Nowy gatunek - Izabela Zawis - ebook + audiobook + książka

Nowy gatunek ebook i audiobook

Izabela Zawis

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Świat opustoszał z dnia na dzień. Jakiekolwiek oznaki ludzkiego życia nagle zanikły. Zwłoki płyną z nurtem rzeki, dookoła grasują krwiożercze wilki. W tej odartej z człowieczeństwa rzeczywistości spotyka się dwoje młodych ludzi: sparaliżowany od pasa w dół Alex i chora na białaczkę Amy. Ona wpada przez okno opuszczonego budynku wprost w jego objęcia, roztaczając wokół siebie zapach malin. On od razu wyczuwa, że trafił na kogoś wyjątkowego. Wspólnie rozpoczynają walkę o przeżycie. Tymczasem w Future Lab, miejscowym laboratorium, dzieją się rzeczy przerażające. Ktoś chce ulepszyć dzieło stworzenia i poddaje ludzi niebezpiecznym eksperymentom. Większość z nich nie wyjdzie stamtąd żywa…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 273

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 13 min

Lektor: Agnieszka Postrzygacz

Oceny
3,5 (13 ocen)
3
4
4
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
markol

Nie polecam

ksiazkamnapisana byle szybciej watki nie powiazane logicznie cos z zombie cos z metra a z braku pomyslu nawet drakula sie pojawia stracony czas
00

Popularność




1.

– Cholera! – zaklęła, kiedy jej podstarzały samochodzik zakaszlał, a spod maski wydobyły się kłęby gryzącego dymu. – To nie wróży nic dobrego, prawda, staruszko? – odezwała się pieszczotliwym tonem do swojego auta, starego modelu volkswagena.

Był tak wiekowy jak ona sama i nadawał się na złomowisko, ale miał dla niej dużą wartość sentymentalną, bo należał kiedyś do jej taty. Nie chciała się go pozbywać, póki jeszcze jeździł, wtedy miała wrażenie, że tata nadal był obok niej. Nie była gotowa, żeby samochód zniknął z jej życia, to za bardzo bolało.

Zatrzymała się na poboczu i wyszła z auta, kierując się w stronę maski. Kiedy ją uniosła, otoczyła ją chmura szarego dymu. Zakasłała, a podrażnione oczy zaczęły łzawić. Otworzyła drzwi od strony pasażera, sięgając po torebkę. Musiała w niej przez chwilę pogrzebać, żeby odnaleźć telefon.

– No to spacerek – mruknęła pod nosem, kiedy okazało się, że jest poza zasięgiem sieci. Bezużyteczny telefon ponownie wylądował w torebce. – Obym się nie spóźniła.

W takich chwilach cieszyła się, że z racji swojego zawodu woziła ze sobą torbę, w której zawsze miała coś na zmianę. Dlatego teraz szpilki zmieniła na adidasy, a spódnicę i jedwabną bluzkę na dres. Dzięki temu nie spoci się podczas wędrówki, a na spotkaniu będzie wyglądać, jakby ta nie miała w ogóle miejsca.

Zadowolona ruszyła przed siebie, zaopatrzona w butelkę z wodą, bo dzień był dość ciepły jak na maj. Z ciekawością rozglądała się po okolicy, a ta była wręcz urzekająca w swojej prostocie. Wzdłuż ulicy rosły wielkie dęby, dając chwilę wytchnienia od palącego słońca, a śpiew buszujących w koronach drzew ptaków stanowił idealne tło dla otaczającego ją krajobrazu.

Westchnęła oczarowana, patrząc na pola po prawej stronie. Były porośnięte rzepakiem, a że była pora jego pełnego rozkwitu, nasycona żółta barwa zachwycała, a zapach odurzał. Z przyjemnością napawała oczy tym kolorem.

Po jej lewej płynęła rzeczka, cicho szumiąc. Zamknęła oczy, rozkoszując się tą chwilą. Natura zawsze była obecna w jej życiu. Dawała jej poczucie wolności, dzięki niej mogła doładować baterie czy odstresować się po ciężkim dniu w szkole, a potem w pracy.

Wróciła wspomnieniami do czasów, kiedy to tata po śmierci mamy zabierał ją na długie piesze wycieczki, żeby oboje mogli pobyć razem, a także pozbyć się wszystkich negatywnych emocji, kłębiących się w nich po tej stracie. Dla obojga był to potworny cios. Nigdy nie zapomni, jak bardzo jej rodzice się kochali. Zawsze jedno z nich wiedziało, czego potrzebuje druga osoba. Często kończyli zdania za siebie, znali się doskonale, a kochali bezgranicznie. Jako dziewczynka zawsze powtarzała, że wyjdzie za mąż za swojego tatę albo za kogoś, kto będzie taki jak on.

Niestety ojciec postawił tak wysoko poprzeczkę, że nigdy nie spotkała odpowiedniego mężczyzny, choć bardzo o tym marzyła. Z czasem pogodziła się, że taki drugi jak on nie istnieje i przestała marzyć i szukać, całkowicie skupiając się na nauce, a potem na pracy, która była jej pasją już od dzieciństwa, kiedy każdego dnia przyglądała się temu, co robi tata.

Teraz, kiedy i jego zabrakło, doszła do wniosku, że przyszła pora na zmianę nie tylko pracy, ale też miejsca zamieszkania. Chciała zacząć wszystko od początku i iść do przodu, stawiając czoło nowym wyzwaniom.

