Nowoczesna macocha - Karolina Nowek - ebook + książka

Nowoczesna macocha ebook

Nowek Karolina

0,0
23,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wioletta prowadzi pozornie szczęśliwe życie: mieszka w dużym domu wraz z kilkorgiem dzieci i kochającym, dobrze zarabiającym mężem. Kiedy jednak zatrudnia nową nianię, a wydarzenia z przeszłości dają o sobie znać, znajduje się na życiowym zakręcie. Jednak nie na darmo zapracowała na miano nowoczesnej macochy.

Piękna opowieść o zdradach, pokusach, ale przede wszystkim – wielkiej namiętności.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 192

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Rozdział I

Odgłosy miasta powoli się wyciszały, Warszawa szykowała się do snu. Mieszkańcy wracali do swoich domów w pośpiechu, wsiadając do tramwajów, którego drzwi już prawie się zamykały. Potrącając nieuważnie inni biegli do autobusu, który za chwilą miał odjechać z przystanku. Dało się słyszeć zacięte dyskusje o wszystkim i o niczym – z chwili na chwilę gwar powoli się uciszał. Młodzież na deskorolkach, rowerzyści, bezdomni, biznesmeni, zakochane pary – wszyscy gdzieś pędzili poza jedną samotną dziewczyną.

Tylko ona nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Od jakiegoś czasu siedziała na ławeczce przy fontannach w centrum, pogrążona w myślach o tym, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dni. Było dość zimno, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. W jednej chwili starannie ułożony życiowy plan legł w gruzach. Stąd też jej spontaniczna decyzja o odwiedzinach babci w stolicy. Nie miała nikogo poza nią, komu mogłaby zwalić się na głowę. Rozalia potrafiła uleczyć duszę wnuczki, jej pozytywne słowa zawsze towarzyszyły Zośce podczas pobytu w Londynie, gdzie pracowała od dwóch lat. Wszystko zdawało się układać idealnie; miała dobrą pracę, którą bardzo lubiła. Od roku spotykała się z Johnem, przy nim czuła się szczęśliwa. Był mężczyzną, przy którym czuła się dobrze w byciu samą sobą, akceptował jej pasję i motywację do zdobywania kolejnych szczebli kariery. Oboje mieli cele, które przy dobrych wiatrach miały się spotykać w przyszłości w tym samym miejscu. Być może dlatego tak łatwo przyszło Zośce wyzbycie się podejrzeń co do jej idealnego związku. Cóż mogło pójść źle? Spodziewała się, że w niedługim czasie John poprosi ją o rękę, kilka razy rozmawiali o ślubie, w tym temacie również mieli podobne poglądy. Chcieli nacieszyć się sobą, a dopiero potem planować rodzinę. Czuła, że jej partner naprawdę ją rozumie, a co więcej podziwia jej ambicję. Jemu również zależało na ustatkowaniu oraz wygodnym życiu. Wszystko wydawało się takie proste, kiedy siedzieli przy porannej kawie rozmawiali planując dalsze kroki we dwoje. Jej podekscytowanie rosło wraz ze zbliżającymi się urodzinami. Po cichu liczyła na to, że właśnie tego dnia John zada to najważniejsze pytanie. Domyśliła się, że planuje dla niej przyjęcie niespodziankę, zauważyła jego nietypowe zachowanie, jakby coś przed nią ukrywał. Upewniła się w tym, kiedy odebrała przypadkiem telefon odnośnie potwierdzenia tortu. Co było dla niej wystarczającym dowodem na to, iż coś ciekawego będzie się działo w dniu jej urodzin. Oczywiście miała rację, John organizował przyjęcie, ale nie do końca takie jakie sobie wyobrażała…

Zośka zerknęła na bryłę Pałacu Kultury, wskazówki zegara powolnym ruchem zbliżały się do dwudziestej pierwszej, najwyższa pora wracać, babcia pewnie już się martwi – wyobrażając sobie zatroskaną minę starszej kobiety ruszyła żwawym krokiem w kierunku przystanku tramwajowego.

