Niezabliźniona rana Narcyza. Dyptyk o nieświadomości i początkach polskiej psychoanalizy - Bartłomiej Dobroczyński, Mira Marcinów - ebook

Niezabliźniona rana Narcyza. Dyptyk o nieświadomości i początkach polskiej psychoanalizy ebook

Dobroczyński Bartłomiej, Mira Marcinów

0,0

Opis

„Realna, a więc emancypująca, transformująca i modernizująca obecność psychoanalizy na polskich ziemiach wydaje się trudna do zauważenia”. Sformułowanie tak mocnego wniosku wymaga bardzo rzetelnego udokumentowania. Z tego obowiązku autor i autorka wywiązali się z nawiązką – książka jest świadectwem głębokiej i rzetelnej pracy na materiałach źródłowych, świetnie odzwierciedlonej w treści, przypisach i bibliografii. W naturalny też sposób podzielili między siebie pracę: Bartłomiej Dobroczyński (…) konstruuje swój wywód na zasadzie zderzenia tez i anty-tez; teza pierwsza powtarza, że „psychoanaliza odegrała wielką rolę w polskim ruchu umysłowym”, anty-teza przyjmuje: „freudyzm nigdy nie miał w Polsce zbyt wielu zwolenników” (…), by doprowadzić do dwóch syntez (…) dla których najbardziej znaczący jest tytuł Interludium II: Zdemaskowany „Żydowin Freud”. Mira Marcinów, autorka drugiej części dyptyku, wychodzi od historii Barbary Ubryk, kobiety więzionej latami w klasztorze z powodu problemów o tle seksualnym, by w Foucaultowskim geście zarysować „genealogię” polskiej psychiatrii (…), zamykając cały wywód codą, czerpiącą tytuł ze znanego wystąpienia Marii Janion: „Naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać”.
Z recenzji prof. Andrzeja Ledera
Bartłomiej Dobroczyński – psycholog, dr hab., profesor nadzwyczajny w Instytucie Psychologii UJ. Członek Kolegium Interdyscyplinarnego Centrum Etyki Wydziału Filozoficznego UJ oraz zespołu miesięcznika „Znak”. Zajmuje się historią psychologii, psychopatologii i psychoanalizy, irracjonalizmem, a także sztuką i alternatywnymi ruchami kulturowymi. Autor książek m.in. New Age. Il pensiero di una “nuova era” (1997), Idea nieświadomości w polskiej myśli psychologicznej przed Freudem (2005), Kłopoty z duchowością. Szkice z pogranicza psychologii (2009), Historia polskiej myśli psychologicznej (2009, z Teresą Rzepą), Czyje jest nasze życie? (2017, z Olgą Drendą); redaktor antologii Od Jekelsa do Witkacego. Psychoanaliza na ziemiach polskich pod zaborami 1900‒1918 (2016, z Pawłem Dyblem).
Mira Marcinów – adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Doktor psychologii i filozofka. Laureatka Nagrody Premiera za rozprawę doktorską i Nagrody im. Jerzego Perzanowskiego. Stypendystka m.in. Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Funduszu im. Adama Krzyżanowskiego. Realizuje projekty badawcze poświęcone dziejom psychoanalizy (NPRH), psychopatologii i integracji w kognitywistyce (NCN) oraz psychoanalizie w kontekście niemiecko-polsko-żydowskim (Humboldt-Stiftung). Opublikowała wiele artykułów w języku angielskim, francuskim i niemieckim. Autorka książek: Na krawędzi wolności Szaleństwo jako wybór w filozofii Henryka Struvego (2012) oraz Historia polskiego szaleństwa, t. 1: Słońce wśród czarnego nieba. Studium melancholii (2017).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 871

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona przedtytułowa

Strona przedtytułowa

Strona przedtytułowa

Strona przedtytułowa

Nieświadome jest z istoty swojej dla przeciętnego człowieka niedostępne, brak mu dla niego i narządu i zainteresowania. Gdyby pan napisał dzisiaj historię wężów morskich, mógłby pan liczyć na wielkie powodzenie – ale nieświadome…

Sigmund Freud1

11 G. Bychowski, Rozmowa z Freudem, „Wiadomości Literackie” 1936, nr 20, s. 4.

Wprowadzenie

Gdzie ty idziesz? – Gdzie? do Boga!

Och! nie tędy twoja droga!

Droga twa nie pędzi naprzód,

Ona idzie tylko WSTECZ!

Ona idzie tylko W GŁĄB!

Edward Abramowski1

Pomysł napisania książki o dziejach rodzimej psychoanalizy pojawił się w naszych rozmowach ponad dekadę temu. Jedno z nas dopiero co opublikowało obszerne opracowanie poświęcone idei nieświadomości przed Freudem w Polsce2 oraz przygotowywało całościowe ujęcie historii polskiej myśli psychologicznej od XVIII wieku do II wojny światowej3. Drugie zaś pracowało nad monumentalnym doktoratem poświęconym psychologicznej charakterystyce chorób umysłowych w dziewiętnastowiecznej psychiatrii polskiej. Jako że ścieżki naszych zainteresowań nieustannie się przecinały, stosunkowo szybko doszliśmy do przekonania, że powinniśmy to wykorzystać.

Pierwotny motyw przewodni był wręcz banalny i sprowadzał się do zamiaru przygotowania „porządnej”, zorientowanej chronologicznie opowieści o dziejach psychoanalizy na ziemiach polskich w pierwszych czterech dekadach XX wieku, bowiem mimo istnienia już w tamtym momencie niemałej liczby publikacji na ten temat4 nadal wydawał się on słabo rozpoznany i opracowany. Zasadniczo chodziło nam o pracę, która nie stroniąc wprawdzie od wątków kulturowych, skupiałaby się jednak przede wszystkim na szeroko rozumianej myśli psychologicznej, tak aby zagadnienia z obszaru dziewiętnastowiecznej psychopatologii, psychiatrii oraz psycho­terapii stanowiły wprowadzenie do zasadniczej części poświęconej zmiennym losom freudyzmu i psychoanalizy w naszym kraju. Jeszcze prościej rzecz ujmując, zamierzaliśmy sporządzić lokalną wersję – oczywiście proporcjonalną do naszych możliwości oraz istniejących źródeł i dokumentów – słynnej książki Henri F. Ellenbergera, poświęconej historii psychiatrii dynamicznej5. Niestety, okazało się, że z różnych powodów, mimo zebrania ogromnej ilości materiałów i napisania kilku obszernych fragmentów6, praca nad książką musiała zostać na jakiś czas przerwana i odłożona na później.

Kiedy po latach powróciliśmy do realizacji zarzuconego zamierzenia, sytuacja była już zupełnie inna niż w momencie jego planowania. Przede wszystkim rodzima psychoanaliza stała się nader popularna, wręcz modna, wśród krajowych badaczek i badaczy różnych specjalności i zaczęło się na jej temat ukazywać coraz więcej publikacji, zarówno artykułów poświęconych poszczególnym okresom, wydarzeniom, miejscom, problemom czy postaciom7, jak i bardziej rozbudowanych opracowań i monografii. Wśród tych ostatnich na czoło wysuwają się szczególnie trzy całościowo pomyślane pozycje: dwie książki autorskie, a mianowicie Psychoanaliza – ziemia obiecana?8 Pawła Dybla i Leny Magnone Emisariusze Freuda9, orazPrzywracanie pamięci10 – obszerny zbiór życiorysów polskich psychiatrów i psychologów o psychoanalitycznej orientacji, który przybliża polskiemu czytelnikowi nie tylko sztandarowe postaci z tego kręgu, ale także te mniej znane, choć przecież równie ważne i fascynujące. Co więcej, w ostatnim czasie ukazały się też trzy obszerne antologie rodzimych tekstów psychoanalitycznych z pierwszej połowy XX wieku (w tym jedna dwutomowa)11, zaś w 2017 roku odbyła się międzynarodowa konferencja Między nadzieją i rozpaczą. Dzieje psychoanalizy w Polsce 1900–1939 w polsko-żydowsko-niemieckim kontekście kulturowym12. Jako jej pokłosie została opublikowana kolejna obszerna monografia, dodatkowo wzbogacająca istniejące ustalenia o nowe fakty, odkrycia i rozeznania13.

Nie trzeba przekonywać, że wydarzenia te w znaczący sposób wpłynęły na pierwotną koncepcję naszej książki. Przede wszystkim wiele spośród dokonanych przez nas odkryć i ustaleń zdezaktualizowało się w świetle ogłoszonych prac, podobnie, choć w nieco mniejszym stopniu, zdewaluowała się koncepcja całości. Okazało się bowiem, że sporo zagadnień i tematów, z których chcieliśmy uczynić konstrukcyjne filary naszej narracji, zostało nie tylko dokładnie omówionych, ale wręcz wyeksploatowanych14, a w rezultacie przywoływanie ich jeszcze raz jawiło się jako zajęcie w gruncie rzeczy epigońskie i jałowe. Oczywiście, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że dotychczasowe opracowania były pisane zazwyczaj z niepsychologicznej perspektywy, nie zmieniało to jednak dojmującego odczucia, że musimy naszą książkę obmyślić na nowo i zrealizować inaczej, niż to pierwotnie zamierzaliśmy. Cały zamysł domagał się po prostu rewizji od samych podstaw.

Po wielu rozmowach i badaniach doszliśmy do wniosku, że po naszych poprzednikach i poprzedniczkach pozostały co najmniej dwie obszerne domeny do zagospodarowania. Na najbardziej rudymentarnym poziomie była to kwestia uzupełnienia istotnych braków i pominięć oraz korekta nieścisłości, a w efekcie rewizja utrwalonych już niekiedy poglądów na temat roli i znaczenia różnych autorów, wydarzeń, faktów i miejsc dla powstawania i kształtowania się barwnego fenomenu rodzimej psychoanalizy. Istniejące opracowania – w sporej mierze słusznie – faworyzują i eksponują dane wydarzenia (np. rolę pierwszych zjazdów psychiatrycznych), a także „akuszerską” działalność i znaczenie określonych osób (np. Ludwiki Karpińskiej, Ludwika Jekelsa czy Gustawa Bychowskiego). Ma to oczywiście swoje ważne racje merytoryczne, ale i słabe strony, zniekształca bowiem do pewnego stopnia obraz całości. Pozostając przy wątku osobowym, można powiedzieć, że chociaż Jekels czy Bychowski (oraz kilka innych najbardziej znanych i eksploatowanych we współczesnych publikacjach postaci) mieli rzeczywiście niepodwa­żalne zasługi jako emisariusze i ambasadorzy psycho­analizy w Polsce, to jednak z pewnością nie byli osamotnieni w swojej aktywności na tym polu. Za rozprzestrzenianie się Freudowskich idei na naszych ziemiach odpowiedzialna była również zaskakująco liczna grupa sympatyków i entuzjastek z drugiego i trzeciego planu, których dorobek w tym zakresie nie jest szerzej znany. Co więcej, w trakcie prowadzonych badań okazało się, że wśród tych mniej znanych i rzadziej uwzględnianych postaci co rusz natrafić można na niepospolite indywidualności, które swoimi publikacjami oraz prowadzoną działalnością kształtowały przychylną atmosferę dla recepcji psychoanalizy w rozmaitych polskich kręgach intelektualnych i zawodowych, stanowiły więc one swego rodzaju sól naszej freudowskiej ziemi. Do zagospodarowania pozostała też opowieść o uwarunkowaniach dla takiej, a nie innej recepcji psychoanalizy w Polsce. Innymi słowy, nikt nie pisał o historii polskiej myśli psychiatrycznej XIX wieku w kontekście prepsychoanalitycznym.

