Niepiękna - Madeline Sheehan - ebook + książka

Niepiękna ebook

Sheehan Madeline

4,4

Opis

Uwaga! To nie jest opowieść o losie i przeznaczeniu. To opowieść o bólu, smutku i cierpieniu. To porywczy, jak wicher, romans pomiędzy dwojgiem kochanków, którzy nie mogą być razem. W tym świecie nie ma romantycznych wschodów słońca i pachnących płatków róż. Zamiast tego, ich miłość kwitnie w tajemniczej rzeczywistości pełnej nieustannej zbrodni, okrucieństwa i śmierci. To historia rodem z koszmarów nocnych. To opowieść o miłości, której nie da się zaprzeczyć.

Danielle „Danny” West jest córką Deuce’a Westa, przywódcy motocyklowego klubu Jeźdźców z Piekła Rodem. To słodka i piękna dziewczyna, która gdzieś zagubiła swoją drogę i wciąż pragnie rzeczy, które zawsze pozostają poza jej zasięgiem. Erik „Ripper” Jacobs jest sierżantem w klubie jej ojca. Trudne życie pozostawiło nieodwracalny ślad na jego twarzy – oszpeconej i pokiereszowanej, na której blizny ciągnęły się przez policzek i wargi; od szczytu czaszki ku prawemu oku. Podczas letniej nocy, kiedy drogi Danny i Rippera przetną się po raz pierwszy, ich życie zmieni się nieodwracalnie. Nagłe pożądanie zacznie zamieniać się w miłość, dopóki tragedia nie oddali ich od siebie. We wspólnej podróży, nękanej brzydotą i chaosem, Danny i Ripper muszą dowiedzieć się, czy ten nieoczekiwany związek jest w stanie odnaleźć w ich świecie piękno.

 

To nie jest ckliwa love story, a historia dzika i nieprzyzwoita. Pełna gniewu i nieokiełznanego seksu w świecie władanym przez gwałtowne emocje oraz mroczne żądze. Całkowicie zniewala czytelnika.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 344

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (302 oceny)
182
70
41
7
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Asiorek71

Nie oderwiesz się od lektury

Super
10
Tamtamo

Nie oderwiesz się od lektury

Chyba lepsza niż pierwsza cześć. Nie tak pokręcona. Chociaż Rapper, mimo ze kozak, okazał się mało asertywny. Ale czytało się świetnie. Każda z postaci, których było gazylion, była na tyle charakterystyczna, ze czytelnik nie mylił ich ze sobą. Świetna. Polecam.
10
paumok

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja ! Polecam
00

Popularność




Tytuł oryginału: Unbeautifully

Copyright ©Madeline Sheehan, 2013

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2017

Copyright © for the Polish translation

by Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2017

Redaktor prowadząca: Milena Buszkiewicz

Redakcja: Klaudia Bryła

Korekta: Joanna Pawłowska

Skład i łamanie: Barbara Adamczyk

Projekt okładki i stron tytułowych: Dawid Czarczyński

Fotografia na okładce: © Valentin Casarsa/E+/Getty Images

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

Wydanie elektroniczne 2017

eISBN 978-83-7976-615-4

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

fax: 61 853-80-75

[email protected]

www.czwartastrona.pl

Wszystkie postacie, miejsca i zdarzeniawtej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych czy zmarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Książkę tę dedykuję niezaprzeczalnej miłości.

Niepiękna zaczyna się tam, gdzie kończy się epilog Niepokornej. Następnie opowieść wraca do lat, które upłynęły pomiędzy zdarzeniami opisanymi w ostatnim rozdziale, a tymi, które dzieją się w epiloguNiepokornej, by wreszcie toczyć się aż do czasów obecnych.

Ciekawej lektury!

…ledwo się spotkali, już na siebie spojrzeli;

ledwo spojrzeli, już się pokochali;

ledwo pokochali, już westchnęli;

ledwo westchnęli, już się wzajemnie o przyczynę pytali;

ledwo przyczynę odkryli, już szukali lekarstwa…

– Szekspir[1]

[1] Przekład Leon Ulrich (Przyp. tłum.).

Prolog

Nie wierzęw przeznaczenie. Niezachwianie wierzę, że życie jest takie, jakim je uczynicie, że życie będzie reagować na wasze czyny,a to, dokąd dotrzecie, nie ma nic wspólnegoz przeznaczeniem, lecz zależy od wszelkich waszych działańi wyborów, jakich dokonujecie po drodze.

Jest jednak jeden wyjątek.

Miłość.

Gdy chodzio miłość, nie obowiązują żadne zasady.

Miłość nie jest reakcją ani akcją; nie jest przeznaczeniem ani wyborem.

Miłość jest uczuciem, prawdziwą, surowąi niedającą się opisać emocją, nadzwyczajnie czystąi niesłabnącą nawet wtedy, gdy sprzysięgnie się przeciwko niej cały świat, wystarczająco silną, by uzdrowić złamane,i wystarczająco ciepłą, by ogrzać choćby najzimniejsze serce.

Pierwotna.

Nieunikniona.

Niepokorna.

Czasami bywa niekonwencjonalnai łamie wszelkie zasady oraz zaciera wszelkie granice, by grzać sięw swej glorii, świecąc jasno niczym słońce, bezwstydnie jarzyć się nawet pod nieprzychylnymi spojrzeniami społeczeństwaz jego krzykliwą, zadufanąw sobie moralnością, która gromii osądza to, czego sama nie pojmuje.

Pierwszy raz zakochałam sięw niebieskich oczachi szerokim uśmiechu na zdobnejw dołeczki twarzy.

– Twój stary cię kocha, Danny – wyszeptał. – Nigdyo tym nie zapomnisz, córeczko, prawda?

Nigdy nie zapomniałam.I nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek pokocham jakiegoś mężczyznę równie mocno, jak kochałam mojego ojca. Leczw miarę dorastania zmieniamy sięi zaczynamy podejmować samodzielne decyzje, dzięki czemu stajemy się niezależnii samowystarczalni, zaczynamy odwracać się od rodziców,a zwracamy się ku innym ludziom. Zaczynamy doświadczać życia poza sferą,w której dorastaliśmy. Nawiązujemy przyjaźnie, silne więzyi niezniszczalne związki.

