O Gdańsku literackim 1945-2015. Archeologie miejsca, palimpsesty historii - Opracowanie zbiorowe - ebook

O Gdańsku literackim 1945-2015. Archeologie miejsca, palimpsesty historii ebook

0,0

Opis

Dzieje Gdańska od początku określa jego paradoksalne pograniczne i zarazem hegemoniczne usytuowanie – był on bowiem z jednej strony postrzegany jako strategiczny punkt, uzasadniający roszczenia do całego regionu nad Bałtykiem, z drugiej zaś niemal zawsze znajdował się na terytorium przejściowym, granicznym i niestabilnym – zarówno politycznie, jak i kulturowo – funkcjonował poza granicami jednolitej przynależności państwowej i narodowej. Dlatego kolejni mieszkańcy Gdańska musieli podejmować wysiłek ciągłego wynajdywania i definiowania jego tożsamości. Za każdym razem sytuacja ta pociągała za sobą konieczność pisania na nowo jego historii – na następnej warstwie palimpsestu i w kolejnym języku. Bezprecedensowy rozdział takiego przepisywania historii Gdańska zapoczątkował rok 1945, w którym dzieje i obraz miasta należało jeszcze raz przekształcić i wymodelować w zgodzie z ówczesnymi potrzebami i oczekiwaniami.

Obraz Gdańska jako kulturowego fenomenu i szczególnego lieux d’imagination ukształtował się pod wpływem tekstów literackich oraz wizualnych form narracyjnych, powstałych w odpowiedzi na doniosłe wydarzenia i przemiany historyczne, które stały się udziałem miasta i jego mieszkańców. Teksty literackie traktujące o Gdańsku były przy tym uwikłane w odmiany aktualnych koniunktur i meandry ideologicznych „wielkich narracji” lub angażowały się – z rozmysłem lub czasem mimowolnie – w różnorodne formy oporu, tworząc indywidualne postacie przeciw-pamięci. Cechą charakterystyczną tych prywatnych auto/bio/geo/grafii była stała oscylacja pomiędzy archeologicznym odkrywaniem kolejnych własności miasta a genealogicznym uzmysławianiem sobie jego nieuchronnie palimpsestowego charakteru.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 571

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Od blisko dwóch dekad dostrzec można coraz większe zainteresowanie współczesnej humanistyki szeroko rozumianymi kategoriami miejsca, regionu i lokalności1. Prym w tych badaniach wiodą zwłaszcza studia literaturoznawcze i kulturoznawcze, inspirowane zwrotem przestrzennym (spacial turn), geopoetyką oraz nową geografią kulturową, dla których punktem interpretacyjnego odniesienia są z reguły różnorodne praktyki społecznego wytwarzania przestrzeni, uwarunkowane historycznie i zarazem wchodzące w złożone relacje z takimi pojęciami, jak reprezentacja, ideologia, pamięć, narracja, znaczenie i tożsamość2. W tak naznaczonej perspektywie oddziaływań kolejnych zwrotów (spacjalnego, antropologicznego i performatywnego), a także ewidentnych wpływów krytyki postkolonialnej, dyskursów pamięci i studiów nad traumą, tradycyjne rozumienie kategorii miejsca jako ośrodka stabilnego pod względem znaczeniowym i ontologicznie „twardego”, bo wyposażonego w niezbywalną materialność, ulega daleko idącym przekształceniom i redefinicjom, a jego badawczą pozycję wyznacza z reguły umiejscowienie pomiędzy biegunami dualistycznego podziału na jakości materialne i kulturowe.

Miejsca bowiem – z jednej strony – faktycznie istnieją jako konkretne, usytuowane i materialnie umiejscowione w fizykalnej przestrzeni terytoria oraz dające się cieleśnie pochwycić residua, określone poprzez własną topograficzną, a także urbanistyczną specyfikę, co chętnie przypominają prace inspirowane ekokrytyką, studiami nad rzeczami, teorią Bruno Latoura czy environmental criticism, akcentując materialną autonomię lokalnych „artefaktów” oraz szczególny rodzaj „sprawstwa” przedmiotów oraz krajobrazu. Z drugiej jednak społeczne postrzeganie i kulturowe funkcjonowanie miejsc zdaje się oparte w dużej mierze na „tkankach miękkich”, to jest na znaczeniach historycznie wytwarzanych w obszarze wyobraźni zbiorowej, codzienności i ideologii, co z kolei pociąga za sobą zjawisko występowania wielu narracji oraz literackich praktyk autodeklaratywnych, często wchodzących ze sobą w konflikt lub samoczynnie tworzących złożony, kulturowy tekst/palimpsest, którego „gęsty opis” (w znaczeniu Clifforda Geertza) domaga się dogłębnego zrozumienia kontekstu jego powstania.

Podobne rozdwojenie pomiędzy materialnością/historycznością z jednej strony a trwałością i kulturową zmianą z drugiej zdaje się odpowiadać dychotomii, przypomnianej przez Michela Foucaulta w rozważaniach dotyczących genealogii, w których francuski filozof, komentując Nietzschego, wskazał na obecność w dziele tego myśliciela rozróżnienia pomiędzy narracjami o źródle (Ursprung) oraz narracjami o pochodzeniu i stawaniu się (Herkunft, Entstehung)3. O ile pierwsze, odnoszące się do obrazu źródła, podkreślały wyidealizowaną możliwość istnienia niezapośredniczonego początku, materialnej substancji i jakościowej spójności danego bytu lub kulturowego zjawiska, odsyłając tym samym do pewnej metafory archeologicznej, o tyle drugie, skupione na badaniu genealogii i na samym procesie wytwarzania fenomenów, zwracały uwagę na ich pochodzenie i akcentowały raczej zjawisko nieustannego generowania oraz historycznego produkowania sensów w perspektywie procesu naznaczonego splątaniem, nieciągłościami i lukami. Tym samym przywoływały dla odmiany rozpoznawalne skojarzenia filologiczne związane z aktem interpretowania lub rekonstruowania palimpsestu.

W badaniach nad przestrzenią przeciwstawienie metafory archeologicznej i obrazu palimpsestu zdaje się szczególnie chętnie przywoływaną i eksploatowaną figurą wiedzy, nawet jeżeli od pewnego czasu ta ostatnia, odwołująca się do tkanki tekstualnego kłącza, z czasem bywa zastępowana przez obrazy agonicznej rywalizacji, konfliktu pamięci lub przez kategorie deleuzjańskiej terytorializacji i deterytorializacji. Przy okazji tego porównania warto jednak zauważyć, że dwa wspomniane obrazy noszą do pewnego stopnia znamiona modeli komplementarnych, odpowiadających współczesnemu statusowi miejsc, aglomeracji i regionów, usytuowanych pomiędzy geografią a historią, a przez to nieuchronnie rozpostartych między przestrzenią topo-graficzną i wyobrażoną. Zarówno bowiem metaforę archeologiczną, skupioną na rzekomo możliwej próbie uchwycenia początku i substancji (arche), jak i tekstualną, opartą na rekonstrukcji kolejnych warstw wytwarzania kulturowych znaczeń, łączy zbliżony charakter działań, związanych z uruchomieniem wyobraźni, kreacji i interpretacji.

W podobnej perspektywie, uwzględniającej oscylację między materialnością miasta a jego narracyjnym zapośredniczeniem, literackie reprezentacje Gdańska zdają się być tekstualnymi „obiektami” o wybitnie skondensowanych i „geoafektywnie” nacechowanych znaczeniach, uwikłanych przy tym w różnorodne polityki pamięci i praktyki ideologiczne. Dzieje Gdańska jako handlowego emporium otwartego na przenikanie kultur zdaje się bowiem od samego początku określać jego paradoksalne „pograniczne” i zarazem „hegemoniczne” usytuowanie – był on z jednej strony postrzegany jako strategiczny punkt, uzasadniający roszczenia do całego regionu nad Bałtykiem, z drugiej zaś niemal „od zawsze” zdawał się znajdować na terytorium „przejściowym”, granicznym i niestabilnym – zarówno politycznie, jak i kulturowo – powiązanym z kategoriami tranzytu, cyrkulacji i wymiany nie tylko z racji swojego zawieszenia pomiędzy morzem i lądem, ale także z powodu funkcjonowania poza granicami jednolitej państwowej i narodowościowej przynależności. Tym samym domagał się nieustannego ponawiania legitymizacji roszczeń i ciągle podejmowanego wysiłku „wynajdywania” miasta przez jego kolejnych właścicieli albo – jak kto woli – okresowych „użytkowników”. Za każdym razem sytuacja ta pociągała za sobą powtarzanie gestu „przepisywania” (re-writing) jego historii raz jeszcze – na kolejnej warstwie palimpsestu i w kolejnym języku.

Bezprecedensowy rozdział takiego dynamicznego „przepisywania” historii miasta zapoczątkowała cezura roku 1945, naznaczona niemal całkowitą „wymianą” jego mieszkańców i niezwykle intensywnym charakterem ideologicznego „budowania” i „wynajdywania” obrazu Gdańska, którego dzieje należało jeszcze raz przekształcić i wymodelować – w zgodzie z ówczesnymi potrzebami i oczekiwaniami. W procesie tym niemałą rolę odgrywała literatura, a jego koleje i odmiany wyznaczane były dodatkowo przez daty następujących po sobie historycznych wydarzeń, niosących za sobą zmiany polityki kulturalnej PRL (to jest „cezury” października 1956, marca 1968, grudnia 1970, sierpnia 1980 i wreszcie – czerwca 1989 roku), o czym de facto traktują prace zgromadzone w niniejszym tomie.

Obraz Gdańska jako kulturowego fenomenu i szczególnego lieux d’imagination – zadomowiony już powszechnie w świadomości zbiorowej – został bowiem wykreowany nie tylko w oparciu na architektonicznych elementach infrastruktury i krajobrazu, ale także w równej mierze ukształtował się pod wpływem tekstów literackich (i wizualnych form narracyjnych), powstałych w odpowiedzi na doniosłe wydarzenia i przemiany historyczne, które stały się udziałem miasta i jego mieszkańców. Teksty literackie traktujące o Gdańsku były przy tym zarówno uwikłane w odmiany aktualnych koniunktur i meandry ideologicznych „wielkich narracji”, jak i angażowały się – z rozmysłem lub czasem mimowolnie – w różnorodne formy oporu, tworząc prywatne odmiany przeciw-pamięci, noszącej znamiona „auto/bio/geo/grafii”, niejednokrotnie krążyły oraz negocjowały pomiędzy wymiarami polityki i codzienności. Ich udziałem była stała oscylacja pomiędzy archeologicznym „odkrywaniem” kolejnych własności miejsca – na przykład jego rdzennej „polskości” w okresie wczesnego PRL-u lub „wielokulturowości” na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku – a „genealogicznym” uzmysławianiem sobie nieuchronnie „palimpsestowego” charakteru miasta.

Niniejszy tom, OGdańsku literackim 1945–2015. Archeologie miejsca, palimpsesty historii, stanowi rezultat obrad konferencji, która odbyła się 19–20 listopada 2015 roku w ramach działań Pracowni Badań nad Literacką Obecnością Gdyni, Gdańska i Sopotu „Literackie Trójmiasto”, działającej przy Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Celem organizatorów konferencji była próba prześledzenia kolejnych odmian i etapów kształtowania się obrazu miasta w tekstach literackich, obejmujących okres ostatniego siedemdziesięciolecia (1945–2015). Prezentowany tom nie nosi zatem cech pełnej i wyczerpującej przedmiot monografii, ile raczej przypomina przekrojowy rekonesans, podejmujący wysiłek rozpoznania następujących po sobie lokalnych zjawisk literackich w porządku ich różnorodnych odniesień do tego samego – i za każdym razem innego – miejsca. Ta paradygmatyczna sytuacja przypomina, rzecz jasna, znany i wielokrotnie przywoływany obraz zawarty w Monadologii Leibniza, dla którego metaforą współczesnej wiedzy o świecie staje się obraz miasta, wyłaniający się z wielu różnych perspektyw i oparty na wielu różnorodnych punktach widzenia.