Pierwszym celem naszego opracowania stało się zatem napisanie odmiennej od już istniejących, a więc do pewnego stopnia alternatywnej wersji początków rodzimej psychoanalizy. Chodzi tu przede wszystkim o uzupełnienie istniejących braków: wydobycie na światło dzienne tego, co dotychczas było niedocenione lub naświetlone jednostronnie, ale także pominięte czy wręcz nieodkryte, i co mimo istnienia wielu opracowań na ten temat nadal jawi się jako nowe i nieznane. Takie uzupełnienie miało jednak swoje koszty formalne i kompozycyjne. Otóż negatywną konsekwencją realizacji tego zamiaru jest nierównomierne niekiedy rozłożenie akcentów, a nawet swoiste zachwianie proporcji, wyraźnie dostrzegalne w niektórych partiach naszej książki. W realizacji wygląda to bowiem tak, że prowadząc jakiś wątek, na przykład najciekawszych omówień dzieł Freuda w języku polskim, poświęcamy sporo miejsca tekstom, w których one były prezentowane i analizowane, gdyż takich nieuwzględnionych dotychczas publikacji – i to choćby tylko z pierwszych piętnastu lat XX wieku – pozostało zaskakująco wiele. Skłoniła nas do tego niezaprzeczalna wartość tych prac, skutkująca przekonaniem, że ich pominięcie okazałoby się w ostatecznym rozrachunku znacznie większym błędem niż zaniedbanie czystości formalnej, do której doszło w wyniku ich szczodrego uwzględnienia. W efekcie jednak nasza książka w wielu miejscach rozrasta się, a wręcz rozlewa i wychodzi z formy, przeistaczając się wtedy w opowieść, w której to narracje rodzimych autorek i autorów przejmują nad nami władzę i biorą nas w posiadanie, a my wtedy wycofujemy się, za­uroczeni, i pozwalamy im całkowicie zawładnąć sceną. Oczywiś­cie zrobiliśmy wiele, żeby ten feler nie był wyraźnie zauważalny ani tym bardziej dotkliwy. Nie zmienia to faktu, że czytelnik, który zostaje w efekcie zmuszony do częstego „przełączania się” z jednego trybu czytania (śledzenie myśli przewodniej całości) na drugi (poznawanie nieznanych faktów i korekta dotychczasowych przekonań), może niekiedy mieć poczucie zgubienia owego głównego wątku, w momencie gdy taki uzupełniająco-korygujący fragment ciągnie się przez wiele stron.

Ale sam tylko pomysł uzupełnienia braków oraz korekty pominięć i przeinaczeń nie mógł nas satysfakcjonować w pełni. Jest to wprawdzie niezbędna dla kompletności obrazu, pracochłonna i wymagająca niejakich detektywistycznych zdolności, lecz przy tym jednak dość banalna15 domena przekopywania dawnych tekstów, mieszcząca się gdzieś na skrzyżowaniu archeologii, archiwistyki oraz poszukiwań genealogicznych. Kolejny, bardziej ambitny, a przy tym rzeczywiście nowy cel, który sobie wyznaczyliśmy, przynależy raczej do sfery interpretacji niż faktów, jest zatem o wiele bardziej hipotetyczny od poprzedniego i w realizacji wymagał od nas znacznie więcej finezji i wysiłku. Jego efekt jest przez to także w sporej mierze dyskusyjny. Otóż istniejące w polskiej literaturze, bardzo wartościowe, czego podkreślania nigdy dosyć, opracowania przyjmują explicite bądź implicite określoną wizję obecności psychoanalizy w naszym życiu kulturalnym, zarówno w sensie historycznym, jak i w aspekcie urzeczywistnienia jej transformacyjnego potencjału. Można powiedzieć, że wspólnym mianownikiem sporej liczby, jeśli nie większości, tych opracowań jest wyrażane przez autorów przekonanie, że psychoanaliza – co zgodnie podkreślają w swoich różnych tekstach Paweł Dybel czy Lena Magnone, ale też inni badacze i badaczki – była w prowadzonych debatach intelektualnych, piśmiennictwie różnego rodzaju oraz społecznej praxis pierwszych czterech dekad XX wieku obecna w znacznie większym stopniu, niż dotychczas uważano. A co więcej, że była to obecność efektywna, mająca rzeczywisty wpływ na odbiorców komunikatu psychoanalizy: słabiej bądź mocniej, ale zawsze jednak oddziałująca na świadomość Polaków, przemieniająca ich rozumienie siebie oraz otaczającego świata.

Z pierwszą częścią takiej diagnozy możemy się zgodzić z łatwością. Jej wzmocnienie i jeszcze lepsze udokumentowanie uważamy za bardzo ważne i potrzebne, zwłaszcza w świetle znanego faktu, iż nawet pół wieku po zakończeniu II wojny światowej rozpowszechnione było u nas – i to nie tylko w kręgach laików – przekonanie, że w Polsce psychoanalizy nigdy nie było. Jednak, co musimy wyraźnie zaznaczyć, druga jej część budzi nasz spory sceptycyzm, a wręcz wydaje się nam więcej niż wątpliwa. Po licznych dyskusjach oraz analizie dostępnej nam literatury uznaliśmy zatem, że przyjmiemy na siebie rolę „adwokata diabła” i spróbujemy uzasadnić stanowisko przeciwne. Nie wdając się teraz w szczegóły, stanowią one bowiem całą dalszą treść i żywą substancję tej książki, będziemy starali się pokazać i na różne sposoby naświetlić pewien uderzający naszym zdaniem paradoks, który przedstawia się następująco. Otóż chociaż rzeczywiście psycho­analiza była na różne sposoby obecna w szeroko rozumianym świecie intelektualnym i atmosferze polskiego życia pierwszych czterech dekad XX wieku, chociaż napisano na jej temat dziesiątki artykułów, książek i felietonów, chociaż wypowiadali się o niej najważniejsi uczestnicy polskiego życia duchowego – intelektualnego, naukowego i artystycznego – i chociaż, last but not least, mieliśmy od kilku do kilkunastu aktywnych postaci, którym można (z pewną dozą ostrożności) przypisać psychoanalityczną orientację, to jednak REALNA, a więc emancypująca, transformująca i modernizująca obecność psychoanalizy na polskich ziemiach wydaje się trudna do zauważenia, i to zarówno wtedy, jak i dzisiaj, po latach od jej ustąpienia. Stawiając sprawę w polemicznym wyostrzeniu: choć wszystko wskazuje na to, że freudyzmu (ale też adleryzmu, jungizmu i innych psychoanalitycznych konceptów i „izmów”) było w polskiej atmosferze intelektualnej niemal całej pierwszej połowy XX wieku nadspodziewanie dużo (do zademonstrowania tego sami zresztą się walnie przyczynimy), to jednak była to w znakomitej większości przypadków obecność powierzchowna, wręcz naskórkowa, przede wszystkim werbalna, a w istocie pozorna. Sama zaś owa inkryminowana rodzima psychoanaliza jawi się w tym świetle jako fenomen tak słabo wpisany w tkankę duchową naszej ziemi, że niekiedy może sprawiać wrażenie, jakby nigdy go tutaj nie było. Będziemy starali się więc pokazać, że wbrew obiecującym początkom freudyzmu w Polsce z każdym kolejnym rokiem tracił on na rzeczywistym znaczeniu, zaś właściwe zrozumienie jego komunikatu, tego, co on rzeczywiście miał do powiedzenia, było udziałem naprawdę szczupłej garstki mężczyzn i kobiet. Wiele wskazuje też na to, że polska recepcja psychoanalizy była bardzo selektywna, zatrzymała się na pewnym etapie jej rozwoju i późniejsze jej formy oraz innowacje dokonane przez Freuda stały się dla naszej rodzimej publiczności trudne do przyjęcia, a wręcz „niestrawne”. Co więcej, podważali je, a nawet odrzucali, także rodzimi freudyści. Oznacza to, że psychoanalizy, rozumianej jako pewien proces modernizacyjno-emancypacyjny, w rzeczywistości nie tylko nie przeszliśmy, ale być może nawet nie zaczęliśmy i – podobnie jak wiele innych ważnych transformacyjnych procesów przeszłości – ona się nam po prostu nie udała. W związku z tym nadal jesteśmy skazani – miejmy nadzieję, że nie na modłę Syzyfa – na ciągłe jej zaczynanie niejako od początku, zaś taka ponawiana co jakiś czas zbiorowa, narodowa autorefleksja staje się powoli naszą hysterische Schicksalsneurose, histeryczną nerwicą przeznaczenia. I, co gorsza, cały czas ponosimy zarówno jednostkowe, jak i zbiorowe konsekwencje jej niedokończenia, niekoniecznie nawet zdając sobie z tego w pełni sprawę. Mamy nadzieję, że uda się nam choćby zachęcić czytelniczki i czytelników do takiego spojrzenia, do przyjęcia takiej właśnie perspektywy.

Na koniec pozostały nam jeszcze dwa istotne zastrzeżenia. Nasza książka – przede wszystkim w pierwszej części – będzie się roić od cytatów, a więc dosłownych przytoczeń oryginalnych tekstów i wypowiedzi licznych autorów i autorek, dawnych i dawniejszych. Wiele z tych przywołanych fragmentów będzie miało przy tym sporą objętość. Jest to świadomy zamysł i bierze się on nie tylko z zamiłowania do „powściągliwego liryzmu cytowania”, o którym pisał Michel Foucault16, ale przede wszystkim z wiary w rozstrzygające świadectwo słowa, a więc z przekonania, że jeśli coś nie jest jasne i pewne, jeśli istnieją spore rozbieżności w rozumieniu czyichś poglądów, to najlepiej zademonstrować, jak przedstawiła je sama ich autorka lub jak wypowiedział je ich zwolennik17. Stąd praca przy „otwartej kurtynie”, kiedy analizowana, żywa myśl jest obecna bezpośrednio przed oczami czytelnika, wydaje się nam tak cenna i pouczająca równocześnie (a w odniesieniu do przeszłości – wręcz niezastąpiona). Jednak, co trzeba tu podkreślić, wybrane i przedstawiane przez nas w dalszych częś­ciach cytaty nie służą wyłącznie jako „dowód” lub „poszlaka” w intelektualnym przewodzie. Co najmniej w takim samym stopniu wykorzystujemy je w roli integralnych elementów konstrukcyjnych własnych wypowiedzi. Robimy to zarówno w sensie pozytywnym (kiedy uważamy, że wyjątkowo trafnie wyrażają jakąś myśl i dzięki temu znacznie lepiej oddają to, co sami chcemy przekazać), jak i w sensie negatywnym, kiedy występują w odwrotnej roli, niż to zamierzył autor wypowiedzianych słów: stają się one wtedy swym zaprzeczeniem lub demaskacją18.

I wreszcie uwaga ostatnia. Nasza książka jest dyptykiem, a więc składa się z dwóch niezależnych, choć uzupełniających się, komplementarnych części, napisanych przez nas osobno. Jest ona zatem współdzieloną przestrzenią intelektualną, którą każde z nas zagospodarowało na swój sposób. Konstrukcją swą przypomina nieco Diamentową karocę Borisa Akunina19, której dwa tomy dzieli od siebie dwadzieścia siedem lat, pierwszy rozgrywa się w roku 1905 w Rosji, zaś drugi w 1878 w Japonii. I chociaż zrazu wydawać się może, że są one ze sobą zupełnie niepowiązane, to jednak po lekturze całości okazuje się, iż jest zgoła inaczej, część druga bowiem ujawnia fakty, w świetle których jasne stają się niezrozumiałe dotychczas wątki i wydarzenia z części pierwszej. W naszej narracji również cofamy się w czasie: Bóg na protezach i Freud nieumarły odnosi się zasadniczo do pierwszych czterech dekad XX wieku, podczas gdy następująca po nim część druga Od męczeństwa Barbary Ubryk do zaburzenia pozorowanego Polski stanowiprequel, który przenosi czytelnika do wieku XIX. Wierzymy, że podobnie, jak to było w przypadku powieści Akunina, są one ze sobą nie tylko powiązane, ale i w pewnej mierze wzajemnie się tłumaczą. Dlatego też zdecydowaliśmy się na ich opublikowanie pod jednym szyldem, jako całość, za którą bierzemy odpowiedzialność wspólnie.

1E. Abramowski, Poemat śmierci, Warszawa 1918, s. 69; wyróżnienia w oryginale.

2B. Dobroczyński, Idea nieświadomości w polskiej myśli psychologicznej przed Freudem, Kraków 2005.

3Przybrało ono najpierw formę rozdziału w podręczniku (R. Stachowski, B. Do­bro­czyński, Historia psychologii: Od Wundta do czasów najnowszych, w:Psychologia. Podręcznik akademicki, t. 1, red. J. Strelau, D. Doliński, Gdańsk 2008, s. 73–136), zaś po rozwinięciu i uzupełnieniu o nowe wątki stało się częścią osobnej książki na ten temat (T. Rzepa, B. Dobroczyński, Historia polskiej myśli psychologicznej. Gałązki z drzewa Psyche,Warszawa 2009). W tej ostatniej pracy znajduje się rozdział poświęcony dziejom polskiej psychoanalizy, będący niejako zaczynem tej zamierzonej publikacji.

