Niezwykła miłość - Krystyna Mirek - ebook + audiobook + książka

Niezwykła miłość ebook i audiobook

Krystyna Mirek

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Miłość czasem zaskakuje, pojawiając się tam, gdzie nikt jej się nie spodziewa.

Hania o tym wiedziała. A jednak dała się zaskoczyć. Nie szukała nowej przygody, chciała tylko wyleczyć złamane serce.
Bartosz ma narzeczoną. Planują ślub. Ale wciąż coś zgrzyta w tym związku. Życie gwałtownie odwróci karty, a on będzie się musiał zmierzyć z prawdą, która wydaje się nie do uwierzenia.
Co się dzieje, gdy miłość pojawia się w niewłaściwym momencie? Kiedy człowiek stara się zachować w porządku, ale nie wiadomo, co to dokładnie oznacza? Gdy trzeba odgadnąć, kto mówi prawdę?

Serce czy rozum? Co wybrać, gdy jedno źle podpowiada, a drugie też się myli? Czy jest trzecie wyjście?

Krystyna Mirek to zaklinaczka rzeczywistości. Niczym dobra wróżka otula czytelnika magią
codzienności i ciepłem bijącym z opowiadanych przez nią życiowych historii. I choć w swoich powieściach nie stroni od tematów trudnych, zawsze, ale to zawsze daje nadzieję na lepsze i piękniejsze jutro.
Niezwykła miłość rozkocha was w sobie i rozgrzeje w zimowe wieczory.
Polecam z całego serca.

Małgorzata Tinc, ladymargot.pl

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 315

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 32 min

Lektor: Marta Markowicz

Oceny
4,3 (384 oceny)
221
91
51
17
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Z braku laku…

Dla mnie "ciężka" książka, toksyczny związek i bohaterowie miotający się w relacjach
10
flurek1

Nie polecam

Naiwna i przesłodzona aż zęby bolą...
10
Gosia243

Dobrze spędzony czas

Fajne... choć styl pisarki mi nie podchodzi troszkę ale i tak czytało się dobrze
10
Ahn42s8

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa. I. Lekka w słuchaniu,wspaniała lektorka.
00
phunwone

Nie oderwiesz się od lektury

Niezwykla i az chce sie wiecej
00

Popularność




Copyright © by Krystyna Mirek 2022 Copyright © by Wydawnictwo Luna, imprint Wydawnictwa Marginesy 2022
Wydawca: NATALIA GOWIN
Redakcja: KATARZYNA WOJTAS
Korekta: JOLANTA KUCHARSKA, KATARZYNA WOJTAS
Projekt okładki i stron tytułowych: MACIEJ SZYMANOWICZ
Zdjęcie na okładce © CoffeeAndMilk/Getty Images
Skład i łamanie: JS Studio
Warszawa 2022 Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-67157-27-8
Wydawnictwo Luna Imprint Wydawnictwa Marginesy Sp. z o.o. ul. Mierosławskiego 11a 01-527 Warszawawww.wydawnictwoluna.plfacebook.com/wydawnictwolunainstagram.com/wydawnictwoluna
Konwersja:eLitera s.c.

Rozdział 1

Dobrze wiesz, że kobieta po trzydziestce prędzej spotka niezidentyfikowany obiekt latający, niż znajdzie prawdziwą miłość! I to prawdopodobieństwo wciąż spada, bo nawet o UFO mniej się ostatnio słyszy. Przestali nas nawiedzać i ja się im, szczerze powiedziawszy, zupełnie nie dziwię.

Hania, wypowiedziawszy te słowa, schowała dłonie w długich rękawach bluzy i w geście obronnym objęła się ciasno rękami.

– Ależ ty gadasz głupoty! Naprawdę! – Daria miała ochotę wziąć siostrę za ramiona i mocno nią potrząsnąć. Czas na delikatne metody się skończył. Ileż można cierpieć z powodu faceta?! Choćby i narzeczonego.

Nie posunęła się jednak do żadnych gwałtowniejszych reakcji. Zamiast tego kontynuowała spokojnie:

– Po pierwsze, to dotyczy kobiet po czterdziestce – uściśliła, po czym z energią odrzuciła ciemne włosy na plecy. – Więc nie mieszaj faktów. A po drugie, rachunek prawdopodobieństwa to ściema. Podobno większa szansa, że spadnie na ciebie upuszczony przez przypadek ładunek z samolotu, niż że wygrasz w totolotka. A widzisz, nasza sąsiadka z Gródka wygrała! – zawołała z satysfakcją. – Więc uszy do góry, wyprostuj kręgosłup, włóż jakiś ładny ciuch i chodź dzisiaj ze mną na tę imprezę!

Daria była już gotowa. Cynobrowa sukienka ładnie podkreślała jej kształty, a szminka w takim samym kolorze świetnie się komponowała ze strojem. Hania natomiast siedziała w swoim ulubionym fotelu ubrana w dres. Na dodatek ten najbardziej rozwleczony. Godzinę temu wróciła z pracy i miała zamiar spędzić tu resztę wieczoru. W spokoju oraz ciszy po raz tysięczny analizując, jak mogło do tego dojść, że tak się dała oszukać.

Westchnęła. Wiedziała, że siostra ma dobre intencje, ale słabo to szło. Wszystkie sposoby na wyciąganie Hani z dołka pasowały raczej do Darii. To ona potrzebowała ludzi, towarzystwa, tego, żeby cały czas coś się działo. Najlepiej wiele rzeczy jednocześnie.

Hania była inna. Powoli, bardzo powoli odzyskiwała wewnętrzny spokój. Pomagało jej w tym własne małe mieszkanko, ulubiony fotel, książki, dobra muzyka oraz niewielka liczba bodźców. Prawie wszystko bowiem kojarzyło jej się z niedawnymi wydarzeniami i błyskawicznie rozbijało w drobny mak jej kruchą równowagę psychiczną.

– Wiem, co myślisz – zareagowała Daria, zniecierpliwiona przedłużającym się oczekiwaniem na odpowiedź.

Spojrzała na siostrę przenikliwym wzrokiem. Jak wtedy, gdy były małymi dziewczynkami i nie miały przed sobą żadnych sekretów. Trochę dlatego, że żyły w bliskiej przyjaźni, ale głównie z tego powodu, że przed młodszą siostrą niezwykle ciężko było cokolwiek ukryć. Daria potrafiła wszystko z człowieka wyciągnąć.

– Sądzisz, że nie mam racji. Niepotrzebnie się wtrącam, próbuję cię urobić na swoją modłę – powiedziała celnie. A potem usiadła na kanapie naprzeciw siostry i pochyliła się w jej stronę. – Ale ja po prostu myślę, że dosyć już tego zamknięcia, samotności i rozwleczonych dresów. To szkodzi każdemu. Nieważne, jaki ma charakter. Odczekałam pół roku, to wystarczający czas. Uszanowałam twoją decyzję. Chciałaś pobyć sama, pobyłaś.

Hania uśmiechnęła się słabo. Faktycznie musiała przyznać, że Daria długo się nie wtrącała, choć zapewne nieźle musiało ją korcić.

– Teraz będzie po mojemu – powiedziała stanowczo. – Schudłaś pięć kilo, masz worki pod oczami. Nie chce ci się nawet zakręcić włosów. Chodzisz w kółko w trzech tych samych swetrach albo w tym okropnym dresie. Nie jesteś sobą.