Na drugim końcu miasta w jednym z domów mimo później pory rozbrzmiewały odgłosy zabaw dzieci. Wiola nie miała już siły uciszać córek, Majka i Martyna dawały jej się ostatnio coraz bardziej we znaki. Tylko ich ojciec – Jarek potrafił zapanować nad nimi i spokojnie ułożyć je do snu. Dziewczynki wyczuwały, że Wiola stara się narzucać im większą dyscyplinę, stąd też ich wzmagający się bunt prawie każdego wieczora. Niestety dziś musiała poradzić sobie sama, Jarek przebywał w delegacji cały tydzień, co zdarzało mu się coraz częściej. Pewnie czekało ją jeszcze wiele podobnych, wieczornych zmagań. Dobrze, że chociaż najmłodszy synek Kacperek zasnął bezproblemowo, podczas czytania jego ulubionej bajki. Zdecydowanie był najspokojniejszym dzieckiem z tej gromadki. Była jeszcze Róża, zbuntowana nastolatka, która większość czasu spędzała zamknięta w swoim pokoju. Zazwyczaj o tej porze była zaczytana w kolejnej książce o tematyce fantastycznej.

– Dobrze, że chociaż ona nie musi być pilnowana z pójściem do łóżka – uśmiechnęła się do siebie Wiola.

Wróciła do pokoju, żeby jeszcze raz spróbować wymusić zgaszenie światła. Jednak zastała dziewczynki na dobre pogrążone w zabawie przy domku dla lalek. Zeszłoroczny prezent od wujka Rafała, który oprócz tego, że był przyjacielem rodziny oraz prawą ręką męża w firmie, to rozpieszczał dziewczynki równie mocno jak ich tata. W końcu po małym oporze Majka pozwoliła się pierwsza utulić do snu, Martynka zaciekle walczyła o zmianę piżamy na jej ulubioną z bajką Pocahontas, ale już bez większego marudzenia pozwoliła zanieść się do łóżka. Były bardzo zmęczone, więc w nareszcie się udało.

– Dobranoc, księżniczki – powiedziała do nich czule i zgasiła światło.

– Dobranoc, mamo – odpowiedziały sennymi głosami.

Ciągle przyzwyczajała się do tego jak do niej mówiły. Oczywiście nie przedzkadzało jej, że zwracały się do niej – mamo. W końcu nie znały swojej biologicznej matki, która zmarła wkrótce po ich urodzeniu. Długo jej zajęło oswojenie się z tą dwójką, zawsze miała delikatne obawy, czy będzie potrafiła kochać, potmostwa innej kobiety, która chciała stworzyć związek z jej mężem. Chyba pomogła jej naturalna słabość do dzieci. Starała się oddzielić ten temat od wychowywania dziewczynek. W końcu świadomie zgodziła się na adopcję. Tak wiele rzeczy wydarzyło się w zastraszającym tempie, nie miała zbytnio czasu na rozmyślanie, podjęła decyzję natychmiast. Wyjątkowo jak nie ona, postąpiła w tym przypadku spontanicznie. Oczywiście była świadoma, że jeśli nie zgodzi się na adopcje dziewczynek, jej relacja z Jarkiem będzie bardzo utrudniona. Dlatego wierzyła w to, że da sobie radę w roli matki zastępczej dla tych dwóch szkrabów. Aczkolwiek w takie wieczory ja ten, miała dosyć ich marudzenia i traciła cierpliość o wiele szybciej niż.

