy­star­czy­ło uak­tyw­nić lo­kal­ny ak­tyw związ­ko­wy i pre­zen­to­wać tam np. cy­klicz­nie pro­du­ko­wa­ną Kro­ni­kę Fil­mo­wą So­li­dar­ność (taka też była na­zwa ze­spo­łu po­wsta­ją­ce­go przy Re­gio­nie). Bo i tak na­praw­dę na­szym ce­lem było stwo­rze­nie kon­ku­ren­cji Pol­skiej Kro­ni­ce Fil­mo­wej, bar­dzo wów­czas po­pu­lar­ne­mu ma­ga­zy­no­wi fil­mo­we­mu, fak­tycz­nie bę­dą­cej fil­mo­wą wer­sją „Try­bu­ny Ludu”.

Z Za­cho­du otrzy­ma­li­śmy już pierw­szy sprzęt – ka­me­ra, ma­gne­to­fon. Spre­zen­to­wa­ły nam to, bo­daj­że, wło­skie związ­ki za­wo­do­we. Re­gion obie­cy­wał przy­dzie­le­nie fia­ta, czy­li środ­ka do szyb­kie­go prze­miesz­cza­nia się, nie­zbęd­ne­go dla tego ro­dza­ju pra­cy. Sze­fem mia­ła być Ewa Mi­le­wicz (dziś w re­dak­cji „Ga­ze­ty Wy­bor­czej”). Po­mysł po­wo­li na­bie­rał kon­kret­nych kształ­tów. Czy był on do­bry, czy speł­nił­by swo­je za­po­wie­dzi…? Nie dane nam było uzy­skać od­po­wie­dzi na to py­ta­nie. A sta­ło się tak nie z winy np. na­sze­go nie­zgól­stwa.

Stan wo­jen­ny 1981 roku to punkt gra­nicz­ny w każ­dym pol­skim ży­cio­ry­sie, na do­bre, na złe. Zmu­szał do po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji nie­zna­nych, ba!, nie do po­my­śle­nia na­wet przez czło­wie­ka ży­ją­ce­go w nor­mal­nym świe­cie, nor­mal­nym pań­stwie. Dziś stan wo­jen­ny to po­wszech­na pa­mięć jego ofiar śmier­tel­nych, przy cią­głym bra­ku ja­sne­go, pro­por­cjo­nal­ne­go roz­li­cze­nia spraw­ców tak sa­me­go sta­nu, jak i śmier­ci tych kon­kret­nych lu­dzi. Mniej po­wszech­na jest świa­do­mość strat za­wo­do­wych po­nie­sio­nych przez śro­do­wi­ska fil­mo­we. Ileż ty­się­cy lu­dzi mu­sia­ło po­wtó­rzyć po 13 grud­nia mo­ral­ne de­cy­zje swo­ich oj­ców, dziad­ków, któ­rzy w roku 1944, 1945 i póź­niej, re­zy­gno­wa­li z re­ali­za­cji swo­ich am­bi­cji za­wo­do­wych, in­te­lek­tu­al­nych, nie chcąc fir­mo­wać wro­gie­go im, kra­jo­wi ustro­ju…? To są stra­ty – nie­ste­ty – nie­po­li­czal­ne, ale po­win­no się o nich pa­mię­tać, my­śląc o wy­sta­wia­niu ra­chun­ku strat lu­dziom sto­ją­cym za ogło­sze­niem sta­nu wo­jen­ne­go.

O ile ja do­wie­dzia­łem się o sta­nie wy­jąt­ko­wym/wo­jen­nym już ok. godz. 23.00, gdy to za­sta­wa prof. Lip­szy­ca nie do­sta­ła zgo­dy na wjazd z pl. Zba­wi­cie­la w uli­cę Mo­ko­tow­ską, o tyle taki Zbi­gniew Ryb­czyń­ski, re­ży­ser fil­mo­wy (wkrót­ce lau­re­at ame­ry­kań­skie­go Osca­ra za film Tan­go), do­wie­dział się o nim do­pie­ro dnia na­stęp­ne­go, kil­ka mi­nut po 10 rano. Bo o tej po­rze włą­czył ra­dio, jak co ty­dzień chcąc wy­słu­chać po­pu­lar­nej au­dy­cji sa­ty­rycz­nej 60 mi­nut na go­dzi­nę. Za­spa­ny, miał pro­blem z od­na­le­zie­niem wła­ści­wej sta­cji, ale wresz­cie usły­szał czyjś głos… Za­sko­czo­ny od­wa­gą, ale i bez­czel­no­ścią Jac­ka Fe­do­ro­wi­cza (lub An­drze­ja Za­or­skie­go), sko­men­to­wał do żony:

No, chłop­cy chy­ba prze­sa­dzi­li!

Bo i przez chwi­lę my­ślał, że to, co sły­szy, jest pa­ro­dią Ge­ne­ra­ła. Nie­ste­ty, my­lił się… Ryb­czyń­ski, któ­ry kil­ka dni wcze­śniej prze­ło­żył swój za­kon­trak­to­wa­ny wy­jazd do Wied­nia na czas po świę­tach, na sku­tek dzia­łań te­goż Ge­ne­ra­ła, do Au­strii mógł je­chać do­pie­ro za pół roku. A i to z całą ro­dzi­ną, psem tak­że, nie chcąc już wra­cać do kra­ju. Do­je­cha­li aż do Ame­ry­ki, choć ani o tym my­śle­li ta­kie­go 12 grud­nia 1981 roku!

W stan wo­jen­ny wie­le osób we­szło w try­bie ro­bo­czym. Nie mó­wię tu o tych zwią­za­nych z wła­dzą, o wy­zna­czo­nej wcze­śniej go­dzi­nie otwie­ra­ją­cych za­la­ko­wa­ne ko­per­ty za­wie­ra­ją­ce in­for­ma­cje, co mają ro­bić, kogo aresz­to­wać, jaki obiekt „za­bez­pie­czać”. Pod­wie­zio­ny do pl. Zba­wi­cie­la szyb­ko otrzeź­wia­łem, wi­dok mun­du­rów, „sko­tów” nie­wąt­pli­wie ten pro­ces przy­spie­szył. Mia­łem szczę­ście na­tknąć się na tak­sów­kę zjeż­dża­ją­cą na Tar­gó­wek. Ina­czej mó­wiąc – kie­row­ca wo­lał ukryć auto w ga­ra­żu ani­że­li być kon­ku­ren­cją trans­por­to­wą dla tak licz­nie na­gle obec­nych na uli­cach czoł­gów, zie­lo­nych cię­ża­ró­wek czy wspo­mnia­nych po­jaz­dów opan­ce­rzo­nych. Ra­dio mil­cza­ło, te­le­fo­ny tak­że. Pew­ne było jed­no – coś się sta­ło, wła­dze na coś się zde­cy­do­wa­ły, nie­wąt­pli­wie si­ło­we­go. Jed­no­cze­śnie by­łem pe­wien, że do na­szych obo­wiąz­ków na­le­ża­ła do­ku­men­tal­na re­je­stra­cja tego, co za­czy­na­ło się dziać. Na Tar­gów­ku miesz­kał Ja­cek Pe­tryc­ki, zna­ny mi od lat ope­ra­tor fil­mo­wy, zresz­tą bo­daj naj­ak­tyw­niej­szy ope­ra­tor w cza­sach tej „pierw­szej” „So­li­dar­no­ści”, jak wkrót­ce za­cznie się roz­róż­niać. Mu­sia­łem go po­in­for­mo­wać, być może obu­dzić! Wie­dzia­łem, że Ja­cek ma w domu sprzęt od­po­wied­ni do pra­cy w try­bie na­głym. Obu­dzi­łem…