I zakochujemy się… po raz drugi.

Po raz drugi zakochałam sięw straszliwie pokiereszowanej twarzy, twarzy rodemz koszmarów, twarzy oszpeconej, od jakiej matki każą dzieciom trzymać sięz daleka.

Paskudne poszarpane chlaśnięcia szpeciły skórę, biegnąc od szczytu czaszki ku prawemu oku, które zostało wydłubanez oczodołu ząbkowanym ostrzem. Blizny ciągnęły się poprzez policzeki wargi,a potemw dół przez szyję, by skończyć się na barku.

Pierś byław stanie sto razy gorszym, cała pokryta tkanką bliznowatą.

– Kochanie – powiedział szorstko. – Mężczyźni tacy jak ja nie mają czego szukaću takich jak ty dziewczyn. Jesteś piękna,a ja jestem szkaradnyi znajduję sięw połowie drogi do piekła.

Mylił się jednak.

Piękno jest wszędzie.

Nawetw szpetocie.

Zwłaszczaw szpetocie.

Bez szpetoty bowiem nie byłoby piękna.

A bez piękna nie udałoby się nam przeżyć bólu, smutkui cierpienia.

W świecie,w którym żyłam,w świecie,w którym żył on,w tajemnym świecie mieszczącym się wewnątrz prawdziwego świata,w świecie nieustannej zbrodnii okrucieństwa,w zimnym świecie rozpaczyi śmierci, nie istniało niemal nic poza cierpieniem.

– Może nie jesteś tak piękny, jak dawniej – szepnęłam, ujmującw dłoń jego zmaltretowany policzek – ale wciąż jesteś piękny. Według mnie.

Nasz romans był jak najdalszy od pięknegoi idealnego. Przypominał raczej kraksę samochodową, gnącą metali rozbryzgującą krew katastrofę,z której nikt nie wyszedł żywy, karambol pozostawiający jedynie złe wspomnienia oraz bólw sercu.

Ale był nasz.

A ponieważ był nasz… nie zmieniłabym go ani trochę.

Rozdział pierwszy

Przysłoniwszy oczy przeciwsłonecznymi okularami, wyszłamz siedziby klubu na jaskrawe światło dniaw Montanie. Rozejrzałam się po podwórzu, gdzie moja rodzina, ta prawdziwai ta przyszywana, spędzała czas na sobotnim popołudniowym grillowaniu.

Gdy pogoda była odpowiednia, tak właśnie spędzali czas członkowie oddziału Klubu Motocyklowego (w skrócie KM) Hell’s Horsemen, którego siedziba mieściła sięw Miles City,w stanie Montana.

Z głośników płynęły zmieszane głosy Willie’ego Nelsona, Waylona Jenningsa, Johnny’ego Cashai Krisa Kristoffersona śpiewających pospołuw supergrupie Highwayman.W ciepłym powietrzu unosiła się kusząca woń skwierczącego mięsiwa. Dzieci ganiaływ koło, bawiąc się nadmuchiwanymi piłkami plażowymii pistoletami na wodę.

Mój ojciec, Deuce, prezes Klubu Motocyklowego Hell’s Horsemen, trzymał się niecoz boku, popijając piwo ze swoim teściem, Damonem Preacherem Foxem, który był prezesem cieszącego się złą sławą Klubu Motocyklowego Silver Demonsi przyjechał do nasz Nowego Jorku.

Po przeciwnej stronie podwórza stała moja macocha Eva, zajęta rozmową ze swoimi przyjaciółkami Kamii Dorothy orazz kilkoma motocyklistamii ich żonami.

Skierowałam sięw stronę ojca.

– Hej, kochanie – powiedział, obejmując mnie przez plecy grubymi ciężkim ramieniem, by przyciągnąć mnie ku sobiei uściskać, wgniatając moją twarzw swoją skórzaną kamizelkę, starąi mocno już znoszoną.

Odetchnęłam głęboko zapachem spalin, przepoconych skórzanych ubrańi dymu papierosowego. Uwielbiałam tę woń. Był to zapach mojego dzieciństwa, zapach kojarzący sięz domemi bezpieczeństwem.

Moje pierwsze wspomnienie pochodziłoz czasów, gdy miałam trzy lata – metal, lśniącew słońcu skrzydła Harleya-Davidsona, mocna kwaskowata woń spalin, obłoczki papierosowego dymu, przepoconei poplamione na żółto białe trykotowe koszulki, gorzki zapach alkoholu, popękana skóra znoszonej kamizelki przy moim policzku, umazane smarem ręce, które podnoszą mnie wysokow górę, głośnyi chrapliwy śmiech.

Spojrzałam na ojca.

– Kocham cię, tatusiu.

Uśmiechnął się szerokoi złożył wilgotny pocałunek na moim czole.

Choć już pięćdziesięciotrzyletni, mój ojciec nadal był niezmiernie przystojnym facetem. Wysokii mocno zbudowany, imponująco umięśniony,o roziskrzonych oczach barwy niebieskiego lodu; oczach identycznych jak moje. Siwiejące blond włosy miał długie, zazwyczaj zaczesane do tyłu. Twarz okalał mu krótki zarost. Lecz najistotniejszy był jego uśmiech. Ojciec uśmiechał się,a kobiety omdlewały. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak Evie udało się go usidlić, zakasowawszy te wszystkie zachwycone nim wielbicielki. Ilekroć jąo to pytałam, tylko wzruszała ramionami, mówiąc:

– Po prostu, tak już jest.