4Wśród istniejących w tym czasie (czyli w okolicach roku 2008) opracowań warto zwrócić uwagę na następujące artykuły: S. Burkot, Od psychoanalizy klinicznej do literackiej, „Rocznik Naukowo-Dydaktyczny WSP w Krakowie” 1978, z. 68 („Prace Historycznoliterackie”, 7), s. 133–157; J. Strojnowski, Polsko-żydowskie kulturowe zaplecze psychoanalizy, „Archiwum Historii i Filozofii Medycyny” 1992, t. 55, z. 3/4, s. 277–286; K. Pawlak, Z. Sokolik, Historia psychoanalizy w Polsce, „Nowiny Psychologiczne” 1992, nr 4, s. 83–88; K. Walewska, Brève histoire de la psychanalyse en Pologne, „Les Lettres de la Societe de Psychanalyse Freudienne” 2005, no. 14. Cenny, gdyż opowiedziany z perspektywy kogoś, kto patrzy na nasze sprawy z zewnątrz, jest też tekst szwedzkiego badacza Magnusa Ljunggrena, który najpierw ukazał się po węgiersku jako A pszichoanalitikus áttörés kezdetei Lengyelországban, „Thalassa” 2000, Vol. 1, sz. 11, s. 151–159, następnie zaś po angielsku pt. The Early Psychoanalytical Breakthrough in Poland, w:Przekraczanie granic. Ewie Teodorowicz-Hellman z okazji 60. rocznicy urodzin, red. D. Tubielewicz Mattsson, J. Gesche, Warszawa 2006, s. 161–166. Nie wolno zapomnieć o książce Marka Lubańskiego Krytyka literacka i psychoanaliza. O polskiej psychoanalitycznej krytyce literackiej w okresie dwudziestolecia międzywojennego (Warszawa 2008). Najobszerniejszym opracowaniem z tego wczesnego okresu pozostaje jednak książka Pawła Dybla Urwane ścieżki. Przybyszewski – Freud – Lacan (Kraków 2000), w której jednak rozważania o rodzimej psychoanalizie stanowią tylko część większego przedsięwzięcia poświęconego innym zagadnieniom.

5H.F. Ellenberger, The Discoveryof the Unconscious. The History and EvolutionofDynamic Psychiatry, New York 1970.

6Ukazały się one w formie kilku wspólnych artykułów i rozdziałów w pracach zbiorowych, stanowiących zapowiedź zamierzonego opracowania: Henryka Struvego nieśmiałe odkrywanie nieświadomości, „Przegląd Psychologiczny” 2010, nr 3, s. 267–277; Konceptualny rodowód psychoterapii na ziemiach polskich, „Przegląd Psychologiczny” 2010, nr 3, s. 253–265; Spór o filozoficzne podstawy XIX-wiecznej psychiatrii polskiej na przykładzie polemiki Henryka Struvego ze środowiskiem lekarskim, „Archiwum Historii Filozofii i Myśli Społecznej” 2009, nr 54, s. 63–74; Gdzie „czarny anioł obłąkania nie ma przystępu”. Szkic o pochodzeniu idei obłędu zawinionego w kontekście literatury dziewiętnastego wieku, „Ethos” 2015, nr 2 (110), s. 109–126. Niedawno ukazała się też książka Miry Marcinów Historia polskiego szaleństwa, t. 1: Słońce wśród czarnego nieba. Studium melancholii, Gdańsk 2017.

7Jest ich teraz już tak dużo, że nie sposób tu wszystkich wymienić, zresztą w tym momencie nie ma takiej potrzeby. Będą się one bowiem sukcesywnie pojawiać na dalszych stronach tej książki jako punkty odniesienia, okazja do polemik lub źródła faktów i rozeznań.

8P. Dybel, Psychoanaliza – ziemia obiecana? Z dziejów psychoanalizy w Polsce 1900–1989, cz. 1:Okres burzy i naporu. Początki psychoanalizy na ziemiach polskich okresu rozbiorów 1900–1918, Kraków 2016.

9L. Magnone, Emisariusze Freuda. Transfer kulturowy psychoanalizy do polskich sfer inteligenckich przed drugą wojną światową, t. 1–2, Kraków 2016.

10Patrz:Przywracanie pamięci. Polscy psychiatrzy XX wieku orientacji psychoanalitycznej, red. P. Dybel, Kraków 2017. Oboje mieliśmy udział w powstaniu tego zbioru jako autorzy rozdziałów o Adamie Wizlu i Janie Nelkenie, ale oczywiście nadal była to tylko niewielka część tego, co w tym zakresie zamierzyliśmy sobie wcześniej.

11Najpierw ukazał się numer specjalny czasopisma „Psychiatria i Psychoterapia” (2015, t. 11, nr 4) zatytułowany Historia psychoanalizy, w opracowaniu Edyty Dembińskiej i Krzysztofa Rutkowskiego. Rok później pojawiły się dwie kolejne pozycje: Od Jekelsa do Witkacego. Psychoanaliza na ziemiach polskich pod zaborami 1900–1918. Wybór tekstów, red. B. Dobroczyński, P. Dybel, Kraków 2016; Psychoanaliza w Polsce. 1909–1946, t. 1–2, wybór, oprac. i wstęp L. Magnone, Warszawa 2016. Warto zauważyć, że w związku z tym wysypaniem się rogu obfitości powstał swoisty embarras de richesse: niektóre teksty Karola de Beauraina, Ludwika Jekelsa, Ludwiki Karpińskiej czy Jana Władysława Nelkena – wcześniej przecież zupełnie nieobecne w polskiej debacie na te tematy – zostały opublikowane w rocznym odstępie aż trzykrotnie, w każdej ze wspomnianych antologii.

12Konferencja odbyła się w Krakowie w dniach od 11 do 13 maja 2017 roku.

13Patrz:Zwischen Hoffnung und Verzweiflung. Die Geschichte der Psychoanalyse in Polen im polnisch-deutsch-jüdischen Kulturkontext 1900–1939, Hrsg. E. Kobylinska-Dehe, P. Dybel, L.M. Hermanns, Gießen 2018.

14Ilustratywnym, choć nie jedynym, przykładem takiego wyeksploatowanego tematu jest terapeutyczna działalność Ludwika Jekelsa w prowadzonym przez niego sanatorium w Bystrej. Zwłaszcza zaś wielokrotnie opisany został pobyt tam Gabrieli Zapolskiej i nieudana psychoanaliza naszej pisarki z czerwca 1906 roku. Pisali o tym Cezary W. Domański, Dybel, Magnone, Dembińska, Rutkowski (odniesienia do prac tych autorów i autorek pojawiają się w innych fragmentach książki) i Anna Kurowicka (Ludwig Jekels – apostoł Freuda w Galicji, w Szwecji i w Nowym Jorku, w:Przywracanie pamięci, dz. cyt., s. 45–83).

15Dla nas takie „wykopaliska” oraz uzyskane w ich wyniku efekty mają wręcz koneserski walor i stanowią niemałą atrakcję, jednak zdajemy sobie sprawę, że sporej części ludzkości rozkosze tego rodzaju są zgoła obce. To kwestia upodobań, a jak mawiał pewien bohater jednego z utworów Antona Czechowa: de gustibus aut nihil aut bene.

16M. Foucault, Żywoty ludzi niegodziwych, przeł. P. Pieniążek, w: tegoż, Szaleństwo i literatura. Powiedziane, napisane, wybór i oprac. T. Komendant, przeł. B. Banasiak i in., posł. M.P. Markowski, Warszawa 1999, s. 275.

17Zbyt często można odnieść wrażenie, że omawianie cudzych teorii i koncepcji wyłącznie „własnymi słowami”, czemu zwykle towarzyszy spory naddatek interpretacyjny, choć jest bezsprzecznie wyżej oceniane w hierarchii poczynań intelektualnych, prowadzi do poważnych zniekształceń, a w rezultacie do rozpowszechnienia się i utrwalenia błędnych mniemań i przekonań. Oczywiście, interpretacja jest ważna, stanowi integralną część humanistyki, co do tego nie ma wątpliwości. Jednak warto najpierw ustalić dokładnie, jak wygląda to, co ma być interpretowane.

18Jest to strategia bliska temu, co w swoim czasie Guy Debord określał mianem „przechwycenia”. Pozostaje nam tylko nadzieja, że będzie ona zawsze czytelna i oczywista.

19B. Akunin, Diamentowa karoca, cz. 1:Łowca ważek, cz. 2:Między wierszami, przeł. J. Gondowicz, Warszawa 2005.

Bartłomiej Dobroczyński

Bóg na protezach i Freud nieumarły

Psychoanaliza w Polsce – historie mniej znane

Freud bowiem twierdzi, że człowiek, mieniący siebie królem stworzenia, nie jest nawet panem własnych myśli i pożądań. Nie jego świadoma wola, lecz działające niejako w konspiracji tajemnicze duchowe siły, kierują jego myśleniem i działaniem, zagrażając stale jego psychicznemu zdrowiu. Jest tedy rzeczą zrozumiałą, że i twórca psychologii głębi musiał dojść do pesymistycznego poglądu na człowieka, który jest mimo triumfów nauki i techniki, słabą i bezradną istotą – „Bogiem na protezach”.

Jakub Bleiberg1

Ale ponieważ ludzkość nadal nie jest wyzwolona ze swych iluzji, więc jeśli rzeczywiście o to właśnie chodziło Freudowi, to on wciąż jest nieumarły.

Louis Menand2

11 J. Bleiberg, „Behavioryzm” i freudyzm. Dwa sprzeczne kierunki w dzisiejszej psychologii, „Nasz Przegląd” 1937, nr 366, s. 26.

22 L. Menand, Why Freud Survives, „The New Yorker”, 28.08.2017, https://www.newyorker.com/magazine/2017/08/28/why-freud-survives, data dostępu: 28.06.2018. Wszystkie cytaty z prac obcojęzycznych, o ile nie zaznaczam inaczej, podaję w tłumaczeniu własnym – B.D.

Ekspozycja: Freud ante portas

Współczesne rozumienie pojęcia nieświadomości ustanowił Zygmunt Freud. (…) pełen powagi sposób, w jaki przedstawił postulat, że NIEŚWIADOMOŚĆ JEST, zagwarantowała pozycję jego myśli w kulturze współczesnej.

Andrzej Leder1

Maurycy Bornsztajn, jeden z najwybitniejszych naszych neurologów i psychiatrów o psychoanalitycznej orientacji, w zamieszczonym w 1924 roku w „Warszawskim Czasopiśmie Lekarskim” omówieniu książki René Laforgue’a oraz René Allendy’ego Psychoanaliza i nerwice stwierdza z niejaką emfazą, że zadała ona

ostateczny cios tym poglądom, które niestety, znalazły echo i u nas, jakoby metoda psychoanalityczna posiadała w idei swej cechy swoiste, odpowiadające jedynie psychice o pewnem ukształtowaniu, a mianowicie psychice niemieckiej, anglosaskiej, żydowskiej, natomiast jakoby całkiem była niezgodna z psychiką narodów romańskich, łacińskich, katolickich, u których istnieje spowiedź religijna, zastępująca psychoanalizę2.

Chociaż ów „pogląd” miał według Bornsztajna „tylko pozory jakiejkolwiek słuszności”3, to jednak był w jego czasach nie tylko szeroko znany, ale wręcz obiegowy, a jego rodowód był, jak wszystko na to wskazuje, francuski. Z pewnością zaś został zaprezentowany na szerszą skalę w 1923 roku podczas zjazdu neurologicznego w Besançon, którego uczestnicy – o czym informuje inny znany polski psychiatra – wyrazili taką właśnie, a przy tym bardzo surową dla nauki Freuda, opinię: „psychoanaliza, podobnie, jak inne epidemje mistyczne, rozwija się przeważnie w krajach germańskich i anglosaksońskich, omijając narody łacińskie, które zawsze odznaczały się przedmiotowością obserwacyj i zdrowym rozsądkiem”4.