I tak po­le­cia­ło. W no­wym sty­lu, w no­wej rze­czy­wi­sto­ści. Gdy przy­szli­śmy w po­nie­dzia­łek do wy­twór­ni, bądź co bądź miej­sca na­szej pra­cy, po­zwo­lo­no nam je­dy­nie dojść do Klap­sa, ta­kie­go nie­zbyt atrak­cyj­ne­go bu­fe­tu za­kła­do­we­go. Ka­me­ry były za­mknię­te na kłód­kę, opie­czę­to­wa­ne. Fir­mą rzą­dził ja­kiś ko­mi­sarz, na ra­zie tak­że nie cał­kiem pe­wien cią­gu dal­sze­go hi­sto­rii roz­po­czę­tej 12 grud­nia. Ni­ko­mu nie było we­so­ło, na­wet Kry­sia G. – miła star­sza pani – nie­zbyt nas roz­ba­wi­ła, gdy do­sia­da­jąc się do sto­li­ka, wpro­wa­dze­nie sta­nu wo­jen­ne­go sko­men­to­wa­ła:

„To skan­dal!”.

Jak na jej b. do­bre uło­że­nie, dba­łość o kul­tu­rę ję­zy­ka, był to chy­ba naj­bar­dziej skraj­ny epi­tet, jaki po­tra­fi­ła wy­po­wie­dzieć!

Wkrót­ce zo­sta­łem zwol­nio­ny z pra­cy. Spe­cjal­nie nie pro­te­sto­wa­łem, bo i pra­cy mi nie bra­ko­wa­ło. A w WFD dla ni­ko­go pra­cy nie było. Nie mó­wię o tych kil­ku ko­la­bo­ran­tach, ja­kich w żad­nej fir­mie ni­g­dy nie za­bra­kło. Mniej­sza o ich na­zwi­ska, pew­ne jest, że do hi­sto­rii fil­mu nie prze­szli. Po kil­ku mie­sią­cach, tak jak w PRL–u czę­sto by­wa­ło, gdzieś, ko­muś za­bra­kło kon­se­kwen­cji i za­ist­nia­ła moż­li­wość re­ali­za­cji kil­ku fil­mów. Zle­cił je war­szaw­ski In­sty­tut Psy­cho­neu­ro­lo­gicz­ny, oczy­wi­ście, przy­pad­ko­wo wy­ma­ga­jąc, aby ich twór­ca­mi byli Mar­cel Ło­ziń­ski oraz Boh­dan Ko­siń­ski (dla nie­wta­jem­ni­czo­nych po­da­ję, że były to wów­czas naj­bar­dziej dy­sy­denc­kie po­sta­cie w śro­do­wi­sku fil­mo­wym). Pierw­szy zre­ali­zo­wał film Szkla­ny dom (1982); do­ku­men­tal­ny za­pis współ­cze­snej, „wo­jen­nej” Pol­ski uka­za­ny po­przez pro­blem al­ko­ho­li­zmu. Oczy­wi­ście, że ty­tuł zo­stał za­raz mia­no­wa­ny „pół­kow­ni­kiem”. Nie uda­ło się na­to­miast do­koń­czyć zdjęć Boh­da­no­wi Ko­siń­skie­mu. On z ko­lei miał za­re­je­stro­wać psy­chicz­ną kon­dy­cję spo­łe­czeń­stwa. Tu jed­nak, być może dzię­ki obec­no­ści w eki­pie tzw. ucha (nie­usta­lo­ny), ko­mi­sarz dy­ry­gu­ją­cy wy­twór­nią zwró­cił uwa­gę na dość jed­no­stron­ny do­bór osób wy­stę­pu­ją­cych w fil­mie i prze­rwał zdję­cia. Wśród bo­ha­te­rów na­krę­co­nych wów­czas ma­te­ria­łów byli m.in. – Je­rzy Bo­row­czak, Ali­na Pień­kow­ska, Jó­zef Ślisz, Ma­ciej Szu­mow­ski, prof. Kle­mens Sza­niaw­ski. Ko­siń­ski do­koń­czył swój film w roku 1993.

Nie było tak, że kłód­ka wi­szą­ca na drzwiach do ma­ga­zy­nu ze sprzę­tem „za­ła­twi­ła” do­ku­men­ta­li­stów. Ist­nia­ło tro­chę sprzę­tu po do­mach pry­wat­nych, ist­nia­ła – co naj­waż­niej­sze – sil­na so­li­dar­ność śro­do­wi­sko­wa. A z Za­cho­du dość szyb­ko na­stą­pił de­sant, co­raz lep­sze­go tech­nicz­nie, sprzę­tu. Na po­cząt­ku były to mi­nia­pa­ra­ty fo­to­gra­ficz­ne prze­my­ca­ne do ośrod­ków in­ter­no­wa­nia, wię­zień, tam­ten świat głów­nie do­ku­men­tu­ją­ce. Po nich zje­cha­ły do kra­ju ka­me­ry fil­mo­we, ka­me­ry wi­deo itd., itp. To dzię­ki tym do­sta­wom moż­na było, cho­ciaż w na­mia­st­ce, kon­ty­nu­ować po­win­no­ści do­ku­men­ta­cyj­ne. Już w pierw­szych mie­sią­cach sta­nu wo­jen­ne­go to­wa­rzy­szy­łem wspo­mnia­ne­mu Jac­ko­wi Pe­tryc­kie­mu w re­je­stra­cji dwóch nie­ofi­cjal­nych spo­tkań dzia­ła­czy „So­li­dar­no­ści” Rol­ni­ków In­dy­wi­du­al­nych. Pierw­sze mia­ło miej­sce pod Prze­my­ślem, dru­gie w oko­li­cach Kra­ko­wa.