Jak na komendę obie rzuciły okiem na stojące na komodzie zdjęcie. Hania go nie schowała, choć chyba powinna. Teraz to sobie uświadomiła.

Fotografia powstała spontanicznie. To był moment. Ulotna chwila złapana w obiektywie. Przedstawiała Hanię sprzed roku. Śmiało spoglądającą ze szczytu górskiego. Nawet tam, potargana przez wiatr i zmęczona długą wspinaczką wyglądała na dużo bardziej zadbaną niż teraz, chwilę po powrocie z pracy. Rzeczywiście wtedy miała pokręcone włosy, fajny polar, dyskretny makijaż, a przede wszystkim szczęście w oczach i szczery uśmiech na twarzy. Piękne było to zdjęcie. Pewnie znalazłby się niejeden człowiek, który nie rozpoznałby na nim siedzącej w fotelu dziewczyny.

Może Daria ma trochę racji? – pomyślała Hania przez ułamek sekundy, a siostra natychmiast to wyczuła. Była jak drapieżnik. Stary i doświadczony. Tygrysica, która niejedne łowy miała już za sobą. Błyskawicznie podejmowała decyzje i nic jej nie umykało.

– Idziemy! – powiedziała. – Ja jestem już gotowa. Teraz tylko trzeba cię wykąpać, ubrać, uczesać i zabrać do samochodu. Nic nie będziesz musiała robić – obiecała szybko i jednocześnie robiła przegląd szafy. – Ta sukienka jest świetna. – Wyciągnęła czarne cudeńko.

Kolejny błąd, który Hania popełniła. Powinna była bowiem ten ciuch wyrzucić. Ale tak jej było żal miękkiej tkaniny, pięknie układającej się na figurze.

Jasne! Ona też się kojarzyła.

Hania miała ją na sobie kilkakrotnie w ciągu całego związku z Frankiem. Na przykład na tamtej kolacji na krakowskim rynku.

Jakże się wtedy dobrze bawiła!

Nie wiedziała, że dowcipy, które tak ją cieszą, są stałym schematem Franka. Przeznaczonym nie tylko dla niej. Widać były zbyt dobre, by je marnować na jedną zaledwie kobietę, choćby i narzeczoną.

– Wkładaj to – powiedziała stanowczo Daria i wcisnęła jej sukienkę do ręki. – Zdecydowałam! – dodała z mocą. – Świetnie pasuje na taką okazję. Nie będziesz za bardzo wystrojona ani zbyt skromna.

– Proszę cię – jęknęła Hania.

– Naprawdę chcę dla ciebie dobrze. – Daria nagle spoważniała. Podeszła do siostry i spojrzała na nią z ogromną życzliwością i zrozumieniem. – Obiecuję, że nie będę naciskać – powiedziała łagodnie. – Po prostu siądziesz sobie razem z nami, posłuchasz muzyki, wypijesz jakiegoś dobrego drinka, zjesz koreczki. Anka jest mistrzynią koreczków – reklamowała jak sprawny marketer. – Robi fenomenalne. Posłuchasz, jak ludzie rozmawiają. Może popatrzysz, jak tańczą? Niczego od ciebie nie wymagam. Nie oczekuję, że się zakochasz, rzucisz w czyjeś ramiona, przeżyjesz płomienny romans. To zarezerwowałam dla siebie – dodała szybko, choć widać było, że nieumiejętnie skrywała nadzieję, iż siostra jednak pójdzie w jej ślady.

– Dobrze. – Hania wstała. Przeciągnęła się i spojrzała na sukienkę. Faktycznie dawno nie miała na sobie czegoś tak ładnego.

Wiedziała, że Daria zawsze dotrzymuje słowa i jeśli obiecała, to naprawdę nie będzie naciskać. Może to nie był taki najgorszy pomysł, żeby tego wieczoru wyjść z domu? Jeśli pozwolą jej posiedzieć gdzieś w kącie, to może nie będzie to takie złe doświadczenie. Przynajmniej jest powód, by ułożyć włosy jak za dawnych czasów, zrobić makijaż, a potem spróbować udawać, że życie toczy się dalej, choć najbliższy człowiek, którego uważało się za połowę własnej duszy, zdradził wielokrotnie i z zimną krwią.

Zacisnęła dłonie, a potem postanowiła przynajmniej przez chwilę przestać o tym myśleć. Szybko ruszyła w stronę łazienki.

Kiedy tuszowała rzęsy, słyszała, jak Daria stuka końcem pantofelka w parkiet. Cierpliwość nie była mocną stroną siostry. Tym razem jednak bardzo się postarała. Nie dudniła w drzwi, jak jej się nieraz zdarzało, ani nie wykrzykiwała ponagleń. Zależało jej na tym, by spokojnie wyszły. Hania to doceniała. Wiedziała, że Daria jest dziewczyną o złotym sercu, choć o nieco niespokojnym charakterze. Zawsze mogła na nią liczyć. Dlatego kiedy wreszcie pojawiła się w przedpokoju, uśmiechnęła się do niej serdecznie.

– No to, to ja rozumiem! – Daria podparła się pod boki, jak ich prababka góralka na jedynym zachowanym zdjęciu, po czym oceniła z aprobatą wygląd siostry. – Super z ciebie laska! – powiedziała. – Nawet te znikające kilogramy ci nie zaszkodziły. Ale więcej już nie chudnij. Najedz się dzisiaj za free koreczków i myśl do przodu. Takich pajaców jak Franek to po świecie na pęczki chodzi. W każdej korporacji przy biurkach dziesiątkami siedzą. Nie płacz po nim, bo nie warto.

– Łatwo się mówi – westchnęła Hania.

– Wiem. – Siostra objęła ją szybko. – Te wyświechtane frazesy same się człowiekowi cisną na usta. Słyszałaś je wiele razy. Ale to prawda. Serio! On nie jest wart tylu łez i tak wielu tygodni smutku.

– Spokojnie. – Hania próbowała się uśmiechnąć, żeby jej dodać otuchy. – Nie przejmuj się tak bardzo.

– Muszę się przejmować. – Daria zasunęła zamek w torebce z takim impetem, że omal go nie urwała. – Bo się na nim nie poznałam... – dodała ciszej. – Dziad jeden! Oszukał nawet mnie. A tak się dobrze znam na ludziach.

– Zaczarował nas wszystkich. – Hania włączyła się do rozmowy, choć nie było to dla niej łatwe. – Całą rodzinę. Uwierzyliśmy w jego dobre intencje. Rodzice, my obie. Nawet Antoś go uwielbiał, a to dziecko zasadniczo boi się obcych.

– Tak. Sześciolatki mają instynkt, wyczuwają fajnych ludzi. Jednak nasz bratanek się nie sprawdził. Też się pomylił – dodała Hania smutno.

Wpatrywała się w swoje odbicie w dużym lustrze w przedpokoju. Ładnie jej było w tej sukience. Ułożyła długie ciemne włosy, takie same jak u siostry. Ale nie wyglądała ani trochę tak atrakcyjnie jak Daria. Jej oczy sprawiały wrażenie wielkich dziur wypalonych w kocu. Ziały smutkiem.

Musiała koniecznie coś z tym zrobić. Uśmiechnęła się kilka razy. Na próbę. Nie było tak źle. Zaczęła wyglądać nieco lepiej.