Wiola zeszła na dół, usiadła na ogromnej kanapie w kolorze granatu, na której leżały poduchy, zachęcające do połozenia się na nich. Jej ulubiony mebel w tym salonie. Po tak ciężkim dniu to właśnie tutaj odpoczywała i ładowała baterię swojego zmęczonego organizmu. Odetchnęła z ulgą w końcu będzie mogła złapać oddech. Jednak kiedy zerknęła na kuchnię, przedstawiającą obraz zgrozy, już wiedziała, że nie zaśnie dopóki choć trochę nie posprząta. Złościła się sama na siebie, że jest taką pedantką. Jako matka czworga dzieci nie miała zbytnio czasu na odpoczynek. W szczególności kiedy druga odpowiedzialna za tę gromadę osoba była ciągle poza domem. Wyjazdy Jarka zdarzały się coraz częściej. Wiedziała, że stara się dla ich rodziny, jednak bardzo tęskniła, bez niego ten dom był po prostu inny. Usłyszała dźwięk telefonu;

– O wilku mowa – powiedziała i odebrała telefon od męża. Czekała cały dzień, żeby z nim porozmawiać. Niestety jego ciągłe spotkania uniemożliwiają rozmowy w ciągu dnia, więc zazwyczaj wymieniają kilka smsów i na tym kończy się ich kontakt. Tęskniła za jego głosem, który ją uspokajał między innymi kiedy traciła nad sobą kontrolę, co niestety zdarzało się jej ostatnio coraz częściej. Wiedziała, że to tylko przemęczenie, dlatego tym bardziej odliczała dni do jego powrotu.

– Cześć Kochanie! Jak tam dzieciaki? Jak minął ci dzień?

– Nareszcie dzwonisz, już zaczynałam się martwić, dzień jak co dzień, bez ciebie zawsze trudny.

– Przepraszam, ale wiesz przecież, że dziś był ważny przetarg, jeśli go wygramy to mamy duże szanse na powiększenie biznesu.

Na słowa powiększenie biznesu Wiola aż się wzdrygnęła, takie pomysły męża wywoływały u niej ogromną niechęć. Już teraz spędzali ze sobą mało czasu, a Jarek chciał jeszcze powiększać firmę. Obawiała się, że będzie jak dawniej, a ona nie mogła temu zapobiec. Obiecała go wspierać, jednak nie potrafiła się nie martwić jak będzie wyglądał ich związek w przyszłości.

– Kochanie, jesteś tam? Mam wrażenie, że mnie nie słuchasz.

Usłyszała zaniepokojony głos męża w słuchawce, który wyrwał ją z przemyśleń.

– Tak, tak jestem, zamyśliłam się przepraszam.

– Pewnie jesteś zmęczona, a ja ci tu zawracam głowę, idź już spać, za dwa dni wracam to nadrobimy zaległości. Kocham cię bardzo i tęsknię, acha uprzedź kochanka, żeby zdążył uciec – zażartował.

– Głupi żart kochanie, nie mam czasu nawet na kochanka – pożegnała się z mężem i wróciła do sprzątania kuchni.

Tak właśnie wyglądał ich związek przez ostatnie miesiące. Rozmawiali kilka minut późnymi wieczorami. Natomiast kiedy wracał do domu, nie mogli się od siebie oderwać, stęsknieni chcieli nacieszyć się sobą, najchętniej zostawaliby w łóżku cały weekend. Oczywiście jeśli tylko dzieci by im na to pozwoliły. Wiola bardzo tęskniła za mężem, który byłby obecny w domu. Z którym można zrobić plany na kolację lub wyjść do kina. Dzieci też odczuwały nieobecność ojca i to martwiło ją jeszcze bardziej.

Dwie godziny później, kiedy mieszkanie było już w odpowiednim stanie, jego pani domu udała się do swojej sypialni. Oczywiście po drodze zrobiła rundkę po pokojach dzieci, żeby upewnić się, czy śpią; tylko Róża tkwiła jeszcze z nosem w książce. Jednak to akurat był pozytywny aspekt, lepiej to niż ślęczenie w internecie i przeglądanie durnych filmów na youtube’ie lub facebooku. Skierowała się do swojej sypialni, było tam zbyt pusto bez niego. Nie była naiwna, wiedziała, że jej córka ma również słabość do social mediów, ale mimo to częściej widziała ją pogrążoną w książce.