Duże mu­sia­ło być do nas za­ufa­nie, je­śli do­pusz­cza­no aż do ta­kiej kon­fi­den­cji. Ko­le­dzy Jac­ka, tacy jak Mi­chał Bu­ko­jem­ski, Piotr Kwiat­kow­ski (a wy­mie­niam tyl­ko tych zwią­za­nych z WFD) tak­że nie próż­no­wa­li. Każ­dy z nich, na wła­sną rękę, re­je­stro­wał pra­cę pod­ziem­nych dru­karń, na­gry­wał wy­wia­dy z ukry­wa­ją­cy­mi się dzia­ła­cza­mi (Bu­jak, Wik­tor Ku­ler­ski; ten ostat­ni dłu­go po­słu­gi­wał się do­wo­dem oso­bi­stym Boh­da­na Ko­siń­skie­go; fak­tycz­nie, było pew­ne po­do­bień­stwo). Nie za­po­mi­na­li o bie­żą­cej re­je­stra­cji ulicz­nych za­dym. Ro­bo­ty im nie bra­ko­wa­ło. Mnie tak­że, choć co­raz mniej mia­łem cza­su na kon­takt ze śro­do­wi­skiem fil­mo­wym. A je­śli, to czę­sto na­le­ża­ły one do in­te­re­sow­nych. Np. wo­bec Krzysz­to­fa Kie­ślow­skie­go, któ­ry jako oso­ba po­pu­lar­na na Za­cho­dzie otrzy­my­wał od władz pasz­port i czę­sto kur­so­wał na tra­sie War­sza­wa–Pa­ryż. Kil­ka razy przy­wo­ził nam do kra­ju ma­te­riał na… we­lon ślub­ny, czy­li tak na­praw­dę płót­no do si­to­dru­ku. „Nam”, czy­li gru­pie, z któ­rą się zwią­za­łem po 13 grud­nia. Wy­da­wa­li­śmy, si­to­dru­kiem wła­śnie, „Ty­go­dnik Wo­jen­ny”. Tak­że Kie­ślow­skie­go po­pro­si­łem, za któ­rymś jego wy­jaz­dem, aby spo­tkał się z – nie­zna­nym mi oso­bi­ście – Fran­cu­zem, któ­ry ob­da­rzał mnie co mie­siąc pacz­ką żyw­no­ścio­wą (był to efekt ak­cji po­mo­cy dla pol­skie­go śro­do­wi­ska fil­mo­we­go zor­ga­ni­zo­wa­nej we Fran­cji przez Agniesz­kę Hol­land). Zo­rien­to­waw­szy się, że koszt ta­kiej pacz­ki to wy­da­tek po­nad stu do­la­rów (a wte­dy, dla PRL–owca była to duża kwo­ta), pro­si­łem Fran­cu­za, aby za tę kwo­tę na­był owe­go „we­lo­nu” si­to­dru­ko­we­go i wrę­czył go ku­rie­ro­wi, tj. Kie­ślow­skie­mu. Fran­cuz od­po­wie­dział mu krót­ko:

„Po­moc hu­ma­ni­tar­na tak, dzia­łal­ność opo­zy­cyj­na nie!”.

Obu nam przy­po­mniał się na­gle – wła­ści­wie, nie wia­do­mo dla­cze­go – Gdańsk ze swo­im „ko­ry­ta­rzem”… Wię­cej „po­mo­cy hu­ma­ni­tar­nej” nie otrzy­ma­łem, nie ża­łu­ję.

Stan wo­jen­ny za­mknął bar­dzo waż­ny okres w hi­sto­rii pol­skie­go fil­mu do­ku­men­tal­ne­go. Okres wy­zna­czo­ny głów­nie przez twór­ców zwią­za­nych z Wy­twór­nią Fil­mów Do­ku­men­tal­nych. To w WFD po­ja­wi­li się na po­cząt­ku lat 70. tacy re­ży­se­rzy jak Krzysz­tof Kie­ślow­ski, To­masz Zy­ga­dło, Mar­cel Ło­ziń­ski, Pa­weł Kę­dzier­ski, An­drzej Za­jącz­kow­ski. Ich nie­wąt­pli­wym men­to­rem był re­ży­ser star­sze­go po­ko­le­nia – Boh­dan Ko­siń­ski. To te na­zwi­ska będą sy­gno­wa­ły naj­waż­niej­sze w tam­tych la­tach pro­duk­cje do­ku­men­tal­ne, od Ro­bot­ni­ków 1971 (K. Kie­ślow­ski, W. Wisz­niew­ski, P. Kę­dzier­ski, T. Zy­ga­dło, T. Wa­len­dow­ski), po­przez Szko­łę pod­sta­wo­wą (T. Zy­ga­dło), Bia­łe tan­go (P. Kę­dzier­ski), Pró­ba mi­kro­fo­nu (M. Ło­ziń­ski), Ze­ga­rek (B. Ko­siń­ski) po re­je­stra­cje, któ­rych do­ko­na­no w trak­cie za­ist­nie­nia „pierw­szej” So­li­dar­no­ści.

Śmiem twier­dzić, że lata 70. były jak­by przy­go­to­wy­wa­niem tego śro­do­wi­ska do pró­by ge­ne­ral­nej, jaką przy­szło mu zda­wać w go­rą­cych mie­sią­cach po­cząt­ku lat 80. Pod­kre­ślam zwią­zek tej gru­py z WFD, po­nie­waż – moim zda­niem – tyl­ko wśród lu­dzi zwią­za­nych z tą fir­mą moż­li­we było za­ist­nie­nie tak sil­nej so­li­dar­no­ści za­wo­do­wej (ist­nie­ją­cej na dłu­go przed sierp­niem 1980 r.), i to na każ­dym szcze­blu. Od kie­row­cy po­jaz­du o na­zwie „Ro­bur” (po­pu­lar­nie mó­wi­ło się o nim per „ostat­nia ze­msta Hi­tle­ra”) po re­ży­se­ra. Gło­śne było w śro­do­wi­sku fil­mo­wym wy­da­rze­nie z grud­nia 1980 roku, gdy to sze­fo­stwo łódz­kiej Wy­twór­ni Fil­mów Oświa­to­wych na­ka­za­ło eki­pie re­ali­zu­ją­cej film „Gru­dzień 1970” prze­rwać zdję­cia. I eki­pa, po­tul­nie, po­wró­ci­ła do Ło­dzi, w Gdań­sku zo­sta­wia­jąc sa­mot­ne­go re­ży­se­ra. Nie mi­nę­ło wie­le dni, bo w stycz­niu 1981 roku, dy­rek­cja WFD na­ka­za­ła – być może spro­wo­ko­wa­na sku­tecz­no­ścią dzia­łań de­cy­den­tów łódz­kiej WFO – po­wrót do sto­li­cy eki­pie to­wa­rzy­szą­cej straj­ko­wi chłop­skie­mu w Ustrzy­kach Dol­nych. Od­po­wiedź była jed­no­znacz­na, tzw. gest Ko­za­kie­wi­cza! A prze­cież gro­zi­ło to istot­ny­mi kon­se­kwen­cja­mi, zwłasz­cza dla lu­dzi bę­dą­cych na eta­tach. Iden­tycz­nie, za kil­ka ty­go­dni, za­re­agu­je inna eki­pa WFD, w trak­cie tzw. kry­zy­su mar­co­we­go, gdy po­dej­mie de­cy­zję o po­zo­sta­niu w Gdań­sku, po­mi­mo ka­te­go­rycz­ne­go na­ka­zu po­wro­tu do War­sza­wy.

