Niepozorne historyjki - Arthur de Fer - ebook

Niepozorne historyjki ebook

Arthur de Fer

5,0

Opis

Treścią tej książki jest pięć różnych historii, z których trzy pierwsze dzieją się gdzieś pod koniec dziewiętnastego wieku, a dwie ostatnie w końcówce dwudziestego. Każda z nich jest inna i każda z nich w inny sposób porusza temat spraw ostatecznych. Pozornie zwyczajne, lecz naruszające  utarte przekonania i prowokujące  do własnych przemyśleń.


Arthur de Fer - urodzony w Gdańsku, od ponad czterdziestu lat mieszka w przeuroczej nadmorskiej dzielnicy miasta. Był grafikiem, nauczycielem i pracownikiem muzeum. Jest aktywnym członkiem jednego z lokalnych stowarzyszeń. W roku 2014 trochę niechcący wydał pierwszą książkę „Zły Wilk i Królowa Śniegu”. Tworzy przewrotne historie okraszone uszczypliwym humorem i odrobiną nonszalanckiego podejścia do życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 105

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Arthur de Fer

Niepozorne historyjki

© Copyright by Arthur de Fer & e-bookowo

Projekt okładki: Arthur de Fer

ISBN e-book 978-83-7859-878-7

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2017

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Fryderyk

Fryderyk nie miał w sobie niczego czym, w sposób znaczący, wyróżniałby się z tłumu. Jako buchalter zajmował się finansami ludzi, którzy podobnie jak on, prowadzili zupełnie zwyczajne, drobne interesy. Mieszkał sam w niewielkim mieszkaniu, w zwyczajnej, szarej kamienicy. I nikt nie zwracał na niego uwagi. Miał też nadzieję, że tak już pozostanie na zawsze, że nic już tego nie zmieni.

Fryderyk mniej więcej raz w tygodniu spotykał się ze swoimi dwoma przyjaciółmi, Alojzym i Marcelem. Obydwaj byli równie nieciekawi jak on sam. Wspólnie spędzali zazwyczaj czas na grze w karty przy butelce palinki i rozmowach o polityce, ekonomii i sprawach dnia codziennego. Przyjaciele Fryderyka mieli zazwyczaj trochę więcej od niego do powiedzenia w tym ostatnim temacie, albowiem obydwaj posiadali rodziny. Takie zwyczajne rodziny z nudną żoną, trójką rozwydrzonych dzieci oraz psem i kotem. Nadawało to ich życiu charakteru niedostępnego Fryderykowi.

Można by powiedzieć, że w życiu całej trójki nie działo się nic ciekawego. Spokojne, niewielkie miasteczko sprzyjało takiemu zwyczajnemu życiu, co zresztą bardzo sobie cenili. Ale nawet w takim życiu zdarzają się niespodzianki.

Marcel i Alojzy zauważyli pewnego dnia zmianę w swoim przyjacielu. Małomówny i nieciekawy Fryderyk zrobił się jeszcze bardziej małomówny. Jego twarz stała się ponura i momentami wyrażała jakieś nieokreślone cierpienie. Przyjaciele nie wiedzieli, co jest tego przyczyną, więc zaczęli po męsku prowokować go, żeby Fryderyk ową tajemnicę zdradził. Marcel, którego żona słynęła z niepowtarzalnej urody i paskudnego charakteru, często skubał rękaw Fryderyka i ze złośliwym uśmiechem mówił:

– Hej, przyjacielu, czy ty się czasem nie zakochałeś w jakiejś piękności, hę?

Fryderyk tylko spoglądał na niego z wyrzutem i odpychał go, pokazując swoją niechęć do odpowiedzi na to pytanie. Alojzy z kolei, który miał okropnie brzydką, ale za to miłą i sympatyczną żonę, mawiał:

– Może trafiłeś na jakąś podłą zołzę, która odrzuciła twoje awanse?

W odpowiedzi dostawał tylko niechętne mruknięcie i obrażoną minę. Dopiero po kilku miesiącach obaj przyjaciele dowiedzieli się, co dręczyło Fryderyka. Podczas jednego z ich zwyczajowych spotkań uraczył ich bowiem tą ważną informacją na swój temat. Z początku wydawała się ona dobrą, a nawet radosną wiadomością, kiedy oznajmił swoim przyjaciołom:

– Otóż zakochałem się.