Poszła wziąć prysznic, którego obarczała odpowiedzialnością za zapewenienie jej relaksu. Tęskniła za Jarkiem, odczuwała zmęczenie w ich związku. W niej samej, coś zaczynało się w niej buntować. Wewnętrzny głos mówiący – przecież to już przerabiałaś – nie chcesz znowu tego powtórzyć. Myśli zaczeły galopować po jej zmęczonej głowie, ale wiedząc co za tym idzie, powstrzymała się od analizowania – tylko nie dzisiaj – pomyślała.

– Nie będę o tym teraz myśleć w końcu jutro jest kolejny dzień – zabrzmiały jej w pamięci znajome słowa Scarlett O’Hary z ulubionego filmu Przeminęło zwiatrem.

– Scarlet znała się na rzeczy – powiedziała do siebie Wiola – pomyślę o tym jutro. – Przesunęła się na połówkę łóżka na której sypiał Jarek i zasnęła wtulona w jego poduszkę.

W innym mieszkaniu dwoje zakochanych też próbowało ułożyć się do snu, a właściwie jedno z nich.

– Zostań Karolciu, chociaż dziś mi ulegnij – prosił Rafał z zadziornym uśmiechem nie wypuszczając jej przy tym z objęć. – Spotkanie masz jutro dopiero o jedenastej, na spokojnie zdążysz dojechać, próbował ją przekonać, używając przy tym mocnych uścisków i soczystych pocałunków.

– Rafcio, nie kuś! Nie mam swoich rzeczy, nie mogę pokazać się w biurze następnego dnia w tych samych ubraniach, byłby to ewidentny znak, że spędziłam noc u faceta.

– Ale za to jakiego faceta! – powiedział i przygryzł jej delikatnie ucho.

– Zwariuje z tobą, ty zwierzaku, zostaję jeszcze na godzinę, a potem grzecznie mi zamówisz taksówkę.

– Taryfa nocna jest bardzo droga. – Rafał nie dawał za wygraną. W ogóle to powinniśmy sobie zrobić jutro wolne, dostałabyś śniadanie do łóżka i mnie na deser…

– Przecież wiesz, że jestem bardzo wymagająca co do posiłków, deser rano kto ma czas na pochłonięcie tyle kalorii – powiedziawszy to pocałowała go namiętnie

– Masz rację lepiej od razu przejdźmy do dania głównego. – Pociągnął ją do sypialni i po raz kolejny tego wieczoru wylądowała w jego objęciach.

Jej wizyty u Rafała nieustannie się przedłużały, ale jakoś specjalnie z tym nie walczyła. Ich związek był na tym przyjemnym etapie, kiedy nie trzeba zbyt wiele analizować, tylko można cieszyć się sobą i zapamiętywać wszystkie mile spędzone chwile we dwoje. A było ich bardzo wiele, potrafili bezproblemowo łączyć to lekkie uzależnienie od siebie z pracą i swoimi zainteresowaniami. Co prawda powoli zdawało się to być coraz trudniejsze, ale póki co byli ze sobą szczęśliwi i to było najważniejsze.

Tak właśnie wyglądała Warszawa nocą, jedni zasypiali ze zmęczenia, inni nie mieli zamiaru marnować czasu na sen, a pozostali nie mogli zmrużyć oka. W tej ostatniej grupie była Zośka, która nie sypiała dobrze od wielu dni. Właściwie od powrotu do kraju stało się to jeszcze większym wyzwaniem. Wiedziała, że potrzebuje czasu na poukładanie swojego życia na nowo. Chciała wymazać z pamięci to co wydarzyło się w Londynie, a przede wszystkim Jego – tego drania, który był sprawcą jej bezsenności. Niestety póki co, kiedy zamykała oczy, nadal widziała jego spojrzenie, kąciki ust unoszące się delikatnie przy każdym uśmiechu. Czuła zapach jego perfum, mimo iż minęło trochę czasu, odkąd ostatni raz był obok niej. Pamiętała jego dotyk na swojej skórze, dreszcze które pojawiały się, kiedy przesuwał palcem wzdłuż ramienia… tęskniła, tak bardzo tęskniła…