Evai ja byłyśmy klubowymi dziećmi. Evę jednak Preacher wychowywałw siedzibie klubu pospołu ze swoimi chłopcami. Ja zaś dorastałamw domu. Bywałamw klubie okazjonalnie, ale nigdy nie stałam się integralną częścią jego „życia”. Dopiero gdy jakieś pięć lat temu mój ojciec przywiózł do nas Evę, która byław ciąży, spodziewając się mojej małej siostrzyczki, wszystko się zmieniło. Dzięki Evie mogłam zacząć częściej bywaćw klubiei spędzać tam więcej czasu.W końcu miałam okazję zaznajomić sięz mężczyznami, których niby znałam całe życie, alew rzeczywistości nigdy ich dobrze nie poznałam. Nawiązałam relacjez wszystkimi –z Tapem, Bucketem, ZZ, Marshem, Hawkiem, Mickiem, Dirtym, Coxem, Blue, Chipem, Wormem, Devilemi Jase’em.A takżez Dannym D.i Dannym L., którzy nosili takie samo imię, jak ja. Tych dwóch ostatnich przechrzciłam odpowiednio na DDi DL. Te przezwiska bardzo im się spodobałyi w końcu zupełnie do nich przylgnęły.

„Chłopcy” bardzo się między sobą różnili. Wyglądemi wiekiem. Jedni byli młodzi, inni starzy. Ale mieli jedną cechę wspólną.

Poczucie braterstwa.

Było dla nich ponad wszystkim. Każdyz nich, jeden za drugiego, bez wahania oddałby życie.

W zamian za ich lojalność mój ojciec,a ich prezes, troszczył sięo nichi o ich rodziny. Było to niemające końca pasmo spolegliwości, szacunku i… miłości.

Wiedziałam jednak, że mimo wszystko nie jest to życie usłane różami. Byłam wszak córką zatwardziałego kryminalisty. Poznałam blaskii cienie takiego życia. Bywało trudno.

Zwłaszczaw mojej rodzinie.

Gdy miałam siedem lat, ojciec poszedłz matką na wywiadówkę do szkoły. Po raz pierwszyi ostatni. Wychowawca popełnił błąd, informując moich rodzicówo tym, że jestem dalekow tyle za innymi dziećmii prawdopodobnie będę musiała powtarzać drugą klasę. Mój ojciec uznał to oczywiście za szkalowanie jego dziecka oraz za znieważenie jego umiejętności rodzicielskich. Pan Steinberg, wyleczywszy sięz odniesionych obrażeń, nigdy nie wrócił do pracyw szkole.

Gdy miałam lat dwanaście, mój brat zwymyślał czterech chłopaków, którzy mnie zaczepiali, za coz kolei oni skopali mu tyłek. Gdy się oddalał, kulejąc, wypluł wybity ząbi powiedział do mnie, uśmiechając się szeroko:

– Na drugi raz zastanowią się, nim cię zaczepią, mała – powiedział, obejmując mnie ramieniem. – Nikt się nie ośmieli dokuczać dziewczynce, której brat jest wystarczająco zwariowany, by rzucić się na czterech chłopaków na raz.

A ja sobie pomyślałam, że… na tym polega prawdziwa miłość.

Dla innych pomysł, że brutalność można interpretować jako akt miłości, jest śmiechu warty, ale dla mnie był sensowny. To była moja rzeczywistość.

– Cześć, Danny – powiedział Preacher, wyciągając ku mnie ramiona. Ojciec wypuścił mniez objęć,a ja uściskałam Preachera.

– Jak zawsze wyglądasz przepięknie – powiedział ochrypłym głosem.

Przywitałam sięz nim i sięgnęłam po chłodzące się piwo. Przecięłam trawniki podeszłam do Evy. Przerwała na chwilę rozmowęz Kami, by posłać mi uśmiech.

Evai Kami skrajnie się różniły pod każdym względem. Kami miała dwoje dziecii była żoną Coxa, pełnego seksu, wytatuowanegoi noszącego liczne kolczyki kapitana trasy mojego ojca. Miała niebieskie oczyi jasne włosy. Eva miała chmurne szare oczy, długie ciemne włosyi obfite kształty. Były jednak bratnimi duszamii przyjaźniły się od trzydziestu lat. Często bywałam zazdrosnao ich zażyłość,o to, że mówią sobieo wszystkim,i że jedna drugiej zawsze pomagaw potrzebie.

Ja nigdy czegoś takiego nie doznałam.Z nikim.

A bardzo tego pragnęłam. Wręcz rozpaczliwie.

Z biegiem lat nawykłam jednak do tego, że pragnę wielu rzeczy, których nigdy nie zdobędę.W końcu pogodziłam sięz tym, że już zawsze pozostaną one poza moim zasięgiem.

Stanęłam obok Dorothy, położyłam dłoń na jej brzuchui lekko go pogłaskałam. Dorothy westchnęła, odgarnęłaz oczu rude włosyi nakryła moją dłoń swoimi rękami.

– Do porodu zostało zaledwie kilka tygodni, Danny. Nie mogę się już doczekać, kiedy dziecko przyjdzie na świat. – Znowu westchnęła. – Jestem za stara, by byćw ciąży.

Uśmiechnęłam się ze współczuciem.

Dorothy wcale nie była stara, miała zaledwie trzydzieści sześć lat. Była jednak tak zwaną starą duszą. Pierwszy raz zaszław ciążę, gdy miała piętnaście lat, wyszła za mążw wieku lat osiemnastu,a potem długo żyław nieudanym małżeństwiez mężczyzną, który nie chciał miećz nią nic wspólnego. Zaraz po dwudziestce poznała Jase’a, który od zarania życia związany byłz klubem mojego ojca. Zaczęła wtedy przychodzić do siedziby klubu, by pobyćz Jase’em, gdy on nie spędzał czasuw domuz żoną, Chrissy,i trójką ich dzieci.

Dorothy Kelley nie była taka, jak pozostałe klubowe kurewki, które bywaływ naszym Klubie Motocyklowym. Naprawdę kochała Jase’a,a on ją uwielbiał. Nie na tyle jednak, by odejść od żony. Obecnie Dorothy na stałe zainstalowała sięw klubie.

Płacono jej tutaj za gotowanie, sprzątaniei pranie. Odkąd odeszła od męża, zajmowała lokal, który Jase wynajmowałw mieście. Jej córka Tegen,o dwa lata młodsza ode mnie, wyjechała na studia do San Francisco. Dorothy spędzała prawie cały czasw klubie.W ciągu ostatnich czterech lat bardzo się zbliżyłyśmy,i chociaż nie pochwalałam trójkąta,w jakim żyła, kochałam ją całym sercem.