Pierwsza część zbioru Region? Szukanie granic, szukanie tożsamości przynosi prace koncentrujące się na tekstach stawiających pytania o status lokalnej tożsamości. Zawiera ona z jednej strony ujęcia o charakterze przekrojowym – tak jak artykuł Daniela Kalinowskiego, podejmujący zagadnienie literatury kaszubsko-pomorskiej – z drugiej opiera się na różnorodnych studiach szczegółowych pokazujących rozmaite zbiorowe i indywidualne zabiegi konstruowania obrazu Gdańska w zjawiskach zdawałoby się tak diametralnie odmiennych jak proza socrealistyczna (tekst Radosława Młynarczyka) i literatura „trzeciego obiegu” (artykuł Artura Nowaczewskigo o pisarstwie wspomnieniowym Pawła Koñja Konnaka). Część ta zawiera również teksty traktujące o rozmaitych kontekstach twórczości czołowych swego czasu pisarzy gdańskiego środowiska literackiego – Franciszka Fenikowskiego (artykuł Janusza Mosakowskiego) i Bolesława Faca (studium Andrzeja Mestwina Faca). Kwestia wytwarzania tożsamości miasta i różnorodnych polityk oraz praktyk pamięci pojawia się również w artykule Zbigniewa Walczaka (omawiającego specyfikę uczestnictwa czasopisma „Litery” w kształtowaniu życia kulturalnego miasta) oraz Macieja Dajnowskiego, który niczym antropolog podejmuje problem wpisywania pamięci w codzienną tkankę praktyk miejskich na przykładzie nazewnictwa gdańskich tramwajów.

Kolejny rozdział tomu Światy wyobrażone Pawła Huellego przynosi teksty poświęcone twórczości jednego z najbardziej rozpoznawalnych gdańskich pisarzy i zarazem jednego z najważniejszych „mitologów” oraz „wytwórców” literackiego obrazu miasta nad Motławą. Zgromadzone w nim artykuły koncentrują się na różnych aspektach pisarstwa autora Ostatniej Wieczerzy. Studium Bartosza Dąbrowskiego tropi relacje pomiędzy tkanką miejskiej aglomeracji a zaszyfrowanymi, „posttraumatycznymi” śladami Zagłady. Z kolei Maciej Michalski przeprowadza innowacyjną formę „topolektury” jako stylu odbioru powieści Śpiewaj ogrody, w której palimpsestowa struktura tekstu pociąga za sobą podobną sytuację czytelniczej reakcji na tekst. Artykuł Kwiryny Ziemby podejmuje próbę ujęcia małych form prozatorskich tego pisarza w optyce cyklu nowelistycznego i powracającego wzorca powieści rozwojowej. Podobną perspektywę – zorientowaną na nowelistykę pisarza – przyjmuje Svetlana Pavlenko, która poddaje wnikliwej analizie rolę krajobrazu w dziele Huellego, koncentrując się na relacjach takich kategorii spacjalnych, jak morze i ląd. Omówienie Adeli Kuik-Kalinowskiej wprowadza kategorie pamięci do interpretacji Weisera Dawidka, uwydatniając wzajemne związki kreowania przestrzeni i szczególnej „pracy” nostalgii.

W rozdziale Stefan Chwiniinni dominują konteksty porównawcze i komparatystyczne, silniej również zostaje uzupełniona perspektywa medializacji przestrzeni. Piotr Millati w artykule Gdańsk jako źródło cierpień. Przypadek Stefana ChwinaiPawła Huellego przewrotnie zestawia obecne w późnym dziele pisarzy obrazy miast stanowiące zaprzeczenia wcześniejszych idylli i mitologii. Paulina Urbańska zderza ze sobą „neo/post/osiedleńcze” narracje Chwina (Hanemann) i Joanny Bator (Piaskowa Góra), podczas gdy Małgorzata Medecka śledzi sposób kreowania przestrzeni w dziele autora Srebrzyska i w gdańskich powieściach Izabeli Żukowskiej. Kryminalne teksty Żukowskiej i Piotra Schmandta poddaje również analizie Mariusz Kraska. W jego ujęciu kluczową rolę w konstruowaniu wizerunku miasta odgrywa fascynacja pocztówką jako szczególną formą „pamięci protetycznej” (termin Alison Landsberg) oraz kategorią „retro” jako pewną formą cytowania kulturowych wyobrażeń o przeszłości. Elżbieta Konończuk omawia kategorię „warsztatowej powieści historiograficznej” w kontekście prozy Jerzego Limona, wykorzystującej źródła historyczne i elementy internetowego hipertekstu. Z kolei artykuł autorstwa Agnieszki Czyżak ukazuje dialogiczny i zarazem „agoniczny” charakter prozy Barbary Piórkowskiej, podejmującej dialog z wcześniejszymi „męskimi” narracjami o Gdańsku. Na podobną rolę dialogu i intertekstualnych odniesień zwraca uwagę Marion Brandt w artykule poświęconym gdańskiej powieści Ambra niemieckiej pisarki Sabriny Janesch.

W ostatnim rozdziale monografii oddano głos autorom piszącym o gdańskiej poezji. Danuta Dąbrowska bada gdańską lirykę okolicznościową, związaną z wydarzeniami Grudnia ’70, Sierpnia ’80 i stanu wojennego. Zbigniew Chojnowski wnikliwie interpretuje kresowe, chrześcijańskie i gdańskie liryki Piotra Cielesza, o poezji Krystyny Lars pisze Katarzyna Wądolny-Tatar. Tematyka nieoczekiwanych relacji metafizycznych i topograficznych w poezji Jarosława Zalesińskiego staje się przedmiotem analizy Tomasza Tomasika. Z kolei w artykule Anny Trykszy, podejmującej problem „medytacji” w poezji Jacka Dehnela, zdaje się dominować raczej perspektywa nakierowana na retorykę i szczególną formę konceptyzmu obecną w dziele last but not least poety wywodzącego się z Gdańska.

W zakończeniu niniejszego wstępu organizatorzy pragną podziękować wszystkim uczestnikom konferencji za niezwykle ciekawe referaty oraz dyskusje podczas sesji naukowej, i oczywiście za inspirujące teksty. Osobne, szczególnie gorące podziękowania chcielibyśmy złożyć na ręce prezydenta Gdańska Pana Pawła Adamowicza, ówczesnej dyrektor Biura Prezydenta ds. Kultury w Urzędzie Miejskim w Gdańsku Pani Annie Czekanowicz-Drążewskiej oraz innych pracowników gdańskiego magistratu za afirmatywną postawę, pomoc medialną i szczodre wsparcie finansowe zarówno projektu „Gdańsk literacki 1945–2015”, jak i publikacji niniejszej książki.

Zespół redakcyjny

Region? Szukanie granic, szukanie tożsamości

Daniel KalinowskiAkademia Pomorska w SłupskuLiteratura kaszubsko-pomorska. Termin i twórcy1

Okoliczności i osoby

Literatura kaszubsko-pomorska to termin, który ma burzliwą historię. Jego zaistnienie można przypisać Lechowi Bądkowskiemu, który w 1967 roku przyporządkował do niego twórczość powstającą w języku polskim tematycznie dotyczącą obszaru Kaszub i Pomorza2. Definicja ta powstała w wyniku chęci swoistego wzbogacenia zakresu znaczeniowego terminu „literatura kaszubska”, który zakładał, że przywołuje się do namysłu tylko utwory pisane w języku kaszubskim, nie zaś w innym. Gdyby ściśle trzymano się kryterium językowego, piśmiennictwo kaszubskojęzyczne prezentowałoby się skromnie ilościowo i jakościowo. Określenie „literatura kaszubsko-pomorska”, przez włączenie literatów stosujących narrację polskojęzyczną lub polskojęzyczną z partiami kaszubskojęzycznymi w obrębie tematów kaszubskich i pomorskich, pozwalało na znaczne poszerzenie materiału. Liczba autorów oraz ich powieści, poezji i dramatów stawała się bardziej zauważalna, pozwalając szerzej i silniej zaistnieć tradycji kaszubskiej na zewnętrznej i pozaregionalnej arenie. Otwierała się przed tym typem piśmiennictwa możliwość odbioru przez szersze środowisko czytelnicze aniżeli w obiegu tradycyjnym i wewnątrzkaszubskim. W takiej sytuacji w obrębie terminu „literatura kaszubsko-pomorska” mogli zaistnieć Kaszubi piszący po kaszubsku i/lub po polsku oraz Polacy piszący po polsku i/lub kaszubsku3. Definicję należałoby jeszcze konsekwentnie rozwinąć – czego Bądkowski już nie uczynił – w kierunku uwzględnienia literatury trzeciego języka dominującego przez wieki na Pomorzu – niemieckiego. Należałoby zatem twórczość niemieckojęzyczną o Pomorzu lub Kaszubach także uznać za kaszubsko-pomorską. Trzeba by zresztą dołączyć – choćby hipotetycznie – twórczość wszelkich nie-Kaszubów o tematyce pomorskiej i kaszubskiej jako jak najbardziej odpowiadającą zakresowi znaczeniowemu terminu, a więc wyobrazić sobie sytuację powstających w różnych językach narodowych, na przykład w hiszpańskim, angielskim, ale i arabskim lub japońskim, utworów o Kaszubach czy Pomorzu jako przykładów literatury kaszubsko-pomorskiej. W jeszcze szerszym znaczeniu można tutaj dodać do zakresu znaczeniowego terminu tłumaczenia z kaszubskiego i na kaszubski, co poniekąd włączałoby inne języki narodowe w obręb analizowanej tutaj definicji. Aż tak szerokiego użycia terminu u Bądkowskiego jednak nie znajdziemy, podkreślał on uprzywilejowaną sytuację literatury kaszubskojęzycznej jako „rdzenia literatury pomorskiej”4.

Pojawienie się terminu „literatura kaszubsko-pomorska” naznaczone było sytuacją kulturową po roku 19455. W nowym układzie polityczno-społecznym literatura kaszubskojęzyczna już samą swoją obecnością podważała zabiegi nowych władz ujednolicające kulturę polską, którym kaszubszczyzna do projektowanego społecznego modelu monofonicznego nie odpowiadała. Dlatego też zostawiono jej niewielki margines działalności, a i te akty „wtłoczono” w rodzaj artystycznego getta, w którym literatura ta miała spełniać funkcję folklorystycznej wizytówki, wyrażającej regionalny aspekt ogólnonarodowej (polskiej) twórczości. To ograniczenie nie odpowiadało oczywiście kaszubskim literatom, lecz nie byli w stanie przełamać ograniczeń zewnętrznych, a poniekąd i wewnętrznych6. Ich utwory dalej powstawały, lecz niejednokrotnie istniały jedynie w małym wewnętrznym obiegu wydawniczym lub zgoła w maszynopisach lub rękopisach7. Nie można zatem w tym okresie historii literatury kaszubskiej pisać o tylu poetykach twórczych jak w rozwijającej się ponad nią tradycją polskojęzyczną8. Nadanie nazwy „literatura kaszubsko-pomorska”, a więc określenia tematyczno-terytorialnego, mniej zaś językowo-etnicznego, zdawało się przełamywać środowiskowy i polityczno-kulturowy impas.

