12,49 zł
„Nowe prądy” to utwór autorstwa Bolesława Prusa, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli polskiej literatury pozytywizmu i współtwórcy realizmu.
“ Pan Anastazy Koński (ale nie z tych Końskich, tylko z innych) był ładnym blondynem i zapaleńcem, co jeszcze nie nadaje praw do tytułu bohatera, lecz obok tego miał duży zasób sił fizycznych i umysłowych, a w dodatku wytrwałość, co już znaczy bardzo wiele.
Gdy się zapalił do jakiejś idei, wnet chciał ją w czyn wprowadzić; nie robił tego jednak na gorąco, ale po dojrzałym namyśle i odtąd popychał sprawę do końca, choćby się niebo i piekło przeciw niemu sprzysięgły (naturalnie — w znaczeniu przenośnem).
Znakomite przymioty takie rzadko notują się na naszej giełdzie społecznej, szczególniej obleczone w garnitur, należący do jednej i tej samej osoby. Z niemi pan Anastazy mógł był zrobić karjerę i oddać usługi bliźnim, gdyby nie dwa inne dodatki. Oto był on nazbyt pewnym siebie, inaczej — trochę zarozumiałym, jak wszyscy teoretycy — i — nieco teoretykiem, jak wszyscy ludzie wyjątkowi, przez gmin zarozumialcami nazywani.
Pan Anastazy kochał społeczeństwo i chciał pracować, a przytem dużo czytywał (niestety, artykułów wstępnych). Dowiedział się z nich, iż rzemiosła nasze są zacofane, i że je podnieść należy. Dowiedziawszy się, iż rzemiosła są zacofane, począł medytować (znowu na podstawie artykułów wstępnych), w jakiby sposób można było posunąć je naprzód.”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 32
Wydawnictwo Avia Artis
2020
Pan Anastazy Koński (ale nie z tych Końskich, tylko z innych) był ładnym blondynem i zapaleńcem, co jeszcze nie nadaje praw do tytułu bohatera, lecz obok tego miał duży zasób sił fizycznych i umysłowych, a w dodatku wytrwałość, co już znaczy bardzo wiele.
Gdy się zapalił do jakiejś idei, wnet chciał ją w czyn wprowadzić; nie robił tego jednak na gorąco, ale po dojrzałym namyśle i odtąd popychał sprawę do końca, choćby się niebo i piekło przeciw niemu sprzysięgły (naturalnie — w znaczeniu przenośnem). Znakomite przymioty takie rzadko notują się na naszej giełdzie społecznej, szczególniej obleczone w garnitur, należący do jednej i tej samej osoby. Z niemi pan Anastazy mógł był zrobić karjerę i oddać usługi bliźnim, gdyby nie dwa inne dodatki. Oto był on nazbyt pewnym siebie, inaczej — trochę zarozumiałym, jak wszyscy teoretycy — i — nieco teoretykiem, jak wszyscy ludzie wyjątkowi, przez gmin zarozumialcami nazywani. Pan Anastazy kochał społeczeństwo i chciał pracować, a przytem dużo czytywał (niestety, artykułów wstępnych). Dowiedział się z nich, iż rzemiosła nasze są zacofane, i że je podnieść należy. Dowiedziawszy się, iż rzemiosła są zacofane, począł medytować (znowu na podstawie artykułów wstępnych), w jakiby sposób można było posunąć je naprzód. I znowu na podstawie artykułów powyżej cytowanych, doszedł do następujących wniosków: Że młodzież inteligentna powinna wstępować do warsztatów. Że przez stosowne rozmowy i wskazówki należy budzić i rozwijać w rzemieślnikach potrzeby wyższe. Że należy pracę ludzką zastępować machinami. Że dla zachęcenia robotników trzeba im zapewnić udział w zyskach. Że majstrowie powinni zbliżyć się do swej czeladzi, że należy skierować Żydów do produkcyjnych zajęć i t. p. Piękne te i użyteczne formuły spisał pan Anastazy naprzód w swym notesie, później na kartce, którą zawiesił nad łóżkiem, następnie wyuczył się ich napamięć, a wkońcu zakomunikował je pewnemu literatowi. Pełny apostolskiego ducha literat rzucił mu się na szyję, zaprosił go na wino, które wypili obaj na koszt Anastazego i — cały projekt wydrukował odrazu w kilku pismach. Na drugi dzień miasto wiedziało już, że niejaki pan Anastazy reformuje rzemiosła, a bohater nasz, ujrzawszy skrystalizowane i najpóźniejszym wiekom przekazane swoje pomysły, uznał za punkt honoru wykonać je w najkrótszym czasie. Jego genjusz miał zastąpić znajomość natury ludzkiej, a wola pokonać rutynę. Pan Anastazy był pewnym, iż dzięki jego energji w ciągu paru lat zmieni się fizjognomja kraju... Nie wątpił bowiem, że znajdzie chętnych uczniów i naśladowców, do czego miał mu dopomóc znakomity jego przyjaciel literat, który dotychczas steroryzował niwę dziennikarstwa ojczystego zapomocą głębokich prac treści moralno-społecznej, zarówno męczących jego, jak i czytelników. Pewnego dnia, zetknąwszy się ze znakomitym przyjacielem (znowu przy bańce maślaczu z obrączką) i opowiedziawszy mu po raz setny swój projekt, zapytał: — Jak sądzisz, czy mi się to uda? — Jestem pewny!... niezawodnie!... Zresztą ja ci pomogę — odparł niestrudzony dziennikarz. Nazajutrz cała Europa czytać mogła „wzmiankę“ tej treści: „Z przyjemnością notujemy pocieszający fakt: „Jeden z naszych znajomych przemysłowców (nie wymieniamy nazwiska z pobudek do zrozumienia łatwych) ma zamiar w tych dniach przystąpić do wykonania planu (proszeni jesteśmy o unikanie bliższych określeń) który wielki przyniesie pożytek ogółowi, twórcę zaś nieśmiertelną sławą okryje.“ Przeczytawszy to, pan Anastazy ostrzygł sobie włosy przy samej skórze, kupił tuzin kolorowych koszul i odpowiednią ilość mankietów z ceraty. Potem wybiegł do miasta.Do warsztatu pana Onufrego Pocięgla, z profesji szewca, wszedł młody, krótko ostrzyżony blondyn, z twarzą tak rozumną i pańskiemi ruchami, że Pocięgiel, podejrzewając w nim hrabiego, który kupi co najmniej parę lakierowanych butów ze sztylpami, ukłonił mu się do samej ziemi.
— Pan Pocięgiel? — zapytał młodzian. — Ja, panie! — odparł szewc nader stanowczo.