Twier­dzę więc, że nie­przy­pad­ko­wo to wła­śnie w WFD po­wsta­ją, w la­tach 1980–1981 naj­waż­niej­sze re­je­stra­cje wy­da­rzeń roku ‘80 i ‘81. Po­cząw­szy od Ro­bot­ni­ków ‘80 (strajk w stocz­ni, sier­pień 1980), Na­ro­dzin So­li­dar­no­ści (re­je­stra­cja Związ­ku), Po­rę­cze­nia (tzw. spra­wa Na­roż­nia­ka), Wzy­wa­my Was (od­sło­nię­cie po­mni­ka Grud­nia 1970), Chło­pów ‘81 (na­ro­dzi­ny NSZZ Rol­ni­ków In­dy­wi­du­al­nych). To eki­py WFD re­je­stru­ją po­wsta­wa­nie nie­za­leż­nych związ­ków stu­denc­kich. One też re­je­stru­ją wszyst­kie waż­niej­sze wy­da­rze­nia to­wa­rzy­szą­ce prze­mia­nom za­cho­dzą­cym w kra­ju. Np. nie­spo­dzie­wa­ne i dziw­ne ob­ja­wie­nie się w kra­ju Ed­mun­da Ba­łu­ki, jed­ne­go ze szcze­ciń­skich przy­wód­ców wy­da­rzeń roku 1970. To eki­pa WFD re­je­stru­je de­sant ZOMO na szko­łę ofi­ce­rów stra­ży po­żar­nej w grud­niu 1981. To ci sami lu­dzie, wcze­śniej, w mar­cu, za­re­je­stru­ją wy­da­rze­nia mar­co­we w roku 1981, zwa­ne też „kry­zy­sem byd­go­skim”. Hi­sto­rię bo­daj naj­go­ręt­szych dni dla na­szej hi­sto­rii, tej li­czo­nej od roku 1944.

Dzie­je tego ostat­nie­go ma­te­ria­łu są bar­dzo do­brym przy­kła­dem prze­mian, ja­kie za­szły w mi­nio­nych la­tach w for­mu­le fil­mu do­ku­men­tal­ne­go. Po roku 1989, pra­wie do­kład­nie, zre­zy­gno­wa­no z re­je­stra­cji tak cha­rak­te­ry­stycz­nej dla roku 1980 czy 1981. A film do­ku­men­tal­ny zde­cy­do­wa­nie po­szedł w kie­run­ku in­sce­ni­za­cji, a czę­sto na­wet i wul­gar­nej pro­wo­ka­cji. Cha­rak­te­ry­stycz­na dla tej „szko­ły” jest Ari­zo­na (rok 1997), film Ewy Bo­rzęc­kiej. Jej au­tor­ka, dla szyb­kie­go uzy­ska­nia z góry za­kła­da­ne­go efek­tu, upi­ła przed zdję­cia­mi (i w trak­cie tak­że) „bo­ha­te­rów”…

Czter­na­ście dni. Pro­wo­ka­cja byd­go­ska zo­stał zmon­to­wa­ny do­pie­ro w mar­cu 2008 roku. A więc od roku 1989 nikt się nim nie za­in­te­re­so­wał. Trze­ba było przy­pad­ko­we­go spo­tka­nia ni­żej pod­pi­sa­ne­go – speł­nia­ją­ce­go przy mar­co­wej re­je­stra­cji fil­mo­wej obo­wiąz­ki asy­sten­ta re­ży­se­ra – z Jac­kiem Pe­tryc­kim, ope­ra­to­rem fil­mo­wym tak­że i w wy­pad­ku tych wy­da­rzeń. W cza­sie roz­mo­wy spy­ta­łem o losy tam­te­go „mar­co­we­go” ma­te­ria­łu. By­łem pe­wien, że ktoś już go wy­ko­rzy­stał. Py­ta­ny, sam za­sko­czo­ny, mu­siał przy­znać, że pies z ku­la­wą nogą…

To, że w roku 1981 nikt nie się­gnął do ma­te­ria­łów, któ­re wte­dy przy­wieź­li­śmy z Gdań­ska, było dość oczy­wi­ste. Na­wet nam nie chcia­ło się raz jesz­cze świad­ko­wać wiel­kiej prze­gra­nej, jaką było – we­dług nas, ale i kil­ku jesz­cze mi­lio­nów osób – od­wo­ła­nie straj­ku ge­ne­ral­ne­go. Jesz­cze tego nie na­zy­wa­li­śmy wprost, ale in­tu­icja pod­po­wia­da­ła, że sta­li­śmy się ofia­ra­mi wiel­kiej ma­ni­pu­la­cji. A nikt nie lubi uwa­żać się za fra­je­ra, to oczy­wi­ste. Jed­no­cze­śnie na­ra­sta­ła w nas pew­ność, że oto roz­po­czy­na się ko­niec „So­li­dar­no­ści”, tej „So­li­dar­no­ści” po­czę­tej osiem mie­się­cy wcze­śniej w Stocz­ni. Tak, nie było wów­czas w nas na­stro­ju, aby z bli­sko 10 go­dzin na­grań mon­to­wać ja­kiś kon­kret­ny ob­raz. Po­tem, gdy na­stał czas wo­jen­ny, głów­ną na­szą tro­ską sta­ło się jak naj­głęb­sze scho­wa­nie owych ma­te­ria­łów; gdy­by wpa­dły w ręce SB, „or­ga­na” mo­gły­by je wy­ko­rzy­stać prze­ciw­ko kon­kret­nym lu­dziom, ale i pro­pa­gan­do­wo – od­po­wied­nio, „pod sie­bie” – ma­ni­pu­lu­jąc ma­te­ria­łem. Uda­ło się, nie zna­leź­li! No, ale mi­nął rok 1989, 1990 i, wła­śnie, pies z ku­la­wą nogą!

Tak więc te­raz za swój obo­wią­zek uzna­li­śmy do­kład­ne opi­sa­nie owe­go ma­te­ria­łu. Dla przy­szłych po­ko­leń. Prze­cież, gdy obej­rze­li­śmy na sto­le mon­ta­żo­wym ca­łość, de­cy­zja mo­gła być tyl­ko jed­na – z tego trze­ba zro­bić film! Oprócz obiek­tyw­ne­go, bez­ko­men­ta­rzo­we­go przed­sta­wie­nia tam­tych wy­da­rzeń, jest on dla mnie ostat­nim fil­mem do­ku­men­tal­nym z epo­ki, któ­rą lu­bię. Ostat­nim pro­duk­tem tej sta­rej, do­brej Wy­twór­ni Fil­mów Do­ku­men­tal­nych (dziś tak­że i Fa­bu­lar­nych).

Jak długo trwa(ł) stan wojenny

tan wo­jen­ny roz­po­czął się 13 grud­nia 1981 roku. A kie­dy się skoń­czył…? Oka­zu­je się, że w kwe­stii tej nie ma jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi. Na ta­kie py­ta­nie pró­bo­wa­li od­po­wie­dzieć uczest­ni­cy spo­tka­nia zor­ga­ni­zo­wa­ne­go przez Po­ro­zu­mie­nie Or­ga­ni­za­cji Nie­pod­le­gło­ścio­wych „Zima wa­sza, Pol­ska na­sza”. Spo­tka­nie w In­sty­tu­cie Elek­tro­tech­ni­ki w Mię­dzy­le­siu wy­zna­czo­no na 12 grud­nia, gdyż to tego dnia – 27 lat temu – na kil­ka go­dzin przed pół­no­cą roz­po­czę­ły się pierw­sze za­trzy­ma­nia.

ile trwał stan wo­jen­ny?