Swoiste odium literatury ludowej nad tradycją piśmienniczą Kaszubów było jednak silne. Prowadziło to do sytuacji, w której niektórzy z krytyków utożsamiali literaturę kaszubską z ludową, jak to czynił Bolesław Fac: „Cecha żarliwości jest chyba koniecznym warunkiem w ludowej poezji, ma ona swoje tradycje, a przez współczesnych odbierana jest jak wzruszająca miłość do matki, do dziewczyny, do dziecka, do ziemi… Współczesny człowiek, ogarnięty ze wszech stron obezwładniającą ideą technokracji, w końcu ucieka do piękna, szuka natchnienia w najprostszym wzruszeniu, a sentymentalizm czy romantyka stają się pociechą”9. Takiemu postawieniu sprawy sprzeciwiali się Lech Bądkowski czy Wojciech Kiedrowski. Pierwszy pisał: „Bardzo gorąco sprzeciwiam się postulatowi Faca prymityzowania naszej literatury. Przede wszystkim świadome, celowe prymityzowanie jest w gruncie niemożliwe, musiałoby się zamienić w nieznośne naśladownictwo, a w efekcie dałoby upupienie tej literatury”10. Drugi zaś dopowiadał: „przyjmuję fakt utożsamienia (przez Faca) literatury kaszubskiej (całej) z literaturą ludową za nieporozumienie, wynikłe zapewne zbyt wielkim przejęciem się «Dniami Folkloru Polskiego». […] Przecież ogromna większość literatów kaszubskich to także ludzie wykształceni, w dziele ukończenia studiów stacjonarnych przewyższają oni nawet współczesne gdańskie środowisko literackie”11. Bolesław Fac w swym artykule nie zamierzał ostro krytykować środowiska kaszubskiego, któremu sprzyjał przez związki przyjacielskie z wieloma twórcami tego nurtu. Była to raczej niefortunna próba odnalezienia w Schillerowskiej formule opozycji między poezją naiwną a sentymentalną paraleli dla tendencji stylistycznej tradycji kaszubskojęzycznej12. Interpretator nie wyczuł tutaj, że piszący po kaszubsku nie takiego docenienia oczekują.

Inną konsekwencją sprzeciwu wobec przyporządkowania literatury kaszubskiej do literatury ludowej była propozycja Jana Drzeżdżona używania terminu „kaszubska literatura regionalna”. Autor sformułował swą myśl w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, choć w obiegu pojawiła się w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych: „Można zatem rozumieć regionalizm kaszubski w literaturze jako świadomą idealizację znikomego obszaru ziemi i nielicznego ludu. Tak rozumiany regionalizm w literaturze nie jest żadnym ograniczeniem, bo nie dotyczy zakresów języka poetyckiego, lecz będąc wyrazem pewnej ogólnej tendencji, nazywanej zazwyczaj dośrodkową, wydaje się pozytywny w swej funkcji mitotwórczej. Powstaje nowa jakość estetyczna, mobilizująca poetów do przedstawienia dawno znanych przedmiotów i okoliczności w nowych warunkach”13.

Choć cytat ów pochodzi z pracy nie wprost związanej z problematyką terminu „literatura kaszubsko-pomorska”, gdyż dotyczy spraw rozgrywających się w dwudziestoleciu międzywojennym, już tutaj widać, że pod mianem tradycji kaszubskiej nie umieszcza się jedynie twórców ludowych. To podkreślenie czynnika mitotwórczego i estetycznego jest wyraźnym aktem odcięcia znaczenia literatury jedynie jako piśmiennictwa amatorskiego, choć oczywiście nie znaczy, że twórców ludowych się deprecjonuje.

Dalsze przewartościowania terminologiczne, które jednocześnie świadczyły o aktywizowaniu się kaszubskiego środowiska twórczego, nastąpiły już w latach siedemdziesiątych. Myślę w tym miejscu o wystąpieniu Edmunda Puzdrowskiego, który dość dramatycznie przedstawił słabą kondycję literatury kaszubskojęzycznej14. Jednocześnie jednak uważał, że kryzys ten może tchnąć twórców do wydatniejszego zajęcia się literackim opisem współczesności, nie zaś tylko przedstawianiem przeszłości czy mitu ziemi rodzinnej. I właśnie owo wyrażenie generalnie optymistycznej opinii sprowokowało innych twórców do zamanifestowania swojej nieufności wobec terminu „literatura kaszubsko-pomorska”.

Uczynił to Alojzy Nagel, który przyznawał: „Skłaniałbym się raczej ku oddzieleniu literatury kaszubskiej od pomorskiej. Gdy będziemy mówili o literaturze kaszubsko-pomorskiej, to, jak sądzę, literaci piszący po kaszubsku będą traktowani jak przysłowiowe koło u wozu”15. Ta wypowiedź jest bardzo znacząca, ponieważ wywieść z niej można dwa wnioski. Po pierwsze świadczy ona, że twórcy kaszubskojęzyczni zaczęli głośniej podkreślać wagę swojego języka i akcentować jego odmienność. Oczywiście zawsze to czynili, lecz tym razem zabrzmiało to w innej konfiguracji kulturowej, w swoistym geście autopromocyjnym wobec literatury kaszubsko-pomorskiej. Po drugie w przekonaniu Nagla zawarta jest również obawa przed wchłonięciem przez szeroki termin zjawiska literackiego o mniejszym zakresie znaczeniowym. To zatem defensywny akt niechęci przed rozpłynięciem się wśród autorów kaszubsko-pomorskich.

Autorzy przychylający się do stanowiska Nagla mieli zresztą w tym rację, gdyż z literackiego środowiska gdańskiego Zbigniew Żakiewicz jeszcze bardziej rozszerzał znaczenie definicji „literatura kaszubsko-pomorska” i wnioskował o używanie terminu „bałtosłowiańskość”. Tutaj kryterium rozstrzygającym o stosowaniu tej nazwy byłaby obecność w różnych literaturach narodowych basenu Morza Bałtyckiego tych samych motywów i tematów. Jak uważa pomysłodawca: „Pojęcie bałtosłowiańskości i północy Polski jest według mnie pojęciem bardzo owocnym. Tutaj kaszubszczyzna jest jednym ze źródeł, które zasilają ten rezerwuar, że jednak północ Polski, północ Europy stanowi w sumie propozycję kulturową, dowodzi historia literatury”16. Przy ocenie takiej koncepcji można zauważyć, że dla odkrywania bogactwa badań intertekstualnych to niewątpliwie bardzo inspirujące podejście, lecz dla rzetelnego opisu specyfiki oraz wyjątkowości literatury kaszubskiej, polskiej, niemieckiej czy duńskiej stanowisko to jest jedynie do bardzo częściowego przyjęcia.

Dlatego też nie dziwi, że znowu krytycy sympatyzujący z literaturą kaszubskojęzyczną wystąpili z obroną swoich przestrzeni twórczych i w wydawanych w latach siedemdziesiątych recenzjach, notatkach i omówieniach podkreślali odmienny od bardzo szerokiej perspektywy bałtosłowiańskiej świat Kaszub17. Dodatkowo coraz wyraźniej pragnęli dokonywać wewnątrzkaszubskich ocen i hierarchizacji, które częściowo tylko były porównywalne z polskim życiem literackim. Jak pisał Eugeniusz Gołąbek: „Źle chcemë kriticznie omôwiac literaturę kaszëbską, më powinni wiedno pamiętać, że w procemku do naszij lëteraturë muszime przëkłôdac kąsk iną miarę, jak do lëteraturë polsczij. Polsko lëteratura mô za sobą pôre wiekowi rozwój, tak, że od tij stronë zdarzącë lëteratura kaszëbskô je leno jej o wiele młodszą sostrą”18. Koniec lat siedemdziesiątych i lata osiemdziesiąte, choć naznaczone dla Polski i Kaszub wielkimi wydarzeniami społeczno-politycznymi, przyniosły nowe pokolenie literatów (na przykład Stanisław Janke, Jerzy Łysk, Krystyna Muza, Jan Walkusz), które coraz śmielej i z coraz większą odwagą zaczynało wyrażać kaszubską samoświadomość, a tym samym termin „literatura kaszubsko-pomorska” przestawał być tak operatywny jak w latach wcześniejszych.

Na pograniczu – przekraczanie granic

Z dotychczasowego przeglądu zarysowuje się sytuacja, w której okazuje się, że termin „literatura kaszubsko-pomorska” nie zawsze był poręczny dla wszystkich autorów piszących po polsku czy kaszubsku. Na poziomie sytuacji społeczno-kulturowej po II wojnie światowej wydawał się trafiać w rzeczywistość pogranicza kultur, języków, religii; a taką właśnie ziemią były i są Pomorze i Kaszuby19.

Przydatność terminu „literatura kaszubsko-pomorska” widoczna jest zresztą nie tylko w opisie środowiskowego aspektu literatury tworzonej po II wojnie światowej. Oto w odniesieniu do najstarszych przykładów językowych relacji polsko-kaszubskich można pisać o roli Szymona Krofeja20 i Michała Pontanusa21 (pastorów protestanckich i jednocześnie translatorów) jako wyrazicielach właśnie literatury kaszubsko-pomorskiej. Zasadniczym językiem wyrazu jest tutaj wszak staropolszczyzna z widocznymi w niej północnymi formami dialektalnymi22. W popularnych ujęciach wspomina się czasami o kancjonale Krofeja i katechizmie Mostnika tłumaczonych z pism Marcina Lutra jako najdawniejszych aktach literatury kaszubskiej, co jest od strony porządku historycznego i językowego nadużyciem, choć nic nie stoi na przeszkodzie, aby te utwory włączać w zestaw utworów przygotowujących zasadniczą literaturę kaszubskojęzyczną23. Nie byłoby jednak większych obiekcji, gdyby zbiorki zachodniokaszubskich pastorów określać mianem przykładów najdawniejszej literatury kaszubsko-pomorskiej.

Z nowszej literatury wystarczy przywołać wcale niemały krąg pisarzy, poetów i dramaturgów pochodzących co prawda z Kaszub, ale tworzących literaturę nie tylko w języku kaszubskim. Znamienny jest tutaj fakt, że w obrębie twórczości literackiej jednego tylko pisarza stykamy się z rozmaitymi formami wypowiedzi, powstałymi w różnych językach. Taką sytuację artystyczną spotykamy chociażby w twórczości Aleksandra Majkowskiego debiutującego w języku polskim, tworzącego liryki kaszubskojęzyczne, jednakże przez całe niemal życie dojrzewającego do tego, by sformułować Żëcéiprzigodë Remusa od początku do końca po kaszubsku24. Można przywołać i omawiać twórczość Jana Rompskiego, który w dramaturgii raz wypowiada się w języku kaszubskim, a raz po polsku (Wzenjik Arkóne25 albo Ścinanie kani)26. Podobne zjawisko obserwujemy w twórczości Stefana Bieszka, dla którego przez wiele lat język niemiecki był językiem pierwszym, w którym pisał pierwsze utwory literackie, by po latach powrócić mentalnie i fizycznie na ziemię przodków – w serii Sonetów kaszubskich napisanych już po polsku i kaszubsku27. Ciekawy przykład bilingwizmu, dający się interpretować jako literatura kaszubsko-pomorska, stanowi tutaj proza Anny Łajming, w której dialogi napisane zostały po kaszubsku, partie narratorskie zaś po polsku28. Osobny dyskurs tworzy swoim powieściopisarstwem Jan Drzeżdżon znany szerokiemu gronu czytelniczemu dzięki utworom polskojęzycznym29, lecz traktujący kaszubskojęzyczną Twarz Smętka jako ukoronowanie swojej twórczości30. I wreszcie przykład ze współczesnej sytuacji kulturowej: Stanisław Janke piszący powieści polskojęzyczne, a potem je tłumaczący na kaszubski w kilkanaście lat później31… Wszyscy oni – oraz jeszcze Józef Ceynowa32, Jan Piepka33 czy Stefan Fikus34 – mogą być rozumiani jako przedstawiciele literatury kaszubsko-pomorskiej równie dobrze wyrażający się w ramach różnych przecież języków Pomorza.

Negatywny aspekt tak rozumianej metody opisu literatów kaszubsko-pomorskich polega na tym, że odbiera się im wagę ich wyborów ideowych i językowych. Na przykład wspominany już Aleksander Majkowski w początkowych latach swej artystycznej działalności chciał docenić rangę kulturową Kaszub za pomocą polskojęzycznego poematu o Kalwarii Wejherowskiej, ale przy końcu życia za najlepszy sposób wyrazu uczuć tożsamościowych uważał pisanie po kaszubsku, co ukazuje jego arcypowieść. Z kolei Jan Rompski dążył do wyrażenia swoich idealistycznych i maksymalistycznych poglądów społeczno-politycznych zawartych w liryce i dramacie przede wszystkim w artystycznym języku kaszubskim, nie zaś polskim, choć i polskojęzyczna twórczość jest ważnym dla niego medium. A zatem uważanie tych twórców za przedstawicieli literatury kaszubsko-pomorskiej oni sami uznaliby za rodzaj określenia nieadekwatnego.