– Świetnie! Gratuluję! – ucieszył się Alojzy.

– No nareszcie! Już myślałem, że się to nigdy nie wydarzy! – Marcel z radości od razu wypił cały kieliszek palinki.

Szczerze uradowani tą wieścią, zaczęli snuć plany na to, jaki wystawny urządzą mu ślub i jaką sensacją będzie on w miasteczku. Pewnie będzie tak wspaniały, że gazety z całej guberni będą o nim pisały. Ślubu oczywiście będzie udzielał biskup, więc będzie to wielkie wydarzenie. Ich radość i wybujałe fantazjowanie trwało tylko do momentu, w którym odpowiedział na pytanie, kim jest jego wybranka.

– Przyjaciele, trudno mi jest wyjawić tę tajemnicę. Sprawa może wydać wam się trochę niewłaściwa...

– Co ty gadasz? Nie wygłupiaj się, kamratom nie powiesz?! – nalegali na niego. – Gadaj, nicponiu, kto to jest?

Fryderyk popatrzył na nich bezradnie, po czym szybko, ze wstydem, wyrzucił z siebie:

– Kalista.

– Cooo?! – wrzasnęli z oburzeniem, aż inni goście restauracji zaczęli się na nich oglądać. – Czyś ty zwariował?! Żarty sobie robisz?!

Oburzeni nie mogli się uspokoić. Ta wiadomość zburzyła cały ich świat. Ich drobnomieszczański porządek Belle Epoque nie mógł znieść takiego przekroczenia ram przyzwoitości. Ten wybór zakrawał na jakieś okropne, niewybaczalne bluźnierstwo.

Chyba wszyscy w miasteczku znali Kalistę, kwiaciarkę mającą swój sklep przy rynku, naprzeciwko ratusza. Fryderyk, jako mężczyzna poważny, stabilny i wciąż atrakcyjny, nie powinien się zakochiwać w kimś, z kim dzieli go tak wyraźna różnica wieku. Ba, wyraźna. Ogromna! Kiedy on dobiegał trzydziestki, ona właśnie przekroczyła siedemdziesiątkę. Tak wielka różnica wieku przekraczała wszelkie normy przyzwoitości.

Zazwyczaj zakochanie się jest zupełnie zwyczajną i niewartą specjalnego zainteresowania sprawą. Ale w tym wypadku zainteresowanie powodowała ta budząca zgorszenie różnica wieku. Pozornie wyglądałoby to na jakąś przedziwną dewiację, jednak z punktu widzenia Fryderyka nie było to takie proste. On też, podobnie jak wszyscy inni, spodziewał się tego, że po prostu kiedyś w jego życiu pojawi się młoda, piękna dziewczyna, która porwie jego serce. I historia potoczy się dalej podobnie, jak miliony innych. Nie mógł spodziewać się tego, co się stanie.

A wypadek ten miał miejsce pewnego słonecznego dnia, kiedy Fryderyk siedział na zapleczu kwiaciarni Kalisty, pogrążony w księgach rachunkowych. Czy można wyobrazić sobie czas bardziej wypełniony codziennymi, rutynowymi zajęciami? A jednak przyszedł moment, kiedy, zastanawiając się nad pewną formułą dokonywanych rozliczeń, spojrzał w bok, skąd widział fragment wnętrza kwiaciarni. Akurat natrafił wzrokiem na Kalistę, która podawała wiązankę kwiatów klientce stojącej po drugiej stronie lady. Dostrzegł uroczy uśmiech i wdzięczny gest, który wykonała swoimi długimirękoma. I w mgnieniu oka zdał sobie sprawę z tego, że zakochał się w tej pięknej, młodej kobiecie, którą kiedyś była Kalista.