Tego właśnie nauczył ją tata, że nigdy nie wolno się poddawać. Nawet jeśli rzeczywistość daje nam bolesnego kopa w tyłek, trzeba się podnieść, choćby nie wiadomo jak bolało, i zrobić krok naprzód, a potem następny, śmiało biorąc życie w ręce i wydusić z niego tyle, ile się da, jak cytrynę, do ostatniej kropli.

Energicznie potrząsnęła głową, pozbywając się wspomnień, pięknych, ale zarazem jeszcze bardzo bolesnych.

Rozejrzała się dookoła. Zastanawiała ją ta kompletna cisza. Przez ponadgodzinny spacer nie spotkała nikogo, żadnego auta, rowerzysty czy pieszego. Nawet psa z kulawą nogą.

Była bardzo zdziwiona, ale po chwili stwierdziła, że w porównaniu z gwarem wielkiego miasta Detroit, w którym się urodziła i wychowała, ta okolica wydała jej się tak odprężająco spokojna. Może to właśnie z powodu tej sielskiej ciszy czuła się trochę nieswojo.

Przystanęła, napawając się widokiem rozgrzanego słońca, które rzucało złociste refleksy na rzeczkę.

Tak, w takim miejscu mogłabym zamieszkać, pomyślała ukojona przestrzenią.

Spojrzała na zegarek i już miała iść dalej, gdy nagle skrzywiła się, bo uświadomiła sobie, że zapomniała o całym świecie, również o tym, w jakim celu się tutaj zjawiła. Już robiła pierwszy krok, gdy coś w oddali zwróciło jej uwagę. Zmrużyła oczy, ale oślepiające promienie słoneczne nie pozwoliły jej niczego dojrzeć.

Nie zrezygnowała, bo coś zamigotało w rzece. To coś musiało być metalowe, skoro tak błyszczało, odbijając światło, pomyślała. Osłoniła oczy, żeby móc się temu lepiej przyjrzeć. Kiedy było już dość blisko, przez moment nie była pewna, czy wzrok jej nie myli.

Z nurtem rzeki płynęło ludzkie ciało, a to coś błyszczącego to była klamra od spodni. Zamarła, otwierając usta do krzyku, ale głos uwiązł w gardle. Po chwili jednak otrząsnęła się z odrętwienia i ruszyła się z miejsca na pomoc. Schodząc po piaszczystym zboczu, weszła do wody. Zachłystnęła się, zaskoczona tym, jaka była lodowata. W tej chwili nie miało to jednak większego znaczenia, liczyło się to, żeby pomóc komuś w potrzebie.

– Halo! – zawołała głośno, przekrzykując nurt rzeczny.

Cisza. Nikt się nie odezwał. Kiedy ciało było już blisko, dojrzała rozszarpane gardło mężczyzny i tę pośmiertną szarość skóry.

Przyłożyła dłoń do ust, bo zbierało się jej na wymioty. Zamurowało ją do tego stopnia, że nie mogła wykonać żadnego ruchu, stała tylko i patrzyła, jak mężczyzna odpływa pochłonięty przez wodę.

Przestraszona omal nie wyskoczyła ze skóry, kiedy coś otarło się jej o nogę. Obok niej przepłynęło kolejne ciało z taką samą raną. Tym razem była to kobieta, ubrana w elegancki komplet. Jej oczy były otwarte. Malowało się w nich przerażenie, jakby umarła ze strachu, a nie z powodu rany na gardle. Dalej płynęły kolejne ciała, jedno za drugim, mężczyźni i kobiety w różnym wieku, o różnym pochodzeniu czy statusie społecznym. Wszyscy byli martwi i rozszarpani niemal na strzępy.

Czuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła, a żółć pali w gardło. Nie mogła dłużej wytrzymać, odwróciła się i zwymiotowała, pozbywając się całej zawartości i tak prawie pustego żołądka. W końcu zjadła w podróży tylko jagodową babeczkę, popijając ją kawą.

– Gdzie ja jestem? – wyszeptała zlana potem. Jej ciało drżało z przerażenia. – Może tylko śnię? – łudziła się, szukając jakiegoś logicznego wyjaśnienia.

Pokręciła głową i potykając się o własne nogi, wybiegła na opustoszałą ulicę. Za parę godzin zacznie się ściemniać, pomyślała. A to sprawiło, że zaczęła się bać jeszcze bardziej. Co robić? – myślała gorączkowo. Nadal szła przed siebie, kryjąc się w cieniu drzew.

Po kilku kilometrach zmęczona zobaczyła zarys zabudowań jakiegoś miasteczka.

Z tego, co pamiętała, to właśnie ono było celem jej podróży. Była umówiona na rozmowę w sprawie pracy w nowo powstałym ośrodku, gdzie specjalizowano się w pomocy osobom po ciężkich wypadkach.

Jęknęła, widząc, że miejsce jest pozbawione jakiekolwiek śladu czyjejś obecności. Nie paliło się żadne światło, a na poboczach stały opuszczone samochody. Miasteczko widmo, jak po wybuchu bomby atomowej, gdzie skażenie terenu powoduje, że wszyscy w pośpiechu opuszczają domostwa, ratując się przed nadchodzącą śmiercią.

Weszła ostrożnie na teren miejsca, które z pewnością jeszcze jakiś czas temu tętniło życiem. Rano jego mieszkańcy pewnie szykowali się do pracy, parzyli kawę, jedli śniadanie z bliskimi. Dzieciaki biegły do szkoły, marudząc, że chciałyby już rozpocząć wakacje, bo jest za ciepło, żeby się jeszcze uczyć.

