Nieskalane Słowo w skalanych czasach - Debora Sianożęcka, o. Adam Czuszel - ebook

Nieskalane Słowo w skalanych czasach ebook

Debora Sianożęcka, Adam Czuszel

4,6

Opis

To druga, po „Palce Boga … stopy Miriam” książka tych autorów, która jest owocem głoszenia Słowa.

Czy jesteś uważny na Słowo Boga, czy też rozpraszasz się wśród dóbr tego świata? To mądra i prawdziwa książka, oparta na Biblii i dokumentach Kościoła, inspirująca w budowaniu swojej tożsamości w Kościele.

Duch troski o Słowo i życie według Niego jest czymś, co przenika tę książkę i nadaje jej szczególny rys radykalizmu i aktualności.

Żyjemy w czasach rozproszenia, dlatego tym bardziej trzeba być szczególnie uważnym na to, by żadnego Słowa pochodzącego z ust Bożych, nie pominąć. Przyjąć każde Słowo, Jego natchnienia, niczego nie lekceważąc, bo stoi na straży twojej tożsamości, jako człowieka żyjącego w Kościele.  (fragment książki)

 

o. Adam Czuszel (ur. 1988) - paulin, rekolekcjonista, spowiednik. Gorliwie i wiernie stara się głosić Słowo Boże.

Debora Sianożęcka (ur. 1981) - psycholog, psychoterapeuta. Miłość do Biblii pociągnęła ją do poznawania biblijnego języka hebrajskiego i aramejskich komentarzy.


Wydawca: paganini

Rok wydania: październik 2019

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 257

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (9 ocen)
7
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

o. Adam Czuszel OSPPE Debora Sianożęcka

Nieskalane Słowo w skalanych czasach

Strona redakcyjna

Rysunek na okładce: o. Augustyn Pelanowski

Skład i łamanie, projekt okładki: Anna Smak-Drewniak

© copyright paganini 2019

© copyright Debora Sianożęcka 2019

© copyright o. Adam Czuszel 2019

ISBN 978-83-89049-96-4 druk

ISBN 978-83-89049-97-1 pdf

ISBN 978-83-89049-98-8 epub

ISBN 978-83-89049-99-5 mobi

Wydawnictwo paganini

ul. Bosaków 11, 31-476 Kraków

www.wydawnictwopaganini.pl

[email protected]

Księgarnia internetowa

www.paganini.com.pl

[email protected]

Dział handlowy

[email protected]

12 423 42 77 577 134 277

CO Z TĄ OKŁADKĄ?

Zanim zaczniesz czytać tę książkę, przyjrzyj się i zastanów.

Na pierwszym planie widzimy kobietę, a tuż za nią kontury postaci symbolizujące tłum. Jedynie kobieta jest wyraźna. Pozostałe osoby są zaledwie zarysowane, pozbawione twarzy, jakby puste i choć przedstawione w pewnej dynamice – to biegnące w nikomu nieznanym kierunku, jakby bez celu.

W osobę kobiety „wpisane” są trzy hebrajskie litery: Dalet – Bet – Resz, które stanowią rdzeń (DBR) wyrazu DABAR oznaczającego : „słowo”, „rzecz”, „mowę”. Ten sam rdzeń znajduje się w słowie DEBIR – oznaczającym kiedyś najświętsze miejsce w Świątyni Jerozolimskiej. Umieszczenie tych liter jakby „we wnętrzu” kobiecej postaci to znak, że zachowała ona słowo Boże i przywiązanie do Świątyni.

A co z pozostałymi przedstawionymi postaciami? Litery, które w te postaci są wpisane, są takie same jak te, które zawarte są w przedstawieniu kobiety ale... tworzą one zupełnie inny rdzeń – RBD, który tworzy zupełnie inne wyrażenie: „zaścielić łóżko”, „przygotować łóżko” a więc tyle co „usypiać”. Te same litery – ale wystarczy przestawić jedną z nich, a całe słowo zmienia diametralnie swe znaczenie.

W czasie objawień w Kibeho, Matka Boża powiedziała: „Przybyłam by przygotować drogę Mojemu Synowi dla waszego dobra, lecz wy nie chcecie tego pojąć. Czasu pozostało niewiele, wy zaś jesteście nieuważni. Rozpraszacie się pośród złudnych dóbr tego świata. Widziałam wiele z moich dzieci w rozproszeniu, dlatego przybyłam by wskazać wam właściwą drogę” [1].

Okładka książki, którą trzymasz w rękach, o tym właśnie przypomina – żyjemy w czasach rozproszenia, dlatego tym bardziej trzeba być szczególnie uważnym na to, by żadnego Słowa pochodzącego z ust Bożych nie pominąć, ale przyjąć każde Jego Słowo i przyjąć Jego natchnienia, niczego nie lekceważąc, bo wszystko to stoi na straży twojej tożsamości, jako człowieka żyjącego w Kościele.

Jeśli nawet najmniejsze z Jego Słów nie zostanie przyjęte – inne słowo zacznie rościć sobie prawo do panowania nad tobą i nie będzie to na pewno słowo przynoszące pokój, natomiast skutecznie będzie chciało uśpić twoje sumienie...

„Nie łącz się więc z wielkim tłumem”... zatrzymaj w sobie Słowo Boga i strzeż Go jak największego skarbu!

Debora Sianożęcka

Wstęp

„Zanim rabbi Zusja został znanym cadykiem z Annopola, żył w ukryciu i wędrował z miejsca na miejsce, a nikt nie dostrzegał jego wewnętrznej wielkości. Pewnego dnia siedział w synagodze, w zupełnie obcym mu mieście, gdy wtargnęła do niej jakaś kobieta. Była bardzo wzburzona i roztrzęsiona.

«Czy widział ktoś mojego męża?» – zakrzyknęła od progu. Obecni w synagodze dowiedzieli się wkrótce, że jej mąż od dłuższego już czasu zaginął, zostawiając ją bez złamanego grosza. Pełna trosk i porzucona na łaskę losu kobieta poszukiwała męża chodząc od miasta do miasta, mając nadzieję odnalezienia go pewnego dnia. Wszędzie rozpytywała ludzi, czy też go nie widzieli i opisywała jego wygląd na podstawie kilku charakterystycznych znamion.

Gdy Zusja dowiedział się o strapieniu biednej kobiety, powstał i powiedział do niej: «Idź do gospody w tym mieście. Tam go znajdziesz!» Nie pytając, skąd nieznajomy posiada tę wiedzę, pospieszyła kobieta do gospody i tam odnalazła swego zaginionego męża. Całe miasto było zadziwione! Skąd ten obcy, prosty człowiek wiedział, gdzie przebywał mąż tejże kobiety, sam nawet nie postawiwszy nogi w rzeczonej gospodzie? Czyżby był swego rodzaju cudotwórcą, nieznanym nikomu świętym? Całe miasto mówiło tylko o nim. Gdy ludzie pospieszyli do Zusji prosząc o wyjaśnienie, ten odpowiedział skromnie: «Mylicie się, wierząc w jakiś cud czy też boską inspirację. Rano słyszałem po prostu dwóch mężczyzn prowadzących ze sobą rozmowę. Jeden z nich powiedział mimochodem, że jakiś obcy człowiek przybył właśnie do gospody. Pomyślałem więc sobie: Co te słowa znaczą dla mnie? Dlaczego Bóg chciał, żebym je usłyszał? Musiał przecież istnieć jakiś powód tego! Ciągle jeszcze odczuwałem w sobie pewnego rodzaju zamieszanie spowodowane wydawałoby się nieistotna nowinką, gdy wtargnęła ta kobieta poszukując swego męża. Stąd zrozumiałem, że musiało chodzić o tego świeżo przybyłego i wysłałem ją do gospody».

Usiłując pomniejszyć znaczenie tego cudownego zdarzenia i boskiego natchnienia Zusja zapomniał o jednak o jednej rzeczy: on nie był jak inni! Słyszał tylko to, co powinien był usłyszeć. I jakkolwiek ludzie nie uważali tego za cud w dosłownym znaczeniu, to odtąd wzrastał ciągle podziw dla rabbiego, który słyszał tylko to, co było dla niego ważne”

(z chasydzkiej opowieści)

Jesteś tu, gdzie jesteś! Zapewne nie w synagodze, być może w zupełnie obcym Ci mieście. Otwierasz tę książkę. Teraz!