Odczuł to jako nagły, spadający na niego bezlitośnie ciężar. W ułamku sekundy zdał sobie sprawę z konsekwencji tego, co się stało. To wydarzenie stanowiło tak nagłe przejście z jednej, bezpiecznej rzeczywistości, do takiej, w której słodki tragizm zapanował nad jego życiem. Zszokowany szybko zebrał wszystkie papiery do teczki, pożegnał się i udał do domu. Tam, załamany usiadł na łóżku, po czym opadł twarzą do poduszki i rozpłakał się.

Przed oczami miał tę wysoką, piękną kobietę, o długich blond włosach, tańczącą ze zniewalającym uśmiechem w otoczeniu naręczy kwiatów. Później przypomniał sobie, jak Kalista wyglądała obecnie. Wciąż wysoka, szczupła, pełna wdzięku i energii, a jednak... nie można było tego nie zauważyć, że wiek wywarł na niej swój wpływ. On jednak wciąż dostrzegał to, co kryło się pod powłoką starości. I to powodowało, że zanosił się płaczem, jakim nie płakał od czasów dzieciństwa.

Przyjaciele Fryderyka, jakkolwiek oburzeni jego wyznaniem, po jakimś czasie oswoili się z tym faktem, a nawet zaakceptowali go. Trzeba im też przyznać, że zachowali tajemnicę, nikomu nie wydali ponurego sekretu Fryderyka. Temat ten dla całej trójki stał się swojego rodzaju słoniem w przedpokoju, o którym nie wolno było wspominać. Na wszystkich jednak ciążyła świadomość jego obecności. W czasie ich zwyczajowych spotkań starali się delikatnie obchodzić z Fryderykiem, tak aby w żaden sposób nie pogłębiać jego ponurego nastroju. Czasem pozwalali mu nawet wygrywać w karty, choć do tej pory nie było to częste. Nie zdażało się zbyt często.

Niemal każdego dnia Kalista cieszyła się towarzystwem młodego człowieka, z którym rozmowy ciągnęły się godzinami. Zdarzało się, iż zamykała swoją kwiaciarnię później niż zazwyczaj. Nie widywali się z Fryderykiem czysto prywatnie, zawsze odwiedzał jej sklep i tylko tam pogrążali się w długich rozmowach. A były one naprawdę interesujące. Z czasem przyjaźń ta stawała się coraz bliższa, lecz nie przekraczała w żadnym stopniu norm przyzwoitości.

Kalista była mądrą kobietą, dzięki dużej wrażliwości z łatwością odczytywała też subtelności zachowania innych ludzi. Dlatego w miasteczku powszechnie ceniono sobie przebywanie w jej towarzystwie. Była niezmiernie lubianą i podziwianą damą. Zawsze taktowna i miła, z łatwością odczytywała nastroje i życzenia swoich klientów i zawsze potrafiła zaspokoić ich oczekiwania. Nie było więc żadnym zaskoczeniem, że stosunkowo szybko zorientowała się w motywach kierujących poczynaniami Fryderyka. Tylko raz zamknęła się z nim w kwiaciarni po to, żeby spokojnie móc odbyć poważną rozmowę, która była równie przykra, jak i konieczna. Kiedy już wysłuchała wszystkich jego wyznań i upewniła się co do swoich podejrzeń, zapłakała równie gorzko jak on, mówiąc:

– Fryderyku, drogi Fryderyku... Cóż za okrutny los skazał cię na tak potworne cierpienia? Miłość, która nie ma żadnych szans na spełnienie, musi być doprawdy piekielną męką. Tak bardzo chciałabym ulżyć ci, dać chociaż przebłysk nadziei. Ale sam rozumiesz, to niemożliwe, najbardziej niemożliwe jak tylko może być. Chociaż tak bardzo bym chciała...

Życie toczyło się zwykłym rytmem, nie zważając na ukryte głęboko dramaty. Widywali się często, wciąż pielęgnując to, co mogli – swoją przyjaźń. Fryderyk naprawdę cierpiał w sposób niewymowny. W dodatku cierpienie to musiało być ciche, nie mogło znaleźć żadnego środka wyrazu. W sytuacji, w której nie było żadnej szansy na szczęśliwe zakończenie, Fryderykowi pozostało tylko nieubłagane, ciężkie jak kamień cierpienie.

Kręte ścieżki losu zaskakują jednak nawet tych, którzy pozornie doskonale je znają. Bo o ile pewnych wydarzeń można się z całą pewnością spodziewać, o tyle następujące po nich skutki umykają wszelkiej predykcji. Bo stało się tak, że niespodziewanie Kalista zeszła z tego świata. Wyglądało na to, że cieszy się dobrym zdrowiem i nic nie zapowiadało rychłej tragedii, a jednak... Pewnego dnia, korzystając z odrobiny słońca wpadającego przez otwarte okno, postanowiła przejrzeć w szafie swoją garderobę. Znalazła tam swoją starą, błękitną sukienkę. Jeszcze z czasów, gdy przyciągała męskie spojrzenia i prowokowała swym wyglądem. Przyglądała się zawieszonej na wieszaku sukience, strzepywała z niej drobne pyłki i zagniecenia. Uśmiechała się do swoich wspomnień, kiedy na scenę postanowił wkroczyć kot sąsiadów. Uznał on, że doskonałym pomysłem będzie wskoczenie przez okno do mieszkania Kalisty i przeszukanie jego wnętrza. Korzystając z rozbiegu nabranego na ogrodowym płotku, wskoczył na parapet, poślizgnął się i całym ciałem uderzył w stojącą w oknie doniczkę z kwiatami. Ta wpadła do środka i rozbiła się z hukiem na podłodze. Stojąca tyłem do okna Kalista wystraszyła się, chwyciła za serce i upadła na ziemię bez ducha. Lekarz i policja wezwani wkrótce potem, odkryli jej ciało leżące na podłodze i przykryte niebieską sukienką tak, jakby ją właśnie przymierzała. Sam sprawca owej tragedii pozostał nieznany, zmył się bowiem natychmiast po tym, jak usłyszał łoskot spadającego naczynia.

Jej pogrzeb odbył się kilka dni później. Pojawili się na nim prawie wszyscy mieszkańcy miasteczka, dla którego była kimś ważnym, choćby przez rozliczne przymioty swego charakteru. Wszyscy chcieli więc odprowadzić ją w jej ostatnią podróż. Tylko Fryderyk stał w oddali, oparty o jakiś pomnik i z pękniętym sercem obserwował to wydarzenie. Nie chciał, żeby inni widzieli jego łzy. Szczególnie wtedy, kiedy trumnę z jego ukochaną opuszczano powoli do czeluści grobowych.

Przyjaciele Fryderyka uznali, że najlepszym lekarstwem na jego rozdarte serce będzie rutyna dnia codziennego, która po jakimś czasie zabliźni rany. Było w tym wiele racji, gdyż kontynuowanie dotychczasowego życia dawało mu poczucie bezpieczeństwa, a nawet satysfakcji z dobrego wypełniania obowiązków. Alojzy uważał, że być może dobrze by było podsunąć Fryderykowi jakąś młodą, uroczą dziewczynę, która odwróciłaby jego uwagę od wspomnień. Marcel był jednak zdania, że jest na to zbyt wcześnie. Należałoby właściwie pozostawić wszystko naturalnemu rozwojowi sytuacji.

Jakiś miesiąc po śmierci Kalisty dotarł do Fryderyka posłaniec z informacją od notariusza o dacie odczytania jej testamentu. Alojzy uznał, że uda się tam wraz z zainteresowanym, żeby wesprzeć go w takiej chwili. Obydwaj dobrze wiedzieli, że z pewnością stawi się tam także brat Kalisty, człowiek chytry i wielce nieprzyjemny. Marcel przyłączył się do nich i w wyznaczonym czasie cała trójka udała się do notariusza.

Kiedy już obaj potencjalni spadkobiercy weszli do biura, Alojzy i Marcel, siedząc na ławce w korytarzu, cicho wymieniali się swoimi przemyśleniami. Zza zamkniętych drzwi do biura nie dobiegał żaden głos, wszystkiego więc musieli się domyślać.

– Cholera, nie wiadomo czego się spodziewać. Jeżeli Kalista zapisała choćby grosz Fryderykowi, to ten sknerus, jej brat, go chyba zatłucze! – niepokoił się Marcel.