Numero Uno II - B.D.B. - ebook

Numero Uno II ebook

B.D.B.

4,8

Opis

Jak pogodzić się z tym, co nieuniknione? Jak wstawać każdego dnia z nowym zapałem do pracy? Tymon wciąż musi się tego nauczyć. Jak czasem odpuścić i nie dać się zwariować? Jak dać sobie samemu drugą szansę? Unirad nadal próbuje to rozpracować. Uno i Tymek przekonali się, jak wiele potrafi się zmienić z dnia na dzień. Obaj zostaną postawieni przed trudnymi wyborami i zapewne nieraz powinie im się noga.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 273

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (4 oceny)
3
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




B.D.B.

Numero Uno II

RedaktorGabriela Nowacka

Projektant okładkiPatrycja Zbroja

© B.D.B., 2019

© Patrycja Zbroja, projekt okładki, 2019

Jak pogodzić się z tym, co nieuniknione? Jak wstawać każdego dnia z nowym zapałem do pracy? Tymon wciąż musi się tego nauczyć.

Jak czasem odpuścić i nie dać się zwariować? Jak dać sobie samemu drugą szansę? Unirad nadal próbuje to rozpracować.

Uno i Tymek przekonali się, jak wiele potrafi się zmienić z dnia na dzień. Obaj zostaną postawieni przed trudnymi wyborami i zapewne nie raz powinie im się noga.

ISBN 978-83-8155-545-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Numero Uno II

Książkę tę dedykuję Szymonowi Jaworskiemuza pomoc, przyjaźń i osobowość, która jest w stanie rozświetlić nawet najczarniejszą noc. Taki Promyczek, jakiego każdy potrzebuje.

Grudzień 2018 r.

B.D.B.

Słowo od autora

Drogi czytelniku! Po raz kolejny moja książka trafia w Twoje ręce. Jest to już druga część serii “Numero Uno”. Mam nadzieję, że ten tom spełni Twoje oczekiwania. Już niedługo poznasz dalsze losy bohaterów, którzy otwierają przed Tobą swoje serce i dzielą się swoimi myślami. Trochę będzie się działo, ale spójrzmy prawdzie w oczy — w naszym życiu też zawsze wiele się dzieje. Nasi bohaterowie zmagają się z problemami, nowymi i starymi demonami, ale przede wszystkim chcą żyć normalnie, kochać i mieć szansę na lepsze jutro.

Oczywiście, książka choć jest w całości wytworem mojej wyobraźni, ma wielu rodziców chrzestnych, czyli ludzi, dzięki którym powstała w takim, a nie innym kształcie. W tym miejsce chciałabym podziękować wszystkim razem i każdemu z osobna. Przede wszystkim jedną z najważniejszych postaci, która miała decydujący wpływ na sporo spraw i spędziła długie godziny poprawiając moje błędy i wcale na mnie nie krzycząc jest Gabriela Nowacka. Poza nią, oczywiście bardzo dziękuję Patrycji Zbroi za cudowną okładkę, która jak zwykle wieńczy całość. Ważną osobą był również Szymon Jaworski, któremu całą tę książkę dedykuję. Wielu z Was może go kojarzyć ze zdjęcia, które pojawiło się na mojej stronie oraz mediach społecznościowych. Szymon jest niesamowicie barwną postacią, a przede wszystkim człowiekiem, do którego mam ogromny szacunek i nie raz motywował mnie do dalszego pisania. Poznałam go dzięki tej książce, więc dla mnie to jak magia. Może Wam również trochę tej magii się udzieli? Szczególnie, że wydanie e-booka przypada na okres świąteczny. Ponadto, pomagał również Tomasz B. pilnując, żeby wszystko się zgadzało i oburzając się za każdym razem, gdy chłopakom działa się krzywda.

Jak niejednokrotnie podkreślałam już w mediach społecznościowych czy gdziekolwiek, gdzie można mnie zobaczyć — miłość jest jedna. Nie dzielę jej na homo- czy heteroseksualną. Nie dzielę jej nawet za bardzo na platoniczną czy fizyczną. Miłość to miłość. Bywa niełatwa i ciężko nazwać ją sielanką. Uno i Tymek przekonali się o tym na własnej skórze, ale co dalej? Zapraszam Was wszystkich do przeczytania dalszych ich losów i do szerzenia tego jednego, tak ważnego dziś hasła. Wolnej i równej miłości. Każdy z nas zasługuje na nią przecież dokładnie tak samo.

Zaczynając tą książkę, dobrze już wiesz, że jest ona zaliczana do literatury LGBT. Historia tu przedstawiona posiada więc różne, mniej lub bardziej, tęczowe wątki, a wizja niehomofobicznego społeczeństwa, jaką tu pokazuję jest nieco utopijna. Mam więc nadzieję, że nie zważając na nic, będziesz tak jak ja, minuta po minucie dzielił z bohaterami ich wszystkie większe i mniejsze sukcesy.

Jego nerwy

— Nie mogę ci na to pozwolić. Tak bardzo, jak chcę mieć ciebie obok, tak bardzo wiem, że nie będę mógł znieść siebie i życia z poczuciem winy, że wpakowałem ciebie w to wszystko. Po prostu nie mogę. Zmieniłeś się na lepsze, wiesz? Jesteś bardziej otwarty, nie przejmujesz się już tak wyglądem, robisz to, co kochasz i nie kryjesz się z tym, kim jesteś. Znajdziesz kogoś i będziesz miał szansę na ułożenie sobie życia — powiedziałem spokojnie, chociaż serce ściskało mi się nieprzyjemnie. Wiedziałem jednak, że to dobra decyzja.

— Tymek, co ty w ogóle… Mowy nie ma — zaperzył się, a na jego twarzy dostrzegłem rosnący strach. Nie chcąc tego widzieć, odwróciłem wzrok, a po chwili zamknąłem oczy.

— Nie utrudniaj tego ani sobie, ani mi. Kocham cię i nie pozwolę, żebyś obserwował, jak staję się kaleką, jak powoli moje własne ciało odmawia mi posłuszeństwa, aż wreszcie zalegnę w łóżku, dusząc się przy każdym oddechu i czekając na śmierć. Nie pozwolę, słyszysz! — krzyknąłem, wciąż nie otwierając oczu. Powiedziałem o kilka słów za dużo, zdradzając się z moimi obawami, które dotychczas głęboko skrywałem. Pozostało mi tylko czekać na jego reakcję.

Gdy usłyszałem ostatnie słowa wychodzące z jego ust i zobaczyłem, jak na jego twarzy powoli maluje się przerażenie, wiedziałem, że to, co powiedział, nie było przeznaczone dla czyichkolwiek uszu. Ja sam miałem problemy z wyrażaniem uczuć i opowiedzeniem wszystkiego ze szczegółami, więc nie mogłem go za to winić. Tymek jednak zawsze był impulsywny. Nie raz najpierw robił, a później myślał, co w takich chwilach ułatwiało zdecydowanie sprawę. Wstałem i zacząłem chodzić w tę i z powrotem, chcąc pozbyć się choć części nagromadzonej we mnie nagle energii. W końcu spojrzałem na niego ponownie. Nie ruszył się nawet o milimetr i wydawał się nie kontaktować. Wypuściłem głośno powietrze z ust, po czym usiadłem znów na kanapie. Wziąłem go za rękę. Nie zaprotestował. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy.

— Nie ma takiej opcji, żebym cię z tym zostawił. Rozumiesz to? — powiedziałem powoli i wyraźnie, chcąc mieć pewność, że to do niego dotrze.

— Uno, daj spokój, dobrze? Powiedziałem, co miałem do powiedzenia i… — Tu urwał. Widziałem, że znów jest bliski łez, ale szczerze mówiąc, w tej chwili mało mnie to obchodziło, bo zaczynał mnie poważnie wkurzać.

— Nie, kurwa mać, nie dam ci spokoju. Nie mam zamiaru siedzieć i patrzeć, jak się sam wpychasz w głęboką depresję i na pewno nie zostawię cię samego. Popierdoliło cię czy co?! — krzyknąłem w jego stronę, choć wcale nie siedział daleko. Wzdrygnął się nieco i monotonnym głosem odpowiedział.

— Robię to dla ciebie. W ogóle, od kiedy ty przeklinasz, co? Te swoje kurwy możesz sobie w dupę wsadzić. — Jego beznamiętny ton doprowadził mnie do szewskiej pasji i w pierwszym odruchu zamachnąłem się, łącząc swoją pięść z jego policzkiem. Przez chwilę nie bardzo wiedział, co się stało, ale wreszcie spojrzał się na mnie, wciąż będąc w ciężkim szoku.