Ocknęła się z rozmyślania, kiedy usłyszała szczekanie psa. Przystanęła, nasłuchując, a jednocześnie rozglądając się za jakimś schronieniem. Coś jej mówiło, że szczekanie, które zdążyło już przejść w szaleńcze ujadanie, wcale nie należało do przyjaznych. Na skórze poczuła gęsią skórkę, a jej strach rósł z każdą mijającą sekundą przebywania w tym przeklętym miejscu.

Biegnąc, rozpaczliwie rozglądała się po okolicznych budynkach, ale nic nie wydawało się jej właściwe. Dopiero kiedy usłyszała, jak przeraźliwe szczekanie się zbliża, a wydawało się jej nawet, że widziała zarys zwierzęcej sylwetki, zdecydowała się na pobliski, podniszczony mocno budynek. Przeszła przez dziurę w siatce i wdrapując się na pergolę, weszła przez okno do środka. Spadając na podłogę, runęła na szczątki rozbitego okna, które boleśnie powbijały się w jej ciało.

Psy zdawały się być tuż, tuż, odruchowo więc zaczęła się cofać. Zamarła, trafiając na coś lub kogoś. Poczuła, jak duża męska dłoń przysłania jej usta, a druga obejmuje w pasie, przytrzymując siłą w miejscu.

– Nic ci nie zrobię – usłyszała lekko ochrypły głos tuż przy swoim uchu. – Zabieram rękę, ale nie krzycz, bo nas znajdą, a wierz mi, nie chcesz, żeby to się stało. – Obca dłoń odsunęła się, umożliwiając jej swobodny oddech.

Siedziała tak bez ruchu, dopóki dzikie szczekanie zupełnie nie ustało. Wtedy przypomniała sobie o obcym mężczyźnie tuż za swoimi plecami. Błyskawicznie zerwała się z miejsca, odskakując na bezpieczną odległość. Przykucnęła, obierając pozycję gotową do ataku lub w razie konieczności do ucieczki.

W słabym świetle zachodzącego słońca przyjrzała się nieznajomemu. Mężczyzna siedział niedbale oparty o ścianę i obserwował ją tak samo nieufnym spojrzeniem jak ona jego. Blond włosy sięgające do ramion były trochę rozczochrane, oczy bystre, ale widocznie zmęczone, ubranie brudne i potargane. Największą uwagę przykuwały nogi mężczyzny. Na pierwszy rzut oka wyglądały normalnie, ale doświadczenie podpowiadało jej, że sposób, w jaki były ułożone, wskazywał na to, że były niewładne, całkowicie lub przynajmniej częściowo.

Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymał ją odgłos nadjeżdżającej windy towarowej. Uczucie strachu powróciło. Kobieta zaczęła się trząść, nie mogła nad tym zapanować.

Z windy wyszedł starszy mężczyzna, pchając przed sobą podniszczony, ale jeszcze sprawny wózek inwalidzki. Z pewnością dla obcego, pomyślała. Zwrócił na nią swój starczy wzrok. Było w nim coś, co podpowiadało jej, że nie można mu zaufać.

– Alex, a cóż to za zbłąkana owieczka? – zaskrzeczał cieniutkim głosem, kiedy ją zauważył.

Mężczyzna wzruszył niedbale ramionami, po czym jednym ruchem rąk znalazł się na wózku w pozycji siedzącej. Pobrudzona koszulka napięła się na jego umięśnionych ramionach.

To musi być prawdziwą udręką nie być w pełni sprawnym, pomyślała. Dla mężczyzny w sile wieku, którego zdecydowane ruchy wskazują, że jest przyzwyczajony do mobilności, kontroli nad sobą i swoim życiem…

– Wpadła tu przez okno, uciekając przed tymi kundlami – powiedział po chwili, nadal się jej przyglądając. – Jest poraniona i krwawi – wskazał palcem.

Starzec pokiwał głową, wprawiając siwą czuprynę w ruch.

– Chodź z nami, dziecino – zaskrzeczał. – Jestem Bill, a to Alex – wskazał na niepełnosprawnego mężczyznę. – Możesz tu sobie siedzieć, aż cię te bestie wywęszą, albo iść z nami, gdzie będziesz przynajmniej bezpieczna – powiedział, widząc, że dziewczyna nie ruszyła się z miejsca.

To ją otrzeźwiło na tyle, że ostrożnie podążyła za nimi. Omal nie krzyknęła, kiedy winda zaczęła z warkotem zjeżdżać w dół. Mocniej przycisnęła do siebie torebkę, szukając pocieszenia w znajomych rzeczach.

Gdy się zatrzymali, wolnym krokiem wyszła jako ostatnia. Znaleźli się w miejscu z niezliczoną liczbą przecinających się korytarzy. Musiała przyznać, że nie wyglądało to prymitywnie. Ściany były otynkowane, a nawet pomalowane, mimo że lata świetności już były za nimi, a farba zaczyna się miejscami łuszczyć. Co najważniejsze, była elektryczność, więc istniała mała szansa na ciepłą wodę. Marzyła o tym, żeby zmyć z siebie brud strachu, który niczym za ciasne ubranie ciasno oblepił jej drobne ciało.

Po chwilowej wędrówce korytarzami znaleźli się w przestronnej sali, która najwyraźniej służyła jako kuchnia i stołówka w jednym. Przy stolikach siedziało kilka osób, które w ciszy jadły obiad.

Zaburczało jej w brzuchu, gdy poczuła zapach jedzenia. Była głodna jak wilk.

– Moi drodzy – zwrócił się do obecnych Bill. – Przyprowadziłem kolejnych ocalałych.

Ocalałych? O co tu, do diabła, chodzi? – kłębiły się w jej głowie wciąż te same pytania.