Ale wcześniej, jakiś czas temu, podczas kilku wieczorów miała miejsce rozmowa dwojga ludzi, kobiety i mężczyzny, których, poza kilku nieistotnymi rzeczami, łączy miłość do Chrystusa i Jego Matki. Rozmowie przysłuchiwała się grupka ludzi. Kogoś to słowo poruszyło, ktoś poddał myśl, by omawianymi treściami podzielić się z innymi, ktoś sprawił, że rozmowa stała się książką...

Tematem przytoczonej rozmowy był tekst, zaryzykowałbym twierdzenie, że dla przeważającej części chrześcijan nieznany, albo uznany za zbyteczny, bo nie dość, że pochodzący ze „starego” Testamentu, to jeszcze z mocno kwestionowanej przez uczonych Księgi Wyjścia, na dodatek z jej fragmentu nazywanego „Kodeksem Przymierza” (Wj 20, 22-24, 18), czyli raptem 123 wersetów, w których występują, bagatela, 54 nakazy i zakazy!

Omawiany passus wpisuje się idealnie w tę logikę: dwa wersety zawierające cztery zakazy: „Nie rób tego!”. „Nie będziesz rozgłaszał fałszywych wieści! I nie dołożysz ręki, ażeby z niesprawiedliwymi ludźmi świadczyć na korzyść bezprawia! Nie łącz się z wielkim tłumem, aby wyrządzić zło! A zeznając w sądzie, nie stawaj po stronie tłumu, aby przechylić wyrok!” (Wj 23, 1-2).

Słowa te w rozmowie Debory i Adama nabierają aktualności i niezwykłej wagi w perspektywie patrzenia na współczesną rzeczywistość Kościoła, gdzie bożek demokracji i opinii tłumu rozrósł się do monstrualnych rozmiarów. W perspektywie patrzenia na społeczeństwo, gdzie prawda skarlała do pojęcia subiektywnego „widzi-mi-się” jednostki. W perspektywie patrzenia na człowieka, dla którego słowo stało się, według trafnej diagnozy Debory, „mylącym dźwiękiem”.

W czym Zusja był inny od „wszystkich innych”? Na pewno w tym, że miał ducha rozeznania, czyli że wiedział, że wszystko, co go spotyka, pochodzi od Boga. Ale to może pozostać jedynie niezobowiązującą teorią, która niewiele wnosi do realnego życia, o ile nie idą za nią konkretne kroki. Zusja mógł tę wiedzę zatrzymać dla siebie, mógł chcieć ją sprawdzić, zanim wyjawił ją innym, mógł się jakoś „zabezpieczyć” na wypadek, gdyby miało się okazać, że identyfikacja nieznajomego mężczyzny z mężem tej kobiety jest jedynie tworem jego wyobraźni czy niezdrowej pobożności.

Odpowiedzią na to pytanie może być związek chasydzkiego opowiadania z omawianym tekstem z Kodeksu Przymierza. Otóż czymś, co naród Izraela uczyniło innym od wszystkich narodów było echo narodu wobec pięćdziesięciu czterech praw kodeksu, ale i wszystkich sześciuset trzynastu przykazań zawartych w Pięcioksięgu:

„Wszystko, co powiedział JHWH uczynimy i posłuchamy” (Wj 24, 7).

Naród wybrany decyduje się najpierw „czynić” słowo Boga, a dopiero potem je „słuchać”, czyli odwrotnie do tego, co naturalne, co czynią inne ludy. I to jest ta „inność”, która ma charakteryzować również Kościół, nowy Izrael.

Słowo i tylko Słowo Boga! Ma absolutne pierwszeństwo wobec wszelkich innych nauk, teorii i interpretacji. Nie świat i jego mądrości powinny powodować reakcje Kościoła. Nie człowiek ma interpretować i aktualizować Słowo „skłaniając się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów” (1Tm 4, 1).

Myślę, że duch troski o Słowo Boga i radykalne życie według Słowa jest czymś, co przenika tę książkę i nadaje jej szczególnie aktualny charakter.

Miriam, Matka Słowa, która czyni, co powiedział JHWH, niech będzie przewodniczką po drogach naszych „skalanych czasów”.

br. Jan Kania OFMCap

ojciec Adam Czuszel I

Rozdział pierwszy Ciężkie czasy

Żyjemy w trudnym dla Kościoła okresie. Może nawet w najtrudniejszych czasach w całej historii. Zdaję sobie sprawę, że takie stwierdzenie brzmi dość dramatycznie. To oczywiście moja subiektywna ocena, z którą nikt nie musi się zgadzać, ale warto by było jednak się nad tą kwestią pochylić, jeśli leży ci na sercu troska o swoje zbawienie, a kwestia wierności Chrystusowi nie jest ci obojętna. Obecnie ilość fałszywej nauki głoszonej przez wielu jest porażająca, a zarazem, co wyjątkowo bolesne, nie ma jasnych i korekcyjnych reakcji Watykanu. Oznacza to, że w wielu przypadkach można przedstawiać jawne herezje bez żadnych konsekwencji. Głosić kłamstwo, tłumacząc to dialogiem i rzekomym wsłuchiwaniem się w głos Ducha Świętego.

Szczególnie dotkliwym i kompromitującym problemem ostatnich czasów są skandale seksualne, które wraz z listami arcybiskupa Vigano ponownie wypłynęły na wierzch w rozmowach o kryzysie Kościoła. Przypomnę, że chodziło o perwersyjne sodomskie nadużycia, związane z molestowaniem nieletnich. W całej tej debacie nad problemem nadużyć seksualnych, których to dopuszczali się kapłani Kościoła katolickiego, istotne jest zwrócenie uwagi na ważny szczegół. Otóż zdecydowana większość przypadków molestowań przez księży (80-90%) [2] to efebofilia [3]. Natomiast badania amerykańskiego Ruth Institutez roku 2018 podają, że w przypadku kapłanów i ich ofiar, korelacja jest niemal całkowita – 0,98 [4]. Pokrzywdzeni to przede wszystkim chłopcy. Oznacza to, że w zdecydowanej większości dopuszczającymi się takich ohydnych wykroczeń są wyświęceni na kapłanów homoseksualiści. Tym bardziej wypowiedzi wielu przedstawicieli Kościoła będące apoteozą środowisk gejowskich są szokujące. To sugeruje, jak mocno zinfiltrowane przez sodomitów jest Ciało Chrystusa. Ksiądz Peter Beer, wikariusz generalny diecezji monachijskiej, udzielając wywiadu portalowi katolische.de, stwierdził, że w jego archidiecezji działają homoseksualni księża, którzy wykonują wspaniałą pracę dla lokalnego Kościoła i są bardzo ważną częścią misji, jaką cała diecezja wypełnia dla Jezusa [5]. Pasterz tej diecezji kardynał Reinhard, nomen omen, Marx, przewodniczący niemieckiego episkopatu oraz bliski współpracownik Franciszka, sam wielokrotnie wypowiadał się bardzo pozytywnie o homoseksualistach w sutannach, regularnie bronił gejowskiej ideologii oraz podnosił kwestię błogosławienia związków osób tej samej płci, a nawet sugerował konieczność przemyślenia nauczania Kościoła co do tej formy płciowości [6]. Z jednej strony mamy kajanie się hierarchów za przestępstwa seksualne, a z drugiej – obronę homoseksualizmu, który jak się okazuje, stoi za zdecydowaną większością dramatów wykorzystania nieletnich przez księży. Także konferencja biskupów poświęcona pedofilii wśród duchowieństwa, która odbyła się w lutym 2019 roku, w żaden sposób nie wiązała krzywdy dzieci z orientacją księży. Czy to nie szokujące? To obłuda i szyderstwo wobec potwornych zranień i zniszczonych istnień! Homoseksualizm jest przeszkodą do święceń, o czym mówi wprost instrukcja Kongregacji Edukacji Katolickiej: niniejsza Kongregacja, w porozumieniu z Kongregacją ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, uważa za konieczne oświadczyć wyraźnie, że Kościół, głęboko szanując osoby, których dotyczy ten problem, nie może przyjmować do seminarium ani do święceń osób, które praktykują homoseksualizm, wykazują głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne lub wspierają tak zwaną kulturę gejowską (...). Inaczej natomiast należałoby traktować tendencje homoseksualne, które są jedynie wyrazem przejściowego problemu, takiego jak, na przykład, niezakończony jeszcze proces dojrzewania. Niemniej jednak takie tendencje muszą być wyraźnie przezwyciężone, przynajmniej trzy lata przed święceniami diakonatu[7]. Można więc jasno powiedzieć, że homoseksualni księża nie mają powołania, nie są kapłanami z woli Boga, lecz tymi, którzy uzurpowali sobie święcenia prezbiteratu kłamstwem i brakiem przejrzystości. Osobiście znam seminaria w Polsce, gdzie przymyka się na to oko, tłumacząc inicjację homoseksualną kleryka jako błędy młodości, które wcale nie rzutują na jego powołanie. Dziwnie też brzmią słowa pewnego arcybiskupa, gdy w jednym z wywiadów mówi: nie umiałbym u siebie w diecezji wskazać takich kapłanów. Żaden ksiądz do mnie nie przyszedł i nie powiedział: „Jestem homoseksualistą”. Oczywiście nie twierdzę, że ich nie ma. Zwłaszcza że znam podobne przypadki z innych diecezji. Jeżeli jednak wiernie dochowują czystości, pozostają Chrystusowymi kapłanami. Pozostają Chrystusowymi kapłanami? O masz ci! Wychodzi na to, że ten hierarcha posiada niewielkie rozeznanie w tej materii. Może dla laika brzmi to autentycznie, ale dla mnie, jako orientującego się choć trochę w kościelnych sprawach zakonnika, brzmi to po prostu śmiesznie. Znam historię jednego z miasteczek w diecezji tegoż biskupa, gdzie parę lat temu wymieniono wszystkich wikarych, gdyż jeden z nich trafił na SOR z pewnym przedmiotem w dość wstydliwej części ciała. Myślę, że pasterz nie tylko zna niektórych księży gejów, ale również wie, który z biskupów jest „lawendowy”.