– Ja wiem, dlaczego tak się stało. – Daria położyła dłoń na klamce i zatrzymała się na chwilę. – Po prostu się cieszyliśmy, że jesteś szczęśliwa. Nie analizowaliśmy szczegółów. Mało kto tak zasługuje na miłość jak ty. Szlag by to trafił! – Kopnęła ze złością jakiś but, który krzywo leżał w przedpokoju, po czym z impetem otworzyła drzwi na klatkę schodową. – Idziemy! – zarządziła gotowa stawić czoła całemu światu w obronie siostry i jej praw.

Niechby się na tym przyjęciu zjawił chociaż jeden sensowny facet. Już ona coś wymyśli, żeby się zakochał w tej ładnej, ale niestety bardzo nieśmiałej dziewczynie, która nie ruszy się zapewne z fotela przez całą imprezę.

Ale nic to. Przecież miłość jest ponoć ślepa. Może ktoś się zakocha w ciemno?

***

Na miejsce dojechały w rekordowo szybkim czasie, ponieważ Daria swoje gwałtowne uczucia wyrażała także poprzez intensywne dociskanie pedału gazu.

– Nie pędź tak. – Hania niepewnie poprawiła się na fotelu. – Pamiętaj, że boisz się policji – użyła ulubionego, ale też najskuteczniejszego argumentu. Siostra faktycznie nie znosiła konfrontacji ze stróżami prawa.

– Nie boję się wcale! – prychnęła, po czym skręciła na obwodnicę. – Po prostu mnie wnerwiają. Od razu się kłócą.

– Okej – odparła spokojnie Hania. – Dobrze, że mówisz, bo mnie się zawsze wydawało, że to ty zaczynasz z nimi spór, ledwo zdążą powiedzieć „dzień dobry”.

– Oni tacy są. Wnerwiają człowieka samym widokiem. – Daria sprawnie wyprzedziła tira.

– Myślę, że nie każdego – uśmiechnęła się Hania. – I grunt, że są skuteczni. Przepisów jednak nie łamiesz.

– Nie chcę marnować ich cennego czasu – mruknęła Daria, po czym profilaktycznie zdjęła nogę z gazu.

Tym razem bez przeszkód dotarły do celu, zaparkowały pod domem Anki, ich wspólnej znajomej. Impreza już trwała, więc musiały zadowolić się miejscem na trawniku. Cały podjazd i chodnik były zapchane samochodami. Zaproszono najwyraźniej sporo osób. Słychać było dudnienie muzyki, krzyki oraz śmiechy rozbawionych gości.

– Już się rozkręcili! – zawołała radośnie Daria.

O rany! – pomyślała jednocześnie Hania, wsłuchując się z niepokojem w intensywny gwar. – To chyba jednak był zły pomysł.

Poczuła, że jest słaba i nie ma siły wchodzić drugi raz w tę samą przygodę. Już kiedyś dała się na to namówić.

Otwórz się! – mówił Franek. – Rozłóż ręce i rzuć się do przodu. W życie, w przygodę, w miłość.

Zaczarował ją, to fakt. Zrobiła to dla niego. Opuściła swój bezpieczny świat. Zaryzykowała i została bardzo skrzywdzona. Teraz już nigdzie nie czuła się dobrze. Do starych reguł nie umiała wrócić. Doświadczyła pełniejszego życia i nie potrafiła o tym zapomnieć. Ale w tym nowym świecie zostały tylko gruzy. Pobojowisko po wielkiej miłości, która okazała się kłamstwem.

Zatrzymała się na pograniczu dwóch światów i w żadnym nie umiała się odnaleźć.

– Słuchaj... – Pociągnęła Darię za kurtkę. – Może ja jednak wrócę...

– Wiedziałam, że tak będzie. – Siostra spojrzała na nią z czułością. – Nie bój się. Nie wszyscy ludzie są tacy jak Franek – powiedziała ciepło. – Proszę. Uwierz mi. Znam bardzo wielu. Nie zamykaj się w domu z powodu jednego faceta. Nie odtrącaj wszystkich.

Hania poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale kiwnęła głową. Tak. Siostra była mądra. Miała rację.

– Dobrze. – Zrobiła krok i razem weszły do dużego domu należącego do znanego lekarza neurochirurga, ojca trzech miłujących dobrą zabawę córek.

Organizowano tu liczne imprezy, zawsze kiedy tata miał dyżur, konferencję wyjazdową albo jakieś sympozjum. Spotkania uchodziły za świetną okazję do tego, żeby poznać jakiegoś nieźle rokującego przyszłego specjalistę z perspektywami. Czy choćby – dla mniej wymagających oraz młodszych – po prostu studenta medycyny. Córki ordynatora miały mnóstwo znajomych w tym środowisku.

Daria weszła. Już od pierwszego kroku witała się serdecznie z przyjaciółmi, ściskała, obejmowała. Niejako automatycznie wszyscy rzucali się na nią na tak zwanego niedźwiadka, cmokali w policzki po kilka razy, nie bacząc na reżim sanitarny oraz fakt, że znajdują się w domu przedstawiciela branży medycznej.

Za to Hani tylko kiwali uprzejmie głowami, trzymając dystans, jakby była starsza od siostry przynajmniej o dwadzieścia lat. Jakby Daria przyszła na imprezę z matką czy też, co gorsza, przedstawicielką sanepidu.

A siostra najpierw zajęła się obowiązkami, to znaczy zgodnie z obietnicą odholowała Hanię w bezpieczne miejsce, gdzie – jak wiedziała – znajdował się jedyny fotel w salonie. Niedaleko słynnych koreczków, tuż pod oknem. Tam ją posadziła, po czym rzuciła się w wir czynności towarzyskich.

Hania zapadła się w głąb, skuliła ramiona i próbowała nie myśleć. Strasznie dudniło jej w głowie. Wszystko było tutaj takie znajome. Koreczki, muzyka. Wiele razy słyszała te piosenki, kiedy bawiła się na takich imprezach razem z Frankiem.

Spojrzała na bok, ale to nie pomogło. Zobaczyła jakąś przytulającą się parę. Wspomnienia wróciły i poczuła od razu tamto ciepło na ustach. Jego pocałunki. Wyjątkowe.

Gwałtownie odwróciła się w drugą stronę. Aż jej coś strzeliło w szyi. Wiele nie zyskała. Tam z kolei ktoś tańczył do starej piosenki zespołu Lady Pank.

„Budzić się i chodzić spać we własnym niebie” – śpiewał wokalista dobrze znaną jej frazę.

Miała ochotę przyłożyć pięści do uszu, żeby nie słyszeć. Takie piękne były te słowa. Tańczyli, szepcząc je sobie do ucha, jeszcze nie tak dawno. Przytulali się, całowali i powtarzali sobie: „Już teraz wiem, że dni są tylko po to, by do ciebie wracać każdą nocą złotą”.

Komu Franek teraz to śpiewał? Ilu jeszcze dziewczynom? – Te pytania boleśnie ścisnęły jej serce.

Wiedziała o czterech. A podobno było ich więcej. Pół roku to za mało, by taki ból minął, przynajmniej jej. Całe cierpienie wróciło na nowo. Przetrwanie tej imprezy nagle wydało się zadaniem niemożliwym do wykonania.