– To jest…? – Bill spojrzał na nią wyczekująco.

– Amy Green – usłyszała swój własny szept.

– Amy. A to jest Alex Young – powiedział z uśmieszkiem. – Od dzisiaj zamieszkają z nami. Proszę, usiądźcie, zjedzcie coś, a potem porozmawiamy – powiedział na odchodne.

Oboje z Alexem zajęli osobny stolik, trzymając się na dystans od pozostałych. Amy czuła potworny głód, dlatego wręcz rzuciła się na jedzenie. Alex po chwili poszedł w jej ślady. Kiedy zaspokoili pierwszy apetyt, z ciekawością przyglądali się nie tylko sobie, ale i pozostałym. Teraz, w lepszym świetle zauważyła, że początkowo źle go oceniła. Był z całą pewnością przystojniejszy, niż jej się wydawało. Jego oczy miały barwę nieba w słoneczny dzień, włosy były w kolorze dojrzałego zboża i współgrały z oliwkową cerą, co tworzyło ciekawą całość. Pod koszulką grały napięte mięśnie. Po jego posturze wnioskowała, że był wysoki i pewnie z każdej opresji mógłby wyjść bez szwanku, powaliwszy przeciwnika jednym ruchem.

Jest w niej coś, co przyciąga uwagę, pomyślał Alex, przyglądając się ukradkiem. Powoli przeżuwał podany przez Amy chleb. Miała ładne, kasztanowe, sięgające ramion włosy, które delikatnie skręcały się w grube loki. Jej duże zielone oczy czujnie rozglądały się dookoła. Była raczej niewysoka, a do tego drobniutka, co sprawiało wrażenie, że wydawała się bardzo młoda. Ciekawe, ile ma naprawdę lat.

W pewnym momencie oczy Amy zrobiły się jeszcze większe niż normalnie. Nieświadomie złapała Alexa za rękę, mocno ją ściskając. Alex podążył za jej wzrokiem, zastanawiając się, co ją tak wystraszyło. Oprócz psa, który właśnie wszedł do pomieszczenia, nie zobaczył nic nadzwyczajnego. Co prawda ten był dwa razy większy, umaszczeniem i zębami bardzo przypominał wilka, ale jego brązowe oczy i łagodne spojrzenie nie wskazywało, żeby był agresywny.

– Hej, to tylko zwyczajny pies – odezwał się Alex uspokajającym głosem.

Amy spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, smutno kiwając głową.

– Nie. Bardzo podobne mnie goniły. Tak mi się przynajmniej wydaje – szepnęła i przysunęła się jeszcze bliżej w stronę Alexa, szukając podświadomie pocieszenia i poczucia bezpieczeństwa.

– Jakim cudem udało ci się je zobaczyć i jednocześnie zdążyć uciec?

– Szybko biegam – rzuciła krótko.

Alex bacznie przyglądał się zwierzęciu, zastanawiając się, czy oby na pewno są tu bezpieczni.

Pies, nie zwracając na nikogo szczególnej uwagi, poszedł w stronę miski z jedzeniem. Nagle jednak przystanął, rozejrzał się, węsząc coś w powietrzu. Podszedł do Alexa i zadowolony zamerdał ogonem na powitanie. Obszedł stół, zatrzymawszy się przy przestraszonej dziewczynie. Pisnęła, kiedy wskoczył przednimi łapami na jej kolana i zaczął lizać ją po twarzy.

– Nie bójcie się, jest niegroźna – usłyszeli głos nadchodzącego Billa. – Nalla, noga! – zawołał w stronę zwierzaka. Jednak suka ani myślała posłuchać swojego pana. Zrobiła kółko wokół własnej osi i ułożyła się pod stołem miedzy Amy i Alexem. – No, wygląda na to, że was polubiła. Jest raczej nieufna wobec obcych, więc to dobrze o was świadczy. – Bill usiadł na wolnym krzesełku naprzeciw dwojga młodych ludzi.

– Bill, czy możesz nam w końcu wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi? – zapytał Alex twardym głosem, od którego Amy przeszedł dreszcz.

Mimo wózka inwalidzkiego to nie był mężczyzna, którego się lekceważy, pomyślała.

– Przecież to jakiś koszmar – wyszeptała cicho Amy.

Bill zmrużył oczy, badawczo się jej przyglądając.

– Moje dziecko, zapewniam cię, to nie jest żaden koszmar, tylko realia. Niech zgadnę, jechałaś może na rozmowę o pracę? Czy tak?

– Zgadza się, byłam umówiona na rozmowę wstępną. Jestem fizjoterapeutką.

Alex spojrzał na nią zaskoczony, wysoko unosząc brwi. Czyżby to był przypadek, że właśnie dzisiaj się spotkali? – pomyślał.

– A ty – zwrócił się w stronę Alexa. – Sądząc po twoim stanie, zakwalifikowałeś się na innowacyjną i eksperymentalną terapię. – Alex nie odezwał się, ale potwierdził słowa Billa nieznacznym skinieniem głowy. – Więc waszym celem było Future Lab? – Oboje jednocześnie przytaknęli. – Tak myślałem. Niestety, dzieciaki, nie czekałoby tam na was nic innego jak tylko… śmierć – oznajmił spokojnie staruszek, obserwując, jakie wrażenie wywarły na nich jego ostatnie słowa.

2.