Ta ogromna tęsknota zabijała jej rozsądek. Wiele by dała, żeby cofnąć czas, nigdy go nie poznać. Czemu nikt nie wpadł na pomysł, aby stworzyć przycisk – usuń – w pamięci, aby mogła go teraz wcisnąć i zapomnieć. Wiele razy tworzyła scenariusz jego zachowania tego wieczoru. Jak idiotka próbowała odnaleźć w ich życiu ślady, które powinna zauważyć wcześniej, czerwone flagi, mające ją ostrzec, gdzie one były, jak mogła je przeoczyć?!

Zastanawiała się czasami co poczuł, jak zareagował na list, który zostawiła w mieszkaniu. Czy będzie chciał ją przeprosić? Może zrobiła mu przysługę wyjeżdżając? Myśli, analizy i w kółko to samo, nie miała na to siły, ale to nie znaczyło, że jej organizm w końcu wytworzy mechanizm obronny na wspomnienia o nim. Czekały ją dwa miesiące wakacji w Polsce, a potem będzie musiała zdecydować co zrobi dalej ze swoim życiem. Dobrze, że szefowa okazała się empatyczną osobą i zgodziła na tak długi wyjazd. Zośka snująca się po biurze jak cień, nie wnosiła niczego ciekawego. Co w agencji PR było niezbędne, każdy musiał tryskać energią do działania i co rusz to nowymi pomysłami. Wiedziała, że czeka ją wiele bezsennych nocy, dopóki nie uspokoi skołatanych myśli. Bezsilność – to jedno uczucie z którym nie lubiła stawać do walki. Uważała się za odważną osobę, jednak, kiedy na horyzoncie pojawiały się problemy sercowe stawała się bezbronna. Ponieważ nie lubiła tracić kontroli nad swoim życiem, obecna sytuacja nie była jej na rękę. Zawsze postrzegała siebie jako silną i niezależną kobietę. Chcąc osiągnąć w życiu sukces nie mogła pozwolić sobie na słabości, wybijające ją z rytmu w zdobywaniu stanowiska w świecie PR. Od zawsze o tym marzyła, dlatego jej szefowa była bardzo zdziwiona decyzją o tak rychłym wyjeździe. Mimo to obie zadecydowały, że na tą chwilę było to najlepsze rozwiązanie – dystans.

John pojawił się w jej świecie niespodziewanie i zaburzył zupełnie jej spokojne, poukładane życie w Londynie. Na początku nic nie zwiastowało tego, że będą się mieli ku sobie, zbyt wiele ich dzieliło. Jednak każde kolejne spotkanie, uświadamiało im, że przeciwieństwa potrafia się przyciągać w przedziwny sposób. Zośka zrozumiała, że w jej życiu brakowało czegoś bardzo ważnego – miłości. Postanowiła zaryzykować, otworzyła swoje zbuntowane serce, na dawno zapomniane uczucia. Pozwoliła sobie stracić kontrolę – zakochała się.

– To był mój błąd – szepnęła do siebie dziewczyna i otarła łzy spływające po policzkach. W końcu zasnęła znużona płaczem.

Rozdział II

Wiola każdego dnia obiecywała sobie, że znajdzie czas na banalne czynności, które sprawiały jej przyjemność, takie jak wypicie na tarasie kawy bez pośpiechu. Niestety póki co udało jej się to tylko kilka razy, odkąd został pięknie wykończony według projektu architekta. Nie miała jeszcze czasu, aby się nim nacieszyć. Bycie pełnoetatową matką zajmowało jej całe dnie, niestety sama się na to zapisała. Co prawda widziała to inaczej niż teraz to wyglądało, ale nie miała zbytnio wpływu na to jak potoczyły się wydarzenia. Wiola często odczuwała wewnętrzny bunt, wiele razy chciała po prostu wcisnąć na budziku drzemkę, ale poczucie odpowiedzialności było silniejsze niż lenistwo.