Także po stronie twórców polskich można zauważyć nieufność wobec terminu. Oto bowiem, o ile Lech Bądkowski35 czy Franciszek Fenikowski36 promowali ten styl myślenia, o tyle wspominany już Bolesław Fac37 lub Stanisława Fleszarowa-Muskat38 nie chcieliby, aby kwalifikować ich utwory wyłącznie do literatury kaszubsko-pomorskiej. Sprzeciw brał się z różnych powodów. Po pierwsze nie czuli się związani silnymi relacjami z tradycją kaszubską, a jeśli już, to raczej z tradycją pomorską. Po drugie aspirowali do bycia artystami polskimi i to o polskiego czytelnika zabiegali. Po trzecie wreszcie wciąż w atmosferze literackiej Gdańska i Warszawy istniało przeświadczenie o nikłym zasięgu czytelniczym takiej twórczości oraz o jej związkach z działalnością nieprofesjonalną i okazjonalną.

Na rogatkach

W dzisiejszej sytuacji kulturowej termin „literatura kaszubsko-pomorska” brzmi nieco staroświecko i nieadekwatnie do żywiołowego życia społecznego, przepływu idei, mód kulturowych, haseł-obrazów, określeń-symboli opisujących specyfikę literatury Pomorza. Kojarzyć się może z dawną przestrzenią ograniczeń tematycznych i stylistycznych w wypowiadanych słowach i drukowanych tekstach. Przywodzi na myśl różne uwarunkowania polityczne w działalności literackiej Lecha Bądkowskiego, a wraz z nim Franciszka Fenikowskiego, Augustyna Necla, Róży Ostrowskiej, Natalii Gołębskiej, Jana Piepki, Leona Roppla i innych w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych39. Wybór dokonany przez to środowisko, aby określać się mianem twórców kaszubsko-pomorskich, był w pewnej mierze wyborem ideowym, wedle którego można było propagować kulturę kaszubską, a jednocześnie stale uświadamiać czytelnikom, że to część Pomorza, polskiego Pomorza, na którym odbudowuje się życie kulturalne na bazie rodzimych fundamentów, z własnymi mitami tożsamościowymi40. Nie można ignorować osiągnięć tej grupy literatów albo falsyfikować ich działalność jako „ornamentorów”, literatów służących ideologii, jak możemy o tym przeczytać w przeglądowym opracowaniu Artura Nowaczewskiego41.

Dzisiejsza „obcość” i „zużycie” terminu „literatura kaszubsko-pomorska” są odczuwane głównie w środowisku literatów polskich. Wśród twórców kaszubskojęzycznych mniej się manifestuje, choć trudno sobie wyobrazić sytuację, aby autorzy na przykład współczesnej grupy literackiej Zymk mieli z pełnym przekonaniem określać się mianem pisarzy kaszubsko-pomorskich42. W aktualnych realiach kulturowych najbardziej rozsądnym rozwiązaniem jest stosować termin „literatura kaszubska” (w sensie kaszubskojęzyczna) oraz „pomorska” w sensie literatury sformułowanej w różnych językach, lecz dotykającej tematycznie przestrzeni Pomorza, a w tym i Kaszub.

Twórczość kaszubskojęzyczna par excellence to taka, która wyraża się w różnych odmianach regionalnych i w standaryzowanej kaszubszczyźnie. To literatura mająca ambicje obejmować całą egzystencję człowieka, wszelkie aspekty rzeczywistości zewnętrznej, ale jednocześnie łącząca się ze światem mieszkańców Kaszub oraz ich bytem. Jak każda z literatur, stale wyraża myśl o tradycji materialnej i duchowej przodków oraz podtrzymuje więź spajającą członków społeczności. Znaczące wartości, do których nieustannie odwołują się twórcy literatury kaszubskiej, łączą się z topiką „rôdnej zemi”, jak również „rôdnej mòwë”, które spaja poczucie przywiązania do nich43. Jest to zresztą związek idealizowany biblijnym mitem ziemi świętej. Pojawiają się w niej mity tożsamościowe, czy też reprezentacje modelu mężczyzny, kobiety, dziecka, elementów natury, na przykład motywy eratyczne, sylwiczne czy akwatyczne44. Oprócz nich stale zjawiają się obrazy wartości wspólnotowych, takich jak domostwo, kościół czy mogiła. To twórczość mająca swoją periodyzację i ugrupowania ideowo--stylistyczne. To wreszcie literatura poddająca się interpretacjom tak historycznoliterackim, jak i z perspektywy badań intertekstualnych, antropologii literatury czy dyskursu postkolonialnego i postzależnościowego45.

Najstarszym przykładem literatury tak właśnie pomyślanej będzie twórczość Floriana Ceynowy, który ukonstytuował rudymenta kaszubskiej tożsamości kulturowej. Dzieje się tak, ponieważ tworzył on z przeświadczeniem o odrębności etnicznej, historycznej Kaszubów już od czasów romantyzmu46. Był to przy tym romantyzm słowianofilski, ludoznawczy oraz monologiczny47. Wobec niego zaistniał później Hieronim Derdowski, nasycający swą poetykę satyrycznym humorem eksplikowanym poprzez ludowe środki przekazu. Wobec maksymalizmu Ceynowy mógł się określić wyrosły na młodopolskich wzorcach estetycznych Aleksander Majkowski, który zaproponował poetykę przestrzeni mitycznej Kaszub i koncepcji „starożytności” Kaszubów48. Bardziej dyskusyjny wobec polskich wzorców kulturowych program odrębności kaszubskiej tworzyli zrzeszeńcy (Aleksander Labuda, Jan Trepczyk, Jan Rompski), krytykujący „mocarstwową” Polskę i jej krótkowzroczną politykę obsadzania administracji na Kaszubach ludźmi nieznającymi specyfiki tej części odrodzonego państwa49. Odmiennie postrzegający kaszubskość Leon Roppel i ugrupowanie klekowców, choć stale podkreślało połączenia kaszubsko-polskie, nie rezygnowało przecież z języka odmienności50. W latach 1945–1989 literatura kaszubska doczekała się odwilży, w większości jednak będąc bardzo reglamentowana albo sprowadzana – jak była o tym już mowa – do przykładów twórczości ludowej. Od roku 1989 także w literaturze kaszubskojęzycznej doszło do swoistego „otwarcia” i „wybuchu” działalności artystycznej, co wymaga już osobnych rozważań51. Większego impetu nabrały działania okołoliterackie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, dzięki aktywności Instytutu Kaszubskiego powstają opracowania naukowe literatury kaszubskiej. W życie literackie wyraźnie i zdecydowanie włączają się instytuty, muzea i biblioteki (Gdańsk, Wejherowo, Słupsk, Bytów, Kościerzyna, Wdzydze, Puck), oddziaływają kaszubskie oficyny wydawnicze (Wydawnictwo ZK-P, Wydawnictwo Region, jeszcze niedawno Rost)52.

Co zaś z cząstką terminu „literatura pomorska”? Logicznym rozwiązaniem jest nazwanie tym mianem literatury o Pomorzu. Tym postrzeganym najszerzej na brzegach Bałtyku: od Rostocku do Królewca. To twórczość opisująca świat w językach narodów, które tutaj mieszkają: Polaków, Niemców, Duńczyków, Szwedów, Finów, Rosjan, Estończyków, Łotyszy, Litwinów i Kaszubów. Aby taką rzeczywistość opisać, należałoby mieć niezwykle szerokie kompetencje językowe i komparatystyczne…

Mogą zatem dzisiaj istnieć osobne dyskursy literaturoznawcze: kaszubski i pomorski jako wyrażające odmienne języki i odmienne punkty widzenia na historię czy kulturę Kaszub i Pomorza. Można sobie dzisiaj wyobrazić odrębnie powstające prace, gdzie analizą będą objęte wyłącznie utwory kaszubskojęzyczne albo utwory pomorskie z koniecznym doprecyzowaniem, z perspektywy jakiego języka są one przedstawiane.

Radosław MłynarczykUniwersytet Gdański – Filologiczne Studia DoktoranckieGdańska literatura socrealistyczna

Główną ideę socrealistycznego rozumienia dzieła sztuki stanowiło artystyczne przetwarzanie rzeczywistości. Kodyfikatorzy metody twórczej, między innymi Jerzy Putrament i Włodzimierz Sokorski, postulowali ideę twórczości w swej głębokiej istocie zbliżoną do norm antycznych. Jednak rozwinięcie definicji dzieła sztuki socrealistycznej pozwala dostrzec pewne istotne tendencyjne różnice, które decydować miały o słuszności bądź błędzie autora. Otóż, jak pisze Sokorski, dzieło sztuki jest artystycznym przetworzeniem czynnego stosunku do rzeczywistości, a ów czynny stosunek wyrastać powinien z konkretnego, dialektycznego procesu życia. Jak twierdzi autor Spraw ruchu zawodowego, nie istnieje możliwość oddzielenia „twórczości literackiej od tematu jako podstawy wyjściowej dla artystycznej syntezy”1. W podobnym tonie wypowiadali się inni teoretycy realizmu socjalistycznego. A więc postulatem, który twórcy zainspirowani doktryną postszczecińską powinni wypełnić, było absolutne odrzucenie wszelkiego nadrealizmu, budowanie koncepcji wokół treści, a nie formy2. Tak restrykcyjny warunek wykluczał imaginacyjną swobodę wypowiedzi, implikując niejako wtórność. Artyści, w szczególnej zaś mierze literaci, skupiając uwagę na temacie dzieła, eksploatowali wiązkę identycznych motywów, skupionych wokół określonego miejsca, zjawiska, wydarzenia. W związku z tym do czytelników trafiała proza i poezja popularyzująca krajobraz hut, kopalń, placów budowy lub – jak w wypadku gdańskiej literatury socrealistycznej – stoczni.

Rejestr gdańskiej literatury socjalistycznej jest stosunkowo krótki. Biorąc pod uwagę utwory, które powstały między wyzwoleniem a odwilżą, wpisują się w konwencję metody twórczej i traktują o Gdańsku, mówić można o ponad dwudziestu tekstach poetyckich i prozatorskich. Wspólnym mianownikiem wszystkich są dwa główne tematy: odbudowa zrujnowanego miasta oraz prace prowadzone w stoczni. Rekonstrukcja Głównego Miasta wpisywałaby się w wizję Polski jako wielkiego placu, na którym budowniczowie socjalizmu nie tylko stawiają wspaniałe gmachy, ale i uczestniczą w walce o dojrzałe ideologicznie społeczeństwo. Sytuacja Gdańska jest o tyle ciekawa, że rekonstruując siatkę miasta architektonicznie niemieckiego, inżynierowie i robotnicy mieli szansę na stworzenie nowej, wyzwolonej wizji zburzonych budynków. Ich dzieło wpisałoby się w ten sposób między karty forsowanego przez socjalistyczne władze mitu polskości Gdańska3. Ślady podobnych tendencji zauważyć można w zawiązaniu akcji Lewantów Andrzeja Brauna, opowiadaniach Tadeusza Brezy czy wierszach: Gdańsk Włodzimierza Słobodnika i Na przyboju Franciszka Fenikowskiego4.