Poczułam, że obejmuje mnie znajome ramię.

– Cześć, mała – szepnął ZZ, przyciągając mnie do siebiei wsuwając palce za pasek moich dżinsów. Drugą ręką odebrał mi piwoi pociągnąłz butelki długi łyk.

Obróciłam się ku niemui objęłam jego duże, twarde ciało.

– Cześć – odszepnęłami pocałowałam gow mostek.

ZZ miał trzydzieści lat, mocne, długie brązowe włosy, brązowe oczyi wyraziste rysy. Nieodmiennie nosił króciutki zarost. Był naprawdę kochany. Poszczęściło mi się, lepszego chłopaka trudno sobie wymarzyć. Miłyi troskliwy, wykształconyi oczytany, wierny, pomimo żew klubie aż się roiło od chętnych kurewek. ZZ miał wszystko,o czym mogła zamarzyć dziewczyna.

– Evie – roześmiała się Kami. – Ten wielki, seksownyi straszny znowu się gapi.

Obejrzałyśmy sięi zobaczyłyśmy mojego ojca, który wpatrywał sięw Evęw sposób,w jaki zawsze na nią patrzył. Uważnie.Z wielkim natężeniem. Zaborczo. Jak na obiekt pożądania.

Zgorszona odwróciłam wzrok.

– Coś wam pokażę – szepnęła Evai pochyliła się, by podnieść rocznego synka Kamio imieniu Diesel. Jej dżinsy zsunęły sięw dół, koszulka podjechaław górę,i na linii wzroku mojego ojca ukazał się wytatuowany nad jej pupą napis „DEUCE”.

Nie musiałam się oglądać, by wiedzieć, że ojciec zaraz przetnie trawniki zarzuci sobie Evę na ramię.W stosunku do żony zachowywał się, ujmując to łagodnie, jak jaskiniowiec.

Chociaż cieszyło mnie ich szczęście, widok ojca, który publicznie obmacywał moją macochę, wprawiał mniew skrajne obrzydzenie.

Jego zachowanie świadczyło jednako tym, że mój ojcieci Eva przebyli długą drogę. Kilka lat temu, tuż przed moimi osiemnastymi urodzinami, nieżyjący już mąż Evy, Frankie Crazy Deluva, potraktował ją brutalnie na oczach mego ojca. Ponura historia skończyła się tym, że Eva zmuszona była zabić swego męża, co bardzo źle wpłynęło na jej relacjez moim ojcem. Musieli mocno się napracować, by je przywrócić do dawnego stanu, dlatego oglądanie ich szczęśliwychi bardzow sobie zakochanych było prawdziwym błogosławieństwem.

– Jesteś okropna – żartobliwie zbeształa Evę Adriana.

Mąż Adriany, Mick, wiceprezes klubui najlepszy przyjaciel mojego ojca, przyciągnął żonę do siebiei ucałował jąw policzek.

– Skarbie! – ryknął donośnie. – Coś mi się widzi, że ty powinnaś stać się jeszcze bardziej okropna.

Adriana zachichotała.

– Zaraz wracam, mała – szepnął ZZ, całując mniew ustai szczypiącw tyłek. Pociągnąwszy za sobą Mickai posławszy mi szeroki uśmiech, ruszył przez trawnik. Właśnie wtedy przemknęła obok różowa sukieneczkai dwa mysie ogonki.

– Wracaj no tu, ty mała zwariowana gówniaro! – ryknął Cage, goniąc za Ivy po trawniku. –I oddaj mi moje kluczyki!

Ivy pędziła dalej, zaśmiewając się jak szalona. Cage ją przegoniłi zabiegł jej drogę. Ivy chciała go wyminąć lewą stroną, ale Cage był szybszyi ją złapał.

– Mam cię! – powiedział,a ona piszczałai chichotała, aż ją postawił na ziemi.

– Ivy Olivio West! – krzyknęła Eva. – Oddaj bratu kluczyki!

– Masz – mruknęła Ivy, rzucając je na jego wyciągniętą rękę. Cage zamknął dłoń na jej rączcei przyciągnął dziewczynkę ku sobie, by mocno uściskać.

– Kocham cię, ty mała zwariowana gówniaro! – ryknął tubalnie. – Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej siostrzyczki. Bo, sama wiesz, Danny jest trochę wredna.

Wzniosłam oczy do niebai pokazałam im uniesiony środkowy palec.W zamian obdarzyli mnie uśmiechami identycznymi jak mój. Pokręciłam głową. Ivy pobierała lekcję życia od naszego starszego, aroganckiego, lubiącego figlei uganiającego się za spódniczkami brata. Nie winiłam go za arogancję. Był nadzwyczaj przystojnym facetem. Młodszą, mniej surową wersją naszego ojca. Wysoki, dobrze umięśniony,z długimi jasnymi włosamii ciemnoczekoladowymi oczami – dziewczyny za nim przepadały.A on przepadał za nimi. Jednakże miałam mu za złe uganianie się za spódniczkami oraz bezustanne psikusy.A teraz Ivy podążała jego śladem. Doskonale wiedziała, co powiedzieć, żeby postawić na swoim, jak się nadąsaći trzepotać rzęsami. Eva zawsze czesała jąw mysie ogonkii ubieraław tenisówki, dzięki czemu mojemu ojcui mojemu bratu topniały serca, ilekroć na nią spojrzeli. Okropność. Nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że gdy Ivy dorośnie, będzie przyprawiać naszego starszawego ojcao liczne ataki serca.

– Nasz mały potwór – powiedziała Eva, uśmiechając się czule do Ivy.

– Uroczy potwór – dodała Kami.

– Ha, ha – zaśmiała się Eva. – Myślisz, że jest urocza, bo nie…

Miałam dość tej rozmowy. Wsunęłam ręce do kieszenii odeszłam, klucząc pomiędzy grupkami motocyklistów, kobieti dzieci. Wszyscy rozmawiali, śmiali sięi tańczyli. Pogodny obrazek. Istna doskonałość. No, może nie całkiem.