W świetle wykorzystań seksualnych wszystko to jawi się jako straszne okropieństwo. Skandale pedofilsko-homoseksualne dotknęły Kościół w wielu krajach, między innymi w Chile i Hondurasie, skąd pochodzą ważni kardynałowie i bliscy współpracownicy papieża z powołanej przez niego tak zwanej Grupy G9: Francisco Javier Errazuris Ossa (Chile) (ten akurat został już z niej usunięty) i Oscar Rodriguez Maradiaga (Honduras) [8]. Niepokój o nieskalaną naukę Kościoła naprawdę się wzmaga, gdy mamy świadomość, że nie chodzi tu o podrzędnych kapłanów, którzy gdzieś na prowincji, z małym zasięgiem, głoszą heretyckie nauczanie, ale o najwyższych i wpływowych hierarchów. Być może niektórym słowo „herezja” wydaje się paździerzowate i kojarzy z oszołomami, którzy wszędzie wietrzą podstęp i wchodzą na dziwne strony w Internecie. No cóż, herezja to nie zamierzchłe czasy. Niestety, mamy z nią do czynienia i dziś. Kodeks Prawa Kanonicznego podaje:Tezą heretycką jest taka teza, która przeciwstawia się objawionej przez Boga prawdzie, stanowiącej część wiary katolickiej. Stanowi zaprzeczenie kompletnego i samonośnego systemu przez wprowadzanie nowatorskich negacji jakiejś niezbędnej w nim części. Herezja jest wypaczeniem systemu, w tym wypadku: moralnego systemu nauczania Kościoła [9]. DeklaracjaPersona humana wprost stwierdza, że akty homoseksualne z samej swej natury są nieuporządkowane[10]. Cała Tradycja oparta na Biblii, począwszy od historii z Sodomą i Gomorą, idąc dalej przez prawo żydowskie, aż do nauczania Nowego Testamentu, przedstawiała homoseksualizm jako poważne zepsucie, w żadnym razie niemogące zyskać aprobaty [11]. To samo głosił Kościół od swoich początków, aż do dziś. Jeśli więc ktoś głosi odmienną naukę, głosi... herezję. Sprawa wspierania gejowskiej ideologii nie dotyczy tylko Niemiec. Włoski kardynał Francesco Coccopalmerio również wielokrotnie ciepło wyrażał się o homoseksualizmie, mówiąc między innymi, że Kościół powinien podkreślać pozytywne elementy relacji homoseksualnych [12]. O tym człowieku było głośno w 2017 roku, gdy jego osobisty sekretarz ksiądz Luigi Capozzi został zaaresztowany za urządzenie gejowsko-kokainowej orgii w Watykanie, w budynkach Kongregacji Nauki Wiary [13]. Niemałym szokiem jest też postawa arcybiskupa Vicenzo Paglii, mianowanego przez Franciszka głową Papieskiej Akademii Życia oraz kanclerzem Instytutu Małżeństwa i Rodziny (odpowiadającego za katolicką etykę seksualną). To ten hierarcha, który w 2007 roku, gdy był biskupem w Terni-Narni-Amelia, w Umbrii, zlecił homoseksualnemu artyście namalowanie muralu na wewnętrznej ścianie katedry, przedstawiającego Jezusa niosącego do nieba sieci pełne homoseksualistów, transseksualistów, prostytutek i handlarzy narkotyków. Większość osób na malowidle jest naga bądź prawie naga, obejrzeć na nim można również wiele scen erotycznych, chociaż bez pokazywania aktów seksualnych, gdyż jak przyznaje artysta, arcybiskup Paglia na to nie zezwolił [14]. Ojej, cóż za purytanin! Jednym z bohaterów muralu jest sam Paglia, półnagi w uścisku z innym mężczyzną. Bang! Nie wierzyłem również własnym oczom, gdy czytałem Instrumentum laboris Synodu Młodych, w którym grupa hiszpańskojęzyczna pod przewodnictwem kardynała Maradiagi z Hondurasu, jednego z najbliższych współpracowników Franciszka, pisała między innymi: Zastanawiamy się, co i jak działać z homoseksualistami, którzy nie mogą zostać poza naszym duszpasterstwem, co z innymi rzeczywistościami jak małżeństwa między homoseksualistami, surogacją, adopcją przez pary tej samej płci. Są to tematy aktualne dla międzynarodowych instytucji rządowych, które je popierają i im patronują (tłum. M. Calderón)[15]. Podobnych historii jest naprawdę bardzo dużo, nie zamierzam jednak gromadzić tu tych obrzydliwości. Chciałbym jeszcze tylko wspomnieć jezuitę Jamesa Martina, który w 2018 roku na kongresie rodzin w Dublinie, jako prelegent z Watykanu, miał wykład na temat duszpasterstwa osób LGBTQ, aby rzekomo „umocnić” małżonków katolickich. Zresztą ten koleżka słynie z turbopromocji gejowskiej ideologii. Zastanawiam się, czy ci, którzy z zapałem bronią w Kościele pederastii... sami nie są przypadkiem homoseksualistami. Nam nie wolno być naiwnymi w ocenie sytuacji. Właśnie dlatego niezmiernie smuci mnie, że nie ma reakcji najwyższej hierarchii. Kościół niemiecki może głosić straszne bzdury, sprzeczne z Magisterium, ale nie ma za bardzo kto go upomnieć? Okay, ktoś powie, że Franciszek potwierdził nauczanie Kościoła co do nieprzyjmowania homo-kandydatów do seminarium, ale jednocześnie ten sam Franciszek w kontekście księdza geja [16], który się zeskandalizował w kurii Montevideo, a po latach uzyskał intratne stanowisko w Watykanie, mówi słynne: Who am I to judge. Czyny homoseksualne, jak od dawna naucza Kościół, są grzechami wołającymi o pomstę do nieba. Bergoglio natomiast na audiencji z angielskim duszpasterstwem gejów i lesbijek (sic!) nie wołał do nieba, ale za to pięknie się uśmiechał do obiektywu. Żyjemy w trudnych czasach, jednak pojawiające się w nich problemy zostały zapowiedziane wcześniej. Przecież Maryja w objawieniach choćby w XX wieku nigdy nie pokazywała się ze słowami pochwały i afirmacji tego świata, nie mrugała oczkiem do swych dzieci, nie unosiła kciuka w górę, uznając tym gestem, że wszystko jest, jak trzeba, i że nigdy nie było tak dobrze. Siostrze Agnieszce Katsuko Sasagawa w objawieniach w Akita powiedziała, że biskupi wystąpią przeciwko sobie, kapłani, którzy głoszą prawowierną naukę, będą wyśmiewani oraz że Kościół będzie pełen tych, którzy akceptują kompromisy, a demon zmusi wiele poświęconych dusz do opuszczenia służby u Pana [17]. Jakże znaczący w tym świetle jest manifest wiary kardynała Gerharda Müllera, odwołanego przez Franciszka prefekta Kongregacji Nauki Wiary. I sprzeciw kardynała Kaspera, również znanego z heretyckiego głoszenia nauki oraz „progejowskiej teologii” (cytować błędy teologiczne niemieckiego pasterza to dość żmudny proces, więc sobie go odpuszczę), a także jedynego autora zareklamowanego oficjalnie przez Franciszka z okna papieskiego [18]. Papież w swym przemówieniu nazwał go: wybitnym, dobrym teologiem. O masz ci! To wiele tłumaczy. Trudne to wszystko. Chociaż ufam Chrystusowi, że nie opuści swojego Kościoła, to jednak odczuwam ból spowodowany zamętem i brakiem jasnej wykładni, przejrzystego nauczania. Święta Teresa Wielka, pisząc Księgę życia powodowana była między innymi niepokojem o jedność Kościoła i integralność nauki katolickiej [19]. Co by powiedziała dziś, widząc takie rozbicie doktryny? Może coś się musi zawalić? Przypomnijcie sobie scenę z góry Tabor (zob. Łk 9, 28b-36), gdy Jezus rozmawia z Mojżeszem i Eliaszem. Mówili o Jego odejściu, którego miał dopełnić w Jeruzalem. EXODON – odejście. Od tego pochodzi egipski exodus, czyli wyjście. Mojżesz dokonał z ludem uwalniającego wyjścia z Egiptu. Ale tu jest mowa o Jerozolimie... Odejście w Jeruzalem? Odejście z Jeruzalem? Chodzi o mękę Chrystusa, który nie został ukrzyżowany w mieście, ale poza nim. Wyprowadzono naszego Pana na śmietnik, gdzie skonał w męczarniach. Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swe pisklęta zbiera pod skrzydła, a nie chcieliście (Mt 23, 37). Doprawdy, tragiczne miasto... Izajasz zapowiadał: Powstań, świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pana rozbłyska nad tobą (...). Wtedy zobaczysz i promienieć będziesz, zadrży i rozszerzy się twoje serce (Iz 60, 1. 5). Ale gdy Pan objawił się mędrcom w Betlejem, Jeruzalem wraz z Herodem zadrżało z przerażenia (por. Mt 2, 3). Syjon nie czekał na Mesjasza, Syjon odrzucił Mesjasza! Pan dokonuje exodusu z Jerozolimy, przekraczając już nie Morze Czerwone, ale Morze własnej Krwi.