Niemal w całości poświęcona wizji odbudowy „nowego” Gdańska jest natomiast Wiosna nad Motławą Włodzimierza Wnuka. Pisarz i obserwator rodzącej się Polski Ludowej z reporterską niemal dokładnością opisał rozmiar zniszczeń, plany i początkową fazę rekonstrukcji Głównego i Starego Miasta. Odwołując się do historii Gdańska, wybiórczo przywołując pewne fakty (na przykład pomoc udzieloną przez gdańszczan Kazimierzowi Jagiellończykowi czy wierność mieszkańców wobec Stanisława Leszczyńskiego), podkreślał związki miasta z Polską. Selekcjonował także opisywane miejsca, szczególną uwagę przywiązując do przestrzeni związanych z działalnością polonijną, takich jak Poczta Polska i Kaplica Królewska. Fałszywy przekaz, który płynął z tych prawdziwych informacji, zdaje się wypełniać powierzoną pisarzowi przez władze misję: „Przed literatami gdańskimi wyłoniło się w pierwszych latach po wojnie trudne zadanie. Przyszło im bowiem działać w jednym z najbardziej dynamicznych ośrodków miejskich w Polsce, tzn. w zespole Gdańsk-Sopot-Gdynia, liczącym blisko 350 tysięcy mieszkańców. Zespół trzech miast wykazał nie tylko wielką prężność gospodarczą i społeczną, ale również i niezwykłą chłonność kulturalną. Zamówienie społeczności wybrzeżowej – naglące i powszechne zamówienie na słowo piękne, na słowo pisarza i jego książkę – zwaliło się na literatów «trójmiasta» ciężarem trudnym do udźwignięcia. Żeby mu sprostać, Oddział Gdański Związku Literatów Polskich podjął już w r. 1946 akcję odczytów i wieczorów autorskich, obsługując nimi dziesiątki szkół oraz świetlic różnych związków zawodowych i społecznych na terenie Gdańska, Sopotu i Gdyni”5.

Wiosna nad Motławą jest w swej istocie pismem instruktażowym przekazującym wykładnię socjalistycznego myślenia o architekturze. Utwór prezentuje wypadkową zderzenia niemieckiej przestrzeni miejskiej z socrealistyczną sztuką urbanistyczną. Wyniki tego starcia widoczne są i dziś: niektóre budynki Głównego Miasta odrestaurowano z dbałością o detale fasad, a nawet odtworzono unikatowe przedproża, tymczasem lipową aleję i rzędy kamienic wzdłuż Długich Ogrodów zastąpiono bryłowatymi pierzejami, w których ulokowano pracowników Stoczni czy urzędów państwowych6. Nieograniczona możliwość ingerencji w zewnętrzną tkankę miasta, jaką dało socjalistycznym architektom bombardowanie roku 1945, została wykorzystana do propagandowego zatarcia niemieckiej duszy Gdańska. Włodzimierz Wnuk opisuje rekonstrukcję miasta z perspektywy stronniczego obserwatora, zdającego relację z wielkiego placu budowy, wplatając niekiedy w tok narracji uwagi o niepowtarzalnej możliwości tworzenia na ruinach starego świata nowej, socjalistycznej, rdzennie polskiej rzeczywistości.

Większość utworów socrealistycznych traktuje jednak o stoczni i jej wielowymiarowym znaczeniu w powojennym Gdańsku. Największy zakład produkcyjny miasta urasta w nich do rangi symbolu polskości i bohaterstwa, literaci piszą o stoczni ogólnie i o poszczególnych jej działach, o stoczniowcach i ich rodzinach, o przedwojennym okresie kapitalistycznego wyzysku u Schichaua i walce z okupantami, o maszynach, statkach i wszystkim, co ze stocznią związane. Zostaje więc ona głównym tematem gdańskiej literatury socrealistycznej. Sercem organizmu budującego socjalizm. Wytyczne doktryny sprowokowały powstanie wielu tekstów wtórnych, różniących się jedynie manierą i stosunkiem pisarza do metody twórczej7. W znaczeniu szerszym jednak mówić można o reinterpretacjach tej samej grupy motywów, zasadniczo stałych dla literatury polskiej pierwszej połowy lat pięćdziesiątych: jaskrawym podziale bohaterów, sugestywnym wartościowaniu języka, walce o nowe metody produkcji, czynnej roli ideologii na drodze do postępu, kulcie fizyczności, wartościach wychowawczych. Patrząc na utwory gdańskie z tej perspektywy, nietrudno o krzywdzące uogólnienia, które prześladują literaturę realizmu socjalistycznego już od 1956 roku. Argumentem na obronę dorobku tego okresu polskiej literatury jest – paradoksalnie – parafraza jednej z wytycznych postulowanych przez teoretyków realizmu socjalistycznego. Przestrzegali oni przed traktowaniem opisywanych wydarzeń z perspektywy zbyt ogólnej, gdyż traci się wówczas z pola widzenia konkretne szczegóły, niuanse świadczące o wyjątkowości problemu8. Odnosząc tę uwagę do gdańskiej literatury, zauważyć należy te czynniki, które wyróżniały utwory „stoczniowe” spośród pozostałych „produkcyjniaków”. Są to między innymi kult morza, szczególnie widoczny u pisarzy regionalnych, wielokulturowość, a zwłaszcza obecność w utworach Kaszubów, czy szczególny rodzaj niechęci w stosunku do Niemców, dyktowany przykrymi doświadczeniami wyniesionymi z okresu Wolnego Miasta Gdańska. Wymienione elementy, wyraźnie obecne w gdańskiej literaturze socrealistycznej, różnicują jej „produkty” na tle reszty kraju. Oczywiście najlepszym zobrazowaniem wtórności i zarazem wyjątkowości lokalnej literatury zindoktrynowanej będzie bliższe przyjrzenie się rejestrowi utworów, które uznać można za gdańską literaturę socrealistyczną.

Bodaj najbardziej wyrazistym elementem konstrukcyjnym gdańskich utworów socrealistycznych jest jaskrawy podział bohaterów. Po stronie pozytywnej stoją budowniczowie nowego ładu: robotnicy stoczniowi, majstrzy, inżynierowie, działacze partyjni, nawet pracownicy Urzędu Bezpieczeństwa, którzy czuwają nad prawidłowym wykonywaniem scentralizowanych planów9. Tworzą oni rodzaj specyficznej zbiorowości pokonującej trudną i pełną wybojów drogę do odbudowania zrujnowanego wojną kraju. Znamienne, że – zgodnie z zasadą powszechnej równości – nie wyróżnia się zasług poszczególnych jednostek (nawet przodownicy występują jedynie na tle własnej brygady) ani nie dystansuje się inteligentów i mocodawców od prostych proletariuszy. Toteż rewolucyjny pomysł starego Kaczora z Lewantów będzie traktowany na równi z jego dokładnym wyliczeniem i opracowaniem przez inżyniera Glogera, a perypetie środowiska inteligenckiego Gwiazd wśród chmur Lecha Bądkowskiego osadzone zostaną w podobnych realiach, co życie prywatne robotników z Zakrętu Pięciu Gwizdków Franciszka Fenikowskiego10.

Wśród zastępu społecznego aktywu wyróżniają się bohaterowie pozytywni – spiritus movens quasi-polskiej drogi do socjalizmu. Liryka okresu 1945–1956 nie wyróżniała na ogół konkretnych postaci, stawiając na popularną formułę „przodowników pracy”. Taką optykę przyjmowali między innymi Stanisława Fleszarowa-Muskat, Franciszek Fenikowski, Zbigniew Szymański, Edward Fiszer czy Witold Wirpsza w bodaj najlepszym ówczesnym poemacie Stocznia11. Częściej jednak przedstawiano pracujący kolektyw, walecznie realizujący powzięte zobowiązania: „Słowo stoczniowca jak metal: / Rozlegnie się, gdy uderzysz. / Statek przyrzekli w gazetach / Na grudzień. Spróbuj nie uwierzyć” (E. Fiszer, Meldunek ze stoczni); „Tam bieg historii dzisiaj odwraca / inżynier, spawacz, traser i cieśla, / tam zamiast „złoto” mówi się „praca”, / tam bilans drogę w niebo wykreśla!” (F. Fenikowski, Stoczniowcom); „A w porcie – blisko, przy brzegu – / dalekie lądy i kraje. / To świat przez oceany / swą rękę dźwigom podaje. / Tutaj padają rekordy! / Meldunki ze wszystkich stron / donoszą o przeładunkach / w tysiącach, w milionach ton” (S. Fleszarowa, Dzień nad morzem)12.

W nielicznych wierszach wyróżniano pojedynczych bohaterów (Trymer Henryka Piotrowskiego czy Nurek Franciszka Fenikowskiego), służyło to jednak uwypukleniu postulowanego zjawiska narodzin nowego człowieka, nowej rzeczywistości, a nawet nowego poety:

Jutro tu z gdańskiej uliczki

znikną rumowisk wykroty,

kamienną pieśń odrodzenia

zaszumi las echom wojny,

w cieniu jaskółczej gałęzi,

po dniu zwycięskiej roboty,

niby poeta pod lipą

odpocznie człowiek spokojny.13

Autorzy prozy tworzyli natomiast postacie reprezentatywne, stanowiące reinterpretacje Ostrowskiego Pawki Korczagina. Główny bohater Lewantów Andrzeja Brauna, Michał Markowski, były ludowy partyzant, stary partyjniak, drogą ewolucji wyrasta z szeregowego, zapijaczonego robotnika na pomysłodawcę i wykonawcę najbardziej brawurowego windowania normy produkcji w historii powieściowej stoczni. I choć droga jest kręta, pełna wątpliwości moralnych i ideowych, z pomocą starszego kolegi i własnej pomysłowości Markowski wyrasta na modelowy przykład bohatera obdarzonego socjalistyczną świadomością. Poprzez postać Michała Braun przeniósł i zrewidował zagadnienie wprowadzania nowych technologii na drodze postępu: dzięki unowocześnieniu procesu produkcji zaszły zmiany w zakładzie pracy, brygadzie przodownika i przede wszystkim w samym Markowskim. Nie jest to, co prawda, bohater pozytywny w zupełnym tego terminu znaczeniu, warto jednak zwrócić uwagę na pewien schemat działania, w który został wpisany przez autora: w wyniku oskarżenia o przemyt i problemów rodzinnych odrodził się za pomocą ducha rywalizacji produkcyjnej, czerpiąc inspirację z czystego w swej istocie pragnienia postępu.

Na tle Markowskiego nieco gorzej wypada Paweł z Zakrętu… Socjalistyczna świadomość dopiero w nim kiełkuje, jednak mimo uwikłania w romans i kontakty z zachodnią agenturą ostatecznie przyczynia się do powstrzymania szpiega i zwodowania wspaniałego rudowęglowca. Należy zaznaczyć, że Fenikowski zbudował postać z krwi i kości, inicjalnie wyzutą z wszelkiej ideologii. Pawła początkowo interesują bowiem tylko koncerty i spotkania z Martą, chce się także uczyć angielskiego14. A jednak, dzięki pracy w stoczni, dojrzewa do rozszyfrowania spisku i poczucia dumy z pracy przy statku.