Wie­czor­ni­cę otwo­rzył pro­fe­sor Jan Ża­ryn, pra­cow­nik IPN–u. Mó­wiąc o da­tach gra­nicz­nych sta­nu wo­jen­ne­go, za błęd­ne uznał po­da­wa­nie roku jego za­koń­cze­nia na 1983. We­dług nie­go (i nie tyl­ko jego, o czym za­pew­nia ni­żej pod­pi­sa­ny), stan ten trwał. A naj­więk­sze zbrod­nie, w spo­sób oczy­wi­sty bę­dą­ce efek­tem de­cy­zji wpro­wa­dzo­nych w ży­cie 13 grud­nia 1981 roku, mia­ły miej­sce do­pie­ro póź­niej. I tak na przy­kład ksiądz Je­rzy Po­pie­łusz­ko zo­stał za­mor­do­wa­ny je­sie­nią 1984 roku, a ksiądz Ste­fan Nie­dzie­lak na po­cząt­ku 1989, u pro­gu Okrą­głe­go Sto­łu! Ża­ryn uwa­ża, że za ko­niec sta­nu wo­jen­ne­go moż­na uznać do­pie­ro rok 1989. Współ­cze­sne ba­da­nia wy­ka­zu­ją, że nie moż­na mieć złu­dzeń, ja­ko­by wła­dza ko­mu­ni­stycz­na w któ­rym­kol­wiek mo­men­cie swo­je­go ist­nie­nia skłon­na była do au­ten­tycz­ne­go po­ro­zu­mie­nia ze spo­łe­czeń­stwem. Już w sierp­niu 1980 roku roz­wa­ża­no si­ło­we stłu­mie­nie straj­ku, wte­dy jed­nak po za­na­li­zo­wa­niu sy­tu­acji uzna­no to za zbyt nie­bez­piecz­ne. I tyl­ko ten prag­ma­tyzm umoż­li­wił pod­pi­sa­nie tzw. po­ro­zu­mień sierp­nio­wych. Od po­cząt­ku przy­ję­to tak­ty­kę zmę­cze­nia spo­łe­czeń­stwa, na przy­kład cią­gły­mi kon­flik­ta­mi, tak­że stop­nio­wa­niem co­raz do­tkliw­szych pro­ble­mów ma­te­rial­nych, żyw­no­ścio­wych.

Winą obar­cza­no „So­li­dar­ność”, jed­no­cze­śnie dą­żąc do ob­ję­cia jej moż­li­wie naj­peł­niej­szą in­fil­tra­cją agen­tu­ral­ną. To ostat­nie za­da­nie, wbrew pa­nu­ją­cej dziś po­wszech­nie opi­nii, zo­sta­ło zre­ali­zo­wa­ne w bar­dzo ma­łym za­kre­sie. Wy­ka­zu­ją to m.in. ba­da­nia hi­sto­ry­ka IPN–u Grze­go­rza Maj­chrza­ka. Szyb­ko też oka­za­ło się, ku za­sko­cze­niu władz, że „So­li­dar­ność” oka­za­ła się ru­chem, któ­ry co­raz sku­tecz­niej za­czął de­mon­to­wać struk­tu­ry sfor­mo­wa­ne przez nie w la­tach 40. i 50. A mia­ły prze­cież być na wiecz­ność... Np. taki Zwią­zek Li­te­ra­tów Pol­skich, czy Sto­wa­rzy­sze­nie Dzien­ni­ka­rzy Pol­skich, nie mó­wiąc o in­nych śro­do­wi­skach, opa­no­wa­ne na­gle przez ab­so­lut­nie „nie­wła­ści­we” oso­by. Ruch nie­wąt­pli­wie pro­mie­nio­wał; po­mi­mo naj­bar­dziej wy­szu­ka­nych szy­kan, wdzie­rał się na­wet w sze­re­gi par­tyj­ne.

W mar­cu 1981 „służ­by” sfor­mu­ło­wa­ły wi­zję trzech wa­rian­tów roz­wo­ju sy­tu­acji. Od opty­mi­stycz­nej, za­kła­da­ją­cej bez­bo­le­sne wpro­wa­dze­nie sta­nu wy­jąt­ko­we­go, po naj­gor­szą, w któ­rej prze­wi­dy­wa­no ko­niecz­ność uzy­ska­nia so­wiec­kiej po­mo­cy woj­sko­wej (ZSRS ni­g­dy zgo­dy na to nie wy­ra­ził). W mar­cu też roz­po­czy­na­ją się dro­bia­zgo­we przy­go­to­wa­nia do sta­nu wy­jąt­ko­we­go/wo­jen­ne­go – na każ­dym po­zio­mie, w każ­dej struk­tu­rze. Eki­pa Ja­ru­zel­skie­go – przy­po­mi­nał Ża­ryn – ani przez se­kun­dę nie my­śla­ła o do­ga­da­niu się ze spo­łe­czeń­stwem. Szu­ka­jąc po­wo­dów dość w su­mie ła­god­ne­go prze­bie­gu wpro­wa­dza­nia sta­nu wo­jen­ne­go, pre­le­gent wy­mie­nił wy­so­ką sa­mo­świa­do­mość spo­łe­czeń­stwa. A więc na przy­kład pa­mięć strat po­nie­sio­nych przez Pol­skę od roku 1939, czy­li skut­ków wy­da­rzeń gro­żą­cych sa­mo­li­kwi­da­cją na­ro­du. Waż­na też w tam­tych dniach była rola Ko­ścio­ła, po­przez swo­ich hie­rar­chów, ge­ne­ral­nie po­wstrzy­mu­ją­ce­go emo­cje na­ro­du.

Pre­le­gent, pod­su­mo­wu­jąc stra­ty sta­nu wo­jen­ne­go, wy­mie­nił licz­bę po­nad pół mi­lio­na osób, któ­re zde­cy­do­wa­ły się udać na emi­gra­cję. Po­ru­szył też pro­blem mało dziś obec­ny me­dial­nie – spra­wę emi­gra­cji we­wnętrz­nej. Za­pa­ści psy­chicz­nej po­wo­du­ją­cej, czę­sto nie­od­wra­cal­ne, zmia­ny w ludz­kiej kon­dy­cji, men­tal­no­ści. W wal­ce z tą bez­na­dziej­no­ścią, kry­zy­sem mo­ral­nym, ogrom­ną rolę, cią­gle nie­do­ce­nia­ną, ode­grał Ko­ściół ka­to­lic­ki, przy­gar­nia­jąc wąt­pią­cych, obej­mu­jąc swo­im dusz­pa­ster­stwem, za­an­ga­żo­wa­niem oaz.