A co z nami? Czekamy na jakieś wyjście? Ty czekasz? Elity kościelne czekają? Czytamy u Ezechiela (zob. Ez 10, 18-22), że chwała Haszem opuściła świątynię, co było zapowiedzią zagłady i niewoli Babilonu. Według traktatu żydowskiego Joma [20] czterdzieści lat przed zburzeniem Jerozolimy zachodnia lampa Menory, od której zapalała się reszta palników, zgasła, co było znakiem odejścia chwały Boga ze Świątyni. Jeruzalem w 70 roku zostało zniszczone. Czy historia może się powtórzyć i Syjon znów pójdzie w niewolę Babilonu? Babilonia jest symbolem wymieszania kultur, nacji, orientacji, zmiksowania prawdy z kłamstwem. Hebrajskie słowo Babel to zmieszanie. Gdy dzisiejszy Syjon będzie mieszał prawdę z fałszem, czy chwała Boża może Go opuścić? Grzechy duchowieństwa są poważniejsze od grzechów laikatu, bo są wykroczeniami osób na wyłączność poświęconych Panu. Szukam jednak wciąż odpowiedzi w Biblii: Piąty anioł zatrąbił: i ujrzałem gwiazdę, która z nieba spadła na ziemię, i dano jej klucz do studni czeluści. I otworzyła studnię czeluści, a dym się uniósł ze studni jak dym z wielkiego pieca, i od dymu studni zaćmiło się słońce i powietrze (Ap 9, 1). Kim jest spadająca gwiazda? Zdaje się, że realizuje ona wolę Boga, więc może to nie upadły anioł, lecz posłaniec Wszechmogącego? Inny fragment Apokalipsy pisze o Niewieście obleczonej w słońce, która jest symbolem Kościoła (zob. Ap 12, 1). Dym ze studni czeluści przesłoni blask Oblubienicy Chrystusa? Maximus w filmie Gladiator mówi: Widziałem większość świata. Jest brutalna, okrutna i ciemna. Rzym to światło. Aktualne czy niedzisiejsze? Abyssos – otchłań bez dna, cały dolny poziom świata widzianego jako trzypiętrowy (podziemie, ziemia, niebo). To nie Szeol. Abyssos to podziemie – grzeszny underground. Czy są większe czeluści niż grzechy kapłanów, głęboko ukryte w podziemiach, w wilgotnych lochach sumień? Czy są straszniejsze grzechy niż zdrady niektórych najwyższych hierarchów i pasterzy, którzy mimo to dzień w dzień składają Bogu ofiary? Czy na naszych oczach anioł otwiera studnię czeluści, z której wychodzi dym skandali seksualnych i pedofilskich? Ukryte grzechy zwiedzionych pasterzy zdolne niczym dym zaćmić słońce – blask Kościoła. Mało tego: dym z grzesznego podziemia kapłanów zasłania Słońce – Chrystusa, gdyż wielu skupi się na skandalach, a nie na Synu Bożym.

Jedna z moich znajomych, gdy dotarła do niej skala tych skandali oraz wiedza o ich tuszowaniu (szczególnie jeśli chodzi o wykorzystanie seksualne nieletnich przez kapłanów), załamała się. Pytała mnie, jak ona ma na to patrzeć. Jak żyć ze świadomością, że część biskupów wiedziała i nadal wie o tych zbrodniach, a nic nie robi, biskupów... a może nawet papieży? To trudne. Sam do końca nie wiedziałem, co jej powiedzieć, ale mając wielki autorytet – ojca Augustyna Pelanowskiego, przedstawiłem mu całą sprawę, a on odpowiedział tylko: Ap 22, 11 i następne: Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi, i plugawy niech się jeszcze splugawi, a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci! Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca. Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec.

* * *

Nie będziesz rozgłaszał fałszywych wieści i nie dołożysz ręki, ażeby z niesprawiedliwymi ludźmi świadczyć na korzyść bezprawia. Nie łącz się z wielkim tłumem, aby wyrządzić zło. A zeznając w sądzie, nie stawaj po stronie tłumu, aby przechylić wyrok (Wj 23, 1-2).

Szlomo Ben Icchak, częściej znany pod akronimem Raszi, aszkenazyjski Żyd, kierownik jesziwy we francuskim Troyes, czołowy autorytet wśród średniowiecznych komentatorów Tory, w kontekście powyższych wersetów pisze tak: Należy rozumieć: nie przyjmiesz fałszywego zeznania – kto wysłuchuje wypowiedzi złośliwych oraz wypowiadanych w złej intencji z aprobatą, ten poważnie grzeszy. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, gdy ślęczałem nad tym zdaniem, jeszcze w łęczeszyckich sadach, była taka: to bardzo istotne, z kim się zadaję. Z kim siadam do stołu, przed kim otwieram serce i z kim spędzam czas. Nie wszyscy są posłani do mnie przez Pana! Nie ze wszystkimi mam mieć bliższe relacje, bo są tacy, którzy nie tylko nic nie wnoszą do mojego życia, ale wiele z niego mogą wynieść, a nawet zainfekować mnie swymi demonami. Niebagatelne znaczenie ma również to, gdzie i z kim nauczam. Książka, którą trzymasz w ręce, jest owocem rekolekcji wygłoszonych wraz z moją kuzynką Deborą, której wszak jestem pewny, dogłębnie przekonany o prawości jej serca i gorliwości o czyste słowo.

Rozglądam się wokół i dostrzegam wiele fałszu nafaszerowanego obłudą, także w środowisku ewangelizatorów (skupionych na sobie i na intratnych patronite’ach). Stwierdzenie Księgi Wyjścia: nie będziesz rozgłaszał fałszywych wieści, można zarazem tłumaczyć: nie przyjmuj fałszywych wieści. Obie translacje są właściwe. Izaak Cylkow, polski Żyd i tłumacz Biblii z hebrajskiego na nasz język, w taki sposób przekłada werset przeze mnie medytowany: nie rozsiewaj wieści kłamliwej, nie łącz ręki twojej ze złoczyńcą, aby być świadkiem bezprawia. Biblię tłumaczy się Biblią, więc polski rabin sugeruje, by zestawić nasz fragment z: nie wzywaj imienia Wiekuistego, Boga twojego, do fałszu, gdyż nie przepuści Wiekuisty temu, który wzywa imię Jego do fałszu (Wj 20, 7). Fałsz to po hebrajsku Szawe, a słowo to występuje w obydwóch miejscach Księgi Wyjścia przeze mnie cytowanych. Szawe tłumaczy się jako:próżny, pusty, fałszywy, jak również nicość, pustka, kłamstwo, bezwartościowy.