Nie widziała nigdzie drogi ucieczki. Impreza osiągnęła już stadium pełnego rozkręcenia. W każdym pomieszczeniu ciasno. Ludzie przemieszczali się z pokoju do pokoju. Nosili jakieś przekąski lub napoje, ktoś kogoś przytulał, z kimś tańczył, coś głośno wołał, śmiał się. Wciąż przybywały nowe osoby, witały się hałaśliwie i poszukiwały w tłumie swoich znajomych. Panowało ogromne zamieszanie i rozgardiasz, dla wielu zapewne radosny.

Hania poczuła, że kręci jej się w głowie i natychmiast musi się schować. Wstała gwałtownie z fotela i zaczęła się przedostawać przez gąszcz ludzi.

– Cześć, kochana! – zawołał jeden z licznych znajomych jej siostry. – Zatańczysz ze mną?

– Nie mogę teraz. – Szybko odsunęła go dłonią i zaczęła się przeciskać jeszcze intensywniej.

– Dobra, no. Wystarczyło powiedzieć. – Wzruszył ramionami obrażony jej reakcją, a ona nawet już nie obejrzała się w jego stronę.

Wydostała się na korytarz i chciała odruchowo przejść na górę, ale na schodach stało mnóstwo osób. Podejrzewała, że pokoje na piętrze zajęte są przez różne zakochane pary, szukające chwili odosobnienia, albo rozbrykane towarzystwo, które chciało się napić we własnym gronie. W kuchni kłębili się ci najmocniej zaangażowani, przygotowujący kolejne porcje posiłku.

Na zewnątrz wiał wiatr, a mróz ściskał mocno. Długo by tam nie wytrzymała. Kluczyki do samochodu zostały u Darii w kieszeni.

Hania szła dalej trochę na oślep. Wreszcie nacisnęła jedną z klamek i zobaczyła ciemne puste wnętrze. Był to prawdopodobnie gabinet ordynatora. Świadczyło o tym duże, stare dębowe biurko, jakiego zapewne nie sprawiłaby sobie żadna z córek pana domu. Hania zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie na chwilę.

Błoga cisza. Nawet najbardziej rozochoceni goście zostawili to miejsce w spokoju. Ona też czuła się tutaj intruzem, ale nie miała wyjścia. Musiała zebrać myśli, żeby nie pękła jej głowa. Nie zamierzała niczego dotykać ani oglądać. Tylko na chwilę się schronić.

Podeszła pod okno i usiadła na podłodze. Pochyliła głowę na kolana, po czym objęła ją ramionami.

– Widzę, że zapotrzebowanie na odosobnienie jest tutaj duże!

Hania drgnęła, usłyszawszy czyjś głos. W pokoju było ciemno, znajdował się od strony ogrodu i tuż przed oknami rosły jakieś duże drzewa. Do tego na wielkich karniszach wisiały ciężkie kotary, w połowie zasłonięte, a pogoda była dziś wyjątkowo mało sprzyjająca. Światło księżyca przykryły gęste chmury, wiał wiatr.

– Przepraszam – powiedziała. – Nie wiedziałam, że ktoś tu jest.

– Nic nie szkodzi – odparł nieznajomy. – Wyjaśnienia mi się nie należą. To przecież nie mój gabinet. Przed momentem wprawdzie przegoniłem stąd jakąś parę szukającą ustronnego miejsca, ale ciebie nie zamierzam. Posiedzimy sobie razem.

Próbowała przebić wzrokiem mrok, ale dostrzegała tylko kontury mężczyzny zajmującego miejsce za biurkiem. Był do niej obrócony bokiem.

– Zaraz stąd pójdę – powiedziała. – Muszę tylko chwilę odsapnąć. Nie mogę niestety wrócić do domu.

– Przyjechałaś pewnie z kimś – domyślił się. – I musisz na tę osobę czekać.

– Owszem. – Kiwnęła głową, choć on nie mógł tego widzieć.

– To tak jak ja – odparł po chwili. – I zapewne też to nas łączy, że wcale nie miałaś ochoty wybierać się dzisiaj na imprezę.

Miał miły, ciepły głos. Stanowczy, ale łagodny. Od razu wzbudzał zaufanie. Hania pomyślała, że może być jednym z wielu bawiących się tutaj lekarzy.

– Rzeczywiście – uśmiechnęła się blado.

– Kazali ci się rozerwać czy wyjść do ludzi? – zapytał. – A może zacząć nowy rozdział? U mnie w zasadzie odpowiedź pierwsza i druga – zwierzył się, a Hania szybko złapała przynętę i też się otworzyła.

– A u mnie wszystkie trzy – odpowiedziała, jakby tego właśnie potrzebowała. Korzystała z okazji, że ktoś wreszcie rozumie. Bardzo dobrze rozumie. W punkt. – Moja siostra mnie tu ściągnęła – dodała. – Ale ona naprawdę ma dobre chęci. Jest świetną dziewczyną.

– Wszyscy mają dobre chęci – odparł mężczyzna. – Tyle tylko, że to nie wystarcza – dodał z pewną gorzką nutą w głosie, którą Hania doskonale znała. Tak, to był ktoś, kto wiedział, jak to jest, kiedy życie łamie zasady. Jest po prostu wobec człowieka okropnie nie w porządku i nic nie można na to poradzić.

– Myślisz, że długo to potrwa? – zapytała, mając na myśli imprezę.

– Jesteś tu pierwszy raz?

– Nie. – Pokręciła głową. – I faktycznie sama mogę sobie odpowiedzieć. Będą się bawić do rana. Chyba że ordynator wcześniej wróci z dyżuru.

– Nie wróci – odparł pewnym tonem. – Jest na konferencji w Warszawie. Będzie tu dopiero jutro wieczorem.

– Skąd wiesz? Ach, pewnie pracujesz razem z nimi – uznała, że jednak słusznie się domyślała. – Jesteś jednym z tych młodych lekarzy, na których polują dziewczyny.

– Najwyraźniej tak – roześmiał się. – Mam wszystkie najgorsze cechy. Nie najgorzej wyglądam i zrobiłem specjalizację. Jestem też z natury dość miły, więc nie jest mi łatwo.

– Współczuję – uśmiechnęła się i poczuła, że jej napięcie na chwilę zelżało.

Cóż, było ciemno, a oni zupełnie się nie znali. Nawet nie widzieli swoich twarzy, nie podali imion. Za chwilę wstaną, wyjdą stąd i kiedy będą się żegnać o poranku, zbierać butelki do wielkich worków czy też pakować do taksówek słaniających się na nogach znajomych, może się nie rozpoznają wśród licznych gości. W takich sytuacjach można sobie pozwolić na więcej. Otworzyć się bezkarnie, wiedząc, że znajomość nie będzie miała żadnych konsekwencji.

– To pewnie trudne tak się opędzać od chętnych? – zapytała Hania. Naprawdę była ciekawa. Normalnie nigdy by się nie odważyła zadać komuś takiego pytania.

– Nie znasz tego uczucia? – zdziwił się.

– Nie. – Pokręciła głową. – Ja jestem raczej z tych nieśmiałych. W podstawówce na dyskotekach zazwyczaj podpierałam ściany. Jeśli z kimś się spotykałam, to tylko dlatego, że moja obrotna siostra, Daria, zawsze dysponowała jakimś nadprogramowym przyjacielem. U niej wiecznie w tej kwestii były nadwyżki. Dzięki temu miałam z kim iść na studniówkę czy na wszystkie rodzinne wesela.