– Zacznę od samego początku, żebyście wszystko dokładnie zrozumieli. – Bill rozsiadł się wygodnie na krzesełku, zadowolony, że znowu znalazł się w centrum uwagi. – Wszystko zaczęło się kilka lat temu. Na zebraniu miasta pojawili się inwestorzy, obiecując nowe miejsca pracy dla mieszkańców. Samo miasteczko i okolice są urzekające, ale niestety pracy to można tu szukać jak igły w stogu siana. Sporo młodych wyjechało, a ci, którzy zostali, ledwo wiązali koniec z końcem. To dlatego okoliczna ludność zgodziła się na wybudowanie tu firmy farmaceutycznej. Prace zaczęły się, jak tylko inwestorzy otrzymali pozwolenie. Trwały kilka lat, a zatrudnienie dostało całe miasteczko. To były złote czasy dla nas wszystkich, dopóki fabryka nie została ukończona. Nie obyło się także bez plotek i spekulacji, że pomogliśmy przy budowie czegoś, co z całą pewnością fabryką produkcyjną nie było. Prawda wyszła na jaw, kiedy zaczęto zwozić wyposażenie. Przyjeżdżała ciężarówka jedna za drugą. Wszystkie wypełnione były sprzętem medycznym i gotowymi lekarstwami. Zarząd dopiero po naciskach ze strony mieszkańców wydał oficjalne oświadczenie, przyznając, że zostały zmienione pierwotne założenia co do przeznaczenia obiektu. Tak powstało laboratorium, w którym miały być przeprowadzane badania z genetyki i komórek macierzystych. Ludzie byli bardzo zawiedzeni, bo liczyli na stałą pracę na halach produkcyjnych. Jednak najgorsze nadeszło jakiś czas później… Do sieci zostały wypuszczone informacje, że w fabryce prowadzone są przełomowe terapie dla chorych z różnymi niewyleczalnymi schorzeniami, od raka po choroby związane z niepełnosprawnością – spojrzał wymownie na Alexa. – Zainteresowanie było ogromne, w krótkim czasie pacjenci zaczęli się masowo zjeżdżać. Było ich tak wielu, że pojawiły się dodatkowe oferty pracy dla sprzątaczek, lekarzy, pielęgniarek czy fizjoterapeutów. Wynagrodzenie było dość wysokie, więc chętnych nie brakowało. My jako mieszkańcy byliśmy bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy, bo dzięki temu miasteczko miało potencjalnych klientów.

– To chyba dobrze, wszyscy korzystają – odezwała się cicho Amy.

– Mam wrażenie, że najgorsze jeszcze przed nami – mruknął Alex.

Bill posłał mu krzywy uśmiech.

– Masz rację… Najciekawsze jest to, że ten, kto przekroczył bramę Future Lab, nigdy stamtąd nie wyszedł…

– Jak to nie wyszedł? Zamieszkali tam? – odezwał się Alex.

Bill zaprzeczył ruchem głowy.

– Nie… wszyscy umarli.

– Te wszystkie ciała w rzece… – załkała cicho Amy.

Alex obrzucił ją niespokojnym spojrzeniem.

– Nie rozumiem! A policja, wojsko, rząd? Przecież ktoś musi wiedzieć, co się tutaj dzieje i że giną ludzie?!

– I tu się zaczyna najlepsza część… Wszystkie wymienione przez ciebie instytucje są w ten proceder zamieszane.

Amy zatkała dłońmi uszy, nie mogąc dalej słuchać.

– Nie wierzę! – zawołał Alex, uderzając pięścią w stół.

Bill był zadowolony, ludzie różnie reagowali na tę historię.

– Przykro mi, ale to jeszcze nie wszystko.

– Nie chcę już nic więcej słyszeć – załkała Amy. Alex odruchowo złapał ją za rękę, a drugą objął, lekko pociągając ku sobie.

– Okazuje się, że takie laboratoria są rozmieszczone na wszystkich kontynentach i dzieje się w nich dokładnie to samo co tutaj.

– Ale czego oni szukają? – zapytał chłodno Alex.

– I tu dochodzimy do sedna sprawy… Z pomocą tych bestii, które słyszeliście, bo wspomnę, że to nie są zwyczajne psy, tylko zmutowane wilki… więc z pomocą ich wrażliwego węchu szukają w ludziach odpowiedniego mutagenu, który w połączeniu z jakąś szczepionką zmienia DNA człowieka. Wyobraźcie sobie kogoś, kto się nie starzeje, nie choruje, bo organizm ma szybką zdolność autonaprawy uszkodzonych komórek, zwiększoną wydolność, większy iloraz inteligencji, znaczny wzrost siły. Nowy gatunek. – Bill zakończył swoją opowieść, starając się ukryć przyjemność, którą sprawiało mu ciągłe jej opowiadanie.

– Robią pieprzone eksperymenty na ludziach! – wykrzyknął wściekły Alex.

– To niemożliwe, to się nie dzieje naprawdę – mruczała pod nosem zszokowana Amy.

– Gdzie są ludzie z miasteczka?

– Nie żyją – z ust Billa padła krótka, beznamiętna odpowiedź.

– A ty? Jak udało ci się tego uniknąć? – Alex zrobił się podejrzliwy.

– Cierpię na agorafobię, nigdy nie opuszczam tego budynku, więc nie dowiedzieli się o mnie.

– Skąd zatem o tym wszystkim wiesz, bo jak na kogoś, kto nie wychodzi na zewnątrz, jesteś doskonale poinformowany.

– Jednej osobie udało się uciec z FL, wszystko mi opowiedziała, a ja przekazuję to dalej. Uprzedzając twoje kolejne pytanie, drogi Alexie, udzielam schronienia innym, a potem pomagam im w ucieczce w jakieś bezpieczne miejsce.

– A jest jeszcze takie? – zakpił Alex.

Starzec wstał od stołu, kończąc tym samym rozmowę.