Można nadużywać imienia Bożego, ale powtarzanie: O Jezu, gdy oblejesz się kawą, nie musi być wcale grzechem, tylko trochę nieuporządkowaną reakcją emocjonalną. Nadużywać można przecież także słowa... W Księdze Wyjścia (Wj 23, 1) mamy napisane: SZEMA SZAWE – fałszywe świadectwo, fałszywy raport, fałszywe słowo. Fałszywe SZEMA? [21] Łącząc więc te dwa polecenia, zastanawiam się, co będzie poważnym złamaniem Prawa, ciężkim grzechem. Powoływanie się na autorytet Boga, by przeciskać swoje, niemające nic wspólnego z Biblią i Magisterium, poglądy? Czy nie dotyczy to wszelkich prób reinterpretacji Biblii – by ją uwspółcześnić... zmienić? Ja oświadczam każdemu, kto słucha słów proroctwa tej księgi: Jeśliby ktoś do nich cokolwiek dołożył, Bóg mu dołoży plag zapisanych w tej księdze. A jeśliby ktoś odjął coś ze słów księgi tego proroctwa, to Bóg odejmie mu udział w drzewie życia i w Mieście Świętym – które są opisane w tej księdze (Ap 22, 18-19).

Poprawianie Boga i Jego słowa jest skandalicznym grzechem. Używanie słowa do promocji siebie... to też skandal i bałwochwalstwo! Jeśli widzę, że kaznodzieja występuje w hali widowiskowej, wchodzi na scenę, a tłum piszczy, jakby wchodził na nią Ed Sheeran, to jest jakaś totalna pomyłka, świadome lub nie, ale jednak: pogubienie demoniczne... Tyle razy słyszałem, jak znani preacherzy jeżdżą z całym zestawem produktów sygnowanych swoim nazwiskiem, głoszą i spod ambony wyciągają swoje dzieła, robią reklamę, wszem i wobec ogłaszając atrakcyjność promocyjnych cen. Rabini nauczali, żeby nie czynić z nauki Tory korony – aby się nie pysznić; ani też motyki – by nią kopać dla osiągnięcia własnych korzyści. Kto nadużywa Tory dla zarobków lub dla swej sławy, ten pozbawia się życia wiecznego! [22] Kiedy czytam: nie będziesz rozgłaszał fałszywych wieści, to wiem, że nie jest to tylko nawoływanie do unikania oskarżeń, oszczerstw, obmów czy plotek. Jest to również wołanie Boga o obłożenie sumienną troską słowa i strzeżenie jego czystości – czystości prawdy. O czytanie i przyjmowanie słowa w sposób nieskalany, z wielkim szacunkiem do mowy Boga i z wiernością wobec całego objawienia.

Wielokrotnie łapałem się na tym, że na przykład modląc się w zakonnym chórze psalmami albo będąc na Eucharystii i słuchając czytań liturgicznych, czyniłem to bez uwagi, bez czci i skupienia, tak jakbym recytował nic nieznaczące formułki lub rejestrował uchem jakieś zwykłe wiadomości. Pragnę budzić swe serce szczególnie na świętej liturgii, bo przecież każdorazowo kapłan rozpoczyna ją od słów: Pan z wami. Nie jest to zwykłe pozdrowienie, ale stwierdzenie faktu i przywołanie mocą kapłaństwa realnej obecności Ducha Bożego – Święty Bóg jest tutaj obecny!

Chciałbym strzec prawdy słowa, jak strzegła go w swoim dziewiczym łonie Maryja. Strzec prawdy Objawienia jak największego skarbu! I nie zgodzić się, by czyste złoto Bożej mowy zostało zanieczyszczone ołowiem relatywnych nauk, lecz pozostało z niczym niezmieszane, czyste i nieskalane, wierne świętej Tradycji.

Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym mówi tak: Święta Tradycja i Pismo święte ściśle łączą się ze sobą i przenikają. Albowiem wypływają z tego samego Bożego źródła (czystego źródła!), zespalają się jakby w jedno i zmierzają do jednego celu. Albowiem Pismo święte jest słowem Boga utrwalonym na piśmie pod natchnieniem Ducha Bożego; święta zaś Tradycja przekazuje w całości następcom Apostołów (biskupom, papieżom), aby w swoim przepowiadaniu oświeceni Duchem prawdy wiernie go strzegli, ukazywali je i szerzyli. Dzięki temu Kościół swoją pewność [a nie relatywistyczne powątpiewanie] odnośnie wszystkich spraw objawionych czerpie nie z samego tylko Pisma świętego. Toteż i Pismo święte, i Tradycję należy przyjmować z jednakim pietyzmem i otaczać taką samą czcią [23].

* * *

Paweł w Liście do Filipian pisze tak: a zatem, umiłowani moi, skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem... (Flp 2, 12). Z bojaźnią i drżeniem – gr. meta fobu Kai tromou. Chodzi o wielką troskę, by nie zdradzić miłości Chrystusa, by walczyć o trwanie w komunii z Nim. Nie oznacza to bynajmniej braku wiary w miłosierdzie Boże, Pan przecież czeka na wszystkich z otwartymi ramionami, czeka na wszystkich w sakramencie pokuty, by skruszonym i żałującym przebaczyć wszelkie grzechy, bez wyjątku! Ale trzeba chcieć tej skruchy i miłosierdzia. Chrystus nikomu nie przynosi potępienia, wszak jest On samym zbawieniem. Pan nie odrzuca człowieka, jednak potępienie jest wszędzie tam, gdzie człowiek trwa z dala od Jezusa, zamyka się przed Nim. To ja sam mogę się wyłączyć ze zbawienia, stawiając granicę pomiędzy sobą a Chrystusem. Dzieje się to między innymi przez trwanie w grzechu i zaniedbywanie modlitwy. Można wewnętrznie tak skarłowacieć, a procesy gnilne nieodpokutowanej nieprawości mogą postąpić tak daleko, że słowa Boże przestają mieć znaczenie, a wiara wydaje się pozbawiona sensu. To przerażające, ale wcale nierzadkie.

Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i wrzucają w ogień, i płonie (J 15, 6).

O nic się tak nie modlę, jak o to, by trwać w komunii z Panem, by Go nie obrażać grzechem i regularnie się spowiadać. Nie powoduje mną lęk, ale bojaźń i drżenie, że mógłbym się z Nim minąć, mógłbym być jak głupie panny bez oliwy – niegotowy! Czy jest coś ważniejszego niż troska o wieczne zbawienie? Swoje i innych? Nie rozumiem więc do końca tekstu Angelusa z niedzieli 15 października 2017 roku [24], podczas którego czytano przypowieść o uczcie weselnej, ale pominięto siódmy werset: Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić (Mt 22, 7). Czy to przypadek? 8 października 2017 roku parabola o morderczych najemnikach w winnicy również spotkała się z wybiórczym potraktowaniem. Komentując ten fragment, w trakcie Angelusa[25] Franciszek pominął to, co właściciel zrobi rolnikom, którzy zabili służących i jego syna: Nędzników marnie wytraci. Nie cytował również końcowych słów Jezusa, które odnosi do siebie samego jako do kamienia węgielnego: Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go. W homilii na Zesłanie Ducha Świętego [26] 4 czerwca 2017 roku Franciszek mówił o tych, którzy osądzają, cytując słowa zmartwychwstałego Chrystusa do apostołów i pośrednio ich następców w Kościele: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, niestety, pomijając, a raczej ucinając dalszą część zdania: a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. Czy jest to przypadkowe „obcięcie” czy może w druku wystąpił błąd? Nie wiem, ale w roku 2016, w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, w czasie Regina Coeli[27], ta Ewangelia również została zmodyfikowana w ten sam sposób. Chciałbym dodać, że tych przypadków „cięć” jest więcej. Dość ogłuszająca jest cisza, którą Franciszek otaczał Jezusowe potępienie cudzołóstwa zawarte w dziewiętnastym rozdziale Ewangelii świętego Mateusza (zob. Mt 19, 2-11) i paralelne jej fragmenty. W zaskakującym zbiegu okoliczności to potępienie zawarte było w Ewangelii, która została odczytana we wszystkich kościołach świata właśnie 4 października 2015 roku, w niedzielę rozpoczęcia drugiej sesji synodu biskupów o rodzinie. Ale ani w homilii, ani w Aniele Pańskim w tym dniu Franciszek nie odniósł się do niego ani słowem. Nie komentował tego logionu również w niedzielę 12 lutego 2017 roku, kiedy owo potępienie zostało ponownie odczytane we wszystkich kościołach. Jeszcze mocniejszy jest jednak fakt, że słowa Jezusa o cudzołóstwie nie pojawiają ani razu na dwustu stronach posynodalnej adhortacji Amoris laetitia. Siedzę z Biblią i otwartym laptopem, z rozłożonymi notatkami i książkami. Jest 19 stycznia 2019 roku. Dzień pogrzebu zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Nie będę się bawił w publicystę, choć wiele spraw wokół tego tragicznego wydarzenia mnie żenuje. Znajomy podesłał mi link do filmiku kapłana, który mówi: O niego się nie martwię [o Adamowicza], przepraszam że tak mówię, może to brzmi trochę nieczule, nie martwię się o niego, bo on jest w najlepszych rękach, w jakich może być. Pan Jezus ma go w swoich rękach i zupełnie się o niego nie boję. Niezbyt autentycznie i biblijnie brzmią mi te słowa. To trochę jak Santo subito, tylko że Adamowicz nie był raczej przykładnym katolikiem, wręcz przeciwnie: bardzo aktywnie wspierał kulturę LGBTQ i opowiadał się zdecydowanie za dopuszczalnością aborcji. Jest możliwe, że zmarł w grzechu ciężkim. Hmm... A więc? Nie trzeba się modlić?