— Dlaczego dalej biegasz? — zapytałem krótko.

— Bo to uwielbiam. To moja pasja i odskocznia. Coś co mnie napędza — odparł pomału, nie bardzo wiedząc, co się dzieje.

— A dlaczego związałeś się ze mną? — dopytywałem dalej. Tu ściągnął brwi i spojrzał na mnie jak na wariata.

— Bo cię kocham. Jesteś niesamowity i masz w sobie coś, co za każdym razem, gdy na ciebie patrzę, każe mi podejść bliżej. Mam tak od lat, ale nie chciałem tego przyznać nawet sam przed sobą. Uno, jesteś świetnym facetem, dlatego nie mogę… — zaczął, ale przerwałem mu prędko.

— Owszem, możesz. A wiesz, dlaczego? Bo ja kochamciebie. Nie zostawię cię, koniec, kropka. Wiem, co powiedziałem przed chwilą. Boję się i żyję w ciągłym napięciu. Okej, chcesz mi tego oszczędzić, ale to tak nie działa. Wiedziałem od początku, na co się piszę. Musimy częściej o tym rozmawiać i nauczyć się z tym funkcjonować. Obaj. Ty ze świadomością, że powoli będzie coraz ciężej, a ja ze świadomością, że jeszcze nie umierasz i mogę na spokojnie kupić bilety na za pół roku czy nawet za trzy lata, jeżeli będę miał taki kaprys, żeby zabrać cię na wycieczkę. Tymek, to nie jest koniec świata. Okej? — Spojrzałem na niego, szukając potwierdzenia tego, że zrozumiał.

— Okej. — Na jego ustach pojawił się słaby uśmiech, po czym westchnął. — Nie zasłużyłem na ciebie.

— Nie marudź. To od czego zaczynamy? Jakie plany na zbliżający się urlop? — Odetchnąłem głęboko i oparłem się wygodniej na kanapie, patrząc na niego.

— Może poczekaj, aż pójdę do lekarza, co? — wytknął, ale tylko wzruszyłem ramionami.

— Nie ma co. Tymek, urlop masz za jakiś miesiąc, a sam widziałeś, że jeszcze nie jest tragicznie. Wystarczy to rozbić. Martwi mnie tylko jedna rzecz — powiedziałem spokojnie. Czas zacząć być ze sobą szczerym.

— Jaka? — wydukał, spinając się znowu, ale zmierzyłem go kpiącym spojrzeniem.

— To, że nie możesz brać sterydów. Z tego, co czytałem, to pomaga dłużej utrzymać formę, ale rozumiem, że przed zawodami nie ma takiej opcji. Rozmawiałeś z lekarzem, aby ustalić coś w zamian? — Spojrzałem pytająco i czekałem na jego odpowiedź. Ku mojemu utrapieniu pokręcił przecząco głową.

— Znaczy… Rozmawiałem, ale nie ma zamienników. Muszę to przeczekać i tyle. — Wzruszył ramionami.

— Po igrzyskach nie będzie już na to za późno? — rzuciłem cicho, nie wiedząc, czy chcę znać odpowiedź.

— Nie wiadomo. Niekoniecznie. Wszystko się dopiero okaże. Nawet bez sterydów idzie, póki co, dobrze. Jak teraz pójdę, to porozmawiam z nim jeszcze raz — zapewnił mnie, a ja pokiwałem nieobecnie głową, po czym zapytałem z nadzieją.

— Mogę iść z tobą? — Przygryzłem wargę i niecierpliwie czekałem na odpowiedź.

— A chcesz? — Spojrzał na mnie zdziwiony, ale szybko dodał. — Jasne. Uno, nie musisz tego robić, ale jeśli chcesz, to może być całkiem dobry pomysł. — Widocznie chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale urwał nagle.

— No mów — ponagliłem go, a on uśmiechnął się przepraszająco.

— Słuchaj, Uno, jesteś pewny, że chcesz tego wszystkiego? Tego związku i w ogóle… — Tu przerwałem mu gwałtownie.

— Tak, do cholery. Tymek, czy ty mnie wogóle słuchasz czasami? — zirytowałem się, ale pomijając mój wybuch, kontynuował.

— Słuchaj, chcę wiedzieć, że zdajesz sobie sprawę z tego, że za jakiś czas, może za pięć, może za dziesięć a może za dwadzieścia lat, będziesz opiekował się umierającym partnerem, tracącym powoli siły i władzę w nogach, rękach… Może nie będzie źle, a może będę przykuty do łóżka i nie będę w stanie sam zjeść czy się umyć. Uno, nie oszukujmy się, będę dla ciebie ciężarem. Boję się tego, wiesz? Boję się zobaczyć w twoich oczach to charakterystyczne zmęczenie, znużenie…

— Często o tym myślisz? — Spojrzałem na niego z troską.

— Staram się nie. Różnie mi to wychodzi, ale nie zadręczam się tym na co dzień. Tylko czasem, gdy coś zaczyna powoli iść nie w tym kierunku, co trzeba — przyznał niechętnie. Podniosłem rękę i pogłaskałem go po policzku.

— Też o tym myślałem. Nie raz. Zastanawiałem się, czy temu podołam, ale za każdym razem dochodziłem do tego samego wniosku. Nie zostawię cię. Nie jesteś i nie będziesz ciężarem, chociaż łatwo nie będzie, ale w życiu nic, co jest tego warte, nie przychodzi łatwo. Musimy serio zacząć o tym rozmawiać, bo jak znowu będziemy się wycofywać, to za każdym razem skończymy rozmowę w ten sposób. Za takie atrakcje to ja akurat podziękuję. — Uśmiechnąłem się do niego słabo i poczekałem, aż odwzajemni ten gest.

— Dobra, jasne. Zrozumiałem. Będę musiał podać cię u lekarza, jako osobę do kontaktu w razie wypadku. Raczej nie będzie to na razie potrzebne, ale przezorny zawsze ubezpieczony — zauważył przytomnie, a ja pokiwałem głową. — A co do urlopu, to stawiam na coś ciepłego. Hiszpania?

— Zdecydowanie Hiszpania! — Wyszczerzyłem się w odpowiedzi i przysunąłem bliżej niego, opierając się o jego ramię. — Co prawda, byłem na zwiedzaniu już kilka razy, ale może być przyjemnie.

— Ja też. Teraz mam ochotę połazić po klubach, spać do południa i wygrzewać dupsko na plaży — odpowiedział rozmarzonym głosem, na co parsknąłem cichym śmiechem.

— Brzmi, jak dobry plan. Pogadam z kumplem, może uda się załatwić darmowy nocleg blisko plaży w Walencji.

— Cudo. Jesteś aniołem. — Usłyszałem tuż przy uchu i poczułem jego wargi schodzące powoli w dół po mojej szyi.

Przymknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. Nieważne, jak przyjemne to było, mimo roku spędzonego razem, peszyłem się zawsze, gdy dochodziło do zbliżenia. Tymek był na szczęście bardzo otwarty i cierpliwy. Moje blizny nie przeszkadzały mi już tak bardzo, jak kiedyś, ale wciąż nagość stanowiła pewien dyskomfort. Przestała być tabu, co i tak uważałem za sukces, ale wciąż doskwierała nieprzyjemnie, nawet, gdy byliśmy sami. Mimo to, pozwalałem Tymonowi na wszystko. Nieważne, jak bardzo chciałem uciec przed jego wzrokiem. Za każdym razem łapał mnie w swoje sidła i każdym gestem zapewniał, że to, co mi tak bardzo doskwiera, dla niego nie ma znaczenia. W każdym czułym pocałunku i spojrzeniu było tyle miłości i akceptacji, że nie raz sam prosiłem o więcej. Nie zliczę, ile razy miał mnie w swoich ramionach błagającego o jeszcze. Obaj wiedzieliśmy, że to się powtórzy. Dziś, jutro, pojutrze… Zawsze, gdy będziemy chcieli zatracić się w tym naszym małym chaosie.