Wie­czór uroz­ma­ica­ny był wy­stę­pa­mi tria Lesz­ka Czaj­kow­skie­go, zna­ne­go i po­pu­lar­ne­go bar­da pie­śni nie­za­leż­nej, pa­trio­tycz­nej. Rów­nie do­brym po­my­słem or­ga­ni­za­to­rów do­da­ją­cym wie­czor­ni­cy na­stro­ju, była bil­l­bo­ar­do­wa pro­jek­cja – non stop – prze­róż­nych ma­te­ria­łów zwią­za­nych z „So­li­dar­no­ścią”, 13 grud­nia, jego ofia­ra­mi, ale i dzia­łal­no­ścią pod­zie­mia. Wśród po­ka­zy­wa­nych ma­te­ria­łów zna­la­zła się imien­na li­sta ofiar ko­mu­ni­stycz­ne­go re­żi­mu. Przed­sta­wio­no tak­że nie­daw­no zmar­łych – lata 2007/2008 – dzia­ła­czy pod­zie­mia. Są na niej na­zwi­ska zna­ne tyl­ko w ma­łych krę­gach śro­do­wi­sko­wych, ale znaj­du­ją się i te zna­ne po­wszech­nie: Jan Kru­siń­ski „Stań­czyk”, Ali­na Fra­niel­czyk, Olim­pia Pa­na­sik, An­to­ni Ru­szak „Wu­jek”, An­to­ni Fe­renc, Ro­mu­ald Ku­ku­ło­wicz.

zła­ma­nie krę­go­su­pa

An­to­ni Ma­cie­re­wicz, były mi­ni­ster spraw we­wnętrz­nych, uwa­ża, że kon­se­kwen­cje sta­nu wo­jen­ne­go trwa­ją do dziś. Ob­ja­wia­ją się one m.in. w nie­moż­no­ści usta­le­nia spraw­ców śmier­ci osób, choć­by tyl­ko tych wy­mie­nio­nych na po­wszech­nie zna­nej („Ro­ki­ty”), stu­oso­bo­wej li­ście osób zmar­łych w tzw. nie­usta­lo­nych oko­licz­no­ściach. Stan wo­jen­ny był naj­więk­szą ka­ta­stro­fą w Pol­sce od 1956 roku. Ude­rzo­no w cały na­ród, ce­lem było zła­ma­nie jego krę­go­słu­pa. Ma­cie­re­wicz zga­dza się ze stwier­dze­niem, że stan wo­jen­ny trwał, co naj­mniej, do roku 1989.

Ów stan wo­jen­ny mu­siał być przez ko­mu­ni­stów wpro­wa­dzo­ny, po­nie­waż w roku 1981 do­ko­na­no pierw­szych wol­nych, de­mo­kra­tycz­nych wy­bo­rów w Pol­sce. I to było naj­więk­szym za­gro­że­niem dla re­żi­mu. Nie za­dy­my ulicz­ne, gło­dów­ki, ma­ni­fe­sta­cje, pro­te­sty, a wła­śnie wy­bo­ry! Bra­ło w nich udział bli­sko trzy­na­ście mi­lio­nów oby­wa­te­li: dzie­sięć mi­lio­nów człon­ków „S” ro­bot­ni­czej, dwa i pół mi­lio­na człon­ków „S” rol­ni­czej, i jesz­cze pół mi­lio­na rze­mieśl­ni­czej. Stan wo­jen­ny, na co mało dziś zwra­ca się uwa­gę, umoż­li­wił prze­ję­cie wła­dzy nad ru­chem so­li­dar­no­ścio­wym przez lu­dzi nie po­cho­dzą­cych z wy­bo­ru! Tu wspo­mnę, że po­nie­dział­ko­wa (15.12 br.) „Ga­ze­ta Wy­bor­cza” opi­su­jąc ten sam mo­ment wy­stą­pie­nia Ma­cie­re­wi­cza, twier­dzi, ja­ko­by za­rzu­cał on no­wej wła­dzy „S”, że nie wy­ra­sta­ła ze Związ­ku... Nie! On stwier­dzał, że te wła­dze za­ist­nia­łe w wa­run­kach pod­ziem­nych, przed kil­ko­ma mie­sią­ca­mi prze­pa­dły w le­gal­nych, de­mo­kra­tycz­nych wy­bo­rach związ­ko­wych. A to jest ogrom­na róż­ni­ca! Jak i to, że to oni wła­śnie usie­dli do Okrą­głe­go Sto­łu.

W re­zul­ta­cie tej wiel­kiej ma­ni­pu­la­cji dziś jest, jak jest, i na przy­kład ka­pi­tał mamy głów­nie o cha­rak­te­rze es­bec­kim. Nikt nie od­wa­żył się wy­ja­śnić do koń­ca afe­ry FOZZ, afe­ry, w któ­rej wy­pro­wa­dzo­no z Pol­ski trzy­dzie­ści mi­liar­dów do­la­rów!

Ko­lej­nym pre­le­gen­tem wie­czor­ni­cy był Sta­ni­sław Mi­chal­kie­wicz. We­dług pu­bli­cy­sty stan wo­jen­ny nie skoń­czył się w 1983 roku. Wte­dy je­dy­nie na­stą­pi­ła zmia­na tak­ty­ki. Rów­nież w roku 1989, zda­niem dzien­ni­ka­rza, na­stą­pi­ła wy­łącz­nie ko­lej­na zmia­na tak­ty­ki, gdy cel stra­te­gicz­ny po­zo­sta­wał ten sam. Mi­chal­kie­wicz twier­dzi, że stan wo­jen­ny roz­po­czął się nie 13 grud­nia 1981, lecz 17 wrze­śnia 1939! I trwa do dziś!

Mi­chal­kie­wicz zga­dza się z tezą, że w roku 1981 na­stą­pi­ła rzecz nie­wy­ba­czal­na przez ko­mu­ni­stów: oto na­ród zor­ga­ni­zo­wał się, nie uzgad­nia­jąc tego z nimi! Mo­gli więc jed­no tyl­ko zro­bić temu bez­czel­ne­mu na­ro­do­wi – wy­bić mu z gło­wy tego typu de­mo­kra­tycz­ne, mrzon­ki. W ogrom­nej mie­rze za­miar ten ko­mu­ni­stom się udał – do­da­je. I na przy­kład o ile tzw. pierw­sza So­li­dar­ność, ta z roku 1981, two­rzo­na była od dołu do góry, to już ta „dru­ga”, two­rzo­na w 1988, 1989, po­wsta­wa­ła od­wrot­nie – od góry do dołu. O jej wła­dzach, na każ­dym pra­wie szcze­blu, de­cy­do­wał Wa­łę­sa i jego do­rad­cy. W efek­cie po­wsta­ła tzw. rze­czy­wi­stość pod­sta­wio­na. Udat­nie stwo­rzo­no też wra­że­nie spon­ta­nicz­no­ści, au­ten­ty­zmu.