W świetle słów sugerujących, że właściwie grzech nie ma wpływu na życie wieczne, zastanawiam się intensywnie: czyż to nie zdumiewające, że mimo iż tak wyraźnie święty Paweł (między innymi w Liście do Galatów i w Pierwszym Liście do Koryntian [28]) pisał o tych, którzy na pewno nie odziedziczą Królestwa, to jednak głosi się nam ostatnio coraz częściej, że piekła nie ma? Jeśli nie ma piekła, a Paweł mówi o takich, co Nieba nie odziedziczą, to gdzie ci ostatni się znajdą? Ja jednak ufam apostołowi, a nie pseudokaznodziejom obecnej epoki. Wierzę zarówno w zbawienie, jak i w potępienie, bo jeśli nie byłoby potępienia, to z czego miałby nas zbawiać Chrystus? Paweł wylicza podłe grzechy, a Jezus w jednym z fragmentów Ewangelii [29] wskazuje na podłość fałszywej religijności faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Te dwie grupy elit nie wymarły, one ciągle znajdują swoich następców: tych, co lubią pierwsze miejsca na uroczystościach (choćby pogrzebowych) i składają sobie niekończące się pochwały. Tych, co wkładają na ludzi ciężar grzechu, twierdząc, że to i owo nie jest już grzechem, ci, co nawet palcem nie dotykają Biblii i nawet palcem nie wskazują na własne sumienie, ale innym głoszą liberalną naukę, która czyni życie ludzkie nie do zniesienia. Nie ma bowiem większego ciężaru, niż pozbawić innych ludzi prawdy Ewangelii. Te powyższe zabiegi mają moim zdaniem znamiona inżynierii społecznej, choć nazywane są reformą i przedstawia się je jako nadzieja dla Kościoła. Ja też myślę o reformie i przypomina mi się historia z Księgi Nehemiasza, z ósmego rozdziału. Scena ma miejsce w Jerozolimie, kilkadziesiąt lat po powrocie z niewoli babilońskiej. Kapłan Ezdrasz przystępuje do czytania Tory, bo żądał tego lud!

Domagali się od pisarza Ezdrasza, by przyniósł księgę Prawa Mojżeszowego, które Pan nadał Izraelowi (Neh 8, 1).

To bardzo poruszające – lud pragnął słów Boga! Być może współcześni im Rzymianie w swoich miastach wznosili okrzyki chleba i igrzysk, pragnąc konsumpcji i rozrywki, natomiast Żydzi tęsknili za Torą! Oczywiście Kościół ma jakiś związek z Rzymem i z jego kulturą (choć zdecydowanie więcej odrzucił, niż przejął), niemniej uważam, że nasz najgłębszy korzeń jest właśnie w hebrajskiej tradycji biblijnej, tradycji wielkiego szacunku wobec słów Boga.

Ezdrasz otworzył księgę na oczach całego ludu – znajdował się bowiem wyżej niż cały lud; a gdy ją otworzył, cały lud powstał (Neh 8, 5).

Słowo czytane, głoszone – dobra nowina – ma zawsze moc podnosić człowieka z każdego upadku i wlewać w jego klękające pod ciężarem życia serce nadzieję, która nie może zawieść. Ezdrasz, który czytał ludowi Torę, był reformatorem po powrocie z Babilonii. Myślę, że jest to bardzo jasny przekaz dla nas – prawdziwa reforma Kościoła, jego odnowa jest ściśle związana ze słowem Boga, z powrotem do jego czystości i radykalizmu i proszeniem Pana, by dał ducha, który uzdolni lud do nawrócenia i gorliwości. Drewniany pulpit, przed którym staje przed zgromadzonym tłumem Ezdrasz i czyta Torę, to po hebr. MIGDAL, co tłumaczy się wpierw jako wieżę, strażnicę, wieżę obronną, jak i również wieżę służącą za magazyn. Taka baszta w czasach Nehemiasza pełniła funkcję obronną. To dosyć wyraźny sygnał: słowo Boga wielokrotnie zawiadamia o niebezpieczeństwie, by na przykład zawczasu z czegoś zrezygnować lub zamknąć bramy przed wrogiem, co wiąże się z samą księgą Nehemiasza, bo scena z ósmego rozdziału rozgrywa się niedługo po tym, jak odbudowano mury Jerozolimy. Mury... ktoś może pomyśleć: o fe, Trump buduje mur przed Meksykanami, to straszne, Kościół głosi jedność, miłość i otwartość na każdego człowieka. Tak? Czy aby na pewno? O jaką otwartość chodzi? Jedność, ale z kim? Przecież na pewno nie jedność w duchu wspólnoty europejskiej czy rewolucji francuskiej, bo te zaliczyły fiasko.

Święty Jan pisze tak: Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo [gr. koinonia nechomen - mamy wspólnotę, także rozumianą jako komunię], a chodzimy w ciemności [żyjemy w grzechu ciężkim], kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, to mamy jedni z drugimi współuczestnictwo [gr. koinonia nechomen met allelom] – wspólnotę mamy ze sobą nawzajem (zob. 1 J 1, 6-7). To znaczy, że prawdziwa jedność i wspólnota są możliwe tylko między tymi, którzy żyją w łasce Chrystusa, inaczej komunia między ludźmi nie zaistnieje. W tym kontekście można wskazać błąd leżący u podstaw wszelkich utopii (także tych, które próbują przedstawiać niektórzy ludzie Kościoła) – nieuwzględnianie, że człowiek ma naturę zranioną przez grzech i potrzebuje realnego i zdecydowanego nawrócenia, by wejść w miłosną unię z drugim!

Jeszcze odnośnie murów i separacji: nie sprzęgajcie się z niewierzącymi do jednego jarzma. Cóż bowiem ma wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakież jest współuczestnictwo Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? (2 Kor 6, 14-16).

To jest mocne... no i prawdziwe. To jest słowo Boga! Być może niektórzy również i tu dokonaliby „wycinanek”, układając sobie wersety według własnego poglądu, ale ja tak czynić nie zamierzam. Idąc więc tropem drewnianego pulpitu – wieży, z której czytał Torę Ezdrasz: reforma, pomoc (hebrajskie imię kapłana: EZRA – pomoc, wsparcie), odnowa Kościoła czy odnowa osobista poszczególnych wiernych jest ściśle związana ze Słowem, które jest jak wieża obronna – Biblia strzeże i jest niewyczerpalnym spichlerzem! Jeśli więc są „reformatorzy” w Kościele, którzy odchodzą od Pisma Świętego i wierności Ewangelii, idąc w kierunku niejasnych twierdzeń wyciągniętych z płynnej nowoczesności (major Baumann) jak z rzeki, to co takiego mają nam do zaproponowania owi poławiacze ideologicznych puszek i śmieci, które spłodził ludzki intelekt zainfekowany pychą? I czy to może przynieść odnowę, skoro główny nurt myśli światowej jest przede wszystkim neomarksistowski (Foucault, Žižek, Derrida, Lacanetc.) [30] albo po prostu bezbożny? Wszystko to uregulowano tamami politycznej poprawności, która zamyka usta wielu pasterzom Kościoła, zmuszając ich do rezygnacji z głoszenia radykalnej nauki Ewangelii, będącej dla większości ludzi nie do przyjęcia i napotykającej sprzeciw. Może więc lepiej lepić miałkie frazesy o jedności i panprzyjaźni? Albo mieć tematy zastępcze w postaci ocieplenia klimatu? Bardzo mocno odniósł się do tej kwestii kardynał Sarah, który stwierdził, że Kościół popełnia poważną pomyłkę co do natury prawdziwego kryzysu, jeśli uważa, że jego podstawową misją jest proponowanie rozwiązań wszystkich problemów politycznych związanych ze sprawiedliwością, pokojem, ubóstwem, przyjmowaniem migrantów itp., zaniedbując jednocześnie ewangelizację. Z pewnością, podobnie jak Chrystus, Kościół nie może odciąć się od ludzkich problemów. Niemniej jednak chciałbym przytoczyć słowa Włocha, który nawrócił się na islam (a we Włoszech jest ponad sto tysięcy takich jak on). Nazywa się Yahya Pallavicini, a dziś jest imamem, przewodniczącym CO.RE.IS (Islamskiej Wspólnoty Religijnej) i profesorem na Katolickim Uniwersytecie w Mediolanie: Jeśli Kościół, z obsesją, jaką dziś ma na punkcie wartości sprawiedliwości, praw społecznych i walki z ubóstwem, w rezultacie zapomni o swojej kontemplacyjnej duszy, nie spełni swojej misji i zostanie porzucony przez wielu jego wiernych, ponieważ nie rozpoznają już w nim tego, co stanowi jego szczególną misję[31]. Podobnie wypowiadał się nieżyjący już kardynał Bolonii Giacomo Biffi, uznając, iż misją chrześcijan w nowym tysiącleciu jest odzyskanie centralnego miejsca i aktualności Chrystusa. Czasami wydaje się, że wypowiedzi naszego Pana bywają cytowane w sposób konwencjonalny, stanowiąc pretekst do mówienia o czymś innym, dlatego konieczne jest ponowne zwrócenie uwagi na Jego naukę! Każdy chrześcijanin musi starać się doprowadzić drugiego do wyraźnej znajomości Chrystusa [32]. Historia z Ezdraszem i ludem słuchającym Tory dzieje się przy bramie wodnej, która swą nazwę wzięła najprawdopodobniej stąd, że nieopodal było źródło Gichon zasilające całe Jeruzalem. To też znamienne, gdyż słowo zasila Kościół, jest dla niego źródłem, a wszyscy mają być sługami Objawienia [33] i nikt nie może zmieniać nauki Chrystusa, nawet papież czy biskupi! Słowo jest jak woda. W kontekście tych rozważań myślę tak: ktoś dokonuje regulacji rzeki słowa. Ujarzmiona rzeka jest kontrolowana niczym wypowiedzi niektórych hierarchów, stroniące od urażenia kogokolwiek, mimo iż słowo jest jak miecz [34]. Mowa Boga jest „dzika”, jak niejednokrotnie „dzikie” były wypowiedzi Jezusa, wyrywające lud i elity z dobrego mniemania o sobie, „dzikie” jak wywracanie stołów w Świątyni, w której zaczęto kupczyć, zarabiając na kulcie. Czy można ujarzmić radykalizm Ewangelii? Woda z wizji Ezechiela, która wypływa spod progu Świątyni, nie była uregulowana, mogła być też niebezpieczna. Słowo było i jest wywrotowe! Wyrywało z butów, począwszy od Abrama, przez Izaaka, Jakuba, proroków, aż do Jana Chrzciciela i apostołów. Szczególnie uderzało w ludzi wygodnie ustawionych w ramach kultu, którzy nauczyli się w swoim sumieniu omijać radykalizm Tory. Trzeba również pamiętać o tym, że Chrystus – wcielone Słowo – spotkał się ze sprzeciwem. Nieprzyjęty w Betlejem, wyrzucony z synagogi w Nazarecie, został ostatecznie wyrzucony poza miasto i zamordowany.

Święty Łukasz w prologu do swej Ewangelii pisze tak: postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono. Właściwie: gr. logon ten asfaleian – słowa bezpieczeństwa, gr. asfaleia – zabezpieczenie przed upadkiem, bezpieczeństwo osobiste, gwarancja. „Dzikość” i bezpieczeństwo? Sprzeczność? Pozorna. Z jednej strony słowo mnie zabezpiecza, chroni przez wyznaczanie mi murów jasnej nauki, przedkładając mi prawdę o tym, co jest dobre, a co złe, a z drugiej strony mamy nieregulowany strumień Bożego Ducha! Nauczanie Kościoła, dogmaty, moralność, etyka seksualna – to wszystko ma mi zapewnić granice, w których mogę czuć się bezpieczny, nieskołowany. Jednocześnie słowo Boga kierowane jest do mnie osobiście, do sanktuarium serca, które rodzi heroizm wiary, „szaleństwo” świętości, radykalizm ewangeliczny oraz obnaża grzeszne struktury mojego wnętrza, fałszywej duchowości, nawołując mnie do nawrócenia. Jeśli więc reforma, to tylko oparta na radykalizmie słowa i wierności Tradycji! Na błaganiu Pana, by rozpalił serca świętą gorliwością!

* * *

Ilość głoszonej błędnej nauki jest zatrważająca. To zaszło już bardzo daleko i w dużym stopniu prawda została zbezczeszczona. Bóg i Jego święta obecność w Kościele okazują się sprofanowane. Pokalane przez ludzi Kościoła! To doprawdy bardzo bolesne. W wielu miejscach (szczególnie na Zachodzie) liturgie przypominają rauty, a nawet przestrzeń sakralna staje się jak restauracja – słynny poczęstunek w katedrze w Bolonii [35]. Jeden z naszych braci posługujący we Włoszech opowiadał mi, jak regularnie spotykał na Eucharystiach ludzi żujących gumy, niezdejmujących czapek, a nawet widział takich, co trzymali psy na rękach. Uważam, że problem ma swoje korzenie w ignorowaniu słów Boga, nie braniu ich poważnie. W wielu miejscach Biblia zniknęła z głoszenia, zniknęli Ojcowie Kościoła, a rozsiadło się na katedrze faryzeuszy schlebianie ludzkim oczekiwaniom lub pojawił się moralizm, który przecież na dłuższą metę jest zabójczy, bo ja nie potrzebuję, by na każdym kroku ktoś mówił mi tylko, co jest złe, a co dobre. Oczywiście to jest również istotne, ale ja chcę usłyszeć dobrą nowinę, że Chrystus może sobie z tym poradzić, że może mnie odciąć od korzeni zła! Jan Chrzciciel zapowiada Mesjasza, który nadchodzi, mówiąc: siekiera jest już przyłożona do pnia. Tak! Przychodzi Chrystus, który jedyny ma moc odciąć mnie od korzeni gorzkich nieprawości! W latach sześćdziesiątych zapanował boom na psychologię, która w wielu miejscach wypchnęła Ewangelię, pozostawiając smutną pustkę często trafnych, a jednak od niczego niezbawiających konstatacji. Gorzkim przykładem „postfreudowskiej ewangelii” jest historia zakonu niepokalanek z Los Angeles, które zaczęły namiętnie zapraszać psychologów i psychiatrów do swego domu rekolekcyjnego w Montecito, aby prowadzili im warsztaty psychoterapeutyczne. Zajęcia tak przypadły siostrom do gustu, że zaczęły korzystać z pomocy psychologa Carla Rogersa wraz z jego współpracownikami, prosząc, aby zapoczątkowali tak zwany Innowacyjny Program Edukacyjny, który miał wkrótce objąć cały zakon i wszystkie ośrodki szkolne prowadzone przez zgromadzenie w archidiecezji Los Angeles [36]. Wkrótce częstym gościem domu rekolekcyjnego sióstr Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny stał się psycholog i duchowny Adrian von Kaama [37]. Na czas trwania warsztatów „wszystkie reguły zgromadzenia zostały zawieszone” [38]. Dzięki kontaktom z psychologami siostry uświadomiły sobie, jak bardzo dyktatorscy są ich zwierzchnicy oraz do jakiego stopnia są niesamodzielne, uległe i bezradne wobec współczesnego świata. Niedługo później liczba podań o zwolnienie ze ślubów, składanych przez zakonnice, wzrosła niepomiernie. Nim eksperyment psychologiczny w zakonie dobiegł końca, zgromadzenie niepokalanek przestało istnieć, choć cieszyło się wieloma powołaniami. Otwarcie na Zeit Geist miało przynieść piękną reformę. Odrzucając przestarzały ubiór i zachowania, siostry miały osiągnąć znacznie więcej. Cóż, tak się nie stało [39]. Jedna z sióstr dała wyraz swojemu rozczarowaniu w ten oto sposób: Obiecano mi zakonne szaty, wspaniałą łacińską liturgię, obronę trzech świętych ślubów, pokój świętych w cichej celi, braterstwo świętej rodziny. Może życie zakonne rozpoczęło się w tym samym roku, w którym miało się skończyć: w 1966. Ojcowie Świętego i Apostolskiego Kościoła rzymskokatolickiego siedzieli w Watykanie na obradach Soboru i w imię zmiany niszczyli moje marzenia. Znieść łacińską liturgię. Zrzucić habit. Precz ze świętym posłuszeństwem. Zakonnice i księży posłać w „realny” świat?!. Gdyby mi zależało na realnym świecie, zostałabym w nim[40].To oczywiście jest skrótowe potraktowanie problemu psychologizacji wiary, jedynie na potrzeby tego fragmentu książki. Niemniej ta kwestia wpisuje się w szeroko rozumianą profanację prawdy. Dodajmy jeszcze do tego, obecnie bardzo modne, wszystkie pompujące ludzi słowa o pasjach życiowych, marzeniach, o robieniu tego, co się kocha, etc. I nie ma już Ewangelii, zostaje nam manipulowanie słowem i NLP. Przypominam sobie rozmowę z kobietą, bardzo utrudzoną życiowo i zmagającą się z depresją. Długo słuchałem jej pełnej żalu mowy, by później oznajmić jej: Owszem, życie jest trudne, bywa nawet bardzo trudne, ale Chrystus ci pomoże, pomoże ci je przeżyć. Będzie z tobą, będzie ci niósł ulgę. Codziennie będziesz mu składała swoje skołatane serce, a On będzie cię pocieszał i umacniał. Z Nim dasz radę! Niby nic takiego, a jednak kobieta poczuła się bardzo umocniona, bo jak mi powiedziała, wielu wcześniej głosiło jej głupoty, by wzięła się w garść, by zaczęła biegać i poszła zrobić sobie jakąś przyjemność czy zaczęła dbać o siebie (to autentyczne porady kapłanów, których spotykała w konfesjonale!). „Słowa”, które nie rodzą, ale uśmiercają, można usłyszeć od spowiedników coraz częściej...

Dodajmy jeszcze do sprofanowanego słowa zbezczeszczoną przez niegodne jej sprawowanie Eucharystię. Przyjmowanie Ciała Chrystusa z nieczystym sumieniem, bez łaski uświęcającej, co również i dziś wielu hierarchów stara się oficjalnie uzasadnić, w praktyce życiowej na Zachodzie w wielu przypadkach stanowi normę. To powoduje poważny zamęt...

Boli mnie to bardzo i odczuwam w sobie wielkie pragnienie i konieczność głoszenia, byśmy dbali o przyjmowanie słowa w dziewiczy sposób! W Jego prawdzie i radykalizmie, bez zmieszania! Budzi mnie troska o czyste Słowo. Ufam, że mając szczerą i prawdziwą więź z Maryją, ocaleję, że Ona wymodli mi, bym nie zbłądził.

Ty, który teraz czytasz: proszę cię, dbaj o czyste słowo, nie wyrażaj aprobaty dla fałszywych i kłamliwych treści, nie aprobuj tego, kto przekręca nauczanie, kto je wykrzywia! Strzeż w sercu, ale także publicznie, czystości doktryny katolickiej!

Dekonstrukcja Słowa, przekręcanie nauczania doprowadzi Kościół do pustki (SZAWE: pusty, próżny, pustka)! Spustoszy go, tak jak już w wielu miejscach to zrobiło. Wystarczy spojrzeć na kraje, które kiedyś były źródłem misjonarzy, a dziś same stały się krajami misyjnymi (na przykład Holandia). W wielu miejscach fałszywe nauczanie uczyniło Kościół bezwartościowym... Nie godzę się na to, by i w Polsce tak miało się stać! Ale czy mój bunt ma jakikolwiek wpływ na to, co będzie?

Izaak Cylkow tłumaczy pierwszy werset dwudziestego trzeciego rozdziału Księgi Wyjścia (Wj 23, 1): nie rozsiewaj. O tak! Bóg woła nas, byśmy nie rozsiewali fałszywych ziaren słowa, gdyż można być siewcą, ale z trzosa sypać nie pszenicę, lecz kąkol. Tak jak prawdziwa nauka jest zasiewem w duszach i wyda plon, tak fałszywa nauka, SZEMA SZAWE, fałszywe świadectwo wiary, jest również ziarnem, które finalnie zrujnuje. I nie ma się co potem dziwić, że w wielu miejscach wyrosło tyle chwastów i trujących roślin, skoro latami ktoś siał fałszywe słowo! Wystarczy spojrzeć na liczne wspólnoty parafialne (mój Boże, nie piszę tego, by kogokolwiek wyszydzić!), gdzie całymi latami ludzie dostawali głazy, kamienie moralizmu nie do przełknięcia. Jeśli słyszę, jak kapłan na homilii ślubnej buduje swoje głoszenie wokół aforyzmu wyjętego z Saint-Exupéry’ego, to skąd brać Ducha? To jednak jest problem domów formacyjnych, które jak sama nazwa wskazuje (seminarium – od łac. semen – nasienie), mają być miejscem zapładniania słowem, a nierzadko bywają naiwną szkółką niedzielną, z płaską homiletyką pozbawioną mistyki i charakteru profetycznego [41]. W wielu seminariach klerycy mają również dostęp non stop do Internetu i telefonów komórkowych. Nieodcięci – nie przywiążą się do Chrystusa! Może to radykalne twierdzenia? Owszem, ale Biblia jest radykalna, a my wiemy, że z przekleństwa prawa (czyli z polegania na sobie) Chrystus nas wykupił i chce nam dawać swojego Ducha, byśmy mieli serce jak z Kazania na Górze! Nie polegam na sobie samym, ale wierzę, że mogę zrodzić się w Maryi, jak Jezus, do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego i niewiędnącego (1 P 1, 4). Nie swoją mocą, ale mocą działającego we mnie Chrystusa – sakramentalnie we mnie obecnego! Kto przyjmuje Jezusa, kto dba o czyste, niefałszywe serce, obmywając się z grzechu regularnie w konfesjonale, kto wpatruje się w świętą cielesność Chrystusa w adoracji, kto napełnia się słowami z Biblii, będzie się w Niego przemieniał! Będzie miał Jego naturę, by móc powiedzieć jak święty Paweł: Teraz zaś, już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20). To jest dobra nowina dla grzeszników! Psalm 24, który jest psalmem uroczystego wejścia do Świątyni, psalmem z żydowskiej liturgii, mówi tak: Kto wstąpi na górę Pana, kto stanie w Jego świętym miejscu? Człowiek o rękach nieskalanych i o czystym sercu, który nie skłonił swej duszy ku marnościom i nie przysięgał fałszywie (w. 3-4). Słowo „marność” to właśnie: SZAWE. Ja się ze swej grzesznej natury skłaniam ku marnościom grzechu, ale by wejść w komunię z Panem, muszę być czysty. Dlatego choć jestem beznadziejnym grzesznikiem, wołam wstawiennictwa Najczystszej Panienki, by Jej modlitwy mnie umacniały i doprowadzały do oczyszczenia. Bym był wolny od nieprawych pragnień, bym miał serce wypełnione prawdziwym SZEMA. Tak jak Ona! Bym potraktował Boga z całą powagą. Słuchał słowa... nieskalanego słowa... nie profanował go przez tępienie ostrza ewangelicznego radykalizmu.

Słuchaj... słucham... SZEMA... To fundament życia i myślenia. Nieskalane Słowo. SZEMA to wołanie Boga o to, by twoje ucho było otwarte. Byś mógł odkrywać Chrystusa, który nie działa w abstrakcyjnej rzeczywistości pól, lasów czy marzeń, ale w namacalności swojego Kościoła. Kto nie słucha nieskalanego słowa, nie będzie miał wiary:

Jakże więc mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? Jakże mogliby im głosić, jeśli nie zostali posłani? Jak to jest napisane: „Jak piękne są stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę!”. Ale nie wszyscy dali posłuch Ewangelii. Izajasz bowiem mówi: „Panie, któż uwierzył temu, co od nas posłyszał?”. Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest Słowo Chrystusa (Rz 10, 14-17).