– Ja z kolei pewnie jestem z tych nadwyżek – odpowiedział po namyśle – bo często spotykałem się z przyjaciółką dziewczyny, na której mi naprawdę zależało. I niby tylko na chwilę, niby żeby złapać kontakt, a potem się okazywało, że czas płynie i nic się nie zmienia. Szczerze powiedziawszy, nie przepadam za związkami – westchnął. Wyraźnie było mu ciężko.

Oboje zamilkli, jakby w tej rozmowie doszli do punktu, w którym należałoby powiedzieć coś więcej, konkretnie jak jest. Ale nikt nie był na to gotowy.

A chyba nie układało się obojgu.

Hania była ciekawa, czy ten mężczyzna tkwi teraz w jakimś niezbyt udanym związku. A może po prostu z kimś zerwał, jak ona, i próbuje pozbierać swoje serce w całość? Fakt, że powiedział, iż nie otwiera nowego rozdziału, świadczył o czymś innym. Siedział tu jednak sam, raczej więc nie przyjechał z dziewczyną.

Nie bardzo jej się to wszystko składało, ale nie chciała pytać o szczegóły. Sama przecież nie była gotowa, żeby opowiedzieć zbyt dużo o sobie.

– Myślę, że związki nie są złe – powiedziała po chwili. – Tylko my chyba rzeczywiście, jak w słowach tej popularnej piosenki, nie umiemy w nie grać. Niby każdy tęskni za miłością, a jak przyjdzie co do czego, to nam nie wychodzi. Takie pokolenie.

– Coś w tym jest – przyznał. – Śmialiśmy się z rodziców, krytykowaliśmy, że nie wszystko robili dobrze. Wydawało się nam, że sami zrobilibyśmy to o wiele lepiej. Ale kiedy życie powiedziało „sprawdzam” i trzeba się wykazać, to się okazuje, że to wcale nie takie proste.

Hania pokiwała głową. Tylko że nie umiała się z tym do końca zgodzić. Chociaż dotąd to właśnie ona zawsze była tą osobą, która miała do miłości sceptyczny stosunek. Teraz coś w niej drgnęło. Spowodowało, że znalazła się po drugiej stronie. Odruchowo zajęła stanowisko wbrew swoim wcześniejszym poglądom.

Nie widziała twarzy tego mężczyzny, słyszała tylko jego miły głos. Brzmiały w nim wyraźne nuty smutku, takiego najgorszego, bo przepełnionego goryczą. Jakby coś na dobre odebrało mu nadzieję. Poczuła ogromne pragnienie, by to się zmieniło. Nie tylko w jego imieniu, lecz także wszystkich tych, których spotkała jakaś życiowa niesprawiedliwość. Takich, którzy zasługiwali na prawdziwą miłość, a ciągle dostawali marne podróbki. Z oczywistych powodów doskonale ich rozumiała.

– Są też piękne historie – powiedziała energicznie. – Wyobrażam sobie, że nawet w naszych nieromantycznych czasach może się spotkać dwoje ludzi, którzy do siebie pasują. Będzie im razem tak dobrze, że przestanie mieć znaczenie, gdzie mieszkają, co robią, jak im się układa w zewnętrznym świecie, bo w ich małym zawsze poczują się bezpiecznie i miło!

Wow! Sama była zaskoczona swoim wywodem. A także pasją, z jaką go wypowiedziała. Zwykle tego nie robiła. Zdecydowanie coś dziwnego działo się z nią w tym ciemnym pokoju.

– Fajna wizja – odparł nieznajomy ciepłym głosem, ale nie dało się w nim wyczuć przekonania. Zaczęła więc mówić dalej:

– No bo wyobraź sobie. Wracasz po pracy i po prostu cieszysz się, że tę osobę widzisz. Tyle już wystarczy, żeby poczuć się świetnie. Będziecie robić razem kolację, kroić pomidory, potem jeść kanapki czy jakiś makaron. Może obejrzycie film albo poczytacie książkę. To bez znaczenia. Chociażby jazda do supermarketu czy wspólne szorowanie wanny stanie się ekscytujące. Byle rozmawiać ze sobą, śmiać się, dotykać, być razem. Ja już wiem, że nic więcej nie trzeba – dodała z takim rozdzierającym smutkiem, że nie musiała niczego wyjaśniać.

Doskonale to przecież pamiętała. Z Frankiem mogła nawet ziemniaki obierać, a czuła się cudownie.

– Przeżyłaś taką miłość? – domyślił się. – Współczuję – dodał od razu.

Ścisnęło jej się serce.

– No, jest czego – powiedziała tak szczerze, jak jeszcze do nikogo dotąd. Nawet siostrze nie przyznała się, jak wielkie było jej cierpienie. – Wiesz, chyba wolałabym tego nie wiedzieć – dodała po chwili. – Żyć w iluzji, że wszyscy są samotni. Razem albo osobno, to bez znaczenia. A związki to nic ciekawego. Moje koleżanki z pracy tak mówią: każdy facet jest podobny, małżeństwo to kompromis, trzeba się poświęcać, nie ma co oczekiwać ideałów. Może wtedy wzięłabym byle co, starała się z tego coś stworzyć i byłabym zadowolona. Pewnie bym myślała, że to uczucie jest szczęściem. No bo skąd bym miała wiedzieć, że może być inaczej? – zapytała z żalem.

Nie mogła powstrzymać potoku słów. Jakby nagle puściły wszelkie zapory i to, co zbierało się tak długo, zaczęło wypływać z wielką siłą.

– Niestety mój były narzeczony pokazał mi, jak może być pięknie tylko na chwilę, a potem wszystko zabrał – zakończyła niezbyt optymistycznie, choć przecież postanowiła walczyć po jasnej stronie życia.

Jednak wypowiedziawszy to, poczuła ulgę.

– Współczuję – powtórzył mężczyzna. Liczyła na to, że odwdzięczy się za te zwierzenia i też coś o sobie powie, ale on milczał przez dłuższą chwilę. – Może masz rację – powiedział wreszcie. – Coś takiego jest możliwe... W końcu mało jest ludzi, którzy nie marzą o miłości. Widać mamy to jakoś zakodowane w genach, w świadomości, skoro tego tak intensywnie szukamy. Nosimy w sobie przekonanie, że to jest możliwe.

Zaczęła się zastanawiać, czy on takiego uczucia nie zna. Mówił, jakby tak właśnie było. A jednocześnie cały czas czuła, że ten mężczyzna jest w związku. Wszystko się cholernie nie zgadzało. Najgorsze jednak, że męczyła ją z tego powodu okropna ciekawość, choć zwykle nie wtrącała się w życie innych osób. Raczej obserwowała z odpowiedniego dystansu.

– To pewnie gdzieś jest mój mały domek z ogrodem i spokojne życie – powiedziała, przerywając nagle zapadłą ciszę. Nie chciała, żeby domyślił się, że w takim napięciu czeka na jego odpowiedź. A właściwie na zwierzenia.