Dziś, jak su­ge­ro­wał mów­ca, na­ród nasz nie roz­wi­ja się a... zwi­ja! Stan wo­jen­ny trwa! Tak jak je­dy­nie po­zor­nie na­stą­pi­ła li­kwi­da­cja ZSRS. Obec­nie ta „wspól­no­ta” ma cią­gle ten sam cel, zmie­ni­ła je­dy­nie swój ad­res. I na pew­no nie brzmi on już – Mo­skwa! Tu Mi­chal­kie­wicz na­wią­zał do gło­śnych ostat­nio taśm, za­wie­ra­ją­cych roz­mo­wę Vac­la­va Klau­sa, cze­skie­go pre­zy­den­ta, z przed­sta­wi­cie­la­mi Unii Eu­ro­pej­skiej. Pre­le­gent nie wa­hał się na­zwać tych unij­nych urzęd­ni­ków fa­szy­sta­mi: „zie­lo­ne z czer­wo­nym za­wsze da ko­lor bru­nat­ny!”. Roz­mo­wa ta przy­po­mnia­ła mu roz­mo­wę z roku 1939 pro­wa­dzo­ną przez nie­miec­kie­go so­cja­li­stę Adol­fa Hi­tle­ra z pre­zy­den­tem Cze­cho­sło­wa­cji Emi­lem Ha­chą. W oby­dwu wy­pad­kach roz­ma­wia­no o An­schlus­sie.

Wte­dy do Nie­miec, dziś do ZSRS. Już nie tego z ad­re­sem mo­skiew­skim!

pa­mięć trwa

Rocz­ni­ce po­świę­co­ne sta­no­wi wo­jen­ne­mu w swo­im prze­bie­gu, jak wi­dać od wie­lu lat, nie na­le­żą do opty­mi­stycz­nych. W wy­pad­ku wy­żej opi­sa­ne­go spo­tka­nia moż­na jed­nak za­no­to­wać re­flek­sję do­brze wró­żą­cą na przy­szłość. Rok temu, w tym sa­mym miej­scu, w Mię­dzy­le­siu, przy tej sa­mej – trzy­na­sto–gru­dnio­wej – oka­zji ze­bra­ło się o po­ło­wę mniej osób ani­że­li te­raz! Te­raz, w roku 2008, po­tęż­na sala In­sty­tu­tu Elek­tro­tech­ni­ki była peł­na. Wła­ści­wie rzec na­le­ży: pę­ka­ła w szwach.

A więc – nie za­po­mi­na­my, a i co­raz licz­niej uświa­da­mia­my so­bie, jak waż­ne jest dba­nie o pa­mięć!

kończy się rok herberta

lip­cu mi­nio­ne­go roku Sejm Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej, z ini­cja­ty­wy ów­cze­sne­go mi­ni­stra kul­tu­ry i dzie­dzic­twa na­ro­do­we­go, pod­jął de­cy­zję o usta­no­wie­nia nad­cho­dzą­ce­go 2008 roku, Ro­kiem Zbi­gnie­wa Her­ber­ta. Pro­po­zy­cja tak wy­so­kie­go uho­no­ro­wa­nia roku zwią­za­ne­go z 10. rocz­ni­cą śmier­ci po­ety zo­sta­ła przy­ję­ta przez po­słów przez akla­ma­cję. Dla wszyst­kich ugru­po­wań za­sia­da­ją­cych w par­la­men­cie wiel­kość Her­ber­ta – po­ety, ale i czło­wie­ka – nie pod­le­ga­ła dys­ku­sji. Tak­że ma­ją­ce miej­sce w kra­ju za­wi­ro­wa­nia po­li­tycz­ne, na­głe wy­bo­ry par­la­men­tar­ne, a w efek­cie zmia­na rzą­du, nie wpły­nę­ły ne­ga­tyw­nie ani na pro­ces przy­go­to­wań, or­ga­ni­za­cji nad­cho­dzą­ce­go Roku, ani na sam jego prze­bieg. Pla­ny usta­la­ne w roku 2007 zo­sta­ły wy­ko­na­ne. Duża w tym za­słu­ga Bi­blio­te­ki Na­ro­do­wej, głów­ne­go ko­or­dy­na­to­ra naj­waż­niej­szych przed­się­wzięć zwią­za­nych z ob­cho­da­mi Roku, jak wi­dać, po­tra­fią­cej po­wstrzy­mać po­li­ty­ków od in­ge­ro­wa­nia w swo­je dzia­ła­nia.

tak było

Bi­blio­te­ka Na­ro­do­wa, jako głów­na wła­ści­ciel­ka ar­chi­wum po po­ecie, za­ję­ła cen­tral­ne, stra­te­gicz­ne miej­sce go­spo­da­rza i de­cy­den­ta tych wie­lo­mie­sięcz­nych uro­czy­sto­ści. Me­dial­nie Rok Her­ber­ta roz­po­czął się 18 lu­te­go br. uro­czy­stą in­au­gu­ra­cją w Te­atrze Na­ro­do­wym. W pro­pa­go­wa­niu Her­ber­ta nie za­bra­kło im­prez ple­ne­ro­wych, spek­ta­kli, re­cy­ta­cji, wy­staw. Tak­że i efek­tow­nych dzia­łań spek­ta­ku­lar­nych, jak np. okle­je­nie wier­sza­mi au­to­ra Po­tę­gi sma­ku war­szaw­skich au­to­bu­sów, tram­wa­jów czy ma­ra­ton czy­ta­nia jego wier­szy. Zda­rzył się rów­nież dzień, kie­dy po sto­li­cy jeź­dził tram­waj, któ­re­go – przy­pad­ko­wi – pa­sa­że­ro­wie mo­gli po­słu­chać re­cy­ta­cji po­ezji pa­tro­na roku. Gło­śny stał się w War­sza­wie mul­ti­me­dial­ny spek­takl „Re­kon­struk­cja po­ety” z udzia­łem Ewy Dał­kow­skiej, An­drze­ja Chy­ry wy­sta­wio­ny w ple­ne­ro­wej prze­strze­ni pla­cu Kra­siń­skich. Licz­ne im­pre­zy od­by­wa­ły się poza War­sza­wą, jak np. ob­cho­dzo­ne w Kra­ko­wie w dniach 28–30 paź­dzier­ni­ka uro­dzi­ny po­ety. W tych mie­sią­cach mia­ło też miej­sce wie­le se­sji na­uko­wych po­świę­co­nych jego twór­czo­ści, po­sta­wie, oso­bie. Naj­waż­niej­szym, naj­trwal­szym osią­gnię­ciem Roku będą licz­ne książ­ki, któ­rych bo­ha­te­rem lub któ­rych au­to­rem jest Her­bert! Kil­ka ty­go­dni temu po­ja­wił się po­tęż­ny tom Wier­szy ze­bra­nych, i jest to pierw­szy kom­plet­ny zbiór jego utwo­rów po­etyc­kich.

W tym sa­mym cza­sie na ryn­ku księ­gar­skim po­ja­wił się zbiór za­wie­ra­ją­cy jego wy­wia­dy (w tym z sa­mym sobą!). Do tego do­szły wzno­wie­nia po­szcze­gól­nych to­mi­ków, rów­nież nowo opra­co­wa­ne al­bu­my z jego ry­sun­ka­mi, wy­bór dra­ma­tów itd. Plus licz­ne tomy za­wie­ra­ją­ce ko­re­spon­den­cję po­ety np. z Mag­da­le­ną i Zbi­gnie­wem Czaj­kow­ski­mi, Hen­ry­kiem El­zen­ber­giem, Je­rzym Za­wiey­skim, Je­rzym Tu­ro­wi­czem, Sta­ni­sła­wem Ba­rań­cza­kiem, Cze­sła­wem Mi­ło­szem.