Przeciwwagę dla bohaterów pozytywnych musieli stanowić jaskrawo rozrysowani wrogowie ludu: kułacy, zachodni agenci, sabotażyści, leniwi i zapijaczeni robotnicy, nawet niedojrzali ideowo towarzysze. Słowem wszyscy, którzy swoją postawą powodowali opóźnienia w realizacji planów produkcji. Najsprawniej skonstruowany wątek antagonisty występuje w Lewantach. Inżynier Wesołowski to demoniczny i przebiegły złoczyńca, agent Zachodu sprytnie pogrywający ludźmi niczym pionkami na szachownicy. Szpiegowskie oszustwa Wesołowskiego obejmują spekulacje walutą, szmugiel, wykradanie planów stoczni, przede wszystkim jednak zwodzenie nieświadomych, niewinnych obywateli (choć ze sposobu przedstawienia wydarzeń powieściowych dość jasno wynika, że i oni zawinili – uśpioną czujnością). Co ciekawe, wątek Wesołowskiego nie został doprowadzony do politycznie słusznego końca. Agentowi udaje się połączyć z własną siatką i uciec przed sprawiedliwością. Braun zastosował dość nietypowe i w pewnej mierze niezgodne z doktryną rozwiązanie konfliktu dramatycznego. Wróg bowiem powinien zostać ukarany, najlepiej przez bohatera pozytywnego, i doprowadzony przed sąd (karny lub partyjny) lub zrozumieć swoje błędy i rozpocząć proces przeistoczenia w człowieka socjalistycznego. Zaskakujące w wątku Wesołowskiego jest nie tylko jego rozwiązanie, ale też ostatni monolog wewnętrzny bohatera, obnażający słabości systemu totalitarnego. Być może Braun „przemycił” za pomocą postaci negatywnej własne wątpliwości moralne? Nie sposób odpowiedzieć: „To głupcy – myślał – głupi, bezwolny naród. Zastrajkować nie potrafią! Oduczono ich myśleć. W ciągu paru lat stali się tym, czym mieli być: automatami. Dziećmi, cieszącymi się ze słów, wierzącymi we wszystko. A co zrobili z inteligencją? Wmówili każdemu, że reprezentuje naród. Każdy z nich mówi: my, nie ma liczby pojedynczej. Ale oduczyli ich myśleć za siebie. Czym dla nich jest człowiek, indywidualność – najwyższa rzecz? Oduczyli sądzić o czymkolwiek «osobiście». Jak wygląda literatura w tym kraju, sztuka? Schematy, typy, gotowe rozwiązania, odrzucenie wszystkiego, co niezgodne z doktryną”15.

Najpoważniejszą – jak się zdaje – przeszkodą dla prężnie działającego przemysłu stoczniowego są jednak nie poszczególni wrogowie, lecz nagminne przypadłości robotników: pijaństwo, opór przed unowocześnianiem produkcji, błędne podstawy ideologiczne, problemy osobiste. Realizm prozy lat pięćdziesiątych nie tylko dokładnie naświetlał pracę silnych, muskularnych ciał i wspaniałego szczęku żelaznego młota, ale także przedstawiał środowisko proletariackie w sytuacjach codziennych, prywatnych, domowych. Większość robotników w Lewantach ma problemy rodzinne, młodzi przodownicy z opowiadań Bądkowskiego, Fleszarowej czy Fenikowskiego bardziej przejęci zdobywaniem wódki i spędzaniem czasu z dziewczętami niż sumienną pracą w stoczni. A jednak pomimo licznych przeciwności i wskutek przeróżnych perypetii wszyscy ostatecznie włączają się do współzawodnictwa, prześcigają się w przekraczaniu normy produkcyjnej, a nawet wymyślają i popierają nowe systemy pracy, usprawniające działanie zakładu. Nie bez znaczenia są działania aktywu partyjnego, realizowane podczas zebrań i prywatnych rozmów, które uświadamiają ideologicznie robotników opornych na zmiany i zaznaczają czynną rolę doktryny na drodze postępu. Partia, podobnie jak w innych utworach z tamtego okresu, pełni funkcję komórki nadrzędnej, wspierającej kolektywne zmiany, nadzorującej i pomagającej zbłąkanym duszom. Znamienna jest rozpacz Leona z Lewantów po wykluczeniu z szeregów partyjnych i uwaga jednego z kolegów, że Partia, choć teraz ukarała niepokornego syna, czeka na jego poprawę i powrót z otwartymi ramionami. Musi jednak zrozumieć, że praca, jaką wykonuje w stoczni, nie służy jemu, lecz społeczeństwu, ojczyźnie. Warto więc zwrócić uwagę, że walka robotników gdańskich jest zaledwie cząstką większej batalii, która rozgrywa się w całym kraju.

Jednak wśród aspektów, które uniwersalizują gdańskie utwory socrealistyczne, umieszczając je w szerokim dyskursie twórczości postszczecińskiej, do głosu dochodzą elementy charakterystyczne tylko dla nich, mianowicie kult morza oraz wielokulturowość miasta.

W pierwszych latach Polski Ludowej władze kładły bardzo silny nacisk na kształtowanie kłamliwego obrazu związku kraju z morzem. Mówiono o odwiecznej polskości morza i Gdańska16. Tendencje te, a właściwie zadania, nie ominęły także literatury. W wydanej w 1954 roku przez Ministerstwo Obrony Narodowej pod patronatem samego prezydenta Bieruta antologii liczni pisarze zamieścili utwory w mniej lub bardziej nieprzyzwoity sposób budujące tę fałszywą narrację historyczną. Tom Morze stanowił kompilację literackich legend, produkowanych masowo od końca lat czterdziestych. Na marginesie szumnych haseł narodowych opisywano nierozerwalne związki łączące z morzem także autochtonów. W tworzeniu peanów ku czci wielkiej wody przodowali przede wszystkim lokalni poeci: Edward Fiszer, Zbigniew Szymański i Stanisława Fleszarowa-Muskat. I choć nieodłącznym elementem życia bohaterów jest stocznia (wielokrotnie zresztą sama podnoszona do rangi bohatera), patrzą oni w zamyśleniu na morze, tęsknią za nim, czują je, podziwiają, marzą o nim. Zresztą krajobraz wybrzeża upstrzonego dźwigami produkcyjnymi wielokrotnie jawi się jako naturalny i oczywisty. Dla podmiotu poematu Stocznia Witolda Wirpszy brzęk żelaza i uderzenia młota są esencją gdańskiej przestrzeni w równym stopniu, co poczucie smaku soli morskiej na ustach. Wirpsza buduje patetyczne, znacząco melancholijne krajobrazy żurawi stoczniowych widzianych z peronu gdańskiego dworca, przekazuje odbiorcy ekfrazę partytury narzędzi robotniczych, z pietyzmem i za pomocą emfazy opisuje wartką pracę silnych rąk. Wszystko to rozgrywa się na tle morza, co sprawia, że Stocznia jest hołdem oddanym nadmorskiej gałęzi polskiego przemysłu.

Wielka woda, podobnie jak stocznia, jest świadkiem trudu budowy nowego społeczeństwa. Niejednokrotnie robotnicy spoglądają daleko w błękitny horyzont lub na unoszące się znad niego chmury, zastanawiając się nad sensem wykonywanego planu bądź uciekając myślami do ukochanej. Wyczuwalna bliskość żywiołu skłania ludzi do refleksji. Wśród przybyszy z głębi kraju budzi nieustający podziw, wśród tubylców zaś – wspomnienia. Nietrudno zauważyć tendencję twórców do podkreślania nierozerwalnego związku pomiędzy morzem a polskością. W wyrafinowany sposób wyeksponował to Lech Bądkowski w opowiadaniu Etiuda rewolucyjna17. Robotnik stoczniowy, słysząc kompozycję Chopina, wspomina pracę u Schichaua, walkę z germanizacją u schyłku Wolnego Miasta Gdańska, okupacyjne trudy i radość z wyzwolenia. W tych reminiscencjach morze stanowi jedyny pewny punkt w życiu, jedyny cel, o którym zawsze się pamięta i do którego zawsze będzie można powrócić. Owa stałość, niezmienność morza to jego główna cecha podkreślana przez twórców socrealistycznych. W podobnym tonie wypowiadają się bohaterowie Walkiokuter Lecha Bądkowskiego – rybacy toczący walkę z żywiołem i maszyną18. Dla nich morze, choć często nieprzyjemne i wymagające, jest nieodłączną częścią życia, a tytułowa łódź – źródłem utrzymania i narzędziem pracy, tak przecież istotnej dla ówczesnego społeczeństwa.

Związek Polaków z morzem zaznaczała też w dwóch opowiadaniach Stanisława Fleszarowa-Muskat, choć w każdym w nieco inny sposób. Pietrek, bohater Na stoczni, tęskni do morza otwartego, pełnego, a nie zabrudzonego olejem w stoczniowym basenie19. Nastawienie jego zmienia się pod wpływem pięknej bibliotekarki. I choć zgłoszenie się bohatera do inicjatywy współzawodnictwa wyrasta z niepewnych ideowo motywacji (główną była chęć zaimponowania dziewczynie), dzięki uczciwej pracy staje się lepszym człowiekiem i pracownikiem: wydatnie przyczynia się do budowy pierwszego polskiego rudowęglowca (ochrzczonego później nazwiskiem pewnego przodownika pracy; dziś statek pełni funkcję muzeum), dostaje sowite wynagrodzenie i oczywiście zdobywa pannę Celinę.

Inny aspekt polskości morza podkreśla autorka w opowiadaniu Powrót20. Przybyły do kraju po szesnastu latach emigracji Profesor nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości, a syn pogardza nim, naznaczony doświadczeniem półsieroty. Fleszarowa stosuje wyraźną i sugestywną retorykę oskarżającą głównego bohatera o zdradę, przyrównując, a właściwie zrównując opuszczenie rodziny z opuszczeniem ojczyzny. Niewierność, jakiej się dopuścił, jawi się niezmazywalną i nie do odkupienia.

Środowisko stoczniowego proletariatu siłą rzeczy skazane jest na różnorodność. Położenie geograficzne i historia Gdańska sprawiają, że wśród rzeszy polskich robotników pracują także Kaszubi. W ich postrzeganiu widać różnicę pomiędzy pisarzami Wybrzeża i tymi, którzy Wybrzeże traktowali jedynie jako materiał literacki. Dla przykładu: Andrzej Braun w Lewantach wyraża się o Kaszubach niepochlebnie. Mowę nazywa „bełkotliwą”, twarze maluje zaczerwienione od alkoholu, a do warstwy językowej utworu nie wprowadza elementów kaszubszczyzny. Także żadna z pierwszo- czy drugoplanowych postaci nie jest Kaszubem. Inaczej Franciszek Fenikowski, który co prawda zamieszkał na Wybrzeżu dopiero w 1948 roku, ale uznać go można za pisarza lokalnego. Autor Zakrętu Pięciu Gwizdków wprowadza w dialogach mieszankę żargonu gdańskiej ulicy, marynarzy i kaszubszczyzny. Ponadto kaszubscy robotnicy opisywani są z nieukrywaną sympatią i w samych niemal superlatywach21.

Wielokulturowość Gdańska, tak odmieniana dziś przez wszystkie przypadki, w utworach socrealistycznych eksponowana była z daleko idącą rezerwą, by nie powiedzieć, że ją pomijano. Znamienne, że nie ma w literaturze lat pięćdziesiątych nawet wspomnienia o Żydach, nie mówiąc już o umieszczeniu ich w planie wydarzeń. Silnie obecna jest za to niechęć do Niemców, w dodatku jeszcze przedwojenna. Wyjątkowa sytuacja Wolnego Miasta Gdańska (dojście NSDAP do władzy w 1933 roku) wymusiła walkę o utrzymanie polskości w życiu publicznym. Echa tych wydarzeń słychać w wielu utworach gdańskiego socrealizmu. W opowieściach starszych towarzyszy dochodzi do głosu wyzysk u Schichaua, spory i utarczki z Hitlerjugend, prześladowanie polskich interesów. Warto zaznaczyć, że pośród większości tych prześladowań Polacy odnosili małe sukcesy, jak choćby we wspomnieniach starego Szwedowskiego z Zakrętu Pięciu Gwizdków. Obowiązującemu obrazowi złego Niemca musiała towarzyszyć wizja walecznych Polaków. Jedynie taka dychotomia wypełniała socrealistyczny postulat jaskrawych kontrastów, wyraźnego podziału świata, w którym nie ma miejsca na niedomówienia.

Gdańska literatura socrealistyczna, mimo swojej wtórności, wyróżnia się na tle całej Polskiej literatury podporządkowanej określonej metodzie twórczej. I choć nie są to dyferencje epistemologiczne czy aksjologiczne, można je połączyć w jedną nierozerwalną stałość. Taką constans będzie morze i konsekwencje jego obecności w literackiej fikcji. O ile stocznia, z całą wyjątkowością swojej struktury, przypomina inne kreowane przez pisarzy obrazy zakładów produkcyjnych, to wpływ położenia geograficznego na bohaterów i światy przedstawione stanowi bardzo silny wyróżnik gdańskiej literatury socrealistycznej.