Nasza (nie)zgodność

Leżeliśmy jeszcze długo na kanapie w salonie, ciasno objęci. Żaden z nas nie chciał się ruszyć choćby o krok. Wydaje mi się, że obaj czuliśmy się po prostu bezpiecznie w tej pozycji. Byliśmy zaspokojeni, zadowoleni i odstresowani. To nie był dobry czas na stawianie czoła całemu światu ani nawet na pokonywanie własnego lenistwa. To był nasz moment na odpoczynek, całkowite zresetowanie się, zanim znów nadejdą kolejne problemy. Co prawda, pojawił się jeden, dość trywialny, a mianowicie głośno burczące brzuchy, domagające się nakarmienia, ale nawet to mogło poczekać.

— Miałeś umówić się do lekarza — powiedziałem cicho, wciąż nie chcąc wyplątać się z jego ramion.

— Mhm — odmruknął. — Jutro. Mieliśmy też iść gdzieś na kolację. Jestem leniwy, weźmy prysznic i zamówmy coś, okej?

— Mowy nie ma! — zaśmiałem się. — Do lekarza możesz ewentualnie jutro zadzwonić, bo rejestracja i tak pewnie już nieczynna, ale na kolację idziemy. Przyda się nam dzisiaj jakiś mały wypad. Co powiesz na wycieczkę do pubu po kolacji?

— No dobra, tylko nie każ mi śpiewać ani tańczyć. Za to piwko z tobą zawsze chętnie — odpowiedział, wstając i przeciągając się. Poszedłem w jego ślady, składając krótki pocałunek na jego obojczyku.

— To chodź, idziemy pod prysznic i się zbieramy — rzuciłem luźno, idąc w stronę łazienki, a Tymek stanął jak wryty.

— Jak to idziemy? — Wybałuszył na mnie oczy, a ja rzuciłem mu ironiczny uśmiech i wzruszyłem ramionami.

— Korzystaj, póki dają. No chyba, że nie chcesz — powiedziałem nonszalancko, oczekując na jego reakcję.

— No chyba, że zgłupiałeś — zaczął mnie przedrzeźniać i pociągnął za sobą do łazienki. Zaśmiałem się z jego dziecinnego zachowania, ale nie dziwiłem mu się za bardzo. Przez ostatni rok, zważywszy na moje większe i mniejsze problemy z własnym ciałem, raczej nie pokazywałem mu się bez ubrań, dopóki się nie kochaliśmy. Muszę jednak przyznać, że wspólny prysznic był bardzo przyjemny.

Niedługo potem, odświeżeni i odstawieni nie mniej niż stróż w Boże Ciało, wyszliśmy z domu, kierując się na tramwaj. To miał być nasz wieczór. Bez żadnych więcej zmartwień, scysji, krzyków i łez. Musieliśmy znowu pobyć we dwójkę, dobrze się bawiąc we własnym towarzystwie. Wciąż byliśmy młodzi i czas najwyższy, żeby zacząć się tym cieszyć. Patrzyłem z ukosa, jak Tymek odpowiada na coś ze śmiechem barmanowi i nic nie mogłem poradzić na małe ukłucie zazdrości. Zaraz potem odwrócił głową i wyszukując mnie wzrokiem przy stoliku, uśmiechnął się ciepło. Odpowiedziałem mu tym samym, po czym pokręciłem głową z rozbawieniem. To niby on był sprzedany? Przecież to ja reagowałem alergią na każdego faceta, który się do niego zbliżył i uspokajałem się dopiero, gdy zwracał na mnie ponownie uwagę. Kątem oka zobaczyłem, jak Tymek zapisuje coś na skrawku papieru i wręcza barmanowi, po czym zabiera nasze zamówienie, idąc w stronę stolika. Przygryzłem wargę i posłałem mu pytające spojrzenie, unosząc brwi.

— Wyobraź sobie, że właśnie barman poprosił mnie o autograf. Masz też od niego pozdrowienia. Pytał czy jesteś wolny, to mu grzecznie powiedziałem, żeby spieprzał na drzewo. — Na koniec prychnął i pokręcił głową, a na moje usta powrócił uśmiech.

— Nawet twoi fani wolą mnie, widzisz? — zacząłem się z nim droczyć. — Coś w tym musi być. Może powinienem zatrudnić się jako model, co? Skoro wszyscy tak się wiecznie na mnie gapią.

— Masz zakaz. — Mój partner odpowiedział twardo i wycelował we mnie palec, mrużąc oczy. — Gapić się na ciebie mogę tylko ja. Zdjęcia z tobą mogę mieć tylko ja i ewentualnie twoja rodzina. Może jacyś znajomi, jeśli będą grzeczni — naburmuszył się, a ja posłałem mu kolejny ironiczny uśmieszek.

— Próbuj dalej. Będę cykał fotki z kim chcę i kiedy chcę, a tobie nic do tego — odparłem, unosząc wyżej podbródek i rzucając mu nieme wyzwanie wzrokiem. Przetrzymał moje spojrzenie, po czym, jak gdyby nigdy nic, upił piwa i wzruszył ramionami.

— Zamknę cię w domu, zobaczysz. Będziesz musiał balkonem skakać, jeśli będziesz chciał wyjść — zagroził półżartem.

— Dobra, dobra. Bez takich mi tu. Przyjmijmy, że ja nie będę nigdzie pozował, a ty nie będziesz flirtował z barmanami i wszystko będzie w porządku — odbiłem piłeczkę.

— Ja przecież z nikim nie flirtuję! — zaperzył się i widać było, że faktycznie go to ukłuło.

— Ale on z tobą tak, a ty się dajesz wrobić — wytknąłem mu, upijając łyka z jego szklanki.

— Od kiedy ty się taki zazdrosny zrobiłeś? — zamarudził i przewrócił oczami.

— Od kiedy zacząłeś mnie rzucać przy pierwszej lepszej okazji — powiedziałem lekko, ale kiedy zobaczyłem jego minę, wiedziałem już, że przegiąłem.

— Uno — powiedział ostrzegawczym tonem. Był wściekły, a ja sobie przechlapałem. Chciałem złapać go za rękę, ale ją cofnął, co oznaczało, że był co najmniej ostro wpieniony.

— Przepraszam, przeholowałem — przyznałem szczerze. — To miał być miły wieczór. Wiesz, że tylko się droczę. Nie powinienem.

— Zasłużyłem sobie — odpowiedział, wypuszczając głośno powietrze z ust. — Po prostu… Nieważne. — Pokręcił głową, jakby chciał coś od siebie odgonić.

— Ważne, ale nie chcę tego tu roztrząsać. Nie powinienem był tego mówić, ale po prostu chciałem się odgryźć i powiedziałem to, co na pewno zadziała. Nie myślałem o tym, co potem.

— Już się nie tłumacz, bo mi tylko bardziej ciśnienie podniesiesz — rzucił półżartem i westchnął. Przez chwilę milczeliśmy, patrząc się na siebie, aż w końcu przerwał ciszę. — Zawsze byłeś małą, wredną cholerą z ciętym językiem, ale wiedziałem o tym jeszcze zanim się w tobie zakochałem.

— No tak, na ciebie zawsze można liczyć — odparłem kwaśno. — Ja w sumie nie wiedziałem, że jesteś aż takim cholerykiem, ale to nie ma znaczenia. Mamy przynajmniej wesoło.

— Racja. Z tobą się nie da nudzić. Kocham cię. — Uśmiechnął się i w końcu zerwał kontakt wzrokowy, sięgając po piwo i porcję frytek.

— Ja ciebie też. Za nas i cały ten popieprzony związek. — Podniosłem szklankę do góry i spojrzałem wyczekująco. Powtórzył mój gest i parsknął przy tym śmiechem.

— Tak, za to trzeba wypić — zgodził się ochoczo.

Do końca wieczoru obeszło się bez większych kłótni ani nawet uszczypliwości. Naprawdę dobrze było posiedzieć, pogadać i nie przejmować się tym, co dzieje się wokoło. Mimo naszych różnic, stanowiliśmy naprawdę dobrą parę. W życiu bym nie pomyślał, że skończę w związku, a tym bardziej, że będę z kimś mieszkał pół kraju dalej i zaczynał naprawdę cieszyć się życiem, zamiast wmawiać to sobie co rano przed lustrem.

Ojciec i Natka chyba zaczynali godzić się z faktem, że będę z nimi mieszkał do końca życia lub wynajmę kawalerkę gdzieś niedaleko i będę uciekał od wszelkich relacji wykraczających poza naszą rodzinę. Moi znajomi byli raczej na pokaz. Zdecydowana większość tych znajomości była bardzo powierzchowna. Praktycznie żadne z nich nie miało pojęcia, co się tak naprawdę u mnie działo. Szpitale, choroby, złe samopoczucie i całą resztę epizodów, i historii zachowywałem dla siebie.