– Na dzisiaj wystarczy, ona musi odpocząć, bo jej odbije – wskazał palcem na bujającą się i mamrotającą do siebie Amy. – Zaprowadzę was teraz do waszych pokojów. – Nie czekając na nich, skierował się ku wyjściu z kuchni.

Alex potrząsnął Amy za ramię, zwracając tym samym na siebie jej uwagę. Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.

– Chodź ze mną, musimy się trochę przespać – zwrócił się do niej łagodnie.

Posłusznie wstała i podążyła za nim.

– To wasze pokoje – wychrypiał Bill, kiedy go dogonili. – Amy? Ten jest twój, możesz wejść i wziąć prysznic, a potem trochę odpocząć.

Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca, stała nieruchomo, zupełnie jakby go nie słyszała.

– Amy? – odezwał się cicho Alex.

Podniosła na niego przytomniejszy, ale nadal przerażony wzrok.

– Nie chcę być sama – szepnęła ledwo słyszalnym głosem.

– Dobrze, w takim razie pójdę za tobą. Prześpisz się trochę, a ja cię w tym czasie popilnuję – wyciągnął ku niej swoją dużą i silną dłoń.

Alex nie rozumiał swojego zachowania w stosunku do tej ledwo co poznanej dziewczyny, ale kiedy na nią patrzył, obudziły się w nim nieznane dotąd uczucia. Chciał się nią zaopiekować.

Amy ujęła go mocno i weszła do pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi.

Nie mieli świadomości, jak tym gestem ucieszyli nadal stojącego za drzwiami Billa, który cicho pogwizdując, podreptał w stronę swojego pokoju. Energicznym ruchem złapał za telefon, wybierając odpowiedni numer.

– Masz coś? – odezwał się głos po drugiej stronie.

– Tak. Chyba tym razem nam się poszczęściło – wychrypiał dumny z siebie.

– Kogo? Ona czy on?

– Jeszcze nie mam całkowitej pewności … ale możliwe, że oboje.

– Hmm, słucham…

– Oboje oddziałują na siebie, nawet nie mając tej świadomości. On jest sparaliżowany, a wystarczył jeden jej dotyk, żeby się podniecił. Ona reaguje na jego głos, zupełnie jakby słyszała tylko jego.

– Reakcja psa?

– Przy nim zamerdała ogonem, a ją polizała po twarzy, teraz śpi pod ich drzwiami.

– Ich?

– Zgadza się, nie chciała być sama, więc obiecał być przy niej.

– Bardzo ciekawe – odparła po chwili kobieta. – Nie znali się wcześniej?

– Nie, poznali się w mojej obecności.

– Świetnie. Daję ci parę dni. Mam nadzieję, że nie zdradziłeś zbyt wiele?

– Oczywiście, że nie. Standardowa historyjka.

– Informuj mnie na bieżąco – powiedziała, zanim się rozłączyła.

*

– Lepiej? – zapytał Alex, kiedy Amy wyszła z łazienki po kąpieli.

– Na tyle, na ile to możliwe w tej chorej sytuacji – mruknęła, nawet na niego nie spojrzawszy.

Nie odpowiedział, tylko ukradkiem obserwował jej nerwowy spacer po niewielkim pomieszczeniu. Nadal cała drżała, wcześniej słyszał, jak wymiotuje. Obawiał się, że to może być zbyt duży ciężar dla niej i zrobi coś głupiego.

– Teraz moja kolej – powiedział, starając się nadać swojemu głosowi w miarę wesoły ton.

– Pomóc ci? – odezwała się cicho, odsuwając się, by mógł swobodnie wjechać do łazienki. – Nie ma tam zbyt wiele miejsca na manewrowanie tymi kołami.

– Dziękuję, poradzę sobie.

Amy posłała mu blady uśmiech, rozumiejąc, dlaczego chciał to zrobić sam. Zwyczajnie potrzebował poczucia, że mimo kalectwa nadal panuje nad sobą, swoim życiem i potrafi być samodzielny, a z pewnością nie chciał stać się jej kulą u nogi.

Alex wykąpał się błyskawicznie, pobijając chyba swój rekord. Spieszył się, bo bał się zostawić Amy dłużej samą. Jednak kiedy wyszedł z łazienki, dziewczyna tkwiła w tej samej pozycji, w jakiej ją zostawił, tępym wzrokiem patrząc przed siebie. Podjechał do niej, stając naprzeciw, a ich oczy znalazły na tej samej wysokości. Lekko się przestraszyła, ale spojrzała na niego bardziej przytomnie.

– Jesteś! Całkiem szybko ci to poszło! – wykrzyknęła zdumiona.

Alex lekko się uśmiechnął.

– Nabrałem wprawy.

– Mogę zapytać, jak to się stało? – wskazała palcem na wózek, na którym siedział Alex.

Niedbale wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że uporał się ze skutkami tego wypadku, ale Amy z doświadczenia wiedziała, że mało kto potrafi się z tym ot tak pogodzić.

– Byłem na misji w Afganistanie. Pewnego upalnego dnia w drodze na stołówkę zostaliśmy zaatakowani przez rebeliantów. Nasz obóz został ostrzelany rakietami, jedna wybuchła niedaleko mnie… Metalowy odłamek wbił mi się w plecy, częściowo uszkadzając rdzeń kręgowy. I tak miałem wiele szczęścia, wielu moich kolegów tamtego dnia zginęło.

Amy pokiwała głową ze zrozumieniem.

– Jakie są rokowania?

– Neurolog twierdzi, że urazu nie da się cofnąć, ale intensywna fizjoterapia może poprawić jakość mojego życia.

– Wiesz, że to moja praca? Z przyjemnością ci pomogę, jeśli tylko zechcesz. – Twarz Amy rozjaśnił łagodny uśmiech, a w oczach pojawił się błysk.

– Czemu nie… – powiedział, odwzajemniając jej uśmiech. Stwierdził, że będzie miała dzięki temu jakieś zajęcie, które przynajmniej na chwilę odwróci jej uwagę od tego bagna, które im ktoś zafundował.

– Super, zaczniemy od jutra z samego rana – odezwała się już wyraźnie pewniejszym głosem. – A teraz przepraszam cię, ale się położę – skierowała się ku sofie.

Alex złapał ją za rękę, zatrzymując w miejscu.

– Zaczekaj, ty weź łóżko, a ja pójdę na sofę.

– Absolutnie, to nie wchodzi w rachubę. Z twoim schorzeniem musisz spać na równej i twardej powierzchni. Inaczej rano wstaniesz tak połamany, że nawet palcem nie kiwniesz! A o niewygodną sofę się nie martw, to w tej chwili moje najmniejsze zmartwienie.

– Masz rację. Dziękuję. – Jednym ruchem znalazł się na łóżku.

– Dobranoc – wyszeptała cicho.

– Śpij dobrze.

*

Kilkanaście minut później Amy zerknęła w stronę Alexa, który spał, cicho pochrapując. Ona nie mogła zasnąć. Wciąż przed oczami miała obraz tych wszystkich biednych ludzi, którzy zostali wyrwani ze swojego świata i okradzeni z tego, co mieli najwartościowszego… z własnego życia. Świat zwyczajnie stanął na głowie, ogarnięty jakimś wariactwem, tylko w imię czego… żeby stworzyć jakiś nowy gatunek?! Ciekawe, kto miał taką władzę, żeby bawić się w Boga i to na skalę międzynarodową!

Pod powiekami poczuła zbierające się łzy.

– Cholera jasna! – zaklęła cicho, waląc pięścią w poduszkę.

– Amy? Wszystko w porządku? – odezwał się zaspany Alex.

– Przepraszam, nie chciałam cię obudzić… Po prostu boję się zamknąć oczy – wyszeptała, z trudem połykając łzy. – Ciągle widzę te martwe ciała w rzece.

– Jeśli chcesz, to możesz położyć się obok mnie, wystarczy miejsca dla nas obojga – zabrzmiał w ciemności jego ciepły głos.

Alex zdawał sobie sprawę, że ta propozycja była bardzo śmiała i zważywszy na fakt, że poznali się zaledwie chwilę temu, raczej nie na miejscu, ale Amy tak bardzo się bała. Ona zaś zawahała się tylko przez ułamek sekundy. W normalnych okolicznościach nigdy by sobie nie pozwoliła na takie frywolne zachowanie, ale…

Ale normalne okoliczności są już przeszłością.

Bała się, ale też była skrajnie zmęczona. Chciała tylko zamknąć oczy i nie widzieć tego, co widziała. Chciała zwyczajnie zasnąć.

– Nie będę ci przeszkadzać – usłyszał szelest pościeli, a za chwilę poczuł, jak ugina się pod Amy materac. – Dziękuję – wyszeptała tuż obok.

– Nie ma za co, oboje musimy być w pełni sił, skoro masz jutro maltretować moje nogi. – Nie widziała, ale czuła, że Alex się uśmiechnął.

Ułożyła się na łóżku, starając się, żeby przypadkiem nie dotknąć Alexa. Wyrwało się jej ciche westchnienie ulgi, to było takie przyjemne uczucie wiedzieć, że jest obok ktoś, na kogo w razie potrzeby można liczyć. Jej ostatni chłopak nie był gotowy na poważny związek. Deklarował tylko chęć zabawy, więc szybko ich drogi się rozeszły. Dzięki pracy udało się jej przejść przez to rozstanie bardzo łagodnie. Czasami nawet się zastanawiała, czy oprócz średniego seksu łączyło ją z Gregiem coś głębszego, skoro rozstanie prawie nie zabolało.

Potem jej priorytetem stali się pacjenci, którzy na nią liczyli. To poczucie dodawało jej sił i energii do dalszego działania. Dzięki temu czuła się szczęśliwa i spełniona. Zapomniała, co to tęsknota ciała i serca. Aż do teraz… Dzięki Alexowi, z którym połączyła ją konieczność walki o przetrwanie, poczuła, jak drgnęło to, o czym dawno zapomniała i co zakopała gdzieś na dnie swojej duszy.

Nadal nie mogła się przemóc i zamknąć oczu. Nie chciała pamiętać dzisiejszych zdarzeń, ale te potworne obrazy wciąż nie dawały jej spokoju. Pod powiekami znowu zapiekły ją łzy, była już u kresu wytrzymałości. Pociągnęła nosem.

– I jak, pomogło? – odezwał się cicho Alex.

– Nie – głos Amy się załamał.

– Chodź tu do mnie – powiedział, lekko ciągnąc ją w swoją stronę.

Początkowo zesztywniała zaskoczona jego dotykiem, ale po chwili się rozluźniła, dochodząc do wniosku, że i tak gorzej być już nie może. W końcu Alex chciał jej tylko pomóc. Podczołgała się bliżej, delikatnie kładąc głowę na jego ramieniu. Pod wpływem ciepła bijącego od jego męskiego ciała zrelaksowała się na tyle, że odważyła się położyć rękę na jego torsie. Alex zdziwiony nieznacznie drgnął.

– Przepraszam – wyszeptała zawstydzona swoją śmiałością.

– Nic się nie stało – lekko się zaśmiał. – Po prostu masz zimne ręce – nakrył jej dłoń swoją, ogrzewając ją. – Spróbuj teraz zamknąć oczy. Obiecuję, że tym razem nie zasnę, póki nie będę pewny tego, że ty już śpisz.

– Dobrze – wyszeptała.

Tym razem nie widziała tych strasznych obrazów, a jej myśli wypełnił mężczyzna, który ją do siebie przytulał. Westchnęła z wyraźną ulgą i zapadła w głęboki sen.

Co się ze mną dzieje? – pomyślał Alex. Wystarczyło jedno spojrzenie na tę dziewczynę, a zwyczajnie stracił głowę. Kiedy wchodziła do łóżka, niewiele brakowało, żeby z ust wyrwał mu się jęk rozkoszy. Pachniała jak maliny z dodatkiem cytryn, słodko, a jednocześnie odświeżająco.

Nigdy by się nie spodziewał, że jeszcze kiedykolwiek zapragnie jakiejś kobiety. Po wypadku nie mógł się pogodzić ze swoim stanem i z sytuacją, że nigdy już nie będzie takim mężczyzną, jakim był wcześniej. To przecież doprowadziło do rozpadu jego poprzedniego związku. Julia nie potrafiła poradzić sobie z jego ciągłymi wybuchami złości. Wściekał się z najbardziej błahego powodu, więc odeszła.

Dopiero kiedy poznał Kevina, byłego żołnierza z całkowitym paraliżem dolnej części ciała, który mimo tragedii wiódł szczęśliwe życie u boku kochającej żony i dwójki fantastycznych dzieciaków, przejrzał na oczy i otrząsnął się z letargu, w jaki się wpędził na własne życzenie. Zaczął regularnie chodzić na fizjoterapię, która szybko przyniosła w jego przypadku zadowalające efekty.

Pewnego wieczora, przeglądając internet, natrafił na artykuł o Future Lab. Przeczytał o badaniach na temat nowej terapii dla częściowo niepełnosprawnych. Wyniki wyglądały obiecująco, podobno mógł liczyć nawet na całkowite wyleczenie. Wprawdzie nie mógł nigdzie znaleźć informacji, jak ma wyglądać sama terapia, ale nie zniechęciło go to do tego, żeby się zgłosić i umówić na wstępne badania.

Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, spakował najpotrzebniejsze rzeczy do niewielkiej torby, wsiadł do swojego auta, które było przystosowane dla osób z niepełnosprawnością kończyn dolnych, i przyjechał. Z Filadelfii nie miał daleko, więc sama droga zajęła mu jakieś dwie godziny.

Wszystko szło jak z płatka. Piękny dzień, ładne otoczenie, zero korków na drodze.

Dopiero po jakimś czasie zorientował się, że coś mu nie pasuje. Ten brak ruchu na drodze. Całkowita pustka i cisza. A zaledwie kilka dni wcześniej nie mógł dojechać na czas do przychodni lekarskiej na badania, których wyniki musiał przedstawić, jeśli chciał dostać się na terapię do tego nowoczesnego laboratorium.

Miał nadzieję, że to tylko z powodu jego bujnej wyobraźni lub zboczenia zawodowego doszukiwał się niebezpieczeństwa. Widząc zarysy zabudowań tego małego miasteczka nieopodal stolicy, liczył, że jego obawy się rozwieją, ale kiedy zauważył opuszczone w pośpiechu samochody, brak śladów czyjejkolwiek obecności, jego umysł już był pewien, że w tym miejscu coś się dzieje i że nie ma to nic wspólnego z dobrem ludzkości.

Objechał całą miejscowość wzdłuż i wszerz i nikogo nie spotkał. W głowie zaświeciła mu czerwona lampka, a zazwyczaj jego intuicja nigdy się nie myliła. Coś było bardzo nie w porządku.

Zatrzymał się na poboczu, zaraz przy pierwszym domu na wjeździe do miasteczka. Otworzył okno i nasłuchiwał. Godzinę później z oddali usłyszał huk, który dla nieświadomej osoby mógłby brzmieć jak wystrzał ze śrutówki podczas polowania na dziki czy jelenie. Ale on bez problemu potrafił rozpoznać, że to nie była broń myśliwska. Teraz już był pewien, że coś jest na rzeczy i za rogiem czai się niebezpieczeństwo.

Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wysiadł z samochodu i nie tracąc czasu na wyciągnięcie wózka z bagażnika, powłócząc nogami po ziemi, wpadł do budynku.

Usiadł pod ścianą i czekał.

Po godzinie zjawił się Bill, który zapewniał go, że jest w stanie udzielić mu pomocy.

I tak oto znalazł się w miejscu zapomnianym przez samego Boga, gdzie ludzie znikają w tajemniczych okolicznościach. Leżał w łóżku z kobietą, z którą mogłoby go kiedyś w przyszłości coś połączyć. W przyszłości, z której zostali ograbieni.

3.

Nie mogła oddychać i było jej za gorąco, poza tym czuła, jak coś ją przygniata. Otworzyła oczy. Leżała na boku, a przez jej ciało była przewieszona czyjaś ręka i noga. Alex, pomyślała. Poruszyła się lekko, ale zaraz zastygła, czując, jak coś wbija się w jej plecy. Uśmiechnęła się pod nosem trochę zawstydzona.

– Alex? – szepnęła. – Obudź się – tym razem szarpnęła go za rękę.

– Hmm? – mruknął zaspany.

– Nie mogę się ruszyć, a cała już zdrętwiałam.