– Ile byś chciała metrów? – zapytał i poruszył się na fotelu. Jej wzrok nieco się już przyzwyczaił do ciemności. Widziała go teraz trochę wyraźniej, ale nie na tyle, by rozpoznać rysy twarzy. Tylko zarys sylwetki. Był raczej szczupły, chyba dość wysoki i miał bujne włosy. Wydawało jej się, że kiedy się porusza, jego grzywka wysoko zaczesana nad czołem faluje. A może to był tylko cień.

– W kwestii metrów kwadratowych nie mam wielkich wymagań – odpowiedziała, włączając się w tę grę. – Myślę, że tutaj bardzo się różnimy. Jesteś lekarzem, a to kojarzy mi się raczej z wielką willą, jak ta tutaj. A moje maksimum to sto dwadzieścia metrów, żeby nie było dużo sprzątania i zbyt wielu rzeczy. Do tego ogród, ale też malutki. Żadne hektary.

– Podoba mi się – odpowiedział z zapałem. – Dodałbym, żeby budynek był z drewna oraz innych naturalnych materiałów.

– I widok na las – uzupełniła szybko Hania.

– Tak! – zgodził się entuzjastycznie. – I brzozy! Brzozowy zagajnik.

– Brzozy strasznie śmiecą – powiedziała praktycznie.

– To bym grabił.

Zauważyła, że wzruszył ramionami. Chyba miał na sobie marynarkę. Kto wkłada marynarkę na taką imprezę? Tylko lekarz z perspektywami na sukces zawodowy. Pewnie takie miał. Ale nie to ją pociągało. Nie szukała okazji do znalezienia ustawionego partnera. Ciekawił ją ten człowiek. On sam. Bez względu na to, kim teraz był zawodowo.

– Lubisz psy czy koty? – zapytała, bo zabawa w planowanie wymarzonego życia mocno ją wciągnęła. Miło było tak bez ograniczeń pomarzyć. Jakby oboje byli wolni, niezależni i mogli wybierać wszystko.

– Zdecydowanie psy – odpowiedział.

– To tak jak ja – ucieszyła się. – W teście zgodności mielibyśmy już bardzo dużo punktów. Pies to jedyne, co chciałabym mieć duże – dodała. – Ogromnego zwierzaka. Białego z długą sierścią, puchatego, kochanego, do którego mogłabym się przytulać.

– To niesamowite – powiedział i aż wstał zza biurka, po czym zaczął się przechadzać w ciemnościach, co rusz o coś zahaczając. – Zastanawiam się, czy naprawdę tu siedzisz w tych ciemnościach, czy po prostu sobie ciebie wyobrażam – dodał i jak ona chwilę wcześniej wyraźnie próbował przebić wzrokiem ciemność, by się przyjrzeć dziewczynie. – Wiesz, że kiedyś w dzieciństwie miałem takiego psa? Dokładnie, jak opisałaś. Kochaliśmy go bardzo. Całą rodziną. Kiedy odszedł, złamał nam serca. Rodzice do tej pory nie zdecydowali się, żeby kupić innego. Może gdybyśmy zrobili to od razu, jakoś by się udało. Ale im więcej czasu mijało, tym mocniej czułem, jakbym myśląc o innym zwierzaku, był nielojalny, jakbym go zdradzał.

Niesamowite, jak ten człowiek złapał ją za serce. Nie każdy przecież potrafi się zdobyć na takie wyznanie.

Pomyślała, że ten chłopak zasługuje na wszystko. Nowego zwierzaka, ten niewielki drewniany dom, brzozy. A także fajną dziewczynę, a tej chyba nie zdołał znaleźć. Choć w sumie, jak wspominał, chętnych nie brakowało.

– Co robisz zawodowo? – zapytał, zmieniając temat.

– Proste rzeczy – odpowiedziała. – Pracuję w dużej firmie, w dziale obsługi klienta. Nic ciekawego, ale bardzo lubię to miejsce. Mam fajne koleżanki i wyobraź sobie, nawet sympatycznego szefa, a to wcale nie takie częste. Nie budzę się w poniedziałek z rozpaczą, że nowy tydzień przede mną. Raczej chodzę tam chętnie.

– To świetnie – powiedział.

– W porównaniu z twoimi perspektywami zawodowymi moje życie zawsze będzie raczej zwyczajne. – Kiedy to powiedziała, zapadła nagle cisza. – Czemu się nie odzywasz? – zapytała po chwili. – Coś jest nie w porządku?

– Nie – odparł. – Po prostu zastanawiam się, czy to komentować. Zasadniczo jestem mało intuicyjny, raczej lubię konkret. Ale teraz poczułem, że nie masz racji. Twoje życie nie będzie zwyczajne. Z jakiegoś powodu, o którym nie wiem. I trochę mi z tym głupio. To raczej pasuje do rozmów dwóch staruszek, a nie lekarza z nieznajomą kobietą.

Hania objęła się mocniej ramionami.

– Zimno tu – powiedziała. – Czyżby pan ordynator oszczędzał na ogrzewaniu?

– Nie, on nie, ale pewnie jego córki przykręciły kaloryfery, bo we wszystkich pozostałych pomieszczeniach atmosfera jest gorąca. Tylko u nas tak lodowato. – Wstał nagle. Podszedł do niej i zdjął marynarkę. – Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie ci pożyczę. – Przesunął ją bliżej, a Hania poczuła zapach męskich perfum. Nie znała go.

Czuła się skrępowana, ale z przyjemnością przyjęła ten opiekuńczy gest. Grzało ją ciepło jego ciała, które właśnie oddawała marynarka.

– Dziękuję – powiedziała. – To miłe.

Myślała, że wróci na fotel, ale jej rozmówca usiadł na podłodze tuż obok niej.

– Jeśli nic się nie zmieni – stwierdził – a na to właśnie się zanosi, czeka nas tutaj jeszcze wiele wspólnych godzin.

Na to wyglądało. Hałas z pozostałych pomieszczeń nie tracił mocy. Wszyscy nadal świetnie się bawili. Hania wyciągnęła telefon.

– Masz coś przeciwko, że włączę jakąś muzykę? – zapytała.

– Nie – roześmiał się.

Był ciekawy, co zaproponuje, jaki rodzaj piosenek lubi. Kiedy usłyszał starego dobrego rocka z lat osiemdziesiątych, pomyślał, że czasem nawet ten głupi los, co do którego miał tyle zastrzeżeń, może zrobić coś fajnego. Postawić obok siebie osoby, które naprawdę do siebie pasują.

Tylko co z tego?! Doskonale wiedział, że dla niego nie ma to żadnego znaczenia.

– Skoro już trzeba tak siedzieć, niech to będzie przynajmniej fajny czas.

– Zgoda. – Kiwnęła głową. – Z kim przyjechałeś? – zapytała jeszcze, bo nagle zrobiło jej się zimno na myśl, że może on faktycznie przybył z jakąś narzeczoną i ona wpadnie tu za chwilę z ogromną awanturą. Hania najlepiej wiedziała, jak doskonale potrafią kłamać niektórzy mężczyźni. Zwłaszcza ci przystojni, charyzmatyczni i pociągający.

– Z kolegami – odpowiedział. – Uznali, że należy mi się trochę odpoczynku, ale szybko odpuścili. Nie bardzo jest to dla mnie miejsce i oni to widzą. Pozwolili mi się nie bawić dobrze w zamian za to, że jako jedyny trzeźwy odstawię ich potem do domów. Jeden z kumpli zostawił mi nawet swoje auto. Czekam więc.