Zbigniew WalczakUniwersytet Gdański – Filologiczne Studia DoktoranckieLiteratura na łamach „Liter”

Magazyn społeczno-kulturalny Wybrzeża „Litery” przez trzynaście lat (1962–1974) opisywał i komentował życie Pomorza Gdańskiego i całej Polski. Jednak ani katalog Biblioteki Narodowej, ani Biblioteki Uniwersytetu Gdańskiego nie odnotowują hasła przedmiotowego „Litery”. Znajdziemy je tylko w katalogu Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Josepha Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku. Hasło: „Litery (czasop.)” odsyła jedynie do artykułu Tadeusza Bolduana1 pod tytułem „Litery” (1962–1974)2. Tadeusz Bolduan od początku do końca istnienia magazynu pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego i kierownika działu naukowego. Wcześniej był redaktorem naczelnym dwutygodnika „Kaszëbe”3. Jak wspominał – Komitet Wojewódzki PZPR w Gdańsku zdecydował o likwidacji dwutygodnika z końcem grudnia 1961 roku ze względu na jego „nieprawomyślność” i o powołaniu w jego miejsce miesięcznika „Litery”4. Pierwotnie nowy miesięcznik miał się nazywać „Gryf”, w nawiązaniu do tradycji czasopisma poświęconego sprawom kaszubskim, ukazującego się od roku 1908 z przerwami do 1934. Komitet Wojewódzki PZPR zakładał, że magazyn będzie „mobilizować mieszkańców Wybrzeża do realizacji zadań wytyczonych przez partię i rząd”5. Jego głównym celem miało być „wyjaśnianie polityki partii, umacnianie patriotyzmu w najszerszym tego słowa znaczeniu i swoistego patriotyzmu lokalnego”6. Komitet dokładnie przewidział zawartość i bardzo szeroki program czasopisma. W artykule wstępnym Redakcja zapowiedziała więc: „Pragniemy, pisząc o teraźniejszości, ukazywać również perspektywy przyszłości. Będziemy też sięgać do bogatej skarbnicy historii naszej ziemi, historii walk o polskość i postęp, z zalewem niemczyzny i ze wstecznictwem społecznym. Korzystać tu będziemy i nawiązujemy jak najściślej do chlubnych kart naszego wybrzeżowego czasopiśmiennictwa, do «Gryfa» i «Kaszëbë», których «Litery» są bezpośrednim kontynuatorem”7.

Jeśli chodzi o nazwę, to Jerzy Afanasjew zaproponował, żeby nowe pismo nazwać „Litery”. Zdezorientowało to czytelników, nazwa ta bowiem sugerowała, że zawartość pisma dotyczy liternictwa, zwłaszcza że na stronie tytułowej pojawiały się grafiki. Zmiana nazwy i wspomniane już ideologiczne „namaszczenie” skłoniły Zrzeszenie Kaszubskie do wydawania własnego „Biuletynu Zrzeszenia Kaszubskiego”8.

Magazyn Społeczno-Kulturalny „Litery” ukazywał się w latach 1962––1974 (w ostatnim roku jako „MKL Litery”). Redakcją kierowali kolejno: Waldemar Slawik (1962–1963), Edgar Milewski (1963–1973), a w ostatnim okresie Andrzej Cybulski (1973–1974)9. Przez ten czas ukazało się 155 numerów „Liter” o objętości 32–40 stron każdy i nakładzie 3–5 tysięcy egzemplarzy. Z pismem współpracowało ponad ośmiuset pięćdziesięciu autorów tekstów oraz około dwustu czterdziestu artystów plastyków i fotografików. Na łamach „Liter” ukazało się prawie pięć tysięcy czterysta artykułów, recenzji i prac literackich10. Pismo tworzyło wielu zasłużonych dla regionu ludzi. Prozą na jego łamach zajmowała się Stanisława Fleszarowa-Muskat, a dział poezji prowadził Bolesław Fac. Nad stroną graficzną miesięcznika czuwali: najpierw Mieczysław Miscewy oraz Jerzy Zabłocki (1962), a od stycznia 1963 roku do końca istnienia pisma Ryszard Stryjec11.

Jak wspomniano, „Literom” dokładnie wyznaczono profil i w związku z tym wyodrębniono sześć działów tematycznych (wyraźnie zaznaczono ten podział od grudnia 1968 roku). Były to: Sprawyiludzie (zagadnienia społeczne, polityczne i kulturalne), Literatura, Sztuka, Nauka, Lektury i Informacje – komentarze – polemiki. W tym ostatnim publikowano też listy do redakcji, recenzje artykułów z gazet i czasopism oraz rubryki humorystyczne. Pismo było miesięcznikiem regionalnym i jego treść miała odnosić się przede wszystkim do spraw Wybrzeża, jednak Redakcja starała się wychodzić poza ten obszar. Próbowano akcentować, że przez Bałtyk region graniczy ze Skandynawią, a historia i granica na Odrze zbliżają Pomorze do Niemiec: „«Litery» obracały się jakby w trójkącie geograficznym: Pomorze – Niemcy – Skandynawia, przy czym wszystkie sprawy rozpatrywano przeważnie w kontekście ogólnopolskim, bądź nawet europejskim. Nie były więc zaściankowe, chociaż obszernie zajmowały się tematami pozornie właściwymi tylko dla Pomorza Nadwiślańskiego i Zachodniego. Przestrzegano, wprawdzie niezbyt konsekwentnie, autorskiego stosunku do opisywanych zagadnień, co do pewnego stopnia świadczy o obiektywizmie i tolerancji redakcji”12.

Przedstawienie całej problematyki czasopisma, a nawet tylko wybranych zagadnień z działu Literatura jest trudne ze względu na obfitość publikacji. Niniejszy szkic jest jedynie próbą przybliżenia zawartości „Liter” – pisma ważnego ze względu na okres, w jakim się ukazywało. Były to lata odbudowy i dynamicznego rozwoju Gdańska, urbanizacji, industrializacji, szybkich zmian, także na pomorskiej wsi. W 1966 roku obchodzono tysiąclecie chrztu Polski, trwał program budowy tysiąca szkół w ramach obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego13. Toczyła się walka o „rząd dusz” między komunistyczną władzą a Kościołem katolickim14. W tamtych latach rozegrały się zdarzenia o znaczeniu fundamentalnym dla historii najnowszej Polski i Pomorza – wydarzenia Marca ’6815 i Grudnia ’7016. Lata sześćdziesiąte to okres ważnej dla regionu walki o utworzenie uniwersytetu w Gdańsku, do której redakcja pisma również się włączyła17. W 1973 roku obchodzono na całym świecie pięćsetną rocznicę urodzin Mikołaja Kopernika, do której w Polsce przygotowywano się kilka lat. Wydarzeniu temu poświęcono wiele publikacji, jak i numer specjalny („Litery” 1970, nr 2).

Dzięki właściwemu opracowaniu „Litery” są wygodnym źródłem informacji. Wszystkie numery czasopisma zostały zeskanowane i udostępnione przez internet w Bałtyckiej Bibliotece Cyfrowej (domena publiczna)18. Dostępny tam jest też Indeks zawartości Miesięcznika Społeczno-Kulturalnego „Litery” za lata 1962–1970. Zawiera on 3660 pozycji i cztery spisy (zestawienie autorów reprodukowanych prac plastycznych i rysunków, autorów reprodukowanych fotogramów, spis autorów publikacji recenzowanych oraz spis autorów publikacji). Indeks był dodatkiem do numeru 6 „Liter” z 1971 roku. Redaktor Bolduan sporządził też kolejne dwa indeksy: za rok 1971 (ukazał się w numerze 1 z 1972 roku) i za 1972 (w numerze 1 z 1973 roku). Krótkim przewodnikiem po zawartości „Liter” jest wspomniany już artykuł Tadeusza Bolduana w „Gdańskim Roczniku Kulturalnym”. Ułatwieniem w korzystaniu z magazynu są też Bibliografie Pomorza Gdańskiego.

W początkowym okresie działalności w „Literach” drukowano teksty dość przypadkowe ze względu na wspomniane wcześniej szerokie ramy tematyczne – bez konkretnej myśli przewodniej. Jak zauważył Bolduan: „Z chwilą przejęcia redakcji przez Edgara Milewskiego […] zaczęto profilować czasopismo, które skłaniało się teraz bardziej ku tematyce morskiej i pomorskiej, podejmowanej jednak nie partykularnie, lecz z myślą, że rozwiązując własne pomorskie sprawy idzie ono do czytelnika od morza z bogatą treścią pomorsko-morską. Podjęto udaną próbę ogarniania wszystkich dziedzin życia społecznego, a przede wszystkim kulturalnego, literackiego, artystycznego i naukowego. Publicystyka polityczna oscylowała wokół spraw pomorskich, ale i ogólnych, w tym w znacznym stopniu polsko-niemieckich. Początkowo była ona znacznie zabarwiona propagandą, jak polityka władz polskich, potem jednak uwalniała się od obowiązujących rygorów i bardziej prezentowała poglądy autorskie”19.

Miesięcznik „Litery” był oceniany przez władzę i czytelników. Fachowej analizy dokonał też Ośrodek Badań Prasowych w Krakowie. Brał pod uwagę piętnaście tytułów regionalnych. Wyniki badań opublikował Władysław Masłowski w pracy Typologiaipoczytność wojewódzkich czasopism regionalnych20. Pod względem zawartości, języka i przekazywanych treści umieścił „Litery” w czołówce pism regionalnych, w pewnych kategoriach przyznając im miejsce w gronie pism elitarnych, razem z wrocławską „Odrą” i poznańskim „Nurtem”: „Poziom wykształcenia adresata «Liter» uznano jako wysoki (przygotowanie uniwersyteckie), ale nie specjalistyczny. Jeśli chodzi o poziom publikacji, to «Litery» umiejscowiono na trzecim miejscu, za «Odrą» i «Nurtem». […] Władysław Masłowski postulował, by nie zmieniać elitarnego charakteru «Liter», «Odry» i «Nurtu»”21.

Na łamach „Liter” proza i poezja zajmowały wiele miejsca, drukowano też fragmenty dramatów, scenariusze, słuchowiska. Tadeusz Bolduan we wspomnianych Indeksach, aby uporządkować materiał, zastosował opisany już wcześniej schemat działów. Dział Literatura podzielił na pięć segmentów. Są to: Artykuły, eseje, wywiady, biogramy, następnie: Proza, Poezja, Poezja ludowa i wreszcie: Różne.

Do działu Literatura zaliczyć trzeba ponad tysiąc utworów22. Trudno w ramach niniejszego szkicu dokonywać recenzji tych tekstów. W samej tylko Prozie Bolduan wymienia ponad sto nazwisk. Byli to autorzy przede wszystkim z Gdańska i Pomorza. Dziś większość z nich nie funkcjonuje w obiegu czytelniczym. Znaczna część zmarła, ich utwory nie są wznawiane, teksty wydają się mało aktualne, niezbyt interesujące dla współczesnego czytelnika. Niektórzy jednak nadal są ważni w historii literatury regionu (a niektórzy w całej Polsce). Wśród nich można wymienić takich twórców, jak Jerzy Afanasjew, Lech Bądkowski, Bolesław Fac, Franciszek Fenikowski, Stanisława Fleszarowa-Muskat, Lesław Furmaga, Stanisław Hebanowski, Lucyna Legut, Ryszard Milczewski-Bruno, Jerzy Jan Pachlowski, Teodor Parnicki, Jan Piepka, Kazimierz Radowicz, Kazimierz Sopuch, Edward Stachura, Mirosław Stecewicz, Jan Tetter, Romana Tom, Stanisław Załuski, Zbigniew Żakiewicz, Andrzej Żurowski. „Litery” dają możliwość dotarcia do wielu utworów tych twórców.