Rok później werdykt o analogicznej wymowie wydał dyrektor kliniki psychiatrycznej Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie Antoni Feliks Mikulski5 w swoim Podręczniku psychologii6, napisanym na użytek studentów medycyny i lekarzy. Po obszernym i nader krytycznym omówieniu koncepcji Freuda Mikulski formułuje bowiem profetyczną w zamyśle diagnozę, zgodnie z którą psychoanaliza jest przede wszystkim fenomenem lokalnym, zaś jej termin ważności jest ograniczony zarówno w czasie, jak i w przestrzeni:

Konstrukcje Freuda odpowiadają charakterowi niemców z ich skłonnością do metafizyki i rozważań scholastycznych, natomiast francuzi zachowują się z wielką rezerwą wobec psychoanalizy, która jednak i we Francji wobec wielkiej reklamy zaczyna czynić postępy. Znamy z historji przykłady szerzenia się pewnych teorji i poglądów filozoficznych w łonie jednego tylko narodu. (…) Pomimo wielkiego nieraz powodzenia tych prądów niewiele lub zgoła nic z nich nie pozostało7.

Bornsztajn, który z pewnością zasłużył sobie na miano rodzimego „buldoga Freuda”8, nie mógł się oczywiście z takimi poglądami solidaryzować, więc swoim oświadczeniem chciał gorąco zapewnić polskiego czytelnika o ich fałszywości. Jednak jego optymizm okazał się zdecydowanie przedwczesny, bowiem opinie o nieprzystawalności polskości i psychoanalizy, nierzadko podparte dodatkową tezą o całkowitej niemal nieobecności tej ostatniej na naszych ziemiach, miały i nadal mają twardy żywot. Na początku lat sześćdziesiątych Witold Jedlicki dość kategorycznie stwierdza, że Freudowska teoria „zapuściła w Polsce korzenie niezwykle słabe”9, zaś według Tadeusza Bilikiewicza i Jana Gallusa „[k]ierunek psycho­logiczno-psychoanalityczny, przeciwstawiający się w dziedzinie psychiatrii kierunkowi klinicznemu, nigdy nie miał w Polsce zbyt wielu zwolenników”10. Ci ostatni autorzy nie oszczędzają przy tym uszczypliwej uwagi właśnie Bornsztajnowi, zaznaczając specjalnie, że to jemu „nie udało się wywalczyć dla psychoanalizy Freuda uznania”11. Z kolei Jolanta Żyndul w swoim pouczającym posłowiu do fascynującej autobiografii Heleny Deutsch stwierdza, że w Polsce psychoanaliza „nigdy nie była popularna, ani w czasach jej powstania, ani później”, i zadaje dramatyczne pytanie: czy „straty, które poniosła polska humanistyka w wyniku braku łączności z tak ważnym nurtem intelektualnym współczesności, można jeszcze nadrobić?”12.

Nie sposób nie zastanawiać się nad prawidłowością takich diagnoz, gdyż wbrew pozorom obecność bądź też nieobecność freudyz­mu w Polsce nie jest wyłącznie kwestią takich czy innych losów pewnego kierunku w dziejach szeroko rozumianej psychologii czy nawet problemem „łączności” z ważnym nurtem humanistyki, ale jest też sygnałem czegoś znacznie bardziej fundamentalnego. Niezależnie bowiem od tego, jak się ocenia znaczenie psychoanalizy w dziejach kultury, wydaje się, że co do jednego można zgodzić się z pewnością. Otóż Freudowi, jak nikomu innemu, udało się zakwestionować rozpowszechnioną na Zachodzie wizję człowieka jako istoty wolnej, samoświadomej i w pełni zdającej sobie sprawę ze swych myśli, uczuć, pragnień i czynów. Oczywiście, przed nim i po nim było wielu myślicieli, którzy wypowiadali się w podobnym duchu i w równie kontrowersyjny dla swoich współczesnych sposób, jak choćby, nie przymierzając, Arthur Schopenhauer13 w pierwszej połowie XIX wieku czy „arcybehawiorysta” Burrhus F. Skinner ponad stulecie później14. Jednak to właśnie Freudowskie charakterystyki nieświadomości, a szczególnie przemawiające do wyobraźni rozważania na temat seksualności i przemocy, natrafiły na szeroki rezonans, nie tylko zresztą w kręgach naukowych. Niewątpliwie skłaniały one do pogłębionej autorefleksji oraz inspirowały coraz bardziej zaawansowane metodologicznie badania nad granicami podmiotowości człowieka, rzeczywistym stanem jego samowiedzy oraz rozlicznymi praktycznymi konsekwencjami, które muszą zostać wzięte pod uwagę, gdyby rewelacje autora Objaśniania marzeń sennych okazały się choćby tylko w części prawdziwe. I wydaje się, że to właśnie owo niepokojące lustro, które Freud postawił przed światem, zmuszało i zmusza nadal do rewizji najbardziej utrwalonych poglądów na temat naszej ludzkiej natury oraz formułowania coraz lepszych i bardziej adekwatnych odpowiedzi na takie fundamentalne pytania, jak: kim właściwie jesteśmy? czego możemy się spodziewać od siebie i od innych? jak mamy wychowywać nasze dzieci? w jaki sposób powinniśmy uczyć młodych o naturze seksualności? jak możemy sobie radzić z naszą skłonnością do przemocy?

Dodatkowo zaś freudyzm zawierał w sobie utopijną zapowiedź powstania nowego człowieka, a więc swoistą emancypacyjną obietnicę, której nie sposób lekceważyć, bowiem w ogromnej mierze stanowiła ona o jego wyjątkowej atrakcyjności dla szerokich kręgów odbiorców. Jak zauważają Janine Chasseguet-Smirgel i Bela Grunberger: „To paradoks freudowskiej psychoanalizy, że zmagając się nieustannie z iluzją, w pewien sposób ją uruchamia”15. Ogromne nadzieje z tym związane były zresztą dość często wyrażane przez rodzimych autorów z okresu międzywojnia, co widać na przykładzie Gustawa Bychowskiego, który odnotowując zatrważającą przewagę „pierwiastków irracjonalnych, niszczycielskich i nieludzkich” w naszych dziejach, retorycznie zapytywał: „Kto wie, czy przeniknięcie poznania psychoanalitycznego w głąb i wszerz ludzkości, nie przeobrazi kiedyś danego typu człowieka?”16. Z jeszcze większą emfazą ów wyzwolicielski potencjał zawarty w koncepcji Freuda opiewał późniejszy jej krytyk Roman Markuszewicz, w którego wypowiedzi autor Objaśniania marzeń sennych jawi się jako postać o wymiarze mitycznym, wręcz prometejskim:

Wszyscy jesteśmy przez Niego obdarowani, bowiem wszyscy nosimy w swej duszy cmentarzysko nieziszczalnych pragnień. On zaś pierwszy głośno wypowiedział to, o czem my wszyscy tylko podczas snu ośmielaliśmy się marzyć. Tym wielkim czynem swoim Freud rozświetlił przepastne głębie duszy ludzkiej, wyzwalając człowieka przez poznanie z pęt jego wcześniejszych przeżyć17.

Słusznie zatem zauważa Paweł Dybel, że dzieje psychoanalizy to nie tylko „ważki element naszej naukowej tradycji w XX wieku”18, ale też kwestia znacznie wykraczająca poza ramy specjalistycznej refleksji o historycznym charakterze. Ich poznanie i zrozumienie

każe inaczej spojrzeć na kondycję psychiczną współczesnego polskiego społeczeństwa i jego problemy, często nie tak znowu odległe od tych sprzed kilkudziesięciu lat. Pozwala też umieścić w szerszej historycznej perspektywie toczące się dzisiaj dyskusje i spory wokół takich kwestii, jak metody wychowania dzieci, edukacja seksualna w szkołach, równouprawnienie kobiet czy stosunek do osób o odmiennej niż heteroseksualna orientacji19.

Jeśli zgodzić się z tą konstatacją, to badanie początków recepcji psychoanalizy w Polsce oraz dalszych jej losów na naszych ziemiach jawi się w jej świetle nie tylko jako koneserska aktywność niewielkiej grupy zapalonych miłośników „starożytności”, lecz staje się sprawą o wiele bardziej praktyczną i ważną ze społecznego punktu widzenia. A kto wie, czy nie mogłoby nawet stanowić inspirującego punktu wyjścia do refleksji nad takimi niebanalnymi przecież kwestiami jak nasza tożsamość narodowa czy krytyczne przewartościowanie własnej historii i dziedzictwa kulturowego. Ale nie uprzedzajmy wypadków.

1A. Leder, Nieświadomość jako pustka, Warszawa 2001, s. 12; wyróżnienie w oryginale.

2M. Bornsztajn, [omówienie: R. Laforgue i R. Allendy, La Psychanalyse et les névroses], „Warszawskie Czasopismo Lekarskie” 1924, R. I, nr 10, s. 401. Zarówno w tym, jak i we wszystkich pozostałych cytatach wykorzystanych w tej książce zachowano pisownię oryginalną.

3Tamże.

4T. Jaroszyński, Psychoterapja emocjonalna, „Polska Gazeta Lekarska” 1924, R. III, nr 32/33, s. 744.

5O Mikulskim pisaliśmy więcej w tekście: M. Marcinów, B. Dobroczyński, Antoni Feliks Mikulski – zapomniany pionier psychologii klinicznej, w: Na drogach i bezdrożach historii psychologii, red. T. Rzepa, C.W. Domański, Lublin 2011, s. 123–134.

6A. Mikulski, Podręcznik psychologji. Dla użytku studentów medycyny i lekarzy, Wilno 1925. Mikulski był wielkim przeciwnikiem Freuda, nie zawsze posługującym się w tej materii wyłącznie merytorycznymi argumentami. W podręczniku one jednak na szczęście dominują. Teorii Freuda poświęcony jest osobny, obszerny rozdział, który jednak sprawia osobliwe wrażenie na tle całości, bowiem poprzedzające go rozdziały są zatytułowane kolejno: Postrzeganie, Wyobrażenia, Kojarzenie wyobrażeń, Uwaga, Pamięć, Inteligencja, zaś następujące bezpośrednio po nim to: Uczucia, Wzruszenie i Wola. A zatem wydaje się, że ma on wyraźnie interwencyjny, wtrąceniowy charakter.

7Tamże, s. 175.

8Określenie „buldog Darwina” przylgnęło w swoim czasie do słynnego angielskiego biologa i niestrudzonego popularyzatora teorii ewolucji – Thomasa Henry’ego Huxleya (patrz: Encyclopædia Britannica Online, hasło: Thomas Henry Huxley, https://www.britannica.com/biography/Thomas-Henry-Huxley, data dostępu: 26.06.2018). Użycie go w odniesieniu do Bornsztajna wydaje się o tyle usprawiedliwione, że on także, równie niezłomnie jak Huxley Darwina, przez całe swe zawodowe życie bronił Freuda i jego poglądów przed atakami i lekceważeniem.

9W. Jedlicki, Co sądzić o freudyzmie i psychoanalizie, Warszawa 1961, s. 7. Przy okazji warto nadmienić, że książka ta była jedną z nielicznych w tamtym okresie wyważonych wypowiedzi w debacie nad wartością spuścizny Freuda. Co więcej, autor objawia w niej fascynację jego osobą, w podsumowującym akapicie określa go jako wzór przenikliwości i pomysłowości, „uczonego, którego wspaniały obserwacyjny, wynalazczy i odkrywczy wysiłek, w ogromnym, trudnym do ogarnięcia stopniu wpłynął na kształt tego co, co dziś o zachowaniach ludzkich wiemy” (tamże, s. 139). W PRL początku lat sześćdziesiątych taka opinia była z pewnością na przekór panującej ideologii, a jej wygłoszenie wymagało sporej odwagi.

10T. Bilikiewicz, J. Gallus, Psychiatria polska na tle dziejowym, Warszawa 1962, s. 208.

11Tamże.

12J. Żyndul, Posłowie, w: H. Deutsch, Konfrontacja z samą sobą. Epilog, przeł. A. Pluszka, Warszawa 2008, s. 255.

13Por. np. A. Schopenhauer, O wolności ludzkiej woli, przeł. z oryg., wstępem, objaś­nieniami i słowniczkiem filozoficznym zaopatrzył A. Stögbauer, red. H. Goldberg, Warszawa 1908.

14Por. np. B.F. Skinner, Poza wolnością i godnością, przeł. W. Szelenberger, przedm. J. Szacki, Warszawa 1978.