W po­pu­la­ry­za­cji twór­czo­ści Her­ber­ta ma swój nie­ba­ga­tel­ny udział Pol­skie Ra­dio. I tak np. w ra­mach te­atru ra­dio­we­go wzno­wio­no jego dra­mat La­lek (w reż. Je­rze­go Mar­ku­szew­skie­go). A w przed­dzień dzie­sią­tej rocz­ni­cy śmier­ci Her­ber­ta, 28 lip­ca br., Sce­na Te­atral­na Trój­ki dała pre­mie­rę Lal­ka w reż. Jana We­re­ny­ci. Nie za­bra­kło w ete­rze re­por­ta­ży po­świę­co­nych oso­bie i twór­czo­ści po­ety, fi­lo­zo­fa, dra­ma­tur­ga. Po wie­le­kroć od­twa­rza­no na­gra­nia ar­chi­wal­ne z jego udzia­łem. Nie­ja­ko uko­ro­no­wa­niem tych dzia­łań pro­her­ber­tow­skich jest wy­da­nie przez Pol­skie Ra­dio pły­ty „Tren”, za­wie­ra­ją­cej wier­sze Her­ber­ta w in­ter­pre­ta­cji Prze­my­sła­wa Gin­trow­skie­go. Gin­trow­ski jest bo­daj pierw­szym pio­sen­ka­rzem, któ­ry od­wa­żył się – po­nad trzy­dzie­ści lat temu – po­rwać na po­ezję twór­cy Pana Co­gi­to. I wier­szom tym do dziś po­zo­stał wier­ny.

jesz­cze her­bert

Ostat­nim waż­nym akor­dem Roku Zbi­gnie­wa Her­ber­ta, było otwar­cie w gma­chu BN przy Al. Nie­pod­le­gło­ści wy­sta­wy za­ty­tu­ło­wa­nej – „Zbi­gniew Her­bert 1924–1998”. Otwie­ra­ją­cy ją dy­rek­tor Bi­blio­te­ki Na­ro­do­wej To­masz Ma­kow­ski wy­ra­ził na­dzie­ję, że czas, jaki mi­nął od chwi­li przy­gar­nię­cia przez BN spu­ści­zny Her­ber­ta, nie zo­stał zmar­no­wa­ny. I Bi­blio­te­ka fak­tycz­nie sta­ła się do­mem dla tego ma­jąt­ku.

Z ko­lei To­masz Mer­ta, wi­ce­mi­ni­ster Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Na­ro­do­we­go, wy­ra­ził na­dzie­ję, że rok ten... nie za­szko­dził po­ecie. Dla każ­de­go twór­cy, jak stwier­dził Mer­ta, ogrom­nym ry­zy­kiem jest ta­kie na­głe umiesz­cza­nie na po­mni­ku za po­mo­cą de­kre­tu pań­stwo­we­go. Wy­gra­ła ory­gi­nal­ność po­ety, po­zo­stał sobą. Zgo­dzić się tak­że na­le­ży z opi­nią To­ma­sza Mer­ty, że uzy­ska­ne dzię­ki de­cy­zji Sej­mu środ­ki umoż­li­wi­ły zin­ten­sy­fi­ko­wa­nie prac nad jego do­rob­kiem.

Do usta­wo­daw­czej ini­cja­ty­wy mi­ni­stra kul­tu­ry na­wią­za­ła Ka­ta­rzy­na Her­ber­to­wa, dzię­ku­jąc za udzie­lo­ną po­moc fi­nan­so­wą, po­zwa­la­ją­cą zre­ali­zo­wać za­pla­no­wa­ne pro­jek­ty. Bez tego wspar­cia rów­nież nie po­wsta­ła­by, pre­zen­to­wa­na aku­rat przy oka­zji wy­sta­wy, mo­nu­men­tal­na książ­ka za­wie­ra­ją­ca ko­re­spon­den­cję twór­cy z ro­dzi­ca­mi, ro­dzi­ną. Sze­rzej omó­wi­ła ten ty­tuł jej ini­cja­tor­ka, sio­stra Po­ety, Ha­li­na Że­brow­ska.

„Od dziś moż­li­wy jest po­wszech­ny do­stęp do za­war­to­ści ar­chi­wum”

– te sło­wa wy­po­wie­dzia­ne przez Hen­ry­ka Cit­kę, ku­sto­sza Ar­chi­wum Zbi­gnie­wa Her­ber­ta, były bo­daj naj­waż­niej­szą in­for­ma­cją po­da­ną przy oka­zji otwie­ra­nia wy­sta­wy. Na ra­zie do­stęp ten jest moż­li­wy na sta­no­wi­skach kom­pu­te­ro­wych w Bi­blio­te­ce Na­ro­do­wej (Ale­je Nie­pod­le­gło­ści). Jed­no­cze­śnie w in­ter­ne­cie za­ist­niał „In­wen­tarz Ar­chi­wum Zbi­gnie­wa Her­ber­ta”, wy­da­ny zo­stał rów­nież książ­ko­wo. To bar­dzo waż­ne fak­ty dla ba­da­czy Her­ber­ta.

„To jest do­pie­ro po­czą­tek pra­cy, te­raz przy­stę­pu­je­my do szcze­gó­łow­szych ba­dań”

– za­pew­niał ku­stosz Ar­chi­wum. Otwie­ra­na wy­sta­wa po­wsta­ła nie­ja­ko przy oka­zji, ale i na sku­tek, dzia­łań ca­łe­go Roku. Au­to­rem jej sce­na­riu­sza jest Hen­ryk Cit­ko, ba­dacz nie­wąt­pli­wie w tej chwi­li naj­le­piej, naj­głę­biej wpro­wa­dzo­ny w twór­czość Her­ber­ta, od lat czę­sty gość domu i bi­blio­te­ki Po­ety. Wi­zy­ty te ule­gły je­dy­nie chwi­lo­we­mu za­wie­sze­niu w roku 2004, gdy za­ist­nia­ła groź­ba wy­wie­zie­nia ca­łej spu­ści­zny za oce­an. Na szczę­ście za­dzia­łał zdro­wy roz­są­dek i osta­tecz­nie Mi­ni­ster­stwo Kul­tu­ry wy­ku­pi­ło ar­chi­wum dla Bi­blio­te­ki Na­ro­do­wej, ba­dacz może więc kon­ty­nu­ować swo­ją pra­cę.

Bi­blio­te­ce uda­ło się rów­no­cze­śnie po­zy­skać – nie­wąt­pli­wie dzię­ki at­mos­fe­rze wy­wo­ła­nej trwa­ją­cym Ro­kiem Po­ety – od pry­wat­nych osób wie­le cen­nych eks­po­na­tów, zdjęć, li­stów. Re­ago­wa­ły tak­że in­sty­tu­cje, np. Pol­skie Ra­dio prze­ka­za­ło bez­płat­nie ko­pie au­dy­cji ra­dio­wych. Pra­cow­ni­cy BN mają na­dzie­ję na dal­sze po­zy­ski­wa­nie i tą dro­gą ko­lej­nych do­ku­men­tów.