Nic więcej nie powiedział.

Ona nie naciskała, chociaż była ciekawa, z jakiego powodu wśród grona młodych lekarzy akurat ten jeden nie może się świetnie bawić na dobrej imprezie, która wciąż się rozkręcała. Dźwięki z sąsiednich pokojów stawały się coraz głośniejsze.

Wszystko przycichło dopiero koło północy. Doświadczeni imprezowicze bali się sąsiadów. Dwa domy dalej mieszkało małżeństwo, które numer telefonu alarmowego znało na pamięć i nie wahało się z niego korzystać. Ze względu na rozrywkowe upodobania córek ordynatora nie brakowało im do tego okazji.

Hania była już zmęczona. Bolały ją plecy od opierania się o ścianę.

– Wiesz? – powiedziała. – Może byśmy się jednak stąd zerwali? Możemy zamówić taksówkę i dać znać naszym towarzyszom, że się zmywamy. Nie chce mi się siedzieć na podłodze do rana, a oni wcześniej nie skończą. Twoi kumple sobie przecież poradzą. Znajdą jakiegoś ubera.

– Masz rację. – Mężczyzna odniósł się do tego z wielkim entuzjazmem. – Sam się dziwię, że na to nie wpadłem. Zróbmy tak. – Wyciągnął telefon i włączył go. W świetle ekranu zobaczyła profil swojego rozmówcy: twarz miłego mężczyzny z niewielkim zarostem, bujnymi włosami zaczesanymi do góry, gęstymi brwiami. Miał długie rzęsy, które rzucały cień na policzki. W tym świetle wyglądał trochę jak chłopiec i dopiero kiedy na nią zerknął, zobaczyła spojrzenie dorosłego mężczyzny. Więcej, człowieka doświadczającego jakiegoś poważnego cierpienia, takiego, które sprawia, że dorasta się w przyspieszonym tempie. Coś było na rzeczy.

Szybko odwróciła wzrok. Wystraszyła się, że przyłapał ją na tym, że tak mu się przygląda.

– Zamówiłem dla nas ubera – powiedział. – Będzie za dziesięć minut. Możesz wysłać esemesa do swojej siostry. Ja już przesyłam wiadomość do kumpli – mówił dalej, intensywnie stukając w klawiaturę – chociaż sądzę, że żaden z nich i tak jej teraz nie odczyta.

– Daria też tego nie zrobi – roześmiała się Hania. – Ale będę spokojniejsza. Na wypadek, gdyby mnie gdzieś szukała. Z telefonem się jednak nie rozstaje.

Wstukała wiadomość.

Już miała wstać, żeby trochę rozprostować nogi, gdy drzwi do gabinetu się otworzyły. Ktoś zapalił światło i Hania gwałtownie zmrużyła oczy.

– Tu jesteś! – usłyszała głos swojej siostry. – Wszędzie cię szukam. Dobrze, że dostałam tego esemesa, bo już mi się ciśnienie podnosiło. Och! – zawołała na widok mężczyzny siedzącego obok i Hani w męskiej marynarce. – Przepraszam, sądziłam, że moja siostra jest sama. – Nieznajomy podniósł się z podłogi i spojrzeli sobie w oczy. – Czy ja dobrze widzę? Doktor Bartosz Sosnowski? – Kiwnął głową. – Ten od Angeliki Wolskiej? – upewniła się Daria.

Hania mrugała intensywnie powiekami, próbując odzyskać ostrość widzenia i przyglądała się obydwojgu. Najwyraźniej się znali.

Daria nie dała po sobie wiele poznać, ale Hania dobrze ją znała i widziała, że siostra jest w mocnym szoku. Potrzebuje chwili, by dojść do siebie i kontynuować rozmowę, a to prawie nigdy jej się nie zdarzało. W jej oczach pojawiły się dwa wielkie znaki zapytania.

Hania czuła, jak robi się jej coraz bardziej gorąco. W kilka chwil dowiedziała się tak dużo. Poznała jego imię i nazwisko. A także personalia jakiejś bliskiej mu kobiety. Dziewczyny? Partnerki? Narzeczonej? Żony?

Ta ostatnia możliwość przyprawiła ją o dreszcz. Patrzyła na jego twarz w pełnym świetle i niestety nie mogła przestać, choć wyraźnie czuła, że natychmiast powinna była to zrobić. Wzrok siostry wypalał jej policzek swoją intensywnością.

– Miło mi było cię poznać – powiedział w tym samym momencie Bartosz. Też intensywnie się jej przyglądał. Odruchowo podała mu rękę. A on trzymał ją przez dłuższy czas. Z jego dłoni płynęło miłe ciepło. Hania poczuła, jakby powstało między nimi jakieś niezwykłe połączenie. Poprzez ręce kierowała się w jej stronę dobra energia.

Miała ochotę stać z nim tak jeszcze długo. On chyba też, ale moment najwyraźniej się przeciągnął, bo Daria chrząknęła znacząco.

– Z narzeczoną Bartosza... – powiedziała powoli, zwracając się do Hani – pół roku temu byliśmy razem nad jeziorem. Pamiętasz? – To pytanie było dość natarczywe. Jakby siostra próbowała ją przed czymś ostrzec.

Hania coś kojarzyła jak przez mgłę. To było wtedy, kiedy dowiedziała się o zdradzie. Słabo pamiętała wydarzenia z tamtego czasu. A liczna paczka znajomych Darii ciągle się zmieniała i ona nie zawsze za tym nadążała. Ale słowo „narzeczona” podziałało na nią jak smagnięcie biczem. Wystarczyło za wszystko.

Zabrała błyskawicznie swoją dłoń.

– Jadę do domu – powiedziała siostrze. – Bartosz mnie podrzuci uberem. Spotkamy się rano.

Zaczęła się pospiesznie zbierać, bo rzeczywiście nie było tu czego szukać. Ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę, to relacja z zaręczonym facetem. O nie! Nigdy w życiu nie zrobiłaby czegoś takiego drugiej kobiecie. Wiedziała doskonale, jak to boli. Doświadczyła na sobie.

Właściwie to miała nawet ochotę jechać sama, ale nie chciała robić przedstawienia. Wycofywać się ostentacyjnie z ustaleń. Bartosz niczego złego przecież nie zrobił. Po prostu chwilę posiedzieli i pogadali. Tyle. Nic się nie stało. Spotkali się przypadkiem, za chwilę rozejdą i nigdy więcej nie zobaczą.

– Jasne, jedź. – Daria chyba po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, co powiedzieć. Wyraźnie była w kropce.

Hania pomyślała, że rano o wszystko ją wypyta. Wprawdzie miała już nie zobaczyć tego Bartosza, ale nie zmieniało to faktu, że była ciekawa.

Wyszli, pospiesznie się ubierając. Daria towarzyszyła im cały czas, świdrując wzrokiem tak intensywnie, że z ulgą zamknęli za sobą drzwi. Na zewnątrz było zimno, a wiatr tak szarpnął Hanią, że aż się zachwiała. Mężczyzna złapał ją odruchowo i znów przytrzymał nieco za długo. Jakby mieli w kieszeniach dwa silne magnesy.

Czy tak się to dzieje? – zastanawiała się, wdychając zapach jego wilgotnej smaganej wiatrem kurtki. – Tak powstają zdrady? Z przypadkowych gestów? Spotkań, których nikt nie planował?