15J. Chasseguet-Smirgel, B. Grunberger, Freud or Reich? Psychoanalysis and Illusion, New Haven 1986, s. 14. Cytat ten zawdzięczam Emanuelowi Bermanowi, który przywołał go w swoim wystąpieniu Psychoanaliza i utopia, wygłoszonym podczas wspomnianej we wstępie konferencji Między nadzieją i rozpaczą. Dzieje psychoanalizy w Polsce 1900–1939 w polsko-żydowsko-niemieckim kontekście kulturowym.

16G. Bychowski, Psychoanaliza, Lwów–Warszawa 1928, s. 179–180.

17R. Markuszewicz, Zygmunt Freud. W 70-letnią rocznicę urodzin, „Nasz Przegląd” 1926, nr 4, s. 7.

18P. Dybel, Psychoanaliza – ziemia obiecana? Z dziejów psychoanalizy w Polsce 1900–1989, cz. 1: Okres burzy i naporu. Początki psychoanalizy na ziemiach polskich okresu rozbiorów 1900–1918, Kraków 2016, s. 25.

19Tamże.

Teza: Psychoanaliza odegrała wielką rolę w polskim ruchu umysłowym

I jakkolwiek psychoanalizy nie można jeszcze uważać za gmach teoretycznie skończony, jakkolwiek to lub owo wypadnie jeszcze zmienić lub odrzucić, to jednak już dzisiaj można powiedzieć, że zarówno pod względem teoretycznym jak i w praktycznym swym zastosowaniu odegra psychoanaliza wielką rolę w naszym ruchu umysłowym.

Ludwika Karpińska1

Tym księciem, już nie z bajki, ale z prawdziwego, szczęśliwego zdarzenia losu okazał się Zygmunt Freud. Zstąpił do głębin, których istnienia nikt nie podejrzewał albo się ich bał i, świecąc sobie w mrokach lampą swego genjuszu, odkrył w zakamarkach przez nikogo dotąd nieznanych, skarby, które hojną ręką podarował światu…

Maurycy Bornsztajn2

W opracowaniach poświęconych rodzimym początkom psychoanalizy rozpowszechnił się i utrwalił pogląd, jakoby najwcześniejsze i najpełniejsze informacje na temat Freuda oraz jego koncepcji pojawiły się w polskojęzycznej literaturze medycznej przede wszystkim za sprawą Ludwika Jekelsa, który prowadził na tym polu niestrudzoną działalność popularyzatorską3. Jego niewielki artykuł z 1909 roku4 oraz wystąpienie podczas I Zjazdu Neurologów, Psychiatrów i Psycho­logów Polskich5 w Warszawie zwykle traktuje się jako na wpół mityczne rozpoczęcie przecierania szlaku psychoanalizy do Polski, zaś wielokrotnie przywoływany „poddańczy” telegram do Freuda6 – podpisany przez siedmioro uczestników kongresu – za swoisty ryt przejścia w tym zakresie. Z kolei II Zjazd Neurologów, Psychiatrów i Psychologów Polskich w Krakowie w 1912 roku uważa się za moment wejścia psychoanalizy w szerszy obieg intelektualny, gdyż teoriom Freuda i Junga poświęcono wtedy osobną sesję, a całość zwieńczyła burzliwa i pełna emocji dyskusja7.

Uważna lektura publikacji z końca XIX i początku XX wieku ujawnia jednak, że nie były to wszystkie ani nawet najbardziej interesujące przykłady najwcześniejszej recepcji idei psychoanalitycznych na ziemiach polskich. Okazuje się bowiem, że informacje na temat Freuda (ale także Josefa Breuera, Eugena Bleulera, Carla Gustava Junga, Wilhelma Stekla, Sabiny Spielrein i innych, profesjonalnie powiązanych z nim postaci) oraz jego pism i poglądów pojawiały się w polskich książkach i czasopis­mach przed 1909 rokiem, pojedyncze wzmianki już nawet w XIX wieku. Natomiast jeszcze przed wybuchem I wojny światowej ukazało się wiele obszernych i wartościowych omówień prac Freuda, których autorzy są rzadziej wymieniani wśród jego pierwszych zwiastunów, posłańców i emisariuszy. Co więcej, niektóre z tych omówień nie tylko przedstawiały tezy ojca psycho­analizy równie precyzyjnie jak Jekels, lecz także w poglądowy sposób umiejscawiały jego koncepcję na tle innych idei podobnego rodzaju, co znacznie ułatwiało wykształconemu czytelnikowi wyrobienie sobie własnego zdania. Z dzisiejszej zaś perspektywy ich rewelatorska wartość polega także na tym, że pokazują one wyraźnie, które elementy zrodzonego w Wiedniu kontrowersyjnego fenomenu w specjalny sposób przyciągały uwagę pierwszych komentatorów i recenzentów, co wydawało im się słuszne, atrakcyjne i możliwe do przyjęcia, co budziło wątpliwości i opory, a co niechęć czy nawet oburzenie.

Teodor Dunin, Kazimierz Orzechowski i Edward Abramowski – obiecujące początki psychoanalizy na ziemiach polskich

Warszawski lekarz Theodor Dunin porównywał ze sobą teorie i terapie histerii zaproponowane przez Janeta i Freuda, przyznając wprawdzie wyższość Janetowi, dodawał jednak, że inne metody leczenia mogą być równie skuteczne.

Henri F. Ellenberger8

Naszą intelektualną podróż zacząć wypada od konstatacji, że Sigmund Freud pojawiał się na łamach polskich czasopism medycznych już w XIX wieku, jednak nie w kontekście psychoanalizy, lecz swej pierwszej specjalności – neurologii9. I tak w roku 1895 Konstanty Stróżewski – lekarz z oddziału chorych nerwowo Szpitala Starozakonnych – wymienia nazwisko twórcy psychoanalizy w artykule O histeryi symulującej organiczne choroby układu nerwowego10. Freud zostaje tu wprost przywołany jako ekspert wypowiadający się na temat fizjologii histerii11. Kolejne odniesienie do neuro­logicznych poglądów wiedeńczyka – i tym razem jemu tylko poświęcone – pojawiło się również w XIX wieku, w tekście z 1897 roku autorstwa doktora Bolesława Komorowskiego. Ten lubiany przez dziecięcych pacjentów lekarz miejski Zwierzyńca (dzisiejsza dzielnica Krakowa) przedstawia na łamach „Przeglądu Lekarskiego”, w sekcji Oceny i sprawozdania, krótkie omówienie rozprawy „znanego neurologa Freuda”12 zatytułowanej Die infantile Cerebrallähmung, stanowiącej wszechstronną analizę dziecięcych porażeń mózgowych. Podobnie jak tekst Stróżewskiego, nie zawiera ono jednak żadnych wątków o psychologicznym charakterze.

Pierwsze wzmianki o Freudzie w kontekście psychoanalitycznym zaczynają się pojawiać również stosunkowo wcześnie, bowiem poczynając od roku 1900. Najpierw więc, w artykule niezapowiadającym na pierwszy rzut oka tej problematyki13, Stanisław Szuman przywołuje napisaną wspólnie z Breuerem pracę Freuda z 1893 roku14. Autor – wzięty lekarz psychiatra pochodzący z Poznania, przebywający w tym czasie w Monachium – w tekście O anomaliach odruchów powołuje się na ojca psychoanalizy przy okazji omawiania ogólnej teorii histerii, poświęcając wcześniej znacznie więcej miejsca koncepcjom Pierre’a Janeta, Jeana-Martina Charcota oraz znanego w tym okresie badacza zjawisk paranormalnych Frederica W.H. Myersa. Nazwiska Breuera i Freuda pojawiają się w odniesieniu do kwestii „siły i jakości wstrząśnień, które wywołały histeryę”15. Poza wszystkim ten wczesny artykuł Szumana wart jest odnotowania z powodów językowych, zawiera bowiem wręcz brawurowe neologizmy związane z problematyką nieświadomości, powstałe w wyniku przekładu terminów Janeta oraz Myersa, takie jak „bezsamowiedne” wrażenia, „podzakresowa samowiedza” czy „jaźń nadkresowa/podkresowa” (supraliminal/subliminal self)16.

W 1901 roku ma jednak miejsce wydarzenie znacznie ważniejsze, które, jak wiele na to wskazuje, powinno zostać uznane za kluczowe dla recepcji freudyzmu na ziemiach polskich, nie tylko zupełnie niezależne od starań Jekelsa w tym zakresie, ale co więcej, znacznie od nich wcześniejsze. Otóż ukazuje się wtedy niewielka książeczka Zasady leczenia neurastenii i histeryi17, napisana przez Teodora Dunina, wybitnego, a przy tym wielce wpływowego i powszechnie szanowanego lekarza, który aż do swojej przedwczesnej śmierci piastował, z niewielkimi przerwami, stanowisko ordynatora Szpitala Dzieciątka Jezus, ważnej warszawskiej placówki leczniczej zajmującej się przede wszystkim pomocą ubogim, kobietom ciężarnym, starcom i kalekom. Jak wielkim poważaniem cieszył się Dunin w ówczesnych kręgach lekarskich, wskazują opinie jego kolegów po fachu. W artykule opublikowanym jeszcze za życia Dunina Mieczysław Gantz podkreśla ogromny wpływ, jaki wywierał on na lekarzy wszystkich specjalności, i pisze, że był „pierwszym z terapeutów, do którego poczęli się zwracać z prośbą o kierownictwo i pomoc w nauce młodzi adepci medycyny”18. Zaś w pośmiertnym wspomnieniu Kazimierza Rzętkowskiego żal miesza się z emfazą:

Był on jednym z tych, u których trumny nie łzy cisną się do oczów, ale powstaje w duszy pytanie ogromnie bolesne i zwątpienia pełne: „co będzie teraz?”… Trudność znalezienia odpowiedzi na to pytanie jest właśnie miarą tego niezwykłego stanowiska, jakie zajął Dunin pośród nas, stanowiska, jakie wywalczył sobie tylko, jedynie dzięki swej bardzo mocnej i rozumnej indywidualności, potężnej energii, umiłowaniu bezgranicznemu nauki i zawodu, któremu się oddał19.

Nie są to jedyne ślady, które wskazują, że jego wypowiedzi na tematy fachowe były traktowane poważnie, a publikacje czytane z uwagą20. Chociaż Dunin był przede wszystkim internistą, to jednak przez całe życie doskonalił swe umiejętności zawodowe, dążąc do coraz większej wszechstronności. Kiedy więc w 1884 roku w wyniku konfliktu został skazany na przymusową bezczynność, wyjechał z kraju i udał się do Paryża, gdzie przez kolejne trzy lata pod okiem samego Jeana-Martina Charcota nabywał najnowszą wiedzę z zakresu neurologii i psychiatrii21. Zapoznawał się tam przede wszystkim z teoriami dotyczącymi tzw. nerwic czynnoś­ciowych (zaliczano do nich histerię, neurastenię, hipochondrię i „zwyrodnienie dziedziczne”) oraz z popularnymi sposobami ich leczenia, ze szczególnym naciskiem na hipnozę, którą zresztą zaczął na szerszą skalę stosować w swojej późniejszej praktyce. Zdobytymi doświadczeniami w tym obszarze Dunin dzieli się z czytelnikami właśnie w przywołanej książce, zaś przyświecają mu trzy główne cele. Po pierwsze, chce przedstawić w niej rozumienie etiologii neurastenii i histerii oraz naturę mechanizmu, który za nimi się ukrywa; po wtóre, rozważa wartość obowiązujących klasyfikacji tych chorób, po trzecie wreszcie – prezentuje własne poglądy na ten temat, uzasadniając je wnioskami płynącymi z prowadzonej w tym zakresie praktyki.