– Danny! – Skuliłam się, gotowa pospiesznie ruszyćw przeciwnym kierunku, ale nie byłam wystarczająco szybka. Moja przyjaciółka Anabeth chwyciła mnie za ramięi gwałtownie zwróciła twarzą ku sobie. Anabeth, tak jak ja, była ładną, niebieskooką blondynką. Obydwie byłyśmy zgrabne, ale ona była chuda,a ja bardziej umięśniona. Zawdzięczałam to dziesięciu latom uprawiania gimnastykii czterem latom bycia cheerleaderką. Ja miałam długie, lśniącei układające się włosy,a Anabeth była krótko ostrzyżona. Miała na sobie ciemnoniebieską sukienkę,a na nogach masywne niebieskie espadryle. Uszy przyozdobiła ogromnymi, sięgającymi niemal do ramion, niebieskimi kołami, odpowiednimi raczej dla kobietw wieku pięćdziesiąt plus. Kilka lat temu pochwaliłabym jej strój,a sama byłabym ubrana podobnie do niej, tyle że na różowo. Ale nie teraz. Obecnie Anabethi ja należałyśmy do dwóch różnych światów…

Straciłam bowiem coś, co sprawiało, że byłam tym, kim byłam,i z mojego świata powoli spłynęły wszelkie barwy.

Anabeth obrzuciła wzrokiem moje ciemne dżinsyi czarną koszulkęz dekoltemw serek. Jej oczy spoczęły na moich nogach.

– Nosisz zielone… tenisówki? – spytałaz niedowierzaniem.

Westchnęłami spojrzałamw dół na własne stopy. Tak. Eva nosiła wyłącznie tenisówki (z wyjątkiem kilku par klapków), więc gdy jechała na zakupy, kupowała tenisówki dla mniei dla Ivy.W sumie wszystkie trzy razem miałyśmy ich ze sto parw najrozmaitszych kolorach.

– Podobają mi się – oznajmiłam, wzruszając ramionami.

– Mnie także – powiedział Freebird.

Freebird był starym motocyklistą, który nadal żyłw latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Tym razem towarzyszyła mu jego kobieta, Apple Dumplin’, która, tak jak on, miała długie siwe włosyi twarz pomarszczoną bardziej niż zmięta kartka papieru.

– Sie masz, Danny? – odezwał się Tap, nastawiając pięść. Stuknęłamw nią mojąi uśmiechnęłam się do niego.

Tap miał pod pięćdziesiątkę. Nie był specjalnie wysoki, ale nadrabiał to muskulaturą. Zbudowany jak bokser, mocno umięśniony,z długimi czarnymi włosamii kozią bródką, mógł onieśmielać,o ile się go nie znało.

Był bowiem jednymz najspokojniejszych chłopaków pośród wszystkich motocyklistóww klubie Hell’s Horsemen.

– Pozdrowienia od Hannah. Ma nadzieję, że wkrótce znów ją odwiedziszw Atlancie.

Hannah była córką Tapa. Gdy jego żona, Tara, odeszła od niego, zabrała ze sobą Hannahi przeniosła się do Atlanty. Hannah była ode mnie starsza, ale że obie byłyśmy córkami Hell’s Horsemen, znałyśmy się od dawna.

– W zeszłym tygodniu rozmawiałamz nią przez telefon – odparłamz uśmiechem. – Podzieliła się ze mną dobrą nowiną.

– Nie mogę uwierzyć, że moje dziecko ma dziecko – powiedział Tap, szczerząc zębyw szerokim uśmiechu.

– Tu jesteś, skarbie – odezwał się Ripper, przystając pomiędzy Tapemi Apple, by podać Anabeth butelkę piwa.

– Dzięki – odparła, uśmiechając się do niego.

Ripper wpatrywał sięw Anabeth. Jego usta wygięły sięw uśmiechu pełnym zadowoleniaz siebie. Poczułam ściskaniew żołądkui szybko się odwróciłam, by się oddalić, zanim mnie zauważy. Ripperi ja byliśmy… Po prostu nie ma odpowiednich słów, którymi można by wyrazić, kim byliśmy Ripperi ja.

Miałam trzy lata, gdy mój ojciec podczas rajdu motocyklowego, przejeżdżając przez San Antonio, poznał Erika Rippera Jacobsa. Ripper miał wtedy zaledwie siedemnaście lat, właśnie stracił obydwoje rodziców, którzy zginęliw wypadku samochodowym, wracając po pijanemu do domuw Los Angeles. Dwa dni po pogrzebie uciekłz miasta na skradzionym motocyklu. Było to dokładnie na trzy tygodnie przed ukończeniem liceum.

Chłopcy natychmiast go polubili,i w drodze powrotnej do Montany, zabrali goz sobą. Po trzech miesiącach wykonywania różnych brudnych robót Erik został jednomyślnie przyjęty na członka klubu. Po roku mój ojciec awansował go na sierżantai ukuł dla niego przydomek Ripper na wzór działającegow Anglii seryjnego mordercyo pseudonimie Jack the Ripper*, ponieważ Erik był równie jak on biegływ posługiwaniu się ostrzem.

Niesłychane, że będąc tak młodymi niedawno przyjętym do klubu chłopakiem, tak szybko awansował. Był jednak kimś niezwykłymi wszyscyo tym wiedzieli. Zawsze pogodnyi skory do dowcipkowania. Dobrze radził sobiez ludźmi. Wystarczyło, by się uśmiechnął,a już spełniali jego polecenia.

– Hej, Ripper! – zawołała radośnie Apple. – Danny właśnie nam powiedziała, żew zeszłym tygodniu rozmawiała przez telefonz Hannah. Czego się od niej dowiedziałaś, Danny?

Przestałam się wycofywaći wróciłam na dawne miejsce. Ripper spojrzał na mnie ciemnoniebieskimi oczami. Tego dnia nosił swoje szklane oko, bardzo dokładną kopię tego, które utracił razem ze swoim radosnym usposobieniem. Pozbawił go ich ten sam człowiek, który omal nie zniszczył uczucia łączącego mego ojcai Evę. Frankie.

Ripper nie przejmował się jednak swoim wyglądem. Chyba że…

Zerknęłam na Anabeth.

Chyba że usiłował komuś zaimponować.

Zepchnęłam okulary przeciwsłoneczne na czoło.

– Cześć, Ripper – powitałam go beznamiętnie.

Patrzyliśmy na siebie.

O cholera, pomyślałamz goryczą.

Wyraz jego twarzy stał się lodowaty. Nie zaczynaj od nowa, Danny, mówiło jego spojrzenie.

Zacisnęłam pięści. Nienawidziłam naszych milczących rozmów, ale ponieważ nie mogliśmy być dla siebie nawzajem uprzejmi, milczenie było jedyną formą naszej komunikacji. Nawet milcząc, nie potrafiliśmy jednak ukryć naszych emocji.

– Ripper zabierze mnie dziś wieczorem na przejażdżkę! – oznajmiła podekscytowana Anabeth.

Spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem. No, oczywiście. Spodziewałam się tego.

Łypnął na mnie wzburzony.O co ci chodzi, dziecinko? Przejażdżkiz ZZ ci nie wystarczają?

Zamknij się.

Uniósł brew. Ubodło cię, co?

Tylko nie Anabeth, błagałam go wzrokiem. Proszę. Zostaww spokoju moje przyjaciółki.

Zniekształcone wargi Rippera wygięły sięw kpiącym uśmieszku. Och,a więc teraz mam przestrzegać zasad? Możesz się pieprzyćz moimi przyjaciółmi, ale ja mam się trzymaćz daleka od twoich przyjaciółek? To nie fair, dziecinko.

Nie spuszczając ze mnie wzroku, Ripper objął Anabethi koniuszkiem palca wodził po jej obojczyku.

– Dokąd chciałabyś pojechać, pięknotko?

Anabeth rozpromieniła się, usłyszawszy, że nazwał ją pięknotką. Ja zaś, słysząc, że nazywa pięknotką kogoś innego niż ja, poczułam wściekłość.

Ripper, dostrzegłszy to, triumfował.

Coś nie tak, Danny? Wyglądasz na zdenerwowaną. Czyżbym powiedział coś nieodpowiedniego?

Nakryłam usta dłoniąi usiłowałam zachować spokój. Odwracając oczy od Rippera, napotkałam wzrok Kajiki, młodej Indiankiz położonego nieopodal rezerwatu, którą Coxi Kami zatrudnili jako nianię.

Była piękna. Miała długie czarne włosyi wydatne, charakterystyczne rysy. Spoglądała na mnie ze zrozumieniem prawie czarnymi oczyma, spod gęstych długich rzęs. Uśmiechnęła się do mniez sympatią, wzmagając moje wzburzenie. Znała mnie na wylot. Niczymz otwartej księgi odczytywała wszystko, co usiłowałam ukryć. Nie znosiłam jej obecności. Przez nią wątpiłamw słuszność wszystkich podjętychw ciągu ostatnich trzech lat decyzji. Przez jej jedno cholerne przenikliwe spojrzenie.

– Tu jesteś – powiedział ZZ, wyrastając tuż przy mniei biorąc mnie za rękę. – Jesteś mi potrzebna.

Ripper cofnął ramię, którym obejmował Anabeth,i zamarł. Poznałam, że pod maską gniewu skrywa ból. Ze ściśniętym gardłem obróciłam się, pozwalając, by ZZ poprowadził mnie na środek trawnika, gdzie objął mniei uściskał.

– Nie złość się na mnie – szepnął.

Spojrzałam zdziwiona.

– Za co miałabym się złościć?

Uśmiechnął sięi padł na kolana.

Poprawka. Padł na jedno kolano.

Z bijącym sercem, wstrzymując oddech, patrzyłam na ZZ, któryz kieszeniw skórzanej kamizelce wyjął czarne pudełeczko. Zerknął na mnie.

– Nigdy nie widziałem kobiety piękniejszej od ciebie – powiedział tkliwie. – Jesteś także najmilszai najpiękniejsza ze wszystkich, jakie znam. Uszczęśliwiasz mnie, mała, sprawiasz, że moje życie jest takie cholernie dobre. Więc proszę cię, byś wyszła za mnie za mążi pozwoliła, bym spędził przy tobie życie, usiłując cię uszczęśliwić.

Otworzył pudełeczkoi moim oczom ukazał się pierścionekz ogromnym diamentem, jakiego nigdy przedtem nie widziałam.

– Och… mój… Boże – szepnęłam, przykładając sobie drżącą dłoń do serca. Raptem uświadomiłam sobie, że na podwórzu wszyscy umilkli. Ktoś wyłączył muzykę. Zapanowała kompletna cisza.

Rozejrzałam się wkoło. Wszyscy się uśmiechali, wlepiając wzrok we mnie.

Oj, niedobrze. Bardzo, bardzo niedobrze.

– Córeczko! – Obróciłam się gwałtownie na dźwięk głosu mojego ojca. – Powiedz jedno słowo,a wykopię tego dupka tam, gdzie pieprz rośnie! Nieważne, czy się zgodzisz, czy nie,i tak przetrzepię mu skórę!

Do mego ojca podeszła Eva. Przyłożyła dłonie do jego brzuchai żartobliwie go pchnęła. Ojciec objął jąi przyciągnął ku sobie, cały czas uśmiechając się do mnie.

ZZ najwyraźniej porozmawiałz nim wcześniej. Ojciec nigdy nie zgodziłby się, by coś takiego działo się bez jego wiedzy. Należał bowiem do tych ludzi, którzy muszą się psychicznie przygotować na wydarzeniaw rodzaju prośbyo rękę jego córki.

A to znaczyło, że… ojciec zgodził się na to, bym wyszła za ZZ.

Rozglądając się wokół, stwierdziłam, że wszyscy zgadzali się na to, bym poślubiła ZZ.

Więcej. Oni byli tym zachwyceni.

Wszyscyz wyjątkiem jednej osoby.

Zerknęłam na Rippera, którego złocista od słońca cera nabrała interesującego odcienia zieleni.

Nasze oczy się spotkały.

I przez chwilę… myślałam, że widzę mężczyznę, którego kocham.

Ripper wpatrywał sięw Danny. Patrzył na klęczącego przed nią ZZ, który prosiło jej rękę.

Ripper zaraz im wszystko popsuje.

Stojące wokół dupki nie mają pojęciao tym, że zaraz zostaną spryskani krwią, masą kostnąi tkanką mózgową, gdy głowa Rippera eksploduje, co stanie się za około pięć pierdolonych sekund.

Pięć…

Cztery…

Trzy…

Dwa…

Jeden…

Niech to szlag.

Żonkoś.

ZZ oświadcza się Danny.

I coz tego? Co jest? Co sięz nim dzieje? Raptem poczuł, że wszystkow nim wywróciło się do góry nogami. Serce przyspieszyło, zaczęła go świerzbić skóra. Powietrze dookoła stało się duszne, gęste. Oddychałz trudem. Kręciło mu sięw głowie. Piekł go nos.A żołądek zacisnął się boleśnie.

Nie czekając na to, że jego ciało rozpadnie się na kawałeczki, chcąc się pozbyć tych niemiłychi niechcianych sensacji, chwycił Anabethi przyciągnął do siebie. Ta natychmiast przylgnęła do niego uwodzicielsko.

Czując się jak ostatni palant, Ripper nie spuszczał wzrokuz Dannyi obmacywał tyłek Anabeth.

Pełne bólu piękne niebieskie oczy Danny znów zwróciły się ku ZZ.

Ripper wstrzymał oddech. Ona powie „tak”.

Zróbże coś, krzyczał mózg Rippera. POWSTRZYMAJ JĄ!

POWSTRZYMAJ JĄ, DO DIABŁA!

Ale Ripper nie zrobił nic.

Jak zawsze.

Wiedział bowiem, że jest bezużytecznym gnojkiem, który nigdy na nią nie zasłuży.

Stał więc jak głupi, obejmując jej przyjaciółkę,i zafascynowany patrzyłz przerażeniem, jak jej wargi się rozchylają i…

PIEPRZYĆ TO GÓWNO.

Pieprzyć klub, jego zasadyi cholerne braterstwo.

Poświęci dla niej to wszystko. Dla jego kobiety.

Bo przecież ona jest jegoi raczej dziesięć razy pójdzie do piekłai z powrotem, niż ją utraci na zawsze.

Odepchnął Anabeth na bok, zrobił krok na przód, i…

– DANNY!– ryknął. – DZIECINKO!

Rozdział drugi

Przed trzema laty…

Bal maturalny. Zwieńczenie trzynastu lat naukii wszystkich tych przygotowań. Objechałyśmyz Kami cztery miasta, żeby znaleźć dla mnie idealną różową sukienkę. Dwie godziny spędzonew salonie piękności, by ułożyć włosy, zrobić manicurei makijaż, a…

A ja wciąż byłam jakaś… rozczarowana.

Może dlatego, że czułam się tak, jakbym była na zewnątrzi tylko zaglądała do środka. Nie pasowałam do roześmianych, roztańczonychi szczęśliwych koleżanekw szkole. Wszystko, cow liceum wydawało mi się ważne – oceny, przyjaciółki, zjazdy absolwentów, taniec, uczestnictwow grupie cheerleaderek,a wreszcie ów bal maturalny – straciło dla mnie znaczenie. Odkąd…

Zmusił mnie do patrzenia, jak ją gwałci – ryknął mój ojciec. – Czy to się wam mieściw głowie? Musiałem się przyglądać, jak ją gwałci! Byłem przykuty do tego cholernego grzejnikai patrzyłem, jak moja kobieta jest posuwana przez pieprzonego psychopatę.I nic nie mogłem na to poradzić!

Na wspomnienie słów ojca zacisnęłam powiekii zazgrzytałam zębami.

– Jak go załatwili? – Spytał Tap.

– To nie oni – odparł agent FBI. – To ta kobieta. Niemal odcięła mu głowę jego sztyletem. Wyszłaz motelu półnaga, trzymającw ręce zakrwawiony sztylet.

Kami padła na kolana, wrzeszcząc, co siłw płucach. Cox ukląkł obok nieji otoczył ją ramionami.

– Cholera… – Cox spojrzał na Deuce’a. Jego pełen przerażenia wzrok odzwierciedlał to, co czuł Deuce. – Szefie… – wyszeptał.

– Foxy…

Deuce usiadł na powróti zakrył twarz zdrową ręką. Mick objął go od tyłui mocno uścisnął.

– Nic jej nie jest, szefie. Eva żyje.

– Żyje – powtórzył Deuce ochrypłym głosem. – Ale wcale nie jestem pewny, czy rzeczywiście nic jej nie jest.

Ojciec miał rację. Jego kobieta nie czuła się dobrze. Na początku wyglądało na to, żez Evą wszystko jestw porządku. Była jednak trochę bardziej milcząca, często płakała.A potem pojechali do Nowego Jorku na pogrzeb Frankiego. Po powrocie Evaw ogóle się nie odzywała, nic nie jadła, przestała się myć. Prawie nie wstawałaz łóżka, leżała nieruchomo, pustym wzrokiem wpatrując sięw przestrzeń.

Ojciec byłw nie lepszym stanie. Najczęściej milczący,z twarzą ukrytąw dłoniach, wysiadywał na podłodze obok jej łóżka. Od czasu do czasu podnosił się, by chodzićw tęi z powrotem po pokoju, waląc pięściamiw ściany.

Cagei ja ze względu na Ivy usiłowaliśmy jakoś dbaćo dom. Ivy miała niecałe dwa latai nie rozumiała, co się dzieje, ani dlaczego. Dlaczego mamusia nie wstajez łóżka,a tatuś sięz nią nie bawi.

Sytuacja stawała się coraz gorsza.

Cage nie mógł się wszystkim zajmować. Miał pracę, uczestniczyłw rajdach, zaglądał do klubu, by sprawdzić, czy pod nieobecność naszego ojca wszystko jest tamw porządku.

Musiałam zrezygnować ze wszelkich nadprogramowych zajęć. Mój trener gimnastyki po kilku tygodniach nieobecności skreślił mniez listy. Nim nadeszła wiosna, opuściłam tak wiele lekcji, że ucierpiały na tym moje oceny, więc wyrzucono mniez zespołu cheerleaderek. Na szczęście udało mi się ukończyć szkołę średnią.Z powodu tych wszystkich niepowodzeń znienawidziłam swoją Bogu ducha winną małą siostrzyczkę.

Co gorsza, nie miałam żadnego oparciaw mojej rodzonej matce. Gdy skończyłam osiem lat, zostawiła nasi przeniosła się do Forsyth, miasta oddalonego o czterdzieści minut jazdy od Miles City. Jai Cage czuliśmy się jednak tak, jakby wyjechała za granicę. Pracowała na dziesięciogodzinne zmiany jako kelnerka. Po pracy spędzała noce, pijącz każdym nadarzającym się podrywaczem. Rzadko do nas telefonowałai jeszcze rzadziej spotykała sięz nami.

A teraz…

Eva już nie spędzała czasuw łóżku. Normalnie jadła, myła się, dbałao siebiei zajmowała się córeczką.

Ojciec znów jeździł na motorze, wrócił do klubu, robił wszystko, co do niego należało.

Jednak nasze życie uległo zmianie. Gdy ojcieci Eva przebywali razemw domu lubw klubie, widziałam, że jest pomiędzy nimi jakieś napięcie. Przestali wspólnie wykonywać domowe prace, rzadko ze sobą rozmawiali, chyba że chodziłoo Ivy. Ojciec wrócił do swego dawnego trybu życia. Nie bywałw domu po kilka dniz rzędu,a gdy się pojawiał,i tak spędzał niemal wszystkie nocew klubie.

Eva zaś zdawała się nie dbaćo to, co robił. Prawie cały czas spędzałaz Kamii Devinem. Coraz częściej odwiedzała swojego ojcaw Nowym Jorku.

Cage szybko wrócił do swego dawnego idiotycznego trybu życia – dowcipkował, pił, uganiał się za spódniczkami. Stale byłw klubie albow trasie…

A ja…

Ponieważ miałam kiepskie stopnie i nie ukończyłam wcześniej dwóch lat nauki w Miles Community College, nie mogłam się ubiegaćo przyjęcie na Montana State University. Moje dwie najbliższe przyjaciółki, Anabethi Ellie, wybierały się na MSU. Od lat planowałyśmy, że wszystkie trzy wyjedziemy razem na studiai razem zamieszkamy, bo zawsze wszystko robiłyśmy razem. Tak było jednak, dopóki moja rodzina się nie rozpadła, co zmusiło mnie do wzięcia na siebie obowiązków, które odsunęły mnie od dotychczasowego trybu życia.

Moje dawne życie minęło bezpowrotnie.

Zlustrowałam salę gimnastyczną, którą udekorowanow stylu Snu nocy letniej.Z podłogi wyrastały ogromne wielobarwne drzewao pniachi gałęziachz papier-mâché oraz liściachz lamety.Z sufitu przyozdobionego pastelowymi balonami zwisały srebrzyste gwiazdyi księżyc.

Pięknie. Coś takiego mogłabym sobie wymarzyć, gdybym nadal byław zespole projektującym dekoracje. Ale zamiast się zachwycać, sterczałamw holu, patrząc, jak mój chłopak do taktu piosenki Sir Mix-a-Lot pod tytułem Baby’s Got Back tańcujez ostatnią dziwkąw całej szkole.

Co gorsza, nawet się tym nie przejęłam.

– Danny?

Nareszcie. Ponad godzinę temu zatelefonowałam do klubu, prosząc, by mnie stąd zabrano. Obejrzałam się przez ramięi zobaczyłam Rippera, jak zwykle od stop do głów ubranegow skóry. Skórzane spodnie, skórzane buty, obcisła trykotowa koszulkaz wizerunkiem zespołu Metallicai czarna skórzana kamizelka Hell’s Horsemen. Żuł wykałaczkę. Lotnicze okulary przeciwsłoneczne skrywały brak oka.

– Co ty tu robisz, do cholery, zamiast być na sali ze wszystkimi twoimi… – zajrzał do sali gimnastyczneji jego głos zamarł. – …z tymi wszystkimi głupkami – dokończyłz pełną niesmaku miną. – Nieważne. Doskonale rozumiem, dlaczego nie chcesz tam być.

– Nie poszedłeś na swój bal maturalny? – spytałam.

– Nie. Rozstałem sięz Kalifornią, gdy miałem siedemnaście lat. Nawet nie ukończyłem szkoły średniej.

Skinęłam głową.

– Aha. – Westchnęłam, odwracając się plecami do tego, co miało być moim ostatnim wspomnieniem szczęśliwych lat spędzonychw liceum. – No, to chodźmy stąd.

– Posłuchaj, Danny – cicho powiedział Ripper, nie ruszywszy sięz miejsca. – Dziewczyna powinna zatańczyć na balu maturalnym. Wyglądasz tak, jak trzeba. Jeden ostatni taniec, dziecinko. – Podał mi rękę. – Koniec pewnej ery, sama rozumiesz.

Spojrzałam na jego niegdyś piękną,a teraz zdeformowaną twarz, zastanawiając się, jak on to robi. Jak mu się udało powrócić do życia po tym wszystkim, co go spotkałoz rąk Frankiego. Mnie Frankie przecież nic nie zrobił, przynajmniej nie wprost. Jego postępki spowodowały efekt domina. Ja wprawdzie upadłam ostatnia, ale czułam się tak, jakby wszyscy inni zwalili się na mnie.

I jeszcze się nie pozbierałam.

Chyba niktz nas się nie pozbierał.

– No, dobrze – odparłam, wzruszając ramionami. – Ale, prawdę powiedziawszy, nie bardzo widzę, po co.