Dlaczego ten facet przyjechał na imprezę sam?! Bez swojej dziewczyny? Była w pracy? Delegacji?

Hania miała tylko nadzieję, że nie siedzi w domu z małym dzieckiem, podczas gdy jej partner odrywa się od rzeczywistości wśród innych. I takich historii znała wiele. Ciągle jednak stała bez ruchu, pozwalała, by ją obejmował. Takiego dotyku nie znała jeszcze dotąd. Przynoszącego niewiarygodny spokój, błogość, pragnienie, by chwila nigdy się nie kończyła.

Podjechał samochód i oboje musieli wrócić do rzeczywistości.

Z pewnym trudem, lecz jednocześnie zsynchronizowani także pod tym względem oderwali się od siebie, a potem pobiegli śliską ścieżką w stronę furtki. Bartosz trzymał Hanię za rękę, ale uznała, że to ze względów bezpieczeństwa.

Usiedli na tylnej kanapie. Pomyślała, że powinni byli zrobić to inaczej. Odsunąć się od siebie. W przeciwnym razie sytuacja stanie się niezręczna. Coś ich do siebie ciągnęło, a to niebezpieczna gra. Czuła dreszcze, kręciło jej się w głowie, choć tylko siedziała obok niego.

Wiele razy później myślała, że może gdyby wybrała miejsce obok kierowcy, coś udałoby się zatrzymać. Może to był ten ostatni moment, kiedy miała jeszcze szansę, by się wycofać?

Za mało jednak myślała, za dużo czuła.

Pozwoliła się ponieść emocjom. Cieszyła się, że jeszcze chwilę oboje są blisko, a przez ciepłą kurtkę czuje jego ramię. To jej wystarczało. Zupełna nowość. Po bardzo gorącym związku z poprzednim narzeczonym nie spodziewała się, że czasem nie trzeba żadnych szczególnych kombinacji. Wystarczy po prostu czyjaś bliskość. Niewiarygodne. Podobnie jak fakt, że trasa do domu – trwająca zwykle dość długo – teraz minęła w mgnieniu oka.

– Odprowadzę cię – powiedział Bartosz i wysiadł razem z nią. – Mieszkam niedaleko – dodał.

– Naprawdę? – zdziwiła się. – Nigdy cię tu nie widziałam.

Ciężko się rozmawiało w silnym wietrze i na takim zimnie. Od razu przemarzła, ale przystanęła, żeby spędzić z nim jeszcze chociaż chwilę.

– Od roku – uściślił. – Kupiłem mieszkanie po drugiej stronie osiedla.

– Ja mieszkam tutaj dłużej – odparła. – Pięć lat. To dziwne, że jeszcze się nie spotkaliśmy. – Przeciągała te chwile, jak tylko mogła. Nie chciała, żeby odchodził.

– Może się widzieliśmy? – powiedział i mocniej zacisnął szalik. – Ale nie zwróciliśmy na siebie uwagi?

To chyba niemożliwe – pomyślała, ale nie odważyła się wypowiedzieć tego na głos. Bartosz był postawnym, przystojnym facetem. Miał takie ciepłe spojrzenie i miłe usta, które chciało się pocałować. Na pewno nie minęłaby go obojętnie. – A może? – zastanowiła się po chwili. Przecież przez tyle miesięcy nie zwracała uwagi na nic wokół. – Jakież to było głupie! – uświadomiła sobie w tym momencie.

– Muszę już iść – powiedział. Chyba też miał trudność, żeby się pożegnać. – Miło było cię poznać – dodał. – Życzę ci, żeby twoje marzenie o domu z niewielkim metrażem się spełniło. I wszystkie szczegóły, które sobie zaplanowałaś, też się zrealizowały.

– Nawzajem – odparła.

Na chwilę księżyc wyłonił się na niebie. Latarnie uliczne dawały łagodne rozproszone światło, ustał na moment przenikający wszystko wiatr. Jakby świat się zatrzymał, dając im szansę na spokojne pożegnanie.

Chwila była magiczna. Hania pomyślała, że to marzenie o niewielkim domku mogłoby się zrealizować tylko z nim. Tak pięknie do siebie pasują, a on musi być strasznie nieszczęśliwy z tą narzeczoną. Skoro wciąż tu stoi. W udanym związku coś takiego nie miałoby sensu.

A może po prostu był oszustem? Jak jej narzeczony? Czarusiem pozbawionym skrupułów? Te myśli błyskawicznie przebiegły jej przez głowę, ale szybko je odpędziła.

Czuła, że tak nie jest. Było coś niezwykle prawdziwego w tej wspólnej chwili.

Bartosz odwrócił głowę. Wyglądał na człowieka mocno przygniecionego jakimś poważnym kłopotem. Rozumiała go. Umiała dostrzec te symptomy, bo sama też przechodziła przez trudny czas.

– Coś cię dręczy? – zapytała, ale nie odpowiedział. Spojrzał tylko w drugą stronę, a potem zaczął się żegnać i wtedy ją objął. Właściwie nie wiadomo dlaczego. Może oboje bardzo potrzebowali chwili pocieszenia, bo zareagowali dokładnie tak samo? Wtulili się w siebie na chwilę i trwali tak zdecydowanie za długo.

A potem on ją pocałował.

Choć właściwie kiedy Hania analizowała tę dziwną chwilę, a robiła to później tysiące razy, trudno jej było dociec, kto tak naprawdę zaczął. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, że cena za ten pocałunek będzie wysoka. I choć to przecież zwykła rzecz, ludzie się całują, spotykają przypadkiem na imprezach, idą nawet ze sobą do łóżka i nic z tego nie wynika. Nigdy nie są razem, nie zakochują się w sobie, rozstają i szybko zapominają.

A jednak tu wydarzyło się coś niezwykle ważnego. To miało znaczenie.

Hania oprzytomniała pierwsza. Szybko się wyrwała, pomachała mu dłonią i pobiegła w stronę klatki schodowej. Miała nadzieję, że mimo wszystko na tym sprawa się zakończy. Głupio, bo głupio, ale bywają gorsze sytuacje.

Próbowała ze wszystkich sił otrząsnąć się z wrażenia, że wydarzyło się coś ważnego. Nadać temu mniejszą wagę.

– To nie było nic takiego – powtarzała sobie, biegnąc po schodach na drugie piętro. – Tylko dotknęliśmy się ustami i zaledwie na moment. Odruch. Czasem kiedy ktoś jest bardzo smutny albo samotny, tak mocno potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem, że robi dziwne rzeczy. Zwierza się nieznajomym w pociągu, idzie do łóżka podczas podróży służbowej z poznanym w hotelu przypadkowym człowiekiem. Bywa, że się powie o kilka słów za dużo, zamówi o jednego drinka za wiele. Takie po prostu jest życie – tłumaczyła sobie, przekręcając klucz w drzwiach. Ale jakoś nie umiała się przekonać.

Potem weszła do środka i westchnęła ciężko.

Może jednak ta jego narzeczona jest bez sensu? – pomyślała w przypływie nagłej nadziei. – Może nie widzieli się po raz ostatni? Skoro los się postarał i postawił na drodze nieszczęśliwej dziewczyny tak świetnego faceta, to chyba nie zrobił tego na darmo. Musi być w tym jakiś głębszy sens.