Dunin, realizując te plany, przybliża najpierw obowiązujące w tym czasie poglądy na naturę nerwic czynnościowych – oprócz odniesień do Freuda i Breuera pojawiają się liczne nawiązania do Charcota, Janeta czy Ottona Binswangera – i charakteryzuje je jako grupę chorób wywołanych przez patogenne wyobrażenie, które w neurastenii bywa dostępne świadomości chorego, podczas gdy w histerii jest ukryte, nieświadome. Żeby do niego dotrzeć, należy, zdaniem polskiego lekarza, koniecznie posłużyć się hipnozą i dzięki temu wydobyć je na powierzchnię. Wtedy dopiero można takie wyobrażenie pozbawić jego „mocy”, najlepiej poprzez wytłumaczenie chorej osobie, że ono już „przeminęło” i nie będzie wywoływało nowych objawów. Kwestią zasadniczą staje się jednak to, czy zawsze można dotrzeć do takiego nieświadomego, chorobotwórczego wyobrażenia, a jeśli nie, to co zrobić w takiej sytuacji. Próbując odpowiedzieć na to pytanie, Dunin referuje klasyczną teorię genezy histerii, zgodnie z którą do zapadnięcia na choroby nerwowe potrzebna jest pewna wrodzona lub nabyta dyspozycja, powodująca, że podatna osoba często i z dużą łatwością wchodzi w stany pomiędzy snem a jawą, w których ma być bardziej od osób „normalnych” narażona na prowadzące do dysocjacji (psychicznego rozszczepienia) wydarzenia o patogennym charakterze. I chora – bo wtedy uważano, iż na histerię chorują niemal wyłącznie kobiety22 – ulega traumie właśnie dlatego, że w takim przypominającym hipnozę stanie wszystkie jej krytyczne władze umysłowe są zawieszone. W związku z tym przyjęte przez nią patogenne wrażenia nie zostają uzgodnione z pozostałą częścią psychiki i znajdują się w niej jakby w stanie „otorbienia”, odizolowane od reszty osobowości. Takie odłączone wyobrażenie zwano w tamtych czasach hipnoidem – i w początkowych etapach swej kariery wierzył w jego istnienie także sam Freud. Dunin wprowadza w to miejsce własne, niezwykle charakterystyczne określenie, które zdobędzie sobie niejakie powodzenie u późniejszych polskich autorów. Stan chorobowy ustala się zatem wtedy, gdy traumatyczna sytuacja wprawdzie ustaje, jednak nie bez konsekwencji:

Później, kiedy chory powraca do normalnego stanu, wrażenie przechodzi, t.j. znika ze świadomości, ale tkwi w stanie nieświadomem z tem większą siłą, im mniej uległo korrekcyi. Od czasu do czasu wywołuje ono objawy histeryczne, np. napady, a zawsze towarzyszy im ten sam afekt jaki towarzyszył pierwszemu wrażeniu. Przy leczeniu metodą P. Janet’a oraz Breuer’a i Freud’a, lekarz wydobywa na jaw WYOBRAŻENIE PASORZYTNICZE i stacza z nim walkę, t.j. stara się za pomocą sądów, wyobrażeń wprowadzić w niem tę korrekcyę, jaką przy odbiorze wrażeń, zdrowy człowiek sam czyni23.

Lecz, jak odnotowuje Dunin, może istnieć jeszcze inny mechanizm patogenny, zaś jego identyfikacja jest zasługą Freuda. I tak w polskiej literaturze po raz pierwszy pojawia się koncepcja, w której to za pojawienie się choroby odpowiedzialne stają się czynniki działające niejako z wnętrza chorego, jednak – o czym Dunin jeszcze w tym momencie wyraźnie nie mówi – nie są one pochodzenia biologicznego (jak w przypadku hipnoidu), ale mają charakter kulturowy, wiążą się ze znaczeniem i są silnie, a do tego negatywnie, nacechowane emocjonalnie. Dunin charakteryzuje przy tym poglądy Freuda w sposób nie do końca odpowiadający intencjom ich autora, kładąc nacisk przede wszystkim na świadomy wysiłek chorego, aby usunąć pamięć o wrażeniu, które wywołało w nim dyskomfort:

W ostatnich czasach Freud zwrócił uwagę na to, że mechanizm ideowego powstawania histeryi może być jeszcze inny. Jeżeli, powiada on, pewne wrażenie jest dla człowieka wyjątkowo przykrem, wtedy stara się on świadomie o to, aby o niem nie myśleć. W ten sposób wrażenie nie znika, nie zostaje ono ani odreagowane (według wyrażenia Breuer’a) ani zkorygowane przez inne wyobrażenia i sądy, lecz wprost zostaje niejako świadomie zepchnięte do stanu podświadomości, gdzie dalej trwa i może wywoływać nienormalne przejawy, t. j. histeryę24.

Dunin stanowczo polemizuje z tym poglądem, przede wszystkim nie zgadza się na przyznanie temu mechanizmowi charakteru uniwersalnego: „zadaleko idzie Freud, jeżeli go chce rozciągnąć na wszystkie bądź większość przypadków histeryi”25 – zaś w tej negatywnej ocenie pomaga mu wiedza o tym, że Breuer uważa ów mechanizm również za wyjątkowy. Zatem Dunin wraz z nim odrzuca pogląd, że traumatyczne wyobrażenia muszą być przykre, a także podtrzymuje tezę o istnieniu hipnoidu. Przy okazji roznieca jedno z najważniejszych ognisk późniejszego rodzimego oporu przeciw psychoanalizie, a mianowicie niezgodę na seksualne umotywowanie etiologii nerwic:

Również przesadą jest ze strony Freud’a, który jako źródło główne, jeżeli nie jedyne histeryi, uważa nieprawidłowe wrażenia w sferze płciowej swe źródło mające; wszystko co wiemy o powstawaniu histeryi jak najoczywiściej temu przeczy. Ztąd też i proponowane przez Freud’a leczenie, polegające na przywo­ływaniu na jawie do świadomości zepchniętych z niej wrażeń może mieć tylko ograniczone znaczenie. Trwa ono według zdania Freud’a bardzo długo (np. 10 miesięcy w jednym przypadku) i jest bardzo mozolne. Co do mnie to sądzę, że hypnotyzm i tu byłby skuteczniejszy26.

W ten sposób, właśnie za sprawą rozprawki Dunina, Breuer i Freud, metoda katartyczna, nieświadomość rozumiana jako obszar psychiki zawierający stłumione treści o patogennym charakterze, a wreszcie sama psychoanaliza – po raz pierwszy, i do tego bardzo wcześnie, bo rok po publikacji Objaśniania marzeń sennych – wszystko to zostaje przedstawione polskiemu czytelnikowi. Co więcej, omawiany tekst nie przeszedł bez echa, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, a było to możliwe dlatego, że rok po rodzimej edycji ukazało się także wydanie niemieckie (w oficynie Hirschwald), gdzie nazwisko Dunina poprzedzono zinternacjonalizowaną formą jego imienia: Theodor27. Niezależnie od tego, że w tej wersji niepozorna książeczka polskiego lekarza zrobiła zupełnie zaskakującą, wręcz zawrotną karierę, która trwa do dzisiaj, bowiem – choć trudno w to uwierzyć – jest ona nadal przywoływana we wcale nie małej liczbie zagranicznych publikacji28, to jeszcze dodatkowo odnotował ją nie kto inny jak sam Henri F. Ellenberger w swojej fundamentalnej i chętnie cytowanej pracy poświęconej dziejom psychiatrii dynamicznej29. Szwajcarsko-kanadyjski badacz, opisując różne zjawiska i wydarzenia wiążące się z jej fenomenem, a mające miejsce w roku 1902, na jednym niemal oddechu wymienia następujące informacje (zwraca uwagę to, że Dunin pojawia się tu niczym deus ex machina, jako reprezentant „współczes­nej psychiatrii”, i do tego w całkiem doborowym towarzystwie):

W roku tym Janet został mianowany profesorem psychologii eksperymentalnej w College de France i rozpoczął wykłady na temat psychicznego napięcia oraz emocji, podczas gdy Freud uzyskał stanowisko profesora nadzwyczajnego na Uniwersytecie Wiedeńskim i zainicjował środowe, wieczorne posiedzenia swego koła30. Współczesna literatura psychiatryczna objawiała rosnące zainteresowanie rodzącą się psychiatrią dynamiczną. Warszawski lekarz Theodor Dunin porównywał ze sobą teorie i terapie histerii zaproponowane przez Janeta i Freuda, przyznając wprawdzie wyższość Janetowi, dodawał jednak, że inne metody leczenia mogą być równie skuteczne31.

Jeśli zatem prawdą jest, jak twierdzi Lena Magnone, powołując się przy tym na Fredericka J. Hoffmana, autora książki Freudianism and the Literary Mind z 1945 roku, że proces ostrożnego przyjmowania psychoanalizy przez środowiska lekarskie trwał około dziesięciu lat (poczynając od roku 1900, a więc od daty publikacji Objaśniania marzeń sennych), to Teodor Dunin znajdował się w ścisłej awangardzie tego procesu. Z naszej rodzimej perspektywy najważniejszym efektem publikacji Zasad leczenia neurastenii i histeryi było to, że przeczytało je parę osób z kręgów medycznych i psychologicznych zainteresowanych tą problematyką32, a co najmniej dwie z nich wykorzystały zdobytą w ten sposób wiedzę w swoich późniejszych wypowiedziach o freudyzmie. Wydaje się więc, że tę skromną w zamyśle książkę można uznać za najważniejszą ze wszystkich wczesnych polskich enuncjacji na temat Freuda i psychoanalizy. Przy czym, co znowu trzeba podkreś­lić, nie była ona w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku ani jedyną, ani też najbardziej szczegółową publikacją z odniesieniami do freudyzmu. Pozostaje jednak pracą pionierską33, wartą odnotowania również dlatego, że jej autorem była postać dla naszej medycyny wielce znacząca i wpływowa.

Na kolejne rozbudowane i zdecydowanie tym razem afirmujące prezentacje idei Freuda przyjdzie jednak poczekać jeszcze parę lat, przy czym, co ciekawe, ich autorów także nie wymienia się zwykle w gronie pierwszych rodzimych animatorów, akuszerów czy położników psychoanalizy, choć z pewnością zasługują na to miano. Tym bardziej należy poświęcić im tu więcej miejsca. Oto w 1908 roku, w sekcji Nowe dzieła „Lwowskiego Czasopisma Lekarskiego”34, pojawia się skromne, aczkolwiek nader treściwe, omówienie Psychopatologii życia codziennego dokonane przez Kazimierza Orzechowskiego, późniejszego wybitnego profesora neurologii, który wtedy przebywał w Wiedniu, gdzie praktykował w klinikach Richarda von Kraffta-Ebinga oraz Carla Harko von Noordena, a także w kierowanym przez Wagnera von Jauregga Instytucie Neuro­logicznym. Jest to, jak się zdaje, jedna z najwcześniejszych dłuższych wypowiedzi w języku polskim na temat Freudowskiego klasyka, a co szczególnie godne podkreślenia, pojawiła się ona niecały rok po jego światowej premierze. Gdyby zaś przyjąć stanowisko autora omówienia za swoisty omen zapowiadający, jak potoczą się dalsze losy psychoanalizy na ziemiach polskich, to lepszy początek wręcz trudno byłoby sobie wymarzyć. Orzechowski bowiem już od pierwszego akapitu daje jasno do zrozumienia, że książka budzi jego sporą sympatię:

W tłumaczeniu snu dał się Freud poznać jako wyznawca determinizmu psychicznego. Z góry jesteśmy skłonni dzielić jego zapatrywanie. Zapewne najdziwaczniejsze skojarzenia snów, najśmielsze, a tak z prawdą nieraz sprzeczne wytwory naszych marzeń na jawie, najzabawniejsze i niezrozumiałe pomyłki, które popełniamy w mowie, piśmie, czynnościach codziennych, wszystkie te fakta, jako wyszłe z naszej psyche, muszą mieć umotywowanie psychiczne. Przypadków w naturze nie ma, nie ma ich też w przejawach psychicz­nych. Tłumaczenie tych różnych objawów może tylko ulegać dyskusyi, której ciosy gromiły też Freuda niejednokrotnie za śmiałość jego pomysłów. W tej książce jesteśmy jednak po jego stronie35.

W dalszej części Orzechowski gorąco zachęca do zapoznania się z omawianą pozycją, którą określa jako ze wszech miar „interesującą i wykończoną pod względem formy, jak każda praca Freuda”36, co sugeruje, że w tym początkowym przecież okresie ekspansji psychoanalizy autor miał już kontakt z innymi pismami wiedeńczyka. Dodatkowo, aby zachęcić do lektury, przywołuje atrakcyjne fragmenty książki, w których ujawniają się charakterystyczne cechy dynamicznego myślenia o kryptopsychice:

Bardzo często mają małe niezgrabności życiowe podkład płciowy. Naiwność, zmieszanie się młodych ludzi i dzieci są często tylko maską nieświadomej nieprzyzwoitości. Stekel przytacza taki przykład: „Wchodzę do pokoju i podaję rękę pani domu. Dziwnem zdarzeniem rozwiązuję przytem wstażkę jej wolnej sukni porannej. Nie jestem świadom żadnego nieuczciwego zamiaru, a przecież wykonałem ten niezgrabny ruch ze zgrabnością eskamotera”37.