Tego poranka również nie znalazła chwili, żeby rozkoszować się spokojnie smakiem nowej kawy, którą przywiozła jej przyjaciółka Aneta z wakacji w Brazylii. Zamiast tego miała sfochowaną nastolatkę, marudzące bliźniaczki i płaczącego Kacperka. Rozejrzała się po niegdyś idealnym salonie – tak, miała piękny dom, tylko co z tego, skoro najczęściej tylko go sprzątała. Nie miała czasu oglądać ulubionych seriali na dużym telewizorze, na którego upierał się Jarek. Kanapa z poduchami aż prosiła się, żeby na niej usiąść pod kocem z kubkiem herbaty i z książką w ręku. Brakowało jej odpoczynku i czasu dla siebie, odczuwała to coraz częściej. Miała kochającego męża, szkoda tylko, że był gościem w tym cudownym domu – uwitym gniazdku. Wszystko było nie tak jak to planowali, czuła, że opada z sił każdego dnia i czekała na moment, kiedy jej ironicznie perfekcyjny świat rozpadnie się jak domek z kart. Do cukierni, której była właścicielką, jeździła coraz rzadziej, odkąd zatrudnili osoby na stałe, nie było potrzeby żeby ona bywała tam codziennie. Na początku miała tyle planów na siebie w nowym życiu. Jednak realia okazały się inne. Ubolewała nad brakiem czasu na swoje proste czynności np. nad możliwościa ćwiczeń w siłowni, którą zażyczyła sobie od Jarka, bo póki co pokrywała się kolejną warstwą kurzu. Nigdy nie miała siły na ćwiczenia po całodniowym maratonie z dziećmi. Sama była sobie winna, narzucając sobie cel bycia perfekcyjną matką. Nie zdawała sobie sprawy, że czworo dzieci i gospodarowanie domem, może być przeciążające nawet dla tak zorganizowanej osoby jak ona. Szukała pokładów siły, które gdzieś dawno temu schowała, jednak z dnia na dzień stawało się to coraz trudniejsze.

– Dasz radę – powtarzała sobie, ale nie była pewna czy sama nadal w to wierzy.

W końcu oderwała się od swoich negatywnych myśli i zaczęła codzienne poranne zmagania.

– Róża mogłabyś uczesać dziewczynki, ja zajmę się przygotowaniem śniadania i kanapek do szkoły dla ciebie.

– Mamo, mówiłam ci tyle razy nie chce brać jedzenia do szkoły – odburknęła córka.

– Musisz coś zjeść młoda damo, powietrzem żyć nie będziesz, zapakuj sobie chociaż owoce – prosiła Wiola.

Róża miała dośc zachowania matki, która ciągle czegoś od niej wymagała.

– Moje koleżanki mają koktajle na drugie śniadanie. Ty też mogłabyś mi takie robić. Tylko że ty nie masz dla mnie nigdy czasu.

– Co ty mówisz, kochanie, zawsze mam dla ciebie czas, ale chyba przesadzasz z tymi wymaganiami, sama nie mam czasu zjeść spokojnie śniadania.

– No widzisz sama przyznałaś – nie masz czasu, a do tego znowu nie uprałaś mojej bluzy. Nie mam się w co ubrać do szkoły!

– Róża, co się z tobą dzisiaj dzieje? – zapytała zdenerwowana Wiola. – Masz tyle ubrań, że na pewno jedna bluza nie zrobi w nich żadnego spustoszenia.

– Właśnie, że nie, nawet nie zauważyłaś że schudłam i wszystko na mnie wisi – krzyknęła Róża. – Kiedy ostatnio wzięłaś mnie na zakupy!? No kiedy mamo? Liczą się tylko te dwie smarkule i Kacper, a ja!? Co ze mną?! Wiesz za chwilę pozbędziesz się mnie z domu na studia, chociaż wątpie, że przejmujesz się mną choć trochę. Matura w tym roku, mamo, halo dotarło, może wypadałoby poświęcić mi więcej uwagi?