Wśród tekstów zaliczanych do Prozy występowały głównie opowiadania. Zdarzały się też fragmenty powieści. Warto wspomnieć, że „Litery” przybliżyły swoim czytelnikom Greka Zorbę Nikosa Kazantzakisa (w tłum. Nikosa Chadzinikolau), któremu to dziełu towarzyszył biogram autora. Stanisława Fleszarowa-Muskat opublikowała trzynaście tekstów w serii Małe scenariusze i fragmenty dramatów. Na łamach czasopisma ukazał się także fragment scenariusza widowiska telewizyjnego Dialogzminionym czasem („Litery” 1966, nr 11) tej samej autorki. Zdarzały się też słuchowiska radiowe, na przykład Nie trzeba krzykiem zagłuszać milczenia nocy Lucyny Legut („Litery” 1966, nr 3). Stanisław Hebanowski drukował własne sztuki – fragment Morze dalekie – morze bliskie („Litery” 1970, nr 4), bądź tłumaczenia utworów scenicznych, na przykład: Claude Jean, Pomiędzy (obrazek sceniczny, „Litery” 1970, nr 8). Zaznaczyć trzeba, że tłumaczeń nie było zbyt dużo (na przykład Janka Bryl, Krew na ścianie w tłum. Zbigniewa Żakiewicza, „Litery” 1969, nr 9, oraz Ilja Warszawski, Kaczkawśmietanie, w tłum. Stefanii Kryńskiej, „Litery” 1970, nr 7). Jak pisał Tadeusz Bolduan, właśnie teksty literackie pomogły redakcji „Liter” zręcznie „uczcić” pięćdziesiątą rocznicę rewolucji październikowej: „Zastanawiające jest, że wśród 27 numerów specjalnych (częściowo lub prawie w całości poświęconych jednemu tematowi) wydano tylko dwa społeczno-polityczne, okazjonalne, mianowicie z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej w Rosji (1967, nr 11), w którym więcej było tekstów o literaturze rosyjskiej niż o rewolucji i z okazji 25-lecia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (1969, nr 7)”23.

W podobny sposób, publikacjami o literaturze i kulturze, uczczono dwudziestolecie Niemieckiej Republiki Demokratycznej („Litery” 1969, nr 6).

Można jeszcze dodać, że w „Literach” ukazywało się wiele felietonów: społecznych, sportowych, historycznych, a nawet prawniczych. W niniejszym szkicu należy odnotować jednak przede wszystkim felietony literackie. Od numeru 2 z 1968 roku do końca istnienia pisma pisał je (jako Bernard) Bolesław Fac w rubryce Długopisem.

Tenże redaktor i pisarz nieprzerwanie kierował działem Poezja w „Literach”. Jak podkreśla Tadeusz Bolduan, dział ten prowadzony był bardzo starannie: „Wysokiego poziomu drukowanych wierszy przestrzegał z uporem i nawet agresywnie Bolesław Fac”24. Dzięki temu na łamach pisma ukazywały się utwory nagrodzone w „Konkursie Czerwonej Róży”. Można tu wymienić przykładowo wiersze takich poetów, jak Jerzy Afanasjew (Rękaotrzech palcach, „Litery” 1963, nr 1), Edward Balcerzan (Człowiek do zaprogramowania, „Litery” 1963, nr 12), Ryszard Danecki (Najzieleńsze, „Litery” 1963, nr 12), Stanisław Dąbrowski (Paskinada, „Litery” 1963, nr 1), Jan Goczoł (Urząd, „Litery” 1963, nr 12), Jacek Hohensee („Litery” 1968, nr 1) czy wreszcie Krzysztof Karasek („Litery” 1967, nr 1). O wyczuciu i wrażliwości poetyckiej Bolesława Faca świadczy też pojawianie się na łamach pisma utworów poetów, którzy po latach potwierdzili swój talent. W numerze 11 z 1967 roku wydrukowano Skłócone, pierzchające Stanisława Barańczaka (jeszcze przed debiutem książkowym poety w 1968 roku). Numer 10 z 1970 roku przyniósł zaś Dom spokojnej starości, Już niedaleko i Hobby Ewy Lipskiej (wraz z biogramem poetki). W „Literach” publikowano utwory poetów, którzy pozostali w kanonie pisarzy wybrzeżowych. To między innymi Mieczysław Czychowski – utwór [Klon śmiertelnie…] pojawił się już w pierwszym numerze „Liter” (1962, nr 1–2), Bolesław Fac (poeta i tłumacz), Franciszek Fenikowski, Stanisław Gostkowski, Jerzy Harasymowicz, Bogdan Justynowicz (poeta i tłumacz), Franciszek Kamecki, Czesław Kuriata, Edmund Puzdrowski, Kazimierz Sopuch, Mirosław Stecewicz, Mieczysław Stryjewski, Zbigniew Szymański, Andrzej K. Waśkiewicz, Wojciech Witkowski i Andrzej Żurowski. Niekiedy drukowano też wiersze uznanych poetów polskich lub obcych. Byli to: Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Tadeusz Śliwiak, Władimir Majakowski, Bułat Okudżawa, Herman Melville. Ich utwory umieszczano dla uczczenia jakiegoś wydarzenia czy rocznicy, na przykład wiersz Kopernikipoeta Mieczysława Jastruna w „numerze kopernikańskim” („Litery” 1970, nr 2) czy Termopile polskie Tadeusza Różewicza na trzydziestolecie wybuchu II wojny światowej („Litery” 1969, nr 9).

Na łamach „Liter” debiutowali: Marzena Burczycka (1969, nr 8), Feliks Chudzyński (1963, nr 6), Franciszek Damecki (1964, nr 8), Michał Herman (1968, nr 9), Zbigniew Jabłoński (1963, nr 6), Bogdan Jeremin (1968, nr 1), Emma Kostiuk (1968, nr 12), Jacek Kotlica (1964, nr 2) i wreszcie Kazimierz Nowosielski25 (1970, nr 12). Równie ważnym zjawiskiem, jak udostępnianie łamów miesięcznika debiutantom, z biogramami i niekiedy z credo autora, była rubryka Pocztylion literacki. W tej rubryce redaktor Fac fachowo oceniał nadsyłane próby poetyckie (od numeru 11 z 1963 roku aż do ostatniego numeru pisma). W owych czasach, przed epoką internetu, stanowiło to znakomitą szkołę pisarstwa. Cennym z punktu widzenia młodych autorów był dodatek „Delta” – zbroszurowana wkładka do magazynu. Pierwsza ukazała się jako Zeszyt Literacki Koła Młodych przy Gdańskim Oddziale Związku Literatów Polskich („Litery” 1972, nr 7) i miała 16 stron. Redaktorem z ramienia związku był Zbigniew Żakiewicz. Druga broszura to Dodatek Literacki Młodych („Litery” 1974, nr 4, stron 12).

W „Literach” istniał też dział Lektury, a w nim: Artykuły recenzyjne, recenzje, informacje oraz Różne. W dziale tym umieszczano relacje ze spotkań z czytelnikami, refleksje na temat wydarzeń literackich, recenzje książek dotyczących zagadnień, które znajdowały się w kręgu zainteresowań redakcji26. Trudno nawet wymienić, a tym bardziej omówić wszystkie recenzje. Należy natomiast przedstawić najważniejszych autorów, którzy pisali do tego działu, którzy stale współpracowali z pismem i dostarczali najwięcej tekstów. Byli to między innymi Tadeusz Bolduan, Stanisław Dziadoń, Małgorzata Czermińska, Barbara Kanold, Joanna Konopacka, Jacek Kotlica, Kazimierz Łastawiecki, Ewa Moskalówna, Stanisław Pestka, Izabella Trojanowska, Władysław Zajewski. Warto dodać, że profesor Małgorzata Czermińska-Książek jest emerytowanym pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego i nadal ogłasza kolejne prace naukowe, Barbara Kanold zaś przeprowadza i publikuje wywiady-rzeki ze znanymi osobami z Wybrzeża27.

Na łamach „Liter”, oprócz spraw regionu, poruszano też zagadnienia kultury i literatury Niemiec (w owym czasie – dwóch państw niemieckich) oraz Skandynawii. Publikowano przekłady autorów niemieckich i skandynawskich. Ukazywało się wiele omówień i recenzji książek z obu tych obszarów. Trzeba w tym miejscu wspomnieć przede wszystkim o jednej recenzji. W numerze 10 „Liter” z 1963 roku opublikowano tekst Jordana Koźlikowskiego Günter Grass po raz pierwszy. Była to recenzja powieści Grassa Kotimysz, czyli drugiego tomu tak zwanej Trylogii gdańskiej tego autora28. Tomasz Bedyński w swej książce Lech Bądkowski znanyinieznany. Monografia bibliograficzna za lata 1941–200929 rozszyfrowuje, że pod pseudonimem Jordan Koźlikowski ukrywa się Lech Bądkowski30. Warto o tym pamiętać zarówno z racji znaczenia Trylogii gdańskiej Grassa dla literatury gdańskiej, jak i ze względu na samego Lecha Bądkowskiego, który docenił wagę tej książki.

Jeśli chodzi o sprawy niemieckie, to można dodać, że oprócz już wspomnianego numeru jubileuszowego na dwudziestolecie NRD, wydano jeszcze dwa zeszyty specjalne. Pierwszy z nich to „Litery” 1967, nr 6 z ważnym, przekrojowym artykułem Andrzeja K. Waśkiewicza o poezji NRDBallada goryczy. Wydano też numer Współczesna kultura niemiecka („Litery” 1970, nr 30). Jak zauważa Tadeusz Bolduan: „Z uwagi na panującą doktrynę przyjaźni z NRD, właśnie temu państwu poświęcano najwięcej uwagi, ale unikano jego gloryfikacji. W ostatnich dwóch numerach «niemieckich» pojawiły się wyraźne tendencje do integralnego rozpatrywania życia literackiego i kulturalnego w obu państwach – za Odrą i Łabą”31.

Z kolei o problemach społeczno-literackich Skandynawii czytelnicy „Liter” byli na bieżąco informowani przez Michała Misiornego. Przez pięć lat (1965–1969) ukazywały się jego felietony w cyklu Notatnik skandynawski32. W 1965 roku odbyły się w Gdańsku skandynawsko-polskie I Spotkania Literackie, których inicjatorem był Lech Bądkowski33. Z tej okazji wydano specjalny numer „Liter” (1965, nr 10). Jak pisał Bolduan: „Opublikowano [w nim] różnorodne szkice krytyczne, biograficzne oraz utwory literackie, między innymi Czesława Kuriaty i Erika Lindgrena w przekładzie Bolesława Faca. Niektóre teksty dotyczyły również historii i sztuki skandynawskiej”34.

Odbyły się też II Gdańskie Spotkania Literackie, a „Litery” 1968, nr 6 zawierały z tej okazji materiały poświęcone skandynawskiej literaturze i sztuce. Ukazało się jeszcze jedno wydanie specjalne. Bolduan wspominał – „Trzeci numer «Skandynawia – Polska» (1971, nr 7), w którym pisali autorzy polscy i skandynawscy, poświęcono historii, kulturze i literaturze skandynawskiej oraz związkom Polski ze Skandynawią”35.

Drugie Spotkania odbyły się niedługo po wydarzeniach Marca ’68 i protestach Lecha Bądkowskiego, Róży Ostrowskiej oraz Franciszka Fenikowskiego przeciwko ówczesnym metodom sprawowania władzy. Zaprotestowali oni też przeciwko wystąpieniu Stanisława Goszczurnego, ówczesnego prezesa Oddziału Gdańskiego Związku Literatów Polskich, który „w imieniu całego gdańskiego środowiska literackiego” skierował na ręce władz wiernopoddańczy list, odcinający się między innymi od stanowiska Zarządu Oddziału Warszawskiego ZLP, popierającego protesty studenckie. Z powodu takiej postawy oraz poglądów Bądkowskiego na rolę Kaszubów na Pomorzu i jego działalności w ramach Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego pisarz stał się obiektem wzmożonego zainteresowania  S ł u ż b y   B e z p i e c z e ń s t w a