W konkluzji autor powraca do kwestii determinizmu psychicznego i konstatuje: „Wspólną cechą wszystkich błędnych i przypadkowych czynności jest możność sprowadzenia ich do zepchniętego materyału psychicznego, który chociaż oddalony od świadomości, nie stracił przecież zupełnie zdolności wyrażenia się”38.

Na tej jednej recenzji popularyzatorska działalność Orzechowskiego jednak się nie skończyła. W tym samym periodyku parę miesięcy później zamieścił on smakowite ze względów językowych omówienie artykułu Freuda teoria histerii39, w którym pozostający wtedy jeszcze w dobrych relacjach ze swym mistrzem Carl Gustav Jung „zwraca się przeciw jego krytykom”40. Z omówienia przedstawionego przez polskiego uczonego można się dowiedzieć, iż poglądy Freuda ukształtowały się w trakcie wspólnej pracy z Breuerem, a ich istotę stanowi przekonanie, „że histerycy cierpią wskutek wspomnień”41. Orzechowski stara się wiernie przybliżyć polskiemu czytelnikowi, na czym polega histeryczny mechanizm „uwięzgnięcia i konwersyi” szkodliwego afektu, który nie mogąc się przejawić u chorego na zewnątrz w formie psychologicznego odreagowania, znajduje swój symboliczny wyraz w nierzadko dotkliwym symptomie somatycznym, a więc objawie cielesnym. Jako przyczynę autor wskazuje konflikt psychiczny zachodzący pomiędzy wczesnodziecięcymi traumami o seksualnym podłożu a świadomością, która nie chce dopuścić ich do głosu; mówi więc o „niemożności pogodzenia zespołu wyobrażeń, stanowiącego uraz psychiczny z normalną treścią świadomości” i o „spychaniu ich w nieświadome (Verdrängung)”42. W tekście pojawiają się przypuszczalnie pierwsze polskie przekłady terminów psycho­analitycznych, takie jak choćby „odczynienie” lub „wyburzenie się afektu” (abreagieren), „objawy wstrzymania” (Retentionsphänomene) czy nieodparcie urocza z perspektywy czasu wykładnia Anal-erotismus jako „erotyzmu rzyci”43. Zwraca też uwagę to, że artykuł jest dość odważny i przedstawia szczegóły, które dla ówczesnego czytelnika, nawet z kręgów medycznych, mogły jawić się jako drastyczne pod względem obyczajowym, zwłaszcza zaś kwestie dotyczące drażliwego styku seksualność dziecięca – kazirodztwo – skatologia. Jednak, co także warte podkreślenia, zarówno w tym, jak i w poprzednim omówieniu poglądów Freuda przez Orzechowskiego nie znajdziemy żadnego śladu niechęci wobec tego rodzaju zagadnień, co – można powiedzieć, uprzedzając wypadki – było swego rodzaju ewenementem:

Jung ilustruje naukę Freuda o płciowym mechanizmie objawów histerycznych na przykładzie następującej choroby dotyczącej 20-letniej inteligentnej kobiety. Pierwsze objawy przypadają na 3 i 4 r. ż. Chora wstrzymywała wtedy stolec tak długo, póki jej bóle nie zmusiły do oddania go. Potem przyswoiła sobie następującą procedurę. Oddawała kał przykucając na jednej nodze i napierając piętą drugiej nogi na rzyć. Trwa to do 7 r. ż. Tą czynność uważać należy za zboczenie płciowe dziecięce, które Fr. nazywa Anal-erotismus. Z 7 rokiem ustało to zboczenie, a natomiast poczęła się chora samogwałcić. Raz biorąc cięgi od ojca na obnażone pośladki, poczuła wyraźne podniecenie płciowe, toż samo uczuła potem, będąc świadkiem podobnej kary cielesnej, którą ojciec wymierzył bratu. Od tego czasu poczęła się dziwnie opornie zachowywać wobec ojca. Z 13 r. ż. następuje pokwitanie i w tymże czasie występują u chorej fantazye płciowe o charakterze poniewolnym i w rodzaju zboczeń. Chora ilekroć je, wyobraża sobie oddawanie kału, podobnie, gdy spogląda na kogo przy stole, zwłaszcza na ojca. Zwłaszcza widok rąk ojca wywołuje u niej podniecenie płciowe: stąd brzydzi się ich dotknąć. Jeśli chora ściągnęła na siebie karę, czy naganę, reaguje na nie kurczowym śmiechem, pokazywaniem języka, ruchami, wykrzykami odrazy, bo równocześnie uplastycznia sobie rękę ojca, wymierzającego razy na jej pośladki, przyczem doznaje podniecenia płciowego i nie może się wstrzymać od onanii44.

Kolejne wczesne odniesienie się do myśli Freuda przez polskiego autora wymaga krótkiego wprowadzenia. Otóż kiedy wspomina się o I Zjeździe Neurologów, Psychiatrów i Psychologów Polskich w Warszawie jako inicjacyjnym momencie dla recepcji psychoanalizy w Polsce, to zwykle jako kluczowy wymienia się wspominany już referat Jekelsa oraz gorącą dyskusję, którą on wywołał45. Warto jednak zaznaczyć, że w opublikowanych rok później materiałach z tego kongresu znalazła się pomijana zwykle w omówieniach na temat dziejów polskiej recepcji freudyzmu praca zgłoszona wprawdzie na zjazd, lecz „wskutek nieprzybycia prelegenta” nieprzedstawiona uczestnikom, a mianowicie artykuł Edwarda Abramowskiego Stany podświadome jako zagadnienie psychologii doświadczalnej46. Zarówno autor tego opracowania, jak i jego treść zasługują na więcej niż tylko krótką wzmiankę. Przy wszystkich proporcjach zachowanych można bowiem zaryzykować twierdzenie, że Abramowski z racji swoich zainteresowań oraz prowadzonych badań był wtedy osobą najbardziej predestynowaną do podjęcia „dialogu” z Freudem. Przede wszystkim opracowywał on w tym okresie włas­ną, niezwykle oryginalną koncepcję kryptopsychiki, zwanej przez niego podświadomością, która parę lat później zyskała niejaką sławę w kręgach intelektualistów języka francuskiego. W znaczący sposób wpłynęła na przykład na Jeana Epsteina, reżysera, teoretyka filmu i krytyka literackiego, który urodził się w 1897 roku w Warszawie, w rodzinie polsko-żydowsko-francuskiej. Epstein – zapamiętany przede wszystkim jako autor pierwszej filmowej adaptacji Zagłady domu Usherów według Edgara Allana Poego – wykorzystywał myśl polskiego psychologa właśnie w odniesieniu do estetyki dzieła filmowego47. Adam Ważyk przekonuje z kolei, że choć wprawdzie Abramowski „stał z daleka od życia literackiego”48, to jednak może być uznany za późno odkrytego teoretyka symbolizmu, a nawet awangardy. Formułuje w tym kontekście przypuszczenie, że gdyby był on „znany w kręgu nowatorskim, tak jak był znany i czytany Brzozowski, u którego szukano artystycznego drogowskazu, teorie «Almanachu» zyskałyby większą powagę i rozmach”49. Nie zaszkodzi też wspomnieć, że na pracę Abramowskiego Le subconscient normal. Nouvelles recherches expérimentales z 1914 roku powoływał się Jean-Paul Sartre w swej książce o wyobrażeniach jeszcze trzydzieści pięć lat później50. W swoim czasie była to zresztą, jak się wydaje, najczęściej za granicą dyskutowana polska praca psychologiczna. Belgijski filozof Georges Dwelshauvers omawiał zawarte w niej poglądy Abramowskiego w książce L’inconscient, zaś samą koncepcję podświadomości poddali ocenie także psychologowie francuscy, wśród nich Alfred Binet i Henri Piéron, którzy potraktowali ją jako przykład z obszaru „myślenia bezobrazowego” oraz trwania „masy pamięciowej”51.

Jednak w kontekście relacji z psychoanalizą najistotniejszy wydaje się fakt, że Abramowski prowadził rozległe eksperymentalne badania nad różnymi aspektami podświadomości – od pamięci, określanej przez niego mianem kryptomnezji (odkrył też zjawisko reminiscencji), poprzez tzw. opór zapomnianego, aż do doświadczeń estetycznych i religijnych – które pozostawały w znaczącej korespondencji z zainteresowaniami Freuda i jego uczniów. Nic dziwnego, że w swoim tekście polski autor nie tylko sporo mówi o psychoanalizie, ale też pokazuje różne miejsca styczne między jej twierdzeniami a własnymi pomysłami i rozwiązaniami. Przede wszystkim więc interpretuje freudyzm w bliskich sobie kategoriach wzruszeniowych, następnie przybliża polskiemu czytelnikowi istotę terapii psychoanalitycznej, aby wreszcie oznajmić, że w wyniku prowadzonych poszukiwań nie tylko odkrył zjawiska pozostające w bliskiej korespondencji z fenomenami odkrytymi przez Freuda, ale co więcej – że z sukcesem potrafi je eksplorować w warunkach laboratoryjnych. Czytamy zatem, że jego metoda

pozwala na eksperymentalne badanie symbolistyki podświadomego, które nie przypomina się, nie uświadamia się, pozostaje zapomnianem, a jednocześnie wysyła do świadomości pewne znaki wyobrażeniowe, pod którymi się kryje. Symbolistyka ta, której Freud i Jung nadają tak wielkie znaczenie w psychoanalizie chorych, może być badaną w laboratoryum na wielką skalę u osób normalnych52.

Podobnie też w innym miejscu polski psycholog twierdzi, że opór pamięciowy, który odnotował u osób przez siebie badanych, „to ten sam opór podświadomego, jaki odnaleźli Freud i Jung w podświadomości patologicznej”53. W tym świetle już nie tak bardzo zaskakuje fakt, że nawet Maurycy Bornsztajn, surowy przecież zazwyczaj strażnik ortodoksji, przyznaje w swoim podręczniku psychiatrii, iż to właśnie z racji prowadzenia badań nad podświadomością „w głąb” i „przy pomocy metody skojarzeń łańcuchowych” „uważać należy Edwarda Abramowskiego za prekursora psychoanalizy u nas”54.

Pouczające będzie zatem przytoczenie w tym miejscu jego szkicowej rekonstrukcji psychoanalizy jako terapii, właśnie dlatego, że jest to rzadki na rodzimym gruncie przykład interpretacji myśli Freuda przez badacza posiadającego już sporo własnych osiągnięć w eksploracji fenomenów utajonej psychiki. Abramowskiego, podobnie jak Dunina i Orzechowskiego, interesuje przede wszystkim kwestia zniknięcia „wzruszenia” ze świadomości, następnie jego przemiany w objaw psychopatologiczny lub somatyczny, a w końcu obiecana przez psychoanalizę możliwość powtórnego przeżycia afektu, odreagowania go w ten sposób i wyleczenia. W zacytowanym fragmencie zwracają uwagę dwie sprawy: obecność – używanej w podobny sposób również przez Juliana Ochorowicza – kategorii „ideoplastii”, odnoszącej się do możliwości produkowania przez psychikę efektów somatycznych, oraz demonstrowana przez Abramowskiego wiara w terapeutyczną skuteczność metody psychoanalitycznej:

Na podstawie (…) teoryi odłączenia od świadomości pewnych grup emocyonalnych przeżyć, dyssocyacyi, wyrosła także nowa metoda leczenia, tak zwana PSYCHOANALIZA Freuda, lub PSYCHOSYNTEZA Bezzoliego. Wszelka odłączona grupa wzruszeniowa jest IDEOPLASTYCZNĄ, dążącą do wywołania i utrwalenia w organizmie rozmaitych zaburzeń ruchowych, naczynioruchowych, oddechowych, trawieniowych i t. d. Im głębiej posuniętą jest izolacja, tem silniej akcentują się owe zaburzenia. Czynnikiem, działającym przede wszystkiem w grupie odosobnionej, jest jej wzruszeniowość, jest to, jak Freud nazywa, “eingeklemter Affect”, WZRUSZENIEUWIĘZIONE. Cała metoda leczenia polega na tym, aby wzruszenie to oswobodzić, zmuszając grupę odosobnioną do wejścia w sferę świadomości, do nawiązania połączeń z systematyzacyami świadomości normalnej, do powtórnego przeżycia [połączonego – B.D.] z samowiedzą, z wypowiedzeniem jak najszczegółowszem, pierwotnego faktu wzruszeniowego. Podczas gdy się odbywa takie powtórne przeżycie faktu IN STATU NASCENDI – objawy newrozy skurcze, bezwłady, newralgie, hallucynacye, znieczulenia, występują z wielką siłą, poczem zanikają zupełnie i stanowczo55.