Róża wybiegła z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami i zostawiając Wiolę w zupełnym osłupieniu.

– Czy ja faktycznie zaniedbałam własną córkę? – To pytanie dudniło jej w uszach przez cały dzień.

Spodziewała się, że wychowywanie nastolatki będzie trudne, ale to czego doświadczała na co dzień, przechodziło wszystkie wyobrażenia. Było jej przykro, że doczekała się takiej wrogości od własnego dziecka. Nie chciała martwić Jarka, więc oczywiście nie dała po sobie poznać, że coś się stało, kiedy zaskoczył ją niespodziewanym telefonem w ciągu dnia. Postanowiła uporać się z tym sama, nie chciała zwierzać się mężowi i dokładać mu dodatkowych zmartwień. On tak ciężko pracuje, a głowę ma pochłonięta wieloma trudnymi tematami.

Analizowała swoje postępowanie cały dzień i zrozumiała, że Róża miała po części rację. Wiola poświęcała uwagę młodszym dzieciom, ponieważ Róża była już prawie osienastolatką. Oczekiwała od niej zdecydowanie więcej. Sama w tym wieku ceniła sobie swobodę, którą dawali jej rodzice. Ojciec co prawda nie był delikatny w przekazie i często nie rozumiał jej poglądów na daną sytuację. Mimo to i tak miała wolną rękę w podejmowaniu decyzji, co według mamy miało nauczyć ją samodzielności i ponoszenia konsekwencji za swoje czyny. Dlatego była przekonana, że dając Róży tyle swobody, pokazywała duży poziom zaufania, jakim ją darzyła. Co więcej starała się obsesyjnie nie kontrolować i pozwalać na więcej rzeczy, niż ona mogła, kiedy była w jej wieku. To wszystko działało idealnie i Róża naprawdę rosła na dobrego człowieka. Jednak w ostatnich dwóch latach, działo się z nią coś w rodzaju buntu przeciwko wszystkim, a ona była na pierwszym miejscu tej listy.

Wyjątkowo tego dnia pozwoliła bliźniaczkom bawić się wszystkimi lalkami, które robiły przy tym kosmiczny harmider. Kacprowi włączyła ulubione bajki. Sama w końcu musiała napić się kawy i pomyśleć. Ponieważ podjęli decyzje z Jarkiem, że dzieci pójdą do przedszkola później i przedłużą im w ten sposób swobodne dzieciństwo, musiała zajmować się trójką łobuzów.

Jednak dziś było jej bardzo ciężko. Cały dzień była wyciszona i nie potrafiła poświęcać stuprocentowej uwagi dzieciom, tak jak zawyczaj to robiła. Nie miała siły odgrywać roli idealnej matki, dziś czuła się pokonana. Koło południa zebrała się na odwagę i zadzwoniła do Rafała. Był jedyną osobą, która mogła uratować sytuację. Wiola wiedziała, że od dłuższego czasu Róża podkochuje się w koledze męża. Obecnie wszystkie koleżanki zazdrościły jej przystojnego starszego kolegi, który czasami odbierał ją ze szkoły. Wiola liczyła, że jego obecność ukoi złość córki.

– Cześć, Wiola, co tam słychać? Usłyszała w słuchawce znajomy głos Rafała.

– Cześć, wszystko w porządku, wiesz dzień jak co dzień. Tak sobie pomyślałam, może chciałbyś wpaść na obiad, dawno cię u nas nie było, dzieci się ucieszą – Wiola paplała jak najęta, licząc na to, że przyjaciel nie domyśli się ukrytych zamiarów co do wizyty akurat w dniu dzisiejszym.

– Wiolu, na pewno wszystko ok? Jesteś jakaś nieswoja, wiesz, że możesz być ze mną szczera. – Rafał dał jej pięć minut, żeby zebrała się na odwagę wiedział, że zaraz nastąpi wybuch, za dobrze ją znał.

Bardzo chciała zaprzeczyć, ale pękła i popłakała się do słuchawki. Jak wtedy, kiedy Kacper nie sypiał w nocy i dzwoniła do niego nad ranem, żeby przyjechał pomóc z dziewczynkami. Jej rodzice mieszkali zbyt daleko i nie chciała ich kłopotać. Innym razem Róża nie wracała do domu od koleżanki i Rafał był jedynym, który mógł ją wydostać z potencjalnych kłopotów. Myśląc teraz o tym, Rafał był jej towarzyszem bezsilności, kiedy Jarka nie było obok, czyli dość często. Przy nim mogła płakać, nawet jeśli obiecywała sobie, że już na pewno tym razem będzie twarda. Miał w sobie coś takiego co pozwalało jej pokazać tą słabszą stronę siebie, ufała mu bezgranicznie.

– Nie odpowiadaj, będę u was o szesnastej, a Różę odbiorę ze szkoły, żeby znowu czegoś nie zmajstrowała.

Usłyszał znajome przytaknięcie i Wiola się rozłączyła.

Za każdym razem miała wyrzuty sumienia, że obarcza go problemami swojej rodziny. Jednak kiedy się zjawiał i ratował sytuację, szybko o nich zapominała. Wiola była bardzo nieufna, dlatego bardzo zwklekała z zatrudnieniem niani. Długie nieobecności Jarka niczego nie ułatwiały, on nie wiedział, co dzieje się w domu. Wiola często nie opowiadała mu o sytuacjach w których sama wykazała się słabością. Zastanawiała się, dlaczego tak postępuje, ale nie umiała sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Rafał zjawił się pod szkołą punktualnie. Chciał mieć pewność, że dziewczyna znowu nie wymknie się do lasku na papierosy. Tylko on wiedział, że szkolne towarzystwo nie miało zbyt dobrego wpływu na tą rozwydrzoną nastolatkę. Obiecał jej, że nie powie rodzicom, jeśli ona sama rzuci ten głupi zwyczaj tzw. Fajki pokoju. Dziwny rytuał w jej klasie wymyślony przez jednego z kolegów, który przypadł wszystkim do gustu.

Kilka razy sprawdził czy dotrzymała słowa. Niestety nie było łatwo przekonać ją, żeby kontynuowała obietnicę. Kiedy za którymś razem przyłapał ją na paleniu, postanowił nauczyć ją rozsądku w dość brutalny sposób. Zapakował ją do auta i zawiózł do miejsca, w którym nie było tak kolorowo. Musiał jej pokazać coś co raz na zawsze wybije jej papiersoy z głowy. Zabrał ją do szpitala, gdzie pracowała jego dobra znajoma. Pomogła mu zdobyć przepustki na oddział onkologiczny. Mimo iż oczywiście stawiała opór, nie odważyła mu się sprzeciwić. Posłusznie poszła za nim, Rafał wahał się, czy dobrze robi, w końcu to nie było jego dziecko i nie miał prawa stosować swoich metod wychowawczych. Jednak widząc jak bardzo Wiola zmaga się ostatnio ze wszystkim, chciał po prostu pomóc chociaż z tą upartą nastolatką.

Zabrał Różę do miejsca, które powinno obudzić w niej strach i trzepnąć ją w głowę następnym razem, kiedy będzie chciała zapalić papierosa. Kiedy mijała łóżka chorych dzieci, zrozumiała chyba, że nowotwór to nie są żarty. Rafał wiedział, że był to dość drastyczny pomysł, dlatego liczył na pozytywny efekt. Obserwując zmieniający się wyraz twarzy dziewczyny na bardziej surowy i smutny, był pewien, że osiągnął zamierzony cel.

Spytał ją tylko, czy rozumie dlaczego zabrał ją w to miejsce, kiwnęła potakująco głową, więc dodał tylko:

– Te