No i nagle pojawił się w tym wszystkim Tymek. Chłopak, który był zawsze gdzieś z boku. Nie sposób go było nie zauważyć. Milczący, powściągliwy, czasem uśmiechający się do telefonu. Jego uśmiech miał coś w sobie. Wabił. Od samego początku mnie kusił, aż w końcu, kiedy tylko nadarzyła się okazja, wystarczyło lekko przycisnąć niewygodny temat i rezultaty były niesamowite. W ciągu kilku dni poznałem tę jego stronę, o której do tamtej pory nie miałem pojęcia. Potrafił być czuły, zabawny, opiekuńczy, stanowczy, ale też irytujący, nieziemsko głośny i histeryczny. Co najważniejsze, bez żadnego ale przyjął moje wszystkie problemy i z góry założył, że obaj poradzimy sobie z nimi. To, co dla mnie było kamieniem milowym, dla niego stanowiło zaledwie kilka prostych kroków. Nie rozmawialiśmy o tym dużo. Nie było takiej potrzeby. Wystarczyło to, że tkwiliśmy w tym obaj, wspierając się wzajemnie.

Z tyłu głowy miałem jednak uparcie nie dającą mi spokoju pojedynczą myśl, która zatruwała mi od godziny życie. Będziemy musieli rozmawiać. Nie tylko o jego zdrowiu. To by było w pewien sposób nie w porządku w stosunku do niego. Znał zarys mojej historii, ale nigdy nie odważyłem się powiedzieć mu czegokolwiek o sobie. Były przecież w tym wszystkim bezpieczne tematy. Moi dziadkowie byli fantastyczni i mógłbym opowiadać o czasie spędzonym z nimi, ale jednocześnie bałem się, że przywiedzie to na myśl niechciane wspomnienia, więc do tej pory milczałem. Tylko, ile można milczeć? Tym bardziej, że wiedziałem, jakie mam w nim wsparcie.

Być może nadszedł też czas, żeby opowiedzieć o wszystkim rodzicom? Nie byłem do tego przekonany, ale oni również mieli prawo wiedzieć. Poza tym minęło ładnych kilka lat od tego wszystkiego. Wspomnienia, choć wciąż uciążliwe, nie powinny już tak boleć i doskwierać. Byłem przecież dorosły i prowadziłem całkiem normalne życie. Ile jeszcze mogłem zatrzymywać się na tym, co zdarzyło się, gdy byłem dzieckiem? Gdy zaczynałem na nowo o tym myśleć, nagle wydało mi się to śmieszne.

Przez Tymka zacząłem inaczej patrzeć na wszystko, co się do tej pory wydarzyło. Tak więc, siedząc w barze i patrząc na ludzi szalejących na parkiecie, zacząłem uśmiechać się sam do siebie. Poczułem się, jakby ktoś zdjął ze mnie jakiś ciężar, który przez lata przygniatał mnie usilnie. Być może dalej te wspomnienia nie były łatwe, ale w końcu, gdy zdecydowałem, że mogę się nimi podzielić, dotarło do mnie, że są tylko i aż wspomnieniami. Nic z tego nie było już w stanie wyrządzić mi faktycznej krzywdy. To było wielkie odkrycie. Przynajmniej, jak na tę chwilę.

Zauważyłem, że Tymon przygląda mi się bacznie. Nic dziwnego. Siedziałem, szczerząc się, jak głupi do sera i to bez żadnego powodu. Pokręciłem głową, dając mu znak, że to nieważne i nic takiego się nie dzieje, a on spojrzał na mnie z politowaniem i popukał się palcem w czoło, co przyprawiło mnie o atak śmiechu. Jakiś czas nie mogłem się uspokoić i zwijałem się, na wpół leżąc na twardej kanapie obok stolika, a Tymek widząc mnie, również nie mógł powstrzymać się od uśmiechu, a później cichego chichotu. Siedzieliśmy więc we dwójkę, na środku klubu i śmialiśmy się w najlepsze, no bo w końcu, kto nam zabroni cieszyć się życiem?

Jego zaniedbanie

Jak się okazało następnego dnia, nie tylko my cieszyliśmy się tej nocy życiem, chociaż my mieliśmy zdecydowanie lepsze rezultaty. Wczesnym rankiem obudził nas domofon. Na zegarze nie było nawet siódmej, a skoro do domu wróciliśmy przed trzecią, to nietrudno się domyślić, że raczej żaden z nas nie był w wybitnym humorze. Tymon wpuścił nieproszonego gościa i poszedł otworzyć drzwi, a ja poczłapałem do kuchni w poszukiwaniu kawy.

Chwilę później siedzieliśmy z Tymkiem na kanapie, przytuleni i wciąż zaspani, z kubkami kawy w rękach, przyglądając się Maćkowi, który przemierzał nasz salon w tę i z powrotem w zastraszającym tempie. Nic nie mówił, tylko chodził w kółko, nie mogąc się uspokoić. Nawet przez chwilę zacząłem się martwić. Dość szybko mi to jednak przeszło, ponieważ byłem niewyspany, głodny, a on zaczynał irytować mnie tym nadmiarem energii. Tymon w końcu też widocznie zaczął mieć dość, bo ziewnął szeroko, po czym zagadnął.

— Mów, Maćko, co się dzieje, bo nie wiem, co mam myśleć. Spałem jakieś cztery godziny i nie uśmiecha mi się granie w zgadywanki.

— Ja… — zaczął, ale urwał zaraz. Usiadł na fotelu naprzeciwko nas, ale dalej przebierał nogami i wykręcał palce. W końcu westchnął głęboko i spojrzał gdzieś w bok, kontynuując. — Wczoraj była u mnie impreza. Kilkoro współpracowników, moich znajomych i ich znajomych. Przez większość czasu było całkiem wesoło, ale każdy coś przyniósł, więc niedługo byliśmy trzeźwi. Wypiłem dużo za dużo… Nie wiem, jak to się stało, ale przeleciałem kogoś. Pracujemy w tym samym miejscu, nie wiem, co mam z tym zrobić.

— Daj spokój, Maciek. Jesteście dorosłymi ludźmi. Pewnie będzie trochę niezręcznie, ale przecież wszystko można spokojnie przegadać — odezwał się Tymon.

— Ty nic nie rozumiesz, to nie jest takie proste. — Maciej niemal krzyknął w odpowiedzi.

— Hej, uspokój się — wtrąciłem. — Przespałeś się z kimś z szefostwa?

— To też, ale to mój najmniejszy problem — burknął pod nosem.

— No to, o co chodzi? — dopytywał dalej mój partner.

— Spanikowałem i wyszedłem, ale ona dalej u mnie śpi — powiedział cierpko i zapadła długa cisza. Obaj musieliśmy przetrawić tę informację. W końcu nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Jakiś czas nie mogłem się uspokoić, aż musiałem odstawić trzymany w ręku kubek, żeby przypadkiem się nie oblać. Maciek tymczasem patrzył się na mnie morderczym wzrokiem, a Tymek miał wymalowaną dezaprobatę na twarzy.

— No wybacz, ale musisz przyznać, że to jest komiczne — wydyszałem w końcu. — Gdybym ja się przespał z jakąś laską, oczywiście, jeśli byłbym wolny, no to rozumiem, bo jestem pan, ale ty? Jesteś gejem, do cholery, jak bardzo pijany musiałeś być?

— Bardzo — przyznał z zażenowaniem. — Pamiętam tylko urywki. Nie susz lepiej zębów, bo je zgubisz, a zamiast tego rusz głową i pomóż.

— Mam jechać do ciebie i jej to wyjaśnić? Przepraszam, Maciek tak naprawdę nie chciał z tobą spać, bo widzisz, jest gejem, ale bardzo miło wspomina tę noc. Dziękuję i do widzenia. Drzwi są z tamtej strony — nabijałem się dalej, ale poczułem, jak Tymon ściska mnie za rękę.

— Uno, przystopuj — powiedział cicho, ale z wyraźną naganą w głosie. Nic nie poradzę na to, że tylko ja widziałem komizm tej sytuacji.

— No już, ale przyznaj, że gdybyś usłyszał to od kogoś jako historię, to śmiałbyś się ze mną — wytknąłem mu.

— Pewnie tak, ale nie czas na to — odparł szybko, po czym zwrócił się do gościa. — W jednym Uno ma rację. On ani ja nic tu nie pomożemy. Musisz z nią szczerze pogadać i tyle. To nie jest łatwe, ale sam naważyłeś piwa.

— Co mam jej powiedzieć? Sorry, Monia, było spoko, ale byłem w chuj pijany, a na co dzień jestem gejem? No chyba nie — zaperzył się Maciej.

— Maćko, a co innego zrobisz? Lepiej trochę delikatniej, ale coś w tym guście ogółem. Przeanalizuj to na spokojnie. Widzisz inne wyjście?

— Nie widzę. Tym razem spieprzyłem po całości. Tym bardziej, że dzisiaj miał przyjechać Łukasz. Nie wiem, jak to bezpiecznie rozegrać — odpowiedział zrezygnowany.

— Łukasz? — zapytałem zaciekawiony.

— Mój były zatęsknił. Może coś jeszcze z tego będzie.

— Ten, o którym rozmawialiśmy? — Tymek spojrzał się na niego z zaciekawieniem.

— Tak, ten. Długo ze mną wytrzymał i ostatecznie nawet ostatnio przeprosił, więc nie kalkuluje mi się trzymanie go na dystans. Znosi moje dziwactwa i jest w porządku, więc myślę, że jest jeszcze dla nas nadzieja. Statystycznie rzecz biorąc, mamy na to szansę — wyjaśnił od razu, a ja przyjrzałem mu się uważnie.

— Jesteś w stanie wszystko przeanalizować. To brzmi nieco strasznie. Spróbuj tak podejść do tej sprawy. Okej, uchlałeś się i straciłeś nad sobą kontrolę, ewidentnie to twoja wina, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jej powiedzieć, że to było jednorazowe. Ona pewnie też była pijana i teraz zastanawia się, co się stało, o ile się obudziła do tej pory. Możesz nawet pominąć resztę głębokim milczeniem. Nie jesteś pierwszym, który po pijaku coś takiego odwalił. Wracaj tam albo do niej zadzwoń.

— Miałem przygodnych facetów, ale nie spałem nigdy z kobietą. Nie wiem, jak mam z nią w ogóle rozmawiać — zaczął jęczeć, a ja tylko przewróciłem oczami.

— A to jakaś różnica? Człowiek to człowiek. Robisz tak, jak z każdym kochankiem. Mówisz, że było fajnie i świetna z niej babka, ale to było jednorazowe. Jak chcesz, to powiedz, że jesteś bi i twój niedoszły przyszły jest w drodze. Tyle. — Wzruszyłem ramionami.

— Jakby to było takie proste — mruknął.

— Jest. Tylko ty robisz z tego jakiś dramat. Posadź ją, zrób jej herbaty i powiedz, żeby nie żałowała, ale nie liczyła na nic więcej.

— Doświadczony się odezwał — prychnął Maciej.

— Jakieś doświadczenie mam — odparłem lekko i od razu poczułem na sobie zaciekawione spojrzenie mojego partnera, więc posłałem mu ironiczny uśmiech. — Kiedyś ci opowiem.

— Nie chcę mieć kwasu w pracy, więc boję się, że moim zwyczajem powiem coś, co ją wkurzy. Nie mam filtra usta–mózg. Po drodze pewnie ją obrażę — autentycznie zaczął panikować.

— Maćko, uspokój się, chłopie. Nie będzie źle. Jakieś tam umiejętności społeczne posiadasz — zaśmiał się Tymek.

— Jakieś, ale… — zaczął Maciek, jednak przerwał mu dźwięk telefonu. Spojrzał na ekran i nie musiał mówić, kto dzwoni. Pobladł widocznie, a ja stłumiłem atak śmiechu. Tymek za to zaczął mu gestami pokazywać, żeby odebrał telefon. W końcu skinął głową i przyłożył słuchawkę do ucha.

— Cześć — zaczął niepewnie. To było strasznie do niego niepodobne. — Jestem u znajomego, wybacz, ale musiałem… Potrzebujesz czegoś? Jakieś tabletki przeciwbólowe albo coś? Nie mam nic w domu, to mogę zaraz kupić i przywieźć. — Po tym przez chwilę nastała cisza. — Tak wiem, wiem. Okej, to zgarnę coś i zaraz będę. Jasne. Tak, tak. — Pokiwał głową i wydawał się usilnie o czymś myśleć, kończąc połączenie. W końcu spojrzał na nas.

— No gadaj — ponaglił go Tymon.

— Muszę z nią o tym pogadać. Chyba wie, że to jednorazowe. Macie coś przeciwbólowego? A najlepiej coś na kaca, bo nie chce mi się szukać teraz otwartej apteki — zapytał z nadzieją, a ja wstałem, wzdychając głośno.

— Mamy, zaraz ci dam — powiedziałem, po czym zwróciłem się w stronę partnera. — Idź się kładź. Możesz jeszcze pospać. Trening masz po południu, a ja dzisiaj jestem w domu, więc zaraz do ciebie dołączę.

— Uwielbiam cię — odmruknął zadowolony Tymon i przytulając szybko Maćka na pożegnanie, przy czym perfidnie pokazał mi język, wiedząc, że się we mnie gotuje, pożegnał się krótko z gościem i poczłapał do sypialni.

— Chodź do kuchni, tam na bank coś mamy. — Skinąłem głową w stronę drzwi, a Maciej poszedł za mną posłusznie. Przez chwilę stałem i przegrzebywałem zawartość pudełka w jednej z szafek, aż w końcu znalazłem odpowiednie leki. Podałem mu dwa opakowania tabletek i westchnąłem.

— Daj znać jak poszło. Tylko błagam, chociaż za godzinę, najlepiej za dwie. Wczoraj nie mieliśmy łatwego dnia i położyliśmy się spać o trzeciej. Obaj ledwo żyjemy — mówiłem cicho, nie chcąc, żeby Tymek usłyszał. Nie chciał pewnie jeszcze się tym dzielić, ale uważałem, że Maciek powinien mniej więcej orientować się w sytuacji. Ostatnie, czego mi brakuje, to jakieś niefortunne powiedzenie chlapnięte przez niego bezmyślnie.

— Co to znaczy, że nie mieliście łatwego dnia? — podchwycił i ściągnął brwi w oczekiwaniu.

— Tymek miał… Pojawiły się pierwsze symptomy. Słuchaj, omijaj na razie ten temat. Żadnych nawiązań do choroby, do postępów na treningach, nic, dopóki on sam tego nie zacznie. Próbuję namówić go na psychologa, bo się sypie, ale nie chce się przyznać. Na razie opornie mi to idzie. Także… Błagam, jak z nim rozmawiasz to bądź ostrożny. — Spojrzałem na niego prosząco, ale wyglądał na oburzonego.

— Okej, rozumiem, że to ciężkie, ale nie przesadzaj. To nie jest jajko tylko dorosły facet — żachnął się, ale pokręciłem głową.

— Nie widziałeś go wczoraj. Miotał się po domu, płakał, krzyczał, wcześniej biegał godzinami… Ostatecznie chciał kończyć związek dla mojego dobra, a potem nie mógł się ogarnąć. Maciek, to nie są żarty, on naprawdę nie jest teraz do końca stabilny emocjonalnie — wytłumaczyłem mu, czując jak powraca mi gula w gardle na myśl o poprzednim dniu. — Więc nie chlapnij czegoś, jak będziesz kłapał ozorem, jak to zwykle robisz.

— Serio tak źle? — dopytał z powątpiewaniem.

— Gorzej. Inaczej w ogóle bym cię olał i nic nie mówił.

— Racja, z tobą mogłoby tak być. No dobra, będę się pilnował. Dzięki za tabsy, zadzwonię do niego potem i powiem, co z tego wyszło. Leć do swojego kochasia, bo ci pewnie już łóżko stygnie. — Na koniec postanowił rzucić kąśliwą uwagę, ale nie przejąłem się tym. Wychodząc z kuchni rzuciłem tylko przez ramię.

— Może twoje jeszcze nie wystygło. Idź i to sprawdź.

Słyszałem jego poirytowane sapnięcie, ale mało mnie to obeszło. Nie przejąłem się tym czy wyjdzie i kiedy to zrobi. Nie omieszkałem nawet zamknąć za nim drzwi. Ważne było, że w końcu sobie pójdzie, a ja mogłem spokojnie wrócić do łóżka. Wślizgnąłem się obok mojego partnera, jeszcze przez chwilę patrząc na niego. Nie będzie łatwo. Kocham go, ale wiem, że nie będzie łatwo i mimo wielu zapewnień, mam nadzieję, że nie stchórzę. Nie mógłbym spojrzeć sobie w oczy, gdybym go zostawił. Nie był cudem świata, nie był najmilszym gościem, jakiego znałem, ale był za to najlepszym partnerem, jakiego mogłem sobie wymarzyć. Liczyłem po cichu, że nie prędko będę musiał się z nim żegnać.

Poczułem, jak oplata mnie ramionami i sprawnie ciągnie w swoją stronę, jednocześnie podnosząc się nieznacznie. Ani się obejrzałem, a leżałem pod nim, a on na oślep składał delikatne pocałunki po całej mojej twarzy, trafiając w końcu na usta i zostając przy nich na chwilę. Uwielbiałem takie momenty, choć wbrew pozorom zdarzały się one dość rzadko. Zazwyczaj zwyczajnie nie było na nie czasu.

— Mógłbyś mnie nie rozpraszać? — sapnąłem w końcu, na co zaśmiał się perliście.

— Nie, to całkiem przyjemne zajęcie — odparł, a ja tylko się uśmiechnąłem. Splotłem ręce na jego szyi, przyglądając mu się przez chwilę. Jego dłonie, złożone tuż za moją głową zaczęły niespiesznie bawić się moimi lokami. W życiu mu się nie przyznam, jakie to jest przyjemne, ale cieszę się, że lubi to robić.

— Miałeś się jeszcze kimnąć. Przyda ci się trochę snu — powiedziałem cicho.

— Nie trzeba. — Pokręcił głową. — Już się rozbudziłem. Tak też odpoczywam.

— Wiem, ale i tak powinieneś się odprężyć i poleżeć trochę. — Pogłaskałem go po ramionach i delikatnie rozmasowałem mu kark.

— Wiem, wiem… — zaczął i widocznie chciał zaprotestować, ale zrezygnował z ciężkim westchnieniem i ostatecznie położył się obok mnie, nie przerywając zabawy moimi włosami. Przymknął oczy i uśmiechnął się pod nosem.

Przez dłuższy moment leżeliśmy w kompletnej ciszy, napawając się tą chwilą. Byliśmy teraz nierozerwalni, jak ogniwa łańcucha. On stał się, nie wiadomo, kiedy, jakąś cząstką mnie. Niemożliwym do odseparowania fragmentem, który wrósł w podstawę mojego istnienia. To było przerażające. Jakim cudem mogłem pozwolić sobie i komukolwiek na coś takiego? Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Co było jeszcze straszniejsze, wcale tak naprawdę się nie bałem. Po prostu wiedziałem, że nie mam czego się bać i przyjmowałem to bezwarunkowo, jak nic innego.

Po niespełna piętnastu minutach błogiego odpoczynku rozdzwonił się telefon. Zdążyłem odlecieć i drzemałem lekko, więc na dźwięk dzwonka zerwałem się jak oparzony, rozglądając się nerwowo wokół. Ostatecznie z głośnym jękiem opadłem na poduszki.

— Jeśli to Maciek, to go wykastruję. Możesz mu przekazać — stęknąłem. Tymek wychylił się z łóżka i spojrzał na wyświetlacz, biorąc telefon do ręki.

— Trener. Też mam mu przekazać? — zaśmiał się.

— Możesz — mruknąłem pod nosem, przecierając dłońmi twarz. Usłyszałem jego cichy śmiech, ale zaraz potem odebrał połączenie i zaczął rozmawiać. Nie przysłuchiwałem się szczególnie, ale widziałem po minie Tymka, że coś mu się nie podoba. W końcu odłożył słuchawkę, ale nic nie powiedział.

— No, co jest? — dopytałem.

— Nie idę dzisiaj na trening. Trener dzwonił, żeby zapytać, jak się dzisiaj czuję i kategorycznie kazał mi spierniczać. Mam się umówić do lekarza i nie pojawiać na treningu przed wizytą. Tak, jakby to miało coś pomóc — sapnął rozeźlony. Przytuliłem się do niego ponownie, chociaż raczej nie był w nastroju na przytulanie.

— Wiem, że to wkurza, ale może ma rację? Daj sobie kilka dni, aż zejdzie z ciebie stres. Przecież i tak jesteś przed urlopem. Zadbaj o siebie najpierw. Jesteś w świetnej formie. Poza tym zostaje jeszcze rehabilitacja i na pewno nie odpuścisz siłowni. Pozwól sobie na to, okej? — Spojrzałem mu w oczy, unosząc się trochę, a kiedy z ciężkim westchnieniem pokiwał głową i posłał mi półuśmiech, położyłem się znów na jego ramieniu.

— Za bardzo się martwisz. Nic mi nie będzie — odparł marudzącym tonem.

— Tymek… Obaj wiemy, jak to wygląda. Martwię się, bo nie chcę powtórki z wczoraj. Nie chcę cię znów takiego widzieć — mówiłem cicho, nie odrywając się od jego ramienia.

— Co mam zrobić, żebyś się uspokoił? — rzucił ciężko po długiej chwili milczenia.

— Wiesz, co… — przypomniałem mu delikatnie.

— Okej. Jeśli będziesz spokojniejszy, to okej — powiedział wreszcie. Uśmiechnąłem się szeroko.

— Będę, dziękuję. Chcę mieć pewność, że jest w porządku. To jeden ze sposobów upewnienia się, że tak będzie. Uważam, że całkiem skuteczny.

— Dobrze, już dobrze. Do psychologa też się umówię. Możesz podać sobie rękę z moimi rodzicami. Też cały czas na to napierają. Straszni jesteście — zamarudził, po czym zapadła cisza, a on przytulił się do mnie ciasno. Po kilku minutach poczułem, jak składa na mojej skroni delikatny pocałunek i usłyszałem wyszeptane przez niego dziękuję. Uśmiechnąłem się pod nosem po raz kolejny i znów przymknąłem oczy. Dzisiaj śpię. Olewam wszystko, potrzebuję snu.

Niestety po niecałej godzinie słodkiej drzemki po raz kolejny obudził nas telefon Tymka. Tym razem był to Maciek. Nie mogłem mieć mu tego za złe, bo sam kazałem mu dzwonić po godzinie lub dwóch, więc po prostu jakoś musiałem to przełknąć. Patrzyłem jak Tymek kiwa nieobecnie głową i pomrukuje potwierdzająco przez chwilę, po czym rozłącza się i przytula znowu. Nie spodziewałem się tak krótkiej rozmowy, więc czekałem na wyjaśnienia, ale mój partner był tak rozespany, że prawdopodobnie nie doczekam się ich prędko. W końcu jednak wymruczał cicho, wciąż na wpół śpiąc.

— Zrozumiała i nawet nie miała wielkich problemów. Przynajmniej, dopóki nie zjawił się Maćka były i nie postawił go między młotem, a kowadłem. Teraz rozpętało się piekło. Monia płacze, Łukasz jest wściekły, a Maciek nie wie, co robić. Będą musieli jakoś to załatwić. Na pewno będzie jeszcze dzwonił, może wpadnie. Sam lub z Łukaszem w zależności od tego, jak pójdzie.

— Współczuję mu. Może i za nim nie przepadam, ale jakby sobie kogoś znalazł, to może bym nie musiał go tak często oglądać — skwitowałem.

— Milusi jak zwykle — odgryzł się Tymek ze śmiechem. — Myślałem, że dasz spokój, jak w końcu go poznasz i zobaczysz, że nic nas nie łączy.

— Nie. Działa mi na nerwy, a kto cię tam wie, czy jeszcze ci się nagle coś nie odmieni — burknąłem pod nosem.

— Naprawdę? Uno, chyba zdążyliśmy coś ustalić w międzyczasie — poirytował się.

— Tak, tak… Wiem, ale i tak nie podoba mi się, jak blisko z nim jesteś.

— Tak samo, jak z Krystianem albo nawet mniej, a o niego nie robisz mi żadnych wyrzutów. Ani o Krzyśka i Bartka — wypomniał mi, a ja tylko sapnąłem.

— Oni są hetero. Maciej zdecydowanie nie. Może nie być w twoim typie, ale umie czarować. Ma dobrą gadkę. Jeśli by chciał, to może…!

— Nie — przerwał mi. — Nie może. Jestem z tobą, kocham ciebie, koniec tematu. Mógłby stanąć na rzęsach i zaklaskać uszami, a nic by nie wskórał. Do jasnej cholery, weź w końcu przestań.

— Oho, a jak ty chciałeś zrywać dla mojego dobra, to wszystko było w porządku — zaśmiałem się szyderczo i w tym samym momencie zorientowałem się, że znów przesadziłem. Tymon wstał i spojrzał na mnie niechętnie.

— No i piękny poranek chuj strzelił — mówiąc to, ubrał się, a zaraz potem usłyszałem trzask drzwi frontowych. Kiedy ja wreszcie nauczę się trzymać język za zębami?

Na moje nieszczęście, wychodząc, Tymek nie wziął telefonu, więc nie mogłem się z nim nijak skontaktować. Pozostało mi grzecznie czekać w domu i najlepiej zrobić mu jakieś dobre śniadanie w ramach przeprosin. Najlepiej obiad też. No, może jeszcze masaż. Miałem nadzieję, że to wystarczy. Był w gorącej wodzie kąpany, ale nie tak uparty jak ja, więc była szansa, że dość szybko ulegnie.

Moje oszołomienie

Niestety minęły dwie godziny i powoli dochodziła dziesiąta, a jego dalej nie było. Zaczynałem się martwić. Gdy zadzwonił telefon, rzuciłem się do słuchawki, zapominając, że przecież nie wziął swojego. Dzwonił nieznany numer, więc od razu pomyślałem, że może dzwoni od znajomego, ale gdy odebrałem połączenie niemal od razu zmroziło mnie na chwilę.

— Halo? — rzuciłem.

— Cześć. — Usłyszałem w odpowiedzi i przez moment nie wiedziałem, co powinienem zrobić. W końcu wypuściłem głośno powietrze i starałem się uspokoić.

— Czego chcesz? — zapytałem chłodno.

— Jak ty się odzywasz do matki? — odparowała kobieta.

— Dawno straciłaś ten tytuł. Czego chcesz? — powtórzyłem dobitnie.

— Twoja siostra dowiedziała się o twoim istnieniu i zamęcza nas, że chce cię poznać — odparła sucho, a ja westchnąłem ciężko w odpowiedzi. Po chwili milczenia zebrałem się w sobie, żeby zapytać:

— Kiedy?

— Dzisiaj, najlepiej koło siedemnastej. — Spojrzałem na zegarek. Było chwilę po dziesiątej. Wystarczyło, że wezmę rzeczy, pojadę na dworzec i kupię bilet na najbliższe pendolino. Zdążyłbym bez problemu. Średnio mi się to uśmiechało, ale dziecko nie było przecież niczemu winne. Mała miała prawo poznać brata, tak, jak Karol.

— Będę. Powinienem się wyrobić, ale nie wiem, jak będzie z dojazdem. Myślę, że dotrę nawet szybciej, chociaż różnie bywa. Gdzie chcesz się spotkać? — spytałem.

— W domu — odpowiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Aż się wzdrygnąłem na tę myśl.

— Nie ma mowy. Zapomnij. Możemy zobaczyć się w Fanaberii — powiedziałem twardo.

— I mam pokazać się z tobą publicznie? — żachnęła się.

— A co? Wstydzisz się mnie? — Użyłem identycznego tonu.

— Potem mnie zgłosisz na policję, już ja cię znam — prychnęła.

— Nie, nie znasz. Właśnie na tym to polega, że nie znasz. Dobra, słuchaj. Tu chodzi o małą, a nie o ciebie, więc mogę ci zagwarantować, że nigdzie nie zgłoszę dzisiejszej wizyty. Zgodziłem się na nią z własnej woli i mogę to nawet podpisać na papierze, ale ostrzegam, że nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich głupich odzywek, bo nie po to tam jadę — odparłem zmęczonym głosem i powoli zacząłem zbierać rzeczy.

— Moich… — zaczęła wyraźnie rozeźlona, ale przerwała na chwilę i kontynuowała już innym tonem. — Muszę kończyć. Dzisiaj o siedemnastej w Fanaberii. Masz być. — Po tych słowach zakończyła połączenie.

Westchnąłem, czując się w tym wszystkim zagubiony. Nie chciałem spotykać się z matką. Zaledwie wczoraj zdałem sobie sprawę, że to wszystko już mnie aż tak nie boli, a dziś miałem stanąć z nią twarzą w twarz. Co innego opowiadać o tym, a co innego widzieć się z nią. Bałem się, że będę się przy niej czuł onieśmielony i rozbity, jak wtedy, gdy widzieliśmy się po raz ostatni. Nie chciałem znów dać się stłamsić i zamknąć w mojej starej skorupie. Powtarzałem sobie, że nie byłem przecież już tym Radkiem, który musiał podnosić sobie samoocenę ciuchami, zasłaniać blizny stosem bransoletek i chować się za soczewkami i innymi dodatkami. Teraz byłem sobą. Uno, który nie bał się podwinąć rękawów koszuli, założyć grubych okularów, wyjść w byle czym i zwyczajnie roześmiać się w głos z głupich żartów swojego partnera, nieważne, gdzie. Przestałem zastanawiać się nad tym, co robię i nagle nawet nagość nie była już aż tak krępująca.

Wszystko za sprawą tych jednych ciemnych oczu wpatrujących się we mnie dzień po dniu z miłością, czułością i troską. Jestem z nim od roku i oczywiście doceniam ten związek, ale tak naprawdę dopiero teraz uświadomiłem sobie, że wszystko, co do tej pory robił, nawet jeśli się z nim nie zgadzałem, robił dla mnie. Ze względu na moje dobro i z myślą o mnie. Mimo że dbałem o niego w jakiś sposób, z ręką na sercu mogę przyznać, że nie zawsze odwdzięczałem się tym samym. Chociażby dziś. Niepotrzebnie go drażniłem. Zawsze to robię, mimo że później wiecznie tego żałuję i sam to sobie wypominam.

Normalnie mógłbym liczyć na jego wsparcie i ciepłe słowo, ale dziś, gdy wkurzyłem go ponownie, nie miałem nawet jak się z nim skontaktować. Starałem się sam pocieszać, siedząc w pociągu, ale w głębi duszy byłem przerażony. Ta kobieta nie kojarzyła mi się z niczym przyjemnym, ale nie mogłem odmówić. Nie byłem nawet w stanie przewidzieć, jak zareaguję na spotkanie. Nie wiedziałem, czy uda mi się zachować spokój i utrzymać pokerową twarz. Nie chciałem rozsypać się przy siostrze ani w ogóle, jeśli jest taka opcja, ale może być to trudne. Nie mogłem też, chociaż bardzo bym chciał, wiecznie polegać na Tymku. Musiałem udowodnić jemu i sobie, że stanąłem na nogi. Jeśli nie jestem na tyle silny, by wytrzymać konfrontację z matką, to jak mam udźwignąć chorobę ukochanego?

Chyba dopiero ta myśl otrzeźwiła mnie trochę. Miałem na głowie poważniejsze problemy, niż humorki mojej, tak zwanej, matki. Tę rolę i tak dawno przejęła Natalia, więc w ogóle nie miałem się czym przejmować. To był tylko kolejny z demonów przeszłości, któremu musiałem stawić czoła, żeby ruszyć do przodu. Mogłem tylko wyjść z tego silniejszy. W dodatku powinienem to zrobić dla siebie i dla Tymona. On musi w końcu nabrać pewności, że ma we mnie oparcie, gdy będzie tego potrzebował, a nie będzie to możliwe, gdy wciąż będę bał się czegoś, co stało się kilka, jak nie kilkanaście lat temu.

Szczególnie, gdy siedziałem już w naleśnikarni, wszystkie te kłębiące się we mnie emocje nie dawały mi spokoju. Z każdą minutą coraz bardziej miałem ochotę wstać i uciec stamtąd. Na szczęście strach ma wielkie oczy. Kiedy zobaczyłem matkę wchodzącą z małą dziewczynką, całe moje przerażenie uleciało, a pozostał po wszystkim jakiś taki niesmak. Minęło ponad dziesięć lat. Nie miała już nade mną żadnej władzy.

Wstałem i odwróciwszy się w ich stronę, uśmiechnąłem się trochę na wymus. Mała od razu do mnie podbiegła, a matka rzuciła mi niechętne spojrzenie.

— O rany! To ty, nie? — Dziewczynka spojrzała na mnie wielkimi oczami. Mój uśmiech sam się poszerzył i skinąłem głową, otwierając ramiona i gestem zapraszając do uścisku. Szybko z tego skorzystała i ścisnęła mnie najmocniej jak umiała. Odwzajemniłem gest i pogłaskałem ją po główce. Gdy się już odsunęła, wyciągnęła do mnie rękę, którą kulturalnie ścisnąłem.

— Jestem Iza. Znaczy, Izydora, ale nienawidzę tego imienia — prychnęła na koniec, a ja zachichotałem.

— Mnie nazwali Unirad — powiedziałem konspiracyjnym szeptem.

— O matko, jak sobie z tym radzisz? — Zrobiła wielkie oczy, a ja wzruszyłem ramionami.

— Bliżsi znajomi i rodzina mówią na mnie Uno, reszta Radek. Ewentualnie czasem jeszcze Jasiek od nazwiska — wytłumaczyłem spokojnie, przy okazji siadając z powrotem, a mała usiadła naprzeciwko mnie. Na matkę na razie nie zwracałem uwagi.

— A ja? — zapytała niepewnie.

— Jak tylko chcesz, słoneczko. — Uśmiechnąłem się, a ona wyglądała na uradowaną.

— Super. Uno brzmi fajnie, ale dlaczego Jasiek? — Spojrzała na mnie, przekrzywiając główkę.

— Od nazwiska, Jasiński.

— Czemu masz inne nazwisko? — zapytała z niezrozumieniem.

— Widzisz, mamy tę samą mamę, ale innego tatę, więc ja mam nazwisko po swoim. To z nim mieszkałem, dlatego się nie poznaliśmy — powiedziałem łagodnie, a ona pokiwała głową mrucząc coś pod nosem. — To teraz powiedz mi najpierw, co zamawiasz. Dzisiaj ja stawiam. Od czego ma się starszego brata, nie? — Mrugnąłem do niej.

— Wow! Ekstra! — niemal krzyknęła. — Ja chcę naleśnika z twarogiem, jabłkami z cynamonem i magic starsami.

— Już się robi, księżniczko. — Uśmiechnąłem się ciepło, po czym niechętnie spojrzałem na matkę. — A dla ciebie?

— Stać mnie jeszcze na naleśnika — odparowała. Westchnąłem i przetarłem twarz ręką.

— Domyślam się, ale zaoferowałem, że dziś stawiam, więc się pytam, co — odparłem zmęczonym tonem, po czym dorzuciłem. — Nie utrudniaj.

— Okej, weź mi coś z nutellą.

— Jasne. Zaraz wracam, tylko zamówię. — Wstałem od stołu, kierując się w stronę kasy. Czułem na sobie baczne spojrzenie matki.

Gdy widziała mnie ostatni raz, miałem na sobie soczewki, byłem wychudzony, nosiłem za duże ubrania i krótkie ciemne włosy. Byłem jak mysz w pułapce. Wiecznie przerażony i reagujący atakiem paniki na wszystkie jej nawet najdrobniejsze gesty. Mam nadzieję, że nie spodziewała się zastać tego samego zalęknionego chłopca. Nawet jeśli, mogła wyobrażać sobie, co chciała, to już nie był mój problem.

Gdy wróciłem do stolika, przez chwilę panowała cisza, aż w końcu odezwała się nasza matka.

— Co ty teraz właściwie robisz? — zapytała od niechcenia.

— Doktorat z lingwistyki. Metody nauczania języków obcych i ich powiązania. Poza tym mieszkam w Warszawie z partnerem — odparłem spokojnie.

— I jeszcze do tego pedał — mruknęła pod nosem, ale zanim zdążyłem odpowiedzieć, odezwała się Iza.

— Tak daleko? — jęknęła na głos. — To jak ty tu przyszedłeś?

— Niestety, ale właśnie tak daleko. Wsiadłem w pociąg i przyjechałem specjalnie dla ciebie. — Uśmiechnąłem się, puszczając jej oczko, a ona wstała i rzuciła mi się na szyję. Przytuliłem ją mocno i przez moment trwaliśmy w tej pozycji. Naprawdę fajna była z niej dziewczynka. Nie wdała się na szczęście w matkę. Ostatecznie odmówiła odklejenia się ode mnie i usadowiła mi się wygodnie na kolanach, zadając pytanie za pytaniem, na które cierpliwie odpowiadałem, raz po raz śmiejąc się z niektórych. To naprawdę było bardzo rezolutne dziecko. Śmiem twierdzić, że ma to po mnie. W końcu jesteśmy spokrewnieni.

Niestety, później zaczęła się seria pytań od matki, przy których czułem się jak na przesłuchaniu i zaczynałem się stresować, i powoli tracić cierpliwość. Mniej więcej po piętnastu minutach rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałem na ekran i z ulgą zobaczyłem na nim imię mojego partnera. Nawet jeśli nie mogłem teraz rozmawiać za długo, to samo usłyszenie jego głosu dużo teraz pomoże. Podziękowałem mu w duchu za wyczucie czasu i przepraszając rozmówczynie, odebrałem połączenie.

— Gdzie jesteś? — Usłyszałem od razu.

— Nie mogę teraz. Jestem w Fanaberii — odpowiedziałem szybko.

— Ale to przecież… — zaczął, jednak szybko mu przerwałem.

— W Gdyni. Ja naprawdę teraz nie mogę. Odezwę się później, okej? — powiedziałem cicho.

— Jasne. To nie przeze mnie? — zapytał jeszcze z nadzieją w głosie. Nie był już zły. To dobrze.

— Oczywiście, że nie. Do usłyszenia później. — Po tych słowach rozłączyłem się i spojrzałem już dużo spokojniejszy na matkę. — Przepraszam. Chłopak dzwonił. Nie było go, jak wychodziłem, więc zdziwił się, że wciąż mnie nie ma.

— Ma cię na krótkiej smyczy — zaszydziła kobieta.

— Raczej odwrotnie, ale powiedziałbym, to że normalne. Jesteśmy w związku. To zazwyczaj wymaga komunikacji — odparłem zlewczo. W końcu ona nic nie może mi zrobić, a ja i tak ostatecznie wrócę do domu, do Tymka i znów wszystko będzie w porządku.

— Czyli nauczyłeś się żyć z ludźmi — kontynuowała, a ja tylko przewróciłem oczami.

— Zawsze umiałem, ale nie z każdym się da. Słuchaj, nie przyszedłem tu, żeby się kłócić i wywlekać krzywdy z przeszłości — zacząłem się niecierpliwić, więc od razu zwróciłem się do siostry. — Izula, powiedz mi, co lubisz robić, co?

— Tańczyć! — krzyknęła. — No i śpiewać, rysować, i jeździć konno. Ach, uwielbiam też angielski! A niedługo będę się uczyć też hiszpańskiego! Czad, nie?

— Super — przytaknąłem. — Jak się postarasz, to będziemy mogli porozmawiać po hiszpańsku.

— Znasz hiszpański?! Dziewczyny padną z zazdrości, że mam takiego brata — zawołała podekscytowana, a ja nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem.

— Cieszę się, że się na coś przydam. Znam angielski, hiszpański, niemiecki, francuski i trochę rosyjskiego. Zabieram się za podstawy japońskiego, bo jest mi teraz potrzebny. Języki obce są świetne — wysapałem w końcu. Po tych słowach mała wpatrywała się we mnie jak w obrazek i o dziwo, nawet na twarzy naszej matki zagościł słaby cień aprobaty.

— Mega. Muszę mieć z tobą selfi i będziesz ze mną rozmawiał w różnych językach, co? No zgódź się, błagam cię, zgódź. — Spojrzała na mnie prosząco, robiąc szczenięce oczy. Skubana była w tym dobra. Nie umiałbym jej chyba odmówić nawet, gdybym chciał.

— Jasne. Co tylko rozkażesz, księżniczko. — Uśmiechnąłem się i zaraz pozowałem z nią do zdjęcia. Ledwo ją poznałem, a już byłem sprzedany. Widocznie ten urok był u nas rodzinny.

Niedługo potem nastała dziewiętnasta, więc matka oświadczyła, że muszą wracać, bo Iza ma jeszcze kilka rzeczy na następny dzień, a robiło się późno, jak na dziesięciolatkę. Była przesłodkim dzieckiem, więc cieszyłem się, że zgodziłem się przyjechać na spotkanie. Nawet obecność mojej rodzicielki nie przeszkadzała mi nadmiernie, chociaż przebywanie z nią w jednym miejscu było męczące.