Wziąwszy pod uwagę to, że powyższe freudowskie odniesienia nie są jedynymi w bogatej twórczości Abramowskiego56, oraz to, że wyraził on zainteresowanie inicjatywą Eugenii Sokolnickiej, która bezskutecznie zamierzała tuż przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości założyć w Warszawie lokalne towarzystwo psychoanalityczne57, wydaje się, iż jego przedwczesna śmierć w 1918 roku uniemożliwiła życzliwą konfrontację na szerszą skalę tego jednego z najważniejszych psychologów polskich przełomu wieków z fenomenem freudyzmu. Niestety, dzisiaj można tylko domniemywać, jaki byłby jej wynik.

Tadeusz Jaroszyński – surowy „analityk” Freuda

Nadzwyczaj złożona i zawiła budowa koncepcyi psychologicznej Freud’a wymaga specyalnej analizy szczegółowej, aby była należycie zrozumiana. Właśnie ci, którzy ją najwięcej zwalczają, należycie jej nie rozumieją.

Tadeusz Jaroszyński58

Kolejną niedocenioną, a w efekcie zbyt słabo eksponowaną postacią, która odegrała znaczącą, jeśli nie najważniejszą – w tym wczes­nym okresie – rolę w popularyzacji psychoanalizy na rodzimym gruncie, był wybitny neurolog, psychiatra i psycholog Tadeusz Jaroszyński59. Nie tylko w kompetentny i wyważony sposób omawiał on idee Freuda w swoich wystąpieniach i tekstach, poczynając od roku 1909, ale także jako jeden z pierwszych próbował stosować psychoanalizę w praktyce. O tym ostatnim zaświadcza sprawo­zdanie z neurologiczno-psychiatrycznego posiedzenia Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego, które odbyło się 19 marca 1910 roku. Jaroszyński przedstawił na nim trzy przypadki przeprowadzonej przez siebie psychoanalizy, a co więcej, uczynił to w otoczeniu wpływowych lekarzy, podczas prezentacji na sali znajdowali się bowiem między innymi Zylberlastówna (znakomita neurolożka znana później jako Natalia Zandowa), kolejny neurolog Władysław Sterling, autor sprawozdania Stanisław Kopczyński oraz Henryk Higier (który pojawi się tu jeszcze wiele razy)60. Jako że jest to jeden z najwcześniejszych, choć oczywiście nader skrótowych, opisów psychoanalizy praktycznej w czasopiśmie lekarskim, warto go przytoczyć in extenso. Zapoznając się z nim, trudno nie zauważyć, że każdy z przytaczanych przypadków dotyczy kwestii związanych z popędem seksualnym, a ściślej: z restrykcjami nałożonymi na jego zaspokojenie i wynikłymi z tego cierpieniami:

Jaroszyński wypowiedział rzecz p. t. „Przyczynek do psycho-analizy idei natrętnych”. Jest to próba zastosowania metody psycho-analitycznej Freuda w 3-ch przypadkach natręctwa myślowego.

Przypadek I. Uczeń lat 17. Skrupuły religijne i idee natrętne grzeszności rozwinęły się u niego po kilku latach pobytu w zakładzie wychowawczym o przesadnym rygorze religijnym. W wywiadach: onanizm od 13 r. ż., powstrzymanie się od niego pod wpływem religii w 14-ym r. ż., od tego czasu częsta spowiedź i stopniowy rozwój obaw: wszystko wydawało mu się grzechem, co mogło dawać powód do myśli nieprzyzwoitych. Interpretacya tego przypadku w duchu Freuda: Wzmożona nienormalnie seksualność, uległszy przez wpływ religijny stłumieniu, zaczęła powracać do świadomości pod postacią tych wyobrażeń, które zostały użyte do jej stłumienia. Skrupuły grzeszności powstały wskutek przeistoczenia się siły tłumienia w siłę natręctwa.

Przypadek II. Student teologii, lat 24. Podobne obawy przed ciągłem grzeszeniem i podobna geneza ich powstania. Wyniki psychoanalizy: chorego dręczyły sny o treści seksualnej; pragnąc się od tych wizyi uwolnić, wstrzymywał oddech, zaciskał pięści; ztąd zaburzenia hipochondryczne z tej dziedziny, która została użyta do tłumienia seksualności.

Przypadek III. Mężczyzna, lat 33. Myśli natrętne dotyczą ubrania, które mu się wciąż wydaje niewygodnem. Psychoanaliza wykryła, że początek tego niepokoju, jaki odczuwa, datuje się od czasu, gdy popęd płciowy chorego był podniecony, a nie mógł być zaspokojony w związku z pewną częścią toalety61.

Na ile ten oraz inne przypadki psychoanalizy prowadzone przez Jaroszyńskiego62 były zgodne z obowiązującą w tym okresie ortodoksją, możemy jedynie domniemywać. Wydaje się to raczej wielce wątpliwe, z racji wyrażanych przez niego zarówno w tym czasie, jak i później sympatii przede wszystkim do koncepcji terapeutycznych Józefa Babińskiego i Janeta63. Jednak niezależnie od tego jest on trzecią (obok Jekelsa i Hermana Nunberga64) postacią w obszarze polskojęzycznym, która nie tylko przyczyniła się do rozpowszechnienia idei Freuda, ale próbowała je spożytkować w prowadzonej działalności lekarskiej. Gwoli porządku odnotować jednak należy, że w przedstawionym właśnie przykładzie kategoria „psychoanalityczności” odnosi się raczej do kwestii diagnostyczno-interpretacyjnych niż do oddziaływań o charakterze terapeutycznym.

W tym miejscu wypada mocno zaznaczyć, że również podczas I Zjazdu Neurologów, Psychiatrów i Psychologów Polskich Jaroszyński w swoim wystąpieniu zawarł nader interesującą prezentację głównych tez psychoanalizy – o czym zazwyczaj się nie wspomina. Wygłosił on wtedy referat, który wpisywał się w rodzący się dopiero – a ucieleśniany w tym czasie najlepiej właśnie przez psychoanalizę i psychopatologię francuską – kierunek poszukiwania psycho­logicznych aspektów chorób psychicznych i nerwowych oraz odpowiednich, także psychologicznych, metod oddziaływania na cierpiących na nie pacjentów65. Opublikowane później w materiałach wystąpienie jawi się jako nader treściwe i wyjątkowo szeroko zakrojone, zarówno z powodu swojej pokaźnej objętości, jak i mnogości poruszonych w nim zagadnień66. Jaroszyński omawia w detaliczny sposób różne metody i techniki pracy z pacjentami, poczynając od leczenia hipnotyzmem i sugestią, które traktuje jako narzędzia zawodne, niższego rodzaju, aż do szeregu psychoterapii „wyższego rzędu”, takich jak „Perswazya i izolacya u Dejerine’a”, „Metoda dyalektyki Dubois”, „Metody Oppenheim’a, Levy’ego, Eymieu’go”, „Perswazya w znaczeniu Babińskiego”, „Metoda Janet’a”, „Metoda Sollier’a”. Przedstawia też nader egzotyczne techniki wzięte z arsenału amerykańskiej sekty religijnej „Christian Science” i całość podsumowuje opinią, że „[p]rzyszłość psychoterapii, zdaniem naszem, leży właśnie w tych metodach, które uwzględniają oddziaływanie na uczucia i przez uczucia”67.

Obszerne, kompetentne, a przy tym wielce życzliwe omówienie metody Freuda Jaroszyński rozpoczyna od znamiennego stwierdzenia, że „ci, którzy ją najwięcej zwalczają, należycie jej nie rozumieją”68. Sam zaś traktuje psychoanalizę jako najbliższą teorii i terapii zaproponowanej przez Janeta. W opinii Jaroszyńskiego ta ostatnia przewyższa Freudowską „przedmiotowością opracowania, jakkolwiek ustępuje jej pod względem tłómaczenia mechanizmu oddziaływania urazów uczuciowych na psychikę chorego”69. Po rzetelnej rekonstrukcji poglądów Freuda na genezę, symptomy oraz sposoby leczenia histerii – przedstawionej w ośmiu punktach, a mimo tego opatrzonej zastrzeżeniami o „szkicowym” jej charakterze – Jaroszyński poddaje je krytyce, w której eksponuje przede wszystkim jednostronność Freudowskich interpretacji oraz przypisywanie nadmiernego znaczenia pierwiastkom płciowym. Swoje wywody na ten temat kończy jednak stwierdzeniem, że mimo tych niedostatków teoria Freuda

otwiera nam szerokie horyzonty, tworząc poniekąd podstawy nowej nauki fizyologii i dynamiki psychizmu, i wielkiego jej znaczenia nie podobna niedoceniać. Prace Junga i psychiatrów szwajcarskich dowodzą, że podstawy tej nauki są słuszne, że przez bardzo ścisłe badanie spraw kojarzenia (Associationsexperimenten), gdzie niema mowy o suggestyonowaniu się, możemy wykrywać tkwiące w podświadomości „kompleksy” wyobrażeń, ulegające wyrugowaniu z życia świadomego wskutek ujemnego zabarwienia wzruszeniowego (skutkiem urazu i t. d.)70.

Referat Jaroszyńskiego pozwalał słuchaczowi znacznie lepiej niż wcześniejsze wystąpienie Jekelsa umiejscowić teorię psycho­analityczną na „mapie” pokrewnych oddziaływań diagostyczno-terapeutycznych. Nic dziwnego, że spotkał się też z żywym odzewem uczestników zjazdu; w trakcie dyskusji przedmiotem sporu znowu okazała się teoria Freuda, w której obronie stanęli Ludwik Jekels i Witold Łuniewski, zaś Karol Rychliński71 (wszyscy trzej podpisali się na wzmiankowanym już telegramie do Freuda) gorąco pochwalił Jaroszyńskiego za całe wystąpienie.

Jaroszyński powtarza swoje argumenty w kolejnym, trzyczęściowym artykule o histerii72, w którym znowu zestawia ze sobą poglądy różnych badaczy, ujawniając jednak sympatię dla ujęć przede wszystkim Janeta i Freuda. Co ciekawe, w jego wywodzie, podobnie jak u Abramowskiego, pojawia się całkiem dziś zapomniana koncepcja szwajcarskiego psychiatry i lidera ruchu abstynenckiego Dumenga Bezzoli, znana pod mianem psycho­syntezy (której nie należy mylić z późniejszą teorią o tej samej nazwie stworzoną przez „ezoterycznego” dysydenta psychoanalizy Roberto Assagiolego). Ponownie też Jaroszyński odrzuca stanowczo hipnozę jako instrument do walki z histerią, wręcz czyni ją odpowiedzialną za jeszcze większe „rozhisteryzowanie” pacjentek oraz uzależnianie od lekarza. Podobnie jak w swym wystąpieniu konferencyjnym, polski autor nie uważa większości referowanych koncepcji za znoszące się wzajemnie, lecz za komplementarne, szuka ich wspólnych punktów oraz podobieństw. Znajduje je przede wszystkim w ich rysie chirurgicznie ustawionego leczenia, a mianowicie usuwania szkodliwego elementu z organizmu. Pisze więc: „Metody Janeta, Freuda i Bezzoli mają tą cechę wspólną, że dążą one wszystkie do odjęcia psychice pewnych czynników, zgubnie na nią działających. Działają one «per via di Levare» (drogą odejmowania, porównanie, dotyczące rzeźby)”73.

Z dzisiejszej zwłaszcza perspektywy należy wyeksponować fakt, że w swoich rozważaniach Jaroszyński już wtedy zwraca uwagę na to, iż w etiologii nerwic koniecznie trzeba wziąć pod uwagę kontekst społeczny, przede wszystkim zaś nieporównanie mniej korzystną w tym zakresie pozycję kobiety, z powodu której nie jest ona w stanie zrealizować swoich dążeń: